• Nie Znaleziono Wyników

Wiersze niepublikowane Jacka Guza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiersze niepublikowane Jacka Guza"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Ś w i e c a

D r ż y n i e s p o k o j n i e płomień świecy od wiatru i niemocy ze zmoczenia Obok r e w o l u c j i karnawał trwa

nie chcę trwać żeby trwać

Cd czuwania tracę zmysły

z oczu k s z t a ł t prawdy i światło p z n & y wiary Jestem n a g i jak król żebraczy

b e z s i l n y jak wyważone drzwi

G d z i e ś miłość brzmi pijana p o c h y l o n e prostują się drzewa Ja z przyjaciółką świecą drgam lecz nie chcę skończyć jak ona

B i c i e serca jak ptak przetrącony skrzydłami uderza o ściany

n a w e t one n i e odpowiadają powietrzu które zamiast oddychać łka

G d z i e ś jest dobre jutro złe wczoraj dziś świeca powoli dogorywa

Noc b ę b n i b e z g w i e z d n y m i m y ś l a m i

gaszę ogarek n i e c h wspomnienie płomienia trwa

4 . 2 . 2 0 I 3 r .

(2)

Chciałem

C h c i a ł e m , żeby wszystko miało znaczenie:

szczegół p o m i j a n y , rutyna czynności spojrzała w s t e c z ,

ruch n i e z a u w a ż a l n y , sposób m o w y , drobne monety z reszty w s k l e p i e . Palenie p a p i e r o s a , zapalniczkom nadawałem imiona k o b i e c e , p o w i e t r z e .

To jak przekrzywia szyję łabędź pospolity i to że płowy g e s t gipsowej rzeźby codziennie płowieje coraz p e ł n i e j . Żeby słowa milcaąco wykraczały poza s i e b i e , dym nie wietrzał ostatecznie. B ł a h e sprawy, niepozorni ludzie

odnajdowali w życiu swoim i innych ważne m i e j s c e , zbliżało się do siebie r o z b i e ż n e . Dbałem o stare r z e c z y , zawierające historie, u w a ż a ł e m , by n i e rozdeptać ś l i m a k a , kto wie co m y ś l i , co oprócz mieszkania w muszli n i e s i e .

Rytuałem aby było wkładanie ulubionej k o s z u l i , na ogołocony krzew p a t r z e n i e . Wydarzeniem rozmowa przypadkowa w poczekalni u l e k a r z a , czy o niczym się okaże, postój zegara co sekundę, aby odetchnął czas stracony, uwierzył czas p r z y s z ł y , spotkanie z ukochaną kobietą w K o l o s e u m , n a parkowej ł a w c e , g d z i e muchy skrzydlatym amorkom wtórowały tumany mżawki skrzydłami zgarniając znad f o n & a n n y .

Nie tylko s ł o ń c e , księżyc czy gwiazdy robiły furorę w p o e z j i ,

ale i w r ó b l e , zmęczone t w a r z e , budki z p i w e m , spóźnione pociągi zwracały poetów uwagę.

Profil szarego budynku do rozbiórki niczym rysy A f r o d y t y znajdował w palecie malarza u z n a n i e . K a r i e r ę robiły pprócz sobót p o n i e d z i a ł k i , matowa firanka miejskiej rzeki zaszalała turkusowym f a l o w a n i e m , karnacja śmierci poczerwieniała ze w s t y d u ,

że pod jej skórą krew raz jeszcze zawrzała.

Chciałem czuć obecność wszystkiego w sobie i siebie we w s z y s t k i m ,

jak każdego zakończenia nerwu mrowienie. Widok nie jedynie z tego okna wysokiego zapierał dech s z y b o m , lecz także ten z niskiego parapetu zakurzonego kusił z m y s ł y , na duszy kaloryfera wywierał niezatarte w r a ż e n i e , a tańczący p y ł e m , zeschłymi l i ś ć m i , strzępami gazet i wspomnień wiatr miał u tańczących na błyszczących marmurach

partnerów w z i ę c i e . A ż e b y w ponurym niebie zakochała się t ę c z a ,

szatniarka stłamszona futrami gości poczuła się modelką n a wybiegu u A r m a n i e g o . I żeby dzieci nigdy nie d o r a s t a ł y , a starcy z a p o m n i e l i , iż są s t a r c a m i .

(3)

Niechcący

Niechcący wyszedłem na świat

tonący w przygnębiającej brzydocie z której wyrastały wieże szczycąc się przejmującym pięknem przebitych obłoków

Niechcący na światło dzienne wyszły senne ulice

unosiły i opuszczały głowy domów dyktowały rytm kroków Z grupy uczestników nieświadomych swych powinności pierwszy na ochotnika podniosłem rękę później opuściłem

Niechcący zacząłem pisać wypełniać niewysłowione usta potykającego się losu ciszę tajemnych głosów Z niechcącej miłości niespełnionej zapragnąłem prawdziwej choćby to b y ł jednodniowy motyl

W złocie topiły się moje uczucia

od niechcenia tężały ołowiem zmieniającym oczy z formy w odlew moja twarz z niewinnej plasteliny stała się niechcący winnym ciężaru kamieniem

Jestem tu niechcący nawet nie wiem gdzie

i po co i dlaczego w takim razie czegokolwiek chcę Staję się zaklętym w sobie bez odzewu echem

nieobecnym nieodzownym niechOącym westchnieniem

2 5.1.20l3r.

(4)

N i e d o b ó r

K a r m i n o w e u s t a to za mało o s t r e rzęsy p o d t r z y m u j ą c e b r w i włosy w l o k ą c e się donikąd

i&y' . , . /

N i e p r z y c i n a m 'pragnień

one są p u s z y s t o ś c i ą d o s k o n a ł ą e n t r o p i ą k a l e k i c h m a r z e ń

Oto stoję znów w e z w a n a przez p o m r u k lustra c o d z i e n n i e zmywam m a k i j a ż

blade p o l i c z k i to za mało

by zadowolić o d b i c i e p o p r z e d n i e g o d n i a Jutro r o z b i j ę lustro p r z e d i ^ ę r z g n ę się w m e t a f o r ę w e n e c k i e g o m o s t u w e s t c h n i e ń

A wigc u w i ę z i o n a w l a r w i e k o p c i u s z k a jestem « m a % % k r z y w y m z w i e r c i a d l e jutra

Pod obcasem trzeszczy uroda spóźnionej p ó ł n o c y m a m b ł y s z c z ą c e p a n t o f e l k i k a r m i n o w e u s t a

s t a l o w e rzęsy m o s t b r w i to w y s t a r c z y b y pokonać w e s t c h n i e n i e f a l u j ą c y c h p i e r s i

(5)

G d z i e ś

G d z i e ś na mapie jest miejsce

pogrążone w moim s m u t k u , serca ślad.

Ktoś je wydeptuje nieoswojony z n i m , s a m .

Zadają mu pytanie k l i m a t , ziemia, n i e b o , w i a t r . ,

Co tu robi? / ^ f

G d z i e ś n a mapie jest m i e j s c e , którego b r a k . N i e ma tam n i k o g o , prócz tęsknoty f a l , które wyrzucają n a obojętny b r z e g pienisty myśli skraj.

Orbitą miejsca jest poruszony mapy k s z t a ł t , orbitą mapy płynny serca ślad.

W i e m , że gdzieś w atlasie jest m a p a , n a mapie m i e j s c e , co c z e k a ,

lecz za d a l e k o , zbrakło a t l a s u , kartki z m a p ą b r a k .

S' '

Z kosmosu asteroida mnie w z y w a . 1

Zanim ją-losły szałem, roztopił ją galaktyczny, miłosny serca ż a r .

„ i / t -

13.I.20l3r.

(6)

Prawdziwe anomalia

Odrywa się od tektury ziemi od mgły nieba plagiat dnia unosi się oparem gradem opada Za lustro ma wiatr ten chuchając bez trudu wmawia mu prawdziwą twarz

Migrenę ma papieros kawa straciła smak wychodzi n a jaw że spałem sam

Scena pierwsza pierwszy akt łazienka z lustrem które uparcie twierdzi że to nie ja

To los z nudów wymyśla sobie ten teatr Zmieniam b i e l i z n ę podlewam puste doniczki Mnie się już nie chce w to grać

Zapowiadany od lat nowy spektakl w zapowiedzi bezczynnie trwa

Założę trupę z niepasujących do kwestii zdań i ruszę tym orszakiem hieroglifów

w poukładany zdarzeń fakt

lub scenę jednego aktora wprawię w ruch

b r a k widowni zastąpi m i zwietrzały marzeń chór

(7)

x x x

Jałowiec cię wykarmił ziemia jałowa trawa skoszona łan zboża położony chroniła mocna na rzece zapora Pierś chmury kłębiastej ssałeś na deser sutek wiatru

wciąż wygłodniały nowego pokarmu oczyma kolejnych wrażeń wyglądałeś

Pogod\/()ywała ocaleniem oraz obumieraniem

Na ramieniu marzeń siadałeś

zakurzonych skrzyniach kryjących pamięć o życiu na całego w pełnej krasie

Kiedy sztucer klęski w ciebie mierzył

serce na dłoni kładłeś żeby było mu łatwiej Tańczyły dla ciebie owdowiałe damy

pozbawione blanku gwiazdy fl^K'

zadzierały '»eea- zwiędłe kwiaty Dziś gryziesz pierś co wykarmiła porzucone szczenię lub fał!VŁj to

co z niej pozostałoja słowa które grzęzną w gardle regularnie narzekają że nie mogą cię wykarmić

29.XI.20IIr.

(8)

W samą porę

W samą porę s p a d ł d e s z c z . O s o w i a ł y m o s t w y k ą p a ł s i ę , zmył -Iliady s t ó p .

W samą porę s ł o ń c e u w o l n i ł o od d o l e g l i w o ś c i s a d .

D r z e w a w y p u s z c z a j ą p ą k i , p ą k i o t w i e r a j ą u m y s ł ,

p a c h n ą c e m y ś l i s i ę g a j ą g w i a z d . R o z b i e g a n e oczy c h w y t a j ą ,

c z e g o j e s z c z e n i e skradł c i e ń .

Usta p o r u s z a j ą słowami w p r z y j a z n ą d a l , k r o p k a u c i e k a , /fiie zamyka z d a ń .

W samą p o r ę pod w ł a ś c i w y a d r e s t r a f i ł z a t r z y m a n y c z a s ,

co pędził^§lep$ przez tyle l a t .

W samą porę jesteś t u j J ^ e b ę d ę c i e r p i a ł - serce p ę k ł o dawno t e m u .

W samą porę ze sztilem z a p r z y j a ź n i ł się w i a t r . Ż a g l e zaczęły i m p r o w i z o w a n ą sambę g r a ć .

S z a c h i m a t .

(9)

Spytałem o drogę

Spytałem o drogę Żyda wskazał mi ścianę

pod którą wszyscy płaczą

Spytałem o drogę Muzułmanina wskazał mi drogę do M e k k i

Spytałem o drogę Buddystę położył palec na ustach

zamknął oczy i milczał

Spytałem o drogę Chrześcijanina

rozłożył szeroko ręce spojrzał w niebo zal Ź y a o w i §?oni^mdo krzyża przybijać Muzułmaninowi odłożyć broń

D ' towarzyszyć sobie w drodze do -mrerber- ^jO*- a B u d d y ś c i e wypowiedzieć słowo

jakiego nigdy n i e słyszał Spytałem o drogę siebie

serce szarpnęło jak dziki koń a krew nieznanym hymnem

z brzegów żył wystąpiła

i minaret który wzywa

12.12.2012

(10)

Drugie ja

W tych godzinach namiętnych zamkniętych już przelicytowanych przez czas

ukryte jak w jaskini nietoperzy czeladź szanse których odtworzyć się nie da Umysł n o c ą odwiedza szczyty twoich snów jarzącym świtem obrzezana jaźń

stopami do góry w obłokach odcisnąć chociaż opar uwięzionego uczucia co wciąż na niebie gwiazdy tka

Tuż obok świeca spowalnia mrok ramię zastyga w powietrzu b e z oparcia cisza sięga dna

Ile słów trzeba jeszcze wysłać w nicość ile trzeba sprzeniewierzyć żeby pojawił się obrzęk echa k t ó r e ćmi wyciszeniem drugiego ja

I8.1.20l3r.

(11)

••oda krew

Go zrobić z tymi tęsknotami

płynnymi jak rtęć dokuczliwymi jak reumatyzm ze słowami których żadne zdanie nie mieści z nadzieją co jak piskorz wyślizguje się a w drżących dłoniach zamiast niej wodorosty C o z różą począć co na czuły dotyk

kolcami jedynie odpowiada uwalniając rozmarzoną krew a płatki i zapach pozostawia nie dla rannych

pewnych siebie choć pustych serc

K i e dla ciebie miłość zrozumienie żadne miejsce ten świat lecz szukasz gdzieś po drodze wyskakujesz z pociągu

a tam to samo i Z b y s z e k C y b u l s k i spod kół

nie może się* wydostać s i ^ a S t e d lewą ręką uczy się pisać

W końcu stajesz pod wulkanem

gdzie ITonsul n a czworakach pisze rozpaczliwie dobry tekst w chmurach zawiesił się wiersz zamiast wersetów na ziemię spada gorzki deszcz Pochylasz się pod rynną a z niej

zamiast ożywczej wody znowu lepka niespełniona k r e w . . .

2 4 . 8 . 2 0 l 2 r .

(12)

Doklei

Dokąd otworzyć usta rozprostować kości zabrać się z wiatrem

D o k ą d rozprowadzić smutek

zmęczonych oczu mgłę co po przez łzy szukają gwiaździstego spojrzenia Dokąd zapędzić siebie

do jakiej klatki z której zawsze można odlecieć donikąd

Dokąd wreszcie otworzyć i oczy i usta żeby zatrzymać wściekłą podróż samotnego światła

5«xli.2010

(13)

x x x

Zepsuło się słońce i księżyc nie naprawił M o j e myśli biegną do ciebie

Tam gdzie ciągle zamieć Snują się wizje wiatru który chciałby zamilknąć lecz wie że wtedy

wszystko byłoby na nic

Liczę gwiazdy i nie mogę się doliczyc zostaje zasnąć jednak realne sny

n i e pozwalają swobodnie onośc powiekom ciemao&c v eobie zamknąć

i

Rano jasność rani źrenice

parkiem przechadzają się liście Czuję źe jestem kocham

a l e serce jak domy zmierza wąską ulicą

5.10.2012 r.

Cytaty

Powiązane dokumenty

gonią mnie chmury czas depcze po piętach wiatr usiłuje wyrwać włosy od słońca już nie pieką oczy po nowy oddech tyle drogi ten zużyty rozciera przeszłość.. a

Gdyby recenzent spojrzał na drugą stronę tomu „w przeddzień”, gdzie znajduje się wyraźna uwaga o ograniczonym nakładzie, przeznaczonym wyłącznie dla znajomych i

Potem, w latach sześćdziesiątych, przeniosłem się do Teatru Osterwy, bo zacząłem się zajmować usługami plastycznymi.. Przez cztery lata pracowałem tam jako

Myślę, że właśnie wtedy zaangażowałem się w działalność dla niepełnosprawnych, tworząc coś ważnego, społecznie ważnego. Data i miejsce nagrania

czenie potężny. Dalekie, ciche miasteczko nad brzegiem oceanu. Idzie się w dół ulicą jeszcze senną, za- ledwo gdzie niegdzie poczynają otwierać drzwi sklepów

Z malarstwa polskie- go inspiracją dla Kaczmarskiego stały się następujące prace: J.. Gielniak, Improwizacje dla Grażynki,

Istnieje jeszcze inny potencjalny mecha- nizm powstawania przerzutów w określo- nych lokalizacjach, mianowicie, wędrujące z krwią komórki nowotworowe mogą osie- dlać się

Szymon też trafił do szpitala, ale jego choroba stała się dla Krasińskiego okazją do ukazania jeszcze jednego sposobu niszczenia przeciwników przez UB.. Była to