Przegląd Filozoficzny — Nowa Seria R. 13:2004, Nr 2 (50), ISSN 1230-1493
Paweł Grabarczyk
Od bodźca do moralności
Tekst ten to wynik refleksji, które nasunęły mi się po przeczytaniu artykułu O naturze wartości moralnych 'NN.O. Quine’a1. Jest to jedyna publikacja tego autora traktująca o zagadnieniach etyki. Z podobnym podejściem do zagadnień moralnościspotkałem się już wcześniejwgłośnejpracy Poza wolnościąi godno ścią B. Skinnera. Propozycje Quine’a wydałymi się interesujące, ponieważ pre
zentowany przez tegoautora behawioryzm odznacza się rygorem mniejszym od tego,który reprezentuje Skinner, dziękiczemu lepiej nadajesię do zastosowania w dziedzinie filozofii, chociaż- byćmoże - zacenę pewnychniekonsekwencji.
To, coprzyjmuję jako behawioryzm Quine’a, to przede wszystkim poglądywyra żone wksiążce Od bodźcado nauki. Nieprzypadkowo wybrałem więc tytuł arty kułu. Najważniejszym odstępstwem odrygorystycznego behawioryzmuw stylu Skinnera jestprzyjęcie języka i sfery przekonań jako składnika teorii. Umożliwia to sformułowanie interesującychmnie tez uzupełniającychbądź modyfikujących wywody Quine’a.
1 Tytuł oryginalny: On the Nature of Moral Values. Artykuł ten został opublikowany w: A. J. Goldman, J. Kim (ed.), Values and Morals, Reidel, Dordrecht, Holland, 1978. Wszystkie cytaty pochodzą z przekładu polskiego B. Stanosz zamieszczonego w: Willard V. Quine, Granice wiedzy i inne eseje filozoficzne, PIW, Warszawa 1986.
Zaprezentowana we wspomnianym artykule koncepcja wydaje misię z kilku powodów niezadowalająca. Postaram się wskazać punkty, w których poddaćją można krytyce, a następniedokonam pewnych korekt, które koncepcję tę - jak sądzę - wspierają. Być możesą to korekty, które sam Quine mógłbyzaakcepto wać, ponieważ staram się zachowywać pewne kluczowe założenia jego filozofii, mianowicie behawioryzm inaturalizm. Moim zamierzeniemjest jednak raczejroz
winięcie i obrona koncepcji, która została zarysowana w O naturzewartości mo ralnychniżrekonstrukcja możliwych poglądówQuine’a nieprzedstawionych przez niego explicite.
Zastanówmysiępo pierwsze nad tym, dlaczego behawiorysta miałby w ogóle wypowiadać się na temat etyki. Na pozór behawioryzm jest teorią, która słabo nadaje siędo wyjaśniania fenomenumoralności. Jest tak,ponieważ etyka zazwy czaj posługuje się terminami takimi jak „wolna wola”, „świadomość” czy „su mienie”, a więc pojęciami, których behawioryzmostentacyjnie unika. Fakt ten jest zresztą głównym powodem krytykipoglądówetycznychbehawiorystów. Na pierw
szyrzutoka można sądzić, że jeśli jakaś dziedzina życia nie nadaje się doopisu w kategoriach behawioralnych,to jestnią właśnie etyka. Z drugiej strony, można argumentować, żewłaśnie owe odrzucane przez behawioryzm pojęcia sągłów nym źródłem trudnościetyków. Być może są tojedynie mętne hipostazy, przyno
szącewięcej szkodyniżpożytku? Gdybyokazałosię, że istniejesposób nazastą pienie tych kłopotliwych pojęć czymśjaśniejszym, byłaby to droga jaknajbar
dziej godna zalecenia.
Jakiesą motywacjebehawiorysty do podejmowania zagadnień etyki? Artykuł Quine’arozpoczyna sięod przedstawienia opozycjimiędzy przekonaniem aoce
ną. Jest to opozycjamiędzy tym, o czymwiemy, co postrzegamy, a tym, czego pragniemy lub unikamy. ZdaniemQuine’a „dualizm ten wykryćmożna już wnaj prostszychreakcjachwarunkowych”2.Autor omawianej pracy zwracauwagę na to, że aby coś mogło zostać ocenione, musi zostać najpierw zauważone;jest to pogląd,z którym trudno byłoby sięnie zgodzić. Na marginesie warto dodać rów nież, że istnieje także zależność w drugąstronę: abycoś zostało zauważone, musi znajdować się na skali wartości. Ekonomia natury sprawia, że niezwiązane z po
tencjalnym zagrożeniem lub gratyfikacją bodźce nie są przez żywe organizmy postrzegane.Jako przykład może tu służyćpromieniowanieradioaktywne albo pro pan-butan. Jedno i drugie niejest przez nas zauważane, ponieważ w stężeniach obecnych w naturzenie stanowi dla człowieka żadnego zagrożenia. Wspominam o tym,aby pokazać,że zagadnienie wartościowania jest dla behawiorystywyjąt
kowo istotnym składnikiem jego teorii uczenia się. Quine zwraca na to uwagę w następującym fragmencie:
2 Tamże, s. 163.
Jest niewątpliwe, że wszelkie uczenie się, wszelkie nabywanie dyspozycji do zachowań różnicujących, zakłada takie właśnie dwoiste wyposażenie podmiotu: wymaga pewnej przestrzeni podobieństwa i jakiegoś uporządkowania zdarzeń na osi wartości, choćby z grubsza3.
Behawioryzm jest przede wszystkim teoriąopisującąproces uczenia się. Ucze
nie się zachowań moralnychjestzaś szczególnym przypadkiem uczeniasię jako takiego. Wydaje sięzatem, że behawiorysta może uznać, iż ma w tej materii coś ciekawego do powiedzenia. Między uczeniem się a moralnością zachodzi rów
Od bodźca do moralności 113 nież ważniejszazależność. Naukamoralności polegana wpajaniu pewnego sys
temu wartości, a posiadanie systemuwartościjest jednym z dwóchkoniecznych warunków tego, aby proces uczenia sięmógłw ogóle zaistnieć. Uczenie się za
chowań moralnych nie jest zatem dla behawiorysty tylkojednym z wielu przy padków uczeniasię. Jestto odpowiedź na postawione wcześniej pytanie oto, co motywujebehawiorystędopodejmowaniakwestii etycznych. Przyjrzyjmysię temu, z jaką propozycją mamy do czynieniaw przypadku artykułu Onaturzewartości moralnych.
Po przedstawieniuopozycji międzyprzekonaniemaoceną Quine przechodzi do rozważań nad fenomenem zachowań moralnych. Jego intencjąjest wyjaśnie nietego fenomenu, dlatego pojęcie wartości, którym sięposługuje, jest czysto opi
sowe: wartością jestto, co sobie cenimy, a cenimyto, co sprawia nam satysfak
cję.
[...] wartości moralne traktujemy tu na równi z wartościami zmysłowymi i estetyczny
mi. Tym samym każdy z nas jest tu traktowany jako dążący do własnych, prywatnych satysfakcji4.
4 Tamże, s. 169.
5 Tamże, s. 164.
6 Tamże, s. 168.
7 Tamże, s. 164.
Należywszakże zauważyć, że wszelkiewartości określone tusą czysto beha
wioralnie, rozpoznajemyje dziękireakcjom fizycznym takim jak skurcze,drgnięcia itp., jak również wypowiedzi5. Quinenie daje jednoznacznej odpowiedzi na pyta
nie o ewentualną wrodzonązdolność empatii6. Wydaje się jednak, że nie ma to dla jego rozważańznaczenia, ponieważ wrodzona, czy teżnie, empatia rozumia
na jest tu jako dyspozycja do odczuwania komfortu lub dyskomfortu w zależno ści odrozpoznanego stanu bliźniego. Stantenrozpoznawanyjestzaś dzięki umie jętności obserwacji zachowań. Jeżeli pamiętać będziemyo tym, że dla behawio
rysty takiegojak Quine zachowania językowe należądo klasy zachowań, które uznajemy za poddające się badaniu empirycznemu, to przedstawiony obraz jak dotąd nie różni się od obrazu zdroworozsądkowego. Wszak faktem jest, że re agujemyna cierpienia bliźnich,gdy widzimy,że płaczą, trzęsą się, blednąlub mó
wią nam o swoim cierpieniu.
Autor omawianego artykułu zwracauwagę na to,że relacjawartościowania jest relacją dwuczłonową: A jest lepsze (lub gorsze)od B.Jegozdaniempozwala to ułożyć wartości w porządku liniowym7.Trzebaw tym miejscu zauważyć, że Quine nie odróżnia w swoimartykule tego, coetycyzazwyczaj nazywająmoral nością, od prawa i zaleceń religijnych. Wydaje się jednak, że rozdzielanie tych sfer bywa często zabiegiem sztucznym. Następnieautor referowanegoartykułu
starasię ustalić cechyzachowań moralnych. Należy pamiętać, żeniemamy tu do czynienia z odejściem od podejścia opisowego na rzecz normatywnego. Autor stara się jedynie zaobserwowaćcechyzachowań traktowanychzazwyczajjako poddają
ce się ocenie moralnej. Zachowanie moralnenie jestjego zdaniem powiązanez ra chunkiem zysków istrat.Religijny żyd postępuje moralnie, powstrzymując się przed zjedzeniem wieprzowiny, niepostępujezaśw sposób moralny, powstrzymując się od zjedzenia nieświeżych ostryg. Podobnie chrześcijanin dokonującydobrych uczynków z myślą o przyszłej nagrodzienieprzejawiazachowań moralnych.
Edukacja moralna polega- zdaniemQuine’a - na przeistoczeniu się środków do osiągnięcia czegoś wysoko notowanego na naturalnej skali wartości wcel au
tonomiczny. Podstawątego procesu jestto,co cenimy pierwotnie z racjinaszego uposażenia naturalnego.
Ucząc się przez indukcję, że zdarzenia pewnego rodzaju prowadzą zwykle do zdarzeń innego rodzaju, które cenimy, zaczynamy z czasem, w wyniku procesu transferu, cenić także zdarzenia pierwszego rodzaju, nie tylko jako środki, lecz dla nich samych8.
Autor powyższych słów zdaje sobie oczywiście sprawęz tego, że taka cha
rakterystyka edukacji moralnej jestzdecydowanie zbyt ogólna, abyodróżnićwar tości moralne od innych. Opisany mechanizm leżyupodstaw tworzenia sięwszel kichwartości, niekoniecznie uznawanychpowszechnie za moralne. Jest zatem ja
sne, że należy wyznaczonąw ten sposób dziedzinę zawęzić. Quine dokonuje tego przez wyróżnienie dwóchkategorii wartości - wartościaltruistycznych i ceremo nialnych. Wartościamialtruistycznymi zajmę się dokładniejw dalszej części pra
cy, w tym miejscu wspomnę więc tylko o drugiej kategorii. W odróżnieniu od wartości altruistycznych, które -jak zobaczymy poniżej - wiążą się zuzyskaniem satysfakcji innych osób, wartości ceremonialne nie muszą się z ową satysfakcją bezpośredniowiązać. Należą donichwszelkiewartości zawarte w przyjętej w da
nym społeczeństwie etykiecie- takiejak ubiór, reguły bon ton itp. Łatwo zauwa żyć, że nie mamy tu doczynienia z podziałem rozłącznym - to, co przynosisa
tysfakcję innym osobom, podpada częstopodregułydobrego wychowania,z dru giej zaś strony, przyjście na czyjś ślub w stroju do nurkowania mogłoby sprawić przykrośćlicznie zgromadzonej rodzinie. Przyjęta przezQuine’a charakterystyka wartości moralnych może wydawać się z koleizbyt wąska. W tak zarysowanej perspektywie nie możemy mówićnp. o obowiązkach moralnych wobec samego siebie. Choć Quine nie wspomina o takim typie zobowiązań, nie wydaje się to jednak istotnym ograniczeniem, ponieważ większość takich obowiązków pozo-
stajewścisłym związku zsatysfakcją naszychbliskich.
Quinepodziela pogląd, że etyka, w odróżnieniu od nauk przyrodniczych, nie może liczyćna empiryczny sprawdzian swych tez. Próby sankcjonowania etyki
Od bodźca do moralności 115 przez odwołanie się do zewnętrznych siłw rodzaju boskiego nadania były pró
bami odmienienia tego stanurzeczy. Zdaniem Quine’a etykanie może też liczyć na korespondencyjną teorię prawdy,musi zadowolić się jedynie teorią koheren- cyjną9.Jesttojednocześnie głównypowód, dlaktóregouprawianieetyki norma tywnej niemożespełniać wszystkich rygorów obowiązującychwnaukachempi
rycznych. Jednakżekłopoty z brakiem uzasadnienia etyki daje się zminimalizo
wać dzięki przyczynowej redukcji. Rozpoznanie będących ze sobą w konflikcie wartości jako środków do wyższego celu i odpowiedniaredukcja przesuwacię
żar decyzjina cele, a więc wartości ostateczne. To, zdaniem autora, ułatwiade
cyzje,ponieważ owe ostateczne cele cenionesą przezprzeważającą część społe
czeństwa10. Również w tympunkcie myśl Quine’a nie odbiega od rozwiązań spo
tykanychzazwyczaj w wielu traktatachetycznych.
’ Tamże, s. 172.
10 Tamże, s. 173.
Postaram się teraz wyeksponować kilka wątpliwych elementów propozycji Quine’a, a następnie pokazać, że sąto usterki dające się usunąć przyzachowaniu założeń behawioryzmu i naturalizmu.
Pierwszym elementem koncepcji Quine’a, który wydaje się być wątpliwy,jest założenie o liniowymuporządkowaniu wartości.Autorpisze, że - wodróżnieniu odrelacji podobieństwa- wartości dająsię opisać za pomocą jednego wymiaru.
Oile jakaś rzecz może byćpodobnadodrugiej bardziej niżdotrzeciej,to do opisa
nia skaliwartościwystarczy relacja dwuargumentowa - cośjest lepsze lub gor sze od czegośinnego. Wydaje się, że jest to zbytduże uproszczenie. Gdyby rze czywiście było tak, że wszystkie wartości uporządkowane są liniowo,to trudno byłoby zrozumieć fenomen dylematów moralnych. Quine rozważa zagadnienie konfliktów pomiędzywartościami w danej społeczności, bierze jednak pod uwa gęgłównie konflikty pomiędzy potrzebami ipragnieniami różnych jejczłonków.
Dramat konfliktu wartości rozgrywa się jednakże często w świadomości poje
dynczego człowieka. Dlaczego tak jest?Dlaczego ludzie stają niekiedy przed tego typutrudnościami?Wydaje się, że przyczynątego faktu jestto,że nawet jeśli war
tości uporządkowane sąna skali liniowo, to członkowie danego społeczeństwa nie posługują się zazwyczaj jednąskalą wartości.Wtej sytuacji dwuczłonowa re lacjabyciamniej lub bardziej wartościowym relatywizowana jestdo rozpatrywa
nej skaliwartości. Wsytuacji gdy dokonać mamyjakiegoś wyboru, stajemy czę sto przed alternatywą: możemy wybrać coś, cojest lepsze dla naszej rodziny, ale gorsze ze względu na nasz kodeks religijny; zgodne z odczuciami religijnymi, aleniezgodnez prawem; zgodne z prawem, aleniezgodnez niepisanym kodek sem postępowania w danej grupie zawodowej itp. Jeżeli tylko zgadzamy się,tak jak robi to Quine, że w społeczeństwie istnieją różnice interesów wynikające
z hołdowania odmiennym wartościom, musimy przyjąć, że proces nauczania mo
ralnościtakże może być wypadkowąkilku oddziaływań. Oczywiście możnajesz cze zastanawiać sięnad tym,czy stosowanie kilku skal wartości wyklucza linio
we uporządkowanie. Podstawowym pytaniem, jakienasuwa się po wzięciu pod uwagę powyższych wywodów, jest pytanie o reguły wyboru pomiędzy różnymi systemami wartości.
Istotne zastrzeżenia budzi również sposób,w jaki Quine charakteryzujealtru
izm. Czytamy bowiem,że:
Wartościami altruistycznymi są te wartości, które wiążemy z satysfakcją innych osób lub ze środkami, które wiodą do ich satysfakcji, bez względu na uboczną satysfakcję doznawaną przez nas samych.
Uderzające jestto, że definiowane są tu wartości,wszak zazwyczaj mówimy o altruistycznych zachowaniach, tezaś charakteryzujemy zazwyczaj jakomające na celu-jak to nazywa Quine -satysfakcjęinnych osób. Prowadzito do pew
nych trudności. Mówiąc o wartościach, a nie o zachowaniach, Quine nie może posługiwać się pojęciem wartości, którym posługiwał się wcześniej. Gdyby tak było,to wartość, czyli coś przynoszącego mi satysfakcję, mogłaby jednocześnie owej satysfakcjinieprzynosić. Quinezwraca uwagę na to,że lepszabyłaby defi nicjaodwołująca siędo dyspozycjizachowaniowych11, a nie ukrytych motywacji.
Motywacje dotyczą jednakże zachowań, a nie wartości. Znacznie lepiej byłoby więc mówić o zachowaniach altruistycznych. Zmiana wartościna zachowaniapro wadzi jednakżedo wielu niejasności. Spróbujmy ustalić możliwe zarzuty prze ciwnikatakiejbehawioralnej definicji altruizmu. Po pierwsze, nie kładzie ona na
leżytego nacisku na wolę działającego.Wystawiamy się też na ryzyko utworzenia definicji zbytszerokiej.Gdywwyniku skurczu w nodze przepuszczam kilka osób stojącychza mną w kolejce,to z dużym prawdopodobieństwemwiązać to mogę z ichprzyszłąsatysfakcją,nie jest tojednakże czynaltruistyczny w zwykłymro
zumieniu. Oczywiście powoływanie się na wolę działającego niejest dla beha- wiorysty właściwe. Znającniechęć Quine’a do ontologii możliwych światów, po
dejrzewam, że nie ucieszyłby się teżzpróbyzawężeniapodanej definicji altru
izmuprzezsformułowaniaw rodzaju: „choć mógł postąpić inaczej”. Po drugie, niepołożono tu należytego nacisku na celdziałania.Jeżeli wynikiem mojegopo
stępowania jest czyjeś dobro, ale jednocześniewiadomo o mnie, że jestem czło wiekiem opętanym wizją życia wiecznego albo zwycięstwawreality show, to rów nież nie mam co liczyć nato, że będę uchodził za altruistę.Trzecimmankamen
tem takiej definicji altruizmujestsformułowanie„bez względu na uboczną satys fakcję doznawaną przeznas samych”. Otóż wydaje się, że element ewentualnej satysfakcji gra tu jednak dość znaczną rolę. Wszelkie argumentacje sprowadzają ce dowolne zachowanie altruistyczne doegoizmu opierają się właśnie natym, że
Od bodźca do moralności 117 altruizm powiązany zsamozadowoleniem przestaje być w oczach innychczłon
ków społeczeństwachlubą. Byćmożemamy tu jednak do czynienia ze zbyt wy górowanymi wymaganiami co do pojęciaaltruizmu. Jest topopularna argumen tacjawykazująca ludziom, że każde zachowanie jest egoistyczne,ponieważ musi wiązać się z satysfakcją; w innym wypadku zachowanieto byłoby czysto przy padkowe. Zawszeistnieć musi jakaś motywacja. Podobnylos spotyka często po
jęcie wolnej woli. Uważam, że rozważania te są o tyle interesujące, iżukazują pewne oczekiwania,dotyczące treści pojęć, stanowiących przecież trzon etyki.Bez względu na to, czydefinicjęaltruizmu sformułujemy wduchu behawioryzmuczy też nie, powinniśmy liczyć się ztymi oczekiwaniami. Określenie altruizmujako zachowania niezależnego od satysfakcji, jakąprzynosi, nie pasuje jednocześnie do tego, co Quine powiedział na tematistoty moralności, jaką jest, podobno, prze kształceniesięśrodków w cele. Z jednej strony mówi siębowiem, że moralność polega na tym, iż jako przyjemne zaczynamy odczuwaćto, co wcześniejjedynie prowadziło do przyjemności; zdrugiej strony charakteryzuje się altruizm w spo
sób niezależny od osiąganej satysfakcji. W jaki sposób pogodzićte dwa ujęcia?
Pewnego doprecyzowania wymaga również prezentowana przez Quine’a proceduraprzekształceniasięśrodków wcele,przedstawiana jako geneza moral ności. Zjawisko to dotyczy gamyzachowańszerszej niż zachowaniamoralne.Przy
gotowaniadowigiliiwiększośćludzi uważa za coś przyjemnego. Z radościąmówi się o karpiu w wannie i zapachu makowca, podczas gdy obiektywnie rzecz bio- rąc - trudno stwierdzić, dlaczego umierająca ryba słodkowodna blokująca nam dostęp do łazienki miałaby być powodemdo entuzjazmu. Jest tak, ponieważ za każdym razemkarp w wannie kończy jako karpw galarecie. Tego typu warunko
waniezgodne jest z ustalonymi przez behawiorystów prawami. A jednak w tym przypadku środki nie przeistaczają się w autonomiczne cele. Dlaczego? Pisząc opodstawie moralności, Quine nie podejmuje tego zagadnienia. Dlaczego zatem, jak utrzymuje, właśnie w procesie edukacji moralnej środki stająsię autonomicz
ne względem celów,czylizaczynająprzynosićsatysfakcjęw sposób autonomiczny?
Quinewyraża siętak, jakby trening moralny wystarczyło przebyć jedynie we wczesnym dzieciństwie - podobniejak naukę języka. Nie wiadomo niestety, co przemawia za trafnością tej analogii. Człowiek funkcjonujący w społeczeństwie nigdy nieprzestaje być przez nie warunkowany.Zachowania, które oparte sąna opisanym przez Quine’a schemacie, a więc odnajdywanie przyjemności w prze
kształconych w cele środkach, wzmacniane są przez członków jego społeczności dośćczęsto. Jeżeli podzielę sięz kimś ostatnim ciastkiem, tooprócz przyjemno ści, którądzięki temu odczuwam, nagradzany jestem również podziękowaniem obdarowanego. Co więcej, nie można, w zasadzie, oduczyćsięjęzyka, natomiast zdarza się całkowita zmiana skali wartości. Cudzołożnicystają sięwiernymi mę żami,złodzieje ludźmi uczciwymi,członkowie sekty Najwyższa Prawda zapisują się do czegoś mniej ekstremalnego itp. Jakimwynikiemzakończyłbysię ekspery-
ment, w którym wszyscy dorośli członkowie społecznościspotykaliby się z cał
kowitą obojętnością bliźnichnaprezentowane przez siebie zachowania? Czy oparte na przekształceniu środków w cele zachowania nie wygasłyby w świecie pozba wionym całkowicie wzmacniania wyuczonych zachowań? Rozważanie tego za gadnienia niema oczywiściesensu, ponieważnie wiadomo,jak moglibyśmy prze
prowadzićodpowiedni eksperyment. Budującteorięetyki na gruncie behawiory- zmu, niemożnazapominaćjednako zjawisku wygaszania odruchów.
Ostatnią trudnością jest niezwykle oszczędny opis przyczynowej redukcji, o której piszeQuine. Jest to ważny element koncepcji, ponieważ redukcja umoż
liwia rozstrzyganie dylematów moralnych,a zatem jest czymś, czego wieluod etyki oczekuje. Uchylając się od tej roli, etyka odbiera sama sobie walorpraktyczno- ści, co z całą pewnością umniejszajej atrakcyjność. Wypadałoby powiedzieć przede wszystkim, czymsą owe„ostatecznecele”. Quine zauważa,że jedną z kon
cepcji stosujących redukcję przyczynowąjest utylitaryzm12. Przyjęcie, iż celem ostatecznym jest suma szczęściaw społeczeństwie, nastręczajednakże poważne trudności. Moje fizjologiczne wyposażenie każę mi siętroszczyć o dobro moje, a nie o dobro całego społeczeństwa. Społeczeństwozaś jest organizmemjedynie metaforycznie ijako takie funkcji fizjologicznych nieposiada. Wydaje sięzatem, że należy rozważyć, któretowartości są ostateczne i jak przebiegać ma redukcja do nich innych wartości, mniej cenionych.
Geneza moralności pojęta jakoprocedura przekształcaniasięśrodków wcele została potraktowana przez Quine’a w sposób dość zdawkowy. A jest to koncep cja, która zasługuje na rozwinięcie i obronę przed możliwymi zarzutami. Jeżeli tylko nie damysię uwieść analogii pomiędzyprzyswajaniemstandardów etycz nych i języka, to dojdziemy do przekonania, że kluczowym punktemw naszejedu
kacji moralnej jest wytworzenie się sumienia. Często uważa się, że idealnym sprawdzianem moralnościzachowania jest odpowiedź napytanie: czy zachował byś się tak, gdyby nikt tegonie widział i nikt nie dowiedział się o twoim postę powaniu? Sumienie umożliwianamzachowanienaszychnabytych dyspozycji. To ono sprawia, że przekształcone w celeśrodki wiążą się bezpośrednioz gratyfika cją. W toku edukacji moralnej społeczeństwo wytwarza mechanizmy, które po zwalają danej osobie na uzyskiwanie gratyfikacji lub kary bez potrzebyjakich kolwiekoddziaływań zewnętrznych. Tak należyrozumieć, moim zdaniem, okre ślenie wartości moralnych jako autonomicznych. Czymjest sumienie? Jak je ro
zumiem? Uważam, że jest to zestaw nabytych dyspozycji do określonychreakcji fizjologicznych. Kiedy zrobimy coś złego, nasze sumienie daje o sobie znać - kołataniem serca, drżeniem rąk, bólem żołądka, poceniem się itp. Postępekmo
ralnie właściwyłączysięzkoleiz fizjologicznymi symptomamidoznanej satys fakcji.
Od bodźca do moralności 119 Jestem przekonany,żeten fragment mojego artykułurozczarował właśnie licz
nych czytelników. Oto pożytek zbehawioryzmu - kilka stron rozważań po to, aby w rezultacie sprowadzić ludzki odruch sumienia do konsekwencjispożycia nie świeżego dorsza. Spróbuję obronić zarysowaną tu koncepcję sumienia tak, aby daćprzynajmniej niektórym spośród tychczytelnikówmotywacjędodalszegoczy tania. Podstawowyzarzut przeciw takiemu ujęciubrzmi mniej więcej tak: można twierdzić, że bez względu natowarzyszące wyrzutom sumienia reakcje fizjolo giczne wyrzutyte są przeżyciami psychicznymi. Rozważmy ten pogląd.Co mia
łoby to znaczyć? Po pierwsze możechodzićo to, że istotne sątu procesy zacho dzącew mózgu, a nie wżołądku.Z tym oczywiście się zgadzam. Mówiąc o bólu żołądka, mam na myśliuczucie bólu. Znieczulenienp. efekt ten eliminuje. Wza rzucie tymnie o to, rzeczjasna, chodzi. Oponent powiedziałby, że bez względu na to uczucie istnieje niesprowadzalna do niego treść psychicznatowarzysząca mu i to właśnie onajest wyrzutem sumienia. Niestety, jest to szczególny przypa
dek pewnego nierozwiązywalnegoproblemu ogólniejszego- intersubiektywno- ściprzeżyć. Problemu tegonie da się jednak w żaden sposóbrozwiązać. Różnic pomiędzy subiektywnymi uczuciami ludzi nie da się równieżstwierdzić. Ilustruje toznany eksperyment myślowyzodwróconym widmem.Nierozstrzygalnośćpy
tania osubiektywne treścipsychiczne jest najważniejszym poza korzyściami me todologicznymi argumentemza przyjęciem behawioryzmu. Wtym sensie wszys
cy jesteśmy behawiorystami,nie posiadamy wglądu w subiektywne treści psychicz
ne naszych bliźnich.
Wartow tym miejscu się zatrzymać, aby wyjaśnićpewne zarysowane wcze śniej niejasności. Zastanówmy się przez chwilę nad tym, jakiego rodzaju wyja
śnienia dostępne nam sąprzy ocenianiu zachowania jakiegoś człowieka. Załóż
my, żezastanawiamysię nad tym, dlaczego ktoś zjada cytrynę. Jednym z możli wych wyjaśnień jest, żezalecił mu to lekarz, innym, że założyłsię zeznajomymi.
Zastanówmy się teraz nad tym, copowiemy, gdy nie znajdziemy żadnego wyja śnienia. Odpowiedź jest prosta:je,bo lubi, sprawia mu to przyjemność. Czy do
konaliśmy tym samym wgląduw jego przeżycia psychiczne? Nie sądzę. Wrze czywistości nie powiedzieliśmy tu nicnowego ponadto, że nie ma żadnych zna
nych nampowodów, dla których torobi. Taki już jest -moglibyśmydodać. Po wróćmy do wysokich wymagań stawianych pojęciu altruizmu.Jeżeliktośdziała na korzyść innej osobyi nie znajdujemy żadnegopowodu jegozachowania - nie robi tego dla pieniędzy, chwały czy życia wiecznego - oceniamy to jako zacho wanie chwalebne. Po prostu taki już jest.
Jednakże argument o niesprowadzalnej do funkcji fizjologicznych treści psy
chicznej może powrócić winnej formie. Nawet jeśli przeżycie psychiczne stano
wiące właściwy wyrzut sumieniajestczymś czysto subiektywnym, to dzięki ro
zumowaniu przez analogię przypisujemyje innymludziom, a obserwacja zacho wań potrzebna jest jedynie do wykluczenia innych motywacji. Wydaje się to dość
rozsądne. Jednakże konsekwencje, jakie płyną z przyjęcia tego poglądu, okazują się tak absurdalne, że trudno je nawet sensownie wyrazić. Spróbujmy, mimo to, coś takiego zrobić. Dla ułatwienia użyjmy prostego przykładu z jedzeniem. Za
łóżmy, że coś jem. Krzywię się,wypluwam, nie daję się namówić na kolejnyka
wałek. Wszystko to są oczywiścieobserwowalne zachowania. Przypuśćmy jed
nak,że moje subiektywne odczucia sąinneniż subiektywne odczucia mojego opo nenta, który je to samo i zachowuje się w ten sam sposób. Co by to właściwie miało znaczyć? Że jednemu z nas smakowało, a drugiemu nie? Podobniejest w przypadku innych zachowań-powiedzenie, że ktoś odczuwaból jako przy
jemność, niema innego sensu pozatym, że dąży do jego odczuwania. Konstata cja ta to jednak wynik obserwacji zachowania, a nie przypisania jakiegoś nienor
malnego, subiektywnego stanu psychicznego. Niechcęw tym miejscu przesądzać o istnieniu bądź nieistnieniu niesprowadzalnych do fizjologii przeżyć psychicz nych.Jedyne, co chcę powiedzieć, toże ich przypisywanie ludziom nie może sta nowićpodstawy do klasyfikacji zachowań pod względem ichmoralności.
Jak w wyniku tych rozważań zdefiniować należyaltruizm? Zachowanie al- truistyczne to takie, które mana celudobroinnych ijest motywowane gratyfika cją pochodzącą z opisanego mechanizmu sumienia. Można oczywiściew wybo
rze czyjegoś dobra się mylić,ale nasze zachowaniepozostajealtruistyczne, jeśli zgodne było znaszą aktualną wiedzą. Inni również mogą rozmaicie oceniaćna
szezachowanie. Jeżeli uznają, że wypływa ono zmechanizmu sumienia, i przy- piszą namodpowiednie przekonania co docelu działania, to bezwzględu na rze czywisty obrót sprawnie potępią naszego zachowania. Moje przekonanie otym, że cośjest dla mojegobliźniegodobrem, również jest wynikiem moich obserwa
cji i treningu,jaki przeszedłem w moim otoczeniu społecznym, co jest zresztą widoczne w postacinieporozumień pomiędzy ludźmiwychowanymi w różnych społecznościach13. Mówienie o celu imotywacji możewydawać się w przypadku ujęcia behawiorystycznegoniewłaściwe, sądzę jednak, żenie przyjmujemy tu ni
czego, na co jużbyśmy sięnie zgodzili.Para pojęć: cel imotywacja - to jedynie nowe szaty naszej wyjściowej pary: przekonania i oceny. Zamiast mówićo celu i motywacji moglibyśmy swobodnie mówić o postrzeganiu jakiegoś przedmiotu jako dobra innej osobyiwysokiej lokacie zadowolenia z dobrego uczynku naskali
wartości. Jeżeli mówienieo tym, żektoś zjada jabłko, bosprawia mu to przyjem
13 Zwrócono mi uwagę na to, że rozumiejąc wyrażenie „dobro bliźniego” jako wszystko to, co nauczyłem się rozpoznawać jako sprawiające mu przyjemność, narażam się na ryzyko głosze
nia koncepcji, która sankcjonuje np. obdarowywanie narkotykami. Sądzę, że mamy tu do czynie
nia z nieporozumieniem. Oceniając jakąś rzecz jako czyjeś dobro, biorę pod uwagę mnogość czyn
ników. Jeżeli wiem, że narkotyki wyniszczą organizm osoby, której je daję, to cały problem spro
wadza się do decyzji co do wyższości teraźniejszej przyjemności nad przyszłym cierpieniem lub odwrotnie. Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że długofalowe efekty narkotyków nie będą dla tego człowieka przyjemne. Przyjemne są jedynie efekty doraźne. Rozumienie czyjegoś dobra jako