• Nie Znaleziono Wyników

"Obrona bytu". Wczesne poglądy polityczne ugodowców z Królestwa Polskiego w świetle petersburskiego "Kraju" (1882-1896)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Obrona bytu". Wczesne poglądy polityczne ugodowców z Królestwa Polskiego w świetle petersburskiego "Kraju" (1882-1896)"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Agnieszka Kidzińska

"Obrona bytu". Wczesne poglądy

polityczne ugodowców z Królestwa

Polskiego w świetle petersburskiego

"Kraju" (1882-1896)

Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio F, Historia 56, 55-82

2001

(2)

A N N A L E S

U N I V E R S I T A T I S M A R I A E C U R I E - S K Ł O D O W S K A L U B L I N - P O L O N I A

VOL. LVI SECTIO F 2001

Studium Doktoranckie Historii UMCS

AG NIESZK A KID ZIŃ SK A

„O brona b y tu ”. W c ze sn e poglądy p o lity c z n e ugodow ców z K r ó le stw a P olskiego w św ietle p etersb u rskieg o „ K ra ju ”

(1 8 8 2 -1 8 9 6 )

„Defense de l’existence”. Opinions politiques précoces des partisans de conciliation dans le Royaume de Pologne, publiees dans l’hebdomadaire

„Kraj” (1882-1896) à Saint-Petersbourg

Idea stw orzenia stronnictw a lojalistycznego w Królestwie Polskim p o ja ­ w iła się bardzo wcześnie, bo jeszcze w czasie trw an ia pow stania stycznio­ wego. W yszła od nam iestnika T eodora Berga w grudniu 1863 r., jednakże A leksander II odrzucił jego sugestię, gdyż istnienie takiego ugrupow ania nie opierałoby się n a dobrowolności. A rystokracja polska przystępow ałaby do niego p od przym usem , licząc n a zwolnienie aresztow anych krewnych czy na uratow anie zagrożonych konfiskatą m ajątk ó w .1 U płynąć m usiało około dw u­ dziestu lat, by społeczeństw o polskie o trząsnęło się po niedawnej klęsce, by w yrosło nowe pokolenie, dla którego pow stanie znane było bardziej z opo­ wieści starszych, niż z autopsji. Dopiero w tedy idea p o jed n an ia Polaków z zaborcą m ogła znaleźć podatny, choć kam ienisty i niezbyt obszerny grunt.

W m oim przekonaniu m om entem ujaw nienia się tych n astrojów n a więk­ szą skalę był rok 1882, gdy pow stały redakcje dwóch czasopism nastaw io­ nych w yraźnie n a program ugody z Rosją: warszawskiego „Słowa” i p eters­ burskiego „ K ra ju ” .2 Środowisko ugodowców królewiackich dzieli się słusznie

1 A. Szwarc: Od Wielopolskiego do Stronnictwa Polityki Realnej. Zwolennicy ugody z Rosją, ich poglądy i próby działalności politycznej (1864-1905), Warszawa 1966, s. 35.

2 „K raj” posiada doskonałą monografię, Z. Kmiecik: „Kraj” za czasów redaktorstwa Erazma Piltza, Łódź 1969; pozostałe wymienione tygodniki zostały częściowo scharaktery­

(3)

n a warszawskie, zdecydowanie bardziej konserw atyw ne (wewnętrznie zróż­ nicowane n a grupę Z ygm unta W ielopolskiego i grupę Ludw ika Górskiego z „Niwą” ) oraz p etersburskie, hołdujące poglądom liberalnym , w yrosłym z pozytyw izm u. Ta d ru g a grupa, będąca często w ostrej opozycji do „Słowa” i „Niwy” w kwestiach rozw iązyw ania problem ów społecznych (pewne za­ d rażnienia w ystępow ały przy ocenie roli Żydów w ekonom icznym rozwoju społeczeństw a oraz ocenie politycznej siły K ościoła katolickiego i jego dok­ try n y ), najczęściej zgadzała się z nim i w w yborze drogi politycznej. Skupiała się ona wokół „ K ra ju ” , wydawanego w stolicy Rosji przez dwadzieścia kilka lat oraz wokół redaktorów i wydawców tegoż pism a W łodzim ierza Spaso- wicza i E razm a P iltza. P iltz i Spasowicz byli zdecydowanie najw iększym i indyw idualnościam i w gronie redakcyjnym i oni również latam i w ypracow y­ wali program społeczno-polityczny swego tygodnika. Należy jed n a k zazna­ czyć, że z wyżej w ym ienionych Spasowicz był w interesujących nas latach au to rem większości artykułów program ow ych; P iltz do swego pism a pisywał rzadko. O prócz nich, w yraźnie pojednaw czą politykę w „ K ra ju ” prezento­ wali: Ludw ik Straszewicz (czasowo piszący również w „Słowie” , a od lat 90. X IX w. a u to r wielu artykułów program ow ych), W incenty Kosiakiewicz, Lu­ dom ir G rendyszyński, Józef Szyszło, Józef Tokarzewicz-Hodi (który później „zdradził” tygodnik dla bardziej ugodowej „Chwili” ), W ładysław Żukowski (konsekwentnie podkreślający ważność związków gospodarczych łączących Królestwo z Cesarstw em ), B ohdan K utyłow ski i inn i.3 T rzeba podkreślić, że poglądy sk ład ające się na program ugodowców, reprezentow ane na ła ­ m ach „ K ra ju ” , częstokroć były tożsam e z zapatryw an iam i wyżej wym ienio­ nych dziennikarzy. Nie sposób dziś ustalić n a pewno au to rstw a większości artykułów w stępnych, które są praw dziw ą skarbnicą poglądów i z których najczęściej korzystałam . W każdym num erze w ystępow ały zwykle dwa t a ­ kie artyk u ły : pierw szostronicow y i kom entujący najw ażniejsze w ydarzenia n a p o czątk u rub ryk i Z tygodnia. Posiłkow ałam się również polem icznym i odpow iedziam i redakcji na zarzu ty lub poglądy zaw arte w innych pism ach polskich czy rosyjskich.

Do roku 1897 tru d n o mówić o zaistnieniu w społeczeństw ie polskim fak­ tycznego, choć nieform alnego stronnictw a ugodowego. O tym , że jed n a k było i jego konsolidacja powoli następow ała, św iadczą w łaśnie a rty k u ły w

orga-zowane w innych publikacjach, id.: Prasa warszawska w okresie pozytywizmu, 1864-1885, Warszawa 1971; id.: Prasa warszawska w latach 1886-1904, Wrocław 1989.

3 Spośród wymienionych redaktorów i współpracowników „Kraju” tylko W. Spaso­ wicz doczekał się opublikowania biografii, M. Jankowski: Być liberałem w czasie trudnym. Rzecz o Włodzimierzu Spasowiczu, Łódź 1996; J. Kulczycka-Saloni: Włodzimierz Spaso­ wicz. Zarys monograficzny, Warszawa 1975.

(4)

nach prasow ych lojalistów . „ K ra j” jako g ru p a w yłam ująca się od konser­ w atyzm u, m iał do pokonania dłuższą drogę n a ty m polu. Dopiero rok 1897, przebogaty w w ydarzenia znaczące dla K rólestw a Polskiego, ujaw nił w pełni szeregi ugody i pokazał jej w ew nętrzną siłę. Dlatego te n m om ent w y brałam n a cezurę końcową mojej pracy. Okres zam knięty latam i 1882-1896 loja­ liści poświęcili na w ypracow anie swojej podstaw y program owej, usunięcie różnic św iatopoglądow ych m iędzy o d łam am i oraz wskazanie społeczeństw u polskiem u alternatyw nej drogi rozw iązania kwestii polskiej w p ostaci pracy organicznej i p o jed n a n ia z zab orcą.4 R edakcja „ K ra ju ” w 1885 r. pisała, że z a k ład ając polskie pismo w P etersb u rg u a nie w W arszawie, m iała za­ m iar, przez zaznajom ienie Polaków z życiem Rosji, a R osjan z życiem K ró­ lestwa Polskiego i innych ziem zamieszkanych przez ludność polską, stwo­ rzyć ogniwo m iędzy p rasą polską i rosyjską. Je d n a k ważniejszym celem była spraw a zupełnie inna:

„Umiarkowana, trzeźwa i spokojna działalność naszego pisma obliczona jest nie na opinię rosyjską, ale na własne społeczeństwo. Chcemy wpływać, o ile nam sił i środków starczy, na wytworzenie się w naszym społeczeństwie skonsolidowanego, u m i a r k o w a n e g o [podkr. „K raj”] stronnictwa, umieją­ cego pogodzić gorące przywiązanie do języka, wiary ojców i narodowości — z potrzebami i prawami państwa.”5

By udowodnić Polakom siłę swych racji, ugodowcy sta ra li się wykazać, że wszelki opór wobec Rosji jest bezsensowny, gdyż jest to państw o zbyt potężne. W tym celu chętnie drukow ali wszelkie głosy prasy zakordonowej lub zagranicznej, w których w łaśnie o potędze Rosji b y ła mowa. Szczególnie cenne okazały się dla nich a rty k u ły dwóch różnych program owo pism galicyj­ skich „C zasu” i „G azety N arodowej” , zgodnych co do faktu, że w Rosji do­ konuje się odrodzenie narodow e i polityczne. W wyniku tego przesilenia, do w ładzy dochodzą ludzie w ro d zaju T o łstoja czy Pobiedonoscewa, opierający się na praw osław iu i w artościach narodow ych oraz dążący do m oralnej od­ nowy a p a ra tu biurokratycznego. Polacy nie są ju ż dla Rosji ta k w ażną prze­ szkodą i źródłem kłopotów , ja k dawniej. Państw o to bowiem jest ta k silne i atrak cyjn e dla innych krajów słowiańskich, że tylko Kościół katolicki zdolny jest oprzeć się jego w pływ om .6 Z praw dziw ą satysfakcją przytaczali też zapy­ ta n ia anonimowego a u to ra wydanej w Peszcie broszury n a te m a t ewentualnej wojny austriacko-rosyjskiej: „Czyż możemy [ ... ] tak ą arm ią walczyć z Rosją,

4 Proces docierania się różnych środowisk ugodowych z Królestwa Polskiego przed­ stawia A. Jaszczuk: Spór pozytywistów z konserwatystami o przyszłość Polski 1870-1903, Warszawa 1986.

8 Replika, „Kraj”, nr 37, 15(37) IX 1885, s. 11. 6 Ibid., nr 1/2 8(20) I 1883, s. 7.

(5)

zdolną do w ystaw ienia arm ii przeszło trz y razy większej?” 7 Cesarstw o Ro­ syjskie to państw o potrafiące podnosić się po porażkach, regenerować swoje siły. Zapew nia o ty m sym patyzujący z Polakam i „Gołos” , ukazujący przyszły alians Rosji z Fran cją o ostrzu antyniem ieckim oraz ze Słow ianam i naddu- najskim i i zabałkańskim i skierowany przeciwko A ustro-W ęgrom .8 Z resztą i Niemcy i A ustro-W ęgry wcale nie zam ierzają wchodzić w konflikt z Rosją. Z d ają sobie sprawę z jej potęgi m ilitarnej i dem ograficznej, z tego że s ta je się ona centrum polityki europejskiej. P aństw a te w yraźnie szukają rosyj­ skiej przyjaźni, chociaż dotychczasow y ich sojusz w łaśnie przeciwko Rosji był skierowany. W obu sąsiadujących krajach dochodzą do w ładzy politycy przy­ jaź n i w schodniem u im p eriu m .9 W śród tych peanów o sile zaborcy zupełnie m arginalne miejsce zajm u ją nieśm iałe analizy sta n u finansowego państw a, z których niezbicie wynika, że budżet absolutnie uniem ożliwia jakikolw iek w ysiłek wojenny. Inform acje podobne zawsze je d n a k były upiększane t a kim i uspok ajającym i wstawkam i, ja k ta: „N aturalnie państw o ta k potężne i ludne ja k Rosja, zawsze, nawet przy zupełnym w yczerpaniu się skarbu, znajdzie dostateczne środki do obrony swego te ry to riu m [.. .]” .10

W ja k i więc sposób pow inni zachowywać się Polacy w stosunku do nie­ zwyciężonego zaborcy? N a pewno porzucić wszelkie nierozsądne plany od­ zyskania niepodległości czy zorganizow ania pow stania zbrojnego. W dw u­ dziestą rocznicę insurekcji styczniowej „ K ra j” z zatroskaniem podszytym nadzieją donosił, że oto n aró d polski osiągnął wreszcie pełnoletniość, d o j­ rzałość do rozum nego podejm ow ania decyzji. Nie omieszkano też złożyć ju ­ bilatow i życzeń, odpow iednich do okazji: „Niech ideał spokojnej, oględnej, skupionej pracy przyśw ieca nam i n adal niespożytym i blaskam i tej samej po­ tęgi, k tó ra spraw iła, żeśmy nareszcie sk o ń czy li... lat dwadzieścia i jeden. Nie możemy nic lepszego ani świętszego powiedzieć — ja k to życzenie — w dniu tym , ostatecznie, bardzo bolesnym ” .11 Owa dojrzałość, w prześw iadczeniu polskich lojalistów , przejaw iała się w m oralnej przem ianie społecznej. Do­ tychczasowe sądy n a te m a t Rosji w Królestwie zapraw ione były goryczą, gdyż Polacy wiele od niej wycierpieli. Dziś je d n a k nie należy sobie pozwalać n a ta k i b łą d polityczny, jak im jest głośne użalanie się n ad losem, gdyż nie m ożna liczyć n a pom oc z zew n ątrz.12 Nieszczęście rozbiorów przyspieszyło znacznie ową „pełnoletniość” n arodu. Dzięki nim nauczył się on nie liczyć na

Ibid., nr 3, 16(28) I 1883, s. 3. 8 Ibid., nr 1/2, 1883, s. 8. 9 Ibid., nr 10, 4(6) III 1884, s. 1. 10 Ibid., nr 40 5(17), X 1886, s. 1. 11 Ibid., nr 3, 15(27) I 1884, s. 1. 12 Ibid., nr 3, 1883, s. 6.

(6)

E uropę, na dyplom ację, m ocarstw a ani rządy, gdyż wszytkie one zawiodły. Ani ludy ani rewolucje nie przyczyniły się do pow strzym ania procesu u tra ty narodow ych praw. Polacy przekonali się, że polityka nigdy nie jest bezin­ teresow na, że d ziała egoistycznie i chętnie w ykorzystuje dążenia innych dla w łasnych celów. Tylko na siebie sam ych i n a w łasny dorobek dziejowy m ogą liczyć.13 Szkoda, że ta m ądrość przyszła po szkodzie, nawet jed n a k ona jest cenna, gdyż zm ienia n a tu rę społeczeństw a, oducza wielkiej polityki n a w ła­ sna rękę. Zerwanie z ideałem W allenroda i K o rd ian a 14, k tóry ciągnął się od wieku X V III, naznaczonego warcholstwem, było bowiem procesem bardzo żm udnym . T ym bardziej należy cenić obecny sukces. Dziś Polacy w ierni są zasadzie „system atycznej abstynencji” , k tó rą ugodowcy rozum ieli w sposób następujący:

„Ostateczne zlikwidowanie swojej własnej wielkiej polityki, zaniechanie wszelkich myśli o własnym państwie, a obrócenie wszystkich sił umysłowych na pielęgnowanie tylko narodowej kultury, prowadziło do wycofania się całkiem z tej polityki, do bezwarunkowego niemieszania się w międzynarodowe euro­ pejskie zatargi, do nieoddawania tej grze, już całkiem nie naszej, komukolwiek bądź chociażby dobrowolnych posług, do niesłużenia, chociażby i sympatycz­ nej obecej sprawie bo służylibyśmy w każdym razie za narzędzia w cudzym ręku” .15

W przekonaniu lojalistów pojaw iła się nowa w artość nadrzędna:

„[...] wyzyskać każdą sposobność mogącą przyczynić się do powiększnia naszego dobrobytu”.

To jest dowodem otrzeźw ienia społeczeństw a polskiego.16

Do osiągnięcia takiego sta n u umysłowego przez n aród przyczyniły się z pew nością jed no stk i w ybitne, w śród których rolę przew odnika ugodowcy przypisyw ali Józefowi Szujskiemu, wielkiemu realiście. Jego życiowym za­ daniem sta ło się opisyw anie historii prawdziwej, w ykryw anie zafałszowań, które uczą nierozwagi w polityce, d a ją z łu d n ą nadzieję. Ten w ybitny histo­ ryk, k tóry sam siebie nazwał „strażą ogniową gaszącą rew olucyjne zryw y” , chciał, by stan em n a tu ra ln y m n a ro d u s ta ł się „rozbrat ze wszelką ułu dą, wytrzeźw ienie m oralne i obnażenie w szystkich ran, w szystkich złych n ało ­ gów i grzechów, otrzeźw ienie po pienistych pucharach u pajającego tru n k u ” . Chciał, by przyszłość budować n a podw alinach trady cji, lecz tylko tej n a j­ cenniejszej, najw artościow szej, rozum ianej przez niego jako ary stok raty czna

13 Dziś i jutro, ibid., nr 1, 1(13) I 1884, s. 1.

14 Zob S. Kawyn: Ideologia stronnictw politycznych w Polsce wobec Mickiewicza, Lwów 1937.

18 „K raj”, nr 20, 13(25) V 1884, s. 1; zob. też nr 6, 5(17), II 1884, s. 1. 16 Ibid., nr 40, 6(18), X 1885, s. 1.

(7)

i konserw atyw na.17 Dzięki t a kim ludziom pojaw iła się podstaw a do po jed ­ nan ia n a ro d u polskiego z zaborcam i. W A ustrii ju ż się ono dokonało i za­ procentow ało autonom ią. Niestety, w Rosji wciąż d z ia ła ją siły przeszkadza­ jące tem u p otrzebnem u procesowi. Te siły uosabia rosyjska p rasa nacjonali­ styczna. Realiści walczyli z nią bardzo często n a łam ach „ K ra ju ” odw ażnym słowem, zarzucając kłam stw a i m anipulacje faktam i. M oją uwagę zw róciła krótka acz dosad na odpowiedź na jeden z wyjątkowo przesadzonych pamfle- tów o Polakach, w yrażona w języku urzędowym: „Wri, no znajże m ieru” .18 Bardzo wcześnie zadeklarow ano, że pojednanie m a dokonać się na gruncie państw ow ym , a nie tylko religijnym , ja k zarzucała Polakom p rasa rosyjska.19 Z resztą m ieszanie spraw ściśle państw owych z religijnym i zawsze uważano w środow isku p etersburskich lojalistów za niebezpieczne; tego zaś w łaśnie chcieli przeciwnicy.

„Krzyknij tylko u Czarnomorza: k o ś c i ó ł [podkr. „Kraj”] zaraz ci echo zgrzytliwie znad Morza Białego odpowie: p a ń s t w o ! [podkr. „K raj”] Co zaś niezawodne, to że część prasy rosyjskiej bezustannie nadużywa względem Polaków roli i imienia, które przecież nie były i być nie mogą niczyim wyłącznym atrybutem [...]”20

— żalili się ugodowcy.

Unifikacja, jak ą proponują, R osjanie jest nie do przyjęcia.

„Nowożytne państwo nie może być ani wyłącznie jednowyznaniowe, ani narodowościowo całkiem jednolite; skoro działa w niewłaściwym kierunku, zużywa tylko siły własne i samo przyczynia się do wytworzenia oporu, który trwać może bardzo, a bardzo długo.”21

Takie rozsądne argum enty ani przytaczanie dowodów, że społeczeństwo polskie do ugody dorosło, nie robiło jed n a k na prasie rządowej żadnego w ra­ żenia. W łaściw ie działało wręcz odw rotnie do zam ierzeń. „Zaiste — pisał «K raj» z gorzką ironią — czy tając niektóre dzienniki rosyjskie z o statnich kilku lat, w ydaje się, jak b y każde otrzeźw ienie się społeczeństw a polskiego, każde wzm ocnienie żywiołów um iarkow anych było im solą w oku” .22 Z d ru ­ giej jed n a k strony ugodowcy rozum ieli przyczyny rosyjskiej nieufności i s ta ­ rali się wyjaśnić społeczeństw u, ja k Rosjanie rozum ują.

„Charakterystyczną właściwością stosunków polsko-rosyjskich jest ta wza­ jem na podejrzliwość i nieufność, której źródeł doszukiwać się chyba nie trzeba. Dość zaznaczyć, że po ostatniej, sprzed 25 laty dobie przełomowej [powstaniu 17 Ibid., nr 5, 30 I(11 II) 1883, s. 1.

18 Przegląd prasy, ibid., nr 3, 1883, s. 11. Passim.

20 Ibid., nr 18, 19 IV(11 V), 1884, s. 1. Ibid., nr 41, 13(25) X, 1885, s. 1. 22 Replika. . ., op. cit.

(8)

styczniowym — A.K.], nieufność ta wzrosła była do rozmiarów herkulesowych. Cokolwiek złego (o charakterze politycznym ma się rozumieć) stało się w Ro­ sji, czy na powierzchnię wypłynęły objawy rozkładowe, nihilistyczne, czy się wszczęły rozruchy w zakładach naukowych, upatrywano zaraz w niepomyśl­ nych tych wypadkach związek z «intrygą», w intrydze tej wyłącznie szukano przyczyny przyczyn zaczynów przewrotowych, nadając tym osławionej spra­ wie [polskiej — A.K.] charakter niemal demoniczny”.23

Pom im o to, w prześw iadczeniu ugodowców, kom prom is był możliwy i w ym agał jedynie odrobiny dobrej woli ze stro ny zaborcy:

„[. ..] historia świadczy, że jakkolwiek w pewnym momencie dziejowym byłyby zaostrzone stosunki między dwoma narodami, jakkolwiek krzywdy obustronne byłyby bolesne, z biegiem czasu wszelkie stosunki te mogą zmienić się na lepsze. Tak samo nieuzasadnioną, a niehistoryczną wydaje się nam zasada oparta na przypuszczeniu, jakoby wspólne z pewnym narodem pożycie wręcz było niemożliwym, ze względu na interesy państwa. Twierdzenie, że naród pewien, zawiniwszy kiedyś w swoich zobowiązaniach państwowych, już przez to samo pozbawiony został raz na zawsze wszelkiego prawa do korzystania z opieki państwa, mniej jeszcze jest warte [.. . ]”.24

By je d n a k Rosjanie zrozum ieli ten fakt, m uszą przyznać, że każdy n aró d jest organizm em złożonym . P ełno w nim najrozm aitszych ugrupow ań o różnych poglądach. Nie m ożna stosować jednej m iary dla wszystkich Polaków, przede w szystkim zaś traktow ać tę ich część, k tó ra dąży do p o jed n a n ia jednakow o z tym i, które są mu o b o jętne lub w rogie.25

Czego ugodowcy chcą w zam ian za sw oją lojalność? Ich żądania, doty­ czące zm iany sytu acji K rólestw a Polskiego i Polaków są więcej niż skrom ne. 1. W prow adzenie niektórych daw nych praw polskich i litewskich do ko­ deksów rosyjskich, przy okazji reform y praw a państwowego. Obyw atele m ie­ liby dzięki tem u zyskać wiele udogodnień przy okazji prow adzenia procesów sądowych. Nie precyzowano, jakie to praw a należałoby do kodeksu w prow a­ dzić, informowano jedynie ogólnie, że w yrastały b y one bezpośrednio z t r a ­ dycji i zwyczajów.

2. Możliwość używ ania języka ojczystego podczas zjazdów i zebrań in sty tu cji pryw atnych. C zęsta konieczność posługiw ania się podczas nich językiem technicznym bardzo u tru d n ia ła porozum iew anie.

3. Zniesienie niektórych praw w yjątkow ych. Za szczególne utru d n ien ie uważali zakaz nabyw ania ziemi przez Polaków, tw ierdząc przy tym , że ta konkretnie kara za pow stanie styczniowe, sp e łn iła ju ż swe zadanie i nie m a

23 Z tygodnia, ibid., nr 7, 12(24) II, 1888, s. 6-7. 24 Ibid., nr 9, 2(14) III, 1886, s. 2.

(9)

sensu dłużej utrzym yw ać jej w mocy. Duże obawy w yw oływ ała też możliwość rozciągnięcia wyżej wym ienionego praw a na ruchom ości, np. akcje giełdowe.

4. Złagodzenie praw a karnego, zezwalającego nawet za stosunkowo nie­ wielkie przew inienia na zsyłki i zam iana go n a kary odbyw ane na miejscu, ja k tw ierdza czy przym usowe roboty.

5. Przestrzeganie zasady, że sądy gm inne m a ją obowiązek rozpatryw ać wnioski w tak im języku, w jak im zostały one złożone, a więc również po polsku.

6. Z atru dnian ie na niższych stanow iskach urzędniczych, szczególnie na kolejach, ludzi prawomyślnych, bez względu na ich w yznanie. Ze strony ugo- dowców był to ak t nieśm iałej obrony tradycyjnie przez Polaków zajm ow a­ nych, jedynych stanow isk urzędniczych. N a więcej nie mogli sobie pozwolić. 7. Przyw rócenie na stacjach kolejowych napisów w języku polskim . Nie tylko u łatw i to życie miejscowej ludności, najczęściej chłopom nie znającym dostatecznie języka urzędowego, ale i zadość uczyni m iędzynarodow em u zwyczajowi, k tóry nakazuje tak ie napisy podaw ać w kilku językach obcych. Czemu więc i nie po polsku?

8. W prow adzenie sam orządu. Było to zdecydowanie najzuchwalsze żą­ danie lojalistów . Pojaw iło się je d n a k w zawoalowanych sugestiach, ja k np. przy stw ierdzeniu, że ziem stw a w guberniach zachodnich m ogłyby dużo sku­ teczniej zająć się rozw iązywaniem problem ów lokalnych niż grupy obywateli poruszanych społeczną inicjatyw ą. Chociaż spraw a t a znajdow ała się, ja k na razie, w sferze m arzeń, to jed n a k ugodowcy nie dopuszczali do siebie myśli, by Królestwo otrzym ało jakiś surogat sam orządu. M iało to być identyczne rosyjskiem u ziemstwo.

9. Stworzenie państwowej in sty tu cji kredytowej dla polskich ziem ian i chłopów.

10. Umożliwienie również Polakom w drażania w życie ustaw y zezw alają­ cej obyw atelom n a pryw atne nauczanie w języku rosyjskim . P ro śb a ta m iała na uwadze tych sp ośród mieszkańców ziem polskich zaboru rosyjskiego, k tó ­ rzy pragnęli z w łasnej inicjatyw y organizować dzieciom chłopskim i służbie dworskiej szkołę postawową. Co do szkół rządow ych w Królestwie, p o stu la ty ograniczały się do zwiekszenia ich liczby oraz przyjm ow ania do nich również dzieci z uboższych ro d zin .26

J a k widać, lojaliści pragnęli ofiarować pojedn anie napraw dę niewielkim kosztem . U pór, z jak im dążyli do ugody, nie był podyktow any strachem

26 „K raj” , nr 5, 1883, s. 6-7; nr 7, 13(25) II, 1883, s. 1-4; nr 8, 20 II(4 III), 1883, s. 6-7; nr 9, 26 II(10 III), 1883, s. 1; nr 10, 6(18) III, 1883, s. 1-3; nr 16, 15(27) IV, 1884, s. 3; nr 18, 1884, nr 26, 24 IV(6 VII), 1884, s. 2-3; nr 29, 20 VII(1 VIII), 1886, s. 11; nr 40, 1(13) X, 1887, s. 1-2; nr 29, 15(27) VII, 1888, s. 8.

(10)

przed w ynarodow ieniem . Nie czuli się zagrożeni przez atrakcyjność nauki, literatury, życia towarzyskiego i języka rosyjskiego, gdyż ta k napraw dę ich poziom nigdy nie mógł kulurze polskiej zagrozić. Praw dziw e niebezpieczeń­ stwo widzieli w „wydziedziczeniu społecznym ” 27, bo tylko tem u trad y cy jn e cnoty narodow e nie m ogły skutecznie przeciw działać. Z biuro kratyczną m a­ chiną p aństw a rosyjskiego, k tó ra do owego w ydziedziczenia dążyła, zmierzyć się b yła zdolna tylko d o b ra wola rządu i władcy.

D rugą siłą przeciw działającą zbliżeniu polsko-rosyjskiem u były, w prze­ konaniu realistów, Niemcy. Ich in try g a polegała n a tym , by udow odnić po­ tężnem u sąsiadowi, że Polacy s ta ra ją się doprow adzić do zadrażnień m iędzy zaborcam i, dotychczas żyjącym i ze sobą w przjaźni. Tym czasem antagonizm Rosji i Niemiec trw a od wieków i objaw ia się na polu handlow ym . J a k na ra ­ zie, interesy publiczne obu p aństw każą im pozostaw ać w zgodzie, ale nigdy nie wiadomo, czy kwestie bardziej przyziem ne nie s ta n ą się przyczyną za­ drażnień. Niemcy są w rogam i nie tyle Polaków i R osjan, co Słowian w ogóle. A ntagonizm ten jest spraw ą przyrodzoną, a od tego, k tóry szczep w ygra ry­ walizację, zależą losy Europy. Niebezpieczeństwo nie byłoby ta k poważne, gdyby nie fakt, że:

„Słowianie w ogólności znajdują się w warunkach oczywistej niższości towa­ rzyskiej, naukowej, literackiej, ekonomicznej, cywilizacyjnej względem żywiołu niemieckiego zewsząd nas otaczającego.”28

Polacy są jed n a k szczególnie narażeni ze wzgędu na najbliższe sąsiedz­ two. Ci z nich, którzy znaleźli się w granicach Niemiec, m uszą każdego d n ia walczyć z w ynarodow ieniem . Królestwo Polskie od niemieckiego Drang nach O sten również nie jest wolne. Cudzoziem scy fabrykanci w yk up ują zakłady przem ysłowe i sprow adzają do pracy swoich rodaków zam iast z atru d n iać miejscowych robotników .29 Tw orzą w te n sposób liczne enklaw y izolujące się od Polaków, sw oistą „p iątą kolum nę” . „ K ra j” ta k przed nim i ostrzegał:

„Dopóki nie wytworzymy u siebie czysto narodowego przemysł i nie oprzemy się najazdowi kapitalistów i przemysłowców niemieckich, dopóty żywić będziemy w zanadrzu węża, co nasze własne poszarpie łono.”30

Najsilniejsze państw o słowiańskie, Rosja, również nie uchroniło się od za­ grożenia: Niemcy bardzo m ocno zakotwiczyli się w jej ad m in istracji państw o­ wej. Poza tym , R osja nie jest przygotow ana do ew entualnej wojny z zachod­ nim sąsiadem . Pom im o niezachwianego przekonania o potędze m ilitarnej

Ibid., nr 9, 26 II(9 III), 1884, s. 1.

Passim; zob. też nr 7, 1888, s. 7; nr 29, 1886, s. 1, 3. 29 „K raj” , nr 4, 23 I(4 II), 1883, s. 2.

(11)

zaborcy, ugodowcy w ytykali mu słaby system dróg żelaznych, niezdolny do szybkiego dostarczenia wojska na front oraz zły system fortyfikacji tró jk ą ta warszawskiego, niedostatecznie wyposażongo w m osty na W iśle, co unie­ m ożliwiłoby ofensywę, ja k i obronę pierwszej linii. Niemcy tym czasem są k rajem ludnym (trzecie miejsce po Rosji i USA), m ają doskonałe w arunki geograficzne do rozpoczęcia a ta k u n a wschód, tradycyjny, spraw dzony sys­ tem m ilitarny, obfitość pieniądza, w spaniałą technikę wojskową, są przygo­ tow ane do szybkiej m obilizacji i spraw nego m anew row ania arm ią. G dyby je d n a k doszło do w ojny niemiecko-rosyjskiej, to pom im o w szystkich zastrze­ żeń Polacy z trzech zaborów pow inni opowiedzieć się po stronie Rosji. Biorąc bowiem p od uwagę w szystkie nieszczęścia, jakie zachodni zaborca zgotował swym polskim poddan y m , Niemcy nigdy nie byliby dla Polaków do b rą al­ ternatyw ą. Ugodowcy ostrzegali również A ustro-W ęgry przed m ilitarnym sojuszem z Niemcami, byłby to bowiem alians nierów nopraw nych p a rtn e ­ rów. Niemcy zawsze b ęd ą w idziały w cesarstw ie H absburgów sprzym ierzeńca drugiej kategorii i zrobią wszystko, by go ja k najintensyw niej wykorzystać, a po tem oszukać przy podziale zdobyczy.31

Lojaliści nie omieszkali zwrócić uwagi czytelnikom , że w zrost zagrożenia od zachodu w p ły n ął na zm ianę stosun ku R osjan do Polaków. O bjaw iło się to szczególnie w prasie, k tó ra z oburzeniem p isała o rugow aniu rosyjskich poddanych poza granice państw a pruskiego. R edakcja „ K ra ju ” , choć z sym ­ p a tią odnosiła się do tych głosów, nie om ieszkała zauważyć, że przychodzą one zbyt późno. Co ciekawe, złagodzenia to n u dop atrzy li się ugodowcy n a­ wet u K atkow a.32 Ta okoliczność ośm ieliła realistów do w skazania Polakom ich prawdziwego (innego niż Rosja) w roga ju ż bez ogródek:

„Nie od dzisiaj, a wciąż i po tysiąc razy propagowaliśmy zasadę, że główny obóz naszych przeciwników jest na zachodzie, że jest nad Sprewą, że bardzo wiele złego możemy się spodziewać od wytrwale a mocną ręką przeprowa­ dzonego systemu, który jest dalszym rozwinięciem się prastarej polityki krzy­ żackiej, że za wielką klęskę uważalibyśmy przywrócenie chociażby cząstkowe dawniejszego przed traktatam i wiedeńskimi 1815 r. stanu rzeczy, kiedy do Prus należała część późniejszego kongresowego Królestwa z Warszawą.”33

To w yznanie popierali też intensyw ną krytyką niemieckiego system u p ań ­ stwowego, by przypadkiem nie skusił on jakichś niezdecydowanych ro d a ­ ków i, zapew ne, by pokazać R osjanom w ew nętrzną zgniliznę sąsiada. Przede w szystkim zwracali, i słusznie m oim zdaniem , uwagę, że system ten stwo­

31 Ibid., s. 10; Przegląd polityczny, ibid., nr 6, 6(18) II, 1883, s. 13; nr 2, 12(24) I, 1886, s. 1; nr 3, 18(30) I, 1887, s. 2; nr 14, 6(18) IV, 1886, s. 2-3.

32 Z tygodnia, „K raj”, nr 30, 24 VII(5 VIII), 1887, s. 4; nr 39, 25 IX (7 X), 1887, s. 8. 33 Ibid., nr 41, 1885, s. 1.

(12)

rzony został dla jednego w ybitnego człowieka — Bism arcka — i że gdy go zabraknie, cała skom plikowana m achina rozsypie się. Ju ż wówczas mieli na to dowody: zm ilitaryzow anie p aństw a n ak ład ało zbyt duże ciężary n a oby­ wateli, zaś b rak stały ch zasad politycznych w w ykonaniu żelaznego kancle­ rza spraw ił, że grupy społeczne, tradycyjnie stanow iące po d porę system u, odsuw ają się od rząd u i tw orzą opozycję. W perspektyw ie m ogło to gro­ zić załam aniem ciągłości polityki w ew nętrznej i dyplom acji oraz brakiem ludzi do pracy w adm inistracji, gdyż do tego p o trz e b n a jest prakty ka p a r­ lam en tarna. B ism arck n ato m iast uczynił z sejm u Rzeszy organ pozbawiony w ładzy faktycznej, bezwolne narzędzie w swoim ręku. W Niemczech n a ra sta ł szowinizm. D la tego k ra ju zaczęły liczyć się tylko zwycięstwa m ilitarne czy dyplom atyczne, a stra c iły znaczenie w artości duchowe i cywilizacyjne, które dawniej stanow iły o wielkości n a ro d u .34

Jedyn y m państw em , jakie mogło przeciw staw ić się zakusom germ anizm u, b y ła oczywiście Rosja. D aw na R zeczpospolita stanow iła niegdyś przedm urze dla niemieckiego parcia na wschód. W obecnej je d n a k sytuacji, gdy silnego państw a polskiego nie m a i wszystko wskazuje, że nie będzie, jed y n ą nadzieją dla Słowiańszczyzny jest skupienie swoich sił wokół C esarstw a Rosyjskiego.

„Świat słowiański, rozproszony na różne odłamy, w rzeczy samej rozu­ muje sobie, że cząsteczki te, połączone w jakiś wiekszy aglomerat polityczny, przedstawiałyby siłę, której dzisiaj nie posiadają. Co więcej, nawet te części czy stronnictwa słowiańskie, które dla tych czy innych powodów nie są uspo­ sobione przychylnie, przyznają, że siłę realną, na której by owe rachuby oprzeć było można, przedstawia dzisiaj Rosja, jako najpotężniejsze, samodzielne pań­ stwo słowiańskie — przekonywał «Kraj» — Ale nie należy tu taj zapominać, że jedną z najpierwszych, najbliższych nam dzisiaj, bezpośrednich pobudek, popychających Słowiańszczyznę ku zjednoczeniu się, jest obawa i potrzeba pomocy w walce z naciskiem germanizmu. Oczywistą jest rzeczą, że interesy Słowiańszczyzny i germanizmu są tu taj sprzeczne. Pierwsza ma powody życzyć sobie zjednoczenia, drugi — ze swego stanowiska — ma swoją rację przeciw­ stawiać się urzeczywistnieniu tych życzeń.”35

Ten i tylko ten powód sk łan iał ugodowców do interesow ania się ideą sło­ w iańską. Nie w yobrażali sobie jed nak, by jednoczenie się wokół Rosji m iało inny cel niż m ilitarne przeciw staw ienie się Niemcom. Dalej idące ujedno­ licenie pociągałoby bowiem za sobą konieczność rezygnacji z własnej p ań ­ stwowości czy religii przez inne ludy. Do tego zaś „po trzeb a by zapraw dę jakiegoś wulkanicznego w strząśnienia g ru n tu europejskiego, ażeby się wy­ łoniło z jego rozpalonych w nętrzności nowe polityczne ugrupow anie św iata słowiańskiego [... ]” . W edle ugodowców solidarność tego św iata należy b u ­

34 Ibid., nr 2, 1886, s. 2; nr 11, 16(28) III, 1886, s. 6-7. 38 Z tygodnia, ibid., nr 29, 1888, s. 7.

(13)

dować „przez przysw ajanie sobie skarbów literatu ry, poezji i wiedzy, przez poznaw anie się w zajem ne, przez łagodzenie i usuwanie sporów, niechęci i za­ wiści wzajem nych, przez wykazywanie p otrzeby wspólnej obrony” .36 K usze­ nie się o szersze widzenie idei słowiańskiej nie m iało sensu, gdyż nie od dzisiaj wiadomo, że:

„[. . . ] jest to stara i wielce szacowna szata, nasadzana niegdzie szlachetnymi kamieniami najczystszej wody, brzęcząca złotymi blachami i heroizmem i cnót domowych, i naukowych lub artystycznych uzdolnień, lecz tak podarta i tak zszarpana na wszystkich swych fałdach, łokciach i kolanach, że każdy organizm co by się odważył wdziać ją na siebie, jako kostium państwowości nowożytnej, umrzeć by musiał zaraz od chłodu, pod ironicznymi spojrzeniami świata całego [...] ”.37

W iele się do takiego w idzenia Słowiańszczyzny przyczynił wieczny an ­ tagonizm polsko-rosyjski, lecz inne naro d y również nie są bez winy. B racia z krwi, w iary i języka prow adzą ze sobą wojny, ja k np. Serbowie z B ułga­ ram i, Czesi ze Słowakami, R usini z Polakam i, Chorw aci z Serbam i. Nie musi to być w ojna faktyczna, w ystarczą zatarg i pewne, pozostaw ianie w spółbraci sam ym sobie, by ju ż zadać kolejny cios w serce idei słow iańskiej.38 D latego należy dążyć za wszelką cenę do zgody i rozwiązywać problem y narodow o­ ściowe u siebie, gdyż będzie to w stępem do przyszłej jedności i n a pewno m ocno uderzy w Niemcy. Lojalistów z K rólestw a najbardziej interesow ało oczywiście rozw iązanie problem u polskiego w Rosji. Związanie go tylko i wy­ łącznie z R osją przynieść mogło korzyść podw ójną:

„Jeżeli mamy rozważać odległe szanse wojny — czytamy w „Kraju” — to mogłoby i wielkie państwo słowiańskie chwycić się broni najzupełniej słusznej i dla niemczyzny najstraszliwszej: mogłoby ono usunąć kwestię polską w swo­ ich własnych granicach w taki sposób, iżby się poznańczykom korzystniejszym wydało połączenie się z braćmi swymi w tym państwie słowiańskim, niż wieść byt opłakany w ustawicznych zapasach z niemieckim systemem wynaradawia- jącym ” .39

Te podstaw owe założenia swego program u politycznego stosowali realiści również, gdy przychodziło do om aw iania stosunków zakordonowych. W łasne dośw iadczenia, nie zawsze słusznie, przenosili na rodaków żyjących w z u p eł­ nie innych system ach państwowych. Ich sk rajn y lojalizm ujaw niał się zw łasz­ cza przy opisyw aniu sy tu acji Polaków w Poznańskiem , choć najczęściej słu ­ żyły im one za dowód germ ańskiej nienawiści do Słowian. Ugodowcy w K ró­ lestwie uważali, że tak ie podporządkow anie interesom chwili w szystkich spo­

36 Z tygodnia, ibid., nr 38, 18(30) IX, 1887, s. 7. Ibid., nr 2, 8(20) I, 1884, s. 3.

38 Z tygodnia, ibid., nr 45, 10(22) XI, 1885, s. 13. 39 „K raj” , nr 11, 1886, s. 2.

(14)

łecznych i cywilizacyjnych potrzeb narodu, jakie obserwowali w Poznań- skiem, m usi się prędzej czy później zem ścić.40 Niemniej jed n a k „ K ra j” głośno pochw alał w ytyczne postaw ione sobie przez Polaków p o d zaborem pruskim , których brzm ienie równie dobrze mogło odnosić się do zab oru rosyjskiego:

„Nauczyliśmy się, że naczelnym dogmatem politycznym dla nas musi być ten: że n ie m a p o ł o ż e n i a b e z w y j ś c i a [podkr. «Kraj»], że należy wszędzie i zawsze szukać wyjścia, szukać modus vivendi, byle się ratować, utrzymać, być, żyć — bez wyparcia się godności, przeszłości i przyszłości. A gdzie modus vivendi, mimo naszej lojalności, w otoczeniu zewnętrznym wyszukać się nie da, tam warunki bytu i ratunku musimy znajdować wyłącznie w sobie, w wewnętrznych, domowych, rodzinnych i społecznych zasobach i cnotach i tych zakresach prac, których żaden polityczny, narodowy i religijny system at zamknąć dla nas nie może, a to dlatego, że choćby wszystko nam krzywo szło, to jednak cnoty domowe, świętość rodziny, nauka, sztuka i język są bastionami, których nam nikt wydrzeć i zburzyć nie zdoła, dopóki ich sami nie nadwątlimy”.41

D la lojalistów królewiackich widocznym znakiem tego, że ich rodacy nie p o d d a ją się, były ich zwycięstwa w w yborach do parlam en tu Rzeszy i n a j­ rozm aitsze organizacje o charak terze gospodarczym i sam opom ocow ym , ja k banki, tow arzystw a i kółka, które zakładali. Bez precedensu był również sta n uśw iadom ienia narodowego i politycznego chłopów poznańskich. Dzięki tem u, że włościanie byli ta m trak to w an i ja k obywatele wartościowi, że mieli dostęp do ośw iaty i rozm aitych instytucji, czuli, że są dla swej ojczyzny ważni, że walcząc o polskość p rzyczyniają się do o d p o ru germ anizm u. Tym też tłum aczyli ugodowcy m niejsze rozm iary em igracji chłopów z P oznań­ skiego niż z innych dzielnic.42

Najcięższą p rób ą dla realistów w Królestwie, ja k i dla zwolenników lega­ lizmu w Poznańskiem była akcja rugow ania Polaków nie będących obyw ate­ lam i Niemiec poza granice państw a. N atu raln e było, że wobec ta k niespra­ wiedliwego rozporządzenia rządowego, ro dziła się praw ie instynktow na chęć odw etu w Królestwie. „ K ra j” ostrzegał, że takie postępow anie staw ia Po­ laków w jedny m rzędzie z Niem cam i i jest objaw em zdziczenia moralnego. Uw ażał raczej, że należy liczyć na ad ekw atn ą do sy tuacji reakcję zdrowej części n a ro d u niemieckiego, co powinno pow strzym ać Bismarcka:

„Przede wszsytkim weźmy rozbrat z brzydką, prastarą, ale pogańską ideą odwetu; [. . . ] Nasza etyka dozwala nam bronić się tylko do ostatka w ciężkiej walce o byt, a nie wetować — uspokajano podminowane nastroje —

[. . . ] Kanclerska polityka w samych Niemczech sprawuje gwałtowną per­ turbację, szkodzi nawet niemieckim interesom w Królewcu, Poznaniu i gdzie 40 Ibid., nr 4, 1883, s. 4.

41 Ibid., nr 1, 1884, s. 1, 3.

(15)

indziej. Powoli i leniwo, ale jednakże powszechnie i stanowczo, oświadcza się przeciwko tym prowokacjom opinia publiczna niemiecka. Czym zawinił praco­ wity rzemieślnik albo robotnik, albo handlowy subiekt Niemiec, aby go znie­ nacka i bez żadnych motywów dotknąć miała chociażby odwrotna i odwetowa ekspansja? W proskrypcyjnej polityce najbardziej wstrętnym jest jej spadanie bez rozgatunkowania na przypadkowe osoby; walka plemienna wobec której wszelkie inne podziały, krom najgrubszego na język i narodowość albo nawet po prostu na paszport, giną i przestają być uwzględnianymi; i przymus nieza­ służony, a czasem i ruina dotkną i dobrego, i złego, i korzyść przynoszącego i szkodę”.43

D latego p o ra wreszcie zacząć odróżniać politykę kanclerza od polityki żywiołów opozycyjnych, sym patyzujących z Polakam i. Interesujące, że ugo­ dowcy nie mieli tu n a myśli p a rtii „C en tru m ” . P ostępujące na ich oczach pojedn anie Bism arcka z papieżem Leonem X III oraz przym ierze z katolikam i niem ieckimi o ostrzu antysocjalistycznym , upew niało ich, że Polacy zostali jeszcze raz w ykorzystani. Dowód był oczywisty: Niemiec na gnieźnieńskiej stolicy arcybiskupiej, inne praw a dla proboszczów polskich, inne dla niem iec­ kich. Z niejasnych sugestii w tygodniku p etersbursk im m ożna się domyślić, że powyższe żywioły opozycyjne lojaliści chcieli widzieć w p artiach konser- watywno-szlacheckich i burżuazyjnych, gdyż to one — w ich przekonaniu — najbardziej były rozczarowane ciągłym i zw rotam i w polityce w ew nętrznej.

In n a spraw a to polityka Rosji wobec nowej niemieckiej akcji. Ugodowcy z pietyzm em odnotow yw ali każdy fakt św iadczący o pom ocy czy sym patii rosyjskiej dla rugowanych Polaków. Pisano, że Niemcy m ogą się spodzie­ wać nieprzyjem ności w postaci środków zaradczych ze stro ny rządów ro­ syjskiego, austriackiego i francuskiego. Jednocześnie zaś oświadczano: „[. . . ] poznańczycy słusznie czynią, że nie czekają na rezu ltaty naszych o d w e t ó w [podkr. „ K ra j” ] i sam i z założonym i rękam i nie siedzą. C zynią oni staran ia, aby zaciekłość rząd u odw rócić i w tym celu w ysyłają d e p u t a c j e [podkr. „ K ra j”], oznajm iające w ładze z rzeczywistym stan em rzeczy” .44 Kilka num e­ rów później „ K ra j” delikatnie sugerował, że Biskarck wiedział, co czyni, wy­ bierając sobie bezbronnego przeciwnika, za którym żadna siła na świecie się nie ujm ie. R osja również, przeszkadzają jej bowiem jakieś bliżej nieokreślone „komplikacje polityczne” .45 Za kolejnych kilka num erów ugodowcy w yraźnie ju ż p rzyznają, że Poznańskie może oczekiwać pom ocy tylko w zm iłow aniu boskim . A oto dlaczego:

„Wydalania pruskie [... ] nie są wynikiem samowoli jednego z państw, ale rezultatem porozumienia się co do samej z a s a d y [podkr. «Kraj»], że każde

Ibid., nr 37, 1885, s. 2.

44 Wydalania, ibid., nr 39, 19 IX(11 X) 1885, s. 10. Ibid., nr 41, 1885, s. 1.

(16)

państwo ma prawo urządzać się we własnych granicach jak mu się podoba, w myśl przysłowia «wolnoć Tomku w swoim domku». W ładze wyższe w Rosji odnoszą się do wydalań z widoczną względnością; [. . . ] wszystko to jednak nie znaczy, żeby rząd rosyjski mógł, choćby nawet w drodze dyplomatycznej, kwestionować postępowanie Prus, wynikające z obopólnej umowy albo, co lepsze, żeby rozpoczął (do czego to doprowadzić może bujna polska fantazja!) wojnę «na śmierć i życie» z Niemcami”.46

Ugodowcy pochw alają n ato m iast postępow anie Józefa Kościelskiego, k tó ry w parlam encie oświadczył, że Polacy n ad al b ędą bronić swych pozycji narodow ych na drogach legalnych. Mowę tę potraktow ali ja k doniosły zwrot w polityce poznańskiej i popierali jej założenia z całego serca. D oradzali rów­ nież, aby poznaniacy intensywniej korzystali z możliwości, jakie im dawał system p arlam en tarn y w Rzeszy i zaczęli brać udział w pracach komisji sej­ mowych. Dotychczasowa polityka „wyzywania na ostrze uczuć niemieckich” i „wywieszania przy każdej najdrobniejszej sposobności sz ta n d a ru niepodle­ głości” , paliła za K ołem Polskim w szystkie m osty.47 W pew nym m omencie lojaliści doszli do wniosku, że po p ro stu gorzej ju ż być nie może, a więc będzie tylko lepiej. Pociechą m iał być fakt, że w ciężkiej walce z uciskiem w ynara­ daw iającym Polacy z a h a rtu ją się niczym stal, co im tylko n a dobre wyjdzie. W sytuacji, w jakiej znalazło się Poznańskie, najlepiej byłoby przyjąć ta k ­ tykę w yprzedzania rządu i dobrowolnego wycofywania się z tych kwestii, które m ogłyby dać kanclerzowi p retekst do kolejnego w ystąpienia. „W ten sposób tra c i się może wiele, ale w każdym razie zachowuje jeszcze więcej” .48 R a d ą n a przyszłość dla rodaków z zaboru pruskiego był nakaz optym izm u. Należy wyczekiwać każdego m om entu politycznej odwilży, takiej ja k np. czas panow ania cesarza Fryderyka, niestety zbyt krótki. Pom im o to

„[...] sytuacja może się bardzo szybko zmienić, ale nawet z chwilowych okoliczności korzystać należy. W podręczniku politycznym nie powinno być pojęcia «nie warto», a gdziekolwiek się je zastosuje, spuszcza się oczko w robocie. [. .. ] momenty historyczne chwytają się w lot — jak szczęście!”49

Zapowiadanej rychłej odm iany sytuacji ugodowcy spodziew ali się po przyszłym panow aniu W ilhelm a II, ponieważ dostrzegali rysujący się konflikt m iędzy przyzw yczajonym do nieograniczonej w ładzy Bism arckiem a am b it­ nym i sam odzielnym m łodym cesarzem .

Zupełnie inaczej p rzedstaw iała się sy tu acja w Galicji. Tam tejszej a u to ­ nom ii politycznej i k ulturalnej mogli Królew iacy tylko pozazdrościć. Chociaż

46 Z tygodnia, ibid., nr 47, 24 XI(6 XII) 1885, s. 11. 47 Ibid., nr 48, 1(13) XII 1885, s. 11-12.

48 Z tygodnia, ibid., 1886, s. 9; zob. też nr 6, 9(21) II 1885, s. 2; nr 32, 6(18) VIII 1887, s. 7.

(17)

je d n a k s ta n Polaków p o d zaborem austriackim był dla ugodowców ideałem św iadczącym , że polityka, k tó rą upraw iają, m a szanse przynieść w ym ierne efekty, nie szczędzili G alicjanom krytyki. Spoczęcie n a laurach po osiągnię­ ciu autonom ii było dla nich niew yobrażalne w sytuacji, gdy tyle problem ów społecznych i narodowościowych czekało n a rozwiązanie. Pom aw iani przez szow inistyczną prasę rosyjską o austrofilizm , odpow iadali:

„[...] jest istotnie punkt jeden — lecz tylko jeden — na którym «Kraj» przy­ znawał się zawsze do solidarności ze stańczykami krakowskimi; punktem tym m e t o d a [podkr. «Kraj»] ich postępowania w stosunku do państwa, z którym losy Galicji są związane, to jest umiejętna oględność na istniejące warunki sytuacji państwowej, trzeźwe, umiarkowane rachowanie się z okolicznościami i skrupulatne z tego powodu odróżnianie celów bliższych od dalszych, zadań możliwych od niemożliwych.”50

Nie mogli n ato m iast popierać galicyjskiego system u polityki w ew nętrz­ nej, stosunków praw no-społecznych ani ekonomicznych. N apraw y w ym a­ gały bowiem i sk ład sejm u, w yłączający pierw iastki dem okratyczne, i ustrój gminny, i brak determ inacji w załatw ianiu spraw y rusińskiej oraz propinacja.

K w estia chłopska w Galicji była oczywiście wyjątkowo niepokojąca, ze względu n a przysłowiową ju ż nędzę i jej konsekwencje: zacofanie wsi i wzm o­ żoną em igrację „za chlebem ” . P etersburscy liberałow ie mieli na ten tem a t podobne zdanie, ja k w p rzyp ad k u tego samego problem u w Królestwie: p a r­ celacja części gruntów ziem iańskich i sprzedaż ich w łościanom , ustanow ienie taniego kred ytu , by ci mogli ziemię kupować. M iało to zapobiec nie tylko biedzie w śród m ałorolnych galicyjskich chłopów, ale pom óc również więk­ szym właścicielom ziem skim , w śród których nagm inne s ta ły się b an kructw a i konieczność sprzedaży zadłużonych m ajątków Ż ydom .51 P rób y rozw iąza­ nia problem u em igracji przez Koło Polskie w postaci zakazu sprzedaw ania chłopom biletów do A m eryki i zachęcania do w yjazdu uznali ugodowcy za bezsensowne, gdyż w łościanin polski jest n a tyle samodzielny, że potrafi sobie obliczyć, czy mu się ta k i w yjazd opłaca. P ro p a g an d a tra fia ją c a p o d strzechy zawsze przem aw iała w ty m sam ym protekcjonalnym i lekceważącym tonie: „trzym aj się kochany nasz cham ie swojej chaty, bo za m orzem jeszcze gorzej: nędza, rozpacz i rozbicie” . Dużo większe w rażenie robią n ato m iast listy tych, który m się za A tlantykiem powiodło. Dlatego należy chłopom uświadomić, że ci, którzy nie piszą, a jest ich przecież większość, znaleźli w Nowym Świe- cie tylko nędzę. Ale docieranie z tak im apelem do włościan przez am bonę, ja k proponow ał krakowski „Czas” , z pew nością problem u nie rozwiąże. W edług

80 Z tygodnia, „K raj”, nr 34, 21 VIII(2 IX) 1887, s. 11. 81 Ibid., nr 8, 18 II(1 III) 1884, s. 1.

(18)

lojalistów z Królestwa, może jedynie podw ażyć a u to ry te t Kościoła w śród ludu:

„[...] nie mówmy o chlebie, którego niedostatek bódł i bodzie dziś nie tylko naszego chłopa. Nie mówmy i o religii tam, gdzie ona służyć ma, czy też powinna, j e d y n i e [podkr. «Kraj»] jako munsztuk, powściągający bosonogą nędzę od wędrówki zamorskiej. Nie odnośmy się do chłopa jako do bydlęcia; spójrzmy nań jako na c z ł o w i e k a [podkr. «Kraj»] wszędzie i zawsze potrzebującego ludzkich praw, ludzkich zasobów, ludzkich widoków bytu i rozwoju [. . . ] — wtedy dopiero będzie można zrozumieć, co go pcha do Kalifornii”.52

Istn iał jed n a k problem dużo niebezpieczniejszy. C hłop galicyjski, ciem ny i zabobonny, łatw o ulegał w pływ om najrozm aitszych agitatorów politycz­ nych, a nawet pogłoskom . Realiści mieli okazję zwrócić uwagę na tę sprawę swym krakow skim kolegom przy okazji ruchaw ki w powiecie pilzneńskim , gdzie chłopi, na odgłos plotek o insurekcji nad granicą rosyjską, zaczęli się zbroić. „ K ra j” od razu w y tk n ął konserw atystom b rak reakcji n a ten po­ żałow ania godny incydent, jako efekt „strusiej” polityki chowania głowy w piasek.

Gdyby się było wcześniej i energiczniej zajęło szkołami ludowymi i większą sumę oświaty przez te szkoły ludowi dało; gdyby kółka rolnicze nie były dziełem ostatnich trzech lat, ale istniały dawniej i liczniej; gdyby szkoła życia publicznego nie kończyła się najczęściej na agitacji wyborczej, czasem wręcz demoralizującymi środkami prowadzonej; gdyby karczmę była zastąpiła porządna gospoda z czytelnią; gdyby ustawa gminna nie wzniosła była muru chińskiego między gminą a dworem; gdyby lud na każdym kroku czuł życzliwą a skuteczną opiekę w najbardziej dolegających mu sprawach ekonomicznych; nie mielibyśmy chyba dzisiaj smutnego objawu żywej, silnej nieufności, a nawet niechęci.53

W tych krytycznych wypowiedziach kryje się gorycz spow odow ana fak­ tem , że G alicjanie m ając możliwość d ziałan ia dzięki autonom ii nie robią p ra ­ wie nic, by zaradzić w ew nętrznym problem om . Królew iacy zaś m ogą o takiej sy tu acji tylko m arzyć.

D rugą spraw ą bezpośrednio zw iązaną z Galicją, któ rą ugodowcy w Króle­ stw ie Polskim bardzo się interesowali, była kw estia rów noupraw nienia U k ra­ ińców. Rzadko zd arzał się num er „ K ra ju ” , w którym nie znalazłoby się cho­ ciaż kilka zdań poświęconych tej spraw ie. Łatwo w ytłum aczyć ten fakt, gdy zauważymy, że stosunek Polaków w Galicji do Rusinów był dla lojalistów zależnością w prost propo rcjo n alną do stosun ku R osjan do Polaków w C esar­ stw ie Rosyjskim . Oficjalnie jed n ak , problem em ty m zajm ow ali się z nakazu

82 Ibid., nr 14, 1884, s. 3-5.

(19)

sum ienia, by histo ria nie m ogła im nic zarzucić. Sam a redakcja łagodnie więc zw racała uwagę G alicjanom , że nie po trafią dojść do porozum ienia z R usi­ nam i, gdy w śród nich coraz więcej jedn ostek o um iarkowanych, tzn . racjo­ nalnych poglądach.54 P rzy okazji kwestii rusińskiej pojaw ił się, ściśle z nią związany, problem K ościoła unickiego. W „ K ra ju ” zw racano uwagę na wy­ jątkow o złe w arunki bytow ania kleru greckiego w porów naniu z katolickim. Zm uszony on bywał w ysyłać adresy lub delegacje do papieża albo cesarza, w których duchowieństwo unickie częstokroć m usiało znosić upokorzenia, by otrzym ać większe uposażenie. O stro krytykow ano oddaw anie wegetujących n a sk ra ju nędzy klasztorów unickich po d opiekę jezuitów . Ludność ukraińska m iała bowiem powody, by zakon ten szczerze znienawidzić. Akcję tę uzna­ wano za poważny b łąd polityczny, k tóry rychło może obrócić się przeciwko Polakom w ogóle (np. w postaci p rete k stu do antypolskich w ystąpień nie­ mieckich). Dlatego też lojaliści żądali dla Ukraińców „zupełnego sam orządu i zupełnego z Polakam i rów noupraw nienia w sądzie, szkole i adm inistracji, kościele, nauce, wierze i języku [... ]” . W szelkie zaś próby spolszczenia tego n a ro d u czy latynizacji jego kościoła będ ą budzić tylko dążenia odśrodkow e.55 Podczas zjazdu literatów i artystów polskich w Krakowie w dniach 14 i 15 w rześnia 1883 r., red ak to r „ K ra ju ” E razm P iltz wypow iedział p o d adresem prasy galicyjskiej znam ienne oskarżenie:

„Sama prasa galicyjska zawsze [... ] przyznaje, że stosunki w Rosji a spe­ cjalnie stosunki polsko-rosyjskie są w pismach zagranicznych polskich źle trak ­ towane, ale tłum aczą się brakiem dobrych korespondentów. Jest to rzeczywi­ ście okoliczność „łagodząca”, ale nie usprawiedliwiająca zupełnie. Korespon­ dencje grzeszą nie tylko treścią, ale i formą, a ta ostatecznie zależy przecież od redakcji. Ton wiecznie wyzywający, drażniący i namiętny, stosowany w naj­ drobniejszych faktach, przechodząc w system, traci na swej sile, a podobna krytyka ludzi i faktów prowadzi do wprost przeciwnych rezultattów niż za­ mierzone, a smutne doświadczenie tej prawdy odbywa się zwykle na naszej skórze”.56

Ale nie tylko galicyjskie pism a w inne były zadrażnieniom m iędzy Pola­ kami a R osjanam i w Królestwie. Zainteresowanie okazywane spraw ie ru siń ­ skiej było zaborcom nie w sm ak, gdyż uważali ją za w łasną dom enę. Ten sam P iltz w liście o tw artym do red a k to ra „Nowosti” z 1887 r. pisał, że z d a ją sobie spraw ę z faktu, iż kw estia ukraińska służy gazetom rosyjskim za pole oskar­ żeń przeciwko Polakom , podczas gdy cała p rasa postępow a w Królestwie, a „ K ra j” w szczególności, stw ierdza w yraźnie, że R usinom w Galicji dzieje się krzyw da. Jednakże w porów naniu do sytu acji Polaków w Poznańskiem ,

84 „K raj” , nr 2, 1884, s. 1-2.

88 Ibid., nr 9, 1884, s. 1-2; nr 13, 25 III(6 IV) 1884, s. 2; nr 10, 1884, s. 2. 86 Dodatek do „Kraju”, „Kraj”, nr 11, 11(23) III 1884, s. 8.

(20)

krzyw da t a nie jest znowu ta k wielka: m ają kilkaset szkół ludowych z w ła­ snym językiem w ykładow ym , gim nazjum we Lwowie, możliwość słuchania w ykładów po rusku n a U niwersytecie Lwowskim, w sejm ie obie nacje są rów noupraw nione, po rusku m ogą mówić i skład ać petycje w urzędach i są­ dach, m ają w łasną prasę. W szelkie zaś niedogodności zo stan ą prędzej czy później usunięte w w yniku w d rażania kolejnych udogodnień. Polacy w A u­ strii nie są bowiem na tyle w szechwładni, by m óc przeszkodzić organom centralnym w n ad an iu R usinom większych swobód narodow ych. W interesie A ustro-W ęgier nie leży raczej dzielenie Galicji n a polską i rusińską, gdyż ta d ru g a zbyt m ocno ciążyłaby w stro n ę R osji.57 U derzające w tej wypowie­ dzi jest podkreślenie u działu p aństw a w zagw arantow aniu praw mniejszości narodow ej. Co ważne, państw o nie robiło tego ze względu na liczebność mniejszości. Liczy się tu tylko to, że R usini życzyli sobie mieć zapew nioną autonom ię dla u trzy m an ia w łasnej odrębności narodow ej.58 Jeśliby A ustria nie sp e łn iła tego życzenia, m ogłaby później żałować swego kroku. Rosjanie pow inni tę konkluzję głęboko przemyśleć. Lojaliści zresztą nie milczeli, ale mówili w prost, co należy robić w takiej sytuacji. Poniższe słowa odnoszą się wpraw dzie do U kraińców i Polaków w Galicji, ale p asu ją równie dobrze do stosunków polsko-rosyjskich w Królestwie.

„Bywały w historii przykłady dobrych szczepowych kompromisów; przy takich kompromisach mniej chodzi o prawo, każda ze stron coś ze swych praw poświęca dla świętej zgody, ale na to potrzeba, by traktow ała całość z całością i aby obaj paktujący byli przekonani, że sam przedmiot ugody staje się kwestią wyłącznie swoją i wewnętrzną, że żaden z kontraktantów nie będzie się uciekał do praktyk z zewnętrznymi żywiołami, że cała rzecz się w obrębie kraju załatwi. Gdy brak warunków do całkowitej ugody, może być bardzo skutecznym załatwienie sporu połowiczne i tymczasowe. Większość plemienna może odmierzyć różnoplemiennej mniejszości ścisłą wedle swego przekonania sprawiedliwość, przynajmniej to, co by dla siebie uważała za słuszne i czego by się domagała, gdyby była mniejszością. Z takich odbiorów nie bywa pokwitowań, odbierająca strona uważa je tylko za zaliczkę, ale osiąga się uspokojenie na czas pewien, może nawet dość długi, a w polityce czas wszystko znaczy i ten jest panem pozycji, kto nim dysponuje.”59

Poglądy lojalistów n a najbardziej palące problem y społeczne (jak np. rów noupraw nienie kobiet, asym ilacja Żydów, praw a socjalne dla robotników itp.) były zgodne z ogólnym duchem epoki, a więc zbliżone do pozytyw i­ zmu. B udziły raczej um iarkow ane emocje. Owszem, inne czasopism a pole­ m izowały z „K rajem ” n a te tem aty, listy do redakcji pełne były sprostow ań

87 E. Piltz: Przyczynek do kwestii rusińskiej, „K raj”, nr 5, 1(13) II 1887, s. 5-6. Ibid., nr 10, 1884, s. 2.

(21)

i wniosków, ale w zasadzie zgadzano się, że problem y te pow inny być roz­ w iązane w sposób przez tygodnik podawany. Spierano się tylko co do szcze­ gółów. Zupełnie inaczej było z odzewem publicznym na program polityczny głoszony w „ K ra ju ” . K orespondencje czytelników wyjątkowo rzadko p o d ej­ m ują te n tem a t. Nie m ożna założyć, że wszyscy, którzy tygodnik kupowali, podzielali poglądy firmującego go ugrupow ania. Pism o znajdow ało się na zbyt dobrym poziomie, by nie znalazło czytelników poza ty m kręgiem. Jesz­ cze w 1883 r., w odpow iedziach redakcji m ożna było znaleźć takie oto słowa skierowane do niejakiego L. Ławc. w Ch.:

„Serdeczne dzięki za sympatyczne słowa. Dowody, że skromna praca nasza jest odczutą i zrozumianą, są dla nas najsilniejszą zachętą do dalszego wytrwania na stanowisku, które, jak się pan słusznie domyślasz, jest dość trudnym .”60

Z tego ostatniego wersu m ożna wnioskować, że autorow i listu do redakcji chodziło o propagandę polityczną, z której treściam i się zgadzał. Ten objaw sy m p atii był jed n a k rzadkim akcentem . W ątpię, czy realiści z „ K ra ju ” nie w ykorzystaliby innych podobnych pism, by dać w jakiś sposób znać czytelni­ kom o rosnącym dla siebie poparciu. G dyby nawet ich au to rzy zastrzegli so­ bie anonimowość i zabronili d ru k u , m ożna było powyższy sposób, w postaci podziękow ania za zrozum ienie, w ykorzystyw ać w nieskończoność. Myślę, że ta k często stosow any w „ K ra ju ” wybieg podaw ania stworzonych w redakcji tekstów jako cudzych słów (czy to korespondencji, czy rzekomych p rzed ru ­ ków), nie m iał w tym w ypadku miejsca. Świadczy o ty m nikła skala zjawiska. B rak po parcia dla idei firmowanych przez petersb u rsk i „ K ra j” co jakiś czas daw ał o sobie znać na łam ach czasopism a. G dy w 1891 r. znany satyry k M. R odoć-B iernacki w ydrukow ał jeden ze swych utworów w „Przeglądzie Lwowskim” , realiści uznali to za dowód zm iany poglądów. A uto r natych­ m iast wystosował list otw arty do redakcji, w któ ry m bez ogródek stw ierdzał, że d ru k w łasnych pism w organie ugody o niczym t a kim nie może świadczyć. O dm ówił też lojalistom praw a do „stania z rózgą nad k rajem ” , nawet jeśli w śród nich jest kilku zasłużonych dla n aro d u obywateli. U znał za zgubne i szkodliwe, jeśli jakieś pism o przypisuje tylko sobie prawo sądzenia i ocenia­ nia w ydarzeń.61 Ale objaw y b rak u sy m patii i różnice poglądowe zdarzały się i ze stro n y osób i organów tego samego ugrupow ania z K rólestw a i zza kor­ donu. W 1895 r. „D ziennik Poznański” zarzucił odłam ow i petersburskiem u ultralo jalizm i b rak odporności n a słuszną krytykę. R edakcja odpow iedziała n a to, że nie m a zam iaru z nikim wchodzić w kom prom isy tylko dla

szuka-60 Korespondencja redakcji, ibid., nr 3, 1883, s. 18. 61 Ibid., nr 4, 25 I (6 II) 1891, s. 24.

(22)

nia p opularności.62 Nawet z Zygm untem W ielopolskim nie mogli dojść do porozum ienia, gdyż, w jego m niem aniu, źle oceniali intencje jego ojca i nie p otrafili docenić jego zasług.63 Głosy sym patii o d nalazłam dopiero w num e­ rze z 1896 r., gdy redakcja od p ow iad ała niejakiem u W . Psak.:

„Przeczytaliśmy z wielką przyjemnością. Otrzymaliśmy jednocześnie wiele dowodów, że coraz więcej ludzi patrzy na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość poważnie i trzeźwo. A czas już wielki. Niestety, na przeczytaniu musimy poprzestać.” 64

N astępow ała również faktyczna konsolidacja stronnictw a, skoro nawet Jerzy M oszyński, najbardziej ekscentryczny i kłopotliw y dla realistów zwo­ lennik ugody, w yrażający się o „ K ra ju ” zawsze w niem iłych słowach, teraz zm ienił nagle zdanie. Przekonyw ał, że uważa tygodnik za poważne pismo i w yraźnie w yciągał rękę do zgody, proponując, by przeciwnicy zaprzestali w zajem nego p o dcin an ia sobie nóg.65 W szystko to razem świadczy, ja k b a r­ dzo upraw ian a przez ugodowców polityka była niepopularna. Z czasem ta niepopularność jeszcze w zrastała, gdy lojaliści coraz konkretniej zarysowy­ wali swój program .

Czego więc oczekiwali po swych rodakach, jeśli wykluczali walkę z b ro jn ą o wolność ojczyzny? N a pewno nie tylko „m ierzenia społecznego pulsu” kon­ serw atyzm u w chwilach ogólnej euforii i optym izm u w m omencie kom plet­ nego m arazm u, gdyż to niezbyt daleko by ich zaprow adziło. Nie chodziło im również o podaw anie w wątpliwość nieograniczonej w ładzy p aństw a do skazania n a cięższe w arunki b y tu każdego pierw iastka w społeczeństw ie. Ma ono bowiem święte prawo do kierowania się w łasną wolą, by realizować d a ­ lekosiężne plany. M ożna przy ty m poświęcić interesy drobniejsze, nawet gdy będzie to przykre dla tych, których interesy zo stan ą naruszo ne.66 Nie wy­ obrażali sobie, by żądać od cesarza rów noupraw nienia językowego:

„[...] sama myśl o zupełnej równości między językami jest nieurzeczy- wistnialną utopią, jak myśl o zupełnej równości między pojedynczymi ludźmi. W zakresie języków będą zawsze stopniowania i różnice. Język państwowy bę­ dzie miał zawsze swoje przywileje, a ten główny, że z obowiązku potrzebuje się go uczyć każdy, kto wykształcenie w szkole otrzymując, gotuje się do życia publicznego.” 67

62 L. Straszewicz: „Dziennikowi Poznańskiemu”, ibid., nr 5, 2(14) II 1895, s. 16; ibid., s. 13; zob. też L. Straszewicz: Czyśmy lekkomyślni? Ibid., nr 6, 9(21) II 1895, s. 5-6.

63 Listy mrgr. Wielopolskiego, ibid., nr 32, 9(21) VIII 1896, s. 6. 64 Od redakcji, ibid., s. 16.

68 J. Muszyński: Do redakcji, passim.

66 Ha.: Listy o Galicji, IV, ibid., nr 1/2, 1884, s. 15; nr 3, 1883, s. 4. 67 Ibid. nr 12, 1886, s. 1; zob. też nr 1, 5(17) I 1886, s. 1.

(23)

Tw ierdzili, że n a sztan d arze swojej ideologii należy w ypisać hasło „przez pracę i tylko przez pracę” , gdyż, ja k się mogli przekonać, łatwiej raz oddać życie niż dawać je ciągle, cierpiąc i pracując. Tylko d orobek w łasnych rąk i um ysłów może uchronić Polaków przez zapom nieniem . Tylko praca, połączona z um iejętnością w ykorzystyw ania każdej okoliczności, p o d trz y m a odrębność narodow ą i ku ltu raln ą.

„Przekonaliśmy się — powtarzał «Kraj» za konserwatystami z Poznań­ skiego — że prędzej krople zabiegów naszych wyżłobią kamienie, niżby groźba naszego miecza mogła być skuteczną.”68

D latego należy porzucić rozrywki, złudnie przypom inające czasy Lu­ dw ika X IV i N apoleona III i przeznaczyć pieniądze, które zostałyby nań w ydane n a w łasne w ykształcenie. B rak fachowców widoczny jest w każdej dziedzinie gospodarki czy życia publicznego. W szechstronna edukacja społe­ czeństw a jest najlepszym , legalnym środkiem do realizacji w ytycznych reali­ stów. D obro tegoż społeczeństw a w ym aga, by trzy m ało się kierunku u m iar­ kowanego, by spokojnie, rozważnie, w poszanow aniu praw a i interesów p ań ­ stwa, którego stanow i część składow ą, żyło i pracow ało. M usi ono z całą s ta ­ nowczością w ystępow ać przeciwko, nielicznym na szczęście, ale hałaśliw ym ag itatoro m zagranicznym , przeciwko fałszywym i bezm yślnym dem onstra- cjom .69 Swój program ugodowcy nazwali „obroną b y tu ” , dla zaznaczenia, ku czemu ta k napraw dę zmierzali:

„«Obrona bytu», w prawdziwym tego słowa znaczeniu, jest to czynna praca dla kraju własnego, praca około podniesienia bytu materialnego, roz­ woju wytwórczości umysłowej w zakresie wiedzy, literatury i sztuki [... ]”

— i dalej:

„Któż może twierdzić, że program «obrony bytu», wobec warunków tak jak nigdy dotąd zagrożonych, jest tylko czczym wyrazem, wymyślonym dla usprawiedliwienia usunięcia się od działalności praktycznej na korzyść ogólną? Przeciwnie, ten jedynie program wskazuje na obszerne pole dla zbawiennej pracy praktycznej, jedyny kierunek, w którym rozwijać się może skutecznie dzieło ocalenia, przez połączenie interesów w imię wyższej zasady.”70

D la w prow adzenia w życie tego program u p o trzebny jest solidaryzm spo­ łeczny. Należy wyrzec się stanow ości i w zajem nie sobie pom agać. Szczegól­ nie duży obowiązek ciążył tu na ludziach bogatych, lepiej w ykształconych. Z racji swojej sytuacji, pow inni oni być wręcz zobligowani do roztaczania opieki nad najniżej sto jący m i w hierarchii społecznej w arstw am i: chłopam i

68 Dziś i jutro. . ., op. cit., s. 1-2.

69 Ibid., nr 4, 22 I(3 II) 1884, s. 1; Replika. . ., op. cit., s. 11. 70 Ibid., nr 20, 18(30) V 1886, s. 1.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na styczniowym spotkaniu podsumowaliśmy działalność wolontariuszy w I semestrze oraz zaplanowaliśmy wyjazd na warsztaty liderskie - Euroweek do Kotliny

Biorąc pod uwagę te obserwacje, możemy stwierdzić, że jeśli K jest ciałem liczbowym, do którego należą współrzędne wszystkich punktów danych do wykonania pewnej konstrukcji,

[r]

dują się ciała różną gęstość posiadające, prócz tego każda warstw a współśrodkowa ziemi różni się od innych nad nią i pod nią leżących także swoją

Z powyższych przyczyn pow innyby więc wszystkie, szczególnićj wysokie i położeniem swem na uderzenie pioruna narażone budynki publiczne, być zaopatrzone w

Dzieje się tak, gdyż najwyższym priorytetem dla człowieka nie jest bynajmniej działanie zgodne z rozsądkiem, w imię największego pożytku, lecz poczynania zgodne z własną,

Zatem, jego zdaniem, w Rdz 1 rāqîa‘ nie może oznaczać niczego solidnego (np. kopuły przypominającej skorupę orzecha). to w istocie opis ustanowienia systemu hydrologicznego

Natomiast w paryskim wydaniu Poetyki (P), które w dalszym ciągu jest dedykowane Angelowi, Vida zwraca się do czytelników, młodych poetów, by uczcili pamięć Leona