Kazimierz Budzyk
Sprawa realizmu w literaturze na
przykładzie "Krótkiej rozprawy" Reja
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 44/2, 355-389
L
R
O
Z
P
R
A
W
Y
K A Z IM IE R Z B U D Z Y K
SPEA W A REALIZM U W L IT E R A TTJBZE NA P B Z Y K ŁA D ZIE „ K R Ó T K IE J RO ZPRA W Y ” R E JA
Zabierając glos w dyskusji nad propozycją Kazim ierza W yki dotyczącą realizm u romantycznego wyraziłem przekonanie, że w isto cie dyskusja ta powinna się toczyć w formie pozytywnej, tj. przy pomocy prób rozwiązania dla innych epok tego problemu, k tó ry dla rom antyzm u próbował rozwiązać W yka. P racując nad tym zagadnieniem na m ateriale literatu ry staropolskiej przekonałem się, że literatu ra tej epoki stw arza szczególnie duże trudności, jakich, być inożo, nie m ają badacze epok następnych. Dlatego też trzeba, jak sądzę, zacząć jeszcze bardziej od podstaw i zająć się analizą konkretnych utworów, które posiadają węzłowe znaczenie dla roz woju literatu ry polskiej ty ch czasów. K to wie, czy tej m etody po- stępow auia nie należałoby zastosować także i w w ypadkach ła t wiejszych, a więc przy badaniu walki o realizm w literaturze oświe ceniowej, rom antycznej i pozytywistycznej.
Z konkretnej analizy, którą tu chciałbym zaprezentować, przy j dzie pod koniec wyciągnąć przynajm niej niektóre wnioski, pewnie tylko cząstkowo, bo na miarę zdobyczy pracy analitycznej. W grun cie rzeczy chciałbym unikać tworzenia form uł tzw. zasadniczych, ‘gdyż dotychczasowa dyskusja dowiodła, że po prostu nie jesteśm y do togo należycie przygotowani, obecnie zatem zupełnie niepo trzebnie ryzykow alibyśm y dalsze popełnianie zbyt dużych błędów. Mimo to chciałbym nawiązać do jednego przynajm niej p u n k tu swojego arty k u łu , k tó ry może być użyteczny dla należytego rozu m ienia przedm iotu obecnej pracy.
W poprzednim artykule podkreślałem wagę właściwego, moim zdaniom, rozumienia Engolsowskiej definicji realizmu, k tó ra, mówiąc o „odtw arzaniu” w dziele typow ych charakterów w typow ych sytuacjach, główny nacisk kładzie n a metodę twórczą zastosowaną w utworze, a nie na osobiste przym ioty tw órcy, do których może
należeć m. in. zdolność należytego pojmowania i należytej oceny procesu historycznego. Zdolność t a jest pisarzowi jak najbardziej potrzebna, ale samo tylko jej posiadanie nie jest, jak uczy do świadczenie, wystarczające, b y powstało dzieło realistyczne. K ry ty k a literacka dostrzegała w naszej literaturze współczesnej wiele dzieł, które dowodziły całkowitego czy bardzo znacznego opanowania umiejętności właściwego rozumienia i słusznej oceny procesu histo rycznego, w któ ry m pisarz uczestniczy. Mimo to tylko bardzo nie liczne z ty ch utworów uznano za poważne osiągnięcia literackie realizm u socjalistycznego w Polsce. Znane są również w ypadki, naw et wśród bardzo w ybitnych arty stó w przeszłości, że dalekie od postępowości poglądy polityczne pisarza nie zdołały przeszkodzić pow staniu dzieła realistycznego. Istnieje przecież cała teoria tzw. obiektywnej wymowy dzieła, k tó ra jest konsekwencją tej właśnie obserwacji.
1
Krótlca rozprawa Koja jest ukoronowaniem pierwszego okresu
jego twórczości, w k tó ry m powstały głównie dialogi, nie zawsze dochowane, a przy ty m jest to chyba szczytowy p u n k t ideow o-arty stycznego rozwoju pisarza. Postępowej świadomości ideologicznej tow arzyszy w ty m utworze równie świadomy, choć nie całkiem uwieńczony sukcesem, wysiłek w zdobywaniu właściwego uogólnienia artystycznego odzwierciedlanej rzeczywistości oraz odpowiednich środków w yrazu czy to w zakresie kształtow ania postaci i obrazo wego przedstaw iania konkretnych sytuacji życiowych, czy to w zakre sie języka i wersyfikacji. Spontaniczną deklarację ideową au to ra otrzym ujem y od razu na sam ym początku, w wierszu do czytel nika. Ju ż w ty m wstępie przebija renesansowa postaw a autora, k tó ry wygłasza pochwałę szerokiego zainteresowania światem, przy sługującego każdem u człowiekowi:
12 B o sn ad ź czło w iek z p rzyrod zen ia k a ż d y N aw ięcej sie o to sta ra za w żd y , A b y w ied ział, co sie w lu d zio ch d zieje:
W ięc jed n o ch w ali, z drugiego sie ś m ie je 1.
1 U ry w k i K r ó tk i e j ro z p ra w y R eja c y tu ję n a p o d sta w ie te k stu op ra co w a n eg o przez K . G ó r s k i e g o i W . T a s z y c k i e g o dla B i b l i o t e k i P i s a r z ó w P o l s k i c h P A N , w y d a w a n ej pod red. M. R. M a y o n o w e j (M. R e j , D zieła w szystk ie . T. 1. W rocław 1953). W iersz S ło ty i Rozmową m istrza P o l i k a r p a ze śm ie rcią c y tu ję z w y d a ń S. W i e r c z y ń s k i e g o , B ie r n a to w y zaś D ia lo g P a l i n u r a p rzy ta cza m z a F . P u ł a s k i m .
R E A L IZ M NA P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K I E J R O Z PR A W Y *
A więc, zdaniem E eja, człowiek nie tylko m a prawo interesowa nia się doczesnym światem, od czego odwodziła teologiczna ideo logia średniowieczna, ale też ma pełne prawo do własnej jego oceny i k ry tyk i. Czy znaczy to, że człowiek m a się interesować wszystkimi, nic nie znaczącymi drobiazgami? Wedle renesansowego ideału, wyz nawanego przez Eeja, człowiek jest istotą rozumną, co oczywiście zaważy na jego podejściu do rzeczywistości i n a charakterze oceny:
16 B o g d zie m ądry p rzyd zie w p roste rzeczy, Co lep szego sn ad n ie m a na p ieczy , A sn ad ź na ty m w ięcej m istrza p oznać,
K tó r y u m ie z m ied zi zło to kow ać, T akież z p rostych rzeczy w żd y co obrać,
Co b y sie w ż d y p rzygod ziło sch ow ać [ . . . ] 84 B o sn ad ź k a żd y m oże tem u sp rostać:
Co złe, gan ić, a p rzy d ob rym zo sta ć.
Mamy w ty ch wierszach Eejowe rozumienie typowości, sformu łowanie zasady właściwej selekcji zjawisk, z których trzeba brać pod uwagę najważniejsze, najbardziej znaczące, bo tylko w ty m zakresie dokonana ocena rzeczywistości potrafi doprowadzić do zm iany na lepsze. Eej zdaje sobie sprawę z tego, że n a pozór drobne, proste ludzkie rzeczy stają się sprawami decydującym i o losach człowieka. Form uła ta otwiera wiersz K u dobrym Towarzyszom i jest bardzo charakterystyczną deklaracją au to ra:
1 T ow arzyszu , p o sły sz, n ie m asz li co czy n ić, P o sto j m ało, n ie w ad zić to p rzeczcie. Acz są rzeczy n iep o w a żn e praw ie,
P od ziw u j sie też prostej lu d zk iej spraw ie. R ozm aw ia tu z sob ą trojaki sta n :
P a n , w o jt p ro sty , trzeci z n im p leb aii, W y czy ta j ąc p rzyp ad łe p rzygod y,
Skąd p rzych od zą lu d ziom z y sk i szk o d y .
Czy ta ideowo-artystyczna deklaracja E eja została w utworze w całej rozciągłości wypełniona? W ysuwając jako rozmówców dia logu P ana, W ójta i Plebana, Eej dokonał artystycznego uogólnie nia własnych obserwacji, dotyczących rozwarstwienia społecznego ówczesnej Polski. W tej sytuacji należy zapytać, czy jego obser wacjo mieszczą się w dokonanym uogólnieniu i czy świadomość spo łeczna samego E e ja pozwala mu na utożsamienie własnego stano wiska ze stanowiskiem jednej z w ystępujących postaci. Zanim spró bujem y odpowiedzieć n a te pytania, trzeba stwierdzić, że Eej z pew nością osiągnął te n stopień świadomości ideowo-artystycznej, który i *
pozwolił m u na odrzucenie ideologii średniowiecznej i w ypływ ają cych z niej konsekwencji oraz n a dostrzeżenie w rzeczywistości rzeczy podstawowej, jak ą jest konflikt społeczny, stanow iący treść walki klasowej ta m ty c h czasów. L iteratu ra średniowieczna ko n struow ała przeważnie konflikty pozorne: walkę sił zaziemskich z człowiekiem. W ysuwanie tych konfliktów miało służyć u g ru n to waniu teologicznej teorii o prym acie zaświatów, zatem i obezwład nieniu człowieka, gdyby chciał on się buntow ać przeciwko pleni potentom niebios i przeciwko tym , któ ry ch władza rzekomo pocho dziła od Boga. Pozorny ch arak ter konfliktów w ysuwanych przez średniowiecze zmuszał do ich alegorycznego, nierzeczywistego przed staw iania, gdyż po stronie realnej, dostępnej doświadczeniu ludz kiemu w istocie nic im nie odpowiadało. Zam iast tego rodzaju abstrakcyjnej typizacji Bej wprowadza zasadę realistycznej ty p o wości, i to nie tylko w sensie zgodności obrazu przedstawianego świata z realnym jego odpowiednikiem, lecz w znaczeniu odzwier ciedlenia podstaw ow ych zjawisk, któ ry ch znajomość i właściwa ocena m a służyć zmianie panujących stosunków n a lepsze. B a tym głównie polega tylekroć podkreślany związek poezji renesansowej z życiem, jej ideowośó i jej w artości realistyczne.
P rzy całkowitej zmianie ideowo-artystycznej dialogi renesansowe, w ty m również dialogi B eja, nie zdołały się zupełnie oderwać od trad y cji dialogów i m oralitetów średniowiecznych. Bej wprowadził do Krótkiej rozprawy rzeczywiste, ludzkie postacie, ale nie zdołał bezpośrednio odtworzyć rzeczywistych sytuacji. Ш е dlatego, żeby ich nie dostrzegał, przeciwnie, przecież wypowiada naw et o nich swoją ocenę. Jednakże zależność od literackiej trad y cji epoki wcześ niejszej nie pozwoliła n a rew olucyjną zm ianę wszystkich środków literackich. D okonany jnzełom obarczony był koniecznymi obciąże niam i przeszłości, z których będą się wyzwalać następcy. N apór znanych pisarzowi rzeczywistych sytuacji życiowych nie pozostał jednak całkiem bez skutku. Bej bezpośrednio nie zdołał ich w praw dzie przedstawić i dlatego Krótka rozprawa jest dialogiem, a nie dram atem , jednakże wprowadził je do świadomości rozm awiających osób. Jeden przykład z wielu. Mówi P an polem izujący z Plebanom:
184 A le dziś w a sze n a u k i! —
R ozliczne w n ich n a jd zie sz tu k i: N ie rzecze n ic ż ą d n y p rozno,
Chocia z sob ą sied zą rozno. A b oć w ezm ę, abo co daj ! —
R E A L IZ M S A P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K IE J R O ZPR A W Y *' 359
174 W ięc św iętego M arka chw ali, W ięc P iotra, co k o p y p ali, W ięc M ichał, co liczy dusze — > A lić M asia z g ęsią klusze ; Bo ju ż sobie ta k sp op ad ły,
I ż b y dusze gęsi ja d ły . A o n a z tego gorąca
N ie jad łab y i zająca! — N a sz y i w isi k obiałka,
W niej gom ołk a a pow ałka. M niem a, że w szy tk o spraw iła,
Że ta m z tą kob iałk ą b y ła , Że już siedm dusz w yb aw iła,
S am a sie osm a upiła. Bo sie już w ięc ta m ło m i chróst,
K ie d y sie zejd ą n a od p u st. K siądz w k ościele w oła, w rzeszczy,
N a cm yn tarzu b eczk a trzeszczy ; Jed en p otrząsa k ob iałk ą,
D ru gi bębnem a p iszczałką, Trzeci, w ycią g a ją c szyję,
W oła: ,,D o kan tora p iję !” K ury w rzeszczą, św in ie kw iczą.
N a ołtarzu jajca liczą. W ieręsm y od p u st zysk ali,
Iżech m y sie, n ap isk ali! [..- 1 808 B o w ię c drugi n a nieszporze
D a w n o ziem ię sz y ją porze. W loką go za łeb do elirostu:
N ie m ógł p rzechow ać od p u stu.
W wypowiedzi tej P an nicuje bezlitośnie nauki księdza. Nie ogranicza się jednak do ich werbalnego napiętnow ania, lecz ukazuje barwnie sytuacje, jakie pow stają w wymku duszpasterskiej dzia łalności księdza. N a początek P an odtw arza sytuację pobierania przez księdza danin. Cytuje naw et dosłownie jego słowa, zaczer pnięte zresztą z przysłowia: „Aboó wezmę, abo co d a j” — i przy tacza wysuwaną przez niego argum entację: „T ak kazał święty M ikołaj...” Dalej rysuje P an obraz, jak oto wiejska dziewczyna, Masia, biegnie, b y złożyć księdzu gęś, rzekomo dla dusz cierpiących. W idzimy objuczoną dziewczynę: „N a szyi wisi kobiałka, w niej gomołka a pow ałka” — wszystko to z ironiczną interpretacją od siebie. P otem następuje kapitalny obrazek odpustu, n a którym chłopi przew racają płot cm entarny, urządzają pijaństw o, tuż obok świnie kwiczące, ktoś ja jk a n a ołtarzu liczy — wreszcie jeden z chło
pów dostaje mdłości i w ten sposób zrzuca otrzym ane od księdza odpusty.
Nie można zatem powiedzieć, żeby Bej nie dostrzegał typow ych sytuacji i żeby nie um iał odtw orzyć ich w sposób dostatecznie kie runkowy, ta k abyśm y wiedzieli, co o ty m sadzić. Ale równocześnie trzeba stwierdzić, że Rej odtw arza te sytuacje pośrednio, a więc załamane poprzez świadomość rozmówcy biorącego udział w dialogu. W ram ach dialogu, jako odziedziczonym po średniowieczu gatunku literackim, Rej posunął się ta k daleko, ja k tylko to było możliwe. Swoiste ograniczenie jego realizm u nie pozwoliło m u jednak wy zwolić się z odziedziczonego gatunku: dialog nie przekształcił się w dram at. Trzeba przy ty m pam iętać, że Krótka rozprawa jest n a j wyższym osiągnięciem ideow o-artystycznym ze wszystkich dialogów Reja, a może naw et całej jego twórczości. Był to okres szczytowy w ideowym rozwoju pisarza, co równocześnie umożliwiło osiągnięcie najwyższych wartości artystycznych w jego walce o realizm.
Krótka rozprawa odgrywa dużą rolę w twórczości R eja i w całej
literaturze polskiego Odrodzenia. Mimo to utw ór ten nie jest arcy dziełem. D okonane w nim uogólnienie obserwacji tyczących rzeczy wistości społecznej połowy X V I w. jest zb y t wąskie, gdyż nie potrafi objąć całego m ateriału obserwacyjnego, zawartego w istocie w utw o rze. P rzy bliższym wejrzeniu w te k st okaże się, że au to r m a więcej do powiedzenia, niż da się to wyrazić przy pomocy konstrukcji fabularno-sytuacyjnej dialogu bez jej zasadniczego naruszenia. W prowadzając żywe postacie i sytuację, naw et tylko rozmowy, dokonał Rej bardzo zasadniczego przew rotu w stosunku do alego rycznego dialogu średniowiecznego a także i w stosunku do m ora lite tu , k tó ry eksponując postacie zaziemskie i alegoryczne zaw ią zywał konflikt dram atyczny najzupełniej nierzeczywisty, w istocie pozorny. W ytyczył on właściwy kierunek, ale sam zdobył się na postawienie pierwszych tylko kroków n a nowej drodze. Ani bowiem wprowadzone postacie nie um iały w yrazić tego, co Rej miał do powiedzenia, ani też sytuacja rozmowy nie pozostawała w żadnym stosunku do tych konieczności, jakie niesie z sobą zarysow any w utw orze konflikt.
Przedstaw iona w Krótkiej rozprawie sytuacja rozmowy jest jedynym , nikłym zresztą, zaczątkiem fabuły. Postacie, biorące udział w rozmowie, rzeczywiście prow adzą spór, nie rzucają swych wypowiedzi w powietrze. Ten stopień realizm u znajdujem y zrosztą już vf dialogach średniowiecznych. Ale Rej posuwa rzecz dalej,
R E A L IZ M N A P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K IE J R O Z P R A W Y “ 361
Spór, którego jesteśm y świadkami, nie został nakreślony sztywno i nie jest utrzym any w jednym charakterze od początku do końca. Gdy w moralitecie średniowiecznym moce niebieskie toczą spór z szatanem o duszę umierającego, od samego początku wiemy, że stanowisko żadnej ze stron nie ulegnie zmianie. Zaledwie rozpocz niem y lekturę utw oru, od razu m am y pełną świadomość wyniku sporu, którego przebieg zawsze jest schematyczny, a przez to nie rzeczywisty i nieinteresujący. Bej potrafił przełamać częściowo ów średniowieczny schematyzm. Przedstaw iony przez niego spór ma swoją własną historię, stanowiska stron podlegają fluktuacjom , w istocie przez cały czas nie wiemy, z czym się rozmówcy rozejdą. J e s t w yraźnym załamaniem linii realistycznej utworu, że ostatecz nego wyniku sporu nie potrafił sobie uświadomić sam autor. Bej nie posunął się zbyt daleko na słusznej, wytyczonej przez siebie drodze. Niemniej jednak drogę tę potrafił wytyczyć, przez co dopro wadził do załam ania gatunku dialogu średniowiecznego i dał dialog renesansowy, k tó ry stał się stadium pośrednim w rozwoju nowoczesnego dram atu.
P rzyjrzyjm y się teraz, w jaki sposób odzwierciedlił Bej rzeczy w istą sytuację rozmowy, a więc jakie wprowadził elem enty akcji. Dialog rozpoczyna się wypowiedzią Plebana, k tó ra od razu w pro wadza nas w sedno sprawy oraz istotę sytuacji:
35 M iły w ójcie, coż sie dzieje ?
A b o ć sie te n ksiądz z n as śm ieje ?
Dialog renesansowy nie zdołał jeszcze na etapie wczesnej tw ó r czości B eja wykształcić tekstu pobocznego. Ale toż zaraz, w pierw szym dwuwierszu wypowiedzi P ana, zarysowują się ram y sy tu a cyjne rozmowy. P an zaczyna mówić do W ójta, a gdzieś z boku zbliża się Pleban, n a którego zwraca P a n uwagę W ójta i nawiązuje do problem atyki społecznej, jaką ta postać z sobą niesie. W ójt zachowuje się zrazu wyczekująco, a właściwie stw arza umyślnie takie właśnie pozory, b y móc się ewentualnie wycofać, gdyby sytuacja zwróciła się przeciwko niemu:
64 M iły p a n ie, m y p ro sta cy , A coż w iem y , n ieb oracy f
W dalszym ciągu rozmowy okaże się, że W ójt ma bardzo wiele do powiedzenia — nie jest to wcale głupawy chłopek-roztropek. J e s t to raczej sp rytn y po sowizdrzalsku przedstawiciel zdrowego chłopskiego rozsądku i mądrości ludowej. Przytw ierdza przysłuchu
jącem u się już Plebanowi, nib y aprobuje całe jego postępowanie, które ta k nie podoba się P anu, omal że jest zadowolony z tego wszystkiego:
74 J a m n iem am , g d y w sz y tk o spłacę, Iż sie z św iętem i pob racę.
Pierwsza wypowiedź W ójta to typow o sowizdrzalska ap ro b ata, k tó ra w istocie jest ciętą, ironiczną chłostą przeciwnika. Tak też zrozumiał i Pleban W ójtow e kp in y w żywe oczy i natychm iast zareagował zw racając się n ib y do P ana, niby do wszystkich obec nych i nieobecnych:
76 A w o jtż e sie to* ją ł gd ak ać! C zym że b y t ę g ę b ę z a tk a ć ?
Za chwilę już w prost do W ó jta:
83 A jeszczeż ci w ty m k siąd z w adzi, Żeć ow o n a dobre rad zi ?
Po dłuższym w yjaśnieniu i obronie własnego stanow iska Pleban wypowiada słowa, k tó re znów są naw iązaniem do konkretnej sytuacji i przebiegu sporu:
116 A ta k lżej m ow , b o ś m ię ru szył; L a ta sz , a sn aś n ie za su szy ł. W aruj n a ry n k u za b łą d zić,
B o sn ad ź n ie d ziś tw o j dzień rządzić.
Jed n y m słowem: milcz, chamie, bo an i nie masz nic do powie dzenia, ani też n ik t nie m a obowiązku ciebie słuchać. J e s t rzeczą bardzo znam ienną dla realistycznej m etody odzwierciedlania zmie niających się sytuacji, że E ej po ty m furiackim atak u P lebana nie udzielił głosu W ójtowi, k tó ry z pewnością skurczył się w sobie i przepłoszony czekał, co dalej będzie. Przecież to P an zaczął całą tę aw anturę, niech on teraz w ystąpi. Ezeczywiście P an zaczyna mówić:
îüo M iły k sięże, d ob rzeć b y ta k ,
L ecz p o d o b n o czciesz czasem w sp a k ; Ila r d z ie tu strzą sa sz p o ro ży m
A zo w iesz sie p o słem b o ży m .
Je s t to pierwsze zasadnicze starcie P an a z Plebanem . P an, m ając zam iar przeprowadzić te n a ta k , rozpoczął od zjodnywania sobie sprzymierzeńców. J a k widzieliśmy, zaagitow ał dla siebie W ójta, którego naw et sprowokował do rozpoczęcia te j w ojny m etodą k ąsa
R E A L IZ M N A P R Z Y K Ł A D Z I E „ K R Ó T K I E J R O Z P R A W Y “
jącego ironią harco wnika. Obecnie rozwinął pełne szyki i z wiel kiego konia zaczął perorować o^tym , jaka powinna być wiara, ja k się powinno zachowywać duchowieństwo, które jest chciwe n a grosz, nadużyw a w ty m celu posług religijnych i w istocie dem ora lizuje wszystkich. Tę swoją bardzo ostrą reprym endę kończy P an następująco:
*w A ta k d zisia lu d zie prości Ważą, sie r o z lic z n y c h .z ło ś c i, A m ało o B o g a dbają,
G d y sie z p leb an em zjed n ają.
I tu ta j złapał oddech W ójt, zakrzyczany przedtem przez P le
bana: ^
aai M iły p an ie, B ogżeó zapłać!
Snadź b y to b ie lepiej g ęś dać, K ied y b y ś nam ta k ch ciał kazać,
N iż ten tłu s ty p ołeć m azać.
I ta k dalej przez czas dłuższy. Pleban, zdum iony ty m solidarnym atakiem , zaczyna od wyeliminowania W ójta, ciągle jako tego, k tó ry nic nie znaczy. Odsunąwszy go na bok, rozpoczyna z Panem dys kurs, którego celem jest osiągnięcie kompromisu. Jego wypowiedź świadczy w dalszym ciągu o żywym u au to ra wyczuciu coraz się zmieniającej sytuacji. P iel an rozpoczyna obecnie tak :
*54 A przed sięż to w o jt harcuje! R ad , iż p an u p och leb u je! Lecz to w p osłu ch m ało idzie;
A co sie przeciw ić g n id zie ? Ale m nie w am d ziw n o , p an ie,
S kąd w am przyszło to k a za n ie ł !
Dalsza część utw oru to długie repliki wzajemne P an a i Plebana pow stające na zasadzie „przyganiał kocioł garnkow i” . P an jest b a r dziej nieustępliw y niż Pleban, k tó ry kończy swą o statn ią w tej serii wypowiedź cynicznym nawoływaniem do kom prom isu wewnątrz skłóconej klasy feudałów kosztem chłopów. Pleban ta k przemawia do Pana:
744 W szak sie daw no rozu m iem y, N a jed n y m w ózk u jeźd zim y . W ierę m i sie ta k zd a, panie,
Ż ech m y w sz y tk o n ie R zy m ia n ie [ . . . ] 744 Z n a s k a żd y , g d zie sw oj w rzód czuje,
Z aw żd y m u w ięcej folgu je; Choć drugiego barziej boli,
Przepłoszony przez P lebana W ójt cały czas biernie przysłuchi wał się ty m rozprawom, alo ten cyniczny wniosek P lebana aż go poderwał mimo bardzo dla niego niekorzystnej sytuacji, jak a się ty m czasem w ytworzyła. Cały czas był przecież sprzymierzeńcem Pana. Obydwaj solidarnie napadali n a księdza. Aż tu P an zdążył się do gadać z Plebanem , a W ójt w ybuchnął n a to gwałtownym , szczerze antyfeudalnym protestem zwróconym przeciwko nim obydwu. Słowa swe wprawdzie zwraca W ójt do P an a, ale sam widzi, że to daremne:
789 P a n ie , sły sz ą c aż stra szn o sta ć ! J a k o ż p ro sta k n ie m a sie b ać f K a ż d y tu , co ji k siąd z lic z y ,
U b o g ieg o k m iecia ć w ic z y .
Jakże zasadniczo zmieniła się sytuacja rozmowy. O dtąd następne wypowiedzi P a n a i P lebana będą już zwrócone przeciwko W ó j towi, k tó ry ulegnie dezorientacji i zacznie wypowiadać k rytykę szlachty nie z pozycji antyfeudalnych, lecz w ewnątrzklasowych — szlacheckich. W raz z ty m załam ią się dotychczasowe zdobycze E eja w walce o realizm, sy tu acja sporu będzie się coraz bardziej zam a zywać, utw ór zakończy się pochw ałą m agnatów , wygłoszoną przez Plebana, dziwacznym solidaryzm em i całkow itą rezygnacją z k ry tyki'. E ej udzielił pod koniec głosu właśnie Plebanowi, k tó ry ta k oto podsum ow ał w yniki dyskusji:
1950 P a n ie , b y ś ch c ia ł w sz y tk o b a c z y ć , T rzeb a b y sie dłużej ć w ic z y ć : I ś c ie u w a ż y ć k a ż d y sta n
T rudno m a w o jt, p an i p leb a n .
Zdaniem P lebana, m agnaci słusznie są wyróżnieni:
m a O n y m to w ięcej p r z y sto i, Co je n a to szczęście stro i. A B o g je n a to p rzeło ży ł,
B y sie n a w szem s n ic h rząd m n o ży ł, A R ze c z p o sp o lita sta ła ,
■’ A ni na c z y m n ie ch ram ała [ . . . ] 1970 N a m w ięcej m ilczeć p r z y sto i:
K to g ęd zie, te n n iech aj stro i [ . . . ] 1996 A z a ty m , p a n ie, d obra noc,
R ad ź o so b ie, co b ęd ziesz m oc [ . . . ] 2010 A ja te ż p rzy sw y m k o ściele
N ie za śp ię gru szk i w p o p iele. Ju ż ta k z w ó jte m , ja k o m ogę,
B ęd ziem ła ta ć sw ą ch u d o b ę. J e szcze dobra noc.
R E A L IZ M N A P R Z E K Ł A D Z I E „ K R Ó T K I E J R O Z P R A W Y “
Wróciliśmy w ton sposób do p u n k tu poprzedzającego chudą fabułę Krótkiej rozprawy. Eej wycofał swoje postacie na pozycje, które zajmowały one przed rozpoczęciem rozmowy. Milczeli przed tem , teraz doszli do wniosku, że należy milczeć i nadal. Chłop będzie milczał w dalszym ciągu przeciwko panującym stosunkom. P an częściowo tylko dał się przegadać księdzu. Pleban się również nie zmienił: z podsądnego, którym był przez chwilę w Krótkiej roz
prawie, zdołał już w toku rozmowy przemienić się w pełnego god
ności kapłana czującego za sobą poparcie kościoła i m agnaterii świeckiej.
P a n się wycofał z k rytyki, W ójt odszedł rozgoryczony — został na placu Pleban, rozmówca, którem u pozwolił au to r wygłosić kon kluzję całej rozmowy. J a k z tego widać, Eej wycofał się całkowicie jako a rty sta, choć jako ideolog nie zaaprobował wywodów Plebana. Wprowadził bowiem nową postać, k tó ra mimo podtrzym ania tezy ideologicznej autora, świadczy ty m bardziej o jego klęsce jako arty sty . J e s t to postać Ezeczypospolitej. Form alnie biorąc jest to alegoria żywcem przeniesiona z m oralitetu średniowiecznego, postać, której' zadaniem jest zapełnić pustkę pow stałą po załam aniu się tendencji realistycznych utw oru. Eównocześnie postać ta służy do wprowadzenia ty ch obserwacji, których nie zdołał wnieść nikły w ątek fabularny o p arty n a sytuacji rozmowy.
J u ż w sam ym tekście Krótkiej rozprawy dostrzegam y, że obser wacje au to ra nie mieszczą się w artystycznym uogólnieniu, które wyraziło się przez wprowadzenie jako rozmówców postaci P ana, W ójta i Plebana. W idać to od razu n a przykładzie postaci Pana, k tó ry w istocie jest przedstawicielem drobnej i średniej szlachty; Duża część k ry ty k i an ty szlacheckiej, jak ą au to r wypowiada ustam i Plebana, a naw et częściowo W ójta, dotyczy nie jego, choć jest prze ciwko niomu zwrócona, locz szlachty zamożnej, dorabiającej się godności i urzędów oraz magnackiej fortuny. P an sam atak u je tych, którzy chcą wybić się ponad swój stan szlachecki, któ rzy do swych wygórowanych am bicji do strajają try b życia, a w związku z ty m mocniej przykręcają śrubę wyzysku, n i e ‘cofają się naw et przed nadużyciam i. Je st rzeczą charakterystyczną, że te atak i prze ciwko nieobecnemu podnoszą atm osferę sporu między P anem z jed nej strony, a W ójtom i Plebanom z drugiej, i to w momencie, gdy jasno zarysował się już antyfeudalny przodział staw iający W ójta przeciwko P an u i Plebanowi łącznie. W uogólnieniu artystycznym
Rej w to ku rozmowy swych postaci wcale z niego nie zrezygnował. M e zrezygnował z niego naw et za cenę naruszenia praw dopodo bieństwa, gdy kazał W ójtow i krytykow ać w szczegółach wystaw- ność życia i przepych w strojach u bogacącej się szlachty. Szcze gółów tych W ójt, jako żywo, nie znał. Sam Rej zareagował od razu na tę niepraw dopodobną a stw orzoną przez siebie sytuację i kazał się W ójtow i w ylegitym ow ać z ta k dokładnej znajomości owych szczegółów przez przytoczenie źródła inform acji. N aw et w ty m n a ru szeniu praw dopodobieństw a widzimy więc postawę czujnego realisty.
W ko nstrukcji K rótkiej rozprawy nie m a również miejsca na ukazanie rozw arstw ienia społecznego wśród chłopów. P ostać W ójta, utw orzona je st tak, by reprezentow ać ich w szystldch, a mimo to w jednej ze swych wypowiedzi W ójt staje się przedstawicielem chło pów najbiedniejszych i najbardziej uciskanych. Uciskanych ta k samo przez starszyznę wiejską, jak przoz pana, urzędnika, starostę czy plebana:
воз U rzęd n ik , w o jt, s z o łty s , p leb a n ,
Z ty c h k a ż d y ch ce b y ć nad n im p an. T em u daj g ę ś, te m u k ok osz —
Z ać w ięc s n im i m ała ro zk o sz ?
Rej nie ukazał te j spraw y szerzej w utw orze, ale i ta drobna w zm ianka świadczy, że jego obserwacje konkretnej rzeczywistości były bogatsze niż uogólnienie artystyczne, któro miało służyć ich przedstaw ieniu. P o stać W ó jta jako uczestnika sporu może naw et z tego powodu zbytnio nie ucierpiała, ale za to nie rozum iem y jasno zarówno zabiegów P ana, k tó ry n a początku u tw oru chciałby go sobie zjednać, ja k i stanow iska Plebana, k tó ry mówi:
x*84 X w o jt, c h o ć ta k cich o ch o d zi, Jed n a k on sw eg o u g o d z i — Iście n ie p u ści na sk rzy d ło ,
Chocia sie zd a p roste b yd ło [ . . . J 2012 J u ż ta k z w ó jte m , jako m ogę,
B ęd ziem ła ta ć sw% ch u d o b ę.
K ilka razy zaznacza się w utw orze chęć P lebana do zgłoszenia swoistej solidarności z chłopem. T to sytuacje pozostaną dla czy telnika niejasne, skoro nie wiemy, z jakim chłopem: bogatym ozy biednym ?
Nie trzeba dodaw ać, że i wśród kleru istniało bardzo zasadnicze, rozw arstw ienie społeczne. W Krótkiej rozprawie Pleban nieraz s ty lizuje się n a prostaczka, omal n a nic nie znaczącego klechę. T ekst
R E A L IZ M N A P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K IE J R O Z P R A W Y“ 3b7
całego utw oru nie pozwala jednak na iuterpretow anie ty c h ustępów jako dowodu n a to, że Bej rzeczywiście różnicował kler pod wzglę dem społecznym. Zawsze wygląda to w tedy raczej na jezuicką obłudę Plebana, k tó ry jest jedyną postacią w ytrzym aną w całości bez pęknięć.
W charakterystyce postaci Bej wszedł w Krótkiej rozprawie na drogę realizm u jak najbardziej obcego utw orom podporządkow anym ideologii kościoła. Po raz pierwszy w literaturze polskiej otrzym ujem y tu jasno zarysowane sylwetki, wprawdzie jeszcze perorujące po stare m u całymi stronicam i tekstu, ale mimo to obdarzone różnym zupełnie tem peram entem . Są przy tym cechy indywidualne, które zachowują realistyczną typowośó, związane są bowiem zarówno z sy tu acją spo łeczną postaci, jak też z konkretnie przedstawioną sy tu acją dzie jącej się akcji. Widzieliśmy, ja k W ójt ostrożnie a po sowizdrzalsku włącza się do sporu, z który m najwidoczniej wiąże swoje nadzieje. W to k u rozmowy W ójt łapie szeroki oddech, przestaje ironizować, włącza się odważnie do głównej batalii przeciwko Plebanowi. Potem jest przepłoszony, bo nie odzywa się, mimo że został sprowokowany przez Plebana, znów się staje ostrożny — po prostu milczy. Gdy jednak cynizm P lebana przechodzi wszelkie granico, W ójt w ybu cha, ogląda się bezradnie za Panem , z którym dopiero co razem nacierał n a P lebana, rąbie wreszcie praw dę w oczy jednem u i d ru giemu, nie bacząc na konsekwencje. Bównio plastycznie p rzedsta wiony jest Pleban. Porywczy wobec W ójta, którego m a za nic, wobec P an a układny, gdy trzeba, ale równocześnie nieustępliwy przeciwnik w sporze, cyniczny i obłudny — typow y pleban k ato licki w. X V I, do którego świetnie przylegają wszystkie zarzuty protestantów . I P an jest figurą wielce charakterystyczną. Szczerze oburzony n a nadużycia kleru, w gruncie — człowiek sprawiodliwy, aprobujący oczywiście nierówności feudalne, ale rozumiejący je tak, że pozycja p ana niesie z sobą także i obowiązki. Je st ludzki — do końca widzi w Wójcie człowieka, którem u to i owo perswaduje, przed czymś dobrotliwie przostrzoga. Zapalczywy w krytyce, ale w istocie chwiejny, skoro rozprasza się na wszystkie strony i ostatni głos pozostawia oponentowi, ja k b y przystając na proponowany komprom is. Z aplątany w trudnościach właściwych w ty m ustroju szlachcie średniej i drobnej, nie dostrzega możliwości skutecznego działania, które mogłoby coś zmienić na lepsze. Za wypowiadaną k ry ty k ą widzimy oburzenie, ale i całkowitą bezradność w p rak tyce.
Zupełnie podobną bezradność zdradza sam au to r zarówno w prze prowadzeniu i rozwiązaniu dialogu, ja k w decyzji oderwania się od niego, a więc w rezygnacji z realizm u przez wprowadzenie nie konkretnej postaci Rzeczypospolitej. Bardzo charakterystyczny jest już sam nagłówek tego końcowego ustępu. Brzmi on tak: Rzecz
pospolita narzekając mowi. Mówi o tym , o czym nie zdołały powie
dzieć postacie biorące udział w dialogu, ale mówi także i po to, by zaprzeczyć konkluzji, jak ą w dialogu zdołał osiągnąć Pleban. Ogólnikowość postaci Rzeczypospolitej z miejsca odkonkretniła kryty kę, k tó ra dotyczy w szystkich zaniedbujących pożytek spo łeczny, ale nam acalnie nie wskazuje nikogo.
гоев D z isia p raw ie sie w s z y tc y w to w d a li, W rozk oszach w ieczn e dobro obrali, N ie b a czą c, że t y k ró tk ie rozk oszy
W sz y tk i razem szczęście z czasem sp ło sz y [ . . . ] *oel L e ć coż po ty m , ch o cia w s z y tc y w id zą,
Iż ch o cia źle, p rzed się sie n ie w sty d z ą . U p ad bliski a g n ie w boski baczą,
P rzed się jed n a k bujno n a to sk aczą.
N arzekania ogólnikowo ujętej Rzeczypospolitej nie potrafią wykrzesać naw et śladu optym izm u na przyszłość. W końcowym wierszu do czytelnika rozpłyną się one w bezbarw ny morał, k tóry wprawdzie ukaże dobrą wolę autora, ale równocześnie przypieczę tu je jego rezygnację z realizm u i z twórczej, bojowej k ry ty k i:
2126 j50 cożk olw iek sie n a św iecie dzieje, Ze w szego sie k ro tk o ść czasu śm ieje. S a m a cn o ta , ta za w sze dw orstw a m a
I po śm ierci z sieb ie szy d zić n ie da. A ta k i t y m iej n a to b aczen ie,
Iż je s t rożn e w lu d zioeh przyrodzenie, A ro zliczn ie lu d zk ie sp raw y rządzi:
C n oty sie dzierż, ta ć n ig d y n ie b łąd zi!
2 \
Mimo że Krótka rozprawa jest największym osiągnięciem R eja w walce o realizm, nie jest ona, jak widzieliśmy, dowodem zby t wielkiego zwycięstwa. W alka o realizm w7 całej pełni toczy się także i na terenie samego utw oru. Obok ważnych zdobyczy au to r do świadczył tu nicjed rej porażki. Pcprzez Krótką rozprawę prow adzą różne, bardzo śmiało w ytyczone drogi i ścieżki wiodące we właś ciwym kierunku, ale n a żadnej z tych dróg Roj nie utrzym ał się
R E A L IZ M N A P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K I E J R O Z P R A W Y “ 369
do końca, nie mówiąc już o tym , że nie zdołał w yrąbać w całości nowego trak tu , k tó ry rozbijając gatunek dialogu średniowiecz nego przyniósłby z sobą now ożytny dram at. Dialog renesansowy w istocie jest osiągnięciem połowicznym, ale pod piórem R eja stał się w ażnym etapem w rozwoju literatu ry polskiej w ogóle, a nade wszystko w rozwoju polskiego języka literackiego. W ty m zakresie sukcesy R eja były może największe i najbardziej twórcze. P od piórem R eja polszczyzna literacka zmieniła się nie, do poznania i w decydujący sposób zaważyła n a dalszym rozwoju języka lite rackiego i literatury. Do języka KrótMej rozprawy żywiołowo w tar gnęła mowa potoczna nasycona u tarty m i, powszechnie używanymi powiedzeniami i przysłowiami. Zasługą Reja jest świadome oparcie języka literackiego n a mowie potocznej, przeniesienie do literatu ry obrazowania właściwego ludowi, wytyczenie słusznej drogi rozwoju, którą p ójdą następcy.
W ażnym dowodem n a opieranie języka literackiego na mowie potocznej i na języku ludu są wprowadzone do utw oru przysłowia czy ich w arianty, zw roty przysłowiowe, różne u ta rte powiedzenia oraz aluzje do przysłów. Blisko setkę można tego naliczyć. O wiele jednak ważniejsze jest to , że te językowe dokum enty mądrości ludowej stały się dla R eja wzorem szeroko zastosowanym do włas nego jego języka. Zobaczymy, jak ta rzecz się przedstaw ia n a kon kretnym przykładzie. Oto fragm ent wypowiedzi P an a skierowanej do W ójta:
m e B o ję sie, iż w ilka z la su
W y szczek a sz na się bez czasu. B o sie sta ra ć o n iezgod ę,
O bracając na w sp a k w odę. T rudnoć w ilk a ow cą u szczw ać,
M o ty k ą słońce z w o jo w a ć; B o i p raw d a, g d y n ietrafn a,
I ta n ie zaw żd y m iestca m a. K ład ziesz n a słow a p o k ry w k ę,
A cz w nich m asz w olną rozryw kę, A na w sze stron y d zw on k a ruszasz,
W szęd y n a k olb ę p ok u szasz.
W ty m dwunastowierszowym fragmencio m am y aż 4 przysłowia lub ich w arianty. Praw ie wszystkie do dziś są zrozumiałe: wyszcze kać wilka z łasa, uszczwać wilka owcą, m otyką słońce zwojować. Ostatnio przysłowie: dzwonka ruszać, znaczy „zadzierać, drażnić” .
J e s t ono dziś niejasne dlatego, że minęła sytuacja, do której to przysłowie czyni aluzję. W X Y I w. „dzwonka ruszał” dość często ksiądz, gdy przy pomocy k a r kościelnych zadzierał z chłopami czy szlachtą. Bardzo ważne jest tu ta j to, że i pozostałe powiedzenia P ana m ają tę sam ą budowę co przysłowia ludowe, om al są spon taniczną twórczością B eja w zakresie przysłów. Xp. obracać na wspak wodę, w znaczeniu : szukać zwady; kłaść n a słowa pokrywkę, w znaczeniu: zasłaniać myśl świadomie skrywaną, b y ją w ten spo sób móc jednak wypowiedzieć; n a kolbę pokuszać, w znaczeniu: wyzywać do walki. W sumie niemal cały przytoczony uryw ek składa się bądź z przysłów i zwrotów przysłowiowych przytoczonych dosłow nie lub z pew ną odm ianą, bądź też z powiedzeń zbudow anych na tej samej zasadzie co przysłowia.
Przysłowia ludowe były zatem dla B eja szkołą obrazowania poetyckiego a przy ty m wraz z u ta rty m i powiedzeniami mowy potocznej oddziaływ ały one n a wprowadzenie nowej, antyśrednio- wiecznej zasady konstruow ania stylu polskiego języka litera ckiego. Ale nie tylko przysłowia. W mowie ludu polskiego z n a j dujem y wiele powiedzeń mniej lub więcej u ta rty ch , które rów nież zbudow ane są n a tej samej zasadzio co przysłowia. Ja k a ż to jest zasada? Chodzi o to, że mowa ludowa unika określeń w erbal nych czy abstrakcyjnych, wypowiada się nato m iast w zw rotach i powiedzeniach przynoszących obrazową przekładnię myśli. Lud znajduje w yraźne upodobanie w tw orzeniu tego rodzaju obrazów, nieraz lapidarnie sformułowanych, bo odwołujących się do znanej sytuacji, ale bardzo sugestywnych, czasem świadomie dowcipnych. Gdy np. pomocnik m urarski zagapi się i nie poda m urarzowi w porę cegieł czy w apna, te n w yraża swą myśl rozbudow anym obrazom: Franek, podaj miotłę. Znaczy to: podaj miotłę, kończym y robotę i trzeba już pozam iatać, bo nie można dalej pracow ać z braku m ateriału. Oczywiście pomocnik ów biegnie nie po miotłę, lecz po cegłę czy wapno.
Bej jak najbardziej przejął tę obrazową m etodę formułowania myśli i szeroko ją w swym utw orze stosował. W eźmy np. w ypo wiedź P lebana krytykującego szlachtę za to, że się pnie do god ności i zaszczytów:
532 A cz iście n ie zn am ro zk o szy , G dy sie ch u d zin a k o k o sz y ; B o ta cześć z śm iech em n a p o ły —
R E A L IZ M N A P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K I E J R O Z P R A W Y “ 371
N ad zieją sie p r z e d się .c ie s z y , Iż sie w yszej w stą p ić sp ieszy ; Bo z a w żd y ci w ięcej jed zą,
K tó r z y bliżej m isy siedzą, A p ew n iejszy obiad czuje,
K ogo skw ara za la tu je. Bo w ięc ten , co jeszcze jedzie,
Czasem b y w a po obiedzie.
D ostrzegam y tu m etodę obrazowania identyczną ja k w mowie ludowej. Ju ż w słowach „gdy sie chudzina kokoszy” m am y w lapi darn y m skrócie obraz puszącej się lichymi piórkam i kokoszki. Dalej następuje wręcz zacytowane przysłowie: piasek orzą tem i woły — wskazujące na bezowocność prób owego kokoszenia się drobnej szlachty. P otem m am y rozbudow aną aluzję do konkretnych do świadczeń, wprawdzie dosyć powszechnych, ale bardzo charakterys tycznych dla księdza: mowa o tych, co zawsze korzystają siadając
bliżej misy; dalej obraz kogoś oblizującego się już przed obiadom na woń smakowitych potraw . Całość zam yka obrazowa przestroga, że czasami można nie zdążyć na właściwą porę i „ten, co jeszcze jedzie, Czasem bywa po obiedzie” . W istocie jest to rozbudowane przysłowie o tych, co się pchają do koryta, skrzyżowane z kon kretnym i doświadczeniami przysłowiowych smakoszy, jakim i w po tocznym m niem aniu byw ają księża. Myśl w ty m wszystkim zaw arta dałaby się streścić w p aru słowrach: nie należy piąć się do niezasłu żonych godności i zaszczytów. M e o to wszakże chodzi. Chodzi o m etodę jej przedstawienia, m etodę przejętą przez R eja z mowy ludowej.
W eźmy inny fragm ent, gdy Pleban mówi o sądownictwie szla checkim, czyli ziemskim:
800 A barzo to łow n e p ole —
Sporzej m łocie niż w stod ole. Choć sieć led a jak o sta n ie,
J ed n a k w żd y co p rzyp ad n ie na nie: Sarna, zając, sob ol, liszk a,
I k u n a jej to w a rzy szk a ... C hocia ż ą d n y p ies n ie goni,
P rzed się jej b yć jed n ak w to n i. A g d y z w iatru p rzy d zie sn ad n ie,
C zasem c a ły k ożu ch w p ad n ie.
Urywek ten jest dalszym ciągiem obszernej inw ektywy Plebana przeciwko sędziom. Właściwie tylko nagłówek n a marginesie i dokład nie dwa słowra w tekście służą werbalnemu określeniu wrprost, o czym
tu mowa. Cała nato m iast perora jest obrazową przekładnią zarzutów 0 przekupstw o. W przytoczonym uryw ku m am y aluzję do stodoły, gdzie zbiera się plony już wcześniej i przez kogo innego w ykonanej pracy, a poza ty m m am y obrazy łowów na różne poszukiwane zwie rzęta.
Nieraz, gdyby nie kontekst czy m arginalny nagłówek, nie wie dzielibyśmy naw et, czego w istocie dane obrazy dotyczą, ta k b a r dzo język R eja w yprany jest z pojęć abstrakcyjnych czy określni- ków werbalnych. O dcyfrujm y następujący fragm ent:
973 M ało m i żal z tej p o ciech y , W y le c ę , jak o w robi z strzech y . B o g a cza w ięc szczk a w k a m in ie,
K ie d y go tęsk n o od sk rzy n ie [ . . . ] 993 A ja , p iek ieln a ch u d zin a,
W y le c ę b y d y m z kom in a. B o tru d n iej w o zem z a to c z y ć ,
A n iżli ta k p ieszo sk o c z y ć ; A snadniej z g n ia zd a w rob low i,
N iż sk rzy d ła stem u orłow i. T ak i ty , p a n ie, m ądrze gol,
B o ć k a żd eg o g ry zie sw oj m ol; A n ik t nie zw ie, k ie d y p iśn ie —
K a żd eg o ć z n as trzew ik ciśnie.
Je st to końcowy fragm ent wypowiedzi W ójta. N a jego p o d sta wie możemy się tylko zorientować, że W ójt na jakiś tem at pole m izuje z Panem . O co mu chodzi, nie wiadomo: tyle w tej wypowie dzi aluzji do obrazów, tak bardzo b rak słów o bardziej pojęciowej zawartości. Z tekstu w ynika jednak, iż W ójt przestrzega P ana, że 1 on kiedyś umrze, niech zatem pam ięta o konsekwencjach n ie uczciwego życia. Znowu wielkie zagęszczenie przysłów i zwrotów przysłowiowych, k tórych w ty m k rótkim uryw ku znajdujem y aż cztery.
Oprócz tej żywiołowej tendencji do przem aw iania rozbudow a nym i obrazam i, z których pośrednio w ynikają pożądano wnioski, Rej bardzo często posługuje się powiedzeniami, które wprawdzie zdradzają od razu sens, o k tó ry chodzi, ale równocześnie m ają ch a rak te r obrazowy. O kim ś obejm ującym zarząd żupy solnej powie: „ów, co wlezie do soli” ; o ju trzn i opuszczonej przez księdza wyrazi się, że „odśpiewa ją czasem sowa” ; ksiądz nie zabiera po prostu kukiełki chleba, lecz „ ją w net z stołu ogoli” ; P an jest zdania, że dobre uczynki to jeszcze nie wszystko — i mówi: „Aleć tym trzeba
R E A L IZ M NA P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K IE J R O Z P R A W Y “
573
zapieprzyć, W iarą wszyfckiego podeprzeć” ; ksiądz chcąc orzec, że chłop mówi bez istotnej znajomości rzeczy, stw ierdza: ,,Latasz, a snaś nie zasuszył” , czyli: porywasz się do lotu nie porosnąwszy w pióra; zarzut oszustwa, jakiego dopuszcza się m ytnik, sformułuje Pleban w słowach przypom inających dzisiejsze przysłowie o cier pliwym jiapierze: „B ejestr ni widzi, ni słyszy, Co chcesz, to tam weń napiszy” ; o P anu W ójt nie powie, że boi się on klątw y, lecz że „sie świeczki, dzwonka strzeże” ; gdy szlachcic straci wioskę na zbytki, W ójt powie dowcipnie i obrazowo: „D rugi więc swą wioskę m ija, Bozwiodła go z nią delija” ; gdy jest możliwość powstawania sporów, otrzym am y stwierdzenie, że „Często barąn mąci wodę” itd ., itd. — przykładów można cytować setki.
Ale jest jeszcze jeden szlak, którym do utw oru przedostaje się mowa potoczna. Mówiłem wyżej, że Krótka rozprawa przynosi b a r dzo bogatą wiedzę o różnych sytuacjach życiowych, jakkolwiek je st ona załam ana w świadomości osób biorących udział w dialogu. Po stronie stylistycznej faktowi tem u odpowiada bardzo częste stosowanie mowy pozornie zależnej lub też dosłowne przytaczanie w nieujaw nionych cytatach wypowiedzi osób postronnych. W sy tu acji szesnastowiecznej jest to dowód skutecznego ograniczenia abstrakcyjnej retoryki, k tó rą niosły 'z sobą dialogi średniowieczne i m oralitety. J e s t rzeczą oczywistą, że Bej mógł to osiągnąć przez dalsze wprowadzenie mowy potocznej, mowy konkretnych ludzi znajdujących się poza dialogiem, których wypowiedzi zostaną zacy tow ane lub uwikłane w stru k tu rę mowy zależnej. Oto przykład (mówi Pleban k ry ty k u jąc nadużycia m ytników i poborców):
584 I w o w y m ci n ie przem ory, K tó ry p rzyd zie na pobory. Z aw żdy sporzej do kom ory,
G dzie b y w a ją g ęste w ory. „P rzedsięć b łąd zą o w y ła n y ! “ —
Cboeia stare k w ity m am y. U b ęd zie w rejestrze obroku:
„ U ciek ł m łynarz te g o roku; A to nam nie chcąc przyp ad ło,
Co teraz n ow o p r z y sia d ło “. B o gd zie p ełn o, snadniej u lać —
N a oranym go to w o siać — A gd zie zaczn ą gn iazd o grosze, «Tuż lezie trocka ku trosze. A coż w ięc dzierżysz o ow ym ? N io k azić sie też surow ym ,
On ow o na m y cie sied zi.
Słucha fu rm a n ó w sp ow ied zi. „C hodź sam , bracie, po odpraw ę,
A w szak daw no w iesz u sta w ę, Co m asz od k a m ien ia p ła cić;
W aruj że ced u ły s tr a c ić “ . Coż k to w ie, co na ced u le,
A co zo sta n ie w szk a tu le!
Albo tak i oto obrazek kłopotów P ana u adwokata:
1076 Ju ż w n e t g ęb ę w zgorę w zn osi, G dy go k to o sw ą rzecz prosi. T u w n e t z d alek a zaław ia,
T ru d n ościam i sie w y m a w ia ; A b y n ie d la tw ej p rzy ja źn i,
Z m y łb y cie na su szy w ła źn i: „A le ukaż rycłd ej sw ą rzecz,
B o ć m i barzo p iln o iść p r e c z “ . W ięc tu czcie, a g ło w ą ch w ieje,
Z onego sie praw a śm ieje : „A to , n ieb o że, na kroku,
M ałoś tu n ie stra cił r o k u “ . R o zliczn ie cie b ęd zie w in ił:
„Złe m asz praw o, źleś u czy n ił; N ie b ęd zie li m ej p iln ości,
Iście n ie u jd ziesz tru d n ości. A le g d y b y ch cia ł d o ło ży ć,
M ogłoć b y tw e praw o o ż y ć : J esz c z e ć b y c h ja d ziurę nalazł,
K ę d y b y ś z tej sieci w y la z ł“.
Omal m oglibyśmy przeprowadzić całkowitą inscenizację tego uryw ka — ta k a jest wierność przedstaw ienia zarówno sytuacji, ja k wypowiedzi postaci biorących udział w tej niby-akcji. Krótka, roz
prawa zawiera wiele tego rodzaju ustępów , któ re łącznie z frag-
. m entam i przykładowo zanalizowanym i wyżej d ają świadectwo żywio łowego w kraczania mowy potocznej do utw oru, k tó ry w oparciu n a niej k ształtu je now y wrzorzec języka literackiego wprowadzający zasadniczą rewolucję do trad y cji językowej odziedziczonej po śre dniowieczu.
3
Omówione zm iany w zakresie języka doprow adziły również do naruszenia podstaw w ersyfikacji średniowiecznej. Przew aga alego- ryzm u odbiła się w poezji średniowiecznej m. in. n a charakterze okresu składniowo-intonacyjnego, ktÓTy przybrał k ształt
zaokrąglo-R E A L IZ M N A P zaokrąglo-R Z Y K Ł A D Z IE „ K zaokrąglo-R Ó T K T E J zaokrąglo-R O Z P zaokrąglo-R A W Y “ 375
nej sentencji. W wierszach ośmiozgłoskowych sentencja ta otrzy m ała sztyw ny gorset wersyfikacyjny głównie w postaci dystychów rym ow anych. Budowa każdego ze składników dystyclm podporząd kowana była zasadzie obowiązującej dla całości. Znaczy to, że nie tylko cały dwuwiersz był sztywno zam knięty całością składniowo- intonacyjną, ale że identycznie zbudowane były obydwa wiersze tworzące dystych. K ażdy z nich był więc osobną jednostką skła dnio wo-intonacyjną, oczywiście niższego rzędu. Bp. (urywek z S a t y r y
na cMopów):
1 C hytrze b yd lą z p a n y km iecie, W iele sie w jich siercu p lecie ; G dy d zień p anu robić m ają, C zęstokroć od p oczyw ają.
Wprowadzenie dla języka literackiego zasad oł)0wiązujących w mowie potocznej musiało w konsekwencji przynieść rozluźnienie, a potem i całkowite usunięcie więzów narzuconych przez wersyfi kację średniowieczną. W tym zakresie narzucały się co najmniej trz y możliwości. Pierwsza polegałaby n a odrzuceniu ko n stanty sklad- niowo-intonacyjnej w dystyclm. Znaczy to, że jednostka składniowo- intonaeyjna może obejmować mniej lub więcej niż dwa wiersze; a więc możo obejmować jeden łub trzy i więcej wierszy. Byłoby to rozbicie dystyclm jako ważnej dotąd zasady wersytikacyjnej. Druga możliwość polegałaby na uwolnieniu od tych samych rygorów skład ników dystyclm , a więc pojedynczych wierszy. Znaczy to, że jed nostka składniowo-intonacyjna może nie liczyć się z granicą koń cową wiersza. W rezultacie byłoby to wprowadzeniem tzw. prze- rzutni, czyli enjambement, prowadzącej dalszy ciąg okresu skład- niowo-intonacyjnego do następnego wiersza. Z tej samej zasady wypływała trzecia możliwość, k tó ra polegała n a zakończeniu okresu składniowo-intonacyjnego przed grauicą końcową wiersza lub też na wprowadzeniu wewnętrznego przedziału w ram ach jednostki skład- niowo-intonacyjnej wypełniającej jeden wiersz.
Trzeba od razu podkreślić, że Bej nie wyciągnął wszystkich konsekwencji z zasady, k tó ra przyjm uje pierwszeństwo praw obo w iązujących w mowie żywej, potocznej przed odziedziczonym po średniowieczu schematom wierszowym. Ale równocześnie jeszcze silniej trzeba podkreślić, że Bej po Biernacie z Lublina był pierw szym pisarzem w literaturze polskiej, który z całą świadomością ta k właśnie tę sprawę postawił. Zazwyczaj nie dostrzega się ideowo- artystycznego znaczenia wynalazczości wersyfikacyjnej. Dlatego też
chciałbym raz jeszcze powtórzyć, że rozbijanie średnio wiecznego schem atu wersyfikacyjnego jest w istocie przedłużeniem n a tę dzie dzinę walki o realizm, istniejącej w innych, bardziej podstawowycłi elem entach twórczości. Eej rozpoczął od tego, że wbrew narzuconej przez średniowiecze ideologii zdecydowanie podporządkował swą poezję sprawom rzeczywiście n a tym świecie istniejącym . Dostrzegł mianowicie, że konflikt dobra i zła, określany jako spór sił niebies kich z szatanem , jest w istocie konfliktem międzyludzkim, kon fliktem społecznym. W związku z tym , pośrednio wprawdzie, ale stanowczo odtw arzał E ej konkretne sytuacje istniejące w życiu. W ślad za ty m wprowadził żywego człowieka na miejsce dotychcza sowej alegorii wygłaszającej wygodne dla kościoła sentencje. W ypo wiedzi działającego człowieka m usiały być zależne od konkretnej sytuacji, nie dały się zatem pomieścić w m onotonnym i sztyw nym schemacie wersyfikacji średniowiecznej. Toteż w ślad za wprowadzoną do utw oru mową potoczną z całym jej zróżnicowaniem musiało przyjść rozluźnienie trad y cy jn y ch rygorów wersyfikacyjnych. Istnieje zatem nieprzerwany fron t walki o realizm zaczynający się od spraw ideologicznych, a bijący w dalszych konsekwencjach także i w w er syfikację. Zm iany wersyfikacyjne są więc zm ianam i ideowymi, a nie wyłącznie formalnymi. Są nim i zawsze tam , gdy następuje zasadnicze zderzenie dw urożnych ideologii. P rzestają nimi być wtedy, gdy iio przełomie ideologicznym zaczną one pełnić funkcję narzę dzia dostępnego dla wszystkich bez względu na ich postawę ideową.
W spomniałem, że E ej także i w wersyfikacji nio w yrąbał sze rokiego tra k tu , nie dokonał wielkiej rewolucji artystycznej, ja k kolwiek pierwszy świadomie wszedł na nową drogę i w ytyczył kie runek następcom . Żeby się przekonać, na czym konkretnie polega udział E eja w przełomie w ersyfikacyjnym , jaki przyniosło w Polsce Odrodzenie, trzeba spojrzeć n a jego poprzedników. Mimo istn ie nia podstawowej, ułatw iającej ten zabieg pracy Marii Dłuskiej, w ypadnie rozszerzyć nieco dokum entację n a szczegóły nie w pełni przez n ią ujaw nione2.
2 P rzep row ad zon a a n a liza d o ty c z y czterech n a stę p u ją c y c h utw orów : S ł o t a , O zachowaniu się, p r z y stole ; B o z m o w a M i s tr z a ze Ś m iercią ; B i e r n a t z L u b l i n a , D ialog P a l i n u r a z Charonem; M. K e j , K r ó t k a ro zpraw a. J a k k o l w iek są to u tw o r y o p o d sta w o w y m zn a czen iu dla rozw oju w iersza p o lsk ieg o , rozszerzen ie d o k u m en ta cji p ra w d o p o d o b n ie w zb ogaci w szczegółach te z ę , k tó rą sta w ia m n a te j, z k o n ieczn o ści zw ężo n ej, p o d sta w ie.
R E A L IZ M N A P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K IE J R O Z P R A W Y “ 377
W -wierszu Słoty 0 zachowaniu się przy stole, niewątpliwie śre dniowiecznym, bo pochodzącym z początku w. XV, przeważa, zasada wersyfikacyjna, która wtłacza zdanie w odrębną jednostkę intona- eyjno-rymową. Są to przy ty m jednostki dwu- i trzywierszowe.
D w u w i e r s z : T r ó j w i e r s z :
A p ełn ą m isę nadrobi, Jako on, co m o ty k ą robi. Sięga w m isę prze drugiego, Szukaję k ęsa lubego, N ie dostojen nic dobrego.
Eespektująca wersyfikację w pełni jeszcze średniowieczną Roz
mowa Mistrza ze śmiercią z końca w. XV stosuje tę samą zasadę
wersyfikacyjną, naw et jeszcze bardziej rozbudowaną. W wierszu Słoty odrębnym i jednostkam i intonacyjn o-rymowymi były tylko dwu- i trójwiersze. T utaj natom iast są nimi: dwuwiersze, trójwier- sze, czterowiersze, a naw et znajdujem y bu jeden nie całkiem typow y siedmio wiersz. Oto przykłady:
D w u w i e r s z : T r ó j w i e r s z :
C z t e r o w i e r s z :
S i e d m i o w i e r s z :
7 W sz y tc y ludzie, posłu ch ajcie, O krutność śm irci p ozn acie! 367 Chcesz li tego sk osztow ać,
D a m ci się w żelezie skow ać I też w ziem i zak op ać. 26 U źrzał człow ieka n agiego,
P rzyrod zen ia n iew ieściego, Obrazą w ielm i skaradego, Ł ok tu szą przepasanego. 486 Jako p a n n y m ordow ano,
Sieczono i b iczow ano, N ago zw łoczon o, ciało żżono I pirsi rzezano —
P o tem do ciem nice w ied zion o, N iek tóre głod em m orzono, P o tem w pow rozie w od zon o.
Omawiana reguła znajduje u Słoty zastosowanie w 85,1% tekstu, w Rozmowie obejmuje 79,6% tekstu. Jest to więc zasada niew ąt pliwie przeważająca. W iek X VI przynosi znaczne ograniczenie tej zasady, i to zarówno ilościowe, ja k jakościowe. Przede wszystkim ograniczono tę zasadę tylko do dwuwierszy. W Dialogu Palinura
z Charonem B iernata z Lublina jest tylko jeden czterowiersz sprzę-
gający rym em jedno zdanie. W Krótkiej rozprawie E eja również do prawdziwych w yjątków będą należały trójwierszowe lub cztero- i więcej -wiersz owe jednostki składniowo-intonacyjne, sprzęgnięte
ty m sam ym rym em . D aleki ślad dawnego systemu wersyfikacyjnego znajdujem y w Krótkiej rozprawie również w następującym przy kładzie:
u ? b0 n a szy m ili p rzodkow ie
Snadź n ie w sz y tk ic h m ieli w głow ie, G rd y sie w t ę n iew o lą w d ali.
N a sobie te n szaiic w ygrali, B o sie w w ię tsż ą szk od ę w dali,
S kąd sie zy sk u n ad ziew ali.
O statnie cztery wiersze przytoczonego uryw ka posiadają jeden rym . Jednakże pierwszy wiersz należy do poprzedniego okresu składniowo-intonacyjnego, trzy następne natom iast tw orzą jed nostkę pod ty m względem odrębną i samowystarczalną. Z jednej strony m am y więc w ty m w ypadku ślad dawnej zasady narzuca jącej jednolity rym dla jednostki dwu- i więcej -wierszowej zawie rającej jedno zdanie, z drugiej zaś obserwujemy równocześnie nową tendencję zm ierzającą do rozbicia tej zasady wersyfikacyjnej. J a k wspomniałem, jest to szczątkowy, a w swoim kształcie zasadniczo już nietypow y ślad tradycji wierszowanej średniowiecza w Krótkiej
rozprawie E eja. Ponieważ na ty m etapie rozwoju wiersza polskiego
w istocie niem al odrzucono już stosowanie dawniej zasady w je d nostkach trój- i więcej -wierszo wycli, dalsze ograniczanie tej zasady wyraziło się konkretnie w tendencji do rozbicia dystychu. Ten dencja ta była urzeczywistniana w7 dość różnorodny sposób. W arto zaznaczyć, że Eej walczy z dystyckem przy pomocy o wiele b ar dziej urozmaiconego rep ertu aru ciosów7 niż B iernat z Lublina. Spró bujm y spojrzeć na te spraw y w szczegółach.
N ajbardziej radykalną form ą walki z dystychem jest brutalne rozerwanie go n a dwie części składowe oraz rozbicie tych naw et części n a jednostki m niejsze3. W wierszach średniowiecznych spo tykam y wprawdzie czasem usamodzielnianie się składowych części dystychu, ale m am y w tedy raczej do czynienia z odstępstwam i od norm y niż z tworzeniem nowej norm y. Podobny charakter po siadają rzadkie bardzo w ypadki usamodzielnienia pojedynczego wriersza, k tó ry pozostawiony sam sobie, bez pary, jeszcze bardziej w yraża tendencję do respektow ania dystychu jako całości. W Roz
mowie m am y ta k i oto przykład:
3 T rzeba p a m ięta ć, że an a lizo w a n e u tw o ry p isa n e są w ierszem bezśred- n ió w k o w y m . W w ierszach śred n iów k ow ych spraw y te m ogą w y g lą d a ć n ieeo in a czej.
R E A L IZ M N A P R Z Y K Ł A D Z IE „ K R Ó T K IE J R O Z P R A W Y “ 379
367 Miła Śm ierci, nie m ow m i tego, Zbaw isz m ię ży w o ta m ego.
J u żci nie w iem , coć m i się złego sta ło : G łow a m i się w koło to czy ,
Z niej chcą w y p a ść oczy.
Podobną tendencję do respektowania dystychu jako całości obserwujemy również w wypadku, gdy autor zdecydował się na rozszerzenie dystycłm o jeden wiersz, ale wyjątkowo nie narzucił całości jednolitego rymu. Znowu przykład z Rozmowy:
159 Stw orzyciel w szego stw orzenia P o ż y c z y ł m i takiej m ocy, B y c łi m orzyła we dnie i w n ocy.
Pierwszy wiersz raczej pozostał bez pary rymowanej luzem, niżby miał zostaó oderwany od dystycłiu jako całości.
W wierszach średniowiecznych całkiem wyjątkowo natom iast dochodzi do rozbicia jednego wiersza na elem enty drobniejsze. Jedy ny znany mi przykład z Rozmowy wygląda następująco:
w To w szy tk o w jego m oc dał, Jed n o m u drzew o zakazał, B y go ow szejk i nie ruszał A ni się na nie pokuszał,
R żeknąc jem u : „J ed n o ruszysz, T ed y pew no um rzeć m u s isz !“
Kej wprowadza prawdziwą rewolucję zarówno w zakresie roz bijania dystychu, jak i rozsadzania osobnych wierszy jako skład ników dystychu na jednostki mniejsze. N apór żywego języka mówio nego jest w Krótkiej rozprawie ta k duży, że do konstruowania cało- stek jednowierszowych dochodzi tu na porządku dziennym. Tego rodzaju odstępstw a od dystychu obejm ują prawie 1/3 wszystkich wypadków. W Dialogu Palinura z Charonem — przeciwnie. Tej formy walki z dystychem nie ma tu niemal zupełnie, jeśli nie liczyć jedy nego przykładu, jaki można by tu ta j zacytować.
W Krótkiej rozprawie znajdujem y również dziesiątki wypadków rozluźnienia spoistości jednostki wierszowej, głównie z powodu wewnątrz zachodzącej granicy składniowej drugiego rzędu lub też z powodu zdań wtrąconych. Ale zdarzają się także częste wypadki całkowitego rozbicia tej jednostki przez wprowadzenie wewnątrz ciężkiej granicy składniowej, jak np. :
27 A le t y cztą c n ie m ow : „B odaj w is ia ł!“ B o w ięc m ó w ią : „Iście tem u k o tk i
D a r ły w e łb ie, k to p isa ł t y p lo t k i“.
Albo:
32 „Jam n a p isa ł. K to ch ce, n iechaj w ierzy: Co m a p różn y cz y n ić ? W o d ę m ierzy.
Albo:
194 T rzeci, w y cią g a ją c szy ję, W o ła : ,,D o k a n to ra p ij ę ! ”
Albo:
1378 Coż to c z y n i? Jed n o z b y tk i!
W Dialogu Palinura z Charonem zjawisko to w ystępuje równie wyjątkowo ja k w tekstach średniowiecznych. Właściwie dostrzegłem tu jeden jedyny tego rodzaju wypadek. N a pytanie Palinura, czy rzeczywiście nie można znaleźć p ana cnotliwego, odpowiada Cha ron:
Sąć i dob rzy. T oć ja te ż znam , А к te m u sie n ie przeciw iam .
Drugim sposobom radykalnej walki ze średniowieczną zasadą wer- syfikacyjną, k tó ra wtłaczała zdanie w odrębną jednostkę intona- cyjno-rymową, jest stosowanie przerzutni. Sens tego zabiegu polegał na tym , że z obowiązującej k o n stan ty wersyfikacyjnej usunęło się przedział składniowo-intonacyjny. Z dawnego system u pozostawał sam rym , k tó ry wraz z nowymi elementami wierszotwórczymi tw o rzył w całości zupełnie inną zasadę w ersyfikacyjną i pozwalał na t.ym swobodniejsze użycie elementów składniowo-intonacyjnych dla wydobycia ekspresji. N a tej drodze wielkie sukcesy uzyskał dopiero Kochanowski, ale zarówno u B iernata z Lublina, ja k u Beja, od najdujem y już bardzo istotne tego przesłanki. W Dialogu Palinura
z Charonem dostrzegłem trz y przerzutnie, ale w KrótMej rozprawie
jest ich już co najm niej jedenaście. W sumie jest ich zatem nie wiele, ale niektóre z nich unicestwiają dotychczasową zasadę wersy fikacyjną, rozryw ając dystych w sposób szczególnie brutalny. Jeśli przerzutnia została zastosowana w obrębie tego samego dystychu, unicestwiała ona oczywiście zasadę, na której on był skonstruo wany. Ale równocześnie też formułowała nową zasadę, k tó ra n a innych w arunkach również utrzym yw ała dwuwierszową jednostkę sprzęgniętą rymem. P rzykład z KrótMej rozprawy.
ion« Boję sie, iż w ilk a z lasu