Kazimierz Wyka
Reymont jako pisarz polskiej
prowincji
Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 5, 5-25
K azim ierz Wyka
REYMONT JAKO PISARZ POLSKIEJ PROWINCJI*
Wybuch p isa r sk ie g o ta le n tu Reymonta z o s ta ł przygotowany
przez jego uprzednie doświadczenie życiowe. Młody twórca po
c z ą ł eksploatować i lite r a c k o k ształtow ać nieforemne bryły
p o ls k ie j g lin y prow in cjon aln ej. J e j przypowiatowy wygląd poz n ał on w yłącznie na t l e stosunków panujących w K rólestw ie Kon gresowym.
Dokonał s i ę ten wybuch w o k re ślo n e j s y t u a c ji h istory czn o l i t e r a c k i e j : d z ie s ię c io le c ie 1890-1900 to czas zbiorowego de b iu tu g e n e r a c ji Młodej P o ls k i, od K asprow icza,T etm ajera,P rzy byszew skiego - po Żeromskiego, Orkana, W yspiańskiego.
Na sprawę Reymonta trzeba z k o le i sp o jrz e ć od t e j podwój n ej stro n y . Co w niósł on w d z ie s ię c io le c iu 1890-1900? Ja k je go wkład wygląda w naw iasie ówczesnej s y t u a c ji h isto r y c z n o li t e r a c k ie j?
P atrząc według s p is u wydanych o d d zieln ie k sią ż e k Reymont w niósł w to d z ie s ię c io le c ie ta k ie ty tu ły : "Pielgrzymka do J a s
nej Góry” /1895/» "Komediantka” /1 8 9 6 /, "Fermenty” /1897/»tom nowel “Sp otk an ie” /1 8 9 7 /, ” Ziemia Obiecana" /1 8 9 9 /1*
Tak zróżnicowanej panoramy sp o łe czn e j i t e r y to r ia ln e j Rey
mont ju ż nigdy w ięcej nie zd o ła ł powtórzyć. W spółcześnie z
wymienionymi tytu łam i żaden też p is a r z podobnej panoramy nie
Szk ic n in ie jsz y przynosi skróconą w ersję rozprawy ,łReymon- towska mapa p o ls k ie j p ro w in c ji", jak a w c a ło ś c i ukaże s i ę w Roczniku K om isji H isto ry c z n o lite r a c k ie j Oddziału PAN w Kra kowie .
z d o ła ł postaw ić przed oczyma czytelników . Imponuje ona s i ł ą , rozmachem, gorzką le c z optym istyczną prawdą, imponuje wizjoner ską en ergią o b serw acji. E n ergią i s i ł ą zdolną je sz c z e pokryć coraz w id oczn iejszą p ó źn iej bezradność in te le k tu a ln ą twórcy.
Pow ieści i nowele współczesne Reymonta napisane do roku 1900
w idzieć należy niczym je d n o lity b lo k , w którym na g rz b ie ta c h z a ta r ły s i ę ty tu ły . Nie tylko ty tu ły : z a c ie r a ją się g ran ice f a b u larn e, m ieszają ze sobą poszczególne p o s t a c ie , n ak ład ają wza jemnie sy tu a c je . Jego owoczesne k s ią ż k i to r o z le g ły fr e s k p o l sk ie g o ży cia codziennego pod koniec minionego s t u l e c i a .
W tynj fre sk u widać w ielk ie o środki m ie jsk ie , Warszawa i
Łódź; w ystępują ówczesne k la sy społeczne i p r o fe s je - sz la c h c ic e , m ieszczan ie, p rz e d się b io rc y , dorobkiew icze, łyczkowie,ka p i t a l i ś c i , ro b o tn icy , urzędn icy, k o le ja r z e , ak torzy , krawcy; w b o g a te j i urozmaiconej ty p o lo giczn ie fau n ie czło w ieczej p o ja wia s i ę ęhłop p o ls k i; j e s t m iasteczko, j e s t w ie ś ,s ą puste p rze s tr z e n ie i w ielk ie la s y ; ja k krwionośne tę tn ic e i żyły p rz e c i n ają ten p ejzaż d ro g i żelazn e. Wieś, k o le j i t e a t r to trz y b ie
guny lo k alizacy jn o -tem aty czn e, w yznaczające t r ó jk ą t głównych
zainteresow ań p is a r s k ic h Reymonta. Łódź, Warszawa i K ie lce /bo tam z Bukowca c z y li Szydłowca s i ę p o d ró żu je/, to t r ó jk ą t geo g ra fic z n y , w którego ramionach zamknął s i ę ów p e jza ż społeczny.
Słowem - ja k a ś pow ieściow o-now elistyczna le c z dokładna ma pa p isa r sk a terenu p o lsk ie g o . Obejmuje ty lk o jedną d z ie ln ic ę k r a ju , a le d a je re a ln e wskazówki k a rto g ra fic z n e także d la zro zumienia innych d z ie ln ic . Zdaje s i ę na n ie j być wszystko i n i czego nie brakować. Zw łaszcza, że ja k na dobrze założotęrm grun c ie m alarskiego p łó tn a , z o s ta ł ów p e jz a ż , fr e s k i mapa nałożo ny na ja k ą ś instynktow ną, dalek ą od filo z o fic z n y c h uogólnień - f i l o z o f i ę życiową samego p is a r z a . F ilo z o fię życiową, a więc po chodzącą z oglądu i dośw iadczenia, a nie z ja k ic h ś generalnych i usystematyzowanych przemyśleń. Reymont nie był in t e le k t u a li s t ą , nie b y ł in teligen tem p o lsk ieg o chowu, to było jego s i ł ą i s ła b o ś c ią zarazem.
P isarstw o Reymonta na t l e s y t u a c ji l i t e r a c k i e j okresu I890-
- I9OO w skazuje, że ten p is a r z n a le ż a ł do pokolenia Młodej P ol
s k i , a zarazem - w określonym stop n iu nie n a le ż a ł. N ależał me try k a ln ie do t e j g e n e r a c ji, rozp oczął w spółcześn ie z głównymi
j e j twórcami. Dopiero jednak pod koniec owego d z ie s ię c io le c ia Reymont p o czął wyraźnie ulegać wpływom s t y l i s t y k i i duchowoś c i m ło d o p o lsk iej. Znamiona t e j u le g ło ś c i p o jaw iają s i ę wcześ n i e j, rozpoczynając od zakończenia "Fermentów” : na m yśli mam końcowy etap " t r ó jk ą t a d u sz ", nawiązanego między Orłowską, Wi towskim i Głogowskim. Lecz te i w cześn iejsze objawy stanow ią
coś w ro d z aju wysypki na w łasnej skórze r e a l i s t y i p isa r z a
zdolnego tworzyć bez sty listy czn o -n astro jo w y ch p iękn ostek. Tytułem pod tym względem przełomowym zdaje s i ę tyć obszer ne opowiadanie "Spraw iedliw ie" /1 8 9 9 /t a także b li s k ie w cza
s i e nowele ch łopskie "W je sie n n ą noc" /1 8 9 9 / i "W p o ręb ie"
/1 9 0 0 /. "Sp raw ied liw ie" j e s t utworem bardzo chwalonym przez
historyków l i t e r a t u r y . Świadczy to jed y n ie, że i o n i,u le g a ją c gustom młodopolskim, nie s ą w s ta n ie odróżnić Reymonta auten tycznego od Reymonta stylizow anego według tych wzorów i gus tów. Reymonta - p isa r z a od R ey m o n ta-literata. "Spraw iedliw ie" trochę przypomina modę etyczną p rz y ję tą w dobie Młodej P o lsk i po prozaikach skandynawskich, trochę zapowiada ta k ie d z ie ła W yspiańskiego ja k "Klątw a" i "Sęd ziow ie". J e s t więc w duchu epoki, a le Reymont póty był sob ą, póki m iał odwagę nie być w duchu ep ok i. A ponieważ nie p o sia d a ł należnego w yrobienia a r tystyczn ego i nie dostawało mu krytycyzmu in telek tu aln ego,ty m
ła tw ie j u le g a ł modom lite ra c k im swego pokolen ia.
W znacznie w ięk szej mierze Reymont autentyczny, Reymont - p is a r z nie n a le ż a ł do pokolenia Młodej P o lsk i, je ż e l i mamy na uwadze góru jące w tym pokoleniu programy li t e r a c k ie oraz pa nujące s t y le p rozaiczn e. Do tak ieg o tw ierdzenia wypadnie po w ielokroć pow rócić, na r a z ie je ty lk o krótko stawiamy. W l i te r a tu r z e k rytyczn ej i h isto r y c z n o lite r a c k ie j d o tyczącej Rey monta uderza, ja k doskonale z jego sam o istn o ści i sam odziel n ości - o w iele le p ie j a n iż e li p ó ź n ie js i badacze - zdaw ali so b ie sprawę w spółcześn i. By więc krótko u ją ć ,o i l e Reymont nie n a le ż a ł do Młodej P o lsk i, sięgamy po fragment z "P o lsk ie j l i te ratu ry w spółczesn ej" Antoniego P otockiego.
"Wpośród wezbranej f a l i p o e z ji tych czasów Reymont zacho wał ton g łę b o k ie j odrębności. Nie żeby i jemu nie u d z ie liło s i ę owo św ięte d rż e n ie , które w strząsn ęło p ie r ś pokolenia i od jednego rzu tu wysoko ją p o d n iosło . Ale z natury swej
prze-potężn ej o r g a n iz a c ji tw órczej Reymont in a c z e j wpływ ten p rze j ą ł . Podczas kiedy w szystko, co było p o e z ji w P o lsc e , prężyło s i ę w dramatycznym w ysiłku w oli - Reymont nie p r z e s ta ł an i na moment być poszukiwaczem eposu. To j e s t jego n ajg łę b sza o ry g i nalność wśród pokolen ia. On dramat czuje i odpowiada na je g o sk a lę coraz p o tę ż n ie jsz ą sk a lę w łasnej tw órczości. Ale w n ie j ju ż szuka szerokich., f a l a za f a l ą płynących przemian zbiorow ej
2 pow ieści. '*
W roku 1926 o g ł o s ił b ył S te fa n Kołaczkowski /1885-194-0/
całkow icie pomijane przez badaczy Reymonta studium ; "K ilk a u- wag o Reymoncie” /P rzeg ląd Współczesny, 1926, lu ty /.C h o c ia ż by
ło to krótko pp śm ierci p is a r z a oraz niew iele p ó źn iej po przyz naniu mu nagrody Nobla, Kołaczkowski nie u le g ł s u g e s t i i laurów o raz przedwczesnego zgonu p is a r z a , le c z s ię g n ą ł do punktu zwrot
nego w rozwoju Reymonta. Tym punktem zwrotnym i u stalający m
m ożliw ości tego p isa r z a s ą "Komediantka" i "Ferm enty". Rozwa ż a n ia , ja k ie n a stą p ią , stanow ią rozw in ięcie i u zasadn ien ie po n iż s z e j stro n ic y Kołaczkow skiego. U zasadnienia w św ie tle fa k tów, których n ie mógł znać przenikliw y umysł i humanista.
"Ponieważ w tw órczości Reymonta - p isz e Kołaczkowski - po tężn iejszy m , isto tn ie jsz y m j e s t t o , co żywiołowe i bezpośred n ie , a nie t o , co j e s t dziełem in te le k tu , zamysłu - więc d la zrozumienia n atury, a nie postulatów jego a rty sty c z n e j d ziałal n o śc i le p ie j wybrać punkt kulm inacyjny niekrępowanej twórczoś c i , ten punkt rozwoju, po którym poczuł s i ę dojrzałym do w iel k ich zadań artystyczn ych .
Postarajm y s i ę więc na chwilę nie myśleć o Reymoncie jako au torze ep opei, jako la u r e a c ie Nobla / . . # / Oto w pam ięci mamy ty lk o "Komediantkę" i "Ferm enty". Ja k ie ż nasuną s i ę r e f l e k s je ?
"Komediantka" nieco s ła b s z a , a le "Fermenty" to prawdziwa u czta a rty sty c z n a , św ietna pow ieść! T ale n t, t a le n t z Bożej łas k i ! Nadzwyczajna swoboda, płyn ność, niewyczerpane bogactwo scen, obrazów, p o s t a c i, a wszystko równej a r ty sty c z n e j m iary, nie ma głównych i podrzędnych, bled szych i p la sty c z n ie jsz y c h - wszy s t k i e jednakowo prawdziwe, jednakowo s i l n i e przemawiają do wy o b raźn i. C zyteln ik d zięk u je Bogu, że był ja k i ś naturalizm swe go czasu - człow iek przynajm niej może raz odpocząć,unurzać s i ę w k on kretn ości, cz\ić s i ę odświeżonym tym bogactwem ż y c ia , nie
zap rzątać so b ie głowy jak im iś d iab elsk im i problematami psycho logicznym i, społecznym i, filo z o fic z n y m i.
/ . . . / le k tu ra Reymonta d a je nam rozkosz pełni,sw obody czy ste g o naturalizm u, c z y s te j e p ik i. Tej swobody oglądan ia ży cia nie mąci nam również ja k ie ś n arzucające s i ę piętn o osobowości p is a r z a , jego u ję c ia , bo "artyzm " - mówi jedna z p o sta c i "Ko m ediantki” - " to szalon a ruchliw ość w rażliw ości mózgowej i czu ciow ej, co wszystko wchłania i rozlewa s i ę na w szystko i dąży przede wszystkim do tego , żeby swoje ja z atra cić".-^
Za tymi wskazaniami pójdziem y, z g ła sz a ją c ty lk o jedno za
s tr z e ż e n ie : brak w "Komediantce" i "Fermentach" tego , co Ko
łaczkow ski nazywa "narzucającym s i ę piętnem osobowości" byn aj mniej nie j e s t aż tak daleko p o su n ięty . Idąc za tymi wskazania mi potraktujm y te dwie pow ieści jak o c a ło ś ć . Nie wymaga bowiem dowodu, w ystarczy przypomnieć ich fa b u łę , że j e s t to c a ło ść w se n sie nieprzerwanego ciąg u fab u larn ego rozprowadzonego wokół losów t e j samej p o sta c i c e n tr a ln e j.
"Komediantka" to h is t o r ia buntu Jan k i O rłow skiej przeciw ko środowisku i otoczeniu rodzinnemu. Z okien wagonu kolejow e go, na zawsze /w swej i n t e n c ji / opu szczając Bukowiec, Janka - " p a tr z a ła c z u ją c , że j ą jedn ocześn ie porywa ja k a ś s i ł a ogrom-
na, że j e s t już na ła sc e i n ie ła sc e ja k i e j ś mocy w ie lk ie j, co
ją wyrwała z gniazda i n ie sie w nieznane św iaty , ku nieznanym
przeznaczeniom ". /К , 3 6 /. Wyrazem fabularnym j e j buntu s t a j e
s i ę ucieczka młodej dziewczyny do t e a t r u , zakończona j e j prze gran ą. Znów ja k c zę sto u Reymonta, zawód jako p r o fe s ja i zawód jako niepowodzenie.
W "Fermentach" Janka powraca do środowiska i m ie jsc a , z
którym u siłow ała zerwać. Fabuła k s ią ż k i ku temu zmierza na po zó r, by pokazać j e j powolne dopasowanie s i ę do nowego otocze n ia . "Jestem w Bukowcu u o jc a ! tak samo jak daw niej, ja k przed czteroma m iesiącam i, i ja k dawniej życie ma być bez c e lu ,z dnia na d zień ?" /F , 2 8 /* Janka odrzucała zrazu m iłość i oświadczyny młodego i d zie lące g o ze swym ojcem jego dorobkiewiczostwo Grze- sik ie w ic z a . Z k o le i wychodzi za niego za mąż, po pewnym okre s i e m ilczącego oporu uznaje prawa małżonka nakazujące j e j zos ta ć matką. Z o sta je n ią - bez m iło śc i, w ogóle bez uczuciowego przyśw iadczenia d la p o d ję te j d e c y z ji życiow ej.
Sąd zić by zatem można, że "Komediantka" i "Fermenty" to rozłożona na dwa odrębne przewody powieściowe powtórka tego samego dowodu życiowego: stracon e złudzenia b o h aterk i. Można by mniemać, że Janka Orłowska p rz e g rała podwójnie: iw te a tr z e
i w życiu . Ale bądźmy o stro ż n i w takim ewentualnym wniosku.
Ledwo w róciła ona do Bukowca, a czytamy: "To o sta tn ie c z te ro m iesięczne życie w te a tr z e zaczęła rozsnuwać we wspomnieniu.
P atrz y ła zimno w tę p rz e sz ło ść niedawną, przypominała so b ie
t e a t r i lu d z i w n ajd ro b n iejszy ch szczegó łach i jego nędza z farsam i tragiczn ym i, i twarz ja k a ś piękna i cyniczna zaczęła s i ę wyłaniać coraz n atarczyw iej z pam ięci i p rz y sła n ia ć wszy stk o . Wzdrygnęła s i ę , jakby pod dotknięciem płazu zimnego i o ś liz g łe g o - i w gwałtownym uczuciu z ł o ś c i , n ien aw iści s z a lo nej z a c isn ę ła kurczowo d ło n ie , oczy s t r z e l i ł y płom ieniam i, u- n io sła s i ę , jakby chcąc w stać, i ś ć i m ścić s i ę za krzywdy swo j e . . . a le roześm iała s i ę sucho" /F . 2 8 -2 9 /.
To p rzecież wygląda na program życiowy młodej kobiety rzu conej ponownie przez lo s na prow in cję. Na pewno p rz e g rała w "Komediantce" niezbyt utalentowana ak toreczk a. Ale czy prze g r a ła św ietn ie nad życiem i partneram i panująca k o b ieta w"Fer-r mentách"?
Na o s t a t n ie j stro n ic y t e j p ow ieści, kiedy l i t e r a t Głogow s k i r o z s t a je s i ę z Jan k ą, już matką rocznego chłopaka, czy ta my p rzecież w yraźnie: "U śc isn ą ł j e j r ę c e , s p o jr z a ł po ra z os t a t n i na j e j twarz spokojn ą, zimną, w ystygłą, pogodzoną zupeł
nie z losem, tw arz, na k tó re j nie było już i śladów dawnych
marzeń i wzlotów ducha, zwykłą twarz dobrej m atki,żony i ko b iety świadomej życia i celów je g o . p o ch y lił głowę i w yszedł" / F , 4 2 V .
Więc jakżeż j e s t naprawdę? Janka podwójnie p rzeg rała-i p i
sa r z dwa razy wydał na n ią ten sam wyroKi? Bo że p rze g rała -w
t e a t r z e , sprawa oczyw ista. Czy te ż j e j druga p rz e g ran a,sa wi doczna w "Ferm entach", j e s t w ja k iś sposób pozorna, a wymowa
ideow o-artystyczna t e j pow ieści s t a j e s i ę w ieloznaczna, z s a mym życiem i jego wieloma możliwymi sensam i zgodna?
Zrazu w zamiarach p is a r s k ic h Reymonta le ż a ł o , ażeby d a l
sz a część "Komediantki" /różne nosząca ty tu ły : "Na prow incji", "Nieznane dusze” , "N iezn an i"/ rozgryw ała s i ę również w teatrze.
Tyle że nie w Warszawie, le c z podczas dokładnie wyznaczonej
t r a s y wędrówki po p ro w in cji: Puławy, Wieluń, S ie ra d z , Witów,
Gostyń. Mimo ponownego powrotu do o jca w Bukowca, Jamca w tych planach powieściowych przegrywała d e fin ity w n ie,o stateczn ie.S ło wem, tak w zięte i opracowane j e j przygody prowadziły ku prze gran ej do p o tę g i. Los zaw iedzionej aktorK i staw ał s i ę jednozna czny z losem kobiety w ogóle.
Reymont jednak przy tak jednoznacznej i pesym istycznej od powiedzi nie p o z o sta ł. Odebrał swej dwuczłonowej pow ieści nad mierny autobiografizm w stosunku do swych własnych przeżyć i wędrówek i przesu n ął ją w d ziedzin ę prawd o życiu szerszych i
b a r d z ie j skomplikowanych a n iż e li au to b io graficzn e doznania i
zawody. Było to p osu n ięcie p is a r s k ie nad wyraz sz c z ę śliw e , w
m iejsce prawdy o s o b is te j w kraczała określona prawda generalna o życiu właściwa p isarzo w i.
"Komediantkę" można czytać w dwojaki sposób: jako pierwszy r o z le g ły etap h i s t o r i i życia Ja n k i Orłowskiej oraz jako powieść środowiskową z życia n ieustabilizow an ego te a tr u p o lsk iego w
d z ie s ię c io le c ia c h I88O-I9OO. Ta pierw sza le k tu ra d aje s i ę prze
prowadzić łą c z n ie z "Fermentami” , d lateg o nie od n ie j rozpo czynamy. Jako powieść środowiskowa z życia ak to rsk iego "Kome d ian tk a” d z i e l i lo s w szelkich pow ieści środowiskowych,bez wzglę du na t o , czy dotyczą one aktorów, kupców, flisa k ó w , uczniów i ta k d a le j. Ten lo s polega na tym, że każda powieść środowisko wa k u si do te g o , ażeby ją porównywać z rzeczy w istą wiedzą o da
nym środowisku. Tymczasem próby tak ieg o porównywania ukazują
zazw yczaj, że dobra powieść środowiskowa bywa w zestaw ien iu z dokumentami i źródłami w łaśnie najlepszym dokumentem.W stosu n ku do szkoły pod zaborem rosy jsk im "Syzyfowe p race" Żeromskie
go; w stosunku do młodego pokolenia okupacyjnego Warszawy i
pow stania "Kolumbowie" Romana Bratnego.
To samo j e s t z "Komediantką". W stosunku do ży cia wędrują cych trup te a tra ln y c h je s t. to n a jle p sz y w lit e r a t u r z e p o lsk ie j dokument. Ale czy j e s t to dokument "prawdziwy"? Jak w y gląd a,je ż e l i go skonfrontować z wiedzą na ten tem at, pochodzącą z in nych źródeł? Trzeba odpowiedzieć p ro sto - nie wiemy. Osoba tak kompetentna w rzeczach te a tr u i sz tu k i p is a r s k ie j jak G ab riela Zapolska - była p rz e c ie ż i ak tork ą, i pisarzem -, zap y tała i od pow ied ziała:
"Czy pan Reymont zna św iat te a tra ln y ? Według mnie - nie zna go zupełnie - a le ja w tym w zględzie jestem złym sę d z ią ,b o bę dąc sama aktorką znam go zanadto dobrze. Dla p rzeciętn ego je d nak czy teln ik a pan Reymont zna dobrze kulisy»kom ediantki i ko mediantów. Nie będę więc w ieść z autorem sporu o ten św iat ak t o r s k i. Gra byłaby nierówna i łatwo by mi p rzy szło wygrać tę p a r t ię " ^ .
In aczej z "Fermentami". Oceny t e j św ietn ej pow ieści n ie u- tru dn ia j e j środowiskowa przymierność bądź nieprzym ierność.Po nadto ty le s i ę w n ie j m ieści wątków i ty lo ścien n a j e s t cała bu dowla tego d z ie ła , że możliwe są jego różne - i wcale ze sobą
niesprzeczne - le k tu ry . Dwie lek tu ry główne i prowadzące, to
"Fermenty" jako k siążk a o Jance Orłowskiej i "Fermenty" jako powieść o ro d zin ie Grzesików-Grzesikiewiczów. Obydwie te le k tury są równoważne, a le od jed n e j z nich rozpocząć wypada.
"Fermenty" jako k sią żk a o ro d zin ie G rześików -G rzesikiew i- czów. Na k artach lit e r a t u r y p o ls k ie j - w związku z pochodzeniem klasowym p isa rz y XlX-wiecznych i ówczesnym losem ich k la sy - ro z g o śc ił s i ę pewien schemat fabularno-uczuciow y.R ozpoczął ten schemat Mickiewicz w IV -tej c z ę ś c i "Dziadów". U c z e stn ic z y li w nim jego następcy tym c z ę ś c ie j i tym r o z p a c z liw ie j, im b a rd z ie j kurczyła s i ę po uw łaszczeniu pozycja sz la c h ty p o lsk ie j,im dot k liw ie j rozpadały s i ę m ajątk i ziem iań skie, a ic h posiadacze zo
sta w a li wysadzeni z s io d ła . Te dwa o sta tn ie słowa to ty tu ł
g ło śn e j pow ieści Antoniego Sy g iety ń sk iego . "Śm ierć domu'1, ja k to nazwała E liz a Orzeszkowa. Śmierć rodzinnego gn iazd a, p o ję ta k a t a s t r o fic z n ie jako koniec dotychczasowego św ia ta , ta śm ierć domu i gniazda sz lac h e c k ie g o , k tó r e j n ajw sp an ialszą r e a liz a c ję d a ł Antoni Czechow w "Wiśniowym s a d z ie " .
Wspomniałem M ickiewicza, ponieważ od niego rozpoczęła s i ę
w iększość spraw centralnych nowoczesnej lit e r a t u r y p o ls k ie j.
Chodzi o ten mało znany i sła b o pamiętany urywek ze sk arg Gus tawa :
Niedawno odwiedziłem dom n ieb oszczk i m atki, Ledwie go poznać mogłem! ju ż ledwie o s ta t k i! Kędy sp o jr z y sz , - ru d era, pustka i zn iszczen ie! Z płotów k oły , z posadzek w yjęto kam ienie. Jak na sm ętarzu w północ, m ilczen ie dokoła!
Ujrzałem św ia tło w oknach: wchodzę, cóż s i ę d z ie je ? Z la t a r n i ą , z sie k ie ra m i p lą d r u ją z ło d z ie je .
5 Burząc do re sz ty św ię te j p r z e s z ło s c i o s t a tk i!
Koniec gniazda rodzinnego i koniec k la sy sp o łeczn ej p o ję te jako koniec św ia ta . Nikt nie zap y tał - co d a le j? kto rą b ie pod ło g i i tym czynem w p osiad an ie wchodzi? Zapyta odważnie i po każe to r e a ln ie Reymont. J e s t on w "Fermentach” nie po stro n ie "św ię te j p r z e s z ło ś c i ostatków ” , le c z tych co - b ru ta ln ie nawet, a le ku p r z y s z ło ś c i p atrząc - obejmują w p o siad an ie,b y ży cie to czyło s i ę d a l e j. Tę funkcję sp e łn ia w pow ieści znakomicie i w paru odmiennych egzemplarzach ludzkich pokazana rodzina chłop sk ic h dorobkiewiczów G rzesików -G rzesikiew iczów ,skupiająca łap czywie la s y i ziem ie, z którymi wie co zro b ić , i p ałace mag n ack ie, z Którymi nie w ie, co zro b ić.
Sam zab ieg onom astyczno-nobilitacyjny zawarty w wymianie
G rzesika na G rzesikiew icza j e s t wymowny. G rzesik to typowe
ch łopskie nazwisko typu przezwiskowego. G rzegorz, G rześ, Grze s i k . Ale w p o rzekadle: "ach , ty g r z e siu jeden 1’ zawarta je st in te n c ja pogardliw o-lekcew ażąca. Więc n o s ic ie le tego nazwiska do k o n ali u c ie c z k i w kierunku, k tóry wyaał im s i ę szlacheckim.Nie s t e t y , źle w y b rali. Nazwiska bowiem na - i c z , -ew icz, w trad y c y jn e j onomastyce l i t e r a c k i e j w P olsce w skazują na m ieszczan i na. I u p isa rz y wrażliwych na zjaw iska językowe zachowują zaw sze odcień iro n iczn y . U Żeromskiego w "Ludziach bezdomnych" wy stę p u ją ekonom P iórkiew icz i urzędnik W ąsikiewicz, w "M ogile" "rad ca ty tu la rn y " nazwiskiem Zapaskiew icz.
Wypada żałować, że p is a r z do definityw nego te k stu "Fermen tów" nie wprowadził pewnej stro n ic y i s t n i e ją c e j w pierw otnej r e d a k c ji pow ieści - n o siła ona ty tu ł "W ja rz m ie ". J e s t bowiem w n ie j w szystko: i w sk ró c ie ekonomiezno-socjalnym podana ka r ie r a rodu Grzesików; i j e j podobieństwo do środow iska rodzin nego p is a r z a , dającego so b ie radę w ży ciu ; i w reszcie fascy n a c ja oraz aprob ata Reymonta. Młody Andrzej G rzesik iew icz tak s i ę na owej stro n ic y spowiada przed Jan k ą:
"Mój o jc ie c u ro d z ił s i ę w ch ału p ie , b ył synem ekonoma. Pa s a ł bydło we dworze, b r a ł w sk ó rę , bo to było je sz c z e za pań
rz e , a le od kucharza nauczył s i ę nocami czytać i. p isa ć .O sa d z i l i go w karczm ie. P rzy szło uw łaszczenie - d o sta ło mu s i ę sz e ść morgów. Sprzedał i w ziął znowu karczmę na tr a k c ie k ieleck im , i zaczą ł handlować - ja k Żydzi - czym mógł, i ja k oni nie ja d ł ,
nie s y p ia ł, mókł na deszczu, m arzł, a le z a r a b ia ł po gro szu , a
że m iał s p r y t, r z u c ił s i ę na l a s i w tych samych R ozłogach, do kąd pani je d z ie , k u p ił pierw sze poręby. Pamiętam już te cz a sy , bo miałem osiem l a t i je ślim matce nie pomagał w karczm ie, to z nim jeźd ziłem . In te re sa mu s z ł y , a le zrozum iał, że umie za mało - oddał mnie do o rg an isty i chociaż je sz c z e nie mógł wte dy, w ysłał do gimnazjum, a p ó źn iej do Dublan,na agronomię. Tym czasem is t o t n ie powodziło mu s i ę i r o b ił p ie n ią d z e .P rzed ośmiu l a t y , kiedy byłem na ostatnim k u r sie , w y staw ili Krosnowę pod m łotek. M ajątek p rz e ślic z n y , a le tak zrujnowany i w takim ką c i e , że n ikt s i ę nie z ja w ił do l i c y t a c j i . Budynki były w r u i n ie , ziemia w yjałow iona, no, bo poprzedni w ła ś c ic ie l m iał wyż sze a s p ir a c je społeczne - zaśm iał s i ę u rą g liw ie . - O jciec ku p i ł , zapożyczył s i ę , a le k u p ił, i byłby może przepadł,gdyby go
ta k o le j nie uratow ała, bo w dwa l a t a z a c z ę li ro b ić stu d ia w
t e j o k o licy , wprawdzie o c a łą m ilę d a le j od Bukowca,ale o jc ie c zrozum iał, nakierował ta k , że przeprowadzono przez nasze grun ta i la s y . Mało, że dosyć w ziął za ziemię i za drzewo, a le ma
ją te k zyskał w czwórnasób, la s y , których mało kto kupować
c h c ia ł - z ro b iły s i ę złotym i. Ja skończyłem, przyjechałem , ob jąłem gospodarstwo - zaprowadziłem w szelk ie u le p s z e n ia .S io s tr a tymczasem już na innym folw arku r o b iła to sam o". /F , 6 8 4 /.
Na tym p is a r z mógłby skończyć sagę gen ealogiczn ą rodu Grze sików. Ale on c ią g n ą ł j ą d a le j by doprowadzić do m iejsca,w któ rym osadzona z o s ta ła pow ieść. "Fermenty" jako powieść o Grze- sik iew iczach nie j e s t pow ieścią rozw ojow o-genealogiczną, wszy s t k ie powyższe wydarzenia ro zegrały s i ę przed j e j rozpoczęciem. J e s t to bowiem powieść o aktualnych skutkach p o z y c ji m ajątko
wej o s ią g n ię te j przez tę ro d zin ę, o dysonansach, zgrzytach i
kłopotach dorobkiewicza na t l e prow incjonalno-ziem iańskiego o- b y czaju p o lsk ie g o . D latego wychowanek szkoły ro ln ic z e jw D u b la - nach pod Lwowem prowadzi d a le j sw oją r e l a c ję , w sposób, przy którym uśmiechnąć s i ę w arto. Z rzeczyw istym i powodami k a rie ry
majątkowej o jc a m iesza on bowiem r e lik t y ideowe pozytywizmu:
"Widzi pani - to za słu g a , że człowiek t a k i p ro sty ,b e z wy k s z ta łc e n ia , bez p ien ięd zy, bez t r a d y c ji, swymi dziesięciom a palcam i wyrwał so b ie w szystko, co ma,ziemię u s z la c h e tn ił,r o z w inął gospodarstw o, poza tym d a ł impuls postępowi techniczne mu, ulepszeniom , w iększej p ro d u k c ji, z a ją ł d z ie s ią t k i lu d z i do
roboty, p o ro b ił z próżniaków i włóczęgów, i z ło d z ie i, jak im i
b y li przy poprzednich w ła śc ic ie la c h , bo ic h n ik t nie d o g ląd ał - lu d z i uczciw ie zarobkujących. I o tym nikt nie w ie, to s i ę nie lic z y , to j e s t n atu raln e, i nie mamy p r e t e n s ji do sław y, i je sz c z e nam w oczy r z u c a ją : - "Dorobkowicz, cham ,karćm arz!” - mówił gorzko i oczy mu ro z b ły sły ponurym o g n ie m "./?,684—5 / .
Owszem, być może, iż G rzesikiew icz - o jc ie c d ał Impuls po stępow i technicznemu, a le technikę dawania łapówek urzędni kom i inżynierom, by t r a s ę kolejow ą "naprostow ać" - m iał on
instynktownie opanowaną. Widowisko r a c z e j odpychające: lic h w ia rsk i awans bogatego chłopa w ramach k a p ita lis t y c z n e j w alki o posiadan ie i p ie n iąd z. Wszystko to prawda, a le nie obciąża ona samego tylk o Reymonta. Po p ro stu należy on do p isa rz y nie zdolnych, by ukazać ja k być powinno, a le zdolnych u jaw n ić,jak j e s t naprawdę. I to ujawnić w sposób antypatyczny, m iarą bo
wiem realizm u Reymonta j e s t jego zdolność tworzenia p o sta c i
antypatycznych, wręcz odrażających , a le prawdziwych. Już no t a t n i k i młodzieńcze p isa r z a wskazywały, że tego ro d zaju z ja wisko go w ciągają i odpychają jed n ocześn ie.
W tym duchu umiał on tworzyć p o sta c ie lu dzkie i ca łe o- k reślon e sy tu a c je powieściowe. Przeczytajm y o p is p ałacu w Kros nowej nabytego przez G rześikiew icza - o jc a . J e s t on z jedn ej strony świadectwem r e a lis t y c z n e j bezcerem onialnosci Reymonta, zaś z d ru g ie j - d z i s i a j odczytany - dziwnie p a su je do perype t i i rzeczowych i psych osocjaln ych , ja k ie p r z e jś ć m usiały dwo ry ziem iań skie, kiedy je obejmowała władza ludowa i chłop p o l s k i :
"Dwór był prawdziwie p ań sk i. G rzesikiew icz k u p ił go na l i c y t a c ji ze wszystkim , co w so b ie zaw ierał, bo m ajątek ogromny obszarem ziemi i lasów , po śm ierc i w ła śc ic ie la ,.k tó ry s i ę za s t r z e l i ł w p rz y stę p ie obłędu, p o szed ł pod młotek na rzecz nie zliczon ych w ie r z y c ie li. S ta rzy G rzesikiew iczow ie m ie szk ali w
n ich , nie um ieli chodzić po posadzkach i dywanach, an i te ż po ru szać s i ę wśród aksamitów, jedwabiów, brązów i w ielk opań skie- go, wytwornego wykwintu; c z u li s i ę w tym domu skrępowani ja k by w k o ś c ie le . Andrzej ty lk o zajmował dwa pokoje na p ię tr z e ,b o stam tąd m iał c a łe podwórze i kawał pól na oczach, a r e s z ta sta ła pustkam i. W jed n ej połowie poskładano w szystkie meble bez ła d n ie , a druga słu ż y ła za śp ic h le r z , sk ła d uprzęży i sta re g o ż e la stw a ". /F , 6 9 /.
Oschle, dokładnie i rzeczowo, jak w akcie notarialnym za św iadczającym , co spadkobiercy z d o ła li wziąć po przodkach.Rey
mont lu b ił ta k ie sceny n o ta ria ln e . Przypomnijmy ten świetny
r o z d z ia ł w I tomie "Chłopów", kiedy w karczmie lip e c k ie j Domi- nikowa wydobywa od Boryny jego zap is d la Jagny je sz c z e przed zrękowinami: ch ytrze, twardo i dokładnie. Akty re je n ta ln e zaw sze stw ie rd z a ją sta n faktycznego p osiad an ia na dzień d z i s i e j
sz y , a le tym samym obiektywnie i sumiennie wychylone s ą ku
p r z y s z ło ś c i.
Nie chłopi-dorobkiew icze z mapy sp o łeczn ej k r a ju u su n ę li obszar folw arczny i dwór ziem iań ski, jak to s i ę d z ie je w "F e r mentach". Ale Reymont b ył rzadkim pisarzem , który tego s k r e ś - le n ia przez h is t o r ię nie traktow ał jako k a ta stro fy .U niego ży c ie toczy s i ę d a l e j, ziemia n akazuje, by człow iek na n ie j p ra cował.
"Fermenty" jako k siążk a o k a rie rz e życiowej rodu G rz e si- ków-Grzesikiewiczów‘ p o sia d a ją przeto podwójne o b lic z e .Je d n o do
tyczy epoki, drugie postawy p isa r z a wobec tego zjaw isk a.P rzed sta w ia ją c tę k a rie rę majątkową Reymont d o str z e g ł i z a p is a ł po- wieściowo zjaw isko awansu społecznego um iejącej s i ę dorobić i wytrwać w życiu c z ę śc i chłopstw a. W warunkach p o lsk ic h ten pro ces s ł a b i e j występował a n iż e li np. w ówczesnej R o s ji,g d z ie ty
pem o w iele częstszym był chłop-dorobkiew icz, chłop-kupiec,
chłop, który majątkowo p rzech od ził do inn ej warstwy sp o łe c z
n e j, a le w obyczaju i postaw ie pozostaw ał wciąż chłopem. Był to jednak proces rzeczy w iście s i ę odbywający, p is a r z b y stro go d o str z e g ł, ponieważ po p ro stu żywił upodobanie d la ta k ic h je d n ostek.
Stąd drugie o b licz e "Fermentów" jako o k reślo n ej pow ieści
znał terminu awans społeczn y, a le w ied ział ja k on przebiega i ja k ie bywają ludzkie i moralne k oszta płacone przez człow ieka i warstwę dobywającą s i ę na w ierzch. A tak że , i l e e n e r g ii i w ysiłku trzeb a na to zużyć. Tak odczytane "Fermenty" s ą powie ś c i ą o lu dziach zaradnych, sprawnych, energicznych i twardych. Podobne walory zawsze zjed n u ją sym patię c z y te ln ik a ,z w ła sz c z a , gdy skądinąd p is a r z prawdy o swoich p o sta c ia c h nie obwija w bawełnę.
"Fermenty" jako k siążk a o walce życiowej młodej k o b iety . H isto r ia Jan k i O rłowskiej j e s t typowa d la procesu społeczn e go, który widoczny ju ż w dobie pozytywizmu, pod koniec s t u le c ia szcze gó ln ie p rzy b rał na s i l e . J e s t nim sprawa emancypacji k o b ie t, zrazu czysto zawodowej, z k o le i em ancypacji uczucio wej oraz obyczajow ej. To drugie ogniwo w iązało s i ę również z osiągn ięciem przez ówczesne młode pokolenie k ob iet n iep o eia- danych dotąd praw obyw atelskich: chodzi o dostęp na wyższe u- c z e ln ie , który k ob iety uzyskały dopiero pod koniec s t u l e c ia . Młoda Polska jako pewna form acja k ultury była od stron y twór c z o ś c i a r ty s t y c z n o - lit e r a c k ie j dziełem określonych indywidual n o śc i; od strony sp o łeczn ej r e c e p c ji ich d o ro b k u ,id ei i p rze konań Młodą Polskę współtworzyły en tu zjasty czn e zwolenniczki i c z y te ln ic z k i Tetm ajera, Przybyszew skiego i innych p isa rz y modernistycznych.
Wobec tego autorzy młodopolscy w ielok rotn ie p rz e d sta w ili w swoich utworach poszczególne i jaskraw o określone egzempla rze młodych k ob iet przynależnych do rówiesnego im pokolen ia. K o b ie t, d la których już nie samo zdobycie zawodu s t a j e s i ę ce lem, a le pełna n iezależn ość w doborze partn era w m iło śc i i w m ałżeństw ie oraz swoboda w rozporządzaniu sobą na codzień .E g
zemplarze ta k ie mamy u J.A .K isie le w sk ie g o /"W s i e c i " , p o stać " s z a lo n e j J u lk i'V , u Włodzimierza Perzyńskiego /"Lekkomyślna s i o s t r a " / , w ielo k rotn ie u G a b r ie li Z a p o lsk ie j, pełne czaru i wdzięku w cielen ie tego typu n iew ieściego to Rachela i Maryna w "W eselu" W yspiańskiego. Kończy zaś ów łańcuch p o sta c i zbun towana i upadła Ewa Pobratymska z "Dziejów grzechu" Żeromskie
go-Janka Orłowska j e s t spośród nich w szystkich n ajw cześn iej sz a ch ronologicznie i n a js i l n i e js z a jako pewna odmiana
cha-ra k te ru . Tak te ż z o sta ła p rz y ję ta i oceniona przez w spółczes nych czytelników "Fermentów". "Ona to pierw sza w lit e r a t u r z e powieściowej p o ls k ie j sta n ę ła jako typ kobiety»dom agającej się " l e d ro it de la femme". Domagającej s i ę , to może za w iele po w iedziane: Janka s i ę może nie domagała, bo d z i s ie js z a rewolu- cyjność erotyczna j e j następczyń je sz c z e w n ie j nie b y ła do świadczona i sk ry stalizo w an a. To co już d z i s i a j j e s t d e fin i c ją , ona dopiero odczuwała jako "ferm en t" /św ie tn ie to schwy
c i ł Reymont w t y t u l e / , jako ferment in sty n k tu , a le gdy inne
j e j rów ieśnice pozw alały tatusiom i mamusiom z a b ija ć w so b ie
ten ferm ent, Janka Orłowska m iała odwagę podnieść sztan d ar
buntu"**.
Bunt Jan k i O rłow skiej to bunt instynktowny i prymitywny, a le w łaśnie d la te g o przemawia on sw oją n ieokreślon ą s i ł ą . Tej mocnej fiz y c z n ie i zasadnej na codzień jedynaczce wcale nie o to chodzi, ażeby podjąć z ojcem walkę o c e l konkretny i jasn o wytyczony. Tego ro d z a ju , że pragnęłaby s i ę ona z ap isać na u- n iw ersy tet, a o jc ie c dziwak temu s i ę przeciw staw ia.Z resztą,n ie wiemy dokładn ie, ja k ie w ykształcenie mogła ona otrzymać, by staw iać przed sobą jasn o widoczne c e le życiowe. Bunt Janki je st p rzeto buntem przeciwko wmuszanej i narzucanej przez otocze nie s t a b i l i z a c j i - w imię tak ie g o m ie jsc a pod słońcem, k tóre ona sama so b ie wyszuka. Mimo u su n ięcia z "Fermentów" łatwego autobiografizm u, j e s t to więc bunt o podobnych cechach typo logiczn ych, ja k ie napotykamy w młodzieńczym sk łó cen iu Reymon t a z jego otoczeniem i światem. Janka j e s t osobnikiem , który
najpierw będzie s i ę szam otał i b r o n ił, a le w końcu przyjm ie
na s ie b ie jarzm o, byle s i ę to s t a ł o za jego zgodą i przyzwo leniem .
Po lek tu rze "Kom ediantki", nie wiadomo czy znając ju ż "F e r- menfy" /drukowały s i ę one dopiero w "B ib lio te c e W arszawskiej"/, orzekała i słu sz n ie przewidywała G ab riela Zapolska na temat Ja n k i O rłow skiej:
"Imponuje zd oln ością u n ie sz c z ę śliw ia n ia s i ę i każe s i ę lu
b i ć , i podziw iać, a le nie żałować. Ona j e s t mocna, ta młoda
dziewczyna / . . . / I rę c z ę , że tych , którzy śm ierć Ja n k i przy p u sz c z ają jako zakończenie pow ieści R eym onta,jest g a rstk a nie w ielk a, bo Janka p o siad a tak ą s i ł ę żywotną, że z choroby swej
w stać musi i potem wychowując dziecko d a le j walczyć i borykać
s i ę z losem bardzo wytrwale i z ja k ą ś z a c ie k ło śc ią zwierzę
cą” '7.
Tak też j e s t i s t o t n i e . I d lateg o całkiem trudno n a k re ślić ja k iś wyraźny p rzeb ieg postępowania i zachowania s i ę Ja n k i, gdy m usiała ona z te a t r u powrócić do Bukowca. J e j odruchy są
i obronne i agresywne zarazem. W ietrzy ona n ieustan n ie n ie
bezpieczeństw o mogące zagro zić j e j n ie z a le ż n o śc i i bron i s i ę a ta k u ją c . Takie postępowanie dowodzi niew ątpliw ej s i ł y cha ra k te ru przy równoczesnym braku wyraźnie określonego celu ży ciowego.
Popi zez p o stęp k i i odruchy Ja n k i O rłowskiej w miarę roz woju pow ieści i upływu czasu przew ija s i ę pewne pasmo r e fle k sy jn e nie d a ją ce s i ę sprowadzić do zasady obronnej a g r e s ji.T a młoda dziewczyna swoje niepowodzenie te a tr a ln e poczyna trak tować jako ogniwo zamknięte i do którego nie ma już powrotu. Innymi słowy - zwolna rezygnuje ona z buntu, a le pragnie za chować n ie zale żn o ść; można j ą zachować, j e ż e l i s i ę zrozumie i przyjm ie to co konieczne, to c o ' nieuchronne, to przeciwko cze mu bunt j e s t daremny. Życie wewnętrzne Ja n k i i j e j r e f le k s je poczynają zwolna wkraczać na tę drogę. J e s t to droga krzyżu ją c a s i ę i p rz e c in a ją c a z f i l o z o f i ą życiową Reymonta obecną w "Fermentach” jako zjaw isko nadrzędne nad sag ą Grześikiewiczów i b io g r a f ią Ja n k i. Jakaż to f i l o z o f i a ?
T ytuł pierw otnej r e d a k c ji p o w ieści, a mianowicie ”W ja r z mie” , niezwykle j e s t znamienny, j e ś l i go zestawimy z tytułem "Ferm enty". Losy moich bohaterów - p is a r z zdaje s i ę tymi ty tułam i sugerować - to fermenty i bunty, u których k resu wzno s i s i ę jarzmo ż y c ia . Tego ro d zaju r e f l e k s je , a za nim nowy plan postępowania życiowego zaw ierający zgodę na małżeństwo z An drzejem , w ielok rotn ie p rz e w ija ją s i ę przez m yślenie i odczu wanie Ja n k i. Janka z n a jśw ie tn ie jsz y c h psychologicznych p a r t ii pow ieści to r o z d z ia ł XVI tomu I , ukazujący z jakim trudem i wśród ja k c ię ż k ie j w alki wewnętrznej bohaterka od buntu prze chyla s i ę zwolna na stro n ę k on ieczn o ści. Aż całkow icie j ą so b ie uświadomi i odwoławszy w l i s t a c h do Głogowskiego i Gabiń-
sk ic h zapowiedziany im wyjazd do trupy t e a t r a l n e j, będzie -
planu życiowego Jan k i j e s t to m iejsce cen traln e w c a ł e j kompo z y c ji "Fermentów".
"Nie żałow ała n iczego, bo p rz e c ie ż świadomie zdecydowała s i ę pozostać w Bukowcu, a le nurtowała j ą coraz głę b sza niechęć do otoczenia i ja k iś n iesły ch an ie subteln y ż a l do w szystkich . Była za młodą, za s iln ą fiz y c z n ie , za namiętną, aby ta walka mogła wyrwać z n ie j w szystkie p ragn ien ia n iezaspokojone; żyły i ro zw ijały s i ę w g łę b i nieśw iadom ej; u n ice stw ia ła je w o lą ,ale to ciche mocowanie s i ę było męczące i bezpłodne.Staw ała n ieraz przy oknie i ponuro p a trz y ła w św ia t, z a c isk a ją c u s t a , aby nie krzyknąć, aby nie w ołać, że c i e r p i; b łą d z iła oczami po la sa c h białawych od śniegów, zimnych, mokrych, p rz e ję ty ch szaru gą je
s i e n i późn ej, po s t a c j i jakby se n n e j, b ły sz c z ą c e j o śliz g ły m i
od w ilg o c i n iciam i szyn i dachami budynków - i gdy padały de
szcze lub ś n ie g i puchami pokrywały ziem ię, gdy wichry zimowe
św ista ły po la sa c h , gdy s z ły dnie tak k ró tk ie , że prawie pora nek łą c z y ł s i ę z mrokiem, i tak brudne ja k łachmany wytarzane po b ło ta ch , i gdy la sy k rzyczały i mocowały s i ę z wichurami, i gdy nie było an i n ieba, an i z ie n i, a n i barw, an i św ia te ł, t y l ko jedna plama m igotała c ią g le przed j e j oczyma i osnuwała du szę posępną m elancholią - przesiadyw ała dnie c a łe w kuchni przed kominem, zapatrzona w ogień , i nie m yślała n ic , czu ła tylko ja kąś zw ierzęcą prawie przyjem ność: c ie p ła i sp o k o ju .Z re sz tą ,p a
tr z y ła śm iało w ż y c ie , w to codzienne, sz a re ż y c ie , k tóre ją
u ję ło w swoje jarzmo i nie m iało nigdy p u śc ić , i w id z iała bez trw ogi, a nawet z ja k ą ś dziwną przyjem n ością, że ono gnębi lu d z i. Zobaczyła po raz pierw szy, że o ta c z a ją c y j ą , pomimo braku
szerszy ch m yśli i pożądań, ja k m y śla ła , także c ie r p ią ; zaczy
n ała p atrzeć i sp o strz e g a ć w tych szary ch , grubych twarzach
p rz e b ły sk i dusz i zaczynała współczuć z nimi. / . . . /
- Dobrze! - i zap ragn ęła, aby Andrzej s i ę j e j oświadczył ja k n a jp rę d z e j, aby s i ę już to wszystko s t a ł o , co s i ę s t a ć mia ł o " . /F , 224-225/.
Fragment to o jak że w ysokiej k la s ie i d o jr z a ło ś c i p is a r
sk ie j.S u b te ln a in stro sp e k c ja psychologiczna wpisana z o sta ła w sposób nieomylny w zachowanie s i ę , g e sty i odruchy p o s t a c i; ca ło ść t e j p o sta c i z k o le i wpisana w jak że niewdzięczną d la p i
w łaśnie prawdziwie p o lsk i k ra jo b ra z ; w reszcie moment n ag łej de c y z ji poprzedzony ro zejściem s i ę nad psychikę boh aterk i egoty- czn ej mgły, k tóra ją o s ła n ia ła i b ro n iła przed kontaktem z rz e czy w isto śc ią sprawiedliwym d la drugich lu d z i: ’’także c ie r p ią ; zaczynała p atrzeć i sp o strz e g a ć ” . Nie dziw i p rz e to ,ż e b a rd z ie j p rzen ik liw i krytycy "Komediantki” i "Fermentów” w id z ie li w ich autorze głównie p isa r z a in tr o s p e k c ji duszoznawczej i taką przy s z ło ś ć mu p rz e p o w ia d a li...
J e s t w tym fragm encie zdanie-zw ornik, na którym s i ę trz y
ma i do którego od k ażdej strony dąży reymontowska f i l o z o f i a
ż y c ia . Wypada to zdanie powtórzyć, zw łaszcza, że z b liż a ono ku odpowiedzi, czy Janica w "Fermentach" p rz e g ra ła , a także pozwa la zainaugurować ogląd t r z e c ie j w ie lk ie j ścian y t e j p ow ieści: "Fermenty" jako k sią żk a o nadrzędnej f i l o z o f i i ży cia i człow ie k a. Oto owo zdanie-zw ornik: "P a trz y ła śm iało w ż y c ie , które ją u ję ło w swoje jarzmo i nie m iało nigdy p u śc ić , i w id ziała bez trw ogi, a nawet z ja k ą ś dziwną przyjem n ością, że ono gnębi lu d z i " .
Tak czytane "Fermenty" okazują s i ę dziełem o wręcz niespo tykanym w lit e r a t u r z e p o ls k ie j n a sile n iu prawdy irealizm u,praw - dy d otk liw ej i pozbawionej jakichkolw iek złudzeń. Zawarte s ą w t e j pow ieści ro z d z ia ły szczytowe w c a łe j pow ieści p o l s k i e j,ja k n ie d z ie la w k o śc ie le i w m iasteczku Bukowiec, ja k scen a, kiedy po w ielu m iesiącach o fic ja ln e g o małżeństwa i odbytej podró ży p o ślu b n ej, Janka po ra z pierw szy oddaje s i ę mężowi, ja k po- chowek żony Rocha i sty p a , jak obłęd prześladowczy sta re g o Or łow skiego i p o p ija n ia sta re g o G rzesik iew icza, - i w iele mało sła b szy ch scen i rozdziałów . Realizm Reymonta o sią g a tu ta j zna miona nie n a tu ra lie ty c z n e , to za w ąski term in. Ten p is a r z m iał prawo pokpiwać z n a tu r a listy c z n e j metody tw órczej pani S ta b - ro w sk ie j. Sam bowiem o s ią g a ł jak o ść realizm u ,k tó ra poprzez swo j ą surowość i brak złudzeń przywodzi na myśl nie t y le p isa r z y , i l e w ielk iego m alarza fran cu sk ieg o Gustawa C o u rb et,jego chłop sk ie d z ie ła ja k słynny "Pogrzeb w Ornans". Pochowek Rochowej i s ty p a po j e j pogrzebie to ja k a ś p o lsk a r e p lik a owego płótn a.
"Fermenty" jako t r a k ta t powieściowy o f i l o z o f i i lu d z k ie j
e g z y ste n c ji oparte s ą bowiem o trz y wyznaczniki n a jp r o stsz e ,
owe trz y wyznaczniki p r z e s ta ją być banałem i ogólnikiem d la te go p is a r z a i s t a j ą s i ę dręczącymi go wciąż prawdami: ś m i e r ó ,
ż y c i e i k o n i e c z n o ś ć . Tego o sta tn ie g o term i
nu Reymont nie używa. Jego słowem - kluczem w tym z a k re sie był termin je sz c z e b a r d z ie j sugestywny - jarzm o. W tym tr ó jk ą c ie m ieści s i ę jego f i l o z o f i a ż y c ia .
Zagadnienie ży cia i śm ie rc i, n ic o śc i i b io lo giczn ego trwa n ia , z o sta ło szczegółowo przez p is a r z a uwypuklone w "Chłopach" ze względu na fo lk lo ry sty c zn e .i p rz e d ch rz e ścija ń sk ie pochodze nie wyobrażeń z tym związanych. T utaj jedynie wskazać n ależy,
że w "Fermentach" napotykamy jedną z n ajbogatszych lite r a c k o
r e a l i z a c j i tego motywu: zakończenie w tomie I ro z d z ia łu V III, i c a ły r o z d z ia ł IX."W ja rz m ie ", w p ierw o p isie w szystk ie te sc e
ny i s t n i a ł y odrazu w pełnym swoim wymiarze egzystencjalnym :
zgon, pogrzeb, sty p a .
"Od sta re g o o jca w noweli "Śm ierć" p o czą w szy ,k tó ry "strasz- liw ie w yglądał w szarym brzasku św itu, na b i a ł e j p ła c h c ie śnie gu, z twarzą pokrzywioną m ęczarnią, z oczyma otwartymi sz e ro ko, z językiem wywieszonym i przyciętym zębam i",obrazy tego ro d z a ju , z punktu w idzenia lo g ik i kompozycyjnej n ieraz zbytecz
ne, przew ijać s i ę będą we w szystkich niemal pow ieściach i w
mnóstwie nowel Reymonta, by wskazać na śm ierć N ie d z ie ls k ie j w "Kom ediantce", Rochowej w "Ferm entach", nieznanego k o le ja r z a w "M arzycielu", Bucholca w "Ziemi o b ie c a n e j", Boryny w"Chłopach", n ie mówiąc już o "Roku 1794" czy o nowelach ta k ic h jak "Spotka
n ie " , "Przy r o b o c ie ", "Przed św item ", "Zabiłem " i t d . i t d . Ob
razom śm ierci tow arzyszą zwykle bardzo sta ra n n ie komponowane,
nastrojow e obrazy pogrzebu w "Ferm entach", "Ziemi o b ie c a n e j",
"Chłopach"; "Za frontem " i t d . , n iejedn okrotn ie odbywającego się
przy akompaniamencie ulewy, wichury, wybuchu pocisków armat
n ich, gdy g ło sy zawodzących p ie ś n i zlew ają s i ę z odgłosam i n ie -Û
pokoju w p rzy ro d zie" .
Reymontowi nie chodzi jednak, chociaż n ieraz w to popada, o makabryczne n a str o je i odpowiednią sc e n erię .P o odpowiedź wy sta rc z y sięg n ąć do znakomitej rozmowy między Janką a Rochem w "Ferm entach": poprzez fa k t śm ierci p rzejaw ia s i ę konieczność nieuchronna.
” - Cóż, żonie nie l e p ie j? - zap y tała Jacusa po długim waha niu / . . . /
- L e p ie j? . . . e . . . nie l e p i e j , panienko, bo akuratn ie dru g ie kury p ia ły , k ie j s i ę j e j zmarło.
- Umarła! • . •
- Umarła! J u ś c i , panienko, na śmierć umarła. Ino panienka o d e sz ła , przyjechałem z dobrodziejem , włożył na n ią św ięte o- l e j e i zaraz umarła. Już j ą tam kobiety oporządziły do pochow- ku.
- Umarła - mówił takim głosem , jakby s i ę dziw ił dźwiękom i nie rozum iał ich znaczenia, i nie mógł je sz c z e uwierzyć, aby t a , z k tórą p rzeży ł tr z y d z ie ś c i l a t , mogła um ierać. - P oju trze pochoweki tak , panienko! Dobra k o b ie ta b y ła . Czasem to mnie ju ś c i i s p r a ła , a le winowaty byłem, a jak a robotna! a ja k haro w ała!
- Umarła!
O bejrzał s i ę po pokoju.
- J u ś c i że umarła - dopow iedział.
- D ajcie spokój ro b o c ie , id ź c ie z a ją ć s i ę pogrzebem. Zaraz
powiem o jc u , to n ap isze, żeby wam Dyrekcja p r z y sła ła na pocho-0
wauie.
Pomyślał chwilę i poch ylając s i ę do j e j nóg rz e k ł pokornym głosem :
- A to , panienko, chciałem podziękować, że to panienka t a ka p an i, a nie wagowała s i ę p r z y jść do n ie b o sz k i,a n iechta Pan Je z u s da n a jle p sz e i ta Matka Boska Częstochowska.
W idziała go, ja k z czapką w ręku, k tó rą o b c ie ra ł so b ie o- c zy , sz e d ł ku domowi plantem.
- Umarła! - powtórzyła cicho Janka i w strząsn ęła sięw dłu gim, przejmującym d reszczu .
- Tak samo o mnie powiedzą: Um arła!”
/F, 112- 113/.
I znów - ja k iż w spaniały d ia lo g , doskonale o sad zający o-
bydwie p o sta c ie i łą c z ą c ą je s y tu a c ję . Nadrzędnym orzeczeniem w tym całym d ia lo g u , orzeczeniem , k tóre w sposób wręcz l i t a
n ijn y powraca, j e s t forma czasowa - um arła.Ale jakże odmiennie umieszczona p sy ch o lo giczn ie, ile k ro ć ona w y stąpi. To s t a j e s i ę c z ę śc ią zapew niającego porzekadła ludowego/” na śm ierć umarła” /
to zespołem dźwięków, pod którymi Rocho nie umie s i ę doszukać ich pełnego zn aczen ia, aż w reszcie zabrzmi ja k wyrok i świa dectwo k on ieczttości: "Tak samo o mnie powiedzą: U m arła!".
S fe ra kon ieczn ości dotyczy u Reymonta nie ty lk o b io lo g i czn ej e g z y ste n c ji człow ieka* S ię g a ona również w problematykę społeczn ą i o k re śla stosunek p isa r z a do jednego z podstawowych pytań w obrębie t e j problem atyki: ja k ie j e s t m iejsce je d n o st k i na t le zbiorow ości i rządzących nią praw.
"Naśladujmy woły, co z w iecznie pochyloną głową ciągną
p łu g i i nigdy nie p atrz ą w niebo; naśladujmy drzewa, którym w ystarczy ro sn ąć, kw itnąć, uczuwać c ie p ło , p ić sło ń c e ,k o ły sa ć s i ę z w iatram i, u sy p iać o każdej je s ie n i i budzić s i ę z pierw szym drgnięciem wiosny, bo sz c z ę śc ie j e s t w trwaniu,w i s t n i e niu i w sp o k o ju ". /F , 2 4 2 /.
Takie paradoksalne przykazanie rzuca w "Fermentach” l i t e r a t Głogowski. Na pozór j e s t to zdanie f i l i s t e r s k i e , ponieważ może być odczytane: - umiej przystosow ać s i ę do życia i oko lic z n o ś c i. Naprawdę zaś j e s t to przykazanie bardzo reymontow s k ie , ponieważ gorzkie i pozbawione jakichkolw iek tłudzeń.Tak w ięc, od k tó re j stro n y s p o jr z e ć , sprawdza s i ę u Reymonta cy towane zdanie - zwornik. Sprawdza s i ę również na kierunku pro wadzącym w stro n ę zbiorow ości i c iąże n ia nad jedn ostką prawi d e ł rządzących zbiorow ością.
Nawróćmy obecnie do p y ta n ia : czy "Fermenty" to powieść o stracon ych złudzeniach i wobec tego k lę sc e życiow ej Janki Or
łow sk iej? Nic podobnego. Po p ro stu pytanie z o sta ło n iew ła ści wie u ję te i postaw ione. Złudzenia s t r a c i ł a Janka rezygnując z t e a t r u . Ale t o , że poddała s i ę koniecznościom is t n ie n ia w spo
łeczeń stw ie, obowiązkom m acierzyństwa, w iern ości wobec wy
branego, nie j e s t k lęsk ą w św ie tle reymontowskiej f i l o z o f i i ży c i a . Podobnie ja k nie j e s t k lę sk ą w j e j św ie tle każda formuła w yższości bytu społecznego nad indywiduum.
Odpowiedź możliwie ś c i s ł a na temat wymowy ideow o-artysty cznej "Komediantki” i "Fermentów” czytanych jak o c a ło ść chyba tak winna wyglądać: Janka Orłowska p rz e g ra ła swoje złu d zen ia, Janka Orłowska nie p rz e g rała swojego ż y c ia . D latego, chociaż pozbawiona złudzeń i upiększeń, wymowa tych dwu pow ieści nie j e s t pesym istyczna.
J e ż e l i zaś nie tak łatwo odczytać rzeczy w istą wymowę i - deową obydwu pow ieści poddanych t u t a j a n a liz ie , j e ż e l i pow szechn ie a omylnie tr a k tu je s i ę je jako jednoznaczne św iadec two k lę s k i życiow ej Jan k i O rłow skiej - nie ty lk o in te r p r e ta torzy s ą temu w inni, a le również natura i odmiana reymontow sk ieg o realizm u.
Natura reymontowskiego realizm u była bowiem dwuznaczna. Reymont to p is a r z zachłanny na rzeczy w isto ść, łapczywie przy sw ajający so b ie i czyteln ikow i niezwykłe bogactwo j e j ob ja wów. Zarazem był on twórcą ain telek tualn ym . Nigdy nie wypowia d a ł s i ę używając tw ierdzeń ogólnych o ch arakterze wskazującym na skrystalizow an y f ilo z o f i c z n i e oraz in te le k tu a ln ie św iato pogląd . W przeciw ieństw ie do Żeromskiego brakuje na ogół w jego pow ieściach p o s ta c i, których poglądy i wypowiedzi m ie li byśmy prawo utożsam iać z poglądami a u to ra . "Komediantka” i "Fer menty” stanow ią tego k lasyczpy przy k ład , a także przykład wy n ikających s tą d kłopotów i zadań in terp retacy jn y ch .
P r z y p i s y
Л
L o k a liz a c ja cytatów z d z ie ł Reymonta podawana j e s t bez pośrednio w tek ście."N o w ele" według e d y c ji "P ism a", z przed mową Z.Szweykowskiego, opracował i do druku przygotował A.Bar, Warszawa 1950 / s . 9 / . "Komediantka” i "Fermenty” według wydań opracowanych przez T .Jo d ełk ę-B u rzeck ieg o iI.O rlew iczo w ą /War szawa 1968/ /S k ró ty K ,F ./ . W przytoczon ej e d y c ji "Komediant k i" pełny te k s t "A deptki" / s . 305-555/, w "Fermentach" pełny t e k s t "W jarzm ie" / s . 429-751/*
p
A .Potocki "P olsk a l i t e r a t u r a w spółczesna. Cz. I I . K ult
je d n o stk i /1890-1 Э Ю /". Warszawa I912, s . 264.
^ S.K ołaczkow ski "P o rtre ty i zarysy l i t e r a c k i e " , oprać.
S .P ig o ń , Warszawa 1968, s . 477-478.
я.
G .Z apolska, "Władysław Reymont* Komediantka", "Przegląd Tygodniowy" 1896, nr 44.
^ A.Mickiewicz " D z ie ła " , Wyd. J u b i l . , Warszawa 1955,t . I I I , s . 74, 75.
® A .G rzym ała-Siedleck i, "Jan ka Orłowska jako m atróna",
R zeczp o sp o lita 1924, nr 121. ? G .Z apolska, l o c . c i t .
® J.K rzyżan ow ski. Władysław S t . Reymont - Twórca i d z ie ło .