• Nie Znaleziono Wyników

Widok Taniec wokół dzikiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Widok Taniec wokół dzikiego"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)Acta Universitatis Wratislaviensis No 3425. Ewa Kosowska Uniwersytet Śląski. Taniec wokół dzikiego1. Prace Kulturoznawcze XIV/1 Wrocław 2012. Znana jest odpowiedź, jakiej miał udzielić Frazer, gdy zapytany przez Williama Jamesa, czy i z jakimi krajowcami zetknął się osobiście, odrzekł z nieukrywanym zdziwieniem: „Ja, ależ uchowaj Boże!”. A tenże sam Frazer poświęcił wiele tomów „dzikiemu”, którego nigdy nie oglądał na własne oczy!2. W myśleniu potocznym użytkowników każdej kultury pojawiają się niekiedy nieuprawnione generalizacje, przedwczesne uogólnienia doświadczeń jednostkowych, nie reprezentatywnych, ale postrzeganych jako reprezentatywne, a zatem słuszne i prawdziwe. Stereotyp traktowany jako kategoria badawcza staje się pojęciem opisującym wspomniane zjawisko i zarazem terminem porządkującym myślenie o myśleniu potocznym. W efekcie, posługując się nim, zazwyczaj koncentrujemy uwagę na tym, co potocznie postrzegane i werbalizowane, ale przy okazji tworzymy blokadę w myśleniu o tych poziomach kultury, które jeszcze stereotypizacji nie podlegają. Stereotypy z pozoru ułatwiają porozumienie i komunikację międzykulturową, ale jednocześnie usprawiedliwiają dystans do zadawania niestandardowych pytań i pozwalają na lekceważenie opinii, które nie są zbieżne z potocznym doświadczeniem — nawet gdy ta potoczność dotyka 1. Zasadnicze tezy tego artykułu zostały przedstawione podczas konferencji Stereotypy z perspektywy nauk humanistycznych i społecznych, organizowanej w Warszawie w ramach Międzyuczelnianego Programu Interdyscyplinarnych Studiów Doktoranckich Akademii „Artes Liberales”, w dniach 16–17 stycznia 2012. 2 A. Waligórski, Antropologiczna koncepcja człowieka, Warszawa 1973, s. 153. Tamże źródło anegdoty: R. Benedict, Anthropology and the Humanities, „American Anthropologist” 50, 1948, z. 4.. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 67. 2012-10-19 09:47:50.

(2) 68. Ewa Kosowska. określonej formy naukowego dyskursu. Można powiedzieć, że o ile pojęcia abstrakcyjne rodzą się z generalizacji konkretnych, podobnych do siebie zjawisk porządku fenomenalnego, o tyle stereotypy powstają w wyniku generalizacji zjawisk kognitywnych, którym Walter Lippman przypisywał status obrazu3. Taki obraz wytworzony w umyśle człowieka może stać się narzędziem unifikowania ponadjednostkowych doświadczeń i przeświadczeń, a w rezultacie fundamentem postaw zbiorowych. W dalszej kolejności może też być podstawą interpretacji, pod warunkiem wszelako, że przybierze postać dostępną potencjalnemu interpretatorowi — na przykład słowną. W tej formie, jako opinie potoczne i łatwo reprodukowane, stereotypy upowszechniają przeświadczenia o ideach, ludziach, przedmiotach i zachowaniach. O ile Lippmanowskie „obrazy” są z natury rzeczy niedostępne dla badacza, o tyle ich obraz językowy, czyli obraz drugiej generacji, staje się podstawą kształtowania wiedzy o uproszczonych sposobach ludzkiego myślenia. Albowiem w procesie wielopoziomowej translacji wrażeń na obraz, obrazu na słowo, słowa na pojęcie itp. dokonujemy licznych redukcji, uogólnień i przekłamań, rzutujących na ostateczne efekty badawcze. Być może ma to szczególne znaczenie w wypadku tak zwanych stereotypów etnicznych, porządkowanych formalnie na autostereotypy (pozytywne i negatywne opinie o własnej grupie), heterostereotypy (zmieniające się okazjonalne opinie o innej grupie) i wereotypy (sądy wyważone, opisujące, unikające skrajności, w opinii Maria Abatego i F. Kennetha Berriena będące efektem dokonanej przez badacza konfrontacji autostereotypów i heterostereotypów)4. Od czasu publikacji klasycznej pracy Lippmana pojawiło się wiele innych, inspirowanych tymi kategoriami. Wydaje się jednak, że ich upowszechnianie paradoksalnie bardziej przyczynia się do utrwalania uproszczonych sądów niż do ich korygowania za pośrednictwem uzyskanych wyników badawczych. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że rekonstruowane i powielane przykłady myślenia uproszczonego często wydają się atrakcyjniejsze niż efekty weryfikacji obiegowych opinii. Cóż z tego, że nie wszyscy Francuzi jedzą żaby, których my tradycyjnie nie jadamy: wszak znacznie łatwiej, krócej i poniekąd dowcipniej jest powiedzieć o kimś „żabojad”, niż zastanawiać się nad skutkami protekcjonalnego dystansu, który pozwala chociażby na moment zapomnieć o światowej sławy osiągnięciach francuskiej kuchni.. 3. Zob. W. Lippman, Public Opinion, New York 1922. Zob. K. Kwaśniewski, Stereotyp etniczny, [w:] Słownik etnologiczny. Terminy ogólne, red. Z. Staszczak, Warszawa-Poznań 1987, s. 327. Zob. także J.S. Bystroń, Megalomania narodowa, [w:] idem, Tematy, które mi odradzano. Pisma etnograficzne rozproszone, Warszawa 1980; A. Niewiara, Wyobrażenia o narodach w pamiętnikach i dziennikach z XVI–XIX wieku, Katowice 2000; eadem, Moskwicin — Moskal — Rosjanin w dokumentach prywatnych. Portret, Łódź 2006; eadem, Kształty polskiej tożsamości. Potoczny dyskurs narodowy w perspektywie etnolingwistycznej, Katowice 2010, s. 421. 4. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 68. 2012-10-19 09:47:50.

(3) Taniec wokół dzikiego. 69. Jeżeli założymy, że zasada swój–obcy generuje uproszczone wyobrażenia o grupach etnicznych, to wypadałoby przyjrzeć się bliżej kategorii, którą można by potraktować jako metageneralizację, pojawiającą się w momencie przesuwania poczucia swojskości na poziom wspólnoty ponadnarodowej, budowanej na podstawie wierzeń religijnych i zdobyczy cywilizacyjnych. Opozycja dziki– cywilizowany, bo o nią mi tutaj chodzi, została zwerbalizowana stosunkowo późno, ale odczuwane do dzisiaj skutki jej oddziaływania zasługują na uwagę. Tym bardziej że „cywilizowany” jest w tym kontekście synonimem „europejskości”, a „dziki” — znacznej części tego, co pozaeuropejskie. Zestawienie tych pojęć sugeruje przy okazji potrzebę refleksji nad przedziwnym powinowactwem mitu i stereotypu. Mit należy do sprawdzonych narzędzi kształtowania ludzkiej świadomości. Dlatego powoływanie się na wspólnotę fundujących go wartości, a przy okazji wybór określonej wersji zawsze pojawia się w sytuacji potrzeby retorycznego wsparcia tezy, mającej swoją mniej lub bardziej wyrazistą alternatywę. Mit ma być wówczas argumentem przesądzającym prawdziwość wybieranej opcji i właśnie ta wiara w jego moc perswazyjną skłania mnie do przytoczenia, w kontekście tych rozważań, jednej z licznych wersji opowieści o śródziemnomorskich źródłach kultury naszego kontynentu. Wszak Europe to imię porwanej przez Zeusa sydońskiej księżniczki, którą bóg, przyjąwszy postać byka, uprowadził na Kretę. W micie Europy jest zawarty wątek deifikacji5. Wątek o tyle znamienny, że sygnalizujący szczególne walory wybranki Zeusa, niezwykłość wynikającą nie tylko z jej urzekającej urody i płodności (wszak urodzić miała kilkoro dzieci), ale i z nieznanych bliżej cech charakteru, które sprawiały, że Zeus przez dłuższy czas pozostawał pod jej urokiem i hojnie obdarowywał niebanalnymi upominkami. Dary bogów nigdy nie są przypadkowe6. Zatem Europa otrzymała na włas5. Zob. P. Grimal, Słownik mitologii greckiej i rzymskiej [1951], przeł. A. Nikliborc, red. J. Łanowski, Wrocław 1987. Czytamy tam (s. 93) między innymi, że Europe to imię kilku postaci mitologicznych, a „najsławniejszą z nich [była], córka Agenora i Telefassy, ukochana Zeusa […]. Zeus zobaczył Europę, gdy bawiła się z towarzyszkami na wybrzeżu Sydonu lub Tyru, gdzie panował jej ojciec. Ogarnięty żądzą posiadania pięknej dziewczyny przyjął postać byka o lśniąco białej sierści i rogach podobnych do półksiężyca. W tej postaci zbliżył się i legł u stóp Europy. Ta, z początku spłoszona, oswoiła się i pieszcząc zwierzę siadła na jego grzbiecie. Natychmiast byk zerwał się i uniósł zdobycz w stronę morza. Mimo krzyków Europy, rozpaczliwie uczepionej u rogów zwierzęcia, byk odpłynął od brzegu i oboje dotarli do wybrzeży Krety, gdzie w Gortynie w pobliżu źródła Zeus posiadł dziewczynę pod platanami, które na pamiątkę boskiej miłości nigdy nie tracą swoich liści”. 6 „Europe dała Zeusowi trzech synów: Minosa, Sarpedona i Radamantysa. Przypisuje się jej i syna Karnosa, kochanka Apollona. Miała być też matką Dodona. Zeus obdarował ją trzykrotnie: ofiarował jej → Talosa, »robota« z brązu (→ Argonauci), który strzegł wybrzeży Krety przed wszelkimi najazdami cudzoziemców, psa, który nie wypuszczał raz chwyconej zdobyczy, oszczep nie chybiający celu. Oddał ją wreszcie za żonę królowi Krety, Asterionowi, synowi Tektamosa. Nie mając własnego potomstwa Asterion przyjął za swoje dzieci Zeusa. Europie po śmierci oddawano boską cześć” (ibidem, s. 93–94).. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 69. 2012-10-19 09:47:50.

(4) 70. Ewa Kosowska. ność cudowny oszczep niechybiający celu, doskonałą broń, ułatwiającą ekspansję; psa, który nigdy nie wypuszczał zdobyczy — swoisty model aksjologiczny promujący bezkompromisową pazerność i usprawiedliwiający kulturę łupu, oraz olbrzyma z brązu, Talosa, zagadkowego strażnika broniącego obcym dostępu do wyspy, którą bóg wybrał na miejsce pobytu swojej ukochanej. Metalowy olbrzym, poruszający się samodzielnie dzięki nieznanej życiowej energii, jednofunkcyjny, bo przeznaczony do obrony przed obcymi, jest z jednej strony symbolem ksenofobii, a z drugiej zapowiedzią fascynacji techniką, fascynacji, która stała się z czasem synonimem naszej cywilizacji. To dzieło Hefajstosa lub Dedala, boga lub człowieka, z których każdy miał na swoim kącie niezwykłe wynalazki, zaświadczać miało o podziwie, jakim już starożytni obdarzali mechaniczne zabawki, imitujące nie mechaniczne, lecz żywe istoty. Jest śladem niezwykłego projektu, sięgającego epoki brązu, projektu, który nawet wtedy, gdy potraktujemy go w kategoriach fantazmatu, nie przestaje zadziwiać i prowokuje do zastanowienia7. Nie wdając się w nazbyt daleko idącą interpretację, można zakładać, że Europa ma pochodzenie pozaeuropejskie (Sydon lub Tyr, jej prawdopodobna ojczyzna, to tereny obecnego Libanu, czyli południowo-zachodnia Azja). Ze wszystkich znanych dzisiaj wersji wywnioskować można, że zgodnie z mitem właśnie Kreta była pierwszym obszarem adaptowania pozyskiwanych skądinąd wartości, tworzących w warunkach względnej izolacji fundament, na którym kolejne pokolenia budowały specyfikę cywilizacji śródziemnomorskiej. Znamienne jednak, że u podstaw tej specyfiki pojawiła się bardzo wyrazista ikona ksenofobii, a zarazem ucieleśnione w zwierzęciu i przedmiocie wzorce aksjologiczne, które przetrwały do dnia dzisiejszego. Gdy Noam Chomsky w roku 1997 tytułuje jedną ze swoich najbar7 Por. „Talos. Postać występująca w micie kreteńskim, uchodząca bądź za istotę ludzką, bądź za robota z brązu. W pierwszym przypadku to syn Kresa, herosa eponima wyspy, a jego samego — Talosa — synem miał być podobno bóg ognia → Hefajstos. Z kolei Hefajstos miał być ojcem Radamantysa. Odmienna wersja dawała Talosowi za ojca Ojnopiona. W drugim zaś wypadku ów Talos był uważany za dzieło bądź Hefajstosa, który podarował je Minosowi, bądź Dedala, nadwornego artysty królewskiego, bądź za przedstawiciela »rasy brązu« na ziemi. Zasadniczo Talos jest strażnikiem Krety. Obdarzony niestrudzona czujnością, został wybrany do tej służby przez Minosa albo też przez Zeusa, który powierzył mu opiekę nad wyspą swojej ukochanej Europy. Codziennie trzykrotnie obchodził dookoła Kretę w pełnej zbroi. Nie tylko nie dozwalał, by wtargnęli tam obcy przybysze, lecz również, by mieszkańcy opuszczali wyspę bez pozwolenia Minosa. Właśnie → Dedal musiał wybrać drogę powietrzną najprawdopodobniej dlatego, by mu się wymknąć. Ulubioną bronią Talosa były ogromne głazy, którymi ciskał na wielką odległość. »Potajemni obcy przybysze«, nawet jeżeli udało im się przebyć tę pierwszą zaporę, mogli obawiać się ze strony Talosa jeszcze innego niebezpieczeństwa. Kiedy Talos ich schwytał, wskakiwał do ognia, rozżarzał swój metalowy tułów do czerwoności i rzucał się na nieszczęsnych, by spalić ich w uścisku. Ciało Talosa nie podlegało w ogóle zranieniu z wyjątkiem dolnej części nogi, gdzie znajdowała się żyła zamknięta małą kostką. Kiedy przybyli → Argonauci, dzięki czarom udało się Medei zerwać tę żyłę i Talos zmarł. Według innej wersji Pojas, ojciec Filokteta, jeden z Argonautów — opowiadano — przeszył tę żyłę strzałą. Talosowi przypisywano syna Leukosa (→ Idomenaus)”, Talos, przeł. B. Górska, [hasło w:] ibidem, s. 332–333.. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 70. 2012-10-19 09:47:50.

(5) Taniec wokół dzikiego. 71. dziej bulwersujących książek Rok 501. Podbój trwa8, w praktyce ilustruje charakterystyczny dla Europejczyków syndrom psa, który nigdy nie puszcza zdobyczy. Tę historię rozmaitych obliczy kolonializmu rozpoczyna rozdział, którego tytuł jest cytatem: Wielkie dzieło podboju i porządkowania, a podrozdział inicjalny, też cytat, nosi znamienny tytuł Dzika niesprawiedliwość Europejczyków. Dysponując coraz doskonalszymi oszczepami, które nigdy nie chybiają celu, zrodzone z gwałtu dzieci Europy, pewne bezkarności, nie tylko pozostają wierne przesłaniu starożytnych „oko za oko, ząb za ząb”, czyli „gwałt niech się gwałtem odciska”, ale i, co najmniej od czasów Aleksandra, sprawnie szukają pretekstu do konfrontacji własnych sił i środków z realnym bądź wyimaginowanym wrogiem. I najczęściej nie tym wrogiem, który zagrażałby im na ich terytorium, jak chociażby wojska Dżingis-chana; raczej z wrogiem, którego należy obezwładnić, zanim jeszcze przyjdzie mu na myśl, żeby zagrozić jedynej prawdziwej cywilizacji. Mit metalowego olbrzyma strzegącego przed inwazją obcych jest naszym mitem inicjalnym, a zestaw: olbrzym, oszczep i pies, dostarcza zmitologizowanych argumentów, legitymizujących rosnący w siłę europocentryzm. W poszukiwaniu cennego łupu (rodzaj pożądanej zdobyczy zmienia się z epoki na epokę) przemierzamy ogromne terytoria, za każdym razem trafiając na właściwego wroga albo wiernego sprzymierzeńca. Kaptowanie sojuszników z reguły jednak bywa zajęciem nużącym i mało efektownym ekonomicznie, w przeciwieństwie do pokonywania wrogów. Imperatyw ochrony przed obcymi to jedynie początek. Talos ciskał skałami w statki, które usiłowały dobić do brzegów Krety. Z czasem elity europejskie uznały za oczywisty postulat obrony całej cywilizacji, obrony religii czy chociażby interesów poszczególnych państw. A to już wymagało wyjścia poza granice kontynentu, transgresji w kierunku terytoriów, na których mogło zrodzić się potencjalne zagrożenie. Lęk przed tym, że to my będziemy obiektem najazdu, sprawił, iż zaczęliśmy nerwowo oglądać się dookoła. Potrzeba rozładowania licznych napięć wewnętrznych, jakie przez ponad dwa tysiące lat narosły w Europie, skłoniła wielu jej mieszkańców do opuszczenia własnego kontynentu i pożeglowania w stronę horyzontu. Szukając złota i korzeni, szukając nowych ziem i nieznanych wcześniej bogactw, znaleźliśmy dzikiego. I odsłoniliśmy światu własną „dziką niesprawiedliwość”, przez nas traktowaną jako „prawo białego człowieka”. Rozmaite, chociaż najczęściej triumfalne pląsy, jakie „cywilizowani” odtańczali wokół „dzikiego”, rozpoczynają się w epoce wielkich odkryć geograficznych. Sama ta nazwa niesie z sobą wyraźne konotacje europocentryczne: oto poza naszym światem, znanym i oswojonym, opisanym i rozpoznanym, istnieją jakieś enklawy domagające się odkrycia i zbadania, a przede wszystkim opanowania. Enklawy te, zamieszkiwane przez tubylców, co do których nie wiadomo dokład8. Zob. N. Chomsky, Rok 501. Podbój trwa, przeł. Z. Jankowski, O. Mainka, Warszawa-Poznań. 1999.. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 71. 2012-10-19 09:47:50.

(6) 72. Ewa Kosowska. nie, czy są ludźmi, a jeśli nawet, to z pewnością innymi i gorszymi od nas, stały się wyzwaniem dla poszukiwaczy przygód, zubożałych rycerzy, misjonarzy, badaczy, awanturników, kupców i złodziei. Zagubieni w gąszczu krzyżujących się interesów i intencji rozpoczęli wspólne polowanie na wrażenia, na znane i nieznane, ale łatwo dostępne dobra, na prestiż, sławę i wyższą pozycję społeczną. Zabijali w imię władców, których noga nie postała na podbijanych ziemiach, chrzcili przemocą w imię Boga miłosiernego i sprawiedliwego, rabowali w przekonaniu, że siła jest dostatecznym argumentem do odebrania słabszemu mienia, wolności i życia. Osiągając doraźny cel, za każdym razem święcili cząstkowy triumf, utwierdzając się w słuszności raz obranej drogi. Towarzyszył im lęk przed innością, fascynacja polowaniem na dzikiego, obawa przed siłą natury i perspektywą nieoczekiwanego odwetu ze strony pierwotnych mieszkańców podbijanych ziem. Dlatego każdy zdobyty przyczółek traktowali jako synonim sukcesu, jako etap na drodze opanowania nieznanego, jako zwycięstwo nad wrogiem. Wypracowali wiele prostych form postępowania w zdobywanych krajach, ustalili algorytm działań kolonizacyjnych i zasady respektowania „prawa białego człowieka”. Zmagania z barbarzyńcami, z mieszkańcami nieznanych terytoriów, istotami mówiącymi niezrozumiałym językiem, mającymi dziwne obyczaje i czczącymi obcych bogów, były w Europie zjawiskiem znanym od niepamiętnych czasów. Ale koncepcja „dzikiego” jest stosunkowo nowa. O ile starożytni zmierzali do podbicia dodatkowych terytoriów i wchłonięcia nowych ludów w istniejące systemy organizacyjne, o tyle nowożytnym, w znacznej mierze potomkom plemion przybyłych tu w okresie wędrówki ludów, w miarę rozwoju cywilizacji naukowo-technicznej obcy powoli przestawali być potrzebni: istniejąca infrastruktura nie była w stanie wchłonąć całego ujawnianego potencjału ludzkiego, zadowalała się terytoriami i bogactwami. Tuziemcy, którzy nie przejawiali oczywistych talentów adaptacyjnych, tworzyli problem: trzeba ich było żywić, ubierać, pilnować, a przyjęcie przez nich chrztu nie gwarantowało automatycznej zmiany starych nawyków. Chętnie zatem uznawano ich za dzikich, krnąbrnych i opornych, przyzwyczajonych do życia w naturze podobnie jak zwierzęta. Wydawać by się mogło, że dawne metody postępowania, zmierzającego do fizycznego wyniszczenia dzikich, współcześnie są piętnowane. Jednak, jak zauważa Jared Diamond, nie jest to oczywiste, a przynajmniej nie powszechne: Dzisiejsze postawy białych Australijczyków wobec własnej zbrodniczej przeszłości są bardzo zróżnicowane. Podczas gdy polityka rządu i prywatne poglądy wielu białych stały się stopniowo coraz bardziej współczujące z aborygenami, inni biali zaprzeczają odpowiedzialności za ludobójstwo. W „The Bulletin” na przykład, jednym z czołowych czasopism australijskich, ukazał się w 1982 roku list pewnej damy nazwiskiem Patricia Cobern, która zaprzeczała z oburzeniem, jakoby biali osadnicy mieli wytępić Tasmańczyków. W rzeczywistości, jak pisała pani Cobern, osadnicy byli miłośnikami pokoju odznaczającymi się wysoką moralnością, natomiast Tasmańczycy byli zdradliwi, żądni krwi, wojowniczy, brudni, żarłoczni, zarobaczeni i zeszpeceni przez syfilis. W dodatku nie troszczyli się o swoje dzieci, nigdy się nie kąpali i mieli odrażające obyczaje małżeńskie. Wymarli z powodu braku higieny, a także pragnienia śmierci i braku wiary. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 72. 2012-10-19 09:47:50.

(7) Taniec wokół dzikiego. 73. religijnej; było tylko zbiegiem okoliczności, że po tysiącach lat bytowania wymarli właśnie podczas konfliktu z osadnikami. Jedynie Tasmańczycy dopuszczali się masakrowania białych, a nie odwrotnie. A poza tym osadnicy zbroili się tylko w samoobronie, nie byli obznajomieni z bronią, i nigdy nie zastrzelili więcej niż czterdziestu jeden Tasmańczyków naraz9.. Święte oburzenie, z jakim australijska dama odrzuca myśl o niemoralnym postępowaniu własnych przodków i w bezkompromisowy sposób staje w obronie ich honoru, ma oczywiście swoje źródła w zespole ciągle żywych przekonań na temat wyższości europejskiego modelu cywilizacji. Kontakt z obcymi był w tym ujęciu niefortunną koniecznością, narażał Europejczyków na nieprzyjemności współistnienia z istotami, które znacząco utrudniały i tak niełatwy los emigrantów, mających za sobą traumatyczną decyzję opuszczenia ojczyzny lub wręcz zmuszanych do takiego wyjazdu10. Napotkane na antypodach istoty przypominały zwierzęta, ale stwarzały znacznie większe niebezpieczeństwo — początkowo mamiły iluzją porozumienia, potem buntowały się przeciwko oczywistym i powszechnie uznawanym zasadom, wreszcie ośmielały się atakować przybyszy, którzy w relacjach z pierwotnymi mieszkańcami kolonizowanych terytoriów wykazywali swoistą bezradność. Wprawdzie co najmniej od neolitu roztaczano opiekę nad zwierzętami udomowionymi, pod warunkiem oczywiście, że te wyzbyły się niewygodnych dla człowieka instynktów, ale jednocześnie doskonale funkcjonował motywowany potrzebą przeżycia imperatyw polowania na zwierzęta dzikie, a nawet ich systematycznego tępienia — o ile stanowiły dla ludzi realne bądź potencjalne zagrożenie. Z czasem polowanie stało się rytuałem podkreślającym głównie osobniczą odwagę i waleczność, a także spryt, przemyślność i inwencję w zastawianiu sideł na szczególnie cenne bądź niebezpieczne osobniki. Mieszkaniec nieznanych uprzednio terytoriów szybko stawał się ofiarą namiętności do zastawiania sideł przez obcych, przybywających nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co. Został werbalnie sygnowany na dzikiego i jak dziki potraktowany — im bardziej bronił swojej niezależności, tym usilniej był prześladowany. Osaczany, w nierównej walce tracił wolność lub życie, a przybysze nie szczędzili mu widoku tańców zwycięstwa. W szybkim tempie chrzcili, zmuszali do niewolniczej pracy, hańbili, zawstydzali i na różne sposoby demonstrowali własną przewagę, jeśli już nie fizyczną, to przynajmniej moralną. Nie bez znaczenia pozostawała tu międzyplemienna, a z czasem międzynarodowa konkurencja — nieproszeni goście rozpoczęli przedziwny wyścig o palmę pierwszeństwa w zakresie rozległości podbijanych terytoriów, ilości zdobytych dóbr i nawróconych dusz. Kolonizowanie stało się częścią etosu Europejczyka, pozostawiając mu w efekcie niewielki wybór: albo sam będziesz zdobywał, albo staniesz się ofiarą zdobywców. 9 J. Diamond, Trzeci szympans. Ewolucja i przyszłość zwierzęcia zwanego człowiekiem, przeł. J. Weiner, Warszawa 1996, s. 381. 10 E. Kosowska, E. Jaworski, Wielka Narracja emigracji, [w:] Česká á polská emigrační literatura, red. L. Martinek, M. Tichy, Opava 2002 (przedruk w: „Śląsk” 2002, nr 1 (75), s. 59–61).. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 73. 2012-10-19 09:47:50.

(8) 74. Ewa Kosowska. W tradycji kultury polskiej funkcjonuje opowieść o zamordowaniu św. Wojciecha przez pogańskich Prusów. Znamy ją w dwóch najstarszych wersjach: tej upowszechnionej przez Galla Anonima11 oraz tej przedstawionej na drzwiach gnieźnieńskich12.. Zabicie św. Wojciecha. Fragment płaskorzeźby na drzwiach gnieźnieńskich, fot. Agencja BE&W. W pierwszej mamy bardzo wstrzemięźliwą informację o pełnym szacunku podejmowaniu biskupa przez władcę świeżo ochrzczonego kraju Polan, o jego akceptacji trybu upowszechniania chrześcijaństwa w państwie Bolesława, o nieudanej i zakończonej tragiczną śmiercią próbie rozszerzenia misji na Pomorze 11 „On [Bolesław] również, gdy przybył doń św. Wojciech, doznawszy wielu krzywd w długiej wędrówce, a [poprzednio] od własnego buntowniczego ludu czeskiego — przyjął go z wielkim uszanowaniem i wiernie wypełniał jego pouczenia i zarządzenia. Święty zaś męczennik płonąc ogniem miłości i pragnieniem głoszenia wiary, skoro spostrzegł, że już nieco rozkrzewiła się wiara w Polsce i wzrósł Kościół święty, bez trwogi udał się do Prus i tam męczeństwem dopełnił swego zawodu. Później zaś ciało jego Bolesław wykupił na wagę złota od tych Prusów i umieścił [je] z należytą czcią w siedzibie metropolitalnej w Gnieźnie”. Anonim tak zwany Gall, Kronika polska, przeł. R Grodecki, Wrocław 1982, s. 18–19. Natomiast w Kronice polskiej Mistrza Wincentego (tak zwanego Kadłubka) brakuje szczegółów na temat męczeństwa św. Wojciecha. Jest on tam określany, zgodnie z ówczesnym statusem, jako błogosławiony i uznawany za wzorzec postępowania Bolesława Chrobrego. 12 Jeden z najciekawszych przykładów sztuki romańskiej, pochodzący z około 1170 r.. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 74. 2012-10-19 09:47:50.

(9) Taniec wokół dzikiego. 75. oraz wykupieniu ciała Wojciecha z rąk Prusów. Wersja druga epatuje szczegółami, z których bodajże najbardziej drastycznym jest sposób pozbawienia życia biskupa. Płaskorzeźba przedstawia klęczącego Wojciecha, przyciskanego do ziemi stopą wojownika. Oprawca trzyma go lewą ręką za włosy, podczas gdy w prawej ściska topór, którym za moment dokona dekapitacji. Drugi wojownik za pomocą włóczni utrzymuje ciało Wojciecha w pozycji ułatwiającej egzekucję. Mało znany skądinąd sposób, w jaki oprawca używa własnej nogi w funkcji narzędzia stabilizującego bezbronną ofiarę, potęguje grozę tej sceny. Jednak na pewno nie przedstawia ona pruskiego wojownika jako dzikiego: to „barbarzyńca”, jeszcze nieochrzczony, półnagi, chociaż już obuty poganin, którego obyczaje wzbudzają lęk i przerażenie. Ale obyczaje te, charakteryzowane za pośrednictwem odmienności od reguł zachowania obowiązujących w krajach cywilizowanych, wpisują się w długi ciąg opisów obcości, znanych od Herodota, przez Plutarcha po Izydora z Sewilli i innych kronikarzy średniowiecznych, zafascynowanych ludźmi bez głów, bez ust, bez jednego oka, obdarzonych wielkimi uszami, żyjących wśród drzew rosnących „wespołek ze słońcem”. Popularność rozmaitych opowieści o obcych, rozprzestrzeniana w średniowiecznych encyklopediach, popularnych aleksandreidach i ustnych opowieściach, sprawiła, że eksploratorzy epoki wielkich odkryć wyposażeni byli w repertuar wyobrażeń na temat potencjalnych spotkań z nieznanymi istotami. Z reguły nie spodziewali się po nich niczego dobrego i projektowali na obcych własne lęki i fantazje. Mam powody przypuszczać, że każdy z języków europejskich wypracował sobie nieco inną konwencję identyfikowania i opisywania obcości i że tak zwana dzikość stała się obiektem szczególnego typu nadużyć semantycznych. Określenie to przejęło funkcję swego rodzaju pojęcia zbiorczego, zastępującego jednocześnie kilka innych, a przy okazji eliminującego potrzebę odróżniania wyraźniejszych i mniej wyraźnych odcieni znaczeniowych, towarzyszących pojęciom składowym. Taka symplifikacja funkcjonalna sprzyjała traktowaniu omawianego określenia w kategoriach stereotypu słownego, który z kolei projektował zbiorowe wyobrażenia i reakcje skoncentrowane wokół wyimaginowanego desygnatu. Stereotypy etniczne od dawna są przedmiotem rozmaitych zainteresowań. Ale wyobrażenia narosłe wokół „dzikiego” wykraczają poza granice etniczne, stają się — by tak rzec — swoistym stereotypem antropologicznym, wskazującym na wyraziste separowanie już nie tylko swoich od obcych, ale przede wszystkim ludzi od nieludzi. Nie będę się tu dłużej rozwodzić nad rozmaitymi konsekwencjami takich projektów ontologicznych. Spróbuję natomiast zatrzymać się chwilę na znamiennej zawartości semantycznej określeń tworzących w polszczyźnie pole semantyczne „dzikości”13.. 13. Korzystam tu z materiałów zawartych w: A. Dąbrówka, E. Geller, Słownik antonimów. 64 000 znaczeń przeciwstawnych i uzupełniających języka polskiego, Warszawa 1995.. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 75. 2012-10-19 09:47:50.

(10) 76. Ewa Kosowska. W Słowniku Andrzeja Dąbrówki i Ewy Geller określenie „dziki” ma siedem antonimów: „cichy”, „cywilizowany”, „licencjonowany”, „łagodny”, „oswojony”, „ufny”, „stechnicyzowany”. Dwa spośród nich można uznać za stosunkowo nowe, ale „cichy”, „cywilizowany”, „łagodny”, „oswojony” i „ufny” mają długą tradycję i z jednej strony są kluczem do charakterystyki zachowań sytuowanych na przeciwnym biegunie dzikości, a z drugiej składają się na model „dobrego dzikusa”, upowszechniony, co najmniej od renesansu, w europejskiej myśli postępowej. Natomiast „dzikość” w znaczeniu słownikowym przeciwstawiana jest „poczytalności” bądź „śmiałości”, a „dzikus” — „dżentelmenowi” i „duszy towarzystwa”. Autorzy wyodrębniają ponadto „dziki Zachód” jak antonim „norm prawnych”. Z tych ustaleń nie wynika jeszcze nic specjalnie interesującego odnośnie do rozważań antropologicznych; można powiedzieć, że to wręcz kwintesencja popularnego stereotypu. Ale jeśli wokół tak sporządzanego tezaurusa rozpoczniemy pląs analityczny, możemy, opierając się na tym samym źródle, drobnym krokiem zbliżyć się do meritum. Rozważmy: jeśli „dziki”, zgodnie ze swoją naturą, nie chce być „cichy” i nieagresywny, czyli „zgodliwy”, „niekonfliktowy”/„łagodny”, „spokojny”/„opanowany”, to natychmiast staje się: „donośny”, „dosadny”, „pobudliwy”, „gderliwy”, „agresywny”, „rozhukany”, „zgrzytliwy”, „megalomański”, „rozszalały”, „rozjątrzony”. Jeśli nie daje się „ucywilizować”, to pozostaje „niewykształcony” i „barbarzyński’. Gdy przez przypadek nie jest „łagodny”, natychmiast zmienia się w „surowego”, „bezwzględnego”, „bezpardonowego, „nieuleczalnego”, „agresywnego”, „nieposkromionego”, „ostrego”, „nieprzyzwoitego”, „złowrogiego”, „napastliwego”, „srogiego”, „twardego”, „krwiożerczego”, „bezlitosnego”, a czasami też „rozpaczliwego”. Jeśli nie jest „oswojony”, to musi być „płochliwy”, a gdy nie jest „ufny”, staje się „podstępny”, „gderliwy”, „nieufny”. A gdy zabraknie mu „śmiałości”, opanowuje go „nieśmiałość”, „nieufność’, „tchórzliwość”, „bojaźliwość”, „nieporadność”, „niechęć”, a nawet „mazgajstwo”. Gdy nie jest „dżentelmenem”, zmienia się w „grubianina”, „prostaka”, kogoś „nieczułego” i „gruboskórnego”; gdy nie może być „duszą towarzystwa” (a nie może z zasady), staje się „sztywniakiem”, a w najlepszym razie „introwertykiem”. Jeśli brakuje mu pobłażliwości, bywa „surowy”, „napastliwy”, „karcący”, „entuzjastyczny”, „bezwzględny”’, „ortodoksyjny”, „zawzięty”, „pryncypialny”. Jeżeli nie szanuje norm prawnych, to szerzy „bezprawie”, w konsekwencji — tu już podążam tropem wordowskiego tezaurusa — akceptuje „nieład”, „bezhołowie”, „bezkrólewie”, „dwuwładzę”, „anarchię”, „rozprężenie”, „nierząd”, „bezrząd”, „nieporządek” i „przemoc”. Możemy zatem protekcjonalnie spoglądać na wywody Patrycji Cobern, ale w naszym własnym słownictwie nie brakuje określeń, które usprawiedliwiają wykonywanie wokół dzikiego triumfalnego tańca śmierci, zakończonego eksterminacją, a w konsekwencji, być może, westchnieniem ulgi.. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 76. 2012-10-19 09:47:50.

(11) Taniec wokół dzikiego. 77. Mamy też bardzo sprawnie działające narzędzia językowe do kreowania mitu „dobrego dzikusa”, który nie cierpi na syndrom ADHD, który jest „cichy, spokojny, nie wadzi nikomu”. Sąsiedztwo z takim jest znacznie bardziej pożądane od współbytowania z kimś, kto „najdziksze wyprawia swawole”. „Dobry dzikus” jest „dobrotliwy”, „łaskawy”, „przychylny”, nieco „frywolny”; „beztroski”, „kwiecisty”, „łagodny”, czasami „cwany”, ale na ogół „cieplarniany”, „równy”, „zgodliwy”, „niekonfliktowy”, „łagodny”; „spokojny”, „opanowany”, przy tym „aktywny”, „namiętny”, „wrażliwy”, „pobłażliwy”, „wyrozumiały”, „przyjazny”, jednym słowem „humanitarny”. Dysponując takim językowym obrazem świata, możemy bez większego trudu zamienić słowo w oszczep nigdy niechybiający celu. Możemy nim śmiertelnie ugodzić przeciwnika lub/i otoczyć go nimbem bohaterskiej legendy. Możemy umieścić go po stronie natury i siać lęk przed jego siłą i nieprzewidywalnością; możemy upatrywać w nim członka idealnej, modelowej społeczności14, możemy dostrzegać w nim mieszkańca raju utraconego. Traktując każdego „dzikiego”, napotkanego w drodze, rozmowie lub refleksji, jako symbol rozmaitych naszych lęków bądź nadziei, potrafimy jednocześnie uznawać go za pars pro toto, za ucieleśnienie w jednym, konkretnym człowieku bliskiej nam od późnego średniowiecza koncepcji dzikości, przez której pryzmat oceniamy jego indywidualne cechy i predyspozycje. Niemal każdy z nas próbuje mniej lub bardziej sprawnie tańczyć swój własny taniec wokół dzikiego. Poruszamy się w takt nabożnych pieśni i wyruszamy z misjami religijnymi. Podróżujemy w poszukiwaniu egzotyki lub przynajmniej śledzimy egzotyczne eskapady podróżników. Bierzemy udział w tańcach wojennych i marszowym krokiem wkraczamy na cudze terytoria. Wciągamy „ich” w nasze interesy, mamiąc skocznymi melodyjkami i brzękiem pieniądza. Odbieramy im spokój, nucąc przy tym nasze dumki i kołysanki. A wreszcie, gdy już wciągniemy ich w taneczny krąg kolonialnego dyskursu, łudząc możliwością odzyskania utraconej niewinności i tożsamości za pośrednictwem języków, które nigdy wcześniej nie były ich językami, w istocie łaskawie pozwalamy im na chocholi taniec w takt podzwonnego dla niszczonych kultur. Przy czym figura „my” wcale nie jest oczywista, bo skrywa w sobie stereotyp tożsamości zbudowanej na wartościach pożądanych, na chęci bycia po właściwej stronie w tym tańcu kultury z naturą, na ukłonach składanych zwycięzcom, na kręceniu się wokół prowadzących i obracaniu wokół siebie prowadzonych. Potomkowie niegdysiejszych założycieli Ligi Morskiej Kolonialnej z zapałem uczą się dzisiaj języka kolonizatorów, bo tylko jego biegła znajomość uchronić ich może przed statusem „dzikiego”. Pojęcie „dzikości” stało się bowiem we współczesnej 14 Zob. A. Kuper, Wymyślanie społeczeństwa pierwotnego. Transformacje mitu [2005], przeł. T. Sieczkowski, A. Dąbrowska, Kraków 2009.. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 77. 2012-10-19 09:47:50.

(12) 78. Ewa Kosowska. Europie pojęciem statusowym, szczególnie podatnym na stereotypizację i wciągniętym w zaczarowane koło nieustannego budowania hierarchii. Obecnie jego funkcję wyraziście przejął antonim — brakiem politycznej poprawności grzeszy ten, kto posługuje się, zwłaszcza wobec obcego, określeniem „dziki”. Ale już bez skrupułów wypada mówić o sobie „ja — cywilizowany”. Upojeni wizją powszechnego tańca nazywanego globalizacją poszukujemy rozmaitych dróg wyjścia z ostępów, w jakich osadziła nas historia, i próbujemy dołączyć do wspólnego kręgu. Jednocześnie konsekwentnie budujemy nowego, transkontynentalnego Talosa, mającego nas ustrzec przed zakusami „dzikich”, i staramy się nie pamiętać (lub pamiętać właśnie) o tuzinach małych Talosików, którymi dysponują zarówno nasi obecni partnerzy, jak i inni epuzerzy, chwilowo oczekujący na zaproszenie do wspólnego koła. Bal, na którym wirujemy do upojenia pod dyktando banków i mediów, jest po części balem maskowym. Gdy o północy odsłonimy twarze, okaże się, być może, kto jest „dzikim” najnowszej generacji, a kto tylko „dzikiego” miał za partnera.. Dancing around the Savage Summary A tendency to create a simplified image of people from a different culture may, in the case of intercontinental contacts, develop into a stereotype. The author of the article, analysing the basis of the European myth through the perspective of the Europeans’ attitude to others, points to a significant intrinsic differentiation of the concept of “alien”. While “barbarians” have been known to the Europeans for a long time, the concept of “savage” is a newer term, bearing a different functionality and being definitely more depreciating – at least from the Polish linguistic perspective.. Prace Kulturoznawcze 14/1, 2012 © for this edition by CNS. PraKul_XIV.indd 78. 2012-10-19 09:47:50.

(13)

Cytaty

Powiązane dokumenty

nanie, że coś jest w ogóle dosytem, powinnością lub dobrem. dosytach lub powinnoś ­ ciach) uniwersalnych łub absolutnych, to można mieć na myśli takie właśnie

Skoro tu mowa o możliwości odtwarzania, to ma to zarazem znaczyć, że przy „automatycznym ” rozumieniu nie może natu ­ ralnie być mowy o jakimś (psychologicznym)

Załóż konto z loginem „uczen”, konto z ograniczeniami oraz zablokuj dostęp do folderu „c:\Windows” dla konta uczen2. Zmień ścieżkę dla „uczen” z „C:\Documents

Jego siedziba znajduje się w Porębie Wielkiej w dawnym parku dworskim, któ- rego układ prawdopodobnie jest dziełem Stanisława Wodzickiego.. Park od 1934 roku chroni dorodne

Natomiast z mecenatu nad zespołami artystycznymi KUL i Studium Nauczycielskiego i Rada Okręgowa będzie musiała zrezygnować, ponieważ zespoły te od dłuższego czasu

Otrzy ma ne wy ni ki sta no wią po twier dze nie dla wnio - sków wy cią gnię tych przez au to rów ba da nia, że obec ność prze ciw ciał prze ciw tar czy co wych wy kry tych

Przy wyliczaniu sumy ubezpieczenia po- winniśmy brać pod uwagę średnie przy- chody netto (przychody pomniejszone o VAT). Ochrona z tytułu czasowej nie- zdolności do pracy,

Sprawdza się na całym świecie, więc my też po- winniśmy do tego dążyć?. jest wpisany algorytm przekształceń