• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Narodowa. R. 12, nr 131 (1 czerwca 1873)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gazeta Narodowa. R. 12, nr 131 (1 czerwca 1873)"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

>'»•. 1 3 1 . We Lwowie, Niedziela du.a i. Czerwca lo73. r i o i i x i i

Wychodzi codziennie o godzinie 7.

iauo, z wyjątkiem poniedziałków i dni poświątecznych.

Przedpłata wynosi:

k w a r ta ln ie 3 ®łr. 75 cen tó w r'io«ieczn itt . . 1 . 30 .

Z przesyłką pocztową:

<0

w p a n it . ie A«« trjackiern . 5 x łr . — ct.

do Prus i ł l a c iz y n ie m ie c k ie j 3 ta la r y lt» ig r

„2 „ S a w e c ji i D an ji . 6 .

• »« ' ’ - F rancji . . . . 21 franków 5 » A n g lii >elgji i T u rcji 15

w W łnai. i kaieu tw Naddan. 13

- „ p»i dynczy kosztuje 8. centów.

Lwów d. 1. czerwca.

( B a k słowności. — „Centralny komitet wyborczy żydów galicyjskich." — Waśń cen­

tralistyczna. — Synod dyecezji pragskiej.) Jesteśmy niestety zmuszeni podać na czele dzisiejszych wiadomości następującą, z Krakowa nam nadesłaną:

„Tutejsze akademickie Towarzystwo wzajemnej pomocy ma wielu nierzetelnych dłużników, którzy będąc uczniami zaciągali długi u Towarzystwa, a teraz zajmując sta­

nowisko czy to jako lekarze czy jako urzę­

dnicy, nie zwracają pożyczonych pieniędzy.

Następstwem tego nieuchronnem będzie, że Towarzystwo popr >si nierzetelnych dłużników imiennie gazetami o zwrot należytości. Go­

dziłoby się przecie, aby każdy dłużnik, za­

nim imię swoje czytać będzie w inseratacb, albo dopełnił swego zobowiązania, albo pro­

sił o odroczenie, oszczędzając tym sposo­

bem Towarzystwu przykrego kroku a sobie wstydu."

Jestto skarga bardzo boleśna, bardzo źle wróżąca krajowi. Cóż warta młodzież, jeżeli nie pojmuje obowiązku słowno­

ści w ogóle, jeżeli nawet tam nie dotrzymu- { je słowa, zkąd otrzymała niegdyś pomoc bezinteresowną, nieupokarzającą w chwili najkrytyczniejszej! A skarga powyższa to nie pierwsza, i takie same nietylko z Krakowa się odzywały. Dawniej student Polak słynął ze słowności. Nie jeden takzwany „fi­

lozof1 i akademik zawdzięczał tylko pomo­

cy najuboższych zwykle przekupniów i han­

dlarek, że przebył szkoły. We Wiedniu nie­

raz całe lata kredytowano studentom „z Polski". A dług tego studenta był uważany za tak pewny, jak by był na metalowych sztabach c. k. banku narodowego ulokowa­

ny. Nieraz były student dzieci swoje przy­

wiózłszy do szkół, przypomniał sobie dawny dług, i nie spoczął, aż wyszukał wierzyciela i uiścił się z długu świętego. Zaiste święte­

go jak dług względem rodziców. Jakżeż młody obywatel kraju będzie spełniał inne swoje obowiązki, jeżeli pomija obowiązek względem tych osób lub zakładów, które mu drogę do życia obywatelskiego utorowały, a może z przepaści wydobyły; a nadto, nie- zwracając pożyczki, innym jeszcze zamyka pomoc I

Sprawa ta bardzo przykre rzuca świa­

tło na całe społeczeństwo nasze. Niestety ten b r a k s ł o w n o ś c i przynosi nam szko­

dy nieobliczone, — jest on główną podobno przyczyną naszego ubóstwa i naszej niewoli finansowej. Kapitalista, kupiec, rzemieślnik, rzadko u nas mogą liczyć na dotrzymanie terminu przez wierzyciela lub kontrahenta, ztąd utrudnienie kredytu, ztąd ceny wysokie, ztąd i upadek wielu gorzko w pocie czoła lub uczciwą spekulacją pracujących. Dlatego jesteśmy przeważnie w ręku tej kasty kos­

mopolitycznej, która posiadając najwyższy zasób bezczelności i braku uczucia, hazar­

dować może. Dlatego do kieszeni tej kasty wpływają dochody naszej ziemi i pracy, zkąd nigdy na korzyść ziemi tej i pracy nie wra­

cają, tylko owszem wrogom kraju aił przy­

sparzają. Więc kraj nasz srodze ubogi — bo na swoich wrogów pracuje. Niechaj je­

dnak wróci między nami słowność, a wszy­

stko to się odm ieni!

W dziennikach wiedeńskich napotykamy w s p r a w i e w y b o r c z e j dwa następujące telegram y:

„Lwów d. 29. maja. Wczoraj odbyło się liczne zgromadzenie notablów żydowskiego zastępu wyborców lwowskich ; uchwalono wy­

brać komitet trzydziestu, który ma się zasi­

lić z prowincji i ukonstytuować jako „cen­

tralny komitet wyborczy żydów galicyjskich."

Przewodniczył prezes Stowarzyszenia „Szo- mer Izraela", adwokat dr. Kohn.“

„Lwów d. 29. maja. Na wczorajszem zebraniu „Szomer Izraela" wybrano „cen- 1 trnlny komitet wyborczy dla wszystkich źy- I dowskich gmin w Galicji" i uchwalono, wy- ( bierać tylko verfassungstreue liberale kan- J dydatów, którzy przyrzekuą utorować postęp, , mianowicie ekonomiczny. Kandydatami nie | mogą być żadni ferwaltungsraci albo dyrek- '

torowie bankowi." • J

Prowodyry szwindełesów galicyjskich rzu- , ciii zatem rękawicę krajowi, i oczywiście, ; jak widzieliśmy już wczoraj, znaleźli popar- i cie w D zienniku Polskim, który się stał ! tym sposobem organem szwindełesowskim. Za- ' sadnicza nikezemność tej kliki doskonale od ! bija się w tym fakcie, że wywiesiła sztandar 1 czysto wyznaniowy, jak widzimy z miana, ' przez jej centralny komitet przyjętego, a je- 1 dnak żąda tylko kandydatów liberalnych i verfassungstreuowskich. Są to, jak wiemy przecie ze wszystkich pism verfassungstreu- owskich, pojęcia wręcz sobie sprzeczne. T a­

ka sama sprzeczność zachodzi między mia­

nem tego komitetu jako żydowskiego a ha­

słem „postęp ekonomiczny."

Czytamy w C^asi'*: „Z wiedeńskich dzienników dowiadujemy się dopiero o ja ­ kichś komitetach przedwyborczych w Galicji i o ich działaniu. Prasa polska nie jest więc przypuszczoną do tajemnicy, jakkolwiek ko­

mitety przedwyborcze, wybraue na zjeździe posłów we Lwowie, głośno obwieściły skład swój, a w gronie ich zasiadają także staro- zakonni. Komitety więc tajne żydowskie dzia­

łają po za obrębem ogólnego krajowego ru­

chu wyborczego i po za obrębem narodu, specjalne interesa swoich współwierców ma­

jąc na oku. Osobliwa rzecz jednak, że ci na­

wet starozakonni, którzy zawsze i wszędzie manifestują głośno wśród zebrań polskich swoje wspólnictwo narodowe i patrjotyczne, nie zaniedbują także brać udziału w tych odrębnych komitetach a zupełnie milczą o tera co się tam dzieje, osobliwie zaś nia u- dzielają dziennikom polskim żadnej wiado­

mości, dopuszczając, aby centralistyczne or­

gana wiedeńskie były jedynymi tłumaczami ich interesów, co świadczyłoby, iż interesa te nie są w zgodzie z interesem powsze­

chnym kraju."

D. 29. odbyło się we Wiedniu walne zebranie dolno-austrjackiego krajowego ko­

mitetu wyborczego, (utworzonego przez

„młodych") pod przewodnictwem dr. Men gera — który zawiadomił, że pod kierun­

kiem tej frakcji zawiązało się wiele komite­

tów na prowincji, i że pogłoska, jakoby za­

mierzone było zlanie się tego centr. komi­

tetu wyb. z konserwatywnym, t. j. „starych", jest mylną, albowiem myśl zlania się po­

wstała w łonie tego centr. komitetu wyb., który w r. 1871 kierował wyborami, ale się nie przyjęła. Wszyscy mówcy następni o- świadczyli się przeciw zlaniu ze „starymi".

Walka, jaka się w tej sprawie toczy między Deutsche Ztg. i Tagblattem a Pressami, jest dość zabawną. Konserwatywny centr.

komitet wyborczy wystosował odezwę, z któł

rej Deutsche Ztg. podnosi, że pominięto w niej „korrupcję", a następnie wykazuje kłamstwa, jakiemi przeciw Dt. Ztg. i „mło­

dym" wojują Pressy i „starzy". Ależ tak samo kłamstwami wojuje Dt. Ztg. przeciw Polakom, Czechom itd., i teraz tylko będąc kotłem przygania garnkowi.

Kłótnia ta jest tem śmieszniejszą, że kocioł i garnek w najlepszej zgodzie pójdą wszędzie i we wszystkiem przeciw Słowia­

nom i Niemcom niecentralistom, jakoż i sta­

rzy i młodzi protegują już machinacje „Szo­

mer Izraela" i ks. Pawlikowa. Zresztą

na­

stąpi zapewne pogodzenie na obchodzie 25- letnim jubileuszu „czytelni i mowuicy stu­

dentów niemieckich w Pradze," który dzisiaj i jutro ma się odbyć z niezwykłą wystawą;

■zaproszono na nią nawet i „den Kronprin- zen des deutscheu Reiches."

D. 28. maja poczęły się posiedzenia sy­

nodu dyecezji pragskiej, do którego wchodzą członkowie kapituły metropolitalnej, kapituł kollegiackich, przeorowie zakonni, dziekani i wybrani przez pojedyncze dekanaty probo­

szczowie; wszystkich razem przybyło 152.

Synod dzieli się na trzy sekcje : 1) uauki religii, 2) materyj prawa kościelnego i 3) funduszu dyecezjalnego tudzież funduszu eme­

rytalnego. W sekcji 1. d. 28. rozbierano sprawę zakładania bibliotek parafialnych.

W sekcji 2. republikowano dotyczące m ał­

żeństwa uchwały soborów i dawne instrukcje pasterskie i uchwalono ścisłe takowych prze­

strzeganie i utrzymanie. W sekcji 3. rozbie­

rano projekt statutu mającego się założyć funduszu emerytalnego dla duchowieństwa parafialnego pod nazwą „fundusz świętojań­

ski," a pod kierunkiem Rady zawiadowczej, z ośmiu członków złożonej i od ordynarjatu całkiem niezawisłej. Założyciele mają dać po 100 zł., członkowie zaś mają złożyć wpiso­

we wynoszące 2 do 8 pret. od swego roczne­

go dochodu i corocznie składać datek, sto­

sujący się do wysokości rocznego dochodu.

W piątek po południu miała się odbyć je- neralna kongregacja.

Szkoły ludowe.

Nad uchwałą komitetu składek na szko­

ły ludowe, przesłaną do namiestnictwa, ma obecnie Wydział krajowy wyrazić swą opinię;

to nas powoduje do zabrania jeszcze w tej kwestji głosu.

Przemawiając w' roku ubiegłym za sk ła d ­ kami na podniesienie oświaty ludu, przed­

stawialiśmy, iż ofiary te bęiSą głównie obró­

cone na szkoły ludowe. Tak samo komitet składkowy przedstawiał cel naszej ofiarności w swych odezwach, w tym też kierunku pro­

wadzoną była cała agitacja. Komitet za­

stanawiając się więc nad użyciem zebranego funduszu, miał wyraźną wskazówkę, a tej się trzymając, odrzucił propozycję Rady szkolnej utworzenia funduszu emerytalnego, a zadecydował zapomogi dla gmin na budo­

wę szkółek. Cel główny składek został w uchwale tej uwzględnionym, nie widzie­

liśmy więc potrzeby przeciwko niej występo­

wać. Uchwała ta jednak znalazła przeciwni ków, którzy przyznając, iż budowa szkółek jest nagląco nam potrzebną, chcieli jednak aby zapomogi na takową udzielano gminom nie w formie darowizn, ale w formie pozy czek za miernym procentem; a dochód ztąd powstały jedni chcieli aby użyto na emery­

tury dla wysłużonych nauczycieli, inni zaś na wsparcie uczniów. Oba te szlachetne cele popierano jeszcze myślą, mającą pobudki p a­

trjotyczne uwiecznienia tym sposobem fun­

duszu, zebranego w pamiętną dla nas ro­

cznicę. Żądanie piękne, ale czy praktyczne?

Oświatę ludu szerzyć dziś możemy, sta­

rając się o dobrych nauczycieli i budując szkoły. W pierwszym kierunku wykazał swą gorliwość sejm, w kraju powstały se- miuarja i nuczycielskie, które mamy prawo spodziewać się że wydadzą dobrych nauczy­

cieli. Na zapomogi dla budowania szkół sejm przeznaczył pewien fundusz, w chwili jednak gdy ustawa o przymusie szkolnym wejdzie ści­

śle w wykonanie, zasiłek ten nie będzie wystar­

czającym. Pamiętajmy wreszcie, że gminy na­

ciskane o budowę szkółek, zmuszone będą obow ązek swój spełnić, ale gdy to czynić będą pod przymusem, przy istniejącym za- mieszauiu u nas pojęć w wiejskiej ludności, postarają się o szkółki, w których uczący się cierpieć będą na zdrowiu, a nauka w ta ­ kim razie postępy wać nie będzie. Popatrz my jak u nas w mieście mieszczą się szkoły, a po wsiach jeszcze przecież o wiele gorzej.

Kształcąc młodzież powinniśmy ją przyzwy­

czajać do schludności, porządku, a czyż bu- dyuki, nięodpo władające potrzebom hygieny, mogą ją w tym kierunku usposabiać?

Chodzić nam powinno więc o to, aby w ró­

żnych gminach kraju powstały budynki szkolne według planu z góry nakreślonego, któreby dla innych gmin kiedyś mogły słu­

żyć za wzory.

To zaś luożua zrobić, dając gminom za­

pomogi. Pożyczki, chociażby udzielane na mały procent, już nie mogą być dawane z podobnerai ograniczeniami. Postawienie takich kilkudziesięciu wzorowych szkółek w kraju, wydaje uam się donioślęjszem, jak roz­

danie bez ograniczenia funduszu na pożyczki, na czem głównie skorzysta skarb, każąc so­

bie opłacać stemple. Mielibyśmy wprawdzie nominalnie stały fundusz szkolny, ale admi­

nistrowanie nim byłoby nie łatwe. Oto względy, które nasuwają się nam przy rozpatrywaniu uchwały komitetu składkowego, a praktycz- ność nakazuje ją popierać.

Central -Wahlcomite der Ju- den Galizieus.

Już dawno dr. Kohn, prezes stowa­

rzyszenia Szomer Izraela rozpisywał l.sty do stowarzyszeń izraelickich na prowin­

cji, namawiając je do tworzenia osobnych komitetów przedwyborczych żydowskich, dla przyszłych bezpośrednich wyborów do Rady państwa. Lecz prawie wszędzie nie usłuchano dr. Kohna.

W jednem z prowincjonalnych miast, członkowie, do których te listy były wy­

stosowane, udali się z zapytaniem do po­

ważanego i liberalnego burmistrza, co czy­

nić mają, wyrażając się, że nie pojmują celu tych osobnych komitetów żydowskich i zdaje im się, że i na przyszłość razom z narodem iść by powinni. Burmistrz ów nie wdawał się w stosowność łub nie­

stosowność tworzenia osobnych komite­

tów żydowskich, lecz zwrócił tylko uwa­

gę zapytujących, iż ma tylko bardzo szczupłą liczbę policjantów, więc nie mógłby każdemu z nich dodawać dla bezpieczeństwa osobistego policjanta, aby

Przedpłatę i ogłoszenia przyjmują;

W . L W O W IK : B lir * id a i t a l lt n e ji Rk- rodowej* orty a lity R tb lw tk łtg t pod lle ib a 11. (da- wnioj ulicą Nowa lleaba W t ) . A |« ia r J « t l a l a n u l - k ł w F la tlio w N k ltfO « r. U plac katodralay. W K RA K O w lK : K tltg a rn ia Jeaefa Cawcba w rynka. W PA­

RY Z U i aa eała Francjo I Aualjo jodynie p. pułkownik Raeokawoki, rue Jaeob 13. W w I M iN lli : p "Haaoen-

V o (ler, nr. 10 WakMloebfaaoe i A.

Wollcołle. 2«, W FRANKFURCIE: nad Menom O ł t m - bergu: p. Haas one tein et Vogłer.

OGŁOSZENIA prarjm ujp a k aa opłatp d centów od miejsca obj^toóei jednego wiersrn drobnym dru­

kiem. opróos opłaty-supłow ej 30 ot. an kabdornaewe

•mieaacaeBie.

Listy reklamacyjne nieopieca^towane nie nl» • * frankowania.

Ilaneskryptn drobne nie swrnoajp ity Inna -y w a , jp nieecaone.

go strzegł od oburzonych z powodu o- osobnego tworzenia komitetu żydow­

skiego.

Ale dr. Kohn nie ustawał w swo­

ich zabiegach. Pragnie on przedewszyst- kiem dostać się do Rady państwa, a jedyny sposób do osiąguienia togo celu, widzi w zorganizowaniu się osobnych ko­

mitetów żydowskich. Więc podjętej my­

śli nie porzucił. Znosił się z centralista- mi wiedeńskimi i za ich insynuacją przystąpił wreszcie do utworzenia cen­

tralnego komitetu żydowskiego dla Ga­

licji.

Ojciec dr. Kohna, rabin tutejszej gminy do roku 1843, inaczej pojmował stanowisko swoje. Był on obcokrajow­

cem, nie w Galicji urodzonym, a jedua- kowo podzielał przekonanie, że żydzi, na polskiej ziemi urodzoni, należą do pol­

skiego narodu i w sprawach politycznych razem z narodem iść powinni. Należał on od pierwszej chwili zawiązania Rady narodowej do tego ciała i był w niem bardzo czynnym i pożytoczuym człon­

kiem. Syn, już tutaj urodzony, zaparł się tradycyj i przekonań ojcowskioh, przeci­

wnych soparatyzmowi żydów galicyjskich, jako inicjator stanął na czele obozu se­

paratystów, do którego zwołuje wszyst­

kich żydów galicyjskich z jednej strony, a z drugiej strony łączy się z centrali- stami wiedeńskimi, dla których od da­

wna pracuje w tamtejszych dziennikach jako korespondent ze Lwowa. I doprowa­

dził do tego, że zebrał garstkę żydów lwowskich i utworzył ceutraluy kpmitet wyborczy żydów galicyjskich (Oeutral- Wahlkomite der Juden Galizieus). I nie jest to już tylko usiłowanie połączenia żydów galicyjskich w politycznej akcji z centralistami wiedeńskimi, ale jest to u- siłowanie przeprowadzenia całego żydow- stwa w Galicji do niemieckiej narodowo­

ści a do wyrzeczenia się narodowości polskiąj. Chociażby nawet to „Central- Wahlkoraite far dio Jnden Galiziens"

nie wypowiodziało tego, ostatniego zada­

nia swego, to jednak sama wałka wy­

borcza, podjęta przeciwko narodowości polskiej, rozwinie to usiłowauio i nada mu charakter antinarodowy, anti-polski.

Nie będzie to już wcale wyzuauiowy ko­

mitet wyborczy, ale centralistyczny ko­

mitet niemiecki, a nazwa jego powiuna- by brzmieć „Central -Wahlkomite Gir dio Deutscheu Galiziens.“

Ten stan rzeczy powinni teraz izraolici galicyjscy stawić sobie przed oczy. Stoją oni na rozdrożu i mają do wyboru: albo iść dalej zgoduie z naro­

dem i uznawać się za Polaków, albo stanąć pod sztandarem dr. Kohna i przy­

gotowywać się jako żydzi i Niemcy do walki przeciwko narodowości polskiej.

Żadne nie pomogą sofizmata, iż chociaż

Kronika Lwowska.

(Ospa.)

O nie Stańczykiem będę wam dzisiaj, ani Winnickim, nie do żartu pióro me dziś skłonne.

Jeśli łakniesz dowcipu, złośliwości i śmiechu, idź gdzieindziej bratku, znajdziesz tam tego podostatkiem. Jeśli stąpać zećhcesz memi ślady, zajść dzisiaj musisz do zi mnej kostnicy szpitalu Łyczakowskiego.

Wierzę, iż podróż ta po dobrym obiad­

ku

nie zbyt przyjemna, a do trawienia nie daje przyprawy; Leez jeśliś naczczo, a chęć twa po temu, dalej przez bruki i chodniki, dalej aż do bram trupiarni.

Leży tu trup przy trupie, bez zwady cicho i spokojnie. Kto wie jaka kiedyś du­

sza w tych eiałach ieszkałal Może ta nę­

dza była bogactwem, ten szkielet wstrętny pięknością, ta ęzaszka zapadła czaszką męża stanu, a ta głowa zwieszona na krawędź mary, główką pięknego bóstwa ziemskiego...

Grabarz nie lubi opowiadać historji, a wywiadujących się o ni« niechętnem mierzy okiem.

Na osobnym tapczanie, białym przykryty rańtuchem, leży trup kobiety, trup straszny.

Twarz cała sinemi malowana plamami, warkocz w bezładny przekształcony zwój...

to ospa.

A kto jej ofiarą?

* *

Było ich Awoje. A ty ła

to

para ludzi prostych, których stopy nie ślizgały się ni­

gdy po woskowanej posadzce, ręce do pracy nawykły, a dusze w twardej i ciężkiej szkole życia hartowane. On się nazywał Walenty, a Joasia ęna. Walenty był rękodzielnikiem.

Umiał czytać i pisać, nosił kolorową koszu­

o wywiniętym kołnierzu, włos długi spa­

dający na wielkie czoło, pod którem świe­

ciło dwoje mądrych oczu.

Joasia, sierota, szwaczką była. Dziewczę krucze miało włoski, oczko czarne a tęskne, marzące i magnesowe zarazem, usta świeże i wilgotne, kibić gibką, nóżkę małą, rączkę białą, sukienkę z perkalu, łóżeczko czystą pokryte kołderką ż Matką Najświętszą nad głową, książeczkę z modlitwami i... i kwia­

tek zeschły na piersiach ukryty.

Oto bogactwo Joasi...

Kiedy się poznali? Rok temu.

Walenty wracał raz późną nocą. Głowę zwiesił ku ziemi, a myślom błąkać się po ma­

rzeń krainach pozwolił.

Szedł przedmieściem Stryjskiem.

Nagle oczy jego uderzyła jasność, biją- ca z parterowego okienka...

Dziewczę blade o kruczej spadającej na ramiona kaskadzie, pochylone nad białym płótna szmatem, pracuje igiełką, pracuje...

Przyłożył główkę do szyby, i patrzał, nie mogąc oczu oderwać od tego widoku. I stał tak, stał długo, aż dziewczę nie widząc szpiega, złożyło robotę, uklękło przed obra­

zem, zmówiło paciorek, a wkrótce zgasiwszy światło, usnęło.

Westchnął głęboko Walenty, od okna odchodząc.

I na drugi dzień, jakoś mimowoli, ot tak przypadkiem, spojrzał znowu do okien­

ka, i znowu widział ją nad robótką, a że mu się widok ten podobał, więc patrzał co raz częściej.

Za tydzień poznali się bliżej, a do sze­

ściu miesięcy byli sobie narzeczonymi.

I

dłoń w dłoni jchąifzili nieraz sami, a zawsze czyści w myślach, i słowach, i w czy­

nach czyści...

Bodaj to być narzeczonymi Świat ten dla człeka traci wartość całą, bo świat drugi, inny sobie tworzy, świat nadziei, przy­

szłości, we wszystkie najpiękniejsze strojny barwy, świecący gwiazdkami szczęścia i ąta- łości słońcem. Bodaj to być narzeczoną!

Aż oto...

— Wiesz Joasiu — mówił raz Walen­

ty, wróciwszy z roboty, i usiadłszy obok Jo ­ asi, której paluszki igłą zbrojne, jak iskry migały — ospa teraz, ospa w mieście...

— A co to ospa, czy straszna ona?

— O, straszna ona, ze sobą nieraz po­

rywa.

— Walenty, boję się ospy... ja się jej lękam, Walenty...

— Nie bój się gołąbko, ja przy tobie, i pocałunkiem zniweczył jej obawy.

Lecz w kilka dni, gdy Walenty po cało­

dziennej pracy chcąc chwilę spędzić w klat­

ce swej ptaszyny, zapukał do jej drzwiczek..

nikt mu nie odpowiedział.

Zdziwiony wszedł nie czekając słodkie­

go „proszę", które zawsze dziwnie pięknie w ustkach Joasi dźwięczało...

Wszedł. Na czystera posłaniu leżała Jo­

asia zmieniona, mocno zmieniona. Główka jej i rączęta gorące, oddech ciężki...

— Co tobie Joasiu...

— Nic mój Walenty, dziś trochę po o- biedzie zdrzemałam, czuję ból teraz w pier­

siach, gniecie mnie, i tu boli...

— Był kto u ciebie?

— Nikt, ale ja sama wiem, że to...

— Że co? — zapytał niespokojny Wa­

lenty.

— Że to ospa...

— Jo asiu ! dziewczyno, co mówisz..

Pochylił się nad nią i usty swemi dot­

knął jej czoła...

— Walenty! Jezu! co czynisz, to ospa, Walenty, strzeż się... idź ztyd... mnie ciebie nie trze b a.. tu powietrze ciężkie... ja dobrze to czuję... idź ztąd Walenty.

— Nie pójdę Joasiu, nie pójdę — ale uspokój się, doktora zawołam-

— Idź po niego, Idź, ale wychodź ztąd czemprędzej.

Walenty poleciał. Przyszedł doktor, pomilczał, pokiwał głową, powiedział, źó to ospa, coś tam popisał i poszedł.

Bla iy Walenty tydzień już cały nie odstępuje łóżeczka Joasi.

O! Joasi niktby już nie poznał. Znikła piękność dziewczęca... a biedny kochanek patrzał z rozpaczą, nie wiedząc, czy żyć bę­

dzie potworem, czy umrze lada chwila.

I gdy Joasię sen ujął, Walenty klęczał i modlił się, i płakał i łamał ręce z rozpa­

czy i włosy rwał z głowy.

Doktor mówił: Teraz p r z e s i l e n i e . Przesilenie — krizys, jak ją nazywają.

Zimny pot zlewał skroń Walentego, dłonią swą ujął dłoń Joasi i patrzał na nią

nadsłuchując czy żyje...

Joasia oczy otworzyła.

— Nie będę długo żyć mój drogi, nie, czuję to... słońce, które izdebce ciemnej pro­

mienie swe przesyła, nie dla mnie... O czuję to... a tak nam dobrze było, mogliśmy być szczęśliwi, mogłeś mieć w arstat, ja przy tobie gospodynią.,. Krótkie szczęście nasze...

Pamiętasz, zaprowadziłeś mię raz do teatru.

Ta piękna pkui śpiewała tam ślicznie i ona przeczuwała śmierć, a jednak śpiewała z nim o szczęściu. Pamiętasz to? Ja słowa i nutę pamiętam. Posłuchaj Walenty.

Tu Joasia podniosła głowę z poduszki, uchwyciła go w objęcia, i słabym głosem zanuciła:

Zdała od świata, aniele drogi, Zlącieni razem, spędzimy życie, Pamięć boleśoi zatrze los b łogi, J moje zdrowie zakwitnie tam,

Światłem i tchnieniem ty będziesz mojem, Przyszłość urocza zabłyśnie nam!

— Tak śpiewała, a ślicznie śpiewała ta pani... A potem szliśmy Wałami i dalej do siebie. Przechodząc ogrodem sąsiada uj­

rzałam śliczny biały kwiat róży, sterczący Ua krzaku, oświeconym księżycem. Pijkua róża, krzyknęłam. Tyś podbiegł, zerwałeś różę, podałeś mi ją, wzięłam kwiat, lecą kolcem ukalećzyłam palec. Krople krwi pa- dły na kw iat Kropli było sześć, widzisz,

sześć miesięcy naszego szczęścia... a po sze­

ściu miesiącach...

— Joasiu, duszo, co mówisz?

—- Prawdę Walenty... Ta róża na moich piersiach, w wielkim szkaplerzu zaszyta. Ot, patrz! to ona... całuję ją... to pamiątka szczęścia... A wiesz ta pani wtedy umarła na scenie po tej smutnej pieśni, i ja zaraz umrę... zaraz...

— Joasiu!

— Lecz nie rozpaczaj... tyś1 o mnie prędko powinien zapomnieć... ty img Wa­

lenty powinieneś się ożenić, rzemieślnikowi trzeba żony, gospodyni, trzeba w domu ko­

biety... Karolcia sąsiadka nieraz mi o tobie dobrze mówiła. I ona także piękna... poko­

cha cię, ty ją pokochasz... będziecie szczę­

śliwi... O nie przychylaj się ku mnie Wa­

lenty... to ospa... ty potrzebujesz żyć... za­

śpiewaj mi jeszcze tę pieśń Walenty.

— Nie umiem tej nuty Joasiu.

- Ale zaśpiewaj jak umiesz... za­

śpiewaj.

Walenty musiał śpiewać. Słabym, ga­

snącym głosem wtórowała mu Joasia. Po skończeniu pieśni rzekła:

— Lepiej mi teraz... lekko... zdaje mi się, że gdzieś lecę, lecę... a! to taml W a­

lenty, weź Karolcię... ten kwiat, ta róża — domawiając tych słów, podniosła zwiędłe kwiecie do ust, szepnęła: bądź zdrów Wa­

lenty... Jezus Maryja i ---

W wykazie umarłych ofiarę, tę zacią­

gniętą pod liczbę porządkową, nazwano Jo­

anną 8.... szwaczką lat 20... słabość: ospa.

Równie obojętnie jak pisarz wykaz ten sporządzał, nie myśląc nawet ce pisze, gra­

barz wrzuci ją do morza umartych, na któ­

rego dnie niejedne spoczywają perły.

Czy Walenty

o

niej pamiętać będzie jak długo? czy ospa więcej wydrze nam ofiar? Kiedyś dopowiem!

Deustek.

(2)

jako żydzi tworzą osobny kom itet przed­

wyborczy, to jednakowo nie wyrzekają się narodowości polskiej, ani nie myślą walczyć przeciwko narodowi polskiemu.

F a k t sam, że gdy wszystkie stronnictwa polskie uznały przedwyborcze komitety, wysadzone przez koło poselskie, i te ko­

m itety centralne z reprezentantów wszyst­

kich stronnictw się składają, a tylko ży­

dzi osobny kom itet centralny na Galicję tworzą, wystarcza do zbicia tych wszyst­

kich sofizmatów.

Wobec Niemców i niemieckiej par-, tji w A ustrji wszyscy Polacy bez wy­

ją tk u wyznań i stronnictwa tworzą jeden obóz, a kto się z tego obozu wyłamuje i osobny obóz tworzyć zamyśla, jest od- stępcą, nie jest Polakiam.

Jad demoralizacyjny, jaki zapuszczać usiłuje „Dziennik Polski" w społeczeń­

stwo polskie, prawiąc mu, iż Polacy so­

lidarni być powinni tylko w postępie, a solidarności na zewnątrz wobec innych narodów nie potrzeba, nigdy nie przyjmie się w naszym narodzie, bo jeszcze za dużo zdrowego zmysłu narodowego w nim tkwi. Każdy Polak to czuje, że za­

sada „solidarności tylko w postępie1' zmierza do rozbicia narodu polskiego;

przeciwnie zasada solidarności na zewnątrz, bezwarunkowa, a zupełna swoboda dla każdego w sprawach . wewnętrznego po­

stępu, jest węgielnym kamieniem naszej przyszłości. Nawet koło polskie w W ie­

dniu w swoim regulaminie dozwalało każdemu członkowi w sprawach tak zwanego postępu — w sprawach społecznych i religijnych — głosować po­

dług swego przakonania, a tylko w spra­

wach narodowych, na zewnątrz zwróconych, wymagało solidarności.

Niech nie łudzi się „C entral-W ahl- komite ftlr die Juden Galiziens" iż zna­

lazłszy w „Dzienniku Polskim " obrońcę swego, zdoła rozstrój wprowadzić w obóz polski. Niema w Galicji Polaka, któryby nie potępiał tej obrony „Dziennika Polak."

pomimo iż napisana jest z wielkim sprytem dziennikarskim, pomimo iż nad­

zwyczaj sofistycznie i nadzwyczaj zręcznie stara się usprawiedliwić „Szomer Izraela"

mniemaną niby bezczynnością polskiego centralnego kom itetu przedwyborczego, pomimo iż przejście żydów do obozu centralistów zwala na dziennikarstwo polskie, niby atakujące żydów w ogóle i przeto pędzące ich do przeciwnego obozu.

Ogół jednak czytelników nawet „Dzien­

nika Polskiego", najwięksi jego stronnicy

z

oburzeniem największym przyjęli tę obronę „C entral-W ahlkom itetu fttr die Juden Galiziens", a wczoraj już odebra­

liśmy kilka listów lwowskich, wzywają­

cych nas do energicznego podniesienia tej sprawy, tak co do odstępstwa W ahl- kom itetu fttr die Juden Galiziens, jak i obrzydliwszego jeszcze postępowania dzien­

nika, który się polskim nazywa.

Dr. Kohn i jego zwolennicy W ahl- komitetu fttr die Juden Galiziens siedzą sobie spokojnie po swoich kancelarjach i biurach, lub spokojnie na W ałach h et­

mańskich załatw iają swoje sprawy gieł­

dowe, bo mieszkają wśród światlejszej publiczności polskiej, ale czyż w tem samem położeniu są żydzi w reszcie Ga­

licji?

Niedawno wystąpiliśmy przeciwko agitacjom antiżydowskim, rozpoczętym w skutek listów, jakio dr. Kohn po kraju rozesłał; tymczasem ustanowienie central­

nego W ahlkom itetu ftir die Juden G ali­

ziens właśnie tym agitacjom antiizraeli- ckim na prowincji posłuży jako punkt wyjścia do tem energiczniejszego w ystą­

pienia. Czy dr. Kohn nie wie, do czego takie agitacje doprowadzić mogą? Bur- m ist.z owego m iasta na prowincji, o którym wspomnieliśmy na czele, wyraził to krótko i węzłowato: „Nie wywołujcie agitacji, bo ja mam tylko kilku po­

licjantów, więc każdemu z was dodać je ­ dnego dla bezpieczeństwa nie mogę."

Ludność oświeceńsza możo się chwy­

cić bardzo spokojnych środków przeciw­

ko działaniom W ahlkom itetu lwowskiego, gdyby ogół żydów stanął pod jego sztan­

darem, a środki te mogą być łatwo prze- konywującomidla żydów, którzy przeważnie w całej Galicji handlem się zajmują.

Dźwignąć handel i przemysł polski, oto hasło, które dotkliwie mogłoby się dać uczuć Izraelitom , gdyby stanęli pod sztan­

darem niemieckim.

W spierać kupców i przemysłowców Polaków a nie wrogów!— takie hasło zro­

zumie u nas każdy łatwo, a jeszcze ła ­ twiej wykonać mu przyjdzie. S kutki tego byłyby fatalne dla Izraelitów, gdyby ci peszli drogą, którą ich dr. Kohn prowa­

dzić chce.

A czy dr. Kohn wie, co się dzieje po wsiach naszych ? czy dr. Kohn wie, że tylko inteligencja polska wstrzymuje tę nienawiść, która się szerzy z powodu wywłaszczania włościan? A niechże in te ­ ligencja polska porzuci to swoje stano­

wisko kalmujące, co będzie wtedy?

Lecz jesteśmy tego przekonania, że

ogół Izraelitów galicyjskich nie pójdzie za tą garstk ą niemieckich żydów we Lwowie, i nie da się im na tę ślizką i niebezpieczną drogę wprowadzić. Je ste ś­

my przekonani, że ogół Izraelitów o- depchnie od siebie te insynuacje W ahl- koinitetu lwowskiego i trzymać się bę­

dzie dawnej tradycji zgodnego postępo­

wania z narodem, na której Bogiem a prawdą Izraelici galicyjscy zawsze najle­

piej wychodzili.

Korespondencje „Gaz. N ar.u

Paryż d. 27. maja.

('/o) Mamy nowe ministerjum, stworzo­

ne na obraz i podobieństwo monarchicznej koalicji, która wywróciła Thiersa. Są to

„chrząszcze" znani czytelnikom Gazety N a­

rodowej. Uważamy jednak za stosowne po­

dać o nich bliższą wiadomość.

Książę, Albert de Broglie, minister spraw zagranicznych i prezes Rady gabine­

towej, jest jednym z najbogatszych obywa­

teli francuzkich. Posiada ogromne dobra w departamencie l’Eure i jest administratorem kilku dróg żelaznych. Jako akademik znany jest w świecie uczonym. Pisywał artykuły do Revue des Deux-Mondes, któremi zje­

dnał sobie u swoich przyjaciół imię wielkie­

go polityka. Za cesarstwa, salony ks. de Broglie zgromadzały wszystkich ludzi poli­

tycznych, których najbardziej obawiał się rząd. Książę jest klerykałem, z pewną dozą liberalizmu, który raczej jest udanym niż prawdziwym. Namiętnie jest zakochany w kwestjach religijnych, na które spogląda nie ze stanowiska czysto-filozoficznego, ale przez okulary ultramontańsko-jezuickie. Wspólnie ze swymi nowymi towarzyszami, pan de Bro­

glie głosował dnia 21. lipca 1871 roku na korzyść petycji, podanej przez biskupów i katolików francuzkich, którzy domagali się, aby wnet udzielono pomocy Ojcu świętemu, wydziedziczonemu przez Wiktora Emanuela.

Rodzony brat księcia Alberta, Paweł de Broglie, jest księdzem, w zakonie jezuitów.

Nowy minister sprawiedliwości jest za­

równo zagorzałym zwolennikiem polityki ul- tramontańskiej, jak książę de Broglie. Pan Ernoul wiele zawdzięcza księdzu Pie, kato- licko-radykalnemu biskupowi poatweńskiemu.

Pan Ernoul jest komandorem krzyża św.

Grzegorza Wielkiego, a słynie z raportu przeciwko ustawie o wychowaniu początko- wem, z którą Juliusz Simon był wszedł do Zgromadzenia narodowego. Reakcja monar- chiczna będzie miała w panu Ernoul dziel­

ną pomoc do oślepiania i ogłupiania ludu francuzkiego.

Trzeci z kolei, minister spraw wewnę­

trznych, pan Beuló, znany jest światu uczo­

nemu jako archeolog. Za cesarstwa używał pewnej sławy za sądy surowe, wydawane o cesarzach rzymskich. Porównywano go z Ta­

cytem i Juwenalem; bo w historycznych jego dziełach o Tyberjuszu i Auguście, upatry­

wano krytykę rządów Napoleona III. To wszakże nie przeszkodziło panu Beulemu zo­

stać profesorem archeologii przy bibliotece cesarskiej i przyjąć z rąk tyrana krzyż le­

gii honorowej w r. 1853.

Nowy minister finansów, pan Magne, był, jest i zostanie bonapartystą. Podobno nie omylimy się, twierdząc, że pan Magne jest najliberalniejszym ministrem w teraźniej­

szym gabinecie marszałka Mac-Mahona. Ja ­ ko finansista, pan Magne mało równych so­

bie znajdzie we Francji.

Jenerał de Cissey, minister wojny, sły­

nie z męztwa i odwagi. Porównałbym go z Murawiewem Wieszatelem. Jenerał de Cissey i marszałek Mac-Mahon nie mało krwi nie­

winnej przelali, zdobywając Paryż za czasów kom uny!

Wiceadmirał de Dorapierre dTIornoy, teraźniejszy minister marynarki, niema ża­

dnego znaczenia politycznego. Biegły admi­

nistrator i dobry marynarz, podczas oblęże­

nia Paryża piastował tę samą godność co dzisiaj. Ma poważanie u orleanistów i kle- rykałów.

Anzelm Polikarp Batbie, no w/ minister oświecenia publicznego, wyznań religijnych i sztuk pięknych, należy do największych w świecie intrygantów. W 1848 roku był za­

gorzałym demagogiem, a za cesarstwa, bę­

dąc profesorem praw w Paryżu, zasłynął między studentami jako socjalista. Dzisiaj jest jednym z najgorętszych zwolenników rządu wojującego. Co tylko dobrego Juliusz Simon zdziałał na polu oświaty narodowej, p. Batbie postara się zniszczyć.

Pierrot-Deseilligny, minister robót pu­

blicznych, jest zięciem Schneidera, zabitego imperjalisty. Deseilligny jest zwolennikiem swobody handlowej, ale za to w innych kwe­

stjach polityczno-społecznych jest zakamie- niałym konserwatystą.

Nareszcie pan de la Bouillerie, minister rolnictwa, należy do obozu legitymistów i obstaje za tem, aby teraźniejsze Zgromadze­

nie pociągnęło swój żywot aż do nieskończo­

ności.

Niema co mówić, skład nowego ministerjum jest znakomity! Dzienniki bonapartystowskie, jak Pays i Patrie (ulubiona gazeta hr. Bra- nickiego) wołają z uniesieniem: to nasz rząd!

„Ce goucernement est notre\“ Jezuici śpie­

wają chórem z imperialistami. Pan Ludwik Veuillot. feldmarszałek jezuitów, z taką wy­

stąpił piosenką w L'Univers:

„Kiedy pan Thiers redagował swoją dy­

misję, która więcej warta, niż jego mowa ostatnia, przedstawiciele komitetów katolic­

kich wesoło i jednomyślnie uchwalili adres do Piusa I X , w którym wyrażają zupełne posłuszeństwo dla syllabusa. Allelujat"

W ślad za feldmarszałkiem jezuitów za­

śpiewają alleluja i nasze Przeglądy i Tygo­

dniki katolickie... Bo nowy rząd występuje

„jako tarcza społeczeństwa, zagrożonego nie- tylko we Francji, ale i w Europie przez frakcję, która nie daje pokoju wszystkim ludom."

W te słowa przemawia marszałek Mac- Mahon w swojem orędziu, gdzie najmniejszej nie uczyniono wzmianki o republice.

Akademicki, poważny Journal des De-

bats wręcz powiada, że „nowi ministrowie na próżno będą prawili, iż chcą ustalić re­

publikę, choćby nawet republikę zachowaw­

czą. Pan Thiers powiedział im (a tą rażą był tłumaczem narodu): „Nie będą wam wie­

rzyli." Każdy będzie pytał o ich nazwiska, będzie badał ich przeszłość i życie, a w końcu nikt im nie uwierzy."

W ostatnim liście nadmieniliśmy, że no­

wy rząd postara się ograniczyć głosowanie powszechne. Z tej okazji Journal des Debais taką robi uwagę: „Jeśli przedsiębiorą uregu­

lować po swojemu głosowanie powszechne, to zostaną zalani jak przypływem morskim. Je­

żeli zeclicą obalić albo obciąć, słowem, prze inaczyć to wielkie prawo, które stało się własnością już kilku pokoleń, to się nie o- bejdzie bez miecza. I miecz stanie się pa­

nem. Nie łudźmy się, — z upadkiem pana Thiersa, upadła republika umiarkowana i pokojowa. “

W czyim ręku miecz stanie się panem, organ akademicki nie powiada.

Thiers wraca do Zgromadzenia jako po­

seł paryzki. Wstępuje on do grupy parlamen­

tarnej, zwanej środkiem lewym, a złożonej z republikanów umiarkowanych, którą zresz­

tą czytelnicy Gaz. Nar. znają z poprzednich listów naszych. Ta grupa postanowiła zawią­

zać się w legalną opozycję przeciw rządowi.

Thiers zostanie w Zgromadzeniu naczelni­

kiem stronnictwa opozycyjnego, w skład któ­

rego wejdą wszyscy republikanie. Stary Thiers nawarzy takiego piwa, że Mac-Mahon go nie wypije z gabinetem i z całym swoim sztabem.

Na zakończenie nadmienić wypada, że orleaniści nie są zadowoleni z teraźniejszego stanu. Bouapartyści przyrzekli wspierać mo­

narchistów pod warunkiem, że nie księcia d’Aumale, ale Mac-Mahona zrobią naczelni­

kiem władzy wykonawczej. Dzisiaj obawiają się rojaliści, żeby Mac-Mahon nie sprowadził na tron młodego ćesarzewicza...

_ »

Przegląd polityczny.

Półurzędowa berlińska Procinzial Ztg.

w artykule oględnie i wyczekująco napisa­

nym, wypowiada nadzieję, że nowy rząd fran­

cuski pójdzie w polityce zewnętrznej drogą swego poprzednika, dlatego spodziewać się należy, że Niemcy nie będą potrzebowały i nadal stosować swego postępowania wobec Francji do jej polityki wewnętrznej. Taki jest koniec artykułu:

„Ustanowienie nowego rządu we Fran­

cji. dokonane wyłącznie na podstawie we­

wnętrznych stosunków kraju, nie zdaje się dotykać związków z zagranicą, a mianowicie załatwienia istniejących jeszcze zobowiązań wobec Niemiec. Jak dalece okazuje się polityczną powinnością honorową, właśnie w tej chwili, gdv dotychczasowy prezydent rze- czypospolitej francuskiej zmuszony jest nie­

spodziewanie usuwać się ze stanowiska swe go, wypowiedzieć jeszcze raz, iż tenże postę­

powaniem swojem zarówno lojalnem jak o- ględnem politycznie, przedewszystkiem przy­

czynił się do przyspieszenia dzieła pokoju między Francją a Niemcami, oraz do wyko­

nania tego dzieła: tajc również dalekim jest rząd niemiecki tćraz jak i w całym przebie­

gu ostatnioletnich wypadków, od rozciąga­

nia swoich chęci I życzeń pod Względem sto­

sunków z Francją na pole wewnętrzne, poli­

tyki państwa sąsiedniego. Nasz stosunek do nowego rządu francuskiego mierzyć się bę­

dzie jedynie i wyłącznie zachowaniem się je­

go wobec Niemiec, szczególniej zaś pod wzglę­

dem dopełnienia przyjętych na siebie zobo­

wiązań traktatowych. Z pierwszych zapowie­

dzi wnosić można, że teraźniejszy rząd fran­

cuski zamierza pod tym względem postępo­

wać nadal wyłącznie w duchu dotychczaso­

wej polityki. Jeżeli z różnych stron wyrażo­

no po części nadzieję, a po części obawę, czy- by Francja pod nowym rządem nie chciała przyznać wyznaniowym względom wpływu na swoją politykę zagraniczną, to przypuszcze­

nie takie może się opierać na rozpatrzeniu się w wewnętrznych stosunkach stronnictw francuskich. Wątpić jednak należy, aby te miały przeważyć z jakimkolwiek skutkiem na stanowisko Francji w sprawach polityki za­

granicznej. W każdym jednak razie mogą Niemcy z uczuciem zupełnego bezpieczeństwa i spokoju spoglądać na nowy rozwój stosun­

ków francuskich."

Obawa, wyrażona w tym artykule, aby rząd przyszły nie zechciał mięszać względów wyznaniowych do polityki zewnętrznej, od­

nosi się do pogłosek, krążących po Berlinie, a powtórzonych w Norddeutsche A llg. Ztg., o wielkiem zbliżeniu się rządu paryskiego do Rzymu. Podnoszą mianowicie okoliczność, że p. de Corcelles, poseł francuski przy stolicy apost., już d. 26. bm. oznajmił rządowi pa­

pieskiemu urzędownie prezydenturę Mac Ma- hona, podczas gdy innym rządom ogłosił ks.

Broglie zmianę prezydenta i gabinetu dopie­

ro dnia 27. bm. po południu. Nie potrzeba się zresztą dziwić temu, gdyż barwa obecne­

go gabinetu jest przeważnie klerykalną. Cie­

szy się z tego Rpubligue francaise, mówi bowiem: „Jeżeli jest jaka opinia obecnie we Francji niezdolna do owładnięcia umysłami tłumów, jakiebykolwiek miała środki polity­

czne do pomocy, to zapewne klerykalizm."

Najostrzej przemawia wobec nowej sy­

tuacji w Paryżu Vossische Ztg. Żąda ona, ażeby nowy prezydent ze względu na nie­

wypłacony jeszcze piąty miliard, dał rządo­

wi niemieckiemu gwarancję wykonania trak ­ tatu ewakuacyjnego z dnia 15. marca br.

Podnosi nawet pytanie, aźali opróżnienie de­

partamentów podług orzeczeń tego traktatu nastąpić jeszcze może, lub czyliby nie nale­

żało opróżnione departamenta zająć napo- wrót, toż samo czyby nie należało pomyśleć o Belforcie?

Republigue frangaise taką podajo cha­

rakterystykę nowego gabinetu: „Orleaniści nie otrzymali w gabinecie liczebnej przewa­

gi, natomiast ten minister, na którego mogą zawsze liczyć, jest wiceprezydentem Rady, jakkolwiek ks. Broglie stał zawsze ra­

czej w usługach kościoła, niż jakkiejkolwiek dynastji. Najbardziej dał się poznać współ- i pracownictwem w klerykalnym dzienniku Correspondent. Książę Audiffret Pasąuier, ' daleko szczerszy orleauista, nie należy do

gabinetu; musiano go poświęcić odrazie bo- napartystów. Pana Magne może partja z Chiselhurstu policzyć w szereg oddanych so­

bie bezwzględnie kreatur. Cesarz Napoleon mianował go członkiem swej tajnej Rady.

Częściowo mogą być zadowoleni również bo- napartyści z powołania pp. Desseilligny i Dompierre d’Hornoy. Pierwszy od kilku mie­

sięcy wydawał się „człowiekiem republiki", ale zapomnieć nie należy, że jest zięciem prezydenta Schneidera, a w r. 1869 był rzą­

dowym kandydatem do Ciała prawodawczego.

P. Dompiere awansował szybko za cesar­

stwa ; powierzono mu kilkakrotnie tajne misje i powołano do ministerjum marynarki.

Mimo to więcej jest on klerykalnym, niż dyna­

stycznym. PP. Ernoul i de la Bouillerie za­

stępują w gabinecie prąd klerykalno-legity- mistyczny. Pierwszy, więcej kleryka! niż legitymista, jest perłą dyecezji Poitiers i znanym obrońcą nauki klasztornej; drugi ma brata biskupem. Cóż powiedzieć o panu Beule? W r. 1848 mianowany przez Dele- scluza komisarzem rzeczy pospolitej, protesto­

wał w r. 1851 przeciw zamachowi stanu.

Wkrótce stał się najzaufańszym powierni kiem księżny Matyldy. Później bronił praw Instytutu, należał do akademickiej opozycji, wyszydzającej cesarstwo satyrycznemi epi­

gramami i grubemi tomami inoctaco. w któ­

rych taki p. Beule bombardował cesarstwo, opisując dzieje rzymskich Cezarów. W roku 1871 zaigrało znów słowo: Republika, na jego ustach. Dziś zapewniają, że polecony został do gabinetu przez biskupa Freppela.

Reasumując to wszystko, zdaje się większość gabinetu mieć jedną tylną wspólną cechę — klerykalizmu."

Od chwili swego ustąpienia stał się Thiers najpopularniejszą osobą we Francji.

Nadchodzą ciągle adresy zaufania. O przyję­

ciu, jakiego doznał dnia 27. bm. wchodząc do sali Zgromadzenia narodowego, od 346 republikanów, już pisaliśmy. Deputacji Ra­

dy municypalnej Wersalu z jen. Chareuton na czele, odrzekł Thiers, iż nie porzuca wal­

ki, i spodziewa się rzeczypospolitej francu­

skiej przynieść jeszcze ważne usługi. Mówią także, że myśli wydać dzieło p. t . : „Dwa la­

ta prezydentury."

Partja republikańska ma się sprężyście reorganizować pod sterem Thiersa, Gambetty i Grevy’ego. Thiers znajduje u wszystkich frakcyj republikańskich bezwzględne posłu­

szeństwo. Natomiast w koalicyjnym gabi­

necie sygnalizują rozdwojenie. Dziś już do­

strzegają orleaniści, że niepotrzebnie dali przewagę stronnikom cesarstwa. Mac-Ma- pon potępia krok legitymistów, którzv hr.

Chamborda zawezwali do powrotu do Frau- cji. Jeżeli bowiem hr. Chambord usłucha wez­

wania, natedy nie będzie rzeczą możebną.

odmówić wstępu również wdowie casarza Na­

poleona.

Wyciąg z protokołów posiedzeń Wy­

działu krajowego za czas od 1. kwietnia do 30. kwietnia 1873. (C. d )

Wydział krajowy zarządził wykonanie budowli i dostaw szutru niezakontraktowa- nych na drogach Sielecko Zaleszczyckiej i Skalsko-Zaleszczyckiej.

Zatwierdzając ofertę Arona Zimmerma- na na budowę kanałów ściekowych w Skale, Wydział krajowy oświadczył Wydziałowi po­

wiatowemu w Borszczowie, że obowiązek wy­

budowania bruków w myśl §. 19 ust dróg, cięży na gminie Skałackiej. Jednakże Wy­

dział krajowy chcąc przyjść w pomoc gmi­

nie, udziela jej subwencję wynoszącą połowę kosztów.

Wydział krajowy przyjął ofertę p. Ra- doszewskiego, na wyrób cegły w roku bieżą­

cym dla budowy w Kulparkowie.

Wydział krajowy przyjął propozycję Rady szpitalnej w Krakowie względem wy­

dzierżawienia i przedaży realności „Browar- nikiem" zwanej, p. Sapalskiemu.

Na wnoszone rekursa wydał Wydział krajowy następujące uchwały:

1. Na rekurs zwierzchności gminy mia­

sta Stanisławowa uchylił Wydział krajowy orzeczenie tamecznego Wydziału powiatowe­

go, w którym dozwolono na dalsze istnie­

nie źórawia umieszczonego nad studnią, znajdującą się koło realności pod 1. 9 5 l/4 przy ulicy Belweder w Stanisławowie, jako- też i rusztowania z desek do przelewania wody w rynnę, prowadzącą do sąsiedniego browaru pod 1. 94ł/4 położonego;

2. Wydział krajowy zniósł decyzję Wy­

działu powiatowego we Lwowie, orzekającą, iż dzierżawca dworskich karczem w Sokolni­

kach obowiązany jest do płacenia dodatków gminnych i wykupna za posługi i roboty w gminie;

3. Wydział krajowy zuiósł orzeczenie Wydziału powiatowego w Lisku, nakładające na członka gminy karę za nietrzymanie psa na uwięzi, a to z powodu braku kompetencji;

4. Wydział krajowy uwzględnił rekurs zwierzchności gminy miasta Stanisławowa przeciw orzeczeniu tamecznego Wydziału po­

wiatowego, którem zastępcę burmistrza zasą­

dzono na grzywnę 2 złr. i zwrot kosztów komisji;

5. Wydział krajowy uwzględnił rekurs naczelnika gminy Załucze, zasądzonego przez Wydział powiatowy Sniatyński na grzywnę 10 złr. za mniemane niewypełnienie obo­

wiązków;

6. Wydział krajowy uwzględnił rekurs Tuszewskiego obszaru dworskiego przeciw o- rzeczeniu Kolbuszowskiego Wydziału powia­

towego, wciągającego tenże obszar dworski do konkurencji dla budowy mostu w gminie

„Ostrów baranowski„ ;

7. Przychylając się do zażalenia Dą­

browskiego obszaru dworskiego, wskazał Wydział krajowy tamecznemu Wydziałowi powiatowemu, iż zarządzenie rozszerzenia mostu na drodze gminnej bez poprzedniego wyrozumienia obszaru dworskiego, sprzeciwia się §. 28mu ust. dróg.

8. Załatwiając rekurs naczelnika gminy w Dobrzanach, skazanego na karę pieniężną za nieposłuszeństwo w sprawie wyśledzenia i ukarania przestępstw policji drogowej, Wy­

dział krajowy polecił Wydziałowi powiato­

wemu w Gródku, ażeby nakazał rekurentowi złożyć ściągnięte i wrzekomo bezprawnie na cerkiew oddane kary policyjne w kwocie 3

złr., tudzież karę pieniężną na niego nałożo­

ną w kwocie 5 złr. Obie kwoty użyte być mają za pośrednictwem Wydziału powiato­

wego dla ubogich. (Dok. n.)

K r o n i K a.

Kurjerek lwowski. Jutro przedsta­

wioną będzie po raz pierwszy krotochwilą z śpiewkami: „Robert i Bertrand" czyli „Dwaj złodzieje." Sztuka ta zapełnia zawsze teatra w Krakowie i w Warszawie. Z treści tej sztuki utworzono balet pod tymże tytułem. A propos tego baletu, omal na Sybir nie dostał się reżyser teatru warszawskiego. Obawiając się ażeby tytułu

„Dwaj złodzieje", dowcipkująca publiczność war­

szawska nie zaaplikowała do przebywających podówczas w Warszawie króla pruskiego i cara, który właśnie kazał ten balet przedstawić, wy­

kreślił on na korekcie afiszu ty tu ł: „Dwaj zło­

dzieje", a zostawił tylko ty tu ł: „Robert i Ber­

trand". Lecz właśnie przyzwyczajona do obu tych tytułów publiczność zaczęła wtedy dowcip­

kować, że dla tego na afiszu w tytule baletu wypuszczono: „Dwaj zlodzieie", iż owi dwaj złodzieje pojawią się w loży. Donieśli szpiegi o tem policmajstrowi, a ten wpadl do reżysera i zlajawszy go ostatniemi słowy, iż rozmyślnie wypuszczeniem tytułu zwykłego wywołał drwiny z osób dostojnych, zapowiedział mu iż będzie aresztowany i wywieziony. Ledwie przed wła­

dzami udało się reżyserowi wytłumaczyć się.

— Hr. Wojeiech Dzieduszycki, autor „Fan­

tazji", „Powieści Wschodu i Zachodu* • i „Boh­

dana Chmielnickiego" zaślubił dzisiaj pannę hr.

Dzieduszycką.

— Świetnie urządzane wycieczki młodzieży handlowej wróżą nam także doskonałą zabawę w dniu 8. czerwca. Tegoroczna wycieczka od­

będzie się na Snopkowie, na znanej i obszernej łące. Dwie muzyki wojskowe bez przerwy przy­

grywać będą, o zmroku spalone zostaną sztuczne ognie, poczem nastąpi pochód z pochodniami i muzyką do miasta.

— Coroczna leterja fantowa na korzyść sie­

rot w zakładzie ś w. Teresy zostających, odbę­

dzie się w roku bieżącym, jak się dowiadujemy, w ogrodzie Jezuickim (miejskim) na dniu 19. a w razie niepogody na dniu 21. czerwca. Dobór fantów przewyższać ma fanty z lat ubiegłych.

Połączony z tą loterją festyn ogrodowy, przy współudziale dwóch kapeli wojskowych i oświe­

tleniu ogrodu światłem elektrycznem, nastręczy dobrą sposobność do przepędzenia pizyjemnie kilku godzin w ogrodzie, będącym prawdziwą ozdobą naszego grodu i ulubionem miejscem przechadzki jego mieszkańców. Szlachetny cel z zabawą tą połączony stanie się zapewne bodź­

cem di wzięcia w uiej jak najliczniejszego udziału.

Redakcja K u rje ra Sta n isła w o w skieg o zawiadamia publiczność, że wydawnictwo tego pisma z powodu trudności w znalezieniu kaucji zostało wstrzymanem na czas nieograniczony.

— Nakładem Ignacego Krauza, w komisie Seyfarta i Czajkowskiego, wyszedł wiersz w stu­

letnią rocznicę, napisany przez Juliana z Pora- dowa. Cały czysty dochód z tej pięknej pracy przeznaczony na oświatę ludu. Ceana 50 centów.

— Mianowania. Cesarz raczył przenieść dyrektora telegrafów Kaspra Czernohorskyego we Lwowie, w tym samym charakterze do L iącu, mianować zaś nadkomisarza telegrafów w minister­

stwie handlu, Józefa Lescheuara, dyrektorem, te ­ legrafów we Lwowie.

— Proces Majera Kozowera w c. k. są­

dzie obwodowym złoczowskim o podpalenie i oszustwo. (Dokończenie.)

Kozower, jak wiadomo z aktu oskarżenia, sprzedał jeszcze przed pożarem rozmaitym kup­

com zboże z folwarku w Białokiernicy za 16:000 złr., na co pobrał od nich tytułem zadatku 11.600 zlr. Ponieważ odstawił tym kupcom w ledwie 100 korcy jęczmienia i 15 korcy hrecz- ki, zaś co do odstawy reszty żadnego nie robił przygotowania, dopuścił się więc dalszego oszu­

stwa, gdyż zboże to z jego winy się spaliło.

Prawie wszyscy poszkodowani stawali obe­

cnie przed sądem jako świadkowie. Ich zezna­

niom nie zaprzecza Kozower i tylko zaszłemu nieszczęściu przypisuje uiemożebuość dotrzymania ze swojej strony kontraktu.

Następnie przesłuchiwano Goldappera. Opo­

wiada on szczegółowo, pod jakiemi warunkami Kozower wziął od niego Białokiernicę w dzie­

rżawę, daje wyjaśnienie co do stosunków gospo­

darskich jakoteż co do potrzebnego kapitału o- brotowego, potrzebnego do prowadzenia gospodar­

stwa w Białokiernicy. W śledztwie zeznał Gold- apper mnóstwo okoliczności obciążających Ko­

zowera, teraz zaś gdy pretensje jego zaspokojo­

ne zostały, powiada, że Kozowez dobrze gospo­

darował. Jeżeli pierwej mówił inaczej, to dlate­

go, ho na Kozowera miał złość. W pierwszym roku według jego zdauia mógł Kozower stracić 3 do 4000 złr. tak, że trzeciej już raty dzie­

rżawnej nie był w stanie zapłacić. Zawarto więc umowę sądową, według której z końcem czerwca 1872 Kozower z dzierżawy bez wszelkiego wy­

nagrodzenia ustąpić miał. Jako zabezpieczenie pretensji swojej otrzymał Goldapper od Kozowe­

ra 600 korcy owsa i 200 korcy hreczki w ko­

pach na polu stojących. Zboże to zaasekurował Kozower na imię Goldappera. Po pożarze zabrał Goldapper swoje zboże, jakoteż i żywy inwen­

tarz Kozowera. Szkodę, jaką poniósł Goldapper przez spalenie się stodoły, oblicza wraz z ma­

szyną na 2000 złr. Stodoła ta była zaBsekuro- wana w zbankrutowanym już dzisiaj L lem en- ta r- Y ersićh eru n g s-A n sta lt. Świadka tego z powodu różnicy w jego zeznaniach obecnych z dawniej szemi nie zaprzysięiono.

Na jaką stratę Towarzystwo Azienda assi- coratrice przez podpalenie gumna w Białokierni­

cy narażone było, pedaje następnie szczegółowo likwidator tego Towarzystwa p. Karakiewiez.

Krestencja Kozowera została zaasekurowaną na podstawie trzech wniosków, z których jeden o- piewał na kwotę 10.270 zł. na sześć miesięcy, drugi na 5186 zł. na cztery miesiące, a trzeci na 10372 zł. na cztery miesiące.

Po pożarze peczął p. Karakiewiez szaco­

wać płody, które Kozower mógł rzeczywiście ze­

brać i te które przez pożar utracił. Rezultat był taki: Wartość zebranych plonów wynosić mogła najwięcej 16000 zł., wartość zaś spalo­

nych 11.000 zł. Dodać tu należy, iż p- Kara- kiewicz przy obliczaniu wszędzie przyjął podaną przez Kozowera ilość kóp za prawdziwą i tylko

• wydatek z nich wypadł mu daleko mniejszy.

1 Kozower obliczył swoją szkodę na 25.1 16 zł. , co się nawet Goldapperowi krzywo wydawało,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nikt może nie zwraca uwagi na wielkie, niezmiernie ważne zalety tego narodu, na zasługi tych, którzy narodem kierować umieją, zarówno jak tych, co się ludziom

jęli i już naradzali się nad czynnościami wstępnemi, zdawało się więc, że pójdzie wszystko zgodnie i w porządku; stało się wszakże inaczej, Wybór

chające was dziewice, któreście z rozdartem sercem pożegnali; wszystko to osiągniecie, drogę wam się na oścież otworzy do waszej ziemi, tylko wyrzeezcie się

Gra jej w roli Karoliny była dowodem talentu, który pod umiejętnym kierunkiem może się kiedyś bardzo pięknie różwińąć.. Dotychczas rózpoczęty kurs letni

du, że religijne uczucie, to jedyne uczucie, przez które duch naszego ludu wznosi się w wyższe sfery duchowe, źe wiara religijua, to dotąd niestety jedyna

Depesze telegraficzne rozniosły po świe cie wiadomość, jakie to ustępstwa wice król Egiptu uzyskał od sułtana; pominęły jednak ważną jedną klauzulę nowego

by, do tego stopnia, że kiedyśmy złożyli co kto miał, pokazało się, że za to nie wiele będzie można kupić, trzech wysłaliśmy do miasteczka po sprawunki,

„Opinione4, oświadcza, że doniesienie „Universa‘‘ o protestowaniu Austrji i Włoch przeciw pewnym punktom włoskiej ustawy kla- sztoruej, jest zmyślone; Francja