Janina Hajduk-Nijakowska
Żywioł i kultura
Ż yw ioł i k u ltu ra
F o lk lo r y sty c z n e m e c h a n iz m y o sw a ja n ia tra u m y
U N IW E R SY T E T O P O L S K I
O P O L S K IE TOW ARZYSTW O P R Z Y JA C IÓ Ł NA UK S T U D IA I M O N O G R A F IE 361
J a n i n a H a j d u k - N ij a k o w s k a
Ż y w io ł i k u lt u r a
F o lk lo r y s ty c z n e m e c h a n iz m y o s w a ja n ia tr a u m y
O P O L E 2005
RECENZENCI Czesław Robołycki
Roch S u lim a
REDAKCJA J a n Neuberg
REDAKCJA TECHNICZNA H alina Szczegół
SKŁAD KOMPUTEROWY Jo la n ta Kotura
KOREKTA A leksa n d ra D omka
PR O JEK T OKŁADKI J a n u s z M łynarski
W ydanie publikacji dofinansow ane przez M inisterstw o N auki i Inform atyzacji
ISSN 1233-6408 ISBN 8 3 -7 3 9 5 -1 4 7 -4
W ydawnictwo U n iw ersy tetu Opolskiego, 45-037 Opole, ul. H. Sienkiew icza 33.
S kładanie zam ów ień: tel. (077) 441 08 78; e-m ail: wydawnictwo@ uni.opole.pl Druk: D ru k a rn ia W ydaw nictw a Świętego K rzyża, 4 5-007 Opole, ul. K a te d ra ln a 4.
Ś w ia tu na w ieczną przestrogę napisz na nieboskłonie:
[...] pow ódź je st p a n em św iata!
S a n d o r P etófi
S p is tr e ś c i
W s t ę p ... 9
I. Ż y w io ł ja k o p r z e d m io t a n a liz y i n te r d y s c y p l i n a r n e j . . 13
Klęska żywiołowa jako fak t k u l t u r o w y ... 13
N arracyjny w ym iar doświadczeń s p o łe c z n y c h ... 19
Egzystencjalny w ym iar lam e n tu ... 23
K ulturologiczna a n aliza sytuacji t r a u m a t y c z n y c h ... 27
K ulturow a „obronność percepcyjna” ... 32
II. C z ło w ie k w o b e c ż y w i o ł ó w ... 39
Sym bolika wody w tradycyjnej k u ltu rze l u d o w e j ... 42
Tradycyjne zabezpieczenia przed k a t a k l i z m a m i ... 48
Tradycyjne i współczesne w yobrażenia o m echanizm ach rządzących św iatem n a t u r a l n y m ... 50
Zw iastuny k a t a k l i z m u ... 53
M iejsca „naznaczone” ... 58
Aktywizacja pam ięci s p o ł e c z n e j ... 61
Folklorystyczne ram y pam ięci s p o ł e c z n e j ... 65
III. P o w ó d ź 1997 r o k u ja k o k a t a s t r o f a s p o łe c z n a i k u l t u r o w a ... ... 73
O krutny lipcowy żywioł 1997 roku ... 75
Zachwianie ład u instytucjonalnego. Z bratanie w gapiostw ie . 80 D estrukcja ład u społecznego. W spólnota k ró tk o trw ała . . . 86
Pow rót ład u zinstytucjonalizow anego. Z b ratanie ofiar . . . 91
IV. M e d ia w s y tu a c j i z a g r o ż e n ia s p o ł e c z n e g o ... 97
G azeta mówiona. Funkcjonow anie stacji radiowych w trakcie trw a n ia powodzi ... 97
D ram aty „na żywo”. Telew izyjne relacje z powodzi . . . . 114
www. Powódź w i n t e r n e c i e ... 125
W aga drukow anych słów. P ra sa codzienna w dniach p o w o d z i... 129
P rzed szkodą i po szkodzie. P raca dziennikarzy w sytuacjach
k r y z y s o w y c h ... ...^37
V. F o lk lo r y s ty c z n e m e c h a n iz m y o s w a ja n ia t r a u m y p o p o w o d z i o w e j ... „W entyl ludzkich lęków”. Siła p o g ł o s k i ...144
M ityzacja obrazu rz e c z y w is to ś c i...159
Powódź o p o w i a d a n a ... ... Typologia opowieści wspom nieniowych zw iązanych z powodzią ... ... -^72
Żywioł i śmiech. U niw ersalny c h a ra k te r a n e g d o t y ...186
VI. K u lt u r o w y k o n te k s t o sw a ja n ia p rz estr zen i z d e g r a d o w a n e j k a t a k l i z m e m ...193
K ategoria p rzestrzeni w nau k ach hum anistycznych . . . . 193
P rz estrz e ń naznaczona piętnem k l ę s k i ...197
„Miejsca św ięte pryw atnego św iata” ...201
T ra u m a kulturow a. Potrzeba m ó w i e n i a ... 207
Celebrow anie pam ięci ... 210
R ytuał „wycofania” ... 214
Zycie po w o d z ie ...219
Z a k o ń c z e n ie ... ... 225
A n e k s ... ... 231
B i b l i o g r a f i a ... ...239
W stęp
K atastro faln a powódź, ja k a w lipcu 1997 roku naw iedziła Polskę, obrosła już bogatą, różnorodną lite ra tu rą oraz wieloma rep o rtażam i i film am i doku
m entalnym i. R eporterzy penetrow ali zalane tereny, a później docierali do mieszkańców próbujących wrócić do norm alnego życia. Powódź s ta ła się
„modna” jako fak t m edialny. Jednocześnie sta ła się w yzw aniem dla badaczy.
Gdy woda u stąp iła, pojawili się psychologowie, socjologowie, an k ieterzy CBOS. Do program ów antykryzysow ych włączyli się pedagodzy i terapeuci.
Zafascynowanie badaczy tem atem powodzi jest zrozum iałe. P rzew rotny los dostarczył im bogatego, empirycznego m ate ria łu do analizy sytuacji społecz
ności znajdującej się w sta n ie zagrożenia.
Dla folklorysty i kulturoznaw cy tra u m a wyw ołana powodzią okazała się być niezwykle w ażnym doświadczeniem badawczym , dostarczającym niezbi
tych dowodów n a to, iż tradycja kulturow a pom aga w opanow aniu tra u m y , w spiera wysiłki ludzi zm ierzających do pokonania w szelkich destrukcyjnych konsekwencji przeżyw anego kataklizm u. Co więcej, okazuje się, że m etody badawcze w ypracow ane przez współczesną folklorystykę pozw alają z jednej strony lepiej zrozum ieć sytuację człowieka przeżywającego syndrom s tre s u pourazowego, z drugiej — wyjaśnić m echanizm w ychodzenia człowieka z tego porażenia. O panow yw anie słowem przeżyw anych emocji w ynika bowiem bezpośrednio z kulturow ych kontekstów funkcjonow ania człowieka. P ozna
nie tych kontekstów pom aga w analizie procesu osw ajania tra u m y wy
wołanej kataklizm em , poniew aż radzenie sobie ze złym losem w ym aga od człowieka określonej strategii, a tę „podpowiada” tradycja kulturow a - sp raw dzone wzory rutynow ych sposobów m yślenia, które głównie ste ru ją przecież naszym zachow aniem .
Zdarzenia tra u m aty c zn e w sposób niem al n a tu ra ln y kieru ją człowieka w stronę tradycyjnych zachow ań kulturow ych, odśw ieżają u k ry te w po
kładach pam ięci zbiorowej zachow ania i reakcje, stw arzają możliwość k on
kretyzow ania się stereotypow ych „odruchów” i m agicznych reakcji. Ale p rze de w szystkim sk łan iają do w ykorzystania form uł n arracyjnych (kodów kulturowych) dla zorganizow ania (uporządkow ania) n a rra c ji o przeżyw a
nych tragicznych zdarzeniach. E k spresja emocjonalna jed nostki znajduje bo
wiem w tradycji folklorystycznej (często nieśw iadom ie popularyzow anej
przez środki masowego przekazu) form uły słowne i obrazowe pom agające jej w w erbalizacji przeżyć, um ożliw iające — p o dkreślaną przez psychologów, a intuicyjnie podpow iadaną przez tradycję k u lturow ą - realizację potrzeby m ów ienia jako m etody na uw olnienie się od ciężaru bolesnych emocji. Oral- ność tym sam ym , u zn an a za najw ażniejszą cechę folkloru, okazuje się być nie tylko specyficznym „sposobem bycia w świecie” (Sulim a 1995), ale rów nież, analizow ana we współczesnych k o n tek sta ch (zwłaszcza w relacjach z m ediam i), zaczyna pełnić doniosłą funkcję integracyjną, skutecznie wspo
m agającą proces opanow yw ania traum y. Ram y k u ltu ry sta ją się zatem s ta bilną k o n stru k cją „podtrzym ującą” funkcjonow anie grupy „porażonej” przez kataklizm .
W łaśnie tego rodzaju procesy analizuję w prezentow anej pracy, dostrze
gając możliwość metodologicznej syntezy b a d a ń prow adzonych z p erspekty
wy psychologicznej i socjologicznej. Otóż szansę ta k ą daje perspektyw a fol
klorystyczna i antropologiczna, co staram się udowodnić w rozdziale pier
wszym, prezen tu jąc klęskę żywiołową jako przedm iot analizy interdyscy
plinarnej. Kom pleksow ą i w szechstronną refleksję badaczy nad sytuacją człowieka znajdującego się stan ie zagrożenia wzbogacam w rozdziale drugim a n alizą roli tradycji kulturow ej w postrzeganiu i rozum ieniu zjawisk współczesnych, by udowodnić, że w procesie tym w ażne miejsce zajm uje p a mięć społeczna, aktyw izow ana przez w ydarzenia współczesne. W rozdziale trzecim p rezen tu ję zachow ania powodzian w lipcu 1997 roku i c h a ra k te ry z u ję główne sytuacje folklorotwórcze, które ujaw niły się w dniach powodzi. Wyz
woliły one potrzebę m ówienia i opow iadania o przeżyciach, k tó rą skutecznie w spom agały m edia. Rolę radia, telewizji, p rasy i in te rn e tu w czasie powodzi dokładnie om aw iam w rozdziale czw artym . Eksponuję w nim przede w szyst
kim k u lturow e konsekw encje relacji dziennikarskich, które podlegają folklo- ryzacji w obiegu potocznym, z którego z kolei chętnie korzystają dziennika
rze. Zagadnienie to pojawi się również w rozdziale piątym, w którym analizuję folklorystyczne m echanizm y osw ajania tra u m y popowodziowej oraz przed
staw iam propozycję typologii opowieści wspom nieniowych zw iązanych z po
wodzią. Ich społeczna funkcja polega między innym i na w spieraniu procesu osw ajania p rze strz e n i zdegradow anej przez kataklizm . Ów proces w rastan ia n a pow rót w „m iejsca św ięte pryw atnego św ia ta ” analizuję w zakończeniu pracy.
W tra k c ie powodzi w 1997 roku bardzo w ażną rolę odegrali dziennikarze, którzy często przejm ow ali n aw et funkcje decyzyjne. U czestnicząc w pracy ekipy telew izyjnej redakcji opolskiej TVP SA, a więc znajdując się u n a ro dzin inform acji, przekazyw anej później na a n te n ę lokalną i centralną, m ogłam dodatkow o wzbogacić tam tym i dośw iadczeniam i prow adzoną obec
nie analizę. Ale przede w szystkim w ykorzystałam obserw ację uczestniczącą do poszerzenia refleksji na tem a t kulturow ych kontekstów kataklizm u, a póź
niej procesów w ychodzenia z tra u m y wywołanej powodzią.
W czasie pracy dziennikarskiej w raz z zespołem zarejestro w ałam na taśm ie filmowej już w lipcu i sierpniu 1997 roku wiele wypowiedzi powodzian, które obecnie znajdują się w archiw um oddziału TVP w Opolu.
Coroczne powroty pam ięcią do m inionych tragicznych w ydarzeń w zbogacają archiwum o kolejne wyw iady dziennikarskie, w części tylko em itow ane na antenie. Z m ateriałów tych również skorzystałam , przygotow ując obecną monografię. Przede w szystkim pozyskiw ałam jed n a k m ate ria ły drogą te r e nowych b a d ań folklorystycznych. Przeprow adzili je w 1999 roku studenci pod kierunkiem pracow ników K atedry Folklorystyki U n iw e rsy te tu Opol
skiego w Nysie, Kłodzku, Opolu, Rzeczycy koło Lubiąża. B ad an ia te pow tó
rzyłam sondażowo trz y i pięć la t po powodzi. W pracy w ykorzystałam rów nież analizę dokum entów zastanych oraz n a g ra n ia audycji radiow ych, telewizyjnych, a rty k u ły z p rasy lokalnej i centralnej, stro n y in ternetow e poświęcone powodzi oraz przebogatą ikonografię.
■
.
I. Ż y w io ł ja k o p r z e d m io t a n a liz y in te r d y s c y p lin a r n e j
Klęski żywiołowe stały się przedm iotem zainteresow ania badaczy różnych dyscyplin naukow ych, którzy z perspektyw y psychologicznej, socjologicznej, filozoficznej, a tak że etnograficznej i folklorystycznej an alizu ją konsekw en
cje w ystąpienia żywiołów. Je d n a k w Polsce dopiero powódź 1997 roku „za
inaugurow ała” badanie psychicznych i społecznych skutków kataklizm u. J a k by to nie brzm iało ironicznie, dopiero „powódź stulecia” skłoniła naukowców do zainteresow ania się konsekw encjam i przeżyw ania przez społeczności lo
kalne tra u m y wywołanej klęską żywiołową.
K lęsk a ż y w io ło w a ja k o fa k t k u ltu r o w y
W szelkie tragiczne sk u tk i klęski żywiołowej w zajem nie się przep latają, a ofiary żywiołów przeżyw ają swój w łasny wielowymiarowy i długotrw ały stres w kontekście innych poszkodowanych, chociaż nie zawsze chcą tę p r a widłowość zauważyć. B ogatą lite ra tu rę , głównie angielskojęzyczną, doku
m entującą psychiczne, zdrow otne i społeczne konsekw encje w ydarzeń t r a u matycznych związanych z kataklizm am i niem al na całym świecie, prezentuje w swej m onografii K rzysztof K aniasty, który dowodzi, że „stres zbiorowości nie jest prostą agregacją jednostkow ych przeżyć i bolączek. K lęski żywiołowe są w ydarzeniam i społecznym i [...]. Dlatego też ich destrukcyjny potencjał do
tyczy zarówno tych, którzy doświadczyli s tr a t bezpośrednio, ja k i tych, k tó rzy ich uniknęli. Różnice m iędzy «ofiarami» a «nie-ofiarami» w tak im k on
tekście ulegają zata rc iu i te rm in y te sprow adzają się jedynie do nazw , które niezbyt realistycznie odzw ierciedlają pokryzysową rzeczywistość zbiorowego doświadczenia szkód i s tr a t czy wiktym izacji” (K aniasty 2003: 72). W ty tu le swej m onografii a u to r staw ia w praw dzie pytanie: „klęska żywiołowa czy k a tastrofa społeczna?” - jed n a k doskonale znając odpowiedź, konsekw entnie dowodzi, iż „stresu dośw iadczanego przez jednostki nie m ożna zrozum ieć bez uw zględnienia kolektyw nej rzeczywistości stre su w obszarze psychologicz
nym, społecznym, ekologicznym, politycznym czy kulturow ym ” (K aniasty 2003: 14). Zwraca zresztą uw agę n a to, że już blisko sto la t tem u W illiam
Jam es, po tragicznym trz ę sie n iu ziemi w San Francisco, zaobserwow ał p rz e k ształcan ie się cierpienia indyw idualnego w „jedną ogrom ną zbiorowość, pochłoniętą przyw racaniem s ta n u norm alności”. C harles E. F ritz, jeden z pierw szych badaczy klęsk i katastro f, ponad 40 la t tem u jednoznacznie uznał, że „stają się one fun d am en taln y m zakłóceniem społecznego k o n tekstu funkcjonow ania jednostek i grup” (K aniasty 2003: 14). Pogłębiona analiza sytuacji po przeżyciu k atak lizm u prow adzi do w niosku, że poczucie krzywdy wywołuje „w tórną klęskę”: „D ram atyczna moc w tórnej klęski polega n a tym, że p rze staje ona być konsekw encją d ziałania n a tu ry , poniew aż przeżyta k lę
ska żywiołowa powodzi p rzerad za się w k a ta stro fę społeczną1 [...], poczucie w tórnej krzyw dy, czyli doświadczenie k a ta stro fy społecznej, stało się b ru ta ln ą rzeczyw istością dla w ielu Polaków poszkodowanych w czasie powodzi 1997 ro k u ” (K aniasty 2003: 241).
Potrzebę szerokiego, kulturow ego k o n tek stu b a d a n ia trau m y , k tó rą do
strzeg am głównie z perspektyw y współczesnej folklorystyki, pośrednio u z a sa d n ia ją referow ane przez K rzysztofa K aniastego w yniki b a d a ń psychologi
cznych. W praw dzie ich celem było udokum entow anie szkodliwego wpływu klęski żywiołowej n a zdrowie i życie ofiar, to jed n a k badacze podkreślają sil
ne zależności istniejące pom iędzy stan em psychiki jednostki a społeczeń
stw em . B ad an ia psychologów i socjologów dowodzą, że w spólne przeżycie k a tak liz m u zbliża ludzi do siebie i nadaje pokrzyw dzonym wspólnotom — cytuję za K rzysztofem K aniastym (2003: 39) — cech „społeczności altruistycznej”
(A.M. B arton), skłonnej do mobilizacji i niesienia sobie wzajem nej pomocy.
Ten czas pokryzysowej integracji społecznej (niestety najczęściej niezbyt długiej) psychologowie m etaforycznie określają m ianem „fazy heroicznej i fazy miodowego m iesiąca” (C. Frederick), „pokryzysową u topią” (M. Wol- fenstein) lub „stadium euforii” (A. W allace), eksponując fa k t jego krótko
trw ałej obecności. Relacje pomiędzy ofiaram i k a ta k liz m u a społecznością m ają bowiem c h a ra k te r dynam iczny, są procesem rozw ijającym się w czasie;
przesąd zają zatem o nasilającej się „spirali cierpienia” poszkodowanych. Ale n aw et w tedy bardzo w ażne są interakcje społeczne, dające szansę emocjonal
nego w sparcia.
Dla folklorysty bardzo w ażne są pokryzysowe obserw acje psychologów do
tyczące funkcjonow ania grupy. Uznając, że grupa w takiej sytuacji pełni funk
cje terap eu ty czn e, pośrednio dowodzą oni, jak w ażną rolę odgrywa obieg u s t
ny w k u ltu rz e, bowiem „tw orzenie się «wspólnot terapeutycznych» nie tylko chroni d otknięte klęską społeczności przed negatyw nym i konsekw encjam i tego w ydarzenia, ale może się też przyczynić do przyszłego polepszenia się społecznego i ekonomicznego dobrostanu członków tych społeczności” (Ka
n ia sty 2003: 39). Proces te n polega, ich zdaniem , na zbliżeniu się do rodziny,
1 W yjątkowo ostro w ystąpiło to zjawisko w Ameryce, gdy na s k u te k h u ra g a n u „K atrin a”
w sie rp n iu 2005 roku Nowy O rlean znalazł się pod wodą; w m ieście przez 3 dni panow ała a n a r
chia, a akcja ra tu n k o w a uległa załam aniu.
naw iązaniu nowych znajomości, nasileniu się poczucia jedności2, z a n ik a n iu konfliktów, w ypieraniu stereotypów , czyli — jednym słowem — otw arciu się na innych członków wspólnoty, docenieniu w artości codziennych kontaktów m iędzyludzkich3.
Wśród różnych form w sparcia udzielanego poszkodowanym w czasie k a ta klizmu, K rzysztof K an iasty w yróżnia potrzebę w sparcia inform acyjnego, które — jego zdaniem — gw aran tu je powrót do norm alności. W praw dzie m yśli on głównie o rad a c h i w skazów kach zw iązanych ze spraw nym funkcjonow a
niem na styku z urzęd am i i organizacjam i niosącym i różnorodne form y po
mocy, to jed n a k obok tego praktycznego w ym iaru inform acji, doniosłe z n a czenie ma przecież rów nież ich emocjonalny w ym iar. A to już będzie przedm iotem zainteresow ania folklorystyki. Psycholog bowiem s ta ra się przede w szystkim u stalić zasady skutecznego pokryzysowego w sparcia społecznego i dlatego uznając, że „wsparcie em ocjonalne je s t pow szechnie dostępne”, twierdzi, iż „przy pom aganiu ofiarom [...] należy koncentrow ać wy
siłki na udzielaniu pomocy rzeczowej i informacyjnej [...]. W yrazy współczucia i otuchy m ożna rów nie dobrze kom unikow ać w chwili p rzekazyw ania koca, butelki wody czy instru o w an ia, ja k należy wypełnić form ularz do urzędu.
Wydaje się to nie tylko zgodne ze zdrowym rozsądkiem , ale pozostaje rów nież w zgodzie z teoretycznym i i em pirycznym i konstatacjam i lite ra tu ry po
święconej skuteczności wsparcia społecznego” (K aniasty 2003: 53). Folklorys
ta analizuje tę sam ą sytuację z innej perspektyw y. In stru k ta ż o w y w ym iar informacji m a dla niego m niejsze znaczenie. In teresu je go n a to m ia st przede w szystkim funkcjonow anie w bezpośrednim (ustnym ) obiegu społecznym r e lacji zw iązanych z przeżytym kataklizm em i procesem „w ychodzenia”
z sytuacji pokryzysowej, czyli relacji dokum entujących proces w erbalizacji przeżyw anych emocji, które kierow ane są w stronę innych poszkodowanych.
Zdaniem psychologów tra u m a wyw ołana przez klęskę żywiołową m a inny c h a ra k te r niż tra u m a będąca efektem k atastro fy technologicznej. „[...] p rze widywalność i klarow ność większości klęsk n a tu ra ln y c h jest błogosław ień
stw em ukrytym w nieszczęściu, czego ofiary k a ta s tro f technologicznych z a zwyczaj nie dośw iadczają — tw ierdzi Krzysztof K aniasty. W ręcz przeciw nie, od m om entu uzm ysłow ienia sobie, że coś złego się stało lub stan ie, ofiary k a ta stro f i nieszczęśliwych wypadków będących n astępstw em działan ia lu d z
2 Oto frag m en ty wypowiedzi ofiar powodzi w M idw est w 1993 roku: N abrałem w iary w Boga, w moją rodzinę i w m oich przyjaciół. Przyjaciele przychodzili pom agać, kiedykolw iek potrze
bowaliśmy. B yli wspaniali', N a sza w iara w lu d zi została umocniona. Przyjaciele, krew ni, znajo
m i z p arafii - wszyscy w łączyli się do pomocy. M a m dług wdzięczności wobec wielu innych lu d z i;
Powódź odnow iła m oją wiarę w ludzkość. Pom im o naszych strat, czujem y się zd ro w i i szczęśliw i (K aniasty 2003: 63).
3 Dowodem na to, że w spólna niedola u m acn ia związki między ludźm i, są w yniki referow a
nych przez K. K aniastego b a d a ń przeprow adzonych rok po przejściu tornado w m ieście X enia w stan ie Ohio w USA: tylko 2% b ad an y ch ofiar uznało, że pogorszyły się ich sto su n k i z n ajb liż
szymi, n a to m ia st 27% uw ażało, że się popraw iły. N ie zm ieniła się też liczba ślubów i rozwodów (K aniasty 2003: 80).
kiego sta ją przed obliczem niewiadomego. W szechobecność poczucia niepew ności staje się cechą definityw ną tego dośw iadczenia” (2003: 83). N asila się więc poczucie b ra k u więzi z innym ludźm i i dlatego psychologowie nazyw ają tego typu społeczność „toksyczną” lub „skorodow aną”. Nie zm ienia to jednak fak tu — tra u m a m a nadal c h a ra k te r kulturow y. Poczucie krzyw dy i n ie
spraw iedliw ości n asila się jeszcze bardziej w przypadku k a ta s tro f chem icz
nych czy nuklearnych, bowiem ofiary są przym usowo izolowane od reszty społeczeństw a. „Doświadczenia społeczności dotkniętych k atastro fam i spo
wodowanym i działalnością ludzką szczególnie w yraźnie ilu stru ją m echaniz
my sam onapędzającej się spirali stra t, rozprzestrzeniającej się w życiu ofiar na w ielu płaszczyznach: psychicznej i społecznej, indyw idualnej i zbiorowej, ekonomicznej i politycznej. Początkowe niebezpieczeństw o i s tra ty stym ulują dalsze zagrożenia i szkody” (K aniasty 2003: 89).
Dla niem ieckiego socjologa U lricha Becka są to zjaw iska ch arak tery sty cz
ne dla współczesnego „społeczeństwa ryzyka”. U w aża on, że dw udziesto
wieczne k atastro fy , a przede w szystkim k a ta stro fa atom ow a w Czarnobylu, d iam e tra ln ie zm ieniły i przew artościow ały współczesny św iat: „Elektrow nie atomowe, owo szczytne osiągnięcie twórczych i produkcyjnych sił człowieka, po C zarnobylu stały się zw iastunem nowożytnego średniowiecza p od wzglę
dem niebezpieczeństw” (2002: 12). W innym m iejscu w yjaśnia, iż myśli tu o swoistej stygm atyzacji: „powstaje pew ien rodzaj «cywilizacyjnego p rzypisa
nia do ryzyka». Przypom ina ono stanowe przeznaczenie w średniowiecznym społeczeństwie. Obecnie m am y do czynienia z rodzajem fatum w rozwiniętej cywilizacji, fatum , z którym człowiek przychodzi n a św iat i którego nie moż
n a un ik n ąć niezależnie od podejm owanych najróżniejszych d ziałań” (Beck 2002: 54).
Sam a k a ta stro fa jest bowiem faktem kulturow ym , co udowodniła etnolog Helge G ern d t n a przykładzie katastro fy atomowej w C zarnobylu4, która jej zdaniem wyw ołała w Europie Środkowej „szok kulturow y”5. A utorka a n a li
zuje zw iązane z nim procesy, budując teoretyczne modele do ich obserwacji.
K a ta stro fa w C zarnobylu charakteryzuje się tym — podkreśla G erndt — że początkowo była ona dostępna w dośw iadczeniu tylko niewielkiej liczbie osób przebyw ających w m iejscu w ydarzenia. Nie m ieli oni jed n a k żadnego do
św iadczenia w walce z rozprzestrzenianiem się radioaktyw ności i opanow a
niem niebezpieczeństw a. Reakcje „zwykłych ludzi” w ynikały z przekazyw a
nych przez m edia inform acji i zależały od sposobu ich rozum ienia. Dlatego k a ta stro fa w C zarnobylu „jako fak t kulturow y jest kom pleksem inform acyj
nym w dośw iadczeniach dnia codziennego i wiedzy potocznej. [...] Poprzez
4 K a ta stro fa w ydarzyła się 26 k w ietnia 1986 roku. W w yniku aw arii ogrom ne ciśnienie pary wodnej rozsadziło pokryw ę re a k to ra , wybuchł pożar i spalił się rd zeń re a k to ra . Do atm osfery p rzed o stała się ch m u ra radioaktyw nego pyłu, k tó rą w ia tr przew iał aż do S kandynaw ii i północ
nych Włoch.
5 U lrich Beck n azw ał to „szokiem antropologicznym ” (2002: 12).
wiadomości o w ydarzeniach n a U krainie przekazyw ano w E uropie Środko
wej różne wypowiedzi o sztucznym i naturalnym prom ieniowaniu radioaktyw nym, o jego szkodliwości dla zdrowia, o skażonych p ro d u k tach żywnościo
wych, o ryzyku i bezpieczeństwie w elektrow niach atomowych” (G erndt 1990:
8). Przy czym poza różnorodnością sam ych form p rzekazu w m ediach isto tn e jest to, że sam e inform acje były uzależnione od tego, kiedy były przek azan e (w w eekend czy przed term in em wyborów), gdzie (w Skandynaw ii czy we Francji albo w Polsce6), w jakich okolicznościach (na sp o tk a n iu inform acyj
nym czy podczas dem onstracji) oraz pod naciskiem jakich grup społecznych (polityków, naukowców czy menedżerów). W szystko to w yw ierało zdecydo
wany wpływ n a m yślenie ludzi o istniejącym zagrożeniu. N a stęp stw a k u ltu rowe k atastro fy w Czarnobylu, które zm ieniły codzienne życie m ieszkańców Europy W schodniej i Środkowej, obserw ujem y dopiero po pew nym czasie.
„Chodzi tu ta j o procesy uw arunkow ane k u ltu rą człowieka, a nie o procesy związane z praw am i n a tu ry ” (G erndt 1990: 13). K a ta stro fa w C zarnobylu jest faktem kulturow ym przede w szystkim dlatego, dowodzi przyw ołana tu badaczka, że w yobrażenia o niej pow stają w efekcie przekazów kulturow ych,
„doświadczeń seku n d arn y ch oraz opóźnionych w czasie i podporządkow a
nych już innym faktom , doświadczeniom pierw otnym . C zarnobyl je s t więc nieuniknioną rea ln ą k o n strukcją naszej wyobraźni - i to w dużej m ierze sztucznym w yobrażeniem o rzeczywistości funkcjonującym w niezliczonych w a ria n tac h 7. [...] Przekaz kulturow y może być głównym pojęciem do zb ad a
nia kulturow ego wpływu Czarnobyla” (G erndt 1990: 12).
Model teoretyczny opracow any przez Helge G erndt do zbad an ia tego pro cesu z jednej strony segreguje fakty, które rodzą k o n k retn e py tan ia: 1) aw a
ria rea k to ra (co się stało?), 2) rozgardiasz inform acyjny (co je s t praw dą?), 3) zanik zaufania (komu mogę wierzyć?), z drugiej w skazuje n a w ynikające z tych py tań w ym agania staw ian e ludziom analizującym d ane i decydujące o sposobach udzielania odpowiedzi, czyli: 1) jakie w nioski w ynikają z fa k tu aw arii reak to ra? 2) jak ie m uszę znać fakty? 3) jak ie in te resy wchodzą tu w grę?
6 A nalizę zaw artości p ra s y polskiej po k atastro fie w Czarnobylu przeprow adził M arcin P io
trowski. Inform ow ano w niej praw ie wyłącznie o fizycznym, biologicznym i m edycznym aspekcie zdarzeń, tuszując lub b ag ate lizu jąc jej konsekw encje społeczne i kulturow e. D opiero po zm ianie system u politycznego, a zw łaszcza w zw iązku z niebezpieczeństw em ponow nej k atastro fy , za
częto pisać n a te n te m a t więcej w 1994 i 1995 roku (Piotrow ski 1995: 125-126).
7 Folklorystyczne b a d a n ia terenow e n a te m a t Czarnobyla prow adził M. Piotrow ski n a M azu
rach w 1992/93 roku. W iększość inform atorów uznaje tę k a ta stro fę za m niej w ażną: „było i przeszło”. W ydarzenie m iało bow iem m iejsce daleko od ich okolicy i było „niew idzialne”. Opo
w iadano o mgle, której w dychanie powodowało bóle gardła, o żółtych p yłkach spadających z drzew - „siarce po C zarnobylu”, o tym , że padało ptactwo, krow y po w ydojeniu, że „grzyby m iały dziwny sm ak ”, o chorobach nowotworowych, w ypadaniu włosów, psujących się zębach, o rodzących się po k a ta s tro fie cielętach z dw iem a lub trzem a głowami. Ale poniew aż k a ta s tro fa była niew idzialna, stosunkow o szybko o niej zapom niano (Piotrow ski 1995: 127-130).
Ta m odelowa konstrukcja eksponuje zależność zm ian kulturow ych od po
tocznej wiedzy i w yobrażeń na te m a t k atastro fy , podkreśla zdecydowaną rolę obiegu ustnego (folklorystycznego) w kształto w an iu zachow ań będących efektem zaistniałej katastrofy, eksponuje tak że rolę mediów w zachodzących współcześnie przem ianach kulturow ych. „Jeśli w Czarnobylu lub w H arris- b urgu przepali się re a k to r atomowy, nad A n ta rk ty d ą pow stanie dziura ozo
nowa, a n a rów niku znikną lasy tro pikalne — w szystko za spraw ą zachod
nich zachow ań kulturow ych — to w tedy w ydarzenia te wpływają n a przykład n a życie codzienne Europy Środkowej, z w szelkim i n a stę p stw a m i kulturow y
mi i to z o wiele w iększym natężeniem niż posiada faktyczne n a tu ra ln e od
działyw anie” (G erndt 1990: 13). W szystko zależy bowiem od tego, w jak i spo
sób docierają do nas inform acje n a ten te m a t i ja k wiele je s t wśród nich faktów niespraw dzonych oraz w jakiej sytuacji i z jak ą intencją m edia upo
w szechniają określoną in terp retację zdarzeń i ja k reag u ją na nie uczestnicy (bezpośredni lub oddaleni od katastrofy).
Je śli więc k a ta stro fa cywilizacyjna w inny sposób dociera do świadomości społecznej niż k lęska żywiołowa i inaczej przebiega też proces jej postrzega
nia, to nie oznacza, że tra u m a wyw ołana przez k a ta stro fę różni się od tej wywołanej przez kataklizm . Tym bardziej, że współcześni psychologowie ta k że podkreślają zacieranie się różnic. „W sytuacjach gdy winę za nieszczęście będzie się przypisyw ać działalności człowieka, a nie siłom n a tu ry , stosunki społeczne po klęskach żywiołowych mogą coraz bardziej się upodabniać do psychospołecznego pejzażu k a ta s tro f technologicznych” (K aniasty 2003: 90).
W odczuciu społecznym są to rzeczywiście zd arzen ia tożsam e. N a przy
kład znany lek arz i h u m a n ista Jerzy Bogdan Kos do czterech najw ażniej
szych w ydarzeń w powojennych dziejach W rocławia, które wywołały tra u m ę wśród m ieszkańców , zaliczył: koniec wojny i początek wędrówki ludów (rok 1945), epidem ię ospy (jedną z o statnich n a swiecie), czyli klęskę biologiczną (rok 1963), zwycięstwo „Solidarności” i sta n wojenny (rok 1981) oraz klęskę żywiołową - powódź 1997 roku. „W spólnymi cecham i kataklizm ów był ich niespodziew any i nagły początek, nie poddający się ludzkiej woli bieg w yda
rzeń i szczęśliwe zakończenie [...]. A wśród różnic - isto tn ą, choć może nie najw ażniejszą: epidem ia ospy była w ydarzeniem rozgryw ającym się w ciszy, przy w ygaszonych św iatłach i wyłączonych m ikrofonach” (Kos 1998: 1 1), n a to m iast o powodzi było już głośno w m ediach. W p rzy p ad k u każdego z wy
m ienionych zdarzeń początkowo obserw ujem y chaos i dezorganizację, brak w iarygodnych inform acji (lub ich blokadę w m ediach), szerzenie się plotek oraz n a stę p stw a kulturow e. Każdy z okresów wywołuje u m ieszkańców tra u m ę, z k tó rą przychodzi im się zmierzyć bez względu n a to, z jakiej przy
czyny zaistn ia ła . W czasie trw an ia epidem ii ospy we W rocław iu nasiliła ją zwłaszcza przym usow a izolacja osób, które m iały k o n ta k t z chorymi: „N aj
w iększy niepokój budziły kryte brezentem «budy», którym i przewożono do izolatorium osoby z k o n tak tu . Często tow arzyszyli im m ężczyźni w niebies
kich m u n d u rach . Dla w ielu osób przym usowy pobyt w P raczach O drzań
skich lub na Psim Polu oznaczał tru d n e do rozw iązania problem y w życiu ro dzinnym. [...] Nikogo nie dziwiły łzy, złorzeczenia i przekleństw a. Szczególną atrakcją czasu zarazy byli konsultanci ospowi. Pojawienie się ich na ulicy lub na klatce schodowej oznaczało nieszczęście i budziło popłoch” (Kos 1998: 15).
Podobieństwo sytuacji, w jakiej znajdują się ludzie w czasie k atastro fy , klęski czy kataklizm u, szczególnie widoczne jest w trakcie analizow ania tr a u my w kontekście kulturow ym . Zjawisko tra u m y - tru d n e do jednoznacznego zdefiniowania także przez psychologów - będę rozum iała, ta k ja k E lżbieta Zdankiewicz-Ścigała i M onika Przybylska, które eksponują fak t su b iektyw nej oceny zdarzenia przez jednostkę: „W przypadku tra u m y [...] m am y do czynienia z dośw iadczeniem subiektyw nie dla podm iotu ta k ekstrem alnym , że zm ienia to postrzeganie i rozum ienie św iata, w tym siebie. J e d n o stk a po
zbawiona jest jakichkolw iek możliwości przeciw działania, dlatego p rz e ra ż e nie i bezsilność, pojaw iające się jako p rym arne doznania, dokonują w m ech a
nizm ach regulacji psychicznej «spustoszenia» sięgającego istoty egzystencji.
Stąd m am y do czynienia z u tr a tą poczucia sensu życia, a tym sam ym w alki o siebie. S ta n ta k i u trw a la poczucie chronicznego zagrożenia, doprow adzając do rozregulow ania psychobiologicznego i neurochem icznego. W efekcie osoby takie niejako «na w łasne życzenie» szukają możliwości ro zsta n ia ze św iatem żywych i są wręcz określane jako «um arłe dla św iata»” (Zdankiewicz-Ścigała, Przybylska 2002: 59).
Sytuację jednostki będę jed n ak rozpatryw ała w jej relacjach ze społecznoś
cią, eksponując przede w szystkim kulturow e w yznaczniki jej zachow ań, ko
rzystając przy tym tak że z u sta le ń socjologii. Pojęcie tra u m y kulturow ej wprowadził do polskiej socjologii P iotr Sztom pka, k tóry n a U niw ersytecie Stanford w USA prowadził badania nad konsekwencjam i szybkich i gw ałtow nych zm ian społecznych. „W arunki sprzyjające tra u m ie - w edług niego - dojrzewają wtedy, kiedy w istniejącej s tru k tu rz e społecznej lub k u ltu rz e po
jaw ia się ja k a ś dezorganizacja, przem ieszczenie, niespójność, innym i słowy, kiedy ko n tek st życia ludzkiego i działań społecznych tra c i jednorodność, ko
herencję oraz stabilność”. I dodaje - „Kiedy uporządkowany i oczywisty dotych
czas św iat ulega załam aniu, dezorganizacji. [...] T ra u m a to zjaw isko zbioro
we, s ta n odczuwany przez całą grupę, społeczność w w yniku zdarzeń d e s ta bilizujących, zinterpretow anych kulturow o jako trau m aty czn e” (Sztom pka 2000: 21, 26, 27). Dotyczy to oczywiście również sta n u klęski żywiołowej.
N a rra cy jn y w y m ia r d o ś w ia d c z e ń s p o łe c z n y c h
Przeżycie k a ta k liz m u - pow tórzm y rzecz oczywistą - oznacza przede wszystkim konieczność u p o ran ia się człowieka z paraliżującym stresem , z ekstrem alnym i dośw iadczeniam i, z przerażeniem , strachem , bólem, lę kiem, oznacza konieczność wyjścia z poczucia pełnej bezradności i u w ierze
nie, że życie m a jed n a k sens. Tym zjaw iskom wiele m iejsca poświęca psycho
logia, która syndrom w ystępujący u osób z zespołem s tre s u pourazow ego
m etaforycznie nazyw a „zanurzeniem w śm ierci” (Zdankiewicz-Ścigała, P rzy
bylska 2002: 8). Bo też ta k zapew ne jest przez te osoby postrzegane zetk n ię
cie z w alącym się św iatem , rozsypującym i się system am i w artości, dezinte
gracją relacji m iędzyludzkich.
Dla psychologów i terapeutów najw ażniejsze je s t oczywiście w ypracow a
nie m etod pomocy poszkodowanym w katak lizm ach i dlatego między innym i in te resu je ich fa k t kodow ania zdarzeń trau m aty czn y ch i przechow yw ania ich w pam ięci. Z agadnienie to jest n a d e r inspirujące dla folklorysty, bowiem wzbogaca od strony psychologicznej analizę procesu „opanowywania sło
wem ” (werbalizacji) przeżyć traum atycznych. Tu znów odwołam się do pracy E. Zdankiew icz-Ścigały i M. Przybylskiej, które uw ażają, że „proces zap a
m iętyw ania zdarzeń traum atycznych opiera się głównie na kodowaniu obra
zowym” (2002: 28), a zatem znajdując się w psychologicznej tra u m ie albo wychodząc z niej, człowiek po pro stu nie potrafi jeszcze „przełożyć” w rażeń (em ocjonalnych obrazów) na relację narracy jn ą (nie dysponuje jeszcze p a mięcią n arracyjną). J a k długo więc jednostka je s t n ad m iernie pobudzona i w zw iązku z tym koncentruje swą uw agę głównie n a źródłach potencjalne
go zagrożenia, nie potrafi jeszcze „opanować słowem ” przeżyw anych zda
rzeń, a przekazyw ane przez nią inform acje podlegają zniekształceniu. Wyj
ście z tego s ta n u oznacza m iędzy innym i zdobycie um iejętności opowiedzenia o zdarzeniu, co kieruje nas w stronę kulturow ych kontekstów funkcjonowa
nia człowieka (szerzej przeanalizuję ten proces z perspektyw y folklorystycz
nej w rozdziale piątym , prezentując zarejestrow ane wśród powodzian opo
wieści o przeżytym kataklizm ie).
D la współczesnej psychologii um iejętność narracyjnego opanow ania rze czywistości je s t w ażnym sposobem rozum ienia tej rzeczywistości, a samo
„opowiadanie je s t przechow yw aną w pam ięci reprezen tacją poznawczą zda
rzeń z przeszłości” (Trzebiński 2002: 24). Tożsamość jednostki tym samym staje się tożsam ością narracyjną.
K ategoria n a rra c ji okazała się uniw ersaln ą w artością interdyscyplinarną, kiedy - na co zw raca uw agę M ichał Głowiński - „francuscy teoretycy zdali sobie spraw ę, że opow iadanie (recit) to nie tylko s tr u k tu ra literacka, ale nie
u s ta n n y elem ent w szelkich p rak ty k m ów ienia”. Je d n a k sam ą narratologię, zdaniem Głowińskiego, niesłusznie „ograniczono do analizy fabuł dokonywa
nej w edług wzoru, w ypracowanego przez Proppa, a potem modelowanego przez tak ic h uczonych, ja k G reim as i B rem ond”. Dla polskiego uczonego przydatność kategorii narratologicznych do analizy w szelkich tekstów , rów
nież n ieliterackich i potocznych, oznacza uw zględnienie tak ic h zjawisk, jak
„punkt w idzenia, sposoby p rzedstaw iania osób uczestniczących w w ydarze
niach, m etody w erbalizow ania owych w ydarzeń i ich sto su n ek do innych składników d y sk u rsu itp. N a p lan pierwszy wysuw a się tu ta j to wszystko, co w ykracza poza schem aty zdarzeniow e, wiąże się zaś ze sferą w ysłow ienia”
(Głowiński 1997: 224). Te oczekiwania spełnia na pew no w spółczesna folklo
ry sty k a i antropologia, w edług których opowiadanie „jest to jak b y potrzeba
zanurzenia się w żywiole mowy, dzięki której m ożna przekraczać w łasną s a motność, ja k rów nież budować (realizować) w łasną indyw idualność, tworzyć wreszcie n a tu ra ln e (chciane) formy kontaktów m iędzyludzkich i m iędzygru- powych. O pow iadanie służy osw ajaniu rzeczywistości, sytuuje w niej czło
wieka, może ją przew idyw ać, a naw et budować jako sferę w artości in te le k tualnych, w zruszeniow ych czy emocjonalnych” (Sulim a 1980: 85).
K ategoria n arracji, zw iązana początkowo jedynie z litera tu ro z n a w stw e m i folklorystyką, sta ła się we współczesnej filozofii, socjologii i psychologii k lu czową kategorią stosow aną do opisu tożsam ości człowieka, tożsam ości ro zu mianej dynam icznie - konstruow anej w trakcie interakcji i opisu w łasnej po
zycji. „Pojęcie n a rra c ji okazało się przydatne do analizy procesu samoro- zum ienia, poniew aż n a rra c ja jest, podobnie jak proces k o n stru o w an ia to żsa mości jednostki, s tr u k tu rą czasową, to jest rozw ijającą się w czasie, a z a ra zem skończoną, m ającą początek i zakończenie” (Rosner 2003: 19). Zauw ażo
no, że człowiek nie tylko tw orzy narracje, ale za ich przyczyną (z ich pomocą) prezentuje w łasne dośw iadczenia i refleksje o świecie. Nic więc dziwnego, że narratyw iści przyw ołują często zdanie B arbary H ardy: „aby żyć, tw orzym y opowieści o sobie i innych, zarówno o naszej osobistej, ja k i społecznej przeszłości i przyszłości. [...] n arracje trzeb a traktow ać nie jako w ynalazek estetyczny, służący arty sto m do kontrolow ania, m anipulow ania i porządko
w ania doświadczenia, lecz jako p ry m arn y a k t um ysłu przeniesiony do sztuki z życia” (cyt. za: R osner 2003a: 8). S tąd już tylko krok do w yeksponow ania przez współczesnych filozofów i socjologów fu n d am entalnej pracy W łodzi
m ierza Proppa M orfologia bajki, opublikow anej na Zachodzie 30 la t po rosyj
skim pierw odruku (szerzej: R osner 2003a). Podstaw ow ym założeniem podej
ścia narratyw istycznego je s t bowiem przekonanie o k sz ta łto w an iu przez człowieka w łasnej tożsam ości w toku au to n arracji, k tó ra analizow ana je s t głównie ze względu n a konstruow anie fabuł. Tożsamość jed nostki nie jest jednoznacznie zdeterm inow ana przez określone zdarzenia i te k sty k u ltu ry , lecz w ynika z twórczej in te rp re ta c ji tych zdarzeń, łączenia ich we w spólne stru k tu ry sensu. J a k zauw ażył C harles Taylor: „Moje życie zawsze m a ów w ym iar narracyjnego rozum ienia. [...] N arracja m usi jednak odgrywać znacz
nie istotniejszą rolę niż n ad aw an ie s tru k tu ry mojej teraźniejszości. To, kim jestem , m usi być rozum iane jako to, kim się stałem . [...] O dnajdujem y sens życia przez jego artykulację. To, czy nasze życie m a sens, zależy w znacznym stopniu od naszych w łasnych środków ekspresji. [...] O dkryw anie zależy tu od tw orzenia i je st z nim nierozerw alnie splecione” (Taylor 2000: 95, 37).
O derw ane z pozoru zd arzen ia zyskują kluczowe znaczenie dla tożsam ości w łaśnie ze względu n a um iejscow ienie ich w n arracji i pełnioną w niej fu n k cję - podobnie ja k w m odelu Proppa to, czy dane zdarzenie je s t „dobre” czy
„złe”, zależy od bajkowej narracji, od funkcji, jak ą pełni w całej opowieści;
znaczenie danego zd arzen ia określają jego skutki, czyli n a stę p n e zdarzenia.
Pojedyncze zdarzenie na pewno mogło wywrzeć presję na jednostkę, ale nie wpływa ono n a nią bezpośrednio, jego siła w yraża się w n a r r a c y j n e j u m ie ję t
ności przetw orzenia tegoż zdarzenia przez jednostkę. M a zatem zdecydowa
ny wpływ n a kształtow anie jej tożsam ości, bo - ja k tw ierdzi A nthony Gi- ddens - „tożsamość jednostki nie je s t rysem charakterystycznym jednostki ani naw et zespołem takich rysów. J e s t to «ja» pojmowane przez jednostkę w k ategoriach biograficznych” i zależy ona od zdolności jednostki „do pod
trzym yw ania ciągłości określonej n a rra c ji” (Giddens 2001: 75, 77). A ta p rze
cież w ynika bezpośrednio z zakotw iczenia jednostki w konkretnej tradycji kulturow ej. Je śli więc Giddens uw aża, że najskuteczniejszą m etodą analizy tożsam ości jednostki jest rozpatryw anie przypadków osób, które dośw iad
czają „rozbicia tożsam ości, to bez w ątpienia sytuacja osób poszkodowanych w w yniku klęski żywiołowej może być najlepszym m ateriałem empirycznym.
T raktow anie narracji jako prym arnej s tru k tu ry znaczenia nie stoi oczywiś
cie w sprzeczności z rozum ieniem n arracji jako w ytw oru kulturowego, w m yśl której to koncepcji w trakcie rozwijanej n a rra c ji czerpiem y z zasobów opowieści stanow iących dorobek kultury. W toku n a rra c ji korzystam y bo
wiem ze społecznych zasobów różnych s tr u k tu r narracyjnych, co prowadzi do jednoznacznego stw ierdzenia, iż „zarówno tożsam ość jednostki, jak i jej św iat - społeczny, historyczny, psychiczny - je st konstruow any. To zaś, co konstruow ane, podlega rekonstrukcji, rein terp retacji. J e s t to więc stanow is
ko, które kw estionuje istnienie stałych, niezm iennych podstaw , na których mogłoby się oprzeć nasze życie i poznanie” (Rosner 2003a: 123).
K ategoria n a rra c ji we współczesnej lite ra tu rz e filozoficznej, psychologicz
nej, socjologicznej funkcjonuje przede w szystkim w znaczeniu podstawowym:
„to najczęściej nie opowieść, lecz czasowa sekw encja zdarzeń, rozum iana jako s tr u k tu ra znacząca, w której przebiega proces rozum ienia” (Rosner 2003a: 126). Zupełnie inaczej natom iast, co eksponuje K ata rz y n a Rosner, ro
zum ie tę kategorię francuski myśliciel P au l Ricoeur, k tóry utożsam ia n a rr a cję z tek ste m dyskursyw nym , a zatem n arrację rozum ie jako kod kulturowy:
„czas staje się ludzkim w tej mierze, w jakiej je st zorganizow any w sposób n arracy jn y ”, a „kody kulturow e dodają rysy dyskursyw ne do prostej sekw en
cji działań i zdarzeń naszego życia, «dają im formę, porządek, ukierunkow a
n ie ^ ’ (cyt. za: R osner 2003a: 131). Tym sam ym rozum ienie n arracji przez Ri- coeura zbliża się do tego funkcjonującego w folklorystyce. W ystarczy przyw ołać cytow any przez K atarzynę R osner fragm ent jego w ystąpienia na konferencji w W arw ick w 1986 roku: „Istnieje w ielka różnica między życiem a fikcją. Zycie je s t przeżyw ane, a n arracje są opowiadane. Ta różnica pozo
staje niep rzek raczaln a, lecz m ożna ją częściowo znieść dzięki naszej zdolnoś
ci odnoszenia do siebie płotów, które czerpiem y z naszej k u ltu ry i wypró- bowywania różnych ról, przyjm owanych przez naszych ulubionych bohaterów opowieści, które są nam bliskie” (cyt. za: R osner 2003a: 132).
O m aw iana tu problem atyka od la t obecna jest w refleksji teoretycznej fol
klorystyki, k tó ra próbuje ustalić m echanizm y funkcjonow ania tradycyjnych przekazów słownych. „Z p u n k tu widzenia wykonawcy - pow iada Czesław H ern as — tradycja to o tw arty zbiór segmentów nadających się do nowego
ułożenia, zbiór gotowych s tru k tu r, przy czym świadomość wykonawcy doko
nuje segm entow ania tekstów , czyli w ydzielania całości nadających się do usam odzielnienia lub do nowych złożeń” (1976: 13).
W arto w tym m iejscu przywołać również B achtinow ską koncepcję wypo
wiedzi jako jednostki porozum iew ania się, ponieważ zak ład a ona, iż w szy st
kie wypowiedzi „posługują się konkretnym i, względnie trw ałym i i typowym i form ami k o nstruow ania całości” (B achtin 1986: 373), a zatem zd eterm ino
wane są kulturow o.
Dla P au la Ricoeura jed n a k koncepcja n arracji je s t przede w szystkim spo
sobem określenia tożsam ości jednostki, któ ra realizując różne role, s ta ra się
— jeszcze na etapie „przedrozum ienia” — o tym opowiedzieć, bo opowieści z a wsze dotyczą „istot doznających”: „Być dotkniętym przez bieg opow iadanych zdarzeń — oto organizująca zasada całego szeregu ról isto t doznających w za
leżności od tego, czy wykonyw ane działanie je st wpływem, polepszeniem czy pogorszeniem, ochroną czy w yrządzeniem krzywdy. [...] Opow iadać to mó
wić, kto zrobił co, dlaczego i jak, przedstaw iając w czasie połączenie m iędzy tym i p u n k tam i w idzenia” (Ricoeur 2003: 240, 243).
Tak więc fu n d am en taln e filozoficzne zagadnienie tożsam ości człowieka, odpowiedź na pytanie: co to znaczy „być sobą?”, w interpretacji Ricoeura otrzy
muje jednoznaczne stw ierdzenie: „być sobą” znaczy istnieć w świecie „poza sobą”, czyli poprzez sposoby, jakim i człowiek przejaw ia się w świecie, a więc poprzez mówienie (opowiadanie), działanie, interakcję z innym i ludźm i, bo ta k w łaśnie człowiek je s t postrzegam y i ta k istnieje „poza sobą”. A poniew aż - co już podkreśliłam wcześniej — Ricoeur uznaje n arrację za kod kulturow y, również w tym kontekście problem atyka tożsam ości je s t przez niego ro zp a
tryw ana.
E g z y ste n c ja ln y w y m ia r la m en tu
Podstawowa, egzystencjalna form a obecności człowieka w świecie, p rze ja wiająca się w interak cji z innym i ludźm i, oznacza konieczność ujaw n ien ia innym w łasnych przeżyć i emocji. Tym sam ym mówienie, co podkreśla a n tropolog, „oprócz funkcji inform atyw nych pełni funkcje afirm atyw ne, będące sposobem istn ien ia człowieka w świecie” (Paw luczuk 1994: 237). Szczególnie ważne jest to w chw ilach przeżyw anego stresu, żalu, psychicznego bólu czy
„zgryzoty egzystencjalnej”, ja k to nazyw a W łodzimierz Paw luczuk. „Wierzę, że moja zgryzota opow iedziana In nem u wywoła w nim s ta n podobny do tego, jaki jest moim udziałem , że zgryzota ta zafunkcjonuje w In n y m -Ja ja k fu n k cjonuje w m oim -Ja. [...] O pow iadając moją zgryzotę, usiłuję jej nadać s ta tu s rzeczy, tzn. s ta tu s czegoś obiektywnego, a w swej obiektywności określonego i ograniczonego” (Paw luczuk 1994: 173, 175). A więc m ówienie je s t egzysten
cjalną potrzebą, dzięki której nie tylko m am y szansę odnalezienia się w in nych ludziach, ale rów nież dostrzeżenia wspólnych z nim i doświadczeń. Z da
niem Paw luczuka ludzie „lubią rozpraw iać o swoich zgryzotach”, bo dzięki
tem u u zyskują „zdystansow anie się wobec tych zgryzot i do pewnego stopnia - oczyszczenie się z nich, a po drugie - uzyskują przekroczenie własnej odręb
ności i poczucie zjednoczenia się z m ądrym i spraw iedliw ym tra n s c e n d e n ta l
nym ego” (1994: 200).
Bez w ątp ie n ia p ry m a rn ą form ą takiej potrzeby je s t lam e n t pogrzebowy, jeden z n a jsta rsz y ch gatunków poetyckich, który zdaniem Rocha Sulim y
„znam ionuje kondycję człowieka na granicy biologii i k u ltury, sytuuje.egzys
tencję n a pograniczu krzyku i m ilczenia. J e s t znakiem rozdarcia «tkanki»
m iędzyludzkich stosunków, rozerwania ogniw rodzinno-sąsiedzkich, sygnałem zaw ieszenia m iędzy bytem a niebytem . [...] O płakiw anie je st przecież niczym innym , ja k «powiadam ianiem » w spólnoty o z m i a n i e ” (Sulim a 1992a: 81).
N a tu ra ln a rozpacz po utracie bliskiej osoby przyjęła formę lam en tu (swois
tej rozm owy ze zm arłym ), który powszechnie w ystępow ał u Słowian w dobie przedchrześcijańskiej. Z czasem lam enty uległy rytualizacji i pełniły w ażną funkcję w obrzędzie pogrzebowym (najm owano np. płaczki, by rozpaczały na pogrzebach). Zarówno lam ent, ja k i wyrosła z niego pieśń pogrzebowa, zw iązane są w Polsce przede w szystkim z ta k zw anym i pustym i nocami (czas pom iędzy śm iercią a pogrzebem), gdy w edług w ierzeń ludowych dusze błąk ają się jeszcze m iędzy żywymi. „Śpiew trw a nieprzerw anie przez trzy dni i trzy noce i je st punktow any rytm icznym odm aw ianiem różańca i m odli
tw y Wieczny odpoczynek. W każdej wsi na P odlasiu znajduje się po kilka z a pisyw anych ręcznie zeszytów pogrzebowych” (Szym ańska 1998: 214); najnow szy pochodzi z 1987 roku.
B ad an ia lam entów w tradycji bałto-fińskiej od 1958 roku prowadzi L auri Honko. Okazuje się, że jest to nadal żywa tradycja, głównie w rosyjskiej części K arelii. L am ent, choć n a pewno należy do gatunków im prowizowanych, jest jed n ak , co udow odnił badacz, zw iązany z tradycyjnym i środkam i w yrazu, ta k że „dla widowni bardzo niew iele je s t w lam encie elem entów rzeczywiście nowych. Jeśli znane są użytkownikowi funkcje lam entu oraz społeczne okolicz
ności płaczu, a tak że znani są ludzie, n a przykład zm arły, jego życie i jego śm ierć, najbliżsi krew ni, płaczka i związki grupowe pom iędzy nim i w szystki
mi - nie m ożna oczekiwać niespodzianek” (Honko 1984: 92). Po prostu ta for
m a w y rażan ia bólu je st mimo w szystko w isto tn y sposób sform alizow ana i określona przez tradycję n a rra to rsk ą .
W spółcześnie polskie lam en ty przyjm ują formę zaw odzenia i zw iązane są z w yznaw aną religią. Alicja Trojanowicz, która w la ta c h sześćdziesiątych i siedem dziesiątych XX w ieku prow adziła bad an ia na tere n ie Polski, w yka
zała, że „na pogranicznych obszarach wschodnich oraz tam , gdzie żyją grupy przesiedleńcze ze wschodu, m ające k o n tak t z praw osław iem , tradycja zawo
dzeń je s t zdecydow anie w yraźniej kultyw ow ana, [...] pełni funkcję magiczno- -obrzędową: pom aga zm arłem u i chroni jednocześnie przed nim rodzinę”
(1989: 15). A u torka zw raca jednocześnie uwagę na to, że słabnie społeczna akceptacja tego ty p u zachow ań. Z jednej strony w spółczesne konwencje k u l
turow e „w ypychają” daw ne form y ekspresji przejaw iające się zawodzeniem
nad grobem, ale z drugiej - akceptow ane są jed n a k zaw odzenia w określo
nych sytuacjach: np. tragicznej i nagłej śmierci.
Kiryłł W. Czistow u z n a ł zawodzenia ludowe za im prow izacje ty p u elegij
nego i zwrócił uw agę n a to, że pow staw ały one nie tylko z powodu śm ierci, ale również w w yniku innych tragicznych w ydarzeń: pożaru, głodu, chorób, w ypraw iania syna do wojska, ucisku społecznego itp. Ja k o przykład podaje
„płacze” Iriny Fiedosowej, które pow stały w praw dzie z powodu śm ierci, ale znajdują się w nich liryczne opisy chłopskiej niedoli i cierpienia ludzi w cza
sie klęski głodu w 1867 roku w guberniach północnorosyjskich. „Podstaw ow a cecha w yróżniająca zawodzeń — tragizm , wielkie napięcie em ocjonalne — zakłada z góry w szystkie osobliwości ich języka i stylu poetyckiego. [...]
O płakująca zadaje p ytanie za pytaniem , ujaw niając z pomocą synonim ów, podobnych obrazów, splatających się logicznie pojęć, skojarzeń itp. ja k ą ś myśl przew odnią dla całego zawodzenia lub tylko dla jak iejś jego części. W y
daje okrzyk za okrzykiem , wylicza wszystko, co tylko da się przypom nieć w związku z tragicznym w ydarzeniem , które w trąciło ją w te n sta n . N aw et w najbardziej epickich płaczach opow iadanie o tym, co się dzieje, bywa p rze ryw ane nam iętnym i dygresjam i lirycznym i, ja k rów nież sam o działanie bo
haterów w yróżnia się ostrością, ekspresyw nością” (Czistow 1976: 16-17).
Bez w ątpienia ta k w łaśnie skonstruow any je s t „L am ent o życiu pod o ku
pacją” A.M. M isziny, zaprezentow any w zbiorze przez K iriłła Czistowa, w któ
rym płaczka śpiew a m iędzy innym i: „Jak najechali do nas bezecni faszyści/
Wypędzili nas z dom ostwa/ Rozłączyli z serdecznym m ałym dziecięciem/
I domostwo porujnow ali/ Pow ypraw iali niebogi górze-gorzkie/ W bory-lasy głębokie/ W trzęsaw isk a niezgruntow ane/ U św iadczyłyśm y ta m głodu i chło
du/ Spędzono n a s w jedno domostwo/ Trzy sąsiadeczki wioskowe” (Czistow 1976: 40).
L am ent ten potw ierdza tezę Rocha Sulim y głoszącą, że n a d a l zaw odzenia i lam enty pojaw iają się w zderzeniu z w ielkim i k a ta stro fam i, trzęsien iam i ziemi, pożaram i, powodziami, epidem iam i, wojnami.
Po trzęsien iu ziem i w Skopje W anda Pom ianow ska zap isała w 1964 roku w serbskiej wsi Pieśń o trzęsieniu ziem i w ykonyw aną przez w ędrownego śpiew aka, który nigdy nie był w Skopje. P ieśń ta „ma dla współczesnej fol
klorystyki w artość specjalną — uw aża a u to rk a — je s t obrazowym przykładem i dowodem, w ja k i sposób pow staw ały u Słowian w daw nych w iekach eposy czy ballady ludowe op arte zazwyczaj n a jakichś niezw ykłych w ydarzeniach lokalnych czy ogólnokrajowych”. Pieśń tw orzy przejm ujący obraz tra g izm u ludzi i m iasta: „Biedną m atk ę rozpacz ogarnęła/ Włosy się jej zjeżyły od gro
zy/ Bo jej dzieci pod ziem ią zostały/ Gdyż ci tylko się urato w ali/ którzy dzi
siaj bardzo rano w stali/ Bo te n tylko, który w stał o świcie/ U m k n ął śm ierci i ocalił życie/ Ten, co nie w sta ł i te ra z śpi dalej/ Znad m artw ego m a tk a gruz odwali/ Bo trzęsienie ziem i było rano/ Gdy św it zorzą zapłonął ró żan ą/ D w u
dziestego i szóstego lipca/ Całe m iasto w posadach zadrżało/ P ękły m ury, domy w proch padały/ I kom iny dymić przestaw ały. [...] K iedy stały się te