Jerzy Ziomek
Kto mówi?
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (24), 44-55
Jerzy Ziomek
Proza kolejowa
Kto mówi ?
1. K tóż z nas, kto długo stał
w zatłoczonym w agonie, nie czytał z nu dów po w ie- lekroć: „Nie w ychylać się ” , „N icht h in au sle h n en ” , ),,Ne passe p en ch er en d e h o rs” , „ £ pericoloso spo r-
g e rsi” .
W szystkie te n ap isy m ów ią n ib y to samo: p o w strzy m u ją od ryzyk o w nej czynności w y staw ian ia części k o rp u su poza linię Okna. A jed n a k nie postaw iłbym m iędzy nim i znaku rów ności czy rów noznaczności. W słu ch u ję się w te słow a i dochodzę pow oli do p rzekonania, że t a proza kolejow a nie je st tak p ro zaiczna.
W łosi m ów ią do m nie n a ju p rz ejm ie j i z pew ną troską: „N iebezpiecznie je st w ychylać się” . M ówią ład n iej, bo nie to n em rozkazu, lecz łagodnej p e r sw azji. „S p o rg ersi” z akcen tem na „o” je st d a k ty - liczne: ja k b y m i kto ś palcem pokiw ał k u p rz e stro dze. F ran cu z m ów i b ard ziej stanowczo, ale i rzeczo wo: „Ne pas se p e n c h e r” , dodając „en d e h o rs” , że b y m się przy p ad k iem nie pom ylił i nie w y ch y lił „en d ed an s” . N iem ieckie „N icht h in a u sle h n en ” jest ró w nie o stre i stanow cze ja k polskie, ró w nie bez
45 KTO M ÓW I? osobow e. Ale gdy czytam ostrzeżen ie niem ieckie, w iem , że a u to r n a p is u — te n „ostrzegacz w irtu a ln y ” z n a jd u je się także w e w n ątrz w agonu. P rz ed ro stk i n iem ieck ie mogą odróżniać połoiżenie m ów iącego w obec k ieru n k u ru ch u . I talk: „ h in au s- (-lehnen, -g eh en , -fa h re n )” oznacza ru c h od m ów iącego na zew nątrz, n atom iast „ h e ra u s-” to w arzy szy ruchow i w k ie ru n k u m ówiącego. O strzeg ający zatem dzieli ze m n ą niebezpieczeństw o, n ależy do te j sam ej spo łeczności: chciałoby się niem al powiedzieć, że złą czony je st ze m n ą w spólnotą losu i kondycji. P rzesad a? Zapew ne, w iele więcej z te j analizy nie dało by się w ycisnąć. Może coś o c h a ra k te rz e n a ro dow ym ? O duch u języka? O h isto rii stosunków cyw ilizacyjno-kom unikaeyjnycih? R yzykow ne. I ty l ko n a dalekim horyzoncie ry s u je się pokusa ro zp ra w ian ia w duchu H um boldta albo T riera, S a p ira albo Chom skiego.
2. A tera z dla odm iany fra g m en t H a m le ta : Why, let the strucken deer go weep,
The hart ungalled play;
For som e must watch, w hile som e m ust sleep: Thus nans the world away.
Ten czterow iersz to nie zw ykły frag m en t, lecz z w a rty tek st-c y tat, w yposażony w fu n k cje a fo ry s tyczne. D latego te ż w ielu tłu m aczy , n a now o p rze k ład ający ch H am leta, te n czterow iersz zostaw iało w uśw ięconej tra d y c ją sceniczną w e rsji Paszkow skiego:
Niech ryczy z bólu ranny łoś, Zwierz zdrów przebiega knieje, Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś. To są zwyczajne dzieje.
P róbow ali popraw ić Paszkow skiego T arnaw ski, T re tiak, B ra n d s ta e tte r \ ale sztu k a u d ała się chyba dopiero Słom czyńskiem u:
1 Przykłady i analizy różnych polskich w ersji tego frag m entu w artykule J. Żuławskiego: O tłumaczeniu ksiąg. W: Przekład a rty sty czn y. O sztuce tłumaczenia. Księga druga. Pod red. S. Pollaka. Wrocław 1975, s. 381—387.
Naprawiacze Paszkowskiego
J F R Z Y Z IO M E K 46
Rogacz czy daniel
Cóż, ranny rogacz padł bez tchu, Jelonek m knie wesoło,
Ktoś uśnie, ktoś nie zazna snu, Tak św iat się toczy w k o ło 2.
J a k udow odnić, że Słom czyński lepszy? Lepszy, bo w yszedł z w iększym zyskiem ? W yszedł z zyskiem, pow iadam , a n ie „obronną r ę k ą ” . P rz e k ła d jest grą, w k tó re j w y g ry w a się ja k p rzy zielonym stoliku — raz tracąc, raz zyskując, a n ie ja k w tu rn ie ju gro m iąc przeciw nika na u d e p ta n e j ziem i. Słom czyń ski w y g ra ł opozycję „deer— h a r t” jak o „rogacz—jelo n e k ”, k tó re j nie uchw ycił P aszkow ski („łoś— zw ierz”). R ann y „ d e e r” je s t silny, m ocny, groźny, potężny, ciężki; łoś n a to m ia st jakoś łagodniejszy i słabszy od „zdrow ego zw ierza” (pom ijam ju ż ta k i drobiazg, jak to, że słow iańskie „zd ró w ” m oże w ystępow ać ty lk o w e fra z ie w erb a ln e j, a nie nom inaln ej). T re tia k tra fn ie j p rzeciw staw ił ra n n e g o „zw ierza” w e sołej „ ła n i” , ale za to kazał m u się „ry k ie m d usić” . A jed n a k rogacz Słom czyńskiego budzi n ie ja k ie w ątpliw ości: jest nieco śm ieszny z ra c ji sw ego ubocznego znaczenia idiom atycznego, podobnego do franc. „le c o m u ” (zdradzony m ąż). M oże w ięc lepszy b y łb y jalkiś „d an iel” (jak u B ra n d sta e tte ra )? T ylko że te n „daniel z bólu łk a ” , a „ je leń ” („ h a rt”) k rze p ko ry czy („grzm i k rze p k i ry k je le n ia ”), p rzez co k o n tra st „ d eer—h a r t” został w łaśnie odw rócony. A gdyby tak w ziąć „łosia” od Paszkow skiego a „je lo n k a” od Słom czyńskiego? Nie uchodzi. Pokusa przek ład u sy ntetycznego je s t w ielka (zdarzało m i się widzieć, a raczej słyszeć jak ie m elanże w teatrze), ale nie u leg n ie m y jej. N ie przez lojalność d la tłu m a - czy-arty stó w , lecz z w ażniejszych pow odów m eto dologicznych. U przedzając konkluzję: lite r a tu r a je st 2 Piszącemu ten artykuł w lipcu 1975 r. nie jest znany cały przekład Słom czyńskiego (próby Hamleta w Starym Teatrze w Krakowie trwają). Om awiany ustęp cyt. za J. K ydryński: Milton i S zekspir Słomczyńskiego. „Życie L iterackie” 1975 nr 13 (1209).
47 K TO M ÓW I? tw o re m w ielogłosow ym . Różnica m iędzy Szekspirem a „N ie w ychylać się” polega na ilości głosów, k tó re o d z y w a ją się w tekście ory g in ału oraz p rzekładu i toczą z sobą grę.
3. J e ś li w yobrazić sobie tłum acza jako gracza, tek st Szekspiro w sk i jak o jego p rzeciw nika, jeśli przy jąć, że w te j grze istn ieją p ew n e re g u ły — nie ty lk o językow e! — to okaże się, że w tłu m aczen iu nie m a try u m fa to ró w . P rzek ład jest g rą wielochodow ą, skończoną, złożoną z w ielu stra te g ii i z w ielu w y płat, p o części antag o nisty czną. T e term in y , poży czone z teorii gier, znaczą w opisow ym języku k r y ty k i lite ra c k ie j m niej w ięcej ty le : 1) tek st o ry g in ału je s t o sobliw ym przeciw nikiem : staw ia zaciekły opór, ale zarazem „chce p rze g ra ć ” , poniew aż p rzeg ran ą te k s tu je s t w y g ra n a tłum acza, czyli w spólny sukces; 2) tłu m ac z je st graczem przesadnie uczciw ym (jeśli je s t szach rajem , n ie je st tłum aczem ): resp e k tu ją c re g u ły gry, d ąży d o w y n ik u zerowego, tzn. dhce, by jego p rz e k ła d b y ł nie gorszy od oryginału, ale i nie lepszy; 3) p rze k ład a n ie sk ład a się z ko lejn y ch po sunięć (chodów, chronów ) zm ieniających sta n rzeczy n a planszy: w y g raw szy rym , trz e b a p rzegrać d w u znaczność, zdobycie archaizm u oznacza poniechanie eufonii. A lbo na odw rót. Itd. Itp.
Nie m a p rzek ład ó w ad ek w atn y ch i kongenialnych. B y w ają ty lk o g en ialn i {nie kongenialni) tłum acze. K ongenialność i ad ekw atność są pojęciam i m ało u ży teczny m i w teo rii przekład u . Sądzę, że należa łoby je zastąpić pojęciam i optymadności. P rzek ład je st zaw sze k om prom isem politycznym : k om binacją zysków i stra t.
4. P rzek ład a rty s ty c z n y jest nie ty lk o grą o zaw ro t n ej ilości s tra te g ii, ale tak że o pokaźnej liczbie graczy.
G dybyśm y w y o b razili sobie tłu m aczenie n a k sz ta łt stolika z szachow nicą pośrodku i dw om a graczam i naprzeciw siebie, byłoby to znaczne uproszczenie. P rz ek ła d je st grąrosobliw ą: w o dróżnieniu od w
szel-Gra z S zek spirem
J F R Z Y ZIO M EK
48
Rozum ienie form y i istoty
kich in n y ch gier, w k tó ry c h gracza m ażem y oddzie lić i odróżnić od bodźców, stra te g ii i w yników, w sztuce tra n s la to rs k ie j, podobnie ja k w e wszelkiej sztuce, n arzęd zia nie są ty lk o narzędziam i, środki — środkam i, p rzekazy — przekazam i. 'Przekład jest g rą w ieloosobow ą w ty m sensie, że „osobam i” g rający m i s ta ją się: tek st, język, idee. P ow iem y o nich bez
licentia scientifica, że biorą udział w rozgryw ce.
5. Czy m ożna tłum aczyć, n ie rozum iejąc? Dla laika p y tan ie je st absurdalne, fachow iec zaś zam yśli się głęboko, nim udzieli odpow iedzi, albo n a pytanie odpowie p ytaniem : co to znaczy „rozu m ieć” ? Jeśli rozum ieniem znaczenia pew nego znaku językow ego je s t przepisanie go zgodnie z danym i regułam i w postaci innego znaku (lub in n y ch znaków), to oczy w iście w olno nam będzie powiedzieć, że k o m p u ter tłum acząc „rozum ie” 3. T eoretycy p rzek ład u , p rze w id u jąc jed n ak że opór przeciw ta k ie m u rozum ieniu „ro zu m ien ia” , w ydzielili dw a podstaw ow e k ieru n k i tran slato lo g ii (k ierun ek lin g w istyczn y i k ieru n ek literatu ro zn aw czy ) i zaproponow ali odróżnienie ro zum ienia „lingw istycznego” — czyli rozum ienia fo rm y — od „rozum ienia isto ty ” 4.
Nie w d ając się w spór o sensow ność takiego podzia łu n au k i o przekładzie (naw iasem m ówiąc, w y d aje m i się m ało sensow ny), pozw olę sobie zwrócić u w a gę, że „rozum ienie lin gw istyczn e” i „rozum ienie isto ty ” je st ty lk o n iezb y t szczęśliw ym p rzem ian o w aniem stareg o pro b lem u p rzek ład u d in te rp re ta c ji. N ie wiem, czy ju ż sta ro ż y tn i G recy i R zym ianie, ale z pew nością sta ry S c h le ie rm a c h e r5 odróżniał 3 Na ten tem at obszernie A. Ludskanow: Tłu maczy człowiek i maszyna cyfrowa. Przekł. K. Deski i A. Naumow. War szawa 1973, passim i s. 69.
4 Ibidem, s. 88 a n.
5 F. Schleiermacher: Über die verschiedenen Methoden des Übersetzens (I18i:3). W: Gesam m elte Werke. Band 3, Teil 2. Berlin 1838. Na ten temat R. Kloepfer: Die Theorie der li terarischen Übersetzung. München 1964, s. 10. Kloepfer chyba niesłusznie utożsamia „das D olm etschen” z praktyką
49 K TO M ÓW I? „d a s D olm etschen” (dla o kreślenia fo rm alnej i bez osobow ej czynności tłum aczenia) od „das Ü b erse tz e n ” (tłum aczenia in terp retu jąceg o ). N iestety nie da się te j różnicy oddać po polsku: „tłum aczenie” n a p o zór bliższe je st in terp reto w an iu , a le „der Dol m e ts c h e r ” to po polsku w łaśnie „tłum acz” w sensie usługow ego pośred n ik a — tłu m acza k o n fere n c y jn e go, dyplom atycznego, sym ultanicznego. M usim y w ięc poniechać n o m e n k la tu r i poprzestać n a stw ie r dzeniu, że istn ieją różn e poziom y przekładania: im w yższy poziom, ty m w iększy udział podm iotow ej obecności tłu m ac z a -in terp re ta to ra . N ie każde t łu m aczenie i p rzekładan ie je st in te rp re ta c ją , ale każda in te rp re ta c ja je s t p rzek ład an iem i tłum aczeniem .
6. „Z daniem B e rtra n d a R ussella — «nikt nie rozum ie sło w a cheese (ser), póki nie zapozna się z serem w sposób nie ty lk o lin g w isty c z n y » 6. G dybyśm y jed n a k zastosow ali się do w skazań R ussella — k o m en tu je Jakobson — i położyli «specjalny nacisk na języ kow ych aspekach tra d y c y jn y c h problem ów filozo ficznych, m u sielib y śm y stw ierdzić, że n ik t nie ro zum ie słowa cheese, póki nie zapozna się ze znacze n iem przyp isyw any m tem u słow u w angielskim kodzie słow nym . K ażdy re p re z e n ta n t cyw ilizacji «bezserowej» zrozum ie cheese, jeśli będzie wiedział, że w języku an gielskim oznacza ono «pokarm spo rządzony z odciśniętego zsiadłego m leka» i jeśli bę dzie m iał chociażby ty lk o lingw isty czne pojęcie, co to jest zsiadłe m leko. N igdy n ie kosztow aliśm y am brozji ani n e k ta ru i ty lk o lingw istycznie pozna liśm y słowa: «am brozja», «nektar» oraz «bogo w ie » — nazw y ich m ityczn ych konsum entów . A jed
(Praxis) i „das Ü bersetzen” ze sztuką (Kunst), dość wąsko zresztą pojętą, w dzisiejszym potocznym znaczeniu. Dla Schleiermachera sztuka (herm eneutyka) obejmowała biblis-
tykę i teologię. •
0 B. Russell: Logical Positivism. „Revue Internationale de Philosophie” IV 1950, s. 3.
Filozofia ję zyka i prob
lem sera
J I R Z Y Z IO M E K 50
Rozwiązania: Russełla i Ajdukiewicza
n a k rozu m iem y te słowa i w iem y, w jakim kon tekście każde z n ich może być u ż y te ” 7.
Jakobson polem izu je z R ussellem w sposób niezbyt p opraw ny. To praw da, że znaczeniem ,,cheese” nie je s t jego sm a k czy klasa sm aków (klasa przeżyć sm akow ych konsum entów ), ale też nie jest nim sposób p ro d u k cji. Nie w iem , jak się p ro d u k u je jo gurt, ale od czasu gdy jad am jo g u rt, p rzypisu ję słow u „ jo g u rt” inne znaczenie niż w tedy, gdy n a le żałem do cyw ilizacji „ b e zjo g u rto w e j” .
P rz y k ła d z a m b ro zją i n e k ta re m je s t w ręcz chybio n ym arg u m en tem : sem iologia i logika od daw na zm agają się z problem em zdań zaw ierający ch nazw y p uste. I jakieko lw iek rozw iązanie przyjm iem y, czy R ussellow ską koncepcję tzw . słabej in te rp re ta c ji zdań ogólnych, czy A jdukiew iczow ską teorię języka intencjonalnego, n ig d y n ie pow iem y, że „am brozje” i „ n e k ta ry ” m a ją znaczenie tylko czysto lingw is tyczne. Z resztą — czy sem iologia może się uzależ niać od rozstrzy g n ięć naukow ych, filozoficznych i teologicznych? O ty m , że „bogow ie” — konsum enci n e k ta ru n ie istn ieją, w iem y nie jak o semiolodzy. Czy zdanie o Bogu w u sta c h w ierzącego i w u stach a te isty m a inn e znaczenie?
P ew n y ch w ątpliw ości pozwoli u nik n ąć ujęcie zna czenia p rzez O gdena i R ichardsa. P rzy p o m n ijm y ten dobrze znan y s c h e m a t8.
reference
sign (symbol) referent
W tak im u jęc iu b ra k p rzed m io tu odniesienia (refe rent), np. n ieistn ien ie jednorożca, bogów, n e k ta ru T R. Jakobson: J ę z y k o w e a sp e k ty tłumaczenia. Przeł. Z. Sro czyńska. W: P rzekła d artystyczny..., s. 110.
8 C. K. Ogden, I. A. Richards: The Meaning of Meaning. London 1953.
51 K T O M ÓW I? nie lik w id u je znaczenia re fe re n c ja ln e g o jednorożca, bogów, n e k ta ru 9.
W m o delu O g dena-R ichardsa b ra k u je m i jednego elem en tu , a m ianow icie P odm iotu M ówiącego (S), k tó ry : a) używ a sym boli, b) p ozn aje rzeczyw istość i c) je s t nosicielem pojęć (referen cji). .P odm iot ów to nie ty lk o uży tk ow n ik i o b iek ty w n y o b serw ator. To tak ż e przed m iot, k tó reg o pojęcie zostaje w y a rty kułow ane p rz y pom ocy o p e ra c ji kodow ych. Kod zaś nie został podm iotow i ty lk o p o d aro w an y — będąc tw orem człow ieka, toczy z nim n ie u sta n n ą grę pod dan ia się i zaw ładnięcia.
S ty l m ój w ty m m om encie s ta je się coraz bardziej zagm atw any. J a k b y m czy tał M erle au -P o n ty ’ego. Być może, że to w szystko, o czym m owa, daw no zostało op isan e pod postacią sy ste m aty k i znaczeń, dzielonych na sy n ta k ty c zn e , re fe re n c ja ln e , p rag m a tyczne 10. M nie zależy jed n ak nie n a tym , b y zapro ponow ać jeszcze je d e n w cale nie lepszy podział, lecz b y podkreślić i w ydobyć szczególną rolę podm iotu w k o m p lem en tarn ej zm ianie znaczeń, w ru c h u po w szystkich trz e c h bokach tró jk ą ta O gdena-R i chardsa:
Y eti je st n azw ą po siadającą znaczenie (referencja), ale pozbaw ioną p rze d m io tu odniesienia (referent). Sfotografow ano śla d y stó p y e ti i o k reślon o p rzy b li 9 Por. U. Eco: P e j z a ż se m io t y c z n y . Przeł. A. Weinsberg. Warszawa 1972, s. 53.
10 O koncepcjach Apresjana, proponując istotne korektury, podkreślając przy tym rolę znaczenia pragmatycznego, mówiła na K onferencji Metodologicznej w Warszawie (18 listopada 1974 r.) A. O kopień-Sław ińska w referacie pt. P relim in a ria do b a d a ń nad s e m a n t y k ą w y p o w i e d z i p o e t y c kiej. Czego brakuje Ogdenowi i Richardsowi? Yeti i refe rencja
J E R Z Y Z IO M E K 52
Pow rót do m ówiącego człowieka
żone ro zm iary zw ierzęcia (zw ierzęcia?). W tym m o m encie znaczenie y e ti nieco się zm ieniło. A co b ę dzie, gdy złapiem y yeti? Nie w iem , tw ierd zę tylko, że re la c ja m iędzy sym bolem a re fe re n c ją jest za leżna od w iedzy i poglądu, jak ie podm iot S posiada o rzeczyw istym lu b in te n c jo n a ln y m przedm iocie odniesienia (referent).
7. „P o w ró t do człow ieka m ów iącego — powiada Ricoeuir — głoszony i zapoczątkow any przez M er le a u -P o n ty ’ego n a p rzed łu żeniu ostatnich pism H usserla, został tak pom yślany, że p rzesk ak u je się tu eta p o b iek ty w n ej w iedzy o znakach i przechodzi od razu do słow a” n .
Ten c y ta t pośrednio odnosi się do p rzek ładu . Trzeba ty lk o m yśl R icoeura przystosow ać do term inologii literatu ro zn aw czej. S p ró b u jm y p rz y analizie każd e go zdania zapytać: „kto m ów i?” a zn ajd ziem y się n a tropie znanego p rob lem u homofoniii lu b polifonii dzieła literackiego. Głos a u to ra jak o p rzekaźnik głosu n a rra to ra i jako p rzek aźn ik głosu b o h atera zostaje w p rzekładzie p oddany m o du lacji poprzez głos tłum acza. Bez w zględu n a to, czy tłu m acz sobie tego życzy. Z m iana głosu je s t nieunik nion ą k on se k w en cją zm iany m iejsca podm iotu (lub podm iotów ) w stosu n k u do kodu i rzeczyw istości.
8. W yobraźm y sobie zdanie: „D er K affee ist schon fe rtig ” . Cóż łatw iejszego ja k przełożyć to na język polski („K aw a już gotow a”) lub jakikolw iek in n y język k rę g u cy w ilizacji „k aw ow ej” . P rzed dokona niem p rze k ład u trz e b a jed n a k zapytać o d elim ita- c yjno -tek sto w e w łaściw ości zdania. Sens tego zdania będzie inny, gdy w y jm iem y je z rozm ów ek, nap i sanych n ie w iedzieć czyim głosem i przeznaczonym n a w szystkie głosy, a więc n a głos niczyj, i in n y , gdy sobie p rzypom nim y, to pochodzi z L a lk i: „ G u t M or-11 P. Ricoeur: W yzwanie semiologiczne: problem podmiotu. Przeł. E. Bieńkowska. W: P. Ricoeur: Egzystencja i h e r m e neutyka. R o z p ra w y o metodzie. Opr. S. Cichowicz. W arsza w a 1975, s. 201.
53 K T O M ÓW I?
gen, m ein e K inder, der K affee ist schon fe rtig ” — rze k ła s ta ra M inclowa, k tó ra językiem swoich p rzodków dała znać nie tylko o p rzy go tow an iu p o ra n n e j kaw y, lecz w ypow iedziała sa k ra m en ta ln ą n iem al form ułę rodzinnego ciepła. A le przecież głos M inćlow ej nie był „w łasn y ” — został stw orzon y i pow o łany przez p an a B olesław a P ru sa — s ta ł się w ięc głosem w głosie. D la uproszczenia pom ijam pośredniczącego m iędzy a u to re m a p ostacią ta k czy inaczej skonstruow anego n a rra to ra . Tych głosów m oże być o w iele w ięcej — n a jisto tn ie jsza je st n ie ich ilość, lecz ich różność g atunkow a. N azw ijm y je heterofo nią.
I ta w łaśnie hetero fo n ią o d g ry w a w p rzekład zie szczególną rolę.
Lalka tłum aczon a n a rosyjski, fran cusk i, angielski
itd . w ty m m iejscu zatrzy m a oczyw iście w ypow iedź M inćlow ej w n iem ieckim języku. T ak p o stęp u jąc tłu m acz dochowa m aksym aln ej w ierności o ryg inało wi, a m im o to będzie przysłow iow ym tłu m aczem - -zd rajcą. S ens przyw ołanego fra g m e n tu polega n a tym , że b o h aterk a m ieszka w W arszaw ie, że m ów i dw om a językam i (po polsku gorzej), że m ięd zy ty m i dw om a językam i istn ieje o k reślo n a topologicznie odległość in n a niż m iędzy e w e n tu aln ą n a rra c ją ro syjską, francu sk ą, angielską itd. a n iem ieckim p rzy toczeniem .
A co najciekaw sze, w ty m sensie d a n y fra g m e n t
L a lki jest w ogóle n iep rzetłu m a cza ln y na niem iecki.
M iędzy językiem n a rra c ji a języ k iem dialogu nie m a bow iem w w e rsji niem ieckiej żadnej odległości. 9. „P aris” to po polsku P aryż. Ionesco w szakże sądzi, że Paryż po h iszpańsku znaczy M ad ry t i sądząc ta k w cale nie kpi. O tłum aczeniu n azw m iejscow ych i im ion w łasn y ch książkę b y m ożna n apisać. P ie rw szym zdaniem ta k ie j książki p ow inno być zastrzeże nie, że w szelkie analizy i p ró b y k o d y fik a c ji n ależy poprzedzić poszukiw aniem genologicznych w łaści wości tek stu .
Heterofonią a przekład
J E R Z Y Z IO M EK 54
Poszukiwania genologiczne
„L e p e tit-m a itre ” z kom edii R om agnesi’ego hulał w P a ry żu . Jego polski du bler, „ fircy k w zalotach” , baw i się w W arszaw ie i pod W arszaw ą. W ty m w y p a d k u i zgodnie z ośw ieceniow ą teorią przekładu „ P a ris ” po polsku znaczy W arszaw a.
K ażdy tłum acz się biedzi n a d pytan iem , czy b o h a te r, k tó ry w o ry g in ale m a na im ię P eter, P ierre, P ie tia pow inien w polskim p rzek ład zie nosić imię o ry g in aln e czy stać się P io trem . Czy P e ter, k tó ry jeździ „u n d e rg ro u n d e m ” , po w inien jako P io tr jeź dzić m etrem ? Może S zybką K o lejk ą M iejską? Może ko lejk ą podziem ną? Głos tłum acza i zapro jekto w any głos czy teln ik a dokonują sw oistego zaw łaszczenia św iata przedstaw ionego lub z tego zaw łaszczenia r e zyg n ują. To w łaśnie m iałem n a m yśli m ówiąc, że podm iot S uru ch am ia i zm ienia re la c ję m iędzy sym bolem a re fe re n c ją i przedm iotem . W ty m sen sie podm iot S je st rzecznikiem określonych reguł gatunkow ych. Czynność tłu m aczen ia m oże być przybliżaniem tłum aczonego te k s tu d jego św iata, ale m oże być tak ż e jego oddaleniem — rozum ieniem przez dystans.
P e te r P a n jest oczywiście P io tru siem Panem , ale P ie rre D upont pow inien pozostać P ie rre D upont i m ieszkać sobie dalej w A ix -en -P ro v en ce, jeśli począł się w e w spółczesnej konw encji w ery sty czn ej. W w iek u X V III — b y ć m oże — jak o P io tr M ost- kow ski o siadłby pod B iłgorajem . N ie piszę zbioru ra d d la tłum aczy i n ie rozstrzygam , k ied y Jacq u es m a być Ja cq u e s’em, k iedy Jak u b em , a k ied y K u busiem . T w ierdzę ty lko, że te k s t o ry g in a łu i tek st p rze k ład u odnoszą się do siebie, a to odnoszenie zna różne w arian ty : od w chłonięcia do w yobcow ania. 10. W 1930 r. pisał W a lter B enjam in: „P o n ad h isto - ryczne p o k rew ień stw o języków , jeśli tra k to w a ć je w całości, polega raczej n a ty m , że każdy z n ich o k reśla to samo, co jed n ak że nie sp raw d za się w
55 K T O MOWr?
k a ż d y m z nich z osobna, lecz ty lk o w totalności ich w z a jem n ie uzu pełniających się in te n c ji” 12.
B y łż e b y B enjam in p rek u rso re m w spółczesnej lin g w isty k i K artezjań sk iej i p o przednikiem Chom - s k y ’ego? W ydaje m i się, że B en jam in bliższy b ył em p iry zm o w i niż racjonalizm ow i, a le z całą p ew n o śc ią b ył p rek u rso re m w ielu m yśli łączących d zisiaj teorię znaku z teo rią k u ltu ry . Z w racał uw a gę, że p rob lem y p rzek ładu nie są w yłączn ie p ro b le m am i lingw istycznym i. W tym że a rty k u le pt. Z a
dania tłum acza pisał: „A nalogie i znaki zw ykle ina
czej n ap ro w ad zają n a znaczenie niż poprzez re a li zację intensyw ną, czyli w yprzedzającą, sy g n a liz u ją cą. O w a 'najintym niejsza rela cja pom iędzy językam i to szczególny p rzy p ad ek konw ergencji. Polega ona na ty m , że języki n ie są w zględem siebie obce, lecz
a priori — pom inąw szy w szelkie h isto ryczne o dnie
sienia — spokrew nione w tym , 00 chcą w y ra z ić ” 13. Ję z y k i rzu cają n a siebie św iatło. T e k sty rzu c a ją na siebie św iatło. Ś w iatło pada zarów no ze s tru k tu r, ty c h tajem n iczy ch u rządzeń otw orzonych p rzez czło w iek a a człowiekowi nieposłusznych, ja k i z ludzkie go w y siłk u u jarz m ie n ia języ k a i zapisania w nim rzeczy doświadczonych.
T łum aczenie jest staw ian iem lu ster, a b y języki, lu dzie i rzeczy m ogły się przeglądać. T łum aczym y nie ty lk o po to, b y te k s t cudzego języ k a przysw oić w łasnem u, lecz i po to, b y w łasn y język zobaczyć w pro m ieniu św ia tła p ad ający m z cudzego tek stu .
12 W. Benjamin: Zadania tłumacza. Przeł. J. Sikorski. W: W. Benjamin: T wórca jako w y tw órca. Wyboru dokonał H. Orłowski. Poznań 1975, s. 298 (przekład tego cytatu pozwoliłem sobie nieco poprawić).
13 Ibidem, s. 296. Benjamin bliższy em piryzmowi Zwierciadlana teoria przekładu