.Ni 13 (1295). W arszawa, dnia 31 m arca 1907 r. Tom XXVL
TYGODNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N AUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".
W Warszawie: rocznie rb, 8, kw artalnie rb. 2.
Z przesyłką pocztową: rocznie rb. 10, półr. rb. 5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W Redakcyi Wszechświata i we wszystkich k się
garniach w kraju i za granicą.
Redaktor W szechśw iata przyjm uje ze sprawam i redakcyjnemi codziennie od godzi
ny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. T e l e f o n u 8 3 1 4 ,
S ta n is ła w C h e łc h o w s k i
zak oń czył życie 23 marca r- b., p rzeży w szy lat 41-
N ieslychaną stratę w ypadło opłakiwać społeczeństwu. Opuścił nas człowiek rozum ny i pełny ogromnej siły ducha, który, w sposób rzadko spotykany, łączył w sobie wszystkie właściwości, niezbędne przodownikom na polu p ra c y społecząej. Był bowiem uczonym samodzielnym, p ra c u jącym n a zaniedbanej niwie badania p rzy ro d y ojczystej. Był rolnikiem,
zdającym sobie dokładną sprawę ze znaczenia rolnictwa dla kraju n a szego. Był ta k ż e dobrym i płodnym pisarzem w dziedzinach, które go zajmowały. P o n a d w szy stk o zaś był organizatorem i kierownikiem dzia
łalności publicznej, posiadającym prawdziwie w y ją tk o w y ta le n t wciąga
nia do p r a c y ludzi n a w e t obojętnych i opornych, łączenia do wspólnych wysiłków n a w e t przeciwników i współzawodników. T e n dar szczególny miał źródło w sile i stałości przekonań oraz w głębokiem umiłowaniu celów, do k tó ry c h sam dążył i prowadził innych. A o tem, że przeko
nania Chełchowskiego b y ł y czyste i cele podniosłe, wiedział kraj cały, k tóry p a tr z y ł na je g o czynność owocną i niestrudzoną.
O ja k ż e nam trudno pogodzić się z m y ślą , że ubył oto jeden z tych niewielu, k tó ry c h z takiem zaufaniem p rzy w ykliśm y widzieć na przedzie!
Ja k ż e długo p y tać będziemy z niepokojem: „a któż go zastąpi”! Ja k im -
że bolesnym krzykiem serce protestuje przeciw okrutnej konieczności
żegnania go na zawsze!
194 WSZECHŚWIAT
OPAT T. MOREUX.
P L A N E T A M A R S W ŚW IETLE BADAŃ NAJNOWSZYCH.
( Ciąg dalszy).
Bądź j a k bądź, wyniki o statn ich prac Schiapajrellego pozostaw iają daleko za so
bą re z u lta ty je g o d awniejszych spostrzeżeń.
Ze swą siecią linij ciemnych, w ycią
g n ię ty c h pod sznur i w y tk n ięty c h wzo
rem ulic am ery kańskieg o miasta, Mars p rzedstaw iał się niep o rów nanie ciekawiej od w szystkich in n y c h planet; o sta tn ie spostrzeżenia a stro n o m a włoskiego, ogło
szone po opozycyi z roku 1889, uczyniły z niego świat najdziwniejszy, ja k i tylko sobie w y ob razić m ożna.
„ W p e w n y c h porach, p o w iada Schia- parelli, k a n a ły te ro zdw ajają się albo r a czej p o d w ajają się “.
J u ż z ko ńcem opozycyi z r. 1877 Schia- parelli z a u w a ż y ł był p rz y p a d e k tego ro
dzaju. P o d czas następnej opozycyi (1881 do 1882), w przeciągu miesiąca, tak ieg o p o d wajania się zdarzyło się 17 p rzykładów .
Mechanizm tak ie g o zjawiska je s t dość ciekawy. Zazw yczaj n a k anale tw orzy się n a p rzód lekki cień; n iek ie d y są to białe p lam y niew yraźn e. N a stęp n e g o dnia na lewo lub n a prawo od linii już istnie
jąc e j, k tó ra nie zmienia ani k sz ta łtu sw e
go, ani położenia, p o w sta je drug a linia, ró w n a i rów noległa do pierwszej w odle
głości, wynoszącej naogół od 6° do 12°
t. j. od 350 do 700 kilometrów. Zdaje się naw et, że po w s ta ją i linie bliższe, ale teleskop nie j e s t dość potężny , b y moż
na było rozróżnić je z zup ełn ą pewnością.
B a rw a ich jest b r u n a tn o -ru d a dość ciem na. Równoległość b y w a n iek iedy zupełnie ścisła.
T a k więc w miejscu, gdzie poprzednie
go dnia widać było je d n ę linię ciemną, stw ierdzam y obecność dwu linij ró w n o ległych, oddalo n ych od siebie o 350 do 700 kilom etrów . S c hiaparelli p rz y ta c z a n a w e t w y p a d e k p odw o jen ia się, w k t ó rym przedział, o ddzielający składow e w y nosił 15° t. j. 800 kilometrów!
W r. 1888 Schiaparelli po w raca do me- chanizmu tego p o dw ajania się czyli ge.
minacyi. Stwierdza teraz, że nie zawsze j e d n a z dwu linij zachowuje położenie kanału pierwotnego. „Może się zdarzyć, że ani j e d n a ani druga z ty ch formacyj nie schodzi się z k a n a łe m daw n y m 11.
Rzecz bardzo ciekawa: n iektóre kanały zawsze okazywały się odpornemi na ge- minacyę.
F a k t , że gem inacyę stwierdzili różni astronomow ie, zdaje się pozbawiać to zjawisko c h a ra k te ru iluzorycznego; nie
mniej przeto należy zaznaczyć tu wypa
dek dość niezwykły: podczas opozycyi z r. 1886, w tym sam ym czasie, gdy w Nizzy P e rro tin i Thollon obserwowali ka
nały wyraźnie podwójne, w Medyolanie Schiaparelli widział je pjjedyńczem i.
P od c z a s o statnich opozycyi Lowel w obserw atoryum swem we Flagstaffie (Ari
zona) przeprowadził bardzo staranne ba
dania nad planetą, posługując się lunetą o otworze 0,61 m. Badaniom t y m sprzyja
ła atmosfera niezmiernie czysta na wy
sokości 2 200 metrów.
Można powiedzieć, że pozostawił on da
leko poza sobą Schiaparellego z jego konfiguracyam i geograficznemi, pokrył bo
wiem całego Marsa siecią cienkich linij o oczkach tak małych, że wedle tych spostrzeżeń powierzchnia plan e ty wygląda j a k g d y b y p o k r y ta pajęczyną.
L iczb a kanałów, zaregestrowanycli we Flagstaffie, dosięgła ostatniem i czasy fan
tastycznej wysokości 420. Są one w s z y s tk ie
prostolinijne, a dążność ta ujawnia się n a w e t w z a ry sa c h mórz.
Zdaniem wielu obserw atorów a pi'xe"
dewszystkiem Low ella i D ouglasa kanały nie są ograniczone czerwonawemi czę
ściami powierzchni, lecz rozciągają się bez różnicy i na okolice c :emne. Spo
strzeżenie to, potw ierdzone przez badania la t ostatnich, m a bardzo wielką wag?- ponieważ dowodziłoby, że te okolice cie
mne nie są wcale masami wody.
W pu n k tac h przecięcia k a n a łó w Lowel dostrzegł w pewnych epokach małe plani
ki okrągłe czarne, które nazwał
o a z a m i -Terminologia, p r z y ję ta przez Lowella.-
zgad za się dość dobrze z je g o poglądami-
WSZECHŚWIAT 195
J a k k o l w i e k dziwną wydaje się teorya
z t u c z n o ś c i kanałów, znalazła ona rzecz- ików w osobach różnych astronomów, a Lowell broni jej z zaciekłością. W r a cając do hypotezy, w ypow iedzianej nie- dyś przez Pickeringa, astronom z Flag-
ta ff mniema, że wodzie trudno je s t u trz y mać się na Marsie w stanie wolnym, oko- ice ciemne zawdzięczałyby swój w ygląd yegetacyi, co do kanałów, w y k op an y ch rzez mieszkańców Marsa, celem w y tw ó r n i a pomysłowego system u irygacyi, 0 dostrzedz m oglibyśmy tylko ich brze- 1 pokryte w egetacy ą, której rozwój za- eży od pór roku. T a k samo rzecz się na i z oazami. W wielkiem swem dzie- o o Marsie Lowell rozw ija swe poglądy la temat ogólny sztuczności kanałów, a ,vszystko w tej książce zbiega się ku tej
ednej myśli.
Zresztą według niego, ukazanie się ka- lałów następuje zawsze po okresie to p
ienia śniegów biegunow ych. W miarę ego jak woda, pochodząca z ty c h śnie- ów, zajmuje nizkie szerokości, kan ały tają się bardziej widocznemi. Nie rno- emy wdawać się tu ta j w szczegóły tej lypotezy. Pozwolimy sobie tylko zwró
cić uwagę na to, że tw ierdzenia jego są
‘zęsto w sprzeczności z tem, co u trz y mują obserwatorowie bardzo poważni, a
przeczność ta osłabia ogromnie powagę ego wniosków ogólnych.
Z całokształtu prac ostatnich możemy opamiętać to, że zabarwienie plam cie
lnych ma odcień zielony na wiosnę i '"unatny latem. A zatem zmiany sezono-
" e tonów b a rw n yc h przem aw iają za zja-
•' lakami, analogicznemi z naszą wege- acyą.
Niemało na d y sk u to w an o się o objek-
" nosci szczegółów, k tó re dostrzegam y lla Marsie. J e s t to zrozumiałe ze strony a^ r°nomów lub fizyków, k tórzy nigdy UK °bserwowali pilnie planety. F a k ty c z - le> niektórych konfiguracyj nigdy nie ku' aWa,li w w %tpliwość obserwatorowie, Mzy znaczną część swojej prac y poświę-
^uważnemu zbadaniu Marsa,
amy ciemne, zwane morzami, zatoki, ,la jdt°ka Południka, wyspy, j a k Hella-
’ aPygia, plam y jasne, bieguny etc.
są ta k dalece widoczne, że b yło by rze
czą z b y te c z n ą dowodzić ich objektyw- ności. To samo powiedzieć można o k a nałach szerokich, jak Boreosyrtis, będący przedłużeniem Morza Klepsydry, albo La- cus Niliacus, który tw orzy plamę, dostęp
ną dla słabych narzędzi. Dziś zakres dy- skusyi zwęża się coraz to bardziej. Czy istnieją na Marsie na powierzchni lądów k anały cienkie — te, k tó re odkrył Schia- parelli a k tó ry c h liczbę pomnożyli L o well i Douglass? Oto prawdziwy węzeł kw estyi i przedm iot sporu. N iektórzy astronomowie pozostają jeszcze s c e p ty k a mi w ty m względzie. Zresztą Lowell słusz
nie bardzo powiada, że widoczność szcze
gółów zależy raczej od czystości atmos
fery i bystrości wzroku obserwatora, a n i
żeli od siły przyrządu. Otóż z jednej stro
ny bardzo niewielu można wymienić astronomów w prawnych, któ rzy uzbroje
ni w potężne lunety, widzieli kanały cien
kie, ta k np. Millochau nie mógł nigdy ich dostrzedz zapomocą wielkiego refrak- to ra meudońskiego. Z drugiej strony, n a w e t zdaniem Lowella, jest to kw e sty a równania osobistego, skoro Douglas u trz y muje, że odkrył także ka na ły n a księży
cach Jowisza. T rzeb aby więc przypuścić, że dla n iektórych oczu każda po w ierzch
nia przedstaw ia się ja k o pokry ta k a n a ła mi: byłoby to usposobienie fizyologiczne, k tóre należałoby brać w rachubę i zbadać jego przyczynę.
Z a p y ty w a n o także, czy, w razie jeżeli zachodzi t u niepokonane złudzenie, p o
w ierzchnia Marsa nie okazuje znacznej liczby plam mniej lub więcej ciemnych, k tóre oko łączy mimowolnie prawidłowe- mi liniami. Słynne doświadczenia Maun- dera i E vansa, k tó re polegały n a tem, że uczniom kazano ze znacznej odległości rysow ać krążki p rzedstaw iające ogólną konfiguracyę planety, przem aw iałyby, za tem tłumaczeniem. Istotnie, w większości w y padków rysow nicy połączyli zatoki lub m iejsca skąd wychodzą i gdzie się kończą kanały, cienkiemi liniami proste- mi. Doświadczenie to, pow tórzone przez Flam m ariona, d y rek to ra obserw atoryurn w Juvisy, dało wyniki identyczne.
A stronom owie, k tó rzy widzą i rysują
i 96 W s z e c h ś w i a t
k a n a ły w tej postaci, p o m nażając ich liczbę, nie c h c ą u z n a ć żadnej analogii p o między ry su n k a m i przed m iotów ziemskich
a pow ierzchn i Marsa.
M aunder n a cie rp k ą k r y t y k ę poglądów swoich, n a p is a n ą przez Storyego, odpo
wiedział w a rty k u le czasopisma „Know- le d g e ” . Sądzim y, że dla c z y te ln ik a będzie rzeczą cie k a w ą zapoznać się z głównomi ustę p a m i tej godnej uw a g i odpowiedzi.
„Zobaczm y, pow iad a Maunder, na j a kim m ianow icie pun k cie p o g lądy Lowel- la różnią się od moich. Nie w tem, co d o ty cz ę wielkich linij topografii Marsa.
Low ell widzi je i rysuje co do isto ty ta k samo, jak ja widziałem je i rysowałem w ro k u 1877 i j a k rysowali je B eer i Ma- dler w r. 1830. R ó żn ica nie dotyczę ró w nież w y g lą d u kanałów ; obserw owałem i rysow ałem k a n a ły od ro k u 1877, a cho
ciaż Low ell widział ich i ocłrysował z n acz
nie wrięcej niż ja, to j e d n a k te, k tó re j a widziałem, m iały w g ru ncie rzeczy te sa
me cechy, co i j e g o k a n a ły ; to też, roz- strząsając tę k w e sty ę bądź piśmiennie, bądź ustnie, sta ra łe m się zawsze p o d k re
ślać to, że bynajm niej nie podaję w w ą t
pliwość sumienności, ani zręczności ż a d nego z o b serw atorów Marsa. E v a n s i ja sam powiedzieliśm y kiedyś: „Byłoby d o p r a w d y w ie lk ą niewłaściwością u trz y m y wać, że liczni obserw atorow ie, k tórzy w ciągu ostatnich lat 25 rysow ali k a n a ły na Marsie, rysow ali to, czego nie widzieli.
P rzeciw nie, odrysow ali oni wiernie to, co widzieli”. N igd y nie twierdziłem i nie p rzypuszczałem , że „kanały widoczne są jak o linie bardzo delikatne, t a k delikatne, że istnienie ich je s t w ątpliw e n a w e t dla z ręczny ch e k s p e r y m e n ta to r ó w .” Co do mnie, z w łasnego doświadczenia wiem, że rzecz się m a przeciwnie.
„ Z g ad zam y się n a in n ym jeszcze p u n k cie. Low ell p rzek onany j e s t bezw zględ
nie, a j a podzielam w te m je g o zdanie, że niep od ob ień stw em je s t, by s ia tk a rze
c z y w ista ta k g e o m e try c z n ie regularna, j a k ta, k tó rą on przedstaw ia, m ogła by ć w y n ik iem p rzy c z y n czysto fizycznych.
S to ry e m u nie obca j e s t z pew nością cie
k a w a bardzo książka, k tó rą Lowell w y
dał o Marsie w listopadzie roku 1895.
„Lecz odtąd zaczynają się różnice w naszych poglądach. Lowell przypisuje tę siatkę pracy istot rozum nych, które wy
kreśliły na planecie owe „niezdarne wie.
l o k ą t y ”, jak j e n a z y w a Schiaparelli.
„Przypuszczenie takie, zaznaczmy to mi
rażu, należy do dziedziny h y p o t e z y , ^ zaś obserw acyi, a w hypotezie tej mieści się pogląd, że g d y b y Mars był znacznie bliższy lub g d y b y siła naszego wzroku została niezm iernie spotęgowana, to te
„niezdarne w ie lo k ą ty ”, pozostałyby w ca
łości i nie rozbiłyby się nigdy na szcze
góły, które moglibyśmy przypisać sa
mym ty lk o siłom przyrody.
„H ypoteza moja j e s t całkiem inna; ten w ygląd n ien a tu ra ln y może być wynikiem niedoskonałości naszego wzroku. Opieram się na dobrze znanych faktach, dotyczą
cych teoryi widzenia i budow y oka, a oko j e s t niezbędnem dla nas narzędziem obserwacyi. Nie m am y praw a uciekat się do rzeczy nieznanych i sztucznych, zanim w yczerpiem y m etody znane i na turalne, mogące w ytłu m a c zy ć dane zja
wisko. Moja h y p o tez a opiera się na do
strzeżonych sk u tk a c h przyczyn znanych:
h y p o te z a Low ella jest w y c ie cz k ą w kra
inę c z aró w ”.
Reszta argum entacyi M aundera daje sit streścić, ja k następuje: j e s t faktem do
świadczalnym, że plam a czarna, odcina
j ą c a się na tle błyszczącem, musi niiet przynajm niej 3 4 seku nd y w ś r e d n i c y , a b '
j ą można było dostrzedz okiem. Ksztah plam y można rozpoznać dopiero w takim razie, jeżeli w ym iary jej są znacznie wie
sze, w przeciw nym razie przedmiot wyd«
nam się okrągłym .
A w przy p a d k u cienkich linij? Długo'1 ich kom pensuje do pew nego stopnia ich szerokość; jeżeli je d n a k szerokość ta w}‘
nosi mniej niż sekundę^ to całą ll0ia przestaje być widoczną; i w ty m przyp^' ku długość musi być znacznie większa aby możliwa b y ła ja s n a percepcya kształt
W n iosek logiczny płynie stąd taki, v począw szy od pewnej granicy, wszyst^
przedmioty, bez w zględu n a ich p051,1' rzeczywistą, z konieczności wydadzą nai:
się jak o plam y okrągłe lub jako 1>!'
cienkie regularne. Chodzi tu o wyp3"1'
W 8ZECHŚW IAT 197 idoczności gołera okiem, a dodać trzeba,
e żadne w ychow anie oka nie będzie dolne poprawić naszego widzenia, ponie- aż granica średnicy pozornej związana .t z wielkością pręcików i stożków siat- ówki.
Zagadnienie kom plikuje się, gdy przej- ziemy do widzenia teleskopowego. Każ- v przyrząd ma teoretycznie oznaczoną ranicę, która w p r a k t y c e nigdy nie by- a osiągnięta. P raw da, że zasada pozo- luje tu sama; w iem y jednak, że powięk- .enie rzeczywiste różni się znacznie od joretycznego. T a k np. okular, powięk- ająoy 300 razy, nigdy nam me pokaże zczegółów, które d o strz e g lib y śm y z pe- 'nością, gdyby przedm iot znajdował się 1)0 razy bliżej naszego oka. T em bar- J ziej słuszne jest to rozumowanie dla po- 'igkszeń znaczniejszych, którem i z tego łaśtiie powodu posługujemy się rzadziej.
Gdy więc Lowell rysuje oazy w posta- i plain okrągłych i zaznacza ka n a ły li- iami cienkiemi a regularnemi, to, nie adi-jrzewając dobrej w iary autora, mo- ,|ny wprawdzie nie podawać w wątpli- o.-ć subjektywności zjawiska, ale m am y szelkie prawo w ątpić o jeg o objektyw- ości. Pierwsi obserwatorowie Marsa do
legali również plam y okrągłe i gdyby 'li nam powiedzieli, że oazy te miały
’ r2) wiście ten kształt, to fak ty zaprze- ylyby im dzisiaj kategorycznie. Od cza- Beera i Madlera narzędzia zostały .'doskonalone a popraw ki lepiej pozna- Otóż owe sz e ś ć d z ie s ią t. oaz Lowella ,lj‘i się posiadać tę samę cechę, co i dn,* v» które zaobserwowali Beer i Madler.
tłum. S. B.
(Dokończenie nastąpi).
F e r d y n a n d " r i c h t h o f e n .
' X IK I 1 (-’E L E B A D A Ń W S T R E F I E
! ' ' ' b i e g u n o w e j p o ł u d n i o w e j .
(Ciąg dulszy).
^akii panowały poglądy, kiedy wraz 'nanem dobiegł swego k o ńca pierw
szy okres odkryć. W ielkich w yp raw m or
skich przez następnych sto lat nie było.
Dopiero Jak ób ow i Cookowi udało się zdjąć zasłonę z domniemanego lądu połu
dniowego. Obok odwagi i przedsiębior
czości, bodźcem w jego w y p ra w a c h była nadzieja odkrycia n o w y c h krajów ze skar
bami oraz sprowadzenia ich do ojczyzny.
Dla czego k o n ty n e n t południowy nie miał
by posiadać takich bogactw, jak ie znale
ziono w P e ru i Meksyku? Myśl tę znaj
dujemy w instrukcyach, danych z a p a n o wania Jerzego Iii-go poprzednikowi Coo
ka, Byronowi. J u ż w czasie pierwszej 1 podróży (1768— 71) Cook znacznie prze- [ sunął na południe możliwe wybrzeża A n t
arktyki. W czasie drugiej w ypraw y (1772—75) objechał ziemię dookoła z z a chodu na wschód, czyli w kierunku od
wrotnym, niż zwykły, dw a razy p rze k ro czył koło biegunow e i dotarł wodą na 107" dł. zach. aż do 71° 10' szer. poł., nie ujrzawszy lądu. W nioskow ał wprawdzie z formy płytowej lodu, że pochodzić on musi z lądu stałego, ale sądził błędnie, że w oda m orska nit zamarza. Zawiedziony i niezadoA^olony wrócił do domu: nie zna
lazł w stronach południowych ziemi, k tó rą wartoby było wziąć w posiadanie.
W ielcy żeglarze późniejsi nie poszh śla
dami Cooka: przenosili oni, wzorem p o przedników, szerokości zwrotnikowe, gdzie warunki by ły znośniejsze. Ale w y p ra w a Cooka przyniosła je d n a k jed e n ważny zysk praktyczny. O dkrył on mianowicie na wschód od Ameryki Południowej dwie zlodowaciałe grupy w ysp. J e d n ę z nich, na cześć króla nazwał Georgią P ołudnio
wą, drugą na cześć głównego adm irała brytańskiego — Ziemią Sandwich. W sp o mina o grom adach fok, jak ie widział na t y c h wyspach.
T ak te d y podróże na dalekie południe zyskały interes nowy, a prak tyczn y. P o dobnie rzecz się miała i z północą, gdzie od roku 1603 zaczął się połów fok, a n i e co później i wielorybów, u p raw ian y przez licznych żeglarzy anglików i holendrów.
O dbyw ali oni g runtow ną p r a k ty k ę że
glarską n a morzu pokrytem lodami, b ę
dąc w te n sposób p rzy g o to w a n y m i do
wypraw na południe. Ciągnęły w tam te
198 W SZEC H ŚW IA T
strony widoki n a zdobycie skarbów, n a g ro m ad zo ny ch w ciałach zwierząt. A n gielscy i a m e ry k a ń s c y poław iacze wielo
rybów udaw ali się n a m ały c h s ta tk a ch (60 — 160 ton) n a n o w e m iejsca połowu.
Obliczają liczbę fu te r zab ity ch fok na przeszło milion, podobno jed en tylk o sta te k „ A s p a z y a ” m iał na pokładzie 57 000 sztuk. Z b yw ano te futra przew ażnie w Chinach. W y tę p ie n ie zw ie rz ą t na w y
spach, o d k r y ty c h przez Cooka, zmuszało ż e g la rz y do p o s u w a n ia się dalej. T r z y mali się w sąsiedztw ie kraw ędzi lodowej i wiele nazw statk ów , kiero w n ik ó w s t a t ków oraz ich właścicieli, j a k np. „B iscoe”,
„ K e m p ”, „ E n d e r b y ”, „ B a lle n y ”, znajduje
m y dziś jeszcze ja k o n a z w y ty c h p u n k tów nielicznych lądu stałego, ja k i e od
k r y to w czasie ty c h w ypraw . W ty m o- k resie również, w r o k u 1819, o d k ry te zo
s ta ły w y sp y Połu d nio w e Shetlandzkie, gdzie rozpoczęło się u śm iercanie m asow e . nanowo. S tą d udało się je d n e m u z poła
w ia c zy fok, W e d d e lo w i, dotrzeć (20 lu te go 1823) do 74° 15' szer. poł. bez s p o tk a nia lądu stałego. Głęboka ta za to k a o- trz y m ała później nazw ę „morza W ed- della”.
Stopniowo podróże ustały. T e części lą du stałego, k tó re znano w A n ta rk ty c e, b y ły pozbawione isto t ż y ją c y c h , a z atem nie posiadały żadnej wartości praktycznej.
W pierwszem półw ieczu po Cooku może
my w ym ienić je d n ę ty lk o w y p raw ę, k t ó rej celem było wyłącznie zbadanie nie
z n a ny ch przestrzeni. W y p r a w ą t ą kiero
wał k a p ita n rossyjski von Bellingshausen.
Z ro zk a z u A le k s a n d ra I-go udał się on (1819 — 20) z Georgii Południow ej n a w schód wzdłuż koła podbiegunow ego, k tó re kilka ra z y przeciął, naogół trochę dalej na południe od Cooka, ale nie d a lej ja k do 70° poł. szer., wreszcie wrócił do Georgii Południow ej. R az ty lk o wi
dział ląd stały, k tó ry nazw ał ziemią A le k san dra I. Była to p ierw sz a połać ziemi, u sta lo n a n a południe od południow ego koła podbiegunow ego.
W h isto ry i odkry ć w A n ta rk ty c e n a j
w ażniejszym okresem są la ta 1838 — 43.
W y p ra w y miały t y m raz e m c h a ra k te r wyłącznie naukow y. O pierając się n a I
znanych mu w y n ik a c h spostrzeżeń, Gauss w y k ry ł zapomocą głębokich badań ma
t e m a ty c z n y c h praw a m agnetyzm u ziem
skiego i podał nowe m eto d y oznaczenia jego elementów, przy tem obliczył położe
nie przypuszczalne obu biegunów mate
m atycznych. A leksander H um boldt w li
ście do T o w arz y stw a królewskiego w Lon
dynie gorąco zalecał zbadanie tej taje
mniczej siły na półkuli południowej, a p rze d e w sz y stk ie m dotarcie do miejsca, podanego przez Gaussa jak o magnetycz
ny biegun południowy.
W ezw an ie H u m b o ld ta nie pozostało bez skutku. Rząd angielski postanowił wy
słać wyprawę a n tra k ty c z n ą pod kiero
w nictw em młodego J a k ó b a Clarkea Itos- sa, który w r. 1831 wraz z swoim stry
je m dotarł w okolice północnego biegu
na m agnetycznego, leżącego wśród ame
rykańsk ich wysp ark ty c zn y c h . Zdecydo
wano zbudować dw a specyalne statki, co opóźniło odjazd. Okoliczność ta spowo
dowała, że zanim Ross znalazł się na miejscu, wyprzedziły go dwie inne wy
prawy, je d n a francuska pod kierunkiem Dum ont d ’Urvillea, druga amerykańska—
W ilkesa. W spółub iegan ie się było tak ożywione, że obiedwie p rzyb yły w stycz
niu 1840 r. jednocześnie do krawędzi lo
dowej na południe od Tasmanii i posuwa
ły się wzdłuż tej krawędzi. Ross wyru
szył z Anglii we wrześniu 1839 r. Ku zm artw ieniu swojemu dowiedział się w Tasmanii o powodzeniach obu wypraw, otrzym ał naw et od W ilkesa m apę odkryć, dokonanych przez tego ostatniego. Ze względu na to porzucił swój plan pier- w otn y i udał się, będąc na 170° długości, prosto na południe, albowiem n ie d a w n o
przedtem poławiacz w ielorybów, Balleny natrafił tam n a morze, swobodne od lo- dów. I okazało się, że „niem a tego zł«' go, coby n a dobre nie w y szło“. Cdyź udało się odkryć Rossowi je d y n e miejscy o ile w stanie je s te ś m y sądzić o b e c n i przez któ re można bez tru d u prawie g‘f' boko się wedrzeć w św iat antarktyczny P rzebrnąw szy przez pas lodu zatoroweg0 (Packeis), Ross znalazł się w styczni11 1841 r. na morzu bezlodowem, na któreś
! p o p łyn ął n a południe aż d j miejsca, gdz11
,\* 12 W SZECHŚW IAT 199
i a p o t k a ł
wulkany olbrzymie, które od
t a t k ó w
swoich n a z w a ł „ E re b u s “ i„Ter-
or“, oraz długą ścianę lodową, wysoką
n a