Jan Prokop
Lektura jako znak prestiżu
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (30), 42-50
Jan Prokop
Czynna rola odbiorcy
L e k t u r a j a k o z n a k p r e s t i ż u Je śli nas in te re s u ją różne fu n k cje lite ra tu ry w społeczeństw ie, je j ró żne użycia, nie m ożem y pom inąć szczególnego ro d zaju użycia dzieła literackiego: gdy s ta je się ono m ateriałem , z którego czytelnik tw o rzy swój w łasn y k om unikat. D okonuje się w ted y m od yfikacja p ierw o tn ej re la cji nadaw ca k o m u n ik atu (autor) — odbiorca kom u n ik atu (czytelnik). C zytelnik p rz e jm u je rolę czynną, to on sta je się n ad aw cą przekazu, to on kom u n ik u je o sobie za pom ocą dzieła (dzieł), ta k ja k w ypo w iadam y się za pom ocą słów.
Dość często m ilcząco zakładam y, że lite r a tu r a uży w ana je s t do celów estetycznych, tj. do konsum pcji zaspokajającej p o trzeb y sui generis, tak ja k spoży w am y h o m ary , ab y nasycić głód, a p ijem y chablis, aby nasycić prag n ien ie. Spożyw anie lite ra tu ry d a w ałoby nam więc szczególną rozkosz estetycznego podniebienia. P rz y czym b y łab y to w zasadzie roz kosz sam otnicza, rozkosz le k tu ry w czterech ścia n ach zacisznego gab in etu , słodkie tê te à tê te z roz k w itający m pod n aszym spojrzeniem tek stem lite rackim , p e rw e rsy jn a ro zpusta w y m ien iająca do
43 L E K T U R A J A K O Z N A K P R E S T IŻ U św iadczenia dw óch w y rafin o w an y ch p a rtn e ró w — a u to ra i czytelnika — ze w szy stk im i w ybiegam i, k o k iete rią i stra te g ią takiego spotkania.
L iterackość lite ra tu ry b y łab y jej zdolnością zaspo k a ja n ia p o trzeb y tej szczególnego ro d zaju g ry n a daw ca — odbiorca. G ry, w k tó re j rolę czynną, rolę in ic ja to ra pełn iłby a u to r — nadaw ca k o m unikatu. Ale ta k jak jem y h o m ary po p ijając chablis nie w yłącznie dla zaspokojenia głodu i pragnienia, tak samo kon su m p cja lite ra tu ry służy nie tylk o zaspo k a ja n iu szczególnych potrzeb estetycznych.
K onsum pcja lite ra tu ry (sztuki) je s t bow iem — jak i (najczęściej) spożyw anie p o tra w — aktem publicz nym . J e s t nie ty lk o odbiorem k o m u n ik atu , ale i a k te m przekazu. Ten, kto czyta, k om u n ik u je fak te m le k tu ry o kreślonych dzieł o sw ojej przynależności do pew nej g ru p y społecznej, ta k ja k konsum ent ostryg m an ifestu je połykaniem ty ch zw ierzątek swój sta tu s społeczny. Znajom ość określonych dzieł daje k a rtę w stępu do określonych kręgów , le k tu ra je st tu ta j a k te m udziału w pew nej w spólnocie, ges tem id en ty fik acji z określoną zbiorowością w y b ra nych. Biorąc do rę k i Finnegans W a ke, dokonujem y nie tylko a k tu poznawczego, nie ty lk o w kraczam y do estetycznego ogrodu rozkoszy, ale jednocześnie m an ifestu jem y przynależność do określonego środo wiska in telek tu aln eg o w yznaczonego przez opozycję do k ręg u czytelników np. R odzin y W hiteoa ków . Czy tanie (lub nie) o kreślonych tek stów je s t więc kom u nikow aniem o sw ojej pozycji na m apie społecznego snobizm u. Dzieło jest tu używ ane niezgodnie ze sw ym celem , jeśli za cel ta k i uzn am y dostarczanie odbiorcy estetycznej przyjem ności. Nie je st odbie ran y m kom unikatem , ale przeciw nie — sta je się nadaw anym przez czytelnika przekazem . Jeśli spo dziew ając się w izy ty przy jaciół d y sk re tn ie rozkła dam na b iu rk u świeżo p rz e k a rtk o w an y tom C
orta-Ogród rozkoszy i mapa snobizmu
J A N P R O K O P 44 zara, in fo rm u ję ich o sw ojej przynależności do określonych kręgów .
L ite ra tu ra w łącza się w te d y w szerszy system . P o dobnie o m oim p restiżu inform ow ać może gatunek alkoholu, k tó ry m poczęstuję zaproszonych gości, ro dzaj tk an in y , k tó rą p rz y k ry ty je s t tapczan, deseń koszuli, k tó rą noszę itp. Specjaliści od rek lam y od daw na ju ż w y k o rz y stu ją tę sym boliczną w artość naszych zachow ań i rzeczy, k tó ry m i się posługuje m y w sposób niekoniecznie odpow iadający ich „głów n e m u ” celowi. N a p rzy k ła d pew nego typ u cygara są znakiem dobrze w ychow anego biznesm ena, po dobnie jak określona m ark a sportow ego sam ochodu w yznacza naszą pozycję w śród górn y ch dziesięciu tysięcy w sposób nie budzący w ątpliw ości. Tym spo sobem m ożna w y w ierać dość sk uteczn y nacisk na kupującego, zm uszając go do n ab yw ania określo n ych znaków p restiżu , k tó ry c h używ a praw ie w y łącznie dla sym bolizow ania, jako elem entów re p e r tu a ru służącego do budow ania określonych w ypo wiedzi.
Znaki prestiżu J e d n a k w w y p ad k u p a sty do zębów, k tó re j używ am nie ty le do czyszczenia zębów, ile do kom unikow a nia o swoim położeniu i sta tu sie społecznym , odchy lenie od celu „głów nego” — aczkolw iek znaczne — budzi m niejsze zgorszenie niż podobny zabieg zasto sow any do dzieła literack iego czytanego nie dla nie go sam ego, ale dla prestiżu. G dy idzie o zw ykłe dobra kon su m p cy jne jak w hisky, m ydło toaletow e czy w illa na R iw ierze, przesuw am y je ze sfe ry
praocis społecznej do sfe ry znaków — od spożyw a
nia do znaczenia, a ściślej biorąc w zbogacam y o otoczkę ko notacyjną. Rzecz czy zachow anie s ta ją <?ię bogatsze o d o d atek znaczeniow y, k tó ry d okleja się z innej sfery , a le nie znosi pierw otnej w arto ści użytkow ej np. m y d ła, k rem u do golenia czy p ię tn a - stopokojow ej w illi.
45 L E K T U R A J A K O Z N A K P R E S T I Ż U Z re sz tą owa p ierw otna w artość użytkow a daleka je s t zazw yczaj od sfery sacrum . N ie m a w iele w spól nego z w arto ściam i u znaw anym i za najw yższe. S tąd n a w e t jeśli ulegnie stłu m ieniu n a rzecz fu n k cji sym bolizującej, m ożna to od bied y p o trak to w ać jako n o b ilitację. Jeśli idzie o lite ra tu rę dokonuje się znacznie głębsze w ypaczenie pierw otnego (podsta wow ego) celu dzieła.
A m ianow icie, n a w e t jeśli niekoniecznie uznajem y lite r a tu r ę za sługę D obra, P ra w d y i Piękna, to i tak w idzim y w niej w cielenie sui generis w artości (este tycznych), szczególną sferę działalności ludzkiej, sferę „w yższą” w opozycji do aktyw ności p rak ty c z n e j, użytkow ej. L ite ra tu ra (sztuka) je s t jak gdyby nad budo w ą działalności u ży tko w ej, jej przekrocze niem , jej sw oistym „nadużyciem ” w im ię bezin te resow ności. J e st więc wobec im m anencji, w k tó rej żyjem y na co dzień, ro d zajem tra n sc en d e n c ji q u a- s i-s a k ra ln e j. J e s t to pióropusz w sto sun k u do b a ra niej czapy, róża wobec k a p u sty . Otóż owa bezinte resow ność zostaje zbezczeszczona. To, co jed y n e w sw oim rodzaju, zostaje sprow adzone do zwykłości, do ro li byle czego, pełn i fu n k cję doraźnie p rak ty cz ną zn ak u p restiżu n a targ o w isk u próżności, jak b luzka z pew exu, jak łódź żaglow a czy najnow sze volvo.
Takie zrów nanie fu n k cji budzi zgorszenie. Ale nie m usim y w padać w p u łap k ę naiw n ej m o ralistyki, żeby pom yśleć z niepokojem o czym innym . A m ia now icie o su b teln y m fałszerstw ie, k tó re zostaje do konane. L ite ra tu ra bow iem w ciąż podaje się za sie bie sam ą. Św iadom ość czy teln ik a ulega dość tru d nem u do w y k ry cia zafałszow aniu. Sądzim y bow iem uparcie, że spożyw am y dzieło sztu k i dla niego sa- m eg°> podczas g dy u ży w am y go jak o oznaki p rzy n a leżności społecznej, jako znaczka klubow ego. C zyta m y Ulissesa sądząc, że czynim y ta k dla sam ej w so
Zbezczeszczona sakralność literatury
J A N P R O K O P 46
Identyfikacja z setką wybranych
bie w arto ści tego znakom itego dzieła, podczas gdy je st to re k w iz y t nieśw iadom ie przez nas reżysero w an ej sceny w teatrze próżności. To w łaśnie fał szerstw o je s t zjaw iskiem n a jb ard ziej niepokojącym , fałszerstw o p odstaw iające zam iast dzieła w jego fu n k cji estety czn o -literackiej sym bol prestiżu , znak pozycji społecznej, p rzy czym to skrzyw ienie um yka świadomości, pozostaje niezauw ażone. O pakow anie w prow adza nas w błąd, a m am y do czynienia z cał kiem ju ż in n y m pro d u k tem , choć jego nazw a jest wciąż ta sam a. M ożna więc pow iedzieć, że dzieło ulega procesow i alienacji. J e s t u żyte do czego in ne go, niż było przeznaczone, a m oże lep iej: służy czemu innem u, niż to publicznie głosi. Podszyw a się nie praw n ie pod rolę, k tó rej ju ż nie p e łn i (choć zapew ne pełniło). K om u przynosi korzyść tak ie zm ylenie? Dlaczego u trz y m u je się „fałszyw a św iadom ość” ? P o d ająca za „ n a tu rę ” („ n a tu ra ln a ” potrzeba doznań estetycznych, „ n a tu ra ln a ” potrzeba w ybiegania poza p ra k ty k ę w św iat b ezinteresow nych d ziałań itp.) to, co je s t tylk o „um ow ą” , „języ kiem ” p rzy ję ty m w określo n y m układzie społecznokulturow ym , spo sobem bycia m an ifestu jący m m iędzy grupo w e re la cje ludzkie.
J a k ju ż w spom niano, ud ając czytanie lub czytając określone dzieła k o m u n ik u jem y o przynależności do takiej czy in n ej g ru p y społecznej, w yznaczam y sw o ją pozycję w h iera rc h ii społecznej. Ale to w y zn a czanie pozycji w h iera rc h ii je s t jednocześnie ak tem w artościow ania. A lbow iem id en ty fik u jem y się z tą grupą, k tó rą n ajw y żej cenim y. O dn ajd u jem y się we w spólnocie w y b ran y ch , sam opotw ierdzam y się, u w aln iam y od jednostkow ej u d ręk i poprzez zbio ro w y k u lt tego samego. Ale ten k u lt je s t zn akiem przezw yciężenia izolacji — oto jesteśm y setk ą w y b ran y ch , zw iązanych w yznaw aniem jednego im ie nia. R ozpoznajem y sw oją przynależność, w y m
ię-47
L E K T U R A J A K O Z N A K P R E S T I Ż U n iają c jej oznakę — le k tu rę ty ch sam ych dzieł.A im e z-v o u s Brahm s? p y tała kiedy ś pew na p an ien
ka. T ak zaczynają się zw ykle tow arzyskie k o n w er sacje, ta k m rów k i z ty ch sam ych m row isk rozpozna ją się po zapachu. B rahm s, Joyce, C ortazar, A rra - bal służą jako dowód tożsam ości, jako leg ity m acja pew nego k lu b u, jako k a rta w stępu, jednocześnie przynosząc ich nosicielom saty sfak cję bycia sobą oraz w ięcej niż sobą, saty sfak c ję przynależności do szczególnej elity, a w ięc rozkosze indyw idualizm u (różnim y się od tłum u!) oraz p rzyjem ności poczucia jedności ze zbiorowością (jest n as jeśli nie m ilion, to w każdym razie kilk u n astu ). T ak ą podw ójną p rem ię o trzy m u jem y zresztą nie ty lk o poprzez lite ra tu rę , ale także poprzez noszenie ty ch sam ych ko szulek w lew ki, używ anie ty ch sam ych p erfu m czy hodow lę ty ch sam ych psów rasow ych.
T ak w ięc lite r a tu r a zostaje w łączona w pow szechny system dóbr k o n su m p cy jn ych służących nie do ko n sum pcji, ale do znaczenia. Ona, „z n a tu r y ” znacząca, p rzestaje znaczyć to, co znaczy, a zaczyna znaczyć sw oją otoczką k o n o tacy jn ą, „m ityczną” . J e st to szczególnie p e rfid n e nadużycie, szczególnie w y ra fi now an y gw ałt.
W arto zaznaczyć, że zm iana, dzięki k tó re j dobra konsum pcyjne p rze stają służyć konsum pcji to u t
court a s ta ją się oznakam i p restiżu , zwiększa ich
podaż, ry n e k z b y tu s ta je się nieporów nanie bardziej chłonny. J a k w iadom o do „ n a tu ra ln e j” konsum pcji potrzeba nam nie ta k w iele. W m om encie jed n ak , gdy p ro d u k t sta je się znakiem p restiżu , m ożna zużyw ać go nieskończoną ilość. T ra d y cy jn y m oralista pow ie działby, że żarłoczność je st w adą m niej pojem ną niż pycha — praw ie bezdenna. S tą d zrozum iała dążność prod ucenta, a b y n adać w artość sym boliczną spoży w aniu. W tedy spożyw am y n a d m iarę, czyli k u p u jem y bez końca nie po to, aby używ ać, ale ab y zna
Pycha gorsza od obżarstwa
J A N P R O K O P 48
Chórzyści Witkacego...
czyć, ab y znaczyć znakam i. W łączenie lite ra tu ry do tego obiegu dóbr k o n sum pcy jny ch jako sym boli uczyniło z n ich p rzedm iot m an ip u lacji tego samego dyspozytora. Podporządkow ało je w ładzy tych sa m ych ośrodków rządzących.
W yw iera się p resję zm uszającą do le k tu ry określo n y ch dzieł pod groźbą u tra ty k a rty w stępu do w y soko no tow anej g ru p y społecznej, podobnie jak w y w iera się p re sję zm uszającą do k u p n a najnowszego m odelu sam ochodu itp. Pow iedzieliśm y — określo ny ch dzieł. A lbow iem dyspozytor dokonuje w yboru, u stan aw ia ograniczony re p e rtu a r tekstów , sporządza listę pozycji nie do om inięcia pod k a rą banicji z k ręg u k u ltu ra ln e j elity. J e s t to sw oista prom otion
de v e n te , czyli k am p an ia rek lam o w a m ająca na ce
lu w zro st sprzedaży k ilk u w y b ra n y c h artyk ułó w , ra jte k , a p e ritifu , dzieł G enêta. K o m u n ik at o w łas n ym m iejscu w h iera rc h ii społecznej elity można bow iem nadać, posługując się ju ż spreparow an ym w ąskim re p e rtu a re m znaków . Nie zajm u jem y się tera z k ry te ria m i tego w yboru, n ato m iast trzeba stw ierdzić, że teksty, k tó re znalazły się poza zak re sem w yznaczonego do konsum pcji re p e rtu a ru , roz p a d a ją się w nicość.
K tóż bow iem zechce inw estow ać sw ój czas w książ kę, k tó ra m oże dostarczy m u n iezw ykłych przeżyć estetycznych, ale k tó ra nie fu n k cjo n u je jako znak p restiżu , nie posłuży do m iędzygrupow ej kom un i kacji, nie potw ierdzi w ięzi z o kreśloną elitą, ale zam knie w jednostkow ym , au ty c z n y m św iecie oso b isty ch doznań. C zytając W itkacego z n a jd u ję się w sy tu a c ji chórzysty, którego głos p o tęg u ją głosy w spółtow arzyszy, jego pieśń je s t śpiew ana przez setk i p iersi w y b ran y ch spośród m ilionów ig n o ran tów. Cóż to za boskie uczucie! P ozw ala zapom nieć o jednostkow ej niepew ności, o w ah an iach sam otnego poszukiw acza nie bardzo w y raźn y ch przy g ó d w śród
49
L E K T U R A J A K O Z N A K P R E S T I Ż U m nóstw a nie bardzo zdecydow anych propozycji. Tej prem ii pozbaw ieni jesteśm y ry zy k u ją c le k tu rę po w ieści A d rian a P rzybyłkiew icza pt. Św ieżo ściętek ro ku sy , w ydanej n a k ład em w łasn y m np. w T a r
now ie w tym sam ym czasie co Nienasycenie.
Idzie o to, że w ybór dokonany zapew ne n a zasadzie dość przypadkow ej u trą c a te dzieła, k tó re nie w d ra pały się, czy nie zostały w ciągnięte na pokład sw o istej a rk i Noego. P om yłka dyspozytora pow oduje u tra tę w łaściw ie bezpow rotną tego, co być może stanow iło dużą w artość, m oże było cenne w sposób niepow tarzaln y. W jego ręk a c h leży życie i śm ierć dużych w artości, a na pew no nie są to ręce k iero w ane um ysłem nieom ylnym . M ożna to zresztą jesz cze inaczej przeform ułow ać: pew ne dzieła n a b ie rają n adm iernego przyspieszenia, podczas gdy inne, być może nie gorsze lu b niew iele gorsze, gdyby badać ich zdolność czysto literackiego oddziaływ ania, zo sta ją n ad m iern ie w yham ow ane. J e s t to zresztą za sada, rosnących w geom etrycznym postępie szans sukcesu w stosunku do w zro stu rzeczyw istej w a r tości, odnosząca się do w ielu dziedzin, aż banaln ie oczyw ista. Podobnie jeździm y do określonych m iejs cowości, gdyż inaczej w aży oznajm ić, że spędziłem sierpień w D ubrow niku, a inaczej że w Gdowie nad Rabą, choć je st to m iejscow ość nie pozbaw iona w a lorów pejzażow ych i ró w n ie zatłoczona, choć w cza sowiczam i innej kategorii.
Mój zam ysł je st tu ta j nie ty le k on testu jący , ile po znaw czy. Nie p rag n ę w ym ienić W itkacego n a au to ra w yd any ch n a k ład em w łasn y m K rokusów . Idzie m i jed n a k o uk azan ie u k ry ty c h m echanizm ów popu larności pew nych dzieł, m echanizm ów , k tó re ch ę t nie osłaniają się m ask ą o biektyw nych w artości itp.
Podczas gdy lite r a tu r a „w ysoka” ulega alienacji, zostaje w y k o rzy stan a „w b rew sobie”, znaczy otocz
... i samotne krokusy
J A N P R O K O P 50
Autonomia niskiej literatury
ką k onotacyjną, świeci a u re o lą m ityczną, nie swoim św iatłem — stając się zn akiem p restiżu, ko m un ik a tem użytkow nika, nie a u to ra , to lite ra tu ra niska, b ezpreten sjo n aln a, „ try w ia ln a ” służy tem u, do czego została stw orzona — jak o le k tu ra sam a dla siebie, dla przyjem ności czytelnika, dla odprężenia, dla relak su , nie u siłu jąc podaw ać się za to, czym nie jest, nie p re te n d u ją c do żadn ych w zniosłych ról. K ry m inał, powieść rozryw kow ą, ro m ans sen ty m en - talno-obyczajow y w sty lu love sto ry czytam y nie m al p okątnie, w stydząc się ja k b y tej le k tu ry , nie uży w ając jej jako sym bolu p restiżu , czy tam y dla nich sam ych, poniew aż przynoszą nam ja k ą ś sa ty s fakcję, d a ją chw ilę przyjem ności, ja k sam o k ry ty cz nie w yznajem y, nie najw yższego lotu. Tego ty p u lite ra tu ra okazuje się znacznie m niej zakłam ana, jej ro la je s t m niej dw uznaczna, pełn i ona fu n k cje, do k tó ry c h pow ołana została lite r a tu r a (jeśli nie boim y się tego sform ułow ania) z „ n a tu ry ” .
Jeśli, obserw ując rozw ój a w a n g a rd y literack iej, od czuw am y niepokój i m am y świadom ość szczególne go im pasu, tb ja k się zd aje ow a fałszyw a sy tu a c ja, k tó rą staraliśm y się z grubsza omówić, a w k tó re j tk w i „w ysoka” lite ra tu ra w p lątan a w tru d n e do rozw ikłania qui pro quo, stała się jed n ą z isto tn y ch p rzyczyn tego im pasu. A lbow iem jej b u n t, jej n ie- pokora zostały w essane p rzew ro tn ie i n iep o strz e
żenie przez system ry n k u konsum pcyjnego. D u m n y albatro s zm ienił się w gęś, ozdobę zasobnego stołu.