• Nie Znaleziono Wyników

View of Roger Trigg, Rationality and Religion. Does Faith Need Reason? Oxford: Blackwell Publishers 1998, ss. vi+226

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Roger Trigg, Rationality and Religion. Does Faith Need Reason? Oxford: Blackwell Publishers 1998, ss. vi+226"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Roger T r i g g , Rationality and Religion. D o e s Faith N e ed Reason?, Oxford:

B lackw ell Publishers 1998, ss. VI + 226.

Przez wiele lat zdecydow ana w iększość filozofów analitycznych nie uw ażała

filozofii religii za zbyt pow ażną dziedzinę filozofii. D ziało się tak głów nie pod

w pływ em książki A. J. A yera L anguage, Truth and Logic, w której autor staw ia tezę,

że zdania religijne ani nie są analityczne, ani nie spełniają kryterium em pirycznej

w eryfikacji, w zw iązku z czym należy je uznać za pozbaw ione znaczenia. Pogląd ten

(niekiedy łączony ze stanow iskiem L. W ittgensteina, w yrażonym w Traktacie) dość

pow szechnie uw ażano za słuszny, zw łaszcza w latach pięćdziesiątych i sześćdziesią­

tych XX w. (podzielali go m .in. A. Flew , P. Edw ards, A. M acIntyre, S. D avis czy

K. N ielsen). Z czasem jednak, pod w pływ em bądź to krytyki różnych w ersji zasady

w eryfikacji (nie spełnianej naw et przez w iele teorii naukow ych), bądź to prób w yka­

zania, że język religii spełnia elem entarne kryteria sensow ności (I. Ram sey,

J. W isdom , D. Z. Phillips, J. H ick), ten radykalny pogląd został przez filozofów

analitycznych porzucony i dziś niew ielu autorów skłonnych byłoby go podzielać.

Za rów nie jednak anachroniczny uchodzi obecnie na gruncie filozofii analitycznej

pogląd przeciw ny, w yrażony explicite przez R. G. S w inburne’a, iż teizm je s t stano­

w iskiem racjonalnie uzasadnionym , ateizm zaś - irracjonalnym 1. W edług Sw inbur­

n e ’a racje przem aw iające na rzecz praw dziw ości teizm u (istnienie i racjonalność

św iata czy istnienie istot św iadom ych) przew ażają nad racjam i na rzecz praw dziw ości

ateizm u (zło), w zw iązku z czym ten ostatni pogląd należy uznać za fałszyw y (a

przynajm niej w wysokim stopniu niepraw dopodobny). Znaczy to, że ateizm jest

stanow iskiem irracjonalnym w sensie obiektyw nym (pozbaw ionym dostatecznych racji

przedm iotow ych), jednakże w sensie subiektyw nym , w w ypadku konkretnej osoby,

m oże okazać się stanow iskiem racjonalnym (np. gdy osoba ta nie zna danych prze­

m aw iających za istnieniem B oga bądź też zgrom adziła dane, które mu przeczą).

Pogląd S w inburne’a uw ażany je st przez w ielu filozofów analitycznych za nazbyt

optym istyczny; w w iększości bow iem sądzą oni, iż w sporach dotyczących religii nie

istnieją (a przynajm niej nie są dostępne człow iekow i) żadne racje obiektyw ne. Ina­

czej m ów iąc, racje jakichkolw iek przekonań religijnych są zawsze racjam i subiektyw ­

nym i, pryw atnym i. W yrazicielem tego poglądu je st rów nież jeden z najbardziej obec­

nie znanych filozofów analitycznych - T. N ageł2. Jego zdaniem wiarę religijną

m ożna uznać za postaw ę racjonalną, której jednak nie da się uzasadnić obiektyw nie.

W iarę m ożna w praw dzie kom uś przekazać, w yrazić czy dać o niej św iadectw o, nie

1 Por. R. G. S w i n b u r n e, Czy istnieje Bóg?, przeł. I. Ziemiński, Poznań: W drodze 1999; por. też: Rozum i religia. Z prof. Richardem G. Swinburne’em rozmawia Ireneusz Zie­ miński, „W drodze”, 1998, nr 7.

2 Por. T. N a g e 1, Equality and Partiality, New York: Oxford University Press 1991; t e n ż e , Moral conflict and political legitimacy, „Philosophy and Public Affairs”, 16 (1987). ROCZNIKI FILOZOFICZNE 49:2001 Z. 1

(2)

są to jednak argum enty przem aw iające na rzecz jej praw dziw ości. D la religii zresztą

ocena w kategoriach prawdy i fałszu nie je st w ażna, racjonalne bow iem m ogą być

rów nież przekonania fałszyw e lub pozbaw ione obiektyw nego uzasadnienia; w ystarczy,

żeby podm iot m iał przekonujące go racje subiektyw ne ich w yznaw ania. Co w ięcej,

zdaniem N agela, za całkow icie spójną należy uznać postaw ę wiary w praw dziw ość

w łasnej religii przy jednoczesnym uznaniu, że inni ludzie m ają zupełnie odm ienną

od mojej praw dę religijną. Z naczy to, że praw da religii i racje jej uznaw ania są

w yłącznie racjam i pryw atnym i, niepodatnym i na intersubiektyw ną kontrolę. K toś, kto

nie przestrzega elem entarnych standardów higieny, narażając się na chorobę, po stę­

puje nieracjonalnie; ktoś jednak, kto w ierzy w praw dziw ość jakiejś religii, postępuje

rów nie racjonalnie jak w yznaw ca dow olnej innej religii czy ateista. R eligia m oże być

dla człow ieka czymś w ażnym czy naw et praw dziw ym w sensie, w jakim praw dziw e

są bajki Ezopa, jednakże nie m ożna traktow ać przekonań religijnych jak o pretendują­

cych do stw ierdzania czegoś na tem at obiektyw nych stanów rzeczy w świecie.

W poglądzie N agela nietrudno dostrzec echo poglądów L. W ittgensteina, D. Z.

Phillipsa czy R. B raith w aite’a. A utorzy ci w szakże, broniąc sensow ności języka

religijnego, bądź to odw oływ ali się do koncepcji gier językow ych i stylów życia,

w ram ach których poszczególne przekonania zyskują nie tylko znaczenie sem antycz­

ne, lecz także ważność dla naszego życia (W ittgenstein, Phillips), bądź to traktow ali

doktryny religijne jako użyteczne fabuły, m obilizujące nas do pew nego typu działań

(B raithw aite). W zw iązku z tym np. tw ierdzenie „istnieje życie w ieczne” nie m a

znaczyć, że będziem y żyli po śm ierci, lecz jedynie, iż pow inniśm y realizow ać w ży­

ciu doczesnym w artości nieprzem ijające; tw ierdzenie zaś „Bóg je st m iłością” nie

odnosi się do cech obiektyw nie istniejącego bytu Bożego, lecz znaczy jedynie, że

w inniśm y okazyw ać bliźnim m iłość w sensie agape. W iara religijna je st racjonalna,

nie dlatego jednak, że je st akceptacją obiektyw nie istniejących stanów rzeczy, lecz

dlatego, że stanow i określony styl życia.

Jeżeli jednak racje przem aw iające na rzecz religii uzna się za racje w yłącznie

subiektyw ne, to - zw łaszcza w obliczu w ielości w yznań religijnych - pojaw ia się

problem , jakie zasady w inny regulow ać w spółistnienie różnych grup religijnych

w życiu społecznym , tak by nie naruszać praw któregokolw iek z wyznań. Pytanie to

nie dotyczy ew entualnej praw dziw ości którejś z istniejących religii, lecz jedynie ich

w zajem nej tolerancji. Jak mówi J. Raw ls, nie je st to problem m etafizyki, lecz p ro c e ­

dury, podstaw ow ym bow iem pytaniem nie je st to, czyje przekonania są praw dziw e

w sensie zgodności z obiektyw ną rzeczyw istością, lecz to, jak w ram ach jednego

społeczeństw a m ogą żyć ludzie głęboko podzieleni w zakresie filozofii, etyki czy

relig ii3. W edług Raw lsa zróżnicow ania poglądów i konflikty interesów są istotnym

i nieusuw alnym elem entem życia społecznego, ludzie bow iem są wolni i postrzegają

św iat z różnych punktów w idzenia. Z tego pow odu nie je st m ożliwe osiągnięcie

pełnej zgody na to, co jest praw dą; szczególnie widoczne je st to w dziedzinie religii,

w której (w przeciw ieństw ie do nauki) nie ma obiektyw nych (i pow szechnie aprobo­

wanych) kryteriów akceptow alności przekonań. Państw o nie może zresztą rozstrzy­

(3)

gać, która doktryna je st praw dziw a; ma jed n ak obow iązek strzec zasad, dzięki którym

m ożliw e jest w spółistnienie wyznaw ców różnych poglądów i dzięki którym każda

jednostka będzie m iała praw o do realizacji swoich celów . W dziedzinie religii, kon­

kluduje Raw ls, ideałem byłby stan, w którym w ładza państw ow a nie w ykluczałaby

ani m ożliw ości, że jakakolw iek religia jest praw dziw a, ani poglądu, że praw dziw y

je st ateizm . W edług R aw lsa liberalizm ten jest w yłącznie

lib e ra lizm e m p r o c e d u r a l­ nym

(opartym na zasadzie tolerancji), nie zaś

lib e ra lizm e m ynetafizycznym ,

głoszącym ,

że w szystkie religie są praw dziw e. Poznanie praw dy nie je st zresztą koniecznym

w arunkiem uzgodnienia pow szechnie aprobow anych procedur działania i organizacji

życia społecznego.

Zdaniem T rigga jednakże liberalizm proceduralny nieuchronnie w iedzie do relaty­

w izm u w kw estii praw dziw ości religii; jeżeli bow iem przekonania religijne są praw ­

dziw e w yłącznie w ram ach określonych przesłanek aprobow anych przez w ierzącego,

to nie istnieje żadne obiektyw ne kryterium pozw alające odróżnić praw dę od fałszu

(Bóg zaś staje się obiektem obecnym jedynie

w p r z e s tr z e n i c z y je jś w ia ry,

nie zaś

obiektem , którego w iara

d o ty c z y

). W ów czas jednak, dow odzi T rigg, przynajm niej

im p lic ite

zakłada się bądź to, że w szystkie religie są praw dziw e (relatyw izm ), bądź

to, że w szystkie są fałszyw e. W obu wypadkach trudno przypisać religii racjonalność

(przynajm niej w sensie tradycyjnym ); religia pozostaje w yłącznie spraw ą pryw atnych,

subiektyw nych przekonań w ierzącego. K ryteria racjonalności tym czasem - argum en­

tuje Trigg - są kryteriam i publicznym i (intersubiektyw nie sensow nym i i kontrolow al-

nym i). Z tego pow odu redukow anie religii do sfery tego, co subiektyw ne i pryw atne,

nasuw a przypuszczenie, iż je st ona czym ś w ręcz chorobliw ym : człow iek religijny ma

w praw dzie (sobie tylko znane i jeg o tylko przekonujące) racje dla swej w iary, nie

są one jednak epistem ologicznie bardziej doniosłe aniżeli racje, które ma osoba

znajdująca się w głębokiej depresji, akceptująca obrazy narzucające się jej um ysłow i

i popychające ją do sam obójstw a. W jednym i drugim wypadku mam y w szakże do

czynienia ze św iatem całkow icie pryw atnym , o którego praw dziw ości bądź fałszy-

w ości nie m ogą rozstrzygać żadne racje dostępne obiektyw nie. Pozorna racjonalność

religii okazuje się więc w rzeczyw istości zaprzeczeniem racjonalności.

Celem uniknięcia tego w niosku, problem racjonalności religii należy (zdaniem

Trigga) postaw ić nie na płaszczyźnie proceduralnej (jak chce R aw ls), lecz m etafi­

zycznej; głów nym problem em bow iem nie je st to, w jak i sposób m ogą w spółistnieć

ze sobą różne grupy w yznaw ców , lecz to,

czy i e w e n tu a ln ie k tó ra re lig ia za słu g u je na m ia n o p ra w d ziw e j.

Nie znaczy to, zdaniem Trigga, że racjonalność religii utożsa­

m ia się w yłącznie z jej praw dziw ością; znaczy to jednak, iż ideę praw dy należy

potraktow ać jak o jeden z podstaw ow ych składników idei racjonalności. D rugim z

nich jest, zdaniem Trigga, idea obiektyw nego bytu, istniejącego niezależnie od teorii

(w w ypadku religii je st to obiekt w iary). Jeżeli bow iem przyjm iem y istnienie tego

tylko, co odpow iada term inom naszych teorii, to nieuchronnie popadniem y w skrajny

relatyw izm . Trzecim w reszcie składnikiem idei racjonalności je st, według Trigga,

założenie o m ożliw ości przynajm niej częściow ego i przybliżonego poznania rzeczy­

w istości obiektyw nej przez ludzki rozum . Trigg nie deklaruje, że jakakolw iek religia

spełnia w ym ienione kryteria, tw ierdzi jednak, że ich spełnienie je st koniecznym

w arunkiem racjonalności religii. W zw iązku z tym głów ne pytania dotyczące religii

(4)

winny dotyczyć, po pierw sze, tego, czy religia stanow i pew ien typ przekonań p reten ­

dujących do praw dy; po drugie, tego, czy przekonania te są (lub przynajm niej m ogą

być) praw dziw e, i po trzecie, która religia je st praw dziw a i ew entualnie z jakiej

perspektyw y m ożna to spraw dzić (z w nętrza danej religii czy też z jakiegoś n eu tral­

nego w zględem w szystkich religii punktu w idzenia?).

Zdaniem T rigga odpow iedź na pytanie pierw sze je st pozytyw na, każda religia

bow iem - oprócz takich elem entów , ja k form y kultu, hierarchiczna struktura insty­

tucjonalna czy zbiór głoszonych norm m oralnych - zaw iera rów nież określone prze­

konania na tem at natury św iata i zakresu tego, co istnieje (fundam entalne je st oczy­

w iście przekonanie o istnieniu B oga i Jego podstaw ow ych atrybutach). P rzekonania

te zaw ierają w sposób oczyw isty roszczenie do praw dy; trudno zresztą w yobrazić

sobie człow ieka w ierzącego, który nie byłby zarazem przekonany, że to, w co w ie­

rzy, je st praw dą (a w obec tego, że ci, którzy jego w iary nie podzielają, p o zostają w

błędzie). Co w ięcej, do istoty religii należy też - zdaniem T rigga - roszczenie do

uniw ersalności, w yrażające się w przekonaniu, iż głoszone przez n ią praw dy są

praw dam i pow szechnym i, praw dam i dla w szystkich. Sam obójstw em dla każdej religii

byłaby zasada, iż je st ona praw dziw a jedynie dla jej w yznaw ców , fałszem zaś dla

innych. Stąd też za naturalne należy uznać, według Trigga, w szelkie dążenia m isyjne

religii, polegające na próbie jej głoszenia innym i przekonyw ania ich o jej słuszności.

Fundam entem tych dążeń je st idea praw dy.

A kceptując jak ąś doktrynę religijną, w ierzący - zdaniem T rigga - ma nie tylko

przekonanie, że je st ona praw dziw a, lecz także pew ność, iż je s t uzasadniona, czyli

że racje uznania je j praw dziw ości nie są racjam i pryw atnym i, ale obiektyw nym i

i uniw ersalnym i, z zasady dostępnym i i akceptow alnym i dla każdego. Nie znaczy to,

iż nie m am y praw a m ieć czysto pryw atnych pow odów do uznania jakiejś religii za

praw dziw ą; T rigg nie kw estionuje tego, że ktoś m oże stać się osobą w ierzącą pod

w pływ em dośw iadczenia m istycznego czy dram atycznych dośw iadczeń egzystencjal­

nych. O m aw iany autor sugeruje jedynie, iż oparcie się w yłącznie na racjach ze swej

istoty pryw atnych, niekontrolow alnych i nieakceptow alnych pow szechnie, uniem ożli­

w ia uzasadnienie obiektyw nej praw dziw ości religii. R acja obiektyw na nie m usi

w szystkich przekonać; m usi jednak m ieć charakter publiczny, m usi być podatna na

test intersubiektyw ny. Inaczej m ów iąc, jeżeli naw et w porządku akceptacji religii

czasow o pierw szy m oże być (i zw ykle jest) fakt w iary, to w porządku uzasadnienia

religii pierw sza m usi być treść wiary i jej obiektyw ny przedm iot. Znaczy to, że p raw ­

dziw ość religii nie zależy od w iary, lecz że w iara zakłada praw dziw ość religii; od ­

w ołanie się zresztą do aktu w iary jak o ostatecznej podstaw y racjonalności religii

prow adziłoby nieuchronnie do relatyw izm u - dla mnie praw dą byłoby to, w co ja

w ierzę, dla ciebie zaś to, w co ty w ierzysz itd. Tym czasem , jak dobitnie podkreśla

Trigg, o praw dziw ości lub fałszyw ości danej religii nie przesądza to, kto ją w yznaje,

lecz to, w co wierzy; ostatecznym więc testem słuszności naszej w iary je st to, czy

jej przedm iot istnieje obiektyw nie, czy też stanow i w yłącznie intencjonalny korelat

naszych aktów religijnych.

Zdaniem Trigga, szukając odpow iedzi na pytanie o realne istnienie obiektu relig ij­

nej czci, nie w ystarczy się odw ołać do O bjaw ienia nadprzyrodzonego. Jeżeli bow iem

mam y uznać ja k iś schem at w ydarzeń za O bjaw ienie Boga, to m usim y ju ż m ieć do­

(5)

brze uzasadnione przekonanie o Jego istnieniu oraz trafne pojęcie tego, kim O n jest

i w jaki sposób m oże się objaw ić. Pojęcie B oga m usi więc być (przynajm niej w po ­

rządku uzasadnienia) w cześniejsze od O bjaw ienia. W edług T rigga pojęcie to (wraz

z ew entualnym przekonaniem o istnieniu je g o desygnatu) m ożna uzasadnić, odw ołu­

jąc się do dostępnej każdem u intuicji istnienia i racjonalności świata. Intuicja ta m a

charakter źródłow ego dośw iadczenia całości tego, co istnieje, naw et jeżeli nie je ste ś­

my w stanie do końca jej zw erbalizow ać. Inaczej m ów iąc, jest to intuicja w yrażająca

L eibnizjańskie pytanie, dlaczego w ogóle cokolw iek istnieje i dlaczego ma racjonalną

strukturę.

W edług Trigga, staw iając pytanie o źródło istnienia czegokolw iek, nie m usim y

zakładać kontyngencji św iata jak o bytu, który w praw dzie istnieje, lecz istnieć nie

m usi. Jest zresztą oczyw iste, iż pierw otna intuicja św iata bynajm niej nie rozstrzyga,

czy jeg o istnienie je st przygodne czy konieczne, sam odzielne czy niesam odzielne.

Z w racając uwagę na fakt istnienia św iata, i to św iata racjonalnie uporządkow anego,

nie przesądza się też jeszcze - podkreśla Trigg - czy istnieje Bóg i ja k ą m a naturę.

N adal otw artych jest wiele m ożliw ości, jak panteizm , deizm czy agnostycyzm bądź

naw et ateizm . B ez w zględu jednak na ostateczną odpow iedź, nie m ożna zaprzeczyć,

że w intuicji uchw ytującej całość św iata odsłania się podstaw a do racjonalnej argu­

m entacji na rzecz istnienia lub nieistnienia przedm iotu religii. Zdaniem Trigga, w

argum entacji rozw ijającej ow ą intuicję m ożna próbow ać w skazyw ać, że teza o istnie­

niu B oga jak o Stw órcy św iata nie je st bynajm niej m niej zasadna od tezy, że św iat

istnieje przypadkow o lub sam oistnie. W zw iązku z tym tezę o istnieniu B oga jako

przedm iotu religii m ożna uznać przynajm niej za niesprzeczną.

Jest oczyw iste, że dla zagw arantow ania racjonalności religii nie w ystarczy, by

przekonania religijne m iały realny przedm iot; konieczna je st jeszcze ludzka zdolność

rozpoznania ich praw dziw ości. Jeżeli bow iem zgodzilibyśm y się, że każda teologia

je st jedynie ludzką konstrukcją, podw ażylibyśm y tym samym nie tylko poznaw cze

kom petencje rozum u w dziedzinie religii, lecz także w szelką m ożliw ość rozstrzygnię­

cia, które z przeciw staw nych zdań dotyczących B oga są praw dziw e, a które fałszyw e.

U fność w poznaw cze zdolności rozum u nie znaczy, że rozum nigdy nie w prow adza

nas w błąd; przeciw nie, bardzo często błądzim y i ulegam y złudzeniom , stąd jednak

nie w ynika - zdaniem T rigga - że nigdy nie m ożem y poznać praw dy. Jeżeli jednak

zanegujem y m etafizyczny i epistem ologiczny realizm w dziedzinie poznania religijne­

go, to nigdy nie będziem y dysponow ać podstaw ą um ożliw iającą odróżnienie religii

praw dziw ej od fałszyw ej.

N ie ulega w ątpliw ości, iż form ułując kryteria racjonalności religii (idea praw dy

oraz m etafizyczny i epistem ologiczny realizm ), Trigg sytuuje religię na płaszczyźnie

poznaw czych aktyw ności człow ieka. Inaczej m ów iąc, religia staje się nie tylko

p o s t a w ą człow ieka w zględem św iata, lecz także pretendującym do praw dzi­

w ości o p i s e m świata. W zw iązku z tym pow staje pytanie: czy Trigg, broniąc

racjonalności religii, nie pom ija jednego z najbardziej istotnych elem entów tej ostat­

niej, a m ianow icie eschatologicznej nadziei człow ieka na ostateczny trium f dobra nad

złem ? W ięcej - czy nie je st to zbyt skrajnie racjonalistyczny obraz religii, w której

nie ma ju ż m iejsca na wiarę?

(6)

Ukryty w pow yższych pytaniach zarzut nie w ydaje się uzasadniony. Przede

w szystkim bow iem należy stw ierdzić, że dla T rigga w iara religijna nie polega na

akceptacji tw ierdzeń, których praw dziw ości nie jesteśm y pew ni czy których nie

jesteśm y w stanie dow ieść. Przeciw nie, w iara je s t dla niego zaangażow aniem całego

naszego życia, ale zaangażow aniem opartym na fundam encie praw dy. Inaczej m ó­

wiąc, w iara nie je st poznaniem praw d niedostępnych rozum ow i czy ślepą akceptacją

tego, co rozum uznaje za fałsz bądź nonsens; przeciw nie, w iara to ryzykow ne po­

św ięcenie całego naszego życia dla tego, co - w edług naszego rozeznania - je st

praw dą. Jeszcze inaczej: w iara nie bierze się z niepew ności O bjaw ienia czy scepty­

cyzm u rozum u, lecz z chęci oparcia naszego życia na fundam encie rozpoznanej

praw dy. Jak obrazow o mówi Trigg, w iara m oże być ryzykiem lub naw et tragiczną

pom yłką tylko wtedy, gdy czegoś dotyczy.

O czyw iste jest, że realizm (m etafizyczny oraz epistem ologiczny) stanow iący,

zdaniem Trigga, konieczny w arunek racjonalności religii, nie rozstrzyga sporu pom ię­

dzy teizm em a ateizm em , nie przesądza bow iem , jak i typ bytów faktycznie w świecie

istnieje. R ealizm stanow i jed n ak neutralną płaszczyznę, na której (dzięki dodatkow ym

argum entom ) spór ten m ożna przynajm niej próbow ać rozstrzygnąć. W edług Trigga,

nie należy tu oczekiw ać pew ności absolutnej, ta bow iem , z racji naszej w ielorako

ograniczonej natury, nie je s t nam dostępna naw et w nauce. Teiście w ystarczy jednak,

jeżeli uda mu się w ykazać, że jeg o przekonania dotyczące B oga są racjonalnie akcep­

tow alne, to znaczy wolne od sprzeczności oraz przynajm niej rów nie praw dopodobne

(w sensie obiektyw nym ), ja k przekonania ateisty. W ów czas bow iem teista będzie

dysponow ać obiektyw ną racją uznania m ożliw ości, a naw et praw dopodobieństw a

O bjaw ienia nadprzyrodzonego, dzięki tem u zaś rów nież - danym i dla jeg o racjonal­

nej akceptacji.

Z naczenie tradycyjnej idei racjonalności dla religii m ożna rów nież zilustrow ać,

zdaniem Trigga, na przykładzie chrześcijaństw a. C hrześcijaństw o je st relig ią preten­

dującą do praw dziw ości i uniw ersalności, m im o iż odw ołuje się do O bjaw ienia jako

zdarzenia historycznego, dokonującego się na pew nym etapie dziejów ludzkości.

W ydarzenia historyczne jednakże są czysto przygodne, niekonieczne. W zw iązku z

tym, dow odzi Trigg, istotnym w arunkiem racjonalności chrześcijaństw a je st to, by

w ydarzenia zbawcze (zw łaszcza zm artw ychw stanie C hrystusa) rzeczyw iście m iały

m iejsce i by dało się dow ieść przynajm niej ich praw dopodobieństw a.

W myśl znanej opinii K. Bartha, w szystkie w ydarzenia zbawcze (życie i zm ar­

tw ychw stanie Jezusa) należy uznać za fakty historyczne, nie m ożna jednak dowieść

ich praw dziw ości; pozostają one w yłącznie przedm iotem wiary. Zdaniem Bartha,

świadkowie N owego Testam entu nie byli oczyw iście kłam cam i, nie m usieli też ulec

zbiorowej iluzji; mimo to jednak nie byli świadkam i w pełni obiektyw nym i, nie byli

bow iem beznam iętnym i kronikarzam i, lecz ludźmi wiary, których celem był nie tyle

wierny historycznie opis, ile przekaz żywej wiary w C hrystusa, Syna Bożego i Zbaw i­

ciela świata. W obec tego, zdaniem B artha, uznanie praw dziw ości wydarzeń proklam o­

wanych przez chrześcijaństw o jako O bjaw ienie je st m ożliw e w yłącznie dzięki wierze.

Zdaniem Trigga, takie rozw iązanie m a dla chrześcijaństw a rów nie fatalne skutki

ja k program dem itologizacji podjęty przez R. B ultm anna. Jeżeli bow iem w ydarzeń

zbaw czych nie da się stw ierdzić jak o faktów historycznych, to pozostaną one w yłącz­

(7)

nie faktam i psychologicznym i, decyzją subiektyw nej, zrodzonej z w olności - wiary.

Tak zresztą interpretow ał zapisy N ow ego T estam entu W ittgenstein. Jego zdaniem ,

NT nie jest i nie pow inien być traktow any jako kronika historyczna, lecz jak o pew na

uniw ersalna praw da, stanow iąca dla człow ieka apel do przem iany życia. G dyby

w szystko, co dotyczy życia Jezusa, okazało się fałszem , w niczym nie zm ieniłoby

to znaczenia NT dla naszego życia; podobnie zresztą, gdyby udało się dow ieść ponad

w szelką w ątpliw ość praw dziw ości cudów dokonyw anych przez Jezusa (w tym jego

zm artw ychw stania), m oglibyśm y nadal, w edług W ittgensteina, pozostać nieporuszeni.

H istoryczny dow ód nie m oże zm ienić m ojego życia, należy bow iem do innego po­

rządku niż porządek religijny. W ypow iedzi T yberiusza i sądy dotyczące jeg o osoby

byłyby dla m ojego życia zupełnie obojętne, natom iast w ypow iedzi Jezusa i sądy

dotyczące jego życia przekształciłyby m oje życie, naw et gdyby się okazało, że tw ier­

dzenia o T yberiuszu są praw dziw e, a o C hrystusie - fałszyw e. R eligia bow iem , do­

wodzi W ittgenstein, to nie uznanie jak iejś hipotezy za praw dę, lecz przem iana życia

polegająca na realizacji w artości w iecznych, nieprzem ijających. Inaczej m ów iąc,

człow iek religijny nie dysponuje ro zleglejszą w iedzą na tem at św iata aniżeli ateista,

nie je st też w yznaw cą bogatszej i bardziej skom plikow anej ontologii; człow iek w ie­

rzący, zdaniem W ittgensteina, po prostu inaczej żyje, prow adzi inny styl życia.

W idać w yraźnie, iż W ittgenstein redukuje historyczny w ym iar O bjaw ienia chrześ­

cijańskiego do roli egzystencjalnie doniosłego m itu. Jeżeli jednak m it m oże mieć

takie samo znaczenie dla naszego życia, jak rzeczyw iste O bjaw ienie w historii, to

to ostatnie w ydaje się całkow icie zbędne. Zdaniem T rigga jednak, w niosek taki jest

dla chrześcijanina nie do przyjęcia; chrześcijanin w szak wie, zgodnie ze słow am i św.

Paw ła, że jeśli C hrystus nie zm artw ychw stał, to próżna je st nasza wiara. C hrześcija­

nin więc ma przekonanie, iż gdyby C hrystus nigdy nie istniał i nie zm artw ychw stał,

nasza w iara byłaby głęboką pom yłką. Inaczej m ów iąc, dow ód fałszyw ości NT stałby

się zarazem dow odem fałszyw ości chrześcijaństw a, a tym samym obaleniem jego

roszczeń do praw dy i uniw ersalności. Jak C hrystus m oże zbaw iać - pyta retorycznie

Trigg - jeżeli je st tylko ludzką projekcją, korelatem naszych iluzji?

Jak w idać, Trigg stoi na stanow isku, że istotne dla chrześcijaństw a je st potrak to ­

w anie NT także ja k o kroniki i poddanie go takim sam ym standardom badaw czym ,

jakie stosuje się do innych źródeł historycznych. Nie znaczy to, że NT jest w yłącznie

kroniką historyczną; przeciw nie, je st on także w yrazem wiary pierw otnego K ościoła.

Z daniem T rigga jednakże podstaw ow ym pytaniem dla chrześcijanina, decydującym

o racjonalności jeg o w iary, je st nie to, w co w ierzyli pierw si chrześcijanie, lecz to,

czy wiara ich była praw dziw a.

Trigg zdaje sobie oczyw iście spraw ę, iż w ykazanie praw dziw ości zm artw ychw sta­

nia C hrystusa je st praktycznie niem ożliw e, należy ono bow iem do kategorii zjaw isk

cudow nych, radykalnie w ykraczających poza norm alny bieg rzeczy. Zarazem jednak

jednoznacznie podkreśla, że bez zm artw ychw stania jak o w ydarzenia historycznego

chrześcijaństw o, jako religia pretendująca do praw dy, traci w szelki sens. Czy

w takim razie nie należałoby jednak, na podstaw ie sam ych badań historycznych,

uznać chrześcijaństw a za jeszcze jeden m it?

W edług Trigga, jeżeli naw et nie uda się dow ieść faktyczności Zm artw ychw stania,

to je st m ożliw e w skazanie na jeg o m ożliw ość, a naw et praw dopodobieństw o. Jeżeli

(8)

bow iem udałoby się w ykazać na innej drodze, że Bóg istnieje oraz je st zainteresow a­

ny losem stw orzonego św iata (w tym zw łaszcza ludzi), to m ożna byłoby przyjąć,

przynajm niej jak o m ożliw ość, B ożą ingerencję w św iat w postaci działań nadnatural­

nych (w tym zesłania na św iat Jego Syna i w skrzeszenia Go). M ożliw ość ta nie

przesądza jeszcze, że zdarzenia takie m iały kiedykolw iek m iejsce ani też że m iały

m iejsce w łaśnie w Palestynie przed dw om a tysiącam i lat. Dzięki tej m ożliw ości

jednak, dow odzi Trigg, m ożna podjąć pow ażne studia nad św iadectw am i historyczny­

mi o życiu Jezusa, analizując je w kontekście ich ew entualnego praw dopodobieństw a

lub fałszu4. R eligia w szak, która opiera się na w ydarzeniach historycznych jako

sw oim fundam encie, nie m oże nie poszukiw ać w m iarę m ożliw ości obiektyw nego

potw ierdzenia praw dziw ości tych w ydarzeń.

P otraktow anie przez T rigga przekonań religijnych jako odnoszących się do obiek­

tyw nie istniejącej rzeczyw istości i zaw ierających roszczenie do praw dy w sensie

klasycznym zm usza do postaw ienia pytania, która z faktycznie istniejących religii jest

relig ią praw dziw ą. W gruncie rzeczy przecież ju ż przez sam fakt sw ego istnienia

inna religia zdaje się podw ażać praw dziw ość (a przynajm niej uniw ersalność i w yłącz­

ność) religii w yznaw anej przeze mnie.

Z asadniczo w zagadnieniu tym m ożliw e są trzy stanowiska:

1) ekskluzyw izm - głoszący, że tylko jed n a religia je st praw dziw a i stanow i nieza­

w odną drogę zbaw ienia, w szystkie pozostałe zaś są fałszyw e;

2) inkluzyw izm - głoszący, że tylko jed n a religia je st w pełni praw dziw a i stano­

wi drogę zbaw ienia, pozostałe jednak m ogą rów nież zaw ierać elem enty praw dy i

prow adzić do zbaw ienia w m niej kom pletny sposób;

3) p luralizm - w m yśl którego w szystkie religie są jednakow o praw dziw e i należy

je uznać za rów nie skuteczne drogi zbaw ienia.

N ajbardziej radykalnej w ersji pluralizm u broni w spółcześnie J. H ick, którego

w ykładnia problem u w ielości religii przypom ina poglądy K senofanesa. Z daniem

H icka, w 99 procentach o w yznaw anej przez nas religii decyduje to, gdzie i kiedy

przyszliśm y na świat oraz ja k zostaliśm y w ychow ani. A utentyczne konw ersje relig ij­

ne, oparte na pełnej znajom ości w ielu tradycji religijnych, są niezw ykłą rzadkością.

Z arazem jednak konw ersje te nie są bynajm niej konieczne. Zdaniem H icka bow iem

isto tą każdej religii je st idea zbaw ienia, a jeg o pierw szym etapem je st uw olnienie się

od postaw y egocentrycznej, w której absolutnym centrum św iata je st dla nas nasze

w łasne ja, i przejście do postaw y teocentrycznej, w której centrum naszego życia i

działania stanow i Bóg. Bóg ten jednakże pozostaje transcendentny w zględem nas, w

zw iązku z czym nie jesteśm y w stanie przeniknąć jego tajem nicy. Ż adna religia nie

m oże tym sam ym uzurpow ać sobie praw a do w yłączności, do adekw atnego wglądu

w naturę Boga; przeciw nie, w szystkie w rów nej m ierze zniekształcają Jego obraz.

W praw dzie każda religia jest praw dziw a o tyle, o ile zakłada realne istnienie swego

przedm iotu (Boga), mimo to jednak każda fałszyw ie ukazuje to, kim Bóg jest. W

zw iązku z tym samo pojęcie B oga należałoby zastąpić pojęciem bardziej neutralnym

4 W podobny sposób uzasadniał możliwość cudu Zmartwychwstania osiemnastowieczny apologeta, J. Butler, współcześnie zaś R. G. Swinburne.

(9)

i akcentującym transcendencję oraz tajem niczość obiektu religii, m ianow icie pojęciem

Tego, Co R zeczyw iste (The R eal), lub O statecznej R zeczyw istości (The Ultim ate

Reality). T ajem niczość O statecznej R zeczyw istości je s t tak głęboka, iż - zdaniem

H icka - nie m ożem y stw ierdzić, czy je s t ona substancją czy procesem , je d n ią czy

w ielością, osobą czy rzeczą, a naw et złem czy dobrem .

H ick tw ierdzi, że proponow ane przez niego rozw iązanie je st drogą pośrednią

pom iędzy realizm em naiw nym a antyrealizm em , drogą, k tó rą należałoby określić

m ianem realizm u krytycznego. R ealizm naiw ny polega na uznaniu za praw dę dosłow ­

nych określeń B oga funkcjonujących w w yznaw anej przez nas religii, natom iast

antyrealizm rów na się w praktyce ateizm ow i, polega bow iem na uznaniu istnienia

przedm iotu religii w yłącznie za korelat naszych pojęć i przekonań religijnych. T ym ­

czasem realizm krytyczny, zdaniem H icka, uznaje realne istnienie przedm iotu religii,

nie rozstrzyga jednak o jego naturze, w zw iązku z czym uznaje poszczególne religie

za jedynie przybliżone (i nieuchronnie zabarw ione w ielom a zniekształceniam i) obrazy

O statecznej R zeczyw istości.

W edług H icka, proponow any przez niego realizm krytyczny m ożna śm iało okreś­

lić m ianem kopernikańskiego przew rotu w teologii; o ile bow iem w „teologii ptole-

m ejskiej” cetrum w szechśw iata religii stanow i jedna, uznana za absolutnie praw dzi­

wą, a wokół niej krążą na w zór planet inne religie, bardziej lub m niej do niej podob­

ne, o tyle w „teologii kopernikańskiej” centrum w szechśw iata religii stanow i O sta­

teczna R zeczyw istość, w szystkie zaś religie krążą w okół niej jak o swego przedm iotu

i celu5.

Zdaniem T rigga, skrajny pluralizm w w ersji bronionej przez H icka je st nie do

utrzym ania. Przede w szystkim , jeżeli O stateczna R zeczyw istość je st tak radykalnie

transcendentna i tajem nicza, ja k przedstaw ia to H ick, to - w edług T rigga - jest

rów nie bezużyteczna, ja k gdyby nie istniała, w zw iązku z czym w szelkie religie m ają

w praktyce skutki podobne do ateizm u.

Co w ięcej, radykalny pluralizm , zrów nujący w szystkie religie jak o fałszyw e obra­

zy O statecznej R zeczyw istości, w gruncie rzeczy każe uznać je w szystkie za równie

dobre lub rów nie złe. Taki jednak relatyw istyczny w niosek prow adzi do tezy, iż to,

w co w ierzym y, to, ja k ą w yznajem y religię, nie m a żadnego znaczenia; inaczej m ó­

w iąc, w iara religijna je st k w estią w yłącznie naszej w olności, nie mamy jednak praw a

tw ierdzić, że nasz w ybór religijny je st lepszy bądź bardziej zasadny od w yborów

dokonyw anych przez innych ludzi.

Pluralizm jednak, kontynuuje T rigg, nie tylko zm usza nas do zakw estionow ania

praw dziw ości i w yłączności naszej religii, lecz także zdaje się prow adzić do negacji

w artości w szystkich religii. Jeżeli bow iem O stateczna R zeczyw istość całkow icie

w ykracza poza nasze zdolności poznaw cze oraz posiadane przez nas pojęcia, to w

jak i sposób m ożem y czuć się zobligow ani do w yznaw ania jakiejkolw iek religii?

Inaczej m ów iąc, na gruncie koncepcji H icka każda religia m usi sobie uśw iadom ić,

że je st zbiorem historycznie i kulturow o uw arunkow anych m itów , co w ięcej, że

5 Por. na ten temat dwie książki J. Hicka: Christianity at the Centre, London: S.C.M. Press Ltd. 1968, oraz An Interpretation o f Religion, Macmillan Press 1989.

(10)

praw dziw y obraz przedm iotu religijnego w ogóle nie je st osiągalny, w zw iązku z

czym każda ew entualna przyszła religia z zasady będzie rów nie nieadekw atna. M ó­

wiąc językiem K anta, człow iek jest ze swej istoty uw ięziony w św iecie fenom enów ;

św iat noum enalny je st mu niedostępny. Skoro jednak każda religia je st obrazem

nieadekw atnym , to nie m a żadnej racji, by którąkolw iek uw ażać za godną naszej

akceptacji; tym sam ym pluralizm prow adzi do w niosku, że w szelka religia je st p o ­

zbaw iona w artości, a jej w yznaw anie je st postaw ą nieracjonalną.

N a koniec w reszcie zauw ażyć należy, zdaniem Trigga, iż konsekw entny pluralizm

religijny nie je st w ogóle m ożliw y. N aw et wszak form ułując tw ierdzenie o rów ności

w szystkich religii, H ick m usi się oprzeć na jak iejś definicji religii, która stanow ić

będzie kryterium odróżnienia religii od tego, co relig ią nie jest. D ysponując jednak

określeniem religii (chociażby, ja k proponuje H ick, jako drogi zbaw ienia), elim inuje

się z zakresu religii te zachow ania i doktryny pretendujące do m iana religii, które

danej definicji nie spełniają. Inaczej m ów iąc, na gruncie pluralizm u rodzi się pytanie,

co i dlaczego mam y uw ażać za religię, a co i dlaczego z jej zakresu elim inow ać.

O statecznie też należałoby stw ierdzić, iż jed y n ą form ą pluralizm u, którą dałoby się

teoretycznie obronić, byłby pluralizm proceduralny, nie zaś doktrynalny; zdaniem

T rigga jednak, jak pam iętam y, zagadnienie racjonalności religii nie je s t kw estią

procedury, lecz^metafizyki. Jak bow iem pisze T rigg, pragnienie w zajem nego poszano­

w ania i tolerancji to problem osobny, który nie pow inien mieć wpływ u na nasze

dążenia do ustalenia, co je st praw dą.

T rudności zw iązane z m ożliw ością skonstruow ania konsekw entnego i spójnego

pluralizm u doktrynalnego m ogłyby skłaniać do w niosku, że bardziej uzasadnionym

stanow iskiem w sporze o praw dziw ość religii je st ekskluzyw izm . Z tym ostatnim

poglądem w iąże się jednak problem , jak uzasadnić przekonanie, że tylko i wyłącznie

jedna religia je st absolutnie praw dziw a. U znanie jej za praw dziw ą na podstaw ie aktu

w iary narażone byłoby na zarzut błędnego koła bądź skrajnego, nieracjonalnego

dogm atyzm u. Co w ięcej, zgoda na takie rozw iązanie rów nież m usiałaby prow adzić

do relatyw izm u, należałoby w szak uznać prawo każdego człow ieka (czy każdej grupy

w yznaw ców ) do uznania za praw dziw ą tej religii, którą aktualnie w yznaje.

A nalogiczne trudności w iążą się z inkluzyw izm em . W edług tego poglądu jed n ą

religię uznaje się za praw dę absolutną i kryterium słuszności pozostałych, w których

m ogą się znajdow ać ew entualnie jakieś elem enty prawdy. N adal jednak pozostaje

pytanie, na jakiej podstaw ie w łaśnie tę, a nie inną religię uznajem y za absolutnie

praw dziw ą.

Czy w takim razie należałoby uznać, że problem praw dziw ości religii je st doktry­

nalnie nierozstrzygalny i m ożna go postaw ić (jak chce Rawls) wyłącznie jak o pro­

blem procedury? Z daniem Trigga, w niosek taki byłby przedw czesny, jeżeli bow iem

istnieje w iele różnych i niezgodnych ze sobą religii, to nie w szystkie m ogą być

praw dziw e. Stąd jednak nie wynika, że żadna religia nie je st praw dziw a bądź że nie

będzie m ożliw e odkrycie praw dziw ej religii w przyszłości. W praw dzie obecnie nie

dysponujem y narzędziam i pozw alającym i rozstrzygnąć, która religia je st praw dziw a,

mamy jednak obow iązek znane nam przekonania religijne poddaw ać testom praw dy

i fałszu. G dybyśm y zresztą naw et, z racji naszych ograniczonych zdolności poznaw ­

czych, nigdy nie byli w stanie rozstrzygnąć, która (i czy w ogóle jakakolw iek) religia

(11)

je st praw dziw a, nie w ynikałoby stąd jeszcze, że w szystkie istniejące obecnie religie

są rów nie praw dziw e czy rów nie fałszyw e, rów nie dobre czy rów nie złe. Jeżeli idea

racjonalności religii ma w ogóle m ieć sens, to - zdaniem T rigga - m usim y założyć,

że praw dziw ościow e roszczenia poszczególnych religii prędzej czy później będziem y

m ogli zw eryfikow ać6.

W obec przedstaw ionej koncepcji T rigga m ożna by sform ułow ać przynajm niej

kilka zarzutów , jak choćby ten, że istnienie i racjonalność św iata nie są tak tajem ni­

cze, jak się na pozór w ydają (a przynajm niej, że w yjaśnienie tego faktu nie zm usza

do przyjęcia teizm u). W edług P. van Inw agena, jeż eli założyć, że istnieje w iele (być

m oże naw et potencjalnie nieskończenie w iele) m ożliw ych w szechśw iatów , to zaled­

w ie jeden z nich byłby w szechśw iatem pustym , pozbaw ionym jakichkolw iek obiek­

tów. W ów czas jednak istnienie w łaśnie tego pustego w szechśw iata (czyli nieistnienie

niczego) jest w najw yższym stopniu niepraw dopodobne7. Inaczej m ów iąc, ja k w ska­

zyw ał M. K. M unitz, istnienie czegokolw iek je s t konieczne, nie istnieją bow iem

w arunki, w których zdanie „coś istn ieje” m ogłoby być fałszyw e (gdyby było fałszy­

w e, w ów czas zdanie to zaprzeczałoby w łasnem u istnieniu); nie istnieją też w arunki,

w których zdanie „nic nie istnieje” m ogłoby być praw dziw e (gdyby było praw dziw e,

w ów czas zaprzeczałoby w łasnem u istnieniu). Tym samym też zdanie „coś istnieje”

m ożna uznać za analitycznie praw dziw e, a zdanie „nic nie istnieje” za analityczny

fałsz8. W ów czas jednak tajem nica istnienia czegokolw iek nie byłaby tak dram atycz­

na, jak sugerow ał to L eibniz, a stąd też nie m ożna byłoby jej traktow ać jak o ade­

kw atnej podstaw y pojęcia B oga czy przekonań teistycznych.

M ożna też argum entow ać za E. L. M ascallem , iż fakt odw ołania się do B oga jako

Stw órcy św iata nadal nam nie w yjaśnia, dlaczego św iat istnieje ani dlaczego jest

taki, jaki jest. Jeżeli bow iem św iat zależy od w olnej decyzji Boga, to m usielibyśm y

znać m otyw y, które skłoniły B oga do stw orzenia św iata i nadania mu takiej w łaśnie,

a nie innej natury. To jednak dla skończonych um ysłów ludzkich w ydaje się nie­

m ożliw e9.

M ożna byłoby w reszcie argum entow ać przeciw ko Triggow i, iż nazbyt racjonali­

zuje on religię i sam o pojęcie Boga, poszukując dla tego ostatniego racjonalnego

6 Na temat problemu prawdziwości religii i sposobów jego stawiania przez różne nauki o religii na gruncie polskim szeroko pisał A. Bronk w książce Nauka wobec religii (teoretyczne podstawy nauk o religii), Lublin: TN KUL 1996.

7 Por. P. v a n I n w a g e n , Why Is There Anything A t All?, „Proceedings of the Aristotelian Society”, 70(1996). Przekład polski: Dlaczego w ogóle cokolwiek istnieje?, przeł. I. Ziemiński, „Roczniki Filozoficzne”, 48(2000), z. 1. W wymienionym zeszycie zamieszczona jest też polemika J. Wojtysiaka z tezami van Inwagena, zatytułowana Coś musi istnieć.

8 Pełniej na temat różnych aspektów tajemnicy istnienia pisał Munitz w książce The M ystery o f Existence. An Essay in Philosophical Cosmology, New York: New York University Press 1974. Por. też I. Z i e m i ń s k i, M. K. Munitza próba filozofii istnienia, „Roczniki Filozoficzne”, 44(1996), z. 1.

9 Szerzej pisałem na ten temat w artykule E. L. Mascalla teoria bytu. Próba analizy za­ łożeń i konsekwencji, cz. I: Teoria przygodności bytu, „Roczniki Filozoficzne”, 41(1993), z. 1.

(12)

i ogólnie dostępnego fundam entu. Pojęcie B oga tym czasem je st (źródłow o) pojęciem

religijnym , w zw iązku z czym odryw anie go od kontekstu w iary zm ienia zbyt rady­

kalnie jego znaczenie.

N iezależnie jednak od tych (i ew entualnych innych) trudności om aw ianej koncep­

cji, należy podkreślić w ysiłek w łożony przez T rigga w próbę obrony idei racjonalno­

ści religii w sensie tradycyjnym , a więc jak o idei nieodłącznie zw iązanej z pojęciam i

praw dy, obiektyw nej rzeczyw istości i poznaw czych zdolności ludzkiego rozum u.

Trigg w ystępuje tym sam ym przeciw ko defensyw nej taktyce tych obrońców religii,

którzy traktują ją jako racjonalną w yłącznie w sensie im m anentnym i subiektyw nym ,

a więc jako pew ien styl życia bądź, pozbaw iony przedm iotow ego odniesienia, w olny

akt w iary, do którego każdy z nas m a praw o. M im o to po lekturze książki T rigga

nie sposób nie odczuw ać pew nego niedosytu: zaw arte w niej tw ierdzenia są jedynie

postulatam i, form ułującym i w arunki, które m uszą być spełnione, by daną religię

m ożna było uznać za racjonalną (a akt wiary za uzasadniony). Trigg nie m ów i je d ­

nak, w jaki sposób którakolw iek z religii m ogłaby spełnić analizow ane przez niego

trzy warunki racjonalności. Pozostaje m ieć nadzieję, iż bądź to sam Trigg, bądź inni

filozofow ie religii (być m oże także polscy) podejm ą w niedalekiej przyszłości próbę

realizacji nakreślonego przez T rigga pogram u badań nad religią.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje się więc, że dolna granica chronologiczna bibliografii powinna objąć również dzieła powstałe przed 1956 r., chociaż należy mieć świadomość tego, że uwzględnienia

Wydaje się , że kategoria rodziny właśnie współcześnie staje się samodzielną kategorią polityki społecznej.. Jest to jednak dopiero początek procesu, wyratnie

Zasadniczo formułowaniem od- powiedzi na pytanie „ jak?” zajmuje się fizyka doświadczalna (choć niekoniecznie fizycy doświadczalni!), a na pytanie „dlaczego?” – fizy-

że racjonalność ateistyczna przyjmuje (na podstawie arbitralnej decyzji) w skrajnej wersji przekonanie o całkowitej wystarczalności rozumu do poznania rzeczywistości

Zabawa dydaktyczna z wykorzystaniem tablicy multimedialnej – wyszukiwanie flagi Polski wśród flag z różnych krajów europejskich w tych samych barwach (np. Malty, Austrii,

Jeśli uznamy, że jest to środowisko typu (3), a więc takie, dla którego nie istnieje teoria, której reguł przestrzeganie będzie gwarantowało osiąganie sukcesu, możemy

kogoś oblały siódme poty, serce podeszło do gardła, oblać się rumieńcem, spuścić głowę, unieść głowę, spleść dłonie, trząść się ze strachu, obgryzać paznokcie,

Dodać można by tylko, że istnieją też empiryczne metody badania tego, co jest normą językową: językoznawcy uzasadniają zdania na temat poprawnego użycia w dosyć