>'»•. 1 3 1 . We Lwowie, Niedziela du.a i. Czerwca lo73. r i o i i x i i
Wychodzi codziennie o godzinie 7.
iauo, z wyjątkiem poniedziałków i dni poświątecznych.
Przedpłata wynosi:
k w a r ta ln ie 3 ®łr. 75 cen tó w r'io«ieczn itt . . 1 . 30 .
Z przesyłką pocztową:
<0
*£ w p a n it . ie A«« trjackiern . 5 x łr . — ct.
do Prus i ł l a c iz y n ie m ie c k ie j 3 ta la r y lt» ig r
„2 „ S a w e c ji i D an ji . 6 .
• »« ' ’ - F rancji . . . . 21 franków 5 » A n g lii >elgji i T u rcji 15 „
w W łnai. i kaieu tw Naddan. 13 „
- „ p»i dynczy kosztuje 8. centów.
Lwów d. 1. czerwca.
( B a k słowności. — „Centralny komitet wyborczy żydów galicyjskich." — Waśń cen
tralistyczna. — Synod dyecezji pragskiej.) Jesteśmy niestety zmuszeni podać na czele dzisiejszych wiadomości następującą, z Krakowa nam nadesłaną:
„Tutejsze akademickie Towarzystwo wzajemnej pomocy ma wielu nierzetelnych dłużników, którzy będąc uczniami zaciągali długi u Towarzystwa, a teraz zajmując sta
nowisko czy to jako lekarze czy jako urzę
dnicy, nie zwracają pożyczonych pieniędzy.
Następstwem tego nieuchronnem będzie, że Towarzystwo popr >si nierzetelnych dłużników imiennie gazetami o zwrot należytości. Go
dziłoby się przecie, aby każdy dłużnik, za
nim imię swoje czytać będzie w inseratacb, albo dopełnił swego zobowiązania, albo pro
sił o odroczenie, oszczędzając tym sposo
bem Towarzystwu przykrego kroku a sobie wstydu."
Jestto skarga bardzo boleśna, bardzo źle wróżąca krajowi. Cóż warta młodzież, jeżeli nie pojmuje obowiązku słowno
ści w ogóle, jeżeli nawet tam nie dotrzymu- { je słowa, zkąd otrzymała niegdyś pomoc bezinteresowną, nieupokarzającą w chwili najkrytyczniejszej! A skarga powyższa to nie pierwsza, i takie same nietylko z Krakowa się odzywały. Dawniej student Polak słynął ze słowności. Nie jeden takzwany „fi
lozof1 i akademik zawdzięczał tylko pomo
cy najuboższych zwykle przekupniów i han
dlarek, że przebył szkoły. We Wiedniu nie
raz całe lata kredytowano studentom „z Polski". A dług tego studenta był uważany za tak pewny, jak by był na metalowych sztabach c. k. banku narodowego ulokowa
ny. Nieraz były student dzieci swoje przy
wiózłszy do szkół, przypomniał sobie dawny dług, i nie spoczął, aż wyszukał wierzyciela i uiścił się z długu świętego. Zaiste święte
go jak dług względem rodziców. Jakżeż młody obywatel kraju będzie spełniał inne swoje obowiązki, jeżeli pomija obowiązek względem tych osób lub zakładów, które mu drogę do życia obywatelskiego utorowały, a może z przepaści wydobyły; a nadto, nie- zwracając pożyczki, innym jeszcze zamyka pomoc I
Sprawa ta bardzo przykre rzuca świa
tło na całe społeczeństwo nasze. Niestety ten b r a k s ł o w n o ś c i przynosi nam szko
dy nieobliczone, — jest on główną podobno przyczyną naszego ubóstwa i naszej niewoli finansowej. Kapitalista, kupiec, rzemieślnik, rzadko u nas mogą liczyć na dotrzymanie terminu przez wierzyciela lub kontrahenta, ztąd utrudnienie kredytu, ztąd ceny wysokie, ztąd i upadek wielu gorzko w pocie czoła lub uczciwą spekulacją pracujących. Dlatego jesteśmy przeważnie w ręku tej kasty kos
mopolitycznej, która posiadając najwyższy zasób bezczelności i braku uczucia, hazar
dować może. Dlatego do kieszeni tej kasty wpływają dochody naszej ziemi i pracy, zkąd nigdy na korzyść ziemi tej i pracy nie wra
cają, tylko owszem wrogom kraju aił przy
sparzają. Więc kraj nasz srodze ubogi — bo na swoich wrogów pracuje. Niechaj je
dnak wróci między nami słowność, a wszy
stko to się odm ieni!
W dziennikach wiedeńskich napotykamy w s p r a w i e w y b o r c z e j dwa następujące telegram y:
„Lwów d. 29. maja. Wczoraj odbyło się liczne zgromadzenie notablów żydowskiego zastępu wyborców lwowskich ; uchwalono wy
brać komitet trzydziestu, który ma się zasi
lić z prowincji i ukonstytuować jako „cen
tralny komitet wyborczy żydów galicyjskich."
Przewodniczył prezes Stowarzyszenia „Szo- mer Izraela", adwokat dr. Kohn.“
„Lwów d. 29. maja. Na wczorajszem zebraniu „Szomer Izraela" wybrano „cen- 1 trnlny komitet wyborczy dla wszystkich źy- I dowskich gmin w Galicji" i uchwalono, wy- ( bierać tylko verfassungstreue liberale kan- J dydatów, którzy przyrzekuą utorować postęp, , mianowicie ekonomiczny. Kandydatami nie | mogą być żadni ferwaltungsraci albo dyrek- '
torowie bankowi." • J
Prowodyry szwindełesów galicyjskich rzu- , ciii zatem rękawicę krajowi, i oczywiście, ; jak widzieliśmy już wczoraj, znaleźli popar- i cie w D zienniku Polskim, który się stał ! tym sposobem organem szwindełesowskim. Za- ' sadnicza nikezemność tej kliki doskonale od ! bija się w tym fakcie, że wywiesiła sztandar 1 czysto wyznaniowy, jak widzimy z miana, ' przez jej centralny komitet przyjętego, a je- 1 dnak żąda tylko kandydatów liberalnych i verfassungstreuowskich. Są to, jak wiemy przecie ze wszystkich pism verfassungstreu- owskich, pojęcia wręcz sobie sprzeczne. T a
ka sama sprzeczność zachodzi między mia
nem tego komitetu jako żydowskiego a ha
słem „postęp ekonomiczny."
Czytamy w C^asi'*: „Z wiedeńskich dzienników dowiadujemy się dopiero o ja kichś komitetach przedwyborczych w Galicji i o ich działaniu. Prasa polska nie jest więc przypuszczoną do tajemnicy, jakkolwiek ko
mitety przedwyborcze, wybraue na zjeździe posłów we Lwowie, głośno obwieściły skład swój, a w gronie ich zasiadają także staro- zakonni. Komitety więc tajne żydowskie dzia
łają po za obrębem ogólnego krajowego ru
chu wyborczego i po za obrębem narodu, specjalne interesa swoich współwierców ma
jąc na oku. Osobliwa rzecz jednak, że ci na
wet starozakonni, którzy zawsze i wszędzie manifestują głośno wśród zebrań polskich swoje wspólnictwo narodowe i patrjotyczne, nie zaniedbują także brać udziału w tych odrębnych komitetach a zupełnie milczą o tera co się tam dzieje, osobliwie zaś nia u- dzielają dziennikom polskim żadnej wiado
mości, dopuszczając, aby centralistyczne or
gana wiedeńskie były jedynymi tłumaczami ich interesów, co świadczyłoby, iż interesa te nie są w zgodzie z interesem powsze
chnym kraju."
D. 29. odbyło się we Wiedniu walne zebranie dolno-austrjackiego krajowego ko
mitetu wyborczego, (utworzonego przez
„młodych") pod przewodnictwem dr. Men gera — który zawiadomił, że pod kierun
kiem tej frakcji zawiązało się wiele komite
tów na prowincji, i że pogłoska, jakoby za
mierzone było zlanie się tego centr. komi
tetu wyb. z konserwatywnym, t. j. „starych", jest mylną, albowiem myśl zlania się po
wstała w łonie tego centr. komitetu wyb., który w r. 1871 kierował wyborami, ale się nie przyjęła. Wszyscy mówcy następni o- świadczyli się przeciw zlaniu ze „starymi".
Walka, jaka się w tej sprawie toczy między Deutsche Ztg. i Tagblattem a Pressami, jest dość zabawną. Konserwatywny centr.
komitet wyborczy wystosował odezwę, z któł
rej Deutsche Ztg. podnosi, że pominięto w niej „korrupcję", a następnie wykazuje kłamstwa, jakiemi przeciw Dt. Ztg. i „mło
dym" wojują Pressy i „starzy". Ależ tak samo kłamstwami wojuje Dt. Ztg. przeciw Polakom, Czechom itd., i teraz tylko będąc kotłem przygania garnkowi.
Kłótnia ta jest tem śmieszniejszą, że kocioł i garnek w najlepszej zgodzie pójdą wszędzie i we wszystkiem przeciw Słowia
nom i Niemcom niecentralistom, jakoż i sta
rzy i młodzi protegują już machinacje „Szo
mer Izraela" i ks. Pawlikowa. Zresztą
na
stąpi zapewne pogodzenie na obchodzie 25- letnim jubileuszu „czytelni i mowuicy stu
dentów niemieckich w Pradze," który dzisiaj i jutro ma się odbyć z niezwykłą wystawą;
■zaproszono na nią nawet i „den Kronprin- zen des deutscheu Reiches."
D. 28. maja poczęły się posiedzenia sy
nodu dyecezji pragskiej, do którego wchodzą członkowie kapituły metropolitalnej, kapituł kollegiackich, przeorowie zakonni, dziekani i wybrani przez pojedyncze dekanaty probo
szczowie; wszystkich razem przybyło 152.
Synod dzieli się na trzy sekcje : 1) uauki religii, 2) materyj prawa kościelnego i 3) funduszu dyecezjalnego tudzież funduszu eme
rytalnego. W sekcji 1. d. 28. rozbierano sprawę zakładania bibliotek parafialnych.
W sekcji 2. republikowano dotyczące m ał
żeństwa uchwały soborów i dawne instrukcje pasterskie i uchwalono ścisłe takowych prze
strzeganie i utrzymanie. W sekcji 3. rozbie
rano projekt statutu mającego się założyć funduszu emerytalnego dla duchowieństwa parafialnego pod nazwą „fundusz świętojań
ski," a pod kierunkiem Rady zawiadowczej, z ośmiu członków złożonej i od ordynarjatu całkiem niezawisłej. Założyciele mają dać po 100 zł., członkowie zaś mają złożyć wpiso
we wynoszące 2 do 8 pret. od swego roczne
go dochodu i corocznie składać datek, sto
sujący się do wysokości rocznego dochodu.
W piątek po południu miała się odbyć je- neralna kongregacja.
Szkoły ludowe.
Nad uchwałą komitetu składek na szko
ły ludowe, przesłaną do namiestnictwa, ma obecnie Wydział krajowy wyrazić swą opinię;
to nas powoduje do zabrania jeszcze w tej kwestji głosu.
Przemawiając w' roku ubiegłym za sk ła d kami na podniesienie oświaty ludu, przed
stawialiśmy, iż ofiary te bęiSą głównie obró
cone na szkoły ludowe. Tak samo komitet składkowy przedstawiał cel naszej ofiarności w swych odezwach, w tym też kierunku pro
wadzoną była cała agitacja. Komitet za
stanawiając się więc nad użyciem zebranego funduszu, miał wyraźną wskazówkę, a tej się trzymając, odrzucił propozycję Rady szkolnej utworzenia funduszu emerytalnego, a zadecydował zapomogi dla gmin na budo
wę szkółek. Cel główny składek został w uchwale tej uwzględnionym, nie widzie
liśmy więc potrzeby przeciwko niej występo
wać. Uchwała ta jednak znalazła przeciwni ków, którzy przyznając, iż budowa szkółek jest nagląco nam potrzebną, chcieli jednak aby zapomogi na takową udzielano gminom nie w formie darowizn, ale w formie pozy czek za miernym procentem; a dochód ztąd powstały jedni chcieli aby użyto na emery
tury dla wysłużonych nauczycieli, inni zaś na wsparcie uczniów. Oba te szlachetne cele popierano jeszcze myślą, mającą pobudki p a
trjotyczne uwiecznienia tym sposobem fun
duszu, zebranego w pamiętną dla nas ro
cznicę. Żądanie piękne, ale czy praktyczne?
Oświatę ludu szerzyć dziś możemy, sta
rając się o dobrych nauczycieli i budując szkoły. W pierwszym kierunku wykazał swą gorliwość sejm, w kraju powstały se- miuarja i nuczycielskie, które mamy prawo spodziewać się że wydadzą dobrych nauczy
cieli. Na zapomogi dla budowania szkół sejm przeznaczył pewien fundusz, w chwili jednak gdy ustawa o przymusie szkolnym wejdzie ści
śle w wykonanie, zasiłek ten nie będzie wystar
czającym. Pamiętajmy wreszcie, że gminy na
ciskane o budowę szkółek, zmuszone będą obow ązek swój spełnić, ale gdy to czynić będą pod przymusem, przy istniejącym za- mieszauiu u nas pojęć w wiejskiej ludności, postarają się o szkółki, w których uczący się cierpieć będą na zdrowiu, a nauka w ta kim razie postępy wać nie będzie. Popatrz my jak u nas w mieście mieszczą się szkoły, a po wsiach jeszcze przecież o wiele gorzej.
Kształcąc młodzież powinniśmy ją przyzwy
czajać do schludności, porządku, a czyż bu- dyuki, nięodpo władające potrzebom hygieny, mogą ją w tym kierunku usposabiać?
Chodzić nam powinno więc o to, aby w ró
żnych gminach kraju powstały budynki szkolne według planu z góry nakreślonego, któreby dla innych gmin kiedyś mogły słu
żyć za wzory.
To zaś luożua zrobić, dając gminom za
pomogi. Pożyczki, chociażby udzielane na mały procent, już nie mogą być dawane z podobnerai ograniczeniami. Postawienie takich kilkudziesięciu wzorowych szkółek w kraju, wydaje uam się donioślęjszem, jak roz
danie bez ograniczenia funduszu na pożyczki, na czem głównie skorzysta skarb, każąc so
bie opłacać stemple. Mielibyśmy wprawdzie nominalnie stały fundusz szkolny, ale admi
nistrowanie nim byłoby nie łatwe. Oto względy, które nasuwają się nam przy rozpatrywaniu uchwały komitetu składkowego, a praktycz- ność nakazuje ją popierać.
Central -Wahlcomite der Ju- den Galizieus.
Już dawno dr. Kohn, prezes stowa
rzyszenia Szomer Izraela rozpisywał l.sty do stowarzyszeń izraelickich na prowin
cji, namawiając je do tworzenia osobnych komitetów przedwyborczych żydowskich, dla przyszłych bezpośrednich wyborów do Rady państwa. Lecz prawie wszędzie nie usłuchano dr. Kohna.
W jednem z prowincjonalnych miast, członkowie, do których te listy były wy
stosowane, udali się z zapytaniem do po
ważanego i liberalnego burmistrza, co czy
nić mają, wyrażając się, że nie pojmują celu tych osobnych komitetów żydowskich i zdaje im się, że i na przyszłość razom z narodem iść by powinni. Burmistrz ów nie wdawał się w stosowność łub nie
stosowność tworzenia osobnych komite
tów żydowskich, lecz zwrócił tylko uwa
gę zapytujących, iż ma tylko bardzo szczupłą liczbę policjantów, więc nie mógłby każdemu z nich dodawać dla bezpieczeństwa osobistego policjanta, aby
Przedpłatę i ogłoszenia przyjmują;
W . L W O W IK : B lir * id a i t a l lt n e ji Rk- rodowej* orty a lity R tb lw tk łtg t pod lle ib a 11. (da- wnioj ulicą Nowa lleaba W t ) . A |« ia r J « t l a l a n u l - k ł w F la tlio w N k ltfO « r. U plac katodralay. W K RA K O w lK : K tltg a rn ia Jeaefa Cawcba w rynka. W PA
RY Z U i aa eała Francjo I Aualjo jodynie p. pułkownik Raeokawoki, rue Jaeob 13. W w I M iN lli : p "Haaoen-
V o (ler, nr. 10 WakMloebfaaoe i A.
Wollcołle. 2«, W FRANKFURCIE: nad Menom O ł t m - bergu: p. Haas one tein et Vogłer.
OGŁOSZENIA prarjm ujp a k aa opłatp d centów od miejsca obj^toóei jednego wiersrn drobnym dru
kiem. opróos opłaty-supłow ej 30 ot. an kabdornaewe
•mieaacaeBie.
Listy reklamacyjne nieopieca^towane nie nl» • * frankowania.
Ilaneskryptn drobne nie swrnoajp ity Inna -y w a , jp nieecaone.
go strzegł od oburzonych z powodu o- osobnego tworzenia komitetu żydow
skiego.
Ale dr. Kohn nie ustawał w swo
ich zabiegach. Pragnie on przedewszyst- kiem dostać się do Rady państwa, a jedyny sposób do osiąguienia togo celu, widzi w zorganizowaniu się osobnych ko
mitetów żydowskich. Więc podjętej my
śli nie porzucił. Znosił się z centralista- mi wiedeńskimi i za ich insynuacją przystąpił wreszcie do utworzenia cen
tralnego komitetu żydowskiego dla Ga
licji.
Ojciec dr. Kohna, rabin tutejszej gminy do roku 1843, inaczej pojmował stanowisko swoje. Był on obcokrajow
cem, nie w Galicji urodzonym, a jedua- kowo podzielał przekonanie, że żydzi, na polskiej ziemi urodzoni, należą do pol
skiego narodu i w sprawach politycznych razem z narodem iść powinni. Należał on od pierwszej chwili zawiązania Rady narodowej do tego ciała i był w niem bardzo czynnym i pożytoczuym człon
kiem. Syn, już tutaj urodzony, zaparł się tradycyj i przekonań ojcowskioh, przeci
wnych soparatyzmowi żydów galicyjskich, jako inicjator stanął na czele obozu se
paratystów, do którego zwołuje wszyst
kich żydów galicyjskich z jednej strony, a z drugiej strony łączy się z centrali- stami wiedeńskimi, dla których od da
wna pracuje w tamtejszych dziennikach jako korespondent ze Lwowa. I doprowa
dził do tego, że zebrał garstkę żydów lwowskich i utworzył ceutraluy kpmitet wyborczy żydów galicyjskich (Oeutral- Wahlkomite der Juden Galizieus). I nie jest to już tylko usiłowanie połączenia żydów galicyjskich w politycznej akcji z centralistami wiedeńskimi, ale jest to u- siłowanie przeprowadzenia całego żydow- stwa w Galicji do niemieckiej narodowo
ści a do wyrzeczenia się narodowości polskiąj. Chociażby nawet to „Central- Wahlkoraite far dio Jnden Galiziens"
nie wypowiodziało tego, ostatniego zada
nia swego, to jednak sama wałka wy
borcza, podjęta przeciwko narodowości polskiej, rozwinie to usiłowauio i nada mu charakter antinarodowy, anti-polski.
Nie będzie to już wcale wyzuauiowy ko
mitet wyborczy, ale centralistyczny ko
mitet niemiecki, a nazwa jego powiuna- by brzmieć „Central -Wahlkomite Gir dio Deutscheu Galiziens.“
Ten stan rzeczy powinni teraz izraolici galicyjscy stawić sobie przed oczy. Stoją oni na rozdrożu i mają do wyboru: albo iść dalej zgoduie z naro
dem i uznawać się za Polaków, albo stanąć pod sztandarem dr. Kohna i przy
gotowywać się jako żydzi i Niemcy do walki przeciwko narodowości polskiej.
Żadne nie pomogą sofizmata, iż chociaż
Kronika Lwowska.
(Ospa.)
O nie Stańczykiem będę wam dzisiaj, ani Winnickim, nie do żartu pióro me dziś skłonne.
Jeśli łakniesz dowcipu, złośliwości i śmiechu, idź gdzieindziej bratku, znajdziesz tam tego podostatkiem. Jeśli stąpać zećhcesz memi ślady, zajść dzisiaj musisz do zi mnej kostnicy szpitalu Łyczakowskiego.
Wierzę, iż podróż ta po dobrym obiad
ku
nie zbyt przyjemna, a do trawienia nie daje przyprawy; Leez jeśliś naczczo, a chęć twa po temu, dalej przez bruki i chodniki, dalej aż do bram trupiarni.Leży tu trup przy trupie, bez zwady cicho i spokojnie. Kto wie jaka kiedyś du
sza w tych eiałach ieszkałal Może ta nę
dza była bogactwem, ten szkielet wstrętny pięknością, ta ęzaszka zapadła czaszką męża stanu, a ta głowa zwieszona na krawędź mary, główką pięknego bóstwa ziemskiego...
Grabarz nie lubi opowiadać historji, a wywiadujących się o ni« niechętnem mierzy okiem.
Na osobnym tapczanie, białym przykryty rańtuchem, leży trup kobiety, trup straszny.
Twarz cała sinemi malowana plamami, warkocz w bezładny przekształcony zwój...
to ospa.
A kto jej ofiarą?
* *
Było ich Awoje. A ty ła
to
para ludzi prostych, których stopy nie ślizgały się nigdy po woskowanej posadzce, ręce do pracy nawykły, a dusze w twardej i ciężkiej szkole życia hartowane. On się nazywał Walenty, a Joasia ęna. Walenty był rękodzielnikiem.
Umiał czytać i pisać, nosił kolorową koszu
lę
o wywiniętym kołnierzu, włos długi spadający na wielkie czoło, pod którem świe
ciło dwoje mądrych oczu.
Joasia, sierota, szwaczką była. Dziewczę krucze miało włoski, oczko czarne a tęskne, marzące i magnesowe zarazem, usta świeże i wilgotne, kibić gibką, nóżkę małą, rączkę białą, sukienkę z perkalu, łóżeczko czystą pokryte kołderką ż Matką Najświętszą nad głową, książeczkę z modlitwami i... i kwia
tek zeschły na piersiach ukryty.
Oto bogactwo Joasi...
Kiedy się poznali? Rok temu.
Walenty wracał raz późną nocą. Głowę zwiesił ku ziemi, a myślom błąkać się po ma
rzeń krainach pozwolił.
Szedł przedmieściem Stryjskiem.
Nagle oczy jego uderzyła jasność, biją- ca z parterowego okienka...
Dziewczę blade o kruczej spadającej na ramiona kaskadzie, pochylone nad białym płótna szmatem, pracuje igiełką, pracuje...
Przyłożył główkę do szyby, i patrzał, nie mogąc oczu oderwać od tego widoku. I stał tak, stał długo, aż dziewczę nie widząc szpiega, złożyło robotę, uklękło przed obra
zem, zmówiło paciorek, a wkrótce zgasiwszy światło, usnęło.
Westchnął głęboko Walenty, od okna odchodząc.
I na drugi dzień, jakoś mimowoli, ot tak przypadkiem, spojrzał znowu do okien
ka, i znowu widział ją nad robótką, a że mu się widok ten podobał, więc patrzał co raz częściej.
Za tydzień poznali się bliżej, a do sze
ściu miesięcy byli sobie narzeczonymi.
I
dłoń w dłoni jchąifzili nieraz sami, a zawsze czyści w myślach, i słowach, i w czynach czyści...
Bodaj to być narzeczonymi Świat ten dla człeka traci wartość całą, bo świat drugi, inny sobie tworzy, świat nadziei, przy
szłości, we wszystkie najpiękniejsze strojny barwy, świecący gwiazdkami szczęścia i ąta- łości słońcem. Bodaj to być narzeczoną!
Aż oto...
— Wiesz Joasiu — mówił raz Walen
ty, wróciwszy z roboty, i usiadłszy obok Jo asi, której paluszki igłą zbrojne, jak iskry migały — ospa teraz, ospa w mieście...
— A co to ospa, czy straszna ona?
— O, straszna ona, ze sobą nieraz po
rywa.
— Walenty, boję się ospy... ja się jej lękam, Walenty...
— Nie bój się gołąbko, ja przy tobie, i pocałunkiem zniweczył jej obawy.
Lecz w kilka dni, gdy Walenty po cało
dziennej pracy chcąc chwilę spędzić w klat
ce swej ptaszyny, zapukał do jej drzwiczek..
nikt mu nie odpowiedział.
Zdziwiony wszedł nie czekając słodkie
go „proszę", które zawsze dziwnie pięknie w ustkach Joasi dźwięczało...
Wszedł. Na czystera posłaniu leżała Jo
asia zmieniona, mocno zmieniona. Główka jej i rączęta gorące, oddech ciężki...
— Co tobie Joasiu...
— Nic mój Walenty, dziś trochę po o- biedzie zdrzemałam, czuję ból teraz w pier
siach, gniecie mnie, i tu boli...
— Był kto u ciebie?
— Nikt, ale ja sama wiem, że to...
— Że co? — zapytał niespokojny Wa
lenty.
— Że to ospa...
— Jo asiu ! dziewczyno, co mówisz..
Pochylił się nad nią i usty swemi dot
knął jej czoła...
— Walenty! Jezu! co czynisz, to ospa, Walenty, strzeż się... idź ztyd... mnie ciebie nie trze b a.. tu powietrze ciężkie... ja dobrze to czuję... idź ztąd Walenty.
— Nie pójdę Joasiu, nie pójdę — ale uspokój się, doktora zawołam-
— Idź po niego, Idź, ale wychodź ztąd czemprędzej.
Walenty poleciał. Przyszedł doktor, pomilczał, pokiwał głową, powiedział, źó to ospa, coś tam popisał i poszedł.
Bla iy Walenty tydzień już cały nie odstępuje łóżeczka Joasi.
O! Joasi niktby już nie poznał. Znikła piękność dziewczęca... a biedny kochanek patrzał z rozpaczą, nie wiedząc, czy żyć bę
dzie potworem, czy umrze lada chwila.
I gdy Joasię sen ujął, Walenty klęczał i modlił się, i płakał i łamał ręce z rozpa
czy i włosy rwał z głowy.
Doktor mówił: Teraz p r z e s i l e n i e . Przesilenie — krizys, jak ją nazywają.
Zimny pot zlewał skroń Walentego, dłonią swą ujął dłoń Joasi i patrzał na nią
nadsłuchując czy żyje...
Joasia oczy otworzyła.
— Nie będę długo żyć mój drogi, nie, czuję to... słońce, które izdebce ciemnej pro
mienie swe przesyła, nie dla mnie... O czuję to... a tak nam dobrze było, mogliśmy być szczęśliwi, mogłeś mieć w arstat, ja przy tobie gospodynią.,. Krótkie szczęście nasze...
Pamiętasz, zaprowadziłeś mię raz do teatru.
Ta piękna pkui śpiewała tam ślicznie i ona przeczuwała śmierć, a jednak śpiewała z nim o szczęściu. Pamiętasz to? Ja słowa i nutę pamiętam. Posłuchaj Walenty.
Tu Joasia podniosła głowę z poduszki, uchwyciła go w objęcia, i słabym głosem zanuciła:
Zdała od świata, aniele drogi, Zlącieni razem, spędzimy życie, Pamięć boleśoi zatrze los b łogi, J moje zdrowie zakwitnie tam,
Światłem i tchnieniem ty będziesz mojem, Przyszłość urocza zabłyśnie nam!
— Tak śpiewała, a ślicznie śpiewała ta pani... A potem szliśmy Wałami i dalej do siebie. Przechodząc ogrodem sąsiada uj
rzałam śliczny biały kwiat róży, sterczący Ua krzaku, oświeconym księżycem. Pijkua róża, krzyknęłam. Tyś podbiegł, zerwałeś różę, podałeś mi ją, wzięłam kwiat, lecą kolcem ukalećzyłam palec. Krople krwi pa- dły na kw iat Kropli było sześć, widzisz,
sześć miesięcy naszego szczęścia... a po sze
ściu miesiącach...
— Joasiu, duszo, co mówisz?
—- Prawdę Walenty... Ta róża na moich piersiach, w wielkim szkaplerzu zaszyta. Ot, patrz! to ona... całuję ją... to pamiątka szczęścia... A wiesz ta pani wtedy umarła na scenie po tej smutnej pieśni, i ja zaraz umrę... zaraz...
— Joasiu!
— Lecz nie rozpaczaj... tyś1 o mnie prędko powinien zapomnieć... ty img Wa
lenty powinieneś się ożenić, rzemieślnikowi trzeba żony, gospodyni, trzeba w domu ko
biety... Karolcia sąsiadka nieraz mi o tobie dobrze mówiła. I ona także piękna... poko
cha cię, ty ją pokochasz... będziecie szczę
śliwi... O nie przychylaj się ku mnie Wa
lenty... to ospa... ty potrzebujesz żyć... za
śpiewaj mi jeszcze tę pieśń Walenty.
— Nie umiem tej nuty Joasiu.
- Ale zaśpiewaj jak umiesz... za
śpiewaj.
Walenty musiał śpiewać. Słabym, ga
snącym głosem wtórowała mu Joasia. Po skończeniu pieśni rzekła:
— Lepiej mi teraz... lekko... zdaje mi się, że gdzieś lecę, lecę... a! to taml W a
lenty, weź Karolcię... ten kwiat, ta róża — domawiając tych słów, podniosła zwiędłe kwiecie do ust, szepnęła: bądź zdrów Wa
lenty... Jezus Maryja i ---
W wykazie umarłych ofiarę, tę zacią
gniętą pod liczbę porządkową, nazwano Jo
anną 8.... szwaczką lat 20... słabość: ospa.
Równie obojętnie jak pisarz wykaz ten sporządzał, nie myśląc nawet ce pisze, gra
barz wrzuci ją do morza umartych, na któ
rego dnie niejedne spoczywają perły.
Czy Walenty
o
niej pamiętać będzie jak długo? czy ospa więcej wydrze nam ofiar? Kiedyś dopowiem!Deustek.
jako żydzi tworzą osobny kom itet przed
wyborczy, to jednakowo nie wyrzekają się narodowości polskiej, ani nie myślą walczyć przeciwko narodowi polskiemu.
F a k t sam, że gdy wszystkie stronnictwa polskie uznały przedwyborcze komitety, wysadzone przez koło poselskie, i te ko
m itety centralne z reprezentantów wszyst
kich stronnictw się składają, a tylko ży
dzi osobny kom itet centralny na Galicję tworzą, wystarcza do zbicia tych wszyst
kich sofizmatów.
Wobec Niemców i niemieckiej par-, tji w A ustrji wszyscy Polacy bez wy
ją tk u wyznań i stronnictwa tworzą jeden obóz, a kto się z tego obozu wyłamuje i osobny obóz tworzyć zamyśla, jest od- stępcą, nie jest Polakiam.
Jad demoralizacyjny, jaki zapuszczać usiłuje „Dziennik Polski" w społeczeń
stwo polskie, prawiąc mu, iż Polacy so
lidarni być powinni tylko w postępie, a solidarności na zewnątrz wobec innych narodów nie potrzeba, nigdy nie przyjmie się w naszym narodzie, bo jeszcze za dużo zdrowego zmysłu narodowego w nim tkwi. Każdy Polak to czuje, że za
sada „solidarności tylko w postępie1' zmierza do rozbicia narodu polskiego;
przeciwnie zasada solidarności na zewnątrz, bezwarunkowa, a zupełna swoboda dla każdego w sprawach . wewnętrznego po
stępu, jest węgielnym kamieniem naszej przyszłości. Nawet koło polskie w W ie
dniu w swoim regulaminie dozwalało każdemu członkowi w sprawach tak zwanego postępu — w sprawach społecznych i religijnych — głosować po
dług swego przakonania, a tylko w spra
wach narodowych, na zewnątrz zwróconych, wymagało solidarności.
Niech nie łudzi się „C entral-W ahl- komite ftlr die Juden Galiziens" iż zna
lazłszy w „Dzienniku Polskim " obrońcę swego, zdoła rozstrój wprowadzić w obóz polski. Niema w Galicji Polaka, któryby nie potępiał tej obrony „Dziennika Polak."
pomimo iż napisana jest z wielkim sprytem dziennikarskim, pomimo iż nad
zwyczaj sofistycznie i nadzwyczaj zręcznie stara się usprawiedliwić „Szomer Izraela"
mniemaną niby bezczynnością polskiego centralnego kom itetu przedwyborczego, pomimo iż przejście żydów do obozu centralistów zwala na dziennikarstwo polskie, niby atakujące żydów w ogóle i przeto pędzące ich do przeciwnego obozu.
Ogół jednak czytelników nawet „Dzien
nika Polskiego", najwięksi jego stronnicy
z
oburzeniem największym przyjęli tę obronę „C entral-W ahlkom itetu fttr die Juden Galiziens", a wczoraj już odebraliśmy kilka listów lwowskich, wzywają
cych nas do energicznego podniesienia tej sprawy, tak co do odstępstwa W ahl- kom itetu fttr die Juden Galiziens, jak i obrzydliwszego jeszcze postępowania dzien
nika, który się polskim nazywa.
Dr. Kohn i jego zwolennicy W ahl- komitetu fttr die Juden Galiziens siedzą sobie spokojnie po swoich kancelarjach i biurach, lub spokojnie na W ałach h et
mańskich załatw iają swoje sprawy gieł
dowe, bo mieszkają wśród światlejszej publiczności polskiej, ale czyż w tem samem położeniu są żydzi w reszcie Ga
licji?
Niedawno wystąpiliśmy przeciwko agitacjom antiżydowskim, rozpoczętym w skutek listów, jakio dr. Kohn po kraju rozesłał; tymczasem ustanowienie central
nego W ahlkom itetu ftir die Juden G ali
ziens właśnie tym agitacjom antiizraeli- ckim na prowincji posłuży jako punkt wyjścia do tem energiczniejszego w ystą
pienia. Czy dr. Kohn nie wie, do czego takie agitacje doprowadzić mogą? Bur- m ist.z owego m iasta na prowincji, o którym wspomnieliśmy na czele, wyraził to krótko i węzłowato: „Nie wywołujcie agitacji, bo ja mam tylko kilku po
licjantów, więc każdemu z was dodać je dnego dla bezpieczeństwa nie mogę."
Ludność oświeceńsza możo się chwy
cić bardzo spokojnych środków przeciw
ko działaniom W ahlkom itetu lwowskiego, gdyby ogół żydów stanął pod jego sztan
darem, a środki te mogą być łatwo prze- konywującomidla żydów, którzy przeważnie w całej Galicji handlem się zajmują.
Dźwignąć handel i przemysł polski, oto hasło, które dotkliwie mogłoby się dać uczuć Izraelitom , gdyby stanęli pod sztan
darem niemieckim.
W spierać kupców i przemysłowców Polaków a nie wrogów!— takie hasło zro
zumie u nas każdy łatwo, a jeszcze ła twiej wykonać mu przyjdzie. S kutki tego byłyby fatalne dla Izraelitów, gdyby ci peszli drogą, którą ich dr. Kohn prowa
dzić chce.
A czy dr. Kohn wie, co się dzieje po wsiach naszych ? czy dr. Kohn wie, że tylko inteligencja polska wstrzymuje tę nienawiść, która się szerzy z powodu wywłaszczania włościan? A niechże in te ligencja polska porzuci to swoje stano
wisko kalmujące, co będzie wtedy?
Lecz jesteśmy tego przekonania, że
ogół Izraelitów galicyjskich nie pójdzie za tą garstk ą niemieckich żydów we Lwowie, i nie da się im na tę ślizką i niebezpieczną drogę wprowadzić. Je ste ś
my przekonani, że ogół Izraelitów o- depchnie od siebie te insynuacje W ahl- koinitetu lwowskiego i trzymać się bę
dzie dawnej tradycji zgodnego postępo
wania z narodem, na której Bogiem a prawdą Izraelici galicyjscy zawsze najle
piej wychodzili.
Korespondencje „Gaz. N ar.u
Paryż d. 27. maja.
('/o) Mamy nowe ministerjum, stworzo
ne na obraz i podobieństwo monarchicznej koalicji, która wywróciła Thiersa. Są to
„chrząszcze" znani czytelnikom Gazety N a
rodowej. Uważamy jednak za stosowne po
dać o nich bliższą wiadomość.
Książę, Albert de Broglie, minister spraw zagranicznych i prezes Rady gabine
towej, jest jednym z najbogatszych obywa
teli francuzkich. Posiada ogromne dobra w departamencie l’Eure i jest administratorem kilku dróg żelaznych. Jako akademik znany jest w świecie uczonym. Pisywał artykuły do Revue des Deux-Mondes, któremi zje
dnał sobie u swoich przyjaciół imię wielkie
go polityka. Za cesarstwa, salony ks. de Broglie zgromadzały wszystkich ludzi poli
tycznych, których najbardziej obawiał się rząd. Książę jest klerykałem, z pewną dozą liberalizmu, który raczej jest udanym niż prawdziwym. Namiętnie jest zakochany w kwestjach religijnych, na które spogląda nie ze stanowiska czysto-filozoficznego, ale przez okulary ultramontańsko-jezuickie. Wspólnie ze swymi nowymi towarzyszami, pan de Bro
glie głosował dnia 21. lipca 1871 roku na korzyść petycji, podanej przez biskupów i katolików francuzkich, którzy domagali się, aby wnet udzielono pomocy Ojcu świętemu, wydziedziczonemu przez Wiktora Emanuela.
Rodzony brat księcia Alberta, Paweł de Broglie, jest księdzem, w zakonie jezuitów.
Nowy minister sprawiedliwości jest za
równo zagorzałym zwolennikiem polityki ul- tramontańskiej, jak książę de Broglie. Pan Ernoul wiele zawdzięcza księdzu Pie, kato- licko-radykalnemu biskupowi poatweńskiemu.
Pan Ernoul jest komandorem krzyża św.
Grzegorza Wielkiego, a słynie z raportu przeciwko ustawie o wychowaniu początko- wem, z którą Juliusz Simon był wszedł do Zgromadzenia narodowego. Reakcja monar- chiczna będzie miała w panu Ernoul dziel
ną pomoc do oślepiania i ogłupiania ludu francuzkiego.
Trzeci z kolei, minister spraw wewnę
trznych, pan Beuló, znany jest światu uczo
nemu jako archeolog. Za cesarstwa używał pewnej sławy za sądy surowe, wydawane o cesarzach rzymskich. Porównywano go z Ta
cytem i Juwenalem; bo w historycznych jego dziełach o Tyberjuszu i Auguście, upatry
wano krytykę rządów Napoleona III. To wszakże nie przeszkodziło panu Beulemu zo
stać profesorem archeologii przy bibliotece cesarskiej i przyjąć z rąk tyrana krzyż le
gii honorowej w r. 1853.
Nowy minister finansów, pan Magne, był, jest i zostanie bonapartystą. Podobno nie omylimy się, twierdząc, że pan Magne jest najliberalniejszym ministrem w teraźniej
szym gabinecie marszałka Mac-Mahona. Ja ko finansista, pan Magne mało równych so
bie znajdzie we Francji.
Jenerał de Cissey, minister wojny, sły
nie z męztwa i odwagi. Porównałbym go z Murawiewem Wieszatelem. Jenerał de Cissey i marszałek Mac-Mahon nie mało krwi nie
winnej przelali, zdobywając Paryż za czasów kom uny!
Wiceadmirał de Dorapierre dTIornoy, teraźniejszy minister marynarki, niema ża
dnego znaczenia politycznego. Biegły admi
nistrator i dobry marynarz, podczas oblęże
nia Paryża piastował tę samą godność co dzisiaj. Ma poważanie u orleanistów i kle- rykałów.
Anzelm Polikarp Batbie, no w/ minister oświecenia publicznego, wyznań religijnych i sztuk pięknych, należy do największych w świecie intrygantów. W 1848 roku był za
gorzałym demagogiem, a za cesarstwa, bę
dąc profesorem praw w Paryżu, zasłynął między studentami jako socjalista. Dzisiaj jest jednym z najgorętszych zwolenników rządu wojującego. Co tylko dobrego Juliusz Simon zdziałał na polu oświaty narodowej, p. Batbie postara się zniszczyć.
Pierrot-Deseilligny, minister robót pu
blicznych, jest zięciem Schneidera, zabitego imperjalisty. Deseilligny jest zwolennikiem swobody handlowej, ale za to w innych kwe
stjach polityczno-społecznych jest zakamie- niałym konserwatystą.
Nareszcie pan de la Bouillerie, minister rolnictwa, należy do obozu legitymistów i obstaje za tem, aby teraźniejsze Zgromadze
nie pociągnęło swój żywot aż do nieskończo
ności.
Niema co mówić, skład nowego ministerjum jest znakomity! Dzienniki bonapartystowskie, jak Pays i Patrie (ulubiona gazeta hr. Bra- nickiego) wołają z uniesieniem: to nasz rząd!
„Ce goucernement est notre\“ Jezuici śpie
wają chórem z imperialistami. Pan Ludwik Veuillot. feldmarszałek jezuitów, z taką wy
stąpił piosenką w L'Univers:
„Kiedy pan Thiers redagował swoją dy
misję, która więcej warta, niż jego mowa ostatnia, przedstawiciele komitetów katolic
kich wesoło i jednomyślnie uchwalili adres do Piusa I X , w którym wyrażają zupełne posłuszeństwo dla syllabusa. Allelujat"
W ślad za feldmarszałkiem jezuitów za
śpiewają alleluja i nasze Przeglądy i Tygo
dniki katolickie... Bo nowy rząd występuje
„jako tarcza społeczeństwa, zagrożonego nie- tylko we Francji, ale i w Europie przez frakcję, która nie daje pokoju wszystkim ludom."
W te słowa przemawia marszałek Mac- Mahon w swojem orędziu, gdzie najmniejszej nie uczyniono wzmianki o republice.
Akademicki, poważny Journal des De-
bats wręcz powiada, że „nowi ministrowie na próżno będą prawili, iż chcą ustalić re
publikę, choćby nawet republikę zachowaw
czą. Pan Thiers powiedział im (a tą rażą był tłumaczem narodu): „Nie będą wam wie
rzyli." Każdy będzie pytał o ich nazwiska, będzie badał ich przeszłość i życie, a w końcu nikt im nie uwierzy."
W ostatnim liście nadmieniliśmy, że no
wy rząd postara się ograniczyć głosowanie powszechne. Z tej okazji Journal des Debais taką robi uwagę: „Jeśli przedsiębiorą uregu
lować po swojemu głosowanie powszechne, to zostaną zalani jak przypływem morskim. Je
żeli zeclicą obalić albo obciąć, słowem, prze inaczyć to wielkie prawo, które stało się własnością już kilku pokoleń, to się nie o- bejdzie bez miecza. I miecz stanie się pa
nem. Nie łudźmy się, — z upadkiem pana Thiersa, upadła republika umiarkowana i pokojowa. “
W czyim ręku miecz stanie się panem, organ akademicki nie powiada.
Thiers wraca do Zgromadzenia jako po
seł paryzki. Wstępuje on do grupy parlamen
tarnej, zwanej środkiem lewym, a złożonej z republikanów umiarkowanych, którą zresz
tą czytelnicy Gaz. Nar. znają z poprzednich listów naszych. Ta grupa postanowiła zawią
zać się w legalną opozycję przeciw rządowi.
Thiers zostanie w Zgromadzeniu naczelni
kiem stronnictwa opozycyjnego, w skład któ
rego wejdą wszyscy republikanie. Stary Thiers nawarzy takiego piwa, że Mac-Mahon go nie wypije z gabinetem i z całym swoim sztabem.
Na zakończenie nadmienić wypada, że orleaniści nie są zadowoleni z teraźniejszego stanu. Bouapartyści przyrzekli wspierać mo
narchistów pod warunkiem, że nie księcia d’Aumale, ale Mac-Mahona zrobią naczelni
kiem władzy wykonawczej. Dzisiaj obawiają się rojaliści, żeby Mac-Mahon nie sprowadził na tron młodego ćesarzewicza...
_ »
Przegląd polityczny.
Półurzędowa berlińska Procinzial Ztg.
w artykule oględnie i wyczekująco napisa
nym, wypowiada nadzieję, że nowy rząd fran
cuski pójdzie w polityce zewnętrznej drogą swego poprzednika, dlatego spodziewać się należy, że Niemcy nie będą potrzebowały i nadal stosować swego postępowania wobec Francji do jej polityki wewnętrznej. Taki jest koniec artykułu:
„Ustanowienie nowego rządu we Fran
cji. dokonane wyłącznie na podstawie we
wnętrznych stosunków kraju, nie zdaje się dotykać związków z zagranicą, a mianowicie załatwienia istniejących jeszcze zobowiązań wobec Niemiec. Jak dalece okazuje się polityczną powinnością honorową, właśnie w tej chwili, gdv dotychczasowy prezydent rze- czypospolitej francuskiej zmuszony jest nie
spodziewanie usuwać się ze stanowiska swe go, wypowiedzieć jeszcze raz, iż tenże postę
powaniem swojem zarówno lojalnem jak o- ględnem politycznie, przedewszystkiem przy
czynił się do przyspieszenia dzieła pokoju między Francją a Niemcami, oraz do wyko
nania tego dzieła: tajc również dalekim jest rząd niemiecki tćraz jak i w całym przebie
gu ostatnioletnich wypadków, od rozciąga
nia swoich chęci I życzeń pod Względem sto
sunków z Francją na pole wewnętrzne, poli
tyki państwa sąsiedniego. Nasz stosunek do nowego rządu francuskiego mierzyć się bę
dzie jedynie i wyłącznie zachowaniem się je
go wobec Niemiec, szczególniej zaś pod wzglę
dem dopełnienia przyjętych na siebie zobo
wiązań traktatowych. Z pierwszych zapowie
dzi wnosić można, że teraźniejszy rząd fran
cuski zamierza pod tym względem postępo
wać nadal wyłącznie w duchu dotychczaso
wej polityki. Jeżeli z różnych stron wyrażo
no po części nadzieję, a po części obawę, czy- by Francja pod nowym rządem nie chciała przyznać wyznaniowym względom wpływu na swoją politykę zagraniczną, to przypuszcze
nie takie może się opierać na rozpatrzeniu się w wewnętrznych stosunkach stronnictw francuskich. Wątpić jednak należy, aby te miały przeważyć z jakimkolwiek skutkiem na stanowisko Francji w sprawach polityki za
granicznej. W każdym jednak razie mogą Niemcy z uczuciem zupełnego bezpieczeństwa i spokoju spoglądać na nowy rozwój stosun
ków francuskich."
Obawa, wyrażona w tym artykule, aby rząd przyszły nie zechciał mięszać względów wyznaniowych do polityki zewnętrznej, od
nosi się do pogłosek, krążących po Berlinie, a powtórzonych w Norddeutsche A llg. Ztg., o wielkiem zbliżeniu się rządu paryskiego do Rzymu. Podnoszą mianowicie okoliczność, że p. de Corcelles, poseł francuski przy stolicy apost., już d. 26. bm. oznajmił rządowi pa
pieskiemu urzędownie prezydenturę Mac Ma- hona, podczas gdy innym rządom ogłosił ks.
Broglie zmianę prezydenta i gabinetu dopie
ro dnia 27. bm. po południu. Nie potrzeba się zresztą dziwić temu, gdyż barwa obecne
go gabinetu jest przeważnie klerykalną. Cie
szy się z tego Rpubligue francaise, mówi bowiem: „Jeżeli jest jaka opinia obecnie we Francji niezdolna do owładnięcia umysłami tłumów, jakiebykolwiek miała środki polity
czne do pomocy, to zapewne klerykalizm."
Najostrzej przemawia wobec nowej sy
tuacji w Paryżu Vossische Ztg. Żąda ona, ażeby nowy prezydent ze względu na nie
wypłacony jeszcze piąty miliard, dał rządo
wi niemieckiemu gwarancję wykonania trak tatu ewakuacyjnego z dnia 15. marca br.
Podnosi nawet pytanie, aźali opróżnienie de
partamentów podług orzeczeń tego traktatu nastąpić jeszcze może, lub czyliby nie nale
żało opróżnione departamenta zająć napo- wrót, toż samo czyby nie należało pomyśleć o Belforcie?
Republigue frangaise taką podajo cha
rakterystykę nowego gabinetu: „Orleaniści nie otrzymali w gabinecie liczebnej przewa
gi, natomiast ten minister, na którego mogą zawsze liczyć, jest wiceprezydentem Rady, jakkolwiek ks. Broglie stał zawsze ra
czej w usługach kościoła, niż jakkiejkolwiek dynastji. Najbardziej dał się poznać współ- i pracownictwem w klerykalnym dzienniku Correspondent. Książę Audiffret Pasąuier, ' daleko szczerszy orleauista, nie należy do
gabinetu; musiano go poświęcić odrazie bo- napartystów. Pana Magne może partja z Chiselhurstu policzyć w szereg oddanych so
bie bezwzględnie kreatur. Cesarz Napoleon mianował go członkiem swej tajnej Rady.
Częściowo mogą być zadowoleni również bo- napartyści z powołania pp. Desseilligny i Dompierre d’Hornoy. Pierwszy od kilku mie
sięcy wydawał się „człowiekiem republiki", ale zapomnieć nie należy, że jest zięciem prezydenta Schneidera, a w r. 1869 był rzą
dowym kandydatem do Ciała prawodawczego.
P. Dompiere awansował szybko za cesar
stwa ; powierzono mu kilkakrotnie tajne misje i powołano do ministerjum marynarki.
Mimo to więcej jest on klerykalnym, niż dyna
stycznym. PP. Ernoul i de la Bouillerie za
stępują w gabinecie prąd klerykalno-legity- mistyczny. Pierwszy, więcej kleryka! niż legitymista, jest perłą dyecezji Poitiers i znanym obrońcą nauki klasztornej; drugi ma brata biskupem. Cóż powiedzieć o panu Beule? W r. 1848 mianowany przez Dele- scluza komisarzem rzeczy pospolitej, protesto
wał w r. 1851 przeciw zamachowi stanu.
Wkrótce stał się najzaufańszym powierni kiem księżny Matyldy. Później bronił praw Instytutu, należał do akademickiej opozycji, wyszydzającej cesarstwo satyrycznemi epi
gramami i grubemi tomami inoctaco. w któ
rych taki p. Beule bombardował cesarstwo, opisując dzieje rzymskich Cezarów. W roku 1871 zaigrało znów słowo: Republika, na jego ustach. Dziś zapewniają, że polecony został do gabinetu przez biskupa Freppela.
Reasumując to wszystko, zdaje się większość gabinetu mieć jedną tylną wspólną cechę — klerykalizmu."
Od chwili swego ustąpienia stał się Thiers najpopularniejszą osobą we Francji.
Nadchodzą ciągle adresy zaufania. O przyję
ciu, jakiego doznał dnia 27. bm. wchodząc do sali Zgromadzenia narodowego, od 346 republikanów, już pisaliśmy. Deputacji Ra
dy municypalnej Wersalu z jen. Chareuton na czele, odrzekł Thiers, iż nie porzuca wal
ki, i spodziewa się rzeczypospolitej francu
skiej przynieść jeszcze ważne usługi. Mówią także, że myśli wydać dzieło p. t . : „Dwa la
ta prezydentury."
Partja republikańska ma się sprężyście reorganizować pod sterem Thiersa, Gambetty i Grevy’ego. Thiers znajduje u wszystkich frakcyj republikańskich bezwzględne posłu
szeństwo. Natomiast w koalicyjnym gabi
necie sygnalizują rozdwojenie. Dziś już do
strzegają orleaniści, że niepotrzebnie dali przewagę stronnikom cesarstwa. Mac-Ma- pon potępia krok legitymistów, którzv hr.
Chamborda zawezwali do powrotu do Frau- cji. Jeżeli bowiem hr. Chambord usłucha wez
wania, natedy nie będzie rzeczą możebną.
odmówić wstępu również wdowie casarza Na
poleona.
Wyciąg z protokołów posiedzeń Wy
działu krajowego za czas od 1. kwietnia do 30. kwietnia 1873. (C. d )
Wydział krajowy zarządził wykonanie budowli i dostaw szutru niezakontraktowa- nych na drogach Sielecko Zaleszczyckiej i Skalsko-Zaleszczyckiej.
Zatwierdzając ofertę Arona Zimmerma- na na budowę kanałów ściekowych w Skale, Wydział krajowy oświadczył Wydziałowi po
wiatowemu w Borszczowie, że obowiązek wy
budowania bruków w myśl §. 19 ust dróg, cięży na gminie Skałackiej. Jednakże Wy
dział krajowy chcąc przyjść w pomoc gmi
nie, udziela jej subwencję wynoszącą połowę kosztów.
Wydział krajowy przyjął ofertę p. Ra- doszewskiego, na wyrób cegły w roku bieżą
cym dla budowy w Kulparkowie.
Wydział krajowy przyjął propozycję Rady szpitalnej w Krakowie względem wy
dzierżawienia i przedaży realności „Browar- nikiem" zwanej, p. Sapalskiemu.
Na wnoszone rekursa wydał Wydział krajowy następujące uchwały:
1. Na rekurs zwierzchności gminy mia
sta Stanisławowa uchylił Wydział krajowy orzeczenie tamecznego Wydziału powiatowe
go, w którym dozwolono na dalsze istnie
nie źórawia umieszczonego nad studnią, znajdującą się koło realności pod 1. 9 5 l/4 przy ulicy Belweder w Stanisławowie, jako- też i rusztowania z desek do przelewania wody w rynnę, prowadzącą do sąsiedniego browaru pod 1. 94ł/4 położonego;
2. Wydział krajowy zniósł decyzję Wy
działu powiatowego we Lwowie, orzekającą, iż dzierżawca dworskich karczem w Sokolni
kach obowiązany jest do płacenia dodatków gminnych i wykupna za posługi i roboty w gminie;
3. Wydział krajowy zuiósł orzeczenie Wydziału powiatowego w Lisku, nakładające na członka gminy karę za nietrzymanie psa na uwięzi, a to z powodu braku kompetencji;
4. Wydział krajowy uwzględnił rekurs zwierzchności gminy miasta Stanisławowa przeciw orzeczeniu tamecznego Wydziału po
wiatowego, którem zastępcę burmistrza zasą
dzono na grzywnę 2 złr. i zwrot kosztów komisji;
5. Wydział krajowy uwzględnił rekurs naczelnika gminy Załucze, zasądzonego przez Wydział powiatowy Sniatyński na grzywnę 10 złr. za mniemane niewypełnienie obo
wiązków;
6. Wydział krajowy uwzględnił rekurs Tuszewskiego obszaru dworskiego przeciw o- rzeczeniu Kolbuszowskiego Wydziału powia
towego, wciągającego tenże obszar dworski do konkurencji dla budowy mostu w gminie
„Ostrów baranowski„ ;
7. Przychylając się do zażalenia Dą
browskiego obszaru dworskiego, wskazał Wydział krajowy tamecznemu Wydziałowi powiatowemu, iż zarządzenie rozszerzenia mostu na drodze gminnej bez poprzedniego wyrozumienia obszaru dworskiego, sprzeciwia się §. 28mu ust. dróg.
8. Załatwiając rekurs naczelnika gminy w Dobrzanach, skazanego na karę pieniężną za nieposłuszeństwo w sprawie wyśledzenia i ukarania przestępstw policji drogowej, Wy
dział krajowy polecił Wydziałowi powiato
wemu w Gródku, ażeby nakazał rekurentowi złożyć ściągnięte i wrzekomo bezprawnie na cerkiew oddane kary policyjne w kwocie 3
złr., tudzież karę pieniężną na niego nałożo
ną w kwocie 5 złr. Obie kwoty użyte być mają za pośrednictwem Wydziału powiato
wego dla ubogich. (Dok. n.)
K r o n i K a.
— Kurjerek lwowski. Jutro przedsta
wioną będzie po raz pierwszy krotochwilą z śpiewkami: „Robert i Bertrand" czyli „Dwaj złodzieje." Sztuka ta zapełnia zawsze teatra w Krakowie i w Warszawie. Z treści tej sztuki utworzono balet pod tymże tytułem. A propos tego baletu, omal na Sybir nie dostał się reżyser teatru warszawskiego. Obawiając się ażeby tytułu
„Dwaj złodzieje", dowcipkująca publiczność war
szawska nie zaaplikowała do przebywających podówczas w Warszawie króla pruskiego i cara, który właśnie kazał ten balet przedstawić, wy
kreślił on na korekcie afiszu ty tu ł: „Dwaj zło
dzieje", a zostawił tylko ty tu ł: „Robert i Ber
trand". Lecz właśnie przyzwyczajona do obu tych tytułów publiczność zaczęła wtedy dowcip
kować, że dla tego na afiszu w tytule baletu wypuszczono: „Dwaj zlodzieie", iż owi dwaj złodzieje pojawią się w loży. Donieśli szpiegi o tem policmajstrowi, a ten wpadl do reżysera i zlajawszy go ostatniemi słowy, iż rozmyślnie wypuszczeniem tytułu zwykłego wywołał drwiny z osób dostojnych, zapowiedział mu iż będzie aresztowany i wywieziony. Ledwie przed wła
dzami udało się reżyserowi wytłumaczyć się.
— Hr. Wojeiech Dzieduszycki, autor „Fan
tazji", „Powieści Wschodu i Zachodu* • i „Boh
dana Chmielnickiego" zaślubił dzisiaj pannę hr.
Dzieduszycką.
— Świetnie urządzane wycieczki młodzieży handlowej wróżą nam także doskonałą zabawę w dniu 8. czerwca. Tegoroczna wycieczka od
będzie się na Snopkowie, na znanej i obszernej łące. Dwie muzyki wojskowe bez przerwy przy
grywać będą, o zmroku spalone zostaną sztuczne ognie, poczem nastąpi pochód z pochodniami i muzyką do miasta.
— Coroczna leterja fantowa na korzyść sie
rot w zakładzie ś w. Teresy zostających, odbę
dzie się w roku bieżącym, jak się dowiadujemy, w ogrodzie Jezuickim (miejskim) na dniu 19. a w razie niepogody na dniu 21. czerwca. Dobór fantów przewyższać ma fanty z lat ubiegłych.
Połączony z tą loterją festyn ogrodowy, przy współudziale dwóch kapeli wojskowych i oświe
tleniu ogrodu światłem elektrycznem, nastręczy dobrą sposobność do przepędzenia pizyjemnie kilku godzin w ogrodzie, będącym prawdziwą ozdobą naszego grodu i ulubionem miejscem przechadzki jego mieszkańców. Szlachetny cel z zabawą tą połączony stanie się zapewne bodź
cem di wzięcia w uiej jak najliczniejszego udziału.
— Redakcja K u rje ra Sta n isła w o w skieg o zawiadamia publiczność, że wydawnictwo tego pisma z powodu trudności w znalezieniu kaucji zostało wstrzymanem na czas nieograniczony.
— Nakładem Ignacego Krauza, w komisie Seyfarta i Czajkowskiego, wyszedł wiersz w stu
letnią rocznicę, napisany przez Juliana z Pora- dowa. Cały czysty dochód z tej pięknej pracy przeznaczony na oświatę ludu. Ceana 50 centów.
— Mianowania. Cesarz raczył przenieść dyrektora telegrafów Kaspra Czernohorskyego we Lwowie, w tym samym charakterze do L iącu, mianować zaś nadkomisarza telegrafów w minister
stwie handlu, Józefa Lescheuara, dyrektorem, te legrafów we Lwowie.
— Proces Majera Kozowera w c. k. są
dzie obwodowym złoczowskim o podpalenie i oszustwo. (Dokończenie.)
Kozower, jak wiadomo z aktu oskarżenia, sprzedał jeszcze przed pożarem rozmaitym kup
com zboże z folwarku w Białokiernicy za 16:000 złr., na co pobrał od nich tytułem zadatku 11.600 zlr. Ponieważ odstawił tym kupcom w ledwie 100 korcy jęczmienia i 15 korcy hrecz- ki, zaś co do odstawy reszty żadnego nie robił przygotowania, dopuścił się więc dalszego oszu
stwa, gdyż zboże to z jego winy się spaliło.
Prawie wszyscy poszkodowani stawali obe
cnie przed sądem jako świadkowie. Ich zezna
niom nie zaprzecza Kozower i tylko zaszłemu nieszczęściu przypisuje uiemożebuość dotrzymania ze swojej strony kontraktu.
Następnie przesłuchiwano Goldappera. Opo
wiada on szczegółowo, pod jakiemi warunkami Kozower wziął od niego Białokiernicę w dzie
rżawę, daje wyjaśnienie co do stosunków gospo
darskich jakoteż co do potrzebnego kapitału o- brotowego, potrzebnego do prowadzenia gospodar
stwa w Białokiernicy. W śledztwie zeznał Gold- apper mnóstwo okoliczności obciążających Ko
zowera, teraz zaś gdy pretensje jego zaspokojo
ne zostały, powiada, że Kozowez dobrze gospo
darował. Jeżeli pierwej mówił inaczej, to dlate
go, ho na Kozowera miał złość. W pierwszym roku według jego zdauia mógł Kozower stracić 3 do 4000 złr. tak, że trzeciej już raty dzie
rżawnej nie był w stanie zapłacić. Zawarto więc umowę sądową, według której z końcem czerwca 1872 Kozower z dzierżawy bez wszelkiego wy
nagrodzenia ustąpić miał. Jako zabezpieczenie pretensji swojej otrzymał Goldapper od Kozowe
ra 600 korcy owsa i 200 korcy hreczki w ko
pach na polu stojących. Zboże to zaasekurował Kozower na imię Goldappera. Po pożarze zabrał Goldapper swoje zboże, jakoteż i żywy inwen
tarz Kozowera. Szkodę, jaką poniósł Goldapper przez spalenie się stodoły, oblicza wraz z ma
szyną na 2000 złr. Stodoła ta była zaBsekuro- wana w zbankrutowanym już dzisiaj L lem en- ta r- Y ersićh eru n g s-A n sta lt. Świadka tego z powodu różnicy w jego zeznaniach obecnych z dawniej szemi nie zaprzysięiono.
Na jaką stratę Towarzystwo Azienda assi- coratrice przez podpalenie gumna w Białokierni
cy narażone było, pedaje następnie szczegółowo likwidator tego Towarzystwa p. Karakiewiez.
Krestencja Kozowera została zaasekurowaną na podstawie trzech wniosków, z których jeden o- piewał na kwotę 10.270 zł. na sześć miesięcy, drugi na 5186 zł. na cztery miesiące, a trzeci na 10372 zł. na cztery miesiące.
Po pożarze peczął p. Karakiewiez szaco
wać płody, które Kozower mógł rzeczywiście ze
brać i te które przez pożar utracił. Rezultat był taki: Wartość zebranych plonów wynosić mogła najwięcej 16000 zł., wartość zaś spalo
nych 11.000 zł. Dodać tu należy, iż p- Kara- kiewicz przy obliczaniu wszędzie przyjął podaną przez Kozowera ilość kóp za prawdziwą i tylko
• wydatek z nich wypadł mu daleko mniejszy.
1 Kozower obliczył swoją szkodę na 25.1 16 zł. , co się nawet Goldapperowi krzywo wydawało,