Mirosław Szegda
Nowe spojrzenie na
katolicko-prawosławny rozłam
Prawo Kanoniczne : kwartalnik prawno-historyczny 5/3-4, 233-242
K S. M IR O SŁA W S Z E G D A
NOWE SPOJRZENIE
NA KATOLICKO-PRAWOSŁAWNY ROZŁAM
Przeniesienie stolicy cesarstw a rzymskiego z Rzymu do K on stantynopola (330), a następnie podział tegoż cesarstw a na wschodnie i zachodnie (395), doprowadziły do terytorialnego podziału chrześcijaństw a oraz do ryw alizacji K onstantynopo la z Rzymem. Biskup K onstantynopola bowiem walczył 0 zrów nanie go z papieżem w dziedzinie religijnej, kiedy po czuł się już rów nym papieżowi pod względem politycznym. Mimo to do drugiej połowy XI w ieku chrześcijanie żyli zasad niczo w jedności, gdyż herezje takie, jak arianizm, nestoria- nizm czy m onofizytyzm po przejściow ych powodzeniach tr a ciły na sile i znaczeniu, a zatarg z Focjuszem był rów nież tylko przejściowy. Dopiero patriarch a C erulariusz, który usi łował naw et cesarza usunąć z tronu, by stać się samowładcą chrześcijańskiego Wschodu, zerw ał z Kościołem Rzymskim 1 zapanował nad całym Kościołem Wschodnim. Ten pierwszy wielki rozłam w Kościele Chrystusow ym stał się największym niepowodzeniem chrześcijaństw a w historii i przetrw ał aż do naszych czasów. .
Niemniej jednak tęsknota za utraconą jednością przez wszystkie wieki pobudzała chrześcijan do coraz to nowych prób pojednania, dziś zaś szczególnie p rzybrała na sile. Dziś bowiem chrześcijanie w szystkich w yznań zrozumieli, iż ich rozłam jest grzechem, gdyż sprzeciwia się w yraźnej woli C hrystusa Pana. Uświadomili sobie winę i odpowiedzialność za pożałowania godny stan rozdartego i skłóconego świata chrześcijańskiego. Wreszcie sama atm osfera niepokoju, grozy i lęku przed samobójstwem oraz zagładą ludzkości, nakazuje
chrześcijanom jednoczyć się, aby miłość zwyciężyła niena wiść, a pokój wojnę.
Dziś więc w czasie wzmożonego ekum enizm u z całą ostrością staje przed nam i pytanie: Jak pojednać Kościoły W schodni z Zachodnim? Czy tak, jak tego sobie życzy Ko ściół Katolicki, czy zaś jak Kościół Praw osław ny? Otóż zda niem teologów ekum enicznych obydwa Kościoły w inny raczej się starać szczególnie o to, aby różnice między nim i stopniowo się zm niejszały, a wreszcie z czasem znikły zupełnie. A zma
leje przedział dzielący obydwa Kościoły, jeśli dojdzie chociaż do obiektyw nej analizy samego aktu podziału Kościoła C hry stusowego za C erulariusza oraz zidentyfikow ania właściwych przyczyn tego bolesnego dram atu. Byłoby to zresztą zgodne z tezą W łodzimierza Sołowiewa, ojca katolicyzm u rosyjskiego, któ ry stale dowodził, iż w pracy nad zjednoczeniem Wschodu z Zachodem należy wszystkie pytania sporne między oboma Kościołami ciągle badać na nowo, nie dla celów jednak pole micznych, ale z pragnieniem wzajemnego porozumienia. Spró
bujm y więc obecnie zestawić fakty.
Przez pierwsze cztery i pół w ieku jedynie biskupstw a Rzy mu, Antiochii i A leksandrii cieszyły się przyw ilejem p a tria r chatów 1, a to ze względu na starożytność i świetność tych Ko ściołów oraz w yjątkow ą godność św. P iotra Ap., który oso biście założył biskupstw o w Antiochii i Rzymie, a przez św. M arka Ew angelistę w Aleksandrii. K onstantynopol zaś w tym czasie tw orzył jedynie małe biskupstwo, zależne od m etropo lity H eraklei. Dopiero po przeniesieniu przez K onstantyna ,W. stolicy cesarstw a do K onstantynopola, zaczyna wzrastać zna czenie tego biskupstw a. Praw osław ny teolog prof. K artaszew
( + 1960) tak scharakteryzow ał ówczesnego biskupa ko nstanty nopolitańskiego: „K onstantynopol i jego m aleńki biskup z m a leńką diecezją w granicach jednej stolicy był form alnie za leżnym od maleńkiego m etropolity Heraklei. Nie posiadał żad
r
nej kościelnej przeszłości, żadnych zasług wobec Kościoła i praw osław ia. Miał jedynie urojone pretensje, by być jakąś nieproszoną głową Kościoła, narzędziem państw ow ej władzy. Cała plejada kleryków i zakonników, którzy byli niezadowo leni z sądów swoich biskupów, zjeżdżała do stolicy i apelowała do pałacu (im peratora) za pośrednictyem stołecznego biskupa. I tak znaczenie biskupa bez wszelkich praw dziw ie kościelnych podstaw autom atycznie urosło ponad cały Kościół, jako nie unikniony skutek upaństw ow ienia K ościoła2. N ajpierw więc z podanych przez prof. K artaszew a powodów podniesiono K onstantynopol do rangi arcybiskupstw a, które następnie w oparciu o władzę świecką zaczęło poszerzać swoje adm i nistracyjne w pływ y na sąsiednie diecezje. Prof. K artaszew tak to opisuje: „Nie tylko poniżono m etropolię H eraklei, ale naw et całe diecezje zupełnie znikły, Tracja, Bitynia, Pont, Azja w padły w orbitę jego w pływów i utw orzyły tery to riu m pa triarchatu. Takie autom atyczne zawojowanie, taki kościelny im perializm konstantynopolitańskiego biskupa — nie mógł nie wzbudzić sprzeciwu ze strony w chłoniętych, obrażonych i tak przez niego złupionych. Mimo to z pomocą Teodozjusza W. na Soborze K onstantynopolitańskim (381) stolicę, która jeszcze nie oczyściła się z brudu arianizm u, ogłoszono pod względem kościelnym jako drugą w edług czci i praw po sta rożytnym Rzymie. Czego Rzym nigdy nie przyznał, a dla A lek sandrii było to uderzenie nożem w serce” 3.
Co więcej na Soborze w Chalcedonie (451) przyznano arcy biskupom K onstantynopola ty tu ł p atriarch y z uwagi na to, iż mieli siedzibę w stolicy cesarstw a rzymskiego. A kiedy już biskup K onstantynopola został wyniesiony do godności pa triarchy, zaczął otw arcie rywalizować z dawnymi p atriarch a mi oraz uszczuplać ich praw a i przyw ileje. P atriarch a kon stantynopolitański zapragnął bowiem stać się zwierzchnikiem całego chrześcijańskiego Wschodu. Dążenie to datuje się
głów-г K a r t a ä e v A. V., N a p u t jach k ’v s e le n sk o m u soboru, P a ris
1932, 31.
3 К a r t a ś e V A. V., j. w., 31.
nie od szóstego wieku, kiedy to w 518 roku p atriarcha kon stantynopolitański, mimo sprzeciwu papieża, przybrał ty tu ł „patriarchy ekum enicznego”. Rzym zaś broniąc patriarchów i biskupów wschodnich przed hegemonią K onstantynopolu, sprzeciwiał się wywyższeniu patriarchy, uw ażał bowiem za niebezpieczne dla w iary na Wschodzie to wyniesienie pa triarchy, gdyż jak dotąd w łaśnie sami patriarchow ie konstan tynopolitańscy często byli tw órcam i lub zw olennikam i róż nych herezji. Do Focjusza historia zanotowała przynajm niej siedem schizm przejściowych, w skutek czego aż 219 lat Kościół Wschodni był pozbawiony jedności z Rzymem 4. Ponadto pa pieże uważali, iż przyznanie patriarsze zw ierzchnictwa nad Wschodem, mogłoby poderwać ideę prym atu biskupa rzym skiego nad całym Kościołem Powszechnym. Patriarchow ie kon stantynopolitańscy bowiem pragnęli dla swej stolicy prym atu nad innym i patriarcham i wschodnimi i niejako delegacji pa pieskiej na cały Wschód.
Stanowisko Rzymu było słuszne. N awet ówcześni teologowie wschodni, przeciw ni rozłamowi w Kościele, jaw nie obwiniali patriarchów konstantynopolitańich o zamach na przyw ileje biskupa Rzymu 5. Również w nowszych czasach trzeźwo m y
ślący pisarze praw osław ni raczej potępiali w tej spraw ie Konstantynopol, a nie Rzym. Na przykład w ybitny historyk grecki D im itrakopul całą w inę za rozłam składał na patriarch ę C eru lariu sza6. Podobnie głośny kanonista rosyjski prof. Su- w urow oskarża Cerulariusza, iż dążąc do uznania go za głowę Kościoła Wschodniego, stał się głównym spraw cą ostatniego rozłamu 7. Kanoniści rosyjscy tej m iary, co Ostroumow, Bier- dnikow, jak i w spom niany Suworow, pisząc o początkach hie rarchii kościelnej, przychylają się raczej do doktryny kato lickiej, iż ustrój Kościoła z Bożego ustanow ienia ma być hie rarchiczny, a jeden z biskupów m a przewodzić całemu Kościo łowi na ziemi. Zresztą sam C erulariusz pisał do papieża Leona
4 I s ć a k A., D o h m a ty k a n e z je d y n e n o h o Schodu, L v iv 1936, 30. 5 M PG 149, 684—685.
6 H isto ria to n schism atos, 1867, 27.
15] N O W E S P O J R Z E N I E N A K A T . - P R A W . R O Z Ł A M 237 IX, iż byłby gotów żyć w zgodzie i jedności z Rzymem, gdyby papież zdecydował się respektow ać władzę i praw a patriarchów konstantynopolitańskich nad całym chrześcijańskim Wscho dem. Wreszcie jest faktem historycznym, iż Grecy najpierw w dw udziestych latach XI w ieku próbowali przy pomocy ukła dów uzyskać od Rzymu uznanie patriarch y konstantynopoli tańskiego za „papieża” Wschodu. Gdy się to zaś im nie po wiodło i nie mieli nadziei na pokojowe załatw ienie tej sprawy, w tedy Cerulariusz postanow ił stać się niezależnym zwierzchni kiem całego Kościoła Wschodniego w łaśnie przez oderwanie go od Rzymu 8. Oto jaka była główna i bezpośrednia przyczyna podziału Kościoła w XI w ieku. A że C erulariusz był zdolny do zamachu na jedność Kościoła, byle zaspokoić żądzę władzy, świadczy o tym najlepiej historia G recji, która obwinia go o ryw alizację z samym cesarzem o władzę cesarską. C erula riusz bowiem po zerw aniu z Rzymem zaczął podstępnie spy chać casarza z tronu, gdyż sam pragnął pozostać jedynym w ładcą kościelnym i świeckim na Wschodzie. Żądał, aby ce sarz spełniał jego wszystkie życzenia, a gdy Izaak Komnen od m awiał m u czego, groził m u u tra tą tronu, mówiąc: „Ja ciebie wyniosłem, ja ciebie i zniszczę!” Za te intrygi cesarz złożył Ce- rulariusza z urzędu patriarch y i skazał na wygnanie 9.
Rzeczą w ielkiej wagi jest to, iż dogmatyczna strona papie stw a oraz p rym atu nie była kw estionow ana w sporze K onstan tynopola z Rzymem. C erulariusz w ogóle nie w ystępow ał prze ciwko prym atow i papieża ani w pismach przeciwko łacinni- kom, ani później w sporze z legatam i pap iesk im i10. Dopiero po rozłamie kanoniści greccy na podstawie kanonu trzeciego Soboru K onstantynopolitańskiego (381) stw orzyli teorię o p ra w nym przeniesieniu, przyw ilejów biskupa rzymskiego na pa triarchę konstantynopolitańskiego. P rzy czym ową uchwałę soborową, że patriarch a konstantynopolitański ma zajmować pierwsze miejsce po biskupie rzymkim, zaczęli tłum aczyć
8 S u v o r o v N., j. w. 78.
* D o b r o t v o r s k i j I. M., B o rb a i ra zd ilen ie C e r k v e j v pol. X I v., w „ C h re stja ń sk o je C ten ie” 1868, t. III, 898—899.
w sensie następstw a czasowego. To znaczy, że patriarch a kon stantynopolitański zajm uje na Wschodzie nie drugie miejsce po biskupie rzymskim, lecz pierwsze, tylko że później je objął niż biskup rzymski. Z powyższego w ynika jasno, iż w sporze chodziło o przyw ileje czci i w ładzy dla patriarch y k o n stanty nopolitańskiego nie jako jednak ryw ala papieża, ale jako jego rów noważnika na Wschodzie. N awet więc gdyby papież uznał p atriarchę za swego nam iestnika na Wschodzie, to sam nadal pozostałby następcą i spadkobiercą św. Piotra, najwyższą instancją w spraw ach w iary i moralności, zwierzchnikiem samego patriarch y konstantynopolitańskiego. Podobnie w nik liwa analiza kanonu 28 Soboru Chalcedońskiego (451) w yka zuje, iż również i tam chodziło nie o prym at papieski dla Kon stantynopola, lecz o pierw szeństw o wśród stolic biskupich na Wschodzie. K onstantynopol żądał uznania jego pierw szeństw a jako stolicy cesarstw a nad innym i biskupam i wschodnimi oraz jakby delegacji papieskiej na Wschód. A dopiero w XVI wieku pod w pływ em protestanckich poglądów na ustrój Ko ścioła idea zwierzchności kościelnej jednego biskupa jako nie wygodna, została u praw osław nych zastąpiona teorią równo prawności wszystkich biskupów poszczególnych K ościołów u .
* * *
Tak dokonał się katolicko-praw osław ny rozłam na Wscho dzie. N iestety, liczni autorzy praw osław ni jeszcze dziś zwykli podawać jako przyczynę rozłam u „domatyczno-kanoniczne od chylenia Kościoła Zachodniego od w iary Kościoła Powszech nego”. Otóż niew ątpliw ie różnice obrzędow o-dyscyplinarne pomiędzy chrześcijańskim Wschodem i Zachodem istniały, a demagogiczne niekiedy wTysuw anie ich nieżyczliwie n astra jało Wschód przeciwko Zachodowi. A z nich jedyną pozornie dogmatyczną różnicą było odmienne określanie tej samej nauki Kościoła o pochodzeniu Ducha Świętego. Na Zachodzie bowiem od piątego w ieku istniała odmienna form uła o pochodzeniu D ucha Świętego, k tó ra prościej i jaśniej oddawała tę samą
f7] N O W E S P O J R Z E N I E N A K A T . - P R A W . R O Z Ł A M 239
praw dę, a której wcześniej niż Zachód używali na Wschodzie tacy w ybitni Ojcowie Kościoła, jak A tanazy, Bazyli, Cyryl Je rozolimski oraz Ja n Damasceński. Zresztą Wschód wiedział 0 istnieniu powyższej różnicy na Zachodzie, a jednak ani Ojco wie wschodni, ani żaden Sobór nie zakwestionowali jej. A w krótce po rozłamie arcybiskup Tessalonik, N ikita z Ma rony, w yjaśnił Grekom na podstaw ie pism Ojców Kościoła, iż
nauka rzym ska o pochodzeniu D ucha Świętego ,,od Ojca 1 S yna” jest ta sama, co i grecka „od Ojca przez S yna” 12.
Praw ie do końca siódmego w ieku Grecy nie zw racali w ogóle uwagi na obrzędowe czy dyscyplinarne różnice w Kościele Zachodnim. Dopiero synod tru llań sk i (692) zwołany przez ce sarza Ju sty nian a II z udziałem uległych m u biskupów, po tępił odmienne zwyczaje i praktyki zachodnie. Ale i to nie po gorszyło stosunków między Wschodem i Zachodem, na od m ienne p rak tyk i zachodnie patrzono bowiem jak na norm alne zjawisko w rozw oju poszczególnych Kościołów. Sam Focjusz w swych pismach tłum aczył, że: „Różnice w obrzędach, m odlit wach, postach lub karności kościelnej nie sprzeciwiają się
jedności w w ierze” 13. Zaś biskupi zebrani na IV K onstanty nopolitańskim Soborze (869) tłum aczyli te różnicę słowami: „W każdym Kościele są miejscowe zwyczaje, pozostałe z daw nych czasów — widzimy je w Kościele Rzymskim, B izantyń skim jak i w innych patriarchatach w schodnich” 14. Wspom niany natom iast już kanonista Suw urow po zbadaniu źródeł stw ierdził autorytatyw nie, iż „W szystkie odmienności zachod nie pow stały daleko przed XI wiekiem... A przy każdorazowym polepszeniu stosunków między Rzymem i K onstantynopolem zapominano o „herezjach” i odnawiano ogólną jedność m ię dzy Wschodem i Zachodem... Gdy po śmierci Ignacego papież uw ażał za możliwe zgodzić się na uznanie Focjusza p a tria r chą... to i sam Focjusz zapominał o swoich oskarżeniach,
12 P or. M PG 139, 169—222. 13 S a b o l S., j. w., 293.
14 Ila rijo n M ytrop., P odïl je d y n o ji C h ry sto v o ji C e r k v y i p erśi sp ro b y
w ysuniętych przeciwko Zachodowi” 15 Prawdopodobnie iden tycznie postąpiłby i Cerulariusz, gdyby papież zgodził się na jego zw ierzchnią władzę nad całym Kościołem Wschodnim.
Nic więc dziwnego, że współczesny nam profesor praw a ko ścielnego w A tenach, H. Aliwizatos, w ysunął koncepcję po jednania obydwu Kościołów na gruncie nauki i dyscypliny, zaw ierających w łaśnie te wszystkie różnice z czasów rozłamu katolicko-prawosławnego. W edług niego bowiem dzisiejsze różnice (oprócz dogmatów ogłoszonych przez Kościół K ato licki już po rozłamie) między oboma Kościołami nie pow sta ły po rozłamie, ale istniały już daleko wcześniej, a jednak obydwa Kościoły, aby nie zryw ać jedności kościelnej, żyły w atm osferze pokojowej koegzystencji. Kościół Wschodni nie kw estionow ał w zrostu au to ry tetu papieskiego na Zachodzie, a papież nie mieszał się do w ew nętrznych spraw Wschodu. O statecznie prof. Aliwizatos dochodzi do wniosku, iż do roz łam u doprowadziły względy am bicjonalne ie. A więc i tu m am y potw ierdzenie tezy, że ryw alizacja i w alka o władzę spowodowały podział Kościoła.
* * *
Pozostaje jeszcze do w yśw ietlenia spraw a ekskomuniki, rzu conej przez legatów papieskich na patriarchę Cerulariusza. N iektórzy bowiem autorzy praw osław ni przypisują w ym ie nioną ekskom unikę papieżowi, a ogłoszenie jej uw ażają za akt schizmy Kościoła Rzymskiego. Po prostu tw ierdzą oni bezpod
stawnie, że to właśnie Rzym wraz z całym Kościołem Zachod nim przez rzucenie ekskom uniki na Kościół Wschodni dopuścił się schizmy i oderw ał się od Kościoła Powszechnego. W edług nich więc nie Kościół Wschodni, ale Kościół Katolicki jest schizm atyckim i pozostaje od XI wieku w odszczepieństwie.
Otóż, chociaż legaci papiescy, grzesząc nierozwagą oraz b ra kiem cierpliwości i dyplomacji, przyśpieszyli i pogłębili rozłam przez pochopne użycie ekskomuniki, to jednak
ekskomuniko-15 S u V o r o V N., U cebnik cerkovnago prava. M oskw a 1912, 63.
16 A 1 i V i s a t o s H., T h e proposed E cum enical C ouncil and R e u
[9] N O W E S P O J R Z E N I E N A K A T . - P R A W . R O Z Ł A M 241 wali oni jedynie Cerulariusza i jego zwolenników, nie zaś Kościół Grecki czy też w ogóle Kościół W schodni17. Ze źródeł bowiem w yraźnie wynika, iż legaci przy ogłaszaniu eksko m uniki na C erulariusza chwalili cesarza, kler oraz lud grecki za ich przykładną pobożność. W skutek czego też Cerulariusz w edykcie synodalnym rzucił klątw ę nie na papieża, ani na Kościół Rzymski, a jedynie na legatów i tych, którzy brali udział w przygotow aniu bulli ekskom unikującej. A więc nie Kościół w yklinał Kościół, ale w yklinali siebie w zajem nie skłó ceni dostojnicy kościelni. Dodajmy, że ekskom unika legatów papieskich nie posiadała w ogóle żadnego znaczenia kanonicz nego, gdyż ani sam papież nie nałożył tej ekskomuniki, ani też nie upoważnił do tego swoich legatów. Dlatego to żaden z ówczesnych historyków greckich naw et nie wspomniał o tej ekskomunice. Niesłusznie więc uw ażam y datę ogłoszenia ekskomuniki przez kardynała H um berta na Cerulariusza za datę pow stania rozłamu w Kościele, chociaż praw dą jest, iż cdtąd jedność Kościelna została poważnie zachwiana i w k ró t kim już czasie (ok. 1075) Kościół W schodni oderw ał się całko wicie od Kościoła Powszechnego.
Przez pseudoekskomunikę więc Rzym ani nie w yklął Ko ścioła Wschodniego, ani kanonicznie nie zerw ał jedności z nim. Jeśli zaś chodzi o schizmę, to wiemy, iż pow staje ona przez separację od praw ow itej władzy kościelnej. A jest faktem bez spornym, iż patriarcha konstantynopolitański w tym czasie nie posiadał, ani naw et nie uzurpow ał sobie zw ierzchnictwa nad Kościołem Rzymskim czy też Zachodnim. A więc i Ko ściół Rzymski nie mógł się oderwać przez schizmę od Kościoła Greckiego.
* *
Na zakończenie należy zaznaczyć, że chociaż Cerulariusz ze względów am bicjonalnych dokonał podziału Kościoła Pow szechnego, to jednak było by błędem całą winę za to składać na jednego człowieka. Przedstaw iony w tym artykule rozłam był bowiem tylko następstw em pogłębiającego się już od w ie
17 M PL 143, 1003— 1004.
ków rozdźwięku między Wschodem i Zachodem. G runt pod rozłam przygotow ały takie czynniki, jak: odm ienny charakter oraz k u ltu ra narodów Wschodu i Zachodu, narodow y i poli tyczny antagonizm, obrzędow o-dyscyplinarne różnice i nie cierpliwość Greków odnośnie tychże różnic. Chociaż również praw dą jest, iż niekiedy Kościół Rzymski oraz jego przedsta wiciele zapominali, iż przewodnictwo należy pełnić w miłości. Grecy' bowiem szczycili się stale swoją k u ltu rą antyczną, sztu ką i filozofią. Od czasu zaś przeniesienia stolicy im perium z Rzymu do K onstantynopola, uważali się za spodkobierców również i k u ltu ry rzym skiej, w skutek czego niechętnie tylko patrzyli na zwierzchnictwo biskupa Rzymu nad Wschodem.
Dziś praw ie wszystkie te przyczyny, dla których doszło do rozłamu, należą już do historii. Ale, niestety, w ciągu następ nych stuleci na ich miejsce w yrosła na drodze do pojednania góra uprzedzeń, w zajem nych niechęci i podejrzeń. I dziś na leży niestrudzenie pracować w łaśnie nad usunięciem tej chyba największej przeszkody i utorow aniem drogi do pojednania między Kościołem Wschodnim i Zachodnim. Należy wysuwać to, co nas wzajem nie łączy ze Wschodem, a różnice w yjaśniać w miłości, zgodnie z hasłem: „P er caritatem ad veritatem — Przez miłość do praw dy!” Bo chociaż jesteśm y skłóconymi braćmi, to mimo wszystko nie przestaliśm y być jednak braćmi. M iejmy nadzieję, że Duch Święty, Duch P raw dy i M atka Boża, która jest tak gorąco szczona na Wschodzie i Zachodzie, pojednają skłóconych braci. Pocieszającym objawem jest to, że nasi bracia niez jednoczeni na w szechprawosławnej Konfe rencji na Rodos w r. 1961 postanowili nawiązać przyjazne sto sunki z Kościołem Rzym skim i zbadać istniejące różnice m ię dzy Kościołem K atolickim i Praw osław nym .