• Nie Znaleziono Wyników

Charakter narodowy : rzeczywistość czy stereotyp?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Charakter narodowy : rzeczywistość czy stereotyp?"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Kieniewicz, Stefan

Charakter narodowy : rzeczywistość

czy stereotyp?

Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 1-2, 5-11

1984

(2)

Stefan Kieniew icz

CHARAKTER NARODOWY. RZECZYWISTOŚĆ

CZY STEREOTYP?

W ystępuję przed P ań stw em nieśmiało z w ypracow aniem dom owym , k tó ­ rego sam nie zaplanow ałem , ale k tó re zostało u m n ie zam ów ione przez o rga­ nizatorów sesji. Nie w yrosło więc ono z wcześniejszych m oich badań, z po ­ trze b y podzielenia się w łasnym i ustaleniam i, ale z chęci w ygodzenia życze­ niom, z nadziei, że te rozw ażania pożytecznie zagają dzisiejszą dyskusję. W ca­ le zatem nie jestem pew ien, n a ile się przyda to, co powiem. Zawsze jednak serdecznie dziękuję organizatorom spotkania, że zechcieli się do m nie zwrócić i okazali m i jakieś q u a n tu m zaufania.

K iedy zacząłem zastanaw iać się nad ty tułem , czy tem atem sesji o „ch a­ ra k te rze narodow ym polskim ”, sięgnąłem do encyklopedii pod hasło „ch a rak ­ t e r ” i znalazłem, co następuje: „Zespół stałych naw yków , postaw i ideałów, któ re pozw alają przewidzieć zachow anie się jed n o stk i”. Pom yślałem sobie: jakież to dziecinnie proste określenie niesam owicie złożonego zjawiska! J a k bow iem funk cjo n u je owo „zachow anie się” jednostki, jak m ało o nim wiemy! A cóż dopiero m ówić o zbiorow isku jednostek — w olałbym m ówić co p raw d a o zbiorow isku osób, czy osobowości. Czy wolno n am zakładać, że zespół ow ych „naw yków , postaw i ideałów ” jest tożsamy, albo praw ie, czy też p rz e ­ w ażnie tożsam y dla wszystkich, lub praw ie w szystkich członków narodu? Z a­ chow ania się p ry w a tn ej jednostki (osoby) nie zawsze u m iem y przew idzieć — czyżbyśmy m ieli uw ierzyć p ra w u w ielkich liczb, a w ięc tem u, że 30 milionów Polaków zachow yw ać się będzie w określonych okolicznościach zawsze, lub p raw ie zawsze jednakowo?

Jesteśm y, co więcej, historykam i, problem polskiego c h ara k te ru n a rodo­ wego m usim y więc ujm ow ać historycznie, uw zględniając w szystkich Polaków, jacy kiedykolw iek żyli, oraz to, co da się powiedzieć o ich charakterze. Tu się rodzi następ n a wątpliwość: k tó ry ch rodaków z przeszłości m am y poddaw ać bad an iu i obserwacji? Czy wszystkich, k tó rzy kiedykolw iek zam ieszkiwali w Polsce? W szystkich, k tó rzy dziś i kiedyś m ów ili po polsku? Czy też w szyst­ kich, k tó rzy dziś i kiedyś uw ażali się, lub b yli u w ażani za Polaków ? Wiecie P ań stw o przecie, że te określenia nie są rów now ażne. Było w szak m nóstw o ludzi — chociażby w X IX w ieku — k tó rzy m ów ili po polsku, a za Polaków nie bardzo się uw ażali. Ja k iż b y ł ich c h ara k te r narodow y?

Socjologowi ta sp raw a może w ydaw ać się prostsza, socjolodzy u m ieją po­ sługiwać się testow aniem różnych gru p respondentów (najchętniej i n ajłatw iej w łasnych studentów ) i osiągają n a w et jednorodne w yniki. W szakże rezu ltaty ow ych testó w budzą sceptycyzm historyka. Z astanów m y się bowiem: d ru ż y n ­ nicy Bolesława Chrobrego; w olni obyw atele Rzeczypospolitej O bojga N a ro ­ dów; p atrioci X IX w iek u (czerwoni i biali); czyżby ich w szystkich cechował te n sam zestaw „naw yków , postaw i ideałów ”, co dzisiejszych stu d en tó w i nie

(3)

6 Stefan Kieniewicz

studentów ? Może się nam w ydaw ać, że ta k w łaśnie jest, albo bywa. Ale jeśli się n am w ydaje, że nasi przodkow ie czuli i zachow yw ali się podobnie, jak my, czy to złudzenie nie bierze się stąd, że nasze dzisiejsze postaw y rzu tu jem y wstecz, że różne cechy naszego dzisiejszego c h ara k te ru narodowego p rzy p isu ­ jem y dow olnie naszym przodkom .niedaw nym i daw niejszym . Wreszcie s p ra ­ w a ostatnia; nie sam i jedni m ieszkam y na te j planecie. Z astanaw iając się nad w łasnym c h ara k te rem narodow ym m usim y też pam iętać o c h arak terach in ­ nych. Potoczna obserw acja nasu w a n am od razu spostrzeżenie, że mieszkańcy innych k ra jó w różnią się m iędzy sobą zew nętrznym w yglądem , mową, zacho­ w aniem , obyczajem — to już zauw ażył Herodot. Ale z chwilą, gdy zapozna­ m y się bliżej z k tó rym kolw iek obcym społeczeństwem, zauw ażym y, że owe cudzoziemskie zespoły zachowań, pozorna ich powszechność i niezmienność, n asu w ają podobne w ątpliw ości, co w p rzy p ad k u nas samych...

Oto w ięc b y ły refleksje, jakie nasu n ął m i proponow any tem a t referatu. W ysnułem z nich następ u jącą konkluzję: iż m ianow icie nie dostrzegłem do tej po ry ta k ie j m etody naukow ej, k tó ra by um iała udowodnić, że ogół lub większość członków jednego naro d u odznacza się ty m i sam ym i (lub praw ie ty m i sam ymi) cechami charak teru , i to w dodatku cecham i niezm iennym i na przestrzeni w ieków. W łaściw ie to sceptyczne zagajenie m ogłoby zam knąć m o ­ ją dzisiejszą wypowiedź, ale mimo w szystko nie byłoby to chyba słuszne. A lbow iem niezależnie od tego, czy jesteśm y przekonani, czy też nie, o istn ie­ n iu c h a ra k te ru narodowego, sądzę, że w arto się ty m c h arak terem zajm ow ać w sposób naukow y. A to dlatego, że przekonanie owo o istnieniu c h ara k te ru narodow ego (charakterów narodow ych) — jest szeroko rozpowszechnione; sa­ m o zaś to przekonanie stanow i w ażn y czynnik w dziejach naszych, i nie tylko naszych.

W chodzą w ięc w grę, jako przedm ioty badań, nie tyle o b iektyw ne cechy c h arak teru , niemożliwe do ustalenia, co funkcjonujące w świadomości narodu naszego i inn y ch narodów stereotypow a sądy o tak im czy in n y m naszym c h a­ rakterze. Stereo ty p y te rodzą się zarów no z samooceny, jak i z ocen narodów sąsiednich. J a k wiadomo, nie tylko w Polsce tak ie stereo ty p y funkcjonują. Przed w o jn ą m odna była uczona i zaw iła książka K ay serlinga A n a l i z a s p e k ­ t r a l n a E u r o p y , usiłująca poddać rozbiorowi charaktery sty czn e cechy n iek tó ­ rych narodów europejskich. Włoch Luigi B arzini - w ydał niedaw no podobną, płytszą, ale bardzo dow cipną książkę E u ro p e jc z y c y . Z n ajd u ją się tam sy lw et­ k i niew zruszonego B rytyjczyka, niestałego i nieobliczalnego Niemca, k łó tli­ wego Francuza, ostrożnego H olendra itd. itd. Wszystko to są daleko idące uproszczenia i uogólnienia. Z la t dziecinnych pam iętam piosenkę, k tó rą śpie­ w ały dziewczęta o tym , jakiej narodow ości chłopcy n ajlep iej całują. B yły tam różne zw rotki: „bo F ran cu z gorący, całuje s t o j ą c y bo A nglik fleg-m aty k , całuje jak p a ty k ” itd. Oczywiście a u to r piosenki zafleg-m ierzał udowodnić, że w łaśnie polski chłopiec jest najprzy jem n iejszy w te j fu n k c ji — zaś in te n ­ cja ta spełniać m iała określoną rolę w k ształtow aniu świadomości narodow ej naszego społeczeństwa.

Te i podobne stereotypy cudzoziemców może i o p ierają się na pow ierz­ chownych spostrzeżeniach, ale przecież są uproszczeniami. Samooceny n a ro ­ dow e b y w ają pochlebniejsze, ale i one byw ają kw estionow ane nie tylko przez cudzoziemców, ale i w e w łasnym narodzie. Spójrzm y na sław n y ty p A nglika- gentlem ana, ideał w y tw o rzo n y w elitarn e j public school angielskiej: jak się on przedstaw ia w lite ratu rze przełom u stuleci. Idealizuje go K ipling,

(4)

prze-drw iw a B ern ard S haw — niezależnie od tego, czy jest to kom edia współczes­ na, czy sztuka historyczna, Cezar i K leopatra, Ś w ię t a J o a nna, bo i tam w y ­ stęp u ją zabaw ni gentlem ani, w iodący ród prosto z O xfordu. Albo Francuzi, stanow iący bardzo szczególny aliaż nacjonalistyczny — skrzętnego ciułacza — odrobinę św intucha — i zapalonego d eklam atora, konglom erat n iełatw y do rozszyfrow ania. J a k ostro d em askuje owego francuskiego bourgeois powieść Aragona! A pru sk i Überm ensch, sk o n trasto w an y z daw niejszym stereotypem sentym entalnego filozofa, albo kan ty sty , albo znów W erthera. Tego zaś Über- menscha dem askow ali z kolei bracia M ann. Można by snuć i dalej te analo­ gie i kontrasty.

Czy istnieje, czy m ożna się dopatrzeć jak iejś specyficznej cechy naszego w łasnego au to p o rtretu ? Czym się może różnić jakościowo od stereotypów in ­ nych E uropejczyków ? Myślę, że się różni o tyle, na ile nasze losy w w iekach X IX i X X były odm ienne od losów w ielu zam ożnych i m ożnych k ra jó w E u ro ­ py. Sądzę, że rozbiory i stulecie' niew oli w p ły n ęły nie ty le na nasz c h ara k te r narodowy, ile n a to, co m y sam i o ty m c h arak terze sądzim y i głosimy. Gdzie­ indziej bow iem a u to p o rtret n arodow y służył przew ażnie sam oafirm acji, glory­ fikacji, uzasadnieniu w łasn ej wyższości, czy w łasn ej jedności. U nas Polaków ten a u to p o rtret pełnić m iał inną funkcję. W narodzie, k tó rem u się nie bardzo powodziło w ciągu k ilk u pokoleń, au to ry tet służył nade w szystko celom d y ­ daktycznym . Służył im zaś dwojako, w w ersji pozytyw nej i negatyw nej. P o ­ zy tyw ny wzorzec, to Polak patriota, o fiarn y bohater, indyw idualista niep o k o r­ ny, dający sobie radę w n a jtru d n iejsz ej sytuacji, a jed n ak um iejący p rze­ trw ać i wciąż asp iru jący do zrzucenia więzów. Ten to wzorzec m iał być p rz y ­ kładem dla szerokich rzesz „pospolitaków ”; a n aw et dla ty ch ludzi, którzy jeszcze n ie bardzo zdaw ali sobie spraw ę z tego, że są Polakam i. Lecz ró w no­ cześnie w naszym w ew n ętrzn y m obiegu funkcjonow ał także wzorzec n e g a ­ tyw ny: Polaka n iew ytrw ałego („słomiany ogień” polski), P olaka zawistnego („kundlizm ” M elchiora Wańkowicza), Polaka beznadziejnie naiw nego („chciej­ stw o ” w edług określenia tegoż Wańkowicza). I dalej jeszcze powiedzonko K o­ chanowskiego: „Polak i po szkodzie głu p i” oraz inne z czasów napoleońskich: „saoul com m e u n Polonais” — to ostatnie, wciąż a k tu a ln e niestety. Te zbitki n eg atyw ne pow inny były z kolei odstraszać obyw ateli rodaków, uczyć ich, że trzeba zerw ać ze złymi wzoram i, odpokutow ać i popraw ić się. Oba wzorce, ten pozytyw ny i ten negatyw ny, w in n y były, jak się Słowacki w yraził, „zja­ daczy chleba w aniołów przerobić”, inn y m i słowy, uczynić z nas tw ó r god­ niejszy, zdolny do samodzielnego bytu.

Niezależnie od uogólniającego wzorca Polaka „w ogóle” b y ły jednakże w obiegu (mam na m yśli lepiej m i znany w iek XIX) wzorce bardziej szczegó­ łowe. N ie odnosiły się one do całego narodu, lecz c h arak tery zo w ały poszcze­ gólne g ru p y społeczne, rzekomo w yposażone w w yróżniające cechy. T ak więc w okresie w alk o niepodległość wzorzec żołnierza polskiego narzu cał się p a ­ triotycznej wyobraźni. W czasach napoleońskich i pow stania listopadowego był to wzorzec oficerski (nie żołnierski!): „A m aran ty zapięte pod szyję...” W o­ jak jedyny do w y b itk i i do w y pitki, do tań ca i do różańca, b o h a te r b rz ę k a ją ­ cy ostrogam i w ta k t piosenki Jeszcze je d e n m a z u r d z is ia j, św ietnie p re ze n tu ­ jący się i p o d bijający serca. Bliski mu, choć nie koniecznie u m undurow any, raczej cywilny, ale nie m niej zamaszysty, to Gucio ze Ś l u b ó w p a n ie ń s k ic h , tak że podbijający serca; gospodarujący lepiej-gorzej na swoim fo lw arku, ale też gotów w każdej chwili skoczyć na koń, a w te d y h ajd al od razu

(5)

Somosier-8 Stefan Kieniewicz

ra... Inne wzorce: ten, od którego być może należało zacząć, wzorzec staro- szlachecki, k tó ry na dobrą spraw ę skrystalizow ał się dopiero w w iek u XIX, pod piórem H enryka Rzewuskiego, w P a m i ą t k a c h S oplicy. Usiłował on tran s- ponować na czasy niew oli ideał daw ny, jeszcze przedrozbiorow y, sarm acki, ideał więc przebrzm iały, ale k tó ry przeciw staw iano „now inkom ” . P rz y p o ­ m n ijm y L i s t o p a d R zew uskiego i M o h o r t a Pola. M am y tu k u lt starego, pa- triarchalnego obyczaju, zew nętrzną dewocję, trw a n ie przy stanow ych p rz y ­ w ilejach, negację obcej m ody i obcych innowacji. Przeszłość szlachecka, sztucznie idealizow ana, m iała być siedliskiem w szelkiej cnoty i jed ynym g w a­ ra n te m u trzy m an ia tego, co najisto tn iejsze’ tj. polskości.

T em u staropolskiem u, pow iedzm y ściślej: staroszlacheckiem u obyczajowi przeciw staw ia się wzorzec dem okratyczny, sk o nkretyzow any po pow staniu listopadow ym n a W ielkiej Em igracji, ale zaraz też przerzucony do k r a ju przez em isariuszy i lite ra tu rę patriotyczną. Wzorzec zatem księdza R obaka, jed n ak zeświecczonego: spiskowca, emisariusza, więźnia, oczywiście bohaterskiego (nie wszyscy jed n ak więźniowie okazyw ali się bohateram i). Wzór opłakiw anego straceńca, zesłańca, w ygnańca — takiego, jakim go u k azała nied aw n a insce­ nizacja Ś p i e w n i k a do m o w e g o M oniuszki w T eatrze N arodow ym . L egenda ż a ­ łobnej nieugiętości... I dalsze jeszcze wzorce: P olaka-katolika, o k tó ry m tak in teresująco pisał przed laty B ohdan Cyw iński. Wzorzec w s p a rty bez kw estii rta k o n k retn y ch realiach, ale bądź co bądź stereotyp. Można wskazać i inne wzorce: inteligenta-społecznika ze schyłku X IX wieku... Robociarza-bojowca, ginącego na szubienicy z okrzykiem : Niech żyje rewolucja! I ta k dalej...

Schodzim y tu, jak przystoi, na ro zp atry w an ie społeczeństw a polskiego stosow nie do zróżnicow ań klasow ych i w arstw ow ych. I w ty m zakresie k r ą ­ żyły i u trzy m y w ały się stereo ty p y pozytyw ne i negatyw ne, zrodzone z samo- określenia lu b z cudzych obserwacji. Słówko o ty ch ostatnich. K ażda g rupa społeczna m iała o w szystkich inn y ch określone w yobrażenie — przew ażnie niekorzystne. J a k się p rzed staw iał w ielk i p a n w oczach dem okraty? Oczy­ wiście był to pasożyt, sobek, in try g a n t i kosmopolita. J a k się przedstaw iał szlagon w oczach in teligenta? P o czytajm y D z i e n n i k i Żeromskiego z okresu, k ied y p rzebyw ał po dw orach „na k o n d y cji” : obyczajow e zacofanie, fum y, przesądy, an i jed n ej książki w całym dworze, a na dobitek, zupełnie ignoro­ w an ie p roblem ów epoki. J a k n a odw ró t przed staw iał się in te lig e n t w oczach ziem iaństw a? P atrzy ło się na niego z odcieniem wyższości. O lekarzu mówiło się: konow ał, o praw n ik u : kauzyperda, o dziennikarzu: pism ak. Miało się to przekonanie, że osobnik nie „z to w arzy stw a” , choćby i z uniw ersy teck im d y ­ plomem, należy do niższego g atu n k u ludzkości, k tó ry z n a tu r y rzeczy n iek tó ­ ry c h sp raw nie pojm uje. S p o tkałem się ze zdaniem, i to w ypow iedzianym już po drugiej wojnie, że by napisać dobrą powieść obyczajową, trzeba u r o ­ dzić się co n ajm n iej hrabią. Powieść, to jasne, o „dobrym to w arzystw ie” — i p ra w d a to, że od Tołstoja do L am p ed u sy dałoby się zacytow ać dobrze u r o ­ dzonych autorów dobrych powieści (u nas W eyssenhoffa). Pogląd niem niej charakterystyczny.

A chłop w oczach dziedzica? Z acy tujm y w ypow iedź hr. K azim ierza Wo- dzickiego z 1869 roku: „Zawsze chłop chudy, ciężki, żylasty i kościsty. Czy b ra k mięsnego pożywienia, czy nadużycie alkoholicznej wódki, czy sposób ży­ w ienia się, odgadnąć przyczyn nie umiem, zapisuję tu fakt, że zawsze jak k ru k chudym jest i szkodnikiem na podobieństw o jego”. Te słow a tch n ą nie

(6)

tylko pogardą, ale i głęboką niechęcią podszytą niepokojem , może i zrozu­ m iały m na gruncie galicyjskim , po 1846 roku. I na odwrót, co sądził chłop o dziedzicu, czy o innym „ciarach u ”, jak m ówiło się w te d y w Galicji? Też m ożna tego dochodzić poprzez analizę n iek tó ry ch p am iętników chłopskich.

Oczywiście k ażdy stereo ty p dopuszczał w y jątk i, w oczach każdego oce­ niającego. Mówiło się więc, że każdy szlachcic m a swojego dobrego Żyda; zapew ne też niejeden intelig en t m iał swojego zasłużonego, godnego szacunku ziem ianina itd.

U jm u jąc rzecz historycznie, pam iętać także trzeba o ew olucji stereo ty ­ pów. W eźmy tak i przykład, jak ew olucja pojęcia kozaka w Polsce. Co innego oznaczał kozak przed zaborami: nie tylko jako w spom nienie Chmielnickiego, ale i dw orskich kozaków; przecie jeszcze w początku X X w iek u służba u P o ­ tockich w A n toninach w y stro jo n a była po kozacku. K im in n y m znów był k o ­ zak poetyckiej „szkoły u k ra iń s k ie j” , szlachetny i rom antyczny, ten, co „na szybkim k o n iu ” pędzi „z w ia tre m w zaw ody” w M a r i i Malczewskiego. W k ró t­ ce potem w spom nienie kozaka skojarzyło się z jedną z form acji w ojsk c ar­ skich, szczególnie niebezpieczną i dokuczliw ą dla powstańców. Podobnie dało­ b y się w ysnuć ew olucję stereo ty p u Niemca, albo stereo ty p u Żyda na zie­ m iach polskich.

Spójrzm y tera z n a stereo ty p y dzielnicowe; będzie o nich m ow a w n a ­ stępnych referatach , ale nie mogę pom inąć i tego elem entu. Być może stereo­ ty p y te tk w iły w podśw iadomości przez cały okres rozbiorów, ale nie u ja w ­ n iały się w sposób drastyczny, jako że k o n ta k ty międzydzielnieow e nie b yły częste i znało się rodaków zza k o rd o n u raczej n a odległość. Z derzenie stereo ­ ty pów dzielnicowych w ybuchło nagle po ro k u 1918, gdyśm y się wszyscy z n a­ leźli nagle w jednym domu, pod jed n y m dachem, i zaczęliśmy sobie w zajem ­ nie przyglądać się, i to przyglądać krytycznie. Większość dzielnicowych ste­ reotypów zrodzonych po ro k u 1918 nasycona b yła uprzedzeniam i. O P ozna­ n iak u mówiło się, że jest Beotą; „Galileusza” określano jako centusia, zm a­ nierow anego biuralistę, w ogóle zaś „P olaka von A u s tria ” . K resow iak, to n a ­ tu raln ie „żubr” przedpotopow y. K ró lew iak — co pow iem o K rólew iaku? Z a­ cytuję anegdotę mego w uja. D aw no tem u m ój w u j studiow ał w Dorpacie, istn iała tam zaś n a tu ra ln ie jak aś B ra tn ia Pomoc polska. Z darzył się p rz y k ry casus: jeden z kolegów w ziął na w łasne potrzeb y pieniądze b ratniackie. Za­ tem sąd koleżeński: oskarżony, oskarżyciel i obrońca. W łaśnie m ój w u j był obrońcą; opow iadał mi:

— Z astanaw iałem się, jak b y biednego chłopca w yciągnąć z tego g łu p ­ stw a? Pow iedziałem sądowi: — Cóż w y od niego chcecie? Przecie to K ró ­ lewiak!

Ten a rg u m en t ponoć poskutkow ał, jako „okoliczność łagodząca” w sto­ sunku do defraudanta...

Takie to byw ały k onfrontacje w zorców dzielnicowych n a progu Polski niepodległej. N astępnie przeżyliśm y dwadzieścia bardzo pięknych lat, pięk ­ n y c h na odległość, bo wówczas przeżyw ało się je z m ieszanym i uczuciami. W y­ d aje m i się, że b yły w ted y w obiegu najczęściej stereo ty p y negatyw ne. Z a­ czynając od M arszałka, k tó ry nie m iał w iele dobrego do powiedzenia o pol­ skim narodzie, a jeśli już coś mówił, to o obw arzanku: że wszystko, co w a r ­ tościowe w Polsce, m ieści się na okrainach, a w środku jest pustka, na k tó rej nie sposób polegać. Ale i N arodow a D em okracja ustam i Dmowskiego i Balic­ kiego jakże k ry tycznie w ypow iadała się na tem a t w ad narodow ych, a zw łasz­

(7)

10 Stefan Kieniewicz

cza tego zbędnego idealizm u polskiego, n ad m iern ej szlachetności, a po p ra w ­ dzie mięczakowatości polskiego c h arak teru , k tó ry -râczej w inien był się w zo­ rować na narodach tw ardszych i dzięki tem u biorących górę w walce o byt. Spójrzm y jeszcze na stereo ty p y funkcjonujące w innych ówczesnych obo­ zach. Ludow cy sprow adzali Polaka do w łasnej tylko w a rstw y społecznej. P o l­ ska to Lud; co nie jest L udem , to jest m arginesem , k tó r y jeszcze zapew ne się liczy, ale tak bardzo liczyć się nie powinien. Nie tak bardzo odm ienną jedno­ stronność od n ajd u jem y w ruchu robotniczym, zarówno w PPS, jak i wśród polskich kom unistów .

Dorzućm y jeszcze n eg atyw ny stereotyp, zrodzony w środow isku in te lek ­ tu alnym , u trw a lo n y w pow iedzeniu T uw im a o „strasznych m ieszczanach” — ci rzeczywiście w oczach liberalnego in teligenta zdaw ali się czymś dość o k ro p ­ nym. T ak w ięc nie byliśm y sobą nadm iern ie zachw yceni w latach m iędzyw o­ jennych, niezależnie od tego, co się w ted y rozpisywało o rzeczywistych, a cza­ sam i trochę rozdętych osiągnięciach tam tego okresu.

Potem zaś przyszła wojna, przyszła k a ta stro fa i kilka bardzo ciężkich lat, któ re ponow nie stały się dla nas w szystkich źródłem sam ouw ielbienia. Bo w tedy, n a progu zagłady, jakoś w yrośliśm y w e w łasnych oczach: jako „su­ m ienie św ia ta ”; jako ten naród, k tó ry „nie w ydał Q uislingôw ” ; jako ten, k tó ­ ry znajdow ał dziesiątki i setk i sposobów o tw artego i ukrytego p rzeciw staw ia­ nia się przemocy, k tó ry także w ycierpiał więcej niż w iele innych narodów, a przecież „nie dał się” ; k tó ry w końcow ym akordzie gotów był w łasną stoli­ cę pogrążyć w ruinie, w imię, ja k wiemy, błęd n ej rach u b y politycznej, ale także bohaterskiego gestu. W w y n ik u czego wyszliśm y z owej w ojny g ru n ­ tow nie zrujnow ani, zwycięscy (w cudzysłowie) i bardzo d u m ni z siebie.

Otóż więc weszliśmy w nowe państw o, nowe granice, now y u strój spo­ łeczny — i w now y okres, sam ouw ielbienia, tylko z inaczej trochę rozstaw io­ nym i akcentam i. Istniało bow iem sam ouw ielbienie w w e rsji urzędow ej, t u ­ dzież w w ersji opozycyjnej, czy kontestacyjnej. Dw ie w ersje mało p o k ry w a ­ jące się ze sobą; jak m i się zdaje, jedna i druga w ersja okry w ała określone kompleksy, nasze niedociągnięcia, kłopoty i dylem aty. T akeśm y z ty m i zm ien­ nym i stereotypam i doszli do chw ili bieżącej i już nie będę, w m yśl sugestii P a n a Przewodniczącego, zastanaw iał się nad stereotypam i, jak ie obiegają dzi­ siaj, albow iem każdy z P a ń stw a m a na ten tem a t sw oje zdanie.

Zatem , jakże tu zmierzać k u konkluzji i czy jak akolw iek konkluzja da się sformułować, po ty lu znakach zapytania? Skąd m iałby się b rać jednolity c h ara k te r narodow y, jeżeli tak o w y istnieje: z cech wrodzonych, czy z cech nabytych? Zastanów m y się, czy są do pom yślenia u nas jakow eś geny „cha­ rakterologiczne”, p rzy naszym ta k daleko idącym przem ieszaniu narodowości i k u ltu r rozm aitego pochodzenia. Sam osobiście w śród swoich przodków w stępnych o dnajduję przedstaw icieli sześciu różnych narodowości; o ty lu w iem, być może poszukawszy, znalazłbym ich jeszcze więcej. Podobnie rzecz się mieć może z w ielom a spośród nas. A zatem, jeżeli raczej nie pow inny wchodzić w grę geny, byłybyż to w a ru n k i przyrodzone? H istoryk chętnie stwierdzi, że zostaliśm y ukształtow ani przez historię. To założenie jednak nie w ystarcza, trzebaż jeszcze próbować określić, w jaki sposób zostaliśmy ukształtow ani. N ad tym ostatnim problem em h istorycy nasi m ało d otąd się zastanaw iali. Większość spośród nas historyków zajm uje się przebiegiem w y ­ darzeń, źródłam i ty ch w ydarzeń, podłożem gospodarczym, nadbudow ą k u ltu ­ r a ln ą itd. Lecz w ja k i sposób owa baza i nadbudow a, ludzie w ielcy i m ali

(8)

11

w pływ ali na społeczeństwo, na jego usposobienie, na c h ara k te r narodowy, a choćby tylko na zm ienne stereotypy, o k tó ry ch tu była mowa, tego sobie dotąd nie bardzo u m iem y uśw iadomić. A w łaśnie uśw iadom ienie sobie tego, jak nasza w łasna h istoria w p ły w a na p rzem iany c h ara k te ru narodowego, czy też poglądów naszych na c h a ra k te r narodow y, zdaje m i się spraw ą dość w a ż ­ ną. Mogłoby stanowić krok ku b ardziej św iadom em u naszem u kształtow aniu h istorii bieżącej, naszych w łasnych losów w dniu dzisiejszym. Dlatego mimo w szystkich sform ułow anych zastrzeżeń ośm ielam -się żywić uncję (po polsku „ łu t”) nadziei co do celności i przydatności naszego zebrania. Może ze sprzecz­ nych i krzyżujących się zdań w yłoni się nie tylko prom ień św iatła skierow any na naszą przeszłość, ale i dobra ra d a na chwilę bieżącą czy chwilę jutrzejszą.

N A T I O N A L C H A R A K T E R . W I R K L I C H K E I T O D E R S T E R E O T Y P ? Z u s a m m e n f a s s u n g E s i s t w o h l n i c h t m ö g l i c h , w i s s e n s c h a f t l i c h z u b e l e g e n , d a s s d i e G e s a m t h e i t o d e r d e r g r ö s s t e T e i l d e r A n g e h ö r i g e n e i n e s V o l k e s s i c h d u r c h d i e s e l b e n o d e r ä h n l i c h e n C h a r a k t e r e i ­ g e n s c h a f t e n , d i e J a h r h u n d e r t e h i n d u r c h u n v e r ä n d e r t b l e i b e n , a u s z e i c h n e n . J e d o c h d i e Ü b e r ­ z e u g u n g v o m B e s t e h e n d e r „ N a t i o n a l c h a r a k t e r e ” i s t w e i t v e r b r e i t e t . D i e s c h a b l o n e n h a f t a n U r t e i l e U b e r d i e s e n C h a r a k t e r s i n d w i s s e n s c h a f t l i c h e r F o r s c h u n g e n w e r t . D a s S e l b s t p o r t r ä t d e s P o l e n a u s d e m X I X , u n d X X . J a h r h u n d e r t h a t t e v o r a l l e n D i n ­ g e n d i d a k t i s c h e A u f g a b e n . I n s e i n e r p o s i t i v e n F a s s u n g s o l l t e e s a l s B e i s p i e l f ü r P a t r i o t i s m u s u n d O p f e r f r e u d i g k e i t d i e n e n ; i n s e i n e r n e g a t i v e n F a s s u n g — v o n b e k r i t t e l t e n U n t u g e n d e n a b s c h r e c k e n . I m U m l a u f w a r e n a u c h a u s f ü h r l i c h e M u s t e r : E d e l m a n n v o m a l t e n S c h l a g , S o l d a t ( a m b e s t e n O f f i z i e r ) , V e r s c h w ö r e r - D e m o k r a t , P o l e - K a t h o l i k , I n t e l l i g e n z l e r - f ü r d a s G e m e i n ­ w o h l t ä t i g e r M e n s c h , A r b e i t e r - R e v o l u t i o n ä r . D i e j e w e i l i g e n G r u p p e n d e r G e s e l l s c h a f t s s c h i c h t e n h a t t e n b e s t i m m t e — m e i s t e n t e i l s n a c h t e i l i g e — V o r s t e l l u n g e n ü b e r d i e A n g e h ö r i g e n a n d e r e r G r u p p e n K r i t i s c h s c h a u t e d e r I n t e l l i g e n z l e r a u f d e n A r i s t o k r a t e n o d e r G u t s b e s i t z e r ; d e r G u t s ­ b e s i t z e r w i e d e r u m a u f d e n I n t e l l i g e n z l e r , a u f d e n B a u e r n , d e r B a u e r a u f d e n G u t s h e r r n u s w . A l l e s d a s w a r e n S t e r e o t y p e n , d i e s i c h i m L a u f e d e r J a h r h u n d e r t e a u . c h v e r ä n d e r t e n . B e i s p i e l : E v o l u t i o n d e s B e g r i f f s K o s a k v o m X V I I . b i s X I X . J a h r h u n d e r t . N a c h 1918 b r a c h t e d e r Z u s a m m e n s c h l u s s i n e i n e n S t a a t d e r d r e i m e h r a l s h u n d e r t J a h r e a b g e t r e n n t e n L a n d e s t e i l e n e g a t i v e B e u r t e i l u n g e n d e r E i n w o h n e r d e s P o s e n e r G e b i e t e s , G a l i ­ zien-, d e s K ö n i g r e i c h s u n d d e r O s t g e b i e t e d u r c h i h r e L a n d s m ä n n e r a u s a n d e r e n P r o v i n z e n . I n P o l e n , i n d e n J a h r e n d e r Z w i s c h e n k r i e g s z e l t , w u r d e n i c h t w e n i g K r i t i s c h e s U b e r d e n p o l n i s c h e n N a t i o n a l c h a r a k t e r z u m A u s d r u c k g e b r a c h t . I m z w e i t e n W e l t k r i e g , a l s d i e B e v ö l ­ k e r u n g d e r Ü b e r m a c h t d i e S t i r n b o t , w a r s i e g e n e i g t , d a s e i g e n e H e l d e n t u m z u r ü h m e n , i n V o l k s p o l e n s i n d z w e i s i c h n i c h t g a n z d e c k e n d e M u s t e r d e s „ i d e a l e n ” P o l e n s i m U m l a u f : e i n s w i r d d u r c h d i e o f f i z i e l l e P r o p a g a n d a a u f r e c h t e r h a l t e n , d a s z w e i t e d u r c h v o n d e r R e g i e r u n g u n a b h ä n g i g e K r e i s e . D e r H i s t o r i k e r n e i g t z u d e r A n n a h m e , d a s s d e r N a t i o n a l c h a r a k t e r d e s P o l e n d u r c h d i e G e s c h i c h t e g e s t a l t e t w u r d e . A b e r e s i s t n o c h e i n w e i t e r W e g b i s z u r F e s t s t e l l u n g , w i e d i e s e r E i n f l u s s s i c h g e s t a l t e t e ; w e n n s c h o n n i c h t a u f d e n C h a r a k t e r s e l b s t , s o d a n n a u f d i e M e i n u n ­ g e n ü b e r d i e s e n C h a r a k t e r .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Samych kardiologów jest za mało, żeby zajmować się wszystkimi pacjentami.. Nie

Odpowiedź, na którą należy naprowadzić uczniów: przyznanie się do strachu nie przynosi wstydu; każdy czegoś się boi, ma jakieś słabości i jeśli się

Krótka pogadanka na temat tego, czego się boimy i co na ten temat znajdziemy w literaturze – informujemy uczniów, że duchy, zjawy, potwory pojawiają się w literaturze od

By applying the complete tensor product b ⊗ in cMod we define in a natural way complete k-algebras, complete Hopf k-algebras, and complete comodule algebras over a complete

Wśród naszych propozycji znajdują się duże obrazy do salonu, reprezentacyjne obrazy do biura, wyciszające obrazy do sypialni, obrazy personalizujące wnętrze i nadające mu

Szeroki zakres świadczeń assistance: pomoc medyczna profilaktyczna, pomoc medyczna onkologiczna, druga opinia medyczna i

„A teatr? Kocham go nadal. Ale zmienił się jak wszystko. Też szuka swojego miejsca w tej rozedrganej wolności. Czy młodym aktorom jest łatwiej teraz w tym zawodzie? Może

W tym dniu i podanych godzinach odbędzie się przemarsz Szkół Gimnazjalnych z Rudy Śląskiej (w ramach imprezy plenerowej „PIKNIK EUROPEJSKI 2013”) na drodze publicznej miasta