• Nie Znaleziono Wyników

View of „Zgruchotana wielkość”. Wokół teatru Knuta Hamsuna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of „Zgruchotana wielkość”. Wokół teatru Knuta Hamsuna"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N IK I H U M A N IS T Y C Z N E T o m X X IX , z e s z y t 5 — 1981

M A RIAN LEWKO

„ZGRU CHOTANA W IELK O ŚĆ” W O K Ó Ł T E A T R U K N U T A H A M S U N A

„Zacisnąw szy zęby, zapraw iam surow ością sw e serce, bo wiem, że słuszność jest po m ojej stronie. C hoćbym m iał stanąć sam przeciw św ia­ tu — jeszcze się nie pod dam ”. Przytoczone słowa, w y ję te z u st b o h atera

Misteriów, najb liżej chyba o k reślają H am suna jako człow ieka, a rty s tę

i m yśliciela, k tá ry m im o rozgłosu swoich dzieł (uw ieńczonych nag ro dą Nobla — 1920 r.), pozostał jedn y m z najw ięk szych sam otników w lite r a ­ tu rze europejskiego m odernizm u. Do dziś jeszcze nie m a jednoznacznej opinii na tem at jego twórczości, a d ek la rac ja filonazizm u w czasie II w ojny św iatow ej, w y ra sta jąc zresztą z jego przekonań etycznych i a r ty ­ stycznych, kładzie się sm ugą cienia na życiorysie tego w ybitnego pisarza. Spoglądając z d ystan su la t na dorobek litera c k i H am suna, w 70 rocz­ nicę urodzin, K o n stan ty Troczyński zauw aża, że należąc „do areopagu m odernistycznego, we w spółczesnym pokoleniu litera c k im zachow uje sa­ m otność odrębności, p o p u larn y n a całym św iecie — jest zjaw iskiem od­ osobnionym , egzotycznym praw ie na tle d ekadenckiej atm o sfery e u ro ­ pejskiej k u ltu r y na przełom ie X IX i X X w ieku. Ale zrealizow ał n a jsil­ niejszą tęsknotę dek ad en ta: pożądanie m ocy” 1. Podobnie m ów i S tefan Kołaczkowski: „N ajsk rajn iejszy , ekskluzyw ny, fan aty czn y su b iek ty w ista [...] nie podporządkow uje życia żadnym teo rio m ” 2. C h a ra k te re m nie­ podległym nazw ał go W. F eld m an ®. „D otąd nie m ogą się ro dacy zorien­ tować kim on jest, bo wciąż jest in n y ” — k ró tk o stw ierd za J. K lem en -siewiczowa w sw ojej Literaturze S k a n d y n a w i i 4.

K n u t H am sun (właściwe nazw isko Pedersen) urodził się 4 VIII 1859 r. w Lom koło G udbrandsdal, zm arł w sw ojej posiadłości ziem skiej w Gęim stad 19 II 1952 r. Pochodził z rodziny w ieśniaczej, większość życia spędził na wsi, ko n sek w en tn y wobec w łasnej p ostaw y tw ó rcy . Dzieciń­

1 K n u t H am su n. „D ziennik P o zn a ń sk i” 1929 nr 183. 2 „K siążka” 1922 nr 4 s. 186. Rec. R ó ż y K. H am suna.

3 Z n o w s z e j li t e r a t u r y s k a n d y n a w s k i e j . „ A ten eu m ” 1Ü899 t. 1 s. 196. 4 K rak ów 1910 s. 40.

(2)

6 M A R IA N L E W K O

stw o u płynęło m u na Lofotach, w m łodości osiadł w Bodo, gdzie pracu ­ ją c jako szew c opublikow ał pierw sze sw oje opow iadania (1877 r.). P arę la t później em igrow ał do S tan ó w Zjednoczonych, prow adząc przez pew ien czas życie koczow nika, podzielone m iędzy ojczyznę a k o n ty n en t am ery ­ kański, oddając się różnorodnym zajęciom , w ty m k ry ty ce literack iej i now elistyce. Pow ieścią Głód (Suit, 1890) pozyskał św iatow ą sławę. P rz e ­ ciw staw iając n atu ralizm o w i analizę psychologiczną, uzupełnioną elem en­ ta m i fan tazji, książką tą zapoczątkow uje skandynaw ski n e o ro m a n ty z m 5.

U znanie zdobył p rzede w szystkim jako n a rra to r, doskonały stylista, - a u to r szeregu głośnych powieści, z k tó ry c h na czołowe m iejsce w ysuw a się Błogosławieństwo ziem i (Markens gróde, 1917), epopeja chłopska, dzie­ ło n a jb a rd zie j podm iotow e, ujaw n iające n a jd o b itn ie j w szystkie w łaści­ wości sztu ki p isarskiej a u to ra i ‘zasadnicze elem en ty jego postaw y wobec życia: a firm a c ję triu m fu bezw arunkow ego n a tu ry n a d in telek tem (stąd jego indyw id u alistyczna, pogańska w założeniu etyka), biologizm, pan- teisty czn e zespolenie człow ieka z przyrodą, łączenie pierw iastk ów czysto realisty czn y ch z sy tu a c jam i rom antycznym i, zdrowego realnego rozum ie­ nia życia z ogrom ną fantazją, przez co uzyskuje c h a ra k te r poetycki, ję­ zyk' p ro zy n a b ie ra cech l i r y k i 6. Z askakująca różnorodność tem aty k i gubi o rie n tac ję k ry ty k ó w , ale p rzy m naża m u czytelników .

Z dzieł te a tra ln y c h H am sun pozostaw ił po sobie przede w szystkim trylogię: U wrót królew skich (V ed rigets port, 1895), Gra życia (Livets

spiel, 1896) i Z m ie rzch ( A ftenrp d e, 1898), h istorię w alk i upadków uczo­

nego Iv a ra K areno, typow ego b o h atera epoki h ołd ującej przekonaniom filozoficznym F. N ietzschego. W im ię indyw idualizm u i niezależności przek o n ań rzu ca on na szalę w alki sam o istnienie i miłość. W k onflik­ cie m iędzy m yślą a erosem , m iędzy logos a physis, u stęp u je pierw o tn y m p raw o m n a tu ry , uleg ając im całkowicie. M niejszą w artość posiadają d ra ­ m aty Królowa Tamara (Dronnihg Tamara, 1903), n apisana w rezultacie w y jazd u do G ruzji, i W szponach życia (Livet i void, 1910), w których ce n traln y m tem a te m jest rów nież miłość. Osobne m iejsce zajm uje pisa­ n y w ierszem n eo rom antyczn y poem at d ram aty czn y M u n k e n V e n d t (1902), w yraz ro m an ty czn y ch tęsk n o t za pow rotem na łono n a tu ry i subtelna analiza k o n flik tu m iłosnego, w ham sunow skiej koncepcji życia jaw na eg­ z altacja p ry m ity w izm u natu raln eg o , w k tó ry m „dobro i zło, radość i bo­

5 Por. H a m s u n K n u t. W : W i e l k a E n c y k lo p e d ia P ow s zech n a . T. 4. W arszaw a 1964 s. 549.

6 J e st to jedna z cech ch a ra k tery sty czn y ch różn iących autora P a n a od trendu c a łej ep ok i, w y p o w ia d a ją cej sy m b o liczn o -n a stro jo w e sta n y ducha k reow an ych bo­ h a te r ó w w form ach liry czn y ch , podczas gd y H am su n to sam o osiąga w ła śn ie w prozie. Por. T r o c z y ń s k i , jw.

(3)

„ Z G R U C H O T A N A W IE L K O Ś Ć ” 7

leść, światłość i ciem ność są rów now ażne, o ile są m om entam i różnym i tego sam ego” 7.

Poza w spom nianym i d ram atam i H am sun nie napisał in n y ch sztu k te a tra ln y ch , choć istn ieją p róby ad ap ta c ji jego powieści na scenę, np.

Głód (J. L. B a rra u lt, 1938; w Polsce M. W aruszyński, 1980) czy V iktoria

(R. B illinger, 1955), ale stanow i to od ręb n y problem , nie m ieszczący się w ram ach naszego studium .

T e a tr H am suna tk w i korzeniam i w jego pow ieściach, złączony nie ty l­ ko w spólnotą problem atyki, ale i sam ych bohaterów . Jed n ak że powieść, z n a tu ry statyczna, tu ta j zostaje zdynam izow ana 8, ew okacja postaci lud z­ kich zam kniętych w o strej bolesnej sam otności duchow ej, czy innym r a ­ zem poruszanych gigantyczną wolą panow ania nad św iatem zew n ętrz­ nym , przy b iera na sile. W zrasta też liry zm obserw acji. A rty sta nie re ­ zygnuje z użycia sym boliki. B rak jed n a k tła istotnego k rajo b raz u , k tó ry w jego sztuce pisarsk iej jest nierozdzielnym in te g ra n te m działania ludz­ kiego i pracy, toteż bohaterow ie jego d ram ató w robią w rażenie stw orzeń oderw anych od podłoża, nie są postaciam i w sposób a rty sty c z n ie dosko­ nały sch arak teryzow ani w ciągu ich historii. S ztuki H am suna na począt­ ku XX w. zdobyły pew ien rozgłos, w y staw ian e w Oslo i in n y ch te a tra c h europejskich (zwłaszcza w Rosji), ale n a trw a łe nie w eszły do re p e rtu a ru .

Twórczość H am suna znalazła swoich w ielbicieli także w Polsce. Skąpe źródła nie pozw alają określić ja k dalece pasjonow ano się jego p isa r­ stw em u nas, ale było to przede w szystkim zainteresow an ie form am i prozatorskim i 9. W yraźnie ry su ją się trz y etap y recepcji: m łodopolski — pierw sze zachw yty i ko n tro w ersje nad obliczem lite r a tu r y nowego m aga północy, okres dw udziestolecia m iędzyw ojennego — kiedy to a u to r W łó ­

częgów u ra s ta do ran g i pisarza p o k o le n ia 10, i czasy po II w ojnie św ia­

tow ej — nieśm iałe p róby ponownego przypom nienia tego w ielkiego tw ó r­ cy. In te re su je nas przede w szystkim okres pierw szy, w te d y w łaśnie H am ­ sun próbow ał dobijać się do sceny. Z Polską łączą H am suna zresztą nie ty lko związki literack ie. P o p arł on czynnie akcję Sienkiew icza (1907 r.)

7 M. P e n s a . K n u t H am sun. W: Enciclopedia dello sp etta colo. V ol. 6. E om a 1959 kol. 138.

8 Tam że.

9 O poczytn ości H am suna św ia d czy choćby to, że w ię k sz o ść u tw o r ó w p roza­ torskich doczekała się p rzek ład ów , n iek tóre w zn a w ia n o aż o śm io k ro tn ie (Głód, pierw odruk w „P raw d zie” 1891, w yd . k siążk ow e: 1892, 1906, 1927, 1938, 1957, 1966, 1974; Pan, pierw odruk w „C zasie” 1900, w yd . k siążk ow e: 1902, 1903, 1911, 1912, 1930, 1933, 1959 fragm enty itd.) Zob.: E. S u c h o d o l s k a , Z. Ż y d a n o w i c z . B i ­ bliografia p ols kic h p r z e k ł a d ó w z l i t e r a t u r y p ię k n e j k r a j ó w s k a n d y n a w s k i c h . Poznań 1971.

10 Por. J. K o p r o w s k i . O K n u c ie H am sunie. W: t e n ż e . Z p o łu d n i a i p ó ł ­ nocy. K atow ice 1963.

(4)

8 M A R IA N L E W K O

po tępiającą g erm an izacy jn ą politykę P ru s wobec ludności polskiej, ale kolaboracja z H itlerem za ta rła pam ięć tego fa k tu i na długie la ta zam ­ k n ęła dopływ jego dzieł na nasz ry n e k księgarski.

P ierw sze w iadom ości o p isarzu d o tarły przez W arszawę. W 1891 r. „ P ra w d a ” (nr 26-42) p rzed ru k o w u je Głód, niespełna w rok po edycji książkow ej oryg in ału (K openhaga 1890) u , co jest dużym w ydarzeniem . A ntoni Potocki n a łam ach Głosu (1891 n r 48) zamieszcza k ró tk ą recenzję powieści, zw racając uw agę na pow iązania autobiograficzne autora. N a­ r a s ta ją k ro n ik arsk ie doniesienia prasow e, inform ujące na bieżąco o dzia­ łalności litera c k ie j H am suna. P o jaw iają się pierw sze tłum aczenia opowia­ dań (Na ławach N e w fou n dla nd u , „M yśl” 1891; Hazard, „ P raw d a ” 1892). Rów nie szybko przetłum aczono dalsze powieści: Nowizna (1895), Pan (1900), Viktoria (1901), N iew olnicy miłości (1903), Marzyciel (1905) itd .12 N ajb ard ziej po czytny okazał się Pan (na p rzestrzen i 12 lat pięć wydań!), dzieło najbliższe założeniom lite ra tu ry m odernistycznej, n ajp e łn ie j okreś­ lające osobowość tw órczą pisarza (subiektyw istyczna form a, pogańskie zapam iętan ie się dla prostego, naiw nego bytow ania, liryzm prozy, nastro- jowość i m arzycielstw o, poszukiw anie sym bolu życia). Głównie dzięki te j w łaśnie książce — obw ołany jed n y m z przyw ódców europejskiego m odernizm u, za takiego uchodził rów nież H am sun w Polsce.

N ajw iększe nasilenie tłum aczeń (a także zainteresow ań k ry ty k i po- w ieściopisarzem ) przy p ad a n a la ta 1900-1906 i przechodzi na tere n Ga­ licji 13, w ty m też czasie w chodzi na scenę polską pierw sza jego sztuka (U wrót królewskich, K rak ó w 1901). W lata ch następn ych (do końca I w ojny św iatow ej) ru ch tra n sla to rsk i nie ustaje, podejm ow ane są także p ró b y zdobycia sceny, ale w y pad n ą one negatyw nie.

Rzecz znam ienna. O bserw ując w ielką poczytność tłum aczeń, z tru d e m doszukać się m ożna zaledw ie k ilku opracow ań na tem a t autora. Nieliczne recenzje w y d an ych książek bard ziej zajm u ją się ich treścią niż sam ym pisarstw em . P ierw szy pow ażniejszy szkic o H am sunie ogłosił Z ygm unt B ytkow ski u . Poza d anym i biograficznym i, poświęca uw agę kolejno w y­ chodzącym dziełom pisarza; p rzed staw ia w ątki fab u larn e i wym owę ide­ ow o-arty sty czn ą, p ró b u je uchw ycić dojrzew anie a rty z m u i w spólne cechy ta k o d ręb nych od siebie utw orów , jak Głód, Misteria, Nowizna, Pan. Zaskoczony ich różnorodnością, nie zn ajd ując odniesień dla porów nania,

u P ierw o d ru k u k azał się w 1888 r. w „N y Y ord” (zob. H a m su n K n u t W ie lk a E n c y k lo p e d i a P o w s z e c h n a Ilustr o w a n a . T. 27-28. W arszaw a 1901 s. 300.

12 Zob. S u c h o d o l s k a , Ż y d a n o w i c z , j w.

13 W yd atn ie p rzyczyn ił się do teg o sta le rosn ący rozgłos H am suna w N iem ­ czech. M iał rów n ież na to w p ły w S. P rzy b y szew sk i, św ieżo p rzyb yły do K rakow a z częścią p o lsk iej k o lo n ii z B erlin a.

(5)

„ Z G R U C H O T A N A W IE L K O Ś Ć ” 9

powie w prost o M isteriach: „dziw na k siążk a”. P ow tarza zresztą opinie p rzejęte z k ry ty k i niem ieckiej, w skazując na w spólny n u r t lite ra c k i z D ostojew skim i G arborgiem (m etoda k ro n ik a rsk ic h an alityczn ych o bser­ wacji), ale broni H am suna p rzed zarzuterh p lagiatu (dopatrzono się po­ dobieństw a Hazardu do Gracza, M isteriów do Idioty), opow iada się za oryginalnością jego powieści. P ierw szy zaznajam ia czytelnika polskiego z d ram atu rg ią H am suna. K rótko in fo rm u je o pow staniu V w rót k r ó le w ­

skich, z uznaniem pisząc o „dojrzałości dzieła”. Z w raca uw agę n a w spól­

ne m otyw y w dram acie z Now izną (satyryczno-polem iczna w ycieczka przeciw m łodym litera to m norw eskim ), lecz sztukę staw ia w yżej.

Bytkow ski rozpraw iał jeszcze k ilk a k ro tn ie na tem a t H am suna. A nali­ zował jego nowele 15, donosił o zagranicznych w y dan iach powieści. Wi­ dzi w nim odkryw cę „tego w szystkiego, ćo się dzieje na dnie duszy, kędy lęgnie się odruch, popęd, woła i żądze, in sty n k t i uczucia” lB. P od­ kreślając H am sunow skie upojenie życiem, nieskończoną miłość do m atki przyrody, jednocześnie n arzek a n a „szczupłą d ru ży n ę jego w ielbicieli”.

Przeczuw ano wielkość a rty s ty (o czym św iadczy poczytność dzieł), ale nie m ieścił się w obow iązujących k anonach sztuki literack iej. A utor h asła w W ielkiej Encyklopedii Pow szechnej Ilustrow anej, łącząc pisarza ze szkołą G arborga, mówi o nim : „dziw aczny opowiadacz, lu b u ją c y się w nerw owości — psycholog po szukujący n iezw ykłych w alk ducho w ych ”, określa styl jego jako eklektyczny, przy p o m in ający F. D ostojew skiego i E. A. Poe.

W spraw ie H am suna zabrał głos rów nież W ilhelm Feldm an. R ecenzu­ jąc w „A teneum ” 17 książkę M arii H erzfeld: Die Skan din aw isch e L ite ra ­

tur und ihre Tendenzen (B erlin 1898), dopom ina się o pom inięte nazw isko

tw órcy i p rez e n tu je trz y jego głów ne powieści (Głód, Misteria, Pan), w skazując na w ielkie zespolenie człowieka z p rzyrod ą w jego tw órczości i odrębność tego niezw ykłego pisarstw a. Osobno zajął się niem ieckim w ydaniem K rólow ej S aby i V i k t o r i i 18. Na łam ach „ K ry ty k i” zam ieścił inform ację o m oskiew skiej inscenizacji w MCHAT D ram atu życia („na wpół rzeczyw istość, na wpół h alucynacja, ludzie rozp ły w ają się w n a stro ­ jach, na ich dnie sym bol”) 19, chw aląc a rty z m w ykonania, tech n ik ę ak ­ torską i nowoczesność scenografii.

Do w ielbicieli H am suna należał A ntoni Lange. Spośród młodego

po-is N o w e l e H am suna. „T ygodnik S ło w a P o lsk ieg o ” 1903 nr 4.

16 K n u t H am su n. „S łow o P o lsk ie ” 1909 nr 176. R ec. n ie m ieck ieg o w y d a n ia po­ w ieści Benoni.

17 Z n o w s z e j li te r a tu r y s k a n d y n a w s k i e j. „A ten eu m ” 1:1899 t. 1 s. 183-203. 18 „ N o w e l le ” K n u t a H a m s u n a : „K rytyk a” 1900 z. V I s. 4212-425.

19 T am że 1907 z. IV s. 389. Chodzi o G rę ż y c ia , środ k ow ą część try lo g ii. M a­ jąc przed oczym a rzeczy w isto ść scen y k ra k o w sk iej, F eld m a n w zd y ch a : „4 p rem ie­ ry na rok. To co in n eg o n iż grać p rem ierę co sob otę!”

(6)

10 M A R IA N L E W K O

kolenia p isarzy norw eskich (G u n n ar H eiberg, H ans A arud, Jo h an Bojer, Sigbjo rn O b stfelder) a u to ra Głodu L ange w ysuw a na pierw szy plan, sta ­ wia obok B jornsona i Ibsena, obw ołując geniuszem 20. Zw raca uw agę na jego cfrogę tw órczą od n a tu ra liz m u do m istycyzm u, na indyw idualizm — będący dogm atem jego p isarstw a. Spom iędzy dzieł dram atycznych w y­ różnia Grą życia i Królową Tamarę. >

N ajw ięcej uw agi pośw ięciła H am sunow i Józefa K lem ensiew iczowa. A czkolw iek jako k ry ty k a in te re su je ją głów nie proza, w w ypadku H am ­ su na robi w y ją te k , p re z e n tu ją c w obszernych szkicach praw ie w szystkie jego d ram a ty . W sy tuacji, kied y an i jeden z nich (do dziś zresztą) nie doczekał się w y d an ia książkow ego w polskim przekładzie, zasługa jej na polu zaznajam iania społeczeństw a z u tw o ram i te a tra ln y m i wielkiego S k an d y n aw a w y d aje się znaczna, choć niezupełnie m ożna zgodzić się z p rzedstaw io nym i opiniam i.

Po raz pierw szy nazw isko H am suna K lem ensiew iczow a przyw ołuje w sw oim a rty k u le na te m a t najnow szej lite ra tu ry d u ń sk o -n o rw e sk ie j21. J e d n a k podając przegląd jego dorobku i k ró tk ie om ówienie powieści, d ra m a t pom ija. Być może, już w ted y nosiła się z zam iarem napisania od­ rębnego szkicu.

Tuż po u k azan iu się w yd an ia zagranicznego M u n k e n V endía poświę­ ca m u osobną p r a c ę 22. Poprzedza k ry ty k ę te k stu k ró tk im w prow adze­ niem w tw órczość pow ieściopisarską H am suna, by stw ierdzić, że mimo zasady n iep o w tarzan ia się, m ożna znaleźć w spólny m otyw dla d ram a tu i p rozy (p rzew ijający się w Misteriach, Panie i Vihtorii żywioł miłości, b u rzący konw enanse; głębokie zżycie się z przyrodą). A u to rk a p rez e n tu ­

je następ n ie treść u tw o ru (przypadkow e spotkanie M unken V endta z królow ą Izeliną, jego gorąca m iłość do Blis, służącej jednego z zalotni­ ków Izeliny, za k tó rą ta odpłaca w trącen iem go do więzienia; nieodw za­ jem nion a m iłość Izelin y do V endta. By go p rzy sobie zatrzym ać, Izelina każe przyw iązać V end ta do d rzew a ta k długo, aż z ziemi, k tó rą w etknę­ ła m u do ręki, nie w yrośnie tra w a . U w olniony pada m artw y , królow a zaś z rozpaczy rzu ca się do morza). K lem ensiew iczow a zauważa, że nie w ą te k stan o w i o w artości tego oryginalnego tekstu, a głęboka treść ideo­ w a (sam otny b o h ater, n ib y d ru g i Prom eteusz, sta je w obronie biednej, cierpiącej ludzkości, m arzy o dniu, w k tó ry m niebo odm ieni jej losy),

20 A . W r z e s i e ń [L ange], L it e r a tu r a w s p ó łc z e s n a w N o rw eg ii. „B luszcz” 1905 nr 37.

21 R uch l i te r a c k i o sta tn ie g o 20-lecia w Danii i N o rw eg ii. „A ten eu m ” 1901 t. 2 s. 849-862. W arto dodać, że au tork a b yła ta k że tłu m aczk ą H am suna (M a r z y c ie l, L w ó w 1905 i inne).

22 „ M u n k e n V en d í”, n a j n o w s z y u t w ó r H a m su n a. „T ygodnik S ło w a P o lsk ieg o ” 1903 nr 2.

(7)

„ Z G R U C H O T A N A W IE L K O Ś Ć ” 11

a zwłaszcza ch arak tery sty czn y , b a rw n y język, k tó ry d otąd nig dy nie w y­ stąpił z ta k ą m ocą u H am suna. Bogactwo w yobraźn i każe snuć coraz piękniejsze, o żyw ej b arw ie obrazy, w czym H am sun p rzy po m in a Słow ac­ kiego, form ą zaś ibsenow skiego Branda i Peer Gynta.

Na piękno języka tego „udram atyzow anego poem atu epicznego” zw ró­ cił też uw agę anonim ow y k ry ty k „O gniw a”. Sam ego zaś b o h a te ra zasze­ regow ał obok H am leta, P e e r G ynta, R askolnikow a, do n ajceln iejszych postaci w lite ra tu rz e św iatow ej, doszukując się w nim g en eraln ie sy m bo­ lu człow ieka czy może życia: „Na fali sm u tk u i m elancholii, k łam stw a i egoizmu, m iłości i bólu, na fali m ąd ry c h w ątpliw ości, głup ich pew n i­ ków, i n iepew nej praw dy, w ypływ a siła i radość życia — M unken V endt. Postać w spaniała w spaniałością żywiołu, bezpośredniością sw oją i rozm a­ chem ” 23.

Z kolei zajęła się K lem ensiew iczow a d ram aty czn ą try lo g ią H am suna, poddając analizie przedstaw ione w ątk i fab u la rn e 2i. U znaje, że dzieło po­

siada sporo efektów d ram atycznych. Z auw aża przy tym , że część śro d ­ kowa (Gra życia) tra c i łączność z pozostałym i przez to, że protagoniści części I i III są tu postaciam i b iernym i, drugoplanow ym i, n a w e t tech n ik a p isarska jest odm ienna, pełno tajem niczego n a stro ju , chw ilam i grozy, zjaw iają się' sym bole (np. starzec T h y —■ uosobienie spraw iedliw ości). Bo­ h a te r trylogii — Iv ar K areno —- to w edług n iej n itzschean ista, w alczący przeciw potędze liberałów , a nie — jak chcą in n i — starcie ra d y k a ła z konserw atystam i.

Ale nie te uw agi (będące zresztą echem u ta r te j ogólnie opinii) w y d ają się być najistotniejsze. A u to rk a dostrzega w ażne dla te a tru dw ie spraw y. Po pierw sze — istn ieją w trylogii duże m ożliwości sceniczne tkw iące w ry su n k u postaci kobiecych: E llin y (n ajp ierw nieśm iała wobec uczoności męża, zazdrosna, potem n abiera ochoty do życia, s ta je się ko b ietą lekkich

23 m g (N o t a t k i lite rackie ). „O gniw o” 1904 nr 4 s. 80.

24 „T ygodnik S ło w a P o lsk ieg o ” 1903 nr 17. W 1. części trylogii (U w r ó t k r ó ­ les tw a ) m łod y filo z o f Ivar K areno n ie ch ce w y rzec się sw o ic h zasad, n a w e t za cenę odejścia od n ieg o przyjaciół i żony. U n ik n ą łb y n ęd zy i p osiad łb y szczęście, gd yb y na k orzyść p rofesora zm ien ił p ogląd y w pracy, którą p rzy g o to w a ł do druku. Po latach (Gra ż ycia ) sp o ty k a m y go jako n a u czy ciela na d w orze b ogatego o b y w a ­ tela ziem sk iego O terraana, k tó ry ob iecał m u w y d a ć k siążk ę, a le sto p n io w o popada w zazdrość i w ob łęd zie podpala p ra co w n ię K areno. R azem z p ap ieram i g in ą b ęd ą ­ cy tam p rzypadkow o dw aj jego syn ow ie. O w zg lęd y K aren o u b iega się córka O ter- m ana, ek scen tryczn a T h eresita. N a w ieść, że w raca żona filo zo fa , p róbuje sp o w o ­ d ow ać k atastrofę okrętu; obrażona n a daw nego k och an k a, p osyła m u n a b ity p isto ­ let, sam a ginąc od p rzyp ad k ow ego strzału. W 3. części (Z m i e r z c h ) p o d eszły w la ­ tach K areno n ie chce sta rzeć się, chce żyć złudą m łod ości, lecz czu je, że zagu b ił daw n e przekonania, ciągn ą go w y god y, k tóre stw o rzy ła żona. Z głasza k an d yd atu rę do sejm u. W czasie m o w y w y b o rczej K aren ÿ jeden z d a w n y ch to w a rzy szy K aren y strzela do ren egata, a le chybia. P om aga to ty lk o K a ren ie w zd ob yciu m andatu.

(8)

12 M A R IA N L E W K O

obyczajów, w reszcie przesycona wolnością tęsk n i do ciepła rodzinnego w atm osferze m ieszczańskiego salonu), T h eresity (zła syrena, kapryśna, zm ienna, jest w n iej coś strasznego a zarazem i ponętnego dla mężczyz­ ny), a n aw et postaci drugoplanow ych, jak p a n n a H orvind. Po w tó re — stw ierdza, że nie m a u H am suna ch a ra k te ró w czarno-białych, osoby w y­ stępujące to nie ty py , a in dyw idu a o skom plikow anej natu rze, „których czyny nie dadzą się przew idzieć”, bo d ziałają pod w pływ em pobudek chwili, zm iennych nastro jó w duchow ych itp. P rzybliża się w rezultacie ta sm u tn a p raw d a trylogii, że „życie na w szystkich w yciska swe piętno. Co było w zniosłe i piękne sta je się brzydkie, nędzne, co proste — tr y ­ w ialnym , co śm iałe — bezczelnym ”. A głów na idea dzieła tk w i w bajce, któ rą K areno opow iada córeczce w Z m ie r z c h u : był sobie raz człowiek, k tó ry stw ierdził, że nigdy się nie ugnie...

Za n a jb a rd zie j sceniczny u tw ó r uznaje K lem ensiew iczow a Królową

T a m a r ą 25. Z w raca uw agę na dobrą tech n ik ę budow y akcji, dobrze od­

daną um ysłow ość osób działających na sty k u dw u k u ltu r: chrześcijań­ skiej i m aho m etań sk iej, na możliwość zrealizow ania zajm ujących deko­ ra c ji (przepych w schodniego dworu!), w yzyskania m uzyki, baletu, scen zbiorow ych, słow em — po pew nej obróbce -— w ystaw ienia tek stu w ope­ rze. I w ty m dram acie, w edług niej, role kobiece są ciekawsze (Tam ara to w ybór ciągły m iędzy postaw ą m o narch in i a kobiety, m iędzy surow oś­ cią a delikatnością, to nieśw iadom ie objaw iane budzenie się w kobiecie miłości. Szczery p a trio ty z m i gorące zaangażow anie relig ijn e nie przesz­ kadza F a tim at, p o jm an ej księżniczce Towinów, być czarującą osobą o głębokim poczuciu godności człowieka). Postacie m ęskie w ich rycerskiej dum ie są zbyt m iękkie. Prócz głównego m otyw u — zdobyw anie p rze­ mocą serca kobiety, istn ieje w sztuce d ru g i nie m niej w ażny — stw ie r­ dza a u to rk a — p y tan ie o sposób k rzew ien ia chrześcijaństw a: siłą — jak chce su ro w y spow iednik, czy sercem , dobrym przykładem .

Do tw órczości d ram aty czn ej H am suna powróci K lem ensiew iczow a jeszcze raz, w sw ojej Literaturze S k an d yna w ii, ale nie w niesie nic no­ wego.

T e a tr w Polsce, jak napom knęliśm y, sięgnął po raz pierw szy po sztu­ ki H am suna w 1901 r., jed n a k trw alsze zainteresow ania d a tu ją się do­

25 „ K r ó l o w a T a m a r a ” K n u t a Ham suna. „S łow o P o lsk ie”, 1904 nr 94. R zecz d zie­ je się na d w orze k ró lo w ej G eorgii, T am ary. Ta, zain teresow an a n aw racan iem oko­ liczn y ch lu d ó w n a ch rześcija ń stw o , zan ied b u je m ęża, choć bardzo go kocha. On b oleje nad jej ozięb łością, przyp isu jąc chłód lek cew ażen iu jego osoby. Robi w sz y st­ ko, by ją u g ią ć, n a w e t za cen ę zdrady k raju, a p o tem rzu cić się ze zdobytym i trofeam i do jej stóp. A le w y p a d k i sp ra w ia ją (p orw an ie syn k a królow ej, zdobycie sto licy ), że w m om en cie, k ied y ona p o n o w n ie budzi się do w ie lk ie j m iłości, zaczyna w ą tp ić w p ra w d ziw o ść uczu ć m ęża.

(9)

.Z G R U C IIO T A N A W IE L K O Ś Ć ” 13

piero od końca r. 1908. Był to okres, k ied y m ożna już było pokusić się o podsum ow anie ro li twórczości a u to ra Głodu w rozliczeniu z ogólnym i ten den cjam i w litera tu rz e . Rzeczywiście, głosy takie p o jaw ia ją się, od­ bijając w yraźne różnice poglądów w sto su nk u do tego ko n tro w ersy jn eg o pisarza. W arszaw skie „Słowo”, d ru k u ją c cykl a rty k u łó w zatytu łow an y;

Koryfeusze literackiego m odernizm u, na pierw szym m iejscu staw ia w łaś­

nie H a m s u n a 26, dopiero po nim M a e te rlin c k a ! N iebyw ałe to w yróżnie­ nie. A u to r tekstu , P. K ohan, nazw ie H am suna „piew cą niedoli ludzkiej, ducha trw ożliw ego, przygnębionego, szczękającego zęiiam i w otaczają­ cych go ciem nościach”. Ale piew ca to szczególny — „poeta m yśli irra c jo ­ naln ej i parado k su życiowego”, w y stę p u ją c y przeciw p rze k leń stw u zdro­ w ej logiki. Jego bohaterow ie — to szaleńcy, ich rozum ow anie — bez­ m yślne, uczucia — sam orzutne, postępow anie — niespodziew ane.

Czym uspraw iedliw ia k ry ty k ta k ą postaw ę? Co pośw iadcza w artość tej litera tu ry ? Otóż, jak się zdaje, szuka on odpow iedzi po lin ii histo ry z- mu, nieśw iadom ie sprow adzając tw órczość H am suna do pesym istycznych naw oływ ań katastrofistó w . U znając za podstaw ę e ste ty k i H am suna „trw ogę i poczucie w łasnej bezsilności w społeczeństw ie w spółczesnym ”, stw ierdza, że to w ęzły socjalne ta k dalece sk ręp o w ały i u zależniły n a ­ rody i jednostki, że w y stąp ił b ra k poczucia bezpieczeństw a (egzystow anie w ciągłym strachu , ogólna bojaźń o sw ój los). S tąd owa pró b a szukania tego, co sprzyja życiu lu b go ham uje, poza b a rie ra m i społecznych k o n ­ wenansów. Ale i tej „apoteozie chaosu życia” 27 tow arzyszy w końcu s p ra ­ wiedliwość: „ślepa, groźna, ponura, schodzi na ziem ię i daje śm ierć. Mści się — nie przeb ierając w o fiarach ”.

K ry ty k nie odseparow uje zatem H am suna od ogólnych ten d e n c ji li­ terack ich w iążących pisarza ze społeczeństw em , z d ru g iej stro n y w idzi w nim w spólne cechy dla całego m odernizm u: subiektyw izm , w y ra fin o ­ w any psychologizm , m arzycielstw o i fan tasty k ę, ucieczkę; oderw anie od życia realnego, p e n e trac ję p ierw otn y ch in sty n k tó w człowieka. Owa sy m ­ bioza to dla niego now a w artość lite ra tu ry , dlatego no b ilitu je tw ó rę Gło­

du na p a tro n a k ieru n k u . Tkw i w ty m chęć pogodzenia sprzecznych po­

jęć, jakie k rąż y ły n a te m a t oceny H am suna pisarza. O dczuw ano bow iem jego wielkość, niezupełnie rozum iejąc na czym ona polega.

26 P. K o h a n . K o r y f e u s z e lite rackie go m o d e r n iz m u . I: K n u t H am sun. „S łow o” 1908 nr 208.

27 Tak n a zw a ł K ohan Grę ż ycia, jed y n ie tej sztu ce p o św ięca ją c u w a g ę w sw o ­ im szkicu. Z ain teresow an ie szczególn e tym w ła śn ie d ram atem w y p ły w a , jak się zd a ­ je, z rozgłosu, jaki zy sk a ł w teatrze S ta n isła w sk ieg o . A le ta część try lo g ii, jak słu szn ie zau w ażyła K lem en siew iczo w a , różni się w a rszta tem p isarsk im . P rzyb liża w p raw d zie do teatru m o d ern istó w , jednak n ie jest dla pisarza w p ełn i rep rezen ­ tatyw n a.

(10)

14 M A R IA N Ł E W K O

C ałkiem od ręb ną postaw ę zajął S tan isław B rzo zo w sk i2S. Podczas gdy cała k ry ty k a skłan ia się raczej do obw ołania H am suna czołowym p rzy ­ wódcą k ieru n k u , Brzozowski niszczy m it o pokrew ieństw ie, duchow ym m o dernistó w z H am sunem 29. N a przy k ład zie jego inności rozpraw ia się z polskim rozum ieniem m odernizm u. Z w raca uw agę, że to nie sztuka dla sztu k i jest najw yższą w arto ścią u tw órcy, lecz samo życie. H am sun to „ m istrz głębokiej szczerości, zdrow ego niesfałszow anego życia” — powie. „U niego każda chw ila organicznie sam ą siebie uzew n ętrznia jako pew ien w y starczający sobie św ia t” 39. M oderniści, szuk ając w postaciach „ponad- czasowości”, stw orzyli pew ien schem at przeżyw ania w oderw aniu od h isto rii („roztopienie k o n stru k ty w n y c h sił duszy w drganiach, któ re nie w iedzą o sobie ani skąd są, an i dokąd — ale po p ro stu są ”) 31, podczas gdy u H am suna -— pisze Brzozow ski — życie „czerpie całą moc z siebie”, a nie z ustalonych typów , określonych logicznie idei. A rty zm jego zasadza się na p ro sty m p rzed staw ian iu faktów , jak to już w cześniej zauw ażył Feld­ m an 32 Toteż postaci H am suna nie żyją życiem nierealny m , nie u m ierają za swe irra cjo n a ln e ja, w ychodzą poza ram y fikcji estetycznej. H am sun stw arza ob iekty w n ie istn iejące postaci, ich praw da, ich w ola życia rodzi p raw dziw y tragizm . T en tw ó rczy sto su n ek do życia, jego głębokie, trzeź­ we analizy, sta w ia ją go ponad w spółczesnych m u pisarzy, ale za cenę jego sam otności, odosobnienia, niezrozum ienia isto ty jego pisarstw a. W oczach Brzozowskiego H am sun jest w o w iele w iększym stopniu niż Tb- sen m istrzem nowoczesnego indyw idualizm u. Bow iem d o k trynersk o in­ d yw id u alisty czn y Ibsen „w ierzy w siebie lu b m usi w siebie wierzyć, m usi sam siebie uzasadnić. Ind y w id u alisty czn y H am sun żyje sobą, w łas­ ny m irra c jo n a ln y m jed y n y m życieęi, i z niego w y ra sta ją m u w szystkie p u n k ty w idzenia w arto ści” 33.

J a k zatem , w kontekście ow ych opinii, odebrano H am suna ze sceny? D la jakich ra c ji znalazł się w teatrze? Jakieg o H am suna pokazano?

P ierw szy sięgnął po u tw o ry d ram aty czn e w ielkiego S kandynaw a te a tr krakow ski. P raw dopodobnie stało się to za przyczyną S tan isław a K nak e- -Z aw adzkiego. Zofia W ójcicka, córka se k re ta rz a te a tru , m ająca am bicje litera c k ie i d ram a to p isarsk ie (w łaśnie świeżo kilka scen w ystaw iło jej sztu k i — D y le ta n tó w i P sy c h e ) dokonała tra n sla c ji 4-aktow ej kom edii H am suna U w ró t królewskich. C zytanie H am suna, jak próbow aliśm y to

28 Por. jego u w a g i w k sią żce p t. L e g e n d a M ł o d e j P o lsk i (L w ów 1910), roz­ dział z a ty tu ło w a n y : „N ieb osk a d n i n a sz y c h ”.

29 P ra w d ę tę raz jeszcze p o tw ierd zi S. K ołaczk ow sk i w zn ak om itym szkicu o H am su n ie, k tó ry u k azał się w n r 21-22 „P rzegląd u W arszaw sk iego” z 1923 r.

80 B r z o z o w s k i , j w. s. 293. 81 T am że s. 292.

82 „N o w e lle ” K n u ta H am suna. 88 B r z o z o w s k i , j w. s. 293.

(11)

„ Z G R U C H O T A N A W IE L K O Ś Ć ” 15

wykazać, w ty m czasie było m odne, rósł p o p y t n a jego te k sty . W tak im m omencie, rzecz zrozum iała, przek ład zain teresow ał szereg osób, m iędzy innym i Zawadzkiego, k tó ry w postaci Iv a ra K aren o d o p atrzy ł się dla siebie popisow ej roli. W ójcicka m iała p ro tek cję w te a trz e — jak skom en­ tow ał to później R a b s k i34 — tą drogą d ra m a t p rzy ję to do w ystaw ienia. Ale w ydaje się, że nie był to pow ód zasadniczy inscenizacji. W g rę w cho­ dziły także przekon an ia arty sty czn e d y re k to ra K otarbińskiego, k tó ry mógł dopatrzeć się tu ta j z jed n ej stro n y bliskiego sobie zdrow ego rea liz ­ m u, z drugiej zaś, w głów nej m ierze, neo ro m antycznych w y k ład nikó w sty lu, któ re go ta k pociągały. Chcąc dorów nać P aw likow skiem u w od­ kry w an iu m łodych talen tó w i nowości rep e rtu a ro w y c h , zaryzykow ał w y ­ staw ienie sztuki, reżyserię zlecając A. W alew skiem u. K o ta rb iń sk i — do­ nosi jeden z re c e n z e n tó w 35 — zapow iedział jej inscenizację jeszcze w jesieni 1900 r., w podanym dla p rasy zarysie re p e rtu a ru , zresztą pod m ylnym ty tu łem U w rót bogacza: (błędny p rzek ład z niem ieckiego: A n

den Reiches Pforten). A by usunąć nieporozum ienie, am p uto w ano po p ro ­

s tu część ty tu łu i w eszła na scenę pod nazw ą U wrót. W iadom o zatem , że p rzekład u dokonano drogą pośrednią, poprzez w ydan ie niem ieckie.. K to natom iast był głównypa pom ysłodaw cą, b y sięgnąć po sam tek st, po­ zostaje nadal tajem nicą. Ź ródła in sp iracji, ja k się zdaje, należy szukać w szerokim rozgłosie Sceny S ecesyjnej M artin a Zickela, od jesieni 1900 r. działającej p rzy A leksan d erp latz w B erlinie, in te re su ją c e j try b u n y m ło­ dych aktorów , k tórzy postaw ili sobie am b itn e zadanie stw o rzen ia te a tru neo ro m an ty czn eg o s8. Na prem ierę w now ym gm achu w y b ra li w ierszo­ w an ą Komedię miłości Ibsena (pierw sza i już głośna reż y se ria M axa R ein h ard ta, wówczas w spółpracującego z Zickelem ), zaraz potem kom edię

H am suna. .(

P re m ie ra krakow ska odbyła się 8 V I 1901 r., a zatem należy do jed ­ nej z w cześniejszych w dziejach w y staw ień tego au to ra. L u c ja n Rydel,, po obejrzen iu przedstaw ienia, napisał: „N iew esoła to kom edia, w ięcej w n iej goryczy niż hum o ru. W alkę bezkrw aw ą, ale ciężką i bezn ad ziejn ą pokazał K n u t H am sun, w alkę duszy w ielkiej i czystej, k tó ra o niepod­ ległość w łasn ej m y śli bojować m usi ze św iatem , z otoczeniem , ze sto su n ­ kam i — a jeśli zw ycięsko wychodzi, to kosztem szczęścia swego serdecz­ nego. P rzedm iot s ta ry jak. lite ra tu ra dram aty czn a, u ję ty jed n a k ty m r a ­ zem z now ej zupełnie stro ny: a u to r odrzucił zupełnie n a bok całą p a te - tyczność, cały m elod ram aty zm i dzięki tem u nie n ap isał now ego U riela A kosty, ale stw orzy ł rzecz na w skroś oryg in aln ą i św ieżą. Z am iast d ek la- m acyjnych w ybuchów , zam iast koturnow ego n a stro ju , dał obraz szczery

1

84 „K urier W arszaw sk i” 1908 n r 339, recen zja w a r sz a w sk ie j p rem iery dramatu^ 35 „Czas” 1901* nr 128 (anons); m. „N aprzód” 1901 nr 158.

(12)

16 M A R IA N L E W K O

i praw dziw y, w k tó ry m głębię uczucia przepełnia sm u tn y uśm iech iro ­ niczny. Ta ironia nieubłagana, często gorzka, stanow i głów ny ton całej sztu ki i n ad aje jej now ożytną, św ieżą cechę” 37.

Z aw iera się w pow yższych słow ach odzw ierciedlenie poglądów całej krytyki- Pow szechnie stw ierdzono, że „kom edia” m a zajm ującą fabułę, jest now a i żywa, że z te m a tu pozornie zużytego a u to r w ydobył wiele now ych św iateł, efek ty „o silnym , d ram aty czn y m n a s tro ju ” 38, p o trafił z życia ludzkiego w yłuskać jąd ro praw dy. A le są to „sceny dyszące p raw ­ dą po d p atrzon ą przez p ry zm at szyderstw a, (dram at) p rzykuw a widzów do tego stopnia, że nie mogą w yrw ać się spod te j p o n u rej w izji przed jej ostateczny m końcem. W ychodzą zgnębieni, złam ani, pełni rozdźwięków, goryczy, zw ątp ien ia” 39. Ten śm iech o k ru tn y przez łzy, owa ironia nadała utw oro w i szczególnej w artości, ale też spraw iła najw ięcej kłopotu z o kreśleniem p ostaw y b o h atera i odczytaniem idei tek stu. Stw ierdzono, że nicią przew od nią jest p roblem odstępstw a od zasad i obrony w łasnych przekonań, w postaw ie K aren o dostrzeżono typow y nitzscheanizm , i tak reży ser u k ieru n k o w ał przedstaw ienie. Taki p u n k t w idzenia potw ierdza sam K otarbiński. T em atem kom edii — w spom ina po latach — b y ła „w al­ ka w olnego ducha o w łasną niepodległość w kontraście, do m arnego oportun izm u i kom prom isu z w pływ ow ym i powagam i i szafarzam i dóbr doczesnych”, zakończona „m oraln y m trm m fe m nieskazitelności ch a ra k ­ te r u ” 40.

W sta rc iu K a re n a z G yliingiem (pozornie lib e raln y — profesor s a tra ­ pa, siłą n ag in a jąc y do sw oich przek o nań m łode talen ty ) niektórzy k ry ty ­ cy d o p atrzy li się analogii do piap rzny ch dla w łasnego podw órka sy­ tuacji. „W ypchane słom ą sokoły chcą jak o rły zapanow ać nad um ysłam i m łodzieży [...] i z tego p u n k tu w idzenia jest naw et sztuka H am suna K nu- ta specjaln ie in stru k ty w n ą w K rak o w ie” —- p isał spraw ozdaw ca „Na­ p rzo d u ” 41. W iększą sym p atię budził jed n ak czasam i „burżu azy jn y angiel­ ski liberalizm profesora G yllinga od cezariańskiego despotyzm u, którego apostołem m ieni się K areno 42, bo' ta m te n w d ziałaniu okazał się bardziej n a tu ra ln y .

Opozycję K areno — G ylling spraw ozdania prasow e określiły jako k lu ­ czową dla u tw o ru . Ale nie jest ona w sztuce jedyna. Rów nolegle z tam ­ tą p rzesu w a się k u przodow i w procesie .d ram atycznym inna, nie m niej w ażna, a oglądana w p ersp ek ty w ie całej twórczości pisarza zdaje się

87 „C zas” 1901 nr 130.

38 M. K. „N ow a R eform a” 1901 nr 131. 3fl,i Fotel n r 24. „G łos N arodu” 1901 nr 129.

40 W sł u ż b ie s z t u k i i p o ezji. W arszaw a 1929 s. 83. 41 m . „N aprzód”

(13)

„ Z G R U C H O T A N A W IE L K O Ś Ć 17

w ysuw ać n a p lan pierw szy. J e st to zderzenie dw u przeciw staw n ych so­ bie sił: in te le k tu i n a tu ry , rep re z en ta n ta m i k tó ry c h są K areno i Ellina. U pór m łodocianego in telek tu alisty , zakopanie się w książkach, zabija m i­ łość żony. Z aniedbyw ana przez męża, by go przyciągnąć k u sobie, obu­ dzić w nim zazdrość, skłania się ku in nem u i w końcu sam a się gubi. Żywa, nam iętn a, pięk n a ale pły tka, lekkom yślna, nie po jm u je sk ru p u łó w męża. Czułostkow a, dziecinna jej n a tu ra dom aga się sw oich praw : piesz­ czot, nadskakiw ań, tkliwości. W praw dzie cechy te zostały zauw ażone przez krytyków , ale widziano w Ellinie ty lk o n ied o b ran ą p a rtn e rk ę w m ałżeństw ie, a jej odejście od m ęża p rzy jęto z a . jeden ze spraw dzianów m ocy c h a ra k te ru K areno, k tó ry — podobnie ja k ibsenow ski b o h a te r

Wroga l u d u i3, trw a niezłom ny, p rzek o n an y o praw dzie sw oich racji, nie

u legając p resji wpływow ego p rofesora n aw et w n ajd rasty czn iejszy ch dla siebie m om entach życia. P y ta n ie tylko, czy słusznie? Czy życie E lliny nie jest praw dziw sze?

Do pasow ania Iv ara na b o h atera o „niepodległej m yśli i n iesk azitel­ nych c h a ra k te rz e ” 44 p rzyczyniała się nade w szystko znakom ita k rea c ja S tanisław a K nake-Zaw adzkiego. D ał postać „żywą, nie szablonow ą, nie przypom inającą żadnego z trag iczny ch b o h aterów ideow ych [....] p ra w ­ dziwy i w ielki w iarą w samego siebie” 4S. B ył b o h a te rem w ieczoru. S tw o ­ rzył rolę na m iarę najlepszych w dotychczasow ej sw ojej k arierze. Z ebra­ nej na swój benefis publiczności sp raw ił ogrom ną n ie sp o d z ia n k ę 46.

Równie doskonałą była G abriela M orska w ro li E llin y 47. P rzez sw ą powszedniość nadająca się na żonę filistra, nie uczonego — jak pisano — w ciągnięta do w alki, k tó re j nie chciała, m usiała czuć się nieszczęśliw a, w n astęp stw ie tego ucieczka z dom u b y ła dla n iej rodzajem sam oobrony, nie p rzew iną. „W prost przerażała kobiecą natu raln o ścią, z jak ą przech o­ dziła z m iłości w rozdrażnienie i zazdrość, z zazdrości w e flirt udan y, z udanego w praw dziw y, wreszcie w upadek, w k tó ry rzu cała się ta k po p rostu i dziecinnie, że m ożna było mieć dla te j nieszczęśliw ej, ta k łatw e j do rozum ienia istoty, tylko litość i w spółczucie” 48. Ale H am sunow i, zda­ je się, nie chodziło w yłącznie o pokazanie d o brodusznej naiw ności, „f a

ł-43 N a p o k rew ień stw o d u ch o w e obu b oh aterów zw ró cił u w a g ę rec e n z e n t „N o­ w ej R eform y” (jw.).

44 R y d e l , j w.

45 M. K . „N ow a R efo rm a ”.

46 W ybór sztu k i na b en efis n ie oznacza b yn ajm n iej, że K o ta rb iń sk i n ie in te ­ resow ał się n ią w cześn iej. B yć m oże, d ziałał pod w p ły w e m b ezp o śred n ich su g e s tii 7 Z aw adzkiego, k tórem u pod ob ała się rola K areno.

47 „Jest to jedna z n a jśw ie tn ie jsz y c h ról p. M orskiej [...] u k a za ła p rzed ziw n e arcydzieło sw ojej sztu k i, g od n e z p ew n o ścią rozgłosu n iejed n ej eu ro p ejsk iej zn a­ k om itości tea tra ln ej” (F ote l nr 24).

48 Tam że.

(14)

18 M A R IA N L E W K O

s z y w e j [podkr. m oje — M.L.] czułostkowości i trzpiotow atości płytk iej kobiety, stanow iącej k o n tra st z głębszym i dążeniam i pracow ników w ie­ dzy i k u ltu r y ’’ 49, lecz by ujaw n ić praw dziw e dno duszy, gdzie lęgnie się odruch, in sty n k t, uczucie, wola, żądza. M orska była bliska tak ie j w łaś­ nie in te rp re ta c ji.

J e d n ą z lepszych sw ych ró l stw o rzy ł tak że Józef Sosnowski, k reu jący Je rv e n a , kolegę Iv ara. „N iespokojny, ch w iejn y i gw ałtow ny naprze- m ian ” 50, dobrze oddał zwłaszcza „scenę zdenerw ow ania i gorącego a gorzkiego hu m o ru , k tó ry m przygłuszać prag nie uczucie w stydu, że się sp rzed ał” 81, za ofiarow ane m u sty p en d iu m łam iąc swe przekonania. Wło­ dzim ierz Sobiesław , p redyspo n ow an y z ra c ji sw ych - cech zew nętrznych na „lekkiego a m a n ta ”, znakom icie zagrał rolę ru tynow anego światow ca, dziennikarza Bodensena. „W szedł do dom u biednego uczonego i od razu był panem placu [...], pociągnął jego m łodą żonę ty m życiem, za k tó ry m ona się stęsk n iła [...], przysięgał jej miłość, ale słuchacz czuł, że on tę m iłość kłam ie dla zaspokojenia sw ych zmysłów, a czyni to n aw et nie siląc się na pokrycie u d a w a n ia ” 52. Św ietnie odegrał pozę udan ej słody­ czy i życzliw ości p rofesora G yllinga Józef Popław ski. Również role po­ m niejsze w ykonano bez zarzu tu 53, sp ek tak l przygotow any b ył starannie, w szyscy tw orzyli „w zorow ą całość” 5i.

Z powyższego opisu w ynika, że pokazano „ te a tr na w skroś m oderni­ s ty c z n y ” — jak słusznie zauw ażył jeden z k ry ty k ó w 5S, zarów no w w ar­ stw ie in te rp re ta c y jn e j u tw oru , k reu ją c Iv a ra K areno na typowego dla epoki nitzscheanistę, n a p la n pierw szy w ydobyw ając rom antyzm postaci, ek sp resję przeżycia, jak i w sty lu g ry (nerwowość, zmienność, ulsganie n astro jo m , balansow anie m iędzy pozorem a praw dą). N ie zabrakło figu- ry -sy m b o lu (W ypychacz ptaków , odtw orzony przez Bolesław a Z aw ier- skiego). D oszukano się zresztą tu ta j grubego naśladow nictw a Ibsena 56.

Mimo zaskakująco w ysokiego poziom u gry, dobrych k rea c ji a k to r­ skich, sztukę po dw u p rzedstaw ien iach zdjęto z afisza. Opinia k ry ty k i b yła jednoznaczna: w szyscy orzekli, że pisarzow i b rak u je w ydoskonale­ nia tech nik i scenicznej, „na c h a ra k te ry sty k ę ról zużyw a a u to r i czasu i farb zb yt w ie le ” 57, w sp e k ta k lu m ęczą zbyt w yczerpujące dialogi, d ra ­

J9 K o t a r b i ń s k i , jw . P o w tarza zresztą n iem a l d osłow n ie p op rem ierow ą op i­ nią R ydla.

50 R y d e l , jw. 51 im. „N ap rzód ”. 52 M. K., jw .

są J ed y n ie słabo w yp ad ła L. W a lew sk a jako N atalia, n arzeczona K arstensa. 54 Fotel n r 24.

65 T am że.

56 F. K o n e c z n y . „P rzegląd P o lsk i” 1901 t. 141 s. 130. 57 M. K., jw .

(15)

„ Z G R U C H O T A N A W IE L K O Ś Ć ” 19

m at jest po p ro stu „dialogow aną pow ieścią” 58. „W sztuce H am su na — napisał R ydel — osoby, działające n a scenie, nie dom yślają się i nie przeczuw ają n aw et w szystkiego tego, co w idzow ie pojęli już i zrozum ieli od daw na, skutk iem tego a u to r pozostaje ciągle w ty le za publicznością i przeciąga n iepotrzebnie sytu acje, gdy m y p y ta m y ciągle: co d a le j? ” Tym czasem „ w id z -te a tra ln y , dla którego słow a p a d a ją ze sceny, pod-, kreślone grą i m im iką artystów , szybciej ch w y ta w ątek m yśli, a zbytecz­ ne przygotow ania niecierpliw ią go ty lk o i n u ż ą ” 59.

B raki te nie przesłoniły jed n a k w artości litera c k ic h tek stu . Uznano H am suna za ta le n t oryginalny, w ybitn y , n a co sk łada się w sztuce głę­ bokość m yśli, siła uczucia, doskonale stu d iu m dusz, d ob ra obserw acja życia, a nade w szystko owa gorzka ironia, n a d ająca głów n y ton całem u, dram atow i.

K ilka la t później zainteresow ał się sztu k ą K azim ierz K am iński, w p ro ­ w adzając ją 5 X II 1908 r. na scenę w arszaw skich Rozm aitości. I tu nie uzyskała większego powodzenia, neg aty w n ie oceniona przez k ry ty k ó w , chłodno p rzy ję ta przez publiczność. Po czterech sp e k ta k lac h (5-7, 10 XII), mimo „w zorow ej w y sta w y ” i św ietn ej g ry arty stó w , przed staw ien ie za­ wieszono. W idzów zniechęciła p rzed łu żająca się zbytnio (do w pół do pierw szej w nocy) inscenizacja, k ry ty c y w yk o rzy stali słabe stro n y d ra ­ m atu do p ry w a tn e j rozgryw ki z K am ińskim , k tó ry ob ejm u jąc od lipca. stanow isko głównego reżyserk, zatrzy m ał dla siebie rów nież k iero w ­ nictw o literackie, a na nie m ieli w łaśnie chęci w arszaw scy zoile. N aj­ bardziej zjadliw i okazali się W ładysław R abski i J a n L orentow icz. Z niechęcią odniósł się do sztuki W ładysław B ogusław ski.

Jeśli na p rem ierę krakow ską m iał jakikolw iek w pływ te a tr niem iec­ ki, to K am iński poszedł za rozgłosem p rzed staw ień p e te rsb u rsk ich w tea trz e literack im W iery K om isarżew skiej, gdzie kom edia osiągnęła r e ­ kordow ą liczbę ponad stu wieczorów e0, a jej pokazanie zapow iedział ta k ­ że S ta n is ła w s k i61. Ale au g urzy w arszaw skiej k ry ty k i k iero w ani w zględa­ mi politycznym i bojkotow ali te a tr rosyjski. „K n u t H am sun u nas? Skąd to się wzięło? Skąd d ra m a t nie w ystaw iony ani w P ary żu , an i w B e rli­ nie, ani w W iedniu, ani w ogóle w żadnym z ton n a d a ją c y ch te a tró w E uropy znalazł drogę do W arszaw y”? — p y ta Wł. R a b s k i62. Czy słusznie w prow adza się na scenę rzecz, „k tó ra ani w B erlinie, an i w W iedniu do

53 K o n e c z n y , jw . Zob. tak że: R y d e l , jw . i inni. 68 Jw.

60 W arto tutaj przypom nieć, że w lu tym tegoż roku K om isarżew sk a o d w ied ziła W arszaw ę, w y stęp u ją c ze sw o im zesp ołem w szeregu zn ak om itych sztuk.

61 S ta n isła w sk i w y sta w ia ł w ty m cza sie Grę życia, której prem iera od b yła się 7 II 1907 r„ a której echa d otarły szyb k o do P o lsk i. Por. p rzyp is 19.

(16)

20 M A R IA N L E W K O

tej p o ry n a afiszach nie fig u ru je ? ” — w tó ru je m u S. K rzy w oszew ski63. Rabski obw inia K am ińskiego o niedołęstw o kierow nictw a arty sty czn e­ go, zarzuca m u z L orentow iczem zły dobór rep e rtu a ru , „bezład reży ser­ sk i” w y n ik ły z „an o rm aln y ch ” rządów w teatrze, dom agając się, by w ła­ dzę kierow niczą podzielić i obok reży sera a k to ra postaw ić d ram atu rg a lite ra ta . W ybór kom edii obaj k ry ty c y uw ażają za rzecz przypadku: w łaś­ nie pod rę k ą b y ł K nake-Z aw adzki, k tó ry — podobnie jak w K rakow ie — zarekom endow ał rzecz tę nie zorientow anem u w jej w alorach scenicz­ n y c h artyści, w nadziei olśnienia publiczności efektow ną rolą. „O sztu ­ ce n ik t nie słyszał, ale pow iedziano reżyserow i, że H am sun istotnie „nie byle co”. Z resztą to S kandynaw czyk, a S k and yn aw ia jest podobno m od­ na. D obre imię, rodak Ibsena, więc nie będą chyba m ieli odwagi urągać. N apisało się po rękopis do K rakow a, p. Z aw adzki objął głów ną rolę i tak się u rodził K n u t H am sun na scenie w arszaw sk iej” 64. K am yk do ogród­ ka dorzucił k rakow ski „Czas”, p rzed ru k o w u jąc obszerne fra g m en ty w y­ pow iedzi obu stołecznych recenzentów , w ybór te k stu p rzyp isu jąc wy-, łącznie ze w zględu na m odny egzotyzm skandynaw ski, sam ą kom edię n azy w ając nudn ą, w p ersp ek ty w ie te a tra ln e j nieznośną 65. Rzecz to nie- sceniczna, prżew lekła, b ra k akcji, błąd re p e rtu a ru — krótk o podsum o­ w ała „Scena i S z tu k a ” 66.

O pinie pow yższe w y raźn ie w y p ły w ały ze złej w oli spraw ozdaw ców . „D ram at posiada n iew ątp liw ą w artość litera c k ą [...], ale nie m iał szczęś­ cia podobać się „w p ły w ow y m ” organom p rasy w arszaw skiej” — zauważa B u k o w iń s k i67. W rzeczyw istości K am iński dobrze orientow ał się w n a j­ now szych osiągnięciach europejskiego te a tru , co pośw iadczają ogłoszone przez niego p lan y rep e rtu a ro w e . W ystarczy wspom nieć sam ych S kandy ­ naw ów . O prócz U w rót k ró lew skich i Zm ierzchu H am suna, o których w y staw ien iu w spom inał k ilk a k r o tn ie 68, w sezonie 1908/1909 m iał zam iar dać sztukę G arbo rg a pt. Paw eł oraz E ry k a X I V i W ierzycieli S trin d b e r- ga. B y ły b y to in te resu jąc e polskie p rap re m ie ry ! Z resztą nie m ógł w cią­ gu zaledw ie czterech m iesięcy podnieść podupadłych Rozm aitości na ta k niedościgłe w yżyny, o jakich m arzy ła k ry ty k a.

Je d y n y stanow czy głos w obronie napastow anego zabrał K azim ierz

63 „ Ś w ia t” 1908 nr 50. S w ą n iech ęć do K a m iń sk ieg o K rzy w o szew sk i u ja w n ił e x p r e ssis v e r b is w liś c ie do E dm unda R ygiera, który p ro sił go ó pom oc w p rzyję­ ciu do R ozm aitości (zob.: Z. J a s i ń s k a . Ż y w o t K a z i m i e r z a K a m iń sk ie g o . W arszaw a 1976 s. 250).

84 R a b s k i , jw.

65 A n o n i m . „C zas” 1908 nr 285. 88 1908 nr 50.

87 „ S fin k s” 1909 t. 5 s. 337.

88 Zob. np. „K urier W a rsza w sk i”. 1908 nr 292, 300; „ S ło w o ” 1908 nr 250; „Ś w iat” 1908 n r 37. *

(17)

.Z G H U C H O T A N A W IE L K O Ś Ć ’ 21

E hrenberg 69. Rok później, recenzując Zm ierzch, przypom niał tę niem iłą aferę, odsłaniając w łaściw e in ten cje w prow adzenia ow ej „polem iczno- -błazeńskiej s a ty ry ” na scenę w arszaw ską. Po prem ierze k ry ty k napisał: „Znakom itego a rty s tę znęciło bogactw o c h a ra k te ry sty k i, jej n iezw y k ła oryginalność, zuchwałość i w ypukłość. G dyby cały personel’ sk ład ał się z odtw órców ta k jak on zdum iew ająco pom ysłow ych i w spółcześnie czu­ jących, gdyby publiczność p rzy b y w ająca do te a tru — nie w y łączając spraw ozdaw ców — orientow ała się w g a tu n k u literack im w idow iska w y­ konanego przez tak ie siły, e k sp ery m en t byłby niezm iernie ciekaw y. W y­ konanie już wówczas nie dopisało zam iarow i, publiczność spędziła w ie­ czór w oszołomieniu, a k ry ty k a m yślała wówczas o jed n y m tylko, a b y K am ińskiego w ysadzić z kierow niczego sio d ła” 70.

W ypowiedź E h ren b erg a pozw ala bliżej określić k sz ta łt spek taklu . W przeciw ieństw ie do p rem iery k rak o w sk iej K am iński, jak się zdaje, u n ik a m odelu te a tru m odernistycznego, obiera drogę realizm u psychologicz­ nego, w ew nętrznej in te rp re ta c ji roli. B o h atera nie tra k tu je serio, każe spojrzeć na niego z dystansu, z p rzy m ru żen iem oka, w prow adza „głębo­ ki akord saty ry czn y na tem a t w alki jed n o stk i” 71. Nie po szukuje żad­ nych schem atów „ponadczasow ych”, chce po p ro stu pokazać rzeczyw is­ tość codzienności („szary realizm n o rw esk i” — jak to określił J. L o ren - to w icz)72. W tak im n aśw ietlen iu praw dziw sze s ta ją się w działaniu oso­ by stykające się z K areno ruz on sam, pełen w zniosłych ty ra d i fałszy ­ wego bohaterstw a. A by tu w ykazać, po trzeb a było w łaśnie gru nto w neg o opracow ania szczegółów, drobiazgęw ości w ry su n k u postaci, niespodzia­ nek psychologicznych, „łam ania w lin iach c h a ra k te ró w ”, przeciw k tó ry m ostro protestow ał Rabski. K am iński zrozum iał, że H am sunow i nie ty le chodzi o „zagadnienie w alki indyw idualności z szablonem , jed n o stk i z otoczeniem usiłującym ją zetrzeć” 73, o „historię zam achu na m y śli” 74 lub — jak chce B ogusław ski — nitzscheański im perializm du cha m iaż­ dżący płaski liberalizm filistrów in te lig e n c ji75, ale o głębokie stu d iu m duszy, ukazanie praw dziw ego oblicza n a tu ry człow ieka, w yłan iająceg o się spod w a rstw y sztucznie narzuconych konw enansów . Toteż nie kazał kreow ać b o h atera sztuki n a młodego filozofa ze szkoły N itzschego, bliż­ sze m u było w idzenie życia poprzez m etafizykę bergsonow ską. W zw ier­ ciadle sa ty ry życia nie K areno a Bodensen, Ellina, G ylling, J e rv e n p ięk ­ n ieją i n a b ie rają rum ieńców .

68 A n o n i m [K. E h r e n b e r g ] , „P rzegląd P o ra n n y ” 1908 nr 340. 70 „Kurier P o ra n n y ” 1909 nr 64 (335). 71 A nonim . „P rzegląd P o ra n n y ” 1908 n r 340. 72 „N ow a G azeta” 1908 nr 566. 73 B u k o w i ń s k i , jw. 74 L o r e n t o w i c z , j w.

(18)

22 M A R IA N L E W K O

O dm ienność koncepcji zaw ażyła n a grze Zawadzkiego. Nie czuł się w roli n ajlep iej, zarzucono m u naw et, że nagle obniżył swój talent. Miał ty lk o „bardzo ładne m o m en ty w scenach ch arak terysty czny ch, ale nie m iał w ielkiego zw ycięstw a ty p u ”76. N atom iast T ekla Trapszo oddała Elli- nę „z p ro sto tą i n a tu ra ln o śc ią ”, su b teln ie cieniując chw ile przełom u uczućj „ J e j m onotonna zw ykle c h a ra k te ry sty k a m ieniła się g rą bardzo su b te ln y c h i bardzo bogatych kolorów . A ni jed n ej n u ty fałszyw ej i prze­ dziw ne w yczuw anie m om entu psychologicznego” — zauw aża Rabski, za­ liczając te n w y stęp do serii najlep szych kreacji a k to r k i77. Również F re n ­ k iel (Bodensen), chciaż „z p a le ty au to rsk ie j w ziął b a rw y skąpe, ale do­ dał do nich ty le w łasnych kolorów , że rola lśniła życiem i h u m orem ” 78. B ardzo głęboko, m istern ie opracow ał postać J e rv e n a B rydziński. „N er­ w ow y niepokój w szedł z nim n a scenę. J a k b y przeczucie nieszczęścia. J a k b y strach , że za drzw iam i stoi tru p i do drzw i zapuka niebaw em ” 79. Z dużą e k sp resją odtw orzył p rofesora G yllinga H e n ry k G rubiński, stał się postacią pierw szoplanow ą w Jcrótkim fragm encie sztuki.

J a k w idać, s ta ra n n ą na ogół g rę a rty stó w oceniono pozytyw nie 80. Za­ skoczył n ato m ia st w szystkich w ybór tekstu. I ty m razem jednogłośnie okrzyczano, że sztu k a m a fa k tu rę powieściową, że nie posiada w alorów scenicznych. „ P ro te st m yśli rozprasza się w gadulstw ie” — pisał zjadli­ w ie B ogusław ski — „W yszedł n a jaw pogląd, że lite ra tu ra w rep ertu arze jest uciążliw ym serw itu tem , k tó ry załatw ia się n ajlep iej p rzy pomocy g łośnych nazw isk ” 81. „W sztuce H am suna jest pom ysł wielkiego dram a­ tu [...] N aw et w k o n stru k c ji fab u ła nie m a oryginaln iejszej inw en cji”, ale „cała jego techn ika, cała jego obserw acja jest n a tu ry na w skroś po­ w ieściow ej [...] powieść sta ła się w rogiem d ra m a tu ” — stw ierdza R ab­ ski 82. H am sun to głęboki poeta, ale „n erw u dram atycznego nie posiada w cale”, m im o m istrzow sk iej an alizy duszy nuży i n u d z i83, trzeb a tu ołów ka 'reżyserskiego 84. v 76 R a b s k i , jw. 77 T am że. 78 T am że. 79 Tam że.

80 J ed en L o ren to w icz zgłasza p reten sje, że „w grze a r ty stó w p au zy czyniono tak d łu g ie, że m ięd zy jed n ym a drugim zd an iem m ożna b yło w y jść na przechadzkę do ogrodu”. T akże sz w a n k o w a ły w g n ieg o d ekoracje: „ K u liso w y ogród I aktu przy­ pom in a tea trzy k i p row in cjon aln e. W m ieszk a n iu K aren ów jak iś m agiczn y pokój sy p ia ln y . P row ad zą do n ieg o d rzw i, a z boku przez okno pokoju w id ać, że n ie ma g o ” (jw.).

8 1 J w .

82 Jw .

83 S. K frzyw oszew sk i], „ Ś w ia t” 1908 nr 37.

(19)

„ Z G R U C H O T A N A W IE L K O Ś Ć ” 23

, W arto zauważyć, że jeśli po prem ierze krak o w sk iej szukano jakichś rem iniscencji u H am suna, to jedynie w skazując na Ibsena. T ym razem rzecz m a się odm iennie. Ibsena k ry ty k a ledw ie d o tk n ę ła 85, podniesiono n atom iast pokrew ieństw o duchow e H am suna z H auptm annem , oczywiś­ cie na korzyść ostatniego, przypom niano S trin d b e rg a 86. U tw ór H am suna „w yrósł na gru ncie ideologicznym niem ieckim , budzi rem iniscen cje S a ­

m otn y c h H au p tm an na i Z w y c ię zc y D reh era, ale nie b ły sn ął isk rą in d y ­

w idualności o d ręb n e j”, jest nieosobliw ą kopią tam tego — uw aża k ry ty k „Słow a” 87. P okrew ieństw o te m a tu tk w i w sam otności bo h ateró w H a u p t­ m anna (S a m o tn i) i H am suna — pisał B ogusław ski — „obaj bezw olni n a­ strojow cy, za wiele ze swoim ja m ętafizy k u ją, za często p rze g ląd a ją się we w łasnej duszy z lubością N arcyzów , tchórzliw ie cofając się p rzed czy­ nem. Aie_ H au p tm an n a d ram a t od raz u dźw iga n a szczyty [...] w d o ty ­ kalne k sz ta łty w ciela dw a szam ocące się ze sobą św ia ty [...] H am sun w a l­ kę odsunął sprzed oczu” 88. To jed en w ięcej dowód, że zan ika w ty m czasie fascynacja Ibsenem now atorem . T e a tr m a już in n y ch p atronów , choć żyw y jest ciągle Ibsen m o ralista, zep ch n ięty do ro li k lasy k a w że­ laznym re p e rtu a rz e każdej szan u jącej się sceny.

U wrót królewskich widzow ie polscy m ogli obejrzeć raz jeszcze w doskonałej inscenizacji Stanisław skiego podczas gościnnych w ystępów Moskiewskiego T e a tru A rtystycznego w K ijow ie 7 i 1 1 VI 1912 r . 89 Praw dopodobnie przed staw ien ie to w idziała S tan isław a W ysocka. K on­ ta k t z odtw órcam i i uznanie, jakim cieszyły się d ra m a ty H am suna w środow isku rosyjskim , zaw ażyły n a decyzji ak torki, by w prow adzić na scenę naszą inny jego utw ór: W szponach życia.

Dnia 2 XII 1909 r. Rozm aitości w y staw iły Zm ierzch , w y reży sero w an y przez A. B ednarczyka 90. A ni sztuka, an i o dtw órcy nie znaleźli uznania. K om edię osądzono jako zw ietrzałą, niescfeniczną, bez w iększej w arto ści (bez idei), gorszą od części trylogii poprzednio pokazanej. N a odbiorze zaciążyła pow ażnie roczna p rzerw a m iędzy obu w idow iskam i, pow iązany­

65 T am że. A utor przypom ina, że pod ob n ie jak Ibsen, H am su n jest w ro g iem kom prom isu, m istrzem w a n a lizie duszy.

86 „Bój o id e ę przybiera ton m atrym on ialn ej k łó tn i, od tw orzon ej ze strin d b er- gow sk ą m izo g in ią ” — p isał o sztu ce B o g u sła w sk i (jw. s. 161).

87 M. W. „ S ło w o ” 1908 nr 334. W arto dodać, że S a m o t n y c h w y sta w ia n o w ty m

czasie z dużym p o w o d zen iem . r

88 Jw . s. 160.

80 Zob. T. M. S. „D zien n ik K ijo w sk i” 1912 nr 138.

60 „K urier W arszaw sk i” (1909 nr 310) podał, że K otarbiński razem ze Z m i e r z ­ ch e m p rzygotow u je ta k że U w r ó t k r ó l e w s k ic h . N otatk a uk azała się praw d op od ob ­ n ie w sk u tek błędnego zrozu m ien ia in form acji, że Z m i e r z c h jest in teg ra ln ą częścią n ied aw n o w y sta w io n e j k o m ed ii V ed ri g e ts port.

(20)

24 M A R IA N L E W K O

m i w spólnotą postaci scenicznych. „Pierw sze dw a a k ty były tak zmą­ cone — pisał Lorentow icz —\ że wciąż ziew ałem , a Łaganow ski [recen­ zent „Gońca W ieczornego” — dop. m ój: M.L.], k tó ry udaw ał najpierw , że w ie o co chodzi doskonałe, w końcu zaczął parskać śm iechem zupełnie ironicznie” 91. P ow tórzenia zapow iadano na cały tydzień, a już czw artego dnia dano Sąsiadką Jaroszyńskiego.

K am iński m iał już kierow n ik a literackiego w osobie Józefa K o tarb iń ­ skiego. T en znał dobrze losy p re m ie ry krakow skiej, w iedział też zapew ­ ne o niepow odzeniu U w ró t w W arszawie. Dlaczego więc zdecydował się na w y staw ienie ponow ne H am suna? „Podobno — m ówi Lorentow icz — o trzym ano ją w spadk u po reży serii poprzedniej, to znów zapew niają n iektó rzy , że sam p an prezes te a tró w dom agał się »Zm ierzchu«” 92 Czy m oże d y re k c ja liczyła, że popraw i w rażenie odbiorców po niepow odzeniu pierw szej inscenizacji? D latego że w Rosji grają? — kpił R a b s k i93.

J a k a b yła praw da? W ydaje się, że prezes M ałyszew, uw ażający siebie za ucznia Stanisław skiego, in terw en iow ał rzeczyw iście w plan y re p e rtu ­ arow e i n ak azał g ranie sztuki. Toteż w jej przygotow anie włożono sporo energii. Zadbano o realia. Zrobiono nowe dekoracje przedstaw iające cha­ ra k te ry sty c z n e m ieszkanie norw eskie. W opracow aniu d y rek to ra orkies­ try , Sielskiego, w arszaw ska stra ż ogniowa w ykonyw ała w czasie akcji o ry g in aln y m arsz, o sn u ty na tle h y m n u narodow ego nórweskiego. Za­ w iedli aktorzy. R eżyser popełnił pow ażne błędy w obsadzie, w ykonaw ­ com zabrakło jednolitości, w yrazistości, tem p e ra m en tu scenicznego. Ze sk an d y n aw sk im i realiam i kłócił się fran cu sk i sty l in te rp re ta c ji p o s ta c i94. „G rano d ra m a t m iernie, a ci z w ykonaw ców , k tó rzy sta li na wysokości zadania, żyw szej uw agi n a siebie zwrócić nie zdołali” — kom entow ała p rasa 9S. R apacki K aren ę „grał po om acku” 96, zupełnie do roli nie paso­ wał. Barszczew ska, zw ykle k reu ją ca dusze wzniosłe, w ciela się w po­ d ejrzliw ą Ellinę, P aliń sk i (Bodensen) uderzył w ton m elodram atu. Jeden W ojdałow icz (Jerven ) w yszedł o bronną rę k ą z zadania, choć i on, zawsze p ełen ciepła i staropolskiej jow ialności, tu odtw arza zim nego profesora i działacza politycznego. T ylko osoby dalszego plan u (Tare, Sara) zdołały pozyskać sy m p atię w idow ni, pokazane w m iarę przekonyw ająco. „Mógł

Z m ierzch być d ram a te m starości albo drw iącą sa ty rą kapitulacji. Mógł

przem ów ić bólem o sta tn ic h tę sk n o t i o statn ich chw il łam ań albo śm ie­ chem obłaskaw ionych P rom eteuszów w szlafroku, (wyszła) n ib y farsa,

81 „N ow a G azeta” 1909 nr 555. 88 T am że.

88 „K urier W a rsza w sk i” 1909 n r 334. 84 t.g. „Scena i S ztu k a” 1909 nr 50. 85 L o r e n t o w i c z , jw.

Cytaty

Powiązane dokumenty

I przez cały czas bardzo uważam, dokładnie nasłuchując, co się dzieje wokół mnie.. Muszę bardzo uważnie słuchać, ponieważ nie mam zbyt dobrego

Gdy on ju˝ si´ skoƒczy∏ lub jeszcze nie zaczà∏, to u˝ywam Êwiat∏a..

Kiedy, któryś z zawodników przetnie linie swoją lub drugiego zawodnika rysuje w miejscu przecięcia kropkę swoim kolorem (najlepiej jest to zrobić od razu, aby się nie

Wyrażenie znajdujące się wewnątrz znacznika <pattern> jest prostym wyrażeniem regularnym języka AIML, jest więc pisane w całości wielkimi literami i może zawierać

Nie- dawno minister zdrowia (ten sam, który jako prezes NIL domagał się dwóch średnich krajowych dla leka- rzy bez specjalizacji) zapowiedział, że podwyżek dla lekarzy

Jeśli zarzuty po- twierdzą się, będzie to przypadek wręcz modelowy, na podstawie którego można by uczyć, jaka jest główna przyczyna korupcji w służbie zdrowia, jakie czynniki

Zwracając się do wszystkich, Ojciec Święty raz jeszcze powtarza słowa Chrystusa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by

Scena jest dla mnie pięknym miejscem, ale wokół tego piękna i satysfakcji, które jest niewątpliwie we mnie, jest wiele różnych smaczków w po- staci stresu, tremy i tego, co