• Nie Znaleziono Wyników

Matka Boża Malbork, aleja Armii Krajowej, , godzina 15:00

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Matka Boża Malbork, aleja Armii Krajowej, , godzina 15:00"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

„Matka Boża”

Malbork, aleja Armii Krajowej, 17.09.2020, godzina 15:00

To było ciepłe, wrześniowe popołudnie. Jak co dzień Artur, wracając ze szkoły, zachodził do dziadka, aby się nim zająć. Miał za zadanie podać mu obiad i spędzać z nim czas, gdyż dziadzio Lew liczył już sobie 95 wiosen i był samotny. Obowiązek ten Artur spełniał niechętnie, nie cierpiał dziadka. Po pierwsze zajęcie to zabierało mu zbyt wiele czasu, który chłopak, tegoroczny maturzysta, bardzo sobie cenił. Mógł przecież pouczyć się trochę albo spotkać ze znajomymi czy dziewczyną. Szukał kierunku, który mógłby studiować po liceum.

Wciąż nie wiedział, co chce robić w życiu...

Po drugie nie dogadywał się zbytnio z dziadkiem. Ostatnimi czasy ostro debatowali nad tym, kto dokonał ludobójstwa w Katyniu. Lew utrzymywał, że zrobili to sowieci. Według Artura dziadek ze względu na wiek miał zaburzenia pamięci i dlatego nie chciał przyznać, że sprawcami zbrodni byli naziści. W opinii chłopca dziadek był zbyt uparty, żeby przyjąć którąś z sensownych i całkiem logicznych, stawianych przez niego tez. Pewnego dnia senior wpadł nawet na pomysł, żeby podarować wnuczkowi obrazek Matki Bożej Katyńskiej. Rodzice kazali mu go nosić do dziadka, gdyż według nich poprawiało mu to humor. Artur najchętniej by ten obrazek gdzieś głęboko schował, ale rodziców trzeba było słuchać, bo byli zamożni i spełniali każdą zachciankę swego jedynaka.

Z zamyślenia wytrącił Artura widok starego, przedwojennego domu z czerwonej cegły.

Otworzył drzwi kluczem i z wymuszoną uprzejmością zawołał:

– Witaj, dziadku, to ja, Artur!

– Ach, to ty, kawalerze, miło cię znowu widzieć. – powiedział i od razu poprosił – Skoro już jesteś, przynieś mi z biblioteczki, tej na pięterku, coś do czytania. Ostatnio wchodzenie po schodach sprawia mi trudność…

– Jasne, oczywiście. Masz na myśli jakąś konkretną pozycję?

– Nie… Weź, co ci wpadnie w ręce.

Po chwili Artur znalazł się w pomieszczeniu pełnym książek. Na środku pokoju stało stare, dębowe, masywne biurko. Tuż za nim znajdowało się okno, przez które widać było zaniedbany ogród. Regał z książkami mieścił się po prawej stronie od wejścia. Naprzeciw niego powieszono obraz Matki Bożej Katyńskiej. Wizerunek Madonny okalały proste, drewniane ramy. Chłopak starał się skupić na wyborze książki, ale jego myśli zdominowała niechęć, z jaką przebywał w tym miejscu. Westchnął zrezygnowany. Nie chciał tu być. Oparł czoło o grzbiet kilku książek… i nagle, intuicyjnie poczuł, że coś dziwnego dzieje się z obrazem. Wykonał

(2)

gwałtowny zwrot. Jego wzrok padł na głowę ofiary, którą w swoich ramionach tuliła Maryja.

Rana na potylicy skazańca zaczęła się powiększać, podobnie się działo z całym obrazem. Pokój odwrotnie – powoli się kurczył. Przerażony Artur szybko spojrzał na boki. Doskoczył do drzwi, lecz te okazały się zamknięte. Nie wiedział jak, ale krwawa plama zmusiła go, by podszedł bliżej. Stanął przed ikoną. Była monstrualnie wielka, zajmowała całą ścianę, a rana postrzałowa - większą część obrazu. Po chwili coś nim szarpnęło i znalazł się w środku… sam nie wiedział już czego.

Kozielsk, 24.12.1939, godzina 15:00

Po paru chwilach Artur ocknął się w pomieszczeniu pełnym drzwi. Wszystkie były identyczne. Na chybił trafił wybrał jedne z nich i otworzył. Wszedł do zatłoczonego pomieszczenia. Zgromadzeni tam ludzie zdradzali skrajne uczucia. Jedni byli smutni, pochyleni, ukrywali twarze w dłoniach. Innych wypełniała radość, mówili coś o nadziei, dobrej nowinie… Chłopak stał bezradny i przejęty. Nagle ktoś go zagadnął:

– Co się tak młody niepewnie rozglądasz? Cieszyć się trzeba ze świąt!

– Wprawdzie to nasze pierwsze święta w sowieckiej niewoli… Pierwsze, jak wybuchła wojna… Ale trzeba mieć nadzieję na lepsze czasy! – dodał drugi.

Dopiero po chwili Artur zorientował się, że człowiek, który do niego mówił, ma na sobie mundur oficera Wojska Polskiego z emblematami podporucznika rezerwy.

– Przepraszam za tak głupie pytanie, ale… co to za miejsce? – był zdezorientowany.

Mężczyźni spojrzeli po sobie, jakby Artur urwał się z choinki. Usiłował zrobić rozeznanie w sytuacji. Dostrzegł wtedy, że każdy ze zgromadzonych w pomieszczeniu ma mundur polskiego oficera. Zobaczył również blaszki z nazwiskami swoich towarzyszy. Major Ligierski, kapitan Sterczyński…

– Pustelnia Optyńska, Kozielsk – odparł ten drugi – obóz jeniecki.

“Zaraz, zaraz – pomyślał Artur – coś tu nie gra. Przecież w Kozielsku to Niemcy więzili polskich oficerów przed dokonaniem zbrodni katyńskiej. Ale nie mogli przecież zrobić tego teraz, skoro, jak mówią, jest rok 1939!” Przejęty i oszołomiony Artur postanowił zaryzykować i zapytał:

– Chwila. Na pewno jesteśmy więzieni przez sowietów?

Obaj mężczyźni parsknęli śmiechem. W końcu Sterczyński odpowiedział ostro:

– A przez kogo innego niby? Coś ty robił przez ostatnie trzy miesiące, że takie durne pytania zadajesz?

– Przestań tak na niego naskakiwać! Święta są. – Następnie zapytał Artura:

(3)

– Wszystko z tobą w porządku?

– Tak… Myślę, że tak. – padła odpowiedź. A przecież nic nie było w porządku…

Artur odszedł na bok i przez chwilę zastanawiał się, co robić.

“O co tu chodzi?! Co tu się dzieje?! Jak to się stało, że jestem tutaj więziony przez sowietów? Gdzie są Niemcy?! Może ci dwaj się pomylili? Może ich torturują i wmawiają im, że są jeńcami NKWD… i że jest dopiero 1939 rok…? Albo może jest ten 1939 rok, ale Niemcy wmawiają im, że przebywają właśnie na terenie Związku Radzieckiego, a nie III Rzeszy.

Przecież po nazistach można się wszystkiego spodziewać…” .

Stał tak przez chwilę i rozmyślał. Nagle przypomniał sobie o obrazku od dziadka.

“Może on mi jakoś pomoże?”. Zupełnie o nim zapomniał. Wyjął szybko ikonę i zaczął się jej przyglądać. Nie wiedział, gdzie jest i co go czeka. Czuł się bezradny i opuszczony. Pragnął wrócić do czasów współczesnych, nie chciał tu być. Nie rozumiał tej sytuacji z obozem, sowietami, polskimi oficerami i całym tym przeniesieniem w czasie...

Nagle usłyszał jakieś wołanie. Rozejrzał się i szybko zlokalizował źródło dźwięku. To był głos dziadka. Słyszał go jakby zza ściany. Bez wahania nacisnął klamkę i naparł, ale przejście prowadziło do kolejnego pomieszczenia pełnego drzwi. Nadal jednak słyszał wołanie dziadka. Ponownie wybrał i… zachwiał się, a pod podłogą zaturkotało.

Las katyński, 10.04.1940, godzina 8:52

Tym razem Artur znalazł się w transporcie więźniów. Po chwili jazdy pociąg się zatrzymał i żołnierze zaczęli prowadzić w głąb lasu dziesiątki pojmanych, w tym jego.

Panowała grobowa cisza. Wszyscy byli smutni, zgarbieni, zziębnięci. Ich ubrania wyglądały znajomo. On również miał na sobie wciąż ten sam ubiór polskiego żołnierza. Strażnicy prowadzący Polaków mówili po rosyjsku, chyba mieli radzieckie mundury i odznaczenia.

“Może to tylko zmyłka Niemców, kolejna mistyfikacja, kłamstwo wobec ofiar, które mają myśleć, że to sowieci mordują.” – myślał rozgorączkowany. Zaczął uważniej się rozglądać. Po chwili zauważył dwie znajome postacie prowadzone nieco ponad dwa metry obok niego. Byli to oczywiście major Ligierski i kapitan Sterczyński. Oceniając na szybko stopień ryzyka, na jakie mógł się narazić, zwrócił się do nich:

– Widzę, że znowu się spotykamy, panowie. Kiedyśmy się widzieli ostatnio?

Spojrzeli na siebie w konsternacji. Po chwili kapitan powiedział cicho:

– Te, Marek, patrz. To ten dziwak z Kozielska, cośmy go spotkali w wigilię ubiegłego roku.

“Czyli musiał być 1940 rok. Wszędzie leżał śnieg, więc może nadal jest zima lub wczesna wiosna. ”

(4)

– Ta, faktycznie, to on. – odparł major – Jak się wtedy znienacka pojawił, tak i potem szybko zniknął…

– Cisza!!!- warknął po rosyjsku żołnierz i wymierzył im kilka razów.

Obaj od razu zamilkli. Szli dalej. W głowie Artura kiełkowało coraz mocniej ziarno zwątpienia w swoje przekonanie na temat tego, co się dzieje. ”Czyli jednak jestem więziony przez sowietów… Nie znaczy to jednak, że od razu idę na śmierć. A może po prostu Rosjanie prowadzą nas tylko do innego obozu albo do pracy? To by wyjaśniało wyczuwalny smutek i przygnębienie. Po prostu będę dalej szedł i zobaczę, dokąd nas prowadzą. Na pewno nie będą do nas strzelać i nas zabijać. Po co w ogóle mieliby to robić?!”

Po przejściu kilkunastu metrów jeńców zatrzymano. Polscy oficerowie stawiani byli tyłem do sowieckich żołnierzy. Enkawudziści strzelali więźniom w tył głowy z bardzo bliskiej odległości, po czym ciała ofiar wpadały do wykopanego wcześniej dołu. Artur poczuł, jak fala gorąca uderza mu do głowy. “Co tu się dzieje! – krzyczał w myślach – Mordercy! …A więc dziadek miał rację?! Jak to możliwe?! Przez te wszystkie lata katyńskie kłamstwo przyjmowałem za prawdę?!...” Zrobiło mu się wstyd. Chwilę potem ogarnęła go panika i szybko zaczął się rozglądać. Zanim zdążył zebrać myśli, stał już przed dołem głębokim na około 1,5 metra. Nieco dalej przed nim jaśniała brzoza, a kilkanaście metrów dalej, po prawej funkcjonariusz mierzył z rewolweru do majora Ligierskiego, tuż obok po piachu osuwało się ciało zabitego kapitana Sterczyńskiego. Strzały padały jeden za drugim. Zanim się zorientował on również pogrążył się w ciemności i bezwładnie, bezprzytomnie spadał…

Las katyński, 13.02.1943, godzina 11:34

Wstać pomógł mu niski, umięśniony mężczyzna o ciemnych włosach i skąpym zaroście.

Nosił mundur Wehrmachtu. “Może szukają mogił? Może będę mógł im pomóc?”

– Nic ci nie jest? – spytał niskim i nieznoszącym sprzeciwu, chrapliwym głosem mężczyzna.

– Nic. – Dopiero teraz zobaczył, że mają takie same mundury. – Chodźmy dalej.

Artur powoli nabierał orientacji. Przeszukiwali las i byli niedaleko miejsca egzekucji.

Po chwili zobaczył brzozę, która była świadkiem jego własnej śmierci…

– Dobra… Mamy za zadanie przekopać obszar wokół tej brzozy, na którą patrzysz – powiedział mięśniak, po czym spytał – Gdzie twoja łopata?

– Chyba gdzieś ją zgubiłem. – Artur odruchowo zaczął się rozglądać.

– To weź moją i kop! – mówiąc to, wręczył Arturowi narzędzie, które najwyraźniej miał schowane za plecami – Zaraz wracam z kolejną. I ruszaj się, młody! Wojna sama się nie wygra!

(5)

Artur wbił szpadel w twardą bryłę ziemi. Po chwili wrócił do niego właściciel łopaty, Hans. Nie musieli długo kopać, aby znaleźć pierwsze zwłoki. Arturowi udało się odnaleźć ciało do złudzenia podobne do jego własnego. Gdy to zobaczył, poczuł ciarki na plecach i szybko odwrócił wzrok. Hans spojrzał na niego i zapytał:– Coś ty taki blady?

– Zaraz wracam – odparł Artur, kierując się w stronę lasu. Nadal nie pojmował, co właśnie odkrył i co go spotkało. Cały jego dotychczasowy pogląd na temat zbrodni katyńskiej runął.

Czuł się parszywie z tym, że wcześniej opowiadał głupoty i nie wierzył dziadkowi... Nie zadał sobie trudu, by poszukać prawdy w wiarygodnych źródłach. Wygodniej było pleść trzy po trzy.

Był na siebie zły. Żeby poznać prawdę, musiał doświadczyć tego, co katyńskie ofiary, musiał odkryć i spojrzeć na własne zwłoki… Na myśl przyszła mu Matka Boża z dziadkowego obrazka. Miał wrażenie, że to jego samego przytula do serca…

W kieszeni zawibrowało. Wiedział, co to oznacza. “Obraz.” – pomyślał.– „Dokąd teraz?”

Nie musiał długo czekać. Po raz trzeci znalazł się w pomieszczeniu z drzwiami. Zza jednych znowu usłyszał głos dziadka. Instynktownie ruszył w tym kierunku.

Moskwa, 14.04.1943, godzina 9:17

Po wejściu do wielkiej sali obrad na Kremlu oślepiło go słońce.

– Jak to możliwe, że odkryli? – rozległ się tuż obok chrapliwy głos mężczyzny. Powietrze spowijał dym z papierosów. Stalin. Artur poznał go od razu. Dyktator mówił do szefa NKWD.

Widać było, że jest wściekły. – Przecież nie miało być po tym śladów!!!

– Proszę o wybaczenie. – Beria nerwowo poprawił okulary. – To niewybaczalny błąd moich podwładnych. W trybie natychmiastowym zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje.

– Co mi z twoich przeprosin! Czasu nie cofniesz! – Stalin nie patrzył już na Berię. Jego dni też zostały policzone. Po chwili nieco spokojniej zwrócił się do Mołotowa:

– To jest międzynarodowy skandal. Trzeba wymyślić jakieś kłamstwo… – postukał fajką o blat stołu.

– Proponuję ogłosić, że nie ma żadnych mogił żołnierzy. – odparł szef radzieckiej dyplomacji.

– To nie przejdzie. Już i tak Rząd Polski w Londynie męczy nas pytaniami, gdzie się niby podziali ci oficerowie. Ten Sikorski działa mi na nerwy… – zauważył Stalin.

– To może zasugerujemy, że to Niemcy. - powiedział na w pół twierdząco, na w pół pytająco Mołotow. Artur poczuł mdłości, coś pchnęło go w stronę okna. Uwagę swą skupił na pewnym mężczyźnie. Człowiek ten miał ogoloną głowę, a w niej ranę od strzału. Chłopak otworzył okno i mocno się wychylił. W tej samej chwili stracił oparcie parapetu i znów zaczął spadać.

(6)

Malbork, 13.04.1990, godzina 17:09

Lądując, odbił się od trampoliny. Coś spadło na trawę, ale nie było czasu o tym myśleć.

Artur odzyskał równowagę i się rozejrzał. „Taką samą miał kiedyś dziadek Lew w swoim ogrodzie.” Okolica wyglądała znajomo. I wtedy go zobaczył. Przywołana myślami postać uśmiechała się do niego z okna i przyjaznym gestem zapraszała go do środka. “Czy dziadek wie, że jestem jego wnuczkiem?” – pomyślał.

– Witaj młodzieńcze. Co robiłeś w moim ogrodzie i kim właściwie jesteś? – spytał starszy pan.

– To dość długa i skomplikowana opowieść, a do tego mało wiarygodna. – próbował wykręcić się od odpowiedzi Artur. – Który właściwie mamy rok?

Sześćdziesięciopięcioletni mężczyzna spojrzał na niego z wyrozumiałością i ciepłem, jakby patrzył na dziecko, które zrobiło coś śmiesznie głupiego.

– Jest 13 kwietnia 1990 roku. Warto tę datę zapamiętać, bo właśnie dziś, mój kawalerze, doszło do historycznej chwili. Sowieci przyznali się do zbrodni katyńskiej! W kraju wszyscy są poruszeni. Z chęcią bym ci, młodzieńcze, pokazał taką książkę… Tematyka niełatwa, ale ty zrozumiesz… Mógłbyś podejść na pięterko po nią? Leży na biurku w otwartym pokoju.

– Jasne! – odparł chłopak i już był na schodach.

Artur znał drogę. Już zamykał za sobą drzwi, już kierował wzrok w wiadomą stronę….

Stanął przed obrazem i spokojnie spojrzał w twarz tej, która wcześniej przeniosła go do Kozielska. Wiedział, co teraz się stanie. I się nie mylił.

Malbork, aleja Armii Krajowej, 17.09.2020, godzina 15:05

“ Czy zdarzyło się naprawdę? Minęło tylko pięć minut, hm… A jeśli tak? Niesamowite, jak jedno wydarzenie może zmienić wizję świata i pogląd na historię. Powinienem bardziej się tym zainteresować… W sumie… studia historyczne to chyba nie jest zły pomysł?”

Artur ocknął się z zamyślenia. Sięgnął po pierwszą z brzegu książkę dla dziadka. Przeczytał:

“Mord w Katyniu” Jędrzej Tucholski...

Będąc już na schodach, zatrzymał się w pół drogi i …zamarł.

Uświadomił sobie bowiem dwie kwestie.

Po pierwsze – kieszeń jest pusta, bo ikona wypadła mu podczas lądowania w 1990 roku.

Po drugie – dziadek nie może czytać, bo okulary zniszczył miesiąc temu…

KONIEC

Cytaty

Powiązane dokumenty

Najbardziej problematyczny w tej sekcji jest dla mnie fakt, i o ile te zjawiska jgzykowe sqrzeczywiScie powi4zane z pojgciem eufemizmu,to faktem jest, r|charakter

Opis: Regulaminowe umundurowanie i podstawowe wyposażenie strzelca wyborowego z początku lat 90' Na zdjęciu: -Mundur wz. "Afganka") -Kombinezon maskujący -Pas z ładownicą

Als basis voor het planningsproces wordt gebruik gemaakt van een heuristiek, die eenvoudig aangepast kan worden voor

The results of the experiments show that the model gives the proper values in case of a situation without substitute deliveries and a rise of total.. servicelevels when substitutes

Dokum enty dotyczące Polski w ydane przez Stolicę Apostolską, prymasa Polski i Konferencję episkopatu

Z Frankiem Piątkowskim, który w tamtych czasach naszych studenckich był zwany nie Frankiem, tylko Hipciem, poznaliśmy się na pierwszym roku studiów, bo mieliśmy – polonistyka

Wojc ie c h Paduc howsk i, Jan Kotyza, żołnierz Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, ludowego Wojska Polskiego – zarys biograficzny Artykuł przedstawia zarys biografii Jana

nie Pana naszego Jezusa Chrystusa jako „Święto świąt” 30 , którego tutaj nie omówimy, choć w tekstach liturgicznych tego święta pojawiają się wątki