• Nie Znaleziono Wyników

Pokłosie Szkolne. R. 2, z. 10 (1929)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pokłosie Szkolne. R. 2, z. 10 (1929)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Pokłosie Szkolne

M IE S I Ę C Z N I K

POŚWIĘCONY SZKOLNICTWU POWSZECHNEMU.

O R G A N

Nauczycielskich Konferencyj Rejonowych na Mazowszu Płockiem.

K o l e d z y i K o l e ż a n k i !

P o w szech n a W ystaw a K rajowa w P oznaniu, jak zg o d n ie św ia d czą ci, którzy ją zw iedzili — sw oi i o b cy

— nie rna w historji w ystaw rów nej so b ie . N aw et za ­ zd rośn i i przyw ykli d o rzeczy w ielkich A m eryk an ie mówią: Z aim p on ow aliście nam !

N as jednak p o cią g a ona p rzed ew szy stk iem b o ­ g actw em sk o n d en so w a n ej tu p o lsk o ści, w idom ym d o ­ robkiem n aszych rąk, ser c i m ózgów .

K to w ięc c h ce p o zn a ć P o lsk ę dzisiejszą, jej ży­

w o tn o ść, m oc, siłę i p o tę g ę ■—- n iech jed zie do P o ­ znania! T a m s i ę c z ł o w i e k n a p ije , n a d y s z e O j c z y z n y !

A n au czycielow i w ięcej za p ew n e, niż kom u innem u, p o trzeb n a jest ta duchow a kąpiel w m orzu realnej w artości w ła sn eg o narodu i P aństw a, p o trzeb n a mu jest ś w ie ż o ść uczucia i św ie ż o ść m y ś li!

O dm aw iajm y w ięc so b ie innych przyjem ności, o szc zęd za jm y g r o sz e i jedźm y d o P ozn an ia, jedźm y w szyscy! Zapisujm y się liczn ie w p o c z e t w ycieczek ,

(2)

organizow anych na teren ie n a szeg o pow iatu, czy to p rzez korporacje nauczycielsk ie, czy te ż p rzez inne jakiekolw iek związki i stow arzyszenia.

O rganizujm y sami w ycieczk i szk oln e, dając m ożność i d zieciom naszym sp ojrzeć zbliska na ogrom wysiłku P olski wolnej: nie z obrazków , k siążek czy opowiadań, ale b ezp o śre d n io z te g o żyw eg o źródła p o lsk o ści nie­

chaj i on e zaczerp n ą swym chłonnym serduszkiem tej żyw ej m iłości, wiary i siły do p racy dla siebie i O jczyzn y, jakiej nabieram y, zw iedzając Powszechną W y sta w ę Krajową.

R E D A K C J A .

D r. M IE C Z Y S Ł A W T H E M E R S O N .

Trzydziestolecie martyrologji lekarza szkolnego.

(D o k o ń czen ie).

XIV.

In fu tu ra m re i m em oriam .

O ile podm uch rew olucji rosyjskiej w czasie wojny euro­

pejskiej w p o cz ątk ac h 1917-go roku w yw ołał nadzwyczajny entuzjazm , żyw iołowe m anifestacje i ra d o ść niepom ierną wyzwo­

lenia ze szponów caratu , o tyle p rze w ró t „bolszew icki" ku koń­

cowi te g o ż roku rzucił na um ysły in te le k tu aln e po strach przy­

g n ęb ien ia i p rzeczucie katastrofy.

P ierw szy o k res rew olucji zerw ał ze stru n jego harfy poety­

ckiej strofy, w rażone w S w i t.

„S p ad ło jarzm o ciężkiej niewoli!

R óżow y św it w olności zajrzał w duszę zbo lałą jasnym cie­

płym prom ieniem n a d z ie i. . . U rosły duszy skrzydła do bujnego lotu w krainę now ego bytu, now ego układu życia społecznego, wyzw olenia D ucha.

(3)

K rw aw e rany p o sę p n ej niedoli okryły się błyskaw icznie bliznam i u k o je n ia ... P ierś całą ro zp ie ra ł rad o sn y hymn b r a t e r ­ s t w a , r ó w n o ś c i , w o l n o ś c i !

O b c y przech o d zień w rzyna się w se rc e ukochaniem b r a t a . . . Jakiś żyw ioł w ielkiego um iłow ania całej ludzkości wlewa się rap ­ tow nie w krew , pulsuje m iłością bliźniego. N ieb o b łę k itn ie je ja­

sną p o g o d ą poryw u w iosennego. S ło ń ce złoci się rojem p ie sz­

czotliw ych prom ieni, krynicą g o rą c e g o uczucia, h e j n a ł e m b r a - t e r s t w a l u d ó w !

N aw et bru k — te n bru d n y zazwyczaj bru k m ałom iastecz­

kowy — odział się w o d św ię tn e szaty czystości kryształow ej.

Tyle o łta r z y ! K ażdy o łta rz ma sw ego Boga, K ażdy Bóg ma swych wyznawców.

W odzow ie - kapłani naw ołują w iernych do m o d ł ó w . .. do hołd ó w . . . d o danin . . .

A dusza p rag n ę łab y w idzieć Je d y n e g o tylko B oga — W ie l­

kiego D ucha m iło ś c i. . . zginać kolana p rze d jednym tylko o łta ­ rzem, skąd rozchodziłyby się w onne kad zid ła ukochania W szech- lu d z k o śc i!

P ra g n ęła b y ujrzeć k res walki b ra to b ó jc z e j, zagłuszyć jęk, ociekających krw ią rannych, o trz e ć łzy w dow om i siero to m , p rzy­

tulić do w ezbranego m iłością ło n a ludzkość całą . . . c n ł ą . ..

S uną nap rzó d tłum y.

G ę stą falą dąży tłum do sz tan d a ru W olności.

R óżnobarw ne, różnojęzyczne, ró źn o treściw e napisy na ło p o ­ cących w ro ztę tn io n e m p ow ietrzu sztan d arach .

M iędzy niem i je d en wielki, czcigodny, w abiący ku sobie każdą literą.

To p ro m ie n ieje w blasku słońca n a p is:

B r a t e r s t w o l u d ó w !

Jak że g ra w duszy cudow ny ob raz sczęśliw ej przyszłości ludów z ie m i:

K ażdy n aró d n ie p o d leg ły na w łasnej ziemi ojczystej — z ja­

rzm a o b c e g o w yzw olony — du ch a i b y tu w łasnego pan i w ładca...

W szy stk ie zaś złączone id eą b rate rstw a.

K ażdy służy w szystkim , w szystkie każdem u. W szystkie na ró w n y c h p raw ach u czestn iczą w budow ie w spaniałego gm achu

(4)

kultury ogólno - lu d z k ie j: niem a ani pasierbów , ani sie ro t, ani b astard ó w .

Je d n ej m atki - ziemi dzieci, acz różnych znam ion rasow ych wykwity, razem i zgodnie sp la ta ją w ieniec L udzkości. M ocarstw a potężn e, w ielkie w yciągają stalow e ram iona, tuląc mate i nikłe.

N ie ku zm iażdżeniu słabych, nie ku w chłonięciu bezbronnych, lecz ku oskrzydleniu op iek ą rodzica, ku przytuleniu szczerością do ciepłego serca, n atchnionego p ieśnią rozkw itu b rate rstw a ludów.

D usza marzy na jawie : przez pryzm at pragnień swoich naj­

św iętszych widzi w ek stazie p ro ro czej najbliższą, zd a się, przy­

szłość synów ziemi.

U rocza w iosna otuliła ziem ię arom atem św ieżości, b arw ą czerw ieni, w lała w tłum y m a jestat d o sto jn ej chwili przełom ow ej.

R ozw iały się szare dni szarej myśli ludzkiej. D onośny dzwon wielkiej m etam orfozy zagłuszył huki arm at, trzaski karabinów , jęki rannych, płacz s i e r o t . . .

P o przez kraśną zasłonę p rzew ro tu zm alała jadow ita zm ora walki b rato b ó jcze j. W odzow ie-kapłani Ligi św iętej spraw y przytulili do pałająceg o m iłością bliźniego se rc a w szystkie ludy św iata, darząc różdżką oliw ną rozbrojenia.

N ow e zw iastow anie głosi ziemi D uch b ra te rs tw a ludów.

P re c z z orężem !

i N ie na o strzu b ag n e tu spoczyw a szczęście L udzkości ! W prom ieniach sło ń c a m iłości skąpana, w ram ionach kultu­

ry w yhodow ana pójdzie L udzkość d ro g ą n ow ą—-nowym szlakiem ...“

Zboczyła, niestety , na m anow ce destru k cji. Z nizin plebej- skich w ytrysnęły niepoham ow anym strum ieniem w ilcze instynkty okrucieństw a, nie uszlachetnione ducha p o tę g ą , kultury rozkw item , depcząc, p londrując, niszcząc... Zadały śm iertelny cios cywilizacji ludzkiej. T rz eb a było uciekać w czerw cu 1918 roku z te g o pie­

kła, k tó re, do p iero w zarodku p rzetw arzania d o k tryny w czyn, już szerzyło o stre kły z odm ykających się czeluści, aby z biegiem czasu coraz okrutniej p o d cin ać nożem gilotyny kom unistycznej głow ę D ucha ludzkiego.

Ile trudu, m ozołu, zachodów i pom ysłów kosztow ało w ydo­

stan ie się z tych szponów na zachód — do kraju ojczystego, k tó ry tkw ił jeszcze w kleszczach okupacji niem ieckiej. O p is p o ­ w rotu „reem igracji*1 w ów czesnych w arunkach po p rzez kordony sow iecki i niem iecki wym aga oddzielnej m onografji dziejow ej, co odkładam ad te m p o ra m eliora.

(5)

In hoc signo vinces.

T ym czasem mknijmy lotem tę sk n o ty , o ile to je s t m ożliwe, po p rzez przystanki kw arantannow e, w niem iecką p e d a n te rję ujęte, to rem kolejow ym via W ilno do W arszaw y, w yłaniającej się z p o ­ rannej kąpieli lipcow ej w 1918 roku. K rótki odpoczynek i... po sreb rn ej w stę d ze W isły ukochanej ruszam y, jak rozbitki, do dom u.

P o c z te re c h latach tułaczki, najeżonej okrucieństw em o k ro p ­ ności p ie k ła wojny, p o d w łasny d ac h nad głow ą, do w łasnego łóżka „ n iep o d le g łe g o "! Mijały ty g o d n ie, nim w rócił do rów no­

wagi fizycznej i duchow ej, aby n areszcie po c z te ro le tn ie j przy­

musowej n ie o b ec n o ści, o b ją ć znow u n adzór higjeniczny nad dziatw ą szkolną.

Jak że klęska w ojny d ała się we znaki tej lato ro śli, k tó ra po p ad ła w n ęd z ę, ch arłactw o , b ru d i o tę p ien ie. D o p iero szybka, po w ypędzeniu b ru taln y ch niem ców , organizacja szkolnictw a p o ­ w szechnego w o b ję cia ch N iep o d leg ło ści p o d skrzydłam i D ozoru Szkolnego, au tonom icznie w yłonionego z S am orządu K om unalne­

go, dała m ożność ujęcia w praw idłow e karby rac jo n aln e g o n ad ­ zoru sa n ita rn e g o dziatw y szkolnej, aby zagoić b o le sn e rany, za­

dane okrutnem i ciosam i w ojny i okupacji. D ożyw ianie w szkole, ciepłe kąpiele, system aty czn e strzyżenie i odw szenie, zao p atry w a­

nie w bieliznę, odzież i obuw ie, — o to kojąca d łoń now ych w a­

runków N iep o d leg ło ści.

A le i tu, n ie ste ty , w żarła się w autonom iczne ciało ośw ia­

tow e drap ieżn a zach łan n o ść „ p a rty jn ic tw a", k tó ra chciała narzucić dziedzinie ośw iaty i w ychow ania fizycznego sw oje d o k try n ersk ie , dem agogiczne zachcianki p olityczne. Jak że lekarz, zapatrzony jedynie w p o ch o d n ię w iedzy higjenicznej i b ezin tereso w n y ideał hum anitarny, m usiał b o le ć i cierpieć!...

M iędzy S cyllą a C h a ry b d ą l

Być w o pałach m iędzy m łotem a kow adłem !

K ażda s tro n a chciała p o d p o rzą d k o w a ć jaźń jego tw órczą swoim p o stu la to m „ludow ładczym “ , kiedy on prag n ął być nie

„lu d o w ła d c ą “ , lecz „ lu d o lu b cą ". Nię. panow ać p o d sztandarem partyjnym , lecz ośw iecać!

N ie nakazyw ać d ek re te m partyjnym , lecz uśw iadam iać!

X V .

(6)

Tw orzyć dziatw ie szkolnej bez różnicy w yznania higieniczne w arunki b y tu w sam ej szkole i poza szkołą — w dom u: pod zdrow ym , przestronnym , jasnym, suchym dachem nad głow ą dzieciny.

Jakże płynąć gładko po zw ierciadle w ód wychow aw czych m iędzy urwiskam i, z któ ry ch co i raz p ad a ją g ro źn e odłam ki, g o to w e zato p ić sternika, przem ykającego się w w ątłej łodzi

„ b e zp a rty jn ic tw a“ .

Z acięta w alka dw óch obozów politycznych o d b ija ła się do­

tkliw ie na p ochodzie kurczenia się ro zp ię to śc i szero k ich możli­

w ości . p edagogicznych, sanitarnych i gospodarczych. Dozór szkolny chciał być skarbnikiem b u d że tu szkolnego, M agistrat zaś b y ć panem szkolnictw a pow szechnego, jako rzą d ca Kasy miej­

skiej, z k tó rej cz erp an e są fundusze na inw estycje gospodarcze i san itarn e nauczania pow szechnego. „B ezpartyjny" lekarz uległ p rzem o cy intryg, k tó re nie pozw oliły na ugruntow anie jego sta­

now iska w ram ach o dpow iedniej k ateg o rji służbow ej i należytych szczebli d łu g o letn iej drabiny pracy higjenicznej. D ozór szkolny p ad ł w reszcie p o d ciosem zw ycięskiego M agistratu.

R adykalna operacja, jakiej uległ zm urszały ustrój partyjny, w lała św ieżą krew w tę tn ic e organizm u społecznego, który o ck n ą ł się ze snu kotery jn eg o , porzucił o łta rze walki doktryner­

skiej i sta n ął do pracy uzdrow ienia w arunków b ytu na tle zasad-, niczego lojalnego trzonu państw ow ego, gru n tu jąceg o równo­

upraw nienie w szystkich stanów , klas, wyznań, p o d skrzydłami św ię to śc i— sym bolu B iałego O rła.

Ta zdrow a te n d e n c ja ulepienia z gliny społecznej mozaiko­

wej, rozczochranej na party jn ictw a u n ó g państw ow ości jednolitej kule, była jedynem wyjściem na jasny b rze g strw orzenia mocnego typu lojalnego obyw atela-państw ow ca. M etoda była św ietna, lecz w ykonanie p rze w ro tu nie zaw sze sto i na w ysokości ten d en cji po­

czynań, bo n iek tó re ogniw a są zbyt chw iejne, (to ć to tylko ludzie!), aby potrafiły ukuć m ocny, jednolicie dźw ięczący łańcuch z m etalu szlach etn eg o .

B ądź co bądź w ytknięta już je st linja p ro sta dla obyw ateli d o b rej woli, nie zatru ty ch jadem dogm atyzm u, aby m ogli um ocnić te n zdrow y p rą d now oczesnej myśli politycznej ku utrw aleniu d o b ro b y tu duchow ego i m aterjalnego w szystkich obyw ateli p o ­

(7)

tę żn e g o m ocarstw a wyzwolonej z jarzm a d o k try n erstw a P olski.

W każdej dziedzinie życia sp o łeczn eg o już się zaznacza św ieży pow iew tej z góry p o czętej myśli refo rm ato rsk iej, k tó ra w kracza sto p ą uzdraw iającą, tęp iąc chw asty party jn ictw a, w ysuw ającego zwykle na czoło m iernoty, ro b ią c e karjerę, nie p ozw alającego lu­

dziom o duchu tw órczym w zbijać się na pow ierzchnię życia spo łecznego.

To też p o w sta ła i tu ta j — w tym pnącym się ku niebios błękitow i g rodzie, w brew M agistratow i, — p o w sta ła do bujnego życia now a m iejska R ad a Szkolna, jako u o sobienie now ej m etody pracy ośw iatow ej, o p arte j nie na chorej tradycji waśni partyjnej, lecz na zdrow ej pod staw ie harm onijnej w spółpracy w ram ach autonom icznych pro bo n o organizm u państw ow ego i społecznego.

L ekarz, k tó ry o p arł hum anitaryzm na k ręg o słu p ie H igjeny, nie sprzeniew ierzył się ani razu w swej działalności na niwie sa­

nitarnej szkolnictw a p o w szechnego ideałow i b ezstro n n o ści, nie uległ żadnym odchyleniom partyjno-politycznym , na jakie byw ał narażany n ie jed n o k ro tn ie w zależności o d prądów z tej lub owej góry w iejących — o d tą d m oże iść nap rzó d zgodnie z pionem w łasnej kon stru k cji higjenicznej, albow iem nie b ęd z ie chyba już nagabywany przez czynniki partyjnictw a d em agogicznego, żerują­

cego na w szystkich dziedzinach u stroju socjalnego. S kończył się okres te g o żerow ania.

O b y m łode p o k o len ie, w ychow ane w now ych uczelniach miłości bliźniego, ośw iaty isto tn ej, nie zabarw ionej tru cizn ą szo­

winizmu, za h artow ane w rozum nem stosow aniu postu lató w higjeny w dziedzinie w ychow ania fizycznego, w yrosło na sp o łe cz n o ść d o ­ skonałą p o d w zględem ciała du ch a i m ocarnej państw ow ości, zespalającej w szystkich bez w yjątku obyw ateli w je d n ą brać.

Ze w ok resie m artyrologji trzy d z iesto le tn iej n ie jed n ą ceg iełk ę du­

cha w łasnego w m urow ał we fundam ent tak ieg o gm achu, to będzie nag ro d ą lekarza-higjenisty.

O h eurystycznej formie nauczania.

D użo mówi się u nas o „heurystycznem nauczaniu", „o form ie heurystycznej", „h e u rezie", ale n ie ste ty zb y t różną tre ść w kłada się w to słow o h e u r e z a i stą d pow staje dużo bezow ocnych

(8)

dyskusyj i sta rć pog-lądów, z konieczności nie rokujących w yników pozytyw nych, bo o partych na błędnym gruncie logicznym n ie d o ­ k ład n eg o rozróżniania i niejednakow ego stosow ania tre śc i te g o te r ­ minu. R óżnicow anie się p o ję ć o heurezie b ierze się przedew szyst- kiem stąd , że ta form a nauczania je st złożona i nie w szystkie su b te ln e , jej jedynie w łaściw e m om enty logiczne i psychologiczne w jednakow ej m ierze są dla każdej kon stru k cji um ysłow ej jasne i zrozum iałe, w skutek czego każdy w kłada w to p o ję cie tre ść naj­

bard ziej przez sieb ie zrozum ianą i w yczutą. S przyja tem u chao­

sowi p o ję ć o h eurezie i ta okoliczność, że term in te n m a bogatą za so b ą p rzeszło ść w historji greck iej filozofji i cz ę sto używany je s t przez jednych w znczeniu historycznem i genetycznem nau­

czania so k raty czn eg o , przez innych zaś w znaczeniu umownem, czysto w spółczesnem , n ie ste ty , niezawsze d o stateczn ie sprecyzo- w anem , b o posiadającem tylko cechy przew ażnie mało istotne na­

uczania sokratycznego.

R óżne słow a — sym bole, różne term iny naukow e w rozwoju historycznym zm ieniały swą treść , zarzucały ją i nabywały nowej ró w n o leg le ze zm ianą p o ję ć ludzkości w danej dziedzinie. Termin naukow y, skoro przyjęty zostanie przez ogół, zaczyna żyć życiem w łasnem , niezależnem od intencji tych, którzy go stworzyli i naj­

pierw używali.

T akie słow a, jak astrologja, alchem ja czy astronom ja inne zupełnie miały znaczenie w 14-em, przypuśćm y, stuleciu, a inne znaczenie m ają teraz. Isto ta naszego pogląd u na alchem ję i astro­

logię u legła zasadniczym p rzeobrażeniom , isto tn a tre ść astronom ji dzięki zdobyczom naukowym rozszerzyła się niepom iernie, zmie­

niło się znaczenie słów — sym bolów , bo zm ieniła się treść, którą sym bole te p ierw o tn ie oznaczały. C zy stało się to samo z h e u r e z ą ? Czy napraw dę now e czasy wlały w to słowo tre ś ć now ą, czy zaszły w tem pojęciu zm iany ze świadom ością celu w prow adzone ? Jak ie było znaczenie heurezy w kole sokra- tycznem i jaką je st heureza, o k tó rej obecnie tak często się mówi ? O sta tn ie m i czasy zjaw iają się zdania coraz cz ęstsze prze­

ciw heurezie, czy nie należy zatem pom yśleć, jakie są pow ody sprzeciw iania się heurezie, czy nie leżą one jedynie w wadliwem stosow aniu heurezy lub w fałszywem pojm ow aniu jej is to ty ?

Rozw iązania źródłow e heurezy sokratycznej i w ydobyw anie z niego teg o , co je st isto tn e, poznanie linji rozw oju heurezy

(9)

w p rz e b ie g u dziejow ym niezależnie o d te g o , czy w ystępow ała p o d w łaściw ą nazw ą, czy p o d jakąkolw iek inną — o to są p o d ­ staw ow e w ęgły heurezy i p u n k t wyjścia dla oceny o b ecn ie sto - w anego u nas h eurystycznego nauczania. D okładny ro zb ió r dzieł, w któ ry ch S o k ra te s w ystęp u je jako nauczyciel, upew ni nas w tem , że heurystycznej form y nie w yczerpuje dialog pytań i odpow iedzi, jak to c z ę s to się rozum ie niew łaściw ie, że rozm ow a z uczniem jest tylko je d n ą z cech form y h erystycznej, ale nie je st cechą isto tn ą (n iejed n o k ro tn ie S o k ra te s p rzechodzi z dialogu do mowy ciągłej, naw et d o przem ów ień!), że duszą heurezy i jej celem je st dążenie, by uczeń ćw iczył się sta le w sam odzielnem m yśleniu, żeby był um ysłow o czynnym i by z w ew n ętrz n eg o przek o n an ia przyjm ował w iedzę w szelką, a jako jed y n e kryterjum , by sto so w a ł um ysł swój i zd o ln o ść rozum ow ania, p o d n ie sio n e m ożliw ie do najwyższego sto p n i". K u tem u zaś m ogą służyć różne środki, ale w łaściw ie i odpow ied n io sto so w a n e w myśl heurezy.

Zmieniły się i zm ieniają sta le nasze śro d k i nauczania, ba, naw et cele nauczania w p o szczególnych dziedzinach. Je d n a k p o stu la t heurezy w p o sta ci w ym ogu sam odzielności ucząceg o się nie b ę ­ dzie nigdy p rzestarzałym .

W szkole ze sfery p o ję ć p rzechodzim y do czynów . S tajem y tu w obec zagadnienia, jak m am y form ę h eu ry sty czn ą sto so w a ć, innemi słowy, jakiem i środkam i mamy sam o d zieln o lć m yślow ą uczących się rozbudzić i w pełni ją o siąg n ąć. A b y o d p o w ied z ie ć na to pytanie, musimy zastan o w ić się nad zakresem i tre śc ią każ­

dego poszczeg ó ln eg o p rze d m io tu nauczania i o d pow iedzi nasze dać na zasadzie szczegółow ych rozw ażań w każdej dziedzinie Bo dopraw dy cz ę sto sto su je się form ę nauczania heurystyczną, nie poznaw szy jej w d o sta te c z n e j m ierze. C ho d zi nie o to, by mniej lub w ięcej trafnie o k reślić heu rezę, ale o to, by is to ta heurezy p rze szła w krew nauczyciela, sta ła się jego chlebem co ­ dziennym w szkole, jeżeli nie chce do p ro w ad zić siebie i pow ie­

rzonych mu w ychow anków do b ez o w o cn e g o działania i zniechęcenia.

S k ąd czerp ie przew ażnie nauczyciel w iadom ości o heurystycz- nem n a u c z a n iu ?

„ O g ó ln e w skazów ki m etodyczne" w pro g ram ie M inisterstw a dla szkół pow szechnych siedm ioklasow ych są b ardzo skąpe i tylko pow ierzchow nie m ogą nauczyciela o form ie heurystycznej pouczyć.

(10)

N ależy wskazówki m etodyczne program u raczej uw ażać za b o d ź c a dla nauczyciela do dalszych poszukiwań i zastanow ienia się nad poruszonem i zagadnieniam i. N a uw agi do pro g ra m u o form ie heu­

rystycznej składają s i ę : o kreślenie heurezy w rozdziale za ty tu ło ­ wanym „wskazówki m etodyczne" i om awianie szczegółow e p. t . :

„W arunki form y heu ry sty czn ej". W o k reśleniu form y heurystycz­

nej czytam y, że „uczeń przy niej- sam dochodzi do w ie d z y ; rola nauczyciela p o le g a tu ta j w yłącznie na kierow aniu jego p ra c ą przez zadaw anie o dpow iednich pytań lub w skazyw anie zadań do rozwią­

zania, ro b ó t do w ykonania".

A le nie wiem y, jakie ma być to „kierow anie i wskazywanie", jakie b ę d ą „o d p o w ied n ie" pytania. M ówią o tem wskazówki pro­

gram u przy „w arunkach form y h eurystycznej", ale również nie w ychodzą poza sferę uogólnień. C zytam y tam , że co do formy, p y ta n ia być pow inny d o stę p n e , t. j. zastosow ane do poziomu i sto p n ia rozw oju ucznia; zrozum iałe, t. j. w yrażone w słowach p ro sty c h , znanych uczniow i z mowy poto czn ej lub z poprzednie­

go czytania i p ogadanek; jasne t. j. nie nasuwające żadnych wąt­

pliw ości co do swej treści; popraw ne co do formy, t. j. wolne od b łę d ó w językow ych". S ą to zasady dydaktyczne, któ re można z pożytkiem stosow ać, ale przez to nie osiągnie jeszcze nauczy­

ciel praw dziw ej heurezy. P y tan ia m ogą być d o stę p n e i zrozu­

m iałe, jasne i popraw ne, a jednak m ogą nie obudzić samodzielnej myśli, jeżeli nie posiadają ch arak teru zagadnień, jeżeli w treści i form ie nie mają teg o , co dzieci pobudzi do myślenia, żywo za­

in teresu je, zapali do poszukiw ań, do ciąg łe g o się zastanawiania.

N iem a mowy o heurezie, jeżeli nauczyciel nie umie podsu­

nąć dzieciom d la zestaw ienia różnic czy p o d o b ie ń stw , pobudza­

jących myśl, do sam odzielnej pracy; jeżeli nie pouczy omijania rzeczy n ieisto tn y ch na rzecz te g o , co zasadnicze, charaktery­

styczne; jeżeli w reszcie nie pow iąże osiągniętych wiadom ości nicią o d p o w ied n ich skojarzeń. S ą to wym ogi, nieodzow nie od nauczyciela w ym agane przy heurezie. Bez nich heureza utkwi w b ezow ocnej gadaninie, w nudzeniu dzieci pytaniam i, k tó re do niczego nie dop ro w ad zą naw et w wypadku, gdy b ę d ą dostęp n e i jasne.

P rogram zajm uje się rów nież — i to na pierw szem miej­

scu — porządkiem pytań przy nauczaniu heurystycznem ; dom aga

(11)

się, aby o d p o w ied ź na p o p rze d n ie p ytanie p rzygotow ała ucznia d o następ n eg o - P o le c a ją n ad to w skazów ki m etodyczne program u, aby nauczyciel rozpoczynał o d zainteresow ania dzieci p rzed m io ­ tem i o d przypom inania im te g o , co już o nim w iedzą; n astęp n ie w ym agać w inien opisu o b jek tu , niezależnie od te g o , czy to je st rzecz k o n k retn a, zjaw isko lub zdanie gram atyczne: od opisów na­

leży p rze jść do porów nań, z p orów nań do uogólnień, k tó re są celem ostateczn y m . Ja k o p y ta n ia p o b u d za ją ce do porów nań, p o ­ lecają w skazów ki pytania: „czy są p o d o b n e ? , co m ają w sp ó ln e g o ? , czem się ró ż n ią ? " do uogólnień: „co stą d w ynika ?, jak to w szystko można n a z w a ć ? , jak to m ożna o k r e ś li ć ? " . R ozpatryw anie te ­ chniki pytań przy h eurezie w ytw arza czasam i u nauczyciela wy­

obrażenie mylne, że form a h eurystyczna je s t niczem w ięcej, jak formą pytaniow ą i w szablonie pytań typow ych spodziew a się w tedy znaleźć d rogow skaz d la siebie.

N auczyciel cz ęsto szuka te g o drogow skazu w p rac ach z za­

kresu dydaktyki oraz w t. zw. lekcjach w zorow ych, k tó re h o sp i­

tuje lub znajduje p o d an e w specjalnych zbiorkach, czy też ro z­

rzucone po czasopism ach p ed ag o g iczn y ch . L ecz p rac e d y d ak ­ tyczne cz ęsto byw ają d la n ie d o ść k ry ty czn eg o um ysłu w p ro st szkodliwe; um ysł n ie d o ść krytyczny byw a oszołom iony m nóstw em praw ideł i nakazów , w jakie dy d ak ty cy — d ogm atycy jak w p ę ta ująć usiłują żywą heu rezę. N auczyciel, k tó ry z o sta ł ogólnikow o pouczony o heurezie we w skazów kach m etodycznych do p r o g r a ­ mu, p ragnąc rozszerzyć sw oje w iadom ości dla celów p raktycznych, zastosow ania ich w p ra k ty c e heury sty czn ej, zw raca się do o p ra ­ cowań dydaktyki, k tó re p o d a ją mu znow u ogó ln e praw idła, jakie należy sto so w ać przy zadaw aniu p ytań w szkole. P e d a g o g nasz znajduje siebie ze w szech s tro n skrępow anym norm am i o cha­

rakterze aksjom atów , niew ym agających udow odnienia, w najlepszym już razie o p a rty c h na jednym przykładzie lub kilku pytań i o d p o ­ wiedzi, niew iadom o z jakiego k o n te k stu w yjętych.

O m ijajm y klasyfikow anie pytań przez dydaktyków , b o nie wpływa ono b e z p o śre d n io na stosow anie form y pytaniow ej, przyj­

rzyjmy się n ato m ia st zasadom o ch a rak te rz e norm atyw nym . Ja k o przykład, weźmy tw ierdzenie, że pytanie nie pow inno być sugestyw ne. P rz ez sugestyw ność pytania rozum ieją d ydak­

tycy, że pytanie zaw iera pew ną część odpow iedzi i przez to za­

(12)

cieśnia te re n sam odzielności ucznia. A le przecież byw ają wy­

padki aż n ad to częste, że nauczyciel całkiem św iadom ie i celow o ograniczać musi te re n sam odzielności, gdy ten te re n przew yższa m ożliw ość ucznia; byw a zaś, że i pytanie, aczkolw iek zaw iera c z ęść odpow iedzi, tej jednak nie sugeruje uczniow i, lecz racją s\vą go przekonyw uje i naucza. W szak przypuszczać nie możemy, z e nauczyciel w każdym szczególe przew idzieć m oże odpow iedź, uczniów . Z te g o też w zględu musimy przyjąć, że konieczną jest pew na akom odacja, pew ne przystosow anie pytania do poziomu ucznia, jeżeli pytanie w pierw otnej p o sta ci okaże się za trudnem;

zaś przystosow anie d o poziom u ucznia osiągam y, gdy ogranicza­

my tre ś ć lub zakres pytania p ie rw o tn e g o , podając w nowem py­

taniu część odpow iedzi i w te n sp o só b ułatw iając dalszą pracę sa m o d zieln ą ucznia.

Ja k o najw ięcej w adliw a p o sta ć pytania sugestyw nego uwa­

żane je s t pytanie, w któ rem zaw arta je st całkow ita odpow iedź (nie część). A le n aw e t i ta najw adliw sza niby p o sta ć pytaniowa m oże się o k az ać zupełnie d o b rą, gdyż je s t to zależne od sytuacji, w k tó re j pytanie zo stało zadane i od celu, k tó ry sobie nauczyciel postaw ił, zw łaszcza w tedy, gdy pytanie rzucone do ogółu w kla­

sie, p rzechodzi do indyw idualnego rozp atrzen ia uczniów poszcze­

gólnych i nauczzciel m odyfikuje pytanie stosow nie do indywidual­

ności zapytanego. Zobaczym y to na przykładzie, podanym przez a u to ra dydaktyki"). P o sta ć zdania całkow icie sugestyw nego, t. j.

p o d ając eg o całkow itą odpow iedź, ilustruje n astęp u jące pytanie w ad liw e : „Jak wysoki je st szczyt A lp, jeżeli A lpy dochodzą do 4800 m . !“ O tó ż naw et to pytanie mimo sugestyw ności je st zu­

p ełn ie d o b re, jeżeli chodzi o spraw dzenie o rjentacji ucznia, czy rozum ie sto su n ek identyczności, jaki zachodzi m iędzy w y s o k o ś c ią , do k tó rej A lp y d o ch o d zą i s z c z y t e m A lp . J e s t to pytanie, k tó re służyć m oże do w yrabiania form alnego m yślenia u ucznia słabszego.

Z re sz tą w każdym wyadku, gdy w skutek zapom nienia po­

prze d n io zdobytych w iadom ości lub n ie d o sta tec zn e g o orjentow ania się klasa zaw iedzie oczekiw anie nauczyciela przy zadanem pytaniu,

*) D r. K azim ierz S o śn ick i: „ Z ary s D y d a k ty k i" d la u ż y tk u sem inarjów n a u c z y c ie ls k ic h i n au czy c ie li — Lwów 1925 r. N a k ła d e m w y d a w n ic tw a Ku- ra to rju m S z k o ln e g o L w ow skiego.

(13)

nauczyciel z konieczności musi przypom inać uczniom niejedne rzeczy, by ułatw ić o d p ow iedź przez p odanie pew nych w iadom o­

ści, d la cz eg o w ięc ograniczać go mamy do form y tw ierdzącej i nie pozw olić na form ę p y ta jąc ą sugestyw ną, k tó ra w szak bliższą je st duchow i h eurezy przez to , że podtrzym uje ucznia w stałym k o ntakcie z nauczycielem ? I nap raw d ę, po có ż bez pow odu m a­

my ogran iczy ć nauczyciela, w szak dom agam y się przy heurezie sam odzielności w m yśleniu o d uczniów , cóż d o p ie ro od nauczy­

ciela, czyż on ma nie być sam odzielnym ? P rzeciw nie, jedynym w arunkiem , k tó ry staw iać należy nauczycielow i przy nauczaniu heurystycznem , je s t, żeby był sam odzielny, żeby p ytania zadaw ał nie w edług jakichś szablonów , k tó re nigdy nie m ogą o b ją ć nie­

zliczonych w ypadków faktycznej pracy heurystycznej w szkole, lecz żeby zasto so w ał się d o sytuacji w klasie w ytw orzonej, do celu nauczania, d o m aterjału naukow ego i do dzieci, zw łaszcza do tych o sta tn ic h . S to su n e k nauczyciela do uczniów musi być zawsze b ez p o śred n i. N auczyciel, jak rów nież i dzieci, pytaniam i tw orzą sytu ację, zaś rozm ow ą i uzupełnieniam i nauczyciela rozw ią­

zują ją, ułatw iają lub k ształtu ją. N auczyciel b aczy tylko, by za­

gadnienia nie w ychodziły po za o b rę b celów , k tó re so b ie postaw ił, utrzym uje k o n ta k t p sychologiczny z klasą, staw ia pytania, k tó re nakazuje k o n ieczn o ść chwili i te są pytania jedyne i w łaściw e.

Tak p o stę p u ją c, nauczyciel czyni z form y h eurystycznej nie m e­

todę nauczania lecz m e to d ę badania, ce le m arerjalne nauczania osiąga d ro g ą form alną m yślenia, b ad a n ia i ek sp ery m en tu , w ten sposób k sz tałcąc zarów no m ożliw ości form alne jak i w zbogacając treść m aterjaln ą w yobrażeń uczniów i jej sum y w p o sta ci wiedzy z danej dziedziny. D ro g a sam odzielności je s t jedyną, k tó ra w ie­

dzie do rez u ltató w pew nych i trw ałych. W te n sp o só b zdobyw a nowe praw dy b ad a cz naukow y, w te n sam sp o só b w iek niem o­

wlęcy zdobyw a so b ie zrę czn o ść ruchu i sp raw n e w ład an ie sobą.

W o b ro n ie pow yżej poruszonych p ytań sugestyw nych do d ać należy, że tw ó rc a heurezy, S o k ra te s, aż n ad to ch ę tn ie się niemi posługuje. S p o ty k am y pytania sugestyw ne w e w szystkich dialo ­ gach P la to n a , w k tó ry ch S o k ra te s w ystępuje, zaś najch ętn iej s to ­ suje je w h eu re zie sw ej sam S o k ra tes. P y tan ia te, k tó re zaw ie­

rają część o d pow iedzi lub naw et o d p o w ied ź całkow itą, nie zw al­

niają bynajm niej za p y tan eg o o d m yślenia. P rzy tych pytaniach działa o czyw istość przekonyw ująca, z jaką S o k ra te s tw ierdzenia,

(14)

słuchaczow i sugerow ane w sposób narzucający się lo g ice d » przyjęcia, uzasadnia.

D la przykładu przytoczę kilka pytań S o k ra te sa o c h a rak te­

rze sugestyw nym :

S o k r a te s : — C złow iek, k tó ry ćwiczy ciało i zajm uje się gim nastyką, czy zważa na pochw ały i nagany k ażdego i na mnie­

mania, czy też tylko na jed n eg o jedynego, k tóry je st właśnie lekarzem , lub nauczycielem gim nastyki ?

K r i t o n : N a jed n eg o tylko.

S o k r a t e s : W ię c bać się trz e b a nagany, a cenić sobie pochw ały t y l k o te g o jed n eg o , a n i e szerokich kół ?

K r i t o n : T ak, to jasne.

S o k r a t e s : W ięc on tak pow inien p ostępow ać i ćwiczyć się, je ść i pić, jak się to w ydaje jednem u : tem u, co nad nim stoi i rozum ie się na rzeczy w ięcej, niż jak się wszystkim innym wydaje?

K r i t o n : Tak jest.

S o k ra t e s : D o b rze. A gdyby nie słuchał te g o jednego i nie szanow ał jego zdania i nie cenił jego pochwał, a cenił zda­

nia szerokich kół, choćby i nieznających się nic a nic na rzeczy, czy mu się nic złego przez to nie stan ie ?

K r i t o n : Jakże n ic ?

S o k r a t e s : Z atem i w innych spraw ach, K ritonie, — gdzie chodzi o spraw iedliw ość i niespraw iedliw ość, i hańbę i piękno, i d o b ro i zło, rzeczy, o k tó ry ch teraz radzim y — czy­

śmy w tych rzeczach pow inni iść za opinją jednego, jeśli się na tych rzeczach rozum ie i t a k i e g o szanow ać i bać się .go więcej,, niż w szystkich innych razem ?

K r i t o n : T ak mi się zdaje, S ok ratesie.

(K rito n . R ozdz. VII).

P ow yższe pytania, pom im o że zaw ierają przew ażnie odpo­

w iedź, zm uszają zapytanego do przyjęcia odpow iedzi nie drogą sugestyw ną, a zatem bezkrytyczną, lecz słusznością i oczyw istością sw ych racyj. P y tania te g o typu znajdujem y we w szystkich nie­

mal dialogach platońskich. P y tania p o d o b n e n astręczają się i na­

uczycielow i w praktyce heurystycznej w szkole, czy to, gdy przy­

pom ina uczniowi dla ułatw ienia mu treść pew ną, czy gdy staw ia

(15)

so b ie jakiś cel form alny w ydobyw ania stosunku analogiczności, identyczności lub k o n trastu . W każdym poszczególnym w ypadku ocem c m ożem y p y ta n ie zależnie od sytuacji, w k tó rej zo stało za­

dane, nie zaś na zasadzie g o to w e g o szablonu.

Z re sz tą w ym óg d ydaktyczny unikania pytań sugestyw nych nie je st jedynym w stosunku do form y pytaniow ej*). N ie m ogę ominąć takich w ym ogów techniki pytaniow ej, jak w ym óg unikania pytań alternatyw nych (gdzie od p o w ied ź b rzm ieć musi t a k lub n i e) z pow odu ich rzekom o zbytniej łatw ości; w reszcie wymóg, aby pytania nie zaczynały się o d pew nych części mowy. C o do pytań alternatyw nych, to w ytw arzają one zd o ln o ść d o sądów logicznych altern aty w n y ch , co z p u nktu w idzenia k ształcen ia for­

m alnego je s t korzystnem i po żąd an em . C o do innych norm ró ­ wnież należy je uw ażać za zb ę d n e, cz ęsto w ręcz szkodliw e, jako ograniczające tw ó rcz ą sa m o d zieln o ść nauczyciela; nigdy zaś te normy nie z a stą p ią żywej intuicji, k tó ra jedynie musi być k ie ro ­ w niczką pracy h eurystycznej w szkole.

Z p u nktu w idzenia w ym ogu sam odzielności przy stosow aniu heurezy należy o sąd zić jako p rzeszk o d ę, tam ującą sam odzielność, konspekty lekcyj i szablony, t. zw. plany lekcyj w zorow ych, w których w o d różnieniu o d „ p ro to k ó łó w z lekcyj", niem a indy­

widualnej odpow iedzi ucznia, lecz jakaś typow o przew idziana.

S ą to lekcje, jakich niem a w szkole, lek cje sfingow ane, gdyż o d ­ powiedzi uczniów w ogóle p rzew idzieć nie m ożna. W pewnym tylko stopniu m oże nauczyciel m ów ić o przew idyw aniu o d p o w ie­

dzi typow ej w danej klasie, d o b rze mu znanej, gdy tym czasem lekcje w zorow e przezn aczo n e są dla użytku o gółu nauczycielskiego w w arunkach różnych. Z le jest, gdy ta k ie plany lekcyjne k o p io ­ wane są z całą d ro b iaz g o w o ścią przez gorliw ych a mało sam o­

dzielnych nauczycieli. M niem anie, jakoby m ożna było zaoszędzić w łasnego m yślenia i z a stą p ić je w ynikam i o b ce g o , nigdzie m oże nie je s t ta k złudne jak w heurezie.

O rje n ta c ja nauczyciela, akom odow anie w ładz poznaw czych do sytuacji musi d ziałać trw ale, aż dźw ignie ucznia do sam odziel­

nego m yślenia. W szelk ie o g lą d an ie się nauczyciela na w zoro- daw ców i n aśladow nictw o są zg u b ą dla szkoły z nauczaniem heurystycznem . N auczyciel, k tó ry ma w swym um yśle szablon

*) P a t r z : R e g e u e r, B a rth , Z a rz e c k i, S o śn ick i i inni.

(16)

lekcji, sta ra się rzeczyw istość szkolną do te g o szablonu n ag iąć . P om ija w tedy pytania uczniów, k tó re nie leżą na linji p rzy ję teg o wzoru, naw et, gdy rozw ijanie tych pytań je st w danej sytuacji najbardziej w skazane. T aka nauka szablonow a nie zaspakaja na­

turalnego zainteresow ania dziecka, zm niejsza jego uw agę, przez co m aleją wyniki w znaczeniu zrozum ienia i zapam iętania wykładu, a zdolności m yślenia dzieci pozostaw ione są sw em u losowi.

P o d o b n e skutki dla heurezy pow odują com pludia dla na­

uczycieli, zaw ierające zbyt szczegółow y ob raz pracy szkolnej z danej dziedziny. N ajobficiej m nożą się prace te g o rodzaju w dziedzinie języka i literatu ry w rodzaju zbiorów , pytań do

„P an a T ad eu sza", „O g n ie m i M ieczem " i t. p. N adm ierna obfi­

to ść pytań, często nie m ających nic w spólnego z heurezą, a któ­

re przeznaczone są do sto so w an ia ich we w szelkich warunkach i sytuacjach, sprzyja jedynie bezm yślności w klasie.

Inną m iarą o dnosić się należy do „protokółów z lekcyj".

T e, p o d o b n ie jak h o sp itacje, dają pełny okraz pracy szkolnej w danym ośro d k u indyw idualnym i budująco wpływ ają na nauczy­

ciela, jeżeli um ie o dnosić się do „p ro to k ó łó w " w sposób krytyczny.

C zy zatem nie należy o g lą d ać się na d o b re wzory, w szystko sam em u decydow ać, nie uw zględniać opinji biegłych?

Bynajm niej. K orzystać m ożna ze w szystkiego, z podręcz­

ników i z różnych wzorów , jeżeli będziem y się tylko umieli kry­

tycznie do nich odnosić.

N ie pow inniśm y zatem bezkrytycznie naśladow ać. N adto trz e b a zw rócić się do źródeł. N iech nauczyciel pozna ze źródeł is to tę heurezy, a będzie um iał ją stosow ać. N iech pozna heurezę u tw órcy jej, S o k ra te sa ”). H eu reza sokratyczna będzie dla niego d rogow skazem i m iernikiem przy ocenianiu udzielanych mu rad dydaktycznych do oceniania lekcyi, jako w zorow e zalecanych.

Bo, dopraw dy, heurystycznie nauczać — to znaczy być nie tylko p edagogiem , ale i sokratykiem , gdyż tw ó rca haurezy był filozofem i pedagogiem jednocześnie. O czyw iście, że nauczyciel ogólnych z a g a d iie ń bytu na niższym stopniu nauczania w całej ich okazałości

*) J e s t p ięk n y i d o stę p n y p rz e k ła d p olski P la to n a p rz e z p ro fe so ra W itw ick ieg o . N ieu p rzed zo n y m do c z y ta n ia d zieł filo z o ficzn y ch n ależy go p o lecić gorąco.

(17)

p oruszać nie b ęd z ie . A le w szczupłych ram ach sw oich zam ierzeń musi ogarniać p o jęciow o cało ść p rzed m io tu w danym zakresie, musi znać naw skroś duszę d ziecka i znać n ajp ro strz e d ro g i do niej w iodące, musi m yśleć w yraźnie, porów nyw ać i w yróżniać, ro z b ie ­ rać p o ję cia i je scalać, a zatem musi w sw ych szczupłych g ran i­

cach w znacznym sto p n iu p o sia d ać zd olności rozum ow ania i trafnie ujmować sto su n ek ogólny, racjo n aln ie uzasadniony, do przed m io tu . A niemasz d la nauczyciela lepszej d ro g i do heurezy, jak uczyć jej się u M istrza heury sty czn eg o nauczania, u S u k ra tesa . N auczy­

cielstw o zrozum ieć pow inno, że is to tą h eurezy są nie pytania, b o ć pytaniam i posługiw ać się m oże każda z trze ch głów nych fo r m : akroam atyczna, e ro te m e ty c z n a i heurystyczna, ale stały k o n ta k t nauczyciela z uczniem , ciąg ła w sp ó łp rac a 2-ch cz y n n ik ó w : nauczy­

ciela i klasy, przyczem nauczyciel w ydobyw a o d ucznia m aksym um aktywności w ładz poznaw czych i um ysłow ych, w ydobyw a zeń w ie­

dzę. — N auczyciel, u m iejętnie sto su jący h eu rezę jest, sokratykiem , bo łączy go w spólność ideow a z m ędrcem ateńskim .

___________ :J. b.

K. GEL1NEK.

Powszechna W y sta w a

K r a jo w a .

P. W . K. je st dziś nietylko na ustach naszych, ale i Z agra­

nicy — a licznie zw iedzana, mówi o w ielkiem zainteresow aniu się nią.

Jako jed en z w idzów , pragnąłbym w k rótkich stosunkow o słowach w ypow iedzieć się o niej. Zanim to uczynię, w pierw zw rócę uw agę na g en ezę P . W . K.

W dniu 18 m aja 1926 r. zapadła uchw ała D eputacji M iędzy­

narodow ego T arg u P o żnańskiego, zalecająca k o n k retn e rokow ania z czynnikami m iarodajnem i w spraw ie stw orzenia wystawy po­

w szechnej. W czerw cu te g o ż roku M agistrat m iasta P oznania upow ażnił P re z y d e n ta R atajskiego do w ysondow ania opinji władz m iejskich i k ó ł g ospodarczych. D rugiego lipca teg o ż roku pow ie­

rzono d ec ern en to w i T argu P oznańskiego, radcy Robińskiem u, o p ra­

cow anie og ó ln eg o program u wystawy, a »v dniu 17 listo p ad a 1926 roku R ad a M iejska zaak cep to w ała uchw ałę M agistratu i w staw iła d o b u d ż e tu k w otę trzy sta tysięcy złotych na p race przygotow aw cze.

(18)

P o zaaprobow aniu pro jek tu urządzenia P . W . K. przez R ząd, utw orzył się Tym czasowy K o m ite t O rganizacyjny P . W . K., zło­

żony z 36 członków , do k tó reg o weszli p rzed staw iciele m iejsco­

w ych w ładz rządow ych, m iejskich i kół społeczn o -g o sp o d arczy ch . P ro te k to ra t nad W y staw ą objął P an P re z y d e n t Rzp. dn. 18 lu te g o 1927 r. w czasie bytności swej w P oznaniu. W kw ietniu te g o ż roku w ydano pierw szą odezw ę do społeczeństw a.

W dniu 1 m aja 1927 r. w ratuszu m. P o zn an ia odbyło się u ro czy ste założenie T ow arzystw a, realizującego P . W . K. w ob ec­

ności rep rez en ta cji kół go sp o d arczy ch i naukow ych oraz przedsta­

w icieli Rządu.

K oszta w ystaw y w ynoszą około stu m iljonów złotych.

W y d atk i p o k ry ły :

1) P. W . K. bud żetem 15000000 zł.

2) M iasto P oznań 45000000 „

3) R ząd — przeszło 10000000 „

4. P ryw atne 17000000 „

Czyli razem 87 m iljonów prócz któ ry ch dalszą i to najlicz­

niejszą g ru p ą w ydatków pokryły „ sto isk a ". K oszty urzą­

dzenia w ystaw y w ynoszą bez e k sp o n ató w około stu miljonów złotych.

N ajw iększe ofiary poniosło m iasto P oznań, k tó re oddało do dyspozycji K ierow nictw u w ystaw y teren , dokupiło dalsze grunta, w ybudow ało now ą palm iznę na te re n ie w ystawy, dokupiło dwa pow ilony budow ane na te re n ie T argów P oznańskich, wybudow ało h o te l „ P o lo n ja “ i t. d. i t. d.

R ząd przyczynił się bardzo znacznie do p o dniesienia pozio­

mu wystawy.

D zięki w ięc tem u, jako te ż w ysiłkom N arodu w dniu 16 maja o tw arto pokaz naszego doro b k u d ziesięcioletniego.

P rz eg lą d ają c koszta P. W . K., nasuwa się nam pom im o- woli pytanie, czy one były p o trze b n e ?

S kutki g o sp o d a rc ze i kulturalne w ielkich w ystaw w idoczne są w ich wpływie przeogrom nym na rozw ój państw , w których wystaw y takie były urządzane.

(19)

ró sł na m e tro p o lję całeg o św iata.

C elem zaś naszym zasadniczym urządzenia W ystaw y było:

1) p o d n ie sie n ie konsum cji w ew nętrznej i ek sp o rtu , 2) ulepszenie m etod p racy i 3) p ro p ag a n d a zagraniczna.

K onsum cja w ew nątrz naszego kraju je st niesłychanie nierów na, co się widzi, p rze g ląd a jąc sta ty sty k ę , np. G ó rn e g o Ś ląska a K re ­ sów W schodnich. — W y staw a w ięc w zbudzi zd ro w ą em ulację.

K oniecznem w ięc je st, ażeby jak najw iększa liczba obyw ateli za­

poznała się z tym stanem rzeczy. A poniew aż w P oznaniu r e ­ prezentow any je s t cały przem ysł, polskie rzem iosło i polsk ie rolnictw o, — p rz e to Z agranica ma najlep szą sp o so b n o ść d o k ła d n e ­ go poznania naszych m ożliw ości wywozu.

W pływ W ystaw y na ulepszenie m e to d pracy je s t bezsp rzeczn y . Rolnik kresow y p rzekona się o sk u tk a ch naw ozów sztucznych, zobaczy maszyny, któ ry ch p rze d tem w Życiu nie w idział.

W czasie organizow ania W ystaw y m ożna było zauw ażyć ruch koncentracyjny w przem yśle, tw orzenie się now ych zw iązków , wzajemne zaznajam ianie się, co w płynie na z a ta rc ie daw nych g ranic zaborczych, k tó re w handlu i przem yśle daw ały się zaw sze we znaki.

P. W . K. m a n iezm ierną w a rto ść pro p ag an d o w ą, gdyż po- pierwsze, niem a języka e u ro p e jsk ie g o , w któ ry m b y nie pisano o W ystaw ie naszej. Je szcze p rze d o tw arciem W ystaw y p ro p a ­ ganda d o ta rła do w szystkich państw euro p ejsk ich . D otychczas najwięcej było zan ied b ań na polu propagandow em .

Z agranica nas nie z n a ła ; d la te g o nie m iała do nas zaufania.

S tąd też było ta k tru d n o o kred y ty , k tó re p o le g ają w yłącznie na zaufaniu.

W y staw a była tw orzona w czasie najw iększej dep resji g o ­ spodarczej, w ięc re z u ltaty jej dzisiejsze m ają tern w iększą w artość.

W k o ń c u śm iało m ożna p ow iedzieć i to z w ielką radością, że pow oli zanika już te n nasz c h a ra k te r narodow y skłonny do łatw o przem ijających w ybuchów , gdyż rzadkie były przykłady tak im ponującej zgody w szystkich stanów i w szystkich ziem polskich, jaka okazała się w czasie tw orzenia wystawy. S połeczeństw o nasze przez je d n o lity fro n t m oralny pom ogło inicjatorom i orga-

(20)

nizatorom P. W . K. do ukończenia te g o zbiorow ego, a tak p o ­ tężnego dzieła P olski O drodzonej.

P lac w ystawowy zajm uje obszar 60 h ektarów , na którym m ieści się 112 paw ilonów. J e s t to p ięć w ielkich terenów , p o łą­

czonych w jed n ą całość zam kniętą. T ereny te oznaczone są na planie początkow em i literam i dużem i A , B, C, D , E. N a w ysta­

wę prow adzi dziew ięć w ejść. C a łą w ystaw ę można" zw iedzić za jednym biletem . W łaściciel legitym acji urzędniczej otrzym uje 5 0 % zniżkę.

T ereny i paw ilony w ystaw ow e o tw a rte są dla publiczności co d zien n ie od godziny 9 rano. Paw ilony zam ykają w m iesiącach czerw cu, lipcu i sierpniu o godzinie 19, zaś w e w rześniu o 18.

Sygnał do opuszczania terenów przez publiczność dawany je st codziennie o godzinie 23, zaś o godz. 24 winny być zupełnie opróżnione z w yjątkiem „W eso łeg o M iasteczka", „A ren y " i naj­

bliższego sąsiedztw a.

K asy dzienne czynne są codziennie na te re n ac h A , B, C i D o d godziny 9-ej do 22-ej, zaś na te re n ie E do 1-ej w nocy.

B ilety w ieczorow e (ulgow e) m ożna nabyw ać d o p ie ro od godz. 18.

C e n a norm alnego biletu, upraw niającego do jednorazow ego w stęp u na te re n P . W . K. wynosi 4 złote, do w ielorazow ego w stępu: a) na 7 dni— 15 zł., b) na m iesiąc— 20 zł., c) na n ieogra­

niczony w stęp 50 zł. od osoby.

U lgi przyznane są rodzinom złożonym co najm niej z 5 osób, stu d en to m , szeregow com , podoficerom , rob o tn ik o m i służbie;

uczestnikom w ycieczek złożonych co najm niej z 25 o sób i dzie­

ciom poniżej lat 14.

N a te re n ie w ystaw y kursują m ałe sam ochody elektryczne.

W yjeżdżający na w ystaw ę winni się zaopatrzyć w prze­

w odnik po P. W . K., k tó ry kosztuje 1 złoty.

P rzew odnik te n należy dokładnie p rzestu d jo w ać p rzed wy­

ruszeniem w podróż.

D la zw iedzających m iasto P oznań do b rze je st zaznajom ić się z przew odnikiem K ilarskiego.

(21)

T rudno tu, w tych ciasnych ram ach pozostaw ionych rai, jako te ż w ta k krótkim czasie, pokusić się o opis całej w ystaw y tak, ażeby czytelnik m ógł sobie w yrobić o niej p ojęcie. Już sa­

ma liczba 112 paw ilonów , z któ ry ch w iele je s t kilkopiętrow ych ogrom nych gm achów , w ypełnionych ek sp o n atam i, mówi sam a za siebie.

K to chce w idzieć w arto ść tru d ó w dziesięcio lecia P olski, a przytem uzyskać w iarę w siebie, niech jedzie na W y staw ę do Poznania, a sta m tą d w róci z dum ą n aro d o w ą i pok rzep io n y na duchu.

W P ło ck u , d n ia 12 c z e rw c a 1929 r.

Plan lekcji śpiewu, przeprowadzone] w oddziale III,

T E M A T : W prow adzenie dźw ięku la.

1) Ć w i c z e n i a o d d e c h o w e . W iersz, k tó re g o dzieci się nauczyły p rze d tem na lekcji języka p o lsk ieg o , podzieliłem na kilka części, n astęp n ie w ezw ałem klasę do uczynienia w dechu na zapowiedź ra z i b ez p o śred n ie g o w ygłaszania pierw szej części wiersza za jednym w ydechem . W te n sam sp o só b dzieci rec y ­ towały każdą część te g o ż w ierszyka. T eraz podałem dźw ięk sol do prześpiew ania. I znow u na m oją zapow iedź ra z dzieci uczy­

niły w dech i zaśpiew ały dźw ięk Sol zapom ocą jedn eg o p rzecią­

głego w ydechu, p o d c z a s gd y ja liczyłem o d 1 do 6-ciu. Ć w icze­

nie to p o w tórzyłem z dziećm i trzy razy, p rzedłużając za każdym razem w y d ech o kilka sekund.

2) Ć w i c z e n i a r y t m i c z n e : D zieci najpierw ta k to ­ wały w tak cie dw um iarow ym , po tem trzym iarow em , w końcu czterom iarow ym ; d alej — je d n a część klasy liczyła, d ru g a ta k to ­ wała i n ao d w ró t. N a stę p n ie liczyłem w tak cie czterom iarow ym , przyśpieszając i zw alniając tem p o , a dzieci m usiały przystosow ać sw oje ta k to w an ie do p o d an e g o przeze mnie tem pa.

3) Ć w i c z e n i a g ł o s o w e : N ajpierw dzieci prześpie- wały kilka ćw iczeń głosow ych w zakresie poznanych dźw ięków , t. j. w zak resie do, mi, s o l , do. N astęp n ie napisałem te n trój- dźw ięk n a ta b lic y na pięciolinji, kolejno zaczynając od dolnego do. Spraw dziw szy, że dzieci znają każdy napisany dźw ięk i m ogą

Cytaty

Powiązane dokumenty

wawcze: literki dostają tylko te dzieci, które nauczyciel z pewnych względów chce wyróżnić. Własna, twórcza praca daje dziecku zadowolenie, pobudza do dalszych

czynia się przedewszystkiem charakter pracy umysłowej, ciągłe napinanie uwagi i woli, by nie tylko nauczać, lecz i utrzymywać w karności całą klasę, nieraz

jącej się przewidzieć przyszłości nasz parlament nie może mieć wspólnego ideału wychowawczego, a co zatem idzie, nie może być czynnikiem decydującym o

sunek jego do rodziców staje się już mniej zaślepiony. Nie jest to jednak stosunek krytyczny do rodziców, ale przekonanie, że jednak ci rodzice, którzy są

Do badań nad wiekiem dojrzewania mogą być stosowane z powodzeniem metody behaviorystyczne ,które nie interesują się przeżyciem wewnętrznem jednostki, badając

W grupie testów skali metrycznej Bineta, odnoszącej się do badania inteligencji jedenastoletnich dzieci, znajdujemy już test do badania zmysłu krytycznego przy

Zarodkiem państwa jest małe zbiorowisko ludzkie z podziałem pracy dla rolnika, budowniczego, tkacza i szewca, mający na celu zadośćuczynienie trzem zasadniczym

Teorja wychowania Platona tak samo jak jego polityka opiera się na przekonaniu, że istnieje idealne wychowanie, które daje ludziom rękojmie szczęśliwego bytowania w