ograniczyć się
do
doskonaleniatego świata, jaki mamy.
Wydajesięwięc,
żeautorbiedzi
sięnad
nieistniejącymiproblemami.
Zofia
RosińskaFundator dyskursu
Książka J.
Niżnikapt. Arbitralność filozofii
napoczątku wzbudziławe
mniezdumienie i irytację.
Źródłemirytacji
były— jak sądzę
—deklaratywny
charakterksiążki oraz
jej głównateza,że
filozofiaz istoty swojejjestarbitralna. Arbitral
nośćzkoleikojarzyła
mi
sięzczymś,
cojestabsurdalnei
aroganckie. Zlekcewa
żeniem
świata, ludzi, abyniewspominaćo transcendencji i
otym,codane a
priori.Ilustracją arbitralności był dowcip o
mężu,który
tłumaczyłswoją nieobecnośćwdo
mu
tym, że brał udziałw żniwach. Zdumionej żonie—był
luty!— odpowiedział:
„taką
wersję przyjąłem i takiej
siębędętrzymał”. Poza
tymksiążkawydawała
mi siębardziej konspektem
niżdokończonącałością.
Teraz sądzę
inaczej. Uważam książeczkę Niżnika
zaważną,
leczniedlatego,
żezgadzam
sięz tym,co w niej napisał, i
niedlatego, żepodoba mi się sposób
jegoargumentacji czy autoekspresji,
aledlatego,
żestanowi
podstawę rozmowy,dyskursu
naważne tematy
metafilozoficzne.Uruchamia
umysł.Zakorzeniona
w
obszarzefilozofii kultury
orazpograniczapsychologii i
filozofii,przywykłam do „rozumienia
”i „interpretacji
”jakodo centralnych
pojęć, atakżedo rozumiejąco-interpretacyjnych czynności
intelektualnych. Wtym obszarze de-
klaratywnościsięunika,a w
dobrym toniejestpozostawiać —jak to niegdyś
pisałH. Elzenberg
— „wszystkierozsądnemożliwości
rozumieniaświata
otwarte”. I cho
ciaż
tamyśl Elzenberga
w dalszym ciągu pozostaje mottem mojejfilozoficznej
aktywności,uświadomiłam sobie, że deklaratywność sądów
niemusi
zamykaćprzestrzeni
dyskusji,a
wręczprzeciwnie, możeje
otwierać wznacznie
większym stopniu niżjejbrak. Deklaratywność bowiem
maw
sobie cośprowokującego, wywołującego sprzeciw, zmuszającego do zastanawiania się.
Budzi także —po
chwili—respekt
dlaodwagi wypowiadającego,
a ponastępnejchwili budzi tak
że odwagę
w odbiorcy i
motywujedo własnych sądów. W
ten sposóbdyskusja, której celem jest
rozumieniezagadnienia,
staje sięmożliwa
imoże
staćsię war
tościowa.
Żywiołem filozofii bowiem
sąspory.
Nie jest
tak, że nie maw
książceżadnej
myśli,której
bym zautorem
niedzieliła.
Jestichwiele.
Poruszony przez Niżnika
problemmetafilozoficznyuważamza kluczowy
dla współczesnychrozważań
filozoficznych. Niesądzę
jednak,żeświadczy on o kry
zysie
tożsamości dyscypliny,
aprzeciwnie,uważam,
że świadczy ojej
tożsamoś
ci właśnie. Filozofia jestbowiemjedyną
dyscypliną,która
włączaw swój własny
przedmiot rozważania nad
sobą.Innymi
słowy,metafilozofia należy do
filozofiii
doniej
należałaod samego początku, tzn. od
starożytności. Innąjestrzeczą, żeróż
ne
dziedziny filozoficzne poświęcały
jejróżną
ilość miejsca, ale —tym razemja pozwolę sobie na
deklaratywnośći
arbitralność—o
ich filozoficznościświad
czyło
właśnie to, jak wiele miejsca
poświęcały założeniom i warunkom swojej własnejmożliwości, innymi
słowy,jak wielkie problemy stanowiły
ich„kłopoty
zwłasną
tożsamością”. Oczywiście fundamentaliści wobrębie epistemologii, ale
nietylko,
każdą wątpliwość, któradotyczyfundamentów będą
odczuwaćboleś
nie
i
zprzerażeniem, bo grozi to
trzęsieniem ziemii
zawaleniem„wieżowców”
.Ale
absolutnepoczucie bezpieczeństwa
niejestdane człowiekowi świadomemu.
Wiara, jedyna wolicjonalna aktywność,
która mogłabydostarczyć
pewności, takżeokazuje
sięwswoimegzystencjalnym wymiarze źródłem
niepewnościi
mew
peł ni
zależyod
nas.Nawet głęboko wierząc, a
możenawet wtedy właśnie,
zdajemysobie sprawę
zwłasnej
kruchości, bezradnościi bezsiły
poznawczej imoralnej.
Wynika
ztego,że zgadzam
się zmyślą,że
roszczeniafundamentalizmuepistemolo-
gicznegoujawniłyarogancję filozofów
i spowodowały ichizolację od wielu
nur
tówżycia intelektualnego, co
manegatywne skutki
zarównodlafilozofii,jak i
dla tychnurtów.
„Bezsiłapoznawczo-moralna
”nie upoważniajednakdo rezygnacji
z dążeniado
doskonaleniapoznawczo-moralnego.
Jej świadomość możejedyniewzmóc
aktywność. Tymsamym opowiadam
sięza camusowską
wersjąmitu Sy
zyfa, któremu świadomość,
iżskałaznówsięosunie,nie tylkonieprzeszkadza pchać
jej pod górę, alenadajetej
beznadziejnejczynności sens, romantyzm i godność.
Tu
właśnie
widzę jedynemiejsce
dlaarbitralności, a
mianowiciemiejsce
dlawoli filozofowania.Natomiast
jakąformęwola taprzybierze
ijakątreść
przedstawi, wydajesięzależećod wielu czynników.
Teraz
chciałabym siępodzielić kilkoma uwagami
szczegółowymi,do
jakich sprowokowałamnieksiążkaArbitralność filozofii.
Zacznę od pytania. Rozdział pierwszy zatytułowany jest Filozofia jako nau
ka ścisła.
Koniec pewnegomarzenia.
Niejest dlamniejasne, czy „koniec pew
nego
marzenia
”dotyczy tylko koncepcji
Husserla,któryw
swympóźnym
okresieosłabił ideał
filozofiijako teorii
czystej, czy autoraksiążki, który
nie wierzy,że fi
lozofia
odnosi
siętylko
do świadomości,czy też
jestto przekonanie
ocharakterze uniwersalnym,
które zobowiązywałobytakżei
nas.Z
tym związanajest
również niejasnośćdotycząca
filozofii jakometody.
Dlaczego filozofiarozumiana
jakometoda musiałaby
koniecznie staćw
opozycjido filozofii
rozumianej jako„przedsięwzięcie intelektualne
zorientowanena określone potrzeby ludzkich spo
łeczeństw,
filozofii,
któramado spełnienia
pewnąfunkcję
”?Rozumiem,żehisto rycznie
takbyło,ale
czytak
byćmusi?W
rozdziale drugim pt. Status a tożsamość filozofii bardzo trafiie
wydaje mi sięspostrzeżenie, że współczesny status
filozofiizbliża się doswego statusu
z począt
ków
filozoficznychdziejów.
Niewiemtylko, czy rozumiem
przezto dokładnieto
samo, co
autorksiążki. Po pierwszezauważam, o
czym wspomniałampoprzed
nio,
podobnie jak on,
żewspółcześnie wiele miejsca
wfilozofii poświęca
się problemommetafilozoficznym.
Nurtuje nas pytanieo sens podstawowych pojęć filozoficznych oraz
osensowność filozofowania w ogóle, czyli
ospołeczno-psy- chologiczną
funkcjęfilozofii.
Takie pytaniastawiali sobie
równieżnasi filozo
ficzni
ojcowie.
Nicwięc
dziwnego,że zwracamy
siędo
starożytnych po inspira cję,
aletakże po to, aby zobaczyć
własnądrogę i uważnie
się przyjrzeć,czy
cza
sem niezostało na niej
zagubionecoś,copowinnobyć żywym
dziedzictwem,astałosię martwą skamieliną.
Zresztą,zgodnie ztym, co
powiedziałamnapoczątku, fi
lozofowie stale
oglądali się zasiebiei
nad sobązastanawiali.
Azarazem
uczest niczyli we
współczesnymsobie
świecie,doświadczali go,
usiłowalinadać mu
senspoprzez
poszukiwanie arche i telos.Ale
takżepoprzez analizę słów i refleksję nad
własnymrozumieniem.
Tam pojawiły sięjuż pierwsze
projektymetafilozo
ficzne.
Czytając starożytnych, dowiadujemy się,
co toznaczy filozofia i
co toznaczy być
filozofem. Niespotkamy tam
arbitralnościjakowłaściwości
filozofii.Raczej źródło filozofii
tkwipozanią samą.Jest dostrzegane w
przeżyciureligij
nym bądźw
mitach, bądź
w doświadczeniachdionizyjskichczy
wżywiole satur-
niczno-melancholijnym. Filozofianatomiast jest
postrzeganajakosposób
życia,jako przebywaniedrogi
pomiędzy„tym,coludzkie”
a„tym,
coboskie
”.Podkreślam: prze
bywanie,
a
nieprzebycie,
ponieważ tę drogę przebywa się stale „tam” i
„z po
wrotem”
.Pozostać
bowiem „tam”
, czyli gdzie „to, coboskie
”, niemożna, ale można i
należynieustannie
się tamwspinać. Cokolwiek znaczy
„to,co
boskie” (prawda,
dobroczy
piękno),tochoćmożemytoosiągać, niemożemy tego
utrzy
mać.Filozof wraca do
jaskini,czyli do
iluzjii niepewności. Jest więc
tu miejscena momenty
pewnościi
niepewności,ale
niena
arbitralność. CytowanyprzezNiż
nika
Karl Albert
piszeo
doświadczeniuontologicznym,źródłowym dlafilozofii i
filozofowania,a
zatem takżewykluczaarbitralność.
Zgadzam sięz
autorem,
żepowrót
filozofiiwspółczesnej do statusu
filozo fii
zjej
początków,to
m.in. zainteresowanie tymijej funkcjami,
które tamwłaś
nie
jej
przypisywano, aktóre w
dziejach filozofii zostały zapoznanena skutek rozwoju
innych—czystoteoretycznych jej zadań,na
początku jej dziejówtakżenależących do
jejfunkcji.
Dotakichrównieżfunkcjinależała mediacyjna rola fi
lozofii,
o której
pisze autor. Przypomnijmy: mediacyjna pomiędzyniedostępną
dla człowiekamądrościąa
ignorancją,z
którejchce
się wyrwać(s. 40). Dotej
właś
niefunkcji
odwołujesięNiżnik
jakodo
charakterystycznej dlaczasów,wktórych
żyjemy. Współczesnemediowanie filozofii
widzion
pomiędzyludzkimpotencja
łem
intelektualnymi jego demonstrowanymi
aktualniesłabościami. Między wzras
tającą potęgą
naukii
jejrosnącą
bezsilnością,między rosnącą ilością
rozwiąza
nych
zagadekludzkiego świata i coraz mniej
spójnym jegoobrazem, wreszcie
międzypotrzebąoparcia a
corazbardziej podważaną
strukturątradycyjnychidei
i tradycyjnych
wartości.Jest to
status filozofii,jak
powiadaautor,
postmodernis
tyczny. Ta najbardziej współczesna forma
realizacjinajbardziej tradycyjnej
funk-cji filozofii
mawskazać
sposóbnaintelektualne
przyswojenietej szczególnej
sy
tuacjiludzkiegoświata,
czyli — w istocie —na
pogodzeniesięzjego końcem
(s.44).
Niezależnie od tego,
czypodzielam,czyniepesymizm
autora codo
końca ludz
kiegoświatainiezależnie od
mojego rozumieniatego końca, to
dostrzegamtuja
kąśnutkę
niekonsekwentną.Niżnik
rozdzielastatus filozofiiod
jej funkcji i twierdzi,że status
filozofiibył
zmienny,a
jej podstawowafunkcja,
tzw. funkcjapierwotna,
pozostawała nie zmienna.
Tapodstawowafunkcja„tozapewnienie spójności
symbolicznegouni
wersumczłowieka i w
tensposób ufundowanie,
anastępnie
gwarantowanieko
niecznego sensu”
(s.35). Jeżeli
zgodzimy sięz tym, to jakjest możliwe, że najbar
dziej
współczesnaforma
tej funkcji ma dostosować nasdo
rozpadutego uniwer
sum? Tak
bowiemrozumiem
rozpad ludzkiegoświata. Chyba
żechodzi tu
ozu
pełnie
co innego,
alewtedy proszę
autoraowyjaśnienie.
Przywołana też zostaje
myślL. Kołakowskiego z
jegoartykułu
Zakresowei funkcjonalne
rozumieniefilozofii.Wydaje
mi się,że nieco inaczej wygląda re
fleksja Kołakowskiego naten
temat
wObecności
mitu,gdzie akcentowane
jest istnieniedwu pni w kulturze: technologicznego i
mitologicznego, którepozostają w dynamicznej opozycji w stosunku do siebiei
obaroszczą
sobiepretensje
douni
wersalności.
Rolą
filozofiibyłoby utrzymać oba
pniewe własnych
granicachi
wno
sićjak
gdybydo
obusamoświadomość. Ostatecznie
jednakfilozofia ma
mitycznycharakter, ale czy zapewnia
spójnośćsymbolicznegouniwersum?A co
zfilozofią
krytyczną, nieufną,podejrzliwą,w
wydaniu jejtypowychprzedstawicieli
—Nie tzschego, Marksa,
Freuda? Czyona
takżegwarantuje nam
spójność symbolicz
negouniwersum człowieka?
A co z destrukcjonizmem?Nota
bene, niezupełniezrozumiałam,
czymróżnisięstatus
filozofiiod jej funkcji?
W
rozdziale
trzecimpt.
Arbitralnośći sens dochodzimy do najważniejszego problemu
metafilozoficznego— tzn. autorusiłuje określić, co rozumie
przezar
bitralny
charakterfilozofii.
Powiada,że są to sytuacje
„logicznie pierwotne”,czynności polegające na intelektualnym
fundowaniu:dyskursu, języka, struktury
sensu. Cooznacza
wyrażenie „logicznie pierwotne”?
Autorrozwija swoją myśl mówiąc
o kreatywności,która
polegana
tworzeniunowych punktóworientacyj
nych
dlaludzkiego uniwersum symbolicznego,
gwarantującychnową strukturę
sensu.Z tego
punktu
widzeniapoprzednia
myślo
filozofiipostmodernistycznej spro
wadzałaby się do
odebraniajejmocy twórczej lub
do odwróceniatej
mocywkie runku końca. Jeżeli arbitralność
znaczy kreatywność, to trudno się niezgodzić,
że wkażdej myśli
filozoficznejistnieje, w większym lub
mniejszymstopniu, ele
ment
kreatywny,któryodbiorcy,
czynawet
samemuautorowi,
możewydawać
sięar
bitralny, bo nie
wynikający
logicznieczy
konsekwentnie zuprzedniego ciągu
myślowego.Trudno
natomiast się zgodzić, żemyśl filozoficzna jest
całkowiciearbitralna.
Niemówimy tak nawet
otwórczości artystycznej, która poza elemen
tem
zupełnienowym
jestuwarunkowana
szeregiemczynników
istniejących, typu:materiał
artystyczny
(język,farba, drewno
itd.),styl, z
któregoautor
się wyłamu
je, biografiaartysty, zarówno społeczna,
jaki psychologiczna, wreszcie jego
kon
stytucjabiologiczna.
Innąjest sprawą,czy nowy
elementjest arbitralnyw zna
czeniu:
dowolny.Istnieją
wszakpoważnekoncepcje
twórczości,które podkreśla
ją zdeterminowanie jej
przezsiły i procesy nieświadome
czy archetypalne,a o ins
piracji
i natchnieniu
przezmuzy czy bogów
wiemyjuż od
czasówstarożytnych.
Obecnie mamy wszak
szkołytworzeniaczywarsztaty
artystyczne, gdzieuczymy
siętechnikartystycznych.
Podobnie rzecz
sięmaz myślą filozoficzną. Ktoś
jestczyimś
uczniem, ktoś cośczyta,
ktośsłucha kogoś,
ktoś się gdzieśrodzi,
jest zakorzenionyw
tradycji,w środowisku, w
coświerzy, cośmu
wolno,a czegoś
nieitd. Można
tonegować, ale trudno twierdzić,
że filozofiai
rzeczywistośćniepozostająw żadnej
dosiebie
relacji.Problemem
jest natomiastokreślenie
tejrelacji.
JakpowiadaG.W.F. He
gel,
aza nim
H.G. Gadamer,Bildungjest
źródłem naszychprzedsądów,i
niemoże być
inaczej. Ztego
nie wynika, że filozofiajest nietwórczaczy żeniemawniej
elementuarbitralnego, a jedynie
—że
elementten nie wypełniacałej
filozofiii
nie jestemteż pewna, czy
stanowijej istotę.Barbara
A.Markiewicz
W poszukiwaniu utraconego sensu, czyli o kompleksie Boecjusza Zaraz na wstępie chcialabym
sięprzyznać, iż
nie lubiędyskusji na temat
ak
tualnegostanu filozofii,
gdyż niemogę
sięoprzeć wrażeniu,
że towszystko już
byłoi
trudnownichpowiedziećcośnowego. Takiedyskusjeprowadzisię zwykle
przyokazji gwałtownych
zmianlub
zastoju wświecie politycznym,
społecznym,technicznym lub naukowym i kończy
ją najczęściejodkrycie,
iż filozofiapojęcio
wotakiejsytuacji
niejestw staniesprostać. Następnie ogłasza
sięalbo
koniecfi
lozofii, albo
koniec
światai
wpoczuciu dobrze
spełnionegoobowiązku powraca do swoich
zwykłychzajęć,
czyliprzeważnie do wykładania i
nauczania filozofii właśnie.Jeśli
zatemzabieram w
tejsprawie
głos,a do takiej
przecież dyskusji prowokujeksiążkaJ.Niżnika, to raczej
zpotrzeby zrozumieniajejogólnego zna
czenianiż