• Nie Znaleziono Wyników

Za wolność i lud : opowiadania z lat 1861-1864

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Za wolność i lud : opowiadania z lat 1861-1864"

Copied!
88
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

,'«ÿ

(3)
(4)
(5)

Książeczką 'V.

ZA WOŁNO&ć i LUD!

Opowiadania

z

tó H 8 0 -J? i4

skreśliła ^M.a r,va. ® \A /y s ł o u c h o w a. «' ■

. . . ido już nowe Za lud! do walki szer si l * Juz lu<ł podnosi schyloną głowę,

Morze zalewa już brzegi I

L W Ó W

Nakładem T o w a rz ysk a Przyjaciół Oświaty

K .lrn fcrn t j . Cwi:..<M«ło * GrMku.

(6)

70628

(7)

Piękną jest ta droga ziemia nasza! Jak sięgnąć wzrokiem ścielą się po niej kwieciste łąki, zielone pastwiska, szumią z wiatrem bujne kłosy na żyznych polach, uprawianych silnymi rękami polskich włoś­ cian. Łąki, pastwiska, poła przerzynają bystre, głę­ bokie rzeki. Tam i owdzie połyskują srebrne jeziora, niby błyszczące, gładkie lusterka. Wysokr-llCUC^ł c w niebo nasze wspaniałe góry, a ciemne lasy, roz brzmiewające świergotem ptasząt, chwieją poważnie głowami, niby ojcowie, gdy radzą o ważnych sprawach.

Piękną jest ta droga ziemia nasza, na której urodziliśmy się i wzrośli, w której głębiach śpią kości naszych ojców, na której żyć i gospodarować będą w najdłuższe lata nasze dzieci.

Bywały czasy, kiedy na tej bogatej, żyżnej ziemi kwitła oświata, krzewiły się cnoty, wzrastał dobrobyt; kiedy Polska stała obok potężnych kra­ jów europejskich, jak równa obok równych. Słabsze

sąsiednie narody garnęły się wówczas pod jej skrzy­ dła, przyjmowały jej rządy, zwyczaje, tuliły się do piersi Polski, jak młodszy brat tuli się do starszego

(8)

cniejszy — dopomoże, obroni. Bywały bowiem czasy, kiedy piękna ziemia polska rządziła się sprawie­ dliwiej, posiadała więcej wolności i szczęścia, niż wielu z jej sąsiadów.

Ale później nastąpiły czasy grzechu i ciemnoty, a więc i słabości i upadku. I oto dziś obcy wróg depcze ziemię naszą. Dziki Moskal znęca się nad nami, podstępny Niemiec pracuje nad naszą zagładą.

Sto lat mija od czasu, gdy zaczęły się dla narodu naszego męki niewoli. Sto lat mija, jak wrogowie starają się zabić w nas życie, strącić w przepaść ostatecznej zguby.

możemy posiadać takiej oświaty, jak wolne narody, 'uo Moskal i Niemiec nie pozwalają nam drukować książek o mądrych i sprawiedliwych rze­ czach, nie dają pisać prawdy w gazetach, ogłupiają nasze dzieci w szkołach, ucząc źle i fałszywie, w obcym i niezrozumiałym dla nich języku. Nie mo­ żemy rozwijać w sobie należycie cnót, właściwych niepodległym narodom, bo Moskal i Niemiec wy­ dzierają nam z serca najświętsze uczucia miłości i poświęcenia dla wolności, dla ojczyzny, zmuszając natomiast do fałszu, kłamstwa, podłego służalstwa, rozbudzając poniżające dla człowieka uczucie stra­ chu w słabszych duszach.

Nie możemy dojść do dobrobytu, bo wrogowie krępują nasz przemysł, odbierają nam zarobek, za­

(9)

grabiają sobie naszą krwawicę, wykupują podstę­ pnie rolę.

Nie możemy posiadać tylu wielkich, sławnych mężów, ilebyśmy ich posiadali przy innych warun­ kach, gdyż najświatlejszą naszą młodzież wrogowie prześladują, wydalając ją ze szkół, goniąc na Sy­ bir lub dręcząc w więzieniach.

Gdyby Polacy opuścili bezczynnie ręce w nie­ szczęściu, gdyby się pogodzili z okropnym losem, jaki ich spotkał, możeby już dotąd przez sto lat obcego jarzma, zamarła w sercach naszych miłość wolności, sprawiedliwości, ojczyzny, i dziś podobni bylibyśmy do niewolników, z których natrząsałyby się inne narody mówiąc: to są ludzie nikczemniejsi od wielu zw ierząt; wszak i pies targa łańcuch, co go więzi, nie liże ręki, która mu wkłada obrożę.

Tak mówionoby o nas i mówionoby słusznie, gdybyśmy w kajdanach spokojnie zasnęli. Ale tak się nie stało i — jako żywo, nie stanie nigdy!

Każde pokolenie poprzednie chwytało za oręż i biegło do walki. Każde pokolenie odpowiadało na ucisk szczękiem szabel i kos, świadczyło poto­ kami wylanej krwi, że rozumie straszną zbrodnię, popełnioną na naszym narodzie przeciwko wolności. Każde pokolenie choć na chwilę zrzucało ohydne jarzmo. W krwawych bojach o sprawiedliwość i oj­ czyznę rozpłomieniały się nasze serca miłością ku wolności, rozbudzało się w nich coraz goręcej pra­ gnienie, aby miliony wiejskiego ludu miały równe

(10)

ziemia, niegdyś wydarta. W krwawych bojach mę­ żniała pierś nasza, rozjaśniał się umysł.

Każda też z następnych walk trwa dłużej od poprzedniej, gdyż szersze koła biorą w niej udział. W każdej z następnych walk występują szlachetniejsi, więksi bohaterowie, a serca ich płoną coraz gorętszą miłością dla ludu i coraz śmielej — idąc w bój i na męki, podnoszą oni głos w obronie praw ludzkich i narodowych.

O jednej z tych walk, o tej mianowicie, która zawrzała w r. 1863 na całej ziemi polskiej, jak długa i szeroka, znajdziemy krótkie opowiadanie w tej oto książeczce. Przeczytajmy ja uważnie, bracia mili. Wszak znać nam potrzeba imiona i czyny ludzi, którzy poświęcili życie dla naszego dobra. Wszak czcić powinniśmy pamięć bohaterów, którzy naród budzili do życia i poświęceń wspa­ niałą pieśnią bojową:

Do broni ludu! powstańmy wraz I bratnia sobie podajmy dłoń; Zetrzeć tyranów już nadszedł czas, Wieńcem wolności uwieńczmy skroń, Hasłem do boju: Wolność i lud!

(11)

Polacy składają hołd pamięci poległych zawolność

BRACI, A ŹLE PRZYJMUJĄ CARA W WARSZAWIE.

J a k różow a ju trz en k a p oprzed za ukazanie się słońca, a św ieże po w iew y w ia tru i szcze­ b io t p tasz ą t zapow iadają jasność dnia — p o d o ­ b n ie i w P o lsce na la t k ilk a przed ro zbły- śnięciem krw aw eg o sło ń ca w alki św itać za­ c zęły jasne m yśli, zb u d ziły się p otężne, w ielkie uczucia.

I znow u serca p olsk ie u d e rz y ły silniej m i­ ło ścią dla ojczyzny, a nienaw iścią dla h a n ie ­ b n e g o jarzm a niew oli. I znow u coraz więcej b y ło takich, k tó ry m oczy b ły sk a ły gniew em , a pięść gro źn ie się zaciskała. Coraz więcej b y ło takich, k tó rz y nie chcieli znosić dłużej k rzy w d y w m ilczeniu, bo rozum ieli, że im k to lękliw szy, im mniej się b ro n i, tem gorzej go uciskają. U czucia w z b ie ra ły stopniow o w s e r ­ cach ludzkich, nib y g ó rsk ie p o to k i n a w iosnę.

I ja k p o tok i pędzą w artk o w dolinę z p ła ­ czem i śm iechem sre b rn y c h fal, nie bacząc na

(12)

sp o ty k a n e po drodze przeszkody, ta k i uczucia w y b u c h a ły n a zew nątrz, objaw iały się p rzed cały m św iatem .

J e d n y m z pierw szych g ło śniejszy ch ich objaw ów b y ło złożenie h o łd u pam ięci w ielkich p o etó w : M ickiew icza, S ło w ack ieg o , K ra s iń ­ skiego. Cudnym i pieśniam i sw ym i p oeci owi rozpalali duszę naro d u, uczyli go kochać p ra ­ w dę, pięk no , dobro. D la t>ch to w łaśnie p o ­ w odów rząd m oskiew ski w zb ran iał w ym aw iać n aw et ich im iona. A le n a h asło, dane przez m łodzież, uczącą się n a lek a rzy w wyższej szkole czyli akadem ii, p o śp ie sz y ły liczne tłu m y na żałobne nabożeństw o do ko ścio ła św. Jan a, a b y dać dow ód, że u cisk nie w y zięb ił im s e r ­

ca, nie o słab ił pam ięci.

Zw ierzchność akad em ick a u k a ra ła w y d ale­ niem przew ódców m ło d z ie ż y : K u rz y n ę i Ja- śniew sk iego , ale to nie z astraszy ło innych, przeciw nie zachęciło ich do te m gorliw szej p racy . P o ta je m n e stow arzyszenie m łodzieży, zw ane „K ó łk ie m ak ad em ick iem “, staw ało się z każdym dniem liczniejsze, ob o k niego p o ­ w sta ły takoż inne, ja k n a p rz y k ła d k ó łk o , z a ­ w iązane przez E d w ard a J u rg e n sa , człow ieka w ielkiej e n e rg ii i rozum u, oraz k ó łk o , na k tó ­ reg o czele s ta ł Ja n k o w sk i, a do k tó re g o n a le ­ żeli kupcy, literaci, urzędnicy i d u c h o w ie ń stw o . Zam ożna szlachta sk u p iła się w jaw nem T o ­

(13)

w arzy stw ie rolniczem . P rezesem teg o to w a­ rzy stw a b y ł zacny A n d rzej Zam ojski, szano­ w an y i k o ch an y p rze z c a ły naród. T o w arz y ­ stw o rolnicze p raco w ało nad polepszeniem g o ­ sp o d a rk i rolnej w kraju, nad podniesieniem d o b ro b y tu w łościan, nad krzew ieniem śród ludu ośw iaty, zakład ając w ty m celu liczne szk o ły po wsiach.

M ieszkańcom W a rsz a w y n a d a rz y ła się w k ró tce znowu sp osobność w yrażenia jaw nie uczuć, k tó re p rz e p e łn ia ły ich serca.

W czerw cu 1860 r. zm arła w dow a po g e ­ nerale Sow ińskim , k tó ry w pow stan iu 1830 r. m ężnie w alczył w o b ro n ie ojczyzny i z g in ą ł śm iercią w alecznych na przedm ieściu w arszaw - skiem W oli, p rzeszy ty u stó p o łtarza kulam i w rogów .

N aró d nie zapom ina n ig d y o b o h a te rac h , co k rew przelew ali za jeg o w olność, pam ięć ich otacza po najdłuższe czasy m iłością i u- w ielbieniem . K ie d y zm arła wdow a po S o w iń ­ skim , tysiące ludu p o szły za jej p ogrzebem .

M łodzież ze czcią niosła na sw ych b a r ­ kach trum nę, o k ry tą wieńcam i, aż na cm en­ tarz, za m iasto, a stam tąd u d ała się tłu m n ie n a W olę, gdzie z g in ą ł Sow iński, a b y złożyć ho łd jeg o pam ięci, a b y zaśw iadczyć przed M o­ sk w ą i całym św iatem , że i ona g o to w a r ó ­

(14)

w nież ponieść śm ierć za w olność ojczyzny, jak S ow iński, k tó rem u cześć oddaw ała.

S koro w ielka m iłość rozpali się w sercach, w n et i nienaw iść łatw iej budzić się w nich zaczyn a. Zrozum ieć łatw o, dla czego ta k byw a. Im sil­ niej, n a p rz y k ła d , m atk a k o ch a sw oje dziecko, tem g w ałtow niej nienaw idzieć będzie ty ra n a , k tó ry d ręczy to dziecko ukochane. Im silniej jak iś człow iek k o c h a w olność, im goręcej p r a ­

gnie, a b y w szyscy ludzie byli rów ni, ośw ie­ ceni, szczęśliwi, tem g łę b sz ą będ zie jeg o p o ­ g a rd a i nienaw iść dla ty ra n a , co bliźnich trz y ­ m a w ciem nocie i upod len iu , tu czy się ich k rw ią i łzam i.

W ię c i w sercach P o lak ó w , obok m iłości dla ojczystej ziemi — w zrastała nienaw iść dla w rogów , dla carów , k tó rz y ją uciskali, k tó rz y m ilionom ludu odm aw iali p raw ludzkich, trz y ­ m ali je w nędzy, ciem nocie, nieszczęściu.

K ie d y więc w kilk a m iesięcy po p o g rze ­ bie Sow ińskiej car m oskiew ski p rzy jech ał do W arszaw y , a b y tam sp o tk a ć się z cesarzem austry ack im i królem pruskim , m ieszkańcy te g o m iasta przyjęli niezb y t uprzejm ie, n ie p ro ­ szonych gości. L ud spalił bram ę, ozdobioną kw iatam i, przez k tó rą car m iał wjeżdżać do m iasta. W teatrze, dokąd po szedł w ieczo­ rem , a b y się zabaw ić, rozlano cuch nący płyn,, zw an y asafety dą, a błyszczące od pozło ceń, a ­

(15)

ksam itn e siedzenie carsk ie o b ryzg ano b ło tem . N a ulicach, po k tó ry c h car przejeżdżał, p u sto b y ło , ja k g d y b y m orow e pow ietrze po nich przeszło. N ik t nie szedł p atrzeć na pięk n e św iatła, po zap alan e po o g ro d ach na cześć t y ­ ran a -d e sp o ty . M iasto m ilczące b y ło ja k grób i ja k g ró b ponure.

N a gości carsk ich lud sp o g lą d a ł rów nież n iech ętn em okiem , pam iętając, że każd y z nich trz y m ał część rozd artej P olski.

T rzeb a pam iętać, że car m oskiew ski rządzi w p o d leg ły c h sobie ziem iach sam ow olnie, nie p y ta ­ jąc wcale, ja k to m a m iejsce w innych państw ach , w y b ra n y c h przez k raj posłów o p o trzeb y i żą­ d an ia ludu. Sam przy pom ocy służalczych do­ radcó w u k ład a i w ydaje surow e praw a, k tó re utrzym ują lud w nędzy, ciem nocie, k rzyw dzie. N a jeg o w ięc sum ienie spadają g rzech y i n ie­ szczęścia, w y p ły w ające z tak ieg o p o rząd k u rz e ­ czy. Szlachetniejsi R o sy a n ie uw ażają rów nież sw ego cara za ty ra n a i o k ru tn ik a, ale n ie ­ szczęśliw y n aró d m oskiew ski pozo staw ał przez w iele dziesiątków la t p od jarzm em b a rb a rz y ń ­ skich M ongołów , a później d ław iła go żelazna rę k a carów , nie m ó g ł więc rozw inąć w sobie ta k ie g o zam iłow ania do sw obody, tak ie g o p o ­ czucia god n o ści naro d ow ej, jakie posiadali P o ­ lacy, i dla teg o też znosi dotąd d esp oty czn e rząd y , nieistniejące już w żadnym cyw ilizow a­

(16)

nym kraju. P o la cy n aw yk li do w alki z d e sp o ­ tyzm em , lud p rzeto w arszaw ski sta n ą ł przed po tężny m carem nie ja k tch ó rzliw y niew olnik, lecz ja k odw ażny, szanujący siebie czło w iek i cisnął mu w tw arz w zgardę, na jak ą zasłużył.

Życie budziło się coraz silniej we w szy ­ stkich częściach rozd artej P o lsk i. W G alicyi i K się stw ie P o znań skiem dom agano się głośno p raw narodow ych, w y b ieran o do sejm u p o l­ skich p osłów , pisano w g azetach, co trzeba robić, do czego dążyć, a b y nam lepiej było, a n aw et w w iedeńskiej radzie p ań stw a F ra n ­ ciszek Sm olka w y g łaszał o g n iste m ow y w o b ro ­ nie uciśnionej ojczyzny. W K ró lestw ie Pol- skiem , p o d zaborem m oskiew skim nie w olno b y ło ani dopom inać się o p raw a, ani p rzem a­ wiać publicznie an i pisać. T am więc lud po m iastach urządzał p ro cesye, śpiewry, obchody p am iątek narodow ych, a b y coraz szersze k o ła d ow iad y w ały się o co chodzi, a b y ca ły n aród u p o m n iał się o po lepszenie ciężkiej doli, ro zg o ­ rz a ł m iłością dla w olności i ojczyzny.

D n ia 29 listo pad a, w rocznicę p o w stan ia z r. 1831, w rocznicę teg o w ieczora, k ied y W arszaw ę b u dziła ze snu g a rstk a w alecznych w ołaniem : „Do broni! Śm ierć ty ra n o w i!“ o d by ło się w kościele K arm elickim p rzy ulicy L eszno nabożeństw o za p o leg ły c h w walce o w olność, a lud śp iew ał z g łęb o k iem p rzejęciem : „Od

(17)

pow ietrza, g ło d u , og n ia i n i e w o l i w ybaw nas P a n ie ! “

W ieczorem zg ro m ad ziły się znowu liczne tłu m y na ulicy p rze d kościołem i p a d łsz y na kolana, ś p ie w a ły : „ P rze d tw e ołtarze zanosim b łag an ia, ojczyznę, w olność racz nam w rócić P a n ie !“ P ie śń p ły n ę ła tęsk n a, rzew na, nib y jęk, n ib y sk arg a. N agle n u ta zm ieniła się n a silną, bojow ą, p e łn ą n a d z ie i: z tysiąca piersi b u ch n ął śpiew , w zbran iany przez M oskali, n iesły szany od lat trz y d z ie stu : „Jeszcze P o lsk a nie z g in ę ła !“

M łodzież ro zd aw ała n a pam iątk ę obchodu p ieśn i drukow ane, w izerunki K ościuszki, k o c h a ­ nego w odza w w iejskiej sukm anie oraz szew ca i p u łk o w n ik a K iliń sk ieg o , co to „w y p raw ił M o­ skalom w eselisko k rw a w e “. M iłość ojczyzny, żal n ad jej niedolą p o d n o siła i uzacniała serca. W szy sc y czuli się rów nym i sobie, dziećmi j e ­ dnej ziemi. Ludzie ciężkiej pracy, ludzie od hebla, kielni i m ło ta b rata li się z uczącą się w w yższych szkołach m łodzieżą, przy sięg ali w spólnie pracow ać, ab y cały kraj b y ł w olny i szczęśliwy.

I I .

Męczeństwoluduwarszawskiego zawolność. Ludzie g o rąc e g o serca, jasn eg o rozum u nie ustaw ali w p racy dla d o b ra kraju. W iedzieli

(18)

oni, że sk o ro wszyscy, c a ły n a ró d zap rag nie b y ć w olnym , wówczas żadna siła nie utrzym a go w kajdanach. Zaczęli więc ośw iecać mniej w iedzących, budzić ospalszych, w skrzeszać u- czucia w obojętniejszych sercach. W W arszaw ie i we w szystkich w iększych m iastach z g ro m a ­ dzano się po kilku, kilkun astu , naradzano się, co ro b ić dalej, w ydaw ano odezw y, pisem ka. A działo się to w szystko p okryjom u, w g łę ­ bokiej tajem nicy, bo w k raju b y ł w róg, co każdą spraw iedliw szą m yśl p rześlad o w ał, za każde g orętsze uczucie więził.

D o tej p rac y tajem nej, do tej zm ow y n a­ leżała przew ażnie m łodzież, rzem ieślnicy, m ie­ szczanie, ko b iety .

M łodzież tak sobie m y ślała: najprzód r o ­ zw ijać będziem y w coraz szerszych ko łach p ra w ­ dziw e pojęcia o spraw iedliw ości, zam iłow anie w olności i rów ności. A g d y liczba ludzi, ta k ja k m y m yślących, w zrośnie, zażądam y przede- w szystkiem zniesienia pańszczyzny, oddania ziemi w łościanom , jak o ich odw iecznej w łasn o ­ ści. S k o ro n a stą p i tak a zm iana w stosu nk ach społecznych, siły n aro d u w zrosną do olbrzy­ miej p o tęg i. M iliony sierm iężnego ludu staną w obronie swojej ziemi, swojej ojcow izny, a przed tą m ocą nie ostoi się żadna siła. W y m ie­ ciem y z P o lsk i w rogów , n ib y k u p ę plew . K raj

(19)

będzie w olny, będzie rządził się spraw iedliw ie, zniknie w nim nędza, ciem nota.

P ię k n e to b y ły plan y, w arto b y ło dla ich urzeczyw istnienia życie, m łodość, w łasne szczę­ ście pośw ięcić !

S praw ied liw e m yśli nie n ależały do rzeczy now ych w P olsce. M ieliśm y i daw niej takich ludzi, co uw łaszczenia i pod n iesienia ludu p ra ­ gnęli. Nie m ogli oni g łośn o o tern m ówić i p i­ sać, nie m ogli inn ych pozyskiw ać dla sw oich zam iarów, bo w róg, g o sp o d aru jący w ro zd arty m kraju, p rzeszk adzał w szystkiem u, co m ogło u- czynić P o lsk ę silną i potężną.

K ie d y po p ow staniu listopadow em z r. 1831 wielu P o lak ó w w yjechało z kraju, a b y nie p o ­ dlegać w oli carskiej i n a obczyźnie p racow ać z całą sw obodą dla do bra narodu, zawiązali owi w ychodźcy T ow arzystw o D em ok ratyczn e, do k tó re g o w kró tk im czasie p rzy stą p iło k ilk a ty ­ sięcy osób. Sam a nazw a T o w arzy stw a w skazuje, jakie ono m iało cele, d e m o k ratą bow iem nazyw ają człow ieka, k tó ry w ludzie, jako najliczniejszej klasie, widzi g łó w n ą p o tę g ę narodu, szczęścia ludu p rag n ie przedew szystk iem i dąży do tego, a b y lud b ra ł jak najszerszy udział w rządach państw a, a b y u k ła d a ł sam p raw a spraw iedliw e dla siebie. T ow arzystw o D em okraty czne polskie w yraziło m ądre i spraw iedliw e sw oje m yśli w odezwie czyli m anifeście, w k tó ry m pow iada,

(20)

że p ra g n ie rów ności dla w szystkich m ieszkań­ ców kraju, bo ta k i p o rz ą d e k rzeczy, p rzy k tó ­ ry m jed n i posiadają w szystkie korzyści, a d ru ­ dzy w szystkie ciężary, s ta ł się je d y n ą p rzy ­ czyną nieszczęść zarów no P o lsk i, ja k i innych narodów . Jeżeli więc n a ro d y chcą by ć p o tężne i spraw iedliw e, to p o w in n y rządzić się takim i praw am i, a b y n ik t nędzy i ucisku nie doznaw ał, aby każdy m ógł posiadać ośw iatę i w szystko, co mu do szczęścia potrzeb n e. A tak ie p raw a w ów czas n astaną, k ied y stanow ić je będzie nie k lasa uprzyw ilejow ana, co o sobie przede- w szystkiem m yśli, ale sam lud dla sam ego sie­ bie. H asłem przeto T o w arzy stw a D em o k ra ty ­ czn eg o b y ło : W szy stk o przez lud dla ludu.

G łos T ow arzystw a D em o k raty czn eg o z n a­ lazł p o słu ch w kraju. P o całej polskiej ziem i zaczęli ludzie zm aw iać się ze so b ą potajem nie i zaw iązyw ać tow arzystw a. D la ludu pracow ać p ra g n ę li oni przez lud, osiadali więc w w io­ skach, p raco w ali w spólnie z w łościanam i, p rz y ­ w dziew ali w łościańskie stroje, ab y tem w y ­ razić, że serce ich krw aw i się na m yśl o d łu ­ giej krzyw dzie i poniżeniu ludu, że od tąd p r a ­ g n ą zu p ełn eg o z nim b ra te rstw a , zupełnej r ó ­ w ności, nie chcą różnić się n aw et ubraniem .

P ra c a ich jed n a k ry ch ło zo stała przerw ana. M oskale i N iem cy dow iedzieli się o tajem nych zm ow ach, przew ódców u k a ra li śm iercią n a szu­

(21)

bienicach, inn ych pozam ykali w w ięzieniach, p o w y sy ła li na S y bir. I znowu cisza, m artw o ta i p rzy g n ę b ien ie zap an o w ały w kraju, ale nie n a długo, nie n a z a w s z e ! W ie lk ie , sp raw ie­ dliw e m yśli nie u m ierają n a szubienicach, nie g a sn ą w ciem nych lochach w ięziennych. N a m iej­ sce zam ordow anych znaleźli się nowi p ra c o ­ w nicy, k tó rz y z tak im sam ym zapałem , w iarą, m iłością pośw ięcili życie ojczyźnie i spraw ie ludow ej.

* *

*

W końcu lu teg o 1861 r. zjechała licznie do W arsz a w y zam ożna szlachta na doroczne zgrom adzenie członków T ow arzy stw a ro ln i­ czego, k tó re m iało n a celu — ja k w iem y — pracę n a d podniesieniem d o b ro b y tu w kraju.

Zjazdu teg o w yczekiw ano z n iecierp liw o ­ ścią. N a T ow arzystw o rolnicze zw róciły się o- czy całego kraju. O gólną b y ła nadzieja, że widząc, co się dzieje w ojczyźnie, uchw ali ono i o g ło si n aty ch m iast — w brew woli cara — uw łaszczenie w łościan, że w im ieniu całeg o narod u upom ni się o spraw iedliw sze praw a, o w znow ienie z a m k n ięty c h przez cara uniw er­ sytetów , o w y k ła d y w polskim języ ku po szk o ­ łach, oraz inne pożyteczne instytu cy e.

M łodzież rozm aitych u n iw ersy tetó w w y ­ sła ła do W arszaw y deputacyę, a b y ta p rz e d ­ sta w iła T ow arzy stw u rolniczem u, czego ocze­

(22)

kuje od nieg o naród, jak o od jed y n e g o zbio­ ro w eg o ciała pod zaborem m oskiew skim , jako od g ro n a ludzi, trzym ających w sw ych ręk ach całe niem al bo gactw o kraju, m ających gło s, pow agę, znaczenie oraz praw o przem aw iania w im ieniu ogółu.

T ow arzystw o rolnicze zaw iodło, n iestety , p o k ład a n e w niem nadzieje. K o m ite t jeg o s k ła ­ dał się z ludzi ostrożnych, bojaźliw ych, s p o ­ k o jn y ch , p rag n ą c y c h dążyć do zmian d ro g ą pow olną a d łu g ą. Nie odw ażyli się też oni żądać od cara w iększych praw , nie zdobyli się na uw łaszczenie w łościan, uchw alając jed y n ie za­ m ianę pańszczyzny na czynsz. A chociaż p rze ­ ciw ko takiej uchw ale p o d n io sły się liczne g ło sy g o rętszy ch , postępow szych członków , k tó rzy dom agali się natychm iasto w eg o uw łaszczenia, w idząc w tem już n iety lk o zadosyćuczynienie spraw iedliw ości, ale zbaw ienie P o lsk i, nie w p ły n ę ło to na p o stano w ien ie kom itetu.

S tro n n ictw o , pracujące dla w olności P olski, p rzek o n ało się raz jeszcze, że pyszni m agnaci nie zdobędą się n ig d y na ofiary dla ojczyzny, że nie oni ją w skrzeszą p racą, łzam i, krw ią, odw róciło się więc od nich i objaw iało w d al­ szym ciąg u jaw nie, tłum nie, publicznie uczucia, przejm ujące naród. P ubliczne objaw y uczuć, ożyw iających szerokie koła, nazyw ają się zw ykle m anifestacyam i i my więc ta k je nazyw ać b ę ­

(23)

dziem y. R u c h m an ifestacy jn y o g a rn ą ł ludność w szystkich m iast i m iasteczek, p rz y b ie ra ł roz­ m iary coraz szersze, w spanialsze. W szy stk ie bez w y jątk u sta n y m iejskie, w szelkie sto w arzysze­ nia, cechy, tow arzystw a, sp ó łk i b ra ły udział w w ielkich m anifestacyach, urządzając obok tam tych pom niejsze na w łasn ą rękę.

W samej W arszaw ie piędziesiąt kilk a to ­ w arzystw i sp ó łek o d p raw iało nabożeństw a za pom yślność ojczyzny pod ostrzem b ag n etó w , w obec p rzy g o to w an y ch do strzału arm at.

W y rażali w ten sposób m iłość sw ą dla ojczyzny, w zyw ając lud do m anifestacyj, n a­ w et druciarze, kam erd y n erzy , p anienki, szy­ jące suknie d a m s k ie ; dzieci, roznoszące p la­ k a ty i afisze; sp ó łk a przew oźników przez W i­ s łę ; przek u p k i, sp rzedające owoce za Żela­ zną B ram ą; fornale i piw ow arzy, rozw ożący tru n k i po m ie śc ie ; b a b y , sp rzedające k a s z ę ; w ychow anice w yższych i niższych pensyj żeń­ sk ic h ; ry b a c y ; ubogie w dow y i t. d.

Je d n ą z najw spanialszych m anifestacyj u rz ą ­ dzono w dniu 25. lu teg o , jak o w rocznicę zwy- cięztw a nad M oskw ą pow stańców polskich z ro k u 1831.

Od sam ego ra n a p an o w ał n iezw y k ły ruch w m ieście, a nad w ieczorem tłu m y czeladzi rzem ieślniczej, m łodzieży, m ieszczan, k o b iet zalały ulice S ta re g o m iasta.

(24)

P o n ad tłum am i p ow iew ały chorągw ie n a ­ rod ow e : czerw ona z b iały m orłem polskim , k tó rą n ió sł szewc P arad o w sk i i dw ie inne z h erb em Litw y, w yobrażającym ry ce rz a na p ę ­ dzącym koniu. M łodzież nio sła w ręk u p ło n ące p ocho dn ie na znak, że św ia tła p ra g n ie , n iosła krzyże, g o d ła m ęczeństw a, n a znak, że n aró d polski gotów iść na m ęki, a b y zdobyć sob ie należn e praw a.

C horągw ie narodow e, co p o w ie w a ły n ie­ g d y ś w sław n y ch bojach nad w ojskiem Ja g ie - lonów , Sobieskich, K ościuszków , n aró d p o ­ w itał o k rzy kam i radości, z p iersi tłum u b u ­ ch n ęła potężna, p e łn a zap ału pieśń za ojczyznę. L u d p o p ły n ą ł szeroką rze k ą do pałacu, gdzie T ow arzy stw o rolnicze rad ziło o spraw ie w ło­ ściańskiej.

W sp an ia ły m b y ł w idok ludu, k tó ry nie u ląk ł się sk iero w an y ch ku bezb ro n nej swej p ie rsi b ag n etó w , lecz sta n ą ł, ja k jed en mąż, a b y dom agać się spraw iedliw ości, a b y porw ać sw ym zapałem zim nych sam olubów .

W sp a n ia ły ów w idok, zm ienił się w krótce w scen ę p e łn ą gro zy . W ojsko m oskiew skie u d erzy ło na tłum , k tó ry m iał ty lk o chorągw ie, krzyże, pochodnie ku swojej obronie.

W szczęła się nierów na w alka. Lud, choć b e z b ro n n y — nie ustępow ał. K o n n i żandarm i po ­ pychali, płazow ali mieczami, rąbali, tra to w a li

(25)

starców , k ob iety, dzieci. P o licy an ci ch w ytali m łodzież, ciągnęli ją do w ięzienia. Lud, nie- u lękniony, w alczył. M ałe naw et ch ło pak i ście­ r a ły się m ężnie z żandarm am i, a k o b iety ci­ sk a ły z okien n a g łow y siepaczy k o ciołk i z w rzącą w odą.

R o z p ły n ę ły się w ko ńcu groźne tłum y do dom ów, unosząc ze sobą ran n y ch , z k tó ry c h w ielu zm arło w ciągu tej samej jeszcze nocy, lecz śm ierć ich nie b y ła n a d a re m n ą ;' k rw ią p rz e ­ lan ą pow iedzieli oni św iatu, że n aró d polski

w strząsł kajdanam i, że nie chce b y ć dłużej p o ­ kornym , m ilczącym niew olnikiem .

W e dw a dni później, to jest 27. lu teg o krw aw sza jeszcze scen a m iała m iejsce na uli­ cach W arszaw y . D n ia teg o T ow arzy stw o ro l­ nicze o dby w ało o sta tn ią n arad ę. Z grom adziły się znow u olbrzym ie tłum y, g d y nag le w ojsko — na rozkaz m oskiew skiego g e n e ra ła — p o ­ su n ęło się szturm ow ym krokiem ku b e z b ro n ­ nym i dało ognia.

P o la ła się k rew , ję k w y rw ał się z piersi ludu, p ad ło p ięć trupów ...

L ud i teraz nie ro zp ro szy ł się p rzed m o r­ derczym i kulam i. J e d n i ratow ali ran n ych , inni podnieśli w ysoko sine, sztyw niejące tru p y , n ib y k rw a w ą chorągiew , a b y w szystkim pokazać, że n a ziemi polskiej dzieją się g w ałty , że n aró d gotó w je s t na śm ierć m ęczeńską za praw dę.

(26)

M artw e ciała złożono w gm achu publicznym , a strzeg li tak o w y ch nie bracia, nie rodzice, strz e g ł naród, k tó ry uznał w zam ordow anych braci swych i synów . Zbierano codziennie po k ilk a ty sięcy z d rob n y ch sk ła d e k na pom n ik dla p o leg łych, na w sparcie dla ich rodzin. U b o g i rzem ieślnik odm aw iał sobie chleba, żeb rak o d d aw ał grosz w yżebrany, k o b iety o fiarow yw ały najdroższe pam iątki, ab y okazać cześć dla m ęczenników .

P ełn o m o cn ik carski, n am iestn ik G orczakow , u pok orzon y p o p ełn io n ą zbrodnią, zgodził się, ab y w m ieście rządziła w y b ra n a przez m iesz­

kańców D elegacya, a b y p o rząd k u p ilno w ała m łodzież, a b y p o g rzeb zam ordow anych o d b y ł się z całą uroczystością, jakiej p ra g n ą ł n aró d .

W dzień p o g rze b u całe m iasto o k ry ło się k irem żałobnym , w szyscy m ieszkańcy w czar­ n ych szatach postępow ali sm utnym , pow ażnym tłum em za pięciu trum nam i, na k tó ry c h spo­ czyw ały k o ro n y cierniow e, jako znak m ęczeń­ stw a i palm y, jako znak tryum fu. Ludzie roz­ m aitych w yznań, stanów i w y k ształcen ia b ratali się ze sob ą we w spólnej m iłości dla ojczyzny.

P o wielu latach niew oli i ucisku W arszaw a p o d rządam i D eleg acy i m iejskiej od etch n ęła sw obodniej choć na chw ilę. A z p rzeb ły sk iem w olności zap an o w ały w sto su nk ach w zajem nych m ieszkańców m iłość, zgoda, b rate rstw o . S erca w szystkich b iły tro sk ą nie o w łasn ą p om yśl­

(27)

ność, lecz o pom yślność całeg o naro du , p ra ­ g n ę ły nie o sobistego szczęścia, lecz szczęścia ojczyzny.

N iedłu go w szakże trw a ły jaśniejsze chw ile. Car p rz y sła ł do sw ego p ełnom o cn ika rozkaz, a b y daw ny p o rzą d e k przyw rócić. R ozw iązano D ele g ac y ę , zniesiono T o w arzy stw o rolnicze, a d n ia 8. k w ietn ia wTojsko n atarło znow u na tłum y bezbronne. L u d s ta ł niew zruszonym m u- rem i odsłaniając pierś, w o ła ł: „strzelajcie 1

lepsza śm ierć, niż n iew o la !“

R ozpoczęło się o k ru tn e m orderstw o. W id o k je g o zgrozą przejm ow ał serca zacniejszych M o­

skali, a jed e n z m łodych rosyjskich oficerów im ieniem P o tap o w , złam ał swą szpadę i o d ­ rzu cił ją z p o g a rd ą na znak, że nie chce p la ­ m ić się ta k dzikiem okrucieństw em . Car k azał za to P o ta p o w a ukarać śm iercią przez ro zstrze­ lanie. P ijan e wojsko strzelało tym czasem , r ą ­ b a ło pałaszam i, ro ztrzask iw ało g ło w y ran n y c h o kam ienie. L a ły się p o to k i krw i. L ud w p o ­ g ard zie śm ierci nie b ro n ił się, p ra g n ą ł um ierać za ojczyznę. D zieci naw et k o n a ły z okrzykiem : N iech żyje P o ls k a ! A g d y z p o rąb a n y c h rą k k a p ła n a w y su n ą ł się krzyż, pochw ycił tako w y żyd imieniem L ande, p o d niósł w ysoko znak m ęki nad m ęczonym ludem i trz y m ał go, d o ­ pó k i sam nie p a d ł pod razam i.

(28)

ry c y piszą, że zam ordow ano 500 osób, inni, że 830.

K rw a w e o krucieństw a, jak ie m iały m iejsce w W arszaw ie, po w tó rzy ły się i w in n y ch m ia­ sta c h , ja k : w W ilnie, M ław ie, L ublinie.

I I I .

Naródpolskiprzygotow uje się dow alkio r ężn ej. O d dnia po g rzeb u pierw szych m ęc z e n n i­ ków , zam ordow anych na ulicach W a rsz a w y u- s ta ły po m iastach zabaw y i w id o w isk a ; w szy­ scy m ieszkańcy ziem i polskiej przyw dzieli czar­ ne ubrania, a b y tą żałobą okazać, że czują nieszczęście P o lsk i, że rozum ieją jej pon iżen ie i niew olę. N aw et m ałe dziew czynki u b ie ra ły sw e lalki w czarne, sm utne sukienki.

Ż ałobę, której żadne g w a łty w ro ga nie p o trafiły zedrzeć, n aró d zrzucał sam w u ro czy ­ stych dniach pam iątek narodow ych. W całym kraju obchodzono radośnie 12 sie rp n ia rocznicę ostatecznego p o łączen ia się L itw y z P o lsk ą, a 10 w rześnia p o łączen ia się R u s i z P o lsk ą.

Ślicznie w y g lą d a ły m iasta nasze w ty ch dniach p am iątk ow y ch ! U lice ja ś n ia ły tysiącem ró żn o b arw ny ch św iateł. K rą ż y ły po nich tłu m y w esołe, radośne, strojne w jasne, b arw n e su ­ knie. M oskw a nie m o g ła w zbronić ty ch o b ja­

(29)

wów radości, bo wola se te k ty sięcy posiada p o tęg ę, której złam ać nie zdoła żadna przem oc.

P o raz o statn i lud w arszaw ski m a n ife sto ­ w ał, t. j. objaw iał tłu m n ie i publicznie swoje uczucia 15 października w rocznicę śm ierci K o ­ ściuszki, u k o chanego naczelnika ch łopskiego w ojska, k tó ry to „blaskiem k o sy w zbił swe imię p o d n ie b io s y !“

W ojsko m oskiew skie otoczyło k o ścio ły , w k tó ry c h lud zgrom adził się b y ł n a m odlitw ę. A g d y do późnej nocy n ik t z nich nie w y ch o ­ dził, żołnierze w ysadzili drzwi, a wówczas tak i w idok p rzedstaw ił się ich o c z o m :

L u d k lęczał m ilczący, żałobny, nieruch o m y , ze w zrokiem utkw ionym w gorejącym ołtarzu. W sp a n ia ły k a ta falk b ły szczał i prom ieniał od m n óstw a jarzących św iateł. C ałą św iąty n ię n a p e łn ia ły b lask i i cisza. Żołnierze zaczęli b ra ć ludzi i odprow adzać do w ięzienia. J e d n i d a ­ w ali się więzić bez żadneg o o p o ru ; d ru d zy w alczyli z żo łn ie rz a m i; gd zienieg d zie p rzy c h o ­ dziło do żw aw ych utarczek.

U w ięzienie k ilk u ty sięcy ludzi, w y w o łało straszliw e w zburzenie w m ieście. N aród zrozu ­ m iał, że m ęczeństw em biernem nie zbawi ojczy­ zny. U sta ły śpiew y, procesy e, m anifestacye. P o ­ lacy zaczęli p rzy g o to w y w ać się do pow stania, do zbrojnej w alki.

(30)

R o z p o c z ęła się więc p raca tajem na. K o m ite ty , k tó re i daw niej już istn iały po rozm aitych m iej­ scow ościach, ję ły się porozum iew ać ze sobą i łączyć, a b y w spólnie pracow ać, a b y całą P o l­ skę opasać n ib y siecią. K o m ite t w arszaw ski przew odził nad innym i, dla teg o też dano mu nazwę K o m itetu C en tralnego czyli głów n ego. K o m ite t w arszaw ski w y d a w ał n aw et p otaje­ m ną gazetk ę, w której w skazyw ał, co i ja k robić trzeba, w y rażał zacne uczucia, m ądre m y­ śli, ożyw iające stronnictw o ludow e. Oto co p i­ sa ła m iędzy innym i owa g a z e tk a : „Z p o w sta­ niem P o lsk i“ — to je s t wówczas g d y od zy ska­ m y n iep o d le g ło ść — „jest jed en rów ny, w olny stan w narodzie. Nie ma przyw ilejów , nie ma klas, nie ma różnicy w yznań, w szyscy są wolni i rów ni !“

Ludzie, k tó rzy łączyli się ze sobą, aby p rzeprow adzić zm ianę n a korzyść w łościan, to jest n adać ziemię i praw a ludow i i p rzy jeg o pom ocy zrzucić oh ydne jarzm o m oskiew skie, nazyw ano stronnictw em ruchu, albo też stro n n i­ ctw em „C zerw onych“. M agnaci i część szlach ty, k tó ra z nim i trzym ała, utw orzyli osobne stro n n i­ ctw o ,k tó re sięnazyw ało stronnictw em „ B ia ły c h “. „B ia li“ ta k sobie rozum ow ali: nie trz e b a walki z M oskw ą, nie trzeb a krw i i ofiar. P racu jm y spoko jn ie nad p odniesieniem d o b ro b y tu i o- św iaty w kraju . P rzed staw iajm y w najgorszym

(31)

razie carow i nasze p o trz e b y i żądania w p o ­ kornej form ie, a z czasem uzyskam y w iększe praw a i sw obody. N iem ądre to b y ły rozum o­ w ania ! Jeżeli n aró d nie może dla siebie praw stanow ić, jeżeli k ręp u ją go w ięzy, pozbaw ia­ jące wszelkiej sw obody, a w roga, obca p o tę g a

w ysila się, a b y te w ięzy zacieśnić, nie m a tam m iejsca dla spokojnej p ra c y n ad p od n iesien iem d o b ro b y tu i ośw iaty w k raju . W iele n arodów pod o bnie ja k P o lsk a, znajdow ało się w niew oli, p od obcem jarzm em , ale żaden w olności nie w yżebrał. Nie p o k o rą — lecz krw ią i żelazem zdobyw a się n ie p o d le g ło ś ć !

S tro n n ictw o „ b ia ły c h “ by ło nieliczne, ale należeli do niego ludzie, k tó rzy p osiadali całe niem al bogactw o kraju. N ie biorąc żadnego udziału w p rzy g o to w an iach do w alki z w ro ­ giem , przeszkadzając owszem gdzie i ja k ty lk o m ogli „czerw onym “, w yrządzili oni straszn ą k rz y w d ę ojczyźnie, splam ili się ciężką w iną. K ie d y bow iem wTy buchło pow stanie, nie b y ło dostatecznego zapasu broni i pien ięd zy do p r o ­ w adzenia wojny.

A p ow stanie w y b uchło niespodzianie, w y ­ buchło daleko w cześniej, niż te g o p ra g n ę ło stronnictw o, k tó re p rzy g o to w y w ało kraj do w alki orężnej.

Car m oskiew ski d ał w ielką w ładzę w P o l­ sce w yrodnem u m agn atow i W ielo p o lsk iem u ,

(32)

uczynił go m inistrem , a b y ty lk o stłu m ił życie, budzące się w P o lsce, a b y n a g ią ł naró d do obro ży niewolniczej, do posłuszeństw a. P y sz n y W ielo p o lsk i służy ł w iernie carow i, w alcząc z w łasnym narod em . T ru d n a to b y ła w alka. C ała P o lsk a m łoda i p ło m ien n a w y p rę ż ała r a ­ m iona, a b y zerw ać pęta. W ó w czas c h y try p a ­ n e k w p a d ł na szatań sk i pom ysł. D o radził rzą ­ dow i, a b y przew ódców ruchu, ty ch co n ajg o ­ ręcej kochali w olność i ojczyznę, wziąść do w ojska, zapędzić w g łą b R o sy i, w d alekie zi­ m ne k raje , a b y tam m arli z chorób i tęsk n o ty . S k o ro ty c h najlepszych, n a jg o rę tsz y c h nie s ta ­ n ie — m y ślał m arg rab ia W ielo p o lsk i — znowu cich o i m artw o będzie w Polsce.

R z ą d m oskiew ski skw apliw ie u słu ch ał ra d y W ielo p o lsk ieg o i p ostanow ił p orw ać k ilk a ­ d ziesiąt ty sięcy najdzielniejszych obrońców P olski.

P o b ó r do w ojsk m oskiew skich b y ł zawsze w ielkiem nieszczęściem dla naszego kraju. N aj­ silniejszych, n ajp otrzebniejszy ch w dom u ludzi pędzono o setk i mil na la t dw adzieścia kilka. M arli owi b ied acy w obcych stro n ach z nędzy, złego obchodzenia się i zim nego klim atu, do k tó re g o nie byli przyzw yczajeni. A skoro i p o ­ w rócił k tó ry , niew ielka b y ła z niego pociecha, bo i siły m iał sta rg a n e i serce i obyczaje ze­ psute, n ib y jak i odm ieniec.

(33)

P o b ó r do w ojska b y ł więc zawsze w ielk ą k lęsk ą dla nas, ale w styczniu 1863 r. w iększą, niż k ied yko lw iek . C hw ytano nie o glądając się na żadne praw o ani spraw iedliw ość w szyst­ kich, k tórzy b rali udział w m anifestacy ach , w śpiew ach, procesyach, k tó ry c h posądzan o o tajem ną pracę dla w olności ojczyzny. P o li- cyanci w padali do dom ów , p rzy pom ocy żoł­ nierzy zabierali w yznaczonych, w iązali im ręce, odprow adzali do fo rtecy .

R o zpacz o g a rn ę ła ty sią c e serc. M łodzież u ciek ała od straszneg o p o b o ru do lasów , ł ą ­ cząc się tam w oddziały, a b y b ro n ić się p rze d M oskwą. W a lk a się ro zpoczęła. K o m ite t cen­ tra ln y w arszaw ski p rz y b ra ł nazw ę R z ą d u N a ­ rodow ego, p o sła ł b ro ń i dow ódców kryjącym się po lasach i w y d a ł odezw ę czyli m anifest do narodu, w zyw ając go do bron i.

I Y .

Jakie rozporządzenieogłosił Rząd Narodowypolski, SKORO TYLKO WŁADZĘ UJĄŁ W SWE RĘCE.

R z ą d narodow y, w zyw ając naród polski, ab y pow stającej ojczyźnie o d d a ł „bez żalu, s ła ­ bości i w ahania w szystką krew , życie i m ienie“,, ta k mówi dalej w sw ym m a n ife śc ie : „W p ie rw ­ szym zaraz dniu jaw n eg o w ystąpienia, w p ie rw

(34)

-szej chwili rozpoczęcia św iętej w alki, R z ą d N arod o w y o g ł a s z a w s z y s t k i c h s y n ó w P o l s k i , b e z r ó ż n i c y w i a r y i r o d u , p o ­ c h o d z e n i a i s t a n u w o l n y m i i r ó w n y i n i o b y w a t e l a m i k r a j u . Z i e m i a , k t ó r ą l u d r o l n i c z y p o s i a d a ł n a p r a w a c h c z y n ­ s z u l u b p a ń s z c z y z n y , s t a j e s i ę o d t e j c h w i l i b e z w a r u n k o w ą j e g o w ł a s n o ­ ś c i ą , d z i e d z i c t w e m w i e c z y s t e m ; w ł a ­ ś c i c i e l e p o s z k o d o w a n i w y n a g r o d z e n i b ę d ą z o g ó l n y c h f u n d u s z ó w p a ń s t w a. W szy scy zaś kom ornicy i w yrobnicy, w.stępu- jąc y w szeregi obrońców kraju lub — w razie zaszczytnej śm ierci na polu ch w ały — rod ziny ich otrzym ają z d ó b r naro d o w y ch dział ob ro ­ nionej od w rogów ziem i“.

N aró d polski u słu ch ał g ło su sw ego R z ą d u . P o w stań cy , w ym ykając się czujności w ojsk i p o lic y i m oskiew skiej, śpieszyli bocznym i ścież­ kam i do lasów , do obozów, a b y w alczyć i g i­ nąć za w olność i lud!

W a lk ą oraz w szystkim i w ażniejszym i s p ra ­ w am i k raju k iero w ał przez k ilk an aście m iesięcy R z ą d N arodow y. D ziałał on w tajem nicy, bo kraj zalew ała arm ia nieprzyjacielska. R o z k a z y i odezw y R z ą d u nie b y ły n ig d y pod p isan e żadnem nazw iskiem . W y c isk a n o n a nich tylko pieczątk ę z herb em P o lsk i, L itw y i R u si. O g ó ł J 5 W * * © * e w iedział, k to stoi na czele rządu, a jed n a k

(35)

każdem u słow u jeg o w ierzył święcie, każdy rozkaz sp e łn ia ł ze ślepem posłuszeństw em .

Tajem ny, u k ry ty rząd polski cieszył się w iększem zaufaniem , po siad ał w iększą w ładzę od rządów jaw nych i znanych. D la czego? D la tego, że w ydaw ał rozporządzenia zgodne z do ­ brem i pożytkiem całeg o narodu, dążył do teg o , aby n iety lko w ro g a z k raju w ypędzić ale i w szelką niespraw iedliw ość, w szelką k rz y ­ wdę usunąć.

R z ą d N arodow y w ypow iedział jasno i w y­ raźnie, że celem jeg o jest, po p ie rw s z e : w y w al­ czenie niep o d leg ło ści ziem P olski, L itw y i R u si. P o d rug ie : uw łaszczenie w łościan Polski, L itw y i R u si. P o trz e c ie : rów ność w obliczu p raw a w szystkich m ieszkańców P olsk i, L itw y i R u si bez różnicy stan u i w yznania. P o c z w a rte : za­ pew nienie po b ratym czym ludom L itw y i R u si, złączonym z P o lsk ą, najrozleglejszeg o rozw oju narodow ości i języ k a i uznanie ich za części zupełnie rów ne z K o ro n ą.

R z ą d N aro d ow y polski b y ł więc rządem rew olucyjnym , d ążył bow iem do zm iany daw nego p orządk u sp ołecznego w kraju, d ążył do teg o , a b y w arstw y narodu, do tąd krzyw dzone i u ci­ skan e, podnieść i dać im zu p ełn ą w olność i ró w ne z innym i praw a.

K ażd y z członków R z ą d u N arodow ego stał na czele osobnego m inisteryum czyli w y d ziału ,

(36)

k tó re się zajm ow ały sp raw am i w ojny, ad m in i- stra c y ą, spraw am i zagranicznym i, p rasą, finan­ sami, spraw iedliw ością. P rz y R z ą d z ie znajdow ał się g łó w n y se k re tarz i dw óch innych, jed e n dla L itw y, d ru g i dla R u si, oraz naczelnik m ia­ sta W arszaw y . R z ą d N aro d o w y m iał sw oją po- licyę i żandarm ów . W ażniejsze sp raw y w szy­ stkich w ydziałów R z ą d ro z strz y g a ł na p o sie­ dzeniach, na k tó ry c h uchw alał praw a, u k ła d a ł rozporządzenia i odezw y.

N a czele każdego w ojew ództw a s ta ł p e łn o ­ m ocny kom isarz, m ianow any przez R z ą d N a­ rodow y. W ładzę z nim dzielił N aczelnik cy­ w ilny w ojew ództw a. N a czele pow iatów znaj­ dow ali się naczelnicy pow iatow i. R o zk azów ich słuchali naczelnicy obw odow i, a tam ty ch znow u n aczelnicy parafialni. O prócz naczelników p o ­ w iatow y ch byli jeszcze po w szystkich pow ia­ tach kom isarze policyi, sk arb u , poczt, słu żby zdrow ia.

U rzędnicy, m ianow ani przez R z ą d N a ro ­ dow y po w ojew ództw ach i pow iatach, zajm o­ w ali się dostarczaniem żo łn ierzy wodzom, fo r­ m ującym oddziały z b ro jn e ; zao patry w ali p o w ­ stańców w żywność, bro ń , u b r a n ie ; daw ali schro nien ie ranny m , pow iadam iali w alczących, gdzie i jak ie znajdują się w ojska m oskiew skie, donosili o zaszłych w ypad k ach R ządow i N a­ rodow em u do W arszaw y.

(37)

M iał rów nież R z ą d N arodow y w ydziały swoje w G alicyi i K sięstw ie P ozn ań sk iem , m iał agen tów za g ran icą, k tó rz y b ro ń zakupyw ali i w y syłali do kraju.

T ajem ne p ań stw o polskie b y ło więc — ja k w idzim y — po tężn e i znakom icie urządzone. U czciw ość i odw aga, pośw ięcenie i rozum u- rzędników R z ą d u N aro dow ego p ozostaną n a w ieczne czasy w ym ow nym dowodem , ja k w ielu zacnych ludzi p o siad a n aród polski. Ci, k tó ry m w rogow ie nie za g arn ę li b y li jeszcze m ienia za w iern ą służbę ojczyźnie, nie pobierali żadnej z a p ła ty od R z ą d u ; narażali sw e życie, p o św ię­ cali m ajątek jed y n ie przez m iłość dla ojczyzny. N a czele R z ą d u N aro dow eg o stali w p o ­ czątkach p o w stania ci sam i ludzie, k tó rz y b y li dawniej w K o m itecie C entralnym , k tó rz y p rz y ­ goto w y w ali n a ró d do w alki, rozpalali w jeg o sercu m iłość dla spraw iedliw ości. A le już w m iesiącu m arcu zaszły zm iany w R ząd zie. Z g i­ n ą ł w p o jed y n k u od kuli p o d stę p n e g o m ag n ata S tefan B o b ro w sk i, m iło śn ik ludu, człow iek żelaznej woli, o g n iste g o serca. Z am knięty przez M oskali w ciem nem w ięzieniu, oczekiw ał n a w y ro k śm ierci Z y g m u n t P ad lew sk i, k tó ry n a ­ w oły w ał do w alki i p ośw ięceń „dla zbaw ienia ludu, dla skończenia sp ra w y w łościańskiej, dla położenia podstaw w ielkiej wojnie lu d o w ej“. W w ięzieniu znajdow ał się rów nież skazan y

(38)

n a szu bien icę L e o n F ra n k o w sk i. Czysta jeg o dusza p ło n ę ła g o rąc ą m iłością dla ludu. W lu­ dzie w idział on p o tęg ę, co n a ró d c a ły zbaw i. N ad ludem p raco w ał, śród n ieg o rozsiew ał złote sło w a p raw d y i wolności. A ta k ą m iał odw agę, ta k ą w iarę, że g otó w b y ł z kijam i rzucić się na w ro g a, co kraj więził, bo — ja k m a­

w iał — „kij zdobyw a k arabin, a k a ra b in a r ­ m a ty “. F ra n k o w sk i to w spólnie z N ow akow ­ skim , M ajew skim i in n ym i u rząd zał głów nie owe w sp an iałe m anifestacye, podczas k tó ry ch lud w arszaw ski u k azał się oczom całeg o św iata w b lask u m ęczeństw a i p o tęg i, w purpurze k rw i i ch w ały .

N a m iejsce ow ych bo h ateró w , p ełn y c h pośw ięcenia i zapału, w iary i m iłości dla ludu, w śliznęli się do R z ą d u „b iali“ ze stron n ictw a szlach eck iego , k tó rz y początkow o byli p rze ­ ciw ni w alce z w rogiem , a później obaw iali się gorzej, niż og n ia i niew oli m oskiew skiej, zbroj­ neg o ludu p olskiego i w ojny ludow ej.

„B iali“ nie rali początkow o żadnego udziału w pow stań! a i stojąc na uboczu, p rz y ­ p a try w a li się bezczynnie, ja k n aró d w ił się w rospaczliw ej w alce, a b y zerw ać k ajd an y , ą b y u- w łaszczyć lud sierm iężny. D o p iero k ied y inne p ań stw a zaczęły łudzić nas obietnicam i, że d o ­ p om o g ą w w alce, b iałe stro n n ictw o zbliżyło \się do R z ą d u N arodow ego, a pozyskaw szy w

(39)

ła-dzę, in n y k ie ru n e k sta ra ło się nadać p o w sta­ niu. „B iali“, rozliczając na pom oc F ran cu zó w i A ng likó w , przedłużali pow stanie, lecz chcieli, a b y to b y ł ty lk o bój z M oskw ą, ale nie w alka 0 n ad anie p raw i ziemi ludow i, nie rew olucya. R ew olucy on iści p ró b ow ali ow ładnąć na- po w ró t sterem rząd u i stąd po w staw ały ro zterk i 1 niezg oda w sam ym narodzie. W y rz ą d z iły one w ielką szkodę spraw ie polskiej, o sła b iły p o ­ w stanie, p o zb aw iły je życzliw ości i przyjaźni rew olucy jn y ch stro n n ictw w in n ych k rajach. Słusznie też pow iada jed en z h isto ry k ó w , że „w zrost p o w stan ia p rz e rw a ły nie zw ycięstw a m oskiew skie, lecz w ew n ętrzne zaburzenia, k tó re ta r g a ły um iejętnie ale bardzo sztucznie s p le ­ cioną o rgan izacy ą tajem nego p o lsk ieg o pań stw a, p o leg a jąc ą n a zaufaniu “ .

Y .

Jako Maryan Langiewicz, dzielny dowódca powstań­

ców, POBIJAŁ WOJSKA MOSKIEWSKIE NA ZIEMI SANDOMIER­ SKIEJ I KRAKOWSKIEJ.

W a lk a nasza z M oskw ą ro zpo częła się dnia 22 stycznia, a trw a ła k o ło dw óch niem al lat. S ztan d ary nasze c k r y ły się w ciąg u długiej tej w alki kurzem ty sią c a b itew i p o ty czek. T rz y ­ dzieści ty się c y najzacniejszych synów P olsk i,

(40)

p o leg ło w obronie ojczyzny, k rw ią użyźniając ziem ię p o lsk ą pod posiew wolności. D zielnie bili się m łodzi nasi żołnierze, chociaż b ron i im b rak ło , a w g łę b i lasów i chłód i g łó d n ie ­ raz d o sk w ierał! W ie lu m ężnych i zdolnych w odzów , w ielu bohaterów zajaśniało w tym czasie na polskiej ziemi.

B y w a ły chw ile, żeśm y m ieli 35 ty się c y p o w stań có w pod bronią, w alczących jed n o ­ cześnie z w rogiem w rozm aitych p u n k tac h polskiej, litew skiej i ruskiej ziemi.

N ajliczniejsze oddziały zbrojne u tw o rzy ły się w pierw szych czasach w w ojew ództw ach S an d o m ierskiem i K rak o w sk iem , to je s t tam , gdzie K o śc iu sz k o — wraz z B artoszem G łow ackim i S tach em S w istackim —- zd o b yw ał n ieg d y ś a r ­ m aty p rzy pom ocy chło p sk ich kos, gdzie n a d k o sy n ie rsk ą w iarą, „sm agłą w tw arzy, zsiad łą w b a ra c h “ pow iew ała n ieg d y ś ch o rągiew p o l­ sk a z nap isem : „ Ż y w i ą i b r o n i ą “.

D o obozów pow stańczych g a rn ę ła się m ło ­ dzież p e łn a zap ału i w iary, m ęstw a i nadziei, b y w a ły w szakże częste w yp ad k i, że i siw ow łosi sta rc y , w ydostaw szy z u k ry cia szable, k tó ry m i w alczyli za ojczyznę przed trzyd ziestu dwom a laty, śpieszyli ze łzam i rado ści i u n iesienia w w ielki, spraw ied liw y bój.

A ja k tryu m falnie w itano po m iasteczkach m ężnych pow stańców , g d y w racali po

(41)

odnie-sionem zw y cięztw ie! D zw ony dzw oniły na ich cześć, uroczyste p ro cesye w ych o dziły na s p o ­ tk an ie, k o b ie ty s ła ły im p o d nogi zielone g a ­ łązk i i k w iaty . P o w ie w a ło m łode w ojsko sztan ­ daram i na podziękę, a wódz śp ieszy ł na ry n e k , o dczytyw ał ludow i m an ifest R z ą d u N arodo- w ego, g ło szący rów n ość i w olność, nadający ziemię i c h le b ! A potem zrzucał z ratusza d w u ­ g łow eg o o rła M oskw y, p o tw o rn eg o ow ego p tak a, k tó ry p o żarł ty le ciał ludzkich, w y p ił ty le łez i krw i niew innej.

P o długiej niew oli i m ęce p ierś polska o d ­ d y ch ała radością, p o iła się nadzieją. P o w ia t najw iększy w K ró lestw ie , b y ł w k ró tce w olny od M oskala, a w Sandom ierskiem z a sły n ą ł naj­ głośniej z pom iędzy w odzów M aryan L a n g ie ­ wicz. Założył on obóz w m ieście W ącho ck u, licznie p rzy b y w ający ch ochotników ćw iczył w sztuce w ojennej, tw o rzy ł po rząd ne oddziały, k u ł b ro ń w założonej przez siebie fab ry ce.

W o jsk o m oskiew skie po dążyło do W ą ­ chocka, ab y rozbić obóz L angiew icza. A le m ło ­ dzi nasi żołnierze w alczyli z tak ą odw agą, m ę­ stw em , spokojem , ja k osiw iali w boju ry cerze i dzielnie staw ili czoło Moskwde w dwóch p o ­ tyczkach, n astęp n ie cofnęli się do klasztoru na Łysej G órze. W y trzep ali tam sk ó rę w rogom ja k należy, pobili ich p o d Staszow em , P iesk o w ą sk a łą i w p a ru innych m iejscow ościach, poczem

(42)

rozłożyli się obozem na k ró tk i w y p o czy n ek w G oszczy, o parę m il od K ra k o w a .

K siąd z Szulc, w łościanin z pochodzenia, k tó ry znajdow ał się w obozie L angiew icza, ta k go nam opisuje:

„ W id o k obozu b y ł p ię k n y : b ro ń w k o ­ złach św ieciła blaskiem b a g n e tó w , gdzieindziej strzelcy, czołgając się na b rzuchach, to p o w sta­ jąc n ag le, uczyli się słu żb y ty ra lie rs k ie j; tam

znow u p okazyw ano, ja k się b ro ń nabija, jak się n aciera kolum ną, jak strzela. K o sy n ie rsk a m usztra rów nież b y ła zajm ująca, ja k i kon nicy, pędzącej do szarży. W w ielu m iejscow ościach p a liły się o gniska, a p rzy nich to czy ły się g w a rn e rozm ow y w iaru só w .“

D zielnością ry ce rsk ą, o p o rn ością w boju sław ił się szczególniej oddział żuawów, dow o­ dzony przez F ran cu za R o szb ru n a. Żuawi nosili, jak o oznakę, tru p ie g łó w k i na pasach, chcąc przez to w yrazić, że śm ierci się nie obaw iają i raczej zginą, niż m ieliby się cofnąć p rzed n ie­ przyjacielem .

W obozie, k tó ry liczył do 4 ty sięcy żoł­ nierzy, znajdow ało się tako ż k ilk a k obiet. W ie l­ k a m iłość ojczyzny k a z ała dzielnym owym n ie ­ w iastom b ro ń uchw ycić, w alczyć i gin ąć śm ier­ cią w alecznych.

M aryan L angiew icz w alczył daw niej je ­ szcze za w olność W ło ch pod w odzą sła w n eg o

(43)

n a c a ły św iat G aribald ieg o. N ie b ra k ło m u też o dw agi an i znajom ości sztuki w ojennej. B y łb y więc oddał z p ew nością w iele u słu g ojczyźnie i nie b y łb y zaw iódł nadziei, ja k ą w nim p o ­ k ła d a ła , g d y b y m agnaci nie oplątali g o w sw oje sieci i nie o g ło sili d y k tato rem , to jest naczelnikiem , posiadającym najw yższą w ładzę, k tó ry m iał o d tąd w szystkim i spraw am i k ie ro ­ w ać zam iast R z ą d u N aro dow eg o . M agnaci nie- chętnem okiem p atrzy li na R z ą d , sk ład ający się wów czas z „czerw onych“, a zarazem obaw iali się, a b y najw yższa w ładza nie d o stała się w ręce L udw ika M ierosław skiego, d em ok raty , przeciw nika szlacheckich rządów w P olsce. O gło sili w ięc co rychlej dy k tato rem L a n g ie ­ wicza, bo mieli nadzieję, że ta k będzie śp ie­ w ał, jak m u zagrają, że nie sprzeciw i się ich woli.

L angiew icz, zostaw szy d y k tato rem , stra c ił daw n ą fan tazyę, daw ną b u tę i dzielność. A chociaż o dniósł jeszcze jak ie tak ie zw ycięztw o p od C hrobrzą i G rochow iskam i, o p u ścił w k ró tce potajem nie obóz i u d a ł się do G alicyi, gdzie siedzieli owi m agnaci, co m u najw yższą w ła ­ dzę ofiarowali.

N iegodziw a in try g a m ag n ack a w y rząd ziła ogrom ną k lęsk ę p o w stan iu i m o g łab y b y ła zgu bić je zaraz w początkach, g d y b y S tefan B ob ro w ski nie n a p ra w ił choć w części zła i

(44)

m ęską, szlachetną odezw ą nie p o d n ió sł u p a ­ d łe g o ducha w narodzie.

P o h aniebnej ucieczce L angiew icza oddział jeg o , je d e n z najlepszych i najliczniejszych w pow stan iu ro zp ro szy ł się. Je d e n ty lk o z do­ wódców , w aleczny a m ężny Czachowski, zd ołał ludzi sw oich p rzy sobie zatrzym ać i przez ośm n a stę p n y c h m iesięcy w alczył z w rogiem , zada­ jąc mu nieraz ciężkie klęski. Aż b o h a te rsk ą gło w ę złożył w obronie ojczyzny w bitw ie p o d W ierzchow icam i, podczas której w alczył z lw ią o d w ag ą i o k ry ł się nieśm ierteln ą ch w ałą.

Y I .

Dw ustu bohaterów pod Węgrowem na Podlasiu. W k ilk a dni po w ybuchu p o w stan ia n ie­ liczne jeszcze siły pow stańcze na P od lasiu s k u ­ p iły się w m iasteczku W ę g ro w ie , k ied y n a d ­ b ie g ła w ieść, że p u łk o w n ik m oskiew ski ciągnie z ogrom nem w ojskiem i sześciu arm atam i. Co tu ro b ić? W m ieście bić się niepo d o b na, a sk o ro b y w ysunęli się na o tw a rte pole, wojsko m oskiew skie m o g ło b y otoczyć oddział ze w szy­ stkich stro n i zdziesiątkow ać go w ystrzałam i z a rm at.

Z tru d n e g o p o ło żenia u rato w ało oddział b o h aterstw o dw ustu pow stań có w . P ostan o w ili oni zginąć, ab y ocalić resztę tow arzyszy. „ W y

(45)

-prow adź spokojnie żołnierzy z m iasta — m ó­ wili do naczelnika. N iech żyją, niech b ro n ią ojczyzny! M y tu p o zostaniem y i zatrzym am y nieprzyjaciela, a w y ty m czasem dojdziecie do bezpiecznego m iejsca. Sam i zginiem y, ale śm ierć nasza p o słu ży P o lsce. N ie żal za ojczy­ znę u m ie ra ć !“

I w yszło przed m iasto dw ustu n ie u stra ­ szonych b oh ateró w . S ta n ęli spokojnie, oczeku­ jąc w ro ga, gotując się n a bój śm ierteln y .

W zbijają się tu m an y kurzaw y, b ły sk a ją b a ­ g n e ty . M oskale i d ą !

L ecą odw ażnie na d ziała pow stańcy . J a k pio ru n spad ają na k a rk i w rogów . P ierzch a w y ­ straszona a rty le ry a m oskiew ska, pozostaw iając arm aty . A le w net p iec h o ta op asuje śm ie rte l­ nym pierścieniem g a rs tk ę m ężnych rycerzy. O strza b ag n e tó w m ierzą ze w szy stk ich stro n w ich piersi. W re bój. W alczą nieustraszenie pow stańcy i g in ą w szyscy. Żaden nie cofnął się, żaden nie b ła g a ł w ro g a o życie.

Cześć pam ięci m ężnych synów P o l s k i !

Y I I .

0 WALKACH, JAKIE STACZALI NA PODLASIU I W LUBEL­ SKIEM Marcin Borelow skii ks. Brzóska. L udność w iejska czynnie d o p o m ag ała p o ­ w staniu na P o d lasiu i w L ubelskiem . W ie le

(46)

tam b y ło oddziałów , w iele p o ty cz e k i bitew tam stoczono. W a lk a b y ła uporczyw a, trw ała dłu g o dzięki pom ocy w łościan.

N a P o d lasiu w jednej z gm in p o w iatu ł u ­ k o w sk ieg o p rzy łączy ło się do oddziału p o d ­ p u łk o w n ik a Zielińskiego 500 w łościan. W in ­ nej znow u gm inie garw o liń sk ieg o o k ręg u w ło­ ścianie zgrom adzili się tłu m n ie z kosam i we dw orze i zm usili dziedzica, a b y s ta n ą ł na ich czele i w y k o n a ł n apad na zało g ę m oskiew ską, znajdującą się w m iasteczku Ł askarzew ie. „G dy­ b y śm y byli m ogli w yczekać z w ybuchem p o ­ w stan ia do w iosny — pisze jed en z naczelników w ojew ództw a — lud ca ły na P o d la siu b y łb y w cią g n ię ty do sp is k u “. K o w al Szym ański sfo r­ m ow ał tam oddział żan d arm ery i z sam ych w ło­ ścian złożony.

Z wodzów na P odlasiu i w L ubelskiem o d ­ znaczyli się w y trw ałem m ęstw em M arcin Bo- relo w sk i i ks. B rzóska.

M arcin B orelow ski rodem z K rak o w a, b y ł syn em u b o g ieg o m ularza. Szesnaście la t m iał zaledw ie, k ie d y już zaczął p raco w ać dla d o b ra ojczyzny, należąc w r. 1846 do tajnej zm ow y, m ającej na celu osw obodzenie P o lsk i od w ro ­ gów . P ru s a c y posadzili go za to do więzienia. P o p ow rocie do K ra k o w a , ją ł się B orelow ski uczyć rzem iosła b lach arsk ieg o . P ra c ą rą k za­ ra b ia ł na chleb, a po g ło w ie sn u ła mu się

(47)

wciąż m yśl, ja k b y to n auk ę i w iedzę zdobyć, ab y pożyteczniej służyć krajow i.

S koro w ięc w yzw olił się n a czeladnika b lacharskieg o, puścił się w św iat n a daleką w ędrów kę, a b y w o bcych k raja ch rozum u się uczyć. B y ł w N iem czech i w A u stryi, zw iedził czeską i w ę g ie rs k ą ziem ię. P odczas tej długiej w ędrów ki zarab iał B orelo w sk i na życie tak ą ro b o tą , jak a się n a d a rz y ła : studnie k o p a ł, zie­ mię taczkam i woził, piece staw iał. Czarne ręce żwawo p raco w ały , a m ądra gło w a m y ślała o w ielkich rzeczach, sn u ła śm iałe plan y , ja k b y to m iliony b rac i od jarzm a niew oli w ybaw ić, a w k raju spraw iedliw ość zaprow adzić.

Zam ieszkał w końcu B orelow ski w W a r ­ szaw ie, gdzie znalazł do bre zarobki, jak o m e­ chanik. Z apoznał się tu w krótce z młodzieżą, rzem ieślniczą, p racu jącą po w arsztatach, k tó ra o to czy ła go szczerą m iłością i w ielkiem zaufa­ niem za jego szlachetne, g o rąc e serce, za b y ­ s try rozum i zacne życie.

G d y w W arszaw ie zaczął się budzić ru ch narodow y, g d y ludzie jęli m yśleć n ad tem , a b y dolę ojczyzny p olepszyć, B o relo w sk i nie p o zo stał bezczynny, lecz w szedł n aty ch m iast do organizacyi narodow ej, to jest do g ro n a ludzi, k tó rz y b y li ze so bą w tajem nej zmowie. O d tej chwili od d ał się duszą i ciałem w iel­ kiem u dziełu. Z grom adzał m łodzież rzem

(48)

ieśl-niczą, w iązał ją w stow arzyszenia, tłum aczył, ja k okropnem jest życie ro zd a rte g o narodu, a ja k b y lib y śm y szczęśliwi, g d y b y śm y m ogli sam i się rządzić i tak ie p o rzą d k i zaprow adzić, k tó re b y w io dły ojczyznę nie do zguby, ale do szczęścia i zbaw ienia. U m iał B orelo w sk i zna­ leźć czas na w szystko, co trzeb a b y ło zrobić. P ra c o w a ł w u k ry tej d ru k arn i, gdzie się d ru ­ k o w a ły odezw y K o m itetu C entralnego, pieśni p a try o ty c z n e i inn e w ażne druki. Z arządzał fa b ry k ą kos, lanc i innej b ro n i. P is a ł sam g o ­ rące odezw y do narodu.

Przeczuw ając, że w krótce p rzyjść m usi do zbrojnej w alki, w y sy ła ł B o relo w sk i m łodzież rzem ieślniczą na wieś, a b y w łościanom tłu m a ­ c z y ła to, o czem już sam a dobrze w iedziała. N ajw iększe nadzieje p o k ła d a ł on słusznie w k lasie rzem ieślniczej i ludzie w iejskim , tam b o ­ w iem najw iększa siła w ręk ach , a n ajg o rętsze uczucia w sercach się k ry ją.

G dy trą b k a bojow a z ag rała, pow ołując do b ro n i n aród polski, B orelow ski p o śp ie sz y ł z rozkazu R z ą d u N aro d ow eg o n a P odlasie. E n erg iczn ie i żwawo w ziął się b y ły blacharz do form ow ania zbrojnego oddziału. W k ró tk im czasie m iał już 400 ludzi, uzbrojonych w p ik i i kosy , a m iędzy nimi m nóstw o w łościan, k tó ­ ry c h serce i zaufanie u m iał pozyskać.

(49)

jąc c ią g łe b itw y i potyczki, odnosząc częste zw ycięztw a.

O dw ażny w ódz-rzem ieślnik nic sobie z te g o nie rob ił, że w ojsko m oskiew skie b y w ało nie­ raz d aleko liczniejsze od jeg o oddziału. W ie ­ rzy ł w siłę, zap ał i m ęstw o sw ych żołnierzy, u d erzał śm iało na w rog a i odnosił zw ycięstw o. P o d P a n a só w k ą n ap rz y k ład , w pobliżu Z w ie­ rzyńca, w L ubelskiem , s p o tk a ł się oddział Bo- relo w skiego z trzem a tysiącam i M oskali. W szczę- ła się w n et zacięta w alka. B itw a trw a ła pięć godzin. M oskale ponieśli w niej o g ro m ne s tra ty r k ilk u set ludzi m ieli zabitych, u tracili dw ie a r ­ m aty.

A le i dla B o relo w sk ieg o w y b iła straszn a godzina. W k ilk a dni po bitw ie p o d P a n a ­ sów ką ćm a M oskali otoczy ła ze w szystkich stro n oddział pow stańców w leśnym w ąw ozie p o d B atorzem . W idząc że m orderczy ogień z arm at, u staw ionych n a górze nad wąw ozem , sieje śm ierć w szereg ach, B orelow ski zaw ołał do s w o ic h : na b a g n e ty ! i rzu cił się na n ie­ przyjaciela, lecz dw ie kule, celnie w ym ierzone, ob aliły go na ziem ię i p rze c ię ły życie m ężnego w odza a zacnego człow ieka.

Z ginął B orelow ski, ja k p rzy sta ło na do­ b re g o żołnierza, zg in ął na polu bitw y, w o b ro ­ nie ojczyzny, ale pam ięć o nim n ig d y nie

(50)

zgi-n i e ; zaczgi-ne uczucia, szlachetzgi-ne m yśli, k tó re ro z ­ b u d z a ł słow em i p rzy k ład em śró d ziom ków, żyć b ę d ą w iecznie.

N a serdeczn ą pam ięć i m iłość ro d ak ó w za­ słu ży ł sobie rów nież ks. S ta n isław B rzóska, w łościanin z pochodzenia.

N a d łu g i czas przed pow staniem , k ied y w W arszaw ie rozpoczęły się owe m anifestacye ze śpiew am i i procesyam i, B rzó sk a p rzem aw iał g orąco do ludu, tłum acząc zaszłe w y pad k i, za­ chęcając do p racy , m iłości i p ośw ięceń dla oj­ czyzny, n ad k tó rą p astw ił się dziki w róg. Za te nauki, za słow a p ra w d y zam knęli M oskale zacnego p asterza do w ięzienia na k ilk a m iesięcy. K ie d y w ybuchło pow stanie, p rzyp o m n iał sobie ks. B rz ó sk a w ielkie słow a, że „d o b ry p asterz k ład z ie g ło w ę za ow ieczki sw oje“, i p o sz ed ł w alczyć za w olność i lud.

W dzień pow stania na czele oddziału z w łościan i m ieszczan złożonego, u d e rz y ł B rz ó ­ sk a na M oskali, stojący ch zało g ą w m iasteczku Ł ukow ie. P o kró tkiej w alce ro zb ro ił ich i z b o g a ty m łu p em w ojennym p o c ią g n ą ł do obozu w odza L ew and ow sk ieg o . P rz eb y w a ł n astęp n ie i w in n y ch oddziałach pow stańczych, uw ijają­ cych się po L ubelskiem , a przez jak iś czas w alczył w spólnie z B orelow skim .

W ie lk ie serce biło w p iersiach te g o czło­ w ieka ! P odczas b itw y pierw szy rzu cał się na

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ponieważ przekaz wiary łączy się z przekazem tradycji chrześcijańskiej, jak podkreślaliśmy już, w sposób szczególny w historii polskiego narodu, to niewątpli­

W roku 1964 Stefan Porada podjął pracę kierownika adm inistracyjno-gospodarcze­ go w Przedsiębiorstwie Techniczno-H an­ dlow ym Zm echanizowanego Sprzętu Do­ m owego

Publikowane dotąd dane tyczące się topografii ogrodu rzeźb, realiów życia oraz chronologii faktów związanych z działalnością rzeźbiarską Jana Bernasiewicza

K atarynk arze i kapele nocowały juiż w sobotę na Bielanach, krętaniny i zaję cia było wiele, chociaż tylko na dwa dni św iątek, bo po poniedziałkow ym

Wstąpił do stowarzyszenia filipinów (oratorianie) i w 1951 roku otrzy- mał święcenia kapłańskie. Miał licencjat z historii Kościoła. Uznając, że ma powołanie misyjne,

W roku tym ukazały się cztery bardzo ważne prace Alberta Einsteina: dwie kładące podstawy pod szczegól- ną teorię względności, praca wyjaśniająca efekt fotoelektrycz- ny,

Jednak był to dobry powód do tego by poleżec w domu i pomarudzić trochę na dodatek miała na oku to kudłate bydle.. Postanowiła podkładac psu swoje nowe botki mając nadzieje

cząc wyłącznie Polaków z gimnazjum w Trzemesznie nie trzy ­ mała ona, zdaje się, wysoko ducha narodowego, skoro jej członkowie zużywali wiele sil na cele