• Nie Znaleziono Wyników

"Cudownie nieartykułowana mowa dźwięków..."

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Cudownie nieartykułowana mowa dźwięków...""

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Józef Opalski

"Cudownie nieartykułowana mowa

dźwięków..."

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3, 117-126

(2)

J ó zef Opalski

„Cudownie nieartykułowana

mowa dźwięków...”

W iele utw orów literackich obie­ ra sobie jako tem a t m uzykę. Pojęcie tem atu ro zu ­ m iem y tu bardziej szeroko. Istn ieją dzieła literackie, k tóry ch bohaterem jest kom pozytor, inne, k tó re p ró b u ją opow iedzieć m uzykę, jeszcze inne, gdzie sce­ n y kluczow e d la rozw oju akcji ko jarzą się z m u ­ zyką.

P o staw m y więc p ytan ie: jak ie jest znaczenie m uzy­ ki w dziełach literack ich i co to znaczy, kiedy m u ­ zyka pojaw ia się w jakim ś utw orze?

S praw a pierw sza to zagadnienie korespondencji sztuk. Od daw na przed m io tem zainteresow ań tw ó r­ ców i an alitykó w było znalezienie czy n nika s p a ja ją ­ cego w szystkie ro d zaje sztuk, o w ej correspondance des arts, k tórej od tak d aw na szuka się na próżno. O ile w lite ra tu rz e i p lasty ce już dość daw no znale- zàono p u n k ty styczne i często używ a się określeń za­ czerp niętych z dziedziny h istorii sztu ki i odw rotnie, o ty le spojenia na granicy lite ra tu ry i m uzyki są ciągle n ietrw a łe i w y g lądają zawsze na robione n ie ­ co na siłę.

Rzecz bierze się sitąd, iż od daw na próbow ano p rz e ­ łożyć języ k m uzyki czy też stopień jej zaangażow a­ nia em ocjonalnego i estetycznego na języ k lite ra tu ry . Dość w spom nieć tu ta j p rzy k ład y tłum aczenia przez

M uzyka jako tem a t lite r a ­ tu ry

(3)

JÓ Z E F O P A L S K I 118 P rzek ład an ie m u zyk i na j ę ­ zyk literatu ry Don Ju an M ozarta

K ornela U jejskiego utw orów Chopina (ze sław nym „m arszem żałob n ym ” na czele) czy „Przybłędę B o ­ żego” W itolda H ulew icza, próbę m onografii B eetho- vena, gdzie żarliw a m iłość a u to ra do swego boha­ te ra i jego m uzyki rodzi bełkotliw y sty l książki. P rz y k ła d y m ożna by mnożyć, przenosząc się n a te ­ re n in n y ch lite ra tu r i w praw ie każdej znalazłyby się u tw o ry „p rzek ład ające” m uzykę na język lite ­ racki.

Takie p ró b y m uszą skończyć się niepow odzeniem , gdyż m uzyka — w yjąw szy u tw o ry program ow e czy ilu stra c y jn e — jest sztuką asem antyczną. Z resztą posłużym y się tu trzem a, ja k się w yd aje, re p re ­ z e n ta ty w n y m i p rzy k ła d am i literackim i, z k tó ry c h każdy p ró b u je „opow iedzieć” jak iś utw ór m uzyczny. Oto p rzy k ład pierw szy, opis „arii k atalo g ow ej” L e- po rella z Don Juana M ozarta. P rzy p o m n ijm y sy tu a ­ cję: L epo rello czyta E lw irze — jedn ej1 z o fiar Don J u a n a — r e je s tr jego kochanek:

„G dyby L ep orello b y ł ch arakterem lub osobow ością r e fle k ­ syjną, m on olog tak i b y łb y p ra w ie n ie do p om yślen ia, ale w ła śn ie dlatego, że je s t on postacią m uzyczną, że zatraca się w Don Juanie, aria ta m a tak w ie lk ie zn aczen ie — jest reprodukcją całego życia Don Juana. L eporello jest n a rra ­ torem epickim ; ktoś taki n ie m usi być zarazem zim ny i obojętny w ob ec sw o jeg o tem atu, m u si zachow ać jednak p ew ien ob iek tyw izm . T ego L eporello n ie potrafi; życie, k tóre opisuje, p oryw a go, zapom ina się w D on Ju an ie (...) Tak w ię c sytuacja ta n ie polega na rozm ow ie L ep orella z E lw irą o Don Juanie, lecz na nastroju, który tę całość ogarnia pod n iew id zialn ą, duchow ą obecność Don Juana. Z eby p rześle­ dzić p oszczególn e fa zy tej arm ii, żeby pokazać, jak ona sp o­ kojnie, u m iark ow an ie, ru ch liw ie narasta, jak ogień spoza niej coraz g w a łto w n iej strzela, k ied y życie D on Juana c o ­ raz szerzej i pełniej w niej się rozlega, jak L eporello c o ­ raz b ardziej daje się porw ać, jak p ław i się w falach tej atm osfery erotyzm u, jak ta zn ów nabiera rozm aitych n iu a n ­ sów w zależności od różnic k ob iecości będącej w zasięgu D on Juana, żeb y pokazać, jak to w szystk o znajduje w tej arii sw ój w yraz, nie na to tu m ie jsc e ”

1 S. K ierkegaard: S tu d i a e r o t y k i b e z p o ś r e d n ie j czyli e r o t y ­

ka m u z y c z n a . Przeł. A. B uchner. „Res F a cta ” 1970 nr 4,

(4)

1 2 9 „C U D O W N IE N IE A R T Y K U Ł O W A N A M O W A D Ź W IĘ K Ó W ...”

K ierk egaard, pisząc o Don Juanie, je st olśniony i za­ fascynow any w ielkością dzieła. Jego opis prób uje oddać w zruszenia i przeżycia, jakich doznaje słu ­ chacz (widz), obcując z arcydziełem M ozarta. Ale nie tylko. P ró b uje także stw orzyć pew ien system fi­ lozoficzny, k tó ry pozwoliłby m u um iejscow ić dzieło M ozarta, a więc w szczegółowym w y padku i arię L eporella. Um iejscowić, tzin. ogarnąć swój e n tu ­ zjazm i wtłoczyć rzecz nie do ogarnięcia w pew ne ram y. P iękn y i ko nsekw entny opis a rii (sprow adza­ jący się zresztą do efektów czysto zew nętrznych) kończy się k ap itulacją. A u to r „w ykręca się” od szczegółowej analizy jakże częstym „nie na to tu m iejsce.”

Z resztą już w cześniej K ierkegaard dowodząc, że m u ­ zyka jest językiem , ponosi klęskę. Dowód ten p rz y ­ taczam y bez kom entarza:

„Poza język iem m uzyka jest jedynym m edium zw ra ca ją ­ cym się do ucha. N a tym polega analogia i to jest dow odem na to, że m uzyka jest języ k iem ” 2.

P rz y k ła d drugi — Sonata skrzypcow a A -d u r Cezara Francka:

„Jakże w sp an iały dialog m ięd zy fortepianem a skrzypcam i u sły sza ł Sw ann z p oczątkiem ostatniej części! U sunięcie lu d z ­ kich słó w — zam iast — jak m ożna ibyło przypuszczać — dać fo lg ę fan tazji w y k lu czy ło ją; nigdy m ów ion y język nie b ył tak n ieu b łagan ie logiczny, nigdy nie osiągnął w tym stopniu celow ości pytań, oczyw istości odpow iedzi. N ajpierw sam otny fortepian skarżył się niby ptak opuszczony przez tow arzyszkę; skrzypce u słyszały go, odpow iedziały mu jak g d yb y z sąsied n iego drzew a. B yło to jakby na początku św iata; jak gdyby było tylko ich dw oje na ziem i lub r a ­ czej w ow ym św iecie zam kniętym w szy stk iem u innem u, w zn iesion ym logiką tw órcy i gdzie będzie zaw sze tylko ich dw oje. Ś w iatem tym — sonata. Czy ta n iew id zia ln a i sk a r ­ żąca się istota, której tk liw e skargi pow tarza później fo r te ­ pian, to jest ptak, czy n iekom pletna jeszcze dusza leciutkiej frazy, czy wróżka? K rzyki jej b y ły tak n agłe, że skrzypek m u sia ł co prędzej ująć sm yczek, aby je p ochw ycić. C u d ow ­ n y ptak! Skrzypek próbow ał go urzec, ob łask aw ić, ująć. Już

O lśniony K ier kegaard K ierkegaard ponosi k lęsk ę Sw ann słucha sonaty V in teu ila

(5)

J O Z E F O P A L S K I

120

G en ialn y p rze­ kład P rousta K w a r te t sm y cz­ k o w y B eeth o - ven a

w szed ł w jego duszę, już zbudzona m elodia m iotała n a ­ praw dę opętan ym ciałem skrzypka n ib y ciałem m ed iu m ” 3.

P rz y k ła d ten jest o w iele bardziej skom plikow any niż poprzedni. P am iętać należy, że w pow ieści nie w y stęp u je so n ata F ra n ck a jak o taka. Sonata, któ rej słu ch a Swann,, je st son atą V inteuila. W iem y jed n ak , że pisząc tę scenę, P ro ust m yślał w łaśnie o Sonacie A -d u r (opisał to w swej dedykacji dla Ja c q u e s’a de L a c re te lle ’a). W ty m w y p ad k u rzecz sta je się bardzo niebezpieczna, gdyż uw iedzeni w izją w ielkiego a r ­ ty sty pod d ajem y się jej i p a trz y m y na u tw ó r — d a­ lek i od w szelkiej program ow ości — przez p ry zm at powieści, doszukując się w ow ych R ecitativo — Fan­ tasia, B e n moderato i A llegretto poco mosso treści zgoła literack ich . T rzeba zresztą przyznać, że P ro u st p o tra fił genialnie przełożyć form aln y ch w y t m u ­ zyczny n a język literacki. Rzeczywiście, finałow e rondo jest n ap isan e w form ie kanonu, gdzie skrzyp ­ ce p o w ta rz a ją m elodię fo rte p ia n u , jak gdyby w p a ­ dając m u w słowo, zanim skończy swą wypow iedź. D latego pro u sto w sk a rozm ow a ptak ów je s t znako­ m itym odpow iednikiem fo rm aln ej stro n y utw oru. I w reszcie p rzy k ła d trzeci: K w artet sm yczkow y a-m ol op. 132 L udw ika v an B eethovena. A drian L e- verk iih n rozm aw ia z Zeitblom em :

„Wśród tych rozw ażań pow rócił do kw artetu i trzeciej jego części, do jego a tm osfery obcości i k siężycow ego pejzażu oraz do olbrzym ich trudności w jego w yk o n a n iu (...) — Z resztą — p o w ied zia ł — jest tam jeszcze i czw arta część, n iep orów n an e finale z krótkim m arszow ym w stęp em i ow ym d um nie n ak reślon ym recitativem p ierw szych skrzypiec, p r z y ­ gotow u jącym w sposób iście doskonały w ejście tem atu. J e d ­ no tylko je s t przykre — jeśli n ie zechcesz n azw ać tego p o ­ cieszającym , że w m uzyce, przynajm niej w tej m uzyce, istn ieją rzeczy, dla których przy n ajlepszych chęciach n ie w y n a jd ziesz w całym k ró lestw ie sło w a p ra w d ziw ie je ch a­ rak teryzu jącego przym iotnika, ani n a w et kom b in acji p rzy ­ m iotn ik ów . M ęczyłem się nad tym ostatn io — n ie znajdziesz ad ek w atn ego ok reślen ia na ducha, postaw ę, g est tego tem a ­ 3 M. Proust: W p o s z u k iw a n iu straconego czasu. T. I. W stronę Sw a n n a . P rzeł. T. Ż eleń sk i (Boy). W arszaw a 1965 PIW , s. 444.

(6)

„C U D O W N IE N IE A R T Y K U Ł O W A N A M O W A D Ź W IĘ K Ó W ...”

tu. Bo jest w nim w ie le gestu. Tragicznie śm iały? B utny, emtfatyczny, poryw em w e w zn iosłość gnany? W szystko n ie to. A «w sp an iały» to o czyw iście tylko idiotyczna k a p itu la ­ cja. D ochodzi się w końcu do rzeczow ego w skazania, do n a ­ zw y: « Allegro appassio nato », i to jest jeszcze n a jlep sze” 4.

Także i ten opis u tw o ru m uzycznego kończy się k a ­ p itulacją. A le jakże in n a to kapitulacja niż w w y ­ pad ku K ierk eg aard a (co zabaw niejsze, A drian L e­ v e rk u h n tuż przed rozm ow ą z diabłem czytał ową rozpraw kę o Don Juanie M ozarta). T u taj poddanie się pisarza n a stę p u je w w yniku zrozum ienia n ie ­ m ożności opisania m uzyki. I naw et gdy M ann odwo­ łu je się do środków literack ich i plastycznych, aby opisać część trzecią k w a rte tu , zdaje sobie w yraźnie spraw ę z nierealności opisania w strząsu, ja k i w yw o­ łu je to w spaniałe dzieło. S tąd ucieczka do określenia sam ego Beethovena, k tó ry nazw ał tę część: „M odli­ tw ą dziękczynną uzdrow ionego” (Dankgebet eines Genesenen an die G o ttheit) i określenie jej przez A d rian a jako „lidyjskie «dziękczynienie ozdrow ień­ ca»” 5.

Podaliśm y tu p rzy k ład y znam ienne — jak się w y d a­ je — dla tezy o nieprzekładalności m uzyki na język literack i. Zastanow ić się tera z w ypada, czy nie ist­ nieje jed nak sposób, k tó ry pozwoliłby zbliżyć do siebie te dwie gałęzie sztuki aż do p u n k tu zetknię­ cia, ta k jak udało się to w w ypadku lite ra tu ry i p la ­ styki.

Ja n M ukafovsky „za istotny czynnik rozw oju każdej dyscypliny tw órczości uznaw ał «zapożyczanie sip» jej u innych dyscyplin. Poprzez p ró by takich «zapo­ życzeń» sztuka uśw iadam ia sobie specyficzny c h a ­ ra k te r swego m ate ria łu i spraw dza swoje możliwości produkow ania sen su ” 6.

Znaczy to, w bad any m przez nas p rzypadku, iż lite ­ ra tu ra , inspirując się m uzyką, spraw dza poniekąd

4 T. M ann: D o k to r Faustus. Przeł. M. K urecka i W. W irp- sza. W arszaw a 19'62 C zytelnik, s. 210— 211.

5 I b id e m , s. 210.

6 J. S ław iń sk i: W s t ę p do W ś ród z n a k ó w i s t r u k tu r J. M u- k a fo v sk y ’ego. W arszaw a 1970 PIW, s. 15.

N iem ożność opisania m uzyki

P oglądy

(7)

J Ó Z E F O P A L S K I

122

F unkcja k o ­ m u n ik a ty w n a w m u zy ce

elastyczność języika, jego możliwości przekazu innego g a tu n k u sztuiki7. Je że li przeznaczeniem dzieła sztu ­ k i — w edług Mu'kaïovslkÿ’ego — jest pośrednicze­ nie m iędzy nadaw cą znaku — czyli a rty s tą a odbior­ cą znaku — czyli w idzem , słuchaczem , czytelnikiem , to w w y p a d k u re la c ji lite ra tu ra — m uzyka, w ko n ­ k re tn y m w y p ad k u opisyw ania dzieła m uzycznego na trasie tej rela cji p o w stają zakłócenia, gdyż au to r tek stu m usi zakładać, że czytelnik zna dzieło m u ­ zyczne, o któ ry m mowa.

Chw ilę jeszcze zatrzym ać się należy nad po ruszaną przez M ukarovskÿ'ego sp raw ą b ra k u fu n k cji kom u­ n ik aty w n ej w m uzyce, gdzie nośnikiem znaczenia jest nie słowo, k tórego przecież nie m a, lecz skala tonu, b arw a, form a ry tm ic z n a i melodyczina itd. Stąd o w iele łatw iej znaleźć ten nośnik w m uzyce w spółczesnej, a ściśle m ówiąc — serialnej. I dlatego Roland B arth es, m ówiąc o ruchom ych fra g m en ta ch przedm iotu, podaje jako przy k ład y : k w a d ra t M on­ drian a, w erset z Mobile B utora, „ m item ” L évi- S trau ssa czy w reszcie serię P o u s s e u ra 8. Pisze jeszcze B a r th e s 9, że gdy D um ézil zajm u je się m itologią fu n k cjo n aln ą, P ro p p k o n stru k c ją b a jk i ludow ej, L év i-S trau ss tw o ram i w yobraźni totem icznej, a J. P. R ichard w ib rac jam i w iersza M allarm égo — to d ziałan ia ich są podobne do tych, k tó ry m i M on­ drian, Boulez czy B utor tw orzą kom pozycję, tzn. p rzy spo sab iają p ew ien przedm iot, k o jarząc i porząd ­ k u jąc je d n o s tk i10. Tak jest rzeczyw iście w w ypadku

7 Także J. Iw a szk iew icz w piątym odcinku sw ych ro zw a ­ żań L u d z ie i k sią żk i („M iesięcznik L itera ck i” 19T1 nr 8, s. 50) p otw ierd za tezę M ukarovsky’ego dodając: „ja n ie m o ­ gę m ó w ić w y łą czn ie o literaturze, dlatego że w szy stk ie sztuki są dla m nie jed n ą p łaszczyzn ą”.

8 R. B arthes: M it i zn ak. Przeł. A. T atark iew icz. W arszaw a 1970 PIW , s. 277.

9 I b id e m , s. 276.

10 II son atę fortep ian ow ą B ouleza, pisaną techniką p a n se- rialną, p orów nać m ożn a do d zieła Prousta w za k resie struktury. Zarów no pow ieść, jak i utw ór B ou leza m o żliw e są do ogarn ięcia dopiero po p ew n ym czasie, który m u si

(8)

„C U D O W N IE N IE A R T Y K U Ł O W A N A M O W A D Ź W IĘ K Ó W .,

-sztuki współczesnej, lecz gdy spróbujem y przenieść ten sy stem bad an ia czy tw orzenia n a dzieło sztuki daw nej, sp raw a okazuje się trudniejsza.

J a k bowiem w yodrębnić jed n o stk i w kw artecie Bee- thovena, obrazie F riedricha, powieści S tendhala? K ażde z tych dzieł da się osobno poddać działalności s tru k tu ra lis ty c z n e j, ale ja k znaleźć tu w spólną je d ­

nostkę kom pozycyjną, tak żeby jed n o stk a ta, sarna w sobie nie m ająca sensu, w połączeniu z innym i tw orzyła pew ien sens ogólny. Nie je s t przecież tak ą je d n o stk ą ani w ątek m iłości Ju lia n a Sorela do p an i de R enal, ani szczegół pejzażu F ried rich a, ani tem a t k tó re jś z części k w a rte tu B eethovena.

U siłow ano jed n a k i daw niej przełożyć w artości słu ­ chow e m uzyki n a w izualne. Stąd — jak podają René

W ellek i A ustin W arren w swej Teorii literatury 11 — w szesnastow iecznych m adrygałaoh w łoskich od­ n a jd u je m y barw ę, u H aendla zaś, gdy chór śpiew a o w ypraw ie p rzez Morze Czerwone, gdzie ,,fala s ta ­ nęła niby m u r”, kom pozytor usiłow ał zapisać n u ty n a pięcioliniach tak, żeby w yw oływ ały one rzeczy­ w iście w rażenie m u ru czy falangi. W nieco innym aspekcie bad ał ten problem Mikołaj R im ski-K orsa- kow. Ułożył on n a w e t tabelę, w której każdej to n acji m uzycznej odpow iadał ściśle określony kolor. W szystkie te p ró b y pow iązania m uzyki z innym i dziedzinam i sztuki kończyły się częściow ym lub cał­ k o w itym niepow odzeniem . A przecież zagadnienie korespondencji sztu k to ty lk o jed n a stron a skom ­ plikow anej siatk i związków m uzyki i litera tu ry .

upłynąć od ch w ili zapoznania się z całością dzieła. A ni j e ­ den z tom ów w ielk ieg o cyklu Prousta, ani jedna z części son aty B ouleza n ie dają w yobrażenia o konstrukcji str u k ­ turalnej całości. Z arów no dzieła pisarza, jak i kom pozyto­ ra nabierają sw eg o praw d ziw ego znaczenia po pew n ym ok resie czasu. Ze w zg lęd ó w percepcyjnych B oulez zostaw ił do w yk on an ia ty lk o dw ie części sonaty, pozostałe z o sta ­ w ia ją c do „lek tu ry” in d yw id u aln ej, gdyż całość sonaty w y ­ konanej na jed n ym k on cercie przekracza znacznie m o ż li­ w o ści słuchacza. 11 W arszaw a 1970 PW N, s. 184. Jak w y od ręb n ić jednostki? Znaczenie m u zyk i W w d ziele literack im

(9)

J Ó Z E F O P A L S K I

124

D oktor Faustus

Sztuka d iab elsk a

Postaw iliśm y p y tan ie o znaczenie m uzyki w dziele literack im — sp ró b u jm y dać na nie odpowiedź. Posłużym y się cytow anym i już dziełam i, opuszcza­ jąc K ie rk e g a a rd a , ja k o że ro zp raw k a o Don Juanie nie jest dziełem czysto literackim .

Doktor Faustus jest „żyw otem kom pozytora”, jest histo rią rozw oju a rty s ty od Fosforescencji morza aż po L a m e n t doktora Fausta, a więc m uzyka pojaw ia się tu n iejak o z konieczności. M uzyka L everku hn a, czerpiąc w zory form alne z dokonań A rno lda Schón- berga, je st tw orem arty sty czn y m w ym yślonym przez au to ra 12. C ała teza o „diabelskości” dzieła A driana ma sw oje przeciw ieństw o w m uzyce Beetho<vena, a zw łaszcza w IX sym fonii, k tó ra jest tym „co dob re i szlach etn e {...), co nazyw a się ludzkim , m im o że dobre jest i szlachetne. Tym , o co ludzie w alczyli, w im ię czego sztu rm ow ali b astylie, tym , co z un ie­ sieniem zapow iadali n atch n ien i duchem (...)” 13. Po­ rządek serialn y dzieła A d riana jest w jak iś sposób porządkiem szatańskim ; w yjście poza sy stem d u r ­ moll sta je się sposobem tw orzenia p odsuniętym przez diabła. N egacja tech n iki dw unastotonow ej nie jest potępieniem estetycznym , lecz m oralnym . A zatem znaczenie m uzyki w Doktorze Faustusie je s t n iejak o podw ójne, gdyż jest ona jednocześnie znaczącym i znaczonym . Znaczącym , gdy jest dziełem B eetho- vena, W agnera, S ch u b erta itp ., i znaczonym , gdy je st m uzyką A driana. Znaczy bow iem wówczas nie tylko m uzykę jak o taką, ale także w szelkie dzieło sztu k i zarażonej, nieczystej, diabelskiej.

W w ielkim dziele P ro u sta m uzyka m a nieco in n e znaczenie niż w Doktorze Faustusie. K iedy au to r W p o szu kiw an iu straconego czasu pisze o rzeczyw i­ sty ch — tzn. nie w ym yślonych n a u ży tek powieści — u tw o rac h m uzycznych, m ożem y stw ierdzić, jak

12 T rzeba pam iętać, że postać A driana w ie le zaw dzięcza F ryd eryk ow i N ietzsch em u i że L everk u h n rodzi się w tym sam ym (1885) roku co A lban Berg.

(10)

„C U D O W N IE N IE A R T Y K U Ł O W A N A M O W A D Ź W IĘ K Ó W ..,

niesłychaną w rażliw ością na m uzykę się odznaczał. W ystarczy podać p rzy k ład y zupełnie fenom enalnej zdolności porów nyw ania dźwięlków życia codzienne­ go z frazam i m uzycznym i. O to słow na scena sp o tk a ­ nia barona d e C harlus z Jupienem : „Podobnie, co dw ie m inuty, w zrok p a n a de C harlu s zdawał się usilnie zadaw ać J-upienowi jedno i to samo pytanie, n iby ow e p y ta ją c e frazy B eethovena, pow tarzane bez końca w rów nych odstępach czasu i m ające — z p rzesadn ym zibytkiem przygotow ań — sprow adzić now y m otyw , zm ianę tonacji, n a w ró t” 14.

P ro u st m yśli m uzycznie, nic też dziwnego, że m u­ zyka egzystuje w jego dziele władczo i często. Je sz ­ cze dw a przykłady. W Stronie Guermantes pisze o drzw iach: „A drzw i od sieni zam ykały się same z siebie bardzo w olno od przeciągu ze schodów, po­ w odując przy1 ty m uryw ki rozkosznych i jękliw ych fraz, jakie p iętrzą się w chórze pielgrzym ów pod ko­ niec u w e rtu ry do Tannhausera” 15. K oronnym p rz y ­ kładem m yślenia m uzycznego imoże być sław na sce­ na z Uwięzionej, kiedy to M arcel n ad słuch uje odgło­ sów budzącej się ulicy i naw oływ ania dom okrążców k o jarzą m u się z „zabarw ionym m odulacjam i p a r ­ lando Borysa Godunowa lub Pelleasa”16, a sprzedaw ­ ca ślim aków „przechodził w zam glony sm utek M ae- terlin c k a przełożony na m uzykę D ebussy’ego w je d ­ n ym z owyich bolesnych finałów , w których au to r Pelleasa zbliża się do R am eau ” 17. P rzykładów tego ro dzaju można znaleźć m nóstw o — ale w ydaje się, że i te, już podane, pozw alają stw ierdzić, iż m uzyka m usiała się pojaw ić w dziele Prousta. Zadecydow a­ ła o ty m w rażliw ość jego słyszenia.

Ale w W poszukiw aniu straconego czasu w ystępuje także inna m uzyka. M uzyka V inteuila. P roust, tw o­ rząc sw oją w łasną filozofię sztuki, w prow adza a r ty ­ stów każdego jej g atun k u do swego dzieła. A więc

14 Proust: W p o s z u k iw a n iu straconego czasu. T. IV, s. 12. 15 Ib i d e m ; T. III, s. 4 7 6 -4 7 7 . 16 Ib i d e m ; T. V, s. 134. 17 Ib id e m . W rażliw ość m uzyczna P roust m y śli m u zyczn ie

(11)

JO Z E F O P A L S K I

126

„Hym n narod o­ w y m iło śc i”

B adanie fu n k cji m uzyki

pisarzem jesit M arcel — n a rra to r czy B ergotte, sz tu ­ ki p lastyczne re p re z e n tu je E lstir, a m uzykę — V in- teuil. P ro u st, tw orząc fik cy jn e dzieła m uzyczne, po­ stęp u je inaczej niż Tom asz M ann, kiedy kom pono­ w ał u tw o ry L e v e rk u h n a 18. Kom pozycje V inteuila są często p rzetw orzo ny m i kom pozycjam i rzeczyw i­ stym i, ta k ja k w w y p adku Sonaty A -d u r F ran cka, z k tó rej różnych frag m en tó w stw orzył P ro u st opis sonaty. Lecz ta rola m uzyki V in teu ila to ty lk o zna­ czące. J e j znaczonym w pow ieści jest spełnianie funkcji jak b y m otyw ów przew odnich. T ak je st w w y p ad ku frazy sonaty, k tó ra n ajp ierw staje się „hym nem n aro do w y m m iłości” 19 S w an n a i O dęty a później, za k ażd y m razem gdy się p ojaw ia, p r z y ­ pom ina o u m arłej miłości. Podobnie u tw o ry g ran e przez A lb e rty n ę s ta ją się po jej odejściu bolesnym przypom nieniem . A więc m uzyka w tym w y p ad k u znaczy ty le , co m agdalenka. I o ile ta m ta przyw o ­ łu je dzieciństw o, o ty le ta przyw ołu je przeszłość uczuć.

Tak więc bardziej od szukania tajem niczych n ie ­ u c h w y tn y ch zasad analogii sztu k płodne okazać się może b ad an ie fu n k cji, jak ą p ełn i — na p rzy k ład — muzy'ka w stylisty ce, topice, a naw et „filozofii” p i­ sarza. T rzeba jed n ak p am iętać zawsze, ja k skom pli­ kow ane i delik atne to problem y. Zw iązki m uzyki i lite ra tu ry , ich pow iązania, znaczenie to praw d ziw a terra incognita, po k tó rej poruszać się trzeb a z n a j­ w iększą ostrożnością. A skalpel chirurgiczny, roz­ dzielający te związki, m usi mieć niebyw ale cienkie ostrze i prow adzić go m usi p ew na i odw ażna ręka.

1S D aje się zauw ażyć charak terystyczn a zb ieżn ość w ocen ie obydw u pisarzy. M ann pisze o k w artecie p. 132 B eeth oven a jako o jego „szczytow ym d ziele” (T. Mann: J a k p o w s t a ł

„Dokto r F a u s tu s ”. W arszaw a 1960 C zytelnik, s. 53), a P ro u st

(T. IV, s. 55) p isze o k w a rtecie „p rzen ajśw iętszym ”. Z re­ sztą p orów n u jąc g en ialn ość i n ow atorstw o d zieła V in teu ila, porów n u je je z ostatn im i k w a rteta m i B eeth oven a (T. II, s. 130).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli długość fali dźwiękowej jest odpo- wiednio dopasowana do długości rury, to nakładające się na siebie fale biegnące przez rurę w przeciwnych kierunkach wytwarzają

Natężenie dźwięku można wyrazić za pomocą jednostki, jaką jest decybel Jeszcze inną skalą, która uwzględnia fizjologię ludzkiego ucha, jest skala głośności mierzonej

Projekt &#34;Nienawiść - jestem przeciw&#34; realizowany jest przez Centrum Edukacji Obywatelskiej we współpracy z Europejskim Centrum Wergelanda w ramach programu Obywatele

[r]

k 6= l, to tylko połowa sukcesu. Kluczową własnością jest, że algorytm wciąż będzie działać, gdy badana funkcja ma więcej niż jedno drganie 9.. Czytelnik Spostrzegawczy od

Artykuł umieszczony jest w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl, gromadzącej zawartość polskich czasopism humanistycznych i społecznych, tworzonej przez Muzeum Historii Polski

Piąta część książki ukazuje Roosevelta jako przywódcę koalicji antyhitlerowskiej. Zdaniem autora praktycznie wszystkie elementy jego koncepcji powojennego urządzenia

Door de ervaringen op te schrijven, de voordelen te laten zien, valkuilen aan te wijzen, voorbeelden te geven (specifiek voor de universiteit) wil ik vooral medewerkers en