• Nie Znaleziono Wyników

Budnik : obrazek

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Budnik : obrazek"

Copied!
124
0
0

Pełen tekst

(1)

ARCYDZIEŁA POLSKICH

© I OBCYCH PISARZY. ©

C

TOfl. 15.

JÓ ZEF IONACY KRASZEWSKI.

BUDNIK

# . :\

OBRAZEK.

‘,"1 .

CENA 60 HAL.

BRODY. 1903. NAKŁADEFl I DRUKIEH FELIKSA W E S T A .© © © 0 0 O O 0 0 O 0 ©

OPRACOWAŁ DLA UŻYTKU SZKOLNEGO

(2)

1 : - é V'; ' - V , •' ■ ‘ '■ >' ■ ‘ ‘ ■ : '"V' : . - ■ ’• v . ■■ ■ •• ■ • • •••,;• ' • • ,_v. ' ,• ■ V/ "v ; - V.v v-, - V ; ! /" •- • - --.V ' ' ■.-■"■ ' "r: i , ï ' : '.-ÍV V / t..: : .. r ,;.:’ - / ■

(3)

ARCYDZIEŁA POLSKICH I OBCYCH PISARZY

TOrtlK 15.

JÓZEF IQNACY KRASZEWSKI.

BUDNIK.

OBKftZEK.

OPRACOWAŁ DLA UŻYTKU SZAOLNEOO

D-

r

P I O T R C H M I E L O W S K I .

®.'IL F R IE D L K IN

KSIĘGARNIA

^ K R A K O W I ® . BRODY 0 flAKŁADEH I DRUKIEfl KSięGARNI FELIKSA WESTA O 1902

(4)
(5)

J. I. Kraszewski do roku 1850

.

Isto tn y tw órca naszej now ożytn ej p ow ieści, J ó z e f Ig n a cy K ra szew slu , ju ż od n ajw cześn iejszych la t m łod zień czy ch p rz e ­ w idyw ał św ietną dla siebie p rzy szło ść w p ra cy nieustannej, k tórą następnie w szystkich w praw ił w zdum ienie. P raw dziw ie fon om en a ln y ten człow iek , m ając lat zaledw ie dw adzieścia, p isa ł do m a t k i: „ A c h , mam o ! d op ra w d y że m iło je st p ra ­ cow a ć, ja k k to m o ż e !.. B ę d z ie czas o d p o cz ą ć w ów czas, k ie­ dy ręce nie będ ą m o g ły trzym ać p ió ra , o cz y nie z o b a czą lite r na papierze., głow a nie usnuje m y ś l i; w ów czas, kiedy w y d a m z e d w i e ś c i e t o m ó w , k ied y będę sławny, śle­ py, sparaliżow an y i b o g a ty , w ów czas o d p o c z n ę S ł o w a te, k tóre w tedy m o g ły się o so b o m postron n ym w ydaw ać d z ie ­ cinną, ale pełn ą za rozu m ia łości fa n fa ron a d ą , dzisiaj gd y wiem y, że d zia ła ln o ść te g o m ło d zie ń ca p rzecią g n ęła się lat 57, i że nie dw ieście, ale trzy razy tyle w ytw orzyła tom ów , — są w yrazem n ad er tra fn eg o, w id oczn ie na p ozn an iu własnej siły u g ru n tow a n ego p rzeczu cia .

Sam z b ió r d z ie ł K ra sze w sk ie g o o so b n o w ydanych, ja k o też p o m ie szczo n y ch w czasop ism ach , w yp ełn iłby pokaźną b i­ bliotek ę, z k tórej d ałby się za czerp n ą ć d osk on a ły p ok a rm um ysłow y, sta rczą cy na p o trz e b y życia d u ch ow eg o dla p rz e ­ ciętn eg o człon k a społeczeństw a. A g d y dod am y je sz cz e fakt, iż ¡przykład K ra szew sk ie g o p o d z ia ła ł silnie na w ielu in n ych pisarzów , k tó rzy w tym samym co i 011 duchu p iórem n a ro ­ d ow i s łu ż y li; że w skutek te g o , zarów n o p o d w zględ em ja k o ­ ści ja k ilo ści, piśm iennictw o nasze się w zm og ło i ch ocia ż w części u cz y n iło p otrzeb ę p osłu giw a n ia się dziełam i o b ce - mi, m ianow icie fran cu skiem i, nie tak niezbędn ą, ja k daw niej: to zn aczenie i zasługa, bądź literacka, bądź n a rod ow a teg o zn a k om iteg o au tora uw ydatni 'się wyraźnie i niem al d oty k a l­ nie, naw et gdybyśm y na b o k usunęli w artość je g o u tw orów artystyczn ą i naukow ą, cze g o zresztą czy n ić oczy w iście nie m

(6)

żerny i nie pow inniśm y. C złow iek taki, ch o ćb y p op ełn ia ł b łę ­ dy czy w życiu czy w tw órcz o ści, m usi w każdym obyw atelu, ocen ia ją cy m c a ło ść d zia ła ln ości, nie zaś p o sz c z e g ó ln e tylko je j stadya i ch w ile, o b u d z a ć i w d zięczn ość i uznanie g łę b o ­ kie, zw łaszcza że n iech ęci stron n icze p o je g o zg on ie ustać- by już b y ły p ow inn y, lu b o , na n ie szczę ście, nie ustały...

K ra s ze w sk i u ro d z ił się 28 lip ca 1812 rok u w W a rsza w ie, g d zie m atka je g o cza sow o, tak dla b ezp ieczeń stw a w owej w ojen n ej d o b ie , ja k i dla stosunków rod zin n y ch p iz e m ie - szkiw ała. W pierw szym rok u niem ow lęctw a liczn e odbyw ał wraz z m atką i innym i człon k a m i ro d zin y p o d ró ż e ; p otem ch o ­ w ał się już to w D ołh em , wsi d z ie d z icz n e j, p o ło żo n e j w gu- b e rn ii g rod zie ń sk ie j, w ok o lica ch P rużany (na L itw ie ), już to w R om a n o w ie (n a P o d la siu , w K ró le s tw ie P olsk iem ), p o d op iek ą b a b k i M a lsk iej i pra b a b k i N o w o m ie jsk ie j. P r a ­ ba b k a n au czyła g o czy ta ć na k a l e n d a r z u . D o m M a lsk ich żyw o się za jm ow a ł tem , co się na św iecie d zia ło, p isało, r o iło i d ok on y w a ło. N ie m o g ło to nie czy n ić w rażenia na um yśle d ziecięcym . W ie c z o re m babka czytyw ała na g łos. K sią że k w dom u b y ło p ełn o. C złon k ow ie rod zin y lu b ili literaturę i sztukę. S ąsiedztw o R o m a n ow a ce lo w a ło lic z b ą i ożyw ieniem . P on iew a ż ję zy k fran cu sk i w ów czas m iał n a d zw ycza jn e r o z p o ­ w szech n ien ie w śród co k o lw ie k zam ożn iejszej szlach ty ; p o n ie ­ waż cała rod zin a M a lsk ich przew ażnie w tym języ k u z sobą listow a ła ; — m usiał się ju ż i m łod ziu tk i J ó z e f d o b rz e z nim z a p o z n a ć ; książki jed n a k p olsk ie, sz cze g ó ln ie j stare, w y w ie ­ ra ły nań u ro k n iezm ierny.

P rzy g o to w a n y w dom u, b ez p o m o cy n a u czy cieli, w szed ł r. 1822 w p rost do d ru giej klasy szk ół w B ia łe j (n a P o d la ­ siu), m a ją cych tra d y cy jn y tytuł „a k a d e m ii“ , p oniew aż były n iegd yś je d n ą z „ k o l o n i j“ , za łożon y ch p rzez A k a d e m ię K r a ­ kow ską. N a d zw ycza jn ą p iln o ścią ja k o u czeń nie od zn a cza ł s i ę ; m iał zw yczaj u cz y ć się zawsze nie tego,_ c o b y ło narzu- con em , ale ku czem u cią g n ęła g o fan tazya i n ien a sycon a c ie ­ k a w ość. S k oń czy w szy cztery klasy w B ia łe j — w ięcej ich ta „a k a d e m ia “ nie lic z y ła — m a ją c ca ły zeszyt b a jek tło - m a czon y ch w ierszem z L a fo n ta in e ’ a, jed n ą b a lla d ę i r o z p o ­ czętą pow iastkę, u dał się do L u b lin a , g d zie p rz e p ę d z ił rok , n ie zb y t p rzy jem n y . D la d ok oń czen ia nauk p rzen iesion o g o do Ś w isło cz y (n a L itw ie ). Ś w iadectw o d o jr z a ło ś ci gim nazyalnej otrzy m a ł w rok u 1829.

(7)

T e g o ż rok u , p rzep ęd ziw szy w akacye w D ołh em , w yru szył 15 w rześnia do W iln a , ażeby w tam ecznym uniw ersytecie za p isa ć się na tak zwany od d zia ł „litera tu ry i nauk w y z w o lo ­ n y ch “ . N ie by ły to ju ż, n iestety, świetne czasy tej najw yższej in stytucyi naukow ej na L itw ie i R u s i ; studentów w praw dzie z b ie ra ło się tam w ięcej niż k ie d y k o lw ie k ; ale n a jlep si n ie­ gdyś p r o fe s o ro w ie a ib o p ow yin ierali a lb o pou suw ali się. W ł a ­ ściw ie z nauk u n iw ersyteckich m ó g ł K ra sze w sk i k orzy sta ć za led w ie p ó łto ra roku , gdyż pow stanie listop a d ow e od erw ało g o od stu d yów , a sam uniw ersytet wraz z koń cem r. 1831 z o sta ł zam k n ięty p rzez rzą d rosy jsk i. _ .

P ó łto r a r o c z n y ten p o b y t zazn a czył się p ierw szem i p r ó ­ bam i litera ck iem i m ło d zie ń ca , w yszłem i z druku. W „ B a ła ­ m u cie P etersb u rsk im “ r. 1830 p o m ie ścił K ra s ze w sk i d rob n y o b ra ze k p. t. „ K o t l e t y “ . W „N o w o r o c z n ik u litew skim na r. 1 8 3 1 “ , drukow anym oczy w iście w r. 1830, dał k róciu tk ą „B io g ra fię sok a lsk iego o rg a n isty “ i w yjątek z p ow ieści, zaty­ tu ło w a n y : „P r z y g o d y p e ru k i“ . P r ó c z teg o w tym że r. 1830 o g ło s ił p ro sp e k t na szereg u tw orów p o d og óln y m n a p is e m : „ K ilk a o b ra zów to w a rzy sk ich “ , m ających zaw rzeć p ow ieści n astepn e : „P a n W a le r y “ , „ W ie lk i świat m ałego m ia steczk a “ , „D w a a dwa c z te r y “ ' P ierw sza tylko z n ich w yszła istotn ie zaraz z d atą r. 1 8 3 1 ; d ru ga zaś w 1 8 3 2 /3 , a trzecia d o p ie ­ ro w

1837-W pow staniu listop a d ow em u działu czy n n eg o w zią ć m e m ó g ł ; aresztow any, już m iał p ó jś ć w d alekie strony jak o p ro sty żołn ierz („ s o łd a t “ ), ale z p ow o d u n a d w ą tlon eg o z d io - wia, p o sze d ł do sz p ita la ; w p o cz ą tk a ch r. 1832 w y p u sz czo ­ no g o na w oln ość z ob ow iązk iem m ieszk a n ia w W iln ie . N ie stan ow iło to dla n ie g o p rz y k ro ści. O d d a ł się ca łk o w icie p ra ­ cy lite ra ck ie j i p oszu kiw an iom h isto ry czn y m w archiw ach w ileńskich. W ciągu 1833 i 1834 r. o g ło sił dw ie p ow ieści h istory czn e (na tle w ieku X V I I ) : „ K o ś c ió ł S -to M ich a lsk i i „O sta tn i ro k pan ow an ia Z y g m u n ta I I I “ , oraz szkice o b y ­ cz a jow e : „P a n K a r o l “ , „Im p r o w iz a c y e dla m oich p r z y ja c ió ł“ i „C z te r y w esela “ . O stra k rytyka pism je g o w „T y g o d n ik u P e te rsb u rs k im “ d otk n ęła g o do żyw ego ; są d ził ch w ilow o, że je g o zaw ód litera ck i już sk oń czon y . W p ra cy atoli nie usta­ w a ł ; ty lk o nadał jej tym cza sow o inny k ie r u n e k ; p r z y g o to ­ w yw ał liistoryę W iln a , k tórej tom pierw szy o g ło sił w r. 1836. Z n o w u skrytykow any, zawiesił wydaw anie d a lszych tom ów ,

(8)

ażeb y p rze ro b iw szy zu p ełn ie ca łość, w zm ienionym k ształcie w yd ru k ow ać ją p. t. „ W i ln o od p o czą tk ó w je g o do r. 1 7 5 0 “ w cz te re ch tom ach (1 8 4 0 -4 2 ).

Z a n im jed n a k d o teg o p rzy szło , o d d a ł się K ra sze w sk i p u b l i c y s t y c e . P ra c ą i talentem o tw o rzy ł sob ie wstęp do te g o właśnie czasopism a, k tóre w ydrw iw ało je g o u tw ory m ło ­ d zień cze ; p rzez la t kilka (o d 1 8 3 7 ) stał się jed n ym z naj- cz y n n ie jsz y ch i n a jp o cz y tn ie jsz y ch sp ółp ra cow n ik ów „ T y g o ­ dnika P e te rs b u r s k ie g o “ , zd a ją c spraw ę ze w szystkich n o w o ­ ści litera ck ich , o ce n ia ją c pessym istyczn ie ob ja w y sp ołe cz n e ( „ A sm od eu s z w r . 1 8 3 7 “ ), w ykryw ając „C h o r o b y w i e k u X I X “ i tp. O p ró cz p u b licy sty k i zajm ow ał się p o e z y ą we w szystkich je j r o d z a ja c h : epiczn ym , liryczn ym , d ydak tycznym i dram a­ tyczn ym . O g ło sz o n e w r. 1838 dwa tom ik i „ P o e z y j“ (dru gie wyd. 1842, trzecie 1 8 8 8 ) zjed n a ły m u w iększe w śród o g ó łu uznanie, niż w szystkie p op rzed n ie p ra ce, nie w y łą cza ją c „ W ę ­ drów ek litera ck ich , fa n ta styczn ych i h isto ry cz n y ch “ . (3 tom y 1 8 3 8 — 4 0 ).

S ta n ow cze atoli zw ycięstw o nad um ysłam i sp ó łcze sn y cli o d n ió s ł p o w ie ś c ią : „P o e ta i Ś w ia t“ z r. 1839, b ęd ą cą w c ie ­ leniem p o g lą d ó w , ja k ie co do w rog ie g o stosunku p o e z y i i rzeczy w istości w tedy w śród in telig en cy i n a jw ięcej p o p ła c a ­ ły. O d teg o czasu ro z p o cz y n a się w ziętość K ra szew sk ie g o i je ­ g o sława; p u b licz n o ś ć chw yta książki, p rzezeń pisane, a księ­ garze u b ieg a ją się o nakład je g o utw orów , zarów no w W iln ie , ja k w W a rsza w ie . P rze z lat 11 w szelako od pow yższej daty d z ia ­

ła ln o ś ć ta rozw ija ła się g łów n ie na L itw ie i R u s i ; tu dru­ kow ano najw iększą licz b ę je g o p o w i e ś c i; tu on red ag ow a ł pism o z b io row e „A th e n a e u m “ (o d r. 1841.— 1 8 5 1 ); stad w reszcie w organ ach czasop iśm ien n iczych p o m ie szcza ł m n ó­ stw o artykułów . O żeniw szy się (z Z o fią W o r o n ic z ó w n ą ) i o- siad łszy w G ró d k u , wsi na P o lesiu W o ły ń sk ie m p o ło ż o n e j, ro zszerza ł i p o g łę b ia ł cora z b a rd ziej zakres sw oich sp ostrze­ żeń i w iad om ości, p o tę g o w a ł sw ój talent, zżyw ał się cora z

w ięcej z życiem i p otrzeb a m i narodu.

D z ie ła je g o p o m ięd zy 1840 a 1850 r. od zn a cza ły się nad- zw yczajnem u rozm aicen iem . Z n a jd o w a ły się m iędzy nim i p race h istory czn e, j a k : „L itw a , starożytne d zieje, ustawy, języ k , wiara, o b y cz a je, pieśni, p rzysłow ia , p o d a n ia “ (1 8 4 7 -5 0 ), „L itw a za W it o ld a “ (1 8 5 0 ); — p ra ce filozoficzn e, ja k : „ S y ­ stem T r e n to w s ld e g o “ (1 8 4 7 ) ; — rozp ra w y estety czn o-k ry - tyczn e, ja k : „S tu d y a lite ra ck ie “ (1 8 4 2 ) i „N o w e studya lite ­

(9)

r a c k ie “ (1 8 4 3 ); — p od ró ż n icz o -etn o g ra ficz n e , jak: „W s p o m n ie ­ nia W o ły n ia , P o le s ia i L itw y “ (1 8 4 0 ), „O b ra z y z życia i p o d r ó ż y “ (1 8 4 2 ), „W s p o m n ie n ia O d e ss y “ (1 8 4 5 /6 ); — o g ro m ­ ny poem at, d ziejom L itw y pogań skiej p ośw ięcon y, p. t. „A n a - fie la s“ (3 tom y 1 8 4 0 — 4 5 ).

N a jw ięcej oczy w iście tw orzy ł p ow ieści, już to h istory czn y ch i p o d a n ion y ch , takich, ja k : „M istrz T w a rd o w sk i“ (1 8 4 0 ), „O sta tn ia z książąt słu ck ich “ (1 8 4 1 ), „S ta ń czy k o w a k ro n ik a “ (1 8 4 1 ), „M a le p a r ta “ 1 8 4 4 ), „ Ż a c y K r a k o w s c y “ (1 8 4 5 ), „Z y g m u n to w sk ie c z a s y “ ( 1 8 4 6 ) ;— już to o b y cza jo w y ch , ja k : „C a łe życie b ie d n a “ (1 8 4 0 ), „H is to r y a o b la d ej d ziew czy n ie “ (1 8 4 1 ), „L a ta rn ia C zarn ok sięsk a “ (dw a o d d zia ły c z te r o to ­ m o w e : je d e n z r. 1 8 4 2 ; d ru g i z 1 8 4 4 ); „ P o d w łosk iem n ie ­ b e m “ (1 8 4 5 ), „P a m iętn ik i n ie z n a jo m e g o “ (1 8 4 6 ), „M ilio n p o s a g u “ (1 8 4 7 ), „S fin k s“ (1 8 4 7 ), „O strożn ie z o g n ie m “ (1 8 4 9 ), „P a n i S z e w c“ . (1 8 5 0 ).

O so b n ą gru pę stanow ią poAvieści w iejsk ie, p o d w zględ em sp ołeczn y m niew ątpliw ie n a jw ażn iejsze, lecz i co do lite ­ ra ck iej w artości n iep ośled n ie, a n iek ied y m istrzow skie. T u n ależą: „H is to r y a S a w k i“ (1 8 4 2 ), „ U la n a “ (1 8 4 3 ), „O sta p B o n d a r c z u k “ (1 8 4 7 ), d ru ga je g o część p. t. „ J a r y n a “ (1 8 5 0 ) i „B u d n ik “ (1 8 4 8 ).

Geneza „Budnika66.

W m alow aniu życia w ieśniaków w y p rz e d z ili u nas K r a - szew sk iog o : M a ry a ks. W irte m b e rsk a i T om a sz M assalski. P ie rw sza w „P o w ie ścia ch w ie jsk ic h “ , d od a n y ch d o sk r e ślo ­ n eg o p rzez jej m atkę Iz a b e llę C zartory sk ą „P ie lg r z y m a w D o b r o m ilu “ (1 8 1 9 ), p rzed staw iła sielan kow o d ó b r o b y t c h ło ­ p ów , częścią za p a tru ją c się na zam ożn ych m ieszk ań ców wsi z o k o licy P uław , rezy d en cyi sw oich r o d z icó w , czę ścią z a p o ­ ży cza ją c rysów z p ow ieści fra n cu sk ich p rz ezn a czo n y ch dla m łod zieży. M assalski w sw oim „P a n u P o d s t o lic u “ (1 8 3 1 -3 3 ) od m a low a ł nędzę ch ło p ó w b ia łoru sk ich z ca łą praw dą, ale z b a rd zo szczu p ły m talentem artystycznym , i nie p otra fił ścią g n ą ć należytej uw agi na d zie ło sw oje, pełn e m yśli r o ­ zum nych.

K ra sze w sk i znał „P a n a P o d s t o lic a “ , le cz nie z n ieg o w ziął p o c h o p do sw oich p ow ie ści lu d ow y ch . N ie od d zia ła ły też nań takież o b ra zk i n iem ieck ieg o autora, A lb e r ta B itziu

(10)

-sa (J e re m ia sz a G o tth e lfa ), k tóre się od r. 1836 u k azyw ać za częły. Z u p e łn ie inne w arunki życia ch ło p ó w w oln ych, a p rzy tw ie rd zo n y ch do ziem i, o d ra b ia ją cy ch p a ń szczyzn ę, o d ­ d a n y ch sam ow oli d zie d z icó w na L itw ie i R u si, nie p rz e d ­ staw iały w y b itn iejszych an a log ij, b y nasz au tor m ó g ł k orzysta ć z p isarza n iem ieck ieg o, ch o ćb y g o znał nawet. N ie m ów ię już n atu raln ie o B e r to ld z ie A u e rb a cliu , k tó re g o p ierw sze p o ­ w ieści w iejsk ie ze S zw arcw ald u d ru k ow a ły się rów n ocześn ie (o d 1 8 4 3 ) z p ow ieścia m i K ra s ze w sk ie g o .

Ż y c ie ted y sam o b yło jed yn em źród łem a serce, sp ó łcz u - ją c e n ied oli, jed y n ą p ob u d k ą tej części tw ó rcz o ści autora „ U la n y “ . P on iew a ż rząd w ow y ch czasach za sa d n iczo u trz y ­ m yw ał ch łop ó w w pod d aństw ie, nie p o d o b n a b y ło p iszą c p o d cen zurą, w ystęp ow ać z p roje k te m w y z w o len ia ; należało p o ­

p rzesta ć na u jaw nieniu stron u jem n ych , ja k ie p o d w zględem m oralnym jask raw o się w takim stanie rz ecz y uw ydatniały. Z r o b ił to K ra s ze w sk i w „H is to r y i S a w k i“ , w „ U la n ie “ , w „O sta p ie B o n d a r c z u k u “ i w yw ołał g o rą ce słow a uznania od ty ch w szystkich, c o b o le li nad istniejącym , a tak smutnym

„p o r z ą d k ie m “ sp ołeczn ym .

W „B u d n ik u “ d otk n ą ł au tor warstwy, p o ło ż e n ie m m ate- ryalnem z b liżon ej do ch ło p ó w , le c z co do p o ch o d ze n ia i n ie ­ k tó ry ch praw różnej o d nich. B y ła to warstwa d ro b n o sz la - ch ecka, zb ied n ia ła , p rzez rzą d już nie za szlachtę, („ d w o r z a n “ ), ty lk o za „je d n o d w o r c ó w “ poczytyw an a, lecz b ą d źcob ą d ź nie skrępow ana w ięzam i p oddaństw a i tra d y cy jn ie stron ią ca od ch ło p ó w , nie w ch o d z ą ca z nim i w zw iązki pokrew ieństw a, c h o ć n ieraz od n ich b ied n iejsza .

J e d e n z od łam ów tej warstwy, zajęty w ypalaniem sm oły i p otażu , rob ie n ie m k lep ek , zw ano na P o le siu „b u d n ik a m i“ od n ęd zn y ch chat (b u d ), w k tóry ch się m ieścili.

K ra s ze w sk i znał ty ch lu d zi z w łasnej i to w ieloletn iej ob serw a cyi, gdyż w id zia ł ich w sw oich lasach , n a jp rzód w O m eln ie, p otem w G ró d k u . O to co sam pisze w tym w zg lę ­ dzie : „ A u t o r we w łasnej w iosce m iał b u d n ik ów i m ó g ł się ich o b y cz a jo m p rz y p a trz y ć, a m alow ał, ja k zw ykle, z natury. L e ż a ło w o g ó le w ów czas na sercu w p row a d zen ie n aszego w ła­ sn ego, rz eczy w isteg o świata d o p ow ieści w m iejsce konw en- cyon a ln y ch ob ra zk ów a naw et sa lon ow ych liistoryj, k tóre barw y ani ch arak teru nie m ają n ig d y innej nad k o sm o p o lity czn ą . L e ­ żało też na sercu rów n ou p raw n ien ie w o b e c sztuki tych klas

(11)

sp ołeczeń stw a, k tóre przed tem nie m iały praw a ani d o sce ­ ny, ani do rom ansu, ani do obrazu , ch yb a p rzeod zia n e w ja ­ kąś szatę, sk ro jo n ą p rzez u rzęd ow eg o kraw ca... B u d n i k n a leży d o te g o szeregu co i inne p ow ieści z życia lu du ... C o b y ło p ow ieścią , stało się liistoryą p ra w ie“ .

W tem objaśn ieniu należy ty lk o sp rostow a ć je d e n sz cz e ­ g ół, ja k o b y lu d aż do czasu p ow ieści K ra sze w sk ie g o nie m iał praw a ani do sceny, ani do rom ansu, ch yb a w jakiem ś p rzebran iu . J e s t to praw dą w zględną. A n i „ C u d “ B o g u ­ sław sk iego (1 7 9 4 ), ani „ Z a b o b o n “ K a m iń sk ie g o (1 8 2 1 ), w d zied zin ie dra m a tyczn ej, ani naw et „ W ie s ła w “ B r o d z iń ­ sk iego (1 8 2 0 ) na p o lu p oe zy i p ow ie ściow e j, nie m alow ały p o ­ staci lu d ow y ch r e a l i s t y c z n i e ; b y ło już w n ich jed n a k sp o ­ ro pierw iastków rzeczy w isty ch , różn y ch od tych sielankow ych składników , jak ie je s z cz e K a rp iń s k i w w ięk szości sw oich , u tw orów uw ydatniał. S cen y zaś w „P a n u P o d s t o lic u “ M a s ­ sa lsk iego są ju ż realistyczn e, ty lk o że troch ę za o g óln ik ow e. K ra szew sk i w lał ż y c i e a r t y s t y c z n e w sw oje p o sta ci czy sto ch ło p s k ie lu b z b liżon e do c h ło p s k ic h ; — i to sta n o­ w iło rzeczy w istą n ow ość w p o w ie ści naszej.

J e d n ą z ce ch znam iennych b u d n i k a , p o cz u cie szla ch e- ck ości, zazn a czył także au tor w którym ś ze sw ych listów . „P am iętam — p ow iad a — że n iejak i S zadurski, gd y mu p rz y c h o d z iło kilka dni ob ow ią zk ow y ch w dod atk u do czyn szu odżąć na m ojem p olu , staw ił zawsze w ięcej sn opów , niż ch łop i. P ytam g o raz, d la cz e g o się tak z m a g a ? — A n o , niech aj znają, co szla ch cic m oże — o d p o w ie d zia ł. M iło ś ć w łasna b y ła i w nim , a buta sz la ch e ck a “ ...

O ile sam w ypadek, w ynikły głów n ie ze stosunku r o d z i­ ny b u d n ik a do d w oru szla ch eck ieg o, w zięty zosta ł w p rost z rze czy w isto ści, nie wiem y na p e w n o ; ale że takie w ypadki zdarzały się w ow ych czasach, niestety, b a rd zo często, gd zie sam ow ola w pewnym zakresie żad n ego nie m iała h a m u lc a ; w ięc nie dziw , że je d e n z n ich w ziął K ra szew sk i za w iązadło głów n e sw ego utw oru, u nik ając atoli um yślnie barw zbyt jaskraw ych.

M e u czy n ił teg o p rzez lę k liw o ść, b o w in n ych p o w ie ­ ściach odw ażnie ch łosta ł przyw ary szla ch eck ie, — ale p o w o ­ dow ał się trafnem p o cz u cie m artystyczn em , ażeby w ykazać n a oczn ie, że sam ow ola „p a n a “ , nawet bez u życia p rze m o cy , zg u b n ie od d ziaływ ała na „b ie d a k ó w “ .

(12)

TJkład „Budnika“ i charakterystyka

osób

.

K ra szew sk i nazw ał „ B u d n ik a “ p o p ro stu „o b r a z k ie m “ i słusznie- M ia n u jem y bow iem obrazk am i w różn icy o d p o ­ w ieści takie u tw ory, w k tó ry ch nie tyle id zie o p rzed sta ­ w ienie sz cz e g ó ło w e ja k ie g o ś za jm u ją ce g o lub w ażnego zd a ­ rzen ia, ile ra czej o odm alow an ie u sp osob ien ia , charakteru, trybu życia p iew nej oso b is to ści lub ich szeregu . O czyw iście bez zdarzenia, bez w ypadku nie m og ą się one o b e j ś ć ; w p rzeciw n y m razie p rzy b ra ły b y nazwę „ch a ra k te ry sty k i“ ; ale ow o zdarzen ie, ów w ypadek nie stanow ią w n ich g łó w n e ­ g o p rzed m iotu , le cz służą przew ażnie do tem le p s z e g o u k aza­ nia w ła ściw o ści danej oso b y , w ystaw iając, ja k ona od d z ia ­ ływa na w pływ y zew nętrzne, ja k się zabiera do czynu, jak g o w ykon yw a. A u t o r , nie p o trz e b u ją c się śpieszyć z o p o ­ wiadaniem , m oże sp o k o jn ie i sze ro k o odtw arzać różn e s tro ­ ny bytu w ich zw ykłym , cod zien n y m stanie, zanim p r z e j­ dzie d o skreślen ia p r z y g o d y , co lu d zi z teg o zw yk łego stanu wyrywa i w now e p ołoże n ie, p rzy jem n e lub bolesn e, w p row a­ dza. N ie gw ałtow n e p rz e jścia i zm iany, k łęb ią ce się w ru ­ chu g orą czk ow y m , le cz m niej w ięcej jed n o sta jn ie p ły n ą ce dni i m iesiące w yp ełn iają treść „o b r a z k ó w “ p ow ieściow ych , — p rz e d k a tastrofą.

T akim w łaśnie je st „B u d n ik “ . Z n a jd u je się w nim ka­ ta stro fa i to k a ta strofa jed n a z n ajsiln iej w strząsających , w ynikła ze spon iew ieran ia cz ci rod zin n ej, u czu cia o jca na­ miętnie k o ch a ją ce g o swe d ziecię a p a ła ją ce g o zem stą za j e ­ g o z b e z cz e sz cz e n ie , obłąk an ie, z g on w reszcie. L e c z k a ta stro­ fa ta wraz z przyczynam i, co ją sprow ad ziły, służy tu g łó w ­ nie do p rzed sta w ien ia charakteru B a rtosza w czynie, k tó ­ ry m usiał b y ć zg od n y z je g o u sp osob ien iem i przekonan iam i, w y rob ion em i w ciągu życia. N a tom ia st sz c z e g ó ły zarów n o zew n ętrzn ego bytu jak i w ew nętrznego stanu duszy i B a r ­ tosza i je g o o to cze n ia stanow ią najw ażn iejszy p rz e d m io t i w y­ p ełn ia ją n ajw ięcej m iejsca w u tw orze. P o w ie ścio p isa rz ch cia ł nam p rzed sta w ić życie b u d n i k ó w , k reślą c p o sta ć znam ien­ ną je d n e g o z n ich ; i zadanie to sp ełn ił zn ak om icie, um iejąc za ją ć i w yobraźnię i serce czytelnika.

(13)

W u k ła d zie „B u d n ik a “ w yróżn ić n ależy W s t ę p tj. ca ­ ły ro z d z ia ł I-s z y od reszty, tw orzą cej w łaściw y O b r a z e k .

W s t ę p ma cech ę zu p ełn ie p u b l i c y s t y c z n ą ; jest p rzem ow ą do sp ołeczeń stw a, w skazu jącą n a p rzód p o trze b ę i w ażność w szech stron n ego p ozn a n ia w łasn ego kraju, a p o - w tóre znam ienne rysy je d n e g o odłam u lu d n ości, zam ieszka­ łe g o na P ole siu , p o d nazw ą „b u d n ik ó w “ .

D a w n iejsi p o w ie ściop is a rze , za rów n o o b cy ja k nasi, lu b ili za g a ja ć sw oje op ow iad ania, a cz ę s to k ro ć i p rzep la ta ć je takim i osob istym i zw rotam i do czy teln ik ów , ażeby z a cie ­

śnić n ieja k o sp ójn ię d u chow ą m iędzy nim i a sobą, ażeby ja ­ kieś m yśli i u czu cia , k tóre p oczy ty w a li w danej chw ili za b a r­ d zo ważne, w p o ić w um ysły p rzy n ad a rzon ej s p oso b n ości, k ied y baw ili w yobraźnię. Staw ali się w ten sp osób n a u czy cie­ lam i, m oralizatoram i, a lb o o g ó ln ie j m ów iąc, p u b l i c y s t a - m i, m ającym i na oku nie ty lk o zabawę p u b licz n o ści, ale tak­ że rozszerzen ie jej w id n ok ręgu m yślow eg o, p od n iece n ie jej ser- caw pew nym kierunku, obja śn ien ie ja k ich ś zjaw isk sp ołeczn y ch .

T a k ie zw roty o so b iste au torów w opow iadaniu, k tóre sk ąd­ inąd w całym ciągu p row a d z o n o w trze cie j o sob ie, nie m o ­ gły się p rz y cz y n ia ć do zw iększenia zalet artystyczn ych u tw o­ ru, gdyż psuły złu dzen ie, ja k o b y lu d zie wraz z w ypadkam i p rzesu w ali się n ieja k o sami p rzed oczym a w yobraźn i n a szej; często u k a zu ją ca się p o sta ć autora, n iby k ierow n ik a teatru m aryon etek , zanadto u w id o czn ia ła ź ró d ło , z k tó re g o p ły n ę ły ow e p o sta ci lu dzk ie i ca łe szereg i zdarzeń.

Z a p r z e c z y ć jed n a k nie m ożna, iż ten p o u fn y stosunek au tora do czytelnika, u m iejętnie podtrzym yw any, w yn a gra ­ d za ł do p ew n eg o stopn ia ow o u ch ybien ie artystyczn e, żywą ja k b y wym ianą m y ś li; — a w czasach , k ied y p ów ieść m iała sama jed n a p rzyw ilej dostaw ania się do rąk warstw s p o łe ­ czn y ch szerszych , nauki, daw ane przez a u torów , m og ły o sią ­ g n ą ć skutek zam ierzony, m o g ły istotn ie rozw id n ia ć i p o g łę ­ b ia ć za so b y um ysłow e czyteln ik ów .

D zisia j takie b e zp ośre d n ie p rzem ow y usunięto z p ow ieści, ch y b a że c a ło ś ć ich p row a d zon a je st w pierw szej o so b ie , gdyż w tedy w ystąpienia au tora u spraw iedliw iają się form ą o p o ­ wiadania, p rzezeń obraną.

W s t ę p do „B u d n ik a “ składa się, ja k w spom niałem , z dwu c z ę ś c i ; w pierw szej, k rótszej, m ów i K ra szew sk i o n ie­ od zow n ej p o tr z e b ie zbadan ia k ra ju zw łaszcza p o d w zględem

(14)

etn og ra ficzn y m i h istoryczn ym , p o w o łu ją c się na wyniki, ja ­ kie dał je g o własny w tej m ierze przyk ła d ; — w d ru giej o k re ­ śla m ało znaną lu d n ość, zam ieszku jącą b ory P o le sia W o ły ń ­ sk iego. T e j d ru giej części W stę p u nie m ożna p oczy ty w a ć za trafnie d obran ą, pon iew aż au tor n iep rzy ch y ln ie ocen ia n i­ szczy cie lsk ą czy n n ość budników , a tym sp osob em nie p r z y g o ­ tow u je sym p atyczn ego tła dla obrazk a, k tóry nam alow ać za ­ m ierzył. Ł a d n ie tu o p is a ł p u szczę, lecz za to bu d n ik ów w y­ staw ił ja k o je j n a jza ciętszy ch w r o g ó w : „ G d z ie p rze sz e d ł b u d n ik z siekierą sw oją na p leca ch , z sznurkam i p ow iązaną strzelb ą na ram ieniu , głu ch a p o nim cisza i pnie tylko z o ­ stały a sp róch n ia łe k ło d y ... W k r ó t c e p rze trze b ią się ostępy, spadną bez użytku n a jp ięk n iejsze drzew a, p o w y p a la ją sie gą szcze i zapusty, b o niem a dla lasu n ic szk od liw szeg o nad M a z u r a . O d rana z siekierą w le s i e ; dla ga łęzi g o tó w zw alić n a jp ięk n iejsze drzew o, na drw a b ęd zie rą b a ł n a jcen n iejsze sztuki, a dla sw oich ch u d ych krów , k tóry ch na w iosnę nie ma czem p oży w ić, pow ali, co napadnie, aby się ch o ć m łodym i w y­ pustkam i n a ja d ły “ .

O tóż taka o g ó ln a charakterystyka bu dnik a nie p rzy p a d a w cale do p o sta ci B a rtosza , m ającej za ją ć g łów n e m iejsce w samym O b r a z k u , w cale nie za zn a czają cej się rysem ni- szczy cielstw a lasów . T a n ie z g o d n o ść cech o g ó ln y ch b u d n ik a z ce ch a m i, zn am ion u jącem i szcz e g ó ło w y przyk ła d , je st n ie ­ w ątpliw ie błęd em artystycznym , b o ch ocia ż łatw o zrozu m ieć, iż w śród o g ó łu zn a jd ow a ły się wyjątki, n ieła tw o p rzecież p ozb y w a m y się n iek orzy stn eg o dla bu d n ik ów w yobrażenia, ja k ie p ow zięliśm y na samym p oczą tk u . A ż e b y zatem je d n o ­ lito ść w rażenia otrzym ać, p o trz e b a W s t ę p usu nąć na bok , a p rzy p a try w a ć się samem u O b r a z k o w i , p o cz y n a ją c od ro z d z ia łu d ru g ie g o .

T u au tor rza d k o kiedy w ystępuje i to w k rótk ich jed y n ie słow ach, w p r z e j ś c i a c h od je d n e g o szeregu ro zd zia łó w do d ru g ie g o . P r z e jścia te nie m og ą się nazw ać szczęśliw em i; w olelib yśm y w cale ich nie c z y t a ć ; sama rzecz pow inn aby m ów ić za siebie. D z isie jsi p ow ie ściop is a rze u nikają ich z za­ sady. A le w czasie k ied y „ B u d n ik “ pow stał, w p ow szech n em z n a jd ow a ły się użyciu. Z re sz tą są one b a rd zo zw ięzłe i nie p rz e ry w a ją ra żąco toku zdarzeń. G d y b y jedn ak au tor ro z p a ­ trz y ł się b y ł d ok ła d n iej w sp osob ie p ow iązania scen p o s z c z e ­ g ó ln y ch , m ó g łb y ich całk iem uniknąć.

(15)

13 W y w o ła ła je p o trze b a przedstaw ien ia sytu acyj, ró w n o ­ cześnie z a c h o d z ą c y c h : w ch acie budnika, we d w orze szla­ ch eck im , w pu szczy, w w ięzieniu m ałom iasteczkow em . B a rd z o sp ójn ie, w sp osó b ja k n ajn atu raln iejszy łą cz ą się ze sob ą r o z ­ d zia ły od I i - g o do Y -g o w łącznie, d a ją c nam w yborn y obraz i ch aty bu dnik a i w ieczoru sp ę d zo n e g o p rzez rod zin ę p rzy ogn isk u w oczek iw aniu n ad ejścia B a rto sz a i zaw iązek k ata­ strofy za rów n o w n ap om k nien iach P a w łow ej o dw orze p a ń ­ skim w S u m aczej, ja k i w zjaw ieniu się k o n io k r a d ó w ; — a dalej św ietnie za ry sow u ją c p osta ć głów n ej w ob ra zk u o s o ­ by w stosunku do żyd ów k on iok ra d ów , do P a w łow ej, d o có rk i i do syna. T e cztery z ozd zia ły to n a jd osk on a lsz e u- stępy w całym u t w o r z e ; p rzy łą czy się do n ich późn iej kilka je s z c z e scen w spaniałych.

O d rozd zia łu Y l - g o za czyn a ją się ow e p r z e j ś c i a , p r o ­ w adzące nas k o l e j n o do teg o, co się od b y w a ło s p ó ł- c z e ś n i e ; a więc d w ór w S u m aczej, w zięcie B a rto sz a do w ię­ zienia, w ędrów ka g łu p ow a teg o M a cie ja p rzez las (w y b orn ie odm alow an a), w stąpienie do k arczm y, zabaw a we d w orze, o d ­ zn aczenie się M a cie ja ja k o celn e g o Strzelca, u w ięzienie go, p r o je k t sprow adzen ia P a w łow ej i J u lu si do dw oru i u rz e cz y ­ w istnienie teg o zam iaru.

T era z zajm uje się au tor p rzew ażnie sm utnym i losam i J u ­ lusi, p rz y g o to w u ją c czy teln ik ów do sceny b ole sn ej, tra g iczn ej, tak z p ow o d u n iezw yk łego u sp osob ien ia d ziew czyny, nie d a ją ­ c e g o się o sz o ło m ić błyskotkam i, ja k w skutek uw ydatnionej w op ow iadaniu P aw łow ej g w a łtow n ości ch arak teru B a rto sz a . S z c z e g ó ły śledztw a, zm iana zaszła w stosunkach u rzęd n ik a z żydem - k on iok ra d em , p o rę cze n ie co do n iew in ności B a r ­ tosza, dane przez bu dników , k tórzy p o c z u li się w reszcie d o ob ow ią zk ów d op om ożen ia człow iek ow i, p rzez siebie w ielce szanow anem u, p rzed sta w ił K ra sze w sk i k rótk o, o to m ia n o­ w icie d b a ją c, ażeby szlach etn y ch arak ter B a rtosz a zajaśniał w p ełn i.

O d chw ili uw olnienia bu dnik a p o d n o s i się ton o p o w ia ­ d a n ia ; czu jem y g ro z ę zbliża ją cej się k a ta s tr o fy ; czu jem y, że p o d sierm ięgą bije serce nam iętne, dbałe o cześć, nie um ie­ ją c e w ch o d z ić w żadne u m ow y z interesem p oziom y m . P o d ­ palen ie chaty, p rzy p o m in a ją ce j za loty p an icza, od p ęd zen ie P a w łow ej, u p row a d zen ie n a p ó łob łą k a n e j J u lu si w n ie d o ­ stępną głąb pu szczy, p o strzelen ie pan icza, z g o n J u lu si, p o ­

(16)

now ne w ięzienie, w zga rd a okazana d la złota , k tórem ch cia n o żal je g o u ła g o d z ić, i śm ierć w reszcie na m o g ile có rk i — w szystko to n astępu je p o sob ie w p rzy śp ieszon em tem pie, ja k teg o natura nam iętności i w yw ołan ych p rzez nie czyn ów w y­ m agała. O b ra zek p o d k o n ie c n a b iera p otężn ej siły dram a­ ty czn ej, ja k k o lw ie k zach ow u je sp ok ój artystyczn y. T e sceny k oń cow e, lu b o w ykon an e szk ico w o , tchną pra w d ą u czu cia i w yw ierają silne wrażenie ; w innym ro d za ju , niż ro z d z ia ły I I — Y , są one tak ja k one w sw oim , znakom ite.

C zy K ra sze w sk i o b r o b ił p rz e d m io t zu p ełn ie r e a l i ­ s t y c z n i e ? Z n a ł 011 tw órców n o w o cze sn eg o realizm u arty­ sty cz n e g o w p o w i e ś c i: H o n o r y u s z a B a lz a ca i H en ry k a B e y - l e ’a (S ten d h a la ); p r ó b o w a ł naw et p rzez czas jakiś stylu n ie­ m al „n a tu r a listy c z n e g o “ ; ale p rz e ję cie się p o e z y ą ro m a n ­ tyczn ą, pisanie w ierszy o d w io d ło g o n iebaw em o d zan adto n ie w o ln icz e g o trzym ania się r z e c z y w is to ś c i; pew ne tch n ien ie id ea ln e znać w je g o w szystk ich utw orach , p o cz y n a ją c zw ła­

szcza od r. 1843, k ied y do d aw n iejszeg o s z y d e rcz e g o lub ir o ­ n icz n e g o n a stroju p rz y łą cz y ła się nuta rzew na, cora z b ard ziej się p otęg u ją ca .

P isz ą c „B u d n ik a “ , K ra szew sk i nie ch cia ł d a ć „ fo t o g r a ­ fii“ z życia tej klasy lu d n o ś c i; lecz od tw a rza ją c w iernie je j o b y cz a je , charaktery, m ow ę, id ea lizow a ł n ieco odm alow an e p rzez siebie p osta ci, a zw łaszcza u cz u cia szlach etn e i s p o ­ sób ich ob ja w ien ia . Z a c h o w a ł atoli taką m iarę artystyczną, że w żadnym kierunku — realistyczn ym czy id ea listy czn y m — nie p o p a d ł w przesadę.

J a k o s t y l i s t a nie b y ł K ra sze w sk i b a rd z o sta ra n n y m ; p isa ł p ośp ieszn ie, a lu b o w ysok o cen ił piękn ą fo r m ę , nie zawsze stw orzy ć ją um iał. „ B u d n ik “ należy stosu n k ow o do n ajlep iej op ra cow a n y ch , ja k k olw iek n iep op ra w n ości je st w nim sp o ro. P la sty k a atoli p o sta ci i scen, trafne p orów n an ia, n ie­ w yszukane p rzen ośn ie, żyw ość op ow ia d a n ia i rozm ow y w yna­ g ra d za ją h ojn ie pew ne zan iedban ie w sam em w ysłow ienie. P row in cy on a lizm ów au tor nie unikał, uw ażając je, z g od n iu z ów czesn ym p o g lą d e m , za rzeteln e w z b o g a ce n ie języ k a li­ tera ck iego.

B a r t o s z , n aczeln a o so b is to ść w obrazk u , jest to człow iek nie u czon y , lecz dośw iad czen iem , rozu m em i szla ch etn ością serca wyższy o d sw o je g o otoczen ia , k tóre g o też pow aża, cen ią c je g o zdanie, ra d zą c się w w a żn iejszych w yp ad k ach

(17)

15 i ja k b y za n a czeln ik a sw ego uw ażając. P ow ażny, sku pion y w sob ie, słów skąpi, a jeśli się odezw ie, to w ypow iada je stan ow czo, p r z e jm u ją c u czu ciem , iż ich za n ic już nie cofn ie, i te g o , co m ów i, św ięcie dotrzym a. M a wstręt d o zysków niepraw ych ; nie m ożna g o skusić obietn icą pieniężnej n a­ g ro d y , b o u cz ciw o ść ceni nadew szystko. G o d n o ś ć też stanu, z k tó r e g o je st dum ny, um ie n o sić w y sok o, p rz estrz e g a ją c sp ółb ra ci, żeb y do zhańbienia k lejn otu szla ch e ck ie g o p r z y ­ w ieść się n ie dali. „M y śm y — p ow iad ał im — g a rścią tu o b cy ch w y g n a ń c ó w ; pow inniśm y b y ć tem p ocz ciw s i, p ra c o - witsi^ i lep si od d ru g ich , b o my tu cu dzy, a z nas sąd zić b ęd zie lu d tu tejszy o o jc a ch n aszych i krwi całej i ziem i r o ­ d zin n ej, z k tórej nas czarn a d o la sp ęd ziła, U b o d z y -ś m y ; to i C hrystus u b o g im b y ł i J ó z e f cieślą się nie w stydał nazyw ać ; p racu jm y. B ie d n i-ś m y : cierpm y, a nie skarżmy się, ja k baby, b o to i na n ic się nie zd a ło i lu dziom śm iech “ . C zęsto u siadłszy na ulu w yw rócon ym , o to cz o n y p rzez bu dników , op ow ia d a ł im dawne d zieje, stare p o d a n ia ; n azyw ał im p ra d zia d ów i d zia d ów daw no pom arłych , to tylko z ich życia p r z y p o m i­ n ając, co p otom k o m m o g ło stać się ch lu b ą i nauką. N iera z sądził spraw y i g o d z ił waśnie sąsiedzkie. U m iejętn ość le c z e ­ nia zioła m i, zw ła szcza ran i w ścieklizny, niem ało do n ieg o ludu sp row ad zała, d o p ó k i mu tej prak tyk i rząd nie za ­ b ron ił.

P o w a g ę je g o sm utek p r z e n ik a ł; b o życie nie p ły n ęło mu w esoło. O żenił się z d ziew czy n ą pięk n ą a zalotną, k tóra w d w orze się ch ow a ła i h a rd ości się nauczyła. S p o strze g łszy , że do je g o żon y za jeżd ża ł ukradk iem jakiś g a ch ze dw oru, sposęp n iał, za cza ił się p otem i n iep roszon em u g ościow i rękę p rzestrzelił. B a rto sz o w a z p rzestrach u za ch orow a ła , a w y­ d aw szy na św iat syna, M a cie ja , um arła. B u d n ik w yrzu ca ł sob ie, że nie p r z e b a cz y ł żon ie p o ch rześcijańsk u , że je j śm ierć p rzy śp ieszy ł, ale sw ego g w a łtow n eg o u sp o so b ie n ia p rzem ód z n ie m óg ł.

Z syna p o cie ch y nie m i a ł; do có rk i, J u lu si, p rzy lg n ą ł całem sercem . I ta córk a w łaśnie stała się p o w o d e m je g o n a jsroższeg o cierpienia. U w ied zion a p rzez p an icza, cie rp ią c w yrzuty sum ienia, w padła w ob łą k a n ie i obaw iała się m ocn o p o w rotu o jca , k tóry sied zia ł w w ięzieniu, fałszyw ie osk a rżo­ ny o k rad zież k oni. W y s z e d łs z y z w ięzienia, zestarzały nagle cierp ien iem m oralnem , w yw ołanem p rzez nikczem n e p osą d

(18)

zę-nie, d ow iad u je się o lo sie córk i, nie wini je j, le cz g ro z i zem stą u w o d zicie lo w i. I spełn ia g ro źb ę, lecz rani ty lk o Jan a. S ch w y ­ tany, osa d zon y w w ięzieniu, za ch ow a ł hart duszy niezłom ny, a g d y g o w y p u szczon o za w daniem się sam ego Jan a, ze w zg a r­ dą i gn iew em o d rz u cił ofiarow ane sob ie pien iąd ze i o d s z e d ł do lasu. W k ilka m iesięcy potem zn a lezion o g o sk rzep łe g o na żółtym usypie o b o k k rzyżyka, k tóry ozn a cza ł g ró b córk i,

B a rtosz to ch arakter jed n o lity , kon sekw en tn y o d p o czą tk u do k oń ca, w słow ach, zach ow an iu się, radach i czyn ach. Z y s k u je sp ó łc z u cie czy teln ik a sw oją szla ch etn ością , sła łością , a naw et tym rysem za ciętości, ja k i ok a zu je w w ięzieniu, a p o ­ tem w p ostęp ow a n iu w zględem Jan a. Z ra n io n y w n a jczu lszą , n a jd otk liw szą stronę serca, n iczem p rz e b ła g a ć się nie da­ je . C ztery pam iętne chw ile z je g o życia na zaw sze utkw ić m u­ szą w um yśle c z y t e ln ik a : zach ow an ie się w zględ em k o ­ n iok ra d ów , u p orczy w e m ilczen ie w w ięzien iu , p o d p a len ie chaty, p ielęgn ow a n ie ch orej có rk i w ostępie leśnym i p o g r z e ­ banie jej w łasnem i rękom a.

J u lu s ia , u k och an a córk a B a rto sza , o d z ie d z icz y ła p o m atce za lo tn o ść, je sz cz e siebie nieśw iadom ą, b o to b y ło d ziew czę led w o r o z w in ię t e ; p o o jcu m iała p o cz u cie , p ra w ości i ch a ­ rak ter g łęb szy. Z a c h o d y Jana, je g o u p rz e jm ość, p od a rk i, uw iel­ bien ie o b u d z iły w k oń cu n a m ię tn o ś ć; p o ch w ili szału jed n a k św iadom ość p ołożen ia , obaw a gniew u o jca k o ch a n e g o i c z c z o ­ n e g o , zw ątpienie o sta łości u cz u ć J a n a w p ra w ia ją w o b łę d duszę skołataną, a w tym o b łę d z ie m yślą u p a rcie sn u jącą się p o g łow ie jest pragn ien ie trw ożne, żeby pan icz z nią się ożenił. N ie p o d o b ie ń stw a w tem nie d o s tr z e g a ła : „C h o c ia ż jesteś b o g a ty — m ów iła do J a n a — ale ty się ze m ną oże­ nisz tak, jak w b a jce książę ożen ił się z pastuszką. I p o p r o ­ w adzisz m nie do sw ojej m atki, a ona p ob łog osła w i- nas. D a sz mi sukienki szyte w słońca, k siężyce i gw iazd y, w łożysz na głow ę m o ją k o ro n ę, na szyję p erły, na n o g i złote obuw ie i p op row a d zisz m nie do ołta rza ... J a jestem b ied n a d z ie w czy ­ na, ale szlach cianka. O ! nie ch łop k a , nie ! T y m nie k och a sz, m atka p oz w o li. W s z a k m ów iłeś m i w cz o ra j, że m nie kochasz-? P a m ię ta sz ?... tam p o d drzew am i, na zie lon e j m u r a w ie ; k się­ życ k ąp ał się w strum ieniu, ptaszk i śpiew ały na ' g a łęzia ch , a m ój o jc ie c p a trza ł na n a s ...“

(19)

1

? o wianku d ziew iczym , b o ta myśl p a n u je w niej nad wszystkiem lim em . K ra szew sk i je d n a k sam od zieln ie tę scenę przedstaw ił. W k ącie chaty na ziem i leży J u lu sia z czarnym i, ro z p u s z c z o ­ nymi w ło s a m i; w śród nich b la d a ja k m arm ur twarz je j i oczy p ło n ą c ogn iem dzikim ś w ie c iły ; rę ce m iała załam ane, a n o­ gi p o d k u rcz o n e . J a k d ziecię senne chw iała się na w szystkie strony, zam yślona, z chm urnem czo łe m , zw isła w argą, i m ó ­ w iła do sie d zą ce g o o b o k J a n a : „J u tr o w esele, ju t r o ! W s z y s t­ ko g o to w e we d w orze i jam gotow a . T ak , nic mi nie b ra- k uje, ty lk o w ianeczka. A bez wianka ksiądz b ło g o sło w ić nie z e c h c e ; pani m atka wasza m nie od ep ch n ie i lu d zie śm iać się będą. W ia n ek p ow in ien b y ć k on ieczn ie zw iązany wstążką b ia łą i kraśną. B ia ła wstążka to n iew in ność m oja, a kraśna__ to m iłość, a z ielon e kw iatki — to m oje n adzieje. C hodźm y, Jasień ku, w iązać w ianuszek na w esele ; chodź, c h o d ź !... ( / dziw, d ziw ow isko ! C o tu kw iecia ! co tu kraśn ego kw iecia ! A co się p o nie schylę, t o m i o d r ą k u c i e k a . P o m ó ż -b o mi. T y stoisz ja k trup ! A le ś ty żywy !..“ L ę k a ła się o jca , 'J.y Jej tak nie zabił, jak m atkę, ale p o sz ła za n im w p u s z c z ę , by tam p ożegn ać się w krótce z życiem , co ją p rzelotn em w samem zaian iu oszukaw szy u p ojen iem , samą p otem g o ­ ry czą karm iło. J u lu sia je st jed n ą z n a jw d zięczn iejszy ch p o ­ staci n iew ieścich, ja k ie nak reślił K ra szew sk i.

G łu p o w a ty brat je j Maciej w n iczem z g o ła nie je st do niej p o d o b n y . B ra k mu zu pełn y ro z g a rn ię cia u m y słow eg o, b rak p o cz u cia u c z c iw o ś c i; całą je g o trosk ą — n asycenie się ja d łe m i n a p ojem , ja k o też sen d ługi. M a jed en p rzym iot, k tórym z ą ^ jiw ia i zaw stydza p a n iczów , w yśm iew ających je g o n ie zd a tn ość : ufnie strzelać Celnie, b o się w ychow ał w lesie od dzieciństw a a j^ o w a n i e stan ow iło je g o głów ne za jęcie. B ie r ­ n ość charakteru * ^ d ^ tn ie je w w ięzieniu, k ied y zezn a je w szyst­ ko, cz e g o od n iego ¿ ą d a ją , czy to je st z g o d n e z praw da czy m e, czy d op om o że spraw ie o jca czy je j za szk od zi. P o d o b n ie biern ym tylko je st w idzem w szystk iego, co się d z ieje w cha- C^6 ’ł/^ '^ ow ° l enieixl *§'° p rzejm u je dostatek, ja k i w niej za sp ia ęfe^ fa n a zapan ow ał... P o w yjściu z w ięzienia tow arzyszy o jcu *aró4aj53, 'd opom a ga mu do w yk op an ia d ołu dla J u l u s i ; potem icrzfe »..nim w p u s z c z ę ; ale gd y o jc ie c um arł, p r z y j­ m uje od J a n a urząd le śn icz e g o . C o to je st g o d n o ś ć osob ista , nie rozu m ie.

. P a w ło w a , w dow a p o b ra cie B a rtosza , to k o b ie ta p o ­ zio m e g o sp o so b u m y ślen ia ; id zie je j ty lk o o d o b ry byt,

(20)

J u lu się w k ierunku, o b ie cu ją cy m d o s ta te k ; ona to stara się w niej o sła b ić p o cz u cie u cz ciw ości i w stydu, a nie śm iejąc w o b e c su row eg o B a rto sz a g ło s ić sw oich m yśli, tem b e z c z e l­ niej je ob ja w ia , gd y je g o w dom u nie s t a ł o : „S ta r y B a rto sz ca łe życie g o ły b y ł i um rze b ez k o szu li na g r z b ie c ie ; b o co b y m iał ze szczęścia k orzy sta ć, to mu h ą rd o ść a ja k ie ś tam skru puły tryn d a ją p o g ło w ie ... W y -b o w szyscy p o g in ie cie p rzez wasze głu p stw o... A l b o to nie w iecie, ja k d ziew częta u d w oru w y ch od zą . N a p ró ż n o m ów iłam , że w iele b y ło d ziew czą t u je jm o ś c i, w szystkie za pisarzy, za gu m iennych, za le śn iczych , za ek on om ów i z p osa ga m i p ow yd aw ali... C o je m u ! On sw oje a s w o je !..“ S u m ien ie za n ik ło w niej zupełnie

1 p o z o sta ły tylko p o p ę d y zw ierzęce.

Dwór w S u m a czej, gn ia zd o p różn iactw a i zep su cia, p r z e d ­ stawił K ra sze w sk i d ob itn ie, lecz nie ja sk ra w o. P a n i, p o b o ż n a w d o w a ,ła g o d n a i d ob roczy n n a ,n a zy w a n a p ow szech n ie: „ D o b r o ć sam a“ , z p ow od u osła b ien ia nie m og ą c się za jm ow a ć g o s p o ­ darstw em , o d d a ła j e ca łk ow icie syn ow i, J a n ow i, p o cz y ty w a ­ nem u p rze z siebie za w zór d o sk o n a ło ści. N a w szystko p a ­ trzy ła oczy m a u lu b ien icy sw ej, panny T e k li, ob łu d n ej i p r z e ­ w rotn ej, u m ieją cej w yzyskiw ać u czy n n ość i n ieśw ia d om ość sw o­ je j d o b r o d z ie jk i. W sz y scy okłam yw ali i oszu kiw ali p o cz ciw ą , naiw ną, za ślep ion ą staruszkę ; a n a jlep sze je j zam iary p rz e ­ ista cza ły się w źród ła g rzech u i u p od len ia , w skutek, w yu zda­

nia ota cza ją cy ch . ..'

Jan nie b y ł m łod zień cem z ły m ; g łów n e je g o n ieszczęście, ja k przew ażnej części m łod zieży szla ch eck iej wt-¿_Avvch c z a ­

sach , stan ow iło p różn ow a n ie i n w żn ość ro b ien ia we wsi sw o ­ j e j , co się tylk o p o d o b a ło . J e g o hulanki, \ ^ b ry k i — to n a ­ stępstw o bujnej natury m ło d zień cze j, ^cHlpąćej zużytkow ać o g rom n y zapas s i ł ; p oniew aż ten zapas po części w skutek p ołożen ia p o lity cz n e g o p od rządem roś.yj.skim, po części zaś w skutek braku w ykształcen ia, nie m ó g ł b y ć zużytkow any p oży teczn ie dla kraju, w y lew a ł sje w ię e j^ c z y n a c h sam ow oli. M im o to J a n ma lep sze serce niż zw ykli tawHrzy.sz§. j ^ S i ^ e z - m yślnych zabaw ; nie p rz y ch o d z i mu w p j ^ i e ^ £ ^ V ? | ^ Y y - n a g rod z ić k rzyw dę, J u lu si w yrząd zon ą, P 0Zj/ fb y w n ie*. się z nią, ale je j nie porzu ca , ja k b y to z ro b iło tylu innych, zastanawia się nad swym postępkiem , traci h u m o r ; a potem , g d y g o d o sią g ł p o s trz a ł B a rtosza , uznał się w id oczn ie

(21)

win-19 nym , b o sam za b ieg a ł o to, aby budnika z w ięzien ia w y p u szczo­ no, głu pow atem u M a cie jo w i zapew n ił utrzym anie, a sam h u ­ lanek zaprzestał. C zy w e ź m ie c ie do ja k ie jk o lw ie k p racy, w ie­ d z ie ć n iep od ob n a , ale nie b y łob y to rze czą niem ożliw ą.

Ogólny pogląd na powieści ludowe

Kraszewskiego

.

. S tan ow isk o, zajm ow ane p rzez au tora „B u d n ik a “ w sp ra­ wie lu d ow ej za czasów poddaństw a na L itw ie i R u si, trafnie p rzed sta w ił K a z im ie rz R a sz e w sk i. O to je g o s ło w a : „ T o , co czytam y u n ieg o o stanie ów czesn ym ludu, stosu je się g łó ­ wnie do je d n e g o ty lk o od łam u k r a ju ; zakątek, k tórem u m a­ lo w id ło swe p ośw ięcił, ma w praw dzie pew ne rysy w spóln e z ca łością , zw łaszcza p o d ch o d z ą cą p o d tenże sam p o rzą d e k p olity cz n y ale za ch ow u je i pew ne różn ice w zględnie do ca ­ ło ści, tak c o do w yn ików teg oż p orzą d k u , ja k i co do o d ­ cien i etn ogra ficzn ych , barw iących je d n o ść a p rze cież sam o­ istnie w ydatnych... S ą to uw agi i sp ostrzeżen ia obyw atela, ro zu m ie ją ce g o stan rze czy i p o trz e b y kraju , p o g lą d y m yśli­ ciela, z n a ją ce g o życie i w artość je g o ob ja w ów , p isarza n ie ­ p o d le g łe g o , k tóry w szystkie te spostrzeżen ia, uw agi i w raże­ nia, k o ja rz ą c w w yobraźni p ło d n e j, w yciska następnie na u w o iz e ... wói , w p o sta ci pana, w ystępuje zw ykle ujem nie,

L ręk ą na sercu je d n a k o św ia d czy ć m ożem y, że w tym kie-

runku nie m ieści się żadna d ok tryn a d em ok ra ty zu ją cą , ani gra na p o p u la rn o ść, k tó ra b y w reszcie b y ła z g o ła fa łszyw ie o b lic z o ­ ną, p ow sta ją c p r z e c i w w i ę k s z o ś c i c z y t a j ą c y c li...

„S ą -to je d n e z n a jw ytw orn iejszy ch kart, ja k ie p o sia d a lite ­ ratura nasza. W szystk o, o g ó ln ie w ziąw szy, pisane z praw dą a m iłością wielką, p rzetk an e z ło tą n icią fan tazyi; słow em , m ałe p oem a ty w p ro z ie , elek tryzu ją ce m o cą u c z u c ia ; typy, siła i w dziękiem try u m fu ją ce nad czasem , a p rze ch o w u ją ce tym s p o ­ sobem w ieczn ą m ło d o ść... N ie ch o d z i o to, c z y w szystkie w y­ d arzenia, c z y w szystkie rysy, p rz y to cz o n e w p ow ieścia ch , sa p r a w d z iw e ; zaleta ich p o le g a na tein, że są p ra w d op od ob n e, a tem u m e z a p rze czy nikt, k tok olw iek zna lud w o g óle, w sz cz e ­ g ó ln o ś c i zaś w tym zakątku etn ograficzn ym , k tó ry autor o b r a ł sob ie za scen ę do sw oich przedstaw ień. T o p o g o d z e ­ nie praw dy z osob istem zapatryw aniem się i w rażeniem od p rzed m iotu ; ta synteza sz cz e g ó łó w , d o p ro w a d z a ją ca do w y­ tw orzenia ob ra zu k on k retn eg o ; to w ypełnien ie zadania sztuki

(22)

w ych K ra s ze w sk ie g o , w ziętych ry czałtem ...

„N ie o c e n io n a to w reszcie za słu ga je g o , że on je d y n y je s z c z e sch w ycił ten zn ik a ją cy, a dziś zapew n e ju ż całkiem zn ik ły typ o so b isto ści lu d ow e j, zwany b u d n i k i e m.

„G d y b y nie on, p o zupełnem zn ik n ięciu m o że b y ju ż nie m iał kto g o w skrzesić. C harak ter B a rtosza , nie p rzed sta w ia ­ ją c y n ic sz cz e g ó ln ie o ry g in a ln e g o w p o śró d lu d zi j e g o hartu, tu zd ob yw a sob ie m iejsce w ydatne, n a jp rz ó d p o ło ż e n ie m b o ­ jo w n ik a , w a lczą ce g o w śród o k o licz n o ści dziw nych , p ow tóre dzielnym k o lo ry te m scen, w k tó ry ch się s z c z e g ó ły charakteru je g o ob ja w ia ją i na p ra w d ziw ego b oh a tera g o w ynoszą. P o ­

w ieść zaś sama, o p ró cz tej p osta ci głów n ej, n a d a ją ca zna­ m iona ch a ra k terystyczn e każdej praw ie bez w yją tk u figurze, m niej lub w ięcej czyn n ej, do n a j a r t y s t y c z n i e ] s z y c h k o m p o z y c y j n a s z e g o a u t o r a bezw aru n k ow o n a le ż y “ . „ B u d n ik a “ napisał K ra s ze w sk i r. 1847 i dru kow ał go z p oczą tk ie m 1848 w „B ib lio te c e W a r s z a w s k ie j“ ; tegoż r o ­ ku w yszła książkow a o d b it k a ; a p óźn iej trzy k rotn ie je s z c z e w druku o b ra z e k ten się u k azał. O b ecn e w ydanie je s t piąte z rzędu. T ło m a cz o n o „ B u d n ik a “ na ję z y k rosy jsk i i nie- m iecki. O cen s z cz e g ó ło w y ch nie d o czek a ł s i ę ; nie b y ło n a ­ wet, o ile wiem, ob szern ie jszy ch je g o recen zyj w d o b ie uka­ zania się na świat. N a tom ia st we w szystk ich ży ciory sa ch i studyach, p rzyznaw ano „ B u d n ik o w i“ p ie rw sz orz ęd n e m iejsce w ś r ó d u tw o r ó w K r a s z e w s k ie g o . P ie r w s z ą s z c z e g ó ło w ą k ry ­ tykę „ B u d n ik a “ , ja k w o g ó le w szy stk ich p o w ie śc i lu d o w y c h K ra s z e w s k ie g o , dał K a z i m i e r z K a s z e w s k i w „K s ię d z e ju b ile u s z o w e j“ , na cześć zn a k om iteg o p o w ie ścio p is a rza r. 1880 w W a r s z a w ie w y d a n ej. O b e cn ie ro z p ra w a ta zn a jd u je się na cz e le I od d z ia łu „ W y b o r u pism J . I. K r a s z e w s k ie g o “ w 10 tom a ch (W a rs z a w a , 1 8 8 4 ).

M o ja ocen a m ieści się w zarysie h isto ry cz n o -lite ra ck im , p. t. „ J ó z e f Ig n a cy K ra s z e w s k i“ , w yd a n ym r. 1888 w K r a ­ k o w ie . O d teg o czasu n ic p o d tym w z g lę d e m n o w e g o nie p rz y b y ło .

(23)
(24)
(25)

I.

C h ocia ż o d n ieja k ieg o czasu nie zbyw a nam na p i­ sarzach, w kraju szu k a ją cy ch p rze d m io tó w i natch nien ia d o sw oich ob ra zów , wiele stron n a szego życia, w iele o k o lic k raju , w iele ch arak terów w łaściw ych nam p ozosta ły p iórem 5 n ietknięte, m yślą je sz cz e n ied ościg n ion e . T a k giną i za ­

p ad ają w p rzeszłość, b ezp o w ro tn ie m oże, liczn e ob ra zy , k tó re b y d o p e łn iły p óźn o p rzedsięw ziętą, p o ję tą p óźn o h i- storyą w ew nętrzną; gdyż w k rótce i d ziej opis nawet w za- m ilk łych p od a n ia ch nie zn a jd zie śladu w ielu stron p r z e -10 ra d z a ją ce g o się w now e o b licz e życia.

D aw n iej w szystko, cz e g o nie zapisały k ron ik i, k rysta ­ liz o w a ło się w p od a n iu , id ea lizu ją cem na swój sp o sób hi- storyą; dziś w szystko się p o w o li zapom ina, lub dziw acznie u b o g o , sucho, w kilku słow ach , jak p og a rd liw a jałm użna, 15 rzu ca się n a d ch o d zą ce j p rzy szłości. L e c z k to w ie ? m oże na m o g iła ch p odań w yrosn ą d o p ie ro p o e ty cz n e ich kwiaty.

T o rz e cz pewna, że rozm aite m iejscow ości zaledw ie dziś, nie m ów ię zbadyw ane, ale rozpatryw an e b y ć p o czy n a ją . C iek aw ość p ow ierzch ow n ym p o g lą d e m ch ce ch w ytać ob ra z, 20 k tóry się w yciska na p rzelotn ej p o d ró ż n e g o k a rcie, m artw o i p ła sk o. T rz e b a żyć w kraju, w kątku, k tóry się ma o- p isa ć żyw o; trzeba, by m iędzy nim a nam i b y ł zw iązek n ietylk o p rzed m iotu ob serw a cyi z ciek aw ością p o strz e g a ć za, ale zw iązek żyw otny, serdeczn y; in aczej obraz da tylko p o - 25 w ierzch n ią bez ducha. W ie le ź to ciek aw ych p o z o sta ło o- k o lic, n ietkniętych d otąd , p om in ion y ch , z k tórem i osw ojen i ci, k tó rzy w n ich życie w iodą, nie śm ieją, nie umieją,i-nie m og ą p rz e rz u c ić na p ap ier, co w idzą: b o nie czu ją znow u w ażn ości p rzed m iotu , k tóry je st ich ch leb em pow szedn im . 30 D o s y ć ju ż dawno cz y ta ją c p o d r ó ż ja k ie g o ś an gielsk ieg o

turysty, k tóry z nad b rz eg ó w G a n gesu , p rzez P ersy ę i K a u ­ kaz, potem p rze rzy n a ją c się częścią W oły n ia , śp ieszył do

(26)

L o n d y n u , op isu ją c p o d ro d z e M ły n ó w i T o r c z y n b a rd zo p ow ierzch ow n ie i p o cie szn ie , p om yśleliśm y, że opis w łas- 35 n eg o , d o b rz e zn a jom e g o kraju , o k o licy , m ó g łb y p rzecież b y ć zajm ującym . W y d a n a p ró b a w zbu d ziła n aśladow ców , którym i n iech się nam b ęd zie w oln o p osz cz y cić. Z a W s p o ­ m nieniam i W o ły n ia , p o sz ły w ślad W sp o m n ie n ia P o d o la , Ż m u d z i i W ie lk ie j p olsk i. L e c z wszystkie, a n a p rzód p ró b k a 40 nasza, jakże są je s z c z e d alekie od te g o , czem b y p od róż p o w łasnym k raju b y ć m ogła i p o w in n a ! Ile za jm u ją cy ch ta jem n ic p o z o s ta ło za szrankam i tych książek, k tóre szu­ kały w m iastach, pań skich dw ora ch i p ałacach , na g r u z o ­ w iskach i ru inach zam czysk, p rzed m iotów do o b ra zów je d n o - 45 stron n ych i n iep ełn y ch . Ile to razy p rzy szło nam żałow ać

p ośp iech u , m yśląc, ja k b y g o n ow ą p racą w y n a g rod zić. D z iś w szakże nie p rzy ch o d zim y d o was, m iłościw i cz y ­ telnicy, ze w spom nieniem p od ob n e m , ale z p ow ieścią , k tórej treścią p ro stą b ę d zie ob ra zek żyw ota klasy lu d u najm niej 50 m oże znanej, zam ieszku ją cej lasy P o le sia w oły ń sk ieg o.

T a od rębn a o b y cza ja m i, język iem , wiarą i tw arzą ró ż ­ n iąca się w ielce od o ta cz a ją ce g o ją plem ienia garść p r z y ­ ch od n iów , oddaw na tu osia d łych , p o s p o licie zow ie się ' fóucl-

nikavu lu b gla zu ra m i. P ierw sze z tych nazwań p o sp o litsze .

55 P o ch o d z e n ie tych osa d n ik ów — nazw isko M a zu rów , m ow a ich , d o ch o w a n y n ieco ak cen t i o b y cz a j, d osta teczn ie w y­ św iecają; le cz ani p o w ó d w ędrów ki, ani czas, k ied y tu p rz y ­ szli, n ie je s t nam w iadom y. W s z y s c y praw ie od b a rd zo dawna, la t d w óch set i w ięcej zam ieszkali w tym kraju, lecz 60 n iejed n a ro d z in a zm ieniała k ilkak rotnie chatę i p rze n osiła się z m iejsca na m iejsce. P ró c z szla ch eck ich nazw isk r o ­ d ow ych , żad n ych p am iątek p o ch o d ze n ia sw ego, żadn ych piśm ien nych je g o nie d o ch o w a li d ow od ów .

O sady te M a zu rów nie są wsiam i; n ig d zie praw ie kilku 65 ch at razem n ie w o ln iczo sk u p ion ych nie zn ajd ziesz; w szystkie ro z p ie rz c h łe p o la sa ch i p u szcza ch , n a jcz ę ście j p o je d y ń cz o na w zg ó rza ch , u ru cza jów , n ie o p o d a l d ró g siedzą. L e c z w jed n ej o k o licy , ro zleg łe j p u szczy , w jed n ym o b ręb ie lasów zw ykle k ilka, k ilk a n a ście i k ilk a d ziesią t rod zin razem się 70 m ieści, c h o ć od d z ie lo n y ch od siebie zn aczn ą n iek ied y p rz e ­

strzenią. T o rozstrzelen ie ich nie w płynęło byn ajm n iej na p om iesza n ie z lu d em ok o liczn y m , na zatarcie p o ch o d ze n ia , zap om n ien ie m ow y, a nawet nie zm usiło ich do zaw ierania

(27)

zw iązków z R u sią ota cza ją cą . M a zu row ie p o z o sta li p o naj- 75 w iększej części sami sobą i w ierni pam ięci sw ego rod u ,

k tóry w ysok o, c lio ć bez żadnej p rzyczyn y, w ynoszą. O d o sob n ien ie ich , osam otnienie, rod za j życia d zik ieg o, za jęcia dziś zn acznie zm ienione p o w yn iszczeniu lasów , k tóre oni w p rzód y w yrabiali na belk i, k lep k i, sm ołę, d zie - 80 g i e ć i p ota że, m usiały przew ażn ie w p łyn ą ć na ich o b y cz a je i stan m oralny. T a k się też stało. C i u b o d z y bu d leśnych m ieszkańcy są dziś m oże n a jb ied n iejszą i n ajsm u tn iejszą, lito ść w zb u d za ją cą klasą m ieszk ańców P olesia .

W p oczą tk a ch osa d n icy ci, m oże dla swej zręczn ości 85 w p ęd zen iu sm oły, w yrabianiu d zie g ciu i w ygotow yw an iu z p o p io łó w k o ry tn eg o i k o tło w eg o p otażu sprow adzan i, zap ew n ion y m ieli d o b r y b y t samym p ra cy dostatk iem . P ó ź n ie j, gd y p rzen oszą cy m się z op u stoszałej p u szczy jed n ej do dru giej nie stało za jęcia ; g d y z rob o tn ik ó w 90 d o b rz e p łatnych , p rze szli na n ęd znych leśn ych t u ła c z y ; od w y k li od roli, do k tó re j i o ch o ty im brak n ie, ledw ie m ając za co kilka k óz i ch udą k u pić k row ę, nie zawsze szczęśliw i m yśliw cy, zu b ożeli do ostatka. D łu g i p o b y t na tej ziem i z a cie ra ją c p a m ięć o k o lic, z k tó ry ch w yszli, za- 95 b ran iał im p ow rotu , o którym i nie m yślą nawet.

O grom n e tu tejsze p u szcze, k tóry ch p roste ja k trzciny, ja k trzciny gła d k ie sosny m asztow e w zrastały wieki, k tóry ch dęby potężne, w ań czosów i k lep k i tak d łu g o d o sta rcz a ły do G d ań sk a i K r ó le w c a , k tó ry ch gęstych zarośli tyle się w p o - 100 p ió ł p op ła tn y zm ien iło; dzisiaj stały się sm utną pustynią, g d zie zw ierza spotkać, drzew a d o ro d n e g o zn aleźć trudno. Ł o s ie , dziki i sarny i ptastw o naw et u cie k ło z g o ły ch b orów na n ieliczn e gęstw iny, k tóre trzęsaw iska o ta cza ją ce lu b dziw ny p rzy p a d e k od ch ciw e g o w y rob k u do szczętu 105 och ron ił.

G d z ie p rze sze d ł bu d nik z siekierą sw oją na p leca ch , z sznurkam i p ow iązan ą strzelb ą na ram ieniu, głu ch a po nim cisza i pnie ty lk o p o nim zosta ły a sp róch n ia łe k ło d y . G d z ie zaś sosnow e lasy w y ro b io n o aż do b a ló w i m ur- l io ła to w, tam w ostatku d zied z ic i pnie n a reszcie na łu czy w o, z k tó re g o się p ęd zi sm oła, p o w y d o b y w a ć kazał. W id o k lasu, z n isz cz o n e g o w ten sp o só b , je st czem ś dziw nie smut- nem ; je s t ruiną, g o rz e j, b o w ielkim zd a je się cm entarzem , na k tórym śm iesznie b y ło b y zap ła k a ć, a nie m ożna się 115 o p rz e ć sm utnem u wrażeniu.

(28)

G d z ież bow iem dzisiaj te p u szcze nasze, szum iące w śród u roczystej ciszy w ieczora ?... T e ra z od k ryte bagn isk a itrzę sa w y , k tóre p o ra sta szorstk i w iszar i b o b o w n ik , g ołe, smutne, o b ro słe p o b rz e g a cli ch o in ą nizką i krzyw ą, zd ają 120 się p la cem p o ty cze k du chów , k tóre zb ieg ły z p rz e rzed ły cli p u szcz w gęste w ysokie traw y i osok i. G d z ie n ie g d z ie kę- pina, gn idn ik iem i m chem pok ryta , zd a je się w yzyw ać n o g i m yśliw ca, b y je, z d ra d liw ie usuw ając się, w n iezg ru n - tow ane trzęsaw iska p o g rą ży ć. O w d zie w od a na p o z ó r czysta 125 d ło ń twą n ęci, b y za czerp n ą ć; lecz p o je j b r z e g a c h p o ­ znasz, że ru d ą przesiąk ła, a b arw a i w oń do ust d on ieść nie p ozw olą . U zgn iłych p alów , k tóre starych łąk g ra ­ n ice zn aczyły, zn a jd ziesz w p ró ch n ie w y lę g a ją ceg o się węża; na każdej kałużce żabę z otw artem i oczy m a wpa- 130 tru ją cą się w cieb ie; na każdem źdźble traw ki u w ieszon ego k om ara, k tóry cię n udzi p iosn k ą i ota cza chm urą żądeł n ieod egn an ą. D z iw n e g o kształtu m uchy, kon ik i i jak p ył d rob n e stw orzeńka, k tóre na w iosnę w cią gn ion e z tch n ie­ niem z a b ija ją b y d ło , u n oszą się tu g r o m a d a m i: to p o -

135 jed y ń cz o , to w słu pach o g ro m n y ch , w iru ją c w g ó rę k o ­ łysan e w iatrem w ieczorn ym .

L e c z p o w róćm y d o lasów . T u niem niej dziś sm utno i ciężko sp o jr z e ć d ok oła . Ż a d n a sosna w y n iosła , żaden dąb stary, zie lo n e j g łow y nie p o d n o sz ą w g órę . N a p o -

140 b o jo w isk u z osta ły tylk o m ło d e brzezin k i, żółta w yp alona i nieżyw a sośnina, p u szczon y m dla traw y pożarem za­ b ita ło za , trzm ielina, krzak olszyn y z pniem czerw on y m w p ośrod k u , b ia łe trzaski o siczy n y i sok oru , lu b sk rzy ­ w iona, w ychylona, p oo p a la n a zew sząd, na n ic n iep rzy- 145 datna ju ż, a na tym cm entarzu sama jed n a d o g o ry w a ją ca ch oin a. P o n iżej, ło ż e liści p rze g n iły ch p rz e b ija ją p ok o rn i lasów m ieszkańcy, n a jd łu żej p o z o s ta li, b o -najmniej p o ­ trzebn i: k rza czk i bagna, w rzosu, czern icy i kruszyny, w y ­ g lą d a ją ce b o ja ź liw ie i tu lące się do p o g n ity ch pn i daw nych 150 sw oich op iek u n ów . N a tom ia st b u jn e strzeliły ro cz n e kw iaty, k tó re z le cia ły się na żyzną ziem ię jak na pastw ę; ich ja sn e g łów k i k o ły szą się w esoło, ja śn ieją c m nóstw em barw, z tą ża łob ą la só w dziw nie sp rzeczn y ch . L e c z gdzież u- pad ek jed n y ch nie je st pow staniem d ru g ich ? N a cm en tarzu

155 tej a ry stok ra cy i roślin n ej lu d w es oło pora sta i śm ieje się, ro z sy p u ją c d o k o ła k o rz o n k i swe i nasionka.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jest pycha udziału w czymś wielkim, nawet, gdy się było tylko biernym statystą.. Oczywistą też jest pycha wywyższania się nad tych, którzy, wedle naszego dzisiejszego

Po zakończeniu zadania uczniowie otrzymują kolejna kartę pracy (ZAŁĄCZNIK 3), na karcie znajduje się 5 podpisanych pętli (lalki, misie, samochody, klocki, zwierzęta),

Materiał edukacyjny wytworzony w ramach projektu „Scholaris – portal wiedzy dla nauczycieli”.. współfinansowanego przez Unię Europejską w ramach Europejskiego

Dowiesz się teraz, w jaki sposób można wstawić obrazek do dokumentu tekstowego.. Na początku uruchom

nagranie z muzyką relaksacyjną (woda).Po przeczytaniu wiersza należy dać uczniom czas by mogli zastanowić się nad własną tezą interpretacyjną..

Wybór metody leczenia zależy od typu zaparcia pierwotnego, dlatego tak ważna jest wcześniejsza diagnostyka (tab. Le- czenie farmakologiczne ma zastosowanie w ZPP i ZZP, lecz

Ból występujący u chorych na nowotwory może być spowodowany samym nowotworem, powikłaniami choroby nowotworowej, takimi jak wyniszczenie oraz diagnostyką i leczeniem

W najnowszym stanowisku opublikowanym w 2011 roku Polskie Towa- rzystwo Nadciśnienia Tętniczego uznało, że obniżanie ciśnienia tętniczego poniżej 130/80 mm Hg u