• Nie Znaleziono Wyników

W pułapce wizerunków

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W pułapce wizerunków"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Ernst van Alphen

W pułapce wizerunków

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (119), 124-143

2009

(2)

12

4

Prezentacje

Ern st van ALPHEN

W pułapce w ize ru n k ó w 1

...p ró c z tego, co w idziałem , szeroko otw ierając oczy. Tadeusz Borowski, Kamienny świat

W zrok niewidzący

„K tóregoś dn ia będziesz szła drogą i usłyszysz albo zobaczysz, że coś się dzie­ je. B ardzo w yraźnie. I pom yślisz, żeś to w ym yśliła. Że to zm yślony obraz. Ale tak n ie jest. To się zdarza wtedy, gdy zderzysz się z o d p o m in an iem należącym do ko ­ goś innego”2. Toni M o rriso n w pow ieści Umiłowana pisze o wadze i realn y m ch a­ rak te rz e tego, co nazywa o d p o m in a n ie m (rememories), a co badacze H olo k au stu określają, stosując w ew nętrznie sprzeczny te rm in , jako w spom nienia traum

atycz-A rty k u ł jest rozdziałem książki atycz-A r t in M ind (U niversity o f C hicago Press, C hicago 2005). O sta tn i rozdział tej pracy, Playing the Holocaust (Zabawa w Holokaust), był tłu m aczo n y w „ L itera tu rz e na Św iecie” (2004 n r 1-2, przeł. K. Bojarska). Słowo „im age” z ty tu łu tek stu tłum aczę jako „w yobrażenia”, w ybierając ten term in zgodnie z in te n c ją van A lphena, k tóry nie ró żnicuje zasadniczo term inów „ p ic tu re ” i „im age”, w skazując na w spółzależność em pirycznego „o b razu ” i czynności jego pojaw iania się w pam ięci, a więc „w yobrażania”. Trzeba jed n ak zaznaczyć, że w b ad an iach nad w izualnością n iek tó rzy badacze zw racają uwagę na p o ten cjaln ą niesynonim iczność tego, do czego odnosim y się, stosując dwa w spom niane angielskie term iny. W tłu m a cz en iu pracy The Power o f Image. Studies in the History

and Theory o f Response D avida F reedberga użyty został przez polskich tłum aczy

term in „w izerunek” dla o d d an ia angielskiego „im age” (Potęga wizerunków, przeł. E. K lekot, U n iversitas, K raków 2005). R óżnicuje te dwa pojęcia rów nież najw ażniejszy w tym kontekście teo rety k W.J.T. M itchell.

T. M o rriso n Umiłowana, przeł. R. G orczyńska, Św iat K siążki, W arszaw a 1996, s. 54. 2

(3)

ne (traumatic memories). K luczow ym słowem w pow yższym cytacie są „obrazy”. W jednym z wywiadów M o rriso n -p isark a podkreśla w izualny ch a rak te r owych wy­ obrażeń:

To, co stw arza opowieść, to n a tu ra ak tu w yobrażeniow ego: m oje poleganie na w yobraże­ n iu - na jego o k ru ch ac h - jako na d o d a tk u do p rzy p o m n ien ia, do u jaw n ie n ia swego rodzaju prawdy. M ów iąc „w yobrażenie”, nie m am na m yśli, rzecz jasna, „sym bolu”. M yślę po p ro stu o „obrazie” i o uczuciach m u tow arzyszących.3

W spółczesne zainteresow anie swoiście w izu aln ą sztuką odnoszącą się do H olo­ k au stu w m oim p rze k o n an iu zn ajd u je w w ypow iedziach M orrison swą raison d ’être: zarów no w yjaśnienie, jak i teoretyczne uzasadnienie. M o rriso n jest p isark ą, nie artystą w izualnym . M im o to obstaje przy konstytutyw nej, gru n tu jącej fu n k cji spe­ cyficznie w izualnych w yobrażeń w akcie „o d -p o m in an ia”, uzdraw iającej aktyw ­ ności pam ięci, k tó rą w spółczesna k u ltu ra , stająca w obliczu zn ik an ia osoby naocz­ nego św iadka, stara się nie bez w ysiłku w yartykułow ać i zastosować. P aradoksal­ nie owa w izualność i jej praw dziw ość m oże być stw ierdzona w n ajbardziej klarow ­ ny i przek o n u jący sposób w tek stach fikcjonalnych, pow szechnie określanych jako „lite ra tu ra p ię k n a ” . Owo potw ierdzenie jest konieczne, by poradzić sobie z h isto ­ rią, b y ją „przepracow ać”. N in iejszy tekst traktow ać więc będzie o „«obrazie» i o uczuciach m u tow arzyszących”.

Joan B., jedna spośród tych ocalonych z H o lokaustu, których świadectwo zare­ jestrow ane zostało przez T h e F o rtu n o ff Video A rchive for H olocaust T estim onies u niw ersytetu w Yale, opow iada następujące zdarzenie: pracowała w obozowej k u ch ­ ni. G dy jedna z jej tow arzyszek zaczęła rodzić, dowódca obozu w ydał rozkaz, by zagotow ano wodę: „Zagotować wodę. Ale nie do porodu. U to p ił now onarodzone dziecko we w rz ątk u ” . W strząśnięty rozm ówca zadaje pytanie: „Czy p a n i to w idzia­ ła?” . „O tak, w id ziałam ” - odpow iada spokojnie św iadek. D ialog ciągnie się dalej: „Czy P ani coś pow iedziała?” - „N ie” . D alej Joan B. fo rm u łu je n astęp u jący ko m en ­ tarz: „M iałam przyjaciółkę [...], która pow iedziała, że teraz, kiedy jesteśm y tu ta j, trzeba p atrzeć prosto p rze d siebie, jakbyśm y m iały k la p k i na oczach, jak koń na w yścigach [...] i stać się egoistą. Żyłam , p atrzyłam , ale nic nie cz u ła m ”4. Choć Joan B. w idziała, co stało się z now orodkiem , jej czynność p atrz en ia zdaje się za­ w ierać jedynie rejestrację w rażenia wzrokowego. Jedna z epistem ologicznych im ­ p lik a cji w idzenia, czyli pojm ow anie w celu m entalnego rozróżnienia prow adzące­ go do zrozum ienia lu b rozeznania, zdaje się w tym akcie nie występować. To, co było rozpoznaw alne przez wzrok, zostało odciśnięte w jej pam ięci, jak gdyby była to n ieporuszona fotografia, jednakże pozostałości tego w izualnego śladu (visual

T. M orrison Site o f Memory, w: Inventing the Truth. The A r t and Craft o f Memoir, ed. by W. Z insser, H oug h to n -M ifflin , Boston 1987, s. 111-112

To zarejestrow ane św iadectwo d y sk u tu je rów nież Law rence L anger w książce

Holocaust Testimonies. The Ruins o f Memory (Yale U niv ersity Press, N ew H aven 1991,

s. 123). 3

4

12

(4)

12

6

imprint) n ie stały się n igdy p rzed m io tem em ocjonalnego dośw iadczenia, tym m niej

- przepracow ania. Świadek w spom ina w ydarzenie, któ re jest jedynie w izualną re ­ jestracją. W tow arzyszącej n arrac ji zd arzenie zdaje się być pozbaw ione jakiego­ kolw iek w ym iaru o ch arak terze em ocjonalnym czy etycznym .

Świadectwo złożone przez Joan B. jest em blem atyczne dla zasadniczej zm iany w p rz e strz e n i w izualnej k u ltu ry Z achodu, jaką spowodował H olo k au st, b u rząc konw encjonalnie p ojętą ideę w idzenia. O d czasów O św iecenia obserw acja w idzial­ nego św iata cieszyła się uprzyw ilejow anym sta tu se m epistem ologicznym : był to w aru n ek w stępny i zarazem gw arancja w iedzy i pojm ow ania. Bycie „naocznym św iadkiem ” au tom atycznie im p lik u je ujm ow anie i pojm ow anie obserwow anej sy­ tu a c ji czy w ydarzenia.

To zespolenie w idzenia i pojm ow ania zostało jednakże w rad y k a ln y sposób podw ażone w dośw iadczeniach ofiar H o lo k au stu 5. A jak trafn ie p rzypom ina nam M orrison, nam ysł n a d tego ro d zaju trau m aty c zn y m i dośw iadczeniam i ożywia p a­ m ięć o zjaw isku niew olnictw a. Jak będę przekonyw ać, to w łaśnie owa negacja p o ­ w oduje, że „w idzenie” oraz opis w izualnych śladów m a ta k ce n traln ą rolę w św ia­ dectw ach składanych przez ocalonych z H olokaustu. Jednakże św iadectw a naocz­ nych obserw atorów na tem at w izualnych śladów dotyczą zdarzeń, k tóre nie m ogą być opracow ane w identyczny sposób jak te relacjonow ane przez naocznych św iad­ ków w rap o rcie policyjnym . W św iadectw ach dotyczących H o lo k au stu to, co w izu­ alne, fu nkcjonuje b ardziej jako niezm odyfikow any naw rót tego, co się w ydarzyło n iż jako droga dostępu lub w darcia się we w nętrze przeszłych w ydarzeń czy jako nieopracow any m a teria ł gotowy do p rzekształcenia w to, co podlegać będzie zro ­ zum ien iu . N aw et po upływ ie długiego czasu ów pierw szy krok ciągle nie zostaje postawiony. Jednakże w yobrażenie wciąż tu jest; nieporuszone.

Być m oże to z pow odu owej w ażkiej, jednakże problem atycznej kw estii n a tu ry w idzenia w obliczu k atastro fy ro zm iaru H o lo k au stu ta k w iele w ażnych głosów skupia się dziś na p roblem ie sztuk w izualnych rep rezen tu jący ch Zagładę. Takie filmy, jak Życie jest piękne i w cześniejsza Lista Schindlera są krytykow ane w k ontekś­ cie „autentyczności” rep rezentacji i oskarżane p od tym w zględem o b ra k i6. W spom ­ niane realizacje są w krytyczny sposób zestaw iane z klasycznym dokum entem C lau­ da L an zm an n a Shoa, zapisem św iadectw ocalonych. Świadkowie L an zm an n a t a m byli: ta k więc ich naoczne relacje są autentyczne. W idzieli zd arzenia na własne oczy, a w yobrażenia na zawsze zapisane zostały na ich siatków kach. B egnini i Spiel­ berg w ykpili ową obsesję autentycznej wizji, rep rez en tu jąc w ydarzenia za p o śred ­ nictw em aktorstw a, k w intesencji sztuki udaw ania, fałszow ania, oszustwa i

pozo-Problem przyczyn, z pow odu których dośw iadczenia H o lo k au stu zab u rzają zdolność p am iętan ia, d y sk u tu ję szerzej swojej książce Caught by History (1997), zwłaszcza w rozdziale Testimonies and the Lim its o f Representation.

Zob. na przykład esej S andera G ilm ana na tem a t film u Benigniego (Is Life

Beautiful? Can the Shoah Be Funny? Some Thoughts on Recent and Older Films,

„C ritical In q u iry ” 2000 no 26). 5

(5)

ru. To jakby sztuka we własnej osobie stała się p o dsądnym w obliczu kulturow ej p otrzeby au tentyzm u.

Biorąc pod uwagę to, jak m ocno w zachodniej w yobraźni w idzenie zostało - przy n ajm n iej od czasów ren e san su - pow iązane z praw dą i au tentyzm em , nie za­ skakuje fakt, że kw estia praw dy historycznej w obliczu prawdy, która jest n ie do zniesienia, jest ta k często p rze d m io te m gry na te re n ie sztuk w izualnych7. I n te n ­ sywna dyskusja przy b iera na sile, gdyż naoczni św iadkowie odchodzą, a fikcja pozostaje jednym z niew ielu będących wciąż do dyspozycji środków p o d trzy m u ją­ cych żywą pam ięć o w ydarzeniach. A rtyści w izualni, jak C h ristia n B oltanski czy A rm ando, starają się zaproponow ać strategię rep rezen tacji, k tóra m ogłaby stać się u zu p e łn ie n ie m try b u d okum entalnego, dziś już niem ożliw ego do k on ty n u o w an ia8. I podczas gdy nacisk k ładziony przez ich prace k o n cen tru je się obsesyjnie na tym usiłow aniu, te rm in „auten ty czn y ” w żadnej m ierze do n ic h się nie stosuje. I o ile ich działan ia w zasadniczym sto p n iu pozostają w ypow iedziam i w izualnym i, m ogą stanow ić przy k ład separacji czy oddzielenia kw estii autentyczności i w idzenia per

se.

Owo ro zró żn ie n ie n ie w ym aga zakw estionow ania p ry m a tu zm ysłu w zroku. Z am iast tego - staw iam tezę - rozdzielenie w idzenia i jego najb ard ziej oczywiste­ go narzędzia, oka, m oże okazać się p rzydatne. Sprawa jest b ardziej skom plikow a­ na, niż sugerow ałby te n rodzaj esencjalizm u, k tóry uprzyw ilejow uje m e d iu m w zro­ ku. W g runcie rzeczy pro b lem jest dw ojakiego rodzaju. Po pierw sze, zm ysł w zro­ k u n ie prow adzi w autom atyczny sposób do „autentycznego” świadectwa. To d la­ tego, że bycie św iadkiem w ym aga, poza p ostrzeganiem , zdaw ania relacji z tego, co się zobaczyło, a w spom niany pro b lem m ożna usytuow ać w kw estii owej m ediacji czy tran sm isji. K łopot z przekazem pojawia się w w yrazisty sposób w obliczu p rze­ żyć o ch arak terze trau m aty czn y m i - jak będę przekonyw ał - nie podlega u su n ię ­ ciu ta k długo, jak długo nie zain terw en iu je język. Po drugie, zm ysł w zroku nie prow adzi w konieczny sposób do rep rezen tacji. Są i inne sposoby kom unikow ania w idzenia - lub p o w iadam iania o nie-byciu-w -stanie-o-tym -m ów ić - w dow olnym m edium . A rtyści, których w ym ieniłem , w łączają się, jak w ielu innych, w p o szu k i­ w ania owych alternatyw nych sposobów. P roponuję na początek w ta k im w łaśnie kontekście wypróbow ać znaczenie i m odalności w zroku sam ego w sobie. In n y m i słowy, spróbuję określić, co w zrok m oże oznaczać, czynić i osiągać w obliczu n a j­

D la p rzy k ład u - d ra m a t S zekspira Lukrecja jest w całości skonstruow any w okół k o n trastu pom iędzy w zrokiem jako „p raw d ą” i językiem jako stanem u p a d k u człow ieka, w którym z łu d a okazuje się być na p o rząd k u dziennym . Jednakże już w p rzestrzen i samej sztuki ta opozycja się rozpada, podobnie rzecz się ma

w spółcześnie. W ięcej na tem at w spom nianego d ra m a tu pisze M ieke Bal w The Story

o f W (Double Exposures. The Subject o f Cultural Analysis, R outledge, N ew York 1996). Szczegółową dyskusję na tem at prac A rm ando p u b lik u ję w książce Armando:

Shaping Memory (trans. by N. F orest-F lier, NA I P u b lish ers, R o tte rd a m -N e w York

2000). 7

8

12

(6)

12

8

tru d n iejszej do w ytrzym ania k o nfrontacji, jak ta, której p rzykładem jest św iadec­ two Joan B. Z jednej strony istn ieje w izualny ślad, z drugiej - potrzeba up o ran ia się z nim .

Niewydolność wzroku

Tom This Way fo r the Gas, Ladies and Gentleman T adeusza Borow skiego we w strząsający sposób p rze d staw ia kw estię d o m in u jąc ej ro li w izu a ln y c h śladów w H olokaustow ych „w spom nieniach”9. W ybieram te n zbiór opow iadań jako p u n k t w yjścia do oszacow ania m iejsca, jakie za jm u je w izualność, w id zen ie i niew ydol­ ność w z ro k u w u p a m ię tn ia n iu H o lo k a u s tu . O p o w ia d a n ia z a in s p iro w a n e są dośw iad czen iam i obozow ym i Borow skiego, nie oznacza to je d n ak , że m ożna je czytać jako pierw szoosobow e św iadectw o k o n c e n tru ją c e się na d ośw iadczeniach n a rra to ra . Sam e o p o w iad an ia nie su g e ru ją tego ty p u lek tu ry . P ierw sza osoba w ypow iadająca się w ty c h te k sta c h id e n ty fik u je sieb ie raczej jako re p o rte ra , tw órcę d o k u m e n tu , rela cjo n u jąc eg o w yd arzen ia d ziejące się w okół niego. P o rzą­ dek zam ieszczenia o pow iadań w zbiorze jest m niej w ięcej chronologiczny, c h o ­ ciaż to u p o rzą d k o w a n ie n ie dotyczy w k o n ieczn y sposób życia n a rra to ra . Jest u stru k tu ro w a n e raczej w edle c h ro n o lo g ii w y d arze n ia o c h a ra k te rz e g a tu n k u : „obozu” . Tak w ięc pierw sze o p ow iadanie opisu je przybycie do obozu, kolejne życie w n im , w reszcie jesteśm y p o w iad a m ia n i o w yzw oleniu. Trzy o sta tn ie opo­ w iad an ia: Ofensywa styczniowa, Odwiedziny, Kamienny św iat p rze d staw ia ją życie po ocaleniu z Zagłady.

Biorąc p o d uwagę n ie u c h ro n n ie retrospektyw ny ch a rak te r tych relacji, czas n a rra c ji w św iadectw ie H o lo k au stu z defin icji jest czasem po u w o lnieniu z obozu. D latego w łaśnie ostatnie opow iadania zb io ru posiadają zasadnicze znaczenie dla sensu św iadectw a jako takiego. Tylko w tych opow iadaniach przyw oływ ane w yda­ rzenia są jasno oddzielone od relacji o nich: narrac ja m a m iejsce po wyzwoleniu. W opow iadaniach dotyczących życia obozowego przeciw nie: częste użycie czasu teraźniejszego, ale też i konw encjonalnego dla opow iadania czasu przeszłego, de­ fin iu je płaszczyzny czasowe n arrac ji, które mogłyby, w try b ie fikcjonalnym , być w spółczesne dziejącym się w ydarzeniom .

Odwiedziny rozpoczynają się w sposób, jak gdyby opow iadały o życiu z w nę­

trza obozu: „Szedłem nocą, p iąty w szeregu. Brązowy płom ień palonych ludzi chwiał się w śro d k u fioletowego n ie b a ” (s. 352)10. N astęp n ie pierw szoosobow y n a rra to r

9 O pow iadania Borowskiego d ostępne są w języku angielskim od 1967 roku, gdy ukazały się w zbiorze pod ty tu łem This Way fo r the Gas, Ladies and Gentleman (selected and transl. by B. Vedder; in tro d . by J. Kott, P enguin Books, N ew York 1976). [Wybór w języku angielskim o bejm uje dw anaście opow iadań z Kamiennego

świata i Pożegnania z M arią - dop. tłu m - R.S.]

10 T. Borowski Utwory wybrane, oprac. A. W erner, Z ak ład N arodow y im . O ssolińskich, W rocław 1997. C y taty lokalizuję w tekście [przyp. tłu m - R.S.].

(7)

d yskutuje otw arcie niem ożliw ość podjęcia relacji o w łasnych uczuciach czy swo­ im dośw iadczeniu. P rzedstaw ia siebie, jakby był ro dzajem m aszyny rejestrującej jedynie to, co zobaczył:

W tej łagodnej ciem ności m iałem oczy szeroko otw arte i chociaż krew z przebitego ba­ gnetem uda obejm ow ała m i ciało ciepłem , które przy każdym kroku potęgow ało się aż do bólu [...] - to jed n a k nie potrafię pow tórzyć z tej nocy nic, prócz tego, co w idziałem szeroko otw ierając oczy. (s. 352)

P rzew odni m otyw ak tu wzrokowego, tego, co „zobaczył pierwszoosobowy n a rra ­ to r ”, w d o b itn y sposób k o n stru u je zasadniczą część poniższego tek stu , zarazem d efiniując n a tu rę tego aktu:

Przez w iele d n i potem w idziałem , jak m ężczyźni p łak ali n ad kilofem , ło p atą i przy lorze. Jak dźw igali szyny, w orki z cem entem betonow e słupy na ogrodzenie, jak rów nali p ie ­ czołowicie ziem ię, głaskali szuflam i ściany rowów, w znosili b arak i, wieże strażnicze i k re ­ m atoria. Jak zżerały ich św ierzb, flegm ona, tyfus i głód. W idziałem in n y ch , którzy k o ­ lekcjonow ali brylanty, zegarki oraz złoto i sk rzętn ie chow ali je w ziem i. [...] A ha, w i­ d ziałem także kobiety, które nosiły belki, pchały wozy i taczki oraz budow ały tam y przy stawach. [...] W idziałem także dziew czynę (która kiedyś n ależała do m nie) po k ry tą w rzo ­ d am i i łysą. (s. 352-353)

Ów n arrac y jn y akt relacji o tym , co n a rra to r w idział, jest w pierw szym rzędzie legitym izow any jako rodzaj m oralnego zobow iązania wobec tych, którzy zginęli w Holokauście; to topos pow racający w w ielu św iadectwach zagłady. To także ostatni akt relacjonow ania: opow iadanie staje się tu sposobem u stanaw iania zw iązku, k tó ­ rego dom agali się um ierający w desperackiej pró b ie przetrw an ia w przekazie. Po­ niew aż

ci wszyscy [...], którzy z pow odu flegm on, św ierzbu, tyfusu, a także dlatego, że byli zbyt ch u d zi, szli do kom ory gazowej, prosili p ielęgniarzy (ładujących ich na krem atoryjne au ta), aby p atrzy li i p am iętali. I aby p ow iedzieli praw dę o człow ieku - tym , k tórzy jej nie zaznali. (s. 353)

Jednakże stopniow o staje się jasne, że n a rra to r nie m ów i o tym , co w idział, z po ­ w odu etycznej obligacji: najzw yczajniej nie m oże robić niczego innego. To wciąż jedyna rzecz, któ rą w idzi, długo po zajściu owych w ydarzeń, chociaż - h istorycz­ nie rzecz u jm ując - H olokaust należy już do przeszłości.

D opiero na k ońcu opow iadania staje się jasne, że jest ono prow adzone z pozy­ cji ocalałego z H olokaustu. „Siedzę w cudzym p o koju w śród nie swoich książek i pisząc, że w idziałem niebo, m ężczyzn kobiety, m yślę uporczyw ie, iż tylko siebie nie m ogłem zobaczyć” (s. 353). Owo ograniczenie sugeruje, że n a rra to r nie tylko nie jest w stanie skupić się na tym , co działo się z n im podczas p obytu w obozie, lecz p odobnie nie p o trafi koncentrow ać się na swoim życiu w teraźniejszości, po H olokauście. Te dwie niew ydolności są, rzecz jasna połączone w sposób przyczy­ nowo-skutkowy, lecz p odm iot pochw ycony w ich sieć nie potrafi dostrzec tej w spół­ zależności. M oże jedynie ponow nie dostrzegać to, co w idział w cześniej. S u b stan ­

12

9

(8)

13

0

cja n arrac ji staje się wzrokow ym ekw iw alentem uszkodzonego zapisu. P rzesuw a­ jąca się taśm a u tknęła i te sam e obrazy pow racają w kółko, jedne po drugich.

W ize ru n k i przeszłości są b ardziej w yraziste i intensyw ne niż te, które w idzi w teraźniejszości. N iem ożliw ość w drożenia się w teraźniejszość postholokausto- wego życia jest ujaw niona w o statn im opow iadaniu, Kamiennym świecie:

W przeciw ieństw ie do lat ubiegłych, kiedy przyglądałem się św iatu oczym a rozszerzonym i ze zdziw ienia i stąpałem przez byle ulicę uw ażnie jak m iody kot na parapecie, obecnie obojętnie zagłębiam się w ruchliw y tłu m i zu p ełn ie bez em ocji ocieram się o rozparzone ciała dziew cząt. (s. 290)

. p e ł e n lekcew ażenia, podbitego lec iu tk ą pogardą, w chodzę z godnością człow ieka do m asyw nych, chłodnych gm achów z g ra n itu . N ie zw ykłem się zachwycać schodam i z m a r­ m u ru oczyszczonego ze sp alen izn y i przykrytego czerw onym ch o d n ik iem [...] N ie zw ra­ cam uwagi na nowe fu try n y o k ien n e ani na odm alow ane ściany w ypalonego dom u. O b o ­ jętnie w kraczam do ciasnych, lecz p rzy tu ln y ch pokoików osób w ażnych. (s. 291)

N iem ożność dostrzegania św iata wokół n arrato ra po tym , jak przeżył H olokaust, zm usza nas do ponow nego przem yślenia w skaźników te m p o raln y c h w Odwiedzi­

nach. N a pierw szy rz u t oka takie określenia, jak „tej nocy w i d z i a ł e m . ” czy „przez

w iele d n i potem w i d z i a ł e m . ” zdają się odnosić do specyficznych m om entów ży­ cia w obozie. Teraz jed n ak stają się w ieloznaczne. M ogą bow iem dotyczyć ko n ­ k retn y ch chw il po tym , jak n a rra to r został uw olniony z obozu, chw il, w których n ie w idzi on niczego poza owymi w izualnym i śladam i z przeszłości, b ardziej in ­ tensyw nym i i b ezp o śred n im i niż w rażenia przynoszone przez teraźniejszość.

W dalszym rozw ażaniu na tem at roli w izualnych śladów w św iadectwach H olo­ k au stu pom ocna może okazać się teoria P ierre’a Janeta, rozróżniającego trzy typy pam ięci: zwyczajowej (habitual), n arracyjnej i trau m aty czn ej11. Jan et, fran cu sk i psychiatra, który wywarł wpływ na Z ygm unta F reuda, działający na początku dw u­ dziestego stulecia, definiuje pam ięć h ab itu aln ą jako autom atyczną integrację nowej inform acji, zachodzącą bez większego udziału świadomej uwagi wobec tego, co się wydarza. Owa zdolność autom atycznej syntezy w spólna jest ludziom i zwierzętom. Pamięć narracyjna, właściwa wyłącznie ludziom , zbudow ana jest z m entalnych kon­ strukcji, których człowiek używa, by nadaw ać sens doświadczeniu. Bieżące i rozpo­ znaw alne dośw iadczenia są autom atycznie asym ilow ane lub integrow ane z istnieją­ cym i stru k tu ram i m entalnym i. Lecz niektóre w ydarzenia opierają się tej inkluzji: „budzące strach lub radykalnie nowe dośw iadczenia m ogą nie wpasowywać się łatwo w dostępne już schem aty kognityw ne i albo m ogą zostać zapam iętane ze szczególną w yrazistością, albo całkowicie oprzeć się integracji”12. W spom nienia dotyczące do­

11 Por. dyskusja na tem at propozycji Ja n e ta w : B.A. van d e r Kolk, O. van d er H a rt The

Intrusive Past. The Flexibility o f Memory and the Engraving o f Trauma, w: Trauma. Explorations in Memory, ed. by C. C a ru th , Jo h n H o p k in s U niv ersity Press, B altim ore

1995, s. 158-182.

(9)

św iadczeń, które nie w łączają się w istniejące schem aty znaczeniowe, zostają zdepo­ now ane w inny sposób i nie są dostępne do ponow nego w ykorzystania pod zwykły­ m i w arunkam i. Jedynie wymóg funkcjonalności podyktow ał Janetow i określenie owych w spom nień jako „traum atycznej p a m i ę c i”. W istocie traum a jest zasad­ niczo różna od pam ięci poniew aż „jest oddzielona od świadom ości i k o ntroli woli”13. Traum a to chybione doświadczenie, a owo niepowodzenie powoduje, iż nie można pam iętać tego w ydarzenia dobrowolnie. Z tego pow odu traum atyczne przyw rócenia

(traumatic reenactments) przybierają postać utw oru scenicznego, nie narracyjnego.

D ram at po pro stu siebie prezentuje, a przynajm niej takie spraw ia w rażenie; n a rra ­ cja jako tryb sugeruje pew ien rodzaj k o ntroli sprawowanej przez n arrato ra czy też „właściciela p u n k tu w idzenia” . Oto fund am en taln a różnica, na którą chcę wskazać, definiując rolę zm ysłu w zroku we w spom nieniach dotyczących H olokaustu. Z po ­ w odu ich zasadniczo dram atycznej n atu ry traum atyczne przyw rócenia są zależne od ram y czasowej „części” zapisanych w scenopisie d ram atu. Mówiąc za M ieke Bal: „wszystkie m anipulacje, jakich dokonuje n arrato r m ogący dobrowolnie rozciągać, redukow ać, podsum ow ać, naświetlić, podkreślić lub zm inim alizow ać elem enty h i­ storii, są niedostępne «aktorowi» zm uszonem u odtworzyć dram at, który, choć m iał m iejsce w przeszłości aktora, nie poddaje się jego (o)panow aniu” 14.

Choć z form alnej perspektyw y opow ieści Borowskiego są n arracyjne, a nie d ra­ m atyzow ane, n arrac ja jest podporządkow ana kom pulsyw nej p o trzebie relacjo n o ­ w ania trau m aty czn y ch przyw róceń w izualnych śladów. L ub, ujm u jąc to w inny sposób: narrac ja Borowskiego trac i k o ntrolę n a d tym , co n a rra to r zarejestrow ał w przeszłości. Logiczna k o herencja, będąca w ynikiem n arrac ji, b la k n ie i otrzy­ m ujem y nieupo rząd k o w an ą sekwencję opisów w izualnych śladów. Borowski we w n ętrzu swej opow ieści d em o n stru je i na nowo odgrywa trau m ę.

K liniczne rozróżnienie Ja n eta m iędzy n a rrac ją a trau m aty c zn ą p am ięcią doty­ czy w ostatecznym ro z ra c h u n k u różnicy w kw estii d y stan su wobec sytuacji czy w ydarzenia. Pam ięć n arrac y jn a jest retrospektyw na; m a m iejsce po w ydarzeniu. Pam ięć trau m aty czn a - lub lepiej - trau m aty c zn e przyw rócenie - n ie zna owego d ystansu od zdarzenia. Osoba dośw iadczająca traum atycznego przyw rócenia jest n ad a l we w n ętrz u w ydarzenia, jest obecna wobec niego. To tłum aczy, dlaczego trau m aty c zn e przyw rócenia n arz u cają się jako w izualne ślady. P ierw otne w yda­ rzenie trau m aty czn e n ie zostało w ciąż jeszcze przekształcone w zapośredniczony, zdystansow any opis. Ponow nie więc zaznacza swą obecność w w izualnej i senso­ rycznej bezpośredniości.

13 Tamże.

14 M. Bal Introduction, do: Acts o f Memory. Explorations in Memory, ed. by M. Bal, J. Crew e an d L. Spitzer, U niv ersity o f N ew E n g la n d Press, H anover: N H 1999, s. IX. W oryginale Bal używa w o statn im z d an iu zaim ków osobowych żeńskich; tłum aczenie K. B ojarska (E. van A lphen Zabawa w H olokaust..., s. 240); za tłu m aczk ą Zabaw y... przyjm uję też term in „traum atyczne przyw rócenie” dla

(10)

13

2

Rodzaje pamięci

Pism a francuskiej ocalonej z H o lokaustu, C h a rlo tte D elb o 15, zaw ierają w yra­ żone w intensyw ny sposób poczucie pozostaw ania n ad al we w n ętrz u relacjonow a­ nych w ydarzeń. W swych opow iadaniach au to rk a nie prow adzi n a rra c ji „o” A u­ schwitz, ale „z” tego m iejsca. Ów efekt wywołuje p rzede w szystkich w izualna b ez­ pośredniość jej narracji. Lecz od czasu do czasu autorka kom entuje pozycję, z której się w ypow iada. Słowa, któ ry m i w yposaża jedną z postaci, M ado, także odnoszą się do jej pisarstw a: „L udzie w ierzą, że w spom nienia b lak n ą, że w ym azuje je czas, skoro nic nie opierze się jego upływowi. O to różnica: czas nie przem ija nad e m ną, n a d nam i. O n niczego nie w ym azuje. Ja nie jestem żywa. U m arłam w A uschw itz, lecz n ik t o tym nie w ie” (s. 267). „Oto ró żn ic a”: różnica ta k absolutna, jak ta p o ­ m iędzy narracy jn ą i trau m aty czn ą „pam ięcią” w teo rii Janeta, d efiniuje wagę i spe­ cyficzną funkcję w zroku we w spom nieniach H olokaustow ych. D elbo precyzyjnie w ykazuje, że trau m aty c zn e przyw rócenia w iążą się z o d m iennym uporządkow a­ n iem osi czasu. W ydarzenie trau m aty czn e, któ re m iało m iejsce w przeszłości, nie p rzynależy do odsuniętej w dal rzeczyw istości czasu przeszłego: jest w ciąż obecne w teraźniejszości. W języku an gielskim byłaby to różnica pom iędzy preterit i simple

past, n arrac y jn ą form ą rep rez en tu jącą punktow e w ydarzenie, któ re w ydarzyło się

i m inęło, oraz imperfektem - form ą w skazującą na w ydarzenie, którego efekt ma ko n tynuację w teraźniejszości. W dalszej części tego te k stu pokażę, w jaki sposób owo swoiste uporządkow anie czasowe powodowane i w ym uszane przez trau m ę przy­ nosi z sobą ponowne przeżycie traum atycznego zdarzenia w tak samo intensyw ny sensorycznie i specyficznie w izualniy sposób, jak to m iało m iejsce pierw otnie.

D elbo w stąpiła w Paryżu do gru p y ru c h u oporu, której członkiem był także jej m ąż. W m arcu 1942 oboje zostali aresztow ani przez francuską policję w swoim m ieszk an iu , w k tórym d rukow ali anty n iem ieck ie ulotki. Policja p rzekazała ich w ręce gestapo. M ąż D elbo został ro zstrzelan y w m aju, a ją, w w ieku trzy d ziestu lat, wysłano do A uschw itz w styczniu 1943 w raz z g ru p ą 230 k obiet francuskich, z których większość, podobnie jak D elbo, nie była pochodzenia żydowskiego, lecz u c z estn icz y ła w d z ia ła n ia c h p o d z ie m ia . D o sty czn ia 1944 D elb o przeb y w ała w A uschw itz lu b p o b lisk im obozie R ajsko, n a s tę p n ie została o d esłana do R a­ vensbrück. Pod koniec w ojny została zw olniona i przekazana C zerw onem u K rzy­ żowi, który przetran sp o rto w ał ją do Szwecji w celu leczenia z chorób i niedoży­ w ienia. D elbo jest au to rk ą w ielu sztuk, esejów, w ierszy oraz opow iadań, wszystkie

15 F ran c u sk ie w ydanie zbiorow e pod tytułem Auschw itz et après ukazało się w latach 1970-71 (Éd. de M in u t, Paris). T łu m aczen ie R osette C. L am en t na język angielski wydano w 1995 roku. C ytaty w arty k u le van A lp h en a pochodzą z tego w ydania, tłum aczenie na język polski pierw szej części trylogii: Żaden z nas nie powróci (przel. K. M alczew ska-G iovanetti, O św ięcim 2002); in n e cytaty tłum aczę za w ydaniem

Auschw itz et après, P aris 1970, cytaty lokalizuje w tekście. T łum aczenie

K. M alczew skiej-G iovanetti w kilk u istotnych dla wywodu van A lphena m iejscach m odyfikuję za tekstem fran cu sk im [przyp. tłu m - R.S].

(11)

o pierają się na jej dośw iadczeniach obozowych. N ajb ard ziej zn an ą jej praca jest trylogia Auschwitz et après (tłum aczona na angielski jako Auschwitz and After w 1996). Pierw sza część trylogii, Aucun de nous reviendra (Żaden z nas nie powróci), była goto­ wa już w 1946 roku, opublikow ana została jednak dopiero w 1965. Cześć druga, zatytułow ana Une connaissance inutile (Wiedza niepotrzebna), rów nież n ap isan a bez­ p o średnio po w yzw oleniu, pojaw iła się w 1970 roku, część trzecia, Mesure de nos

jours (Miara naszych czasów) została opublikow ana w krótce p o te m 16.

W swoich esejach D elbo w prow adziła różnicę pom iędzy „w spólną p am ięc ią” i „pam ięcią głęboką”, podobną do rozróżnienia uczynionego przez Jan eta p om ię­ dzy p am ięcią n arrac y jn ą i traum atyczną. Pam ięć w spólna jest w stanie um iejsco­ w ić A u sc h w itz w p o r z ą d k u c h ro n o lo g ic z n y m . J e ś li o ca lo n y m o że p a m ię ta ć A uschw itz jako elem e n t ciąg u chron o lo g iczn eg o , to ty m sam ym ak t ocalenia zadziałał jako w ybaw ienie z koszm arnych w ydarzeń. A uschw itz jest teraz odsu­ nięte: należy do przeszłości. Inaczej rzecz się m a z „głęboką p am ięc ią” - ta nie osiąga sukcesu w um iejscaw ianiu w ydarzeń w przeszłości, w oddaleniu. W doświad­ czeniu tych ocalonych, którzy p am iętają o A uschw itz w trybie „pam ięci g łębokiej”, nie staje się ono elem entem przeszłości.

D elbo p ro p o n u je in n ą jeszcze dystynkcję, w skazującą na kolejny istotny aspekt traum y: chodzi o różnicę pom iędzy „pam ięcią zew n ętrzn ą” i „pam ięcią zm ysłów ”. Pam ięć zew nętrzna jest artykułow ana w dystansującym akcie n arracji. Osoba, która p o sia d a w sp o m n ie n ia ze w n ętrzn e , w ie, że p a m ię ta . G dy D elbo opow iada „o” A uschw itz, jej słowa nie pochodzą z głębokiej p am ięci, lecz ze w spólnej, zew nętrz­ nej. Do em ocjonalnej i psychicznej p am ięci o A uschw itz m ożna, przeciw nie, zb li­ żyć się jedynie za p o średnictw em zm ysłowej (głębokiej) pam ięci. Ta pam ięć nie jest narratyw izow ana; raczej pozw ala się odczuć. To te n rodzaj p am ięci, k tó ry jest sym ptom atyczny dla Auschw itz: nie jest to zapośredniczony przekaz, lecz coś, co pozostało, co czyni swą n ie u sta n n ie utrzym ującą się obecność odczuw alną.

Będąc w e wnętrzu zdarzenia

W swoich tek stach narracy jn y ch D elbo wciąż na nowo zezwala zew nętrznym w spom nieniom w ydarzeń ześlizgiw ać się w p rze strzeń p am ięci sensorycznej, k tó ­ ra u jm u je w ydarzenia jak gdyby działy się w teraźniejszości. Tekst Apel z Żaden

z nas nie powróci jest dobrym przy k ład em tego ro d zaju p rzesunięcia. Rozpoczyna

się od opisu pojedynczego w ydarzenia przynależnego do przeszłości: „E sesm anki w czarnych p elerynach przeszły. Policzyły” (s. 39). O pisyw ane w ydarzenie zdaje się dotyczyć epizodu w ydzielonego pod w zględem czasowym: to nie dow olny apel, lecz specyficzny. Owe dwa k ró tk ie zdania uzu p ełn io n e są trzecim : „C iągle się cze­ k a ” . Czas przeszły został zm ieniony w teraźniejszy: progresyw na form a trzeciego zdan ia jest językowym zn aczn ik iem zm iany. W ydarzenie, sam o w sobie punktow e,

16 W ięcej na tem a t biografii D elbo por. w stęp L aw rence’a L angera do angielskiego

(12)

13

4

w zw iązku z tym w ydzielone na osi czasu, zostaje p rzekształcone w w ydarzenie duratyw ne, to jest tak ie, któ re trw a w czasie i nie m oże być usytuow ane w ciągu chrono lo g iczn y m 17.

Po owym trzecim zd a n iu n astęp u je jedenaście akapitów , każdy z n ic h składa się z k ilk u (zwykle jednego) k ró tk ic h zdań.

C zeka się.

O d w ielu d n i, następnego dnia. O d wczoraj, nazajutrz. O d środka nocy, dzisiaj C zeka się.

N a niebie w idać świt.

C zeka się na dzień, bo na coś trzeba czekać. N ie czeka się na śm ierć. O czekuje się jej. N iczego się nie oczekuje.

C zekam y na to, co przyjdzie. N a noc, bo nad ch o d zi po dniu . N a dzień, bo n a d ­ chodzi po nocy.

C zeka się na koniec apelu. (s. 39)

P rzejście od czasu przeszłego do teraźniejszego i od w ydarzeń ujm ow anych jako punktow e do duratyw nych przynosi ze sobą zm ianę ty p u pam ięci. Tekst, k tó ­ ry rozpoczyna się jako narrac ja p am ięci m ożliwej do um iejscow ienia w chro n o lo ­ gicznie porządkow anej przeszłości, ześlizguje się w narrac ję o sytuacji, która trw a w teraźniejszości.

To osunięcie się w czas teraźniejszy łączy się ze zm ian ą pozycji p o d m io tu p ro ­ w adzącego narrację. Ten, kto opow iada o niekończącym się oczekiw aniu, jest wciąż „we w n ę trz u ” w izualnego i sensorycznego dośw iadczenia, któ re opisuje. W n a j­ b ard z iej fizyczny sposób zm ysłow e d ośw iadczenie w iecznego czek an ia w pełza w świat relacjonującego, jak i w nasz, czytelników. Pam ięć nieskończoności ocze­ kiw ania nie jest spisana „z d y sta n su ”, lecz jest pow odow ana sensorycznie i w izu­ alnie.

P odobny efekt jest osiągnięty w opow iadaniu Jeden dzień z tego sam ego zbioru. Znów uzyskany został w w yniku subtelnej zm iany w użyciu czasów g ram atycz­ nych. T ytuł przyw ołuje konw encjonalne otw arcie opowieści porządkow anej ch ro ­ nologicznie (ang. „One D ay ”, „Pewnego d n ia ” - R.S.). N ajp ierw otrzym ujem y trzy długie ak ap ity pisane z użyciem czasu przeszłego. W ich p rzestrzen i, ze szczególną precyzją detalu , przedstaw ione zostały w ysiłki kobiety, by utrzym ać się na nogach - to znaczy przeżyć:

Była uczepiona d rugiej strony rowu, uczepiona rękam i i stopam i d rugiej strony o śnieżo­ nego brzegu. C ałe jej ciało było n ap ięte, szczęki n ap ięte, n ap ięta szyja zdeform ow ana p rzez ch rząstk i, reszta m ięśni na kościach napięta. W ysiłek był próżny - w ysiłek kogoś, kto chce naciągnąć n a p ię tą id ealn ie linę. (s. 42)

17 N a te m a t rozróżnienia pom iędzy w ydarzeniem punktow ym i duratyw nym por. M. Bal (The Story o f W, s. 93).

(13)

P u n k t w idzenia, z którego obserw ow ane są w ysiłki kobiety, um iejscow iony jest na zew nątrz, w o ddaleniu. Po k ilk u a k a p ita ch opis niespodziew anie p rzechodzi do czasu teraźniejszego: „Odwraca głowę, jakby szukając drogi, p atrz y w górę. W idać w jej oczach, rękach, w w ykrzywionej twarzy, rosnącą b ezrad n o ść” (s. 43).

Tak jak niespodziew anie n astęp u je zm ian a w w ym iarze gram atycznym , je d n o ­ cześnie objawia się i in n a różnica: obserwacja zew nętrzna zostaje w ym ieniona na p u n k t w idzenia postaci. M yśli kobiety są cytowane bez zapośredniczenia:

D laczego te kobiety tak na m nie patrzą? Co one robią w tych ciasnych szeregach i d la ­ czego stoją nieruchom e? P a trzą na m nie, i w ydaje się, że m nie nie w idzą. N ie stałyby jak w rośnięte, w idząc m nie. Pom ogłyby m i wyjść. D laczego m i nie pom agacie, wy tam b li­ sko? Pom óżcie mi. W yciągnijcie m nie. Schylcie się. Podajcie rękę. O c h ..., nie ruszają się. (s. 43-44)

Po n a rrac y jn y m p rzy to c ze n iu m owy w ew nętrznej b o h a te rk i n arrac ja opada na pow rót w czas przeszły i w form ę trzecioosobow ą na jeden akap it, n astęp n ie jed­ n ak pierw szoosobow y n a rra to r zastępuje trzecioosobowego.

Tym razem jednak pierw sza osoba to nie w alcząca o przetrw an ie kobieta, lecz jedna z w ięźniarek z tłu m u przyglądającego się scenie. P atrzące są jak Jo an B., n iezdolne do o dniesienia się do tego, co w idzą, w tym także do sam otnej kobiety, której obraz odciska swój ślad na ich siatków kach. „Byłyśmy tu ta j w szystkie, kilka tysięcy, stojąc w śniegu od ran a - ta k należy nazwać noc, bo rano było o trzeciej w nocy. Świt rozjaśniał śnieg, k tó ry do tej pory ośw ietlała noc - i zrobiło się jesz­ cze zim n ie j” (s. 44). N astęp n ie czytam y tekst ro zm iaru jednej strony opisujący śm ierć kobiety w trybie n a rra c ji trzecioosobow ej, po czym pierw szoosobow y nar- rator-św iadek powraca: „P rzestaje patrzyć. N ie chcę na n ią patrzeć. C hciałabym zm ienić m iejsce, by jej nie w idzieć. N ie w idzieć już tych d ziu r w oczodołach, dziur, co przyciągają wzrok. Co ona chce zrobić? D laczego w p atru je się w nas? Czyż to nie m n ie w ybiera? M nie błaga? O dw racam głowę. P atrzeć gdzie indziej. G dzie in d z ie j” (s. 46). O dw rócenie spojrzenia m a pierw otnie znaczenie przestrzenne: p o dm iot spogląda na in n ą kobietę - drgający kobiecy szkielet - po d w ejściem do b a ra k u n u m e r 25. O biekt tego spojrzenia jest jed n ak kon ty n u acją w idoku u m ie ra­ jącej, k tóry okazał się nie do zniesienia. N agle więc „odw racanie sp o jrze n ia” zo­ staje przekształcone w przem ieszczenie czasowe i spacjalne. K olejne zdanie ko n ­ stru u je osobny paragraf: „A teraz siedzę w kaw iarn i i piszę o tej h isto rii - bo to się stało h isto rią ” (s. 47). „Teraz” (maintenant) oznacza teraźniejszość, m om ent, w k tó ­ rym te k st jest opow iadany lu b zapisywany. O pis k obiety w alczącej ze śm iercią jed n ak że rów nież zn alazł się w p rz e strz e n i czasu teraźniejszego: czas przeszły w opow iadaniu n ie u sta n n ie w ym ieniany jest na teraźniejszy. W ydaje się, że m am y tu do czynienia z dw iem a „teraźniejszościam i”, istniejącym i nie jedna po drugiej, ale obok siebie.

Uwaga n arrato rk i, iż jej słowa przekształcają się w historię, sugerują negatyw ną ocenę w łasnej n arrac ji. W chw ili, gdy jej słowa k sz tałtu ją opow iadanie, relacjo n o ­ w ane w ydarzenia odsuw ane są na dystans, to znaczy - w przeszłość. Taki tryb nie

13

(14)

13

6

oddaje spraw iedliw ości b ezp o śred n iem u w izu aln em u i te ra źn ie jsz em u dośw iad­ czeniu owych w ydarzeń, będ ącem u niczym in n y m jak form ą bycia św iadkiem .

N astęp u ją cy dalej tekst w prow adza alternatyw ny tryb narracyjny. Bez zazna­ czania zm ian, sytuacja n arrac y jn a n ie u sta n n ie podlega tran sfo rm acji, naw et w ob­ rębie pojedynczego akapitu. Pierwszoosobowy n arrato r zm ienia tożsamość: Ja, które p atrz y i które jest św iadkiem , staje się Ja, któ re opow iada o zd a rzen iu z dzieciń ­ stwa, by po tem przekształcić się w pierw szą osobę zm ien iającą się w głos u m ie ra­ jącej kobiety:

Ju ż na nas nie patrzy. Leży w śniegu, skurczona. K ręgosłup wygięty, P lu f niedługo um rze. To pierw sze stw orzenie, na którego śm ierć patrzyłam . M am o, P lu f jest pod b ra m ą ogro­ du. C ały zw inięty. Trzęsie się. A ndré mówi, że on um rze.

„M uszę się podnieść, podnieść. M uszę iść. M uszę jeszcze walczyć. M oże mi pomogą? Pom óżcie m i, wy tam , stojące bezczynnie”.

M am o, chodź szybko, P lu f n iedługo um rze.

„Wiem, dlaczego m i nie pom agają. O ne są m artw e O ne są m artw e. O ch, w ydają się żywe, bo stoją, i o p iera ją się jed n a o drugą. O ne są m artw e. Ja nie chcę u m ierać”. (s. 48).

G łosy i płaszczyzny czasowe p rze p lata ją się, aż po w rażenie stopienia się w jedno. N ieom al niem ożliw e staje się rozróżnienie ich od siebie tak, by stać się częścią pojedynczej teraźniejszości. Owa fuzja w ydaje się być n arrac y jn ą alternatyw ą dla kobiet będących św iadkam i sceny, której n ie są w stanie dalej obserwować. I choć nie m ogą zwrócić się do um ierającej kobiety (ich sytuacja na to n ie pozwala), w chła­ n ia ją ją we w łasne dośw iadczenie. Stają się jednością.

G dy pies esesm ana zadaje w końcu kobiecie śm ierć, słychać krzyk:

A m y się nie ruszam y, jak byśm y były oblepione czym ś gęstym , lepkim , paraliżującym każdy nasz n ajm n iejszy ru ch - jak we śnie. K obieta krzyczy. R ozdartym krzykiem . K rzyk rozdziera zastygłą rów ninę. N ie wiemy, czy w ydobył się z nas, czy z niej, z jej rozdartego gardła, czy z naszego. C zuję kły psa w gardle. Krzyczę. Wyję. Ż ad en dźw ięk nie w ydoby­ wa się ze m nie. C isza snu. (s. 50)

A bsolutny dystans, k tóry do tej pory definiow ał relację m iedzy u m ierającą a św iad­ kam i, ostatecznie zaniknął. Z ew nętrzna pam ięć, ujęta w czas przeszły i dotycząca um ierającej w obozie kobiety, zm ienia się stopniow o w doznaw ane zm ysłam i do­ św iadczenie kogoś, kto sam przeżywa m om ent swojej śm ierci. Tekst, którego byli­ śmy czytelnikam i, po d koniec nie jest już relacją św iadka dotyczącą konkretnego m o m e n tu z przeszłości. Z m ien ił się w bezp o śred n ie dośw iadczenie som atyczne. Skoro w A uschw itz akt w idzenia został w zasadniczy sposób zaburzony i w rez u l­ tacie „w idzieć” nie oznacza już odnoszenia się do obiek tu spojrzenia - skoro w i­ dzenie m oże ciągle oznaczać jedynie „bycie św iadkiem ” - wówczas to zostaje w pro­ w adzona narrac ja jako środek m ający na celu uleczenie p o d m io tu z niedającej się znieść kondycji św iadka. Z am iast w idzenia p ostaci (skupienia na niej w zroku) n a rra to r przeistacza się w nią, absorbując głos k obiety w swoją wypowiedź.

O sta tn i ak ap it opow iadania jest w iele m ów iącym w aria n tem w cześniejszej re­ fleksji dotyczącej ak tu narracji. Po pustej in te rlin ii rozpoczyna się następujące

(15)

zdanie, kończące całą wypowiedź: „A te ra z siedzę w k aw iarn i i piszę to ” (s. 51). Pisanie, o któ ry m tu mowa, nie zaw iera już św iadectw a zd arzenia z przeszłości. N a naszych oczach tekst D elbo w b olesnym procesie przekształca się w p erfo r­ m ance, w którym głos zostaje udzielony obiektow i spojrzenia: kobiecie, która zgi­ nęła w obozie, podczas gdy inna wciąż patrzyła. T eraźniejszość, w której m a m ie j­ sce zapisyw anie, stanow czo nie odnosi relacjonow anych w ydarzeń do siebie. N ie staje się ich następstw em . Są one raczej k olejną teraźniejszością usytuow aną obok teraźniejszości, w której p isany jest tekst.

Poniew aż fin ał w alki kobiety ze śm iercią jest konsekw entnie u trzy m an y w cza­ sie teraźniejszym , owa in n a, druga „teraźniejszość” m u si zyskać szczególną jakość odróżniającą, pow strzym ującą fuzję: „A t e r a z siedzę w kaw iarn i i piszę to ” .

Trauma i estetyka

Tytuł drugiej części trylogii D elbo, Une connaissance inutile, m oże być in te rp re ­ tow any jako otw arcie w yrażona konstatacja dotycząca zjaw iska w izualnych i sen­ sorycznych poobozow ych śladów, które nie pow inny być m ylone z su b stan cją p a­ m ięci. O pow iadanie Strumień jest szczególnie dobrym przy k ład em tego rozró żn ie­ nia. H olokaust jest nie do uchw ycenia, n ie do opow iedzenia z pow odu m o notonii kolejnych dni, których właściwie n ie w yróżniały żadne k o n kretne w ydarzenia. Tekst rozpoczyna się w n astęp u jący sposób:

D ziw ne, ale niczego sobie nie p rzypom inam , co by dotyczyło tam tego d n ia. N ic, tylko stru m ień . Skoro d n i były do siebie podobne, m on o to n ia przeryw ana jedynie ciężkim i karam i, ciężkim i apelam i, skoro d n i były do siebie podobne, jest pew ne, że m iałyśm y apel, że po apelu sform ow ano k o lu m n y do w ym arszu do pracy, że pilnow ałam się, by znaleźć się w tej sam ej, co m oja grupa, że później, po d ługim czekaniu, k olum na m usiała w ym aszerow ać przez bram ę i że esesm ani w budce w artow niczej liczyli m ijające ich sze­ regi. A potem ? C zy k olum na poszła w praw o, czy w lewo? W praw o w stronę bagien, czy w lewo do p rac rozbiórkow ych lub do silosu? Jak długo m aszerow ałyśm y? N ie w iem. Przy czym pracow ałyśm y? Też nie w iem. (s. 52).

Podczas gdy n a rra to r p odejm uje w ysiłki, b y przywołać w ydarzenia konkretnego d n ia - przedstaw ić go swej w łasnej pam ięci - p rzypom ina sobie jedynie to, co pow tarzało się dzień w dzień. N ie pojaw ia się nic, co m ogłoby przerw ać repetycję tego samego.

B rak znaczników czasu pozw ala się dostrzec w pierw szym zd an iu , k tóre zdaje się rozwijać bez końca. Tak jak d n i przestaw ały być oddzielnym i jed n o stk am i cza­ su, ta k i zdania D elbo p rez e n tu ją podo b n ą jednostajność i ciągłość. Obie rzeczy­ w istości stają się stru m ie n ie m rów nie bezforem nym , jak ten, k tó ry p łynie przez m okradła, gdzie zm uszano w ięźn iark i do pracy. Tu i ówdzie przecin ek sygnalizuje spow olnienie, b ra k jednak k ro p k i oznaczającej koniec zdania.

Jedyne, co opow iadająca p am ięta, to strum ień: w spom nienie tego elem entu u sunęło inne w rażenia. Jest je d n ak coś, co n a rra to rk a jest w stan ie odtworzyć:

13

7

(16)

13

8

m iędzy innym i liczbę kobiet z konw oju, które owego dnia pozostaw ały p rzy życiu. Ów dzień, z którego pam ięć zatrzym ała jedynie obraz stru m ie n ia , m usiał w yda­ rzyć się na p oczątku kw ietnia, poniew aż była to siedem dziesiąta siódm a doba p o ­ b y tu w obozie. W ciąż żyło ich siedem dziesiąt. W stru m ie n iu , którym stało się ży­ cie w obozie, jedynym zaznaczonym - znaczącym - faktem była obecność innych kobiet, z k tórym i n a rra to rk a została w ywieziona do Auschw itz.

Jest też in n a przyczyna, dla której życie w obozie n ie m oże być p am iętan e jako dające się opow iedzieć, k o n k retn e chwile. I podobnie, jak to m iało m iejsce w przy­ p a d k u działan ia obserwowanego do tej pory zjaw iska radykalnego w izualizow a­ nia, przyczyna leży w p rze strzen i zmysłów. F etor obozu był nie do w ytrzym ania. O dór k rem a to riu m , w łasnego ciała, ciał innych - ta k wiele zapachów tę p iło zm ysł pow onienia, że n ik t n ie p osiadał już u nikalnego zapachu:

To zdum iew ające, teraz gdy o tym myślę, że pow ietrze było lekkie, przejrzyste, ale nie czuło się żadnego zapachu. M usiało to więc być dość daleko od krem atoriów . L ub rów nie dobrze w ia tr m ógł wiać tego d n ia w przeciw nym k ieru n k u . W każdym razie nie czuły­ śm y już z ap ach u pieców. Tak, to zdum iew ające, że nie było w pow ietrzu najsłabszego zap ach u wiosny. C hoć były pączki, traw a, w oda, a to w szystko m usiało m ieć zapach. N ie, żadnego zap am iętan eg o zapachu. Co praw da nie mogę przyw ołać też m ojego zapachu, gdy podw inęłam sukienkę. To dow odzi, jak bardzo m oje nozdrza były zaczadzone n a ­ szym w łasnym odorem i już nic więcej nie odczuwały. (s. 57-58)

Po tym w yznaniu, opisującym znik n ięcie zm ysłu pow onienia, n a rra to r rela cjo n u ­ je ze szczegółam i ów m om ent tam tego dnia, gdy kapo pozw oliła na kąpiel w stru ­ m ien iu . M im o to tekst kończy zdanie: „Tak m usiało się to w ydarzyć, ale niczego sobie nie p rzypom inam . P rzypom inam sobie jedynie stru m ie ń ” (s. 65).

Ta k o ntradykcja nie oznacza, iż n a rra to r zm yślił w ydarzenia owego dnia. To raczej efekt przynależności ta m ty c h zdarzeń do „zew nętrznej p am ięc i” A uschw itz, podczas gdy w ew nętrzna czy też sensualna pam ięć w idzi, odczuwa, doznaje tylko m on o to n n y stru m ie ń , d efiniujący życie w obozie i w ypełniający jedyną m ożliw ą p am ięć o tym m iejscu. O bm ycie się w stru m ie n iu , jedyne w ydarzenie, któ re się w yróżnia, staje się w tym sensie szczególną chw ilą, w której m ożliw e jest zm ycie z siebie owego pierw szego p o toku nieodró żn ialn y ch zdarzeń.

P sychiatryczne rozróżnienie Jan eta, dotyczące p am ięci n arracyjnej i tra u m a ­ tycznej, zostaje potw ierdzone istn ien iem dwóch typów lite ra tu ry na tem at Z agła­ dy. Podobnie te n sam fakt św iadczy o trafności zróżnicow ania znajdow anego u D el­ bo, dotyczącego pow szechnej i głębokiej p am ięci, jej w ersji zew nętrznej i tej sen- sualnej. Owe dwa n u rty lite ra tu ry u trzy m u ją odm ienne, d efiniujące relacje z wy­ obrażeniam i w izualnym i jako albo - w izualnym i śladam i, albo - obrazam i pozw a­ lającym i się opow iedzieć: zdolnym i do w ejścia ta k we w zajem ne pow iązania, jak i w n arrację. Z atem m ożna podsum ow ać, iż w izualność, owa szczególna potęga w izerunków , jest w określony sposób swoista dla tego ro d zaju p am ięci, która p o ­ d ejm uje w ysiłki, by przetrw ać H olokaust i u p am iętn ić go, tran sfo rm u jąc n a p a ­ stliw ą w izualną fiksację w aktyw ne w izualne w spom nienie, będące sposobem p rze­ pracow yw ania traum y.

(17)

O brazy potw ierdzają i precyzują ro zróżnienie zaproponow ane w istotnym wy­ stą p ie n iu Sidry D eK oven E z ra h i18. E zrahi odróżnia dwie odm ienne drogi re p re ­ zentow ania H o lokaustu, które w g runcie rzeczy odzw ierciedlają dwie odrębne es­ tetyki. Choć m oim celem jest zróżnicow anie w spom nianych dwóch typów p isa r­ stwa na te m at Z agłady w aspekcie ich relacji do zm ysłu w zroku, m uszę jednak zaznaczyć, że oba p o siad ają w spólny p u n k t w yjścia, b ędący zarazem m iejscem dotarcia: ostatecznym p u n k te m odniesienia jest obóz w A uschw itz. Byłoby to m ie j­ sce lub zdarzenie, z którym w yobrażane rep rezen tacje w chodzą w relacje, skutecz­ nie lub bez pow odzenia. Zarów no pisarz, jak i czytelnik są n ie u sta n n ie staw iani w relacji do owego ep ice n tru m , tego m iejsca, skąd pow rót jest niem ożliwy. Je d n a­ kowoż A uschw itz jako ognisko tego trzęsienia ziem i, któ re wywołała w ludzkiej h isto rii Zagłada, jest koncepcją zarów no dosłowną, jak i przenośną. A uschw itz, jak pisze E zrah i, stało się m etaforą w strząsu, k tó ry zniszczył nie tylko lu d z i i b u ­ dynki, lecz także i „m iarę”, za pom ocą której stopień destru k cji m ógłby być osza­ cowany.

Owo unicestw ienie zdolności skalow ania zniszczeń m a rez u lta t w fu n d am e n ­ talnej niejednoznaczności obozu w A uschw itz, zarów no jako m iejsca i w ydarzenia historycznego, jak i sym bolu: pochw ycone w nieokreśloność swojej siły oznacza­ nia A uschw itz nie m oże stać się niczym więcej niż sym bolem czegoś, co nie może dłużej podlegać sym bolizacji. Powodem jest nasza u tra ta m iary, k tóra pozw alała­ by zdecydow ać, co sym bolizuje obóz. W tym sensie zarów no A uschw itz, jak i H o ­ lokaust, którego jest synekdochą, nie m ogą stać się p rze d m io te m reprezentacji. Z asady m etaforyzacji danego języka w tym p rzy p a d k u p rze stają funkcjonow ać. Jako m etafora A uschw itz jest naddeterm inow ane: jest tak w ieloznaczne, że nie ma niczego, co może m etaforycznie zostać do niego odniesione. Jednocześnie A uschwitz jest niedookreślone jako m etafora, poniew aż nie posiada precyzyjnego, w ym ier­ nego znaczenia. Jako „p u sta ” m etafora nie jest w stanie naśw ietlać nowego lub niespodziew anego asp ek tu ludzkiego bytu , do czego p rzen o śn ia jest pow ołana.

E zrah i p rzechodzi n astęp n ie do rozdzielenia dwóch potencjaln y ch ujęć owego paradoksalnego sta tu su A uschw itz - jako p u n k tu odniesienia m etafory jednocześ­ nie n ad m ie rn ie i zbyt słabo determ inow anej. M ożliw e do przyjęcia jest stanow isko albo statyczne, albo dynam iczne. Statyczne (absolutne) um ieszcza p odm iot wobec historycznej rzeczyw istości, k tóra jest n ieugięta i n igdy nie w ypuści nas ze swych objęć. Stanow isko dynam iczne odnosi się do rep rez en ta cji p am ięci o A uschw itz jako do k on stru k cji zbudow anej ze strategii n ie u sta n n ie na nowo rozw ijanych w ce­ lu rad zen ia sobie w rzeczyw istością h istoryczną (s. 122). U jęcie dynam iczne im ­ p lik u je na przykład, iż n ieporuszona rzeczyw istość przeszłości m oże stać się od czasu do czasu znośna dzięki zastosow aniu pew nych konw encji reprezentow ania m inionego. T akie złagodzenie stanow iska n ie w chodzi w rac h u b ę w p rzy p a d k u ujęcia absolutnego, poniew aż gdy we w spom inaniu czy reprezentow aniu Auschw itz

18 S. D eK oven E zrah i B y Words Alone. The Holocaust in Literature, U niv ersity o f

C hicago Press, C hicago and L ondon 1996.

13

(18)

140

pojaw i się uśm ierzenie lub choćby p róba leczenia, groźba relatyw izacji m ającego ta m m iejsce krańcow ego zła zagraża statusow i obozu jako ostatecznem u p u n ktow i o dniesienia wobec tego zła.

W tym w łaśnie m iejscu p rzy d atn a staje się strategia użycia w izualności za p ro ­ ponow ana przez D elbo. Podobnie jak w p rzy p a d k u rozróżnienia Jan eta dotyczą­ cego p am ięci narracyjnej i trau m aty c zn e j, kw estią zasadniczą staje się dystans, na jak i m ożna się oddalić wobec rzeczyw istości A uschw itz. Stanow isko ab solutne p o dtrzym uje, iż jakikolw iek dystans wobec obozu jest etycznie nie do zaakcepto­ w a n ia , a w g ru n c ie rze czy w k o g n ity w n y m a sp e k c ie je st n ie do o sią g n ię c ia . A uschw itz jest rzeczyw istością historyczną, któ ra m a swoją k o ntynuację w te ra ź ­ niejszości; w u jęciu gram atycznym środkiem w yrazu staje się form a ciągła. S tano­ w isko dynam iczne jest w spółbieżne z p am ięcią n arracyjną, podczas gdy stanow isko ab solutne zdaje się być konsekw encją p am ięci trau m aty czn ej. E zrah i cytuje tu Borowskiego, w skazując na jego użycie czasu teraźniejszego. Borowski pisząc, iż „i ci, i tam ci chodzili n ago”19, daje do zrozum ienia, że dotyczy to człowieka w cza­ sach po H olokauście. Porządkow anie w ym iarów czasowych w jego dziele w skazu­ je na czasowość traum y, w której przeszłość jest ro dzajem kolejnej teraźniejszości, n ie u sta n n ie determ in u jącej w spółczesność.

Z zasadniczo odm iennej pozycji pisze w edle E zrah i o swoich dośw iadczeniach w A uschw itz P rim o Levi. Jego pow ołaniem jest daw anie św iadectw a o w ydarze­ n iach, w których uczestniczył. K om unikuje on coś, co już przem inęło i przynale­ ży do przeszłości. D zięki te m u p rzed m io t n a rra c ji m oże być opow iadany za p o ­ średnictw em konw encjonalnych trybów: to dlatego Levi jest w stanie pisać w tak p rzejrzysty i przy stęp n y sposób. N ie m u si staczać w alki z przeszłością trw ającą n ad a l w teraźniejszości, w której rozgrywa się pisanie. W jego p rzy p a d k u obóz jest w ydarzeniem zajm ującym w ydzielone m iejsce w historii.

W ażne jest, by podkreślić, iż o pinie E zrah i na te m at Borowskiego i Leviego n ie są psychologicznym i k o n k lu zjam i dotyczącym i em ocji, które pow odow ały obo­ m a autoram i. Z aproponow ane przez badaczkę uogólnienia dotyczą tem poralnej pozycji zajm ow anej przez pisarzy w o d n ie sie n iu do czasu, o którym piszą. Są ko ­ m e n ta rz a m i dotyczącym i różniących się form n arracyjnych. Z tej perspektyw y autorka posuwa się nawet do różnicow ania aktów sam obójczych popełnionych przez Leviego i Borowskiego oraz poetę Paula C elana. W edle niej sam obójstw o Leviego n ie było „spow odow ane” A uschw itz, poniew aż gdy odbierał sobie życie, A uschw itz należało w jego p rz e k o n a n iu do przeszłości. Coś bard ziej arb itra ln eg o m usiało stać się pow odem tego czynu. Sam obójstw a Borowskiego i C elana n ato m ia st to b ezpośrednia konsekw encja A uschw itz: chociaż ocaleli, wciąż żyli „w ewnątrz” rze­

19 Van A lp h en i E zrah i odnoszą się tu do pierw szego z d an ia z opow iadania Proszę

państwa do gazu. B arbara V edder p rzetłum aczyła zdanie „Cały obóz chodził nago”

(i dalej frazę „I ci, i tam ci chodzili nago”) jako „All o f us w alk aro u n d n a k ed ”, zm ien iając dodatkow o k o n stru k cję czasową całego pierw szego ak ap itu z przeszłej na teraźniejszą, tym czasem ko n stru k cja z użyciem praesens historicum u Borowskiego rozpoczyna się d o p iero od drugiego a k ap itu [przyp. tłu m - R.S.].

(19)

czyw istości H olokaustu. Aż po sam obójczy kres pozostaw ali „w wiecznej pułapce za elektrycznym d ru te m kolczastym ” (s. 125).

A naliza E zrah i m oże n am pom óc zrozum ieć specyficzną rolę w izualności: p o ­ zwala scharakteryzow ać pisarstw o D elbo jako przykład ujęcia w izualności w funkcji zm ysłu pam ięci. Twórczość D elbo jest egzem plaryczna dla estetyki, k tó rą E zrahi nazyw a „stanow iskiem statycznym wobec w ydarzeń”. Owo ujęcie staje się odczu­ w alne w w yniku ekstrem aln ie w izualnego c h a ra k te ru H olokaustow ej przeszłości: jest ona ta k w izualna i tak b ezpośrednia, że jest dośw iadczana jako teraźniejszość. R elacjonow ane przez b o h aterk ę Mesure de nos Tours, M ado, w spom nienia dotyczą­ ce innych w spółw ięźniów n ie w ykazują żadnego dystansu czasowego. K obieta w i­ dzi innych w ięźniów i dołącza do nich:

N ie jestem żywa. Jestem uw ięziona we w spom nieniach i pow tórzeniach. Źle sypiam , lecz bezsenność m i nie ciąży. N ocą m am praw o być m artw ą. M am praw o nie udawać. D o łą ­ czam w tedy do innych. Jestem w śród nich, jestem jed n ą z nich. Są jak ja niem i i nędzni. N ie w ierzę w życie po śm ierci. N ie w ierzę, że istn ie ją gdzieś poza tym m iejscem , w k tó ­ rym dołączam do nich nocą. N ie. W idzę ich znów, w agonii, w m om encie tu ż p rzed śm ier­ cią, jak wtedy, gdy ze m n ą pozostali. (s. 261)

W tym fragm encie D elbo stanowczo dystansuje się od idei, jakoby jej wizje były snam i lu b h alu cy n a cja m i p rzy n ależn y m i do p rze strzen i życia poza życiem . Jej wizje są jej pam ięcią. Są jedynie ta k sam o w izualne jak sny.

Tu jed n ak pojawia się tragiczna ironia: przeszłość i teraźniejszość zm ieniają się m iejscam i. Podczas gdy w spom nienia przeszłości jawią się boh aterce jako ra ­ dykalnie w izualne, jej sensoryczna św iadom ość życia poza A uschw itz jest stłu ­ m iona: coś um iejscaw ia się pom iędzy teraźniejszością i dostępem do niej. B oha­ te rk a nie jest w stanie w rzeczywisty, jasny sposób dostrzec teraźniejszości.

Tym, co w g runcie rzeczy pozw ala rozróżnić owe dwie rad y k a ln ie odm ienne gru p y osób - tych, których przepracow ali h isto rię, i tych, którzy tego nie uczynili, jest w zrok. R óżnica jest pow iązana z w idzeniem . B ohaterka D elbo opisuje swe obecne położenie, jak i sytuację swego m ęża, używ ając o dniesienia do różnych rodzajów p ostrzegania. „D la niego jestem tu , czynna, uporządkow ana, obecna. M yli się. K łam ię. N ie jestem tu ta j. G dyby i jego deportow ano, było by to prostsze, ta k sądzę. W idziałby bielm o na m oich źrenicach. Czy rozm aw ialibyśm y w tedy jak dw oje n iew idom ych, k tó rzy p o sia d ają w ew nętrzną w iedzę o sobie n aw zajem ?” (s. 267). Podczas gdy obraz przeszłości jest jasny, w zrok skierow any na te ra źn ie j­ szość jest zaburzony. Życie w teraźniejszości jest w dosłow ny sposób zacienione przez uporczywą w izualną i sensoryczną bezpośredniość czasu, w którym działy się dotyczące b o h aterk i w ydarzenia H olokaustu. Tak więc najbardziej zasadniczą dysfunkcją, której przyczyną była Z agłada, jest zachodzące jednoczesne oślepie­ nie i w yostrzenie w zroku, lecz w odw rotnych p ro p o rcjach niż te, któ re czyniłyby życie znośnym . Potw orności przeszłości w y pełniają oko, oślepiając je na te ra ź ­ niejszość, która przez to nie m oże rozwiewać, wymazywać przeszłości ani u ru c h a ­ m iać procesu zapom inania.

14

(20)

14

2

W tradycji zachodniej n a u k i i sztuki w izualność stałą się dom eną zarówno praw ­ dy - w pozytyw istycznej epistem ologii obserw acji - jak i w yobraźni - jak to ma m iejsce w sztukach w izualnych, które „przywodzą p rze d oczy” to, co postrzegano jako n o śn ik znaczenia, p iękna, bądź tragizm u. To paradoks. P aradoks p rzy b ie ra­ jący na sile, gdy uśw iadom im y sobie, że trzecią płaszczyzną pojaw iającą się przy okazji analizy w izualności jest ta zajm ow ana przez afekt, zarów no w se n ty m e n tal­ nym , jak i - przyw ołując przy k ład w ydający się być tu w najw yższym sto p n iu nie na m iejscu - p o rnograficznym znaczeniu. W raz z badaw czym podejściem D elbo, k tó ra z niezdolnego do w idzenia zm ysłu w zroku uczyniła obraz p am ięci niep o tra- fiącej się odnieść do swojego p rze d m io tu , będącej ro dzajem przeszłej wizji, której obecność pow oduje u nieobecnienie teraźniejszości, łatw iej n am zrozum ieć ró żn o ­ rodne strategie w idzenia. Jeśli p rag n iem y pojąć rozm aite m odalności u p a m ię tn ia ­ n ia H olo k au stu , co okazuje się kro k iem koniecznym , jeśli chcem y pow strzym ać przeszłość przed naw rotem i ogarnięciem nas z całą jej halucynacyjną siłą, m usim y zróżnicow ać odm ienne sposoby w idzenia, rozm aite akty p atrzen ia. Przyw ołanie w erb aln y ch w sp o m n ień , sp isan y ch p rzez tych, k tó rzy t a m byli, w ydaje się perw ersyjne, jest to jednak czynność właściwa. M usim y to robić, by zrozum ieć, dlaczego sztuka m oże dziś pozostaw ać we w zrokow ym kontakcie z przeszłością, której nie p o trafi przedstaw ić żadne w yobrażenie. I dlaczego m oże przeszłość tę przepracow yw ać, rozw ijać i badać.

(21)

Abstract

Ernst van ALPHEN University of Leiden

Caught by Images

Reconstruction o f the camp experience in Holocaust literature extends to the experience of the senses. Ernst van Alphen draws our attention to visualisation techniques applied by Tadeusz Borowski and the French survivor Charlotte Delbo in their Auschwitz-related short stories. Subject to observation is the action of the speaking ‘I' being confronted with ‘the unseeable'. Van Alphen's diagnosis has it that the witness turns into a passive piece of machinery recording ‘visual imprints' - reflections of events occurring in his m em ory which becomes a sort of ‘glass film'. These afterimages - or, ‘re-memories' - reappear in acts of ‘traumatic re-enactment', making the existence after the camp's liberation subject to a specific type of memory. It is a ‘deep' m em ory that levels temporal distance to the remembered events, remaining beyond the control of the remembering ‘I'. For this reason, accounts of survivors so frequently instantaneously decline into present-tense structures. Therefore, the watching figures - those of the witnesses - get starting incarnated into the figures being observed; hence, no narrative distance is possible, whereas the text becomes a performance: the past trauma experienced anew.

14

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oblicz, ile samochodów każdego rodzaju zostało sprzedanych, jeżeli Opli Corsa sprzedano 510 sztuk.

Projekcja PCA (biplot) wyników analizy sensorycznej w układzie dwóch pierwszych składowych (PC 1 i PC 2), odpowiedzialnych za 55% zmienno ci jako ci sensorycznej, obrazuje

Baranku Boży, / który gładzisz grzechy świata, / zmiłuj się nad nami.. (2x) Baranku Boży, / który gładzisz grzechy świata, / obdarz

już sam sposób jego rozmnażania się je s t niezwykły, rozmnaża się bowiem stale i wyłącznie zapomocą partenogenezy (samca opisywanego owada dotychczas jeszcze

szeroko, przecież (sądząc z zamieszczo- nego wykazu osób) nie uzyskano pełne- go odzewu badaczy znanych i zaawan- sowanych naukowo (w spisie np. nie fi- guruje zajmujący się z

„Jest zaś rzeczą bardzo stosowną, aby — jak to zresztą liturgia nakazuje, — lud przystępował do Komunii świętej po spożyaiu boskiego/pokarmu przez kapłana przy ołtarzu,

Rozumienie w matematyce: jest wynikiem procesu, w którym znaczenie poj¦¢ ª¡czy si¦ z obja±nieniami intuicyjnymi.. Obja±nienia intuicyjne: s¡ wskazówkami naprowadzaj¡cymi

Bilet ulgowy, którego cena stanowi 50% ceny biletu normalnego, kosztuje 29 zł5.