• Nie Znaleziono Wyników

Rytuały jedzenia i picia we Francji i w Polsce : rekonesans

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rytuały jedzenia i picia we Francji i w Polsce : rekonesans"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Rytuały jedzenia i picia we Francji i

w Polsce : rekonesans

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 10, 359-372

(2)

'K/tTW S

Seria X 2004

M ichał M asłow ski

Rytuały jedzenia i picia we Francji i w Polsce.

R ekonesans

N

ieznaczne różnice dają poważne konsekwencje. To jak ze skrzydłem motyla, które po­ dobno może wywołać tajfun. Wszyscy wiedzą, że Chińczycy czy Japończycy jedzą pa­ łeczkami przedziwne potrawy, jak zgniłe jajka, surowe ryby czy żywe dżdżownice. Ze kiedy się uśmiechają, to być może nienawidzą. Ze są wręcz zniewoleni przez kult zmarłych i star­ szych od siebie. Jest to traktowane jak egzotyka i nie przeszkadza w kontaktach, a przynaj­ mniej nie służy do wydawania ocen. Inaczej jest z kulturami bliskimi, gdzie różnice manier, kodeksu grzeczności, zachowań — nie rzucają się w oczy. Wydaje się nam wtedy, że możemy odczytywać zachowania bliskiej kultury według tych samych kryteriów co nasze — bardzo często zresztą na poły tylko uświadamianych, czy wręcz nieświadomych. Nasze reakcje kul­ turowe są bowiem w olbrzymiej mierze — niektórzy mówią o 80 procentach, inne o jeszcze wyższych liczbach — odruchami warunkowymi wyrobionymi przez pokolenia1. Śmiejemy się, gdy opowiadają, że w Afryce bekanie należy do dobrego tonu; opowiadamy sobie dowcipy 0 polskim chłopie, który się czuje niezdrowy, kiedy nie ma gazów (przepraszam za drastycz­ ność); ale nie um iem y sobie wytłumaczyć odruchu zniecierpliwienia na twarzy Anglika, Francuza czy Niem ca w codziennych, miłych nieraz sytuacjach; takjak i my ze zdziwieniem patrzymy na niektóre jego zachowania. W dodatku ewolucja po 1989 roku idzie w Polsce ra­ czej w kierunku rozpowszechniania obcych, modnych wzorów, jak i „postmodernistyczne­ go’' mieszania ich między sobą.

1 Z b o g a te j lit e r a t u r y e t o lo g ic z n e j. k tó r a s ta n o w i p o d s ta w ę m e t o d o l o g i c z n ą te g o s z k ic u , w y m i e n i ć c h c ę ty lk o lin g w is tę N o a t n a C h o m s k i e g o iiiul M iiul, N e w Y o rk 196K). p ra c e b io lo g a K o n ra d a L o r e n z a (z w ła ­

sz c z a O dirrotim stromi ~w iariiułła.W a r sz a w a 1 9 7 7 ). D e s m o n d a M o r r i s a ( p r z e d e w s z y s tk im M a m ra tch iu ^N e w Y o rk 1 9 7 7 ), i p ra c ę z b io r o w ą p o d r e d a k c ją jn l i a n a 1 Iu x le y a Ritinilisation of bcluwior iii aniiiuils and mail(1 % 6 ) , w y d . fr a n c u s k ie : P a ris, G a llim a r d . 1971.

(3)

D ziedzina jest olbrzymia i mało badana. Pozwolę sobie na zebranie paru spostrzeżeń do­ tyczących m anier przy stole we Francji i w Polsce, z okresu sprzed wielkich przem ian, by na tych przykładach pokusić się o jakieś prow izoryczne uogólnienia. C hodziło będzie o opis m odelow y — w edług w eberowskiego pojęcia „m odelu idealnego” — czyli bez socjograficz- nych czy statystycznych danych, choć oczywiste jest, że zawsze chodzi o pewne n o rm y — re­ prezentow ane w Polsce lat sześćdziesiątych do osiem dziesiątych przez tak zwaną inteligencję, a we Francji przez tak zwanych funkcjonariuszy, czyli spadkobierców noblesse de robe Ludwika XIV Po 1989 roku stratyfikacja społeczna i kulturow a w Polsce uległa ważkim przesunięciom , 1 dopóki się na now o nie skrystalizuje, nie zawsze inteligencja będzie „nadawać to n ”. N ie ­ mniej wciąż występują różnice strukturalne m iędzy om aw ianym i kulturam i — choć nie przez wszystkich dostrzegane2.

Najpiew, „na przekąskę”, parę obrazków. O tóż należy do dobrych m anier w Polsce kraja­ nie clileba, który zresztą przeważnie produkow anyjest w bochnach i tru d n o sobie wyobrazić inne wyjście. N atom iast śm iejem y się z prostackich m anier chłopa, który ułam uje sobie chleb po kawałku. Dokładnie na odw rót jest we Francji. O ba sposoby też istnieją, ale prawie że sym e­ trycznie są inaczej nacechowane: należy bagietkę przy stole łamać po kawałeczku, jak najm niej­ szym zresztą, a jeśli nawet nakładamy na te kawałeczki na przykład ser, to w inny być wielkości kęsa. N atom iast krajanie chleba traktowane jest jako prostactwo — chyba że chodzi o chleb „specjalny” w bochenkach. Ale nawet wtedy w zasadzie należy urywać sobie z krom ki po ka­ wałku. Wyjątkiem jest śniadanie, o czym za chwilę, oraz gotowe kanapki, czyli sandwicze.

Inny przykład: jabłko. C hętnie gryziem yjabłko bezpośrednio, obierająje uprzednio tylko osoby niewychowane i bezzębni starcy. U chodzi to we Francji za prostactw o — należyjabłko czy inny owoc, zwłaszcza przy stole, obrać, i dopiero po kawałeczku zjadać. Powiem y sobie: odw rotność zachowania z chlebem . Z jednej strony żywioł, z drugiej „kultura”. Ale w Polsce też układa się to na o d w ró t...

Trzeci przykład. Zapew ne ze w zględu na zwyczaj pijania wina przy stole, we Francji nie w olno pijać „z pełną buzią”, czyli trzeba najpierw przełknąć, a dopiero potem popić. W Polsce na odw rót. R óżnicajest szczególnie dotkliwie widoczna przy śniadaniu. Polak chętnie ugry­ zie spory kęs clileba i będzie rozmaczał go w ustach herbatą czy kawą. Jest to szczególnie sm a­ kowite, kiedy dzieci rozmaczają na przykład kawałek ciasta czekoladą czy kakaem. H o rro r dla Francuza. Za to będzie tolerował — choć jakby nie zauważając tego, na pół oficjalnie — m a­ czanie bagietki w porannym bolu kawy. I to nawet bagietki posm arowanej m asłem, tak że po pow ierzchni kawy będą pływały tłuste „oka”. Polak odwróci od tego w zrok ze zgrozą, nie śmiejąc nic powiedzieć, ale co sobie pomyśli, to pomyśli.

O to trzy przykłady trochę bezładnie podane, ale to, jak powiedzieliśmy, „na zakąskę” czyli aperitif. Postaramy się teraz podejść do sprawy bardziej systematycznie.

2 P r z y p o m i n a m i to r o z m o w ę m e j fr a n c u s k ie j ż o n y z b lis k ą k r e w n ą w P o ls c e . M o w a b y ła o ty m , że w c F r a n c ji lu d z ie c a łu ją się w p o lic z k i, w R o sji w u s ta , a w P o ls c e c z ę s to w r o d z i n i e w k ą c ik u s t. P o lk a o b u r z y ł a się: „ Ja k to , j a n ig d y n ie c a łu ję , n a w e t w k ą c ik u s t!" — w y k r z y k n ę ła . P o c z y m , n a p o ż e g n a n ie , u c a ło w a ła m o ją ż o n ę w k ą c ik

(4)

R y tu a ły j e d z e n i a i p ieia w e F r a n c ji i w P o ls c e . R e k o n e s a n s 361

I. Rytuały picia

W iadom o, że krąży we Francji mało pochlebne dla nas powiedzenie „pijany jak Polak”. C hodzi oczywiście o kogoś pijanego w sztok. T łum aczym y że znaczenie zostało przeinaczo­ ne, że chodziło o w ojny napoleońskie, o walki z I Iiszpanami, w czasie których cała armia upiła się po zwycięstwie, ale tylko Polacy potrafili potem dać odpór wycieczce Hiszpanów. I wielki wódz miałby w tedy powiedzieć „Panowie, bądźcie pijani jak Polacy!", to znaczy: nie tracąc um iejętności bicia się, zachowując trzeźwość. I tylko zawiść i zła wola oficerów francuskich przeinaczyły to pierw otne znaczenie.

Jak tam było pod Saragossą — nikt nie wie; ale pow iedzm y uczciwie: czy nawet gdyby to była prawda, powiedzenie przyjęłoby się, gdyby nie odpowiadało pewnej rzeczywistości? Więcej — pewnej filozofii picia, zakorzenionej w kulturze.

Bo nie ma co się oszukiwać — Polacy nie piją codziennie, tylko przy specjalnych okazjach (poza alkoholikam i), ale jak ju ż piją, to lubią to poczuć. W spółczesna literatura, od Hłaski przez Konwickiego do Stasiuka, mogłaby tu dać wystarczająco wiele przykładów. A jak nie li­ teratura, to opracowania socjologiczne. Zam iast więc mydlić sobie oczy, spróbujm y zrozu­ mieć, dlaczego Polak lubi się upijać — kiedyjuż pije, to wręcz chce się upić? Najlepiej oddaje to żargonowe pow iedzenie w sytuacji, kiedy się tylko zaczęło pić, bez przewidzianego dalsze­ go ciągu: „skaleczyć się”. A każda rana potrzebuje opatrunku.

O sobiste, prow adzone w m łodości z całym oddaniem nauce studia eksperym entalne au­ tora niniejszego szkicu, jak też liczne świadectwa literackie wskazują, iż Polacy nie dążą celo­ wo do zawrotu głowy, wymiotów, przetraconych pieniędzy i innych nieprzyjem nych konse­ kwencji tego obyczaju, czyli — poza alkoholikami — niekoniecznie traktują wódkę jak nar­ kotyk, a raczej jako okazję do wspaniałych kontaktów m iędzyludzkich, do bezpośredniego „czucia”, „poczucia” czy „wyczucia” drugiego człowieka, do zwarcia dusz i ducha, który m oż­ na by nazwać kom unią międzyludzką. Tak budują swój kościół m iędzyludzki (nie przez przy­ padek „kapłan niższy” w Ś lu b ie Gom brow icza nazwany jest Pijakiem), gdzie rytuał picia jest w ym ienny z „nocnym i rodaków rozm ow am i”, toczonym i pod błogosławieństwem wieszcza przynajm niej od czasu rozbiorów (świadectwo Kochanowskiego i przeżycia D oktora I Iiszpa- na wskazywałyby na dłuższą tradycję).

Specjalne miejsce w tym rytuale zajmuje Kobieta — poprzez swoją nieobecność. Piciejest bow iem sportem przede wszystkim m ęskim , i jeśli nawet zaczyna się w towarzystwie kobiet (na przykład podczas świąt religijnych czy im ienin), to następnie udany seans picia kończy się wyłącznie w towarzystwie jednopłciow ym . Ale wtedy kobiety pojawiają się in abscutia — jako przedm iot rozmów. Ba, nie tylko rozmów, czy nawet zwierzeń, ale jako przedm ioty szczegól­ nego i specyficznego kultu. Bowiem proporcjonalnie do ilości spożytego alkoholu wzrastają w yrzuty sum ienia, przychodzą na myśl wydane pieniądze, własny niezbyt godny chwały stan, i wreszcie w spom nienia, jak to się zazwyczaj kończy. A kończy się źle — trudnościam i z trafie­ niem do dom u, niechcianą „wylewnością”, by tak to określić, i wreszcie zetknięciem z wyższą

(5)

rzeczywistością moralną, to znaczy z matką, siostrą, żoną czy córką. Czyli z własną duszą3. N iektóre co prawda tracą spokój, co jest zrozum iałe, ale m otyw najczęściej powracający w prow adzonych — by tak to nazwać — wywiadach, to anielski spokój, w yrozum iałość ko­ biet, skrywany sm utek... I dobroć, potw orna dobroć, m onstrualna dobroć, spychająca m ęż­ czyznę na dno m oralnego poniżenia.

M ożna by się zasadnie spytać, skąd ów wstyd, skoro chodzi o kulturow ą norm ę? Dlaczego poczucie winy? Rytuały zazwyczaj, wręcz przeciwnie, dają poczucie specyficznej satysfakcji, jeśli wierzyć etologom 4. O tóż praw dopodobnie chodzi o konflikt dwu typów norm . Polacy żyją „oficjalnie" w cywilizacji europejskiej, pracują, zarabiają, utrzym ują ro d zin y ... To wszystko w? dzień. W niedzielę chodzą w większości do kościoła, i słuchają nauk m oralnych 0 dobrodziejstw ach trzeźwości i pracy. Ale przecież prawdziwe życia Polaka zaczyna się w no ­ cy, najwym owniejszym obrazem tegojest Wesele W yspiańskiego. Rzeczywistość dnia jest złem koniecznym , trzeba udawać, że się w niej uczestniczy ale serca się w to nie wkłada. Dlaczego? M oże z pow odu rozbiorów i rozm aitych okupacji, a m oże sarm atyzm u jeszcze i anarchii Pierwszej Rzeczypospolitej. A m oże to odzywa się „dusza słowiańska"? N a razie nie będzie­ m y tego rozstrzygać, ponieważ wymagałoby to pogłębionych studiów u w schodniego sąsiada, na co autorow i nie pozwala stan wątroby. Trzeba jed n ak stwierdzić fakty: w nocy i w stanie upicia Polak Polakowi bratem , ojczyzna staje się rzeczywistością czasem wizyjną tylko, jak u Wyspiańskiego, ale też relacjonalną m iędzyludzką przestrzenią. Faktem. „Piję, piję bo ja m uszę” wyznaje N os, i dodaje: „Gdyby C h o p in żył, to by pił!”. A dlaczego C h o p in nie pił, to znaczy nie upijał się? C zy w tedyjeszcze tak nie pito? Świadectwo Pana T adeusza zdaje się tem u przeczyć. M oże był chory? — biedny człowiek. A może po prostu za długo przebywał we Francji?

Bo Francja nie przeżywa schizofrenicznego rozdziału na dzień i noc, co nie znaczy że Francuzi w rześnie się kładą spać. Wręcz przeciwnie. Dlatego, że noc stała u nich kolonią dnia. To znaczy została podporządkow ana w szystkiem u tem u, co dzień reprezentuje: jasnej inteli­ gencji, poczuciu rzeczywistości, intensyw nem u przeżyciu każdego w ydarzenia. Francuzi też piją, i to dużo. C odziennie. W Polsce picie codziennie jest znam ieniem alkoholizm u, a więc większość Francuzów za takich by mogła w7 Polsce uchodzić. W przeliczeniu na czysty alko­ hol piją bodaj więcej niż Polacy, jeśli w ogóle takim badaniom wierzyć. Ale piją inaczej.

Piją codziennie przyjedzeniu. Popijająjedzenie, czego Polacy nie robią. Ale na ogół nie pi­ ją wiele, bo nie chodzi o upicie się, a o smakowanie świata, o jak najintensyw niejsze przeżywa­ nie rzeczywistości. Właśnie, lubią smakować to, co piją. (W odróżnieniu od Polaków, co w yra­ ża słynne powiedzenie: „wódka to mój wróg, więc go w m ordę leję”). Francuzi m nożą więc 1 Por. C . G . J u iig ..-łrr/(ć ’f)'|)]’ i symbole. P ism a w ybrane. W a rsz a w a 1976. W e d łu g a u to ra d u s z a — a iiim a, j e s t w e w ­

n ę t r z n y m o b r a z e m u k o c h a n e j, u f o r m o w a n y m p r z e z fig u r ę m a tk i, a le o d z w ie r c i e d la ją c y m p o t e m r ó w n i e ż s io s tr ę , z o n ę . c ó r k ę .. .

P o r. K. L o r e n z . Tak c m m e d o , W arsz a w a 1972. ro z d z . 5. K a ż d y ry tu a ł w y tw a rz a w e d łu g a u to r a „ c e c h y z a c h o ­

w a n ia się a p e t y ty w n e g o , tz n . p r z e m o ż n e g o d ą ż e n ia d o w y t w o r z e n i a ta k ie j s y tu a c ji w y z w a la ją c e j, w k tó r e j s p ię ­ t r z o n y i n s t y n k t m ó g łb y się r o z ł a d o w a ć ” (s. 104). P ra c e i n n y c h e to lo g ó w (H u x łe y . E r i k s o n . . . ) w p e łn i p o t w i e r ­ d z a ją o b s e r w a c je L o r e n z a .

(6)

R y tu a ły je d z e n ia i p ic ia w e F r a n c ji i w P o ls c e . R e k o n e s a n s 3 6 3

smaki. R ytuałjest często obecnie upraszczany ze względu na rytm życia, ale dawniej pełna pa­ leta trunków przy biesiadnym posiłku to byl najpierw ap eritif— na apetyt (tradycyjnie słod­ kie gotowane wino, pastis lub cydr, obecnie też whisky, piwo lub wódka z sokiem pom arań­ czowym). Potem przy stole, zależnie od potraw, białe wytrawne w ino do ryby, słodkie białe w ino (na przykład Sauternes) do foicgras, porto do m e lo n a... Przy pieczystym obowiązywało czerw one wytrawne. Przy deserze powracało słodkie białe wino, a po kawie podawano tak zwany digestij, czyli cos' na strawienie. Był to przeważnie koniak, ale mógł też to być inny desty­ lowany z owoców alkohol jak calvados, kirscli lub poire. To wszystko — przy obfitym je d ze­ niu i konwersacji, która wymagała pewnej lotnos'ci um ysłu (wTÓcimy do tego) — nie upijało, lecz utrzym ywało umysł w stanie przyjem nego rauszu: życie wydawało się piękne, kobiety ponętne (dla kobiet — mężczyźni pociągający), życie pasjonujące, sprawy tego świata zrozu­ miałe i reguły gry jasne. D obrym przykładem siły tego m odelu była uprzednia norm a alkoho­ lu we krwi dopuszczającego prowadzenie sam ochodu: 0,8 prom ila (w Polsce 0,2). To znaczy, że do posiłku m ożna było wypić pół butelki wina, albo aperitit i kieliszek wina, albo kieliszek wina i ko n iak ... O becnie norm a je st surowsza: 0,5 prom ila, ale też pozwala na dwa kieliszki wina przy jedzeniu (dla kobiet — jed en kieliszek). C o je st nawet medycznie wskazane, jak się ostatnio z badań — amerykańskich — dowiedzieliśmy.

M am y więc z jednej strony rytualną ucieczkę z tego złego świata w lepszy, cudow ny świat braterstwa, przyjaźni, miłości nawet, świat m arzeń i (niezrealizowanych) aspiracji, świat głę­ boko więc chrześcijański... jako m arzenie (a nie rzeczywistość), i jako rzeczywista duchow a kom unia. A z drugiej strony — co tez jest m item — świat racjonalny, podporządkow any woli człowieka, służący m u — przynoszący satysfakcję i indyw idualne przyjem ności oraz poczu­ cie piękna, który działanie alkoholu czyni intensywniejszym . Świat któiy zachęca do życia, do działania, do pełnej sprawności. To dlatego zresztą wre Francji jest bodajże najwięcej wypad­ ków sam ochodow ych w Europie wynikających nie ze złego prowadzenia, ale ze zbytniej pew ­ ności siebie, zwłaszcza pod w pływem alkoholu. N aw etjeśli to się powoli zmienia — w rócim y do tych procesów — zdaje się to wyrażać tak zwany charakter narodowy.

Jeszcze jedno. Rytuał picia jest w Polsce rytuałem szczerości. M ozę nie w tym stopniu co w7 Rosji, gdzie upicie się jest wręcz świadectwem braku szczerości, i w czasach stalinowskich m ogło podobno prowadzić prosto do śmierci, ale jednak tendencja ta też się daje zauważyć'1. Jest to logiczne — duże ilości alkoholu wykluczają ukrywanie czegoś, bo to wymaga pełni in­

teligencji. Za to wyzwalają spontaniczną żywiołową em ocjonalność. We Francji, gdzie em o- cjonalnośćjest inaczej kanalizowana, picie, wręcz przeciwmie, m oże stanowić elem ent gry — uw odzenia w stosunkach międzypłciowych, intrygi w pracy, oszukiwania w interesach. Bo podekscytowany umysł pozostaje jasny, a życie przedstawia się jak partia szachów, wszystko sprawia przyjem ność, a przegrana czy wygrana jest ograniczona przez pewne niepisane

poro-s P o r. T. T o ra ń poro-s k a . O n i, L o n d y n , w y d . A n e k s , 19K5: z w ła s z c z a r o z d z ia ł o J a k u b ie B e r m a n ie . Z w y c z a j s p ra ­

w d z a n ia s z c z e r o ś c i o d p o r n o ś c i ą n a u p ic ie się p r z e tr w a ł d o k o ń c a k o m u n i z m u , jak n a to w s k a z u ją z w ie r z e n ia p r y w a tn e b y łe g o s e k r e ta rz a w o je w ó d z k ie g o , k t ó r y m u s ia ł p r z y g o to w y w a ć się d ł u g o n a p r z ó d n a p r z y jm o w a n ie to w a r z y s z y r a d z ie c k ic h , a s ta n o w is k o s w e z a w d z ię c z a ł w d u ż e j m ie r z e siln e j g ło w ie .

(7)

zum ienie nieprzekraczalna pew nych granic. Polacy w intrygach granic nie znają, takjak w al­ koholu, a gry prowadzą bez przyjem ności, ja k z obowiązku. Ale w tedy się nie upijają. Czyli al­ kohol byłby istotnie jakąś gwarancją szczerości...

II. Rytuały jedzenia

W kompozycji biesiadnego posiłku we Francji, a nawet w codziennej praktyce, uderza proporcja dania głównego w stosunku do dodatków. Jakby Francuzi nie tyle chcieli się najeść, co jeść — odpraw ić rytuał. D odatki wydają się ważniejsze niż sytność posiłku. M ało kto w yo­ braża sobie obiad czy kolację bez serów czy bez deseru — najchętniej ciastka (bez krem u, we Francji to przeważnie jabłka czy inne owoce — gruszki, rabarbar, truskawki, maliny, śliwki, m orele — upieczone na tak zwanym francuskim cieście). Podobnie z aperititem — teoretycz­ nie odświętny, praktycznie pije się go, kiedy się da — w każdej restauracji kelner od tego roz­ pocznie obsługę, czasem aperitif ofiarowany jest przez właściciela... Przystawki w południe to często surow e jarzyny lub sałata, czyli coś lekkiego, ale bez nich je st jakby pusto na tale­ rz u ... Francuzi to w7prawdzie nie „straszni m ieszczanie” Tuwima, którzy widzą wszystko od­ dzielnie, ale oddzielnie lubią jeść: surówki czy sałatę najpierw czy po daniu głównym ; a w w ielu regionach do niedawna podaw ano jeszcze osobno mięso (czy rybę) i osobno jarzy­ ny. Jak gdyby chciano wydłużyć przyjem ność. Daleka od funkcjonalności, czynnośćjedzenia jest też uprzywilejowanym m om entem spotkań, w spółudziałem w rytuale radości życia.

Ale F ran cu z m u si w idzieć i w iedzieć, co je. P rz e ra ż o n y je st big o sem , je śli zbyt ro zg o to w a­ n y i nie w idać, co w tej m asie pływa. N a to m ia s tje ś li w yłow i grzyba, kaw ałek m ięsa czy k iełba­ sę, od razu w z ro k m u się rozjaśnia. N ajc h ę tn ie j ja d łb y to w szystko o so b n o , po kolei; o so b n o , n aw et je śli p o d an e na je d n y m talerzu , bo w te d y czy n n o ść poznaw cza w zm a cn ia i utrw ala WTażenia sm akow e, a w szak k o n su m u je się nie tylko potraw y, ale i ich sy m b o lik ę ...

Przeważają we Francji mięsa pieczone. I tu znow u proporcja m iędzy naturą i kulturą różni Polskę od Francji. C zerw one m ięso — w ołow inę czy baraninę — większość Francuzów woli na pół surow o. Czasem nawet środek pieczeni baraniej jest ledwo letni — to tak zwane mięso „czerw one” lub „niebieskie”. Polaka to na ogół odrzuca, woli dobrze uduszone mięso, które rozpływa się w ustach prawie bez gryzienia. C o m u nie przeszkadza zresztą zjeść od czasu do czasu tatara — mięsa zm ielonego. Polak niekoniecznie chce widzieć i wiedzieć — chce po­ czuć.

Jakość mięsa jest niezwykle we Francji ceniona. To bodaj jedyny kraj, który im portuje mięsa zadnie (udźce, polędwice), a eksportuje przednie. O sztuce wykrawania poszczegól­ nych części z w7ołu polski rzeźnik nie m oże naw et marzyć, a słowrniki polskie nie mają dość określeń. W iadom o z góry — z kultury — która częśćjest „soczysta”, która „nabita” (fe n u e), ale pełna smaku, która z kolei żylasta i na befsztyk się nie nadaje, a tylko do duszenia czy gotow a­ nia. N ie trzeba m ówić, że ceny są tu obiektyw nym wskaźnikiem preferencji kulturow ych, i że na przyjęciach ocenia się rów nież jakość i wartość podanych mięsiw7 (czy ryb).

(8)

R y tu a ły j e d z e n ia i p ic ia w e F r a n c ji i w P o ls c e . R e k o n e s a n s 3 6 5

Ciekawe, że inna jest hierarchia w obu kulturach. W Polsce najwyżej jest ceniona w ie­ przowina, potem cielęcina, w ołow ina... Baraniny większość Polaków nie chce nawet jeść, dlatego też zniknęła ze sklepów, m im o że pieczeń barania z czosnkiem i z buraczkam i była tra­ dycyjnie jed n y m z narodowych przysmaków. We Francji baranina, a przede wszystkim jag ­ nięcina są cenione najwyżej, i w związku z tym są najdroższe. Potem wołow ina, cielęcina, i na samym końcu dopiero wieprzowina. Z now u ta sama opozycja: czerw one m ięsiwo to dla Francuza sm ak życia; tłuste prosię dla Polaka — na przykład golonka — pozwala poczuć się nasyconym (i poza tym stanowi znakom ity podkład do w ó d k i/’.

We Francji cenniejsze od mięsa są lyby. N iektóre są tak drogie, że trzeba być naprawdę za­ m ożnym , by sobie na nie pozwolić (a w Polsce pam iętam y z czasów gotnułkow skich pow ie­ dzenie „jedzcie dorsze, g ... gorsze!”). N o i dania regionalne, to znaczy specyficzne, oryginal­ nie przyprawione. Jak.foie gras, canard conft (czyli kaczka w olno pieczona w swym tłuszczu), czy też coq an vin (kogut duszony w winie). Poszukiwany będzie nade wszystko wyrafinowany sm a k — im oryginalniejszy, tym lepiej ; w' Polsce najwyżej ceniona je st syntetyczność smaku i faktura jedzenia, które ma się „rozpływać” w ustach. Bo jedzenie to nie praca i nie walka — wbijanie zębów w krwistą rzeczywistość, jak we Francji — a błogi stan sycenia się, dający po­ czucie bezpieczeństwa.

To wszystko jednak dopiero punkt wyjścia; najważniejsze są maniery, czyli sposób je d ze­ nia... O tóż trzeba zacząć od zaproszenia. W słynnej z gościnności Polsce, zwłaszcza w stosun­ ku do przyjaciół, przyjęte było „wpadanie” bez zapowiedzi albo po krótkim telefonie, i wtedy „czym chata bogata, tym rada”. Zawsze i o każdej porze dnia m ożna ofiarować herbatę z cytry­ ną albo bez, i jakieś herbatniki. Korzystał z tego zwyczaju Żerom ski — w okresach biedy od­ wiedzał znajom ych i wsypywał sobie do herbaty wiele łyżeczek cukru; przeżył w ten sposób trudny okres głodowania.

Przychodzi się też bez zapowiedzi na imieniny, i w tedy przeważnie nie ma dań przy­ rządzonych na gorąco, a tylko sałatki, wędliny, ryby wpędzone itd. — niekończące się zakąski. We Francji zaproszenie do dom u jest uzyskać trudno. Ratowani przez francuskich intelektua­ listów dysydenci nigdy nie zostali zaproszeni przez Cîide’a czy Sartre’a, co niektórzy bardzo źle znosili7. Ale jeśli ju ż wizyta ma mieć miejsce, to trzeba zapraszać długo naprzód, czasem nawet na wiele tygodni czy miesięcy z góry. I w tedy przyjęcie m usi być perfekcyjne. C enny będzie dobór win, przystawek czy mięs (ew entualnie ryb), ale rów nie ważna będzie praca w łożona w ich przyrządzenie. I oryginalność m enu. Bowiem jest to konkretny wyraz szacun­ ku, jaki m am y dla gości. Czyli nic na łapu-capu, wszystko skom ponow ane jak dzieło sztuki — również zastawa, i oryginalny smak, który się będzie długo pamiętać, czasem notować w dzienniku, a jeśli chodzi o panią dom u — utrwalić tak, żeby następnym razem już nigdy nie podać tym samym gościom tej samej potrawy. Dawniej (jeszcze z trzydzieści-czterdzieści lat tem u) wynajm owało się do przyjęć kelnerów7, niby lokajów7, którzy zajmowali się podawa­

6 N a le ż y o d n o to w a ć ', ż e p ie c z o n a g o lo n k a je st te ż b a r d z o p o p u la r n a w A lz ac ji i L o ta r y n g ii. 7 P o r. F i. L o t tm a n , L a R ive gauche, P a ris, S e u il. 1981.

(9)

niem półm isków i dolewaniem wina. Są to obyczaje znane również polskiej arystokracji w XIX wieku, ale we Francji o wiele bardziej zdem okratyzow ane.

Zasadą podawania — ja k ju ż była mowa — jest rozdzielność. W czasie w ytw ornych po­ siłków na olbrzym im talerzu jest tylko m ięso albo ryba i ślad jarzyn, za to specjalnie przypra­ w ionych. N ie ma mowy o talerzu przepełnionym m ięsem , kartoflam i i sałatką jednocześnie. Toczy się rozm ow a — nie ma mowy', by goście, jak w P anu T a d eu szu , „milczkiem żwawo je d li”, byłby to szczyt złego wychowania. Rozm owa ma być interesująca — lekka, błyskotliwa, do­ wcipna, świadcząca o wyższości um ysłu zebranych, o ich polocie. W czasie takiej rozm ow y m ożna się skom prom itow ać na całe życie, albo wręcz przeciwnie, zyskać uznanie, które zade­ cyduje o przyszłej karierze. Dość dobrze rytuały te opisał Proust (W s tr o n ę S w a n n a ). Rozm ow a m oże dotyczyć też dań i zwłaszcza w in — nieznajom ość sekretów podniebienia, zwłaszcza gdy chodzi o trunki, jest kom prom itująca.

Przy stole siedzi się długo — nie ma mowy, by najeść się i zniknąć. Jedzenie, ja k ju ż m ów i­ liśmy, to pretekst do spotkania, atmosfera się rozgrzewa — choć m oże nie aż tak, jak w filmie

U czta B abette. Czyli spotkanie m iędzyludzkie, które w Polsce osiąga się przez wódkę, tu jest

raczej efektem dań. I rozmowy. N aw et natury skryte bow iem i oziębłe rozluźniają się w czasie pośw ięconym przyjem nościom podniebienia i um ysłu, i zaczyna panować atm osfera ser­ deczności. N ie je st to jed n ak „kom unia” duchow a, ja k w Polsce, raczej chodzi o w ym ianę in­ telektualną i em ocjonalną m iędzyludzką poprzez uczestniczenie w tym samym rytuale, jakby przez indukcję, bo kultura indywidualistyczna wymaga panowania nad sobą intelektualnie i w olitywnie, nie ma mowy ani o poszlacheckim „popuszczaniu pasa” ani o osobistych w y n u ­ rzeniach. Ale pewna doza serdeczności jest w ram ach bardzo trudnych stosunków m iędzy­ ludzkich we Francji i tak niemal cudem , i spotkania przy stole długo się w spom ina, czasem ca­ łe życie.

Fakt też, że się jadło przyjednym stole (w domyśle — uczestniczyło się w atm osferze w za­ jem n eg o kontaktu), jest znaczący dla kariery, stosunków, wpływów. Społecznego uznania. Jest to osobowe spotkanie, którego się nie zapomina.

Tym ważniejsza jest rola pani dom u. To ona rozsadza gości, prowadzi konwersację, tw o ­ rzy atmosferę. W prawdzie pan dom u kraje mięsiw'0 i rozlewa trunki (nie do pom yślenia jest wyręczenie go w tej czynności!), ale pani dom u odpow iedzialna jest za jakość przyjęcia. Tym dziwniejsze jest, że przeważnie nie zajmuje miejsca u szczytu stołu, ja k w Polsce, chyba że w iekją do tego dodatkow o predestynuje. G łów ne miejsce zajmuje pan dom u albojakaś osoba szczególnie ceniona.

To wtedy, gdy chodzi o przyjęcia. N a co dzień oczywiście wszystko je st m niej cerem onial­ ne — w obu krajach. Pozostaje jed n ak podstawowa różnica — godziny posiłków. Święte we Francji, zachowywane są nawet w dość wyjątkowych okolicznościach — w południe przed­ siębiorstwa przerywają pracę, drogi pustoszeją, a dzieci często wracają coś zjeść do dom u. G o ­ dziny są następujące: śniadanie (petit déjeuner, czyli „małe co nieco na poczucie czczości”) rano składa się przew ażnie z kawy z m lekiem (lub herbaty) i kawałka clileba z konfiturą albo rogali­ ka (croissant). O biad (déjeuner, co właściwie znaczy „śniadanie”) jest jedzony około dw una­

(10)

R y tu a ły je d z e n ia i p ie ia w e F r a n c ji i w P o ls c e . R e k o n e s a n s 3(i7

stej-trzynastej. Bez zupy, lżejszy więc znacznie od obiadu polskiego, składa się zazwyczaj z przystawki, dania głównego, sałaty serów albo/i deseru i kawy. W szystko po kolei, nic razem. Za to kolacja (dîner, właściwie „obiad”), jedzona jest na ogół później niż w Polsce — około dw u- dziestej-dwudziestej pierwszej, i jest obfitsza. N a w7si często je się zupę, w mieście na ogół tak jak w południe, choć zupa też się zdarza zamiast przystaw ki, ale wszystko obficiej i w7olniej. To na co dzień. Wszystko jednak ewoluuje, i posiłki wieczorne też stają się teraz coraz lżejsze — jak w Polsce; gdzie na co dzień kolacja sprowadza się przecież najczęściej do kilku kanapek z herba­ tą. Charakterystyczne, że francuskie nazwy wskazują na arystokratyczny tryb życia, gdy rano wypijało się tylko kawę, wstawało się do posiłku w południe, za to kładziono się dużo później spać. Istnieje też we Francji stary zwyczaj „podkurka”, zwianego souper.

W niedzielę i święta jest uroczyściej, często idzie się do restauracji z całą rodziną. Restau­ racja służy też do „dîner d'affaires”, czyli posiłków roboczych, które pojawiły się po 1989 roku i w Polsce. I w tedy w ybór restauracji i posiłku jest w prost proporcjonalny do wysokości kon­ traktu czy wagi sprawy. Istnieją więc najdroższe restauracje, gdzie w zasadzie m ożna spotkać tylko biznesm enów7 czy reprezentantów wielkich przedsiębiorstw. Tam to, „między gruszką i serem ” (entre la poire et le from age) — w m om encie największego rozluźnienia i serdeczności, gdy wszyscy są zadowoleni z posiłku, z życia i z siebie w zajem nie — załatwia się najtrudniej­ sze negocjacje i konkluduje przymierza.

Gdyby postarać się o sform ułow anie najogólniejszej zasady dla każdej z om awianych kul­ tur, trzeba by podkreślić arystokratyczny charakter matryc francuskich, a dużo bardziej „dem o­ kratyczny” — w sensie zapewne „demokracji szlacheckiej” — m anier polskich, o wiele mniej sformalizowanych (Gombrowicz się kłania). Z jednej strony wyrafinowanie i „esprit” — błysko­ tliwą inteligencję, z drugiej ciepło, bezpośredniość i szczerość kontaktów7 międzyludzkich, 110 i „pysznejedzenie”, co niekoniecznie oznacza wyrafinowanie. Rozmowa przy stole też w Polsce jest ważna, alejak się wydaje, ma m odelow o inny charakter — bardziej osobisty, gawędziarski,

przyjacielski. Bo nawet jeśli w XIX wieku — jak pisze Krystyna Bockenheim — ...ostatecznie zwyciężyła kuchnia prosta, chudopacholska, rodem z czasów Rzepichy, nie ze stołów barokowych w ielm ożył

— gościnność i typ atmosfery em ocjonalnej z pewnością ma swe korzenie w7 czasach saskich.

III. Oznaki uprzejm ości

Wizyta rozpoczyna się od powitania. W Polsce praktycznie obowiązuje całowanie w rękę kobiet, starych i młodych, ładnych 1 mniej atrakcyjnych — wszystkich, i biada tym, którzy

8 J a k w s k a z u ją d o k u m e n ty 7, d a w n ie j te z ja d a n o w P o ls c e z u p ę w ie c z o r a m i. Por. f r a g m e n t w s p o m n ie ń S ta n is ła ­ w a M o r a w s k ie g o z W iln a z p o c z ą tk u X IX w i e k u , g d z ie w y s t a w n a k o la c ja s k ła d a ła się z tr z e c h z u p : b a rs z c z z w ę d lin ą , k r u p n i k z w ę d z o n y m p o d g ę s k ie m i k l e i k o w s i a n y z e ś le d z ie m (sic!) (Z o b . I. J a r o s iń s k a . K u chn ia p o l­ ska i rom antyczna, W L . K ra k ó w 1994, s. 172).

(11)

usiłują się od obowiązku w yw inąć... Zwyczaj ten przyw ędrow ał z Francji, ale tam od dawna praktykowany jest tylko w arystokratycznych sferach lub w dyplomacji, i jest gestem tylko, manifestacją intencji raczej niż rzeczywistym pocałunkiem : mężczyzna unosi ku w argom rę­ kę kobiety nie dotykając jej ustami. Tym bardziej, że dawniej kobieta z reguły nosiła rękawicz­ ki. W Polsce całowanie w rękę, zwłaszcza m łodych i ładnych kobiet, je st niem alże sportem erotycznym , ale przede wszystkim sam gest jest inny i inaczej krystalizuje zasady relacji: m ęż­ czyzna pochyla się ku ręce, która pozostaje na swej naturalnej wysokości, i rzeczywiście całuje wyciągniętą dłoń. Gest francuski natom iast odpowiada słow nem u wyrażeniu „reiułre h o m -

niage”: mężczyzna, nawet czyniąc gest hołdu, pozostaje wyprostowany, a kobieta unosi dłoń.

M ężczyzna zachowuje pozycję dom inującą. W Polsce gest pochyłającego się m ężczyzny w y­ raża nie tyle hołd, co podległość, gotowość podporządkow ania się, podczas gdy w yprostow a­ na kobietajest może niejak bogini, ale przynajm niej jak wielka dama w tow arzystw ie człowie­ ka niższej kondycji. Czy to tłum aczy popularność L a lk i Prusa? — bo taka właśnie jest relacja Izabelli do Wokulskiego. (U siłujem y oczywiście schematyzować, nie określa to stosunków osobowych, a tylko modele kulturow e zachowań).

O d jakiegoś czasu — powiedzm y: od wejścia w życie pokolenia 68’ — we Francji rozpo­ wszechnił się pocałunek w policzki, i to zarów no w śród m łodych, jak i wśród starszych, w śród kobiet, ja k i w towarzystwie mieszanym , a naw et w śród mężczyzn w środowiskach ar­ tystycznych. Wyraża on tam przezwyciężenie konw encjonalnego podziału na płci i określania specjalnych zachowań dla kobiet. (W środowiskach tych nawet niebezpieczniejest ofiarować kwiaty kobiecie, bo się uchodzi od razu za „maczistę” [od hiszp. uiacho j, czyli ideologicznego samca.

Pocałunki w policzki są dużo łatwiej i szerzej rozdawane niż w Polsce, i w idziałem niejed­ ną młodą i ładną Polkę przerażoną tym spoufaleniem , które odbierała jako gwałt psychiczny. W Polsce takie pocałunki m ęsko—damskie związane są w o wiele większym stopniu z pewną erotyką. We Francji jedynie pocałunki w usta mają charakter erotyczny i zarezerwowane są do sytuacji specyficznych. Dlatego zapewne, by uniknąć jakiejkolw iek ambiwalencji, zwłaszcza m łode Francuzki nie tyle całują się nawzajem, co pow ietrze wokół — przyciskając swe policz­ ki jed en do drugiego.

M im o pozornie zupełnej swobody pocałunków w policzki, tu też panują niepisane reguły. Całują się po pierwsze równi z rów nym i: koleżanka z koleżanką albo koleżanka z kolegą, żona m inistra z żoną m inistra, działacz partyjny z działaczką partyjną itd. N ie spostrzega się prawie pocałunków z załamaniem hierarchii społecznej, m im o obowiązującego egalitaryzmu. Czyli: „obserwuj, kto kogo całuje, a będziesz wiedział, jaka je st jego pozycja”.

M ożliwe są też pocałunki — by tak rzec — w ertykalne, czyli osoba starsza z młodszą, w y­ żej postaw iona z podw ładnym (—ą) itd. Za każdym razem jednakjest to wyjątkowy gest dobrej woli, życzliwości czy wręcz chęci pom ocy psychologicznej dla kogoś — biedaka — w pozycji podporządkow ania. Czyli trochę gest teudała w stosunku do swego wasala (przesadzając oczywiście dla potrzeb eksplikacji).

(12)

R y tu a ły je d z e n ia i p icia w e F r a n c ji i w P o ls c e . R e k o n e s a n s 3 6 9

Tak więc przy wizycie, ju ż w m om encie powitania rozpoczyna się balet słów, gestów i uścisków. W obu krajach, ale o wiele bardziej znaczący jest każdy gest we Francji. To mi przy­ pom ina znakom ity kom entarz Boya do francuskiego tłum aczenia Pana T a d eu sza , kiedy to roz­ ważał on, jak Francuzi zrozum ieją sytuację salonową, w której bohater kopnął krzesło, splu­ nął na podłogę i wyszedł trzaskając d rzw iam i... a „szczęściem’' nikt się nie spostrzegł"*! Rzecz nie do pom yślenia w salonie francuskim , gdzie nie tylko gesty i spojrzenia czy najmniejsze m rugnięcie, ałe wręcz myśli i drgnienia duszy są natychm iast spostrzegane, interpretow ane i notow ane w pamięci. Znow u: z jednej strony poczuć się dobrze razem, a z drugiej widzieć i wiedzieć.

Wracając do powitania: mężczyźni w obu krajach ofiarowują kwiaty albo „coś” (na przy­ kład butelkę dobrego wina, jeśli to przyjacielska wizyta) — pani dom u. N iby podobnie jest w Polsce. N iem niej w o wiele większym stopniu we Francji obowiązuje zasada rewanżu. M ożna nic nie przynieść, ale wiadom o w'tedy, że nastąpi rewizyta. N ie do pomyślenia prak­ tycznie jest, by ktoś był często zapraszany, a nie przyjmował u siebie. Jeśli to biedny student, m ożna uczynić wyjątek, ale naw et kawaler czy sam otna kobieta zapraszają co jakiś czas do re­ stauracji.

Po przywitaniach we Francji następuje aperitif A więc nie siadają wszyscy od razu do stołu ja k w Polsce, ale najpierw w fotelach i na kanapie. W salonie toczy się rozmowa, w czasie któ­

rej pani dom u usiłuje dopilnować, by każdy mógł coś powiedzieć, i to coś interesującego dla wszystkich. Goście zresztą zostali tak dobrani, by mogli w ym ienić interesujące wiadomości czy uwagi. Dlatego też nie zaprasza się osób sam otnych czy par — zawsze kogoś trzeciego na dodatek, najlepiej trzecią parę albo dwie osoby samotne. Bowiem rozm owa jest wazniejsza niż jedzenie, nie w olno się rzucać na orzeszki i na trunki. N ie w olno sobie dolew7ać. N ie w o l­ iło sam em u zajmować przestrzeni konwersacji — trzeba zostawić miejsce i czas innym , walo­ ryzować to, co mówią. Rytuał ten stanowi dokładne przeciwieństwo staropolskiego zwyczaju, gdzie każdy, po kolei i w edług społecznej hierarchii, snuł swoją opowieść-gawędę. Coś z tego pozostało i we współczesnej Polsce. We Francji obowiązuje wymiana slow i myśli w atm osfe­ rze przyjemności dla podniebienia i umysłu.

.4 propos „dolewania”: we Francji nie w olno, jak w Polsce, sam em u sobie nalewać — w y­ łącznie pan dom u proponuje i podaje trunki, albo też ktoś przez niego o to poproszony, wy­ jątkow o pani dom u. Jeśli chodzi o aperitif na ogół, m im o propozycji, nie akceptuje się dole­ wania. Przy stole natom iast — odw rotnie niż wr Polsce — dolewa się wszystkim po równo, tak, żeby nie było widać, kto ile wypił. I każdy pije w swoim rytmie, z wyjątkiem rzadkich toa­ stów. W Polsce obowiąuje zasada, że nie w olno dolewać, póki kieliszek nie jest próżny — żeby nie zmuszać do picia. Ale też pije się toastami, wszyscy na raz i w zasadzie „do d n a”. Trochę jednak do picia zm uszając...

Była już mow'a o skomplikowanej sztuce sadzania przy stole, oczywiście z zasadą prze- m ienności kobiet i mężczyzn oraz rozdzielania par i m ałżeństw — co obowiązuje też i w Pol­

(13)

sce, choć mniej rygorystycznie. Z now u chodzi o to, żeby osoby siedzące obok siebie albo na­ przeciw ko siebie miały sobie cos' do powiedzenia. D om inuje zasada stołów niezbyt dużych — jeśli jest za dużo osób, urządza się oddzielne stoliki, jak na przyjęciach oficjalnych. N ie jest to zasada przestrzegana w sposób absolutny, ale tendencja. O statnio m odne są cocktaile albo b u ­ fety, które pozwalają, przechadzając się,jeść i rozm awiać z różnym i osobami. Czyli znow u — spotkanie i rozm ow a są ważniejsze od jedzenia.

Tu Polacy mogą się oburzyć: ja k to, m y też spotykamy się przy stole przede wszystkim ze w zględu na wzajem ną sympatię, a niekoniecznie po to, by się najeść... N a to dam przykład spoza dom eny przyjęć stricto sensu. W yobraźmy sobie spotkanie — towarzyskie czy zawodowe — w kawiarni. C o zamawia się w Polsce, co we Francji? We Francji jedną rzecz na raz: kawę al­ bo herbatę, albo sok, albo piwo, albo k o n iak ... M ożna czasem w lecie zamówić do kawy w o ­ dę, ale często też podaje się w odę razem z kawą, ja k we W łoszech. A w Polsce: i kawę, i sok, i koniak, i ciastko, i jeszcze m oże w odę m in eraln ą... O bfitość jest znakiem życzliwości, naci­ ska się wręcz na gościa, by się nie krępował! Podobne zachowania m ożna spotkać w całej E u ­ ropie środkow o-w schodniej, gdzie obfitość je st znakiem życzliwości.

Podobnie trochę jest przy stole: w' Polsce ilość i obfitość będzie się rów nie liczyła co sym ­ patyczna atmosfera, na końcu dopiero ważna będzie rozm owa. We Francji — rozm ow a i w y­ rafinowane smaki, „sympatyczna atmosfera" je st ważna, ale wynika ona z zainteresowania osobam i i aktem dzielenia z nim i przyjem nego wieczoru.

Istnieje ślad językowy' tych zachowań, nieprzetłum aczalny na polski. O tóż istnieją restau­ racje i posiłki „gastronom iczne" i norm alne. „G astronom iczne", to znaczy w yrafinowane, rzadkie (w restauracjach gastronom icznych zatrudniony jest specjalnie wykształcony ku­ charz—artysta). Takie posiłki zapisuje się w dzienniczku i w pamięci. Są w ydarzeniam i w ży­ ciu. Jedzie się nawet kilkaset kilom etrów do słynnej restauracji — jak w Saulieu — wydając około 200 dolarów na osobę za nie najbardziej wystawny posiłek, by za to poczuć smaki rzad­ kie, potraw y-dzieła sztuki. W spom ina się to potem przez całe życie. Istnieje też we Francji tu ­ rystyka „gastronom iczna", w sensie poznawania obcych kultur poprzez kuchnię. Jakby cha­ rakter narodow y wyrażał się przez podniebienie, a fizyczny kontakt przez żołądek był jakim ś ekwiw alentem biblijnego „poznawania” cielesnego drugiej osoby; tu: innego kraju. Świadczy to tylko o m onotonii życia we współczesnym społeczeństwie, gdzie posiłki stają się w ydarze­ niami — nie do porów nania z przyspieszeniam i historii ostatnich kilkudziesięciu lat w Polsce. W sum ie obecne różnice zachowań przy stole m iędzy obu kulturam i dają się sprowadzić do dwóch sposobów picia: „do d n a” polskiego i francuskiego sączenia po kropelce. W Polsce mniej w ażny będzie smak, bardziej efekt w żołądku, ciepło w ew nętrzne, świąteczna, odrębna przestrzeń jakiegoś lepszego, biesiadnego świata. Wreszcie kom unia duchow a współbiesiad­ ników. We Francji — sm akowanie chwili, indyw idualne przeżycie, ciekawe, wzbogacające spotkania.

Te różnice związane z rytuałami jedzenia i picia wydają mi się ważniejsze niż klasyczne oc czasów Levy-Straussa przeciwstawienie kuchni surowego, pieczonego i duszonego. Z pew ­ nością w kuchni francuskiej dom inuje pieczyste (czasem na pół surowe), choć oczywiścit

(14)

R y tu a ły j e d z e n i a i p ic ia w e F r a n c ji i w P o ls c e . R e k o n e s a n s 371

przy bogactwie rozmaitych dań regionalnych występują liczne potrawy duszone (jak w kuch­ ni prowransalskiej). W Polsce zdecydowanie przeważają potrawy duszone — nawet befsztyki wolow e podaje się tu przyrządzone ja k zrazy — w sosie cebulowym . Widać tu w yraźne wpły­ wy niemieckie, wyrażające się również w słownictwie kuchennym (poczynając od samego słowa „kuchnia”, od die K iiche).

Rytuały towarzyskie wydają mi się jednak ważniejsze i trudniej postrzegalne, bo w każdej kulturze norm a uchodzi za „norm alność”. W iadom o, norm y ewoluują, i wraz z turystyką i globalizacją następuje coraz szersza wymiana wzorów. W obu krajach. N ie wyda je się ona na razie dotykać rdzenia przyzwyczajeń kulturow ych. Ale trzeba będzie o przem ianach też parę słów powiedzieć.

Na zakończenie — perspektywa przem ian

Zanim przejdziem y do tendencji ewolucyjnych we współczesnym społeczeństwie kon­ sum pcyjnym , postarajmy się schem atycznie określić różnice m iędzy paradygmatami jed ze­ nia i picia we Francji i w Polsce.

O tóż na ogół rytuałyjedzenia, a zwłaszcza picia, kodyfikują najważniejsze postawy i typy relacji każdej kultury. I tak w odwołującej się do O św iecenia i klasyki kulturze Francji picie służy intensyfikacji indywidualnych przeżyć, ostrzejszem u postrzeganiu świata dnia i grom rozum u (je u x de l'esprit). W przepojonej rom antycznym duchem Polsce rytuały upijania się wódką służą dotarciu do świata nocy, zbiorowej nieświadomości: braterstwa, solidarności, kom unii duchow ej. Należy dodać, że są to z pewnością dane historycznie zm ienne, gdyż ry­ tuały picia szlachty sprzed rozbiorów miały jednak inny charakter, choćby ze względu na to, że szlachta pijała przeważnie w ino — m iód i węgrzyna. Wódka była napojem chłopskim. We Francji też obyczaje się zmieniają, na przykład szampan i w7 ogóle wina wytrawne w prow a­ dzono dopiero stosunkow o niedaw no, w' XIX wieku. Analiza sposobów jedzenia je st mniej jednoznaczna niż picia, ale potwierdza ogólne tendencje kontrastowe między dw'oma k u ltu ­

rami.

Nobilitacja piw'a po 1989 roku w Polsce — ale też w pewnej m ierze we Francji, gdzie zwła­ szcza m łodzież spędza wieczoiy, sącząc piwo, a stroniąc od wina — wprowadza nowe wym ia­ ry kulturow e rytuału. Z piwem to zabawne — przez dziesięciolecia P R L -u władza kom uni­ styczna usiłowała rozpow szechnić tanie piwo, by wykorzenić zwyczaj upijania się wódką — nie tylko bez skutku, ale lekarstwo okazało się gorsze od choroby. Budki z piwem stały się przekleństw em pejzażu ówczesnych miast. O becnie piwo jest drogie, ale za to stało się w y­ tw orne, zapewne pod wpływem w zorów niem ieckich. Pije się je w wytw ornych kawiarniach, przy poważnych spotkaniach... na ogół nie upijając się. Czyli kapitalizm się razjeszcze okazał skuteczniejszy od socjalizmu; czy m oże raczej chodzi o tendencję cywilizacyjną i wzory roz­ powszechniane przez media?

Świadczyłoby o tym równoległe rozprzestrzenienie się fa st-fo o d ó u \ rozm aitych M cD onal- dów, które się stały światowym em blem atem globalizacji. We Francji, w środowiskach pros­

(15)

tszych naw et pójście z rodziną i dziećmi na niedzielny obiad do M cD onalda zastępuje teraz często uroczyste posiłki rodzinne. M łodzi ze wszystkich środow isk umawiają się tam na ran­ dkę, i wolą ham burgery oraz coca-colę czy piwo od w yrafinow anych win, potraw i nudnej dla nich konwersacji.

Te tendencje wydają się jed n a k naskórkowe, nie dotykają istoty zwyczajów kulturow ych. M łodzi idą we Francji do M cD onalda, by tam pogadać, i choć me jest to wyrafinowana j e u x

d'esprit, jest jej dem okratycznym , egalitarnym odpow iednikiem . A w Polsce dyskusja przy pi­

wie — choć głośniejsza na ogół niż we Francji — pozwala bez upijania się odnaleźć kulturow e przyzwyczajenie — kontakt szczerej rozmowy, w ynurzeń.

Ilość konsum ow anego alkoholu czy wina bardzo się we Francji zmniejszyła, ajak się w y­ daje, w Polsce niewiele, ale zakaz picia w miejscach publicznych spowodował pojawienie się na ulicy pijaków z butelkam i ow iniętym i w szarą torbę papierową, ja k na am erykańskich fil­ m ach, albo wręcz trunek przelewany jest do jakiejś butelki po oranżadzie. We Francji nato­ m iast kloszardzi nie kryją się ze swą nieodstępną butlą taniego czerwonego wina. To są ró żn i­ ce, by tak to określić, folkloru ulicznego. A jak je st ze środowiskam i opiniotw órczym i?

Wyraźna jest tendencja w śród inteligencji — która ju ż jed n ak nie ma chyba m onopolu tworzenia norm y — by urozm aicać dość m onotonną polską ciężką kuchnię surówkam i à la

française, a wino zastępuje coraz częściej wódkę. M niej też dąży się do upijania się. C zy zm ie­

niają się od tego m aniery przy stole? Chyba nie tak bardzo, a w każdym razie chyba nie struk­ turalnie. Szkic obecnyjest je d n a k ankietą — badaniem , które każdy zainteresowany pow inien dalej prowadzić na własną rękę (nie nadwerężając wątroby!). Czego wszystkim życzy autor.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Życzliwość i zainteresowanie personelu ośrodka opieki zostało przez znaczną statystycznie grupę ankietowa- nych ocenione na poziomie bardzo dobrym (35,26%), mimo że liczebność

Właśnie dlatego warsztaty poświęcone połączeniu teorii z praktyką cieszyły się takim zainteresowaniem, a wydawnictwo PWN poza prezentowanym urządzeniem SONDa

słyn­ nego Sturma (retoryki i Hermogenesa); po pobycie witenberskim wyruszył bow iem jako nauczyciel K oniecpolskiego r. Sam za przykładem tego gimna- zyarchy

Ta grupa społeczna coraz częściej staje się podmiotem badań także w kon- tekście przedsiębiorczości, a przedsiębiorcy w wieku 50–55 i więcej lat doczekali się już

Inny potrafi być również zagrożeniem: „Kiedy zastanawiam się nad swoimi długo już trwającymi podróżami po świecie, czasem wydaje mi się, że najbardziej

81уИ^ка XVI Тусгпусй. РоеТа одсгуйуе «хпакд» ггес2уху1зТ08с1, зргаху ти хузрбТсгезпусй 1 изйи)е 1т зргозТас зхуо 1 сй иТхуогасй роргхег пагхуате,

Eliminacja zależności pozornych w przypadku określenia de- terminant wymiaru abstynencja - konsumpcja alkoholu wyłoniła model, w którym rolę decydujących determinant

Polski rynek franchisingu, w związku ze wspomnianym niższym stopniem dojrzałości, posiada bardziej rozbudowane sieci franczyzowe – przeciętny system franczyzowy w