• Nie Znaleziono Wyników

Skazani na naukę, technikę i ich historię : z prof. drem Eugeniuszem Olszewskim

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Skazani na naukę, technikę i ich historię : z prof. drem Eugeniuszem Olszewskim"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

2. SK A ZA N I NA N A U K Ę, TEC H N IK Ę I ICH H ISTO R IĘ Z PROF. DREM EUGENJUSZEM OLSZEWSKIM

ROZMAWIA ADAM WOJCIECHOWSKI

A. W.: — B ogaty dorobek życiow y św iadczy, że m im o p o stęp ujący ch w X X w iek u w ąskich specjalizacji udało się P a n u zostać człow iekiem renesansow ym . Co o ty m zadecydow ało?

E. O.: — W szkole nie n astaw iałem się n a jed n ą dziedzinę w iedzy. B yłem dobrym uczniem z większości przedm iotów . Zawsze in tereso w ał m nie szeroki zak res zagadnień. Od najm łodszych la t czy tałem bardzo dużo książek, zw łaszcza pop ularn o n au ko w y ch.

A. W.: — D zisiaj ta k ie renesansow e pred y sp o zy cje i z a in tereso w an ia chyba w y stę p u ją rzadziej. Ludzie częściej s ta ją się w ąskim i sp e cja lista ­ m i jednej w y b ra n e j dziedziny. N aukow com tru d n o jest obejm ow ać sze­ roki zakres w iedzy. Z pew nością w czasach, gdy P a n uczęszczał do szkoły łatw iej było p rzejaw iać w szechstronne zain tereso w ania niż obecnie. W ówczas w iedzę częściej ro zp a try w a n o całościowo. Ale może re n e s a n ­ sowy sposób w idzenia św ia ta w y k ształcili u P a n a przede w szy stk im n a u ­ czyciele?

E. O.: — Chodziłem do bardzo dobrego G im nazjum im . S te fa n a B ato ­ rego w W arszaw ie. Moi profesorow ie nie u k ształto w ali jed n a k zasadniczo mego sposobu w idzenia św iata. Stosunkow o n ajw ięcej zaw dzięczam kon­ tak to m z kolegą M arian em Eile, niedaw no z m a rły m założycielem i re d a k ­ torem „ P rz e k ro ju ”. M iał on szerokie z a in tereso w an ia hu m an isty czn e. Pod jego w p ływ em w w iększym stopniu zacząłem interesow ać się h u m a n is­ ty k ą. W szkole i podczas stu d ió w w prow adzał m nie w św iat k u ltu ry . Chodziliśm y, razem do te a tru , kina. Od dwóch in n y ch p rzyjaciół, stu d iu ­ jących ekonom ię i praw o, nauczyłem się cenić socjologię i pod koniec la t trz y d z ie sty c h dość in ten sy w n ie pogłębiałem w iedzę socjologiczną.

A. W.: — Może w lata ch P ań sk iej młodości łatw ie j było obejm ow ać kilka dziedzin w iedzy?

E. O.: — Nie sądzę. P odziały zaw sze istn iały . W śród m oich kolegów na Politechnice stosunkow o niew ielu było takich, k tó rz y interesow ali się tym , co ja.

(3)

466 Wywiady

A. W.: — Z tego w y n ik a, że nauczyciele nie n a rz u c a li P a n u specjali­ zacji. O dw ro tnie — P a n dokonyw ał w y b o ru z a in tere so w a ń i w artości. Nie było jakiegoś ściśle określonego przeznaczenia, celu P ań sk ich po­ szukiw ań. A jeśli n a w e t był, to ciągle się oddalał, pozostaw ał n iejed n o ­ znaczny i w łaściw ie n ieu ch w y tn y .

E. O.: — To p raw d a . W idziałem m oją przyszłość — m ów iąc p rze ­ sadnie — zarów no ja k o w ybitnego k o n stru k to ra budow lanego, członka A kadem ii L ite ra tu ry , czy też działacza politycznego.

A. W.: — Być m oże, skupiając się tylk o n a jed n ej, w y b ra n e j w ąskiej dziedzinie w iedzy, z y sk ałb y P a n w ięcej spokoju i b y ł w w iększym sto p n iu „n asycony” .

E. O.: — R óżnorodne zain tereso w an ia w m n iejszy m sto p niu zm uszają do d y scy p lin y niż w ąsk a specjalizacja, zapew niając swobodę w yboru.

A. W.: — A le p rz y b ra k u jed n ej w y b ra n e j specjalizacji istn ieje nie­ b ezpieczeństw o rozproszenia w łasn ej e n e rg ii na w iele spraw , w iele róż­ n y ch dziedzin. Zaczyna się wówczas zazdrościć ty m , k tó rzy m ają jeden ściśle sprecyzow any cel i dynam icznie dążą do jego osiągnięcia. N ie za­ zdrościł P a n tak ie j po staw y kolegom ?

E. O.: — Nie, nigdy. A. W.: — A oni P an u ?

E. O.: — N iek tórzy tak . Je d en z nich, w y b itn y chem ik, k tó ry szybko ukończył P olitechnikę zazdrościł m i, że mogę chodzić do te a tru , kina, czytać książki b eletry sty czn e. Jego dyscyplina, p rzy m u s w ew n ętrzn y , n a to nie zezw alały. R ozpraszanie się jest jed n ak n iew ątp liw ie słabością w m ojej k arierze.

A. W.: — To zależy od p u n k tu w idzenia. P rzedstaw iciele techniki często m a ją zb yt w ąskie h o ry zo n ty in te le k tu a ln e , są psychicznie ubożsi.

N iedostateczna popularność techniki, jej ograniczona rola k u ltu ro ­ tw órcza, w yw ołuje w iele n eg aty w n y ch n astęp stw , przyczynia się m. in. do obniżania a sp ira cji ogólnospołecznych. W jak im ś sto p n iu w inę za ta k i sta n rzeczy ponoszą p rzedstaw iciele techn iki. Są zbyt m ało w szech­ stro n n i i „ a tra k c y jn i” dla p rzed staw icieli in n y ch dziedzin. Ich m iejsce w pow szechnej św iadom ości, choćby za p o śre d n ic tw em środków m aso­ wego p rze k a z u lub lite ra tu ry , z a jm u ją rep re z en ta n ci in ny ch zawodów, często m niej isto tn y ch z p u n k tu w idzenia praw id łow eg o i pożądanego rozw oju społeczno-gospodarczego k ra ju . Toteż obserw ujem y, jak przed­ staw iciele zaw odów h u m an isty czn y ch m onopolizują świadom ość społe­ czeństw a i d y sta n su ją ludzi tech n ik i. P a n na szczęście tak ie j k o n k u ­ ren c ji m ógł się nie obawiać. O dw rotnie, czyni P a n w iele, by podkreślić rolę i ran g ę te c h n ik i jako szczególnie w ażn ej dziedziny tw órczości ludz­ kiej.

E. O.: — W g en e ra c ji m oich profesorów , tj. ludzi starszy ch ode m nie o jedn ą generację, w iele osób m iało szerokie, renesansow e, zain tereso ­ w ania. A jeszcze p rz e d dziesięciu la ty jed en z profesorów P o litech nik i

(4)

W yw iady 467 dla w łasn ej przyjem n ości n auczył się języ k a chińskiego i w te n sposób otw orzył sobie fu rtk ę na św iat D alekiego W schodu, choć to m a n ie­ w iele w spólnego z jego w łaściw ym dorobkiem naukow ym . T akich h ob ­ bistów in te le k tu a ln y c h m ożna też spotkać w filh a rm o n ii czy n a w y s ta ­ w ach sztuki. Są w śród n ich tak że techn icy .

A. W.: — Być może P a n P ro fesor tego ta k nie odczuw a, k ończył P a n bow iem stu d ia stosunkow o daw no. M nie n a to m ia st jak o p o w o jen­ nego absolw en ta niepokoi n iew ielka liczba ren esan sow ych dyplom antów , w śród obecnych absolw entów uczelni, zwłaszcza w dziedzinach ścisłych i technicznych.

R ozm aw iając z n esto rem polskich h u m an istó w , pro f. K o n ra d e m G ó r­ skim , k tó ry już m a ponad 90 lat, dow iedziałem się, że m im o iż był h isto ­ ry k ie m lite ra tu ry , nauczył się m a te m a ty k i w yższej, by dla re la k su roz­ w iązyw ać zadania m atem atyczn e.

E. O.: — W tej g en eracji, do,, k tó re j n ależy p rof. K o n ra d G órski, sporo było hobbistów , rów nież w śród sp ecjalistó w tech n ik i. N iek tó rzy z nich zasłużyli się nie ty le dorobkiem nauk ow y m , co o rg an izacy jny m , jak np. dw aj prezesi NOT: p ro f. Ja n u sz T ym ow ski i prof. J e rz y B u­ kow ski. J a też m am n a sw oim koncie d orobek organizatorski.

A. W.: — R aczej z p rzy m u su czy w yboru?

E. O.: — Z w y boru. B yłem k o lejn o przew o dn iczącym Polskiego Zw iązku In żyn ierów i T echników B udow nictw a, przew odniczącym T ow a­ rzy stw a U rb an istó w Polskich, przew odniczącym Sekcji P raco w n ikó w N auk i w Z w iązku N auczycielstw a Polskiego. N ad al m am różnego ro d za ­ ju obowiązki organizacyjne. Należę do w ie lu organizacji. Je ste m człon­ kiem ra d naukow ych, m .in. R ad y N aukow ej T ow arzystw a W iedzy P o w ­ szechnej. C hyba jako jed y n y jestem członkiem n a ra z trz e ch k o m itetów Polskiej A kadem ii N auk.

A. W.: — N ajb ard ziej zdum iew a m n ie członkostw o K o m ite tu „P olska 2000”. Pośw ięcał P a n i pośw ięca dużo uw agi h isto rii te c h n ik i, a jed n o ­ cześnie ro zw iązuje p ro b lem y persp ek ty w iczne.

E. O.: — To jest ciąg dalszy z ain tereso w ań h isto rią n a u k i i techniki. A. W.: — H istoria nau k i i tech n ik i nie jest p o p u la rn a w ta k im sa­ m y m sto pn iu ja k h isto ria lite ra tu ry , te a tru , m uzyki, sztu k i, a rc h ite k tu ry czy w ielu in n y ch dziedzin. Dlaczego znaczną część życia pośw ięcił P a n w łaśnie h isto rii n au k i i techniki?

E. O.: — N ie w y n ik ało to — p rz y n a jm n ie j n a p o czątku — z ja k ie jś w ew n ętrzn ej lub zew n ętrzn ej konieczności. B yłem re fe re n te m sekcji in ży n ie ry jn o -b u d o w la n e j I K on gresu N au ki P olskiej. W re fe ra c ie d uży w stęp pośw ięciłem h isto rii tech n ik i i od tego się zaczęło. Z ostałem człon­ kiem K om isji, a później K o m itetu H isto rii N auki. W ygłoszenie tego re ­ fe ra tu zaproponow ał m i przew odniczący sekcji, a jednocześnie m ój n a u ­ czyciel po ukończeniu studiów , p ro m o to r d o k to ratu — pro f. W itold W ierzbicki. B ył jed n y m z p rezesów N O T -u i w iceprezesem PAN.

(5)

468 W ywiady

A. W.: — P rzy ciąg n ęły P a n a do h isto rii n a u k i i tech nik i jakieś zas­ k a k u jące fak ty ?

E. O.: — Nie ty le poszczególne fak ty , co raczej procesy, p raw idło ­ wości. M am p red y spozy cje sy n tety zu jące, tw o rzen ia koncepcji rozw oju poszczególnych zjaw isk. P oczynając od o statn iej w o jn y są to najczęściej zjaw isk a społeczne, a nie w yłącznie techniczne. P rz e sta łe m być tec h n i­ kiem w okresie okup acji gdy b y łem n au czycielem istn ieją cy c h wówczas szkół zaw odow ych. Podczas o kupacji w spólnie, w gronie k ilk u a s y s te n ­ tów i ad iun któ w W ydziału In ży n ierii, przygotow aliśm y p ro je k t refo rm y wyższego n au czan ia technicznego n a la ta pow ojenne. Tak się zdarzyło, że b rałe m później ud ział w re a k ty w o w an iu po w ojnie P o litech n ik i W a r­ szaw skiej z tym czasow ą siedzibą w L ublinie.

J e d e n z m oich przy jaciół, chyba w m arc u 1945 r. już w W arszaw ie, zaproponow ał m i p rzejście z M in isterstw a K o m u nik acji w L ublinie, w k tó ry m opracow yw ałem uproszczone k o n stru k c je m ostów d rew n ian ych m ożliw ych do szybkiego postaw ienia, do B iura O dbudow y Stolicy, do W ydziału P lan o w an ia Gospodarczego. Z ain tereso w ałem się zag adn ienia­ m i p lan isty czn y m i, ekonom icznym i, p rze strz e n n y m i. W spółpracow ałem wów czas z W ydziałem U rb an isty k i BO S-u. Później zostałem naczelni­ kiem W ydziału P lan ów In w esty cy jn y ch w M inisterstw ie Odbudow y.

A. W.: — Czyli jest P a n odpow iedzialny za n iek tó re fra g m e n ty obrazu dzisiejszej Polski?

E .O.: — Ale ty lk o jako w ykonaw ca. R ealizow ałem bow iem politykę m in istra M ichała K aczorow skiego i d y rek to ra d e p a rta m e n tu prof. J u liu ­ sza G oryńskiego nie ty lk o w zak resie odbudow y W arszaw y, ale rów nież W rocław ia, Szczecina, G dańska, a tak że in n y ch m iast i wsi.

A. W.: — O glądając Polskę dzisiaj, dostrzega P a n w n iej i w łasne cegiełki?

E. O.: — Te cegiełki są, n iestety , u k ry te . B yły to raczej p ew n e kon­ cepcje lub idee, k tó re p rzy jm o w ałem m .in. od w y b itn y ch u rb an istó w jak np. J a n a C hm ielew skiego, Bolesław a M alisza. W większości w ypadków realizow ałem koncepcje nie swoje.

A. W.: — U m niejsza P a n rolę w ykonaw ców , a przecież bez nich tru d n o w yobrazić sobie jakikolw iek postęp naukow o-techniczny.

E. O.: — T ak czy inaczej, e fe k ty działań z tam teg o o kresu są tru d n o uchw y tne. Z resztą już w 1950 r. przeszedłem na P o litech n ik ę W arszaw ­ ską, w k tó re j o bjąłem K a te d rę M echaniki T echnicznej n a W ydziale K om unikacji.

A. W.: — Zgodnie z dyplom em studiów ?

E. O.: — M am dyplom in ży n iera dróg i m ostów . M oja k a te d ra n a ­ to m iast zajm ow ała się p rzed e w szystkim m echaniką jako dziedziną fizy­ ki, w szczególności zastosow aniam i m echaniki teo rety czn ej do celów ko nstru k to rsk ich . Po k ilk u latach n a stą p ił k o lejn y przeskok w m oich

(6)

Wywiady 469 zaintereso w aniach od m echan ik i tech niczn ej do h isto rii tech n ik i. W 1956 ro k u zostałem profesorem h isto rii tech nik i.

A. W.: — Po w ojnie odszedł P a n od działalności k o n stru k to rsk ie j, ale w śród pańskiego pow ojennego dorobku są tak ie książki, jak : W ym ia ro ­

w anie k o n s tr u k c ji iS ta lo iiA ych na p o dstaw ie teorii p la styczn o ści i Plan o dbudow y i p rzeb u d o w y W arszaw y.

E. O.: — Ta d ru g a pozycja, b ro szu ra p isa n a w spólnie z żoną, p o p u ­ laryzow ała w ielkie p lan y BO S-u. K siążka natom iast, k tó re j b y łem je d ­ n y m z autorów dotyczyła podstaw o w ych zag ad n ień tech n iczn y ch i m e­ tod obliczeniow ych. Nie b y ła jed n ak pośw ięcona zagadnieniom poszcze­ gólnych k o n stru k cji.

A. W.: — M ożna te pozycje uznać za koniec pew nego e ta p u w P a ń ­ skim życiorysie. P o ich opublikow aniu w coraz w iększym sto p n iu za­ częły dom inow ać, poczynając od I K o n g resu N au ki P olskiej, z a in tereso ­ w a n ia praw idłow ościam i rozw oju n au k i i techniki. P rzypuszczam , że wówczas brakow ało sy n tety czn y ch ujęć ro zw oju techniki. T ru d n ie j b y ­ ło dopatrzeć się ścisłych zw iązków m iędzy poszczególnym i w y n a la zk a ­ mi, odpowiedzieć n a py tan ie, w jak im sto p n iu w p ły n ęły one na rozw ój społeczeństw a.

E. O.: — P ew n e p race polskie i zagraniczne na te n te m a t już istn iały . Podejm ow ano próbę syntetycznego ujm o w ania procesów rozw o ju te c h ­ niki w poszczególnych dziedzinach. Nie o dk ry w ałem now y ch faktów . N iezbyt in te re s u ją m nie opisy różnych odkryć i w ynalazków . S ta ra łe m się nato m iast poszukiw ać praw idłow ości rozw oju tech n ik i i nauk i. M oje o statnie prace, k tó re p rzy g o to w uję w spólnie z m oim m łodym kolegą h u m an istą, m ag istrem H en ry k iem H ollendrem , dotyczą ty c h w łaśnie praw idłow ości i zagadnień rew o lu cji nauk ow o -technicznej. O bszerna roz­ p ra w a w roczniku „Człow iek i N a u k a ” jest podsum ow aniem toczących się w różnych k ra ja c h d y sk u sji n ad praw idłow ościam i rozw oju nau ki. Obecnie idziem y dalej, b ad ając w zajem n y w pły w poszczególnych n au k

n a siebie. a

A. W.: — N au k a najczęściej jest ro z p a try w a n a u ty lita rn ie , jak o n a ­ rzędzie rozw oju techniki, m edycyny, roln ictw a, różnych dziedzin spo­ łecznych. L ekcew aży się p rz y ty m zw ykle jej istotę, czyli w p ływ na rozw ój ludzkiego poznaw ania.

E. O.: — By coś w ykorzystać, w p ie rw trz e b a to coś poznać. P o zna­ w anie now ych faktów , tw orzenie teorii, jest podstaw ow ym zadaniem nauki, w aru n k iem prakty czn eg o jej w y k o rzy stan ia. R ew olucje nauko w e nie p o jaw ia ją się jed n a k n ie tyle dlatego, że ujaw niono now e fak ty , lecz dlatego, że zrozum iano istotę now y ch — a czasem daw no zna­ n y ch — zjaw isk lub procesów .

A. W.: — M ożna zaryzykow ać p ostaw ienie i ta k ie j tezy, że pew n e r e ­ w olucje i odkrycia w nauce i technice p o jaw ia ją się, poniew aż istn ieje

(7)

470 W ywiady

n a nie społeczne zapotrzebow anie. Te, na k tó re nie m a zapotrzebow a­ nia — albo w d an y m okresie h isto ry czn y m n ie p o jaw ia ją się w ogóle, albo zo stają zlekcew ażone i zapom niane. R o z p a tru jąc h isto rię przem ian społecznych, często nie u w zględniam y fak tu , że m ogły być one n a stę p ­ stw em dokonyw ania now ych odkryć i w prow adzania w ynalazków .

E. O.: — A nalizow anie isto ty zasadniczych p rze m ia n społecznych jest bardzo tru d n e , czego ew id en tn y m dow odem s ta ła się histo ria pow ojenna naszego k ra ju . N aw et w o d erw an iu od n a u k i i tech nik i nie m ożem y za­ dow alająco w y jaśn ić w ielu procesów społecznych, a cóż dopiero, gdy będziem y je ro zp a try w a li w pow iązan iu z rozw ojem n a u k i i techniki. N iew ątpliw ie tw orzenie now y ch fak tó w i teo rii n aukow y ch w p ły w a n a p rze m ia n y społeczne. Dow odem m ogą być sk u tk i w ielkich w y p ra w i od ­ k ry ć geograficznych, k tó re d oprow adziły do p rze m ia n społecznych w X V I w ieku.

W ielkie m odele rzeczyw istości p o w staw ały od czasów n a jd a w n ie j­ szych. W y starczy pow ołać się n a p race A ry stotelesa, Ptolem eusza, K o­ p e rn ik a , N ew tona, P la n ck a czy E in stein a. D aw n iej w p ły w tak ic h m odeli, tw orzo n ych przez filozofów czy naukow ców , n a św iadom ość i sposoby organizacji społeczeństw b y ł stosunkow o n iew ielki. Obecnie s y tu a c ja zm ieniła się rad y k a ln ie . Proces poznaw an ia m ikro św iata, roz­ poczęty na przełom ie w iek u X IX i X X o raz podstaw ow e koncepcje E in stein a doprow adziły do p o w stan ia now oczesnych m odeli nie tylko m ik ro — ale i m ak ro — św iata. O siągnięcia te pozw oliły n a w iele za­ stosow ań tech nicznych i m edycznych od podróży kosm icznych do m ikro- procesów .

A. W.: — Co b y ło pierw sze, czyli b ard ziej potrzeb n e człow iekow i: m yślenie nauk ow e czy techniczne?

E. O.: — Aż do X V II w ieku n a u k a i te c h n ik a stan o w iły oddzielne, nie sty k a ją c e się bezpośrednio ze sobą dziedziny. N iekiedy coś z poszu­ k iw ań nau k o w y ch — jeśli je tak im i w ogóle m ożna nazw ać — znajdo­ w ało p rak ty c zn e zastosow anie. A stronom ia np. sta w ała się p rz y d a tn a dla geografii, pom iaró w k uli ziem skiej, o k reśla n ia położenia s ta tk u n a oceanie.

A. W.: — Częściej jed n ak astronom ia p e łn iła rolę m agii. I w łaści­ w ie sta ro ż y tn a n a u k a stan o w iła zazw yczaj odm ianę filozofii, a b stra k c y j­ nego m yślenia, nie d aw ała pożytecznych narzędzi.

E. O.: — P rzed e w szystkim zbierano i grom adzono różne fak ty , po­ rządk ow an o je, ale stosow ano w niew ielk iej ty lk o skali, np. do fa rm a ­ ceutycznego w yk o rzy stan ia roślin.

A. W.: — B ył to więc p rzed e w szy stk im rozw ój ilościowy, a nie ja ­ kościow y. Na przykładzie m edy cy ny m ożna udow odnić, że postęp, jak i się w n iej w ciąg u o statn ich trz y d z ie stu la t dokonał, jest w iększy niż w całym po przednim okresie jej istn ien ia.

(8)

Wytotad*

471 E. O.: — Te zm iany jakościow e zaczęły się pod koniec X V III w ieku. W w iek u X V II i X V III tech n ik a daw ała n au ce w ięcej niż n a u k a tec h ­ nice. P rzede w szy stkim te c h n ik a um ożliw iła stw orzenie a p a ra tu r y n a u ­ kow ej. L u n e ta G alileusza spow odow ała rew o lu cję w astronom ii, m ik ro ­ skop stw o rz y ł m ikrobiologię.

A. W.: — Czy ludzkość n ie m iała innego w y bo ru? B yła i je s t sk azana n a p o stęp naukow o -tech n iczny ? Być może, gdyby nie p e w n a su m a w y ­ nalazków i odkryć, to nie znaleźlibyśm y się obecnie w s y tu a c ji uzależ­ n ien ia od d y k ta tu naukow o-technicznego, bez któ reg o nie sposób w y­ obrazić sobie przyszłości.

E. O.: — T ym zagadnieniom pośw ięcam w iele uw agi, z a jm u ją c się prognozow aniem rozw oju techn ik i. B adania techniczne są prow adzone w w ielu lab o rato riach i tru d n o przew idzieć ich efekty . M ogą p o jaw ić się now e odkrycia naukow e lu b w y n alazk i techniczne, k tó ry c h nie jesteśm y w stan ie przew idzieć, w yw o łu jące k olejne rew o lu cje naukow e czy te c h ­ niczne.

A. W.: — P rof. Jo h n Z im an nazw ał kiedyś n auk ę św iadom ością p u ­ bliczną. Czy zgadza się P a n z tą definicją, czy teiż opow iada się za inną?

E. O.: — Sądzę, że n a u k a jest częścią św iadom ości p u b liczn ej, k tó ra oprócz zak resu racjon alisty czneg o obejm uje w ielki zak res em o cy jn y nie ty lk o racjo n alisty czn y czyli ściśle n au k ow y . N au k a nie dociera jed n a k do całego społeczeństw a, p rzek azy w an a jest w niew ielkich, bliżej nie określonych, u łam kach.

A. W.: — Czym jest — n a jk ró c ej — dla P a n a nauka? E. O.: — P oznaw aniem rzeczyw istości.

A. W.: — D efiniując tech n ik ę w W ie lk ie j E n cyklo p ed ii P ow szechn ej określił ją P a n jako „[...] dział cyw ilizacji i k u ltu r y decyd u jący o stop­ n iu opanow ania p rz y ro d y przez człow ieka i o b e jm u ją c y środki m a te ria l­ ne do realizacji celów działalności gospodarczej, oraz u m iejętn o ść po­ sługiw ania się ty m i śro d kam i.” Oczywiście, różne encyklopedie odm ien­ nie d efin iu ją technikę, np. fra n c u sk a określa ją jako coś, co m a zw iązek ze sztu k ą. Czy zgadza się P a n z tak im ujęciem ?

E. O.: — Oczywiście, że te c h n ik a m a zw iązek ze sztuką. S z tu k a k o ­ rz y sta z techniki. To określenie fran cu sk ie je s t jed n a k uzasadnione p rz e ­ de w szystkim historycznie. D iderot, k tó ry w p row adził tec h n ik ę do salo­ nów i św iadom ości ośw ieconych k las posiadających, n azy w ał ją „les a rts ” — „sztu k i” . Z resztą analogicznie m ów im y o sztuce ro b ien ia czegoś. R elacje w zajem ne n iew ątp liw ie istn ieją, ale zw iązki n a u k i i te c h n ik i ze sztu k ą są raczej jedno stron n e. T echnika bow iem nie m u si k orzy stać z dorobku k u ltu ry a rty sty c z n e j, może rozw ijać się niezależnie.

A. W.: — Istn ieją jed n ak pew ne analogie sposobów tw o rze n ia sztuki i tech n ik i. N iejed nokrotn ie tw órczość tech n iczna w y d aje się tru d n ie jsz a , poniew aż m usi uw zględniać różnego ty p u o graniczenia i pow iązania.

(9)

472 Wywiady

E. O.: — Tw órczość techniczna m a znacznie m niej ła d u n k u em ocjo­ nalneg o niż sztuk a. T echnika jest p rzed e w szystk im racjo n aln a, dostoso­ w ana do tego, co już w iem y. E m ocje m ogą dotyczyć jedynie jej celu lub skutków .

A. W.: — Znacznie ściślejsze są pow iązania n a u k i z tech n ik ą, ale czy w szystkie dziedziny n au k i m ają swe odpow iedniki w technice?

E. O.: — Nie m a ją tak ich odpow iedników przede w szystkim nau ki społeczne, k tó re zm ierzają n aw et k u p ew nem u ograniczeniu działań technicznych, p o dporządkow aniu jej określonym w artościom społecznym . T echnika m a n ato m ia st w łasny, ek skluzyw ny, system w artości.

A. W.: — W m inionym pięćdziesięcioleciu n a stą p iły bezprecedenso­ we zm iany w nauce i technice, w e w szy stkich p raw ie dziedzinach dzia­ łan ia człow ieka. Ale czy ktokolw iek może te zm iany w pełn i dostrzec, o b iekty w n ie ocenić ich w ielkość i jakość? Czy, choć po części, ud aje się to P an u ?

E. O.: — B ezradność dotyczyć m oże przed e w szystkim działań. In a ­ czej jest z rozum ieniem i p rzew idyw aniem . M ożna się bow iem tu spo­ dziew ać, że jakieś zagadnienia ud a się z w iększym lub m niejszym p rz y ­ b liżeniem rozw iązać. Oczywiście, przew id y w an ie k ieru n k ó w rozw oju n a u k i i techniki w sk a li św iatow ej jest obarczone m ożliw ością dużych błędów . Mogą przecież pojaw ić się w y n alazki, łączące dw ie nie pow ią­ zane dotychczas ze sobą dziedziny. Poza ty m n iem a l nie sposób p rze ­ w idyw ać rozw oju em ocji społecznych, gdyż w szelkie prognozy w ty m w zględzie b y w a ją zawodne.

Inaczej przed staw ia się prognozow anie tego, co m ożna będzie w pro­ w adzić do polskiej tech n ik i do 2000 roku, gdyż będzie tu chodziło o w y­ bór tec h n ik istn iejący ch już gdzie indziej.

A. W.: — Rzecznicy rew o lu cji n au kow o-technicznej opow iadają się za p refero w an iem w szkole zestaw u przedm iotó w m atem aty czn o-p rzy­ rodniczych. Czy P a n się z ty m zgadza?

E. O.: — Oczywiście, ta k i zestaw p rzed m io tó w jest p o trzeb ny. K o­ nieczne jest jed n ak zachow anie rów now agi z blokiem przedm iotów spo­ łecznych, k sz ta łtu jąc y c h em ocje estetyczne oraz w rażliw ość etyczną. W yrugow anie z technicznych szkół zaw odow ych przedm iotów k u ltu ro ­ w ych, arty sty czn y ch , społecznych w y w o łu je bardzo złe skutk i.

A. W.: — A jednocześnie p rzed staw iciele n a u k ścisłych, np. fizycy, tw ierdzą, że absolw enci szkół i uczelni nie z n ają i nie doceniają zw iąz­ ków fizyki ze świadom ością społeczną.

E. O.: — Za to należy w inić fizyków . Jeżeli nauczyciel fizyki nie p o tra fi pokazać jej zw iązku z zagad n ieniam i społecznym i, to u tru d n ia jednocześnie jej rozum ienie. A p rzed staw iciel przedm iotów h u m an i­ sty czny ch nie zrozum ie isto ty pew n ych procesów fizycznych, jeśli szko­ ła nie p rzy g o tu je go do tego-.

(10)

W ywiady 473 A. W.: — Zarów no ci, k tó rz y p rzy g o to w u ją p ro g ra m y n auczan ia przedm iotów ścisłych i technicznych, jak i ci, k tó rz y ty ch p rzedm iotów nauczają, nie p o tra fią ich w iązać z rzeczyw istością, p rzy n a jm n ie j w ta ­ kim stopniu jak przedstaw iciele p rzedm iotów h u m anisty czny ch.

E. O.: — Je że li rzeczyw iście n auczyciele przedm iotów h u m a n isty c z ­ nych robią to dobrze, bo zazw yczaj ta k się nie dzieje. P rzed staw ian ie np. fak tó w litera c k ic h bez pow iązania z tłe m histo ry czn y m u tru d n ia , a n a w e t uniem ożliw ia zrozum ienie społecznego znaczenia dzieł sztuki. N auczanie h isto rii bez ścisłego pow iązania z nauczaniem lite r a tu r y jest podstaw ow ym błędem .

A. W.: — Podobnie jak n au czan ie h isto rii bez pow iązania z h isto rią techniki.

E. O.: — Owszem, ale z histo rią te c h n ik i pow inien zapoznaw ać ta k ­ że nauczyciel techniki.

N iepokojąca bow iem jest rów nież d ru g a sp raw a: h isto ry cy w ogóle albo praw ie nic nie w iedzą o h isto rii n au k i i techniki. Szczególnie nie znają i nie ro zum ieją techn ik i w spółczesnej. P rzeg ląd ałem przed k ilk u la ty szkolne podręczniki h istorii. N ajw ięcej m iejsca pośw ięcono w nich technice człow ieka pierw otnego i starożytnego. W późniejszych o kre­ sach n a technikę zw racano coraz m niej uw agi, choć jej w p ływ n a roz­ wój społeczeństw a system aty cznie w zrastał.

A. W.: —- W rez u lta c ie społeczeństw o, jego przyw ódcy i decydenci w nied ostateczny m stopniu in te re su ją się h isto rią n a u k i i tech nik i, m niej p rzy w iązu ją w agi do jej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

E. O.: — N iek tó rzy decydenci m ają zrozum ienie, niek tó rzy — nie. N iestety, nau k a i tech n ik a ciągle zb y t słabo docierają do św iadom ości społecznej

A. W.: — N iektó rzy tw ierd zą n aw et, że n a u k a i tech n ik a m a ją de- h u m an izacy jn y w pływ n a społeczeństw o.

E. O.: — Jeśli nie uczym y w szkołach zaw odow ych zagadn ień spo­ łecznych, k u ltu ro w y ch , to n iew ątpliw ie p rzy czyn iam y się do d e h u m a n i­ zacji przed staw icieli tech nik i. W ielu tech ników nie rozum ie podstaw o ­ w ych procesów społecznych. Zna jed y n ie w ąsk i w ycinek w łasn ej sp ecja­ lizacji. N aw et człowiek, m ający w iedzę naukow ą, często nie dostrzega

jej społecznego znaczenia.

A. W.: — Niepokoi m nie jednocześnie, że w przeciw ień stw ie do n a u ­ ki i tec h n ik i p o lity k a, ekonom ia, lite ra tu ra , sztuka, a rc h ite k tu ra , praw o czy różne dziedziny socjologii często znacznie w ięcej uw agi p rzy w ią z u ją do przeszłości, odw ołują się do n iej, w yciągają z niej w nioski, dokonują porów nań.

E. O.: — Można się zapytać, co jest w ażniejsze, czy znajom ość pow ­ szechnej h isto rii rozw oju nau k i i tech n iki, czy św iadom ość znaczenia n a u k i i tec h n ik i w teraźniejszości? N am ciągle b ra k u je tego, czego m

(11)

oż-474 Wywiady

na nauczyć, przedstawiając historię nauki i techniki współczesnej. Mó-wiąc zresztą o jej historii, o tym, co już zostało dokonane. Takiego ro-zumienia nikt niemal, poza hobbistami, w społeczeństwie nie ksztatłuje.

A. W.: — Rewolucja naukowo-techniczna zmusza społeczeństwo do podejmowania wielu decyzji, m.in. w sprawie wytwarzania żywności, wykorzystania energii, transportu, oświaty, opieki zdrowotnej, zasobów wodnych, informacji, przetwarzania danych, rozwoju przemysłu, obro-ny wojskowej itd. Właściwie ta lista nie ma końca i być może, nie mogąc objąć całości zachodzących zmian w różnych dziedzinach życia, skazani jesteśmy w coraz, większym stopniu na niewiadome, nieodgad-nione wizje przeszłości. Może z tych powodów stwierdzenie, iż nauka i technika kształtują obraz przyszłości jest dogmatycznie.

E. O.: — Nie tylko nauka i technika tworzą przyszłość, w znacznym stopniu także emocje społeczne. Dzisiaj rozczarowanie płynie zwykle stąd, że ciągle jeszcze czegoś nie mamy, nasz poziom techniczny jest uboższy niż w kraj-ach bardziej rozwiniętych. Niestety, społeczeństwo polskie interesuje się rozwojem techniki przede wszystkim ze względów wąsko utylitarnych. Więcej uwagi przywiązuje się do niedorozwoju np. aparatury akustycznej niż do niedorozwoju podstawowej infrastruktu-ry technicznej, która jest w opłakanym stanie, czego wymownym przy-kładem może być sieć wody grzewczej. Usiłujemy przeskakiwać przez kolejne etapy rozwojowe techniki. Rezultat jest jednak nie najlepszy, określiło go już powiedzenie Słowackiego: „Pawiem narodów jesteś i papugą". Niczym papuga zafundowaliśmy sobie telewizję kolorową oraz „Poloneza". Nie zadbaliśmy jednak w t y m samym czasie o techniki pod-stawowe, decydujące o tym, by sieć grzewcza działała prawidłowo, a po-szczególne zakłady produkcyjne nie wytwarzały braków. A przecież w pierwszej kolejności majątek narodowy powinien być właściwie kon-serwowany i eksploatowany. To, co stoi, np. budowle, nie powinno się walić ani grozić zawaleniem. Maszyny powinny być tak obsługiwane, by działały z właściwą precyzją. Znacznie ważniejsze jest, abyśmy mieli np. dobrze działającą bezbarwną telewizję czarno-białą niż wadliwie działa-jące telewizory kolorowe. Statystyki wykazują bowiem, że w ciągu kilku ostatnich lat średnio każdy w Polsce telewizor kolorowy miał niedługo po wyprodukowaniu przynajmniej jedną awarię. J a w n y to dowód, że — najczęściej wskutek niedbalstwa — nie potrafimy uzyskać standardu

światowego.

A. W.: — Na koniec chciałbym wrócić do punktu wyjścia, czyli do pretekstu naszej rozmowy — 30-lecia „Kwartalnika Historii Nauki i Techniki". Jak Pan ocenia z dzisiejszej perspektywy jego wartość? J a -ką rolę spełnił, jakie ewolucje przechodził?

E. O.: — „Kwartalnik" nie dociera do szerokiej publiczności, jego rola w stosunku do t e j kultury jest więc tylko pośrednia. Główną jego funkcją jest skupienie środowiska historyków nauki i techniki i tę rolę

(12)

Wywiady 475

z nieco większym lub mniejszym powodzeniem spełniał przez całe mi-nione trzydzieści lat.

Tak jak większość czasopism naukowych dociera on przede wszystkim do bibliotek oraz specjalistów i niezbyt licznych hobbistów. Wobec tego, że biblioteki, które raz zaczęły prenumerować czasopismo — czynią to zazwyczaj nadal, niezależnie od treści — raz ustalony nakład, około 700 egzemplarzy, ulegał tylko nieznacznym wahaniom. Nie oznacza to jed-nak, że stabilna jest także wielkość środowiska historyków nauki i tech-niki, o zwiększaniu się jego liczebności i ruchliwości świadczy bowiem np. zwiększenie liczby pracowników Instytutu Historii Nauki, Oświaty i Techniki PAN oraz powstanie w ubiegłym roku Polskiego Towarzystwa Historyków Techniki.

A. W.: — Przez pewien czas wraz z żoną Barbarą współtworzył Pan kształt „Kwartalnika". Jak Pan ocenia ten okres?

E. O.: — Z mojego punktu widzenia w dziejach „Kwartalnika" moż-na wyróżnić trzy okresy. Pierwszy, to lata 1956—1964, kiedy to w Ko-mitecie Redakcyjnym główną rolę odgrywał oprócz prof. Bogdana Su-chodolskiego"— nieobecny ostatnio w kraju, prof. Waldemar Voisé, a ja, będąc zastępcą redaktora naczelnego, zajmowałem się głównie problema-tyką z zakresu historii techniki. Drugi okres, to lata 1964—1970, w któ-rych funkcję sekretarza „Kwartalnika" przejęła zawodowa dziennikarka, moja żona Barbara, ja zaś przekazałem funkcję zastępcy redaktora na-czelnego prof. Waldemarowi Voisé. Nie zmniejszyło to jednak mego wkładu pracy w redakcji, gdyż pomagałem żonie w jej wielu obowiąz-kach, tak jak pomogamy sobie nawzajem od przeszło czterdziestu lat we wszystkich niemal pracach publicystycznych i redaktorskich. Wreszcie w trzecim okresie moje kolntakty z czasopismem były nikłe, przede wszy-stkim dlatego, że moje zainteresowania przesunęły się z historii nauki i techniki w stronę naukoznawstwa, technoznawstwa i prognozowania techniki.

A. W.: — Do jakich zagadnień przywiązywaliście Państwo najwięcej uwagi?

E. O.: — Szczególną wagę przywiązywaliśmy do informacyjnej roli „Kwartalnika", czyli części „nie artykułowej", i to nie tylko recenzji, lecz także notatek bibliograficznych, przeglądów czasopism krajowych i zagranicznych oraz kroniki wydarzeń w k r a j u i za granicą — słowem, do wszelkiego rodzaju informacji bieżących z życia i działalności możli-wie szerokiego kręgu historyków nauki i techniki. Gdy objętość takich materiałów zaczęła przekraczać połowę numeru, pojawiły się zarzuty, że część obejmująca prace oryginalne jest za szczupła. Sądziliśmy jed-nak, że w ten sposób zwiększamy zainteresowanie „Kwartalnikiem" wśród ludzi, których nie stać na napisanie artykułu, ale mogą dostar-czyć interesujący, nieraz nawet bardzo, tekst informacyjny. Staraliśmy się poza tym dbać o to·, aby poszczególne pozycje czasopisma

(13)

korespon-476 Wywiady

dow ały ze sobą, zam ieszczaliśm y p rzypisy, k ieru jąc e do p o krew nych po­ zycji. W te n sposób pew ne w ątk i ciągnęły się przez w iele num erów , „o b ra stają c ” wciąż now ym i info rm acjam i. D oceniając fu n k cję in fo rm a­ cyjną, zaczęliśm y system atycznie na w e w n ętrzn y ch stro n ach okładek przedstaw iać pro b lem aty k ę poprzedniego. oraz następ neg o n u m eru .

W yrazem dążenia do rozszerzenia k rę g u czytelników było także p rz y ­ jęcie zasady, że w szelkie c y ta ty w językach obcych, np. po łacinie, m u ­ szą być zaopatrzone w p rzy p is zaw ierający tłum aczenie n a język polski. Dużo czasu zajm ow ała ad iu sta cja sty listy czn a tek stó w i pedan ty czne ko­ re k ty .

A. W.: — Czy znaczenie „ K w a rta ln ik a ” może wzrosnąć?

E. O.: Sądzę, że m ogłoby to nastąpić, jeżeliby w prow adzono do pro ­ gram ów stu d ió w histo ry czn y ch n a u n iw e rsy te ta c h h isto rię nau k i i h isto ­ rię techn ik i oraz jeżeliby upow szechniały się na w ydziałach nieh isto rycz- nych w szystkich uczelni prow adzone obecnie gdzieniegdzie obowiązkowe lub fa k u lta ty w n e w y kłady h isto rii n au k i, tech nik i i in n y ch dyscyplin. W zm acniałoby to bow iem n iew ątp liw ie środow isko histo ry k ó w i a m ato ­ rów h isto rii n a u k i i techniki.

(14)

Ryc. 3. Kazimierz Opałek — R edaktor Naczelny „K w artalnika Historii N auki i Techniki” w la ­

(15)

Ryc. 4. Irena Stasiew icz-Jasiukow a — Redak tor Naczelny „K w artalnika Historii Nauki

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tadeusz

The case study analysis complements the framework with various research methods to support researchers, urban planners, and designers to engage with all city stakeholders to

Po studiach powrócił do Braniewa stając się z biegiem czasu właścicielem dużej firmy handlowej specjalizującej się w sprzedaży przędzy lnianej.. Rozwinął

A zaraz na następnej stronie mamy zdanie: „Szczególnym turystą, prze­ marzającym ziemię wschodniopruską i bezdroża Rosji, okazał się cesarz Francuzów Napoleon Bo­ naparte”

de werken op serk!.refid... (oversenkomende met

daniach pojawiła się podawana przez wszystkich respondentów kwestia dotycząca ostatniej bawarskiej reformy systemu edukacji: przeprowadzana co dziesięć lat rewizja podręczników

Given data from the thermopile sensors from an area, we consider a 2-class random forest classifier to determine which of the sensor plans exists in that space.. We first describe

Celem pracy było dokonanie oceny podat- ności zbiornika retencyjnego Przebędowo na de- gradację oraz analiza wpływu zlewni na dostawę związków biogennych do