Julian Krzyżanowski
Stanisław Piołun-Noyszewski
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 36/3-4, 293-296
Uwięziony w r. 1942 i rychło później zm arły w k arny m obozie niemiteckim publicysta i literat w arszaw ski, S tanisław P iołun-N oyszew ski należy do kategorii pisarzy, k tórych u nas nie docenia się tak, jak na to zasługują, i k tó rz y w skutek tego ż y ją i p racu ją niemal anonimowo. Nazwisk ich darem nie by szukać w norm alnych źródłach inform acji o ludziiach pióra, w takich czy innych encyklopediach, dzieła ich niejednokrotnie uchodzą naw et oku zaw odow ych bibliografów. T ym się tłu m aczy b rak tutaj danych biograficznych, ty m również luki bi bliograficzne, a trudności w zdobyciu elem entarnych ty ch w ia dom ości niepodobna położyć tylko na k arb powojennej ruiny naszego ży cia kulturalnego. W grę wchodzi. tu raczej to, co — posługując się obrazem z „Cieni“ P ru s a — nazw ać by m ożna „w ypadkiem lata rn ik a “, bezim iennego pogrom cy m roków, k tó ry zjaw ia się i znika niedostrzeżony.
N oyszewski, wieloletni w spółpracow nik dzienników p raw i cowych, prow incjonalnych i ostatecznie w arszaw skich, karierę pisarsk ą rozpoczął czasu pierw szej w ojny światow ej sporym tom em liryków , k tóre przeszły niezauw ażone, czem u o statecz nie dziwić się nie należy, przy n o siły bowiem tylko odległe po głosy pom ysłów o granych przez w ybitnych przedstaw icieli neorom antyzm u. N astępnie przerzucił się w dziedzinę powieści i noweli, zdobyw ając pewien rozgłos „U padkiem Janki B rze sk iej“ (Lublin 1923), powieścią, ro zg ry w ającą się częściowo w „stolicy gnuśnej bogobojności i nowoczesnego skan dalu“, tj. Krakowie z okresu „Nowych A ten“, częściow o w miłej sercu p isarza W arszaw ie, powieści w yrosłej w cieniu głośnych nie g d y ś studiów duszy kobiecej, podejm ow anych przez Zapolską. K raina ta jed nak była N oyszew skiem u obca, u siebie czuł się on w regionach innych, znanych z autopsji i wspom nień lat mło dzieńczych. Radom skie, Kieleckie, Sandom ierskie, ojczyzna Ko chanow skiego i nade w szy stk o Żerom skiego, ze swoimi tra d y cjam i rodzinnym i, z pow tarzanym i1 od wieków kaw ałam i, z mnó stw em oryginałów , zanotow anych nie tylko w kronice p arafial nej czy powiatow ej, ale naw et pretendujących do pew nego za k ą tk a w bibliografii literackiej, w szystko to ożyło na k a rta ch
2 9 4 Ju lia n K r z y ż a n o w s k i
dwu zbiorów nowel, noszących ty tu ły „ T rzy pan n y z Kurzelo- w a “ (1934) i „B rew erie“ (1935), odbijających od produkcji po wieściowej ow ych lat sw ym tonem odrębnym i w skutek tego
niem al przeoczonych p rzez k ry ty k ę literacką. W praw dzie
0 noweli „Złe o c z y “ z tom u w cześniejszego k ry ty k pobłażliw y w praw dzie, ale rzadk o n ad u ży w ający wielkich zestaw ień, napi sał, że jest to coś, „co by m ożna postaw ić bard zo blisko a rc y dzieł now elistycznych M au p assan ta lub T urgen iew a“, o „B re- w eriach “ zaś, że „niektóre są szczerze zabaw ne“ ’), ale opinie te p o zo stały dość odosobnione i nikt nie pom yślał, by zró w n y wać N oyszew skiego z jak żeż w zestaw ieniu z nim głośnym Choynow skim , mimo że niektóre opow iadania m ało znanego p isa rz a sięgnęły poziomu, którego darem nie by szukać u au to ra „Kija w m row isku“. P o d piórem m ianowicie N oyszew skiego od rodziła się daw na g aw ęda szlachecka, zabarw iona komizmem, tch nąca ty m sw oistym urokiem , k tó ry m ten gatunek opow iada nia p rzez długie lata czaro w ał najw yb red niejszy ch czytelników , w now ym ujęciu w y k azu jąca sw oisty sentym encik, p o tra k to w any jednak tak dyskretnie, iż rze c z y te w y g lą d a ły na p rze py szn e sty lizacje nieco starośw ieckie.
N ow elistyczny dorobek N oyszew skiego godziło się tutaj przypom nieć nie tylko dla jego w artości a rty sty c z n e j i jego od rębności, ale rów nież z tego w zględu, iż pozw ala on zrozum ieć 1 popraw nie ocenić działalność p isa rz a w zakresie swoiście p rze zeń pojm ow anej k ry ty k i literackiej. Pom inąć w niej m ożna kaznodziejsko-publicystyczną broszurę o Sienkiew iczu (1917), przeznaczoną dla prostaczków , jakkolw iek u d e rz a ją c ą zbożnym stosunkiem a u to ra do pisarza, k tó ry m się z ajął. Stosunek ten bowiem, łącznie z w łaściw ościam i ujaw nionym i w tw órczości powieściowej, je st p odstaw ą p rac y N oyszew skiego najw ybit niejszej i najpopularniejszej, jego książki „S tefan Żerom ski — Dom — D zieciństw o — M łodość“ (1928), książki, która, mimo iż p rzy ję to ją bard zo dobrze i rozkupiono b a rd z o s z y b k o 2), dotąd nie doczekała się wznowienia.
R zecz o Żerom skim jest chyba najbardziej anachroniczną m onografią w śró d zasobnej lite ra tu ry o tw ó rcy „Popiołów “, rów nocześnie jed n ak jedną z pozycyj w literatu rze tej najdonio ślejszych. Je st m ianowicie zbiorem bezcennych w ręcz m a te ria łów biograficznych, w śród k tó ry ch na plan p ierw szy w ysuw ają się głośne listy Żerom skiego do narzeczonej, m ateriałó w jednak podanych przew ażnie frag m en tary cznie i w kom ponow anych p rzez a u to ra w g aw ęd ziarsk ą relację o zagadnieniach w ażnych i niew ażnych, spraw ach pierw szorzędnej doniosłości i błahych anegdotach. W ty m w szystkim jednak widnieje pietyzm , z ja
J) Piw iiiski w „Roczniku literackim “, 1934, 101. 2) Por. recen zję Płosze w skiego, Ruch lit. 1929. 3, 116.
kim auto r spojrzał na w szystko, co dotyczyło jego w uja (był bowiem synem ciotecznej siostry Żerom skiego), pietyzm ujaw niony w docieraniu do w szelkich m ożliwych źródeł, w k tórych m ożna było znaleźć jakiś okruch w iadom ości o przodkach pisa rza, o jego dzieciństwie, trudnych latach m łodości i niełatw ych początkach k a rie ry literackiej.' W ynikiem tej postaw y stał się p o rtre t Żerom skiego nieco starośw iecki, ale b ardzo ży w y i z a j m ujący, nade w szy stk o zaś o p a rty na istnym lam usie w iado m ości i w iadom ostek, nieocenionych jako kom entarz do tw ó r czości pisarskiej au to ra „W iernej rzeki“, zasługującej na w y odrębnienie w ty m w łaśnie powiązaniu, Noyszewski bowiem poświęcił jej osobny .rozdział, w yk azu jący zw iązki tej „klechdy“ z jej glebą m acierzy stą, tra d y c ja m i domowymi. Urok gaw ędy spotęgow ała jej opraw a ikonograficzna, m nóstwo podobizn sta rych portretów i fotografii osób, któ re tak czy inaczej zaw aży ły na świecie wspomnień, w y zy sk any ch jako m ateriał powieścio w y przez au to ra „Prom ienia“.
N aw et stylistycznie relacja u trzy m ała się w ram ach sta rej gaw ędy. O śm ierci m atki p isarza czy ta się tu takie oto z d a nia: „S tra tę tę odczuła boleśnie c a ła rodzina. Odczuł ją i m łody Stefanek ty m boleśniej, że tenże sam anioł śm ierci stał już nad łożem jego konającej m atki. W iedział, że się to kiedyś stać musi. G dy jednak m iała już w ybić owa fatalna godzina, serce d arło się w nim na sztuki i bunt przed nieodw ołalnym targ a ł piersią. L am pa życia pani' Józefy dopalała się już“.
Taki sposób ujm ow ania psychologii p rzyszłego p isarza m oże budzić sporo uzasadnionych wątpliwości, na szczęście biograf skupił uw agę przede w szystkim na faktach biograficz nych, one też stanow ią o znaczeniu jego książki.
Już w niej zresztą usiłował ustalić kom pleks zagadnień w ysoce zaw iłych, dla tw órczości Żerom skiego bardzo donio słych, a niejednokrotnie żyw o dyskutow anych, a dotąd w całej pełni niew yjaśnionych. Pow rócił do nich w dziesięć lat później w rozpraw ie o „Z arysie m yśli polityczno-społecznej Stefana Ż erom skiego“ (1937), by określić ją jako „nacjonalizm nieza leż n y “, obcy zarów no socjalizm ow i jak komunizmowi. W izeru nek polityczny au to ra „P rzedw iośnia“ w ypadł tu tak, jak Noy szew ski p rag n ął go widzieć, bardzo natom iast odległy od nie- zaw sze przekonyw ającej, ale bardzo wnikliwej próby Z. W asi lewskiego, w ykazującej w spółistnienie w tw órczości Ż erom skiego ideologii sprzecznych, nieuzgodnionych, a sugestyw no- ścią sw ą niepokojących. P ró b a N oyszew skiego raz jeszcze do wiodła, że pietyzm , naw et najszlachetniejszy, nie jest najw ła ściw szą postaw ą poznaw czą.
Z ty m w szystkim pietyzm ten, w sp arty niew ątpliw ym pragnieniem d otarcia do praw dy, był cechą auto ra „ Z a ry su “ w ysoce ujm ującą. Na kró tk o p rzed aresztow aniem spotkałem
2 9 6 Ju lia n K r z y ż a n o w s k i
go w biurze R. G. О., gdzie kierow ał sekcją pom ocy dla lite ra tów. Z przejęciem pokazyw ał mi nowe dokum enty, listy d o ty czące z a ta rg u Żerom skiego z policją po pojaw ieniu się „ P rz e d w iośnia“. M a te ria ły do poznania uwielbianego p isa rz a g ro m a dził więc do końca, ty m więcej żałow ać trzeba, iż nie było mu dane ich w y zy sk ać, choćby try bem gaw ędziarskim .