• Nie Znaleziono Wyników

A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A .Nb.* 37. T elefon u 83-14.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A .Nb.* 37. T elefon u 83-14."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

NłL 31 Q574j.

Warszawa, dnia 4 sierpnia 1912

r .

Tom x : £ 2 i .

TYGODNIK POPULARNY, POSWIĘCOIIIY liUKON PRZYROONICZYH,

PRENUMERATA „W SZEC H ŚW IA TA".

W Warszawie: ro czn ie rb. 8 , kw artalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową ro czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R edakcyi „W szechśw iata" i w e w szystk ich księgar­

niach w kraju i za granicą.

Redaktor „W szechświata** p rzyjm uje ze sprawami redakcyjnem i cod zien n ie od g o d zin y 6 d o 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A .Nb.* 37. T elefon u 83-14.

A B E L B E Y.

U S U N I Ę C I E P O J Ę C I A S IŁ Y Z F I ­ Z Y K I N O W O C Z E S N E J .

I. Rola siły.

Mechanika racyonalna używa wyrazu

„siła“ na oznaczenie nie ja k ie jś rzeczy, czy przedmiotu, na oznaczenie nie rze­

czywistości, lecz stosunku lub szeregu stosunków. „Siła“ — to spółczynnik za­

leżny od zmiany prędkości czy przyśpie­

szenia: wyznacznik przyśpieszenia. W zna­

czeniu matem atycznem je s t to algorytm, abstrakcya teoretyczna, pewien wytwór umysłu. Kiedy mechanika nazywa „siłę“

przyczyną ruchu (zresztą niezbyt ściśle)—

słowu „przyczyna" nie nadaje żadnego objektywnego znaczenia. Nazwa ta, dość niezwykła i dowolna je s t konwencyą stworzoną w celu praktycznej dogodno­

ści, je s t skrótem wygodnym i nie w y ­ raża nic ponadto, że ruch powstaje stale w pewnych dających się łatwo określić i zmierzyć warunkach.

Zadaniem fizyki je s t określić te wa­

runki. Toteż dopiero wtedy, gdy w k ra­

czamy w dziedzinę fizyki powstaje za­

gadnienie siły. Cóż tedy objektywnie, w rzeczywistości materyalnej odpowiada matematycznemu wyrazowi: „siła“?

Prócz materyi ilościowej, której masę łatwo zważyć, istnieje wszędzie, gdzie poszukuje się przyczyny zmian, pewna inoc w stanie skupienia. Moc ta posiada zdolność działania na odległość bez ża­

dnego pośrednictwa.

Pierwiastkiem więc zasadniczym fizy- , cznej siły je s t zdolność działania i d z ia ­ łanie na odległość. Jakąż rolę odegrało to pojęcie siły w nauce?

il. Losy pojęcia siły w fizyce spółczesnej.

a ) D y n a m izm absolutny.

Pomysł siły, skutkiem sympatyi, ja k ą był otoczony przez scholastykę, pozostał na uboczu do końca XVIII wieku. U schyłku wie­

ku XVIII staje się już dominującym.

W bardzo słabej mierze zasługę rebabi- litacyi tego pomysłu przypisać należy wpływowi Leibnitza, który próbował od­

nowić ideę siły zapomocą pojęcia energii

potencyalnej. Przedewszystkiem jednak

(2)

532 WSZECHSWIAT JMs 31 szkole Newtona. Przyciąganie tłumaczyć

się daje w sposób prosty ja k o działanie siły na odległość. Twierdzenie, w edług którego działanie pewnego całokształtu materyalnego sprowadza się do działania jego środka ciężkości (siły centralne), przyzwyczaja um ysł do zastępowania ze­

społów m ateryalnych ośrodkami sił od­

powiednio w ybranem i i działającemi na odległość. Lagrange, potem D ’Alembert, nadając mechanice formy analityczne, które w pewnem znaczeniu do dnia dzi­

siejszego są decydujące, przyzwyczaili um ysły do tłum aczenia wszelkich sto ­ sunków m ateryalnych na ję z y k siły. Je s t to potężny środek analizy i nieporów na­

ne uproszczenie zagadnienia fizycznego.

Korzyści ja k ie stąd płyną pozwoliły za­

pomnieć jed n ak , że mamy tu do czynie­

nia ze sztucznym środkiem kombinator- skirn. Bezwładność, naprzykład —.a za nią masa — może być w ziętą za opór, a więc siłę przeciwstawioną siłom ze­

wnętrznym . Przeszkody, tarcie i t. p.

okoliczności, tow arzyszące ruchom ciał—

za opory, a więc za siły inercyi. W k oń­

cu zjawiska elektryczne, magnetyczne, włoskowatość, elastyczność n asuw ają ró­

wnież myśli o siłach przyciągających i odpychających. Te działy fizyki z w r a ­ cały na siebie największą uwagę. Stąd już niedaleka droga do takiego pomysłu, ja k podał np. Boscovich. P rzedstaw ia on się w sposób następujący: wszystkie pierwiastki m ateryi są w rzeczywistości tylko ośrodkami sił przyciągających i od­

pychających. Pierwsze tłum aczą przy­

ciąganie, zjawiska elektryczne, m a g n e­

tyczne, włoskowatość, kohezyę, i t. d.,—

drugie: rozciągłość, nieprzenikliwość, stan stały i elastyczność ciał. Pojęcie masy, jak o pojęcie pierwotne, uzależnione je s t od pojęcia siły. Pozory mechaniczne, łu ­ dzące znikają w ten sposób, a tra d y c y j­

nym prawom i zasadom pozostaje się n a­

dal wiernym. Oto nowy stosunek wza­

je m n y dwu pojęć, siły i masy: pierwsze istotnie i logicznie j e s t wcześniejszem niż drugie.

b) A to m o -d y n a m izm . J e s t to teo ry a pię­

kna, lecz zb y t ab strak cy jn a. Po roku 18.20 Poisson odnawia pojęcie cząsteczki

materyalnej, zachowując w całości poję­

cie siły działającej na odległość. Całość ciała złożona je s t w edług niego z mas drobnych wzajemnie oddziaływających na siebie, podobnie ja k pierw iastki u k ła­

du słonecznego w mechanice niebieskiej.

Zjawiska fizyczne są rezultatem tych cząsteczkowych oddziaływań z odległo­

ści, tych sił przyciągających i odpycha­

jących. Autodynamiści, partyzanci, j e ­ żeli ta k się w yrazić można, sił cząstecz­

kowych: Poisson, Laplace, Cauchy, Na- vier, Hirn i t. d., zachowują zatem po­

jęcia masy jako ilości rzeczywistej ma­

tery i i sił jako czynników działania re­

alnego innej zgoła natury. Dochodzą w ten sposób do poglądu dualistycznego na wszechświat materyalny: z jednej stro­

ny atomy nacechowane inercyą, z d ru ­ giej siły do nich przyłożone lub z nich wypływające. Rozważanie takich pojęć, ja k pola sił, a przedewszystkiem linie sił, — dających nam niemal m ateryalny obraz fizycznego ich działania przyczy­

niły się do tem gruntowniejszego u trw a­

lenia pojęcia siły, nienasuwającego już niemal żadnych wątpliwości. Pomysł ten je s t w zupełnej a naw et większej niż po­

przednio zgodzie z m echaniką racyonal- ną, ponieważ reprezentuje niejako i za­

stępuje z n atu ry swej wszystkie jej po­

jęcia podstawowe. Masa j e s t pewną rze­

czywistością pierwotną narówni z siłą.

J e s t ona ja k b y podłożem siły. J e s t ona dla nas prawie bezpośrednio uchw ytną

•v układzie kryształów (Hooke, Haiiy

•i t. d.), w środowisku przezroczystem gdzie rozprasza ona światło (Tresnel, Cauchy), w budowie gazów, i w odkształ­

ceniach elastycznych (Navier).

Działania na odległość dają się ju ż od­

czuwać zaledwie na odległość cząstecz­

kową. Istnieją one jeszcze ciągle, lecz są ju ż sprowadzone do wielkości nieskoń­

czenie małych. Dla zwalczenia trudno­

ści starano się je, ja k się zdaje, nieświa­

domie zmniejszyć. Działanie sił na wiel­

ką odległość starano się zastąpić środo­

wiskami atomowemi, (eter) w których działanie sił odbywa się z odległości czą­

steczkowej. Szkoła ta cieszyła się zna-

cznem powodzeniem w ciągu pierwszej

(3)

JMÓ 31 WSZECHSWIAT 533

połowy X IX wieku; w swej cynetycznej teoryi gazów usuwającej o ile można po­

jęcie siły, Clausius zakłada, że cząstecz­

ki gazowe oddziaływają na siebie, wza­

jem nie się odpychając. A Maswell, j e ­ den z najbardziej energicznych przeciw­

ników z filozoficznego pu n k tu widzenia działania na odległość, podaje dla wzglę­

dów m atem atycznych twierdzenie, że owa siła odpychająca działa odwrotnie proporcyonalnie do piątej potęgi z odle­

głości. Słuszność jed n ak wymaga, by uznać, że ci uczeni, szczególniej ostatni, wierni myśli Lagrangea, używali pojęcia tego w znaczeniu prostego środka m a te­

matycznego, widząc niemożliwość ty m ­ czasową określenia tego, co odpowiada m u w rzeczywistości. Widocznem jest, ja k trudne było, w połowie X IX wieku, usunięcie pojęcia siły działającej na od­

ległość. Gra ona nadal rolę w tecryach elektrycznych i magnetycznych, i w wię­

kszości teoryj optyki atomistycznej i on- dulacyjnej. Teorye włoskowratości, hy- drostatyki teo ry e ciążenia, posiłkują się również tem pojęciem.

c)

T r y u m f cynetyzm u.

I n s ty n k t je d n o ­ ści i ekonomii spółczesnego uczonego niechętnie przystosowuje się do podob­

nego dualizmu. Trudności analizy znie­

chęcały również tych, którzy pragnęli ująć rzeczywistość zbliska według zasa­

dy Poissona. Została ona zwyciężona raz na zawsze przez zasadę Lagrangea.

• A ponieważ pojęcie siły miało w tym meohaniźmie najwyraźniej znaczenie spo­

sobu rachunkowego, fizyka weszła na to­

ry cynetyzmu. Siła używana je s t w ma- tem atycznem znaczeniu tego słowa. J e s t ona ab strak c y ą i algorytmem dającym możność obliczania wzajemnych stosu n ­ ków położenia, związków między masami a wpływami otoczenia. Działanie na od­

ległość i działanie siły odrzuca się jako założenie niezgodne z logiką i doświad­

czeniem.

W ostatniem 25-oleciu stulecia, zazna­

cza się wyraźnie nowa tradycya mecha- nistyczna. Niema uczonego, któryby nie posługiwał się z niechęcią słowem: siła.

Niema uczonego, któryby nie był opano­

wany troską, ja k się pojęcia tego pozbyć.

W ty m właśnie czasie i w tym tylko mogła powstać definicya mechanizmu j a ­ ko wysiłku sprowadzenia wszelkich dzia­

łań m ateryalnych do postaci ruchu. Dzieła Maswela, Herza, lorda Kelwina świadczą o tem. Maxwell w ślad za Faradayem, usiłuje tłumaczyć działania na odległość, przejawiające się w zjawiskach elektrycz­

nych i magnetycznych zapomocą zmian zachodzących w otoczeniu. Lord Kelyin poszukiwał do ostatnich dni swego ży­

cia możności nadania zjawiskom fizycz­

nym modelów „adynamicznych”. Ucie­

szony je s t bardzo z tytułu książki Tyn- dalia: „Ciepło pojęte jako pewna postać r u c h u “. Marzy o możności pojmowania zjawiska elastyczności w ten sam spo­

sób: „Świat ujrzy jeszcze inną piękną książkę; książka ta będzie miała tytuł:

elastyczność jako postać ruchu".

Elastyczność zarówno j a k włoskowa- tość je s t tedy pojmowana jako w y p ad ­ kowa sił cząsteczkowych, przyciągają­

cych się i odpychających. Siły te dzia­

łają w odległościach obliczanych podług skali promienia cząsteczki. Powstaje w re ­ szcie znakomita rozprawa lorda K eM n a o adynamicznej gyrostatycznej budowie eteru. Ten sam uczony wznawia również teoryę wirów.

Mechanika Herza je s t też mechaniką matem atyczną i abstrakcyjną, adynami- cznego wszechświata thomsonowskiego;

działanie na odległość ma tu już swój specyalny języ k i pozbawione je st wszel­

kiego znaczenia dynamicznego.

W fizyce X IX wieku objawia się ró­

wnież niechęć do siły w znaczeniu n a­

pięcia potencyalnego (energia potencyal- na). Tradycya mechanistyczna, która już wcześnie w tej materyi się ustala, pole­

ga na tem, że całkowita siła w ew nętrz­

na, nagromadzona w danym zespole ja k w rezerwoarze, je s t wypadkową, złożoną z ruchów elementarnych. E nergia po- tencyalna, naprzykład, pewnej masy ga­

zu je s t przejawem energii cynetycznej ruchu cząsteczek tworzących daną obję­

tość gazu.

d ) E n e rg e ty k a i k ry ty k a poglądów mecha- nistycznych.

Fizyka mechanistyczna prze­

szła jed n ak wr ciągu XIX wieku dziwną

(4)

WSZECHSWIAT JMa 30 ewolucyę. Na początku X IX stulecia po­

jęcie siły w tej czy innej formie tr y u m ­ fuje. U schyłku, pojęcie to, we w szy st­

kich swych postaciach, je s t rugowane przez czystą tradycyę mechanistyczną.

Ta trad y c y a m echanistyczna podlega je d n ak w końcu X IX st. surowej k r y t y ­ ce. K rytyce pod wieloma względami zwycięskiej: dzisiejsi bowiem mechaniści poddali swe poglądy ortodoksalne glębo kiej rewizyi. Pojęcie siły, j a k się zdaje, nie podległo je d n a k zmianie.

Pierwsze ataki przeciwko ortodoksal- nym poglądom mechanistycznym , szcze­

gólniej ze s tro n y Rankinea, Macha, póź­

niej Ostwalda i Duhema, dotyczyły nie­

możności ustalenia w danych rzeczywi- stościach pojęć m echaniki takich ja k siła i inne. Z tej walki zrodził się przede­

wszystkiem ru ch czysto pozytywistyczny.

Fizyka u stan aw ia jedynie miary i sto ­ sunki. Wszelkie wnioski naukowe są j e ­ dynie stosunkiem miarowym. Algorytm m atem atyczny w ystarczy dla dokładnego odtworzenia tych stosunków, Masa, siła, przyśpieszenie, prędkość, czas, droga w znaczeniu spółczynników liczbowych, i w żadnem innem, w yrażają opisowo stosunki zależności i związki zew nętrz­

ne, k tóre między obserw owanym i przed­

miotami w ykryło doświadczenie, bez względu na to czem w istocie u k ry tej rzeczy są te przedm ioty. Isto ta rzeczy nie j e s t znana.

T eorya fizyczna ma tedy stać się j ę ­ zykiem przeznaczonym do rach u n k u s to ­ sunków zew nętrznych, zachodzących mię­

dzy zjawiskami. W ty m celu właśnie, zasady mechaniki racyonalnej skłaniają się k u obrazom realnym. Zasady te znie­

walają, skutkiem stuletnich przyzw ycza­

jeń, do rozważania świata fizycznego j a ­ ko „maszyny n a w e t w najdrobniejszych swych częściach

11

i do w yobrażania go sobie pod postacią mechanizmów. Od­

wrotnie, w zasadach term odynamiki zn a­

leziono wyraz stosunków ogólnych, do­

starczają one z łatwością torm i ogól­

nych rów nań dla zjawisk fizyko-chemicz­

nych, bez uciekania się do interwencyi hypotez o budowie. W tedy właśnie p o ­ wstaje i rozwija się energetyka, pojęta

j ja k o teorya fizyki nawskroś opisowa

! i m atem atyczna ja k o teorya ściśle pozy­

tywistyczna.

Pozytywizm ów z wielu powodów—na które nie tu miejsce zwracać uwagę — był jed n ak przejściowy. Hołdowała mu mniejszość, a w jej liczbie więcej nara- chować można m atem atyków niż fizy­

ków. Zwolna bowiem energetyka w u m y ­ słach większości swych adeptów oblekła się w formy intuicyjne i realistyczne Pojęcia pola, i linie sił zostały zrealizo­

wane i scena nauk fizyko - chemicznych ożywiona została jeszcze raz całkowicie zapomocą nowych masek. Ostwald z po­

między uczonych fizyków, okazał się n a j­

bardziej zapewne pohopnym w tym k ie­

ru n k u !)-

Czy jednak z pojęciem energii nie wskrzeszono pojęcia siły? Możnaby tak mniemać, i nie je d en k ry ty k powierz­

chowny dał wyraz temu mniemaniu. Zba­

dawszy je d n ak bliżej istotę rzeczy, łatwo spostrzedz, że tak nie jest.

Pojęcie siły w fizyce je s t jedynie re- alizacyą pojęcia siły mechanicznej. Za­

chowuje ono w fizyce tę dokładność, z ja k ą używa się go w wyrazach i ję z y ­ ku mechaniki. Definiuje się w fizyce pojęcie to ta k samo j a k w mechanice.

En erg ia jed n ak również je s t pomysłem mechanicznym dokładnym; przynajmniej w jednej ze swych postaci. Definicya energii, sama przez się i abstrakcyjnie sprowadza się na terenie mechaniki do energii mechanicznej. Określa się j ą t e ­ dy, zapomocą pracy, która je st iloczynem z siły (w mechanicznem znaczeniu tego słowa) przez drogę przebytą w stosunku do kierunku tej siły. Stąd wynika, że siła je s t z p u n k tu widzenia en erg ety cz­

nego jedynie elementem abstrakcyjnym , sztucznie wyróżnionym z rzeczywistości konkretnej, ja k ą je s t energia: „Dla nas, powiada Ostwald, pojęcie pracy, nie zaś pojęcie siły stoi na pierwszym planie".

0 „Wyobraźcie sobie, że was uderzono ki­

jem. Coście poczuli, kij czy energię? Jest tylko

jedna odpowiedź: energię“. (Die TJeberwindung

der wissenschaftlichen Materialismus, str. 29).

(5)

JM® 31 WSZECHSWIAT 535 S taw iając energię na równi z siłą

w naukow em tego słowa znaczeniu, po­

pełnia się tylko dwuznacznik słowny.

E n erg e ty k a odrzuca całkowicie pojęcie siły. To ostatnie używane było w te- oryach fizycznych dla okazania działania na odległość oraz napięcia potencyalnego.

E n erg e ty k a zaś ze swej strony nie p r a ­ gnie podtrzym ywać ani pierwszego ani drugiego.

Przedewszystkiem energia działa tam tylko, gdzie jest, ponieważ wszelakie działanie j e s t znakiem, po którym po­

znaje się obecność energii. Energetycy nie wyobrażają sobie zupełnie energii skupionej w ośrodku siły, ja k to się dzieje z ośrodkami sił cząsteczkowych Boscovicha czy Poissona. Wywołuje ona w umyśle raczej obraz ciągłości niż nie­

ciągłości.

Więcej nawet, odległość sama związa­

na je s t z pewną formą energii: „Obok energii przestrzennej (Tenergie de volu- me) i energii formy wypełniającej prze­

strzeń trójwymiarową, istnieje jeszcze energia powierzchni... i energia je d n o ­ wymiarowa czyli energia odległości k tó ­ rej wyrazem są zjawiska ciążenia. Od­

ległość... je s t wyrazem odkształcenia, zu­

pełnie ja k zgięta sprężyna lub ściśnięty gaz“ x. Energia nie działa zatem na od­

ległość. J e s t ona obecna tam, gdzie zda­

je m y się dostrzegać działanie na odle­

głość.

E nergia również niema nic wspólnego z siłą w napięciu, pomimo słownej an a­

logii, ja k a istnieje między temi dwoma wryrazami i mimo, że je s t ona iloczynem dwu czynników, z których jednym je st natężenie (siła). „Można dziś jeszcze n a ­ potkać w słownictwie energetycznem ślady błędnych pomysłów propagowa­

nych przez Ronkinea: mam na myśli to rozróżnienie, ja k ie wprowadził (ten uczo­

ny) do nauki, rozróżnianie dwu energii:

aktualnej i potencyalnej...

Zgodnie z praw em zachowania energii, wszelka energia j e s t zawsze realna

J) Ostwald. L’Energie, tłum. fr., str. 162 i 163,

i w takim stopniu, w jakim realna je st każda rzecz;... nie je s t więc rzeczą upraw ­ nioną przypuszczać, że energia, k tó ra nie jest realna, ponieważ nie je st obecna mo­

że się nią stać i vile versa...

Jeżeli nadamy tym dwom wyrazom (odpowiednie) znaczenie, to siła w napię­

ciu lub energia odległości, właściwa m a ­ sie ciała wyniesionego nad poziom ziemi, musi być też uznana za ak tu aln ą”. — To są słowa Ostwalda". <

e

)

E le k tro n iz m .

Nietrzeba, ja k sądzę, podkreślać, że elektronizm, stający się wielką teoryą nowoczesną fizyki spół- czesnej, w znaczniejszym niż en ergetyka stopniu jest wrogi pojęciu siły. Ograni­

czając prędkość działań fizycznych do prędkości światła, elektronizm odrzuca działanie na odległość bez podłoża ma- teiyainego,

Wolny przekład

M . St.

(Dok. nast.).

Z M Y S Ł W Z R O K U U M I Ę C Z A K Ó W P Ł U C O D Y S Z N Y C H .

Czy mięczaki płucodyszne widzą? Kto­

kolwiek je st choć trochę obeznany z na- szemi lądowemi lub wodnemi płucodysz- nemi, tego samo pytanie może zadziwić.

Wiemy przecież, że Stylommatophora mają oczy umieszczone na końcach gór­

nych, większych czulków, Basommato- phora zaś u podstawy swych czułków po stronie wewnętrznej. Skoro zaś po­

siadają oczy — muszą widzieć; je s t to wniosek tak naturalny, że do niedawna nie starano się n aw et zbadać tej sprawy do­

świadczalnie. Kilku badaczów daw niej­

szych, chcących przedsięwziąć odpowied­

nie badania, zabrało się do tej roboty tak niezdarnie, że doświadczenia wyko­

nane przez nich nie mają żadnej w arto­

ści, większość zaś zoologów a priori od­

powiadała twierdząco na pytanie, zadane

na początku niniejszego szkicu. Tembar-

dziej, że oko płucodysznych je s t dość

złożone. Prawda, że od czasów Babu-

(6)

536 WSZECHSWIAT M 31 china 1), k tó ry wykazał, że siatków ka

oka mięczaków płucodysznych składa się z jednej tylko warstwy, wbrew ówczes­

n ym poglądom, chcącym doszukiwać się w oku brzuchonogów w szystkich w arstw znanych u ssaków i człowieka — przeko­

nano się, że oko to je s t prościej zbudo­

wane, aniżeli przypuszczano, bądź co bądź jed n ak okazuje ono dość wysoki stopień rozwoju.

Schematycznie biorąc a) oko to przed­

staw ia zam knięty pęcherzyk kulisty, oto­

czony ze wszech stron powłoką łączno- tkankową. Powłoka ta je s t w ew nątrz wyłożona je d n ą w arstw ą komórek, z k tó ­ rych trzecia część, położona na przodzie j e s t przezroczysta i tworzy rogówkę, po­

została zaś część komórek wyściełająca boki i tył pęcherzyka ocznego stanowi siatkówkę. Przezroczyste komórki ro ­ gówki są znacznie niższe od komórek siatkówki, które ze swej stron y stają się coraz wyższemi w miarę oddalania się ku tyłowi oka. W siatkówce wyróżnia­

my dwa rodzaje komórek: pigmentowe i bezbarwne. Komórki pigmentowe, cien­

kie u ptfdstawy, tak, że jądro, położone w dolnej części komórki, u w ypukla się, tworząc ja k b y nabrzmienie, w górnej swej części, gdzie się znajduje pigment, coraz bardziej się rozszerzają. Komórki te są znacznie liczniejsze, aniżeli bez­

barw ne, tak, że na je d n ę z tych o s ta t­

nich przyp ad a 4—7 pigm entow ych. D łu­

go tym komórkom przypisywano zdol­

ność odbierania w rażeń świetlnych, do­

piero ostatnie badania 8) wykazały, że

!) Balmehin. Ueber den Bau der Netzhaut einiger Lungenschnecken. Wiener Sitzber. math.- naturw. Tom LII, 1866.

2) N ie wdaję się tu w opis specyalnych de­

talów, spotykanych u poszczególnych gatunków, jak np. siatkówki dodatkowej u Limax maxi-

mus i t. p.

8) Hesse. Ueber die Eetina des Gastropo- denanges. Verh. Deutsch. Zool. Gesellsch. Jah- resvess, 12.

BScker. Die Augeneiniger Gastropoden. Arb.

Zool. Inst. Wien. Tom XIV, 1903.

Smith. The eyes of certain pulmonato ga- steropods.

Buli. Mus. Comp. Zool. at Hayard College.

Tom XLVIII, 1906.

komórki te nie znajdują się w bezpośred­

nim związku z centralnym układem n e r­

wowym. Mają one, podług autorów b a ­ dań odpowiednich, znaczenie komórek gliowych. Drugi rodzaj, komórki bez­

barw ne są obecnie uważane za właściwe komórki zmysłowe, zdolne do odbierania wrażeń świetlnych. Mają one kształt butelkowaty, rozszerzają się jed n ak tro ­ chę w swym końcu górnym, gdzie są umieszczone pręciki. N euryt w stępuje do komórki w jej dolnej części, rozgałę­

ziając się następnie w okolicy ją d ra w siatkę fibrylarną, skąd fibryle podą­

żają do pręcików. W nętrze pęcherzyka ocznego je s t wypełnione przez soczewkę i ciało szkliste; jedno i drugie je s t pro­

duktem komórek pigmentowych. Soczew­

ka wypełnia niemal całe wnętrze; bywa kulą regularną, jak np. u Planorbis, lub też eliptyczną ja k u Helix. Niewielka przestrzeń, ja k a zostaje między soczew­

k ą a pręcikami komórek siatkówki, wy­

pełniona j e s t płynem, ścinającym się podczas manipulacyj histologicznych, k tó ­ ry bywa uważany za ciało szkliste.

Nic dziwnego, że wobec takiej budo­

wy organu, o k tórym mowa, nikomu w głowie nie postało, że może on nie funkcyonować jak o oko. Sądząc z budo­

wy, przypuszczano nawet, że muszą one vwidzieć stosunkowo nieźle x) , . i dopiero nowsze badania znów podały w w ątpli­

wość to twierdzenie. Tak np. Backer na podstawie swych badań histologicznych dochodzi do wniosku, że oczy te nie mo­

gą służyć do odbierania obrazów., lecz tylko prawdopodobnie do odróżniania światła od ciemności. W jeszcze w ięk ­ szym stopniu wydało się to prawdopo- dobnem dla Basommatophora. Gdyż n a ­ leży wiedzieć, że u tych ostatnich oko nie leży bezpośrednio pod przezroczystym nabłonkiem, ja k to widzimy u Stylom- matophora, lecz dość głęboko w ciele, oddzielone od nabłonka w arstw ą tkanki łącznej, a nawet, ja k to wykazał Willem, ogromną zatoką krwionośną. Umiesz­

*) Patrz Hatschek. Lehrbuch der Zoologie.

Jena, 1888.

(7)

M 31 WSZECHSWIAT 537 czenie przed okiem w arstw y płynu, cho­

ciażby on miał dość wysoki stopień p rze­

zroczystości, nie przyczyni się do do­

kładności widzenia.

W obec tych wyników morfologii do­

świadczenia w celu rozstrzygnięcia kwe- styi, czy mięczaki płucodyszne widzą i ja k widzą, stały się potrzebnemi. I dzi­

wić się raczej należy, że badań w tym kierunku w ykonanych j e s t tak mało, gdyż tylko dwa, a i tych rezultaty są zresztą w pewnej mierze sprzeczne m ię­

dzy sobą.

Pierwszym, który wziął sobie za zada­

nie zbadanie doświadczalne tej kwestyi, był uczony belgijski W iktor Willem x).

Chodziło mu przedewszystkiem o roz­

strzygnięcie pytania, czy mięczaki p łu ­ codyszne widzą przedmioty nieruchome i z jakiej odległości. W tym celu w y ­ konał mnóstwo doświadczeń nad szere­

giem form, ja k Helix, Arion, Limax, Hyalina, Succinea Limnaca, Amphipe- plea, Planorbis, Physa, z których kilka podam dla przykładu. Gdy postawiono na drodze Helixa białą kartę papieru, np.

bilet wizytowy, lub bloczek kw arcu wiel­

kości 7 X 8 cm, zwierzę zdaje się nie wi­

dzieć przeszkody aż do chwili, gdy się zbliży do niej n a

1

do

2

m m . Zdarza się jednak, że jej naw et wtedy nie spostrze­

ga, lecz uderza się o nią. Jeżeli Helix zbliży się do końca stołu, często w sparty na tylnej części nogi, przednią część wraz z głową wyciąga naprzód, szukając nowego pun k tu oparcia. Willem poka­

zywał mu z rozmaitych odległości blok kwarcu szarawego o 60 cm2 powierzchni;

zwierzę dostrzegało go, dość zresztą nie­

wyraźnie, z odległości około

1

cm , gdyż kierowało swe czułki więcej w tę stronę, aniżeli w inną, jed n ak starało się nań dostać dopiero wtedy, gdy blok znajdo­

wał się w odległości

2

m m od oczu zwie­

rzęcia, a szczególniej gdy go dotknęło czułkami. Gdy eksperymentator, widząc

i) Willem. Contributions a l’etude physiolo- gique des organes des sens chez les mollnsąnes.

I. Lą yision chez les gastropodes pulmones.

Arch. Biol. Tom XII, 1892.

zwierzę w tym położeniu, szukające p u n ­ ktu oparcia poza stołem, dotykał czułka cienką igłą, Helix, jak gd y b y uderzył się 0 jakiś przedmiot, czynił wszelkie możli­

we wysiłki, aby się nań dostać; widocz­

nie więc bardziej ufał swemu dotykowi, aniżeli oczom. Gdy Arion, głodzony od­

dawna, skosztował podsuniętego mu grzy­

ba (Hygrobe conica Scop o średnicy 3,5 cm), odebrano mu go zaraz i umieszczo­

no w odległości

2 ‘/ 3

cm, od jego oczu.

Arion podnosi głowę w górę, wahając ją w rozmaitych kierunkach = około 3 mi­

nut, wyc,-ągając ją przytem coraz bar­

dziej. Dopiero gdy grzyb znajdzie się w odległości

1

m m od oka, Arion rzuca się na niego. Bardziej demonstracyjne są podobne doświadczenia nad Helix 1 Limax. Willem dawał Limaxowi do skosztowania Agaricus, umieszczając go następnie w odległości 4 cm od oczu mię­

czaka. Zwierzę po wielu wahaniach do­

sięgło pokarmu; jeżeli je d n a k umieszczo­

no grzyb w naczyniu szklanem, Limax nie zwracał nań żadnej uwagi. Że w da­

nym przypadku mięczak nie kieruje się wzrokiem, dowodzi jeszcze doświadcze­

nie następujące: Willem kładzie grzyb po prawej stronie zwierzęcia w odległo­

ści

5

cm od niego, po lewej zaś stronie w tejże samej odległości naciera tylko grzybem stół. Limax zwraca się w kie­

ru n k u miejsca natartego, gdzie oczywiś­

cie zdobyczy nie znajdzie, co dowodzi, że kieruje się tu nie wzrokiem lecz w ę­

chem. Gdy obcięto Helixovi oczy, posu­

wał się on równie szybko i pewnie po podłożu, ja k i zwierzę nieuszkodzone.

Z całego szeregu doświadczeń podob­

nych Willem wyciąga wnioski n astępu ­ jące:

1

) Brzuchonogi płucodyszne lądo­

we widzą bardzo źle, kierując się głów­

nie węchem i dotykiem;

2

) spostrzegają niewyraźny obraz dużych przedmiotów z odległości 1 cm, lecz 3) widzą go w spo­

sób „znośny“ (passable) dopiero z odle­

głości

1

2

m m .

Zgóry przewidzieć można, że wyniki będą jeszcze bardziej niekorzystne dla wzroku płucodysznych wodnych (przy­

pomnijmy sobie szczegóły anatomiczne,

dotyczące oka Basommatophora). Rze­

(8)

538 WSZECHŚWIAT J\l° 31 czywiście Lim naea nie u n ik a przeszkód,

dopóki się o nic nie uderzy. Gdy dwie Linmaeae posuw ają się naprzeciw siebie, zam iast ominąć, uderzają się wzajemnie, poczem n aty ch m ia st obie się kurczą, n a ­ ciągając na głowę skorupkę. Po pew ­ nym czasie wydłużają się trwożnie, pró­

bując posunąć się naprzód, lecz znów n astępuje zderzenie. Podobne próby mo­

gą się powtórzyć kilkakrotnie, dopóki wreszcie je d n a z nich nie zmieni k ie ru n ­ ku. Willem często obserwował ja k L i­

mnaea, dotarłszy do brzegu kamienia, szuka pun k tu oparcia w górze, ponad so­

bą, niewidząc, że obok niej znajduje się gałązka Ceratophyllum. Wreszcie Wil­

lem nie mógł zauważyć żadnej różnicy między zachowaniem się Limnaei posia­

dającej oczy, a pozbawionej ich — co wszystko razem wzięte dowodzi, że Ba- sommatophora nie odbierają obrazów wzrokowych z żadnej odległości.

Willem znalazł więc pewną różnicę w zdolnościach wzrokowych Stylo- i Ba- sommatophora. Gdy te ostatnie nie wi­

dzą zupełnie (w znaczeniu odbierania obrazów), pierwsze mają słabe zdolności w tym kierunku.

W ynikom ty m zaprzecza je d n a k s t a ­ nowczo Emil Y un g *), k tóry e k sp ery ­ m entow ał wyłącznie na je d n y m tylko g a ­ tunku, winniczka, Helix pomatia. Tw ier­

dzi on, że zachowanie się winniczka w otoczeniu naturalnem j e s t takie, ja k b y był on zupełnie ślepy. Uderza się co chwila o ja k ieś przeszkody, któ ry chb y mógł łatwo uniknąć, gdyby je widział.

Praw da, powiada Yung, zdarza się, że Helix zbliży czasami swój czułek na

1

2

mm do przedmiotu, ja k g d y b y go oglądał, i następnie cofa się od niego, lecz z pewnością w danym przypadku nie chodzi o widzenie, lecz o odbieranie w rażeń innych. Y ung zw raca uwagę, że Jnięczak nigdy nie ustaw ia oka n a p r z e ­ ciwko przedmiotu, co musiałoby zacho­

dzić, gdyby go chciał widzieć, lecz ma

!) Yung. De l‘insensibilite a la lumiere et de la cecite de l‘escargot (Helix pomatia). Arch. de Psychologie. Tom XI, 1911.

je zwykle wzniesione skośnie do góry, przez co promienie odbite od przedmiotu do oka nie wpadają. Gdy badacz umiesz­

czał przed posuwającym się winniczkiem długą i szeroką wstęgę papierową, w ogromnej większości przypadków zwierzę uderzało się o nią. Bardzo rzadko tylko zwierzę zatrzymuje czułek w odległości

1

2

wm; są to przypadki wyjątkowe, dające się łatwo wyjaśnić na innej dro­

dze. Podsuwając zwolna ja k ieś ciało błyszczące pod oko winniczka, Yung ni­

gdy nie mógł zauważyć jakichkolwiek oznak widzenia. Często uderzał on sil­

nie takim błyszczącym przedmiotem, ja k główka szpilki lub nóż, w czułek zwie­

rzęcia, które go naty ch m iast kurczyło, aby za chwilę znów rozprostować. E k sp e­

rym entator, trzym ający wciąż dany p rzed ­ miot wr tem samem miejscu, powtarza uderzenie, czułek znów się kurczy, lecz zwierzę nie może się nauczyć „widzieć"

grożącego mu wciąż przedmiotu, gdyż Y ung mógł powtarzać 20 i 30 razy tę s a ­ mą operacyę, a zwierzę nie przestawało wyciągać swego czulka w tę samę stro­

nę. Lecz najbardziej demonstracyjnem doświadczeniem Y unga było następujące:

wieczorem o zmroku, lub w nocy zwie­

rzę posuwa się po stole. E ksperym en­

ta to r pozwala mu się zbliżyć na kilka zaledwie milimetrów do ręcznej lampki elektrycznej, którą nagle przed jego okiem zapala. Zwierzę nie okazuje ża­

dnych oznak odebrania jakichkolwiek wrażeń świetlnych, posuwa się dalej, aż do chwili uderzenia się o lampkę.

J a k jed n ak wyjaśnia Y ung te w y ją t­

kowe przypadki, które zdają się przem a­

wiać za obecnością zmysłu wzroku u mię­

czaków, i które tak też były tłumaczone przez Willema? Są to podług uczonego genewskiego wrażenia węchowe lub te r­

miczne. Twierdzenie to Y ung stara się uzasadnić doświadczeniami następujące- mi: wystarczy szpilkę, zwykle, ja k wie­

my, niedostrzeganą przez zwierzę, potrzy­

mać przez chwilę w palcach, aby została dostrzeżona przez czułki w inniczka (gdyż czułki te są zarazem organem węcho­

wym i dotykowym). Przez to potrzym a­

nie w palcach szpilka została ogrzana,

(9)

31 W SZECHSW IAT 539 oraz zapach rąk został jej udzielony.

Wyniki będą wyraźniejsze, jeżeli na szpil­

kę weźmiemy trochę musztardy, mięty lub innego woniejącego ciała, albo też ogrzejemy j ą w płomieniu lub oziębimy w lodzie; jed n ak małe naw et różnice tem ­ peratury zwierzę dostrzega z łatwością.

Co wyraźniejsza, zachowuje się w ten sam sposób n aw et wtedy, gdy końce czułków wraz z oczami zostaną obcięte, gdy więc o widzeniu mowy być nie mo­

że. I wtedy resztki czułków mogą do- strzedz z pewnej odległości przedmiot, zupełnie tak, j a k zwierzęta normalne w doświadczeniach Willem a.

Z doświadczeń swych Yung wyciąga wniosek, że w tych przypadkach, gdy zwierzę dostrzega z pewnej odległości przedmiot, nie ogląda go ono, lecz w ą­

cha. Nie ogląda, gdyż oko jego nie od­

biera obrazów z niewielkiej nawet odle­

głości. Wnioski Willema były więc błędne.

W . R oszko w ski,

(Dok. nast.).

Z D O B Y C Z E P A L E O N T O L O G I C Z N E P O D H A L B E R S T A D T E M

Na styczniowem posiedzeniu Niemiec­

kiego Tow arzystw a Geologicznego prof.

dr. Jaek el przedstawił rezu ltaty poszu­

kiwań paleontologicznych, przeprowadzo­

nych pod jego kierunkiem w pobliżu H alberstad tu (Prusy).

Przedew szystkiem okolica H alberstadtu zasługuje ju ż przez to samo na szczegól­

ną uwagę, że ze względu na wielką ob­

fitość n ad er cennych i rzadkich kręgów ców kopalnych może śmiało stan ąć w j e ­ dnym rzędzie ze słynną miejscowością Solnhofen, gdzie odkryty został ptak pierw otny (Archaeopteryx). Od paździer­

nik a roku 1909, t .j. od czasu, kiedy pod H alberstadtem znaleziono szczątki pierw ­ szego zwierzęcia, odkopano tam dotąd ogółem aż 35 szkieletów, w liczbie tej trzy szkielety nieuszkodzone; z ogólnej liczby 35-ciu 27 przypada na dinosaury.

Dinosaury są to gady o wydłużonych szyjach i ogonach obecnie już wymarłe, uorganizowane w sposób bardzo różno­

rodny i przystosowane do życia lądowe­

go. Starsze ich formy były początkowo, jak wszystkie zresztą kręgowe, drapież­

cami; następnie dopiero wystąpiło pośród nich przystosowanie do pobierania po­

karmu roślinnego: uzębienie, kształt cza­

szki, mózg i ruchy— wszystko to uległo zmodyfikowaniu. Część dinosaurów prze­

szła z biegiem czasu do dwunożnego spo­

sobu poruszania się, przyczem najdalszy w tej dziedzinie rozwój polega na przy­

stosowaniu się do ruchów skaczących.

Nogi dinosaurów przystosowane są naj­

częściej do biegania, rzadziej do sk ak a­

nia lub wdrapywania się, i zaopatrzone są w palce i pazury. Kończyny tylne są przeważnie znacznie silniejsze niż przed­

nie, które u zwierząt skaczących służą wyłącznie prawie do chwytania.

Nasze dotychczasowe wiadomości o eu­

ropejskich dinosaurach formacyi tryaso- wej były niezmiernie ograniczone. Re- konstrukcye ich, będące dziełem prof.

v. Huenego, opierały się jedynie na da­

nych, czerpanych z oddzielnych kości, mianowicie odłamków czaszki, szczątków poszczególnych kręgów, nieźle zachowa­

nej kończyny przedniej i zębów. Ponie­

waż w owym czasie nie posiadano j e s z ­ cze szkieletów, zachowanych w całości, przeto trzeba było wszystko pozostałe dopełniać na zasadzie lepiej zachowanych indywiduów tryasu pozaeuropejskiego i formacyi młodszych.

Obecnie bogate odkrycia pod Halber­

stadtem pozwalają na odtworzenie obra­

zu tych osobliwych zwierząt formacyi tryasowej, obrazu, który może mieć da­

leko więcej podobieństwa do rzeczywi­

stości, aniżeli dawniejsze. Przytoczymy tu dla przykładu niektóre zmiany, ja kie należy wprowadzić do dotychczasowych poglądów na organizacyę interesującej nas grupy zwierząt.

Przedewszystkiem stwierdzić należy,

że kręgosłup składa się z 13 kręgów

grzbietowych,

8

szyjowych i licznych

ogonowych, niema tu więc pokaźniejszej

liczby kręgów, niż u form młodszych.

(10)

540 WSZECHSWIAT JMa 31

Kręgów szyjowych j e s t dlatego ośm, że oprócz siedmiu, które posiadają w sz y st­

kie kręgowce, w ystępuje tu jeszcze do­

datkowo ósmy, ta k zwany proatlas. Po- zatem na zasadzie odkryć halberstackich okazuje się, że dinosaury przejawiają w sposób wydatniejszy, niż się to do­

tychczas zdawało, charak ter, znam ionu­

jący gady, i że posiadają krótszą szyję i tułów, aniżeli wskazywały rekonstruk- cye prof. v. Huenego. Dalej, dwa palce zewnętrzne są zaopatrzone w małe p a ­ zury, wielkie zaś i drugie z kolei p al­

c e —w pazury duże; stopień rozwoju ich j e s t niestały. Na zasadzie wielokrotnie zachowanego położenia naturalnego posz­

czególnych kości nóg można też z wszel­

ką pewnością ustalić dla dinosaurów h al­

berstackich, że nie były one, j a k to się dotychczas przyjmowało, zwierzętami pal- cochodnemi, lecz że stąpały raczej całe- mi stopami nóg tylnych, czyli były zwie­

rzętam i nastopnemi. Wobec tego zaś, że pomiędzy kośćmi nóg dinosaurów h al­

berstackich i kośćmi olbrzymich form okresów późniejszych, ja k np. Diplodo- cusa, panuje bardzo ścisła zgodność, przeto można wydać również stanowczy sąd i o kształcie i o położeniu nóg tych ostatnich zwierząt. Cały tułów zacho­

w ywał pozycyę wzniesioną i opierał się na dwu, najczęściej bardzo silnie rozwi­

niętych, tylnych kończynach i dodatko­

wo, n a sposób kangurów , na długim i silnym ogonie. Mniejsze nogi przednie nie służyły do chodzenia, lecz najwyżej tylko do opierania się podczas powolne­

go chodu i jedzenia. Mocny pancerz brzuszny w razie wyprostowanej pozycyi ciała pełnił funkcyę ochronną. Zęby di­

nosaurów w ykazują najróżnorodniejsze formy. Prof. v. Huene mniemał, że ta różnorodność zębów w skazuje zmienność uzębienia danych zwierząt, lecz obecnie okazuje się, że rozmaitość uzębienia po­

zostaje w ścisłym związku z różnorod­

nością form i try b u życia dinosaurów.

Rozmiary znalezionych szkieletów w y­

kazują znaczne wahania. Kości udow7e długości melrowej należały do zwierząt, których długość wynosiła prawdopodob­

nie JO m, licząc od głowy do końca ogo­

na, najmniejsze zaś indywidua wobec długości tułowia, wynoszącej zaledwie 60 cto, miały nie*więcej nad 4 m ogólnej długości ciała.

Podczas robót paleontologicznych, do­

konyw anych pod Halberstadtem, oprócz szczątków dinosaurów znaleziono jeszcze i szczątki innych gadów, stegocephalów i ryb, tak, że według obliczeń prof. Jae- kla znajdują się tam przedstawiciele 17 rodzajów i conajmniej

20

gatunków.

Szczególnie interesujące pomiędzy te- mi okazami są niezmiernie szerokie for­

my Plagiosternum, opisane już przez E.

Praasa, jako skamieniałości ze środko­

wego k ajpru wirtemberskiego.

Pomiędzy innemi znaleziono tam także czaszkę i kręgi ceratodusa, należącego do ry b dwudysznych; kręgi, odnalezione w Halberstadzie są identyczne nie z k rę­

gami formy w irtem berskiej, lecz formy angielskiej.

Lecz czem objaśnić subie można fakt, że szczątki zwierząt, które zazwyczaj od­

najduje się zrzadka tylko i pojedyńczo, tu taj, pod H alberstadtem , w ystępują w ta k niezwykłej obfitości i przytem w tak dobrym zachowane stanie?

W kwestyi tej Jaekel wyznaje pogląd, głoszący, że zwierzęta wpadły za życia wr bagno i tam życie skończyły. Te czę­

ści ich ciała, które były pogrążone w bło­

cie, zakonserwowały się, przeciwnie zaś, części ciała, wystające z bagna, a więc najczęściej głowa i szyja — uległy roz­

kładowi pod wpływem dostępu powietrza i bakteryi.

Bagno, do którego wpadły kręgowce halberstackie, należy do formacyi górne­

go tryasu. Osady utrw aliły się i u tw o ­ rzyły w arstw ę gliny, która obecnie do­

starcza cegielni tamtejszej m ateryału na cegłę. Nad tą w arstw ą gliny, zawiera­

ją c ą przeważnie dinosaury i żółwie, leży w arstw a piaskowa pochodzenia rzeczne­

go, k tó ra zawiera tylko oddzielne roz­

proszone kości.

Odnalezione szkielety zostaną sprepa­

rowane pod kierunkiem prof. Jaekla, a następnie wystawione w berlińskiem Muzeum Nauk Przyrodniczych.

(Naturwiss. Woch.). J . B ,

(11)

Ko 31 WSZECHSWIAT

541

SPRAWOZDANIE.

Dr. Józef Nusbaum-Hilarowicz. Profesor Wszechnicy Lwowskiej. Rozwój świata zwierzęcego. Tom pierwszy. E m b r y o - l o g i a o g ó l n a . Nakład Henryka Lin- denfelda. Warszawa, 1912. Skład głów­

ny w księgarni G. Centnerszwera i S-ki.

Str. XVI + 392.

Oddawna słyszałem , że prof. Nusbaum przygotow u je dzieło pośw ięcone em bryologii.

P rzypuszczałem , że będzie to podręcznik u n iw ersy teck i, k tórego brak w tej dziedzi­

nie, jak i w w ielu innych, silnie odczuwać się daje. To też w pierwszej chw ili, gdym w ziął to dzieło do ręki, doznałem pew nego rozczarowania, zawodu. O czyw iście przy­

czyn ą teg o u czu cia b ył fakt, że zbytnio stałem w tej chw ili na stanow isku studenta u n iw ersy tetu , bo wszak można się spierać 0 to, jakie dzieło je st u nas potrzebniejsze 1 w ięcej p o ży tk u p r z y n ie sie —p o d r ę c z n ik przeznaczony ty lk o dla szczupłej garstki p rzyszłych sp ecy a listćw , czy dzieło ogólno- biologiczne, z którego m ogą korzystać naj szersze w arstw y in telig en cy i.

Z góry w ięc muszę zaznaczyć, że dzieło, 0 którem m owa, nie jest traktatem embryo- logii w e w łaściw em te g o słowa znaczeniu, przeznaczonym dla adeptów zoologii, lecz książką popularną, aczkolw iek poważną, ogólno-biologiczną. Szkoda, że tom pierw ­ szy otrzym ał t y t u ł „E m bryologia", który m oże w ielu nasunąć m yśl, że je st to „nu­

dny" podręcznik, co zn iech ęci ich do zaj­

rzenia do w nętrza książki. A w ieleby na tem stracili. P , N usbaum daje tu w w y ­ kładzie n iezw yk le jasnym , a w ięc dla każ­

dego p rzystęp n ym , w yniki ostatn ich badań nad najciekaw szem i zagadnieniam i biologii, poraź pierw szy w ję z y k u polskim u jęte w pew ną całość.

P rzystąp m y do przejrzenia treści, przy- czem pozw olę sobie na kilka u w ag, które mi się n asu n ęły podczas czytania. D zieło rozpoczyna rodzaj w stępu, traktującego o po­

dziale nauk biologiczn ych na m orfologię 1 fizyologię, oraz o stanow isku em bryologii wśród ty ch nauk. I tu zaraz na str. 2 na­

suw a mi się jedna k w estyą. A u tor tej książ­

ki w ypow iadając się z jednej stron y prze­

ciw w italizm ow i, zaznacza z drugiej, że uw ażanie organizm u za w ynik sił chem iko- fizy czn y ch p o czy tu je za błąd niedopuszczal­

n y . P o d łu g prof. N usbaum a w organizm ie, prócz sił p ow yższych , należy zw racać u w a­

g ę na jeg o budow ę, która widocznie, skoro ją p rzeciw staw ia tym siłom przyrody n ie ­ ożyw ionej, nie należy od nich, lecz zapew ne

(jest to ty lk o konsekw encya pow yższego) od sił sp ecy a ln y ch , w łaściw ych ty lk o orga­

nizmom — a wszak na tem w łaśnie stan o­

w isku stoją w italiści. W idzę w ięc ,pewną niekonsekw enoyę w odżegnyw aniu się p. N . od w italizm u. Nad k w estyą tą biedziłem się od lat kilku, napróźno starając się zdać sobie sprawę ze stanow iska prof. N . w sto­

su n k u do w italizm u i m echanizm u. D zieło ostatnie nie przynosi mi rozwiązania tej za ­ gadki.

W trzech rozdziałach n astępnych znajdu­

jem y historyę badań em bryologicznych, p o ­ czerń następuje morfologia kom órek rozrod­

czych , jajka i plem nika, ich rozwój, dojrze­

w anie — akt zapłodnienia, składanie i p ie­

lęgnow anie jaj, wreszcie czas rozwoju o rga­

nizm ów. D ział ten zajmuje pierwszą połow ę książki. Z błędów tu dostrzeżonych zazna­

czę błąd, zapew ne zecerski, na str. 121 i 127: po w ydaleniu pierw szego ciałka b ie ­ gu n ow ego pozostałe dwie diady obrócą się nie o 180°, jak to błędnie zostało podane, lecz o 90°, gdyż w przeciw nym razie poło­

żenie osi łączącej dwa chrom ozom y w z g lę ­ dem podłużnej osi wrzeciona pozostałoby niezm ienionem .

Drugą połow ę dzieła zajmują k w esty e ogólno-biologiezne, należące do najciekaw ­ szy ch zagadnień badań dzisiejszych: dzie- dzićzność i zm ienność. W sprawie podście- liska cech dziedzicznych p. N usbaum ośw iad­

cza się za poglądem , przypisującym proto- plazmie pew ien udział w tym w zględzie.

N a pytanie, czy cech y nabyte dziedziczą się — odpowiedź brzmi tw ierdząco, przyczem w w ykładzie dość obszernym widzim y do­

wody i fak ty, przem awiające na korzyść ta ­ kiego rozstrzygnięcia k w estyi. Zaznaczę j e ­ dnak, że autor nasz za cech y nabyte uw a­

ża i cech y zarodkowe, pow stałe w kom ór­

kach rozrodczych pod bezpośrednim w p ły ­ wem w arunków zew n ętrzn ych , zw ane z w y ­ kle dziś „m utacyam i11 (C uónot, Baur, Jo- hannsen). Przytaczając na korzyść d zied zicz­

ności zmian fu n k cyon aln ych zanik oczu u zwierząt jaskiniow ych, prof. N . nie w sp o­

mina o podobnym zaniku organów u in n ych zwierząt, którego jednak niem ożna w ten sposób w yjaśnić, jak np. red u k cyę nóg u Seps chalcides, który dziś się jeszcze n ie ­ mi posługuje, a w ięc o braku fu n k cyi m ó­

w ić tu niem ożna, lub jak np. brak ogonów u psów lub kotów , rogów u bydła i t. p., gdzie rów nież nieużyw anie nie może być brane za p rzyczyn ę. A jeżeli w ty ch lic z ­ n y ch przypadkach przyjąć m usim y inną za­

sadę wyjaśniającą, kto nam zaręczy, czy nie ta w łaśnie zasada je st p rzyczyn ą zaniku oczu? W sk u tek teg o fakty podobne, przez prof. N . przytaczane, w zięte ty lk o w o d er­

w aniu zdają się przem awiać za dziedziczno­

(12)

542 WSZECHSWIAT

J\la 31

ścią zmian fu n k oyon aln ych , rozw ażane zaś łącznie z innem i faktam i tracą swą siłę do­

wodową. Zresztą, jak d ziedziczenie ty c h zmian fu n k cy o n a ln y ch autor „E m b ry o lo g iiK pogodzi z uznaw aną również przez siebie zasadą in d u k oyi rów n oległej?— N iesłu szn ie rów nież, mojem zdaniem , przy tacza dośw iad­

czenia Schiibelera, które w ob ec badań N ils- sena— Bodae stra ciły zupełnie swój charak­

ter dow odow y. Jeżeli dotąd nie zostały obalone, to ty lk o dlat< go, że w ynik odpo­

wiednich d cśw iad cztń z góry przew idzieć m ożna. D obrzeby. jednak b yło, aby k tóry z botaników zajął się tą k w e sty ą i p ołożył w reszcie koniec tej sprawie.

W rozdziałach n astęp n ych mam y w ykład bastardacyi wraz ze zjaw iskam i m endelizm u, którem u prof. N . pośw ięca dwa rozdziały, oraz z ciekaw em i zjaw iskam i pseudo-bastar- dac) i szczepionkow ej (chim ery). Dział o dzie­

dziczności k ończy się rozdziałem p o św ię co ­ nym d eterm in acyi płci.

S tu d yu m zm ienności rozpoczyna się od zm ienności fłuktuacyjnej, R ozpatrując zna­

czenie doboru sztu czn eg o , p. N . zaprzecza tw ierdzeniu (opartem u zresztą na dośw iad­

czeniu), że znaczenie to ogranicza się ty lk o do izolacyi g en o ty p ó w . P rzeciw n ie, sądzi, dobór może doprowadzić do przesunięcia się

„przeciętnej danej w łaściw ości w jed n ym lub drugim kierunku". T w ierdzenie to je st jednak czysto gołosłow ne; bo w szak je d y n y argum ent, przytoczony przez autora, że

„w hodow li zw ierząt nie można w yodrębnić czy sty c h linij“, stw ierdza ty lk o trudność hodowania odpow iednich m utacyj (tru d n ość, którą osłabiają zjaw iska m enalow ania), ale nie stanow i a rgu m en tu na korzyść tw ie r ­ dzenia p. N usbaum a.

W w ykładzie o m u tacyi, której je st p o ­ św ięcon y rozdział n astęp n y, prof. N . nie ch ce w idzieć różnicy zasadniczej m iędzy m u ta cy ą a flu k tu acyą. Dzieje się to w sk u ­ tek ta k ieg o postępow ania, że zwraca się u w agę i polem izuje ty lk o z poglądam i D e Y riesa, którego stanow isko w tej k w e sty i je s t odosobnione. T eorya m utacyjna n ie za­

trzym ała się na stan ow isk u c z y ste g o devrie- sizm u, lecz u leg ła p ew n ym zm ianom i m o­

dy fikacyom . To też słu szn iejszym b y b yło p rzytoczenie poglądów , p odzielanych przez, w ięk szość uczon ych , jak C uónot, Baur, Jo- hannsen i w ielu in n y c h , że m u ta cy ą je st każda zm iana germ inalna w której p i nie jeden lub więcej czyn n ik ów , albo też w y ­

stęp u ją now e, a w ięc jako tak a jest d zie­

dziczna, flu k tu acyą zaś każda zm iana som a tyczn a, a w ięc niedziedzicząca się (niedzie- dziczenie zmian p od ob n ych p. N . zapew nie uznaje, przyjm ując zasadę in d u k c y i r ó w n o ­ ległej na str. 2 2 0 — p rzyjęcie w ięc dzie­

dziczności flu k tu acyi uw ażam za niekonsek-

w en cy ę). Z teg o w ięc stanow iska błędem będzie nazyw anie m utacyą (w ystąpienia m ię­

czaka lew oskrętnego (str. 318), g d y ż zm ia­

na ta często nie je st dziedziczna, prawdo­

podobnie w tym przypadku będzie to zm ia­

na czy sto som atyczna, uw arunkow ana przez jakieś zew nętrzne p rzyozyn y podczas roz­

woju.

D w a ostatnie rozdziały są pośw ięcone par- ten ogen ezie naturalnej i sztucznej oraz zw iąz­

kom krew niaczyin i ich skutkom .

D zieło kończy w ykaz literatu ry i indeks.

W sprawie literatu ry podniosę jeszcze kw e- s ty ę następującą: p. N usbaum , przeznacza­

ją c sw e dzieło dla szerokich w arstw inteli- g en cy i, pow inienby uw zględnić w litera tu ­ rze przedew szystkiem rzeczy, łatw o dla nich d ostępne, t. j. polskie. Tym czasem rozpra­

wa pp. W rzoska i M acieszy je st zacytow ana ty lk o w redakcyi niem ieckiej (A rch. f. Ras- sen u. G esellsch.-B iol., trudno z pew nością d ostęp n y dla w ielu czyteln ik ów ), pomimo, że b yła ogłoszona w jednem z pism lek ar­

sk ich polskich oraz w „Kosmosie". Prócz teg o w iele k w estyj poruszanych przez p. N . zostało znacznie obszerniej zreferowane w K osm osie (np. hypoteza H ertw iga „Kern- P lasm arelation“) lub W szechśw iecie, odpo­

w iednie w ięc w skazów ki przydałyby się dla czyteln ik ów , nieznających język ów obcych.

P plecać dzieło byłoby zapewme z b y te c z ­ nie. Sam o nazw isko jeg o autora starczy za najlepszą rekom endacyę. Zaznaczę ty lk o , że dzieło niniąjsze uważam za najlepsze ze w szy stk ich d o tych czasow ych prac popular­

n ych profesora N usbaum a.

W acław Roszkow ski.

Akademia Umiejętności.

HI. i y d z i a ł matematyczno-przyrodniczy.

P osiedzenie dnia i lipca 1912 r.

P rzew od n iczący: D y rek to r E . Janczew ski.

(Ciąg dalszy).

Czł. Józef N usbaum przesyła rozprawę własną p. t. „Stu d ya nad anatom ią porów ­ nawczą ryb głęb in ow ych z wypraw K sięcia Monaco A lberta I . “ P rzyczyn ek I.

R yb y z w ielkich głębin oceanu, p rzy sto ­

sow ane do sw o isty ch w arunków życia, k t ó ­

re tam panują, okazują w budow ie w iele

w łaściw ości szczególn ych . Z powodu tr u d ­

ności zdobycia m ateryału, literatura tego

przedm iotu je st n iezw yk le uboga, tak, iż

(13)

A"o 31 WSZECHSWIAT 543

nastręcza się w dzięczne polo do badań.

D zięki ofiarności K sięcia A lberta I, który autorow i oddał do d y sp o z y c ji obfite zbio­

ry b a ty-ich tyologiozn e do opracowania ana- tom o-porów naw czego, pan J . N . mógł na szeroką skalę rozpocząć badania. Rodzina Sterrop tych id ae. Rodzaj C yclothone (Goode et Beak). O trzym ano liczne egzem plarze tej ry b y głęb in ow ej, gatu n k u C yclothone signata Garm. (utrw alenie: płyn Bouiini i stopniow o coraz w yższej k on cen tracyi al koliole). N arządy św iecącego tego gatu n k u b y ły opisane przez A . Brauera w mate ryale z w ypraw y „V ald ivii“. A u tor u zu p eł­

nia te poszukiw ania następująoym i w ażniej­

szym i faktami: 1) t. z. reflektor (w y stę p u ­ ją cy tu oprócz części gruczołow ej, so c z e w ­ ki, ciała galaretow atego i w arstw y zew nę trznej barwikowej) zbudow any jest z kom ó­

rek w yd łu żon ych n ak ształt w łókien, dwoja­

k iego rodzaju: gru b ych zew nętrznych i cien­

kich w ew nętrznych; ostatnie przeplatają się ze sobą w sposób praw idłow y, tworząc pola w ielokątne; 2) narząd św iecący oczodołowy je st przytw ierdzony do gałki ocznej zapo­

m ocą dw óch wiązadeł; w jeg o tkance od­

różnić można, prócz gru czołu i osłon bar­

w ik ow ych , dw ie jeszcze części, odpowiada­

jące reflektorow i i ciału galaretow atem u w in n y ch narządach św iecą cy ch . W budo­

wie przew odu pokarm ow ego zasługują na u w agę następujące fakta: 1) w gardzieli, przełyk u i całym żołądku znajduje się w szędzie pokład m ięśni poprzecznie prąż­

k ow anych, ok rężn ych lub ukośnie okrę­

żnych; 2) gru czo ły traw ieńcow e w ystęp u ją ty lk o na ograniczonej części tylnej okolicy żołądka; 3) w ścianie gardzieli przełyku i żołądka w y stęp u je między' pokładem tkan­

ki łącznej a w arstw ą m ięśniową potężny pokład barw ikow y; 4) w workach odźwier- n ik ow ych (appendices pyloricae), których je st ty lk o 2 (nie 3, jak sądził Brauer), oraz w je lic ie znajduje się pod warstwą wy sok iego, w alcow atego nabłonka cienka w ar­

stew k a tk an k i łącznej z luźno w niej prze- biegającem i, nielicznem i włóknam i m ięsne- mi gładkiem i; nie dostrzegam y tego faktu u in n y ch ryb d otych czas zbadanych, w k t ó ­ rych w arstw y tkanki łącznej i m uskulatury są w je lic ie potężnie rozw inięte.

C ałkow ita praca wraz z rysunkam i ogło szona będzie w w ydaw nictw ach In sty tu tu O ceanograficznego w Monaco,

Czł. J. N usbaum przesyła rozprawę p. B e ­ n ed yk ta P u liń sk ieg o p. t.: „P rzyczynek do rozwoju listk ów zarodkow ych u A gelen a la­

by rinthica Gierek i X y sticu s c rista tu sC lerck “.

P an J . N . przedstaw ia w yniki sp ostrze­

żeń nad rozwojem listk ów zarodkowych dw óch form pająków: A g elen a labyrinthiea Clerck i X y stic u s eristatu s Clerck. Za

związek zarodka autor uważa część blasto- derm y, która je st zbudowana z w ysokich komórek, u legających energicznem u p ro ce­

sow i podziału. W tej okolicy blastoderm y w ystępują niebaw em dwa miejsca, które są vtw orzone z kom órek ob fitych w plazmę, dzielącą się nadzw yczaj szybko. T akie sk u ­ pienia kom órkowe, przenikające klinem w żółtko, pan J . N . uważa za ogniska tw ó r­

cze dla entoderm y pierw otnej i wyróżnia jedno dla przedniej, drugie dla tyln ej c z ę ­ ści ciała. W arstwa blastoderm y, między o g n i­

skam i, w ytw arza również kom órki, łączące ze sobą wspom niane zawiązki entoderm y pierwotnej. M ateryał kom órkowy w zw ią­

zkach entoderm alnych różnicuje się jak na­

stępuje: 1) Pewna część kom órek przem ie­

szcza się do żółtka i przerabia je; są to komórki żółtkow e, 2) Inna część tw orzy kom órki entoderm alne, które są dw ojakiego rodzaju. W iększe, rozm ieszczone na pow ie­

rzchni żółtka, pełnią rolę komórek żó łtk o ­ w ych, mniejsze, liczniejsze, stanow ią ento- dermę wtórną. 3) Pozostała część kom órek stanow i mezoderm ę. Stw ierdzenie u pają­

ków we w czesn ych stadyach rozw ojow ych dw óch osobnych zw iązków entoderm alnych pozwala na w ciągn ięcie sposobu tworzenia się listków zarodkow ych u ty ch zwierząt do schem atu pow staw ania warstw em bryo- nalnych u owadów, ustanow ionego przez prof. N usbaum a i jego w spółpracow ni­

ków.

Czł. .1. N usbaum przesyła rozprawę p. Zo­

fii M ałaczyńskiej p. t.: „P rzyczyn ek do zna­

jom ości tkanki łącznej u skorupiaków".

Część I. p. Z. IV!. zajmuje się formami tk an ­ ki łącznej u Skorupiaków D ziesięcionogów (Deoapoda), opisuje tkankę łączną w prze­

wodzie pokarm owym , w wątrobie (Hepato- panereas) i układzie krwionośnym u A sta- cu s fłu viatilis, Homarus rulgaris, P a lin u tu s vulgaris, Eriphia spinifrons, Carcinus mae- nas, P ortunus puber. W przewodzie pokar­

m owym w ym ien ion ych gatunków p. Z. M.

wyróżnia: l ) tk an k ę łączną złożoną z ko­

mórek L eyd iga I i II typ u , pom iędzy któ- remi po najw iększej części w ystęp u ją w łó­

kniste zróżnicowania; tkankę tę przeto na­

zyw a kom órkow o-w łóknistą, 2) tk an k ę bla- szkow atą, w ystępującą przeważnie w obrę­

bie błony surow iczej przewodu pokarm o­

wego; tkanka ta zawiera liczne falisto p r z e ­ biegające w łókna klejorodne, wśród których rozrzucone są jądra, 3) jednorodną błonkę podpierającą (podstaw ow ą), w ystępującą pod nabłonkiem w obrębie jelita środkowego.

W w ątrobie wyróżnia: l ) łącznotkankow ą

jednorodną błonkę (tunica propria), na k tó ­

rej spoczyw a nabłonek gru czołow y, 2) leżą ­

cą poza siecią w łókien m ięśniow ych w arstw ę

zew nętrzną, zbudowaną z komórek łączno-

Cytaty

Powiązane dokumenty

dla [imię i nazwisko ucznia]. W przypadku zakupu podręczników do kształcenia ogólnego, w tym podręczników do kształcenia specjalnego, dopuszczonych do

Dotacja celowa na realizację zadania inwestycyjnego &#34;Cyfryzacja Sali kinowej Kina &#34;Mewa&#34; w Budzyniu. Dotacja celowa na realizację zadania inwestycyjnego

Oświadczam, że projekt przebudowy drogi powiatowej w miejscowości Aleksandrów gmina Jakubów został sporządzony zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz

Kościół Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Barlinku.. Gotycki kościół w Barlinku pochodzi prawdopodobnie z

Ryszard Krężołek, Elżbieta Krężołek, Małgorzata Krężołek-Tybon Firma Handlowo-Usługowa

Zmieniające się oczekiwania i potrzeby wywołały nowe okoliczności. Mniej rekrutacji, więcej komunikacji wewnętrznej, digitalizacja relacji. Live'y, webinary i nowe

Zarazem uwzględnia się również w takim podejściu silne nastawienie unifikacyjne. Tym samym chodzi o wywołanie paradygmatu metodologicznego w naukach prawnych opartego

Czepek Easy Biofeedback ułatwiający podłączenie elektrod do głowy klienta Żel Easy Biofeedback ułatwiający pomiar sygnału z głowy klienta. Stała, darmowa aktualizacja