***
ANONIM
STRESZCZENI E. Jest to autobiog raJicZlw relacja ob-razująca sposób przeżywallia zaburzeń psychicznychi
radzellia sobie z lIimi.
Od redakcji. Ponieważ tego rodzaju świadectwa mogą pełllić ważlul i pouczającą rolę w przygotowaniu zawo-dowym osób zajmujących się leczelliem zaburzeń psy-chiczllych, redakcja szeroko otwiera dla lIich łamy
"Po-stępów" i zaprasza potencjalllych autorów lub osoby
dysponujące podobllymi relacjami do nadesłallia ich (warunkiem publik/cji jest oczywiście uzyskallie zgody autora).
SUMMARY. The autobiographic re/ation illustrates
how the patiellt experiel/ces and copes with mental disorders.
Editor's
Dote.
Since evidence oj this type may play an imporlal/t role il/ the training oj mental health projes-siollals, the Editors would like to encourage and invite potentialauthors to publish their relations in Postępy(tlze illvitation is extended also to those in possession oj such nwterials, naturally, provided that the author's permissioll is obtained).
Key words: subjcctive view of mcntal illness / autobiography Słowa kluczowe: subiektywne spojrzenie na chorobę / autobiografia
Od kiedy
pamiętam,zawsze
byłemdziec-kiem
wmżliwym. Jednocześniezawsze
miałembardzo
rozbudowaną wyobraźnię.Ta moja
wmżliwośćna
początkumi nie
przeszkadzała. Pamiętam, żew przedszkolu niczym
sięnie
wyróżniałemod
rówieśników. Byłemtaki
jak
inni. Gdy
poszedłemdo
szkoły,do I klasy
szkołypodstawowej,
pamiętam, że zacząłem się jąkać.Nie wiem czym to
byłospowodowa-ne,
może ktośmnie
odrzucił.Z biegiem czasu
różnice między nrnąa moimi
rówieśnikami po-głębiały się. Byłemosamotniony,
zamkniętyw
sobie. Nadal
się jąkałem,przy czym
przypadałoto
wyłączniena czas szkolny. Kiedy rok
szkol-ny
się kończyłi
zaczynały sięwakacje
jąkanie ustępowało.We wszystkim
byłemgorszy od swoich
ró-wieśników.W nauce, w grze w
piłkęitd.
Pm-ktycznie w
każdejdziedzinie mojego
życia.Wyobmziłem więc
sobie,
żemoja
głowajest
kulą.
W tej
kuli
zacząłem tworzyć różnematerie
lub twory. Nie
potrafięich
opisać słowami,tak
jak nie
można opowiedziećIX Symfonii
Beethovena. Tym tworom
zacząłem przypo-rządkowywać różne umiejętności. Mogłoto
być:
gra w
piłkę,gm w tenisa, inteligencja itd.
Tym tworom
przyporządkowałempraktycznie
wszystkie dziedziny mojego
życia. Każdytwór
odpowiadałza
inną umiejętność.Kiedy na
przykład uczyłem się gmćw
jakąś grę,np. w
tenisa, to na
początku postępowałemjak
każdynormalny
człowiek. Uczyłem siępodstawo-wych
zagmń,podstawowych
uderzeńitd.
Two-rzyłemogólny twór, który
miał odpowiadaćza
gręw tenisa. W tym tworze
tworzyłem następnepodtwory, które
już miały odpowiadaćza
kon-kretną czynność,np. za serw czy uderzenie z
backhandu.
Oczywiście bezpośredniopo
utwo-rzeniu tych tworów natychmiast
przyporząd kowywałemim
nabyte
wniejętności. Następnie, jak
miałemz
kimś gmć,to
szukałemw
kuli tego tworu
odpowiadającegoza
gręw
te-nisa.
Proszęjednak nie
sądzić, żejak
miałemten twór - to od razu
stawałem sięnajlepszy,
żenp. jak jednego dnia
opanowałem jednączyn-ność,
a
następnie przyporządkowałem jąokreślonemu
tworowi, po czym - jak
przywo-łałemten twór, to
stawałem sięw
tej
czynności doskonały.Tak jak
każdy człowiek musiałem trenować, doskonalić sięw
grze. Twór
odpo-wiadający
za
gręw tenisa po prostu
pomagałmi. Bardzo mi
pomagał.Przed
każdą grąmu-siałem przywołać
go.
Byłokilka takich
przy-padków,
żeprzed
grąnie
udałomi
sięprzywo-łać
tego tworu.
Proszęjednak nie
myśleć, że zupełnie traciłemwtedy
wniejętnośćgry. Po
prostu
grałemgorzej,
dużogorzej.
Tak
byłoz wszystkimi dziedzinami mojego
życia. Miałem
twory
odpowiadająceza
inteli-gencję,
twory, których zadaniem
byłopopraw-ne
wysławianie sięitd. Wszystko to
funkcjono-wało
na zasadzie, jak
opisałemPanu
powyżej.Kiedy np.
siadałemdo klasówki z matematyki
przywoływałemtwory
odpowiadająceza
inte-ligencję.
Pierwsze twory
zacząłem tworzyć,jak
byłem
w 6 klasie
szkołypodstawowej. Twory
te
byłyulotne, tzn.
kończyły sięwraz z
upływem dnia. Kiedy
kończył się dzieńi
kładłem się spać,po czym
budziłem się,tych tworów
już
nie
było.Noc je
niszczyła.Aby temu
prze-ciwdziałać, postanowiłem jakoś
te twory
zabez-pieczyć.
W tym celu
wykonałemszereg
określonych czynności. Były
to
czynnościzbyt
skomplikowane, by je tu
opisać, zresztąnie
bardzo je
pamiętam. Stworzyłemtwory,
nazwęje umownie tworami B. Tworom B nie
przypi-sywałem żadnych
funkcji,
miałyza zadanie
wy-łącznie chronić
te
właściwetwory
odpowiada-jące
za
różne umiejętności (nazwęje umownie
tworami A).
Każdegodnia przed
położeniem się spać musiałem wykonaćna tworach B
sze-reg
określonych czynności,które
zabezpieczałytwory A. Twory B to
byłytylko
narzędzia. Czynnościamitymi
byłom.in. rzucanie
głowąbardzo szybko lub wpatrywanie
sięz bliskiej
odległości
w
żarówkę. Następnie,jak
skończyła sięnoc i
wstawałem,to
postępowałem zupełnieanalogicznie, tzn.
musiałem wykonaćszereg
czynności,
które
przypominałymaterie A. Od
tego, jak poprawnie
wykonałemte
czynności, zależała jakośćtworów A.
Jeżelinp. niezbyt
dokładnie wykonałem jakąś czynność
zabez-pieczającą
czy
przypominającąlub
popełniłem jakiś błąd,wówczas
otrzymywałemmaterie,
które
działały niedokładnie.To
byłojeszcze
przed liceum. Kiedy
zdałemdo liceum
myśla-łem, że
jestem
już dorosły. Chciałemzachowy-wać się
jak
dorosłyi
myślećjak
dorosły.W tym
celu'
stworzyłemmaterie, które
odpowiadałyza
dorosłe myślenie, dorosłe słownictwoitd.
Z perspektywy czasu
widzę,jaki
byłemwów-czas
śmieszny,ale
tak
wtedy
myślałem.Jedno-cześnie stworzyłem
twór, który
odpowiadałza
jakość
mojej twarzy.
Wspomniałem już, że
od tego, w jaki sposób
wykonywałem czynności zabezpieczające
i
przypominające, zależała jakość
otrzymanego
tworu. Moje prawdziwe problemy
zaczęły sięw lipcu 1993 r. Doskonale
panliętam tamtąnoc.
Byłoto na
dzieńprzed moim wyjazdem do
Londynu.
Musiałemwtedy
popełnić jakiś błądw
czynnościach zabezpieczających, doŚĆ że stworzyłemnowy rodzaj tworu. Jest to twór
gęsty,
ma
konsystencję smoły,ma
barwęzielo-no-czarną.
Jeszcze w Londynie
zauważyłem, żetwór ten dziwnie
oddziałujena
mojątwarz. Pod
jego
wpływemmoja twarz
zaczęłajakby
się spłaszczać, zmieniaćswoje rysy. Niekiedy
czu-łem
jak twór ten
spływana
moją głowę,dotyka
mriie,
czułem wyraźniejego
płatyna moich
policzkach. Wtedy
teżz
moją twarzą zaczęło się dziać cośdziwnego. Moja twarz
stawała sięjakby inna,
zmieniałaswój
kształt, zmieniały sięrysy. Wstyd
siędo tego
przyznać,ale w
takich momentach
miałemtwarz idioty. Jestem
o tym przekonany,
ponieważw kilkunastu
przypadkach
zdążyłem się przejrzećw lustrze.
Niekiedy
bywałotak,
żenp. jeszcze w
Londy-nie
jechałemmetrem i
czułem,jak twór ten
zaczyna
oddziaływaćna
mojątwarz. W takich
przypadkach niektórzy ludzie zaczynali
sięze
nmie
śmiać. Byłomi wtedy bardzo przykro. To
samo
działo się równieżpo wakacjach. Koledzy
z powodu mojego
wyglądui mojego
zachowa-nia
odsunęli sięode mnie. Musi Pan
wiedzieć, żetwór ten (od tej pory
będę nazywałgo
Lon-dyn) nie tylko
zmieniał mojątwarz, ale
i moje
zachowanie,
moją osobowość.Pod jego
wpływem
zaczynałem się zachowywaćumiej
pew-nie,
zacząłem się jąkać.O ile w poprzednich
latach
jąkanieniemal
ustąpiło,o tyle teraz
sprawiło, że
koledzy
zaczęli siędziwnie mi
przyglądać, zaczęli rozmawiać
na mój temat
Oczywiście
wszystko to
odbywało sięza moimi
plecami, ale i tak ich
słyszałem.Nie jestem
przecież aż
tak
głupi, żebynie
poznać,czy
ktoś sięze mnie
śmiejeczy nie. Niejednokrotnie
słyszałem
ich uwagi:
Popatrz jak on
wygląda,czy:
Patrz
jakąon ma
głupią minę. Działo sięto
oczywiściewtedy i tylko wtedy, kiedy
Lon-dyn
działałna
mojątwarz.
Były równieżi takie
dni, w których
miałem nom1Ulnątwarz. Londyn
wtedy
przestawał działać.Niejednokrotnie
przychodziłemdo
szkołyz
nomlalną twarzą, później zaś,w czasie lekcji albo w czasie
przer-wy, Londyn niespodziewanie
zaczynał działaćna
mojątwarz. Moja twarz
zaczynała sięwtedy
zmieniać.
W kilku przypadkach
zauważyli10
koledzy i dziwnie mi
sięprzypatrywali.
Wszy-stko to
sprawiło, że zacząłem się izolować, przestałem wychodzićz domu,
przestałemcho-dzić
do
szkołyna
miesiąc. Jednocześnie zaczą łemz nim
walczyć. Przestałem wykonywaćprzed
nocą działania zabezpieczającei potem
działania przypominające, żeby się
go
pozbyć.Ale pomimo tego on nadal
byłwe mnie, co
więcej,
kiedy
spostrzegł, że chcęz nim
wal-czyć, zacZLlł walczyć
z kolei ze
mną.Próbowa-łem znaleźć
w mojej kuli te dawniejsze materie.
To
trwałobardzo
długo,2 czy 3
miesiące,nie
pamięl'lm.
Wszystko dlatego,
żeLondyn
stoso-wał różne
fortele. Kiedy np.
znalazłem jużte
moje dawniejsze materie i
kierowałem swoją świadomośćna nie, aby w nie
wejść,w
ostat-nim momencie
okazywało się, że10 Londyn
przybrał
tylko tak'l
postać,aby mnie
oszukać.Kiedy
spostrzegł, że jużgo nie
chcę,nie
potrze-buję, zaczął
zaciekle
walczyćze nm'l o
utrzy-manie swojej pozycji. Szukanie tych moich
dawniejszych materii
trwało trochęczasu. W
końcu
jednak je
znalazłem. Byłemwtedy
na-prawdę szczęśliwy.
Na nowo
zaczynałem żyć. ZacZLlłem się zachowywać zupełnieodmiennie.
Napisałem
Panu
już wcześniej, żetym
mate-riom i tworom
przyporządkowałemprawie
każ dą dziedzinęmojego
życia. Byłytwory, które
(jak
już wcześniejPanu
napisałem)odpowiada-ły
za twarz, zachowanie,
wysławianie,inteli-gencję.
Czy u wierzy Pan w to,
żezanim jeszcze
stworzyłemLondyn,
zachowywałem siętak,
jak inni ludzie,
miałem nom1alnątwarz.
potra-fiłem zabrać głosw publicznej dyskusji.
Właśnie
tych tworów
szukałemw tej kuli
i
udałomi
sięje
znaleźć. Oczywiścieprzed
każdą nocą musiałemje
zabezpieczać,a potem sobie
przyponmieć.
Londyn
walczyłjeszcze ze
nmądalej.
Zaczął wkładać różne słowaw moje
myśli
tak,
że wychodził zupełnieodwrotny
efekt od zamierzonego. Podam
przykład. Jednąz
czynnościzabezpieczaj'lcych jest
nakładanie siędwóch
płaszczyznna siebie.
Płaszczyznyte
występuj'l
w tworach B, które, jak Pan wie,
mają wył'lcznie
funkcje ochronne. Kiedy
myślę: dotykać, wchodzić, płaszczyzny
te
doty-kaj'l siebie nawzajem, a potem jedna wchodzi
w drug'l. Londyn
pomiędzyte dwa
słowa wkła dał słówkonie
tak,
że brzmiałoto:
rkJtykać,nie
wchodzići
wychodził zupełnieprzeciwny efekt
W trakcie pisania
przyponmiałemsobie jeszcze
jedn'l
istotnąrzecz. W szkole podstawowej
oprócz tworzenia
własnychtworów
zacząłem również tworzyćmaterie dla innych osób.
Przy-pisywałem daną materię
do danej osoby.
Lon-dyn
postanowiłto
wykorzystać. Sprawiał, żemateria konkretnej, znanej mi osoby
znajdowa-ła się
w polu
oddziaływaniamojej kuli.
Traci-łem
wówczas swoj'l
osobowość, zaczynałem zachowywać siętak, jak ta osoba.
Miałempo-czucie,
żeta
osoba
zabierałami
myślii na 10
miejsce
wkładałaswoje.
Byłem jednocześnie sobąi
l'l
osob'l.
Walka z Londynem
trwałabezustannie.
Nie-omaiże
na
każdymkrOk.ll. Przypominam sobie
kiedyś taką sytuację,
kiedy
czynności zabezpie-czające rozpocząłemo godzinie 23.00, a
skoń czyłem okołogodziny 5.00 nad ranem. Zwykle
te
czynności trwały około40 minut, ale wtedy
Londyn
dosłowniena
każdymkroku
odwracałmoje
myślii
stosowałwiele innych sztuczek.
Któregoś
dnia
uniemożliwiłmi wykonanie
czynności przypominających.
Wsk.lltek czego
te moje dobre materie
przepadły. Byłemzszo-kowany,
popadłem w depresję. Życie straciło
dla mnie sens.
Chciałem popełnićsamobój-stwo, jednak nie
miałemna to odwagi.
Myśla łem, żejak
się upiję- to
łatwiej będziemi
skoczyć.
Nic z tego.
Następnegodnia sytuacja
się powtórzyła.
Moja pierwsza próba
samobój-cza
miałamiejsce w marcu 1994
r.,
potem
wielokrotnie
poszukiwałeminnych sposobów
odebrania sobie
życia. Chciałem podłączyć siędo
prądu, podciąćsobie
żyłyitd.
Przestałem wychodzićz domu,
zacząłem izolować się. Przestałem również uczyć siędo matury.
Proszę pamiętać, żeLondyn
całyczas ze
nmą walczył. Usiłował przejąćnade
mną kontrolę.Gdybym
uczył się,
Londyn automatycznie
przyporząd kowałby tę moją zdobytą wiedzęsobie.
Chcąc później skorzystaćz tej wiedzy
musiałbymgo
zaakceptować.
Na egzamin maturalny
poszed-łem całkowicie
nieprzygotowany. Na maturze
pisemnej z polskiego
napisałem, żeby jużdalej
nie
czytaćtej pracy, bo mam zamiar z
sobą skończyć.Nie wiem dlaczego to
zrobiłem. Oczywiście zrobiła się późniejz tego afera, ale
było
mi
jużwszystko jedno. Nie
dbałemo to,
co ludzie o mnie
pomyślą.Wtedy
jużprawie
całkowicie zamknąłem się
w sobie. Z domu
wychodziłem,
powiedzmy, raz na 18 dni i tylko
po to,
żeby coś kupić.Mama
zauważyła, że przestałem dbaćo siebie. Jeszcze raz
podjąłem desperacką próbę,aby
odszukaćte moje
daw-niejsze materie.
Trwałoto bardzo
długo, około3
miesięcy.W
międzyczasie poszedłemdo
te-rapeuty.
Nazywał sięAndrzej Samson.
Zamie-rzałem
mu
opowiedziećo swoich problemach.
Nie
zamierzałemjednak
opowiadaćmu o
ma-teriach i o Londynie,
gdyż uważałem, żeopo-wiadanie o nich
możeje
zniszczyć.Nie
chodzi-ło
mi w tym przypadku o Londyn, ale o te moje
dawniejsze materie.
Proszę pamiętać, żenadal
były
w tej mojej kuli, tylko nie
mogłemsobie
ich
przypomnieć. Powiedziałemmu
więc, żejestem chory na
schizofrenię, żemam dwie
osobowości,
w tym
złą,która
usiłujemnie
prze-jąć.
Od razu
poznał, że kłamię. Chociażniekie-dy
rzeczywiście się czujętak,
jakbym
miałdwie
osobowości. Wydawało
mi
się, żemoje
proble-my
skończyły sięw lipcu 1994 r. Wtedy to
stworzyłem
nowy rodzaj materii, który
umożli wiłmi
dostępdo tych
wcześniejszychmaterii,
bez wykonywania
czynności zabezpieczających i
przyprJ1lunających.Ta sytuacja trwa do
dzisiaj. Wpr dwdzie mam
łącznośćz tymi moiuli
wcześniejsąmi
materiami, ale
sąone bardzo
słabe.
Raz na
jakiśczas udaje mi
się oddaćpod
ich
wpływ. Zachowuję sięwtedy
tak
jak
daw-niej, tzn. przed stworzeniem Londynu.
Sąto
jednak sytuacje niezmiernie rzadkie. Od
września
1994 r.
poszedłemdo nowej
szkoły,do Mila College przy
ul.
Stawki.
Byłato
szkołapolicealna.
Wybrałemkierunek przetwarzania
danych.
Postanowiłem ukończyć tę szkołęi
zdobyć jakiś
dobry zawód.
Postanowiłem wziąć sięw
garŚĆ.Nieustannie
walczyłemz
Londynem, który
usiłowałnie
dopuścićdo
te-go, aby
przejmowałymnie dobre materie.
Jed-nocześnie wyobraziłem
sobie,
żeLondyn nie
istnieje,
żejest to tylko twór mojej
wyobraźni. Jeżelichodzi o przejmowanie mnie przez
mate-rie dobre - to
muszę przyznać, żemi
sięto
udawało.
Na
początku potrafiłem byćpod ich
wpływem
3 czy 4 dni w tygodniu. Potem czas
ten
zaczął się skracać, aż doprowadziłemdo
tego,
że byłoto raz na dwa tygodnie. Gdy
byłem
pod
wpływemdobrych materii, wtedy
chodziłem
do
szkoły.Co prawda bardzo
dużo opuszczałem,ale
zdobyłemnowych kolegów.
Zachowywałem się
tak
jak dawniej. Z jednym
nawet
siedziałemw jednej
ławce.Z czasem
chodziłem
do
szkołycoraz rzadziej. W
listopa-dzie
rzuciłem szkołę.Znów
popadłemw
depre-sję.
Znów
miałemzamiar
skoczyć,ale nie
zro-biłem
tego.
Ostatnią próbę samobójczą miałemna
początkustycznia 1995 r.
Chciałem skoczyćz XX
piętra. Otwierałem jużokno. Nie wiem
co mnie
powstrzymało, może świadomość,co
się
stanie ze
mnąpo
śmierci, że będę musiał odpokutowaćza to, co
zrobiłem.Pomimo tego,
że
codziennie
myślałem, żeLondynu nie ma,
żejest wytworem mojej
wyobraźni,on nadal
był.Co
więcej, odwrócił działaniemojej
myśli(chyba Pan wie jak).
Pomyślałem, żedobrych
materii nie ma,
żeone nie
istnieją, znikły.Od-szukanie ich znowu
zajęło trochęczasu.
Dzia-łają
teraz na 50%
oddziaływania wcześniejszego. Ostatnio Londyn
wymyślił nową sztuczkę. Wkładaw moje
myśliprzezwiska do Boga. To
nie ja Go przezywam, to on Go przezywa. Aby
przekonać
Boga o swojej
niewinności :vyobr~żam