• Nie Znaleziono Wyników

Kinga Kaśkiewicz (rec.): Mirosław Żelazny, Kant dla początkujących

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kinga Kaśkiewicz (rec.): Mirosław Żelazny, Kant dla początkujących"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

czynienia z zagadnieniami z zakresu fotogra-fii. Warto także przywołać ciekawą opinię autora na temat teorii Lipovetsky ego, umieszczonej przez redaktorów tomu w ka-tegorii „konsumeryzmu uśmiechniętego". Otóż, zdaniem Olechnickiego, po głębszej analizie uśmiech ten jawi się „szyderczy i iro-niczny", a cała wizja „ponura i przerażająca". Ostatnim artykułem, jaki pojawił się w Rozkosznej zarazie, jest tekst Radosława Kossakowskiego pt. Liminalność pośród mgły - o modzie na refleksyjną duchowość. Stanowi on swoistą refleksję nad potrzebą duchowości w dobie konsumeryzmu. Kos-sakowski z dystansem, a niekiedy z sarka-zmem odnosi się do współczesnej mody na transcendencję. W krytyczny sposób opisu-je szereg zjawisk określanych jako New Age, które miałyby zbliżać człowieka do Absolu-tu. Wielu czytelników zgodzi się, że chociaż-by współczesna moda na poradniki typu: jak zostać oświeconym w tydzień czy nagła popularność jogi i technik medytacyjnych w świecie zachodnim, może wydawać się kuriozalna. Jednakże nasuwa się pytanie: czy poszukiwanie duchowości, mimo iż przyjmuje często karykaturalną formą, jest czymś złym? Na zagadnienia te możemy przecież spojrzeć nieco przychylniejszym wzrokiem, bo czyż dzięki specjalnym die-tom człowiek nie będzie zdrowszy, a za sprawą jogi bardziej wygimnastykowany?

Rozkoszną zarazę z pewnością można uznać za pozycję nie tylko interesującą, ale i prowokującą. To, co stanowi najważniejszy atut książki, to różnorodność prezentowa-nych w niej stanowisk dotyczących mody i szerzej kultury konsumpcyjnej. Wachlarz

prezentowanych stanowisk niewątpliwie pomaga spojrzeć na zjawisko konsumery-zmu zarówno oczami jego entuzjastów, jak i wytrwałych krytyków.

Magda Jarząbek

Kinga Kaśkiewicz (rec.): Mirosław Żelaz-ny, Kant dla początkujących, Wydawnic-two Adam Marszałek, Toruń 2008, ss. 129. Nie od dziś wiadomo, że system filozoficzny Kanta uważany jest nie tylko za jeden z naj-poważniejszych (choć z pewnością najważ-niejszy z systemów filozoficznych) ale, co gorsza, także za jeden z najtrudniejszych. Stanowi to podstawowy problem zarówno tłumaczy, badaczy, jak i popularyzatorów filozofii. Jak w sposób przystępny i jasny opisać (lub przetłumaczyć) myśli tego wiel-kiego filozofa? W jaki sposób przekonać wnikliwego, acz nieobytego z filozofią czy-telnika, by podjął trud własnej interpretacji pism królewieckiego samotnika? Rzecz za-iste niełatwa. A jednak...

Nakładem toruńskiego Wydawnictwa Adam Marszałek ukazała się wyjątkowa próba takiej karkołomnej popularyzacji o zachęcającym tytule Kant dla początkują-cych, autorstwa Mirosława Żelaznego, bada-cza klasycznej filozofii niemieckiej, cenio-nego tłumacza pism Immanuela Kanta, członka Kant-Gesellschaft (towarzystwa skupiającego największych znawców króle-wieckiego filozofa). Każdy, kto zna wcze-śniejsze prace tego autora, wie, że potrafi on pisać językiem prostym i porywającym, z wyczuciem balansując pomiędzy powagą

(2)

wiedzy fachowej a anegdotą i humorem, że tłumacząc najbardziej zawiłe kwestie, traf-nie przekłada je na plastyczny język obra-zów, które zdolne są rozpalić wyobraźnię czytelnika.

Oto cel, który, jak sądzę, przyświeca serii Filozofowie dla początkujących, którą zainau-gurowała recenzowana pozycja. Myślę, że książka ta jest idealną propozycją populary-zatorską - choć jej treść jest wynikiem wielo-letnich badań, to informacje przekazane od-biorcy są rzeczywiście podstawowe - zamiast przeładowania terminologią mamy soczysty język dnia codziennego, zamiast abstrakcyj-nych rozważań - przykłady z pierwszych stron gazet. Zdumiewające, ale przynajmniej momentami czyta się ją jak powieść, a nie kompendium wiedzy historyczno-filozoficz-nej (którym nawiasem mówiąc, jest napraw-dę). Kluczem do sukcesu, jak sądzę, okazuje się fachowa znajomość filozofii Kanta, która ułatwia systematycznie i zwięźle przekazy-wać niezbędne informacje, a tym samym prowadzić czytelnika od zagadnień najprost-szych do coraz trudniejnajprost-szych.

Przywołajmy te dziecięce wspomnienia, idealną krainę w ogródku babci, sekretne spotkania w szałasach zbudowanych w po-bliskim lasku, ekspedycje na bezludną wyspę; ten niepokój, ciekawość, drżenie w oczekiwaniu na wyprawę w nieznane. Ta-ką właśnie podróż proponuje nam autor Kanta dla początkujących. Rozpoczynamy ją zatem od wyspy, która stanowiła centrum dawnego Królewca. Znakomity pomysł, bo czyż filozofia zadająca wciąż nowe pytania, niezmiennie poszukująca prawdy tam, gdzie inni już dawno zasklepili się w

dogmatycz-nych oczywistościach, nie jest wieczną przy-godą? Należy jednak zaznaczyć, że czytel-nik, który oczekuje od tej książki konkretnej wiedzy, na pewno się nie zawiedzie. Znaj-dzie tam odpowiedzi na pytania o to, czym jest metafizyka i rzecz sama w sobie; jak wy-glądają u Kanta logika i sądy syntetyczne a priori, władza sądzenia i idee regulatywne, formuły imperatywów i antynomie. Znaj-duje się w niej wszystko, co trzeba i co war-to wiedzieć o filozofii Kanta. A czyta się po prostu wybornie.

Książka wyraźnie podzielona jest na dwie części: pierwsza dotyczy zagadnień teorii poznania, druga - etyki, religii i tego, co dziś nazwalibyśmy naukami polityczny-mi i społecznypolityczny-mi. A zatem konstrukcja książki odzwierciedla Kantowski podstawo-wy podział na rozum teoretyczny i prak-tyczny. Autor zaczyna od fundamentalnego dla filozofii europejskiej pytania: czym jest metafizyka? Jak rozumiana była wcześniej? Jak chciał ją rozumieć Kant? Wydawałoby się, że pojęcie to, kluczowe wszak dla filozo-fii, stanowić mogłoby przedmiot wieloto-mowego dzieła, okazuje się jednak, że moż-na je sprowadzić do dwóch podstawowych kwestii. Po pierwsze, metafizyka rozumiana klasycznie (np. jak u Arystotelesa) stanowi naukę o substancji, istocie rzeczy, o tym, co niezmienne i stałe. Oczywiście rozważania nad tym, czym owa substancja jest, zrodziły najróżniejsze, często ścierające się ze sobą kierunki filozoficzne. Na pytanie więc: czym jest substancja? Kant odpowiada prosto: nie wiadomo. Po drugie, metafizykę możemy rozumieć jako próbę intuitywnego użycia rozumu; tak jak używamy go w geometrii,

(3)

gdzie rozum może konstruować wyobraże-nia (np. koła) sam z siebie, nie z doświad-czenia (gdzie przecież nie ma idealnego koła). Tylko, czy rzeczywiście rozum może obejść się bez świadectwa zmysłów? I czy wszystko, co poznajemy, może być rozpa-trywane tylko jako konieczne bądź niemoż-liwe? Na to drugie pytanie przecząco odpo-wiedział już Hume, wykazując, że nasz spo-sób wiązania zdarzeń jest tylko prawdopo-dobny i oparty na przyzwyczajeniu. Kant zaś pokazał nam rolę, jaką odgrywają w na-szym myśleniu formy czystego oglądu: czas i przestrzeń.

Kolejne rozdziały (często krótkie) oma-wiają Kantowską estetykę i logikę, czyli sfe-rę ludzkiego oglądu i myślenia. W sposób niezwykle prosty i obrazowy autor pokazu-je, że nie możemy sobie wyobrazić żadnego przedmiotu bez umieszczenia go w trójwy-miarowej przestrzeni ani żadnych wydarzeń bez ułożenia ich w ciąg czasowy (choć nie-koniecznie ściśle zgodne ze ściennym ka-lendarzem). Na czym polega owa prostota i obrazowość w przedstawianiu estetyki transcendentalnej Kanta? Na unaocznieniu jego suchych rozważań przez przykłady z powieści Juliusza Verne'a i uzmysłowieniu czytelnikom, że dzięki formom czystego oglądu możliwe jest porozumienie się in-nym człowiekiem, nawet najbardziej „dzi-kim". Pytanie zaś o to, czego istnienie nie sytuowałoby się w tych formach oglądu (co byłoby bezczasowe i pozaprzestrzenne), po zostaje pytaniem o rzecz niepoznawalną w żadnym doświadczeniu, o rzecz samą w sobie, a nigdy nie stanowi przedmiotu wiedzy.

Prócz wspólnych nam wszystkim for-mom oglądu, posiadamy także wspólną nam zdolność do budowania sądów. Tej właśnie zdolności dotyczy rozdział Logika bez kantu, z którego czytelnik dowie się, na czym polega specyfika sądów analitycznych, jak dzielimy sądy i wokół jakich kwestii mo-gą się one koncertować, że do wcześniej znanych sądów wymienionych przez Ary-stotelesa, Kant dodaje sądy o modalności (mówiące na przykład o tym, że coś istnieje lub jest konieczne). Takie suche wyliczanie sądów wydawałoby się nużące, jednak pod piórem Żelaznego czysto akademickie roz-ważania zderzają się z codzienną praktyką. I nagle okazuje się, że cała klasyfikacja jest odbiciem naszego codziennego porządko-wania własnego otoczenia, że jest niczym innym, jak formułowaniem różnorakich sądów podejmowanych dzień w dzień, na każdy temat. Rozdział ten uzupełniają ko-lejne dotyczące sądów syntetycznych a prio-ri, syntezy a priori i władzy sądzenia. Choć na pierwszy rzut oka wydają się niezwykle poważne, zawiłe i niejasne, to znów okazują się czymś oczywistym, bo codziennym i znanym nam od zawsze. Po pierwsze, nasz intelekt ma zdolność budowania sądów od-noszących się do zdarzeń, np. pozwalają naukowcom wystrzelić sondę kosmiczną, tak by po wielu latach minęła określoną pla-netę i wykonała jej zdjęcia z określonego miejsca i pod określonym kątem. A możli-we jest to właśnie dzięki sądom syntetycz-nym a priori. Syntetyczsyntetycz-nym, bo łączą kilka zdarzeń (wystrzelenie promu, prędkość, ja-ką mu nadajemy, odległość do przebycia, czas potrzebny na jej pokonanie, ruch

(4)

pla-nety), które same w sobie nie mówią nam jeszcze o rezultacie końcowym, a dopiero dzięki ich połączeniu znamy ostateczny efekt. A priori, bo zdarzenie, które Centrum Lotów Kosmicznych tak skrzętnie wylicza i planuje, jeszcze nie nastąpiło. W praktyce codziennej rzecz najprostsza i najbardziej oczywista pod Słońcem, dokonujemy jej, ucząc się języków obcych, odnajdując drogę podług wskazówek życzliwego przechodnia, planując wakacyjny wyjazd i załatwiając ty-siące innych drobnych spraw, których nie sposób wymienić. Jednak dla filozofa moż-liwość dokonania syntezy ma znaczenie w jeszcze jednej sferze: w metafizyce wła-śnie, w poszukiwaniu połączenia pomiędzy światem zmysłów i krainą intelektu. Z jed-nej strony mamy bowiem dziedzinę rzeczy zmiennych, nacechowanych indywidualno-ścią, z drugiej zaś idealne królestwo tworów ludzkiego rozumu. Który z nich jest właści-wy: ten, w którym kule są idealnie okrągłe i toczą się po równi pochyłej z jednakowym przyśpieszeniem czy ten, gdzie nie ma dwóch identycznych kul bilardowych, a sto-ły wygładzać można bez końca? Dzieje się tak, bo nasze poznanie wypływa z dwóch niezależnych źródeł: jednym są zmysły, dru-gim intelekt. Pozostaje nam wiara, że pod powierzchnią tych dwóch sposobów zdoby-wania wiedzy jest coś trzeciego, owa sub-stancja prosta, którą w tak różnoraki sposób poznajemy. Rozważania czysto akademickie mogą posiłkować się wiarą, ale czy w prak-tycznym życiu możemy funkcjonować tak schizofrenicznie rozdarci? Na szczęście ma-my władzę sądzenia, powiada Kant, czyli zdolności wydawania sądów. Umiejętność

tę najlepiej widać u lekarzy czy prawników, przedstawicieli tych zawodów, których spe-cyfika polega właśnie na tym, by poszcze-gólne przypadki (pewne symptomy choro-bowe lub znamiona karygodnego czynu) podciągnąć pod określoną zasadę (konkret-ną chorobę bądź paragraf). Z jednej strony mają świat rzeczywisty, konkretne dane zmieszane z tysiącami innych, często po-bocznych cech, z drugiej - idealny świat wyznaczony przez wiedzę zdobytą na stu-diach. Umiejętność łączenia tych dziedzin owocuje trafnym postawieniem diagnozy lub wydaniem właściwego wyroku. A o tym, czy ktoś jest dobrym sędzią bądź lekarzem, decyduje właśnie umiejętność wydawania sądu. Jest to zatem najbardziej powszechna umiejętność, którą z większą lub mniejszą wprawą posługujemy się na co dzień: egza-minując i wystawiając oceny, decydując o tym, czy kule bilardowe już są dostatecznie okrągłe, a stół dość gładki. Skąd mamy taką wiedzę? Bez wątpienia z praktyki, dlaczego jednak niektórzy jej nie posiadają albo po-siadają ją w mniejszym stopniu niż inni, tego dokładnie nie wiadomo. Wiadomo za to, że stanowi ona dla nas źródło rozkoszy: gdy czytając kryminał, udaje nam się odgadnąć nazwisko mordercy lub gdy okaże się, że mieliśmy słuszność, podejrzewając w osobie uprzejmego sąsiada oszusta matrymonial-nego, choć wszyscy inni mówili, że się myli-my. Cóż za satysfakcja, nieprawdaż?

W rozdziałach zamykających blok pro-blemów teoriopoznawczych (zatytułowa-nych Krytyka czystego rozumu na dodatek transcendentalna i Logika z kantem) znaj-dziemy pozostałe brakujące zagadnienia

(5)

nieodłącznie związane z filozofią królewiec-kiego myśliciela. Dowiemy się z nich, na czym polegał słynny „przewrót kopernikań-ski", dokonany przez Kanta, a co naprawdę oznacza słówko „transcendentalny", wbrew obiegowym zastosowaniom tego terminu. Poznamy także, jakie są główne zarzuty Kanta wobec psychologii racjonalnej, ko-smologii racjonalnej i teologii racjonalnej, a przy okazji, czym są idee regulatywne i co takiego regulują (zgodnie ze są nazwą). Znów brzmi niezwykle poważnie i takie w swej istocie jest, ale z drugiej strony znów dotyczy zagadnień, które są nam bliskie. Dotyczą bowiem sfery naszego rozumu, za-gadnień tożsamości naszej osoby, nieśmier-telności duszy, istnienia Boga, specyfiki na-szej (i nie tylko nana-szej) wolności. Tym sa-mym powoli wraz z Kantem i Żelaznym wkraczamy w świat ludzkiej egzystencji. Najprościej rzecz ujmując, filozofia trans-cendentalna chce zbadać istotę samego pro-cesu poznawczego, zamiast wikłać się w za-gadki natury metafizycznej. Z samej próby odpowiedzi na pytanie, jak jest możliwe po-znanie, dzięki któremu dany jest nam przedmiot, pojawia się konieczność przyję-cia trzech idei, które pozwalają nam do na-szego procesu poznawczego wprowadzić porządek, a które nie mają swego odpo-wiednika w świecie empirycznym. Choć idee te można nazywać rozmaicie, sprowa-dzają się do trzech: duszy, świata i Boga. Co gorsza, istnienia żadnej z nich nie sposób udowodnić, choć przyjąć je musimy ko-niecznie. Nie mamy przecież wątpliwości, że jesteśmy tą samą osobą, co 15 lat wcze-śniej, choć jej sposób myślenia być może

dziś budziłby nasz śmiech i politowanie. W pewnym sensie jesteśmy tą samą osobą, która w wieku pięciu lat nad wszystko inne przekładała lepienie bałwana i jazdę na sa-neczkach. A udowodnić, jak chciałaby psy-chologia racjonalna, istnienia duszy nie sposób. Nie mamy też wątpliwości, że ota-czający nas świat jest tak skomplikowany i tak perfekcyjnie ułożony w swych zależno-ściach, że w porównaniu z nim nawet naj-doskonalszy szwajcarski zegarek wydaje się prostą zabawką. A przecież udowodnienie istnienia umysłu, który zaprojektował wszechświat, nie jest możliwe. Pozostała jeszcze Kantowska krytyka kosmologii ra-cjonalnej, którą Żelazny przesunął na ko-niec rozważań, po to, by czytelnik mógł płynnie przejść od zagadnień teoriopo-znawczych do etycznych, a później społecz-no-politycznych.

Owocem krytyki kosmologii racjonal-nej są słynne antynomie. W omawiaracjonal-nej książce przedstawione zostały wszystkie cztery i wszystkie też, dzięki wiedzy zdoby-tej podczas lektury wcześniejszych stron książki, powinny być dla czytelnika zrozu-miałe. Poświęcę więc tylko kilka słów trze-ciej, która wprowadza nas w świat wolności, stając się fundamentem dla zrozumienia Kantowskiej etyki. W tym miejscu książki pojawiają się koty, które od tego momentu będą nam towarzyszyć przez całą część po-dejmującą zagadnienia moralne, by pomóc nam w rozjaśnieniu wszelkich zawiłości. Jaka jest zatem różnica pomiędzy zegarem wskazującym czas a burą kotką Arielką? Ta-ka, że zawiły mechanizm pierwszego wytłu-maczy nam każdy zegarmistrz, a znacznie

(6)

bardziej skomplikowany organizm kotki w znacznej mierze pozostaje zagadką dla zoologa. I taka, że jesteśmy w stanie przewi-dzieć wszelkie „zachowania" zegara, każdy ruch jego wskazówek, a zamierzeń i działań Arielki nie sposób wtłoczyć w konieczne zasady determinizmu. Kotka czegoś chce, do czegoś dąży, jednym słowem, przejawia swą wolność. A skąd ona wypływa? Z nie-znanej przyczyny procesów życiowych, z owej tajemniczej, niepoznawalnej rzeczy samej w sobie.

W ten sposób autor doprowadza czytel-nika do zagadnień etycznych zawartych w dwóch nierozerwalnie ze sobą związa-nych rozdziałach Prawo moralne... oraz ... i niebo gwiaździste, gdzie witają go pozosta-łe sympatyczne koty: Isha, Flora, Mruczek i Kita. Pomogą czytelnikom zrozumieć róż-nicę między imperatywem (czyli nakazem) hipotetycznym a imperatywem kategorycz-nym, zwłaszcza pojąć maksymy tego ostat-niego, a także - rozświetlić znaczenie ter-minów „wolnej woli" i „dobrej woli". Dla-czego pojawiają się koty? Zapewne z osobi-stej sympatii żywionej przez autora właśnie do kotów, ale przede wszystkim dlatego, że brak im wolnej woli, co wyklucza karania ich za „przewinienia" podyktowane in-stynktem. Choć rozum w moralności dyk-tuje prawa własnej woli, to jako konkretne nakazy etyki normatywnej, takie jak na przykład dekalog, nie działają w sposób bezwzględnie konieczny jak prawa, które rozum dyktuje przyrodzie. Stanowią impe-ratyw hipotetyczny, bowiem sytuacje, jakie napotykamy w życiu, zbyt szybko zmienia-jącej się, by konkretne nakazy mogłyby za

nimi nadążyć. Dlatego rozum sam sobie musi narzucić prawa, według zasady zwa-nej imperatywem kategorycznym, którego dwie formuły znajdziemy omówione w ni-niejszym rozdziale. Drugą jego część stano-wi ...i niebo gstano-wiaździste, odczytywane po-wszechnie jako symbol świata przyrody, rządzony prawami determinującymi, gdzie wszystko dzieje się zgodnie z raz ustalonym porządkiem. Jednak rozdział ten poświęco-ny jest, po pierwsze, pojęciu dobrej woli, która w systemie Kantowskim jako jedyna jest naprawdę dobra, podczas gdy czyn mo-że, mimo najlepszych chęci okazać się chy-biony; po drugie, relacjom między czynie-niem dobra a doznawaczynie-niem szczęścia, z którą wiąże się problem nieśmiertelności duszy i Boga.

Zamknięciem tych rozważań są uwagi dotyczące religii, której rolę Kant postrzegał nie w budowaniu formalnych struktur ko-ścielnych, ale w dążeniu do pozbycia się ra-dykalnego popędu do zła zakorzenionego w naturze ludzkiej. Kant nie miał złudzeń co do natury człowieka i obok źródłowej predyspozycji do dobra, dostrzegał też po-wszechną wśród ludzi tendencję do nacią-gania prawa i drobnych oszustw, pozornie o małej szkodliwości.

Na ogół książki poświęcone filozofii na-pisane są w sposób hermetyczny, w których długie i skomplikowane wywody o rygory-zmie etycznym i deontologii trafiają jedynie dla wąskiego kręgu specjalistów. Niestety, bardzo rzadko pojawiają się pozycje, które można polecić młodym ludziom ciekawym świata, pragnącym poszerzyć swoją czysto szkolną wiedzę. Szkoda, bo filozofia -

(7)

szu-kająca wszak odpowiedzi na fundamentalne pytania o sens istnienia, wolności, celowość podejmowania działań - stanowi idealną pożywkę dla młodego ducha. Tylko jak zrozumieć Kanta czy Hegla, z ich wielkimi, wielotomowymi systemami, skomplikowa-nym językiem, specyficzną terminologią, w dodatku wymagającą znajomości wcze-śniejszych epok i rozważań? Nic dziwnego, bowiem popularyzacja najbogatszej i chyba najtrudniejszej dziedziny wiedzy nastręcza niemało problemów. Tym bardziej cieszy, że Wydawnictwo Adam Marszałek zapo-czątkowało serię „Filozofia dla początku-jących".

W tym roku filozofia staje się przedmio-tem maturalnym. Praktycznie bez zaplecza w postaci przedmiotu nauczanego w szko-łach, często bez dobrze przygotowanej ka-dry nauczycielskiej, z garstką przypadko-wych podręczników i z dopiero co zatwier-dzoną podstawą programową. Współczuję nauczycielom tego przedmiotu, bo wiem, że potrzeba naprawdę dużej wiedzy (nie tylko filozoficznej), aby znaleźć i wybrać teksty przystępnie prezentujące problematykę filo-zoficzną, takie, które młodych ludzi nie znu-dzą i nie uśpią, ale zainteresują, zastanowią, a być może skłonią w przyszłości do studio-wania filozofii.

Myślę, że Kant dla początkujących jest idealną propozycją właśnie dla nauczycieli, choć książka pisana była z myślą o młodych ludziach: licealistach czy studentach.

Kinga Kaśkiewicz

Piotr Błajet (rec.): Michał Heller, Jak być uczonym, wybór i opracowanie Małgo-rzata Szczerbińska-Polak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009, ss. 71.

Ks. Michał Heller - laureat prestiżowej na-grody Templetona, którą otrzymał w 2008 roku za wybitne działania prowadzące do pokonywania barier między nauką i religią - we wstępie do swojej książki pisze: „Wiedza jest dobrem; zdobywając ją, stajemy się lepsi. Zdobywając wiedzę z nastawieniem ku do-bru, zdobywamy ją lepiej. Ale jest to sytuacja wyidealizowana, gdy wszystko jest tak, jak powinno być. Jednak nie zawsze tak jest. Ludzka wolność działania może i w tej dzie-dzinie spowodować wielkie dewastacje. Wie-dzę można nawet przeciwstawić dobru" (s. 11). Aspekt etyczny bycia naukowcem -uczonym to wątek dominujący, ale nie jedy-ny w opublikowajedy-nych „zapiskach". Zapiski owe (wcześniej niektóre z nich już publiko-wane, o czym autor informuje w nocie biblio-graficznej), jak pisze uczony, były kiedyś ad-resowane do współpracowników i uczniów, przy czym celowo nie używa słowa „studen-tów". Student to ktoś, kto chodzi na wykłady, odbywa ćwiczenia, a potem przychodzi po zaliczenie lub na egzamin. Uczeń natomiast to ktoś, z kim prowadzi się dialog, kto przy-sparza kłopotów, ale też radości, od którego mistrz uczy się nie mniej, niż z książek (s. 13). O roli dialogu, który jest niezbędny w upra-wianiu nauki, a którego bardzo często braku-je lub nie ma w ogóle, pisze ks. Heller również w innym miejscu.

Teraz, za pośrednictwem Wydawnictwa Znak, dbającego w sposób zupełnie

Cytaty

Powiązane dokumenty

(dzieci wyciągają kciuki, pokazując OK) Metal, wood, paper and plastic, different materials are fantastic. Ćwiczeniówka

Konsekwencją korzystniejszego metabolizmu w wątrobie jest więk- sza biodostępność esomeprazolu w komórkach okładzinowych i silniejsze hamowanie wydzielania kwasu solnego w

Jest ono o tyle sensowne, że dotyka istoty odpowiedzialności zawodowej, natomiast uzasadnienie tego pytania świadczy o nieznajomości zasad odpowiedzialności zawodowej.. Jeżeli

Bobkowski znał zresztą Macha z tekstów publikowanych w „Twórczości”, gdzie – przypomnijmy – ukazywały się od 1945 roku fragmenty jego wojennych dzienni- ków, znanych

W porównaniu z klopido- grelem stosowanie tikagreloru wiązało się ze zmniejsze- niem o 16% względnego ryzyka głównego punktu końcowego, obejmującego zgony z przyczyn

Przykład ten dowodzi więc, że nawet tekst fantastyczny, który nie odnosi się do żadnej indywidualnej ani zbiorowej pamięci w świecie rzeczywistym, spełniałby dwa

Jesteś ciekawy, co się stanie ze skorupkami jajek leżącymi w occie przez długi czas?. Pozostaw jajka w occie na

Uczniowie uzyskali wartość powiększenia 400x podczas obserwacji trwałego preparatu mikroskopowego. Dokończ poniższe zdanie. Wpisz w ramki właściwe nazwy narządów zaznaczonych