Tobera, Marek
Poseł prawdy (Aleksander
Świętochowski)
Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 30/3-4, 62-70
M A REK TOBERA (W arszaw a)
P O SE Ł PRAW DY
(A L EK SA N D E R ŚW IĘTOCHO W SKI)
N ie ty lk o w potocznej św iadom ości h istoryczn ej postać A lek san d ra Św iętochow skiego łączy się głów nie z w arszaw skim pozytyw izm em . Rów nież badacze tw órczości „Posła P ra w d y ” k o n c e n tru ją się przede w szy st kim n a jego roli w czasach, gdy opinię publiczną zajm ow ał spór w okół haseł „pracy u p od staw ” . To zrozum iałe, w szak w pływ a u to ra p ro g ra m ow ych tekstów „m łodych” na oblicze te j form acji ideow ej i pokole niow ej tru d n o przecenić. P u b lik acje „P rzeg ląd u Tygodniow ego” , a póź n iej „N ow in” czy początkow ych roczników „ P ra w d y ” nie zam y kają jed n ak politycznej i arty sty c z n e j biografii Św iętochow skiego, lecz jedynie jej pierw szy rozdział. Jak o prezes Zw iązku Postępow o-D em okratycznego doby rew o lu cji 1905 r. czy w spółpracow nik kilku prestiżow y ch czaso pism w dw udziestoleciu m iędzyw ojenym także odegra pew ną rolę, ago n ia w osiem dziesiątym dziew iątym rok u życia przerw ie m u pracę nad k o lejn y m arty k u łem . Choć w porów n aniu z szerm ierką w im ię v icto rii „m łodej p ra s y ” późniejsze jego w ypow iedzi będą m iały już nieco m n ie j szy ciężar gatunkow y, to przecież nie raz jeszcze w zbudzą em ocje, sp ro w o k u ją d ysku sje i k onflikty.
A ktyw ność i w szechstronność Św iętochow skiego b yły frap u jące: d ra m atu rg , prozaik, k ry ty k literack i, h istory k , filozof, ideolog, publicysta, re d a k to r, w ydaw ca, p o p u lary zato r nau k i, działacz p olityczny i społeczny, czynny w śród zm ieniającej się scenerii życia publicznego przez niem al siedem dziesiąt lat... W ydzielenie z jego dzieła w ątk ów czysto żu rn alistycz- ny ch okazać się może zabiegiem nieco sztucznym , zwłaszcza że a u to r D uchów k o m p lem en tarn ie tra k to w a ł różne fo rm y w ypow iedzi i dzie dziny sw ej twórczości. Do p rasy przy w iązy w ał jed n ak znaczenie szcze gólne, a i rozm aite u w aru nko w an ia, ta k osobiste (nieudana k a rie ra u n i w ersytecka), ja k i polityczne („noc postyczniow a”), spraw iły, że część jego dorobku w iąże się bezpośrednio z dziejam i czasopiśm iennictw a. Św iętochow ski debiu tow ał jako sied em n asto latek esejem zam ieszczonym w „T ygodniku Ilu stro w an y m ”. Bardzo zależało m u na naw iązaniu stałej w spółpracy z pism em Jenikego, a także z „G azetą P o lsk ą” . K ilka jego tekstów nie znalazło jed n ak u zn ania ty ch redak cji. Bez en tu zjazm u p rz y
A L E K S A N D E R Ś W IĘ T O C H O W S K I 63
jął n a to m ia st w 1870 r. propozycję pisania do „P rzegląd u Tygodniow ego” . A scetycznie w yd aw an y i płacący groszowe ho n o raria p erio dy k W iślic kiego niew iele jeszcze znaczył w śród czasopism w arszaw skich. W krótce n a b ra ł jed n a k rozm achu i c h a ra k te ru , w szak w 1870 r. re d a k to r udo stępnił jego łam y w ychow ankom Szkoły G łów nej, w większości k o n ty n u u jąc y m jeszcze stu d ia uniw ersy teckie. T eksty Św iętochow skiego, Chm ielow skiego, M ikulskiego, K otarbińskiego, Gom ulickiego, K ra u sh a ra pozw oliły zaistnieć i okrzepnąć now ej form acji. W jej im ieniu Św ięto chow ski ogłosił m an ifest M y i w y (1871 r.), b ru ta ln ie odm aw iając s ta r szem u pokoleniu d zien nik arskiem u p raw a dalszego spraw ow ania rząd u dusz („ustąpcie więc z drogi w szyscy, k tó rzy ją tylk o zaw alać m ożecie”). Z aatako w ani nie pozostali dłużni. „P rzeglądow i” rychło p rzy b y li jed n ak sojusznicy i ta k zaczęła się epopeja „m łodej p ra s y ”. W śród w rzaw y czy n ion ej przez n ią i w okół n iej Św iętochow ski w spółredagow ał tygodnik, tu w 1873 r. ogłosił nap isan y w spólnie z M ikulskim tek st program ow y Praca u podstaw , w cześniej jeszcze w ru b ry c e „Echa w arszaw sk ie” b ły snął ta le n te m felietonisty. G dy w 1878 r. zerw ał z W iślickim , by n a k ilk a la t objęł red ak cję „N ow in” b ył już n iekw estionow anym lid erem ra d y k a ln y c h pozytyw istów . I choć p u b lik acje w dzienniku Szyffa, zw łasz cza a n ty k re ly k a ln y cykl L istó w z Paragw aju (aluzja do p ań stw a je zuitów sk ojarzonych z suw eren am i polskiej opinnii publicznej), u g ru n to w ały tę pozycję, fo rm u ła gazety codziennej nie odpow iadała Św iętochow skiem u. Z radością p rzy ją ł więc urzędow e zaw iadom ienie o przy zn an iu m u konceji na tygodnik. W 1881 r, zaczęła w ychodzić „ P ra w d a ”, w ów czesnej ko n fig u racji słusznie p ostrzegana jako organ do jrzały p o zy ty w izm u. J e j dział p olityczny red a k to r naczelny zapełniał głów nie w ła snym i tekstam i. W prow adził też sw ój stały , jakże często kon testow an y, felieton pod p rzew ro tn y m ty tu łe m „L iberum v e to ”. O stre k o n tro w ersje w zbudziły rów nież jego W skazania p o lityczn e (1882 r.), zam ieszczone — m im o zastrzeżeń k o m itetu redak cyjn eg o — w księdze w y d an ej d la ucz czenia jubileuszu T. T. Jeża.
Swe ko ncepty program ow e oraz diagnozy społeczne i polityczne m en to r pozytyw istów form uło w ał w o stre j opozycji wobec dom inu jący ch do tąd poglądów i n iek tó ry ch pow szechnie u znaw an y ch w artości. „M łodych” u rze k a ły nowością, w y d aw ały się im odkryw cze i frap u jące. R adykalizm tez i sform ułow ań budził jed n ak niepokój, a n a w e t o stry sprzeciw tych, co m yśleli b ardziej zachowawczo, co nie chcieli ro zstania z w łasny m obrazem św iata, up orządkow anym przez sym bolikę i aksjologię a p ro b u jącą raczej długie trw an ie, niż gw ałtow ne zm iany. Nic zatem dziw nego, że w ystąpieniom pozytyw istów , a zwłaszcza ich „M istrza” , od początku tow arzyszy ła rów nież nieufność, a n a w e t atm o sfera skandalu.
Credo pozytyw izm u opierało się n a św iatopoglądzie m aterialisty cz- nym , dem okratyczn ym , antago nisty czn y m wobec k u ltu m arty ro lo g ii n a rodow ej. Św iętochow ski w ierzy ł w w iedzę, postęp, lecz nie w Boga.
W k ra ju od w ieków katolickim , rządzonym przez p raw osław ną w ładzę zaborczą, jego grom ki a n ty k lery k alizm , ateizm zaw oalow any w p u b lik a c jach (cenzura!), ale zaśw iadczony czynem (św iecki pogrzeb syna) w X IX w. m usiał bulw ersow ać. J u ż w „Echach w arszaw sk ich ”, a n a jd o bitn iej w a rty k u le M y i w y dom agał się zm iany w a rty u ste ru opinii, co nie m ogło przecież budzić a p ro b a ty ani dotychczasow ych sterników , a n i u znającej ich a u to ry te t publiczności. N egow ał zasadność dom inacji dw oru i plebanii, w P racy u podstaw w yznaczał im jedynie rolę w p rz y gotow aniu w łasnej ab d ykacji n a rzecz w a rstw plebejskich, k tó ry c h aw ans k u ltu ro w y przynieść m iał o stateczny k res stan ow y ch zaszłości. L ekce w ażył obaw y w iejskiego w znakom itej większości społeczeństw a przed urb an iz ac ją i ind u strializacją, k tó re uw ażał nie ty lko za n ieuch ro nne, lecz po pro stu pozytyw ne. Mimo b ra k u tra d y c ji silnego m ieszczaństw a, sław ił cn o ty m iejskich przedsiębiorców — handlow ą rzutkość, gospodar czą ekspansyw ność. Jak o lib e rał także w k w estiach obyczajow ych by w ał obrazoburczy: m ałżeństw o k ojarzyło m u się ze spółką akcyjną, nie z nie ro zerw aln y m w ęzłem . A poniew aż pióro m iał o stre i n a w e t w e n u n c ja cjach prog ram o w ych często stosow ał środki w łaściw e raczej pam fletom niż m anifestom , jego św ietna, ale wobec przeciw ników m ało w y k w in tn a polszczyzna nie zawsze u rzek ała m iłośników dobrego sty lu i e fe k ty w ny ch m etafo r. Z resztą n a w e t ad m irato rzy L istó w z P aragw aju ich tw órcę p o rów n yw ali niekied y do in k w izyto ra, gdyż choć piew ca tolerancji, n a j częściej p rzek o nany był o tym , że posiadł „praw dę jed y n ą ”.
Bodaj najw ięcej k o n tro w ersji budziły wów czas poglądy polityczne Św iętochow skiego, a zwłaszcza jego stanow isko wobec sp raw y n aro d o w ej. Po k ró tk im okresie, jak i m inął od przew ag B erga i M uraw iew a, w skazyw ał rodakom n a p e rsp e k ty w y ekonom iczne w ynikające z p rz y należności do C esarstw a Rosyjskiego. P ro te sto w a ł przeciw kultow i m ę czeństw a wyw odząc, że nie m ożna żyć n a cm entarzu. Z aścianek d ob rzy ń ski czy m azow iecki nie m iał dlań uroku, bo nie swojskość chciał pielęg nować, lecz krzew ić europejskość. We w spółczesnych porów naniach W ska za ń p o lityczn ych do T e k i S ta ń c zy k a było w iele polem icznej p rze sady, choć problem legalizm u i ugodowości re d a k to ra pozytyw istycznej „ P ra w d y ” zastanaw ia rów nież histo ryk ó w lite r a tu r y i m yśli społecznej. N a ogół kw estię tę in te rp re tu je się zgodnie z poglądem w yrażon ym we w spom nieniach przez samego Św iętochow skiego. H asła aw ansu cyw ili zacyjnego i podbojów gospodarczych na w schodzie stanow ić m iały próbę pobudzenia narodow ej aktyw ności, skierow ania jej ku celom do osiągnię cia m ożliw ym , m niej d ram aty czn y m niż przygotow anie kolejnego s tr a ceńczego zryw u. A ndrzej Jaszczuk doda jeszcze, że prócz tego ro d zaju p atrio ty czn ej m o tyw acji isto tn ą rolę g rały też ideologiczne przek on ania Św iętochow skiego, k tó ry jako lib erał w ogóle sk łonny był nie przeceniać znaczenia państw a.
-A L E K S -A N D E R Ś W IĘ T O C H O W S K I 65
cja ow ej k w estii nie dość w nikliw ie zdaje się w ażyć a rg u m e n ty p rze ciw ników pozytyw istycznego u jęcia sp raw y narodow ej. Z arzu ty apostazji wobec „Posła P ra w d y ” b y ły krzyw dzące, ale np. jego te k st opublikow any po śm ierci A leksan d ra W ielopolskiego (1878), a będący hołdem złożonym m ądrości politycznej m argrabiego, nie pozw ala na łatw e lekcew ażenie tezy, iż Św iętochow ski sk łan iał się ku ugodzie — zaznaczm y tylko, że oryginalnie pom yślanej i d alekiej od k ap itu lan ctw a.
W arszaw scy pozytyw iści nie m ieli w szak p rak ty c zn y c h m ożliwości zaw arcia kom prom isu z P e tersb u rg ie m , zwłaszcza po w stąpieniu n a tro n A lek san d ra III. J u ż w p a rę la t po opublikow aniu W skazań p o lityczn ych , sam Św iętochow ski w p rak ty c e nie p rzestrzegał k ilk u podstaw ow ych z zaw a rty c h tam tez. Zm ieniła się zresztą sy tu acja. K o n flik t p ozytyw i stów z k o n serw aty stam i przeistoczył się w w alkę rad y k ałó w różnej b a r w y nie ty lko ze zw olennikam i trad y cy jn eg o m odelu społecznego, lecz także rzecznikam i nieskrępow anego funk cjon o w ania kapitalistycznego przem ysłu. W ielu p a m ię tn ik a rz y zaśw iadcza też pow szechne u sch yłk u stulecia zm aterializow anie św iadom ości społecznej, budzące pow ażny niepokój m oralistów — zapaleńcom skłóconym ongiś ze „starą p ra s ą ” tru d n o więc było zachow ać m łodzieńczy optym izm .
Św iętochow ski n ad al redagow ał „ P raw d ę ” . W d ru g iej połowie la t osiem dziesiątych udostęp nił jej łam y socjalistom . Dział społeczny objął L u d w ik K rzyw icki, z pism em w spółpracow ali m .in. K elłes-K rauz, M en- delson, P o sn er, Stem pow ski, F eldm an, M archlew ski, W arski. Sam n a czelny s ta ra ł się przestrzegać tego swoistego p lu ra liz m u red ak cji, choć założeń popularyzow anej n a łam ach „ P ra w d y ” filozofii M arksa nie po dzielał. D aleki b y ł jed n a k rów nież od sw ej daw nej w ia ry w bezkonflik tow e przejście do gospodarki in d u stria ln e j. „P rzerachow aliśm y się f a ta l n ie” — oceniał bilans p rac y organicznej z p e rsp e k ty w y 1890 r., choć w inę za jej efekty, n iew spółm ierne do zam ierzeń inicjatorów , sk ładał głów nie n a adm in istrację rosyjską. W brew głoszonym kiedyś poglądom , konspirow ał: b rał udział w p racach tajnego T ow arzystw a Literackiego, nie podpisane korespondencje z W arszaw y p ublikow ał w k rak ow sk iej „Nowej R eform ie” i „D zienniku P o zn ań sk im ”, w e Lw ow ie w yszła jego bro szura pod w ym ow nym ty tu łe m Z d o m u niew oli.
W 1900 r. dokonał niejaw n ej tra n sa k c ji i sp rzedał „ P ra w d ę ” spółce u tw orzonej przez rad y k a ln y ch inteligentów . N adal jed n a k podpisyw ał tygodnik, zachow ał też sw ą ru b ry k ę „L iberum v e to ”. W now ej red a k c ji w krótce doszło do rozłam u, blisk a w spółpraca lib eraln y ch dem o kratów z socjalistam i n a początku X X w. okazała się już zbyt tru d n a . Ś w ięto chowski, ty m razem oficjalnie, p rzekazał opuszczone przez secesjonistów pism o now ym , bliskim m u ideowo w łaścicielom .
R ozbrat w zespole „ P ra w d y ” w pew nym sensie stanow ił zapow iedź pow ikłanych stosunków liberałó w z socjalistam i w okresie rew o lu cji 1905 r., gdy w W arszaw ie żartow ano z rzekom ej nieodw zajem nionej m
łości postępow ców do P P S . Św iętochow ski czynnie u p raw iał w te d y poli tykę. Został prezesem Z w iązku Postępow o-D em okratycznego, w im ieniu ped ecji p e rtra k to w a ł z przyw ódcam i kadetów , w y g rał n aw et p raw y b o ry do II D um y, lecz jego m an d a t elek to ra uniew ażniono w yk o rzy stu jąc pew ne uchyb ienia form alne. P o d jął n ieu d an ą p rób ę m ediacji w zw iązku z lo kau tem łódzkim , angażow ał się w różne przedsięw zięcia społeczni kow skie. P rzem aw iał na wiecach, uczestniczył w poufny ch n arad ach . W sum ie jed n ak poniósł wówczas dotkliw ą porażkę polityczną i osobistą. ZPD niew iele znaczył w k o n fro n tacji z endecją czy socjalistam i, a u to ry te t jego prezesa nie zdołał zapobiec n aw et podziałom w ew n ątrz w łasnego środow iska. A tm osfera życia publicznego kształto w ała się rów nież w spo sób daleki od w skazań Św iętochow skiego, a przecież w iadom o, ja k w ielką w agę przyw iązyw ał do społecznej recep cji sw ych w ypow iedzi, zwłaszcza do ich w pły w u na opinie i n a stro je inteligencji.
P isał rów nież dużo, przede w szystkim do „ P ra w d y ” , będącej w ów czas nieoficjaln y m organem pedecji. W ydaje się, że w ty m okresie jego p u b licy sty k a determ in o w ała poglądy sw ych stosunkow o nielicznych ad- m iratorów , w w iększym stopniu n ato m iast odzw ierciedlała nadzieje i f r u stra c je znacznej części k rólew iackiej inteligencji. Ogólne ożyw ienie u p ro gu 1905 r., a potem w ybuch rew o lu cji kom entow ał Św iętochow ski z a p ro b atą bliską entuzjazm ow i. Uw ażał, że realistyczn e dążenia Polaków m ieszczą się w fo rm ule ogólno rosyjskiego ru ch u reform atorskiego; w ie rzył, iż sojusz z k ad etam i zaow ocuje i klęską sam odzierżaw ia, i autonomiią K rólestw a. W so cjalistach w id z ia ł w te d y sprzym ierzeńców , w zrew ol to w anym tłum ie — ry cerzy wolności. A firm acja haseł narodow ych i spo łecznych była d lań oczyw ista, fo rm y w a lk i p rzy jm o w ał ze zrozum ieniem . A le V/ m iarę rozw oju w yd arzeń w jego tek sta ch coraz w y raźn iej dźw ię czał ton zaniepokojenia, a z czasem — p rzerażen ia groźnym żywiołem . Chaos w pojęciach m oraln y ch , w gospodarce i polityce, coraz to now e s tr a j ki, coraz liczniejsze ofiary... N a przełom ie la t 1905— 1906 jeszcze w inił o to przede w szystkim w ładze i przedsiębiorców ; później, zwłaszcza pó „ k rw aw ej środzie” , głośno oskarżał rów nież socjalistycznych przyw ód ców, w yw odził o niedojrzałości m as. W obec lu d u był dość w yrozum iały, wobec działaczy rew o lu cy jn y ch — nie.
Św iętochow ski nigdy nie b y ł socjalistą. W spółtw órca pozytyw istycz nego w a ria n tu idei p rac y organicznej, zw olennik solidaryzm u nie mógł przecież p rzy jąć ak sjo m atu o w alce klas. A le uw ażał, że rozum ie rac je etyczne socjalistów . Całkowicie b y ł m u obcy n u r t endecki, lecz gorszyły go rów nież m ata fo ry o białej gęsi”, zaw ołania: „Precz z P o lską” . P P S łączyła jed n a k hasła narodow e i społeczne — oczekiw ał przeto in te g rac ji lewicy. Z am iast niej u jrz a ł ekspro p riacje i te rro r indyw idualny. I choć jeszcze w 1907 r. pisał, że „zasady socjalizm u w te j sy tu a c ji sta ły się obow iąz kow ym p rzekonaniem każdego rozum nego człow ieka”, było jasne, iż
A L E K S A N D E R Ś W IĘ T O C H O W S K I 67
koncepcja koalicji n a k sz ta łt tej, jak ą w odpow iednio m niejszym w y m ia rze zaw iązał ongiś w red a k c ji „ P ra w d y ” , nie grzeszyła już realizm em . R ew olucję żegnał rozgoryczony i, podobnie ja k w ielu w spółczesnych, p rzeko nan y o zaprzepaszczeniu w ielkiej szansy. Po niepow odzeniu za znanym w w yborach do D um y w ycofał się z bieżącej polityki, w k rótce też zaniechał stałej w spó łp racy z „ P ra w d ą ” . R ozw inął n ato m ia st dzia łalność w T ow arzystw ie K u ltu ry P olskiej, którego członkow ie o b rali go prezesem . P ró b a w spó łpracy z socjalistam i i na ty m polu skończyła się porażką; o strą w alkę w ew n ątrz organizacji przecięły w ładze rozw iązując TK P. Św iętochow ski, k tó ry red ag ow ał jego o rgan pt. „ K u ltu ra P o lsk a ”, zam knął to w egetujące raczej pism o, by zainaugurow ać w łasny m iesięcz nik. „H um an ista P o lsk i” s ta ra ł się łączyć treści popularnonaukow e z bie żącą reflek sją społeczną i polityczną. W ydaw ca naw iązał tu do swego daw nego pro g ram u (solidaryzm , aw ans cyw ilizacyjny, „praca w e w n ętrz n a ” m ia st „zbrojnych ru c h a w e k ”), ty m razem jed n ak m ocno ak cen tu jąc opozycję wobec koncepcji ugodowych.
Podczas pierw szej w o jn y św iatow ej zajm ow ał k onsekw entne stan o w i sko antyniem ieckie, a o legionistach rzeczyw iście sądził, że są stu m a- nieni. Po zajęciu K ró lestw a przez w ojska pań stw ce n traln y c h zawiesił „H um anistę Polskiego” i do końca okupacji w ym ow nie milczał.
W D rugiej R zeczypospolitej nie założył już w łasnego pism a, aczkol w iek n ad al p a ra ł się m .in. pub licystyką. U progu niepodległości pisyw ał do „T ygodnika Ilu stro w aneg o ”. W 1920 r. ukazał się jego pierw szy a rty k u ł w „Gazecie W arszaw skiej” i ta k rozpoczęła się n a pozór zaskak ująca w spółpraca z p rasą endecką. Od 1923 r. na łam ach „G azety” drukow ano cykl felietonów znów za ty tu ło w an y „L iberum v e to ” , a k o n ty n u o w an y potem (do 1929 r.) w „M yśli N aro d o w ej”. Po ro zstan iu z pism em W asi lew skiego, Św iętochow ski pow rócił na kró tk o do „G azety W arszaw skiej” , k olejn e zaś części p am fletu historycznego i społecznego pt. Genealogia teraźniejszości zam ieszczał w „Prosto z m o stu ”. P ro te s t przeciw areszto w aniom brzeskim p rzesłał nato m iast red ak cji „R obotnika”. B ezp arty jn y , u schyłku życia zbliżył się do F ro n tu M orges, co zaakcentow ał m.in. w spółpracą z katow icką „Polonią”. Nie pow iodła się w tym okresie próba bardziej trw ałego zw iązku z „W iadom ościam i L ite rac k im i”. U kazały się tam co p raw d a fra g m e n ty w spom nień Św iętochow skiego, ale urażony obaw am i G rydzew skiego przed p u b lik acją k ry ty c z n y ch wobec w ładz tek stów a u to r Genealogii teraźniejszości później nie odpow iadał już n a w e t na jego kuszące w ysokim h o n o rariu m oferty.
P u blicy sty k ę Św iętochow skiego w czasach D rugiej Rzeczypospolitej k ształto w ała „obsesja lęk u o Polskę N iepodległą” (M aria B rykalska). F a k t odzyskania suw erenności państw ow ej d aw ny lid er pozytyw istów porów nyw ał do cudu. Poniew aż jed n ak fo rm ułow anie ostrzeżeń przed czyhającym i na n aró d niebezpieczeństw am i zawsze uw ażał za sw e pow o łanie, nie zam ilkł, zaniepokojony ty m i zjaw iskam i, k tó re postrzegał jako
groźne. S ta ra ł się zachow ać stanow isko p o n a d p a rty jn e , pozycję nesto ra p o lity k i i doświadczonego m oralisty. K ry ty k o w a ł elity w ładzy. P iłsu d skiego i jego w spółpracow ników atak ow ał już w czasach, gdy b. k om en d a n t pierw szej b ry g ad y b y ł N aczelnikiem P ań stw a, a bodaj jeszcze b a r dziej dotkliw ie (acz z uw zględnieniem w a ru n k ó w cenzuralnych) — po 1926 r. K onsekw entnie a n ty b elw ed ersk i i a n ty san acy jn y , gorzkich uw ag nie szczędził też ludow com i socjalistom . N egatyw nie oceniał całą n ie m al klasę polityczną. Pisał: „[...] pow ażam się jed n ak tw ierdzić, że P o lacy nigdy nie tw orzyli praw idłow ego p aństw a, nigdy go nie stw orzą. W tej niezdolności tk w i trag ed ia naszego n arodu, bo on może zachować sw ój b y t niezależny tylko w tej form ie życia, k tó re j zorganizow ać nie u m ie ”.
Ów pesym izm p rz y n a jm n ie j część polem istów skłonna b y ła p rzy p i syw ać starczej zrzędliw ości, dopełnionej m an ierą opozycyjną. A przecież n adal był to sty l a u to ra przeglądow ych filip ik k ry ty k u ją c y c h anom alie życia publicznego, pozbaw iony tylko p ozytyw istycznej w ia ry w zw ycię stw o słusznej spraw y.
W ielu w spółczesnych, pam iętający ch boje pedeków z narodow cam i, zastanaw iał zw iązek b. prezesa ZPD z p rasą obozu narodow ego. M aria B rykalska, a u to rk a biografii „Posła P ra w d y ” , tw ierdzi, że jej b o h a te r tra fił tam niem al przyp ad kiem , k o n ten tu ją c się przede w szystkim opo- zycyjnością endecji oraz swobodą w ypow iedzi, jaką zapew niali m u W a silew ski czy Olszewski. S p raw a w y d aje się jed n a k bardziej skom pliko w ana. O czywiste, że Św iętochow ski rów nież w dw udziestoleciu nie ap ro bow ał w szystkich założeń św iatopoglądu nacjonalistycznego, nie do p rz y jęcia by ły d lań zwłaszcza to ta lita rn e koncepcje „m łodych”, a ty ch z kolei razić m usiały jego sym patie dla F ro n tu Morges. Sam w ielokrotnie akcen tow ał te rozbieżności, choć po 1918 r. polity k i narodow odem okratycznej nie atako w ał w prost. Nie był to w yłącznie tak ty c zn y sojusz przeciw N a czelnikow i P a ń stw a czy obozowi m ajo w ych zwycięzców. W cześniej, w dobie rew o lu cji 1905 r. zaznał Św iętochow ski rozczarow ania do socjali stów , rozłam i rozw iązanie T ow arzystw a K u ltu ry P olskiej p rzelały tę czarę goryczy. P ew n ą rolę odegrała też zapew ne zbieżność jego poglądów z n arodow odem okratycznym i koncepcjam i o rie n tac y jn y m i podczas p ie rw szej w o jn y św iatow ej. Za głównego w roga polskości, od czasów k u ltu r- kam p fu po k res swego życia, uw ażał przecież N iem cy, akcję zaś legio nistów uznał za błąd „dusz m arzy cielsk ich ” , m anipulow anych przez po lity k a, którego talen tó w nie cenił. Po w ojnie n ato m ia st w idział w e w ła sny m narodzie n a tu raln eg o gospodarza odrodzonej państw ow ości. I choć p ro testo w ał przeciw restry k c jo m wobec in n y ch n acji, to jed n a k oburzał się na „ tra k ta t m niejszościow y”, sep araty zm etniczny 1/3 obyw ateli u w a żał za groźny. D o tkn ięty „obsesją lę k u ” pisał, że lew ica sp raw y narodo w ej nie rozum ie, że roznieca klasow e p a rty k u la ry z m y osłabiając p a ń stw o. P rzem aw iał z p o n ad p arty jn eg o k o tu rn u , a to w łaśnie n acjon ali
A L E K S A N D E R Ś W IĘ T O C H O W S K I 69
styczna p raw ica m ów iła o sobie, iż jest ponad grupow e przeciw ności i troszczy się o dobro w spólne. W program ie endecji m ógł więc dostrzec reflek s sw ych daw no już sform ułow anych tez o solidaryzm ie społecznym , jak rów nież i tych dow odzących szczególnego znaczenia zabiegów o ko n dycję i świadom ość chłopstw a. N arodow odem okratyczna prób a sy n tezy pozytyw izm u z ro m an ty zm em dla w sp ó łau to ra P racy u podstaw zapew ne nie b yła więc n iea tra k c y jn a . To praw d a, że przezw yciężenie pew ny ch bardzo w ażnych odm ienności nie w chodziło w rachubę, ale p ry n cy p ia ln y na ogół Św iętochow ski uznał jednak, iż może sobie pozwolić na ko m pro mis. N atom iast W asilew ski czy Piasecki zabiegali o jego w spółpracę w słusznym p rzekonaniu, że te k sty surow ego dem ask ato ra genealogii teraźniejszości nie w prow adzą chaosu ideowego do „M yśli N arodow ej” czy „P rosto z m o stu ”.
Z naw cy dziejów lite ra tu ry tw ierdzą na ogół, że Św iętochow ski szybko i efektow nie zdobył renom ę jednego z najzdolniejszych tw órców poko len ia pozytyw istów , „ale ju ż w lata ch 80-tych nie d o trzy m ał k ro k u ró w ieśnikom w działalności ściśle literack iej, w y b ijają c się za to w p u b li cy styce” (Jan in a K ulczycka-Saloni). F o rum , na k tó ry m najczęściej za b ierał głos, była p rasa. N ajb ard ziej odpow iadała m u fo rm u ła w łasnego tygodnika, d ziennikarskie zaś pióro m iał n a d e r błyskotliw e, zwłaszcza gdy kreśliło ono te k sty felietonów . Z ain aug u ro w any przez pozytyw istę, a zam kn ięty w dw udziestoleciu przez w spółpracow nika p rasy narodow ej cykl „L iberum v e to ” by w ał rów nie p row okacyjny, jak sam ty tu ł. Ale w olne „nie pozw alam ” to jed n ak nie tylko w archolstw o i klien tela, to także s k ra jn y indyw idualizm , odw aga, niezależność. Św iętochow ski b a r dzo sobie cenił w łasną podm iotowość. Nie dyplom atyzow ał, głosił także sąd y niepo p ularne, jeśli tylk o w ierzy ł w ich słuszność. Czasem n a w e t odnieść m ożna w rażenie, że dobrze czuł się w ro li rzecznika ty ch zasad, k tó re ogół negow ał lu b om ijał. W ielu ideom i w artościom , w ypracow anym i uznanym w czasach redagow ania „ P rzeg ląd u ” czy pierw szych roczni ków „ P ra w d y ”, pozostał w iern y. Był p rzek o n any o posłannictw ie in te ligencji, o ro li n a u k i w ulepszaniu św iata, o głębokim społecznym i m o ra ln y m sensie pracy , o słuszności założeń solidaryzm u. Nie przeżył m o m en tu zasadniczej re o rie n ta c ji sw ych poglądów. Zm ieniał je jednak, nie kiedy b rn ą ł w sprzeczności. P o zy ty w isty czn y e n tu z ja sta w izji społeczeń stw a dem okratycznego, w D rugiej R zeczypospolitej nadal przek onan y o w y jątk o w y m znaczeniu chłopstw a dla przyszłości naro du , stw ierdzał niedojrzałość tej w a rstw y do odpow iedzialności za k ra j, uznaw ał jej kom p eten cje zaledw ie w w y borach do sam orządu lokalnego. Z w olennik u n i w ersalizm u, gardzący uprzedzeniam i narodow ym i czy rasow ym i, po w y borach do IV D um y p rotestow ał przeciw zrów naniu p raw Polaków i Ż y dów w p ro jek to w an y ch rad a c h m iejskich K ongresów ki, w Polsce n ie podległej n a w e t endecy o k reślali go niek ied y jako an tysem istę. P ię tn u jący spiski przyszły k o n spirato r, antag o n ista „szkoły R om ana D m ow skie
go” , p u b lik u jący później w „M yśli N aro d ow ej” , a n ty k le ry k a ł i w olno m yśliciel, u schyłku życia n ad al ateusz, lecz p ro te stu ją c y przeciw p ro jek tom usunięcia k rzy ża z pom ieszczeń publicznych... Do in te le k tu a ln e j biografii trzeźw ego ra c jo n alisty zak rad ł się n ieje d en paradoks.
A. Ś w i ę t o c h o w s k i , Wspomnienia. Oprać. S. Sandler, W rocław 1969; M. B r y - k a l s k a , Aleksander Świętochowski. Biografia, t. 1, 2, Warszawa 1987.