• Nie Znaleziono Wyników

Pisma Juliusza Słowackiego. T. 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pisma Juliusza Słowackiego. T. 1"

Copied!
342
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

P I S M A

J U L I U S Z A S Ł O W A C K I E G O .

1/

TOM PIERW SZY.

L I P S K :

F . A. B R O C K H A U S .

(6)
(7)

PRZEDMOWA.

1 uszezając w świat niniejsze w ydanie Pism Juliusza S ło ­ w a ck ieg o, nie m og ę pom inąć m iłej sp osob n ości objaśnienia p ow od ów tego czynu.

Trzydzieści ju ż tem u lat i z g ó r ą , kiedy p oeta , ożyw iony uczuciem n atch n ien ia , ch w ycił silną praw icą za p ióro i p o czą ł tw orzyć m łodocia n ym um ysłem ow e zachwytu pełn e obrazy, jakie g o jed nym jiolotem pon ad ziem skie sfery w7 krainę genju- szów p od n iosły . — M im o niezw ykłych i aż do śm ierci istnie­ ją cy ch przeciw n ości osob istego i o g ó ln eg o w spółb ra ci losu, m im o niezliczonych zawad m aterjalnych i fizycznych, pracow ał on aż do śm ierci w y trw a le, w raz obranym zawodzie. Z p od p ióra je g o ro sły , niby siłą czarodziejskiej różczki wywołane, jed n e nad drugie w7yższe tw ory — b y ło tam coraz w ięcej ognia, barw y i zachw ytu, a wciąż, m istycyzm , przez wielu niepojęty, otaczał postać onych cudow nem światłem tajem nicy. I m ożna śmiało pow ied zieć, że gd yb y nie przedw czesna śm ierć, która teg o wieszcza n arod ow i zabrała, posiadałby on w nim n ajb o­ gatszego w liczbę i rozm aitość p ło d ó w , autora.

Od zgonu poety dziesięć lat przeszło u biegło. —

Ż e zaś prędzej czy później zasługa otrzym uje praw ą nagrodę — głos w spółbraci w yjawia coraz jaśniej i szczytniej Juliuszowi Słow ackiem u zasłużoną pochw ałę i przy okoliczn ości braku egzem plarzy pierw szego wydania p r a c je g o , żąda n ow eg o wydania takow ych, p o d przystępnem i og ó ło w i okolicznościam i. — Z w o ­ lennicy gorętsi, osądzają dziś publicznie, śmiało i z ogniem w dzię­ czn ości, prace u kochan e; a sąd narodu, ocuciw szy się z szału ku

(8)

wielkiem u A dam ow i, dozwala krytyki, przyjaznej tw orom Ju­ liusza. Poznaw ają wszyscy w artość tego nie całkiem p ojętego wieszcza. Uczuwają górn y cel w pracach j e g o ; albow iem on w nich bezustannie rozdziera przyschłe blizny kraju, ocucając przez to m iłość ojczyzn y i p rzypom in ają c: czem P o la cy byli, czem są, a czem b y ć pow in ni!

Jestem w ięc pew ien, iż w sam czas odnawiam pam ięci narodu i ułatwiam posiadanie «P ism Juliusza Słow ackiego.o M ając głów n ie d o b ro ogółu na celu, zam knąłem szesnaście istniejących tom ików paryskiego w ydania, w czterech tom ach niniejszej o b ję t o ś c i, przez co niezwykle w ysoka cena praw ie sześć razy się pom niejszyła. —

Spodziew am się zatem , że niniejsze «Pisma Juliusza Sło­ w a c k ie g o » , czyli dalszy ciąg «B ib liotek i pisarzy polskich» z rów nąż radością w idzieć przyjętem i, ja k «P o e zje Stefana G arczyńskiego» które przed kilku m iesiącam i wydałem . —

L ip s k , 1860-go roku.

(9)

Strona

Żm ij a, rom ans p o e ty cz n y ... 3

Objaśnienia do poem atu Ż m ija ... ' 55

Jan Bie l e c k i, pow ieść n a rod ow a ... 57

Hu g o, pow ieść K rzy ża ck a ... 75

D o Mic h a ła Rola Sk ib ic k ie g o... 85

Mn ic h, pow ieść w s c h o d n ia ... 89

Arab » » 101 Mindow e , obraz historyczny w pięciu a k ta ch ... 111

Uwaga autora d o czy teln ik a ... 171

Marja Stuart , dram at h istoryczny w pięciu a k ta ch . . . 175

Przedmówca autora do pierw szego wydania w roku 1833, tom u trzeciego p o e z ji ... 249

La m br o, pow stańca grecki. P ow ieść p oety cz n a ... 251

Przypisy do poem atu L a m b r o ... 299

Poezje ulotne: H y m n ... 303

K u l ig ... 304

P ieśń legjon u lite w sk ie g o ... 308

Dum a o W acławie R zew u sk im ... 310

P a ry ż ... 314

(10)
(11)

P O W I E Ś C I

POETYCZNE.

Sł o w a c k i. I .

(12)

Hast soothed thine idleuess w ith in gloriou s la y s , Soon shall thy v o ice be lost amid the throng O f louder m instrels in these later days : T o such resign the strife fo r fading bays — 111 may such contest now the sp irit move W h ich heeds n or keen reproach n or partial p r a is e ; Since cold each k inder heart that might a p p ro v e , A n d none are left to please when none are le ft to love.

(13)

ŻMIJA.

R O M A N S P O E T Y C Z N Y

Z PODAŃ UKRAIŃ SKICH ,

W SZE ŚC IU PIE ŚN IA C H .

P IE Ś Ń I.

S -U M A K .

P ig k n y to w idok C zertom eliku! Sto wysp przerżnęły Dniepru strum ienie, Brzoza się kąpie w każdym strum yku, Słychać szum tr z cin y , słow ika pienie. A kiedy w iosną wezbrane w ody Z aleją wszystkie wyspy d o koła, JeszczejiaiLsTOdą w idać drzew czoła — Jakby rusałek cudne o g r o d y , ... Gałązką m ącą w odn e błękity. I jeszcze słow ik w gałązkach śpiew a, I szumią b r z o z y , lecz nad ich szczyty W znosi się fala i nikną drzewa. D ziko D niepr szumi, gd y w je g o łonie Sto wysp zielonych wiosną zatonie.

P ięk n y 'to w idok stu wysep p a n a ! W o d a mu ziemię z p o d stóp w yk ra dła: Z am ek się patrzy w fali zw ierciadła, Co mu przy sotpach szumi wezbrana.

(14)

A gdy nań patrzysz, dziw nym pozorem R zek łby ś, że zamek wstecz rzeki płynie. Cegła koralów świeci k o lo r e m ,

L ek k ie filary p od ob n e trzcinie. Kilka ogrom n ych paszcz samostrzału Patrzy strzelnicą na czarne m o r z e : A górą zamku okna z kryształu, Św iecą się, p alą, ja k ranne zorze; I tysiąc barw y w każdym p rom yk u , Co się z tych okien nazad odkradnie. W zamku Pan mieszka Czertom eliku, D um ny Atam an, co Siczą władnie. L ecz czy sam m ieszka? K tóż to od g ad n ie? Nikt nie b ył w zam ku ; m ów ią że czary M ieszkają w gm achu , że dłoń zaklęta N adludzką sztuką wzniosła filary.

L e cz kiedy w zn iosła? N ikt nie pamięta. — Nie jed en rybak wieczorną d o b ą , W Czertom eliku płyn ą c o s tr o w y ; Słyszał przed so b ą , słyszał za sobą, Śpiew słodszy, m ilszy, niż szum dnieprowy. A rybak m ilczał, płynął pom ału,

K ied y w ieczorne zorze zapadły; W id zia ł ja k w zamku okna z kryształu T o się paliły, to znow u b la dły; A z okien blaskiem konały pieśni. Z n ów cich o — głu cho — a rybak stary Ż eg n a ł się drżący — to czary — c z a r y ! W szak rybak czu w a? W szak rybak nie ś n i ? !

Już to n oc trzecia , g d y gasną zorze, Błyska na zamku ogień jaskrawy — H o ! to kaganiec, to znak w ypraw y: P op łyn ą czajki na czarne m orze. K ozaków ob óz zalega b rzeg i, P ośród czaharów spisa p ołyska; A pon ad D nieprem w długie szeregi, Gęsto strażnicze płoną ogniska.

(15)

Tam na m og iłę wstąpił wysoką Gęślarz i śpiewa pieśni z m ogiły — Jeźli w tych grobach nie śpią g łę b o k o , Może, ich dzikie pieśni zbudziły? 0 śp ijcie! śp ijcie! Przeszła wam p ora , 1 w yście żyli — tu w Ukrainie, I wyście żyli — to było w c z o r a ! — M y dziś ży jem y , czas szybko płynie. P ocóż tu w racać z licem upiora, Gdzie nikt nie ch odzi po nas w żałobie? Jutro na naszym pow iedzą g rob ie: I wyście ży li! T o było wczora.

Płyńm y w ięc! płyńm y w Natolskie g ro d y , B urzyć p a ła ce , rąbać fontanny —

Żelazem niszczyć T u rków n a rod y, I p orw a ć obraz Najświętszej Panny, O braz, co płacze rzewnem i łzam i; A gdy g o człow iek w fali zan urzy, M orze gniew liw ie bije falam i, Pieni się, h u cz y , pryska i burzy — I póty gniew ne p od n osi ton ie, A ż w rog ów statki w falach pochłon ie.

L ecz gdzież jest H etm an? W rannej godzinie W yszedł i w stepach błądzi od rana.

Oto przy brzegu czajka hetm ana, Pow iew nym żaglem bieli się w trzcinie, I w k oło gwarzy zgraja zebran a: W szak nam na drogę brak na zw ierzyn ie; Idźm y na ło w y ! idźm y na ło w y !

(16)

T y śpisz, sumaku! Ty śpisz, sum aku! M iędzy błyszczące rosą czah ray; A tutaj strzelce w stepach B u dziaku , Otoczą w krótce knieje i jary. Sumak nie słyszy! sumak nie słyszy! B o m ilcząc Strzelce idą na łow y.

1 coraz ciszej , M iędzy p a row y, P om iędzy traw y, T on ą i ton ą ; A zorze p ło n ą , I świt jaskrawy

Pozłaca n iebo na wschodzie. O , jakże m iło przy rannym chłodzie T a k się zapuszczać w stepowe k n ie je ! Jak tajem nicza ta chwila n o cy , K iedy n oc k on a , księżyc blednieje — Już dzień na w sch od zie, a na p ółn ocy Jeszcze lśnią gw iazdy, jeszcze lśnią ja sn o, I w sch ód się z ło c i, b led n ie, czerw ieni —

N iebo się m ieni; Gwiazdy w lazurze Już gasną, gasną; I poln e róże

Pow stają z rosy perłam i. — I cich o łow cę szli m anowcam i. Trzym aj myśliwcze ptaka na d ło n i, Zakryj mu oczy złotym kapturem ; Niech nastrzępionem nie szumi p ió r e m , Niech się nie trzep ie, w dzwonki nie dzw oni; Zdejm iesz mu kaptur, gd y w nasze sidła Zw ierz się dostanie, wtenczas posłuży.

S ok oł się chm urzy, I ociem niony

(17)

W yciągnął s zp on y , P on u ry, piersi napuszył.

Tam szelest jakiś! Czy to zwierz ruszył? T o nadto w cześnie! to nadto skoro! 0 ! n ie , to lekki chart tam na sm y czy , N iechętny w ięzom , piszczy, skow yczy — Skarć łow cze charta ręką i sforą. Pierw ej w yśledzić sumaka tr o p y , P otem g o goń cze pod niosą głosem , A potem charty. — I chart karcony

Przypadł do stop y; Okryty w rzo s e m , K wiatem zroszony, Ciągnie się smutny na sforze.

W ysłać strzelców na rozd roże, Gdzie się koń czy ta dolin a ; Tam K ozacy w ielkim kołem S tójcie cich o — a drużyna Niech tam idzie d rog ą , dołem , Niechaj tonie w tr a w y , z io ł a ---W tej dolinie sumak leży. Gdy starszy strzelec zaw oła, N iech służba w trąb y uderzy.

Dane rozkazy, i dzikie jary O toczył K ozak, tonie w czahary. W krzakach się kryją ponure czoła, 1 c ic h o , ja k b y ludzi nie b y ł o ! Jakby się tylko o łow ach ś n iło ! W ia tr w ieje w kniei i szumią zioła — Z nikn ęły zb roje, łu ki, oszczep y ; Świat płon ie ogniem um alow any, I słońce wstaje nad martwe stepy. Oblane złotem świtu burzany,

(18)

Ognistej barw y kwiatem się palą , I gną się z w ia trem : fala za falą

Przebiega stepy m ilczące.

C ic h o W tem trąby zagrały grzm iące, I zagrzm iał razem p o d n iebo w zbity, Z brzękiem surm , k o tłó w , okrzyk w esoły; I u w olnion e z więzów sokoły

Szybko w pow ietrza lecą błękity, Krążą i kraczą, dzwonkam i dzw onią, I psy spuszczone jęczą i gonią.

Czekają ło w cę : wśród strasznej wrzawy Patrzą na niw y złocon e św item ,

I oto śm iga, Sumak zb u d zon y ; L ed w o kopytem D otyka trawry, Charty w y ś cig a , I przez zagony Przed szybką sm y czą , Sadzi przez doły : Gończe skow yczą, Kraczą sokoły. I jed en sokoł ju ż zleciał n iz k o , Siadł mu na g rzb iecie, szpony zatopił. Chart w iatron ogi za zwierzem tr o p ił, Jaż g o d ościg ał — ju ż blizko — blizko — A sumak leci, bojaźnią ślepy,

L e c i w zasadzkę —• w padł na oszczepy. D rgnął tylko — upadł — a tłum w esoły Z n ów w trąby d zw on i, znów w kotły b ije , Ż e b y wystraszyć co tylko żyje

P om iędzy trawy. — L ecą sokoły, K rążą i kraczą, dzwonkami dzw onią, Ogary znowu jęczą i gonią.

Czekają ł o w c ę W śród kwiatów fali Z n ów coś m ig n ę ło ? — T o sumak n o w y ? —

(19)

O nie! T o Tatar m iga od stali, Jak wiatr stepow y, Jak w ą ż, piersiam i T raw y rozcina, M iędzy kwiatami Z łotem p o ły s k a , I luk n ap in a , I strzały ciska, I rohatyny kolczate miota.

Dziwi K ozaków ta zbroja złota, Musi to jakiś b y ć w ódz Tatarów ? — P u ścić oga ry! — Jeden z ogarów Już g o dościga — h a ! zo b a cz y cie ! Ogar to stary, dobrze się spraw i, W sk oczy na piersi — i w strasznej m ęce

W y d rze mu ż y c ie , Z g n iecie, zadławi. —

Już g o doścign ą ł — rzecz niesp odzian a! Skacze na p ie r si, liże mu r ę c e ,

U stóp się kładzie — w yje, skow yczy: W szak to jest oga r — oga r hetmana! Pierw szy z o g a r ó w ! tak sławny w s icz y ! Nieraz Tatara w ytropił w ja rze, A dzisiaj znalazł pana w Tatarze.

W róciła nazad psiarnia zagnana, A Tatar leci i trawy łamie.

P atrzcie! — i sokół siadł mu na ramię — 0 dziw y! dziw y! sokół hetmana! Siadł na ram ieniu , nastozępia p ió r a , Zda się że skrzydłem nagli g o w biegu.

W łow ców szeregu Okrzyk do k oła ; Strzał lekkich chmura Ściga Tatara! 1 jedna w piersi trafia ogara, D ruga p o d skrzydło trafia sok oła ,

(20)

Trzesia Tatara w czoło drasnęła. Czy krew płynęła? — czy łza płynęła? N ie m ożna w iedzieć — stanął — zakrywa — Oczy zalane czy krw ią, czy łzami.

Z piersi ogara obrożę zryw a, Z szyi sokoła pierścień z dzwonkami.

I znów przez step y, W p rost na oszczepy, L e c i w zasiane w rogiem parow y.

T a m go w strzym ają? — N ie, nie wstrzymali! D aleko zdradne prześcign ął ł o w y ,

I zniknął w burzanów fali. —

Nie — to nie było senne w idziadło; B o ta m , gdzie przeb iegł, p ośród w ądołów Bez życia sześciu K ozaków p a d ło, I sześć ogarów — i sześć sokołów .

P IE Ś Ń II.

P Ł A C Z K A .

Z tententem konia leci przez w rz o s y : T o pan nasz, Ż m ija , hetman na Niżu. B ielą się wzbite tumany ro s y , Z p o d k op y t konia spłoszone w ron y Stadem się w zbiły, siadły na krzyżu. W burzanie m iga kołpak czerw ony, Stalow a zbroja m iga w burzanie:

— «W itaj H etm anie! witaj H etm an ie!» — — «Z d row ia drużyno — co słychać w Siczy? Czy szumią żagle — czajka g otow a ?

Czy nam złą w różbę wrona nie krzyczy ? Czy zawsze nasza fala dnieprow a,

(21)

T ak ja k p ły n ęła , płynie do m orza? H a! ta k ? to dobrze. — Nim błyśnie zorza, B y ć w p og otow iu . — Teraz n iech czara Zaszum i m iodem — pieśń grzm i wesoła. — L ecz gdzie mój og a r? Puścić ogara! Gdzie jest m ój so k ó ł? — P u ścić sokoła.»

Stróż psów hetm ańskich, ptasznik hetm ana, D zieci nieletnie, wyszli z drużyny;

P obladli oba uczuciem w in y , I wyczytali gniew w oczach pana. P otem rzekł starszy: «N ieszczęsne łow y! Na nasze łow y ktoś rzucił czary. Gdzie niegdyś leżał sumak step ow y , Dzisiaj okryte zbroja T a ta ry , T rudzili charty i skrzydła ptaków. O d strzał kozackich sześciu K ozaków P ośród stepow ych padło w ądołów . I sześć ogarów — i sześć sokołów'. Tatar ci zabił psa i sokoła.»

— «K łam stw o! to kłamstwo !» — hetman zaw oła, «G d y w polach jęczą wasze cięciw y ,

Sm ycz m oja pada, a Tatar ży w y ? — Umiem w ybadać prawdę za m głam i Uwitą w słowa krzywoprzysiężne.

Znacie tę o b r ó ż ? Pierścień z dzw onkam i? Śm iercią wam biją dzwonki m osiężne.» Snać że ob rożę charta poznali,

Pieśń śm ierci w głosie dzw onków o d g a d li: Oba zadrżeli, oba p ob la d li,

Łza im błękitne oczy krysztali.

— «P a rę kłam liw ą, co razem w zrosła», R zek s rogo Ś m ija , «p o le c ić B ogu , W sa dzić do cza jk i, w czajce bez w iosła, N iech z D n ieprow ego spływają p r og u .» —

Już odszedł hetman. — Pow stały gw a ry: Z k ąd że w ie Ż m ija o naszych łow a ch ?

(22)

Czy mu przynieśli pierścień Tatary? Czy gdzie ukryty sam był w p arow ach ? — W różnych dom ysłach zabrzmiały struny. Jako żurawi nuta.w ędrow na,

Pieśń przez srebrzyste płynie p io łu n y , Mięsza się z echem — dzika, czarow na, Bo kiedyż K ozak o czarach nie śni ? M oże dom ysły rozkw itną z pieśni? —

PO W IEŚĆ K O ZA C K A .

R U S A Ł K A .

Nad m ogiłą w m głach w ysok o: K rąży s o k ół, siadł na krzyżu. P o d tym grob em śpi g łę b o k o , N iegdyś H etm an, pan na Niżu. Jeszcze sława Z a p oroża , Jako miesiąc b la dy, n ow y, Nie przebyła w czajkach m o rza , N ie wzleciała nad ostrowy. Na ostrow ach rosły g ło g i, I samotna róża bladła. Zapienione skalne p rog i M gliły błękit w ó d zwierciadła. Przy Rusałce, wysp Hetmana W id a ć było w blask miesiąca. Jeg o luba z m gły uwiana,

Z m gły dn iep row ej, zimna, drżąca. Choć mroziła m glistą dłonią , Zapalała czarnem okiem — « L u b y ! — rzekła — tam się płonią Polne róże nad potokiem .

(23)

<( D zw onki barwą lśnią b łęk itn ą : Uschną dzw onki na pokosach , L ecz z róża m i, gd y przekw itną, R ozkw itają w m oich włosach. «D u ch em zm arłych na tym świecie Ż y ję , kwitnę ja k m ogiła.

Cóż p o łą ka ch ? Cóż p o św ie cie ? Niechaj uschną — bym ja żyła — »

— »Czarna duszo! precz odem nie, Już m iłości nie o c u c ę .» —

— «W yrzekasz się ? L ecz darem nie! Z n ó w zawołasz, znów p o w ró cę .» —

Rusałka się w m gle rozpływ a. N ocą blady m iesiąc świeci, I p o łodziach lśnią łu czyw a, I do D niepru toną sieci —

Hetman smutny i p o n u r y ! P łynie zw olna łódź Hetmana. P rzed nią postać z m glistej ch m u ry , Płom ieniam i malowana.

Taka piękn a, p o nad falą, G dy się o nią blask ro z trą ca : W p ó ł się ogniem lica palą, W p ó ł się srebrzą w blask miesiąca. W zachw yceniu, nieprzytom nie, C hoć to m oże duszy zguba H etm an w o ła : Chodź tu do m n ie ! Chodź tu do m nie, m oja lu b a !» —

(24)

Odtąd zaw sze, zawsze razem. H etm an w w ięzy lgn ął w idziadła, Choć je j dusza zim nym gła zem , Na tw arz różn e barw y kładła.

Zawsze piękna — z poln ych głogów R ó ż e , złote włosy w ieńczą — I kradzioną z nad p o r o g ó w , M gliste szaty złoci tęczą.

G dzie zarastał gaj o d lu d n y ,

Jednem słow em — jed n y m rankiem , W zniosła z w yspy zam ek cu d n y , I obw iodła złotym gankiem —

Z koralow ej zamek cegły. W ieża druga, trzecia, czwarta, Na skinienie w n iebo b ie g ły : Lu d g o nazwał zamkiem c z a rta .1

W zam ku, ja k kładzione k osą , Powiązała róż szkarłaty: Brylantam i ja k b y r o s ą , Poiskrzyła jasne kwiaty.

Hetman patrzał na k o b ie r c e , Okiem blask brylantów ścigał: Ciągle patrzał — stygło serce; D la Rusałki ju ż ostygał. —

Ta ch oć zimna p o d o b ło k ie m , Zim n e serce w net odgadła; S z y b k o, szybko czarnem okiem Brylantow e blaski kradła.

(25)

Kw iaty brała do w arkoczy. H etm an spojrzał, w zrokiem ton ął, Nad brylanty skrzą je j oczy ! I znów koch ał — i znów płon ął. —

— «L u b a ! ty masz blask anioła — » — « W ię c m i n ag ród ź, jeźlim w a rta ? Daj sokoła — daj mi charta, Z abij charta i sok oła .» —

— i< Czarna duszo — precz o d e m n ie ! Sercem się z szatanem k łó cę .» — — « Znów zawołasz ? L ecz darem nie! Przyjdziesz do mnie — ja nie w rócę — »

Odpłynęła. — Hetman kroczy Zam yślony p o komnatach. — « C o ! nie w r ó c i? — A je j oczy Takie cu dn e, w łosy w kwiatach — »

Myślał. — Z oczu łzy o g ro m n e , P o niemęzkiej płyną twarzy.

R zekł do siebie. — «Już nie w spom nę!» Nie w spom ina, ale marzy. —

»N a d zam glone chm ur b łękity, Oto m iesiąc ju ż się p ło n i; Już mój sok ół, chart zabity, A je j nie m a? — Pójdę do niej — »

Jakże miłe tchnienie w iosny, I woń fali świeża, ch łod n a ? N ad p orogiem czarne sosny Szronem bieli m gła nadw odna.

(26)

P o d skałami ciągłe b u rze, Łam ią w falach blask k siężyca ; N ad falam i w mglistej chm urze, W blasku srebrnych tęcz dziewica.

Przy je j stopach chart bladaw y, N iespokojny i pon u ry;

Na ramieniu sokół m g ła w y , Nastrzępiony, patrzy w chmury.

— «Jakżeś piękna! — hetman w ola — « K tó ż ci m oże ujść bezkarny?

Chodź tu luba — spłosz s ok oła , Chart niech leci g o n ić sarny.

«T u p o d m oich ust płom ien iem , T w e się blade m gły rozpłonią. Jak tu m iło — p o d sosn cien iem !» P rosi — błaga — okiem — dłonią.

L e cz d łoń je g o , ciężka w ina! Czy p rzyp a d k iem , czy p o m y śli, Na krzyż srebrną m głę rozcin a , Z nak zbawienia święty kreśli:

Przed krzyżem się m gły rozpierzchły, Jak złamane w ód błękity ;

I Rusałki rysy zm ierzch!}',

Obraz zniknął w m głach r o z b it y

---Z nikła — słychać tylko burze W głębi D niepru — i szum piasków ; L ecz mgła spływ a, spływa w chmurze Zabłąkanych kilka blasków.

(27)

Sł o w a c k i.

I rozbite m gły zw ierciadła,

W ia tr przybliża, zm niejsza, zmniejsza — Lśn i R u sałka, lecz p o b la d ła ,

I pobladła — i smutniejsza — P otem rzekła: « 0 m ój m iły! Ż egnam cieb ie, ginę — g in ę, Jak mnie z wiatrem m gły rozbiły, Tak w uściskach sig rozpłynę.

« P ro s is z , błagasz n ad a rem n o, P różn o czekasz na tej skale.

L ecz ch odź ze m n j! lecz chodź ze m ną! D ro g a do mnie przez te fale.

«M g ły tu zim ne, ale ja sn e; Gdy i cieb ie mgła ok ryje, P a trz, m ój luby — teraz gasnę, W tw ych uściskach znów ożyję. . «S o k ó ł ży w y , chart twój żywy. Z tobą razem ja k z sok ołem , P ó jd ę błądzić nad te niw y, Nad dym iących chat p a d o łe m ! «P ó jd ę z tob ą — tak w m głę ciem ną O słon ion a , ja k w krysztale.

O ch odź ze m ną! 0 ch od ź ze m ną! D roga do mnie przez te fale.» H etm an koch ał — ob łąkany, Hetm an koch ał — ogn iem płon ął; Z p rogu spojrzał w D niepru piany, Padł do fali — i zatonął.

G dy g o s k r y ł y burz odm ęty , Potrzaskały w proch granity; Duszę zbaw ił obraz św ię ty : K rzyż na piersiach miał wyryty.

(28)

Od grzechow ej zmazy czysty, Już ulata w nieba strop y ; Za nim wzleciał sokół m glisty, Chart Rusałki rzucił stopy.

A Rusałka nad ostrow y Sama jed n a — w e łzach w oła: K ie d y ż! kiedyż Hetman n ow y D a m i serce, p sa , s o k o ła ? —

Pieśń kona z echem — i w net ja ło w e , Dzikie dom ysły urosły w g m in ie: W ię c hetman kocha fali królow ę? Ka oślep leci w przepaść i gin ie? Z aw sze sam otny — zawsze nie z nam i; Gdzieś na sm ętarzach, nad m ogiłam i.

C iszej! — tam zachód krw aw y, p on u ry , O złocił stepy, ja ry i chm ury:

Zagasa słońce —• słychać ja k z dala 0 brzegi bije spieniona fala.

C iszej! — tu smutne m og ił wybrzeże. Oto ostatnie zachodu blaski Złocą, wichram i burzone p ia sk i; Złocą, trzech cerkw i posępne w ieże, Co nad brzeg D niepru w ybiegły strom y, 1 tysiąc g ro b ó w , gdzie przez w yłom y Posępne trum ien wieka świeciły. O, dzika S iczy! tw oje m og iły Z piasku uwiane, a grób tak k ru chy, G dy p o d przechodnia zapadnie n og ą : P otem w m głach srebrnych płynące duchy W czorajszych m og ił znaleźć nie m ogą.

(29)

Tam białą posta ć słońce oświeca. Ł a tw o z w ybladłej odgad n ąć tw a rz y , Ż e to posępna m og ił dziew ica, Ż e to siczow ych płaczka wyspiarzy. Stała na wieku spróchniałej truny, A w iatr je j czarne unosił w łosy, I wzruszał wianku srebrne p io łu n y , I róże w ia n k u , lśniące od rosy. M ów ią, że n iegdyś płaczka ta miała Czoło w e s o łe , lica ró ża n e ;

L ecz przym uszona p łakać, płakała — I dzisiaj zm ysły m a obłąkane Zm yślonym płaczem i w e łzach oczy.

T o hetman Ż m ija na smętarz kroczy. Stanął na g r o b ie , rzekł: «W ita j X e n i! W itaj o sławrna płaczko pog rzeb u ! T y nas m odlitw ą polecasz niebu — Przez ciebie pieśnią w g rob ie u śp ien i, Sen mamy c ic h y , gd y zbroja rdzawa Zim n ą się rosą ziemi napawa. Straciłem dzisiaj ptaka i charta, W iern i m i byli — i tem boleśniej; Jeżeli zgraja tw ych pieśni warta, Chart m ój i sokół wart także pieśn i! Śpiewaj nad n iem i.» — «Bluźnisz, m ój m iły! A ja do takich p róśb się nie zniżę.

Czujesz to zim ne tchnienie m og iły ? Słyszysz! ja k skrzypią spróchniałe krzy że? Jak z dzikim wrzaskiem rybitw a biała P o nad błękitną falą się w iesza? Pieśń m oja smutna — gd yb ym śpiewała, W szystkie te dzikie głosy pom ięsza. Ciszej — ! » L ecz H etm an nie słuchał m owy, W zrok m iał ponury. — Pom iędzy trzciny Lśni D niepru fala i p r ó g dnieprow y. W śród skał posępnych fale się zw arły, Na skałach dzikie rosły k a lin y ,

(30)

I mech czerw ony i sosny karły. Na p r o g i czajka z falami le ci, I ju ż zawisła p o nad urwdska, A w czajce dw oje płynęło dzieci; Ł ód k a z pianami w głazy się w cis k a , A p o d nią otchłań pieni s ię , burzy — T e dzieci połkną dnieprow e fale ! M łodsze ch w yciło za kw iecie ró ży , Co się po nagiej zwieszała skale; I padło w przepaść z gałązką kwiatu. Starsze p o sosnach pn ie się na głazy, N apróżno ręce p od a je bratu, Słyszy huk fali i ob łą k a n e, M ając na ustach m odlitw w yrazy,

Rzuca się z krzykiem w przepaść i pianę. — 1 n ic nie w yszło z fal tajem niej7,

N ic z g łęb ok ieg o serca Hetmana. D łoń sw oją oddał w ręce d ziew icy : T a zachm urzona i pom ięszana,

W iod ła g o w cerkiew . W cerk w i tak cie m n o , P osrebrza szyby księżyc na n o w iu ;

Serce przenika trw og ą tajemną , Szyba brzęcząca w ramach z o ło w iu ; I przez otw arte dachu szczeliny W glądały z kw iatem drżące kaliny. « X e n i !» rzekł H etm an, « c o to się zn aczy? Słyszę jęk smutny i płacze rzew n e: Czy to jest n ocne pienie puhaczy? Czy ty chorągw ie wzruszasz cerk iew n e, Z e się bez wiatru smutnie k o ły s zą ?»

— «L u b y ! chorągw ie spokojnie w iszą, M oże je wzrusza tchnienie m ogiły. C zćgo się lękasz — c z e g o ? m ój m iły! Chodź za m n ą .» Z djęła lam pę z ołtarza : W eszli w podziem nych loch ów zakręty. O ! ja k tu głucha cisza przeraża,

(31)

T u p ołam ane Turków o k r ę ty ;

W spróchniałych deskach, w zb roje przybrani, Leżą, d o koła śpiący hetmani.

A ja k o kazał obyczaj greck i: K ażdy m iał w ręku święte ob ra zy, Na n ich tajem ne m odlitw wyrazy — Usta przym knięte, w nich piastr turecki. X en i do małej zbliża się truny;

I strasznie drżała ręka dziew icy, Gdy pod n osiła czarne całuny, Splam ione gęsto łzami grom nicy. 0 , nieba! dziecię p od całunam i, Piękne i żywe. — X eni pob la d ła , I przed hetmanem zalana łzam i, Klasnęła w dłonie — do n óg upadła. «M ó j lu b y » , rzek ła, « t o dziecię — dziecię! Teraz się w ciem nych grob a ch ukrywa. L u b y ! niech p op nas połączy s k ry cie , P op m oim ojcem . — Ja nieszczęśliwa! L zy m oje płyną, na w zgardę światu. G dy plotę z poln ej róży z a w o je , W n et drżące liście padają z kwiatu. W szystko usycha, wszystko — co m oje! Świat m i szyderczym śmiechem przygania. Zlituj się, luby — !» L e cz próżne słowa. Już wyszedł hetman — śmiech obłąkania Połknęła w ziemi cisza grobow a.

(32)

P IE Ś Ń III. P O Ż A R Y .

P IE Ś Ń O D P Ł Y W A J Ą C Y C H .

I .

« H o ! daleko Czarne m o r z e , Gdzie się czajki kąpią w pianach; Palm y zam ki na B o s fo r z e , Jako trzciny na limanach. Piękny to p oża r łą k , oczeretów ,

L e cz jakże płonie wspaniale W ielk i las m asztów , las m inaretów!

Szumcie c z a jk i! szum cie f a le ! H o ! K ozak panem Błękitnej fali.

Urra ho ! dalej ! — urra ho ! dalej ! — Z naszym hetmanem U rra h o ! d a le j! —

II.

«Nasza czajka szybka, zw rotna, Choć nie błyszczy w m a low id ła ch ; Jak jaskółka, czarn a, lotn a , Na sitow ia leci skrzydłach; P ięćdziesiąt w ioseł w biegu ją nagli:

Dla T u rk ów niesie p o d a re k , D wa dział ze śpiżu i sto ja n cza re k ;

Z szumem w ioseł — z szumem żagli. H o ! K ozak panem

(33)

III.

« L e ćcie z nami m orskie w ron y; Gdzie południa świeci gw iazda: L e ć c ie z nami — wam na gniazda Dam y turban zakrw aw iony. Z a nami w rony ! za czajek śladem!

D la was co pożar oca li;

Łachm any żaglów , zaszumcie stadem , Z szumem wioseł — z szumem fali.

H o ! K ozak panem

i t. d.

IV.

«J a k w esoło czajki płyną: Piękny w idok przy pogodzie, G dy ch orągw ie się rozw in ą , Gdy obw ieją nasze łodzie — M ijam y smętarz, nasze m o g iły ,

A tam nas żaden nie słyszy ? Sen ich szanujmy — sen słodki, m iły,

Żagla cis z e j! w iosła c is z e j! H o ! K ozak panem

i t. d.

V.

«Z m arłych uśpi blask miesiąca, I szum b rzozy , pieśń ołtarzy ; K ow nie smutna, dzika, drżąca, Jak zbłąkanych pieśń wioślarzy — C haty, m o g iły , znikają nagle.

Z a szu m cie! zaszumcie w io s ła ! B oda j nas do nich fala odniosła.

Szum cie czajki — szumcie żagle. H o ! Kozak panem

(34)

VI.

«Pieśń dziś smutna, czajka pusta „ L e cz powrócą, pełne łodzie.

T y m , co zg in ą , w łożym w usta Piastr w yb ity w C arogrodzie. Pacierze za n ic h , a potem w in a ,

W ina w W en eckim k ryszta le: Z a pa m ięć druhów pije drużyna.

Szumcie czajki, szumcie fale. H o ! K ozak panem Błękitnej fali — Urra h o ! dalej ! Urra h o ! d a le j!

Z naszym Hetmanem Urra h o ! d a le j!» —

Tak dziką pieśnią, przy w ioseł p ra cy , Chaty żegnali — a przed chatami Na brzegu stali tłum em ry b a cy , Starce s iczow i, zalani łzami. Jeszcze n iekiedy nuta wędrow na O d zabłąkanych pow raca czajek — O ! pieśni dzika, pieśni czarow na, Zm ięszana z dźwiękiem w ioseł i grajek, Upływaj z ech em , ja k upłynęła

M ło d o ś ć Tak rybak marzy i w zd y ch a j W ró c ił p on u ry, m ilczał — sieć cicha W błękitne fale D niepru tonęła. —

N iech w oln iej pieśń pły n ie, na m oim torbanie Strun braknie. — K tóż wyda kozackie p o ż o g i? Huk ogn ia , trzask d o m ó w , co lecą w otchłanie! — R w ę struny torbanu i ręka drży z trw ogi.

Ś piew ając, sam jestem ja k T urek w ybladły, C hoć widzę ogniska płon ące po chatach! Zatrważa mię każdy liść z drzewa opa d ły, I szelest sumaka, co śmiga p o kwiatach —

(35)

Jak c ic h e , błękitne przystanie S y n o p y ! W ok oło na palach podnosi się szaniec, A fala błękitna konała u stopy

Latarni p o r to w e j, gdzie w n ocy k agan iec Oświecał dalekie błękitu odm ęty.

D la ku pca, dla m ajtka, to w idok je d y n y , T e m n ogie przy g rob la ch uśpione o k r ę t y , Gdzie siatkom p od ob n e krzyżują się lin y, I bielą się żagle — ze strzelnic galery

W y glą da blask spiżu, gdzie drzem ie grom bitwy;. Na masztach różn ego k oloru bandery,

Tak lek k ie, krajane, ja k skrzydła rybitw y. Gdy n iebo i m orze nie łączą się m głam i, Ciekawe wejrzenie z wież puszcza się szczytu , 1 ściga okręty z białem i żaglam i,

Co zdają się płynąć do nieba błękitu. Dziś tłum em się grob la napełnia p o rto w a , I fala spieniona od huku zadrżała.

Poznali huk T u rcy — to m n ogie grzm ią działa: « L e c z w której to stron ie? — Od stron Oczakowa. T o m oże znać dają galery Sułtana,

A żeb y strzedz p ortów od h ord Zaporoża. H a! cóż nam te czajki? Nam trw oga nieznana, Sam huk je dział naszych zatopi do m orza.» Tak T u rcy m ów ili. — L ecz kiedy p o fali N oc ciem na posępne rozciąga całuny, N a czarnych niebiosach błysnęły dwie łuny — T o płonie B ia łogród — T rebizont się pali. N oc była pon u ra, a łuna szeroka Pozłaca księżyce i szczyt m inaretów. Otwarto żelazne p o d w o je m eczetów , Przy lam pach lud wzywa m odlitw ą P roroka ; A potem ufając w przeznaczeń w yroki, Skończyw szy m o d litw y , lud w rócił d o dom ów . I wszystkich w haremach sen ujął głęb ok i: Obudzą się m oże wśród ognia i grom ów . —

(36)

Gdy U lem meczetu zamykał p o d w o je , N ie postrzegł zapew ne, lampami olśn ion y, Ż e Turek p o sęp n y , ubrany we z b ro je , Stał m iędzy filary ja k gd yb y uśpiony, I ani się ockn ął — ch oć słyszał ponury Jęk rdzawych zawiasów i ryg lów łosk oty , I w idział p o ścia n a ch , ja k łuny blask złoty Oświecał żyłam i krw aw ione marmury.

W haremie nie w idać że niebo się pali, Bo m ury w ysokie, krzew gęsty i drzewa. D ziew ice w złocistej zebrały się sali,

Gdzie płon ą p o c h o d n ie , róż tchnienie przewiewa. Jak szczere tam śm iechy, ja k m iłe zabaw y! B o Basza daleko — na czterech freg a ta ch , Na czarne gdzieś m orze przedsięwziął wyprawy. Eunuchy w odległych usnęli komnatach.

D ziew ice obsiadły sadzaw ki, gdzie z głazu Tryskają fontanny, lam p ogn iem iskrzon e; Z westchnieniem w idom em przez gazy zasłonę, Słuchają m iłosnych gazalów Szirazu.

Ta żądzy tajem nej kraszona rum ieńcem , Choć przyszłość zna sw oją — a jed n a k ciekaw a, Dziecinnie się śm ieje, g d y w dłoni je j trawa W ęzłam i sp ojon a , rozw ija się wieńcem . T a smutna, kwiat ró ży p o listku obryw a — L iś ć każdy opadły ma tajne znaczenie, Ostatni liść róży je j przyszłość odkryw a: Zerw ała ostatni i słychać westchnienie — I dłu go dumała nad kwiatem o p a d ły m , Z e łzam i na twarzy i z czołem pobladłem . Ta kw iaty obryw a, ta patrzy ja k kw itną: Ta ch roniąc p łeć dłoni od w iosny upału, Podrzu ca na dłon i dw ie kule z kryształu, L u b płoszy wachlarzem m głę kadzidł błękitną.

Zulem a szukając zaciszy i c h ło d u , Usiadła samotna na złotem w ezgłowiu;

(37)

I okn o otwarła na kwiaty ogrodu.

N oc była tak ciem na — b o księżyc na nowiu Cieniami pokryw ał fontanny i d rzew a ; I tylko przez okna barw ione i kraty Od sali się św iatło złociste w ylew a, Na drżące p o d oknem z kwiatam i granaty. Na n iebo zam glone patrzyła dziew ica, A myśl je j igrała z ciem nością i mgłami. Czy sen to ? — Przy blasku niepew nym księżyca W idziała minaret pom iędzy drzewam i:

Na szczycie z ołow iu , ja k światło poranku, M ignęły p ło m ien ie, niepew ne ja k zorze ! Ukazał się rycerz na w ieży k ru żgan ku , W turbanie na głow ie, w tureckim ubiorze. Spojrzała dziew ica, westchnęła b oleśn ie, I oczy odw raca, zapom nieć by ch cia ła , B o tego rycerza widziała gdzieś we śnie. Z n ó w patrzy — o nieba! tatarska to strzała Puszczona pod chm ury ze skrzydłem płom ien n em , W ró c iła na w ieżę i zgasła na szczycie.

T o m oże w je j oku zroszonem i sennem Lśni gw iazda przelotna p o n iebios błękicie ?

L e cz zkądże się nagle szczyt nieba rum ieni? W ok oło płom ienne rozlały się blaski, I słychać z daleka trzask głuchy p rom ien i, I słychać ję k lu du , gw ar dziki i wrzaski, I straszny szczęk bron i i grzm ienie janczarek. Na w ieży krużganku znów now e zjawiska, O d króla polsk iego kosztow ny p od a rek , Z ło co n a ch orągiew hetmańska połyska. Gdy miasto w płom ieni okryło się wianku — C horągiew dla Turków to całun grob ow y; A przy niej stał K ozak na w ieży krużganku, Żelazem błyszczący od stóp aż do głow y.

W św iatłości czerw onej haremu o g ro d y , O dkryły się kręte gaików zarysy,

(38)

Po w odach cień smutne rzucały cyprysy. Fontanny ja k ze snu zbudzone poża rem , Tryskają p o d n iebo złotem i słupam i — —

W ie ś ć straszna, wieść śm ierci, przebiega przez harem. R zezańce wzruszeni rozpaczą i łzam i,

Prow adzą dziew ice p o jasnym og ro d zie , Nad kanał, w ok oło drzewam i zarosły — Tam róże haremu usiadły na łodzie, A wiosła je szybko od brzegu odniosły.

Czy m am że p ow ia d ać, ja k czajka w haremy Przez kraty skruszone na kanał w yb iegła ? I krzyki żon Baszy — i ra d ość Z u le m y , G dy z w ieży rycerza przed sobą spostrzegła? Ta p osta ć, w p ół żaglem na czajce ow iana, Z najom a Z ulem ie — — Nie zdradzę tu w pieniach T ajem nic ukrytych w nieśm iałych w estchnieniach, I w oczach Zulem y i w oczach Hetmana.

«S k orzej żeglarze! skorzej! Czas nagli, K siężyc jaśniejszy i dłuższa zorza. M oże nam w icher u ciec z p o d ża gli, M oże nas cisza przykuć do m orza; A ciężko będzie po martwej fa li, T łu c się wiosłami i bladnąć z g ło d u !

«C óż to za gw iazda w e m gle się pali? H o ! to latarnia z wież Carogrodu. Dalej za światłem ! dalej! i dalej! Jak trzej m agow ie za gwiazdą w schodu, Jak trzej m agow ie za gw iazdy lotem , L e ćm y po z ło to , ch oć nie ze złotem . —

«H o ! ho 1 ostrożnie. — Czajka na czatach Niech daje b a czn ość, z dala i z blizka — Szczęśliwi on i w rodzinnych chatach, W ieczorn e teraz palą ogniska.

(39)

Pełne ryb sieci i piw a dzbany, I pies ich nawet w chacie spoczyw a; A tu na morzu K ozak zbłąkany, G dy się przez czajkę fala p rzelew a , Jak m orska w ron a, ze srebrnej pia n y, Otrząsa skrzydła, na w ierzch w ypływ a ; B yleby w fali znalazł d o la ra ,

Lub piastr turecki. — H o! baczność w iara!

« L e cz my szczęśliwsi niż oni w chatach, Gdy nas ob w ieją dym em p oża ry — M iło w tureckich błądzić komnatach, I p ić i złote ch ow ać pu hary; L u b leżeć w siatce, gd y kołysana L ek k o się w aha, buja na m aszcie, I patrzeć w niebo i drw ić z Sułtana.

« A teraz b racia dobrze rozw ażcie, Oto z daleka wieża drew niana:

Czy ją za p alić? czy zrów nać z piaskiem ? Oto na w ieży latartiia m iga,

I brylantow ym pali się blaskiem. N iech m oja czajka brzegu d ościg a , Ja sam p o d zręby ogień pod łożę. — L e cz jeszcze okiem rzucę na m o r z e : Jak cudny w idok ! Tu czajek d w ieście, K tóre n o c kryje i groźna strzeże. Z dala rząd św iateł, Pera przedm ieście, Dalej Z ofijskie złocon e w ieże;

L ed w o ich blade w idać zarysy

Na ciem nem niebie. ■— Tam krzew żałoby Tureckich g rob ów smętne cyp rysy. — I w n ocy naw et czernią się g rob y. I gw ar daleki i m orza szu m y, I myśl o w schodnich r o i straszydłach : Z d a się że w idzę, ja k w idm o Dżumy P łynie nad miastem na czarnych skrzydłach.

(40)

Cicho i głu cho — słychać ję k dziki — T o pew n o strażnik skonał? — Na wieży Błękitne siarki w idać płom yki.

I nagle światło na m orze pada: K rw aw o się czarna fala rum ieni, 1 twarz m iesiąca zagasa blada. Słychać huk ognia i trzask płom ien i, I ożyw ione jak m alowidłem Dalekie miasto, z m inaretam i, Z cien iów w ypływ a — a tu chmurami W dym ach pożaru zbudzone w ron y, N iekiedy białem m igają skrzydłem. Słychać pisk ptastwa — ogień szalony W zm aga się, rośnie. Ogniem ow iana, Straszniejsza niźli w idm o p o m oru , N iźli p och odn ia w gm achach szatana, Świeci K ozakom wieża Bosforu.

« A teraz druhy — h ej! do zabaw y! —

D alej! w przedm ieścia, gd ziek Grek zdradziecki, Gdzie kryje złoto kupiec wenecki.

L ecz pam iętajcie, gdy świt jaskrawy P o z ło ci n iebo, w rócić do łodzi — I przynieść w iele złota z w ypraw y: B ędziem y piastry m ierzyć na garnce. L e cz jeź li k og o szatan u w o d z i, Jeźli się z łupu nie w yspow iada? N iechaj pam ięta, w Ż m ii janczarce P ięć kul się kryje — biada m u , b ia d a !« —

Już świta — świta. — Ognie pożarów Gasły przed słońcem — a w schód b y ł krwawy. P a trzcie! p od miastem chmura ku rzaw y, Czy to się zbliża rota ja n cza rów ? M igają zbroje. — Zasiąść na ław y, I szyję harmat zw rócić do wałów. Jeźli się zb liż a ? — wnet stem wystrzałów

(41)

0 1

Przyw itać Spachów. — Nie będzie b oju — Biała ch orągiew błysnęła w tłum ie, P osłow ie niosą słowa pokoju. Oto kadzidło hetmańskiej d u m ie! Słyszę ich trąby i rozstrojon y

Dźw ięk surm tureckich , dziki i huczny; A w tłum ie m iga k o lo r zie lo n y : T o jakiś E m ir , Basza buńczuczny. K oń je g o szybki ja k błyskawica.

— «C óż tam Em irze od tw eg o pa n a ? — » E m ir p oz d row ił nizko H etm ana,

I rzekł: — « Syn słońca a brat księżyca — » « H o ! — przerwał Hetman — wasz Sułtan stary Jak brat księżyca zbladł przed pożarem . Jeźli cię z ja k im przysyła darem ,

Chętnie przyjm iem y Sułtana d a r y ; L ecz póki jestem w brzegach B osforu, P ók i mam silne praw o zd o b y czy , W darach m ieć m ogę prawo wyboru.

«Pierw sza jest cerkiew . Dla cerkwi w Siczy Żądam obrazu. — M iędzy ikony

Jest w C arogrod zie obraz św ięcon y , O braz, co płacze rzewnemi łza m i; A g d y g o człow iek w m orzu zanurzy, M orze gniewliw e b ije falam i, Pieni s ię , h u cz y , pryska i bui’z y , I póty gniew ne p od n o s i ton ie, A ż p og an statki w falach pochłon ie. L e cz to dla pop a — słuchaj E m ir z e ! Niech sobie m nichy walczą cu d a m i; Póki mam szablę i czajki c h y ż e , I zam ek w Siczy, k ról nad zamkami, P óki mam tysiąc raźnego c h ło p a , Co p o obrazie? — Obraz dla pop a.

« Słuchaj E m irz e ! dla mej drużyny

(42)

D niepr się nie to czy p o złotym piasku: Gdyśm y g o caty orali flo tą ,

P y ta ją c! D n ieprze, ma tw oje łoże Z ło t o ? — On czajki w yniósł na m orze, A ż p o d Carogród — rzekł: Tam jest złoto. T u p ięć tysięcy jest m łodzi z S iczy, A w ięc syn słońca, pan twój łaskaw y, D a p ięć tysięcy piastrów odprawy.

D la m n ie? — jed n eg o niech nie doliczy. — « E m irz e ! teraz dar dla hetmana, N ie piastr tu reck i, nie m alow idło — W idziałem pyszny pa ła c Sułtana, Gdzie się on kryje blady ze strachu. K ażcie rozrzucić pałacu skrzydło, A każdy kozak gruz weźm ie z g m a ch u , Z kam ieniem w pola Siczy p ow róci, Jak skarb przechowa na dnie skarbnicy, P otem ten kamień na g ró b m i rzu ci: W stanie m ogiła — p o d tą m ogiłą Głucho śpiącem u będzie się śniło, Ż e w czajce g ro ż ę waszej stolicy. » —

PIEŚŃ IV. C Z A J K I .

K ozacy wygnani nad Donu brzegam i,

Gdy D niepr opu szczali, pieśń smutna i szczytn a, Z rozpaczy w yrazem , zmięszana ze łza m i, Na g łow ę Carycy przekleństwa miotała. O falo b łęk itn a ! 0 falo b łęk itn a !

(43)

« Z d a się że słońce piękniejsze świta, O dy d o pow rotu czajka zw rócona; M iła tej fali barwa zielona, Czajkami w srebrna pianę rozbita. Jak się te nurki spokojnie pław ią, P od słońca blaskiem skrzydły trzepocą — L e c z kto w ie druchy, m oże przed n ocą Srebrne się m orza fale zakrwawią? — »

« H a ! zgadłem bracia — tam na obłoku T u reck i żagiel z wiatrem ucieka. Z aczęte ło w y ! m ieć g o na oku, L ecz się nie zbliżać — zawsze zdaleka. N iech żadne w iosło czajki nie n a g li! W dzień się nie zbliżać, nie staw ić czoła: G alery m ają oczy sokoła,

Zaraz dostrzegą — Zw inąć p ó ł ża gli.« « A przed obrazem B ogarod zicy, Co burzy m orze i czajek strzeże; Zapalić świecę — a przy tej świecy, N iech p op odm awia głośno pacierze. G dy w ydam rozkaz — za m ym rozkazem, W ziąść pośród siebie czajkę z ob ra zem ; L e cz niech się teraz p op nie przysłuży, Niechaj obrazem morza nie burzy, Niechaj się m od li — innej usługi

Teraz nie żą d a m Jakże dzień d łu g i!» « H o ! h o ! szalony ten Sułtan stary, B u dow ać takie wielkie galary; C o trzyk roć tyle nabiorą w ody, N iż nasza czajka; za to z czajkami T u reckim statkom nie iść w za w ody : G dy pełnym żaglem płyną za nami, M y na m ielizny — często w p og on i Okręt ich pryśnie o piasków ławy, 1 tak jak szklanny puhar zadzw oni.»

(44)

« W id z icie druchy ja k zachód krw aw y? T o w iatr nam w róży — korzystać trzeba. W ię c n ieco białych żagli ro z w in ą ć, I ro b ić w iosłem — ku słońcu płynąć. Postaw ić czajki w płom ieniach nieba, T ak aby słońce b yło za n a m i---Z e zwiniętem i teraz żaglam i Utonąć w blasku — p o d tą opieką Nas nie w yśledzi ów u piór sm oczy, Co ma z kryształu stokrotne oczy, Tem i oczym a sięga daleko.» —

«D zięk i ci B o ż e ! oto do końca Dzień nachylony, blado się pali, O to nad falą, w idać p ół słońca, A p ół do ciem nej kryje się fali, I na świat rzuca odbłysk ponury — Już się nad słońce fala podniosła, P o niebie krwawe snują się chmury. Teraz do ża gli! teraz do w iosła !» —

Okrzyk stokrotny Bije o ch m u ry; I żagiel lotny, Jak skrzydło ptaka, Białem i pióry, Czajkę K ozaka

N ie s ie Ta drżąca, W y g in a szyję,

K ąpie się w w odzie, F ale roztrąca; I K ozak żyje, I czajka żywa.

Już lecą — Blady, na wschodzie, Z za chm ury księżyc w ypływ a. « H o ! dobra w różb a , galera Baszy — Lu bię m ieć sprawę z Baszy galerą!

(45)

35

,

Z nam tę banderę — a nad banderą B uńczuk, co płoch e jaskółki straszy. W id zę przy ogn iach tureckie twarze,. Z da ją się blade — — Czekać w pobliżu, A ż nam galera boki ukaże,

A ż na nas spojrzy okiem ze s p iż u !»

Galera okrop n ą cich ością owiana, Jak w idm o p osęp n e, ja k pałac zaklęty, Choć w iosło nie szumi, ch oć żagiel zwinięty: Bez ludzkiej p om ocy, czarami szatana, Odwraca pierś złotem ozdobną straszydłem, I b ok i je j księżyc bladaw y oświeca.

Trzydzieści paszcz w idać przy blasku księżyca, Z k ą d w k rótce ognistem w yleci zgon skrzydłem.

«D ru ch y ! do w ioseł! ju ż dają znaki A żeb y iskrą podrażn ić działa;

L ecz m y pierzchniem y stadem ja k szpaki, P różn o nas będzie kula szukała,

D a le j! do w ioseł!» I m nogie wiosła W n et zaszumiały; Czajkę zbłąkaną, Fala rozniosła, I żagiel biały Z białawą pianą

Zm ięszany, zniknął na morzu — —

I rzekłbyś że fala te czajki poża rła ? Z e K ozak g ró b znalazł w błękitnych fal ło ż u ? I cich ość posępna i cich ość umarła,

Okryła na chwilę błękity odmętu. L ecz iskrą galery zbudzone ju ż działo

W zruszyło sen głuchy — błysk w idać z okrętu, I dział trzydzieści zagrzmiało.

D ym czarny chmurą na morzu drzymie, I okręt zabrzmiał szatańskim śm iechem :

(46)

L ecz nim śmiech skonał z trzykrotnem echem , Czajki stadami błysnęły w dymie.

Pobledli Turcy — o to Kozaki Na pierś okrętu rzucają, haki,

Drą się na pokład. — Nad pogan karki W id a ć w zniesiony m iecz Atam ana, I nad turbany p ióro Hetmana, I atamańskiej odgłos janczarki.

W śród damasceńskich krzyw ych pałaszy, M iecie się Ż m ija okrop nym b o je m ; Gdzie walczył Basza — syn m łod y Baszy, Na p ół m akowym spity napojem .

« O jc z e !» do Baszy rzkł Selim m łody, « Giniemy — pozbądź niewczesnej dumy. L ód ź okrętow ą spuścić do w o d y ; G dy ja sam w rog ów zatrzymam tłumy, Uciekaj o jc z e !» — N a środek skoczył, I p ośród tłumu, swój turban biały, Błyskiem krzyw ego m iecza otoczył. — Jęk na p o k ła d z ie — janczarki grzm iały. P ośród pałaszy w błysku i d y m ie, Hetman m łod ego spotkał Selim a; I dwa się m iecze starły olbrzymie. Ż m ija m iecz w roga na m ieczu trzyma, A drugą dłon ią z jan czarki błysnął, Strzelił p o d maszty — i płom ień nagle Szybkim poskokiem wpłynął na ża g le , A ż na banderze złotej zaw isn ął: I maszt sosnow y zajął się z trzaskiem —

«B yłaby walka w cieniach schowana, Trzeba ją takim ośw iecić blaskiem — Oto pochodn ia błyszczy Hetmana.» Z trzaskiem pożaru, zn ów szczęk oręża Słychać — i dźwięki hartownej z b r o i; M iecz straszny Ż m ii, ja k żądło w ęża, K rw i w roga szuka i krwią się poi.

(47)

H artow na wpraw dzie na p róbę k u li; L ecz miecz Selima w Damaszku kuty, Przedarł druciane w ęzły k oszu li; Krew p op łyn ęła aż na kobierce Co okryw ały Baszy okręty.

Ż m ija się zem ścił — u godził w serce: Schylił się Selim ja k kwiat podcięty, Upadł na pokład ze chrzęstem stali, Padając, okiem rzucił p o fali: Przez fale płynie łódź okrętow a — Tam je g o o j c i e c Solim a głow a Spadła na piersi.

Czajka wesoła, Z n ów ślizką piersią roztrąca piany, I na błękitne wpływa lim a n y ; Nad limanami z ołowiu czoła , W ież Oczakowa w idać w ysoko; A wież turecka załoga strzeże. D ostrzegło czajek pogańskie oko, I wiankiem ognia błysnęły w ieże, D ym w idać srebrny, huk słychać głuchy: L ecz czajki cich e — ciche ja k duchy,

Gdy w iatrem w zdęta żagli pierś biała — Płyną w stecz Dniepru, d a le j! — a da lej! Z n ów z wież tureckich zagrzm iały działa, L ecz huk bezsilny skonał na fali.

Jak cudnie błyszczą czajek s z e r e g i! Słońce pozłaca barwy orszaku — Jak cudnie błyszczą D nieprow e brzegi, Kw iat oczeretów szkarłatem świeci. N iekiedy w ciszy Tatar Budziaku, M ignie na koniu, ja k w iatr przeleci; Lub w oczeretu kwiatach ukryty, Patrzy na czajki, na fal błękity.

(48)

PIEŚŃ PO W RO TU . « C zajki! cza jk i! Sicz przed n am i! O to brzegi Z a p oroża !

A daleko, za czajkami, Już pożarów gaśnie zorza;

I w śród morza, Między m g ła m i,

P łon ie wielka masztów sosna — Siła ża g lów spadła.

« G d y nam błyśnie now a wiosna, Z now u zadrży dzicz wybladła, Z n ow u zagrzmi śpiew janczarek. L ecz w tym roku dość zachodu,

M y d o m iodu! Z brzękiem czarek Pijm y w naszej Ukrainie,

M iód nasz przepalony. «G dzieśm y byli, kto popłynie, Z a trupam i? — chyba w rony, W ro n y czajek przyjaciółki, Co śm ierć kraczą Asawule,

K iedy kule, Jak ja sk ółk i,

Nad czajkami, po przestworzu, Lecą, chmurą czarną. «M y K ozacy siejem w morzu. G dy się z w iosną p lon y zgaim ą, Pełnym w orkiem piastry świecą P odłe, ja k o liść zżółkniały:

Jak wleciały, Tak wylecą.

Przez p ó ł roku pan dostatni, K ozak W ojew odą . —

(49)

« A gd y w yjdzie piastr ostatni,

Z n ów z K ijow a Dniepru w odą D o chat naszych — K ozak śpiewa — A gd y nędze za k łop ocą :

W łodziach n ocą , Lśnią łuczyw a;

I do ciem nej Dniepru w ody, Cicho sieci toną.

«M iło błądzić, gdzie ogrod y W sch odn ich Baszów, kędy płoną Z łota blaskiem jabłka duże: L ecz się m ilej schylić z konia,

I w śród błonia, Polną różę

Z erw ać, zanieść z ranną rosą, Lubej w upominku. «P ierw ej fale wyspy zniosą, Niźli K ozak dla spoczynku

Tknie się p łu g a G dy raz złotem Da zakupić ręce panu:

W śród lim anu, Z lan y potem ,

Z lan y łzam i, będzie w stożec Składał kryształ soli.

« 0 ! nie pójd zie Z a p o ro ż e c, Zaprzedany do niew oli, B łą d z ić !»

O cich o ! cich o drużyno! Czy tam w idzicie żagle za nam i? Ż a g le się galer bielą za trzciną, Z a kozackiem i płyną czajkami. W Czertom eliku płyńm y ostrow y, T am będą czajek bezpieczne floty: P różn o nam buńczuk zagraża złoty,

(50)

I pierś galery i żagiel p łow y. Oto na brzegu nasze rodziny — Czajka m a czucie, w ierność brytana I tak ja k brytan o stopy pana, Tak się o w odn e otarła trzciny.

PIE Ś Ń V. B A S Z A .

W r ó c ił syn stepów wyprawą, dumny. Jakże m u piękne zdają się chaty! R óża je p oln a ubiera w kw iaty; Malw różn ofarbn ych drżące kolum ny, A ż p o nad strzechy rosną i kwitną. Owdzie spruchniałe skrzypiąc żu raw ie, Sięgają w studni w odę błękitną: T am Z a p orożec napawa k on ia , Śpiew ając dziką pieśń o wyprawie, I gw arząc z echem wraca przez b łon ia, K iedy w ieczorna zabłyśnie gw iazda — Na śpiew szczekaniem pies się odw oła. Chaty wiszące w parow ach sioła, Jako jaskółcze czernieją gniazda —

A le dla T urków jakże zdradzieckie Czertom eliku wysep za k ręty ! Gdy w nie galery weszły tureckie, Utkwił na m iejscu żagiel rozpięty. I tak za czajką płynące w r o g i, Co w przód g ro z ili, blade od strachu, Nie m og li znaleźć p ow rotu drogi, Jakby .w E gipskim zbłąkani gmachu.

K ozak spokojne porzucił chaty, I b ieg ł na brzegi — tam pop z grom nicą,

(51)

Przyw dziew a lśniące złotem ornaty, T rzyk roć ośw ięca D niepr kadzielnicą, A gd y odm ów ił z księgi pacierze, R zek ł do Hetmana. — «M ój w ierny synu, Czy wierzysz w cu d a ?» -— Hetman rzekł «W ierzę.» L ecz uśm iech ja k b y na w zgardę gminu,

O świecił blade lice Hetmana.

A p o p rzekł dalej — «W ię c w imię Pana, Jeźliś och rzczon y, weź obraz święty Gdzie m alow ana B oga rod zica , Zanurz do fali — niechaj okręty Z atoną — zgasną ja k ta grom nica.» R zekł — i grom n icę rzucił do w ody. Tłum cały m ilczał, a Hetman m łody Jakby ze w zgardą słuchał rozk a zu ; I m alow idłem cudow nem błysnął, L ecz nim tknął fali ramą obrazu, Obraz się w drobn e sztuki rozprysnął. A p op zbladł d r ż ą c y — zbladła drużyna — Hetman zaw ołał: «Czemuż b led n iecie? Jeźli pękł ob ra z? nie m oja wina, Spruchniał, w tureckim wisząc m eczecie! A le ten okręt zastrzągł do mułu. Turków w ytracę przed w schodem słońca; Jednego tylko zostawię gońca,

B y o tern zaniósł w ieść do Stambułu. — Cóż ten szmer zn aczy? czyż szabla Ż m ii T ak się na karkach tureckich starła, Ż e ju ż kozackiej nie tknie się szyi?! D o chat K oza k i! — n iech m yślą Turki Ż e ju ż drużyna nasza wym arła: A g d y n o c głucha padnie na w zgórk i, I na paro-wy — b y ć w p og otow iu Na odgłos trąbki. — H o chat K ozaki — !»

Już przy zachodzie dn ieprow e ptaki, Czaple się kładły do snu w sitowiu. Galera piersią nie m iała w ody,

(52)

A spód je j ledw o w trzcinach w idom y; I nad zielone wysep o g ro d y ,

W yrastał w ielki maszt nieruchom y. Słońce złociste, nie ćm ione m głami, T on ie w oczeret — blaski niknące Spały na żaglach, a nad żaglam i Zwieszały liście brzozy p ła czą ce; A jeszcze w y ż e j, na żaglów szczycie Bandera Baszy połyska złotem , I jeszcze w y żej, w nieba błękicie, Jaskółki szybkim krążyły lotem .

T ak cich y w idok. — Niech T u rki marzą Ż e są panami stu wysp na N iżu;

N iech śpią głęb ok o — b o już na krzyżu U siadł ja k do snu sokół stepow y. Sm utny w szedł m iesiąc z płon ącą twarzą I na zam glone patrzał ostrow y.

Cichość posępna i n oc głęboka. Na straży Turek zb rojn y połyska, I z chat kozackich nie spuszcza oka: Ale p o . chatach gasły ogniska. T u rek odm awia m odły P roroka, I tak się rajską otoczy ł chw ałą,

Ż e ani dostrzegł, jak p ośród cienia

M ierzonym razem światło łyskało, Jakby budzone og n ie z krzemienia.

P od ob n ie kiedy T u rków ogrody, B oga tym w kw iaty błysną gran atem : T ak zdała trzcin y nad D niepru w ody, N agle rozkw itły ognistym kwiatem. I blask pozłaca cich e brzóz czoła, Czterech p łom ien i błysnęły koła, A g d y znalazły upływu łoże, P ob ieg ły szybko, w je d n o się zlały, I w net ogrom n e pożaru morze, P o d okręt wzniosłe toczyło wały.

(53)

Na krzyk strażnika, ze snu zbudzeni Z b ieg li się Turcy. R ozp a cz straszliwa! R ozp acz b ezsiln a! — m orze płom ieni Suche okrętu deski podm ywa. Zaw yli strasznie i odurzeni U m ilkli — cisza spadła straszliwa. P otem w tej ciszy, galerom znana, D ziko zabrzmiała trąbka Hetmana.

Na od g łos trąbki, ja k z ogn iów piekła W stali K ozacy na czarnych skałach, R zekłbyś że zem stą dzicz ta zaciekła, Gasi pragnienie w ognistych wałach. Na nagich głazach, obw iani w dymie, Jako posągi stali olb rzy m ie:

R zekłbyś — że dusza ich marmurowa N ie słyszy jęku — głosu rozpaczy.

I słychać, grzm iące Hetm ana słow a: «D ru ch y ! nim płom ień T u rków obsaczy, K to do okrętu dopłynie z wodą, Jeźli jest Basza? Baszy wyszuka, Baszę w ykradnie — takiego kruka B oga tą piastrów uczczę nagrodą.» —■ K oza cy m ilc z ą Z a skarby świata

K tóż p ójdzie w piekło ? — P a trz cie ! sam Żm ija — Jak istna żm ija ogień przelata,

I pad ł d o fali, w śród fal się w zb ija ; I znów zatoriął — Tam iskry padły. H o ! h o ! z tej wanny nie w yjdzie cały — A teraz słychać T urków wystrzały. W id zę g o znowu — gdzie tłum wybladły, W p a d ł — oto Turek w rękach Hetmana. Już maszt się pali, ju ż żagiel spłonął! H etm an do fali z Turkiem zatonął, A płom ieniam i fala za w ia n a ---M iło to płynąć w takie, u k ro p y !

(54)

Na znak tureckie rozwija szale: W ą ż m u się, Turek, w ije z p o d stopy.

Nad rankiem kędy oczeret płonął, Błękitne tylko krążyły d y m y ; Galerę Baszy poża r pochłon ął, Na skałach czarne znikły olbrzym y. Tak na skinienie H etm ana ręki, W znoszą się ogn ie — gasną pożary — P o wyspach słychać w esołe gw ary, I dzikie śpiewy, torban ów dźwięki. Czemuż tak głośne wesele w S iczy? Czemuż się tłoczy lud d o tej lipy

Z tak głośnym śm iechem ? Czy dział z d o b y czy ? Czyli p o zm arłych wyprawia stypy?

Czy mu chorągiew przysłał K ról P o ls k i? O ! nie ztąd ra d ość — P ośród drużyny W zn osi się wielka klatka ze trzciny, A w klatce siedzi Basza Natolski.

Przed kilku dniami, stu miast b ył panem, Zam ykał tysiąc dziew ic w haremie, B ył ojcem syna: a dziś bez ziemi — Syn je g o p o le g ł walcząc z Hetm anem . Z Hetm anem dzikie żyw ioły w zm ow ie Zniszczyły miasta — a zgraja dzika Jak na tygrysa patrzy w sitow ie, Piwa mu na czoło, palcem wytyka. Co musiał c ie rp ie ć? nikt nie w ypow ie — A le cierpienia w sercu zamyka;

G dy g o raniło g ory czy słow o,

Na wzgardę chow ał twarz m arm urową. L ecz chociaż duma w iele w ytrzym a, Gdy z urąganiem w ystąpił hardo Kozak, ubrany w zbroje Selim a, Basza na n ieg o spojrzał z p og a rd ą ; L e cz gd y stanęły w ocza ch przytom ne Syna pam iątki: piersi nabrzmiały,

(55)

W oczach sig długo dw ie Izy zbierały, I spadły na twarz dw ie łzy ogrom ne.

Już ciem nem skrzydłem n o c się nasuwa, I gm in się rozszedł, p o chatach gwarzy. Tam zbrojny K ozak stojąc na straży, L ic z y godziny, nad w ięźniem czuwa. I ok olica m głam i zawiana.

A teraz, słych ać hasło strażnika:

— «K to id z ie ? — «H etm an!» — «W itam Hetm ana!» Ż m ija m ilczący klatkę odm yka.

P otem odw raca twarz zam yśloną:

— «Precz ztąd K oza k u ! Żm ija na straży.» — W szed ł zgięty — od k rył lampę tajoną, P otem ją światłem podniósł do twarzy: — «Ż y ć będziesz B a s z o ! wzgardę przeżyłeś. Znasz m n ie?» — « 0 znam cię ! zna'm cię szatanie! Syna z a b ó jc o !» —- «Krew za krew stanie — Baszo, m o je g o O jca zabiłeś.

Blask cię buńczuków zaślepił w abny ! Tyś g o oczernił — ty od Sułtana Przyniosłeś Baszy stryczek jed w abn y, I sam na Baszę! i sam na pana! — Ja, słabe m ając d o zemsty ramig, Ja sam, syn Baszy, z miasta w ygnany, Gdym okiem żegnał rodzinn e ściany, W id zia łem g łow ę O jca na b ra m ie ! I dotąd jeszcze, dotą d w n o c ciemną, T ę bladą głow ę w idzę przedem ną, Jak m nie krwawem i ściga oczym a. L ecz teraz, Ż m ii cien ie nie straszą; Sen m ój kupiłem śm iercią Selima. Jeszcze krw i tw ojej trzeba m i B aszo; K rew sw oją oddasz za łzy Zulem ie, L z y , które lała w tw oim h arem ie; L ecz w rów nej walce, oddasz ją zbrojny. Teraz idź za mną — nie b ó j sig zdrady.» —

(56)

Szli oba we m głach. Basza spokojny, O czy obracał na księżyc blady.

Szli krętą ścieżką, gdzie w śród w ybrzeży W znosi się zamek nad Dniepru wały. K oło ogrom n ej środk ow ej wieży,

W ież m niejszych lekkie w ybiegły strzały: W w ieżach się smutny puszczyk odzyw a — Śpi blask księżyca i m gła przepływa.

W eszli d o zamku, weszli d o sali, P o ścianach błyszczą zb roje — a z g óry Blask o d kagańca padał ponury, I słychać zdała szum D niepru fali.

W dalszych kom natach — o dziw nad dziw y! Jakie tam . cuda w zamku dniepi-ow ym ? N a ścian w ysokich tle lazurowem P łon ą lamp gw iazd y; kob ierców niwy K wiatem zabłysły, a kwiat tak świeży, Jak gd yb y z ranną rosą zerwany. Gdzie niegdzie kryształ zastąpił ściany; W zw ierciadłach oko bieży i bieży, N ow ą odkryw a salę, za salą!

W każdej te same lam py się p a l ą ---Czy to są cza ry ? tak dłu gim gankiem M ógłb y w ęd row iec zajść aż do B oga ! Z marmuru sali cięta p o d ło g a , A delfin złoty obrzucał wiankiem K ryształ, co daje m iłe o ch ło d y ; A światła płoną p od szkłami w ody. Patrząc na ognie, kryształ i kwiaty, Oko zalśnione w ciągłym zachwycie, P rzez okna sali bieży z komnaty, Bieży od p oczą ć w nieba b łę k icie ; I w pada n agle ja k w otchłań ciem ną, Przez którą srebrny księżyc przepływa.

H etm an sprężynę ruszył tajem ną — Z ło ta się nagle ściana od k ryw a ;

(57)

I nowa sala — Sali połow a Alabastrow em światłem zaćm iona, W p ołow ie ze m gły spada zasłona, A za m głą srebrna znów jasn ość dniow a. G dy na złocistym siedli dywanie, Na znak Hetmana, zdała za m głam i Zabrzm iały arfy — słychać śpiewanie, Stłumione zrazu echem i łzami

Cichej fo n ta n n y Potem ze śpiew em , Dwanaście dziewic, kwiaty kobierca D epce — i płynie z zasłon pow iew em . Basza dłoń prawą, podniósł do serca, P otem zbladł cały, oczy odw rócił, I twarz rękami zakrył obiem a,

I r z e k ł: — «Mój sztylet tak mię porzucił, Sztylet niew ierny — ja k ta Zulem a.» — — «B a sz o!» rzekł Hetman «ona szczęśliwa, Z waszych p ałaców bierze p od a rk i; D la niej p o m orzu czajka ma pływa, Błyszczą, pałasze i grzm ią janczarki! Dla niej to Ż m ija przez długie lata Zdradzał i zaprzał sw ego proroka, I twarz zm ienioną nosił dla świata, Choć w sercu była rana g łę b o k a ! — Hetm an — i razem w róg m ej drużyny,

Często przebrany z bracią Tatary, N a własne sioła niosłem pożary: Często przez d łu g ie, długie godziny, Pamiętam, naw et przed dniem w ypraw y, Jak wąż u kryty p om iędzy trawy, Patrząc na słońce, leżę dzień cały B y ch oć dzień jed en ukraść obłudzie, B y świst kozackiej usłyszeć strzały; S okół mnie poznał prędzej niż ludzie, Tak twarz wprawiłem , aby udaną N osiła barwę. W takiej niew oli, Jak liść dwubarwny srebrnej top oli, Cierpiałem m ękę — niewypłakaną.

Cytaty

Powiązane dokumenty

In the work presented so far we identified two essential aspects for a realistic value elicitation and inclusion in the design context: (1) in-situ data gathering and reflection of

Dla realizacji tego celu Amnesty Internatio ­ nal propaguje znajom ość i przestrzega­ nie uznanych, międzynarodowych norm dotyczących ochrony praw czło­ wieka, szerzy

Posłużenie się przez sprawcę innym środkiem dla osiągnięcia celu: gwałtem na osobie czy doprowadzeniem do stanu nieprzytomności lub bezbronności w wypadku rozboju

W uchwale z 22 lipca 2005 r., III CZP 52/05 Sąd Najwyższy rozstrzygał wątpliwość, czy dopuszczalne jest postępowanie na skutek skargi o wznowienie postępowania w sprawie o rozwód,

(The requirements for predictions of integrated properties of the wave spectrum such as the significant wave height and average period are not so critically dependent either on

Dla podjęcia i wy­ konania tych trudnych a ważnych zadań historją literatury musi oprzeć metody badania pojawów duchowych, utrwalonych w formie słowa, na

Wiemy także i to, że ochotników podczas drogi, czy już w Krakowie, spotkał Józef Dec z Kolbuszowej, starszy brat jadą­ cego Władysława D eca Był on członkiem

Feikema