• Nie Znaleziono Wyników

Wskrzeszenie Piotrowina : obrazek sceniczny

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wskrzeszenie Piotrowina : obrazek sceniczny"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

B i b l i o t e k a G ł ó w n a U M K T o r u r

9 4 0 7 3 9

i

WSKRZESZENIE PI0TR0W1NA

l i

i

O b ra z e k sceniczny

D ru k ie m D z ie n n ik a C h ie n g o sk ie g o

!455-57 W. D iv isio n S tr e e t C h icag o , 111.

(2)

S. H E L E N A , C. R.

Wskrzeszenie Piotrowina

O b ra z e k sceniczny

D R U K IE M D Z IE N N IK A C H IC A G O S K IE G O 1455-57 W , D IA IS IO N S T R E E T

C H IG A G O , IL L .

(3)

W & 3 .1 u(or

Osoby: K ról B olesław Śm iały. — B iskup Szezepanowski. — D w orza.

n in króla. — Służący Biskupia A ntek.

— G rom adka żn iw iarek w racających z pola: K asia, M arysia, Józia, Zosia, Ja g u sia , D orota. — S ta ra n iew iasta.

SCENĄ I.

Za sceną słychać śpiew. P ieśń do M atki B oskiej. W chodzą żn iw iark i u b ra n e w k rak o w sk i stró j, je d n e m a­

ją w ian k i na głow ach, in n e chustecz­

ki, niosą sierpy n a ram io n ach , inne grabie, je d n a kobiałkę z żywnością.

J a ja gotow ane, chleb, se r, ja b łk a .

K asia. — T eraz siądźm y i posil­

my się po znojnej pracy przy żn i­

wach.

M arysia. — O ta k , siad ajm y , bo­

śm y ta k ie zm ordow ane, ale dzięki P an u Bogu, że żniw a skończone, że słoneczko św ieciło ła d n ie dzień ca­

ły, to żyto nasze p rędko w yschnie i

»powiążemy w snopy.

(4)

Józia. — Nie g ad a j o w iązaniu snopów, kiedyśm y zm ordow ane, le­

piej zrobisz, ja k rozwiążesz kobiałkę, i w ydostaniesz jedzenie.

W szystkie. — Oj ta k , ta k jeść się chce o k ru tn ie .

S iad a ją na ziemi, w y jm u ją prowl- zyo i jedzą.

M arysia jedząc. — J a k to dobrze, że ju tr o św ięta niedziela, lud zisk a do kościoła się zejdą, to się człek przy n ajm n iej dowie, co się ta m dzie­

je na zam ku królew skim .

K asia. — M niejsza o zam ek i o króla, jabym chciała coś usłyszeć o naszym B iskupie S tanisław ie Sizcze- panow skim , co m a te ra z ta k ie zmar_

tw ienie z tą rod zin ą P io tro w in a.

Zosia. — Ja nie wiem d o k ład n ie o tern, proszę opow iedzieć mi.

M arysia. — To ta k było: Nasz Bi­

skup kupił od P io tro w in a wieś na potrzeby kościoła, zapłacił co się n a ­ leżało, ale bez św iadków , boć tr u d ­ no nikom u nie wierzyć. S tało się, że P io tro w in u m a rł a' te ra z jego ro ­

dzina d ru g i raz te j zapłaty się do­

— o —

m aga od B iskupa i mówi, że wieś nie zapłacona.

J ó z ia --- Co też to za ludziska, n i­

by w ilki drapieżne, żeby też nie wie- izyć ta k d o sto jn ej osobie.

M arysia. — L udzie zawsze ludźm i, ja k się n a złe puszczą, to i św iętości nie u sz an u ją , a ja k się ro zg a d ają , to i sam em u B iskupow i nie d a ru ją .

K asia. — D zięki P a n u Bogu, że ta ­ kich oszczerców nie wiele, a cała n a ­ sza gm ina poszłaby w ogień za Bi­

skupa, boć to św ięta osoba, ślad w ślad idzie za swoim M istrzem P a . nem Jezusem .

Jó zia. — J a wiem n a jle p ie j o n a ­ szym B iskupie S tanisław ie, bo m ój b ra t A ntek m a szczęście być n a u słu ­ gach Excellencyi, a ja k czasem p rz y j­

dzie do dom a m a tk ę odwiedzić, to się nie może naopow iadać o św iąto- bliw em życiu P aste rz a , jego m iło­

sierdziu dla biednych i nieszczęśli­

wych.

M arysia. — J a też wiele o n im do­

brego słyszałam .

(5)

\

W szystkim pom aga, a sam żyje ubogo, nie przy m ierzając ja k każdy z km ieci, co się z pracy u trzy m u je.

Jó z ia. — A ntek pow iada, ja k ¡pości, m odli się, a ja k serdecznie upom ina każdego co błądzi, n aw e t sam ego k ró la Jegom ości.

Zosia. — To go P a n Bóg p o ra tu je i z te g o k łopotu w ybawi, ale nam już p o ra do dom u, m a tk i nasze czekają,, zawiąż k o b ia łk ę i zaśpiew ajm y co jeszcze do M aryi P anny, bo to dziś sobota. J e j dzionek.

Ś piew ają.

Zbliża się A ntek.

A n tek . — N iech będzie pochw ało, ny Jezu s C hrystus!

W szystkie. —- N a w ieki.

Jó z ia. — J a k się m asz A ntku, a gdzie że to ta k ¡pośpieszasz?

A ntek. — Szedłem m a tu lę odw ie­

dzić, a usłyszaw szy śpiew anie, m y­

ślałem , że anioły z nieb a lecą do naszej w ioski.

6

7

K asia. — Nie p rzechw alaj za wie­

le, a lepiej powiedz co ta m słychać o k ró lu Jegom ości?

M arysia. — Co je j te u k ró l J e g o . mość w głowie, toć wuadomo chyba każdem u, ze w rócił z K ijow a, ucztu­

je, poluje i za w iele sobie pozw ala, ale — cyt — lepiej milczeć, bo to o- b raz a m a je s ta tu , choć praw da.

A ntek. —• L epiej milczeć, bo te ra z łatw o w biedę się w plątać a i ściany uszy m ają, ale tu pole.

K asia. — O gląda się. Może gdzie zając siedzi ¡pod, k rzak iem i n astaw ił uszy.

A ntek. — Je śli zając usłyszy, albo mysz polna, to jeszcze nie w ielka bieda, więc powiem w am co w iem . S łuchajcie!

W szystkie. — S łucham y Antku»

g ad a j no, a dokum entnie.

A ntek. — O dkąd k ró l Jegom ość w rócili z K ijow a, gdzie było za w iele swobody i h u la n k i pom iędzy ry ce r­

stw em , źle się u nas dzieje. K ró l n ie d aje dobrego przykładu poddanym .

(6)

Zosia. — Oj nie talk to bywało za M ieczysława i B olesław a P ierw sze­

go, dziaduś o pow iadają jacy to byli bogobojni królow ie.

A ntek. — Tam ci byli ojcam i n a ­ rodu, a te ra z je s t inaczej, bo król nasz od m łodości był sam ow olny, a te ra z K ijów go rozpuścił. B iskup chce żeby m onarcha dobry, a nie zły p rzykład ludziom daw ał, więc go u- ipomina łagodnie ale odw ażnie, s ta ­ nowczo.

M arysia. — O! nasz Bisikup gotów i życie sw e położyć za praw dę i sp ra ­ wiedliwość.

Jó z ia. — K to z Bogiem trzym a, te n się niczego i nikogo nie boi, ani k ró la sam ego, boć P an Bóg po nad w szystkie króle.

Zosia. — K to wie, może k ró l u- słu c b a i popraw i się.

W szystkie. — Daj to P a n ie Boże!

Józia. —• My szanujem y władzę, bo ks. pleban nau czają, że w ładza od P a n a Boga pochodzi, ale ja ja k o ś się boję, żeby się co bardzo złego nie

stało , bo pow iadają, że nasz m o n a r.

cha je s t srodze gw ałtow ny, żału je swoich wybuchów, ale zapóźno.

A ntek. — O, ja k ja boję się o Bi­

skupa. On nic na siebie nie zważa, ja k p ierw si chrześcijan ie, co życie o ddali za w iarę.

K asia. — O ddali życie k r ó tk ie , prze­

m ijają ce , a otrzy m ali życie wiecznej szczęśliwości w niebie.

M arysia. — Może i nasz B iskup m ęczennikiem zostanie, ale niech go P an Bóg jeszcze zachow a dla k r a ju i narodu.

A ntek. — A jeszcze ta niegodziw a rodzina Piotrowim a zaskarżyła B isku­

pa przed królem , że za tę w ieś nie zapłacił.

Zosia. — Z askarżyła? I co z tego będzie, co k ró l na to?

A ntek. — A no k ró l może i rad, że m a co zarzucić B iskupow i, chociaż niepodobna, by sam tem u m ógł w ie­

rzyć.

K asia, bierze się za głowę. Co to będzie, co to będzie!

9

(7)

10

Zosia. —• Będzie, co P a n Bóg do­

puści, a nam trz e b a się m odlić, żeby się co złego nie sta ło Biskupow i.

K asia. — O t a k m odlitw a, to po­

moc n ajlepsza, ale zagadaliśm y się, a to ć słonko zachodzi. Czas do do­

m u.

W szystkie. — Chodźmy, a idąc jeszcze co zaśpiew ajm y.

Bioirą g rab ie , sie rp y n a ram io n a, w ychodzą i śp ie w ają k rak o w ia k a.

A ntek za nim i niesie kobiałkę. —•

W ychodzą.

SCENA II.

P o k o ik B iskupa. — K lęcznik, nad nim obraz lub krzyż. — W chodzi B iskup w" birecie i w komży. Idzie w olno do klęczpika, klęka. 'Modli się.

B iskup. — O ja k że ciężkie m oje p a ste rsk ie zadanie! P an ie i Boże mój w esprzyj m e słabe siły w szechm ocną p raw ic ą T w oją. W k r a ju w k ra d ł się nieporządek gdy k ró l w K ijow ie prze byw ał. N iew iastom fałszyw ie donie­

śli, że ich mężowie tam p o zab ijan i,

11

n ie k tó re chcą za mąż wychodzić. Mu­

szę stać n a stra ż y całej m ej ow czarni, by nie dopuścić w ilk a drapieżnego, żeby to on był jed en , ale ich tyle, ach tyle! . . . W Tobie o P an ie cała m oja n adzieja. W staje, przechadza się. S taje przy krzyżu, m ówi dialej:

Sam k ró l w n iep o rząd k ach , d a je zły przykład, a upom nień słuchać nie chce. Ale ja n a to. nie zważam ! Droż­

sza m i dusza jego i dusze n aro d u niż życie m oje. P raw d y i sp raw ie d liw o , ści bronić będę, choćby k rw ią w ła­

sną. K lęk a znowu, podnosi obie ręce i oczy do nieba „B oże A b rah am a, I- z a ak a i Ja k ó b a przybądź m i n a po­

moc, r a tu j Twój lud, daj upam ięta- nie królow i, a m nie nędznem u słudze Tw em u św iatło i moc, żebym szedł za głosem Twoim i n ie cofnął się przed żadnem niebezpieczeństw em .

P u k an ie do drzw i. W chodzi słu ­ żący.

A ntek. — Niech będzie pochw alo­

ny Je zu s C hrystus. K łan iam uniże­

nie.

B iskuP. — Na w ieki wieków. A co powiesz mój dobry A ntoni?

(8)

12

A n te k . — O śm ielam się przypom ­ nieć, że E xcellencya jeszcze bez śn ia ­ dania od sa m ej Mszy św. Czy nie mogę prosić d.o ja d aln i, sk ro m n a po­

lew ka już daw no stygnie na stole.

Niech E xcellencya raczy posilić się, boć to nie tru d n o zdrow ie strac ić od ciągłych niewczasów.

B iskup. — W Bożem rę k u zdro­

wie i siły nasze, a te ra z tro sk a nas trap i, czas b ła g an ia o w ielkie łaski.

Je d e n Bóg może nas w ybawić i k ra j ratow ać sw ą w szechm ocną praw icą.

A ntek. — O taik do sto jn y P a ste ­ rzu, P an Bóg p o ra tu je waszą w ie - lebność i k ra j nasz m iły i pokaże moc sw oją.

B iskup. — Cieszę się chłopcze, że m asz m ocną w iarę. „Spraw iedliw y z w iary ży je.” K ró l Bolesław wzywał m nie i oświadczył, że w tedy uw ierzy, iż zapłaciłem za ową wieś, gdy m u to sam P io tro w in powie. U Boga nie m a nic niepodobnego, m ódlm y się i ufajm y.

A ntek. — T ak, proszę E xcellen- cyi, u fajm y! C ała nasza gm ina m o­

dli się za w as p asterzu nasz.

B iskup. — Mocna je st praw ica pańska, a nie znane nam drogi Jego.

— U słucham tw ej rad y pójdę posilić się. W ychodzą.

SCENA III.

S tara niew iasta w nam itce na gło­

wie siedzi przy kądzieli, przędzie.—

(Na mi tik a— długi kaw ał białego m u ­ ślinu okręcający głowę i szyję, je ­ szcze używ any u w łościanek na P o ­ dolu.)

W chodzą Ja g u sia i D orota z ko­

szykiem k a rto fli do ob ieran ia. Sia­

d a ją i zaczynają robotę.

M a tu la p rz e sta je prząść. A czyście tam co nie słyszały od A n tk a o n a . szym B iskupie?

Ja g u sia . — K siądz pleban n ak a za li m odlitw y i dzień postu , m ówią, że ta k ro zkazał B iskup, żeby po wszy­

stk ic h gm inach ludzie się m odlili o coś w ielkiego i sam pości i m odli się srodze.

D orota. — R odzina P io tro w in a o- sk a rż y ła B iskupa przed k ró lem co do tego k u p n a, a k ró l im w ierzą.

(9)

14

M atula. — M ocniejszy P an Bóg nad w szystkie króle, w ybaw ił D a­

n iela z paszczęki lw iej, w ybaw i i naszego B iskupa od ludzkich potw a- rzy i od mocy k ró la.

Ja g u sia . — P o w iad ają, że k ró l w tedy uw ierzy, ja k mu sam P iotrow in powie, że za ziem ię zapłacił.

D orota. — To jak że on powie, kiedy u m a rł i leży w ziem i?

I

M atula. — U P a n a Boga nie m a nic niepodobnego a czy to Ł azarz nie w stał, ja k m u P an Jezus ro zk a­

zał?

Ja g u sia . — Toć praw da, a B iskup ta k i św ięty, m iły Bogu i ludziom , a m odlitw a spraw iedliw ego w iele może.

M atula. — P rzyjdzie czas, kiedy wszyscy z grobów w staniem y i ciała nasze znow u żyć będą wieczność ca­

łą. Ale spieszcie z obiadem , boć już słonko wysoko, tych k a rto fli za m a­

ło, idźże no jeszcze urw ać nieco fa ­ soli, co już ta k ślicznie d ojrzała.

W ychodzą.

15

SCENA IV.

K ró l Bolesław siedzi n a tro n ie ,—

w spaniały stró j, korona.

K ról. — Dobrze że je ste m sam choć chwilę, pom yślę sobie sp o k o j­

nie o w szystkiem co m i dokucza.

T akiem się w K ijow ie z ru sa k a m i rozbaw ił, rozhulał, że nie m ogę przyjść do porządku. Je stem , ja k te n dziki koń, co bez uzdy leci i leci n a przód, gdzie go nogi niosą.

Chciałbym się u statk o w ać, ale tr u d ­ no — b ard zo tru d n o . — N ie. . . nie­

podobna. — Już się zatw ierdziłem w złem. Od dzieciństw a n ie p anow a­

łem n ad sobą, robiłem co chciałem . Ale n ajg o rz ej było to w tym K ijow ie.

— C iągnęli m nie do złego, a ja się dał ciągnąć.

W chodzi dw orzanin — n isk i u- kłon.

K ról. — A czego chcesz?

D w orzanin. — P rzyszedłem dow ie­

dzieć się, czy N ajjaśn iejsz y P a n cze­

go nie p o trzeb u je?

K ról. — N udzę się, chcę jechać n a polow anie z rycerstw em .

(10)

16

D w orzanin, k ła n ia się. — M onar­

cho! — w iadom o ci je st, że na m nie zawsze liczyć możesz, że ja ci n a jle ­ piej sprzyjam .

K ró l. — W iem o tern.

D w orzanin. — Czy m i przeto po ­ zwolisz powiedzieć co m yślę?

K ró l. — Mów.

D w orzanin. — N ajjaśn iejsz y P a n za w iele poluje, za w iele odd aje się zabaw om , a za m ało dba o k ra j, o naród, a tern szkodzi i sobie i n a r a ­ ża się na w iele złego.

K ról, z u niesieniem — I ty mi śm iesz n au k i praw ić! Nie dość, że Bi­

skup Szezepanow ski spokoju m nie nie daje, to jeszcze i ty będziesz m nie dokuczał. (C hw yta za m iecz).

Milcz, bo ci głowę utnę.

D w orzanin. — Uspokój się k rólu i wiedz, że ja się nie boję oddać gło­

wę za praw dę i spraw iedliw ość. By­

łem w iernym sługą, Ojca tw ego i to . b ie w iernym , a życzliwym je ste m i tylko p raw dziw a życzliwość ośm iela m nie pow iedzieć te słowa.

K ról. — T ylko życzliw ość?

D w orzanin. — T ak k rólu.

K ról. — Więc g ad a j i powiedz co myślisz o tej sp raw ie B iskupa Szcze- panow skiego z rodziną P io tro w in a?

D w orzanin. — B iskup Szczepanow- ski je s t uczciwym człow iekiem ; p ra ­ cuje dla d rugich, a nie dba o siebie, p ragnie spraw iedliw ości i dobra n a ­ rodu.

K ról. — A czego w trąc a się w m o­

je spraw y i przychodzi m nie upom i­

nać? Nie lubię tego!

D w orzanin. — Dla tego, że chce tw ego u p am iętan ia k rólu, chce że­

byś był ojcem n aro d u , a nie gorszy­

cielem.

K ról. — Dość tych kazań! Chcę jechać na polow anie, każ w szystko przygotow ać.

P u k a n ie do drzwi. D w orzanin o- tw ie ra i cofa się z krzykiem p rze ra­

żenia: O! rety , rety , w szelki duch Parna Boga chw ali! — Co to się dzie.

je! — W chodzi P io tro w in ow inięty prześcieradłem , nogi bose, ręce ob-

RSYTECKA }

(11)

18

nażone w m asce śm ierci. Za nim po­

stę p u je B iskup z p asto rałem , k ilk a duchow nych i A ntek.

P io tro w in s ta je przed królem z podniesioną, praw icą. — K ról rzuca się n a tro n ie, tw arz zakryw a, o dw ra­

ca głowę, przerażonym w zrokiem sp o g lą d a n ań i znowu głowę odw raca.

P io tro w in — uroczystym głosem .

— Przychodzę k ró lu B olesław ie na tw e w ezwanie, w skrzeszony w iarą i modlitwTą B iskupa Szczepanow skiego, aby dać św iadectw o praw dzie, że te n ­ że B iskup Szczepanow ski zapłacił m i za wieś, k tó rą odem nie kupił.

Z asłona spada.

SCENA V.

(Po k ilk u la ta c h ).

Bolesław w nędznem odzieniu k u ­ charza, leży n a słom ie.

B olesław (m ów i uroczystym prze­

ryw anym głosem ) —■ Je ste m b liski śm ierci, a n ik t nie wie kim jestem , (po chw ili) — S traszn e wspomnie*

nie! . . . Jestem k ró l Bolesław , zabój­

ca B isk u p a Szczepanow skiego.

19

Oby to zostało n a u k ą dla potom no­

ści, ja k należy ham ow ać gniew i gw ałtow ność c h a ra k te ru ! J a nie h a ­ m ow ałem n ig d y ! . . .

Gdy błądziłem , a błądziłem bar_

dzo, św ięty te n mąż słusznie m nie upom inał. Czułem że m a słuszność, ale szalona pycha i złość b rały górę nad rozum em .

Gdy B iskup odpraw iał Mszę św.

w kościele na Skałce w K rakow ie, w padłem z mieczem do kościoła, przy o łta rzu zabiłem go. . .

O dtąd nie m iałem spokoju, zgry­

zota su m ien ia p o żerała mię.

S traszn e w idm o m ej zbrodni, stało wciąż przed oczyma m ej duszy. Za­

p rag n ą łem pokuty! . . . Zapew ne ten św ięty m ęczennik w yjednał mi tę ła ­ skę u Boga.

U dałem się do k la sz to ru w Ossi- ak u , ja k o ubogi służący i tu już la ta całe p o k u tu ję , sp e łn ia jąc g ru b e p ra ­ ce, żywiąc się nędznie. Z akonnicy nie w iedzą kim jestem . Ze łzam i błagam m iłosierdzia Bożego, oby m i m a zbro­

dnia była p rz e b a c z o n a !. . .

Raz doznałem w ielkiej pociechy:

S tan ą ł przy m oim łożu sam Biskup,

(12)

ja k żywy, i zapew niał m nie, że P an Bóg w m iłosierdziu swem n ieprzebra- nem , p rzy jął m oją p o k u tę i przeba­

czył mi, a jem u pozw olił przyjść i pocieszyć mnie.

B iskup u m ie rają c pod ciosam i m e­

go miecza, daro w ał m i i życie swe ofiarow ał za k r a j nasz, za Polskę, je s t więc w niebie je j orędow nikiem , (o g ląd a się ) Ach! oto on znowu!

Wchodzi w olno B iskup w in fu le z p asto rałem , sto jąc nad um ierający m , błogosław i go, B olesław opada na słom ę —• um iera.

(Z asłona sp ad a.)

---o ---

Biblioteka Główna UMK

300043342926

(13)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Leon zamierza się na ordynansa, ale ordynans zaraz zmyka, chytrze się tylko uśmiechając. Wszyscy się

Chcąc, by ładniej się wszystko wydało, należy ubrać starszych o ile możności w sukmany, a młodzież jasno, chłopcy muszą być w płót- niankach,

Niby nie wiesz. Wszak do Wilna dziś wyrusza jegomość Mikołaj. Jego gońce, aniołowie, niosą dzieciom smakołyki, djablik Kuno, rózgę dzierży.. Od djabła

gną się nad nami cienia, aż noc zapadnie i burzliwy świąt się uciszy i tętno życia ustanie i praca nasza się skończy. Tedy niech nam Pan w miłosierdziu i uprzejmości swojej

( Rozlega się silne uderzenie w okno. Dziewczęta rozbiegają się pod ściany, stojąc wystra­?. szone z wzrokiem wytężonym w stronę

Szczęście, że uciekając, jeszcze tę flaszczynę m ogłem ze sobą zabrać.. schow ajcie m nie

Jak zobaczy, że jej „lubczyk“ podynda, to jużciż będzie wołała mnie żywego jak tego na szubienicy (śmieje się, oficerowie także odpowiadają mu śmiechem, Skatinin

Tam rozkoszy on użyje Tam rozkoszy on użyje Wina, wody się napije Winaswody się napije.. Tam teś każę maszerować Tam tez