• Nie Znaleziono Wyników

Sąd nad psychoanalizą : kilka uwag o książce Krzysztofa Wolańskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Sąd nad psychoanalizą : kilka uwag o książce Krzysztofa Wolańskiego"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Kilka uwag o książce Krzysztofa W olańskiego 1

„D ałem profesorom robotę na 300 la t”2, pow iedział Joyce po n a p isa n iu Finne- ganów trenu. S chreber pisze w Suplemencie do swoich Pamiętników nerwowo chore­

go3: „nie pozostaje m i nic innego, jak tylko zaoferować m oją osobę jako obiekt naukow ych obserw acji i oceny przez fachowców. Z ap ro szen ie do takow ych jest głów nym celem , jaki chciałbym osiągnąć przez pu b lik ację m ojej p rac y ”4. Co kryje to podobne podejście do kw estii recepcji w łasnego dzieła? Pisarz i grafom an za­

czerniający papier, jak nazyw ał czasem S chrebera Lacan. Obaj psychotyczni. Obaj skazani na ud ręk ę pisania. Obaj cierpiący od n a d m ia ru tw órczości. W reszcie obaj zostaw iający swoje dzieło jako w yzwanie dla Innego. Stawką tego w yzwania jest dyskurs, k tó ry i w jednym , i w d ru g im p rzy p a d k u stawia opór w szelkim próbom ujęcia go. W efekcie żadna z in te rp re ta c ji, jakie pow stały i pow stają n ie m al od stulecia, nie jest w stanie uporać się z jego n ie u sta n n y m w ym ykaniem się. Jakby działało na te n dyskurs praw o A rchim edesa: im b ardziej chciałoby się w ciągnąć

1 K. W olański Sędzia Schreber. Bóg, nerwy i psychoanaliza, W ydaw nictw o IBL PAN, W arszaw a 2012, seria „Nowa H u m a n is ty k a ”.

2 K. B azarnik, Z. Fajfer Trzy kwarki dla nocnych M arków, w: J. Joyce Finneganów tren, przeł. K. B artn ick i, K orporacja H a!art, K raków 2012.

3 D.P. S chreber Pamiętniki nerwowo chorego w raz z suplementami i aneksem dotyczącym kwestii w jakich warunkach osobę uznaną za psychicznie chorą można trzymać

w zakładzie leczniczym wbrew jej zadeklarowanej woli, przeł. R. D ard a-S aab , L ibron, K raków 2006.

4 Tam że, s. 282.

60 1

(2)

01 1

go w n u rt d y skursu pow szechnego, literackiego, filozoficznego, naukow ego itd., tym b ardziej będzie on unosił się na pow ierzchni, w ypierany w ew nętrzną siłą dys­

k u rsu k o m entarza. Ale dzięki tem u , w łaściwie nieprzerw anie, pow staje tyle cieka­

w ych prac, te m at zawsze w ydaje się interesujący, bo w yzwanie zawsze przyciągnie jakiegoś śm iałka.

Sędzia Schreber. Bóg, nerwy i psychoanaliza, książka K rzysztofa W olańskiego, w ydana w serii „Nowa h u m a n isty k a ”, chyba po raz pierw szy na tak ą skalę otwiera te m at D aniela Paula S chrebera i h isto rii spisanej w jego Pamiętnikach... O grom ­ na, licząca niem al 600 stro n m onografia z całą pew nością zasługuje na z a in te re so ­ w anie ze strony hum anistów , filozofów, socjologów i psychoanalityków . K rzysztof W olański podjął w ielkie w yzwanie, decydując się na opisanie h isto rii, która na gruncie polsk im praw ie nie istnieje. Oczywiście sam S chreber i jego Pamiętniki.

krążą gdzieś na orbicie ogólnych zainteresow ań, ale ta k szczegółowe stu d iu m , ory­

gin aln ie polskie, zostało przedstaw ione chyba po raz pierwszy. W istocie to h e ro ­ iczny w ysiłek A utora, żeby p rzy ta k niew ielkiej liczbie p u b lik a cji w języku pol­

skim , podjąć się tego tem atu . Polskie tłu m aczen ie Pamiętników. S chrebera wy­

szło zaledw ie w 2006 roku, a już doczekaliśm y się takiej m onografii, która p rez en ­ tu je nie tylko w szystkie, w zasadzie najw ażniejsze teorie, k tóre zajęły się Schrebe- rem , lecz także osobę sam ego D aniela P aula S chrebera i jego dzieło.

Książka W olańskiego w ydana jako szósty tom serii „Nowa h u m a n isty k a ” św iet­

nie in icju je n u rt krytyczny skierow any na ponow ne przem yślenie pew nych, być m oże zbyt zastałych już teorii, jak na przy k ład teoria psychoanalityczna. W tym w zględzie nie tylko u zu p e łn ia ona bibliograficzne b ra k i w polskiej m yśli krytycz­

nej, ale i wykracza poza sam ą sprawozdawczość, dając dobry wzór dla kolejnych tom ów serii.

K rzysztof W olański bardzo ciekaw ie i szczegółowo w ykreśla m apę b a d a ń nad Schreberem , pokazując w istocie skalę tego zjaw iska. B ardzo am b itn ie staw ia so­

bie trzy podstaw owe cele: archeologiczny („wydobycie D aniela Paula Schrebera, to znaczy faktów z jego życia oraz rzeczyw istej treści jego P a m ię tn ik ó w ., s. 18), historyczny („ustalenie faktów dotyczących biografii S chrebera”, s. 19) i wreszcie krytyczny („dostrzec każdorazow o pracę ugruntow anej w te o rii selekcji m a teria łu [...], dotrzeć do założeń i m echanizm ów fu n d a m e n ta ln y c h dla poszczególnych rozstrzygnięć”, s. 19). I rzeczyw iście tej w yznaczonej na sam ym początku drodze W olański w zasadzie pozostaje wierny. Jedynym kłopotem , jaki się z tym wiąże, jest, m oim zdaniem , trochę zbyt F oucaultow ska perspektyw a, od jakiej A utor za­

czyna pierw szy rozd ział i w zasadzie na niej kończy, ro zd z iałe m pośw ięconym w ykładni D ele u ze’a i G uattariego, um ieszczając p om iędzy tym i p u n k ta m i k ry ­ tyczną rek o n stru k cję psychoanalitycznych b ad a ń n a d S chreberem (F reud, Lacan).

U lokow anie p u n k tu wyjścia w F oucaultow skiej koncepcji u j a rzm ienia, któ re wy- brzm iew a z tym podw ójnym rezonansem : „m odel ujednostkow ienia przez społe­

czeństw o” (s. 23) oraz „spojrzenie dokonujące absolutnego u p rzed m io to w ien ia”

(s. 24), jest szalenie operatyw ne, p raktyczne i skuteczne. Jedyne, co w zbudza m oją w ątpliwość, to fakt, że całościowe roszczenie A utora do odtw orzenia biografii Schre-

(3)

bera oraz „szczegółowa problem ow a rek o n stru k c ja tre śc i” (s. 36) jego dzieła, wy­

n ik a ją z takiego p rzekonania: „większość autorów skłonna jest traktow ać zarówno P a m ię tn ik i., jak i h isto rię życia ich autora jako poręczne źródło przykładów p o ­ tw ierdzających określone, przyjęte z góry teoretyczne zało żen ia” (s. 36). P roble­

m atyczne w tym m iejscu w ydaje m i się odczytanie F oucaulta bez le k tu ry N ie tz ­ schego i w łaściwie jed n o stro n n e u trącen ie d y skursu psychoanalitycznego, bo je­

dynie pogłębiającego alienację p acjen ta (s. 27). Oczywiście w ielką zasługą A utora jest tak m ocne osadzenie własnej in terp retacji, bo pokazuje to nie tylko jego świetne rozeznanie w kw estiach teoretycznych, ale i jego zm ysł praktyczny, który pozwala m u te teorie skom entow ać.

M ogłabym tylko dorzucić, że w ta k im u jęciu dyskurs psychoanalityczny nie w ytrzym uje k o n fro n tacji z dyskursem naukow ym , jako pierw szy chyba zdał sobie z tego spraw ę L acan 5. Ale oznacza to też, że psychoanaliza operuje na innych z n a­

czących. D yskurs psychoanalityczny nie w chodzi w te relacje, jakie d om inują w n a ­ ukow ym bąd ź filozoficznym , społecznym bąd ź politycznym w ym iarze u ja rz m ie­

nia, psychoanaliza po p ro stu działa gdzie indziej. D yskurs psychoanalityczny, przy­

najm niej w propozycji L acana, i w dużym skrócie, m a sproblem atyzow ać pozycję, z jakiej jest prow adzony, poddać subw ersji relację m iędzy p u n k ta m i w yjścia/doj­

ścia. Z resztą w książce W olańskiego pojaw iają się takie subw ersje przyczynowości pew nych zdarzeń zw iązanych ze Schreberem , jak epizod z goleniem wąsów, który przedstaw iony z perspektyw y m edycznej (opinia lekarza sądowego doktora W ebe­

ra) pokazuje S chrebera od strony jego osobliwych zachow ań: „siedział w swoim pokoju rozebrany do połowy, tw ierdził, że m a już kobiece p ie rsi [...], kazał sobie rów nież zgolić w ąsy” (s. 79, cytat za: D.P. S chreber P a m ię tn ik i., s. 302), co dla sam ego p acjen ta, jak się okazuje, rów nież było czymś tru d n y m do zaakceptow a­

nia: „Włosy wąsów praw ie reg u larn ie w suw ano m i podczas posiłków do ust tak, że już choćby z tego pow odu m u siałem się zdecydować w sie rp n iu 1896 na ich zgole­

nie. R ezygnacja z wąsów stała się jed n ak koniecznością także i z innej przyczyny, choć ta k m ało podobałem się sam sobie i p odobam - za dnia - z gładko ogoloną tw arzą”6. Je d n ak nie zostaje to w ykorzystane w dyskursie W olańskiego, bo i nie analizu je on kw estii d y skursu m edycznego, w jakim p rze d psychoanalizą fu n k ­ cjonował p rzypadek Schrebera. Jest jeszcze jedna kw estia, która choć obecna u W o­

lańskiego, to jed n ak przechodzi zup ełn ie niezauw ażona. W obszernym rozdziale, w którym A utor rek o n stru u je treść (a w łaściwie obrazy, wizje) urojenia Schrebera, obok głównego m otyw u odm ężczyźniania, jak iem u podlega Schreber z w oli Boga i za spraw ą boskich p ro m ie n i, pojawia się też wizja Słońca, zdecydow anie do m i­

nującej w u ro jen iu figury. „Jeśli S chreber tw ierdzi, że Słońce jest B oskim orga­

n em - pisze W olański - to bez w ątp ien ia jest to organ w zroku” (s. 164). W zrok

5 J. L acan L a Science et la verite, w: tegoż Ecrits II. Nouvelle edition. Texte integral, E d itio n s d u Seuil, P aris 1999.

6 D.P. Schreber P a m ię tn ik i., s. 162, krótszy frag m en t cy tatu podaje też K. W olański w swojej książce, s. 139.

(4)

11 2

i w idzenie, obraz, w izja to perspektyw a, z jakiej A utor zdecydow ał się rzeteln ie zrekonstruow ać treść P a m ię tn ik ó w . I w efekcie sam a treść ukryła się gdzieś za obrazem , bo słońce to słowo na stałe p rzypisane do losu S chrebera. Z przedstaw io­

nej we w cześniejszym rozdziale bio g rafii dow iadujem y się, że S chreber najp ierw znalazł się po d opieką m edyczną w uzdrow isku o nazw ie S onnenberg, a jego Pa­

m ię tn ik i. pow stały podczas k ilk u letn ieg o pobytu w zakładzie S onnenstein. N ie da się przeoczyć, że te charakterystyczne nazw y w pisane na stałe w los Schrebera, zaw ierają w sobie niem ieckie słowo w rod zaju żeńskim , die Sonne, słońce. D yrek­

to r zak ład u Słoneczny k am ień (Sonnenstein), doktor W eber, staje się fig u rą Boga w uro jen iu Schrebera. Przykład ten rów nież pokazuje, jak przyjęcie pewnego p u n k ­ tu w idzenia (wzrok), d eterm in u je pozycję dyskursu, jaki w zam iarach A utora ma nieselektyw nie, a całościowo zaprezentow ać S chrebera i jego P a m ię tn ik i.

Ale w żad n y m raz ie nie jest to za rzu t, jak i k ierow ałabym w stronę książki W olańskiego. U w ażam , że jego p ersp e k ty w a jest g o d n a p o d ziw u i pochw ały, a tr u d , ja k i w łożył w zre k o n stru o w a n ie tej h is to rii, z całą p ew nością zo stan ie doceniony.

P oniew aż p sy ch o an aliza zn a la zła się w ty tu le książki, a sam ej p sy c h o an a li­

tycznej w ykład n i p rz y p a d k u S chrebera K rzysztof W olański pośw ięcił niem ało m iejsca, ch ciałab y m bliżej p rzyjrzeć się ro zd ziało m pośw ięconym F reu d o w i i - L acanow i.

W yw ażyć otwarte drzwi

L acan w Prezentacji P am iętników nerwowo chorego7 m ówi o gen iu szu F reuda, o tym , że po raz pierw szy opisał on przy p ad ek Schrebera, nie posługując się te r­

m inologią deficytu i dysocjacji funkcjo n aln ej, bo przyznał sobie pew ną swobodę w jego b ad a n iu . Zgoła całkiem o dm ienne jest w idzenie tej postaw y F reu d a przez W olańskiego: „Tym, co b u d z i najw iększe zdziw ienie w zw iązku z użytkiem , jaki z opisu p rzy p a d k u S chrebera czyni ojciec psychoanalizy, jest tru d n a do zro zu m ie­

n ia - i z całą pew nością nieuśw iadom iona - gotowość F re u d a, by dostroić się do treści P a m ię tn ik ó w . i odnaleźć w n ic h przykłady potw ierdzające nie tylko poszcze­

gólne hipotezy, ale wręcz całość te o rii” (s. 35). R ozum iem , że na skutek jakiegoś styku m iędzy F reu d em , który odkrywa nieśw iadom e, a nieśw iadom ym , jako od­

krytym przez F reu d a, intrygujące w ydaje się to w skazyw anie nieuśw iadom ionego u sam ego F reuda. Jak b y coś w ro d zaju ćw iczenia, w praw ki. N iem n iej tam , gdzie L acan w idzi swobodę, W olański dostrzega p ełn ą d eterm in ację F reuda.

Ś w ietnie i b ard z o d o k ła d n ie p rze d staw ia w szystkie okoliczności tow arzyszą­

ce m om entow i, w k tó ry m F re u d zaczął p racę n a d S chreberem . Po pierw sze p o ­ m ysł p isa n ia o p a ra n o i w iąże się z osobą Ju n g a (s. 278), a co za tym idzie, staje się on strateg ic zn y m p u n k te m w k o n flik c ie m iędzy F re u d e m a Ju n g ie m , czym ś

J. L acan Presentation des „Memoires d ’un nevropathe”, w: tegoż Autres ecrits, E ditio n s du Seuil, P aris 2001.

(5)

w ro d za ju p o lity k i ró żn icy m iędzy p sy c h o an a lizą a psychologią głębi. Po dru g ie F re u d chce jak n ajb a rd z ie j poszerzyć pole p sy ch o an ality czn y ch b a d a ń , w ybiera­

jąc do an a liz y prócz rzeczyw istych p rzy p ad k ó w z k lin ik i, rów nież „teksty k u ltu ­ ry ” . W łaśn ie „ku sw em u o g ro m n em u za d o w o le n iu ”, pisze W o lań sk i (s. 277), ukończyw szy te k st o L eo n a rd z ie da V inci, F re u d zaczyna pisać o P a m ię tn ik a c h . S chrebera. Je d n a k to, co w ydaje się tu ta j in te re su ją c e i na co L ac an zw rócił uw a­

gę w przyw ołanej wyżej Prezentacji, to fak t, że sta tu s P a m ię tn ik ó w . jako te k stu był w ta m ty m czasie dosyć problem atyczny. M ów iono wówczas o p a ra n o i, o psy­

chiatry czn ej d iagnozie p rz y p a d k u S chrebera, ale n ik t p rz e d F re u d e m nie p odjął się - z ta k ą sw obodą - le k tu ry te k stu , k tó ry stał się w y k ład n ik iem p rzy p a d k u k linicznego. M yślę, że jest to b ard z o in te resu ją ca zm ian a perspektyw y, istotna zw łaszcza w stu d ia c h n a d S ch reb erem i jego P a m ię tn ik a m i. W książce W olań­

skiego je d n a k zostaje to p o m in ię te , A u to r w oli raczej analizow ać te k st F reuda p o d k ątem w ykorzystania S chrebera do p o tw ie rd z en ia w łasnych hip o tez. A trz e ­ ba pow iedzieć, że to w łaśnie d zięk i p sy ch o an alizie i d zięk i p rac y F re u d a Pam ięt­

n i k i . m ogły stać się czym ś w ro d z a ju „tek stu k u ltu ry ” . To w łaśnie d y sk u rs psy­

ch o an ality c zn y otw orzył dzieło S chrebera na k rytyczną analizę, któ ra n astęp n ie wyszła poza p ie rw o tn y k rą g zainteresow ań.

Co praw da W olański bardzo dobrze pokazuje k lim at, w jakim F re u d rozpo­

czyna pracę n a d tek stem Schrebera, ale od raz u dorzuca, że stoi za tym zbyt duża am bicja F reuda: „Nic zatem dziwnego, że m ożliwość skorzystania z „h isto rii cho­

roby pew nego p a ra n o ik a ” jaw iła się F reu d o w i jako długo oczekiw ana sz an sa”

(s. 281) na rozw inięcie i p otw ierdzenie własnej teorii.

W tym m iejscu w yłania się dosyć istotny pro b lem zw iązany z te o rią F reuda ocenianą z perspektyw y w spółczesnej, a więc n iehistorycznej. Trzeba jed n ak p a­

m iętać, że teksty F re u d a, opisy jego przypadków w jakim ś sensie wytyczały dop ie­

ro zakres b ad a ń , wypracow ywały pew ne pojęcia, dopiero otw ierały pew ne tem aty na dyskusję, a w tedy tru d n o będzie się dom agać jakiś w yraźnych i jasnych linii dem arkacyjnych w ew nątrz samej teorii, która przecież wówczas się rodziła.

Pozostaje jeszcze p y tan ie o to, czy rzeczyw iście pracę F reu d a ta k b ardzo zde­

term inow ały towarzyszące jej okoliczności: konflikt z Jungiem , „osobiste, w ew nętrz­

ne zwycięstwo [Freuda] n a d h om oseksualnym i k o m p o n e n tam i p o p ę d u ” (s. 287), nierów ność społeczna istniejąca m iędzy badaczem a p rzedm iotem badania - „F reud co najwyżej aspirow ał do pozycji społecznej zajm ow anej przez byłego sędziego”

(s. 287) - oraz „lęk p rze d w pływ em ”, czyli obawa F reu d a, że m ógłby być posądzo­

ny o p lagiat, o przejęcie teo rii lib id o od S chrebera. W edług W olańskiego, jak m i się w ydaje, te okoliczności m ają zasadniczy w pływ na pracę F reu d a, poświęca im zresztą w iele m iejsca. Je d n ak czy rzeczyw iście te n kon tek st jest aż tak decydujący dla sam ego odczytania tek stu , jaki F re u d pośw ięcił Pamiętnikom. ? Czy „hom o­

seksualne k o m p o n en ty p o p ę d u ”, jak pisze W olański, obecne u sam ego F reu d a, zdecydow ały o in te rp re ta c ji choroby Schrebera jako w ypartej skłonności hom o­

seksualnej? Czy jest to próba in te rp re to w an ia F reu d a przez pryzm at jego teorii, czyli odsłan ian ia nieśw iadom ych p rag n ie ń w ytyczających ścieżki świadom ości?

11 3

(6)

11 4

Oczywiście te p ytania zdecydow anie w ykraczają poza zakres pracy W olańskiego, m ożna by naw et pow iedzieć, że to w ogóle obszerne i sporne zagadnienie in te rp re ­ tacyjne. W szelako należy się z n im obchodzić ostrożnie, bow iem w arunkow anie le k tu ry te k stu elem en tam i osobowości jego autora, to p rzecież skrytykow any przez sam ego W olańskiego m odel odczytania S chrebera przez F reuda: „P ytanie, w ja­

k im sto p n iu psychoanalitycznej biografistyce udaje się „wyjaśnić sto su n k i p a n u ­ jące w życiu danej osobowości” przez odw ołanie się zarazem do „losu i k o n sty tu ­ c ji” (s. 299). Jed n o stro n n a perspektyw a A utora pow oduje w efekcie spłaszczenie k o n te k stu i tam , gdzie psychoanaliza m ogłaby otworzyć nowe obszary in te rp re ta ­ cyjne, w istocie zostaje utrącona i zam k n ięta w ścisłym determ in iz m ie w łasnych nieśw iadom ych pobudek. M yślę, że jest to w książce W olańskiego nieodrobiona lekcja z psychoanalizy.

Jak czytać Lacana?

Z asad n iczy m p y ta n ie m , jakie należy sobie zadać, jeśli pisze się o L acanie, jest pytan ie: jak go czytać? Jak czytać L acana, skoro zaledw ie k ilk a jego tekstów p rz e tłu m a cz o n o na język polski, a i te p rze k ład y p ozostaw iają czasem w iele do życzenia. O czywiście śm ieszne jest żąd an ie, aby L acana czytać tylko w ory g in a­

le, aby każdy, k to chce coś o L acan ie w iedzieć, m u sia ł w pierw nauczyć się języka fra n cu sk ieg o i jednocześnie posiadać u m ie ję tn o ści językowego ekw ilibrysty. J a ­ sne, że n ie o to chodzi. Z dru g iej je d n a k strony, czy tan ie L acana w p rze k ład a ch m a pew ne i o dziwo wcale n ieczęsto u św iad am ian e konsekw encje. O d ra z u za­

znaczam , że w tym m iejscu odnoszę się tylko do przek ład ó w anglojęzycznych, gdyż w łaśnie po ang ielsk ie tłu m ac ze n ie Seminarium o psychozach sięga W olański, pisząc o L acanie. K luczow ą spraw ą w p rz y p a d k u tych tłu m ac ze ń jest słow nik.

P sych o an ality czn a te rm in o lo g ia języka angielskiego została m ocno n acechow a­

na przez ego-psychology i pierw sze p okolenie post-freudystów , k tórzy z w iadom ych w zględów zm u sze n i byli em igrow ać do A ng lii oraz w znacznie w iększej części do S tanów Z jednoczonych. F ak t, że te rm in o lo g ia ta k rystalizow ała się ju ż od lat 30. głów nie w języku an g ielsk im , nie pozostaje bez znaczenia dla sam ego języka.

I n n y m i słowy, śro d e k c ięż k o ści p sy c h o a n a liz y a n g lo jęz y cz n ej p rz y n a jm n ie j w k w estii te rm in o lo g ic zn e j zn a jd u je się w ego. To w łaśnie stanow i ogrom ną p rz e ­ szkodę w p rz y p a d k u ta k ic h le k tu r jak te k sty L acana, gdyż L acan nie tylko nie p o d zielał tej perspektyw y, ale w ręcz ją zwalczał. Poniew aż w języku p o lsk im słow­

n ik p sy c h o an a lity c zn y p rzy p o m in a k ra m a rs k i k alejdoskop, to nie m a w łaściw ie m ożliw ości w yw ażenia tych ego-anglicyzm ów bez sięgnięcia do te k stu fra n c u ­ skiego. W efekcie w książce W olańskiego już na sam ym p o cz ątk u obszernego ro z d z ia łu pośw ięconego L acanow i do ch o d zi do isto tn eg o za ta rc ia kluczow ego dla p sy ch o an alizy L acanow skiej pojęcia m o w a (fr. le langage). Tam , gdzie La- can m ów i o m ow ie, np.: „[T łu m acząc F re u d a, m ówim y] - n ieśw iadom e to jakaś m ow a” (z fr. Les Psychoses, s. 20), W olański pisze: „nieśw iadom e jest języ k iem ” (s. 415). Dwa la ta p rze d rozpoczęciem Seminarium o psychozach L acan ustanow ił

(7)

w tzw. referacie rzym skim , a k u ra t d o stęp n y m w języku p o lsk im 8, zasadnicze dla niego term iny: m o w a (fr. le langage) i m ó w i e n i e (fr. la parole), zaś j ę z y k a (fr. la langue) nie te o re ty zu je n ie m al w cale9. W łaśn ie m owa, a nie język, jest tym , co stanow i obszar i w a ru n e k fu n k c ji m ów ienia p o d m io tu . P ara d o k sa ln ie po d koniec ro zd z ia łu o L acanie W olański sam cytuje za W.J. R ich ard so n em , który tłu m a c z y p o ch o d z en ie n ie k tó ry c h pojęć u L acana: „Od S a u ssu re ’a p rz e jm u je podstaw ow e ro zró żn ie n ia : m ięd zy językiem (jako system em ) a m ową (jako ak­

te m )” (s. 473), ale cy tatu tego n ie czyta: „Język [...], k tó ry m ów i po p rzez psycho- ty k a ” (s. 475).

Czy należy uznać to za przeoczenie czy zm ęczenie? D yskurs W olańskiego wy­

daje się b ardzo skrupulatny, szczegółowy, zdyscyplinow any, ale niekonsekw entny.

Zdaję sobie spraw ę, że ogrom m a teria łu m ógł zw yczajnie przytłoczyć A utora, ale w ta k im w ypadku n ajlepiej byłoby zrezygnow ać z k ilk u wątków, a w za m ia n zre­

ferować, przestrzegając term in o lo g ii, te n ajbardziej kluczow e dla danej teorii.

J.-A. M ille r pow iada, że p ro b lem z czy tan iem L acana b ierze się stąd, że L a ­ can nie daje żad n y ch stałych d e fin ic ji10. To znaczy d efin icje te n ie u sta n n ie się zm ien iają , w łaściw ie L acan w ypracow uje je w ciąg u całego swojego n au czan ia.

Tw orzą one coś w ro d za ju p rz e strz e n i do dyskusji, k tó ra trw a n ie p rz e rw a n ie od 1981 roku. Po tej stro n ie A tla n ty k u . P oniew aż w A m eryce L acan stosunkow o szybko został w ciśnięty w gorset w yraźnych i precyzyjnych pojęć, po pierw sze dlatego, że tylko w te n sposób m ożna ustanow ić go jako p u n k t oparcia dla w łas­

n ych te o rii oraz - po d ru g ie - ze w zględu na specyfikę anglojęzycznej te rm in o lo ­ gii, o której w sp o m n ia ła m wyżej. N ato m ia st p o dtrzym yw anie fo rm a tu nie-całoś- ci (pas-tout) L acanow skiego d y sk u rsu o b liguje do całk iem in n ej strateg ii. C h o ­ dzi o m ie rzen ie się z m a te ria ln o śc ią tego d y sk u rsu , z czym ś poza d efin icja m i, k tó re n ie u sta n n ie się zm ien iają , z w ym iarem zdystansow anym wobec sensu, z p i­

saniem , z czy tan iem jako p rze -p isan ie m . N a d m ie n ię , że d w u d zie sto p ięcio letn i cykl sem in arió w n ig d y nie został sp isan y przez L acana. Ta zasad n icza część jego n au c z a n ia n ie posiad a swojej pierw otnej w ersji tekstow ej. To d y sk u rs w ygłoszo­

ny, n a s tę p n ie z a p isa n y p rzez in n y c h (sten o ty p istk a , edycje M illera często opa­

trzo n e ogrom ną ilością korek t). S em in a riu m III Psychozy z lat 1955-56 w ydane zostało w 1981 ro k u (rok śm ierci L acana), w p o d ty tu le um ieszczono: „tekst u sta ­ now iony przez J.-A. M ille ra ” . W sp o m in am o tym , żeby p o d k reślić, jak bardzo nie-d o g m aty czn y jest w ym iar dzieła L acana, jak dosłow nie trze b a go czytać, żeby nie stracić z oczu lin ii h o ry zo n tu , bo d yskurs L acana jest jak ru c h o m y p u n k t:

J. L acan Funkcja i pole mówienia i mowy w psychoanalizie. Referat wygłoszony na kongresie rzymskim 26-27 września 1953 w Istituto di psicologia della universita di Rom a, przeł. B. Gorczyca, W. G rajew ski, W ydaw nictw o KR, W arszaw a 1996.

W yjątek stanow i form a tzw. lalangue (pisane razem z ro d zajn ik iem ), języka m atczynego, często obecnego u pacjentów psychotycznych. Je d n a k w teorii L acana pojaw ia się ona zdecydow anie kilkanaście lat po S em in ariu m III Psychozy.

9

10 J.-A. M ille r E ffet retour sur la psychose ordinaire, „Q u arto ” no 94-95, styczeń 2009.

11 5

(8)

91 1

zm ienny, nieu stab ilizo w an y , k ierow any czym ś w ro d za ju odśrodkow ej siły sub- w ersji. D latego le k tu ra p ism L acana n ie p ow inna zm ierzać do sensu, do p o m p o ­ w ania in te rp re ta c ji sensem , ale w k ie ru n k u p rzeciw nym , w stro n ę m a teria ln o śc i dyskursu: „podczas gdy m ów ienie jest zaw sze u d uchow ione, m ów i J.-A. M iller, a in te rp re ta c ja , k tó ra pozostaje w yłącznie na p oziom ie m ów ienia, tylko nadym a sens, dyscyplina le k tu ry celuje w m a teria ln o ść p ism a ” 11.

W ym ownym p rzykładem b ra k u cierpliw ości do czytania L acana j e s t . książka E lisabeth R oudinesco o L a c a n ie 12. N a tę książkę w ielokrotnie pow ołuje się W o­

lański, referując za R oudinesco poglądy L acana. Przytoczę k ró tk i i c h a rak te ry ­ styczny cytat, podobnych m u w książce R oudinesco jest więcej, ale te n ak u ra t k o ­ resp o n d u je z fragm entem , na któ ry m opiera się W olański, pisząc o p racy d o k to r­

skiej Lacana. „O w ładnięty m an ią posiadania, nie dbając o jakąkolw iek rek o m p e n ­ satę, pozbaw ił M arg u erite [M. P ataine, p acjentka Lacana nazw ana Aimee] jej te k ­ stów, fotografii, w k ońcu zaś - życiorysu. W tym sensie stosunek ich przypom inał k an ib alisty czn ą orgię n aznaczoną chłodem i wrogością, których nic nie m ogło zli­

kw idow ać” 13.

Trzeba p rzyznać, że to b ard z o nacechow any opis L acanow skich początków b a d a n ia psychozy. W olański oczywiście n ie podąża za ta k im stylem R oudinesco - choć p rze d staw io n y wyżej p rzy p a d ek F re u d a m ie jsc am i d e lik a tn ie sk łan ia się k u tak iej karcącej za n ad u ży cia w zględem p ac je n ta postaw ie - ale nie zachow uje też w obec niej żadnej ostrożności, b ez p o śre d n io p o w tarzając za n ią ro zm a ite

„ p e w n ik i” .

Postawić kropkę

K w estia pracy analitycznej z p acjen tem psychotycznym jest b ardzo złożona.

P sychoanalityk, jak m ów i L acan w rozdziale XVI Seminarium o psychozach, m a być sekretarzem psychotyka, jego zad an iem m a być staw ianie znaków in te rp u n k c y j­

nych, a więc i kropek. N ie jest zatem tak, jak pisze W olański, że: „istotne jest, by pozwolić psychotykow i mówić, opow iadać w łasną h istorię. N ie należy m u przery ­ w ać” (s. 416). N ic podobnego. Jasne, że nie chodzi o te n rodzaj przeryw ania, który stosuje się w pracy z neurotykam i, czyli ucięcie dyskursu pacjenta w m iejscu, w k tó ­ rym pojawia się (zwykle w ielokrotnie powtórzony) znaczący tego dyskursu. W przy­

p a d k u nerw icy takie p rzerw anie m a u ruchom ić sam orefleksję p acjen ta i skłonić go do próby interp reto w an ia, w te n sposób „ro zlu źn ia” się m ocne obsadzenie tego m iejsca. W p rzy p a d k u psychotyka p rzerw anie polega na p ostaw ieniu kropki, z n a­

k u zapy tan ia, m yślnika, przecin k a itd. A n ality k m a być sekretarzem , k tó ry po

11 J.-A. M ille r Lire un symptome, „M ental. R evue de l’E u ro F e d era tio n de psychanalyse”

no 26, czerw iec 2011.

12 E. R oudinesco Jacąues Lacan. Jego życie i myśl, przel. R. Reszke, W ydaw nictw o KR, W arszaw a 2005.

13 Tam że, s. 61.

(9)

pierw sze zachow uje sekret p acjen ta psychotycznego (szczególnie istotne jest to w pracy z p ara n o ik am i), a po drugie „zap isu je” jego dyskurs. N ie chodzi oczywi­

ście o dosłow ne notow anie w trak cie m ów ienia pacjenta, ale o m etodę pracy. To znaczy o analityczne w ypracow yw anie na spotkaniach m ów ienia p acjen ta jako te k ­ stu, a co za tym idzie, na p rzem ieszczaniu pozycji p o d m io tu psychotycznego z tej ow ładniętej przez mowę, zagrożonej dezintegracją, na pozycję „czytelnika” odro­

b in ę zdystansow anego w stosunku do te k stu swojego urojenia. Jak Schreber, który w łaśnie p oprzez zapisyw anie swojego d y sk u rsu w form ie Pam iętników ... podjął próbę sam oleczenia. Takie p rzesu n ięcie pozycji p o d m io tu pozw ala psychotykow i znaleźć schronienie p rze d natarczyw ością słów, mowy. Pozwala m u odsunąć, p rze­

sunąć tę w szechogarniającą jouissance, która spycha go poza ram y życia w czyste, organiczne istnienie, w którym nie sposób przecież zachować swoją podm iotowość.

Psychotyk m u si być ograniczany, m usi bez końca wypracowywać ram y swojego istn ien ia, granicę własnego bytu , m u si ustanaw iać sobie coś na k ształt p orządku, k tóry w leczeniu nerw icy jest przyw racany, n ato m ia st w psychozie m usi być n ie ­ u sta n n ie w ytw arzany. Taki uładzony tekst urojenia pozw ala psychotykow i zruty- nizow ać swój p odm iot, przyjąć jakąś pozycję w dyskursie, bow iem psychotyk cier­

p i dlatego, że ustaw icznie w ypada poza dyskurs powszechny, że stanow i jakiś eks­

ces w stosunku do tego dyskursu. Taka jest lekcja, jaką L acan wyciąga z Pamiętni­

k ó w . Schrebera.

Wykluczenie i dialektyka, której nie było

In n ą niezw ykle w ażną kw estią, jeśli chodzi o Lacanow skie teoretyzow anie psy­

chozy, jest pojęcie w ykluczenia (fr. forclusion, niem . Verwerfung), k tó rem u W olań­

ski pośw ięcił osobny rozdział. Św ietnie opisał i zdefiniow ał to pojęcie, ale m am w rażenie, że nie do końca je zrozum iał. Pisze bow iem : „W ykluczone - nieobecne, które n igdy nie było obecne; b rak , którego nie sposób odczuć” (s. 458), zatem wy­

kluczenie jest czymś, co n ie podlega dialektyce b rak u , gdyż form alnie poprzedza w szelką m ożliw ość obecności - nieobecności i tym ró żn i się od w yparcia i od za­

przeczenia. N ależy się z tym w p ełn i zgodzić, ta k w łaśnie rozum ie w ykluczenie Lacan. D laczego więc W olański, odw ołując się do L acanow skich kom en tarzy na te m at urojenia Schrebera, pisze o „konstytutyw nym b ra k u ” (s. 428), o „fu n d a m e n ­ talnej nieobecności” (s. 446), o „nieobecności Im ie n ia O jca” (s. 447)? B rak i n ie­

obecność to fu n d am e n ty nerwicy, dlatego, że stanow ią efekt w yparcia. B rak i n ie­

obecność to składow e dialek ty k i neurotycznego p o d m io tu , k tó ry w chodzi na d ro ­ gę analizy. To zaś oznacza, że b ra k i całość, obecność i nieobecność ko n sty tu u ją ram y n eurotycznej m ed iacji p o d m io tu . Praca w analizie pozw ala m u rozluźnić napięcia m iędzy tym i bieg u n am i, „rozleniw ić” popęd, k tó ry zm usza n eu rotyka do p rodukow ania sym ptom ów łagodzących te m iędzybiegunow e n apięcia. Z eślizgnię­

cie się W olańskiego z w ykluczenia do w yparcia pow oduje, że pojaw ia się u niego to, czego w żadnym razie nie m a u L acana an i też - w edług L acana - u samego

S chrebera. C hodzi o dialektykę.

11 7

(10)

11 8

W olański cytuje L ac an a14:

W szystko ułożone jest w Versohnung, p o jed n an iu , które sytuuje go [Schrebera] jako ko ­ bietę Boga. Jego relacja z Bogiem, taka jaką on nam ko m u n ik u je, jest bogata i złożona, a jed n a k nie m ożem y nie być w strząśnięci tym , że jego tek st nie zaw iera nic, co w skazuje nam na n ajm n iejsz ą obecność, na n ajm n iejszą w ylewność, na n ajm n iejszą realn ą k o m u ­ nikację, która m ogłaby dać nam pojęcie, że jest tu n apraw dę sto su n e k m iędzy dwom a bytam i. (s. 424-425)

W olański napisze w k o m e n tarzu do tego cytatu: „Pom im o swego bogactw a tekst w spom nień S chrebera jest osobliwie pozbaw iony życia, jak gdyby to, czego d o ­ św iadcza p o d m io t, w rzeczyw istości dotykało kogoś zu p e łn ie in n e g o ” (s. 425).

L acanow skie w yrażenie „p o jed n a n ie” i ów b ra k „sto su n k u m iędzy dwoma b y ta­

m i” w żadnym razie nie oznaczają, że Schreber rozpisuje swoje u rojenie na sto­

su n k u dialektycznym , posługując się w tym celu „kim ś zu p e łn ie in n y m ” . Tego nie m a w cytow anym tekście L acana, w żadnym razie i w żadnym m iejscu L acan nie sugeruje, że Schreber w chodzi w dialektykę, że jego dyskurs jest dialektyczny. Mówi w ręcz (Lacan cytow any przez W olańskiego, s. 429): „Jednak to jedność m a ch a ra k ­ te r podstawowy, d o m in u ją c y ...”. D laczego A utor przeoczył cytow any przez siebie fra g m en t i w efekcie pisze o „ b in arn y ch re la c ja c h ” d o m in u jąc y ch u Schrebera (s. 426), o fragm entaryzacji m askującej „b in arn y ch a rak te r w iększości opisyw a­

nych przez D aniela Paula re la cji” (s. 427) i w reszcie o „stale m anifestującej się w dyskursie Schrebera nieobecności jedności” (s. 427).

T rudno to tłum aczyć sobie inaczej niż jako m ylenie w ykluczenia (a-dialek- tycznego) z w yparciem (dialektycznym ), m im o św ietnie napisanego rozdziału o wy­

kluczeniu. Jest tu pew ien poziom niezro zu m ien ia, k tóry n iestety spraw ia, że wy­

k ład n ia L acana przedstaw iona przez W olańskiego m ija się z tym , co L acan w isto ­ cie m ów ił o Schreberze.

Z resztą cofnijm y się do rozd ziału pośw ięconego sam ym Pamiętnikom... W olań­

ski, przyw ołując wizję p rze m ian y S chrebera, pisze: „oto dwa aspekty boga w cho­

dzą ze sobą w dialektyczną relację, gdzie A rym an, czyli p rzem ian a będąca za ra­

zem degradacją, stanow i tezę, n ato m iast odw racający proces O rm azd jawi się jako an ty tez a” (s. 182). Schreber p rzechodzi proces odm ężczyźniania, a więc cofnięcia się z m ęskiej pozycji - oddają to naw et cytowane przez W olańskiego obrazy u ro je­

niowe S chrebera o w ycofaniu się m ęskiego n arz ąd u do w nętrza ciała, za n ik u lub zam ian ie narządów w ew nętrznych itp. O dm ężczyźnianie to coś w ro d za ju atrofii, cofnięcia się do tego okresu p ren ataln eg o , kiedy płeć nie została jeszcze określo­

n a, co p o tw ie rd z a ją słowa sam ego S ch reb e ra , p rzyw ołane p rze z W olańskiego (s. 182), o trw ającym setki lat śnie, o atrofii, o odw róceniu procesu, ale w żadnym razie o aktyw nym , a więc dialektycznym działaniu. D ialektyka z zasady dom aga

14 W tym m iejscu, z powodów, o których w spom niałam wyżej, posłużę się m oim tłu m aczen iem z języka francuskiego tego frag m en tu VI rozdziału Seminarium o psychozach.

(11)

się aktywności: antyteza jest zaprzeczeniem tezy, ale n ie jej w ycofaniem , odw róce­

niem . P odobnie, jak m a to m iejsce w n ap rzem ien n o ści dn ia i nocy, o której pisze Schreber, cytowany przez W olańskiego (s. 190). Jedno u stę p u je d ru g iem u , jedno cofa się p rze d d rugim , choć m ożna by też pow iedzieć, że dzień i noc to przecież m om enty um ow ne, to granice sym boliczne15, dn iem jest to, co nazyw am y dniem , wszak w dzień gw iazdy wcale nie znik ają z firm am e n tu . In n y m i słowy, „binarne figury (N iebo-Piekło, M ęskość-K obiecość)”, na któ re w skazuje W olański (s. 371), dla S chrebera wcale nie są b in a rn e , bo nie tw orzą dla niego opozycji; w tym u k ła­

dzie dochodzi tylko do w ycofania jednego elem entu, kiedy jeden elem ent zostaje wycofany, zanika, wówczas pozostaje te n drugi. M yślę, że to w łaśnie b ra k „b in ar­

nych re la c ji” i opozycji kon sty tu u je dzieło S chrebera jako zapis uro jen ia, gdyż, jak m ówi L acan, psychotyk jest logikiem , ale nie jest dialektykiem .

Anna TURCZYN

Abstract

Anna TURCZYN

Jagiellonian University (Kraków)

Psychoanalysis on trial: Some notes on Krzysztof Wolański’s book Review: K. Wolański Sędzia Schreber. Bóg, nerwy i psychoanaliza, Wydawnictwo IBL PAN, Warszawa 2012, seria „Nowa Humanistyka".

15 J. L acan Seminaire livre III. Les Psychoses 1955-1956, E d itio n s d u Seuil, P aris 1981,

rozdział 11.

61 1

(12)

Cytaty

Powiązane dokumenty

powiatów województwa podkarpackiego. Wydaje się jednak, że autorzy nie zastosowali się do wszystkich zasad waloryzacji potencjału turystyczno-kulturowego i tym samym

Spośród 15 kandydatów, którzy przystąpili do tego egzaminu, 12 uzyskało wy- maganą liczbę punktów warunkującą wpis na listę aplikantów adwokackich, są to: Anna Adamczyk,

Najważniejsze problemy szczegółowe koncentrowały się wokół kwestii: czy w obliczu kryzysu fi nansowego istnieje zapotrzebowanie na małe lokale gastro- nomiczne typu casual i

Wyglądało to wszystko pięknie w teorii, ale wykonanie chroma­ ło ustawicznie. ochota ludu do zbierania się w ligach parafialnych nie malała. Tymczasem kierownicy

Dostojewski ustosunkowywał się na bieżąco do wypadków rozgrywających się w sferze polityki międzynarodowej, żywo reagując na doniesienia prasowe.. Wydawcy

Potem, przez Węgry i Bratysławę udaliśmy się pod Piotrków Trybunalski na Kielecczyznę, gdzie zostaliśmy przeorganizowani.. Znalazłem się w pierwszej baterii,

In the case without buckling (Fig.lla), the crack extension win reduce the ligament of the specimen, increasing thus the tensile stress in the ligament. Since the in-plane

After failure the maximum crack widths were: 0,6mm at the bottom face close to the load; 0,35mm at the bottom face close to the support; 0,5mm at the front face in the middle;