• Nie Znaleziono Wyników

Życie w okupowanym Magnuszewie - Ewa Pleszczyńska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Życie w okupowanym Magnuszewie - Ewa Pleszczyńska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

EWA PLESZCZYŃSKA

ur. 1929; Sandomierz

Miejsce i czas wydarzeń Magnuszew, II wojna światowa

Słowa kluczowe Magnuszew, II wojna światowa, okupacja niemiecka, Żydzi, wywózki Żydów, wysiedleńcy z Poznańskiego, tyfus

plamisty, listy katyńskie

Życie w okupowanym Magnuszewie

Na samym początku to było trochę strachu, jak to będzie, dlatego że chłopi pochowali jednak swoje różne rzeczy. Nie można było dostać jajek ani niczego. Młynarzowa z sąsiedztwa przyniosła nam potem jakiejś kaszy, jakiejś mąki. Trochę baliśmy się, jak to będzie. W Magnuszewie takiego głodu nie było, bo to jednak była wieś. Ludzie hodowali świnie, kury, nawet wozili ludzie do Warszawy te rzeczy przy okazji, przecież to była znana historia, że jeździło się do Warszawy z prowiantem. Nam wtedy przywoziła statkiem towar z hurtowni w Warszawie pani Dziborska, to była córka takich zaprzyjaźnionych z nami gospodarzy, ale ona mieszkała w Warszawie.

Mąż jej pracował w jakiejś fabryce. I ona właśnie przywoziła nam z Warszawy ten towar. Często przekazywaliśmy do różnych znajomych jakieś jedzenie, którego tam brakowało, bo na wsi ludzie sobie jakoś radzili, tak że nie głodowaliśmy.

Wtedy jak byli ci pierwsi Niemcy, ten kapitan, który u nas mieszkał, to jeszcze Żydzi swobodnie chodzili. Dopiero chyba w [19]40 roku dostali te gwiazdy Dawida, no i później to właściwie była bardzo krótka ta akcja wywiezienia Żydów, kiedy najpierw ich zamknęli w takim małym getcie, a potem ich przenosili grupami w takie miejsce na rynku, otoczone drutem kolczastym, wokół którego chodzili gestapowcy z psami i stopniowo ich [stamtąd] wywozili. Przypuszczam, że wywozili ich do jakiegoś większego getta, może do Kozienic czy gdzieś. Oni po prostu zniknęli, niektórzy zdążyli się ukryć.

Bardzo się zrobiło pusto, naprawdę, bo wydaje mi się, że [przed wojną] Żydów było więcej niż Polaków, tak że zrobiło się pusto. Ale wkrótce przyjechali do Magnuszewa ludzie wysiedleni z Poznańskiego, nie było ich dużo, kilka, może kilkanaście rodzin.

Wśród nich profesor, który mnie uczył w czasie wojny. Mieszkali w tym domu, gdzie poprzednio doktor Giżycki mieszkał, w dworku, [który] Zamoyscy oddali dla Poznaniaków. A doktor Majkowski już wtedy w innym jakimś domu mieszkał, też chyba należącym do Zamoyskich. Wiem, że drugiego lekarza, który po śmierci

(2)

doktora Majkowskiego, zmarłego na tyfus plamisty, przyjechał, umieścili chyba w opuszczonym domu Goldbergów, tych od tego drugiego sklepu bławatnego. Plagą wojny był tyfus plamisty, ludzie marli. Lekarz, który po doktorze Giżyckim przyjechał do Magnuszewa, doktor Majkowski, z wielkim poświęceniem leczył tych ludzi i sam umarł na tyfus plamisty. Jeden z naszych nauczycieli także. To była plaga wielka, ojciec gdzieś zdobył później szczepionkę i myśmy byli zaszczepieni w domu.

W gadzinówkach, tak się nazywało gazety niemieckie, [pojawiały się] listy katyńskie, które zaczęły się ukazywać, tam ciągle odnajdywaliśmy różnych znajomych. Syn tego kochanego naszego doktora Giżyckiego zginął w Katyniu. Oczywiście, to tylko niektóre nazwiska tam były. Były narzeczony tej pani, którą mama przywiozła na początku wojny, żeby prowadziła aptekę, też tam figurował. Ten pan Dutkiewicz, aptekarz [z sąsiedniej miejscowości], też znaleźliśmy go tam.

Data i miejsce nagrania 2014-09-29, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dopiero jak wróciłem do domu, wyszliśmy z żoną –papież przejeżdżał przez Krakowskie Przedmieście, przez Plac Litewski i tu, gdzie w tej chwili jest McDonald’, tam

W Motyczu ukrywaliśmy Żydów, ale ludzie bali się ich trzymać dłużej Bardzo dużo ludzi przecież przechowywało Żydów, nawet w Motyczu były takie przypadki.. Było

Pracowałam już tam dwa, czy trzy miesiące i nagle zrobiło się głośno [o tym], że młode kobiety, dziewczęta często giną idąc do pracy.. I [kiedyś] ledwie takie

Kiedyś to było miasteczko, miało prawa miejskie, ale w tym czasie, kiedy myśmy tam się przenieśli – ja miałam wtedy dziewięć miesięcy, a Hanka niecałe dwa lata – to już

Ta oberża to była budowla dosyć śmieszna, dlatego że z boku było wydzielone miejsce, gdzie stały konie i tam się odbywały targi końskie. Z jednej strony było wejście

Nie tylko on mnie uczył, również taki młody student ze Lwowa, który się tam skądś wziął i tam się ukrywał. Data i miejsce nagrania

Pan Wójcik namówił mamę, żeby skończyła w Krakowie kurs roczny chyba, który daje uprawnienia do pracy w aptece – pomocnik aptekarski czy coś takiego to się nazywało – i

W gimnazjum Vettera, ten czerwony budynek, w czasie okupacji byli skoszarowani Litwini.. Nazywano ich„czarnuchy” bo mieli płaszcze przefarbowane