• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 7, nr 27 (1875)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 7, nr 27 (1875)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Lwów, Sobota łnia jj^ L ip c a 1876

Prenum erata we Lw owie k o n tu je » p rzesyłką poczty m iejsco m do domu całorocznie 10 rłr., półrocznie 5 z łr ncterórocenie 2 złr. 50 e t, mieńtcsnie 85 centów.

N um er pojedynczy kosztuje 20 et.

Dodatek zawiera łam igłów ki, szara­

dy, zadania szachowe i inne raty.

In scra ty drukują się za opłatą Oct.

od wiersza drobnym drukiem w /ednej szpalcie. Strom ca inseratowa zawiera cztery szpalty.

In sera ty p rzyjm u je: Adm inistracja S zczutka; drukarnia K . Pillera; Ajen- cja W. Piątkowskiego p rz y placu kate­

dralnym.

Tł W iedniu : Ajencje Haasensteina V o g e l . - W B erlinie: R ,u lo lf Hoote.

PISM O S A T Y R Y CZN O-POLIT Y CZN E.

Ostatnie wiadomości Szczutka.

(N a d eszły j u ż po w ydrukow aniu num eru.) Przedw czoraj skończył się w Europie szczęśliwie drugi k w artał. Wiadomość ta po­

zornie drobna, zm usza nas do przypom nienia czytelnikom obowiązku, ja k i na siebie przy ­ ję li jeszcze w roku 1869. kiedy pierw szy num er „Szc/,utka“ z tak ą radością czytali.

Ju ż w tenczas każdy porządny obyw a­

tel w iedział co go c z ek a, a żaden nie p ro ­ testow ał. W iadom o było każdem u, że p ie r ­ wszym jego obowiązkiem będzie z końcem każdego k w artału posiać do red ak cji 2 złr.

50 ct. jak o p ren u m eratę.

Część porządniejszą spełn iała p u n k tu ­ alnie ten dobrowolny obow iązek; opieszał- szej części dajem y niniejszem sposobność do popisania się — albowiem gotow iśm y p rz y ­ jąć jeszcze k ilk a tysięcy nazwisk do naszej książki. G alicjo, sapienti sat!

Cisza w kolo, sen i spokój ; Cała zda się spać natura , Ssąc ogórek kwaśny czasu , Przy trzydziestu plus Reai.mura.

Ani ruchu, ani duchu —

W iatr nie wieje — deszcz nie pada j Żadnych w ieści l — drzemią zawet Dziennikarskich kaczek stada.

Uśpił w spokój wszystkie kłótnie W szystkie zwady — czas upału ; Spią polem ik naw et krzyki

,

Choć początek to kwartału.

Czasem szuśnie coś w powietrzu ; T o gołębie mkną pokoju

Incognito obm yć piórka

W krzyształowym Najad zdroju.

Czasem wionie wiatr z daleka Niosąc piosnkę z kądś kokoszą;

T o handlowe konferencje Co nam dani jaja znoszą.

Czasem słychać huk d a le k i, — Lecz się nie trw óż rzeszo luba, Wszak gołębie widzisz miru ; — H uk ten sprawia — armat próba !

L I S T

poufny pana de KOCHANOWSKIEGO,

m arszałka b u ko w iń skie go , napisany własnoręcznie do pana LASSERA.

Eiere Egscelenc!

Ich bin so schlecht auf eiere Egscelenc, dass ich fast aus der H aut heraus sprünge.

Solche ist eiere Dankbahrkeit hinter meine Trei fir das deitsche Kulturkampf? Wenn sol­

che — so ich brauche nicht solche Dankbar­

keit. Ich gebe mir nicht spielen auf der Nase,

der „A lt“ hat auch eine Nase, warum sie nicht spilen auf seino Nase, nur auf meine. Eigen­

tlich ich bin Pole, und ibertrehte gleich zu den Polen zurik, und brauche ire deitsche, jüdische Kultur nicht. Sie halten mit Barou Wasilko, und meine Weib’ weint, und alle Juden lachen aus den ganzen Maul.

Eiere Egscelenc ! (ich bin blamirt gemacht), und barou Alesani n n ch t mit dem baron Wa- silko Wütze auf mich, und dieser Petrino pfeift mir unter die Nase, Kapri auch lacht aus mich, und Mustazza auch lachet aus mich, und gei­

stliche rumenische auch, und Juden auch.

Ich habe gekaufen in Wien neies Kleit für meine Gemahlin, auf diese Parrade mit der Fahne, weil sie soll sein -Fahnenträger, wie eiere Egscelenc hat fersprochen, weil ich ein treier deutscher Manu bin; soll je tz t Jud trei sein, ich bin schlecht auf sie, und bitte mir mein Geld geben zurik fir neie Kloid. Ich nicht mich kann zeigen auf der Gasse, weil alle la­

chen, und fragen, wie fill hat ko sten Uniform für Fahnenträger, was soll sein meine Gemahlin.

Ich spuke auf solche Kultur.

H err Egscelenc! Auch die Polizajen la­

chen aus mich, und die Schnirichschen auch lachen. Alle lachen. Ich will nicht so — ich bütte sehr, damit eiere Egscelenc das gleich verbittet, weil ich mir ausbitte, dass alle la ­ chen, weil meine Gemahlin nicht Fahnenträger ist. Ich verblaibe

Eierei Egscelenc I r n j w Ititti-r v. K o c lin n u f * k i.

Marschall k. Landtag in Ozernowitz.

Szczutek wychodzi od roku 1869 co N iedzielę.

Prenumerata zamiejscowa z p rz e sy ł­

ką pocztową kosztuje całorocznie 10 złr., półrocznie 5 złr., ćwierćrocznie 2 złr. ‘ 50 ct., miesięcznie 85 ct.

W W ielkiem księztwie Poznańskiem 5 talarów.

We F ra n cji, Szw ajcarji i Włoszech, cał rocznie 21 franków .

Prenumerować można w redakcji

„Szczutka1' p r z y ulicy Sobieskiego, gdzie sklep Jürgensa, pod liczbą 4 I . piętro;

we wszystkich księgarniach i ajencjach dzienników i we wszystkich urzędach pocztowych.

Reklamacje nie opłacają się.

L is ty p rzyjm u ją się tylko opłacone.

M anuskryptu nie zwracają się.

(2)

- 2

I n t e r p e l a c j a

do ks. biskupa Gałeckiego w Krakowie.

W dzień wiosenny czy jesienny, W ciągu lata, podczas zimy, Deszcz, pogoda, czy czas zmienny, W ciął w Krakowie krążą rymy, Wciął się mnoły wierszy kupa, Mnóstwo nowych zwrotek klei, A za przedmiot ma biskupa In p a r tib u s, w Amatei.

Jakibądź je st dzień tygodnia.

Jakibądź się święty święci, Do pism lis ty p iszą co d n ia K r.1kow.3cy k o resp o n d en ci.

Czy z tych listów ustęp wyskub, Gzy je czytaj po kolei,

Wciął przedmiotom ich je st biskup I n partibus, w Amatei.

Czemuł cię to tak, o zgrozo!

Gazety i wieszcze w kupie Prześladują wierszem prozą, Jegomość księłe biskupie?

Czemuł się na ciebie kupią, Jak gdyby na wilka w kniei?

Czyżbyś rządził źle lub głupio In partibus w Am atei?

Czemu inni dostojnioy W wojującym tym kościele, Na pasterskiej swej stolicy Mają wrogów tak nie wiele ? Czemu, tamtym dając pokój, Ciebie szarpią po kolei ? Ty sam o tem zawyrokuj In partibus, w Amatei.

Mówią, łe cię tak w obroty Pochwycili całą zgrają, Za przymioty twe i cnoty, Lecz czył inni cnót nie mają?

Czyś ty tylko wśród pasterzy Godny stróż' wzniosłych idei ?

F

z a

pyr

â m e .

Nie trzeb a ludziom pieniędzy Bogactwo je s t w ielkim g rzechem , I pow inniśm y żyć w nędzy Z pogodnym szczęścia uśm iechem ; N ajm ilsze niebu ofiary

N ic nie m ieć lub w szystko stracić.

Dlaczego księże wikary Każesz sobie za m sze p ła c ić ? Że kochać trz e b a bliźniego Nie m niej ja k sam ego siebie, W m aw iasz nam to dnia każdego W tw oich rozpraw ach o niebie.

Lecz m im o piękne kazanie

N ie świecisz nam tw ym przykładem . D la czegóż księże plebanie,

K łócisz się z k ażdym sąsiadem .

Dziecko chyba w to uwierzy I n p a r tib u s, w Amatei 1 Rozum togo d^jść nie mołe,

C-> się tam w tem wszystkiem święci, Więc pytamy się w pokorze

Samej Waszej Eminencji, Czem się różnisz jako pasterz Od biskupów Galilei?

Eminencjo! oświeć nas te ł I n partibus, w Amatei.

iVa w y śc ig a c h lw o w sk ich .

— Savez vous, comtesse, cala przyjemność kursowa loży w zakładach. W Anglii spoitowi robią olbrzymie zakłady, prze­

grywamy i wygrywamy tam sumy ol­

brzymie.

— Tej emocji nie pojmuję?

— Ha to ju ł leły we krw i; sportsmen w takiej chwili szaleje. To szał, zape­

wniam, że prawdziwy szal, i ja znajduję łe szlachetny.

(Zbliła się hrabia X.)

— No, Pinio, trzymasz przeciw „K apitule?“

— Dobrze, ja za „Przedświtem“ (do ucha, guldena, dobrze?)

— Dobrze.

(Hrabia X. odchodzi.)

— Otóż właśnie pani hrabino, hrabia X. for­

malnie oszalał. Trzyma ze mną o „Przed- św ita“ 5000 guldenów. A no, cóż robić zarezykowałem.

— Ale dla czegóż panowie tak cicho olbrzy­

mie robicie zakłady ?

— To jest, widzi pani hrabina, to ju ł leły w naturze sportu naszego — w ogóle to już taki szyk, aby się nie chwalić, nie

krzyczeć, i rozgłosu nie robić.

A. Gdybym był Ochockim, tobym za „Kapitułę“

był wyciął sędziom porządną kapitułę.

B ■ A to dla czego ?

A . Bo, niepowinni byli „Przedświtowi“ przy­

E J L_ E T O

M artw ić nam ciało potrzeba O dm aw iać sobie w szystkiego, Żyć o kaw ałeczku chleba Z dodatkiem sera tw ardego, Czasem szklanka ot barszczyku Do tego grzaneczka sucha, Czemuż księże kanoniku, Takiego w ypasłeś b rzu ch a?

Dnie św ięte święcić należy Z zaniechaniem pracy wszelkiej, I k to w P an a Boga wierzy Pod obawą k ary w ielkiej, N iepom ny o w szelkiej stracie, Ściś]e pow inien próżnować, D la czegóż księże p rałacie, W niedzielę każesz gotow ać?

znać nagrodę, a w każdym razie powinna, była kapituła wziąść drugą nagrodę.

B. Przecież „K apituła“ zpstala zdystansowaną.

A. Ale te ł i .P rzedśw it“ sobie pozwalał. Ćwierć areny przebiegł kłusem. Jestto lekce waże- nie ustaw sportowych.

B. Mój drogi „Przedświt“ je st już uznaną zna­

komitością, i ma sławę za granicą ; więc wolno mu od lekceważenia zaczynać. Czyż końska znakomitość ma być gorszą od ludz­

kiej znakomitości ?

X . Co? pan na wyścigach gazetę czyta?

Y. To już trzeci dziennik, który tu przeczy­

tałem w czasie między jednym biegiem a drugim. Na drugi rok zaopatrzę się w bi­

bliotekę.

Polityk lwowski.

To je s t sens, że D ziennik Polski panie tego drukuje num era, które na lo te rji lwow­

skiej wychodzą, i nie wiem dla czego, panie tego, niektórzy się gniew ają. Ja, panie ja k m am kom binację polityczną, to m am już i tern o albo ambo gotowe, więc potem szukam zaraz w dzienniku num era. Z resztą panie tego, ja k naród polski dużo na loterji w y­

g ra , no to i kw estja panie tego ekonom i­

czna rozw iązana i kw ita. Ja panie tego, chw alę za to D ziennik P olski, bo m a re c h t.

--- ---

N .

Życie to pielgrzym ka tylko S tacją podróży do nieba

Przed wiecznością m arną chw ilką K tó rą też za nic m ieć trzeba,

I tylko stw orzenia głupie P ra g n ą dożyć do wieczora, Dlaczegóż księże biskupie

Nadw ornego m asz d o k to ra?

Ot w tem dowód, że to życie N ie je s t tak złe ja k gadacie I że sam i nie w ierzycie

W to wszystko, co w nas w m aw iacie, Gdybyś tą praw dą przejęty

Z skru ch ą się w piersi uderzył P ierw szy byś ojczulku św ięty W nieom ylność swą nie w ierzył.

(3)

'Imci pan Onufry.

3 i a w y s t a w i « o b r a z ó w .

Owoś postaw ili człow ieka m iędzy sa- m em i m alow idłam i, taj człek calusienki dzieft boży gapi się na różne kuusztyki m alarzów taj obraźników. Je n telig en ty chodzą tam jak z procesją, i jen tełig ieiitk i takoż, źe aż czło­

wiekowi w głowie szu m i, od tego, co tam nagadają. P ełno ich zawsze około obrazu pana M atejki sta ją przed nim , jak przed cudownym obrazem . A to ci po prostu car m oskiew ski pjany ja k nieboskie stw orzenie oczy zawraca, taj kuniriije swoich M oskali, co aż się zimno robi, kiedy się patrzysz. Nie wiedzieć, po co takij w ielki m alarz, takie m alow idła w ypra­

wia, co dzieciom ani p o k azu j, bo się prze­

straszą. A cały obraz żółty, jak b y kołacz, co m i kobieta z szafranem bywało piekła.

Pow iadają, co to fakle tak i bla*k robią a wi­

dział ci ja fakle, na fakelcugach po Lwowie, i takiego szafranow ego św iatła tam nie by­

wało. Ot pokazuje s ię , co i wielki m alarz nie zawsze tak w ym aluje, ja k ry ch ty g je na świecie.

Ponoś w K rakow ie najw ięcej się m ala­

rzów wywodzi, bo i drugij wielki obraz je także z K rakow a pana E tjasza. Ten ci znowu pom alow ał, ja k Moskale naszych chłopów na śm ierć zab ijają za św iętą wiarę. To ci obraz, jakby ja k i fotografista ustaw ił taj odrobił, abo ja k w te a t;z e pokazują. Na prawo nasi, na lewo M oskale, a we środku dym taj kule.

P raw da, co się człowiekowi na płacz zbiera, kiedy się p a trzy na tych biedaków, ino że chłopy są jak b y poprzebierane.

O krutnie duże m alowidło je to, co pan h eo p o lski w ym alow ał tu we Lwowie. I nie m a co gadać, fajnie w ym alow ał, ino źe b a r­

dzo sm utny obraz, i w duszy robi się bardzo m arkotno, ja k się patrzyć. Jak iś Je z u ita , czarnyj, czycha na duszę człow ieka poczci­

wego i bardzo widać uczonego. Je st to niby filozof, a pow iadają co poeta, blady jak

ściana, a ta k i piękny stary , ja k św ięty. J e ­ zuita nieprzym ierzając bardzo na coś niedo­

brego p a trz y , i z oczu m u widać je n try g i.

J a oś nieuczony podpisałbym co to djabeł i anioł. Nie darm o też chw yta się człow ieka ciężka zadum a i długo człowiek patrzy taj patrzy i dziw uje się, ja k to m alarz potrafi gadać do duszy, kiedy chce taj kiedy um ie.

A z W arszaw y to p rzy słali obraz, ja k żydy proszą k róla polskiego, coby ich do k ra ju puścił. N am alow ał to pan Gerson ; oj żeby ja k ij m alarz w ym alow ał ja k żydów w ypędzają z k ra ju , toby najlepiej zrobił, ino że do tego jak o ś przyjść nie może. J a k się człowiek na te n obraz p atrzy , to znać zaraz, co pan m alarz nie w idział jak to było, bo to bardzo dawno było. Pow iadają, co to je fa n ta z ja ; to widać że fantazja, bo całe m a ­ low idło jak b y m g ła upadła. Niby szaro, niby różowo — ja k ie jś sam e duchy. Owoś ja takie obrazy nie lubię, bo bardzo na nieprawdę w yglądają. Jakby ja k im welonem, co to dam y noszą, przykryte. N iew yraźnie.

Znowuś nasz pan Jędrzej Grabowski, to prawdziwy „żyw opys“ jak to powiada m oja k um a. N am alow ał jednego paua m ieszczana ja k żywego, aż człowiek chce zagadać do niego, a oczam i wodzi za człow iekiem taki całkiem jak b y się p atrzał. Aż cztery takie p o rtrety zrobił i m alow ane, co to aż widać farby. M a istra t najby dał panu Jędrzejow i burm istrzów swoich wymalować, tych, co to panują od czasu, jak m am o swoje w łasne sta tu ta i ja k się sam e rządzim o. Toby nie wiele kosztowało, a p arada by była, jakby w sali w m aistracie ta k ie żywe burm istrze nam alow ane były. A ten .b u śk o “ pana J ę ­ d rz e ja nad wodą, to m i się nie widzi, aby to fajnyj obraz b y ł, to jakoś tak ni w pięć ni w dziewięć. Najby pau Ję d rz e j takie rzeczy nie m alow ał, bo to do niczego. Taj tylko.

ekonomiciny.

B a n k r u c t w o . Znana fabryka wody z Lour­

des ogłosiła krydę. Przyczyną m a być po­

sucha tegoroczna , która u tru d n ia ła fab ry k a­

cję. Dawno gotowe c u d a , leżące w mózgu red ak to ra „P rzeglądu lw owskiego“, zepsuły się ; desinfekcja tego m agazynu za pomocą

esencji rozumowej nie pow iodła się.

N o w a r a łin e r ja program u w ierno-kon- stytucyjnego dla k ró lestw a G alicji pod fir­

m ą : A ndrassy i F lorjanaszy, baratom u m ie­

szczona w lokalach „O jczyzny,“ ogłasza, źe tylko ona jedna w czasie tej posuchy obfi­

tu je w w o d ę z im n ą , p r a w d z i w i e c h ł o ­ d zą cą , a płynącą ru ra m i szpaltow em i wprost do mózgów rozpalonych afekcją patrjotyczną.

NA KRAKOWSKIM BRUKU.

— Dlaczego p a n M ieczysław P aw likow ski w y ­ s tą p ił z kom isji konkursu dramatycznego ?

— A no, obawia sie zapew ne, aby znowu ja ka autorka . D ram atu bez nazw y“ nie dostała lisim sposobem pochwały.

Zapytalski i Odrębalski.

Z. K to um ie najlepiej na przedstaw ienia wabić publiczność lw ow ską?

O. N ajlepiej N iem cy, ot M ellini nazw ał wi­

dowisko sw oje:

Chrom otechtecataractapoicile

i nazwa ta zwabi pewnie więcej lwowianów, niż gdybyś im zapowiedział, źe sam Szekspir grać będzie H am leta.

— Ty ! wiesz, źe przyjdzie nam ze Lwowa uciekać. W yobraź sobie, ta m gdzie M a łe c fi na halickiem m iał francuzką tra k ije rn ię naszą, sprow adził W ild z rynku swoją k sięgarnię.

•— Oni jeszcze i kasyno w yrzucą, a zrobią ta m czytelnię jak ą albo akadem ię.

— H a, już teraz w szystkiego spodziewać się m ożna.

Korespondencje Redakcji.

- n . w e L w o w i e . S tra co m pozycja. N ie warto tcspominać. — C ttia w K r a k o w i e . Do­

brze! — Z n . w e L w o w i e , Udaj się P a n do p ism nabołnych. — I ł 4 . w e W i e d n i u . Niebezpieczna to aluzja. Prokurator nie spi. — O. w e L w o w i e . G łów ny skład Szczułka dla Lwowa, je s t w księg a m i Gubrynowicza i Schm idta. N um erów pojedynczych nie sprzedaje się.

O d a thn i a ist r a cji.

Szanownych prenum eratorów prosim y o wczesne nadesłanie p rzed p łaty , aby w ex- pedycji nie n astąp iła zwłoka.

Miejscowych prenum eratorów odsyłam y do księgarni Gubrynow icza i Schm idta.

(4)

A n try i c i g a ch Ite o trik ic h .

r . A. P o to ck i : Moi folbluty i halblutjr! Prezjrdowatem à 1» hâte sejmowi, asekuracji, akademji i Wam, dawniej i ministrom.

Mito mi powiedlieć, ie międiy Wami znalazłem najwięcej porządku i karnoioi. A ll r tg h t, m j thoro n g h -b red and h alf-b red !

Wydawcai odpowiediialnj redaktor:LiberalZ ająo* k o w« k i. C*cionkaiui K. filie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Całą naszą winą było, żeśmy grzeszni nie odrazu pojęli, że reskrypt ten jest zrządzeniem Bożem, bo odwrócił od tyrolskiej ziemi klęskę strasznąi albowiem

nicach u sta w y“ do Wiednia. Pan minister wew nętrzny jest żywym kontrastem ministra zewnętrznego, który jest nadzVyczajnie chudym; toż dowcipny'Bismark, kiedy

Umiemy spieszyć z adresam i, z deputacjami, kiedy chodzi o oddanie pokłonów, o które nie proszą, to pospieszmyż teraz z krzykiem i jękiem , choćby lojalnym,

Szczęśliwy ten pan korespondent „Czasu“, on pierwszy miewa najlepsze wiadomości, powiadają nawet, że on zna tego kelnera osobiście.. W kołach m inisterjalnych

Ta to chyba na śmiech takie drobne m nuera; ta to chyba trzeba drabiny przystawiuć do tlakra, coby zobaczyć jakiego on numeru.. Abo było dać numer wielki, coby

Z nią się zawsze zgadzać trzeba... Nie ma co taić, przed kilku laty to nie można było jeszcze wspominać inteligencji miejskiej ; brat szlachcic bał się jej

— Już to największą kom ikę w sejmie tegorocznym zrobił ze swojej persony pan Kamiński, poczciwy burm istrz m iasta Stanisław ow a.. Łatw iej snać w ybrukow

zam iast oczyszczonego przecieka płyn brudny. Cieknie on wtedy kropla za kro p lą i wierci tak długo, dopóki się w przekonanie społeczeństw a nie wśrubuje.