• Nie Znaleziono Wyników

M 13 . Warszawa, d. 26 Czerwca 1882. T o m I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 13 . Warszawa, d. 26 Czerwca 1882. T o m I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 13 . Warszawa, d. 26 Czerwca 1882. T o m I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A "

W W a rs z a w ie : rocznie rs. 6, kw artalnie rs. 1 kop. 50.

N a P ro w in c y i rocznie rs. 7 kop. 20, kw artalnie rs. 1 kop. 80.

W C es arstw ie austryjackiem rocznie 10 zlr.

niemieckiem rocznie 20 Rmrk.

A d r e s K o d u l t c y i

S A M O J E D Z L

ST U D Y JU M ETN O LO G IC ZN E

B ro n is ła w a R ejo hm an a.

I.

K w c s t y j a n a z w y .

Ciekawość, k tó rą w szerokich kołach pu­

bliczności wzbudzili niedawno w W arszawie goszczący przedstawiciele północy, skoncen­

trow ana była przeważnie na punkcie ich n a­

zwy. Czy sami siebie zjadają, czy rzeczywi­

ście są ludożercami? — pytano się powsze­

chnie, a zapytanie to pozostawało bez odpo­

wiedzi, bo ostatnia ucieczka publiczności wiel­

ka encyklopedyja Orgelbranda nie daje w tym względzie żadnego wyjaśnienia.

Zajrzenie do słow nika Lindego byłoby w ty m razie skuteczniejszem. Znajdujące się tam cytaty potwierdzają popularną etymologi- j ą tój nazwy od wyrazów słowiańskich „sam"

i „jeść".

I ta k :

H a u r w swym „Składzie czyli skarbcu ekonomii", wyd. I I I . Kraków, 1693) powiada:

„W ielkie sowy zjadają mniejsze i samojedzią się żyvvią“.

K om itet R edakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński J . Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, Dr L. Dudrewiez, mag. S. K ranisz tyk, mag. A. Slósarski

prof. J. Trejdosiewicz i prof. A. W rześniow ski.

Prenumerować można w Redakeyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Podwale Nr. %£

K l o n o w i c z w „W orku Judaszow ym "

mówiąc o zabiciu ludożercy K akusa, w y­

raża się:

„Radzi byli pasterze i bliscy sąsiedzi, Ze ich zbawił Herkules takiój samojedzi".

M ą c z y ń s k i w „Lexicon latino-polono- rurn" (1564) objaśnia, że „samojedź, antliro- pophagi, ludzie, które drugie ludzie jedzą".

S k a r g a zohydza „Lud dziki, bałwochwal­

czy i samojedź, którzy sąsiadów i ojców swoich jedzą".

„Monitor warszawski" z drugiój połowy ze­

szłego wieku wspomina o bajecznych powie­

ściach o samojednikach i wilkołakach a Orze­

chowski w przenośnem znaczeniu nazywa dzicz wołoską, nieznającą praw a i sprawiedli­

wości „wołoską samojedzią" (Quincunx).

W reszcie w górnołużyckim języku istnieje w yraz „samojedzk“ na oznaczenie ludożercy.

C ytatom ty m jednak nie należy przypisy­

wać zbyt doniosłego znaczenia. Dowodzą one tylko, że wyraz samojed istniał w językach słowiańskich. Zachodzi jednak pytanie, co jest starsze, czy wyraz czy wiadomość o sa- mojedach? W łaśnie zdaje się, że od nazwy samojedów, ja k to się. często w etymogii i mitologii zdarza, powstało przez analogiją brzmienia, pojęcie ludożerstw a pod to miano podsuwane.

(2)

1 9 4 W SZEC H ŚW IA T. X& 13.

Przedewszystkiem używanie nazw y samo- jed zamiast ludożerca, lud oj ad jest zupełnie wyjątkowem w językach słow iańskich.W księ­

gach kościelno-słowiańskich istnieją tylko na­

zwy czełowiekojadnyj, czełowiekożrec, cze- łowiekopożyratel, ale o samojedzie, przynaj­

mniej według świadectwa Lindego, niema wzmianki. Zdaje nam się, iż samojadem na­

zwałby raczej słowianin człowieka, który z głodu swe własne ciało pożera, aniżeli p ra­

wdziwego kanibala. W skazuje to analogija wyrazów: samobójca, samolub, samochwał i t. d., które nie oznaczają wcałe ludzi za­

bijających, lubiących lub chwalących swych bliźnich.

Za ludożerstwem samojedów przem aw iają świadectwa bardzo wątpliwej n atu ry . W p ra ­ wdzie H erodot, a za nim inni pisarze greccy i łacińscy w spom inają o antropofagach hiper- borejskich w obecnej Rossyi północnej zamie­

szkujących, ale pomimo, że w szystkie niemal podania H erodota spraw dzają się, jednakże w tym razie należy wziąć w rachunek tę oko­

liczność, że H erodot samojedów nie widział, że tylko słyszał o nich prawdopodobnie od słowian, którzy mu jednocześnie popularne znaczenie ich nazw y wytłumaczyli.

Świadectw a bezpośrednie nie większą mają wagę. Ostyjacy przechowali podania, iż samo- jedzi zjadali nietylko swych jeńców, ale na­

w et tru p y współbraci, a w berezowskich ak­

tach sądowych znajduje się wzm ianka, jakoby w r. 1820 samojedzi napadli na ochrzczonych ostyjaków, zabijali ich, w yrzynali serca „we­

dług dawnego obyczaju“ i zjadali '). Mogłoby to być rzeczywiście w ażnym argum entem , gdyby nie znane powszechnie zjawisko, iż sąsiednie narody posądzają się zw ykłe wza­

jem nie o największe okropności i że szczegól­

niej nielubionym przez siebie plemionom przypisują potw orne i oburzające praktyk i.

Obecnie np. lud chiński, jakem to ju ż wspo­

m niał w książce „Z dalekiego wschodu“ jest najmocniój przekonany, iż Anglicy chw ytają

') Opis kraju Berezowskiego N. A. A bram ow a w Za­

piskach rossyj. Tow. gieograficznego 1875, zeszyt 12.

Podobny i nie więcój budzącą, zaufania w zm iankę znaj­

dujemy u Pesterow a o jednym ze szczepów samojedz- ków, sojotach (R em arąues sur les peuples, qui habitent la Irontifere chinoise i t. d. w K lap ro th a M agasin asiati- que. T. I. 1825, str. 170).

dzieci chińskie i w yłupują im serca i oczy, służące do przygotowania jakichściś lekarstw . Ponieważ pomiędzy samojedami a ostyjakam i często panowały niezgody, ponieważ nadto urzędnicy i m isyjonarze syberyjscy z pewno­

ścią niezbyt bezstronnie odnosili się do pogan, szczególniej czynnie w ystępujących przeciw­

ko celom religijno-państwowym , więc i ten do­

wód wobec znanej łagodności obyczajów tego ludu je s t bardzo podejrzanój natury.

Bardziej zgodnem z obyczajami samojedów, ale niemającem na u ko w ćj podstawy, je s t tłu ­ maczenie, które znaj dujem y w opracowanym przez Albina Kohna pierwszym tomie dzie­

ła: „Sibirien und das Amurgebiet“:

„W yraz samojed jest złożony z dwu ro­

syjskich i wogóle słowiańskich wyrazów, a mianowicie sam i jed (od rosyjskiego słowa jech at’, które ma w trzeciej osobie czasu te­

raźniejszego liczby pojedynczej: jed io t — je- dzie). Nie je s t rzeczą nieprawdopodobną, żc Rosyjanin, który poraź pierwszy zobaczył

„chazow ara“ na długich, drew nianych, z dołu skórą z włosami obitych łyżwach, przesuwa­

jącego się po głębokim śniegu, zawołał zdu­

miony: „sam jediot“ (sam siebie wiezie), skąd, w skutek skrócenia i w staw ienia litery o po­

w stał wyraz samojed11. N aturalnie, żc tłu m a­

czenie to je s t jeszcze bardziej naciągane niż poprzednie.

W zględy historyczne, etnologiczne i filolo­

giczne razem z wspomnianą łagodnością oby­

czajów samojedów, każą gdzieindziej szukać początku dziwacznego ich miana.

Samojedzi. ja k później zobaczymy, nie są pierwotnym i mieszkańcami obecnej sw6j oj­

czyzny. Dawniej m ieszkał tam lud bardziej do teraźniejszego fińskiego zbliżony, lud, za którego przedstawicieli mogą służyć obecnie Japończycy. Ci ostatni w języku swoim nazy­

w ają się same, ziemię zaś ad na; więc sarae- adna oznacza kraj samów, Laponiją '). W opi- sie szwedzkiej Laponii H ogstrom powiada, iż północna Finlandyja nosiła miano samejad- ne lub samoladnc. Nic więc dziwnego, że Rosyanin nazwał sam eildna: samojad’ i że nazwę tę przeniósł na lud, k tóry pierwo­

tnych mieszkańców z samcildny wyparo­

wał. Gdy zaś powstał dźwięczny dla sło­

wiańskiego ucha w yraz samojedy, samo

*) Fischer. Sibirische Gescliichte.

(3)

JTs 1 3 . W SZEC H ŚW IA T. 1 9 5

brzmienie podsuwało pojęcie ludożerstwji, ji czy to z niewiadomości, czy z zwykłój upi ' - mości sąsiedzkiej urosła legienda, fałsz}

malująca icli obyczaje.

W własnym języku samojed nazywa ■ Nienec, W liczbie mnogićj Niencia, co znai i

człowiek, ludzie, albo toż Ohasowo lub Ch wo, co znaczy mężowie. Nazwa „samoj m która przez Rosyjan przeszła do Europej ków zachodnich, żaden z ludów okoliczn nie zna, lub przynajm niej nio używa. Tun u i nazywają ich Diandał, O styjacy U ryjach (lir-, auch?), Jurg anijach lub Jeruncho, per nr i i zyryjanie Ju ra n g , W oguły Jurro n k um Zresztą według Paulyego. naw et rosyjscy mieszkańcy archangielskiój gubernii nazyw: , ich nie samojedami lecz samodami ■).

Fryderyk Zóllner.

W S P O M N I E N I E P O Ś M I E R T N

przez

S ta n is ła w a K rim s z ty k a .

Nie będzie to zapewne przesadą, jeżeli po wiemy, że śmierć Zóllnera. która nastąpiła 25 K w ietnia r. b., stanowi istotną dla nai i stratę. Znakom ity ten bowiem astrofiz k w chwili zgonu liczył zaledwie 48 lat życiu Urodzony w r. 1834 w Berlinie, kształcił bit najpierw w gimnazyjum realnem w ojcz;

stem swem mieście, a od r. 1855 studyjow 1

•) Abramów 1. c. A rchim andryta Beniamin w W est.

g. Tow. 1855, str. 99. Sądzę, że nazwy te są w pewnym związku z faktem następującym . Jeden ze szczepów sa - mojedzkich, sojoci, m ieszkający po obu stokach Sajanu, noszą w Chinach urzędową nazwę U lechanchai, u mon- gołów i mandżurów U rianchaj. W ed łu g A. R em usata w yraz ten znaczy: łowy reniferów i odnosi się głównie do mandżurów i tunguzów. R itte r sądzi, że ponieważ i samojedzi łowńą renifery, więe także nosili tę nazwę i dlatego ta k często z tunguzam i przez chińczyków i mon- gołów byli mięszani (Asien 1 , 1138 i nast.). Nazwy po­

wyżej przytoczone, używ ane w k ra ja c h bardzo od Chin dalekich (gub. P erm ska, okrąg Berezowski; n ie b y ły , jak się zdaje, znane Ritterowi.

2) W zm iankę o tem napotkałem tylko w dziele P a u ­ lyego: D escription ethnographiąue des Peuples de la Russie St. Petersb. MI)CCCLXII. Peuples O uralo-altai- ques, str. 3.

m atem atykę w Berlinie, następnie zaś w B a­

zylei, gdzie w r. 1857 uzyskał stopień doktora.

Ja k o student berliński jeszcze ogłosił w Ro­

cznikach Poggendorfa w yniki swych badań fotom etrycznych i tej mozolnćj, a tak mało wyrobionćj gałęzi poświęcił głównie działal­

ność całego życia. W szczupłej majętności ojca, który pierwotnie był rysownikiem w dru­

karni perkalików, a następnie podobną fabry­

kę na własność nabył, urządził skromne ob- serw atoryjum i tam przeprowadził szereg oznaczeń natężenia św iatła różnych ciał nie­

bieskich. F otom etry dawniejsze. Lam berta, Bouguera i innych, służące do porównania światła dwu przedmiotów świecących, pole­

cały w ogólności na tem, że blask ciała jaśniej­

szego osłabiano przez oddalanie, dopóki nie dorównał blaskowi ciała ciemniejszego, do czego stosowano następnie znaną zasadę o sła- mięciu światła w stosunku kw adratów z od­

ległości. Gdy szło o oznaczenie św iatła gwia­

zdy, tworzono gwiazdkę sztuczną, z którą podobnyż sposób porównywano blask ciała l^ ebieskiego. I astrofotom etr Zóllnera polega i tworzeniu takićj gwiazdki sztucznej, blask j zmienia się wszakże nie przez oddalenie,

•ile przez przepuszczenie jój promienie przez odki polaryzujące, co nietylko umożliwia

; .acznie większą ścisłość, ale pozwala też do- kładnie oznaczać i barwy ciał niebieskich, tak, /< przyrząd ten je s t i kolory metrem zarazem.

T smu to przyrządowi zawdzięczamy najw a- friejsze i najdokładniejsze wiadomości ośw ie­

tl.) gwiazd, planet i mgławic, bo jakkolw iek u 'trofotometr Pickeringa w ostatnich czasach na tychże zasadach zbudowany je s t nieco do­

kładniejszy, to jednak jest znacznie bardzićj zawiłym i kosztowniejszym. W ynik i pierw­

szych swych badań ogłosił Zóllner w dziele p. t.: „Rys ogólnój fotom etryi nieba“, oraz w rozprawie habilitacyjnój: „Badania fotome- tryczne ze szczególnym względem na naturę fizyczną ciał niebieskich“. Ta ostatnia praca napisana była celem uzyskania docentury w Lipsku 1862 r., gdzie w r. 1872 został pro­

fesorem zwyczajnym astrofizyki.

Szczególny rozgłos zyskało obszerne dzieło jego „O kom etach“, napisane na upam iętnie­

nie 300-letniój rocznicy urodzenia Keplera.

Książka ta stanowi niewątpliwie ważny przy­

czynek do ogólnój teoryi rozwoju wiedzy, a co do samych komet, to Zóllner dostrzega

(4)

1 9 6 W SZ EC H ŚW IA T. Xa 1 3 .

w nich wpływ elektrycznych, działań słońca.

Zollner był jednym z pierwszych badaczy, którzy wskazali możność obserwowania pro- tnberancyj słonecznych w każdym czasie nie­

tylko podczas zaćmień. Jądro słoneczne stano­

wi, według Zollnera, bryłę płynną, a tw orzą­

ce się na jój powierzchni żużle są przyczyną plam. T eoryja ta. doskonale wyrobiona, liczy dotąd wielu stronników, lubo w ostatnich cza­

sach szala pochyla się więcój na stronę po­

glądów', przypisujących naszej gwieżdzie dziennej jąd ro gazowe.

W ostatnich czasach prace swe przestał umieszczać w czasopismach naukowych i ogła­

szał je w oddzielnym zbiorze „Rozprawy n au ­ kowe", a to w celu, ja k pisze, zachowania idealnej jedności i duchowego związku, jak i łączyć winien u tw o ry literackie jednego pisa­

rza. Często dawał sobą powodować werwie polemicznćj

Byłto niew ątpliw ie um ysł wszechstronny i filozoficzny, skłonny do idealizmu, a naw et do mistycyzmu. Okazuje się to ju ż z teoryi jego ciążenia, które tłum aczy przypuszczeniem, że atom y posiadają jakoby zdolność woli.

W ostatnich latach życia m istycyzm Zollnera przybrał naw et silne rozm iary i ujaw nił się w usiłowaniach wyjaśnienia zjaw isk spiry ty ­ stycznych m atem atycznem i wywodami o prze­

strzeni wielowymiarowój.

Poglądy te przebrzm ią zapewne, ale nazwi­

sko Zollnera pozostanie nazawsze w nauce pamiętnem. jako jednego z twórców fizyki ciał niebieskich.

Rośliny slrjtokwiatowe

( Cryptogamae).

Opi s a ni e ich b u d o w y , t u d z i e ż s p o s o b ó w z b i e r a n i a , p r e p a r o w a n i a i b a d a n i a

przez

D -ra K a z im ie r z a F ilip o w ic z a .

48. Zabrawszy ze sobą k ilk a flaszek z sze- rokiemi otworami, kilkanaście arkuszy p a­

pieru napuszczonego oliwą, albo jeszcze lepiój małe kaw ałki ceratki lub płótna kauczukow e­

go (do zawijania pojedynczych okazów), tekę

lub worek ceratowy, dobrą lupę, nóż, kij i uzbroiwszy się w cierpliwość, udajemy się na poszukiwanie wodorostów. Lecz gdzie się ma­

my udać i kiedy ?

49. Gdzie tylko ]est woda, niekoniecznie w jeziorach i rzekach, ale i w bagnach, ro- wach. stawach i kałużach, na wilgotnych ska­

łach, murach, na wilgotnej ziemi, między mchami, możemy wszędzie znaleść coś godne­

go uwagi. Przedew szystkiem , niczego nie trzeba pomijać, co tylko choć pozornie wyglą­

da na wodorost; zielone lub brunatne naloty i powłoki na drzewie; śluzowe masy, pokry­

wające rośliny, kamienie i gnijące pnie drzew;

m uł i piana pływ ająca na powierzchni wody;

wszystko to bierzemy ze sobą. Dopiero bo­

wiem zapomocą m ikroskopu można się prze­

konać, z czem się m a do czynienia. Należy też pilnie badać wody odpływające z fabryk i m ury zroszone skraplającą się parą gorącą z maszyn parowych, możemy tu bowiem nie­

raz napotkać gatunki bardzo ciekawe, rosnące gdzieindziej tylko w źródłach gorących.

50. Kiedy zbierać wodorosty? W każdej porze roku. w zimie nawet, można je znaleść;

najlepiej jednak zbierać je wcześnie na wio­

snę, zaraz po stopnięciu śniegów, lub też (mia­

nowicie d e s m i d y j e ) w jesieni. Niektóre jednakże gatunki rozw ijają się tylko w mie­

siącach letnich, np. Ulotkria.

51. Powróciwszy do domu, umieszczamy ka­

żdy gatunek oddzielnie, w naczyniu napełnio- nem m iękką wodą (w wodzie twardój stu­

dziennej praw ie wszystkie gatunki szybko fObumierają), k tó rą odmieniać trzeba codzien­

nie, jeżeli nie możemy zaraz przystąpić do preparowania zebranych okazów. Tym spo­

sobem wiele gatunków da się przechować przez dni kilka; niektóre jednakże, mianowi­

cie w o s z e r y j e ( Vaucheria), obumierają bardzo szybko, dlatego też od nich preparo­

wanie rozpocząć należy. Jeżeli się przypad­

kiem już zepsuły, nie wyrzucam y ich zaraz, lecz wprzódy badamy, czy niema między nie­

mi o k r z e m k o w. Jeżeli są, dodajemy tro ­ chę kwasu solnego rozcieńczonego, dla w strzy­

mania gnicia i preparujem y okrzem ki w spo­

sób niżej podany. W razie dłuższych wycie­

czek, jeżeli nie jesteśm y w możności sprepa­

row ania zebranego m ateryjalu we właściwym czasie, okazy zebrane przechowujemy we flasz­

kach napełnionych wodą, do której dolewamy

(5)

M 1 3 . W SZEC H ŚW IA T. 197 trochę, spirytusu luh zwyczaj nój wódki. B a r­

wa wodorostów mocno płowieje wtedy, dla­

tego też przy okazach, w ten sposób tra k ­ towanych, okoliczność ta musi być zano­

towaną.

52. Znaczna część nitkow atych wodorostów, w szczególności Oedogoniaceae, lubią wody stojące, bagna, staw y i łachy rzek. Niektóro gatunki rodzaju Zygnema rosną w czystych, zimnych źródłach, większa zaś część g atu n ­ ków rodzaju Cladopliora, jakoteż Ulotriclrineae, Vaucheriaceae, zamieszkują w bystro płyną­

cych potokach i strum ieniach, tworząc pływ a­

jące wiązki i darninki, przytwierdzone jednym końcem do kamieni, pni drzew i t. p. G atunki żyjące w wodach stojących przedstaw iają się w postaci luźnych lub zbitych, poplątanych, nieregularnych mas i darninek, niekiedy mniej lub więcej głęboko pod powierzchnią wody, niekiedy (mianowicie w epoce owocowania) wypływających na powierzchnię. W odorosty takie, blisko brzegu rosnące, zbieram y wprost ręką; chcąc jednakże dostać okazy odległe od brzegu, posługujem y się małem, blaszanem naczyniem w formie rądelka, którego brzeg górny opatrzony je s t szeregiem zębów zgię­

tych nieco ku wew nątrz. Naczynie takie osa­

dzone na kiju, w ybornie służy do łowienia odległych wodorostów. Okazy w ten spo­

sób złowione, po ocieknięciu z nich nad­

m iaru wody (strzedz się trzeba zbyt mocnego w yciskania rękam i), zawijamy w kaw ałek ceratki lub papieru napuszczonego oliwą i kładziemy do teki łub ceratowego worka.

Okazy rosnące w wodach bieżących należy zbierać ręką, odryw ając ostrożnie od kamieni, głazów i t. p., do których są przyczepione.

Zawijając w papier, starać się trzeba tak je ulo-żyć, aby nitki wodorostu o ile możności nie zostały poplątane.

53. W celu otrzym ania dobrze zasuszonych okazów, postępuje się w sposób następujący:

Umieściwszy zebrane wodorosty w naczyniu z wodą. oczyszcza się je ostrożnie z piasku, mułu, liści, zwierząt i t. p. i rozdziela na tyle części, ile chcemy otrzym ać preparatów . K a ­ żdą z tych części przenosi się, do większego, głębokiego naczynia, najlepiój miednicy, na­

pełnionej wodą i tam zapomocą palców lub szpilki należy starannie rozplątać pojedyńcze nitki rośliny, tak. aby wszędzie równo przy sobie leżały, nietworząc nigdzie węzłów i

kłębków. Następnie zanurza się, w wodę przy­

gotowany poprzednio papier kładzie go się na dłoni, a wsunąwszy dłoń razem z papierem pod wodorost, w yjm uje się go z wody. Przy większych wodorostach, zamiast dłoni, użyć można cienkićj deseczki (np. z pudelka od cy­

gar). Po dokładnem o ile można ocieknięciu wody, kładzie się papier z leżącym nań wodo­

rostem na warstw ę 4 lub 5 arkuszy bibuły.

W ten sposób postępuje się kolejno z całym zabranym m ateryj ałem. Po wyschnięciu pa­

pierów, przenosi się je na w arstw ę (2—3 ar­

kuszy) białej, równćj bibuły, przykryw a ka­

wałkiem papieru stearynowanego 2), na który kładzie się znowu bibułę, na nią nowe prepa­

raty i t. d. postępuje się ze wszystkiemi pre­

paratam i. Na wierzch kładzie się warstwę czystój bibuły. Tak utworzoną paczkę umie­

szcza się pomiędzy dw iem a deseczkami dre- wnianemi i przyciska kamieniami, a najle­

piej cegłami (4 cegły są wystarczająco). Po 24-ch godzinach wyjmuje się ostrożnie prepa­

raty, a jeżeli jeszcze nie wyschły dostatecznie, kładzie się je znowu w prasę, pomiędzy samą ju ż tylko bibułę. Ostrzedz tu musim y mniej

') Używa się w tym cola zwyczajny Wały papier do pisania, niezbyt cienki. Form at papieru odpowiadać musi długości wodorostu; dla wodorostów, któ-e można dowolnie dzielić na mniejsze lub większe części, najdo­

godniejszy format jest, ten, ja k i otrzymujemy ilz'eląc pół a rk u s z a papieru wzdłuż n* 3 części i każdą z tych części przecinając na 3 równe, kaw ałki.

2) W iększa część wodorostów przylega, zbyt silnie du zwyczajnego papieru, tak , że po wyjęciu z pod prasy nie dają się oderwać bez uszkodzenia. Dla zaradzenia temu, używano dawniej papieru napuszczonego oliwą lub woskiem, który jednak okazał się w praktyce niedogo­

dnym, z powodu, że zwykle pozostaw ia tłuste plamy na papierze, na którym leży p rep arat. Dlatego dzisiaj po­

wszechnie się używa papieru stearynow anego, który przy­

gotowuje się w następujący sposób: resztki świec ste a ­ rynowych skrobie się na drobne cząsteczki, któremi po­

sypuje się jednostajnie pół arkusza białego papieru, na nim kładzie się drugie pół arkusza, posypuje znowu stea­

ryną i t.. d. Ułożywszy w ten sposób 5—6 w arstw pa­

pieru, przykryw a się z wierzchu czystym papierem i pra­

suje dobrze rozgrzanem żelazkiem do prasowania bieli­

zny; steary n a topi się i w siąka dokładnie pomiędzy włó­

k n a papieru, który tym sposobem staje się nieprzem a­

kalnym . N atychm iast po wyprasow aniu należy papier w yjąć, inaczej bowiem arkusze zlepiają się ze sobą i nie dają się oddzielić bez rozdarcia. Po dluższem użyciu p a ­ pier stearynow any traci sw ą przezroczystość i wodorosty przylegają do ni^go, w takim razie przez lekkie ogrza­

nie staje się znowu zdatny do użycia.

(6)

1 9 8 W SZ EC H ŚW IA T. m 1 3 .

doświadczonych, aby nic poczytali to za błąd i w preparowaniu, że gatunki z rodzaju Zygne- | ma, za życia pysznój, zielonój barw y, po wy­

suszeniu zawsze stają się b runatne lub czer­

nieją i niem a sposobu zachowania im barw y naturalne'!].

54. Co śię tyczy oznaczenia gatunków wo­

dorostów n itk o w a ty c h , przedewszystkiem zwracamy uwagę, że Oedogoniaceae, Yauclieria- ceae i Zygnemeae, dadzą się tylko w tedy do­

kładnie oznaczyć, jeżeli posiadają d o j r z a ł e owoce. Zygnemeae znaleść można nieraz obfi­

cie owocujące, trzeba tylko zawsze wybierać spomiędzy pływających darninek, niebardzo zbite i mocno wypłowiałe, albowiem pięknie zielone są zwykle płonne. Sposób sprzężenia (kopulacyi) je s t charakterystyczną cechą dla rodzajów: Spirogyra, Mesocarpus. Mougeotia, Fleurocarpus i t. d .; to też niemożliwem jest oznaczenie okazów p ło n n y c h ; zato okazy sprzężone naw et po zasuszeniu (z w yjątkiem rodzaju Spirogyra) łatw o dadzą się oznaczyć.

P ły w k i najłatw iej obserwować można u ga­

tunków z grupy Ulotrichinae i rodziny Oedo­

goniaceae; zwykle wydobywają się z komórki macierzystój nad ranem ; u niektórych gatun­

ków pływ ki w ytw arzają się przez cały rok (np. Oedogonium fonticola). Chcąc zobaczyć rzęsy, które przy szybkim ruchu pływek nie łatwo spostrzedz, dodaje się do preparatu, le­

żącego na szkiełku pod mikroskopem, kroplę ty n k tu ry jodowćj; pływ ka w tedy obumiera, przestaje się poruszać, a rzęsy w yraźnie wi­

dzieć można, m ianowicie przy oświetleniu ukośnem. U niektórych wodorostów z rodza­

j u Confena, Oedogonium i Cladophora zdarza się często, że po zasuszeniu ściany kom órek plechy zapadają się tak, że naw et po zamo­

czeniu w wodzie nie dadzą się w zupełności wyprostować. Dodawszy w ted y do preparatu trochę łu g u potażowego, przyw racam y kom ór­

kom w zupełności k ształt pierw otny. K ry ­ ształy w ęglanu w apnia, pokryw ające niekiedy plechę wodorostów, oddala się przez dodanie do preparatu rozcieńczonego kw asu solnego.

55. Rodzaj Oscillaria w ym aga odrębnego preparowania. W odorosty do tego rodzaju na­

leżące, rosną przeważnie w m ule rowów i sta­

wów, lub pływają w postaci prom ienistych kłaczków na powierzchni wody. Za życia zwykle niebieskawo-zielonej barw y, po zasu­

szeniu stają się bardziój żywo zielone. R uchy

ich wahadłowe, od których noszą nazwę, do­

skonale się nadają do otrzym yw ania nader pięknych preparatów. Klaczki tych wodoro­

stów w yław ia sią w prost ręką lub łyżką i kła­

dzie do flaszki. Pow róciwszy do domu, umie­

szcza się je na talerzu napełnionym m iękką wo­

dą i pozostawia czas jak iś w dobrze oświetlo*

nem miejscu. N itki wodorostu wydobywają się w tedy powoli z m ułu i tworzą na powierzchni wody warstwę, k tó rą zdjąć można łyżką i po­

dzielić na dowolną ilość części. Dla przygoto­

wania preparatów bierzemy pół arkusza gru­

bego rysunkow ego papieru, przytwierdzamy go szpilkami do drewnianćj deseczki i podzie­

liwszy go ołówkiem na kilka (najlepiój 8) ró­

wnych kw adratów , na sam środek każdego kw adratu nalewam y łyżeczką od kaw y nie­

w ielką ilość miękkićj wody, którą następnie rozpościeramy tak, aby pokryła przestrzeń kolistą wielkości rubla srebrnego. P otem na środek tego jeziorka kładziemy pewną ilość (wielkości grochu) oscylaryi oczyszczonej z mułu, lekko palcem przyciskam y i pozosta­

w iam y wszystko w spokoju aż do zupełnego wyschnięcia preparatu, w miejscu dobrze oświetlonem i zabezpieczonem od wstrząśnień.

P o niejakim czasie (kilku kw adransach) spo­

strzeżemy wydobywającą się ze środka pre­

paratu prom ienistą koronę, utworzoną z nitek oscylaryi, która to korona, rozpościerając się coraz szerzój na Ty>wierzchni, dosięga nakoniec brzegu wody, przy którym to brzegu nitki często zakrzywiają się i układają wzdłuż ob­

wodu. To prom ieniste układanie się nitek oscylaryi, polegające na ruchach właściwych tój roślinie, wymaga bardzo żywój wegietacyi, a więc aż do chwili wyschnięcia, roślina musi być zachowana przy życiu. Dlatego to należy zawsze używać wody m iękkićj, w tw ardćj bo­

wiem oscylaryje natychm iast obumierają. Po wyschnięciu papieru zdejmuje się go z desecz­

ki i rozcina na pojedyńcze egzemplarze.

56. W iele gatunków z rodziny Oscillariaceae, niektóre Ulotrichineae, jako też rodzaj Zygogo- nium. przedstaw iają plechę utk an ą z nitek, lecz nitki te są albo w części pozrastane ze sobą, albo też tak mocno poplątane, że tw orzą ja k b y zbite tk an k i lub błony, rosnące na wil- gotnój ziemi lub skałach, a także na p ark a­

nach i pniach drzew. Zbieranie takich wodo­

rostów je st bardzo proste. Zdejmuje się je z ziemi lub skały, zwilża wodą jeżeli są su­

(7)

JVs 1 3 . W SZEC H ŚW IA T. 1 9 9

che i kładzie pomiędzy k a rtk i papieru lub sta­

rej książki. Powróciwszy do domu, suszy się pod prasą w bibule, a następnie przechowuje w papierze lub przykleja się gum ą arabską na kawałkach papieru.

57. W odorosty skorupiaste, przyrośnięte do podłoża, ja k np. Scytonemeae, Chroole­

pus. Calothrix, Frotoderma, Coleochaete, Hilde- brandtia i t,. p., powlekają wilgotne skały, m ury i pnie drzew, lub tworzą mocno przyle­

gające skórzaste skorupy na głazach, lub na- koniec małe poduszeczki, zlewające się na­

stępnie w chropawą skorupę. Niektóre z nich, ja k np. Coleochaete, rosną na podwodnych ro­

ślinach, które należy dokładnie badać lupą, wodorosty te bowiem są zbyt małe, aby mo­

gły odrazu zwrócić na siebie uwagę. Takie skorupiaste wodorosty zbiera się razem z pod­

łożem, np. Chroolepus razem z korą drze­

wa, na którój rośnie Jeżeli znajdziemy je na skałach lub dużych kamieniach, musimy za- pomocą dłuta i m łotka odkuć odpowiedni ka­

wał skały. Najlepiój, jeżeli można, od kraw ę­

dzi skały odbić płaski kaw ałek zapomocą sze­

rokiego dłuta ; gdy jednak skała je s t gładka, bez krawędzi, wybijam y najprzód ostrem dłutem m ały rowek, wsadzamy weń dłuto szerokie pod bardzo ostrym kątem i silnie ude­

rzam y młotkiem. S tarać się trzeba, aby ka- w ałki odłupy wane były o ile możności płaskie, albowiem dają się w tedy przechować ta k ja k inne rośliny w zielniku, gdy tymczasem grube, nieregularne kaw'ałki skały potrzeba osobno przechowywać w pudełkach ja k m inerały.

D łuta powinny być z bardzo dobrój stali, ina­

czej szybko się psują. W odorosty takie, ja k Coleochaete, rosnące niby pasorzytnie na in ­ nych roślinach, należy zabierać razem z temi ostatniem i i suszyć zwykłym sposobem.

Zwracamy uwagę, że wszystkie gatunki ro­

dzaju Chroolepus, za życia żółte lub czerwone, po wysuszeniu zm ieniają w niedługim czasie barwę, stając się brudno-zielonawe. Zapach fijołków wspólny je s t wszystkim gatunkom rodzaju Chroolepus.

58. Bardzo wiele wftdorostów, szczególniej z rodziny Nostocaceae, pokrywa się, ja k wie­

my, galaretow atą lub śluzowatą powłoką, tworząc mniejsze lub większe kolonije. W o­

dorosty takie, żyją w bagnach i stojących wo­

dach, na wilgotnój ziemi lub skałach, gdzie zwykle pomiędzy m cham i tworzą w arstw y j

śluzowe. Żyjące w wodzie, z początku przy­

czepione są do roślin wodnych lub kamieni, późnićj dopiero odrywają się i w ypływ ają na powierzchnię. Takie pływające m asy ślu­

zowe, rozmaitej postaci, najczęściej kuliste, zbieram y zapomocą małego sitka, przytw ier­

dzonego do kija i wrzucamy do flaszki. Ga­

tunki przyczepione do roślin lub kamieni bie­

rzem y razem z podłożem. Masy śluzowe na skałach zeskrobujemy nożem. W odorosty takie suszy się na papierze, podzieliwszy je na dowolną ilość egzemplarzy. N iektóre ga­

tunki rodzaju Nostoc, np. N. commune, po wy­

suszeniu bardzo się kurczą, należy je więc po­

kryć stearynow anym papierem i wysuszyć pod prasą, przyciskając bardzo lekko.

59. Niektóre gatunki z grupy Rwularieae (np. Isactis) pokryte są grubą niekiedy w ar­

stw ą węglanu wapnia, przezco plecha staje się tw ardą i kamienistą. W odorosty takie odrywa się od podłoża ręką, jeżeli można; w przeci­

w nym razie odbija się dłutem razem z kaw ał­

kiem skały lub kamienia i przechowuje w pa­

pierze. Chcąc badać takie gatunki pod mikro­

skopem, należy naprzód moczyć je przez czas dłuższy (dopóki tw orzą się bańki kwasu wę­

glanego) w rozcieńczonym kwasie solnym, a następnie wymyć dokładnie wodą.

60. Ze wszystkich wodorostów, o k r z e m - k i (Diatomeae) są najbardziej rozpowszechnio­

ne na całej kuli ziemskiej. Zamieszkują wszę­

dzie, gdzie tylko znajduje się choć trochę wody lub wilgoci; w źródłach zimnych i go­

rących, potokach górskich, bagnach, torfowi­

skach, rowach, kałużach, stawach, jeziorach, m orzach; na wilgotnych skałach, między mchami, wodorostami nitkowatemi, oscyla- ryjam i; na dnie wód, gdzie pokryw ają kamie­

nie lub rośliny wodne i t. d. W mule i pianie pływającej na powierzchni wody, znajduje się bardzo często niesłychane mnóstwo rozmai­

tych gatunków; pianę taką łub muł, które brunatnaw ą swą barw ą zdradzają obecność okrzemków, zbieramy po prostu łyżką i wrzu­

camy do flaszki. G atunki, znajdujące się mię­

dzy wodorostami nitkowatemi, m urawkam i mchów i t. p. zbieramy razem z tem i ro­

ślinami, przyczem strzedz się trzeba mocnego wyżymania ręką, albowiem razem ze ściekają­

cą wodą i większa część okrzemków mogłaby zostać spłukana. Pow róciwszy z wycieczki, myje się zebrane m uraw ki mchów' i t. d. w na­

(8)

2 0 0 W SZ EC H ŚW IA T. tfa 1 8 .

czyniu napelnionem czystą wodą, w którem po niejakim czasie osadzają się na dnie okrzem­

ki, poczem wodę z wierzchu się zlewa, a po­

zostałość (w razie gdy chcemy otrzym ać su­

chy osad) filtruje, suszy, lub też przechowuje w alkoholu do dalszego użytku.

61. Z kłaczków oscylaryj niemożna otrzy­

mać w ten sposób czystych okazów okrzem­

ków, nitki bowiem oscylaryj bardzo łatw o się kruszą i szczątki ich razem z okrzem kam i zo­

stają spłukane. Użyć tu więc m usim y nieco dłuższój metody, a mianoAvicie gotujemy kłaczki oscylaryj ze stężonym kwasem azot- n y m lub solnym, w małój parowniczce porce- lanowój lub probierce nad lam pką spirytu­

sową, przezco nietylko oscylaryj e, ale i inne przym ięszki organiczne i cząsteczki węglanu wapnia, zostają rozpuszczone i zniszczone, a pozostają tylko krzem ionkowe pancerze okrzemków i resztki piasku, który, m etodą niżój podaną łatw o da się oddalić. Gotowanie to wykonać należy przed otw artem i drzwicz­

kam i dobrze ciągnącego pieca lub komina, aby kwaśne p ary nie rozchodziły się na pokój i nie uszkodziły przedmiotów m etalow ych i soczewek m ikroskopu. P o kilku m inutach, gdy masa gotowana rozjaśniła się, wylewa się j ą w obszerne naczynie napełniono czystą wodą, w którem okrzem ki osadzają się na dnie; następnie wodę z wierzchu się zlewa, dodaje świeżćj, co się pow tarza dopóty, do­

póki papierek lakm usow y w ykazuje jeszcze obecność wolnego kwasu.

62. G atunki okrzemków, rosnące w mule i przy świetle słonecznem w ystępujące na jego powierzchnię w postaci delikatnćj, czer-'

wono-brunatnój powłoki, zbiera się ostrożnie płaską łyżką i w rzuca do flaszki. Niekiedy powłoka tak a wzdyma się w skutek wydzie­

lania się gazów, odrywa od m ułu i w ypływ a na powierzchnię wody w postaci m ałych k ła­

czków, które w takim razie przedstaw iają zu­

pełnie czyste okazy. D la oddalenia m ułu i piasku proponowano różne m etody; najp ro st­

sza polega na tem , że zebrany m ateryj ał um ie­

szcza się w szklance napełnionój wodą, na­

stępnie zapomocą pręcika szklanego mięsza się dokładnie całą masę i pozostawia w spo­

koju, dopóki grubsze ziarnka piasku, m ułu i t. d. nie opadną na dno. Poczem zlewa się ostrożnie płyn z ponad osadu, zawierający okrzem ki i lżejszo cząsteczki m ułu i piasku,

do drugićj szklanki. Brzeg szklanki najlepiój posmarować łojem lub innym jak im tłuszczem, aby przy przelewaniu płyn nie ściekał po bo­

kach naczynia. W drugiój szklance osadza się znowu pewna ilość stałych części, poczem płyn przelewa się ostrożnie do trzeciej szklanki i procedurę tę pow tarza się ta k dłu­

go, dopóki okrzemki nie zostaną w zupełności oswobodzone od piasku, m ułu i t. d. i dopóki większe (a więc cięższe) gatunki okrzemków nie oddzielą się tym sposobem, od mniej­

szych, lżejszych. W m iarę ja k przy takiom postępowaniu płyn się oczyszcza, należy dłu- żój wyczekiwać na utw orzenie się osadu;

bardzo drobne formy okrzemków potrzebują znacznie dłuższego czasu do opadnięcia na dno.

Otrzym ane osady bada się pod m ikroskopem 1 po przefiltrowaniu suszy.

6 3 . D ruga metoda, proponowana przez Ok e-

d e n a, wym aga nieco dłuższego czasu, ale za-

to daje daleko czystsze okazy. Zebrany m ate- ry ja ł umieszcza się w wąskiem, a glębokiem, szklanem naczyniu, nalewa na wierzch wody na 2 cale wysoko, mięsza się pręcikiem szklanym i pozostawia w spokoju. Po upływie pół m i­

n u ty, zlewa się ostrożnie m ętny płyn do dru­

giego naczynia i zastępuje się go takąż samą ilością czystój wody. Procedurę tę powtarza się mniój więcój sześć razy. Osad w drugiem naczyniu zawiera wszystkie takie okrzemki, ziarnka piasku i t. p., które są za lekkie, aby mogły opaść na dno w ciągu pół m inuty W celu dalszego sortowania tego osadu, po­

stępuje się z nim ja k poprzednio z m atery ja- łem zebranym, z tą tylko różnicą, że dopiero po upływie 2 ‘/ 2 m inut zlewa się płyn z ponad osadu. W podobny sposób tra k tu je się znowu osad utw orzony w trzeciem naczyniu, przyczem czeka się już 5 m inut na utworzenie osadu.

Każde z naczyń zawiera teraz okrzemki i ziarn­

ka piasku rozmaitego ciężaru, w ostatniem naczyniu znajduje się osad najlżejszy. D la od­

dalenia ziarn piasku, umieszcza się osad w sze­

roki em naczyniu (najlepiój parowniczce por­

celano wój), nalewa się na wierzch wody na 1 cal wysoko i po kilku m inutach, gdy wszy­

stkie cząstki stałe opadną na dno, porusza się ręką naczynie stojące na stole po linii koło- w ój, przezco wprowadza się wodę w ruch obrotowy. Poruszająca się woda unosi okrzem­

ki, a zaś ziarnka piasku, jako bardziój okrą­

głe, toczą się po dnie naczynia i zbierają w je ­

(9)

j& 1 3. W SZEC H ŚW IA T. 201 go środku. Należy w tedy szybko a ostrożnie

zlać płyn. zawierający ju ż tylko czyste okrzemki, do drugiego naczynia, w którem się osadzają. Pozostałość w pierwszem naczyniu trak tu jem y dopóty w podobny sposób, dopóki można z niój jeszcze w ypłukać okrzemki.

04. W celu odosobnienia rozmaitych gatun­

ków na zasadzie różnicy ciężaru okrzemków, postępuje się według M u n r o w sposób nastę­

pujący: R urę szklaną, pół cala szeroką a 3—4 stóp długą, opatrzoną w dolnym końcu k ra ­ nem, ustaw ia się lub zawiesza pionowo. Do ru ry tój wlewa się płyn. zawierający o ile mo­

żna dokładnie oczyszczone z piasku i m ułu okrzemki i po kilku m inutach wypuszcza się dolną w arstw ę płynu z częścią osadzonych okrzemków do podstawionój szklanki. Poczem k ran się zamyka, a po kilku m inutach znowu pewną część płynu wypuszcza do drugiój szklanki i postępuje się w ten sposób, czeka­

jąc za każdym razem coraz dłużej, dopóki nie wypuści się z ru ry całkowitój ilości płynu.

Badając odlewane w ten sposób porcyje pły­

nu, znajdziemy, że każda zawiera przeważnie inne gatunki niejednakowego ciężaru, all wiem cięższo opadają naprzód i znajdują

w pierwszych porcyjach płynu, najlżejsze pi wają najdłużej i dopiero przechodzą razi .m I z ostatniemi ilościami płynu. B e n n i n g s e n u

do wał w tym samym celu aparat, którego o,'i>

jednakże pomijamy, aparat bowiem zbyt je i skom plikow any, niekoniecznie praktyczny j i nie daje lepszych rezultatów ja k metoda po- j Avyższa.

65. Re i n i c k e podał bardzo dowcipną me - !

dę otrzym yw ania czystych okrzemków, po gającą na ich dążeniu ku światłu. Zebr;

okrzemki razem z mułem rozpościera się i płaskim talerzu o ile można jednostajnie, po­

k ryw a się kaw ałkiem cienkiego płótna, nale­

wa wody o tyle tylko, aby utw orzyła cienką , warstw ę na powierzchni płótna i wystawia \ talerz na bezpośrednie działanie promieni sło- | necznych lub przynaj mniój w miejscu dobr oświetlonem. Okrzemki, dążąc zawsze ku i światłu, przedostają się przez oczka płótna i tw orzą na jego powierzchni (po 2-ch lul 3-ch dniach) dosyć grubą w arstw ę, k tó rą zdej mujem y pędzelkiem i przenosimy na tafelki szklane. Sposób ten użyty być może, ma si rozumieć tylko wtedy, gdy okrzemki jeszcze

żyją (po dłuższem staniu w pokoju, obumie­

rają); nadto niektóre tylko gatunki obdarzono silnym ruchem, dają się w ten sposób prepa­

rować, a mi ano wicie Namculeae i Niłzschieae.

G6. Czyste okrzemki, otrzymane jed ną z me­

tod powyższych, przechowuje się w rozm aity sposób. Jeżeli chodzi o to, aby treść komórek (endochrom) zachować niezmienioną, należy w takim razie przechowywać je w rozcieńczo­

nym alkoholu w maleńkich flaszeczkach.

Chcąc je przechować na sucho, przenosimy je zapomoc], pędzelka na kaw ałki grubego pa­

pieru i pozostawiamy aż do wyschnięcia. J e ­ żeli ilość m ateryjału na to nie wystarcza, w takim razie kroplę płynu, zawierającego okrzemki, przenosimy pędzelkiem na tafelki szklane. Niekiedy jednakże okrzemki nie przy­

legają dobrze do szkła (mianowicie kopalne lub oczyszczane kwasami), a w takim razie trzeba dodać do wody kropelkę rozpuszczonćj gum y arabskićj. Tak przygotowane preparaty, zawija się starannie w papier i opatruje odpo­

wiednią etykietą. (Dok. nast.)

U W AGI NAD TKZJpIKNi A M i 7 i KM;

I WYBUCHAMI WULKANÓW

przez

F. Ż m i j e w s k i e g o .

(Dokończenie.)

5. Przejdźm y teraz z kolei do wulkanów.

Wiadomo z mnóstwa obserwacyj, że utwo- enie się każdego z nich poprzedzają trzęsie- a ziemi '), że pierwszym skutkiem wybuchu r st gwałtowne rozsadzenie skorupy ziemsldój, i tem samem otwarcie kom unikacyi między wnętrzem globu i daną miejscowością po­

wierzchni, że jednocześnie poziome w arstw y g ru n tu podnoszą się i przybierają nad pozio-

’) Humboldt między innemi pisze, że przed utw orze- n się w ulkanu Jorullo w M eksyku około m iasta io, przez dw a miesiące trw ały trzęsienia ziemi, aż na- s ;,!cie w noty 29 W rześn ia 1759 r. ukazała się w ypu- k ło ś ó m ająca do 160 metrów wysokości, okryta t.ysiąca- dymiących się ostrokręgów , pośród których powstało i 6 gór wulkanicznych większych. N ajw yższa z tych osta-

! tn eh, m ająca 500 z górą metrów w yniesienia nad pozio- lii ni równiny, została nazw ana Jorullo.

(10)

2 0 2 W SZEC H ŚW IA T. M 1 3 .

mcm położenie pochyłe, skutkiem czego po­

wstaje wyniosłość, zbliżająca się swoją figurą do ostrokręgu lub stożka, a na sam ym jćj wierzchołku krater, czyli wklęśnięcie lejko­

wate. Przez nie to w ybuchają różne m ateryje, jakoto:

1) gazy rozm aitych gatunków , 2) wody wrące lub zimne, zwyczajne lub siarczanc, albo naw et wielką ilość błota zawierające, 3) m ateryje rospalone żużlowate, pumekso- wato lub stopione: te ostatnie zwane lawami, któro stosownie do siły wybuchu, byw ają rzu­

cane daleko lub odpływają po stokach w ulka­

nu, albo też niedochodząc do brzegów k rate ­ ru, podnoszą się. w tym że w ulkanie do więk- szćj lub mniej szój wysokości, nakoniec po 4) niezm ierne m asy popiołów czyli piasków.

6. Prócz powyższych w ulkanów są jeszcze i podmorskie, których działalność musi być niemnićj gwałtowna, ja k o tem sądzić można z niezmiernćj ilości m ateryj ziemnych, pu­

meksów i innych, ukazujących się na powierz­

chni wód w czasie wybuchów.

Między innem i można przytoczyć jako przy­

kład opis kapitana Bagnolda o trzęsieniu zie­

mi, zaszłem w Lim ie dnia 30 Marca 1828 r.

i to warzyszącym tem u wypadkowi wybuchu podmorskim na oceanie Spokojnym w porcie Callao, o 8 kilom etrów od Lim y. S k u tk i tego trzęsienia powszechnie są wiadome, a co się tyczy w ybuchu, streszczając opowiadanie, powiem tylko, że pow ierzchnia wód była w stanie wrzenia, że m nóstwo ryb nieżyw ych ukazało się na niój, a w głębi łańcuch jednćj kotw icy okrętu stojącego w porcie został na- wpół stopiony.

7. Zapomocą wysokości, do jakiój podnoszą się law y w wulkanach, gieologowie obliczają teoretycznie w iększą lub m niejszą energiją wybuchów. I tak , wiadomo między innemi, że przez k ra te ry W ezuw ijusza i E tn y przepły­

w ały nieraz law y i że p rzy ostroszczycie Te- neryffu i wierzchołku A ntyzany otw orzyły so­

bie odchód prądy obsydyjanu, wiadomo także, że te góry wznoszą się nad rów nię wód m or­

skich; W ezuwijusz o 1190 m etrów, E tn a o 3250, Teneryff o 3710 i A ntyzana o 5833 metrów. Lecz podług teoryi, dla utrzym ania słupa Avody w próżni w wysokości 10,33 me­

trów, potrzebne jest ciśnienie całego słupa po­

w ietrza, czyli 1 atmosfery, ponieważ zaś cię­

żar właściwy law y je s t 2 do 3 razy, a w prze­

cięciu dajm y na to 2,5 razy większy, a zatem do podniesienia stopionych m ateryi aż do wierzchołków tych w ulkanów potrzebaby:

w W ezu wij uszu 298, w E tnie 786,5, w Tcne- ryffie 900, w A ntyzanie 1412 atmosfer. Ale to oszacowanie je s t niższem od rzeczywistości.

W ybuch law i obsydyjanów gorąco-płynnych nie może, ja k sądzę, poczynać się u podstawy wulkanów, leżącćj na rów ni z poziomem mo­

rza i powierzchnią skorupy, lecz musi pocho­

dzić z roztopionego wnętrza czyli jąd ra ziem­

skiego, a zatem trzeba wprowadzić w rachu­

nek przynajm niej całą grubość skorupy — mówię przynajm niej, albowiem punkt przyło­

żenia siły parcia, czyli rzutu może się znajdo­

wać daleko niżój w głębi samego jąd ra. P rz y j­

m ując zatem, że grubość skorupy przeciętna w ynosi 30 kilom etrów, znaleźlibyśmy, że dla podniesienia obsydyjanu do wierzchołka An­

tyzany potrzeba siły przynajmniej 8672 atmosfer.

Nareszcie we względzie siły trzeba jeszcze dodać, że niektóre w ulkany wyrzucać miały swoje popioły czyli piaski do 20 kilometrów 1 wysokości nad powierzchnię ziemi. Ilość tych produktów wulkanicznych bywa tak wielka, że w r. 452 w iatr zanosił je z W ezuwijusza aż do Konstantynopola, a w r. 1794 w g łąb ’ Ka- labryi; nakoniec z wulkanu Tomboro na wy­

spie Sumbawie, w r. 1815 piaski wyrzucone przebyły p rzestrzel 29 ) lieues, aż do wysp M oluckich.

8. Obserwacyje co do wysokości, do jakiej nuiały być wyrzucane piaski wulkaniczne, Eaogłyby się wydawać wątpliwemi, gdyby przytoczone tu fakty nie służyły im za po­

tw ierdzenie. I zaiste każde ziarnko piasku W yrzucanego w górę i następnie nnoszo- faego wiatrem , zostaje pod działaniem dwu sił, a mianowicie siły w iatru i ciężkości.

Przypuśćm y, że kierunek w iatru je s t po­

ziomy, a tem samem prostopadły do kierun­

ku siły ciężkości i że wysokość rzutu wyno- j siła 20,000 m etrów, ja k już poprzednio wzmian- j kowaliśmy. Zauważym y naprzód, że siła wia-

; tru nie je s t im pulsyją doraźną, k tó ra po na- I daniu ciału f pewnój prędkości, natychm iast ustaje, lecz że jest siłą przez cały czas ruchu i działającą, a tem samem przyspieszającą jego prędkość i powtóre, że meteorologija uważa w iatr, m ający prędkość 40 m etrów na sekun-

Cytaty

Powiązane dokumenty

czne oszczędności (8 do 13 tysięcy franków rocznie) przez zaprow adzenie św iatła elektrycznego, przez poniesie­. nie stosunkowo nieznacznego nakładu jednorazowego, na

D epesza przesłaną z Coimbry pod dniem 20 W rześnia do Europy, podaje położenie komety według spostrzeżeń, czynionych podczas przejścia jej przez południk;

sposobu, k tóry pozw ala na sztuczne otrzym yw anie, sposobami czysto chemicznemi, mocznika (karbam idu), m ateryi najbogatszej w azot ze w szystkich ciał

N aw et w spoczynku tylko ram iona dotykają ziemi, ciało zaś krążkow ate je s t wzniesione, w tedy ofiura przedsta­. w ia się jak o krążek w sp arty n a

lazkami, oraz tablice, zaw ierające gotowe schem aty do obliczeń zarówno przy samej fabrykacyi, jako też przy próbacb i dośw iadczeniach z nią

Komitet Redakcyjny stanowią: P. dziekan Uniw\, mag. Z araz więc rozpocząłem sto­.. jako pen sy ją.. Uczuw szy się. Wspomnienia z podróży do Syberyi etc.. niem ogąc

dziekan Uniw., mag.. Ilzę są tą protoplazm atyczna gruszeczlta poczyna wiosłow ać i szybko pływ a po pow ierzchni wody. Zaródź kom órek zw ierzęcych lub

dziekan Uniw., mag.. 6) zaw ieszone w przezro czy sty m śluzie, pośród którego zaledw ie słabo się poruszają... zakończył pracow ity i pożyteczny dla kraju