• Nie Znaleziono Wyników

Biskupi polskiego renesansu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Biskupi polskiego renesansu"

Copied!
34
0
0

Pełen tekst

(1)

PROFESOR UNIWERSYTETU JANA KAZIMIERZA

B I S K U P I

P O L S K I E G O R E N E S A N S U

L W Ó W 1938

N AKŁ AD i W Ł A S N O Ś Ć K. S. J A K U B O W S K I E G O

(2)

WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

lj06ff4fkj

Z DRUKARNI K. S. JAKUBOWSKIEGO WE LWOWIE

____________________

(3)

E poka renesansu i hum anizm u naw iązująca lak silnie do starożytności klasycznej w znow iła między innym i również instytucję tzw. m e c e n a t u k u l t u r a l n e g o , tj. opieki roztaczanej przez m oż­

nych nad wielką dziedziną k ultu ry duchowej i jej tw órcam i.

Odżyły wówczas świetne, w blaskach skąpane tradycje m ecenasow skie Grecji i Rzym u, szczególnie Rzymu epoki augustow skiej; a m iędzy w pływ ow ym i patronam i i światem ich klientów w ytw orzyła się ta piękna oscylacja, te idealne często (chociaż nie za­

wsze) węzły, którym k u ltu ra tych czasów zawdzię­

cza w znacznej mierze swój rozkw it i swoje n ie­

pospolite dzieła.

Renesansowy m ecenat rozw inął się naprzód i przede w szystkim w e W ł o s z e c h ; tutaj w y­

kształciła się teoria i p rak ty k a takiego protekto­

ratu, tu pow stały najw ażniejsze jego pierw ow zory naśladow ane później przez narody zaalpejskie. P od­

jęły się zaś we W łoszech tej m isji opiekuńczej

t r z y s f e r y : władcy i panowie świeccy, papieże

i dostojnicy Kościoła, wreszcie republiki włoskie,

Ij. potężny i św iatły patrycjat miejski.

(4)

4

O mecenacie świeckim nie będziemy tutaj m ó­

wić. W iadom o przecież, że począw szy od króla Roberta neapolitańskiego z XIV wieku, protektora Pelrarki, nie było ani jednego niem al księcia w ło­

skiego, który by nie patronow ał kulturze, nie m iał swego dw oru literacko-artystycznego, nie zazna­

czył się w dziejach um ysłow ości dziełami w arto ­ ściowymi, wyrosłym i z jego inicjatyw y. Za książę­

tam i udzielnym i szli ich doradcy, wysocy urzęd­

nicy, kondotierzy i m ożna szlachta.

W śród republik — rzecz to dobrze znana — praw dziw ą epokę w tym kierunku stw orzyła F lo ren ­ cja z kupiecko-bankierską rodziną M edyceuszów na czele, a do wyścigu z nią stanęły n ieb a w em : W ene­

cja, Genua i m niejsze, niezawisłe państew ka italskie.

Osobną, wielką karlę w dziejach renesansu po­

siada o p i e k u ń s t w o k u l t u r ą l n e p a p i e ż y i d o s t o j n i k ó w K o ś c i o ł a rzym skiego.

Na genezę jego złożyło się m om entów kilka:

z jednej strony działała p o t ę ż n a t r a d y c j a Ko­

ścioła średniowiecznego, który przez kilkaset lat dzierżył w swych dłoniach opiekę nad rozległymi obszaram i wszelkiej pracy duchowej i tej swojej dom eny żadną m iarą nie m yślał się zrzekać; z d ru ­ giej strony odzywało się we w ładcach Kościoła rzym skiego — podobnie ja k w cesarzach rzym skich niemieckiego naro du — p o c z u c i e d z i e d z i c t w a po sław nym im perium rzym skim , po tych jego przedstaw icielach, którzy opiekę nad k u ltu rą po­

czytyw ali za nieodłączny atrybut w ładzy cesarskiej

i za n atu raln y swój obowiązek.

(5)

cie. W chwili, gdy wśród narodów Południa i Za­

chodu zaczyna świtać renesans, gdy zw olna w y n u ­ rza się ze średniowiecza ta stanow cza odm iana ży­

cia i poglądu na świat, którą nazyw am y „odrodze­

niem “ — wówczas Kościół i niepospolite jednostki rządzące Kościołem chw ytają szybko inicjatyw ę w swe dłonie, przynajm niej w pew nych dziedzi­

nach, i stają w rzędzie p i e r w s z y c h o p i e k u ­ n ów' nowego kierunku.

Już dwTór i kancelaria ostatnich papieży awi- niońśkich m a pod tym względem niem ałe znacze­

nie; dopiero jed nak w iek XV, doba potężnych r u ­ chów kościelnych i soborów, staje się okresem właściwego pow staw ania i krystalizow ania się rene­

sansowego opiekuństw a papieży.

Inicjatorem* tej now'ej roli papiestw a jest M ar­

cin V, papież w ybrany przez sobór konstancjeński, a najw ybitniejszym i przedstaw icielam i wielkiej akcji m ecenasow skiej — Mikołaj V Parentucelli i Enea Silvio Piccolom ini, lj. Pius II. Za nim i pójdzie cały im ponujący szereg papieży renesansow ych XV i XVI wieku, z takim i osobistościam i, jak Sykstus IV, Juliusz II, Leon X.

P rzy kład papieży pociągnął za sobą dalsze w'arstwy w'ysokiego duchow ieństw a w ykształcone­

go w' now ym duchu, wychow anego w atmosferze

budzących się now ych pragnień i aspiracji. Niby

dalsze odgałęzienie m ecenatu papieży w yrobi

się więc ju ż w XV w ieku w ielostronny m ecenat

kardynałów , biskupów i wyższego duchow ieństw a,

(6)

6

przede w szystkim świeckiego. W śród patronów róż­

nych sfer twórczości i ku ltu ry w ystąpią w p urpurę odziane postacie kardynalskie Colonnów i O rsinich, Medicich i Bessarionów, Zabarellów , Cesarinich i Brandów.

A zaszlibyśm y ju ż stanow czo za daleko, gdy­

byśm y chcieli w ym ieniać, choćby w wyborze, owych biskupów W łoch i Francji, Niemiec i Anglii, N iderlandów i krajów pirenejskich, którzy tworzą w epoce renesansu jak b y jedną, ogrom ną rodzinę wielbicieli i orędow ników nowego kierunku.

W dziejach um ysłow ości i ośw iaty każdego z tych krajów działalność ówczesnego episkopatu i wyższego duchow ieństw a stanow i m om ent ważny i bogaty.

2. P olscy biskupi XV w ieku jako opiekunow ie kultury.

Jakżeż ta spraw a przedstaw iała się w Polsce?

Rola duchow ieństw a w h istorii ku ltury śred­

niowiecznej Polski była — ja k w iadom o — nie­

zwykle doniosła, po prostu przew odniczą, i to w stopniu znacznie wyższym aniżeli u narodów zachodnich, które posiadały równocześnie ugrunto­

w aną k ulturę rycerską czy m ieszczańską. W Polsce stan duchow ny — to przez długie wieki główny, niem al j e d y n y r e p r e z e n t a n t w szelkich d ą ­ żności na polu oświaty, główny w ychow aw ca n a­

rodu, nie tylko pod względem religii i m oralności,

ale i pod względem intelektualnym .

(7)

Z w yjątkiem kilku rodów świeckich w ielm o­

żów Małopolski i W ielkopolski, m ających z czasem pewne kon takty z zagranicą, cala ogrom na m asa społeczeństwa prow adzona jest wyłącznie p r z e z d u c h o w i e ń s t w o i za jego pośrednictw em otrzy­

m uje wszelkie hodźce kulturalne.

Dziwić się tedy nie m ożna, że i w chwili pierwszej recepcji renesansu i h u m anizm u w Pol­

sce nie kto inny, t y l k o d u c h o w n i są tych now ych kierunków apostołam i i przenosicielam i.

Przecież w ich rękach jest uniw ersytet i szkoły, oni dom inują w polityce, dyplom acji i kancelarii królewskiej, oni wyjeżdżają w poselstw ach zagra­

nicznych do W łoch i na sobory, odwiedzają po­

łudniow e uniw ersytety w poszukiw aniu wiedzy teologicznej, kanonistyczno-praw niczej (tj. w prawie kościelnym ), nawet medycznej.

Z rzędów duchow ieństw a — i tylko stąd — w ychodzą też u nas, praw ie bez w yjątku, wszyscy ci, których dotychczasow i badacze nazyw ają pierw ­ szym i zw iastunam i idei renesansow o-hum anistycz- nych w Polsce XV w .: Paw eł W łodkow ic z B ru­

dzenia, P iotr W olfram , J a n Długosz, dalej m istrz- m edyk i orator J a n z Ludziska, Grzegorz z Sanoka, Sędziwój Czechel i inni.

Za in icjatora i tw órcę polskiego opiekuństw a

kulturalnego w duchu now ym , a zarazem za pierw ­

szego w Polsce biskupa-m ecenasa uchodzi dotąd

Z b i g n i e w O l e ś n i c k i , sław ny biskup krak o w ­

ski i kardynał. Człowiek to jeszcze w całej pełni

średniowieczny, ostatni, pełen potęgi przedstaw iciel

(8)

kościelno-politycznego św iatopoglądu, ale w spra­

w ach k u ltu ry w rażliw y już na niektóre idęe idące z Południa, m iłośnik nowego stylu łacińskiego i historii, i — m im o całego kultu dla rzeczy swoj­

skich — protektor ludzi obcych. Takie jego czyny, jak opieka nad Uniwersytetem Jagiellońskim , próby reform y tej uczelni, piecza roztaczana nad dziejo- pisarską pracą Długosza i nad m istrzam i-literatam i Jagiellońskiej W szechnicy, jak założenie wielkiej bursy Jeruzalem w Krakowie, jak wreszcie ciekaw a korespondencja ze sław nym h u m an istą Eneaszem Sylwiuszem Piccolom inim oraz ożyw iona działal­

ność budow nicza — pasują Oleśnickiego istotnie na patriarch ę całego ru ch u mecenasowskiego wśród późniejszych biskupów polskich.

Ju ż jed n ak współcześnie z wielkim Zbignie­

wem dostrzegam y m iędzy episkopatem polskim t a k ż e i n n y c h , niezaw isłych od niego, a m ają­

cych swój w łasny w yraz i w łasne, znam ienne aspi­

racje. Z astanaw ia badaczy od daw na postać S t a n i ­ s ł a w a C i o ł k a , długoletniego urzędnika kancelarii Jagiełły, a później b iskupa poznańskiego, postać, jeśli idzie o stronę m oralną, z pewnością raczej ujem na niż dodatnia, bo karierowiczowska,- dw o­

racka, w ojująca nieraz jadow itym piórem . A jednak ten sam człowiek w ybija się jak o stylista kancela­

ryjny praw ie na europejską m iarę, jak o dzielny upraw iacz literatury retoryczno - fo rm u larzo w ej1),

ł) Literatura ta polegała na układaniu pięknych, wzoro­

wych dokumentów, dyplomów, listów, przemówień, różnych pism i wierszy okolicznościowych.

(9)

jako jednostka, pełna zainteresow ań dla historii, dla grom adzenia i redagow ania m ateriałów h isto ­ rycznych; przy tym jest niepoślednim poetą łaciń ­ skim, podobno i m uzykiem .

Albo taki G r z e g o r z z S a n o k a uw ażany do niedaw na za pierwszego polskiego h um anistę i czło­

wieka renesansu. Znam y tego arcybiskupa lw ow ­ skiego głównie z olśniewającej biografii 'napisanej przez W łocha Kallim acha, znam y właściwie tylko odbicie jego życia i osobowości w idealnym zw ier­

ciadle skonstruow anym przez obcego c h w a lcę ; a przecież — m im o iż ks. prof. Fijałek spędził Grzegorza z piedestału na rzecz Ja n a z L u dzisk a1) — dadzą się z tej biografii Kallimachowej wydobyć dla Grzegorza z Sanoka pewne rysy niem ylne.

A rcybiskup lw ow ski — to niew ątpliw ie w życiu swym c z ł o w i e k p r z e ł o m u z pew ną rozterką w duszy i jak b y naznaczony pewną rysą w yraźną na swym m oralnym obliczu. Rów nocześnie jednak uderzają w nim cechy dodatnie: jest doskonałym rządcą i gospodarzem swojej diecezji, postępow ym reform atorem obyczajów kleru i ludu, protektorem szkoły lwowskiej i franciszkańskiej pracy m isy jn ej;

sam człowiek w ykształcony ponad zwykłą miarę, piszący, usiłujący (często niezdarnie) naśladow ać pierw szych hum anistów , interesuje się Hlozolią i li­

teraturą klasyczną, opiekuje się h u m an istą Filipem K allim achem , zbiera uczone koło w swoim dom u

*) Ks. J. Fijałek, Mistrz Jakub z Paradyża i Uniwersytet Krakowski w okresie soboru bazylejskiego. Kraków, 1900.

(10)

10

i przy swoim stole. Ju ż współcześni pom aw iają go 0 kosm opolityzm , którym nasiąknął w zagranicz­

nych w ę d ró w k a c h ; a jed n ak jest w tym obrońcy biskupiego D unajow a przed T ataram i, w tym b u ­ downiczym zameczków i m iasteczek kresow ych coś z pierwszego polskiego b i s k u p a - k r e s o w c a , ty­

pu tak nam dzisiaj bliskiego.

I zasłużył sobie dopraw dy Grzegorz z Sanoka na to, aby portret jego wyjąć ju ż raz ze złotych ram K allim achow ych, oczyścić z nalotów i styliza­

cji, ale równocześnie i z wrogich sugestii nowszych badaczy, i ukazać tego człowieka takim , jak im był w r z e c z y w i s t o ś c i . Dla ku ltu ry ziem naszych południow o-w schodnich — tak mówi tradycja — rola jego nie była bez znaczenia.

Piękny przykład pracy kulturalnej k ardynała Zbigniewa wydaje owoce już w w ieku XV. Ciąże­

nie bogatej indyw idualności jego nad potom nym i było tak silne, że starano się naśladow ać go na in ­ nych polach, skoro nie m ożna było czynić lego w polityce. A dało się to tym łatwiej uskutecznić, że w drugiej połowie XV stulecia episkopat polski rekrutuje się już coraz częściej z ludzi w ykształco­

nych za granicą, z Padew czyków i Bolończyków, w racających do kraju z now ym i zam iłow aniam i 1 ożyw ionych chęcią działania.

W gronie biskupów czasu Kazimierza Jagiel­

lończyka i jego starszych synów' spotykam y kilka tak ich p o s ta c i: W ślady wielkiego Zbigniewa usi­

łuje w stąpić przede w szystkim b ratan ek jego,

Z b i g n i e w O l e ś n i c k i II, arcybiskup gnieźnień­

(11)

ski i podkanclerzy królestw a, żyjący w zażyłości z K allim achem , który jest jego zaufanym w spółpra­

cownikiem politycznym . B iskupam i o h um anistycz­

nym zakroju, a o przew ażnie dw orskim typie będą tacy ludzie, ja k arcybiskup J a n Gruszczyński, arcy­

biskup J a k u b z Sienna interesujący się sztuką, W ła ­ dysław O porow ski w ysyłający swych synowców do L ondynu i W łoch, czy b iskup-nom inat kujaw ski, M i k o ł a j L a s o c k i , co to w Rzymie uchodzi za Rzym ianina, a wspom aga głośnego G uarina z W e­

rony i śle m u młodzież polską do jego cyceroniań- skiej szkoły w Kenarze.

W hum anistycznym tow arzystw ie literackim , w tzw. Sodalitas Vistulana, założonej w Krakowie przy końcu XV w ieku przez K allim acha i Cellisa, gdzie czytano Platona, poetów' rzym skich i history­

ków' w łoskich, odnalazł ks. prof. Fijałek, badacz przenikliw y tych czasów, dwóch późniejszych arcy­

biskupów' lw ow skich, A n d r z e j a Ró ż ę B o ry s z e w - s k i e g o i B e r n a r d a W i l c z k a . Tw orzy się — jak widzim y — ju ż nowe pokolenie duchow nych, o innym , niż do niedaw na, typie um ysłowości, a lu ­ dzie ci pójdą potem po diecezjach i działać będą po m yśli now ych haseł epoki.

U przełom u XV i XVI w. zaznaczą się szczegól­

nie t r z y t a k i e o s o b i s t o ś c i , co do których w iadom ości nasze są obfitsze niż przy innych w ym ienionych powyżej. W szystkie trzy zw iązane znowu z osobą Kallim acha, tego prawdziwego w y­

chow aw cy pierwszych ludzi polskiego odrodzenia.

Na biskupim tronie k rakow skim siedzi wówczas syn

(12)

12

królewski, F r y d e r y k J a g i e l l o ń c z y k , nieod­

rodny w ychow anek swego włoskiego m istrza, czło­

wiek targany nam iętnościam i wieku, ale czynny na polu kultury. Do niego to woła U niw ersytet Jagiel­

loński o pom oc i opiekę w ciężkich swoich chw i­

lach, na jego dworze tw orzy się pierwsze w yraźne koło h u m a n is tó w : teologów, stylistów, medyków, profesorów, zostające w ścisłym porozum ieniu z drugim takim kołem na braterskim dworze Ja n a O lbrachta.

Z otoczenia przedwcześnie zmarłego F ry deryka wychodzą ci polscy biskupi, którzy w początkach następnego stulecia mieli ugruntow ać m ecenat w yż­

szego kleru polskiego. O bok F ry dery ka-k ard ynała dwaj inni reprezentanci e p isk o p a tu : jeden to P i o t r B n i ń s k i , biskup kujaw ski, bliski św. Kazimierzo­

wi Jagiellończykow i, a protektor i przyjaciel Kalli- m ach a; ten to biskup, którego K allim ach bardzo śmiało porów nyw ał z Lorenzem Medici, interesuje się gorliwie historią staw iając jej już now oży­

tne postulaty, a K allim acha n akłan ia do pisania dziejów Polski, w pływ a na jego twórczość, za co wdzięczny W łoch staw ia m u po zgonie piękny pom nik we W łocław ku.

Drugi — to M a c i e j D r z e w i c k i , który za­

pow iadał się świetnie, chociaż w dalszym , długim żywocie swoim może tych nadziei nie ziścił; ulu­

biony w ychow anek K allim acha, ja k b y syn-jedynak idzie za jego tru m n ą, redaguje jego poezje, kores­

ponduje z W aw rzyńcem W spaniałym i renesansi-

stam i w łoskim i, bierze udział w tych sym pozjonach

(13)

literackich, które W łosi i Niemcy urządzają w ogro­

dach k ra k o w sk ic h ; w arto by zbadać, jak później, jako rządca kilku diecezji, a w końcu prym as, dzia­

ła! na swoich stanow iskach, o ile interesow ał się spraw am i ku ltu ry i oświaty, o których śnił w m ło­

dości sny takie górne. Bo tak się jakoś dziwnie uciszył będąc jeszcze w sile w ieku swego.

Mówiąc o roli kulturalnej episkopatu w XV w., w okresie pierw szych świtów renesansu polskiego, m ieliśm y do czynienia — m im o w szystko tylko z j e d n o s t k a m i , chociaż dosyć licznym i. Jeśli­

byśm y szukali w tym w ieku jak ich ś linii wytycz­

nych, jakiegoś konsekw entnego działania na pew­

nym terenie, to znajdziem y jed n ą taką linię na pew no: t r a d y c j ę m e c e n a s o w s k ą e p i s k o - p a l u k r a k o w s k i e g o , która od Oleśnickiego idzie aż ku końcow i stulecia.

Na podtrzym anie jej i rozwój w pływ ają — prócz czynników w ym ienionych — także: znacze­

nie biskupów krakow skich jako kanclerzy uniw er­

sytetu, wpływ stołecznego K rakow a i atm osfera dw oru królewskiego, wreszcie częstsza niż gdzie in ­ dziej styczność z ludźm i z zagranicy i z prądam i przychodzącym i z Zachodu.

3. Episkopat p olsk i XVI wieku.

O braz rozległej, upow szechnionej i jak b y już

zorganizow anej działalności polskich biskupów na

polu k ultury duchow ej przedstaw ia dopiero wiek

XVI, ów praw dziw y wiek Polski renesansowej.

(14)

14

Sam a idea opieki nad k u ltu rą przeszła ze s t u ­ l e c i a p o p r z e d n i e g o , przeniesiona przez kilka jednostek w ybitnych, jak Ja n L ub lań sk i, P iotr T o ­ micki, Ja n K onarski czy E razm Ciołek, w ychow an­

kowie dw orów Fryderyka, O lbrachta i Aleksandra.

Rozkwit jej jednak i ustalenie się na tak znaczną skalę dokonały się dzięki w pływ om różnorodnym , często zm iennym , zależnie od biegu lat i danego m om entu dziejowego. Renesans znajduje się wtedy za granicą u swoich szczytów, w tej bogatej, św iet­

nej pełni, któ ra zapow iada ju ż bliskość przekw ita- nia. Zainteresow anie dla spraw kulturaln y ch op ano­

wało elitę w szystkich narodów Europy wchodząc coraz głębiej w krew całego życia publicznego i um y­

słowego. M ecenat papieży i kardynałów roztaczał najw iększe swoje blaski, stw arzał znakom ite dzieła.

W Polsce renesansow e dw ory obu Zygm untów i Rony, potem Ratorego, stają się ogniskam i w aż­

nych poczynań k u ltu ra ln y c h ; teraz dopiero po­

wstaje u nas praw dziw y m ecenat królew ski popie­

rający czynnie tych, co się do niego garną. W yja­

zdy za granicę, do uniw ersytetów czy dla poznania św iata, m nożą się z każdym rokiem osiągając oko­

ło 1570 r. swój p u n k t najw yższy. Do rywalizacji z dworem królew skim na polu popierania kultury poryw a się teraz i żywioł św ie ck i: m agnateria i bo­

gate, wpływow e m ieszczaństw o. W szystko to m u ­ siało oddziaływ ać pobudzająco na wyższy kler, k tó ­ rego dostojeństw o i potęga m aterialna rośnie ty m ­ czasem i wznieca am bicję odznaczania się i prze­

wodzenia w każdej dziedzinie społecznego życia.

(15)

rozszerzenia się w Polsce reform acji religijnej, pro­

wadzącej w łasną propagandę kulturalno-ośw iatow ą na polu szkolnictw a, ru ch u wydawniczego itd. - d u c h o w i e ń s t w o p o l s k i e czuje się zniewolone do w alki z niebezpieczeństwem , a więc i do dzia­

łalności pozytywnej, twórczej w k ierunku przeciw ­ nym . Akcja ta w zm acnia się zwłaszcza od soboru trydenckiego, od rozpoczęcia przez Kościół wielkiej kam panii z protestantyzm em oraz system atycznej pracy nad odrodzeniem życia katolickiego i kato ­ lickiej oświaty. Na tym tle powstaje w Polsce spe­

cjalny ruch episkopatu naszego, który w dziejach ośw iaty i um ysłow ości XVI w. odgryw a znam ienną rolę zasługującą na spraw iedliw ą i bezśtronną ocenę.

Działalność k u ltu raln a biskupów polskich XVI w ieku świetnie rozbudow ana za ostatnich J a ­ giellonów, um ocniona za Batorego, utrzym uje się, chociaż już w ograniczonym do szczególnych celów zakresie działania, jeszcze przez cały ciąg rządów Zygm unta III. Dopiero około połowy XVII w. — pod wpływem przesilenia oświatowego — następuje jej pow olny uw iąd i upadek.

4

.

W blaskach hum anizm u sw obodnego.

Mówiąc o polskich biskupach-m ecenasach zło­

tego w ieku odróżnić m usim y od razu d w i e w i e 1- k i e g r u p y .

Pierw sza, sięgająca od początku stulecia mniej

więcej po rok 1580 — to grupa b i s k u p o w - h u -

(16)

1(5

m a n i s t ó w t y p u w c z e ś n i e j s z e g o , ow ianych gorącym powietrzem renesansu włoskiego, zajm u­

jących względem nowej k u ltu ry stanow isko wyznaw- cze, entuzjastyczne, nie krępow ane często żadnym i względami. W ychow ani we W łoszech, w prom ie­

niach now ych dążeń epoki, zapatrzeni w niedo­

ścigłe — ja k sądzili — w zory starożytności, prze­

siąknięci now ym i form am i życia, usiłow ali oni rea­

lizować potem swe zam ysły w ojczyźnie, naślad u­

jąc pod tym względem przykłady obce.

Tw orzą ci biskupi na terenie Polski w spaniały szereg pełnych zapału opiekunów kultury, szereg, którego nie pow stydziłyby się naw et W łochy, a tym bardziej żaden z krajów zachodnich. Na ży­

ciu ich widoczna często niejedna skaza, ho może nadto byli ludźm i wedle przykazania renesanso­

wego i nic ludzkiego nie było im obce; może zbyt silnie odbiły się na niektórych z nich przyw ary w ieku i am bicja wygórow ana, pryw ata, chęć użycia ś w ia ta : jego dóbr doczesnych, skłonność do intryg politycznych, czasem i chw iejność su m ien ia; zrów ­ now ażyli to jed n ak swoją pożyteczną, a nieraz w prost św ietną pracą około podniesienia poziom u umysłowego w narodzie, około wielkiego siewu oświaty, który i w artościom m oralnym wyszedł później na korzyść.

C entralnym terenem działalności t e j p i e r w ­ s z e j g r u p y pozostaje dalej K r a k ó w , chociaż teraz już i inne stolice diecezjalne zaczynają w ysu­

wać się z cienia i nabierać własnego w yrazu.

U episkopatu krakow skiego zastanaw ia atoli za-

(17)

równo ciągłość i konsekw encja działania jak i sze­

roki zakrój tej akcji trwającej przez półtora stule­

cia bez przerwy. '

Przypatrzm y się postaciom tych krakow skich b iskupów -m ecenasów !

5. Na krakow skiej stolicy.

Pierw szy zaraz biskup XVI w., J a n K o n a r - s k i, zasługuje na uwagę, chociaż nie odznacza się ani zbytnią energią, ani tą siłą przekonania, która cechuje jego następców. Rozpoczyna — jak o k a n ­ clerz uniw ersytetu — upartą w alkę o reformę W szechnicy Jagiellońskiej, w czym popierają go młode żywioły spośród profesorów i k ap itu ły ; co zaś zaciekaw ia, że w alka ta prow adzona jest w ci­

chym porozum ieniu z Jan em L ubrańskim , b isk u­

pem poznańskim , Piotrem Tom ickim , biskupem przem yskim , i Maciejem Drzewickim , biskupem k u ­ jaw skim , a to dowodzi niedw uznacznie, że istnieje już pew na solidarność działania u biskupów -hum a- nislów. K onarski, m im o opozycji uniw ersytetu, nie ustępuje, rzuca naw et klątw ę na starszych m agi­

strów, ostatecznie jed n ak reform y nie przeprow a­

dza, a ze słabych ju ż jego dłoni przejmuje tę ideę następca jego P i o t r T o m i e k i.

Jeśli K onarski uczynił ju ż pewien wyłom w uniwersytecie w prow adzając tam na profesora poetę-hum anistę Rudolfa Agrikolę i popierając re ­ form atorskie dążenia m edyka Macieja Miechowity, to Tom icki, najpełniejszy typ polskiego biskupa re­

Ł ein p ick i, B iskupi p o lskiego ren esan su .

2

(18)

nesansu, posunie się znacznie dalej. W ykształcony za granicą, h u m anista w życiu i przekonaniach, znakom ity dyplom ata i polityk, pan w każdym calu — w ylatuje niepospolitym i swym i zaintereso­

w aniam i daleko poza granice kraju. Z rozległą, re ­ nesansow ą republiką uczonych, z Łazarzem Bona- mico, Sikkardem , Kochlaeusem, a szczególnie ze sław nym Erazm em z Rotterdam u łączą go ożywio­

ne stosunki. W szakże to E razm powiedział o T o ­ m ickim , że jest jak b y przez Boga stw orzony dla dobra ludzi i dla korzyści publicznej.

Zakres działalności kulturalnej Tomickiego, którą najdokładniej scharakteryzow ał biograf jego, Hozjusz — jest lak wielki, tak w szechstronny, że nikt dotąd nie zdobył się u nas na syntetyczne jej przedstaw ienie, chociaż istna kopalnia szczegółów spoczywa zarów no w tzw. „Acta Tomiciana“ jak i w innych źródłach współczesnych. Bo Tom icki, m im o naw ału prac kanclerskich i biskupich, m im o nierównego usposobienia i słabego zdrowia, nie ograniczał się nigdy w swych aspiracjach mecena- sow skich, ale nadaw ał im lot coraz szerszy. Jak o kanclerz uniw ersytetu dążył stale do jego zrefor­

m ow ania, w prow adzając tutaj nie tylko doskonałą łacinę, ale także w ykłady greki i hebrajszczyzny, a więc wszystkie hum anistyczne tres linguae, nadto praw o rzymskie.

Na dworze swoim biskupim utrzym yw ał szkołę pałacow ą dla swoich krew niaków i m agnackich sy­

nów, których nauczali tu sam i h u m an iści; młodzież

uboższą kształcił m asow o w kraju, a potem nie

(19)

szczędził stypendiów na w ysyłanie jej do Italii, ku podziw owi sam ych W łochów , którzy pytali nie­

raz, „co by to był za biskup Piotr, co sam jeden na tyle m łodzieży łoży ustaw icznie, a hojnie“.

Dbał też wielki biskup krakow ski o w ychow a­

nie intelektualne kleru popierając tylko w ykształ­

conych; jeśli zaś idzie o naukę i literaturę, to nie było w ówczesnej Polsce a n i j e d n e g o w ybitniej­

szego pisarza, ani jednego uczonego, który by nie pozostaw ał w stosunkach z Tom ickim , nie cieszył się jego opieką, hojnością, protekcją; z jego to ręki w ychodzą: Andrzej Krzycki, Ja n Dantyszek, Stani­

sław Hozjusz, Stanisław Górski, aby wym ienić tyl­

ko kilku najbardziej zn an y ch ; także hum anistyczny żywioł obcy, w łosko-niem iecki, skupiał się przy jego boku.

Otaczał też Tom ickiego wielki dw ór literacko- artystyczny, w zór dla tych dw orów biskupich, które pojaw iać się będą p ó źn iej; płynęły ku bisku ­ powi krakow skiem u s e t k i d e d y k a c y j , setki ofiarow anych m u książek, a poeci łacińsko-polscy opiewali jego życie, czyny i śmierć.

Jak o kanclerz zyskał sobie imię ojca i w zoru w szystkich kanclerzy, a listy nie tylko jego własne, ale jego urzędników i sekretarzy, należą do n aj­

piękniej pisanych wtedy w Europie. Tom icki stw o­

rzył w kancelarii królewskiej praw dziw ą pod tym względem szkołę.

Ja k opiekow ał się nau ką i literaturą, m edy­

cyną i astronom ią, tak też liczne węzły łączyły go

z dziedziną s z tu k i; świadczy o nich w spaniała k a ­

(20)

2 0

plica i grobowiec Tom ickiego na W aw elu, świadczy fakt, że na jego usługach pozostaw ali: Bartłomiej Berecci, Gian M aria Padovano, H ans Yischer, a może i H ans Durer, nie m ów iąc ju ż o artystach polskich.

Przykład Tom ickiego działał na dalsze czasy jak niegdyś przykład Oleśnickiego na wiek XV.

Słusznie powiedział o nim Kazimierz M orawski, że

„gasił światła, które były grom nicam i um ierających wieków, a zapalał nowe, które m iały być jutrzenką i św item “. Po Tom ickim zabłysł na krótko, jak jasn y meteor, na krakow skim tronie J a n C h o ­ j e n s k i, opiekun uczonych i uczącej się młodzieży, w spom inany polem długo jak o mąż w yjątkow y i m ecenas najszczęśliwszy.

Przychodzi potem P i o t r G a m r a t , którego postać okryta cieniam i zausznictw a Bony, lekko­

myślności i swobodnego życia, doczekała się nie­

daw no pewnej rehabilitacji. Próbuje się dzisiaj bro­

nić Gam rata, w ydobyw ać z iście renesansowej po­

staci tego biskupa-dw oraka rysy dodatnie nie za­

przeczając bynajm niej rysom ujem nym ; wszakże

len sam, osław iony przez Stanisław a Górskiego

i innych współczesnych, Gam rat, zabiegał gorliwie

o podniesienie U niw ersytetu Krakowskiego, popierał

zwłaszcza studium praw a rzym skiego, ściągnął do

Polski sławnego Piotra Rojzjusza, H iszpana, praw ­

nika i poetę; na głośnym synodzie swoim z r. 1542

naw oływ ał episkopat polski, jak o prym as, do stałej,

unorm ow anej pom ocy finansowej dla uniw ersytetu

w celu odświeżenia go now ym i siłam i, a uchw ała

(21)

tego synodu, długo nie spełniana, zaw isa przez kil­

kadziesiąt lat XVI w ieku jako memento i jak o w y­

rzut sum ienia nad biskupam i polskim i.

Ciekawie kontrastuje z Gam ratem następca jego S a m u e l M a c i e j o w s k i , ów „Sokrates polski“, ja k go nazyw a Górnicki, po Tom ickim najsym ­ patyczniejszy przedstaw iciel biskupiego m ecenatu w tym stuleciu. Dwór krakow ski Maciejowskiego i jego letnia rezydencja w P rąd n ik u stają się około połowy wieku, w sam ym zenicie polskiego rene­

sansu, ostoją życia intelektualnego kół h u m a n i­

stycznych. Atmosferę w ykw intną, praw ie południo­

wą, tego dw oru przedstaw ił nam Górnickiego

„D w orzanin P o lski“, którego akcja odgrywa się w P rąd niku , niby w jak im ś polskim U rbino czy Ferrarze. W stosunku do uniw ersytetu był kanclerz M aciejowski, w ykształcony kaznodzieja, m iłośnik języka narodowego, konty n u atorem zam ysłów T o ­

mickiego. Sprow adzał do K rakow a obcych uczo­

nych każąc Illicynowi W łochow i w ykładać grekę, a Stankarow i hebrajszczyznę, i przyczynił się walnie do tego, że za jego rządów Szkoła Jagiellońska na krótko óżyw ionym zapłonęła blaskiem . A jeśli po zgonie M aciejowskiego k apituła k rakow ska p osta­

wiła na synodzie piotrkow skim w niosek, aby bi­

skupi i kapituły kształciły wszędzie swoim kosztem młodzież, a potem w ysyłały ją do W łoch i F ra n ­ cji —- to w ystąpienie to było na pewno owocem posiewu biskupa Samuela.

Nie m ożem y w daw ać się w coraz obfitsze

szczegóły. Przypom nijm y więc tylko, że następca

(22)

Tl

Maciejowskiego A n d r z e j R a d w a n Z e b r z y ­ d o w s k i , uczeń wielkiego E razm a z Rotterdam u i Anglika L eonarda Coxa, m a także swoją niepo­

ślednią kartę w historii k ultury i m ecenatu. Uczo­

ny i pełen zainteresow ań naukow ych, w ym ieniał m yśli z h u m anistam i zagranicznym i, w ychow yw ał i kształcił największego filologa polskiego XVI wie­

ku, Andrzeja Patrycego Nideckiego, późniejszego biskupa wendeńskiego na Żm udzi, opiekow ał się Orzechow skim , Górnickim , M ariciusem, Benedyk- lem z Koźmina, naw et L ism a n in e m ; otaczał się w Krakowie ludźm i polskim i i obcymi, reprezentu­

jącym i nowe elem enty w dziedzinie życia um ysło­

wego. Nie jest postacią tak dodatnią, ja k Tom icki lub M aciejowski, ale dziedzictwo po nich podtrzy­

m ywał godnie i z powagą.

Dwaj następni władcy stolicy krakow skiej, F i- l i p P a d n i e . w s k i i P i o t r M y s z k o w s k i , za­

chow ali się w pamięci potom nych choćby dzięki tym pięknym strofom, które poświęcił im Ja n z Czarnolasu. Dwór Padniew skiego żyje w szystkim i swym i drgnieniam i we „F rasz k a c h “ i „Foricoe- n iac h “ Kochanowskiego, lak sam o ja k w łaciń­

skiej muzie Piotra Rojzjusza; M yszkowskiem u znowu postaw ił Kochanow ski najgodniejszy pom nik w prześlicznej dedykacji „P sałterza“, gdzie w sło­

w ach szczerych i nieudanych sławi tego biskupa jak o najlepszego i najbardziej rozum iejącego ze swoich mecenasów.

P a d n i e w s k i , w ychow anek W łoch, sam pi­

sarz i auto r biograficznych elogiów (życiorysów po­

(23)

i w ykw intny stylista, u m arł dość młodo, owiany zawsze tą sam ą h arm o n ią i pogodą renesansowego człow ieka; M y s z k o w s k i żył długo, zdziwaczał i zasklepił się na starość, oddany obok spraw ko­

ścielnych grom adzeniu m ajątku dla swoich nepo- tów. W pełni swoich lat i rządów biskupich obaj ci książęta Kościoła położyli atoli wielkie zasługi dla kultu ry um ysłowej Polski, a dw ory ich były ogniskam i życia renesansowego i dążności h u m an i­

stycznych. „T ak się lo książę w uczonych ludziach koch ało “ — pisze jeden ze współczesnych autorów o Padniew skim — „że i jurgielty od niego wielkie m iewali, i nie tylko u stołu, ale niem al ustaw icznie przy nim bywali. Siedział z senatoram i i rycer­

stwem u stołu jego wielki on Sokołowski, Górski, Patrycy, N ovicam pianus, Benedykt Herbest, Stani­

sław Zaw adzki Picus, m ówca we wszystkiej E u ro ­ pie wtedy bardzo sławny. T utaj o tajem nicach nie­

bieskich, to o Rzeczypospolitej dyskursy rozm aite wnoszą, tak że drugi owych m ędrców Korony Pol­

skiej raczej słuchać niźli jeść wolał. Z nim do Bo- żęcina, by do T usculum , roku każdego jeździli;

tedy swoją bibliotekę dziw nie bogatą mając, po społu się, przez kilka niedziel, greckich i łacińskich rzeczy pilnych czytaniem i o nich dysputow aniem zabaw iali.“

Ze starością Myszkowskiego załam uje się jednak

jednolita dotąd, pełnorenesansow a linia protektoratu

kulturalnego biskupów krakow skich. Ci, co po nim

przyjdą, będą należeli już do g r u p y d r u g i e j .

(24)

24

6

.

W łodarze innych diecezji.

Nie sam K raków jednak w ypełniał w XVI w.

kartę zasług episkopatu polskiego w dziedzinie k u l­

tury. Przeciwnie, m ożna by nakreślić c a ł ą m a p ę lej działalności, obejm ującą wszystkie ważniejsze diecezje państw a polsko-litewskiego, i na tej m apie pooznaczać odpowiednio nasilenie i długotrwałość w ysiłków episkopatu idących w tym kierunku.

Najsilniejszym i po Krakowie barw am i zagrałaby wtedy arcybiskupia m e t r o p o l i a g n i e ź n i e ń ­ s k a podtrzym ująca i na tym polu poczucie swego prym atu ; za nią poszłaby z kolei stolica p o z n a ń ­ s k a , dalej k u j a w s k o - w ł o e ł a w s k a i p ł o c k a , wreszcie arcybiskupia I w o w s k a. O drębną a ch a­

rakterystyczną lizjognomię ukazałaby stolica w a r - m i ń s k a . Z honorem wyszedłby bliski Lw ow ow i P r z e m y ś l , a naw et mniejsze diecezje, jak Chełm ­ no, Chełm czy Łuck.

Nie trzym ając się w spom nianego podziału, który zaprow adziłby nas do szczegółów, zwrócim y się znow u do o s o b i s t o ś c i .

W Gnieźnie w początkach XVI w. zasiadał na stolicy arcybiskupiej J a n Ł a s k i , człowiek o obli­

czu odm iennym od w spom nianych biskupów rene­

sansow ych, potężny ryw al Tomickiego, zw olennik k ierunku narodowego w polityce, bojow nik reform y Kościoła i życia duchow nych, mąż stanu o olbrzy­

m im na swój czas autorytecie. W historii k ultury

polskiej ma on niepoślednie znaczenie nie tylko

dzięki swej ożywionej akcji synodalnej, ale także

(25)

łikacyjnym jak o tw órca tzw. Statutu Łaskiego i w ażnych zbiorów postanow ień Kościoła polskiego.

Słynie również jako opiekun młodzieży, którą utrzym yw ał na n au k ach w Krakowie i we W ło­

szech. Nie roztaczając szczególnych blasków mece- nasow skich świadczył Ł aski wiele uczonym , kore­

spondow ał z Erazm em z Rotterdam u, a w otocze­

niu swoim i w otoczeniu ukochanego bratanka, Ja n a Łaskiego młodszego, późniejszego herezjarchy, grom adził łudzi pióra, literatów , hum anistów . Z je­

go dworem zw iązany był silnie m łody Hozjusz i m łody Modrzewski, pod jego protekcją kształciło się to młode pokolenie Ł askich, które — m imo całej swojej aw anturniczości — m iało później ode­

grać w ażną rolę w naszej kulturze, a naw et lite­

raturze.

Po Łaskim w kraczają na stolicę gnieźnieńską biskupi-hum aniści. Rozwinie więc opiekę nad n a ­ uką i literaturą prym as A n d r z e j K r z y c k i, sio­

strzeniec Tom ickiego, sam znakom ity poeta łaciń- sko-polski, protektor laurów Janickiego, przyjaciel zagranicznych hum anistów , m arzący o sprow adze­

niu E razm a do Polski i o naw róceniu Melanchto- na; podtrzym ują tę tradycję i inni prym asi, jak typow y biskup renesansu J a n L a t a l s k i czy P i o t r G a m r a t.

P iękną a m ało znaną postacią jest arcybiskup

gnieźnieński J a n P r z e r ę b s k i , twórca szkoły

biskupiej w Skierniewicach, w której hum aniści,

jak Benedykt H erbest i Grzegorz z Sam bora, byli

(26)

26

nauczycielam i; ten sam Przerębski, którego synody zasłużyły się tak bardzo około ośw iaty i U niw er­

sytetu Krakowskiego.

W P oznaniu na pierwsze miejsce wybija się działalność J a n a L u b r a ń s k i e g o , ucznia h u ­ m anistów F ranciszka Filelfa i Ja n a Argyropula, korespondenta w eneckich d ru karzy M anucjuszów, a tw órcy sławnego „L u b ran scian u m “ w Poznaniu, które m iało ryw alizow ać z Akadem ią K rakow ską i stać się gorejącym ogniskiem h u m anizm u w Wiel- kopolsce. W tej to szkole, k tóra rozkw itła głównie dzięki następcy L ubrańskiego, L a t a l s k i e m u , nauczali w ybitni Niemcy i W łosi, z tej szkoły w y­

szedł Janicjusz i wielki polski lekarz hum anista, Jan Strusiek, tw órca nau k i o pulsie.

Na stolicy płockiej siedział w początkach XVI w ieku E r a z m C i o ł e k , św ietny polski dy­

plom ata, poseł do trzech papieży, A leksandra VI, Juliusza II i Leona X, h u m an ista czystej w ody;

w yjaśniono niedaw no jego zasługi k ulturalne i skre­

ślono profil duchow y tego biskupa renesansowego, który otaczał się W łocham i i H iszpanam i, w pro­

wadził pierwszy studia greckie na Uniwersytet K ra­

kowski, opiekow ał się historykiem Piernatem W a- pow skim i poetą M ikołajem z Hussowa, tworzył piękne budowle i w spaniale ilum inow ane księgi, a w Rzymie roztaczał dokoła siebie przepych nie­

zwykły i im ponow ał swoim wykształceniem .

Spośród biskupów kujaw skich XVI w. na pierw ­

sze miejsce w ysuw a się po Andrzeju Zebrzydow-

(27)

skini przede w szystkim S t a n i s ł a w ' K a r n k o w - s k i , późniejszy prym as, jed n a z najpotężniejszych postaci episkopatu polskiego.

7. P rotektorow ie hum anizm u katolickiego.

Z K arnkow skim w chodzim y już jednak w k r ą g d r u g i , w tę grupę polskich biskupów- m ecenasów XVI w., która m a ju ż oblicze inne od Tom ickich, L ubrańskich, Ciołków i Padniew skicli.

Mam tu na m yśli grupę biskupówr-hum anistów t y p u k o n t r r e f o r m a c y j n e g o , t r y d e n c k i e ­ go, ś c i ś l e k a t o l i c k i e g o . Można ich nazw'ać biskupam i katolickiego odrodzenia na gruncie Polski.

Stworzył ten kierunek i na czele jego stanął wielki k ardynał i biskup w arm iński, S t a n i s ł a w H o z j u s z . Nasi historycy k ultury traktow ali nie­

raz tę grupę biskupów dość jed n o stro n n ie ; w idzia­

no w nich przede w szystkim przedstaw icieli reakcji katolickiej występującej przeciw protestantyzm ow i pojm ow anem u u nas nieco rom antycznie, w idziano w nich reprezentantów' konserw atyzm u i nietole­

rancji, a protektorów' tych jezuitów', którzy — jak to się dawniej m ówiło — „zgubili Polskę“. Nie starano się natom iast w nik n ąć w yjaśniająco a bez­

stronnie w m otyw y działania całego tego kierunku, a tym bardziej nie próbow ano zbadać dokładniej tej roli, którą potrydencka grupa biskupów' ode­

grała w kulturze i oświacie polskiej XVI w.

Podkreślim y tutaj k u l t u r a l n ą r o l ę tej

grupy.

(28)

28

Grupa biskupów polrydenckich, do której prócz Hozjusza należeli: Stanisław K arnkow ski, Marcin Kromer, kard y n ał Jerzy Radziwiłł, biskup wileński W alerian Protasewicz, biskup kujaw ski Hieronim Rozrażewski, arcybiskup lwowski J a n D ym itr Soli- kowski, dalej kard ynał R ernard M aciejowski, W a­

wrzyniec Goślicki, Jerzy Zam oyski, Marcin Szysz- kow ski i inni — położyła przede w szystkim nie­

wątpliwe zasługi na polu s z k o l n i c t w a . Z jej to inicjatyw y biskupi i synody diecezjalne zajęły się gorliwie różnym i rodzajam i szkół norm ując stosu­

nek i obow iązki duchow ieństw a wobec tych za­

kładów.

Przede w szystkim zwrócono uwagę na zosta­

jące w rękach kleru s z k o l n i c t w o n a j n i ż ­ s z e , parafialne, do którego w epoce h um anizm u najm niej przykładano w a g i; sieć tego szkolnictw a rozszerzono teraz na wielką skalę, podniesiono po­

ziom nauczania i stosunki m aterialne w licznych szkółkach m iejskich i wiejskich. Prot. Stanisław Kot w pracy o m ałopolskim szkolnictw ie parafial­

nym stw ierdza w yraźnie, że stało się to w łaśnie na przełomie XVI i XVII w. i że wizytacje biskupie odegrały w tym rolę decydującą.

Także s z k o l n i c t w o ś r e d n i e doznało po­

parcia ze strony tego odłam u episkopatu. Nie tylko bowiem podniesiono zaniedbane nieraz szkoły kate­

dralne, ale dokonano przede w szystkim ujednostaj­

nienia t y p u s z k o ł y ś r e d n i e j , hum an istycz­

nego gim nazjum w Polsce. Zaczął tę akcję już.

dawniej ks. Renedykt Herbesl z braćm i swoimi

*

(29)

szkołjr średnie we Lwowie, Krakowie i P o z n a n iu ; przeprow adzili ją ostatecznie jezuici stw arzając jed­

nolity typ szkoły-kolegium ; a zapom inać nie n a­

leży, że szkolnictw o jezuickie w XVI i początkach XVII w. nie jest tym, czym stało się później, że szkoła jezuicka była w tym pierwszym okresie swego rozwoju szkołą w duchu epoki, h u m an i­

styczną, postępow ą, m odną, zużytkow ującą h u m a­

nizm dla celów w ychow ania katolickiego, nie go­

rzej niż protestanci zużytkow ali go dla celów pro­

testanckich. Tem u sam em u episkopatow i zawdzię­

cza wreszcie pow stanie swoje A k a d e m i a W i- l e ń s k a , o której biskup W alerian Protasew icz m yślał już za czasów Zygm unta Augusta, w łaści­

wego twórcy Uniwersytetu W ileńskiego.

Osobny rozdział w pracy oświatowej episko­

patu potrydenckiego stanow i poczynający się teraz rozwój s z k o l n i c t w a d l a d u c h o w n y c h , za­

kładanie sem inariów diecezjalnych, zw iązanych z konw iktam i, bibliotekam i i t d .; m iało to swoje znaczenie nie tylko dla zadań ściśle kościelnych, ale i dla podniesienia poziom u intelektualnego pol­

skiego kleru.

P odtrzym ują również ci biskupi w ciągu dal­

szym tradycyjną opiekę nad kształcącą się m ło­

dzieżą śląc ją czy to do kolegiów jezuickich, czy do Krakowa, a potem do W łoch, głównie do Rzy­

m u ; ńinożą się fundacje burs dla m łodzieży i sty­

pendiów . Na dw orach wielu członków ówczesnego

episkopatu, przy dw orskich nauczycielach i w k a n ­

(30)

celariach, uczyła się młodzież m agnacka i szla­

checka.

Nie ustaje również k o n t y n u a c j a d z i a ł a l ­ n o ś c i m e c e n a s o w s k i e j ; u trzym ują się dalej dw ory czy koła literacko-artystyczne w otoczeniu bisk u p ó w ; a chociaż charak ter ich jest niew ątpli­

wie hardziej ekskluzyw ny, węższy, ściśle praw o­

wierny, chociaż wśród tych klientów biskupich przew ażają teraz pisarze duchow ni i literaci, zw ią­

zani z Kościołem — (o jed n ak m ecenat ten przy­

czynia się w ydatnie do rozwoju piśm iennictw a (i to nie tylko religijnego), tak sam o ja k do rozwoju sztuki, głównie kościelnej.

Są to wszystko w alory, nad którym i n ajh ar­

dziej liberalny badacz nie mógłby przejść do po­

rządku dziennego, a szczegółowe b adania działal­

ności takich biskupów , jak K arnkow ski, Hiero­

nim Rozrażewski, Bernard Maciejowski, nie m ówiąc już o Hozjuszu, w ykazują, jak wiele pożytecznych rzeczy zapisać należy spraw iedliw ie na ich konto.

Biskupi polskiej kontrreform acji, chociaż psychiką swoją odm ienni od tam tych entuzjastycznych rene- sansistów z pierwszej połowy XVI w., u t r z y m u j ą s w o j ą r o l ę k u l t u r a l n ą d a l e j na wysokim poziomie.

H o z j u s z nie tylko sprow adził jezuitów , zało­

żył kolegium i sem inarium w B runsberdze i h u m a ­

nistyczną szkołę w Elblągu, nie tylko opiekow ał

się całym szkolnictw em prusko-pom orskim , a wśród

swoich klientów literackich m iał ludzi takich, jak

M arcin Kromer, Stanisław Reszka, Ja k u b Górski,

(31)

i działacz, pierwszorzędne nazw isko w europejskiej katolicko - hum anistycznej republice. Jego nazw i­

sko — powiedzm y szczerze — należy do tych kil­

kunastu zaledwie nazw isk, które im ieniu polskiem u dały obywatelstwo w całym świecie. Dzieła Kro­

m era i Goślickiego czytane były daleko poza grani­

cam i kraju. A wielki polityk i znakom ity pisarz Stanisław K arnkow ski korespondujący z całą E u ­ ropą, arcybiskup lwowski Solikowski, którem u Lipsius, T u rn er czy C asaubonus oddają wielkie pochwały, św iatow iec Rozrażewski, dla którego nie m a granic m iędzy krajam i i językam i europejskim i, kardynałow ie Radziwiłł i Bernard Maciejowski, nie tylko wrogowie protestantów , ale i protektorow ie uczonych i literatów — to także szereg nazw isk godnie stających obok Hozjuszowego.

8. Z a słu g i

episkopatu ren esan sow ego w P olsce.

Przebiegliśm y okres praw ie dw ustu lat ch a ra k ­ teryzując pokrótce kierunki, ludzi i ich czyny. Mó­

wiliśm y tylko o jednostkach w ybitnych pom ijając te, które stały w dalszych szeregach.

Dobiegając do końca stw ierdzić możemy, że wśród biskupów epoki odrodzenia w Polsce trudno dopraw dy znaleźć człowieka wybitnego, który nie m iałby w dziejach ówczesnej naszej k u ltu ry um y­

słowej swojej ważkiej pozycji.

W yjątkow o praw ie przesuw ają się przez te

czasy osobistości m ałoznaczne, nie zajm ujące się

(32)

spraw am i kulturalno-ośw iatow ym i, a oddane bądź cichej, skrom nej pracy dla Kościoła, bądź swoim osobistym am bicjom czy interesom . T akim w yjąt­

kiem będzie prym as Dzierzgowski, czy niew ykształ­

cony biskup chełm iński Lubodzieski, którego k a n ­ clerzem kazano być sław nem u hum aniście M ariciu- sowi z Pilzna, czy pogromca Orzechowskiego Dzia- duski, biskup przem yski, czy jeszcze k ilk u innych.

E piskopat polski epoki renesansowej w całości swojej jest zespołem ludzi w ykształconych, często wysoko w ykształconych i uczonych, a co za tym idzie, rozum iejących rolę ośw iaty w narodzie.

Nie m a takiej dziedziny w ówczesnym życiu um ysłow ym Polski, aby przedstaw iciele episkopatu polskiego nie mieli w niej swojej części poważnej i zaszczytnej. W polityce szereg kanclerzy i pod­

kanclerzych z Tom ickim , Sam uelem Maciejowskim, Padniew skim i M yszkowskim na czele, ponadto tacy mężowue stanu, ja k K arnkow ski, a naprzeciw niego prym as J a k u b U c h a ń s k i , człowiek nie­

słychanej am bicji, zw olennik kom prom isu z refor­

m acją i Kościoła narodowego, a także pełen zainte­

resow ań k ulturalnych, opiekun i przyjaciel uczo­

nych i literatów .

W śród pierwszych now ożytnych dyplom atów i am basadorów polskich w idnieją nazw isk a: b i­

skupa w arm ińskiego J a n a D a n t y s z k a , posła polskiego na dworze cesarskim i w Hiszpanii, P i o t r a D u n i n a W o l s k i e g o , biskupa płockie­

go, trawiącego całe lata za granicą w służbie dy­

plom atycznej, a dalej Solikowskiego, Adam a Ko-

(33)

p o e c i: Krzycki i D antyszek, historycy Krom er i Solikow ski, znakom ity iilolog l)iskup w endeński Andrzej P atrycy Nidecki, isarze kościelni, jak Ho- zjusz, K arnkow ski, kaznodzieje, ja k Sam uel Macie­

jow ski czy b isk up kam ieniecki Leonard Słończew- sk i; wielcy styliści, jak Tom icki i Padniew ski.

Są m iędzy tym i ludźm i różnice i rozbieżno­

ści. Jedni byli — jak już zaznaczono — pełnym i ludźm i renesansu i stąd w ynikła ich szeroka, en­

tuzjastyczna działalność kulturalna. Inni przyszli do głosu w okresie ciężkich zm agań religijnych i stąd ich ch arak ter biskupów wojujących, b isk u ­ pów -zelotów , żarliw ych synów odnawiającego się Kościoła.

Na życiu jed nych b u jn a epoka renesansu zosta­

wiła swoje rysy, ja k u Uchańskiego, Padniew skiego, E razm a Ciołka, J a n a Drohojowskiego czy Szym o­

na Ł ugow skiego; drudzy zadziw iali współczesnych czystością życia i niezłom nością w yznaw stw a, jak Hozjusz, Radziwiłł lub Rozrażewski. Stawali też często przeciwko sobie i zwalczali się nawzajem , bo byli ludźm i żywym i, którym przyszło działać w epoce ciągłych starć i walk, lak w sferze inte­

resów politycznych jak i w sferze sumień.

Łączyło ich w szystkich atoli jed n o : g ł ę b o ­ k i e p o c z u c i e potrzeby i obow iązku działania na polu ku ltu ry i oświaty, na polu umysłowego i w ogóle duchowego podniesienia narodu.

W zięli zaś to poczucie z tych sam ych źródeł:

z hum anizm u, na którym w ykarm iły się ich umy-

Ł em p ick i, B iskupi polskiego ren esan su

(34)

34 l/L ()]?

sły, i z prastarej, odwiecznej tradycji Kościoła k a­

tolickiego, która kazała biskupom być opiekunam i szkół i ludzi piszących.

Można naw et powiedzieć, że wśród biskupów polskich tej epoki krążyła ta tradycja m ecenatu kulturalnego jak j e d n a k r e w w rodzinie, prze­

chodząc ja k b y z ojca na syna. Bo przecież w ycho­

w ankam i Tom ickiego byli: Krzycki, Sam uel Macie­

jow ski, Padniew ski, Przerębski; u Przerębskiego w ychow yw ał się M yszkow ski; K arnkow ski był opiekunem Bernarda Maciejowskiego, Hozjusz wy­

szedł z dworów Tomickiego, G am rata i Łaskiego, aby stać się potem w ychow aw cą nowego pokolenia biskupów . Jest w tym niezaprzeczona c i ą g ł o ś ć w y c h o w a w s t w a i tych sam ych idei przew od­

nich, a to tłum aczy nam ową zadziw iającą jedno­

litość działalności ich w szystkich, m im o różnic na innych polach.

Idea opiekuństw a kulturalnego i pracy ośw ia­

towej była tutaj dziedzictwem obejm ującym coraz

szersze i coraz dalsze pokolenia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pomimo tego, w zalecanym reżimie sanitarnym i z ograniczoną liczbą uczestników, udało się zorganizować 2 biegi, nad którymi patronat honorowy sprawował starosta

WYNAJMUJĄCY oświadcza, że jest właścicielem lokalu użytkowego położonego w Katowicach przy ul. Wynajmujący oświadcza, że oddaje w najem lokal, o którym mowa w §

Przecież zawsze mówisz, żebym nie bawiła się wodą, bo będę cała mokra, zmarznę i choroba gotowa.. To jak ja teraz wyszłabym

witają się paluszki – dziecko i osoba dorosła witają się paluszkami, witają się dłonie – dziecko i osoba dorosła dotykają się dłońmi, witają się łokcie – dziecko

Dla zapewnienia prawidłowej ochrony przed wyładowaniami atmosferycznymi należy wykonać uziemienie instalacji odgromowej. Uzbrojenie i zagospodarowanie terenu wokół

w sprawie rodzajów dokumentów, jakich może żądać zamawiający od wykonawcy w postępowaniu o udzielenie zamówienia (Dz. Jeżeli wykonawca nie złoży oświadczenia,

Jednostka planistyczna D.Z.08 powierzchnia 36,33 ha Uwarunkowania Stan zainwestowania: zabudowa mieszkaniowa jednorodzinna i wielorodzinna, usługi, w tym usługi

6. Z czynności wykonania projektu mebli, uzgodnienia wizualizacji, zatwierdzenia i odbioru projektu, dostawy, montażu, odbioru końcowego mebli