wil.org.pl
WIELKOPOLSKA IZBA LEKARSKA
12
K
K o o n n t t y y n n u u u u j j e e m m y y c c y y k k l l a a r r t t y y k k u u ł ł ó ó w w Ś
Śl
la
ad
da
am
mi
i„
„T
Tr
ry
yl
lo
og
gi
ii
i”
”i
ip
po
oU
Uk
kr
ra
ai
i-
-n
n
i
ie
eZ
Za
ac
ch
ho
od
dn
ni
ie
ej
jp p r r z z y y g g o o t t o o w w a a n n y y p p r r z z e e z z k k o o l l e e ż ż a a n n k k ę ę E E l l ż ż b b i i e e t t ę ę D
D ą ą b b r r o o w w s s k k ą ą . . S S ą ą t t o o r r e e f f l l e e k k s s j j e e z z w w y y p p r r a a w w y y z z o o r r g g a a n n i i z z o o w w a a n n e e j j p p r r z z e e z z W
W i i e e l l k k o o p p o o l l s s k k ą ą I I z z b b ę ę L L e e k k a a r r s s k k ą ą . .
T
o samo spotyka nas w Kołomyi – centrum huculszczyzny, gdzie dzięki gubernatorowi miasta stanęło jedyne w Europie i chy- ba w świecie muzeum pisanek wielkanocnych. Około 1600 eks- ponatów umieszczono w budowli w kształcie jajka. Z powodu święta religijnego ulice są pełne kobiet w kolorowych, pięknie ha- ftowanych strojach. Będzie w nim brał udział gubernator, więc podjechał i zaparkował pod muzeum swoje auto, witany przez przewodniczkę i przez nas entuzjastycznie.Każdy kamień Chocimia i Kamieńca Podolskiego (przedmu- rze chrześcijaństwa) oraz Oleska przemawiają polską architektu-
rą, polskimi cmentarzami, polskim językiem i polską historią!
W Kamieńcu zginął główny bohater „Trylogii” Jerzy Wołody- jowski . W zamku oleskim urodzili się dwaj polscy królowie: Jan III Sobieski – przyszły zwycięzca bitwy pod Wiedniem z Turka- mi, i Korybut Wiśniowiecki. Poczajów to widoczne z daleka, nie- bywałe zjawisko Lawry Poczajowskiej – Częstochowy prawo- sławia, a w niej wspaniały barokowy Sobór Uspieński. W ciągu sześciu dni zobaczyliśmy zamki lub ich ruiny, twierdze, muzea, pałace, klasztory, kościoły i katedry różnych wyznań, cerkwie, po- mniki, baszty, rynki miejskie, parki, teatry, operę lwowską, liceum krzemienieckie, cmentarze (we Lwowie ten najważniejszy – Ły- czakowski). Zaglądaliśmy także do domów towarowych – tych mniejszych, jak nasze SAM-y, i dużych, jak Auchan – z powodu nie tylko drobnych bieżących zakupów, ale czysto ludzkiej potrzeby fi- zjologicznej – mieszczą sie w nich ogólnodostępne toalety o do- brym standardzie. W mniejszych miejscowościach mozna też sko- rzystać z toalet tylko z „dziurką”, na szczęście w miarę schludnych.
Pani Ada wyczerpująco odpowiadała na zadawane jej pytania dotyczące obecnej sytuacji politycznej, gospodarczej i życia co-
dziennego mieszkańców państwa nazywanego obecnie Ukrainą.
Mówiła o sytuacji służby zdrowia, sposobie leczenia i sytuacji w szpitalach (trzeba mieć swoje poduszki, kołdry, pościel i leki). Opo- wiedziała nam o zdarzeniu na poprzedniej wycieczce, kiedy to Polka dostała kolki nerkowej. Została zawieziona do szpitala i na drugi dzień (tak szybko wyzdrowiała) dzwoniła z prośbą o jak naj- szybsze zabranie jej ze względu na warunki higieniczne. Opowia- dała nam o emeryturach (najniższa – 800 hrywien), reformie i za- siłkach socjalnych (700 hrywien) „opiekuńczego” państwa, o dzieciach, szkolnictwie podstawowym (11 lat) ,„bezpłatnym” (to fikcja w praktyce) od 6. roku życia i o szkolnictwie wyższym – tu na bezpłatnych i na renomowanych studiach uczą się najlepsi lice- aliści przyjęci na podstawie punktów w testach egzaminacyjnych.
Student po ich ukończeniu ma zagwarantowane zatrudnienie na podstawie tzw. zamówień państwowych. Reszta to studia płatne.
Koledzy lekarze uczestniczący w wycieczce potwierdzili informa- cje, że Polacy studiują medycynę na Ukrainie ze względu na jej wysoki poziom. I vice versa – Polacy z Ukrainy i Ukraińcy wysy-
łają swoje dzieci na studia do Polski. Młodzież uczy się pilnie ję- zyków polskiego i angielskiego, a rodzice z pochodzeniem polskim starają się w jednostkach konsularnych (jest ich 8 na terenie całej Ukrainy) o obywatelstwo polskie i z takim paszportem z podwójnym obywatelstwem (bo w Polsce wyszła w sierpniu 2012 r. ustawa o podwójnym obywatelstwie) mają wstęp do Polski i dalej na za- chód. Cóż... tak zmieniają się z biegiem czasu układy polityczne i go- spodarcze na świecie. Dobrze, że mają one atmosferę pokojową!
W czasach komunizmu na wschodniej Ukrainie dynamitem wy- sadzano cerkwie. Na zachodzie świątynie różnych wyznań bez wyjątku, które zamieniano na muzea „ateizmu i sztuki nowocze- snej” lub kina czy kluby, ucierpiały najmniej, ale w tych, w których robiono magazyny, np. nawozów sztucznych i wszelkiej chemii budowlanej, lub lokowano wojsko, zostały doszczętnie pozba- wione swojego sakralnego wystroju i zdewastowane – z taką pie- czołowitością przez pokolenia budowane, odnawiane po najaz- dach mongolskich, tatarskich, tureckich, Moskali i po pożarach.
W prawosławiu jest bardzo dużo postów 2-tygodniowych, a przed Wielkanocą obowiązuje post 50-dniowy, więc nie można
Śladami „Trylogii”
i po Ukrainie Zachodniej
W czasach komunizmu na wschodniej Ukrainie dynamitem wysadzano cerk-
wie. Na zachodzie świątynie różnych wyznań bez wyjątku, które zamieniano
na muzea „ateizmu i sztuki nowoczesnej” lub kina czy kluby, ucierpiały
najmniej, ale w tych, w których robiono magazyny, np. nawozów sztucznych
i wszelkiej chemii budowlanej, lub lokowano wojsko, zostały doszczętnie
pozbawione swojego sakralnego wystroju i zdewastowane – z taką
pieczołowitością przez pokolenia budowane, odnawiane po najazdach
mongolskich, tatarskich, tureckich, Moskali i po pożarach.
13
WIELKOPOLSKA IZBA LEKARSKA STYCZEŃ 2013urządzać wesel i wszelkiego obżarstwa. W literaturze archeolo- gicznej często opisywano niedostatek na przednówku, najczęściej z powodu gorszych plonów. Wielkie szkody i wyniszczenie ca- łych wiosek przyniósł okres stalinizmu – jak relacjonowali uczest- nicy wycieczki. W sytuacji, gdy sama natura wymuszała czasowe zdarzenia, w których brakowało żywności, religia łatwo wpisy- wała się w te okoliczności. Wszyscy solidarnie się temu podpo- rządkowywali i tak jest do dzisiaj.
Niebieski pas na fladze Ukrainy symbolizuje niebo, a żółty psze- niczne łany. Ten symbol państwowy tłumaczy filozofię Ukraińca rolnika. Polityka powojennej nacjonalizacji ziemi, a później roz- grabienia „wspólnej” własności kołchoźniczej, jak „sprywatyzo- wanie” traktorów i kombajnów przez będących u władzy, spowo- dowała emigrację biedniejszej ludności.
Ukraińskie rodziny są bardzo przywiązane do swoich zwycza- jów kulinarnych i regionalnych potraw. Czarnoziem stepowy to wspaniała ziemia, szczególnie ta na zachodniej Ukrainie, głęboka w wielu miejscach na kilka metrów, rodzi bez nawozów sztucz- nych (na które i tak rolników nie stać) i bez GMO, więc zdrową żywność. Urodzajną ziemię pokrywają pola kukurydziane, sło- necznikowe kwiaty dające olej i słonecznikową chałwę – słodki er- zac, przysmak dorosłych i dzieci. Arbuzy, kukurydziana mąka i kasza z utartymi jajkami, kasza jaglana na śmietanie okraszona ze skwareczkami z grubej słoniny lub barszcz ukraiński, zawiera- jący wszystko, co rośnie w ogrodzie, aż łyżka stoi w zupie, piero- gi z serem i „szkwarkami” z cebulą, kiszone ogórki, kapusta czy pomidory dla spracowanego męża przygotowane przez kochaną żonę na obiad – to najsmaczniejsze potrawy. Tu znów „ale”, mówi pani Ada: „kto choruje i się leczy – żona, kto umiera – mąż”. Śred- nia przeżycia mężczyzn to 60 lat, a kobiet – 67 lat.
Według mnie, nie można mówić o wszechogarniającej biedzie i ubóstwie ludności ukraińskiej. To prawda, że jedyną rzeczą, któ- rą permanentnie lekceważy „władza państwowa”, są drogi. Już Turcy zbudowali drogę między Lwowem a Kijowem, a za pie- niądze na Euro 2012 odrestaurowano ją i zbudowano drogę z Pol- ski do Lwowa. Nic poza tym. W Krzemieńcu podobno Polacy po- prawili ulice, ale reszta jest tak fatalna, że nasz autokar w drodze do Kołomyi uszkodził zawieszenie. Ruch na drogach jest tak mi- nimalny, że przez kilkadziesiąt kilometrów na wielu drogach nie minął nas ani jeden samochód; na to my wszyscy – polscy samo- chodziarze solidarnie zwróciliśmy uwagę. Ale... we Lwowie pod pięknymi, właśnie restaurowanymi secesyjnymi kamieniczkami, na wąskich uliczkach zaparkowane były „fury” czy „kolubryny”, do których wsiadali młodzi nowobogaccy właściciele i damy na bardzo wysokich obcasach. Pomyślałam sobie, że po tamtych dro- gach między miastami mogą jeździć tylko takie auta. Tu umiesz- czę trafny komentarz naszej przewodniczki, że jak wrócimy do siebie, docenimy polskie drogi. To prawda, bo po przekroczeniu w powrotnej drodze granicy poczułam się tak jak wtedy, gdy daw- no temu przekraczałam „maluchem” granicę niemiecką.
Serce moje na chwilę zamarło w Krzemieńcu, a to z dlatego, że zgubiłam się podczas kupowania folderu z listami Słowackiego do matki w polskim sklepiku. Wychodzę na ulicę i... uczestników wycieczki nie widać. Wracam do tegoż sklepiku i... już jestem po- informowana, że wycieczka musiała pójść do muzeum Juliusza Słowackiego, więc biegiem, z sercem na ramieniu pod górkę, do- padłam ich w muzeum, a mojej nieobecności nawet nie zauwa- żono. Muzeum Słowackiego zrobiło na mnie wrażenie z powodu porozwieszanych na ścianach listów syna do matki, pełnych wspo-
mnień, przywiązania i tęsknoty. To wszystko także odzwierciedla jego poezja. Z muzeum skierowaliśmy się do Liceum Krzemie- nieckiego, z którym związana była rodzina poety i miłe zasko- czenie: znajomy mi intensywny zapach kwiatów. Zaczynam ich szukać dookoła. Są! To smagliczki, drobniutkie kwiatuszki na klombie obok wielkiego podwórca, otoczone majestatycznymi zabudowaniami liceum. Młodzież zbierała się tam, aby wysłu- chać przemówień swoich wykładowców. Takie same fioletowo- niebieskie kwiatuszki rosną i rozsiewają woń wokoło na niewiel- kim klombie obok parkingu naszej WIL w Poznaniu. Teraz rozumiem, dlaczego Juliusz Słowacki podziwiał szczególnie te kwiaty, które spotykał jako małe dziecko i młodzieniec, biegając po okolicach pełnych pagórków i wąwozów. Takie wąwozy są w moim rodzinnym Nałęczowie koło Lublina.
Muszę wspomnieć o ważnym spostrzeżeniu poczynionym z okien autokaru. Większość mijanych wiejskich zabudowań oto- czona była pięknie ozdobionymi kutymi ogrodzeniami, w każ- dym ogródku od frontu musi rosnąć pełno kwiatów, a szczególnie malwy i obowiązkowo krzew kaliny czerwonej. Przed domem za- wsze znajdowała się też studnia przykryta kolorowym czepcem z niebywałej, błyszczącej z daleka blachy o bardzo różnorodnych kształtach i bogatej dekoracji, jeden niepodobny do drugiego. Na każdym kroku budowane są nowe domy, przypominające nasze budownictwo jednorodzinne – mam na to mnóstwo dowodów zdjęciowych. Starutkich zabudowań pozostało już niewiele.
Wszystkie mijane duże drzewa wzdłuż szosy mają pnie pomalo- wane na biało.
Miasto Lwów jest zachwycające. Bardzo dużo budowli jest od- restaurowanych, ich historia jest bliska sercu Polaków mieszka- jących przed I i II wojną światową na tych ziemiach, które cią- gnęły się „od morza do morza”. Historia ta sięga czasów Jana III Sobieskiego, znaczących wielkich polskich rodów, tych opisa- nych przez Sienkiewicza i tych znanych nam z kart historii.
Z tym miastem związana jest polska kultura, tradycja i nauka.
Na każdym kroku otaczają nas słynne polskie nazwiska. Na całym świecie znany jest twórca lwowskiej szkoły matematycznej – Polak Stefan Banach, prawdziwy geniusz matematyczny. Inni wybitni Polacy to Ulam, Mazur, Rubinowicz, Steinhaus, Auer- bach i wielu, wielu innych. Najgenialniejsze problemy matema- tyczne rozwiązywano w Kawiarni Szkockiej, ulubionej kawiarni matematyków we Lwowie. Wielu z nich spotkała tragiczna śmierć podczas hitlerowskiej okupacji Lwowa. Należy wymienić też Zdzisława Krygowskiego – inicjatora badań kryptologicznych nad Enigmą, rektora Politechniki Lwowskiej, prorektora i wykładow- cę Uniwersytetu Poznańskiego, zmarłego i pochowanego w Po- znaniu na Sołaczu.
Ulice Lwowa ubogacone są w wielkomiejskiego ducha, z wi- doczną na każdym kroku przytulnością bezpośrednich kontaktów staruszków grających na plantach w warcaby czy szachy, dzieci bezpiecznie szalejących na rolkach i zakochanych par podążają- cych w kierunku fontanny przed operą i... nas! A opera lwowska jest wspaniałym dziełem architektonicznym według projektu Po- laka – dyrektora lwowskiej Szkoły Przemysłowej – Zygmunta Gorgolewskiego. Kurtyna to unikatowe dzieło Henryka Siemi- radzkiego. Otwarcie jej odbyło się 4 października 1900 r., czyli 112 lat temu. Wyniosła i dumna stanęła w centrum miasta. To naj- cenniejsze polskie akcenty we Lwowie.
CDN.