• Nie Znaleziono Wyników

Rozwój koncepcji i sprawa założycielstwa Zgromadzenia SS. Felicjanek

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozwój koncepcji i sprawa założycielstwa Zgromadzenia SS. Felicjanek"

Copied!
39
0
0

Pełen tekst

(1)

Marietta Strzałkowska

Rozwój koncepcji i sprawa

założycielstwa Zgromadzenia SS.

Felicjanek

Prawo Kanoniczne : kwartalnik prawno-historyczny 13/3-4, 23-60

1970

(2)

13 (1970) N r 3— ł

S. M. M A RIETTA STR ZAŁK O W SK A С SS F.

ROZWÓJ KONCEPCJI I SPRAWA ZAŁOŻYCIELSTWA ZGROMADZENIA SS. FELICJANEK

T reść: W stęp. 1. G eneza Z ak ład u P. T ru szk o w sk iej. 2. P rz ek sz tałce n ie Z ak ład u w zgrom adzenie zakonne. 3. W y o d ręb n ien ie k la u zu ry . 4. M a tk a M. A n g ela w K rakow ie. 5. U dział O. H o n o ra ta w k s z ta ł­ to w an iu zgrom adzenia ss. felicja n ek . Zakończenie.

W stęp

W ostatnich latach problem założycielstw a zgrom adzenia ss. fe ­ licjanek stał się dziw nie ak tualhy . Mówię dziwnie, poniew aż przez okres przeszło 100 la t nie byłp w idać n aw et śladu jakichkolw iek w ątpliw ości, czego najlepszym , dowodem jest fak t, że nie poruszo­ no go podczas procesu inform acyjnego, a także rozpoczynając 20. XI. 1967 r. w K rakow ie proces apostolski Sługi Bożej M atki M.' A ngeli Truszkow skiej jako Założycielki Zgrom adzenia ss. feli­ cjanek, nie zm ieniono „titulus causae”. In teresu jąca nas spraw a w ypłynęła zatem ze szczególnym nasileniem w latach 1967—1968. P ierw szym jej zw iastunem b y ła sesja naukow a w ram ach Tow. N aukow ego KUL (In sty tu t G eografii H istorycznej w Polsce) pod kieru n k iem doc. d ra Jerzego Kłoczowskiego 13. V. 1967 r. zw ołana stara n ie m OO. K apucynów na tem at „O. H onorat Koźmiński, a ruch religijno-społeczny kobiet w d rugiej połowie X IX w ieku na ziem iach polskich”. W krótce potem ukazało się spraw ozdanie z przebiegu tego posiedzenia napisane przez O. Joachim a Rom ana B ara OFM Conv. w 3 n rze „C ollectanea Theologica” к W p ierw ­

1 O. Jo a ch im R om an B a r , O. H onorat K o ź m iń sk i a ru ch re lig ij­ n o -sp o łec zn y k o b ie t w d ru g ie j połow ie X I X w ie k u na ziem ia ch pol­

(3)

24 S. M. (Strzałkowska C. SS. F. [2] szym zaś nrze „P raw a Kanonicznego” z 1968 r. О. F lorian D uch- niew ski OFM. Cap. i O. G abriel B artoszew ski OFM. Cap. zam ieś­ cili swój a rty k u ł ob ejm ujący 43 stro n y d ru k u pt. Pow stanie zgro­

m adzenia Felicjanek 2.

S praw a jed n ak zakrojona jest na większą skalę. Oprócz prac publikow anych w Polsce ukazują się także rozpraw y poruszające tę kw estię rów nież w w ydaw nictw ach zagranicznych. Na szczegól­ ną uw agę w tym m iejscu zasługuje a rty k u ł s. M arii B onitacji W erner OSU napisany w języku niem ieckim pt. A n teil der K a pu ­

ziner an der G estaltung der G em einschaft der Felizianerinnen in den Jahren 1855— 1865 in W arschau zamieszczony w „C ollectanea

F ranciscan a” 3. Wiadomości na ten tem at, choć w m niejszym za­ kresie, zaw iera rów nież publikacja zbiorow a w języku włoskim zatytułow ana: P. Onorato K oźm iń ski da Biała Podlaska cappucino

(1829— 1916) fondatore di nuove form e di vita religiosa in Polonia 4.

U w zględniając w niniejszym opracow aniu opinie zaw arte w po­ danych powyżej publikacjach, w ypada zacytować we w stępie n a j­ nowsze sform ułow ania p raw n e dotyczące zarów no samego założe­ nia kongregacji zakonnej, jak i osoby dokonującej tego dzieła. Ma­ teriałó w w tym względzie dostarcza ostatnio w ydana praca O. Joachim a Rom ana B ara pt.: O zakonach. O osobach św ieckich. „Zazwyczaj now e zakony tw orzą się w ten sposób, że pod w pły­ w em jakiejś w ybitniejszej jednostki (założyciela) zaw iązuje się pobożne stow arzyszenie z pew nym określonym celem i sposobem życia. Skoro się nieco rozw inie i zacznie działać, p ragnie zdobyć praw n e podstaw y w Kościele. Na prośbę zainteresow anych osób w kracza w jadza kościelna” 5. A także dalej pod n rem 1: „Każdy w ierny, mężczyzna czy kobieta, może być założycielem czyli fu n ­ datorem zakonu, a więc przygotow ać wszystko co jest potrzebne do kanonicznej erekcji m ającej się dokonać przez odpow iedni de­ k re t w ładzy kościelnej. Ogólnie p rzyjm u je się w praw ie, że do założenia zakonu potrzeba w y brania Bożego, pow ołania”. N astęp­

г O. F lo rian D u c h n i e w s k i , O. G ab rie l B artoszew ski, P o w sta ­ nie Z g rom adzenia F elicja n e k, P ra w o K anoniczne 11 (1968) n r 1 s. 109— 151.

3 S. M aria B o n ifa cja W e r n e r , A n te il der K a p u zin er an d er G e­ sta ltu n g der G em ein sch a ft d er F elizia n e rin n en in d en Ja h ren 1855— 1865 in W arschau. C ollectanea F ra n c isc a n a 37 (1967) 343— 365.

4 P ra c a zbiorow a: P. O norato K o ź m iń sk i da Biała Podlaska cappu­ cino (1829—1916) fo n d a to re d i n u o ve fo rm e di v ita religiosa in P olo­ nia, R om a 1968 L ’Ita iia F ra n c e sc a n a 8° s. 102.

5 O. Jo a ch im R om an B a r , O zakonach. O osobach św iec kic h , W a r­ szaw a 1968 s. 48—49.

(4)

nie w nrze 2 dodaje: „Należy do założyciela zakonu określenie specjalnego zadania, czyli celu szczegółowego zakonu” 6.

W św ietle tak ściśle ujęty ch określeń spróbujm y podejść do interesującego nas zagadnienia. Z ab ierając bow iem głos w dysku­ sji, szukam y praw dy. S taram y się ją zgłębić i podajem y sobie w zasadzie pom ocną, życzliwą dłoń. Im więcej osób w ypow iada swą opinię, ty m możliwość jednostronności zm niejsza się. K ażdy bowiem wnosi coś nowego. N aśw ietla sp raw ę z' innej strony.

Tym, co piszę, nie zam ierzam zam knąć dyskusji, ani tym b a r­ dziej w yczerpać tem atu. C hciałabym jedynie spojrzeć na zagadnie­ nie od strony, k tó ra dotąd w ziętą g runtow nie pod uw agę nie była.

1. Geneza Z akładu P. Truszkow skiej

Bella S and ler w a rty k u le zatytułow anym O chronki dziecięce

W arszaw skiego T ow a rzystw a D obroczynności tak ch arak tery zu je

sytuację społeczną w stolicy: „W pierw szej połowie XIX w ieku W arszaw a była najw iększym , a w łaściw ie jedynym , w K rólestw ie p o lsk im . ośrodkiem w ielkom iejskim . Proces u rb an izacji stolicy przejściow o zaham ow any tuż po pow staniu listopadow ym , przybie­ ra nà sile już w latach czterdziestych X IX stulecia. Na styl i cha­ ra k te r m iasta coraz większy w pływ w yw ierać zaczyna zarów no form ująca się burżuazja, jak i pow stanie dużego skupiska biedoty m iejskiej. To o statnie składało się przede w szystkim z robotników m a n u fa k tu r i fab ryk, spauperyzow anych rzem ieślników i d rob­ nych kupców , jak też ze służby i ludzi bez określonego zawodu oraz z napływ ow ej ludności... W skład plebsu m iejskiego, a szczególnie w arszaw skiego w chodziła ' spora g ru p a kobiet, za­ tru d n io n a zwłaszcza przy zajęciach chałupniczych oraz w służbie. Istnienie takiego skupiska rodziło szczególną potrzebę in sty tucji filantrop ijny ch, a w tym i takich, k tó re swoje poczynania koncen­ tro w ały na opiece nad dziećmi i m łodzieżą” 7. A u to rk a w dalszym ciągu swej pracy w nikliw ie analizuje działalność W arszawskiego T ow arzystw a Dobroczynności, k tó re pow stało w 1814 r.

Tak w łaśnie p rzedstaw iała się ogólna sytuacja w W arszawie, gdy rodzina państw a Truszkow skich przybyła, by zam ieszkać na stałe w stolicy. T u też Zosia uczęszczając na pensję p.

Brzeziń-9 ibidem s. 4Brzeziń-9.

7 B ella S a n d l e r , O ch ro n ki dziecięce W a rsza w skieg o T o w a r z y ­ stw a D obroczynności. W: R ozpraw y z dziejów o św ia ty pod red. Ł u ­ kasza K u rd y b a c h y t. V III, W rocław 1965, s. 103—104. '

(5)

26 S. M. Strzałkowska C. SS. F. [4]

skiej-G uêrin poznała S tanisław a Jachowicza, k tó ry w y kładając ję­ zyk polski darzył ją szczególną sym patią. Był on nie tylko w y b it­ nym pedagogiem i lite ratem równocześnie, lecz nade wszystko kochał dzieci. U trzym yw ał k o n tak ty z młodzieżą robotniczą, współ­ czuł sierotom , s ta ra ł się zapobiec każdej nędzy, a będąc przez długie lata czynnym członkiem W arszawskiego Tow arzystw a Do­ broczynności wszczepiał w serca swoich w ychow anków najlepsze i szczere uczucia dla potrzebujących. T en w pływ w sposób bardzo głęboki zaznacza się w życiu m łodej jeszce Zofii. J e s t ona mocno zw iązana z otaczającą ją rzeczywistością 8.

D ecyduje jed n ak o dalszych losach Sługi Bożej przeżycie w ka­ tedrze kolońskiej.

Sam a w spom ina je, pow ołuje się na nie, ale na ten tem at bliż­ szych wiadom ości nie przekazuje. W iemy jedynie, że m yśli o życiu zakonnym , choć zdaje sobie spraw ę, iż nie do W izytek Bóg ją powołuje. P la n y jej krzyżuje głuchota ojca. Zofia składa na ręce swego spow iednika ks. P aw ła Rzew uskiego pisem ne przyrzecze­ nie pielęgnow ania chorego do śm ierci. Nie rezygnuje jednak z p ragn ienia pośw ięcenia się1 Bogu. K orzysta z okazji i w r. 1854 w stępuje do Stow arzyszenia P ań M iłosierdzia św. W incentego à Paulo. Wiadomość przekazana przez siostrę Józefę M ikulińską o zaopiekow aniu się przez Zofię na koszt rodziców kilkorgiem sie­ rot od ro k u 1851, choć odosobniona, nie m usi być koniecznie fał­ szywą. Nie koliduje b ynajm niej z w ynajęciem pokoików na No­ wym Mieście. B rak zasadniczo źródeł przeciw nych, a wypowiedź hr. W rotnow skiej nic o tym nie mówi. T rudno także mieć pew ­ ność, jak długo ta p ry w a tn a jedynie akcja ch ary taty w n a trw ała. W chw ili zaangażow ania się Zofii w prace Stow arzyszenia P ań M iłosierdzia tam to mogło już nie być ak tu aln e i z tego powodu hr. W rotnow ska nie m usiała o tym wiedzieć. N atom iast fa k t po­ w stania „Z akładu p. Truszkow skiej” nie budzi zastrzeżeń. Wiemy, że z gotow ym planem inicjatorka zgłosiła się do o. H onorata po aprobatę, błogosław ieństw o i radę. I tu w łaśnie tk w i istota rze­ czy. S praw a, k tó ra p rz etrw a ła do dziś.

In icja to rk a nie u jęła tego w przepis praw ny, nie w yraziła słowam i. W prow adziła w życie i strzegła, by n ik t tej m yśli Bożej nie zmienił. Wszystko inne m iało tylko pom agać do realizow ania ta k pojętej służby N ajw yższem u w bliźnich.

8 ibidem , a ta k ż e S. M. B o n ifa cja W e r n e r ' m aszynopis: O. H ono­ rat z B iałej P odlaskiej, k a p u c y n (W acław K o źm iń ski) t. 1. Młodość i działalność k a p ła ń sk a do 1864 r., T arn ó w 1964.

(6)

L ist Je j do O. H onorata cytow any w a rty k u le o. F lo rian a Duch- niew skiego i o. G abriela B artoszew skiego nie w n ik ając w spór dotyczący ustalenia jego daty, je st doskonałym dowodem jasnego sprecyzow ania zarów no samego regu lam inu jak i celu, k tó ry pod­ jętej pracy przyśw iecał. Oto, co autorzy a rty k u łu pt. „Pow stanie Zgrom adzenia F elicjan ek” m ówią o tym : „P lan pracy uw zględniał harm o nijn ie oddziaływ anie i kształtow anie um ysłu nie pom ijając tego, co w in sty tu c ji o celach religijny ch — gdyż tak i cha­ ra k te r m iał Zakład p. Truszkow skiej — jest najw ażniejsze: um o- ra ln ia ł podopiecznych: w szystko dokonyw ało się przy zupełnym zabezpieczeniu b y tu m a te ria ln e g o 9”. N ie ulega w ięc w ątpliw ości, że od pierw szej chw ili podjęta przez M atkę A ngelę (Zofia T rusz­ kow ska przy obłóczynach terc jarsk ich otrzym ała im ię Angeli) p ra ­ ca m iała c h a ra k te r religijny. B yła praw dziw ą, głęboko, choć na swój sposób pojętą, służbą Bogu.

Oto jak sp raw a pow stania i pracy w zakładzie przedstaw ia się w św ietle w łasnych w ypow iedzi Zofii Truszkow skiej:

„W iadomy już jest Ojcu mój p ro jek t co do udzielenia schronie­ nia k ilk u biednym kobietom i dzieciom; ale poniew aż ta pomoc m aterialna, jak a im będzie udzielana jest to tylko niejako środ­ kiem ułatw iający m do niesienia im pomocy duchow nej i w p ły w a­ nia na nich m oralnie, chciałabym , ab y przedsięw ziąć (stosowne do tego środki, urządzić pew ien try b życia, zaprow adzić pew ne p ra k ­ ty k i duchow ne; nie m ogąc jednak sam a sobie w tym poradzić i uw ażając, że to byłaby zbytnia zarozum iałość, gdybym ufała sw em u św iatłu i przekonaniu, u d aję się do Ojca z pokorą prosząc, aby nie odm aw iał swoich ra d i dopomógł do przyprow adzenia do sk u tk u m oich zam iarów , które, jeżeli będą uśw ięcone Twoim błogosław ieństw em , ściągną niezaw odnie i Błogosław ieństw o Boże; co m ając na w zględzie ośm ielam się przedstaw ić Ojcu ogólny plan, ja k i sobie założyłam poddając go pod Jego sąd ” 10.

W in nym zaś liście om aw ia cel oraz organizację Z akładu ob­ szernie, szczegółowo i w nikliw ie. O ddajm y jej głos, zanim z p rzy ­ toczonych tekstów w yciągniem y nasuw ające się wnioski.

„W iadomo już Ojcu, jak za Jego jedy nie 'zezwoleniem zebrałam kilka kobiet, i kilkoro dzieci, dałam im schronienie, zapew niłam b y t m aterialn y m ając głów nie na celu w pływ anie na nich m oral­ nie, w ychow anie dzieci w zasadach relig ii i zapew nić im sposób

8 D u c h n i e w s k i , op. icit., is. 126— 127.

10 L ist M atki do O. H o n o ra t (praw d o p o d o b n ie W -w a X I 1854) ACSF 1, n r s. 1,

(7)

28 S. M. Strzałkowska C. SS. F. [63 utrzym ania n a przyszłość, ucząc ich tego wszystkiego, czego ich stan w ym aga, szczególniejsze to było m oje zachcenie, a jeszcze szczególniejsze jego przyprow adzenie do skutku , nie m ając żad­ nych funduszów stałych oprócz pew nych m ałych ofiar jednej tylko w iększej, podjęłam się utrzym yw ać kilkanaście osób. Nie wiem, czy się P a n u Bogu podobał ten zam iar, czyli też chciał w ynagro­ dzić m oją w iarę, szczególniejszym sposobem błogosław ił całem u tem u dziełu, osób coraz w ięcej przybyw ało, ale też i środki m a­ te ria ln e pow iększały się, ofiary daw ano często i chętnie, chociaż o nie albo wcale, albo bardzo leniw ie zabiegałam . W całym u rzą­ dzeniu, kierow aniu, nauczaniu n ik t nie m iał udziału n aw et K lo- tylda, k tó ra podobno sam a się od tego w ym ów iła, cały więc ciężar spoczywał n a m nie, ale zapew ne przez zbytnią zarozum iałość z mo­ jej strony nie uw ażałam tego za uciążliw e. Nie w prow adzałam żadnych przepisów, żadnego urządzenia stanowczego ta k w ogólnym porządku, jak i w nauczaniu dzieci i w pływ aniu n a starsze kobiety, szłam jedynie za w ew nętrzn ym natchn ien iem stosując się do po­ trzeb i okoliczności i postępując sobie zbyt śmiało, nie odnosząc się do nikogo rządząc się jedynie w łasnym rozum em , kierow ałam w szystkim podchlebiając sobie, że ta k je st dobrze, w ypełniałam przy jęte obow iązki z łatw ością i zadowoleniem , m ając w tym sam olubne upodobanie cieszyłam się, że to całe m oje zajęcie zo­ stanie w ukryciu, sądziłam , że to p ragnien ie w ypływ ało z po­ kory, a teraz poznaję, że ono m usiało być sku tkiem pychy i dla­ tego zapew ne P. Bóg nie pozwolił, aby to n adal pozostało w tym stanie. Ten mój zakład (jak się ludziom podobało go nazwać) ściągnął uw agę, w iele osób zaczęło się interesow ać przychodząc w pomoc różnym i zasiłkam i, ale nie w trącając się do żadnych urządzeń ani zew nętrznych ani w ew nętrznych, wszystko szło swoim trybem , w krótce jednak, nie w iem jakim sposobem, u jrza­ łam się pod opieką X. B eniam ina, k tó ry udzieliw szy m i Swego B łogosław ieństw a zajął się tym i zaczął uw ażać jako sw oją w ła­ sność i stało się to coraz głośniejsze nad m oje spodziew anie, w brew m ojej pierw szej myśli, od opieki duchow nej nie uchyla­ łam się, ale m yślałam , że się skończy na błogosław ieństw ie i udzie­ lan iu pomocy duchow nej, ale że m oje położenie zostanie toż samo, że będę m iała ciągle wolność działania, nie przypuszczałam nigdy, aby ten mój m ały początek m iał posłużyć do rozleglejszych

pla-U w a g a : 1) w c y to w a n y ch lista c h s to s u ję obecną o rto g ra fię o raz obo­ w ią z u ją c e -zasady R nterpunkcji;

2) w p rzy p isa ch używ am sk ró tó w : M. A. — M a tk a A ngela, O. H. — O jciec H on o rat.

(8)

nów, to jest do zaprow adzenia jakiegoś zakładu, reguły, form , i pew nego porządku, a dla w iększej wolności w działaniu X. P ro ­ w incjał oddał całe to schronienie pod głów ny zarząd P. P etrow , k tó ra przyrzekając zupełnie się nie w trącać m a dać sw oją firm ę, aby ty m sposobem odwrócić uw agę rządu. J a k na początek tego przedsięw zięcia jest dziw ny ta k i jego postęp jest również, mój pierw szy zam iar, k tó ry może był dziecinny, został zam ieniony na wyższy, doskonalszy, może sam Bóg w ziął z moich rą k to dzieło, a oddał w ręce, k tó re ty m w szystkim rozsądniej kierow ać będą, a nie tak niedołężnie jak dotychczas było, będąc o ty m przekona­ na pow innam się z tego cieszyć, a jedn ak czułam w ielką boleść, a dlaczego? dlatego, że uw ażałam to niejako za swoją własność, k tórą m i w yd arto i czułam naw et żal do ludzi, a poniew aż w tym w szystkim m iała duży udział pycha i miłość w łasna, jak mi to zarzucano, uczułam nagłą zm ianę w całym swoim usposobieniu” n .

Samo jed n ak zacytow anie powyższych tekstów nie w ystarczy. W tym bow iem m om encie dokonuje się przełom . In sty tu cja cha­ ry taty w n a , jakkolw iek o ch arak terze religijnym , to jednak św iec­ ka,' zostaje przekształcona w zgrom adzenie zakonne.

I tu m iejsce na spojrzenie wstecz — ocenę tak niesłychanie krótkiego, a brzem iennego w sk u tk i okresu od 21. XI. 1855 do kw ietnia 1856 r. — to zaledw ie kilk a miesięcy radosnego siewu, realizacji tego, co w sercu Sługi Bożej kiełkow ało od lat. Rozpo­ czyna dzieło n ie m ając stałych funduszów. W idzi nędzę, wobec k tó rej przejść obojętnie nie może. Zapobiec jej, lub przynajm niej w m iarę w łasnych możliwości zm niejszyć jej zakres i skutki, oto idea przew odnia, m yśl odczytana jako w ola Boża w stosunku do niej sam ej. Zofia w sw ym usposobieniu nie m a nic, co przypom i­ nać by mogło nieobliczalność sangw inika m ierzącego zazwyczaj „siły na zam iary ”, a nie odw rotnie. O dpow iada zdecydow anie i śmiało z gotowością przyjęcia każdej, w y nikającej z tak uczy­ nionego kroku, konsekw encji. Liczy na Boga z jednej strony, a z drugiej trzeźw o i roztropnie p rzystępuje do realizacji planów, k tó re sam a w łasnym i nazyw a. Ja k dalece zakorzenione były w jej sercu świadczy fa k t straszliw ego w strząsu, k tó ry przeżyje w chw ili w m ieszania się w te spraw y osób innych i usunięcie jej całkow icie w cień.

Już z tego, co zostało przytoczone, widać, że posiadała n iep rze­ ciętny zm ysł organizacyjny. M iała jasno w y tk n ięty cel i p o trafiła dobrać odpow iednie środki, by go osiągnąć.

(9)

30 S. M. Strzałkowska C. SS. F. [8] Obłóczym y tercjarsk ie, przyrzeczenie złożone 21. XI. 1855 r. przez Zofię i K lotyldę oddania się w yłącznie Bogu, nie zm ieniły do­ tychczasow ych poczynań. Nie w płynęły też na zm ianę koncepcji. Co innego m iało być nieoczekiw anym w strząsem . Chodzi m ia- nowice o bezpośrednią, choć konieczną i uzasadnioną, a także jak n ajbardziej życzliwą in terw encję O. B eniam ina Szym ańskie­ go, P row incjała OO. K apucynów w spraw y zakładu. Z jednej stro n y chodziło o legalizację podjętej pracy wobec w ładz pań­ stwowych, a z drugiej o zapew nienie opieki duchow ej zarów no żyjącym w spólnie tercjarkom , jak rów nież staruszkom i dzie­ ciom. Z ałatw iała tę spraw ę sam orzutnie M ichalina R hebinder, późniejsza s. M. K unegunda, k tóra w krótce też została pierw szą przełożoną now opow stającej rodziny zakonnej.

2. Przekształcenie Zakładu w zgromadzenie zakonne Podw aliną pod now opow stające dzieło Boże jest głębokie cier­ pienie Zofii Truszkow skiej. Od tej chw ili tow arzyszyć jej będzie ono po grób. Sługa Boża nie przestanie się uniżać do śm ierci pod przem ożną ręką Stw órcy, którego przedziw ne p lany re ali­ zować będzie w nieodłącznym i straszliw ym zarazem bólu zarów ­ no fizycznym jak i m oralnym . Ten w łaśnie krzyż stanie u ko­ lebki zgrom adzenia, zapew niając m u dalszy rozwój.

Nie m ożna jed n ak chyba w całej pełni uznać za słuszną in te r­ p re ta cji tej decydującej w dziejach zgrom adzenia chw ili przez O. F lorian a D uchniewskiego i O. G abriela Baroszewskiego. Oto, co o tym piszą: „O. H onorat znał p ragnienia sw ych p enitentek, k tó re chciały być zakonnicam i. Nie m ożna jedn ak mówić o w szyst­ kich, gdyż na form alne życie zakonne nie m iała wcale chęci, inicjatorka zakładu ch arytatyw nego Zofia Truszkow ska. Praca prow adzona w zakładzie i intensyw ne życie w ew nętrzne dostatecz­ nie ją zadow alały. Stw ierdza to lojalnie w jednym z później­ szych listów do o. H onorata... a przecież z nią trzeb a się było liczyć n ajbardziej jako z in icjato rk ą i ak tu aln ą „w łaścicielką” zakładu.

Zofia zanim przekonała się o sensowności przekształcenia te r- cjarstw a w zgrom adzenie, do czego m iały w yraźnie prowadzić obłóczyny, przeszła ostry kryzys w ew n ętrzny ” 12.

(10)

W rozdziale poprzednim podałam już zarów no przyczynę, dla k tórej Zofia o życiu zakonnym myśleć nie m ogła (zobowiązanie wobec chorego ojca), ja k i gorące p rag nienie służenia Bogu.

N aw iązując jed n ak do wyrażonego powyżej poglądu, nasuw a się pytanie, ja k w jego św ietle zrozum ieć następujące słowa M atki M. Angeli: „Życie zakonne było m arzeniem moich la t n a j­ młodszych. W praw dzie były chw ile, żem odbiegła od tego p ra ­ gnienia, ale to chyba ty lk o pozornie, bo ono w sercu m usiało być nieustające; to życie w ydaw ało m i się ta k św ięte, ta k doskonałe, prag n ęłam go dlatego, abym Boga mogła doskonalej kochać, gorliw iej m u służyć, łatw iej duszę sw oją zbawić; prędzej aniżeli m ogłam się spodziewać, Bóg spełnił m oje p rag nien ia i dziś już jestem służebnicą Jego” 13.

N iem niej jed n ak zatrzym ajm y się chw ilę nad dalszą w ypo­ w iedzią zaczerpniętą z dopiero co cytow anego arty k u łu : „F aktem jest, że kryzys ten nie trw a ł długo i dla Truszkow skiej zakończył się korzystnie. Może decydujący w pływ na zm ianę o rientacji Truszkow skiej m iała rozm ow a z O. B eniam inem Szym ańskim , bpem podlaskim . N ależy raczej przypuszczać, że o zm ianie uspo­ sobienia w ew nętrznego u Zofii zdecydowało posłuszeństwo sw e­ m u kierow nikow i duchow nem u, do którego zw róciła się listow ­ nie prosząc nie tylko o radę, ale w prost o stanow czą decyzję” 14. Oczywiście, jed ynie w sferze przypuszceń może pozostać to, co w płynęło na zajęcie przez M atkę A ngelę tak iej, a nie innej postawy.

Skoro jed n ak przypuszczać wolno, spróbuję dać inne, być może jed n o # z w ielu m ożliwych rozw iązań. Nie przeczę, że hipoteza poprzednia m a słuszne podstaw y. Jedno jed nak nie jest p rzy ­ najm niej doprow adzone do końca i całkow icie pozw ala na w y­ snucie w niosku, k tó ry sam w sobie jest nie do przyjęcia. Chodzi m ianowicie o to, że w danym w yp ad k u należałoby stw ierdzić, że M atka A ngela albo nie m a poza w rażeniam i uczuciowym i swego zdania w tej spraw ie, albo jeśli je posiada, to jest ono tak słabe, że w ystarczy każdy argum ent czy to O. B eniam ina, czy O. Ho­ norata, by nic do pow iedzenia nie m iała. To jed n ak praw d ą nie jest. Decyzja jej była i być m usiała całkow icie świadom ą i wolną. W przeciw nym bow iem w ypadku nie w y trzym ałaby p rób y ży­ cia, a ta o statnia w łaśnie dowodzi bezsprzecznie w prost bo h ater­ stw a M atki w tym względzie. W yrw ała ona bow iem mimo n a j­

13 M edytacje M. A. — m e d y tą c ja 2. 14 D u c h n i e w s k i , op. cit., s. 133.

(11)

32 S. M. Strzałkowska C. SS. F. [10] cięższych doświadczeń do końca. Z tym też spraw dzianem , sta­ w iając jakąkolw iek hipotezę, m usim y się liczyć.

Przyczyny takiej postaw y należy szukać głębiej. P rzeglądając pism a M atki M. A ngeli łatw o się domyśleć, że łączyła w sobie usposobienie choleryka i m elancholika zarazem . Z jednej bowiem strony w idać głęboką refleksyjność, skłonność do analizow ania, k tó ra jest tak bardzo charakterystyczna, gdy chodzi o jej sto­ sunek do siebie, z drugiej zaś żdolność do podejm ow ania jasnych i właściw ie sprecyzow anych decyzji. To zwłaszcza cechuje jej stosunek do zdarzeń i osób. Widoczna jest u niej stałość postę­ pow ania dochodząca niem al do całkow itego nie liczenia się z w łas­ nym życiem uczuciowym , k tóre mimo wszystko istnieje i św iad­ czy o jej ogrom nej wrażliwości. To zresztą jedynie potęguje jeg cierpienia. A rgum ent więc, któ ry posiadałby siłę przekonyw ującą, m usiał tkw ić w sferz'e nadprzyrodzonej. W ydaje mi się rzeczą najbard ziej praw dopodbną, że było to głębokie um iłow anie woli Bożej, której w yrazem były dla M atki niew ątpliw ie słowa spow ied­ nika.

J a k już w poprzednim rozdziale w spom niałam , m om entem prze­ łom owym w dziejach zakładu p. Truszkow skiej by ła interw encja prow incjała oo. K apucynów O. B eniam ina Szym ańskiego, a ta k ­ że w ybór przełożonej nowego zgrom adzenia.

I tu w yłaniają się dw ie kw estie, które, choć bezpośrednio roz­ w oju koncepcji zgrom adzenia ss. felicjanek nie dotyczą, lecz dla jasności całokszałtu dyskusji, pew nego sprostow ania w ym a­ gają.

S. M. B onifacja W erner w sw ym arty k u le drukow anym w- języ­ ku niem ieckim zamieszcza następ u jące zdanie: „Podczas gdy M. A n­ gela całym sercem p racy n ad dziećmi i p rzyjęty m i, kobietam i się oddaw ała, S. W eronika zastanaw iała się n ad tym , jakb y urze­ czyw istnić w łasne p lany co do założenia swojego zakonu” 15. (K lotylda C iechanow ska nosiła w klasztorze im ię S. M. W eroniki.)

Pogląd te n w ysnu ty z listu O. Sem enenki do M atki M arceliny D arow skiej z 21. IV. 1866 r. nie mógł i w zasadzie nie rzuca w y­ raźnego św iatła n a zam ierzenia M atki W eroniki o dziesięć czy jedenaście la t wcześniej. W chw ili przekazyw ania tych w iado­ mości sy tu acja była już krańcow o różna. Dlatego też tru d n o p rzy ­

15 S. M. B o n ifa c ja W e r n .e r, :op. cit. C ollectanea F ra n c isc a n a 37 (1967), s. 346: „W ährend sich Sr. 'A ngela m it ih re m g anzen H erzen der A rb e it m it den K in d ern un d d en au fg en o m m en en F ra u e n hingab, sa n n Sr. V ero n ik a d a rü b e r n ac h , w ie sie ih re P lä n e zu r 'G rü n d u n g eines eigenen O rd en s v e rw irk lic h e n k ö n n e ”.

(12)

puszczać, b y K lotyldzie zależało na w yborze M ichaliny R hebin- d er a nie Zofii na przełożoną. Zapiski pozostałe z tego czasu u zasadniają ten fa k t pokorą wyborczyń. Nie m am y dokum en­ tów popierających inne tw ierdzenia, choć możliwość wzięcia pod uw agę tego, że M ichalina była już po profesji terc jarsk iej, któ ­ rej pozostałe jeszcze nie złożyły, nie budzi sp rz e c iw u 16. List M atki A ngeli mówiący, że O. B eniam in Szym ański z S. K u- negundą m yśleli o założeniu zakonu i z tego powodu ona została przełożoną, świadczy nié ty le o narzuceniu przełożonej przez O. B eniam ina, ile raczej o żalu, jak i zrodził się w duszy M atki na skutek interw encji w jej dzieło, czego jasnym dowodem jest cytow any w poprzednim rozdziale jej w łasny list.

I tu w zasadzie na dotychczasową koncepcję M atki naciera inna — O. B eniam ina Szym ańskiego.

T rafnie spraw ę tę naśw ietla S. M. B onifacja W erner w cyto­ w anym artykule: „Około roku 1854 wyżej w spom niany P row in cjał O. B eniam in postanow ił sprow adzić zagraniczną kongregację za­ konną, k tó ra by w stolicy podjęła się w ykonyw ania dzieł dobro­ czynnych. W tym (celu zw rócił się w iosną 1855 r. listow nie do Bi­ skupa w M ünster (W estfalia) z prośbą o przysłanie S ióstr Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Odpowiedź na prośbę dostała się w ręce policji rosyjskiej, k tó ra list ten po k ilk u m iesiącach z pismem dodatkow ym K om isji R ządu do P row incjała odesłała z ostrzeże­ niem przed przeprow adzeniem podobnych stara ń bez porozum ie­ nia się z Rządem. P row incjał jedn ak nie porzucił swoich p la­ nów, lecz szukał realizow ania ich w inn y sposób. W ty m w łaśnie czasie pow stała w W ielkim K sięstw ie Poznańskim polska Kon­ gregacja S ióstr „Służebniczek” pod kierow nictw em E dm unda Bo- janow skiego. O. B eniam in sta ra ł się o naw iązanie k o n tak tu z nim, z pew nością w celu sprow adzenia tego In s ty tu tu do K ró ­ lestw a Polskiego” 17.

16 D u c h n i e w s k i , op. icit., s. 130.

17 S. M. B o n ifa cja W e r n e r , C o llectanea F ram ciscana 37 (1967) s. 343: „U m das J a h r 1854 entschloss sich d e r o b en g e n a n n te P ro v in ­ zial,, P. B e n ja m in , ein e a u slän d isch e O rd e n sk o n g reg a tio n ein zu fü h re n , die sich w o h ltä tig e r W erke in d er H a u p ts ta d t a n n e h m e n sollte. Zu diesem Z w ecke ,w a n d te er sich im F rü h ja h r 11855 b rie flic h an den B ischof von M ü n ste r (W estfalen) m it der B itte, S ch w estern vom D ritte n O rden des hl. F ra n zisk u s zu senden. Die A n tw o rt a u f dieses A nsuchen g e rie t in die H än d e d er ru ssic h en Polizei, die den B rief nach einigen M onaten m it einem B e g le itsc h re ib en d er R eg ieru n g sk o m m is­ sion an den P ro v in z ia l sc h ick te; d a rin w u rd e er v or D u rc h fü h ru n g ä h n lic h e r B e m ü h u n g en o h n e 'E in v erstä n d n is d er R eg ieru n g g ew a rn t. D er P ro v in z ia l gab a b e r se in e P lä n e n ic h t au f, so n d e rn v e rs u c h te sie 3 — P ra w o K a n o n ic z n e N r 3—4/70

(13)

34 S. M. (Strzałkowska C. SS. F. [12]

Poniew aż jed n ak usiłow ania w obu w ypadkach nie doprow a­ dziły do pożądanego skutku, O. B eniam in dowiedziawszy się o działalności Z akładu p. Truszkow skiej, chętnie się całą spraw ą zainteresow ał. W rozpoczętym dziele w idział realizację w łasnych zam ierzeń i prag n ień dotąd udarem nionych ty m więcej, że kon­ cepcja inicjato rk i pokryw ała się doskonale z planam i P ro w in ­ cjała. Rozbieżność w zasadzie była tylko jedna, a mianowicie: Zofia będąc zw iązana przyrzeczeniem pozostania przy ojcu do jego śm ierci, nie chciała i nie mogła myśleć o stw orzeniu zgro­ m adzenia zakonnego, a do tego w łaśnie zm ierzał za w szelką cenę O. B eniam in. Okoliczności sprzyjały ja k najbardziej realizacji pom ysłu Ojca, poniew aż 1° osoby pośw ięcające się pracy ch a ry ­ taty w n ej w Zakładzie były terc jark am i kapucyńskim i, 2° w szyst­ kie prag nęły służyć Bogu w zgrom adzeniu zakonnym , 3° życie zakonne było najsk ry tszym pragnieniem inicjatorki, choć prze­ szkodą do jego realizacji było w spom niane już poprzednio przy­ rzeczenie.

Myślę, że dla jasnego zrozum ienia całokształtu w pływów, ja ­ kim niew ątpliw ie ulegała wówczas Zofia Truszkow ska będzie rzeczą pożyteczną zacytow anie trafn ego stw ierdzenia autorów a rty k u łu Pow stanie Zgrom adzenia Felicjanek: „Na tle stagnacji łatw o u w y datniała się wzmożona aktyw ność w arszaw skich ośrod­ ków: m isjonarskiego — przy kościele św. K rzyża i k apucyń­ skiego — przy kościele Kapucynów. O środki te łączyła w spólna więź. W iele osobistości działało w obydw u ośrodkach, a przede w szystkim w w ielu przypadkach zazębiała się o siebie cała dzia­ łalność. W arto zaznaczyć, że działalność ta nie ograniczała się do sfery czysto dew ocyjnej, ale była w ybitnie społeczna. W kręg u oddziaływ ania tych ośrodków pozostaw ały trzy korelatyw ne inicja­ tywy» a m ianowicie: tercjarstw o , Żywy Różaniec i B ractw o św. W incentego à P au lo l” 18. M atka A ngela należała do Stow arzy­ szenia P ań św. W incentego à Paulo, będąc rów nież tercjark ą, o czym już była mowa.

W ty m m iejscu tru d n o się oprzeć zacytow aniu dalszej części listu M. A ngeli do O. H onorata, którego frag m ent początkowy został przytoczony w poprzednim rozdziale:

a u f a n d e re W eise zu re a lisie re n . E ben zu d ie se r Z eit e n ts ta n d t im G ro s sfü rste n tu m P o sen eine polnische S c h w estern -K o n g reg a tio n der „D ie n erin n e n ” u n te r d er L eitu n g von E d m u n d B ojanow ski P. B e n ja ­ m in (bem ühte sich m it ih n e n K o n ta k t au fz u n eh m e n , sicher m it dem Z iel dieses I n s titu t in das K ö nigreich P olen zu v e rp fla n z e n ”.

(14)

D aw niej w szystkie m oje czynności były ożywione w iarą, było więcej pokoju, pew ności w postępow aniu i zam iłow ania w obowiązkach, większa łatwość i gorliwość a naw et um iejętność w nauczaniu starszych i dzieci. T eraz zdaje się, że w iara m oja zm niejszyła się, a p rzynajm n iej nastąpiła jakaś obojętność. Ofia­ ry, choć są większe, jak z początku, już m nie ty le nie cieszą. Doznaję większej trudności w nauczaniu a naw et w w ypełnia­ n iu obowiązków. Czuję nadzw yczajny ciężar, boleść i zgryzotę. Czemuż to ф а т przypisać, jeżeli nie miłości w łasnej, k tó ra bierze górę naw et nad dobrem ogólnym. Bo czyż nie trzeba się spodziewać, że teraz będzie więcej chw ały Bożej i pożytku bliźniego, jak było dotychczas? Dlaczegóż ja chciałam sobie p rz y ­ pisywać to, co było Boskie? Jeżeli P. Bóg dopuścił, abym ja, n a j- niedołężniejsza, zaczęła to dzieło, to dlatego tylko, aby jaw nie okazać św iatu swoją Wszechmocność, a m nie, aby lepiej dał poznać m oje niedołęstw o, k tó re dla m nie jest ta k uciążliw e. Z byt byłam zuchw ałą, że nie zm ierzyw szy się z w łasnym i siłam i, porw ałam się nie na sw oje rzeczy i m yślałam , że w szystkiem u zadośćuczynię. I byłam naw et ty le zarozum iała, że sądziłam , że w szystko w ykonyw am , jak się należy, a tym czasem rozsądniejsza i (pobożniej sza osoba uw ażała inaczej i przypisyw ała m i miłość w łasną i zbytek zarozumiałości, gdybym b rała n a sw oje sum ienie tyle osób, po dejm ując się ich kierow ania.

A przecież sądziłam się do tego zdolną i płakałam , że będę m iała skrępow aną wolę, że będę m usiała stosować się do woli P rze­ łożonego naw et w niesieniu pomocy drugim .

Czyż podobne uczucie z m ojej stro n y nie jest zuchw alstw em ? Z apew ne nic m i tera z nie pozostaje, jak się usunąć zupełnie. Nie m am obawy, aby te osoby zostały bez pomocy, jaką dotychczas ja im udzielałam . Owszem, będą m iały troskliw szą opiekę, gdyż K lotylda i M ichalina chcą się zupełnie poświęcić. Zapew ne i w ię­ cej znajdzie się osób, k tó re będą chciały mieć w tym udział, a że tak a istota, jak ja, usunie się, n ik t n ia tym |nie straci, owszem, zapobieży się obrazie Bożej, bo m ogłabym być zgorszeniem dla

drugich. ''

Widzę, żem m iała o sobie lepsze w yobrażenie. Okoliczności do­ piero dały poznać, jak ą jestem .

Jak że ja, tak pełna pychy, m iłości w łasnej, jmogę sobie obie­ cywać, że w ypełnię dobrze obowiązki, k tó re w ym agają ty le po­ kory i zaparcia sam ej siebie: ja, ta k opryskliw a, niecierpliw a, nieczuła, zdobędę się n a słodycz, uprzejm ość, współczucie; ja, ta k obraźliw a i nietow arzyska, jakże się zniosę z drugim i, jakże będę m ogła zachować tę jedność, zgodę i miłość b ra tn ią , znosić w

(15)

za-36 S. M. Strzałkowska C. SS. F. [14] jem nie w ady drugich. Nie jestem w stanie wyliczyć szeregu tych y/ad, które we m nie p an u ją. Bóg je tylko wie i proszę Go, aby je Ojcu dał poznać, tak jak je sam widzi. J a czuję sw oją złość, widzę w ady, a pow stać z nich nie mogę. Sobie jestem ciężarem i d ru ­ gim ciężką plagą. Rozważywszy to całe m oje usposobienie, zdaje mi się, że nie m am p raw a zostaw ać nadal w tym tw orzącym się zakładzie.

B ałabym się jed nak sam ow olnie w tym działać. Dlatego udaję się do Ojca już nie po poradę, ale po rozkaz stanowczy, ja k m am sobie postąpić. Czy m imo całej m ojej złości m am przy jąć obo­ w iązki, jak ie m i wyznaczą, aby mieć sposobność ćwiczenia się w cnotach, na k tó ry ch mi zbywa, czy też, uw ażając m oją nie- godność zupełnie się usunąć. Jakkolw iek Ojciec m ną rozrządzi cokolw iek usłyszę z u st Jego, /przyjmę, uw ażając w tym w szyst­ kim wolę samego Boga. Udręczenie, niepewność i ciągła w alka z sam ą sobą niech m i przed Ojcem służy za uspraw iedliw ienie, że śm iem Go nudzić m oją bazgraniną. J u tro pragnęłabym otrzy­ m ać pozwolenie p rzystąpienia do K onfesjonału dla otrzym ania rozkazu Ojca i Jego błogosław ieństw a.

. ... n ajpokorniejsza córka w C hrystusie

Zofia.” «

Zanim w yciągniem y stąd nasuw ające się wnioski, oddajm y głos Siostrze M. B onifacji W erner. Oto jej poglądy:

„Osobą, k tó ra przypisyw ała Zofii nadm iernie wyczuloną miłość w łasną, był zapew ne — jak z kon tekstu w ynika — o. Beniam in.

A rtu r G órski w sw ojej książce o M. A ngeli Truszkow skiej sta­ w ia zarzut, że tw ó rcy nowej społeczności zakonnej nie wzięli pod uw agę indyw idualności i in tencji sam ej in icjato rk i ru chu (str. 61). T akie w rażenie m ożna rzeczywiście odnieść, czytając w yżej przytoczony list Zofii, a nie znając biegu wypadków . Wie­ m y jednak, że Zofia sam a dążyła do zaprow adzenia życia wspól­ nego i do coraz większego rozw oju dzieła. Nie była więc tylko b iernym św iadkiem poczynań swoich tow arzyszek. Skoro w szyst­ kie trzy były tercjarkam i, to znaczy, że ich id eały b yły (wspólne i na pew no o nich między sobą mówiły. Jako tercj ank i by ły za­ leżne od swego wyższego przełożonego o. B eniam ina.

W praw dzie o. B eniam in byw ał tylko p ry w atn ie u państw a Rogalskich, ale skoro spraw a została m u przedłożona, zain tere­

18 S. M. B o n ifa cja W e r n e r , O. H onorat z B ia łe j P odlaskiej... t. I, s. 63—64.

(16)

sow ał się nią nie tylko z grzeczności, ale i jako przełożony te r- cjarek, a w ięc z urzędu. Z akład w ziął rzeczyw iście początek z in icjatyw y Zofii Truszkow skiej, ale w p rak tyce nie był już jej w łasnym dziełem. Żył, ja k sam a Zofia stw ierdza, z O patrzności Bożej i pom ocy ludzkiej. Skoro ro zrastał się i potrzebow ał coraz więcej pomocnic i środków m aterialnych, to należało relan ie po­ myśleć, jak jego b y t będzie w yglądał za dwa, trzy lata. Słusznie m ożna było to uw ażać za „zbytek zarozum iałości”, jak Zofia w spom ina w liście, gdyby ona sam a b ra ła n a sw oje sum ienie utrzym anie ty lu osób. O. B eniam in b y ł człow iekiem rozw ażnym , a jako przełożony chciał zapew nić rodzącem u się dziełu rozwój w duchu Bożym. N a razie niczego nie rozstrzygał definityw nie. Radził jedynie trzem paniom , aby szły dalej w k ieru n k u swoich ideałów i dał im pełnego roztropności i ducha Bożego d y re k to ra w osobie o. H onorata. Było to raczej usankcjonow anie istn ie­ jącego już faktu, m ającego swe korzenie w pośw ięceniu się M atce Bożej w dniu 21 listopada, k tó ry to w łaśnie dzień został przez trad y cję zgrom adzenia u znany za w łaściw y jego początek.

Zofia jednak odczuła to posunięcie jako skrępow anie w łasnej inicjatyw y i odebranie dzieła stw orzonego przez nią. Była podob­ na do m łodej m atki, której tru d n o pojąć, że dziecko w ydane przez nią na św iat zaczyna się usam odzielniać. Z jej słów widać, że m iała w sw ej pracy dużo upodobania, nic więc dziwnego, że po­ zbaw iona dotychczasowej samodzielności, nie um iała od razu przyjść do równow agi.

W sw ym w zburzeniu w ew nętrznym zw róciła się do o. Hono­ rata, k tó ry przecież był rów nież podw ładnym o. B eniam ina. .Było więc rzeczą jasną, że nie m ógł on w niczym zmienić decyzji sw e­ go przełożonego, a jako lojalny podw ładny będzie się sta ra ł ją podtrzym ać. G dyby Zofia na serio m yślała o usunięciu się z pracy, byłaby chyba szukała ra d y u spow iednika nie zw iązanego z zako­ nem kapucynów . Oczywiście, o. H onorat nie byłby jej nakazyw ał niczego w brew sum ieniu. G dy jed n ak stan ął wobec dylem atu któ ry m iał rozstrzygnąć, nie m ożna się dziwić, że odrzucił możli­ wość w ycofania się Zofii z zakładu; w ydaje się, że gdyby naw et jej to nakazał, nie tylk o by jej nie uspokoił, ale może b y ją zła­ mał. Znał już przecież sw oją penitentkę. Wszak sam a w liście w ysuw ała arg u m en ty za słusznością decyzji o. B eniam ina, a jedy­ nie w yczuw ając b u n t sw ojej miłości w łasnej, chciała wszystko uzależnić od norm y obiektyw nej, od decyzji spow iednika.” 20

W zw iązku z przytoczonym powyżej kom entarzem nasu w ają 20 ibidem , s. 64— 66.

(17)

38 S. M. ^Strzałkowska C. SS. F. [16] się pew ne refleksje i zastrzeżenia: czy istotnie zainteresow anie o. B eniam ina Zakładem p. Truszkow skiej w ypływ ało jedynie z u rzędu i było faktycznie koniecznością? A jeśli tak, to czemu przypisać należy wniosek, że Z akład „w p rak tyce nie był już jej w łasnym dziełem ”, poniew aż „żył... z O patrzności Bożej i po­ mocy lud zkiej”. Czy wobec przesłanek, które zarów no inicjatyw ę zorganizow ania zgrom adzenia zakonnego jak i w ładzę n ad trzem a tercjan k am i i ich D yrektorem O. H onoratem Koźm ińskim sku­ p iają w rękach o. B eniam ina Szym ańskiego, nie b rak spontanicz­ nie nasuw ającego się w niosku, że jakkolw iek Zofia Truszkow ska b y ła in icjato rk ą Z akładu, to za założyciela zgrom adzenia sióstr felicjanek należałoby uznać jeśli kogo, to w łaśnie chyba o. Be­

niam ina Szym ańskiego? T ak zresztą uw aża A rcybp Zygm unt Szczęsny F eliński, zamieszczając w drugiej części sw ych „Pam ięt­ ników ” wyd. w W -wie 1897 r. na str. 113 następujące słowa: „...Siostry F elicjanki, Zgrom adzenie przed k ilku zaledw ie laty za­ łożone przez O. B eniam ina Szym ańskiego...” Zależy jednak, jak ie przyjm iem y k ry teriu m rozsądzenia spraw y. Czy założycielem jest ten, kto d aje początek jakiem uś dziełu i m a jego koncepcję czy ktoś kto m a władzę? Czy wreszcie ktoś, kto k ieru je zleconym i m u zadaniam i? M usimy na coś się zdecydować.

To, że O. B eniam in Szym ański mimo w szystko zgrom adzenia sióstr felicjanek nie założył, nie budzi sprzeciwu. Jego w kład w to dzieło, jakkolw iek nie b ra k dowodów życzliwości i troski, nie upow ażnia aż do tak daleko posuniętego wniosku.

T u także nasuw a się inn a w ątpliw ość, a m ianowicie: czy można zakładać coś, co w zasadzie już istnieje?

K ontynuacji rdzpoczętego dzieła m ożna nadać inny ch arak ter zmienić jego form ę lub zakres oddziaływ ania, m ożna je zniszczyć lub zacząć inne. W przypadku jed n ak pow staw ania zgrom adze­ nia sióstr felicjanek spraw a w ygląda chyba trochę inaczej niż o tym się pisze.

N ajlepsze i zarazem najpraw dziw sze, bo z pierw szego źródła czerpane św iatło zaw iera przytoczony omal w całości list m atki A ngeli do O. H onorata. Jest on zbyt szczery, b y można przypu­ szczać, ażeby au tork a jego spodziew ała się, że ktoś poza spowied­ nikiem będzie go czytał. P rzedstaw ia w nim stan sw ojej duszy tak , jak b y przekazyw ała go nie człowiekowi, lecz Bogu. W w y­ rażeniach swoich jest jasna. Sobie i tylko sobie przypisuje każde zło. N aw et sw oją osobistą klęskę ujm u je tak lapidarnie w sło­ w ach: „... uw ażałam to niejako za swoją własność, k tórą m i w y ­ darto...”, przyznając się równocześnie do tego, że będąc jedynie

(18)

narzędziem nie um ie przyjąć z rą k Bożych tego, co otrzym uje. I znow u wie, że jedy nie jej w łasna słabość i niedoskonałość sta­ je na przeszkodzie realizacji planów Opatrzności. N a tu ra u kazuje jej w edług ludzkich obliczeń jedynie słuszne i roztropne wyjście: wycofać się z rozpoczętego dzieła całkowicie. Oddać w ręce zain­ teresow anych osób to, w co włożyła całe serce i- w łasny w ysiłek w spom agany łaską. Sam a zaś znów będzie w olna i niezależna. Tym czasem Zofia szuka czegoś innego, niż najb ard ziej dogodnego w yjścia z sytuacji. Szuka Woli Bożej, k tó rą pragnie poznać i w y ­ pełnić do końca, za wszelką cenę. S tąd prośba o rad ę i rozstrzy­ gnięcie, po k tóre zgłosi się do konfesjonału.

I tak , jak to już poprzednio było pow iedziane, na pierw otną koncepcję Zofii rz u tu je inna — O. B eniam ina Szym ańskiego, a także jej w spółtow arzyszek, pragnących być zakonnicam i. S łu­ ga ' Boża p ostanaw ia trw ać. Mimo w alki w ew nętrznej, czuwa. O dsunięta od swego dzieła, nie pozostaje jed n ak całkow icie b ie r­ n a .'J e j praca sięga w głąb. P oddaje się praw ow itej władzy, lecz w łasnej koncepcji nie traci. Zasadnicza myśl, ani rodzaj służby Bogu w bliźnich nie ulega zmianie. Jednakow e cele przyśw iecają jej działaniu, gdy pracuje w stw orzonym przez siebie zakłaSzie, jak wówczas, kiedy w ykonuje zlecone sobie zadania, jako jedna z sióstr św. Feliksa. I znow u sięgnijm y do jej w ypowiedzi. Zoba­ czymy, w jak im k ieru n k u zm ierzają jej w ysiłki i troski, o co w szczególny sposób zabiega.

„... wiadom o Ojcu, że głów ny dozór dzieci, ich nau k a i w pływ m oralny m nie został pow ierzony; z radością przyjęłam ten obo­ w iązek, był on jedynym m oim pragnieniem ; czy go spełniam do­ brze, Bogu tylko wiadomo, Ъо ja nie m am tego przekonania; do pomócy do dozoru dzieci dodane m i zostały dw ie siostry A ntonina i F ranciszka pełne dobrych chęci, ale m ające więcej pociągu do życia duchowego aniżeli czynnego; nie chciałam ich pozbawiać lepszej cząstki, jak ą sobie obrały, sam Ojciec zabronił mi, abym je odryw ała od ćwiczeń duchow nych, żeby nie wyręczać się w pełn ieniu swoich obowiązków żadną z sióstr byłam M u w ty m posłuszną; a ponieważ A ntonina i F ranciszka m nie były do pom o­ cy dodane, czułam się obow iązaną m ieć na względzie nie tylko dobro duszy ale i zdrow ie ciała, dlatego też w ym iarkow aw szy z A ntoniny, że p rag n ie życia duchow nego i zw ażając, że przeby­ w anie z dziećmi ich gw ar szkodliw y w pływ w yw iera na Jej zdro­ w ie nie odw ołując się do Ojca poszłam do Przełożonej, a przed­ staw iw szy Jej w szystko y/yrobiłam , że A ntonina została usunięta

(19)

40 S. M. Strzałkowska C. SS. F. [18] od dzieci i przeniesiona do N ow icjatu; może Ojciec nie będzie to uw ażał za dobre, ale nie m iałam się kogo poradzić.” 21

M atka A ngela nie odstępuje pracy nad dziećmi nikom u. To, co pociągnęło ją do stw orzenia Z akładu nie ulega zm ianie, choć W pew nym stopniu zm ienił się sposób życia osób oddanych dzia­ łalności ch ary taty w n ej nie przypadkow ej, lecz stałej, k tó ra zo­ stanie w przyszłości sform ułow ana praw nie, jako specyficzny cel zgrom adzenia ss. felicjanek.

Oto tek st K onstytucji Zgrom adzenia S ióstr F elicjanek z 1956 r.: „Specyficznym celem Zgrom adzenia są dzieła m iłosierdzia, a m ia­ nowicie: w ychow anie i nauczanie dzieci i m łodzieży oraz opieka nad biednym i, opuszczonymi i chorym i, ta k w instytu cjach jak w domach p ry w atn y ch ”. 22

Z cytow anego jed n ak powyżej listu w ynika, że in teresu ją M atkę nie tylko spraw y wychowawcze. Troska o dzieci nie w yczerpuje jej m yśli i w ysiłków . Na dane sobie do pomocy siostry patrzy nie jak na m niej lub bardziej spraw ne pomocnice, k tó re mogą ją wyręczyć, albo w spólnie przyczyniać się do podnoszenia poziomu p racy wychowawczej. Jej wypowiedź każe spojrzeć na nią, jako na kogoś więcej niż na w yrozum iałą kierow niczkę przy obowiązku. Dostrzega ona osobiste potrzeby i dobro pow ierzonych jej siótr, a także korzyść zgrom adzenia. Zofia nie m ając władzy, ani na chw ilę nie przestała ogarniać całości.

P raca chary taty w n a, jako cel specyficzny, będzie jed n ak nadal dom inantą.

„... pomimo coraz większej niezdolności, jaką w sobie w idziałam , coraz większe czułam zam iłow anie; gdy inne siostry przejęte m i­ łością Bożą żałow ały mię, że jestem pozbaw ioną w spólnych mo­ dlitw , ja tego wcale nie poczytyw ałam za przykrość, i byłam n aw et zazdrosną w tym swoim zajęciu, nie chciałam , aby m nie kto w yręczał, zdaje m i się, że w ty m więcej było zarozum iałości jak praw dziw ego poświęcenia, więcej obrazy jak chw ały Bożej, bo przy moim charakterze cierpkim i opryskliw ym ciągle P. Boga' obrażam niecierpliw ością w obejściu się z dziećmi, k tó re naw et, nie w iem dlaczego, szczególniejsze okazują przyw iązanie, co mi w ielką radość spraw ia i podnieca m oją miłość w łasną” 23.

21 L ist M. A. do O. H. n r 3, )s. 3 (praw dopodobnie W -w a 17.V III. 1856/57).

22 K o n s ty tu c je Z grom adzenia S ió str św . F eliksa z K a n ta lic jo I II Z a k o n u regularnego św . F ranciszka Serafickieg o , Rzym 1956 s. 23

§ 2 .

(20)

P rzy tym listy M atki A ngeli w ykazują jej ustaw iczną troskę 0 w łasną doskonałość. Ta praca idzie ciągłe w głąb i zmusza do nieustannego odszukiw ania w sobie zła, k tóre p ragn ie zlikw i­ dować.

„... okoliczności najlepiej dają m i to poznać, gdzie najm niejsza przykrość pozw alam się w yręczać, jako to w doglądaniu chorych dzieci, w czuw aniu nad nim i w nocy, zawsze siebie oszczędzam, w praw dzie siostry z dobroci serca nie pozw alają m i na to i uży­ w ają w ładzy przełożonej, ale nie dopełniając tego, nie dopełniam mego obowiązku, to do m nie głów nie należy, dlatego proszę Ojca, aby m i to nakazł pod posłuszeństw em , a przyjdzie m i to łatw iej 1 siostry nie będą się opierać” 24.

Spójrzm y jeszcze na stosunek Sługi Bożej do swych m łodocia­ nych podopiecznych. Jed n a zwłaszcza wypowiedź rzuca na tę spraw ę ciekaw e światło.

„... teraz m iędzy nim i kilka, k tó re trzeb a bardzo pilnow ać i w pływ ać m oralnie; chociaż w g ru ncie nie są złe, mówiono mi, że jeżeli są złe, trzeb a w ydalić, aby inne nie popsuły, że tu nie jest dom p opraw y ale w ychow ania, choć to było zdanie przeło­ żonych, ja nie podzielam ; zdaje się, że im gorsze dziecko tym więcej trzeb a pracow ać, aby w ytępić złe skłonności, ale nie w y ­ dalać, ab y zupełnie nie zginęło...” 25

„Cel naszego Z akładu był głów nie w pływ ania m oralnie na dzieci ale i na sta re kobiety, żeby m ogły dla Boga poświęcić resztki pozostałego życia; pomimo całej usilności nie m ożna tego dokazać. K obiety przyzw yczajone do wolności chcą wychodzić, przykrzą sobie, n arzekają i tyle tylko, że im się daje przytułek, ale żadnego w pływ u m oralnego nie można w yw rzeć; dlatego Przełożona m a zam iar usunąć je, może jedna lub kilk a tylko zosta­ nie, a na to m iejsce będzie m ożna wziąć więcej dzieci, i gdy są chore nie odsyłać do szpitala; nie tylko m y nie jesteśm y za stary m i kobietam i, ale n aw et /kapłani, jak o to M ęciński od p. M a­ ryi, Czajewicz z K onsystorza, k tó ry w idać bardzo życzliwy dla Za­ k ład u i naw et dał tego dowody przypom inając to, co się było po­ w inno daw no już zrobić, to jest, żeśmy m e prosiły B iskupa o bło­ gosławieństwo, że poniew aż to jest In sty tu cja Duchowna, W ładza D uchow na może na nią nie pozw o lić ...; zapew ne B iskup może coś w spom inał może n aw et jest urażony, kiedy X Czajewicz

24 ibidem . 25 ibid., s. 4.

(21)

42 S. M. Strzałkowska C. SS. F. [20]

radził, aby X B eniam in poszedł do B iskupa i sam go o to prosił; nie w iem ja k się to skończy...” 26

J a k w yn ika z listów M atka A ngela pozostając w zgrom adzeniu nie p rzestaje troszczyć się o jego losy i prace. Strzeże pracy nad dziećmi. P la n y swe i zdania najbardziej osobiste poddaje ocenie Ojca H onorata. Podporządkow uje się jego woli. B roni dzieci przed w ydaleniem z Z akładu, w łaśnie je otacza szczególną troską. Tu kładzie podw aliny pod zgrom adzenie. Przytacza zdanie Sióstr i Księży co do opieki riad starszym i kobietam i, w strzym uje się jed n ak z wypow iedzeniem w łasnej opinii. P rac y osobistej nad dziećm i nie jest w stanie pogodzić z tro ską o staruszki, ale wie dobrze, że w decydujących dla wieczności latach nie można ich odsunąć. Mimo więc m odyfikacji koncepcji Z akładu nowotwo- rzące się zgrom adzenie zakonne to centrum zabiegów i tro sk i Sługi Bożej, k tóra przełożoną nie jest. Powyżej cytow ane słowa świadczą dobitnie o jej prag n ien iu potw ierdzenia tego dzieła przez w ładze duchow ne. N iestety załatw ienie tej spraw y przekracza jej kom petencje. Zofia może tylko o ty m mówić. Może prosić i przy­ pominać. Z tego też nie rezygnuje.

Postaw ę M atki A ngeli wobec faktów niezależnych od niej, p rzy­ chodzących z zew nątrz, cechuje spokojny i obiektyw ny sąd. Ona wie, co robić. Jed nak swéj koncepcji nie narzuca siłą nikom u. Wyżej niż w łasne poglądy o najbliższej sobie spraw ie staw ia posłuszeństwo i pokój łączący przełożonych i podw ładnych węzłem w spólnej, z Boga w ypływ ającej miłości.

„... dzisiaj, gdym wspom niała, że Przełożona m a to usunięcie za ubliżenie sobie, że ja całą m am w ładzę a ona tytu ł; Ojciec k a­ zał, abym się do Niej odw oływ ała; nasze zdania szczególniej pod względem duchow nym są różne; z tego tylko nastąp i zamiesza­ nie, a może i niechęć; jed na drugiej może się narazić; niech Ojciec daruje, że śm iem narzucać Mu swoje zdanie, ale myślę, że i dla Niej i dla m nie byłoby najbezpieczniej, gdybym ja żąd­ nej w ładzy nie m iała, w szystkie te obowiązki, jakie m am, w y­ p ełn iała pod Jej kierunkiem , aby dozór nad starym i, nauki dzieciom, siostrom były w ten sposób i o tyle udzielane, jak Ona rozporządzi, żebym ja tylko była narzędziem , którego by Ona używ ała w edług Swej woli; dla Niej jako dla Przełożonej będzie to najstosow niej, a dla m nie najbezpieczniej; będę w ie­ działa, czego m am się trzym ać i nie będę w niczym odpowie­ dzialną” 27.

26 ibid., s. 4—5.

(22)

C iekaw y i ch arakterystyczn y jest stosunek Sługi Bożej do Ojca H onorata w spraw ach dotyczących Zgrom adzenia. Odnosi się do niego z każdą rzeczą. Jeśli jed n ak chodzi o jej osobiste życie w ew nętrzne, to nigdy niczego nie sugeruje. Odm ienne jed­ n ak są jej w ypow iedzi odnośnie Zgrom adzenia. W ob u w ypadkach cechuje ją głębokie posłuszeństw o, gotowość przekreślenia w łas­ nej woli w każdej m ałej, czy zasadniczej spraw ie. W kw estiach dotyczących zgrom adzenia zdanie swe w ypow iada nim przyjdzie rozstrzygnięcie ze stron y Ojca H onorata. Będąc zarów no n a sta ­ now isku przełożonej jak i podw ładnej, trzy m a zawsze ręk ę na pulsie.

Jeśli autorzy cytow anych w e w stępie publik acji m ają poważne obiekcje co do tego, że M atka A ngela w brew sw em u p rag n ie­ niu, a jedynie z posłuszeństw a śluby zakonne składała, to czym należy w ytłum aczyć jej w łasne słowa z listu pisanego do O. Ho­ n o rata dn. 21 listopada jed n ak przed I860 rokiem ?

„... ja nie wiem , mój Ojcze, czy to po uroczystych ślubach doznaje się większego szczęścia, jak im ja jestem napełniona dzi­ siaj po odnow ieniu profesji; niech P a n Jezus O jcu niebem zapłaci, że nam pozwolił takow ą dziś uczynić; zdaje się, że ta cerem onia odżyw iła nas na duchu, obudziła przygasłą gorliwość, w lała jakąś odw agę i tę nadzieję, że za łaską Bożą może się po­ praw im y; och, gdyby św iat, k tó ry nad nam i ta k ubolew a, tak nas żałuje, m ógł w idzieć to nasze szczęście, k tó ry m się teraz cieszymy, ale nie, on choćby zobaczył, to by go nie ocenił, bo go nie pojm uje i m y go n aw et nie pojm owały, a może i teraz niedostatecznie go pojm ujem ” 28.

J a k bardzo zależało M atce n a u staleniu zgrom adzenia świadczą1 słowa zamieszczone w liście-spraw ozdaniu z przeprow adzonej w C eranow ie w izytacji w 1860 r., jeszcze przed w yboram i na pierw szą Przełożoną G eneralną. D otyka tu jednak jeszcze spraw y, co do której nie m a wątpliwości: felicjanki powołane są do pracy w śród biednych.

,,... okropnie mi było, gorzej jak kiedykolw iek, m odliłam się (zdaje mi), się za Ojca, aby Go S. Trójca natchnęła, jak z nam i m a zrobić... Nie wiem, jak Ojciec /zadecydował co do ty ch panie­ nek lepszego w ychow ania, czy i n adal się nim i zajm ować; zdaje m i sią, że to nadzw yczaj uciążliw e, dużo pracy, bo jedna Siostra m usi być z nim i ciągle zajęta tak, że przez to nie byw a na lekcjach i pom imo takiego pośw ięcenia nie odpowie się celowi,

(23)

44 S. M. (Strzałkowska C. SS. F. [22]

bo się nie może w płynąć na nich m oralnie; m ieszkają u ekono­ mo wej i mogą mówić i robić co najgorsze i potem to wszystko pójdzie n a k arb w ychow ania Felicjanek, zdaje m i się, żeby lepiej pozbyć się tego ciężaru i oddać się zupełnie nauczaniu ludu w iejskiego. Bardzo się S iostry użalały i przypisyw ały zniechęce­ nia, w jak ie w padały, tej głów nie przyczynie, że nie m iały u rzą­ dzonego życia duchownego, że w ielkie było rozprzężenie, że dla życia czynnego m usiała cierpieć stron a duchow na; zdaje m i się, że podobnych dom agań S ióstr nie można naganiać; owszem zdaje m i się, że to na ich pochw ałę, że chociaż są przeznaczone do życia czynnego nie zaniedbują ani lekcew ażą ćwiczeń d u ­

chow nych zdaje m i się, o ile się rozpatrzyłam , że obowiązki nic ńie ucierpią i porządek zakonny może być zachowany; porządek i regularność nie tylko nam nie przeszkadza, ale dopom aga do w ypełniania wszystkiego. N apisałam dla S ióstr R ozkład czasu i tera z już go się p iln u ją i zdaje się, że się to da praktykow ać, będą zapew ne dnie i okoliczności gdzie trzeb a będzie coś opuścić, zmienić ale to będą w padki, a codziennie będą wiedziały, jak i jest porządek, czego się m ają trzym ać; dołączam do listu ten Rozkład, może go Ojciec uzna za niestosow ny zupełnie, albo może każe coś zmienić'; niech m i będzie łaskaw odpisać abym wiedziała jak Siostry nadal m ają się zachow yw ać” 29.

Ja k dotąd m yśl przew odnia Sługi Bożej mimo w ielu cierpień i prób nie uległa zm ianie, bez w zględu na to czy jako Zofia Truszkow ska organizow ała pracę ch ary taty w n ą w Zakładzie, czy jako felicjank a pośw ięcała się jej z polecenia w ładzy zakon­ nej, czy w reszcie jako przełożona m yśl Bożą, złożoną w jej ąercu realizow ała w w arun kach i zakresie jej dostępnym .

Je s t rzeczą znam ienną, że an i O. B eniam in S z y m a ń sk i,. ani O. H onorat o potw ierdzenie zgrom adzenia u władzy duchow nej ńie zabiegali. O tym , jak bardzo M atce A ngeli i siostrom zale­ żało na aprobacie kościelnej świadczy fakt, że w ykorzystały pierw ­ szą okazję, by ją uzyskać. Podczas pobytu w W arszawie N uncju­ sza Papieskiego Flaw iusza Chigi w roku 1856, odw ażyły się po­ prosić go do swej rezydencji przy ul. Mostowej. W izytę tę złożył siostrom D ostojnik Kościoła dzięki h r. Ju lii Pusłow skiej, k tó ra go o to prosiła-. U dzielił też siostrom i ich podopiecznym błogo­ sław ieństw a papieskiego. W spom ina o tym S. M. M onika Sy- bilska w swej notatce do historii zgrom adzenia 30. Ona sam a była , św iadkiem tej w izyty. Pisze o tym także S. M. A niela

Jeziorań-29 M. A. do O. H. n r 13, s. 6 — C e ra n ó w po uroczystości św. T rójcy (czerwiec) 1860.

(24)

ska 31, a w H istorii Zgrom adzenia dodano, że śm iałość tę podzi­ w iała cała W arszaw a 32.

A probatę i błogosław ieństw o A rcypasterza diecezji w arszaw - - skiej otrzym ały siostry w łaściw ie przypadkow o. O rdynariusz przed czasem nie został poinform ow any o m ających się odbyć obłóczynach sióstr now opow stałego zgrom adzenia. Poniew aż jed ­ nak w ypadły one w W ielki P iątek tj. 10. IV. 1857 r. A rcybp F ija ł­ kow ski odw iedził kaplicę sióstr przy ul. M ostowej, gdzie u rz ą­ dzony był G rób P ański. N ikt go o to nię prosił. Nowoobleczone siostry wyszły do niego, a on im pobłogosławił. Ten ak t u w a­ żano za kanoniczną erekcję zgrom adzenia. N otatkę o tym za­ mieszcza O. H onorat w: Wiadomości o Siostrach św. Feliksa n r 11, s. 1; S. M. A niela Jeziorańska w: Początku Zgrom adzenia n r 2, s. 5.

3. W yodrębnienie k la u z u ry

K iedy jed n ak od 1859 r. zgrom adzenie stanęło do p racy w śród ludu, przyjęło pod opiekę pokutnice i katechum enki, okazało się, że w iele było sióstr, k tó re nie w yobrażały sobie życia zakonnego inaczej, ja k tylko w form ie ścisłej k la u z u r y 33. M atka A ngela szukając zawsze woli Bożej, nie oponowała. S tąd też niektóre zwłaszcza starsze pow ołaniem siostry, jeszcze przed w otacjam i, k tó re m iały m iejsce w 1860 r., zaczęły prow adzić życie bardziej odosobnione. W yłonił się więc problem , którego na początku nie przew idyw ała ani inicjatorka, ani O. H onorat, ani O. B eniam in Szym ański. S praw ę tę nasunęło sam o życie. Sługa Boża, k tó ra w tym sam ym czasie tj. 17. IX. 1860 r. została w y b ran a na P rze­ łożoną G eneralną obydw u chórów, stanęła wobec nowej trudności, znowu, jak zw ykle, gotow a na wszystko, składająca w ofierze posłuszeństw a sw ą w olę Najw yższem u. W ytypow ana do klau zury idzie tam , by służyć siostrom , k tórym i m a kierow ać. B rak jej jed n ak tego entuzjazm u, ja k i cechował tw orzenie zakładu. Jakże głębokie i pełne przyżyw anej treści są słowa listu pisanego do O. H onorata już z klauzury: „Czy do tego rodzaju życia lub in ­ nego P an Bóg m ię pow ołuje o tym jak daw niej ta k i dzisiaj

30 S. M. M onika S y b i l s k a , N o ta tk a do H isto rii Z grom adzenia, n r 3, s. 29.

31 S. M. A n iela J e z i o r a ń s k a , P o czą tek Z gro m a d zen ia S ió str F e­ lic ja n e k od jego za w ią zk u — 1855 r., n r 2, s. 17.

32 H istoria Z g ro m a d zen ia S ió str F elicja n e k T. 1, M ilw aukee, W is 1924, s. 12.

(25)

46 S. M. [Strzałkowska C. SS. F. ,[24]

decydować nie będę, czym do niego usposobiona lub nie, 6 tym sądzić nie um iem , ani mogę. Zostaw iam to Wam, mój Ojcze, W am pow ierzyłam kieru n ek mej duszy, możecie ze m ną postą­ pić w edług tego jak Wam się będzie zdawało, cokolwiek ze m ną rozporządzicie, będę zupełnie spokojną, bo niczego innego nie pragnę, jak spełnienia Woli Bożej, a tę dla siebie u p a tru ję w Woli Waszej. Co do mego usposobienia ty le tylko o nim mogę powiedzieć i ta k je określić; gdyśm y się zabierały do tego ro ­ dzaju życia, k tó re teraz prow adzim y, czując się zupełnie do niego nieusposobioną, więcej w idziałam w sobie lękliw ości jak zapału; opuszczałam daw ne bez żalu, ale obraz nowego przejm ow ał m ię jakąś trw ogą, nie czułam tej radości, ja k ą inne siostry były n a­ pełnione na sam ą m yśl tego życia. Ja u p atry w ałam w nim dla siebie ty lko jakiś nowy środek leniw ego wypoczynku, byłam tego przekonania, że będę chorować i leżeć i cieszyłam się na to; chętnie i bez trudności pośw ięciłam się na to życie, bo obierałam je z posłuszeństw a, a w szystko co z posłuszeństw a spełniam — je st m i łatw e i nie rodzi we m nie niepokoju i w ątpliw ości; teraz już m iesiąc u płynął od naszego zam knięcia, a te n czas w yd aje mi się tak kró tk i, że sam a sobie nie w ierzę, ale bo też w szczęściu chw ile ta k szybko ubiegają, więc nic dziwnego, że i ja doznając tego szczęścia z czasem porachow ać się nie mogę i zawsze m i go za m ało;” 34

Nieco dalej jed n ak dodaje: „... gdybyście naw et uw ażali, że mogę w tym życiu, w którym tera z jestem i nad al pozostać, a widzieliście, że mogę być w życiu nie K lauzurow ym pożytecz­ niejszą Zgrom adzeniu, gotowam jestem z posłuszeństw a spełnić tę ofiarę i poświęcać się na zew n ątrz” 35.

' I znowu tu ta j dobro zgrom adzenia jest w ażniejsze dla Sługi Bożej niż jej w łasne. T ak tru d n o więc pogodzić się z m yślą, by w ątpliw ość co do zadania, jak ie spełniła wobec zgrom adzenia ss. felicjanek, jak i późniejszych kapucynek mogło budzić jakie­ kolw iek pow ażne zastrzeżenia. G dyby nie była M atką, czyż można by znaleźć jakieś inne, rów nie słuszne i praw dziw e uza­ sadnienie tej w łaśnie wypowiedzi?

Od początku organizow ania życia zakonnego siostry pozosta­ w ały pod duchow ym kierunk iem M atki M. Angeli. Dziwną więc w ydaje się obaw a au to ró w a rty k u łu zamieszczonego w „P raw ie K anonicznym ” : „Nie wiadomo, czy now icjat ten, złożony z sióstr m ających niew ielkie stosunkow o doświadczenie w życiu za­

34 M. A. do O. !H. n r 20, s. 2 (1860 — z k la u zu ry ). 35 ibidem , s. 5.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Znaleźć największą liczbę n ∈ N, dla której umie Pan/i pokazać, że dla każdej nieparzystej m < n, jeśli |G| = m, to G jest

[r]

je także nad formami odlewniczymi. Wiele elementów4 tego samochodu. zmarł Leon Kruczkowski, pisarz, członek Rady Państwa I Komitetu Centralnego PZPR. Jego odejście

[r]

Egzamin z Mechaniki

Eulera, b edzie on bardzo podobny do , dowodu małego tw. Załóżmy, że n

Myślę, że wtedy ja też, jeśli jestem zaskoczona, a mam jakieś różne nawet odrabianie z dzieckiem lekcji to muszę mieć czas dla dzieci i jak ktoś wchodzi, to wtedy jest takie

W me dy cy nie es te tycz nej bo toks jest naj czę ściej wy ko rzy sty - wa ny do li kwi da cji zmarsz czek w gór nej czę ści twa rzy (czo ło i oko li ce oczu). Zmarszcz ki te po