Wacław Borowy
Kniaźniniana
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 37, 259-272
K N I A Ż N I N I A N A .
I.
N i e r o z p o z n a n y H e j i n a ł
Czaisem i bez wielkiej biblioteki można odkryć albo zidentyfi
kować jakieś fakty bibliograficzne. Wydarzył mi się taki wypadek
w czasie wojny w podwarszawskim Zalesiu. Mój sąsiad, nie ży
jący już dziś Zdzisław Ludkiewicz, znakomity badacz polityki rol
nej, a przy tym czlowiiek o rozległych i bardzo rozmaitych zainte
resowaniach humanistycznych, w pewnej chwili uporządkował
swoije (uratowane od kwaterujących Niemców) książki i usunął
spośród mich to, co uznał za już dla siebie niepotrzebne. Zapropo
nował mi, żebym sobie zabrał, co by mnie z tego wyeliminowanego
materiału interesowało. Wybrałem trochę starych gazet, ,m. i. nu
mer Kuriera W arszaw skiego wydany na dzień 3. V. 1916 r. Prze
glądając czytane ongi i zapomniane artykuły, zatrzymałem się na
notatce Karola Hoffmana. Poświęcona była bezimiennemu H ejna
łow i, ogłoszonemu drukiem w pierwszą rooznicę konstytucji majo
wej. Erudyta z Kuriera W arszawskiego podnosi! wartości literackie
zapadłego w niepamięć utworu i parę urywków z niego cytował.
Niektóre z cytatów były mii znane, choć owego druku z 1792 r,
nigdy mie byłem wiidiział: znałem je dzięki Tadeuszowi Since, który
je przytoczył (w swojej pracy O tradycjach klasycznych A dam a
M ickiewicza, Kraków 1923, s. 27) z autografu Kmiaźniina (zacho
wanego w Muzeum Czartoryskich pod nr 2223) jako urywki po
ematu... miigdy nie drukowanego. Urywków tych (Sinfci i Hoffmana)
wystarczało, aby obydwa teksty utożsamić. Hoffman, nie wiedząc
o tym, chwalił Kmiaźniina.
Simko odważnie stawiał hipotezę, że
utwór kniaźmimowski znany był Mickiewiczowi!, choć nie wiedział,
iż utwór ten krążył po Polsce w postaci' druku.
Okazało się, że H ejnał na dzień 3 maja nie uszedł uwagi ani
Estreichera, ani Piłata. Owszem, zarejestrowali go — jeden w B i
bliografii polskiej (XVIII, s. 184), driugi w książce O literaturze
politycznej Sejmu Czteroletniego (Kraków 1872, s. 192) — oby
dwaj jako druk bezimienny.
W W arszawie
znalazłem niebawem egzemplarz H ejnału:
w Bibliotece Narodowej: w jej dziale wilanowskim (nowa sygnatu
2 6 0 W A C Ł A W B O R O W Y
ra: W. 1. 2481, dawna : 24. A. XIV — 7). Jest to druczek im 8-o,
liczący 15 stron. Podany niżej tekst oparty jestt ma tym właśniie egzem
plarzu z Wilanowa. Sprawdzenie go z autografem w Muzeum
Czartoryskich w Krakowie wykazało, że między tymi tekstami nie
ma różnicy. Jeden to z nielicznych utworów Kmaźnina, które nie
były przez niego przerabiane.
H EY NA Ł n a dzień TRZECI MAI A 1792
St r of a Î.
B ogu w ie lk ie m u bądź chw ała! O patrzność iego nad nam i. R ozśm iey się, córo Czasu okazała,
W szystk iem i hoża w dziękam i! G dy w o n n ey ziem i sw oboda, W zielon e stroyna n ad zieie, N a p o w ie w tw o ic h zefirów się śm ieie; G dy tw o ie łą k i zdobi p ięk n ość m łoda,
Szum ią la sy , p tastw o pieie:
N iech a y roskoszy tw o im w d zięk om doda I w o ln eg o lu d u zgoda! —
O! k tórey dała dni lu b e M atka w szech rzeczy Przyroda; Jakąż p rzyd aie ci chlubę, Jak że cię św ie tn ie y ustraia
D zień trzeci Maia!
Ant ys t r of a.
U śm iech aiąc się nam zorza, N iebo sk ra siła różane.
U każ, ô Słońce! z ru m ianego m orza W łosy fa la m i spłókane. B lask p rzyiąć tw o ieg o czoła Z łote czek a ią obłoki:
Oto w ich b ram ę w óz tocząc w ysok i, W dzięczne G od zin y w e d le tw e g o koła
, P o m y k a ią św ie tn e kroki. S tań i ogląday. P o lsk a c ie b ie w oła,
P olsk a sw y m sczęściem w esoła. O! k tóryż w idok, i k ęd y T k liw ie y cieb ie u iąć zdoła? W idzisz W dzięczności obrzędy, Co w szy stk ich sercem n atch n ęło
N arod u dzieło.
E p o d a .
Liro! zab rzm iy n ieb io s Pana. C zuię duch ś w ię te y radości, S zczęśliw e g n ący kolan a Przed o b liczem O patrzności: Ta oto z tronu w ieczn ey iasności, C hw ałą sw ey Ł ask i uradow ana; U czucia m iłe n a szey w d zięczn ości,
I czyste p rzyim u ie tch n ien ia Za d zieło sw ego w ey rzen ia .
K N IA Ż N IN IA N A
Czuię w za c h w y c ie drogiey w o ln o śc i Ś w ięto n aszego zbaw ienia! Z sercam i p ałaiącem i C zuię dar n ieb ios; i oczy m oie
K ończą łzy gorzkie sło d k iem i. U ciech p o w szech n y ch zab rzm iały roie Po ziem i, którą ca łu ie sw oboda,
M iłość i zgoda!
*
*
*
St r of a 2.
N iech a y cię P am ięć obudzi, Coś u sn ą ł n a ło n ie ch w ały; T w órco P o la k ó w , dobroczyńco lu d zi,
I w zorze k ró ló w w sp an iały! G dy n asza czułość za tobą, Im b ard ziey cieb ie d aleka,
T ym cpraz tk liw sza , czci p raw o czło w iek a , G dy z "miłą dla tw e y p am iątk i ozdobą
S trzeże go R ządu opieka:
W stań, K azim ierzu! i n a stęp có w p le m ię W yprow adź z sobą na ziem ię, N iech tu cześć w aszą u cieszy M atka na k on iec szczęśliw a J e d n o -m y śln e y dziatek rzeszy: Do w a szey sła w y tęsk liw a ,
Cnót w aszych w zy w a .
A n t y s t r o f a .
Jasn y d zień u nas od cieb ie Z aczął się ch w a ły narodu: Ty, iako zorza w poranku na n ieb ie,
W odzem św ietn eg o zaw odu! K tórym J a g ie łłó w ciąg złoty, R ozsu w aiąc się szeroko,
W idzieć sw o b o d n y m d ał p yszn e dnia oko: Z łączyw szy serca i kraie i cnoty,
S tan ął w p ołu d n iu w y so k o . A le za W azów , k ied y się zach m u rzy
U pał ku grom om i burzy; S trzał m ężó w pęk się rozleci W ok rop n ey w ich rów n iezgod zie. Ł y sn ą ł orężem Jan trzeci: Słońca to tw ego, Narodzie!
Ł y sk na zachodzie.
E p o d a .
N ęc ohydna, noc szalona, O ćm iw szy zu ch w ale grzych y, Spadła w ich ra m i kręcona W odm ęt nierządu i pych y. G dy so w y h u czą, śp i O rzeł lichy; U fn ość go ślepa i zdrada podła W obce m y ś liw y c h sieci p rzyw iod ła.
O w id m o cięż k iey srom oty, B ez sił i św ia tła i cnoty; N iech tw o ia p am ięć serca n ie rani!
W A C Ł A W BOROW Y
My, obudzaiąc czas złoty, O brućm y teraz k u n aszey sła w ie
P race, starania, usłu gi.
D zień św ita n o w ey m ądrości spraw ie: Oto zaiaśn iał w n aszym ST A N ISŁ A W IE
K azim ierz drugi.
St r of a 3.
K ied y B óg potrąci srodze N aród olśn ion y sw y m blaskiem : Ś lep ym zostaw i nam iętnościom - w odze.
P od ich sw y w o lą i w rzask iem N ik n ie m oc praw om odięta, G iną w io sk i, m iasta płoną: Od łez i k rzy w d y przed hordą szaloną U chodzi w niebo S p ra w ied liw o ść św ięta;
A za nią, p u styń źw ierzęta P rzem y sł i praca zo sta w u ie błędom ,
I n ocn ey b urzy przepędom . N ad sterczącem i głazam i P orasta nik czem n ość harda, Z ginana zew sząd w iatram i: O kryie gruzy dzicz tw arda,
I obca w zgarda.
Ant ys t r of a.
A le, k ied y się dokona
D łu g ie n iew in n y ch cierpienie; Z eszłe im P ra w d ę ze sw oiego łona.
N a b o sk iey córy prom ienie, Z w ięzó w oćm ion ey gnuśności Z ryw a się D usza w ysoka: O padnie z oczu przesąd ów pom roka, U cich n ąć m uszą w sty d n e nam iętn ości.
Pod h a słem S p raw ied liw ości, Serca i siły w ied n ą łącząc sforę,
Czyni rozum , cnota gore. O żyw ion duchem M ądrości, B liźn i b liźn iego poznaie;
W zw iązk ach b ratersk iey m iłości R ęka się ręce podaie,
I naród w staie.
l i po d a .
W itaycie, zacn i M ężow ie! Ś w ięte nam w asze im iona. Cześć w am i sła w a i zdrow ie! O yczyzna przez w a s dźw igniona! D uch nieb ios w pośrzód w aszego grona O gniem , co czucia w y so k ie w zn iecił, Serca w am zaiął, m y śli rozśw iecił.
Zgoda z od w agą złączona S tary błąd w ie k ó w zam aże: Ze m g ły uprzedzeń, z sid eł obłudy,
Przez w aszą cnotę i trudy B oska się m ądrość ukaże.
K N I A Ż N I N I A N A 2 6 3
Ś cian y m ieszk ań ców te y w o ln e y ziem i B ęd ą w a sze zdobić tw arze: Cnót o p iew acze, d zieiów pisarze, W ieńcam i coraz u m aią św ieżem i
W asze ołtarze!
$ $ $
St r of a 4.
0 ty , k tórem u cierniam i Z ew sząd op lotszy koronę, Obca się przem oc rozw odziła z nam i;
Z em k n ą w szy razem zasłonę, B ó g tw o ie rany osłodził, 1 oyca z d ziećm i pogodził. P ostęp u y, z chlubą lu d zi przyiaciela, N a czele m iłe y n am i tob ie R ady,
W ień cem otoczon w esela: N au k ę K rólom i św ietn e im ślad y
T w o ie podadzą przykłady.
P row ad ź z sobą w dzięczn ość ludu, G dzie B ogu ślub okazały
Z abrzm i pam ięć iego cudu, Ł ącząc z tobą naród cały
W k o ściele ch w ały.
Anl ysl rof a.
G dzie serca n iesie sw oboda, R zu caycie k w ia ty , ô dzieci! D la w a s to p ięk n a śm ieie się pogoda,
W aszym u żytk om dzień św ieci. L u b ey O yczyzny nadzieie! D la w a s radosne łz y le ie Ta czu łość m atek , która m ięd zy nam i H onor i m ęstw o w zn iecaiąc gorliw a,
U w ień cza zgodę w dziękam i: C nota ich w sob ie dni w aszych u żyw a,
I w a szy m sczęściem sczęśliw a. R zu caycie k w ia ty , ô dzieci! Id zie dusz naszych ofiara, Co ś w ię ty ogień w nas n ieci: G dzie czysta oyców i stara
P row ad zi W iara.
E poda.
Ju ż z całą tronu ozdobą S ta n ą ł na p olu w d zięczn ości C h lu b n y K ról lu d em i sobą, O toczon strażą m iłości.
BOŻE! S k iń czołem z tw e y w ysok ości, Oto n asz O ciec, p rzeięty tobą,
G dzie m a tw ó y słyn ąć cud n ieśm ierteln y, K a m ień zakłada w ęg ieln y .
R u szm y n arzędzia gotow e W ydać serc n aszych dow ód naczelny;
Sp iesząc cio sy m arm urow e, N arodu w zn ieśm y budow ę.
W A C Ł A W BOROW Y
W y, godząc z kraiem duch W atykanu, S p iew a y cie, lu d u pasterze!
W cnotach oyczyzn y, i w o y có w w ierze, Szan ow n i św ia tłem i św ięto ścią stanu,
Ś p iew a y cie Panu.
St r o f a 5.
On lo ty m ocarzów harde U p lą ta ł w ciernie, i skręcił; A zd ią w szy w ięzy i słab ości w zgardę,
L itość nam sw o ię p o św ięcił. On sk rytych w yrok ów szalę, K tórą p rzew aża narody,
W ziął ręką Ł aski, a przez ducha zgody I cn oty św ia tło n a szey p od ał chw ale.
W ionął, od żyiem w zapale: Ł ysnął, a naród głos iego zrozum iał,
I św ia t się w k oło zadum iał. M iłe m u czyn i sp óyrzen ie O yczyzny w d zięczn ey odroda: Z esłana z n ieb io s pogoda S ieie na lu b e p sczół brzm ien ie
J asn e p rom ienie.
Anl y s t r of a.
Jakaż to chm ura z pułnocy, Z aym uiąc la sy zielone,
C iężka, i z grom em p osu w a sw e y m ocy Skrzyd ła w ich ram i niesione? J a k iey że d u m y to brzem ię P n ie się na n iebo, i z końca P u sty ń sw y ch ciągn ie do naszego słońca J ak ież tam w arczą na sczęśliw ą ziem ię
C zarne duchy, n o cy plem ię? — K to śm ie sw obodom tego ludu grozić?
K to prace burzyć czci-god n e, I n asze k w ia ty ch ce mrozić? C zyie tam serce w yrod n e N a łon o M atki sw ob od n e K rw i n a szey żąda, i z lichą
Targa się pychą?
Ep o d a . O M atko m ila i droga!
Co ty lk o czuiem , co m am y, Przed ok iem serc naszych B oga * T w o iey obronie sk ład am y. Czy są tu iędze, bosk iego cudu N iew d zięczn e darom? ięd ze otchłani, D rżąc na ten zapał w o ln eg o ludu,
D on ieście w a szey tam pani: Że bez ie y starań i trudu, S zczęśliw y N aród zn alazł w iedności
R zeteln ey dobro w oln ości: Że m łodzież iego żarliw a
K N IAŻ.N1NIANA 2 6 5
O yczyznę kocha; w re w n iey k rew cnotą: Ostra broń w ręku i m ściw a: Że g w a łt odeprzeć czeka z ochotą, I n ie da so b ie w yd rzeć w śrzód pożaru
B osk iego daru!
II.
W p a m i ę t n i k u u c z n i a l i t e r a c k i e g o
Był taiki w XVIII wieku literat: Ignacy Jaksa Bykowski. Pisał
powieści — z określeniami jak „szwedzka“, „sabaudzka“, „rosyj
ska“ — dla odmiany: „moralna“ itd., — pisał wiersze (Nocy
wiejskie, W ieczory wiejskie itp.), pisał komedie, „oipery“, tłumaczył
autorów francuskich, angielskich, rosyjskich ii in. W Estreicherze
figuruje koło trzydziestu jego pozycji bibliograficznych, a wiele je
szcze zostało prac wykończonych w rękopisie. Został m. i. ciekawy
pamiętnik
(dziś własność p. Jana M ichalskiego),
na
którym
głównie oparty został jego życiorys w Polskim Słowniku B iogra
ficznym ( I i i , s. 162), opracowany przez p. Tadeusza Turkowskiego.
Był to równolatek Kmiaźnma: urodzili się obydwaj w r. 1750.
I edukację zaczyniał Bykowski podobnie jak Kniaźmin: u jezuitów.
Był u nich zresztą krótko, a późniejsze jego koleje były już bardzo
różne od kmlaźmiinowisfcich. Rodzima przeniosła go do pijarów
(w W itebsku!). Potem trochę gospodarował, próbował palestry.
Młodo wziął udział w konfederacji barskiej. Rychło jednak uszedł
przykrości figurowania na kartkach D ziejów głupoty w Polsce
i zmienił orientację na zupełnie przeciwną. Wstąpił do wojska ro
syjskiego i odbył pcd RumŁancowem i Suworowem kampanię tu
recką w' r. 1773. Schorowany osiadł w kraju i oddał się pracy lite
rackiej. Podpisywał się: „Ignacy Bykowski, porucznik wojsk rosyj
skich“ (wyższej bowiem rangi nie osiągnął). W r. 1794 spotkał
się z jakimiś przykrościami, ale dostał „salwogwardią od J. O.
Xoin Repnima“, która go „skutecznie... ochraniała“. Spisał pamięt
nik w r. 1806. Żył jeszcze w 1808 roku.
Brat jego Tadeusz był komisarzem Czartoryskich w Wołczy
nie. Odwiedzając go zetknął się Bykowski w r. 1778 z Kniiaźnimem.
Choć nie górujący wiekiem, ale mający już za sobą dłuższe do
świadczenie pisarskie, poeta witebski udzielał początkującemu li
teratowi rad i wskazówek. Opowiadali) sobie też -nieraz nawzajem
„przypadki życia“. Marzycielskiego autora E rotyków, które wła
śnie ,w tym czasie powstawały, podbijał przyszły grafoman grą
na teorbaniie i chłonną a skupioną uwagą, z jaką go słuchał. Wy
tworzył się między niimi ma czas jakiś stosunek jakby mistrza
i ucznia. Różnice zapatrywań politycznych przyjaźni nie przeszko
dziły. Przy rozstaniu ofiarował Kniaźmin Bykowskiemu album do
wpisywania wierszy i na jego czele umieścił oidę do niego zwróconą.
Oto własne słowa Bykowskiego (s. 8—9 jego rękopisu): „Ba-,
wiąc się w W ołczynie przy Xięciu Adamie Czartoryskim1, Generale
2 6 6 W A C Ł A W BOROW Y
Ziem Podolskich, w roku 1778 *), zabrałem znajomość y przyjaźń
z Franciszkiem Knia żninem, przy iego dworze będącym,. Dowcip
iego wysoki, grzeczność uymuiąca, y charakter łagodny pociągały
mie gwałtownie do weyśoia z mim w ścisłą przyiaźń, tym bardziey,
gdy on sam tego szukać zdawał się, a tak oin mi zaw sze czytywał
kawałki swych wiersizów, których z uniesieniem się słuchałem, a ia
nawzaiem grywałem mu na teorbanie, co on mocno lubił. Zaczołem
potym pokazywać mu niektóre kawałki piiism moich, poprawiał nie
które omyłki, y zaiczoł zachęcać, żebym sie doskonalił w Poezyi,
ofiairuiąc w tym mnie pomoc swoią, iakikolwiek wiięc posiadam ta
lent pisania, winieniem temu iedynemu przydaicielowii moiemu, któren
wskazywał mnie błędy y sposob pisania, pokazywał wzory z pism
różnych ; co było naypiarwszym powodem silnego uięoia się -moiego
do Poezyi. Czasem opowiadał mi niektóre przypadki życia swoiego :
iak mniemaną woikacyą zaięty wstąpił do Zakonu Jezuitów w trzy
nastym roku, dziecinnym powodowany uczuciem; iak w tym zako
nie naypięknieyszy wiek życia swoiego marnie strawił, na czczych
marzeniach, y tam wzrok stracił pisząc czasem po całych nocach.
Odieżdżając z Wołczyna do Warszawy dał mnie na pamiątkę przy
jaźni Xiążikę oprawną, z papierem niepisanymi, ażebym w nią Poezye
moie wpisywał. N a czele tey Xiiążki, wiersz dla mnie napisał“.
A oto sam wiersz wedle odpisu adresata w pamiętniku :
DO IG NACEG O BYK O W SK IEG O FR A N C ISZEK K N IA Ź N IN W nudnościach sam ych a p od ległym stan ien aysłod szem c h w ile m łodości p rzepędził
y w te y y w o w e y lat zn ik łych od m ian ie — tyłk om sie w ęd ził. Ach! jak n iezn ośn a dla te y m y śli m ęka!
co w zla ta w o ln ie, rada sw e y sw obodzie,
tu zaś u sta w n ie p od ległość ią ’n ęk a — y przykrość bodzie. la k w ięc szczygiełek , na lep u łow ion y,
biedzi się w posrzod przykrego tarasu
y w te, y w o w e chcąc u lecieć strony — drze się do lasu, Lub ia k na w zgórk u b ru n atn y fio łek
gdy n iem a rosy, a S ło ń ce zb yt grzeie,
usycha, w ięd n ie, a ch yląc w ierzch ołek — pada y m d leie, Так y ia w sam ym m ego w ie k u k w iecie,
g d y przykrość m artw i, a szczęście n ie służy,
p raw ie n ie czu łem , iżem ż y ł na św ie c ie — w tę sk liw e y nuży. P ókim , Ignacy, b y ł w latach dziecinnych,
a m iałk i u m y sł z o sta w a ł w ciem nocie,
p otym b y ł k o n ten t z rozryw ek n iew in n y ch — w lu b ey prostocie. A ż gd y p o w o li rozum sie p rzećw iczył,
a przykrość żółć sw ą m ieszała w nauce,
w liczb em sie odtąd ob łu d n ych p o liczy ł — odtąd sie sm ucę. M uzy m n ie tylk o w sp ieraiąc ob ficie
gust m óy K astalsk im sy c iły n ektarem ,
oneć m i przykre zasład zaią ży cie — tch n ę onych darem . ') N ie w 1770, jak p isze p. T u rkow ski w P. S. B.! (W . B.).
K N I A Ż N I N I A N A 2 6 7
Z N atu ry łon a w ypuszczon na Z iem ie, sw ob od n em m yśli na Parnas obrucił,
przyrzekła K lio w ziąć m n ie za sw e p lem ie — bym przy n ie y n u cił. P o m n ę iak n iegd yś na Z ielon ym brzegu
nayprzód poznałem córki M nem ozyny
tam k ęd y W idzba w dw oistym u b iegu — w pada do D ź w i n y 1). N a p ok lask onych y ch ęci p rzych yln e
p oczołem nucić w ted y raz n ayp ierw szy,
w ten czas p ow ziołem p rzed sięw zięcie p iln e — y gu st do w ierszy . Y skorom tylk o p rzy sta ł do P arnassu,
próżnościom św iata oddałem w a letę.
T u szył m ieć ze m nie od tam tego czasu — W itebsk p oetę. O dtąd w y gorycz słodzicie, Parnaski;
skoro do W aszey zab aw y przysiędę,
ż y ię spokoyny, y żyć z w a szey ła sk i — w am słu żyć będę. B y n ie w asz n ektar m o ie słod ził trudy
y n ie w asz czasem brzęk m ie rozw eselił,
m ożeb ym daw no po an gielsk u z n u d y — w łeb sobie strzelił.
Wiersz niewątpliwie autentyczny (Bykowski by takiego mie na
pisał), a jakiejż wartości biograficznej ! a ostatnie zwrotki jakże
nam uzupełniają oblicze Kniaźniimu humorysty!
Bykowski cytuje jeszcze fragment innego wiersza o podobnym
diokumentarycznym znaczemiiu. Tak samo jak pierwszy miał on wy
niknąć stąd — wedle słów pamigtnikarza — „żeśmy sobie na-
wzaiem przypadki życia naszego oie raz opowiadali, zastanawiając
sie nad edtuikacyą naszą (iak pod ten czas była) nie rozsądną; też
nad sposobem myślenia owego wieku; nad przesądem, zabobonem,
fanatyzmem iitd., co wszytko przeszkadzało piszącemu mieć czyste
y wysokie wyobrażenie o każdey rzeczy..., napisał on takoż o swoim
powołaniu do Zakonu kilka strof, które tu kładę“. Oto owe strofy
(podobnie jak poprzednie powtórzone z zachowaniem ortografii
Bykowskiego) :
D ziecko nabożnym złudzone przesądem , pęta p rzyiołem w b rew idąc naturze;
błąd ten zb a w ien n y m u k ry ł sie obrządem — w Ś w iętey posturze. D uch m óy y ciało oddaine w n iew o lę,
przykre sam na sie w ło ży łem kaydany;
chcąć n ie chcąć sm utną u cierp iałem dolę — w ięzie ń sp ętan y. Choć sie w zd rygałem tam czu ciow n atury,
czuć jed n ak w yższą m u siałem potęgę,
która, w srzod ciem n ey m ierziła klau zu ry — prozną p rzysięgę. W tak ow ym stan ie, ktoż w e só ł zostaw a,
gdzie m y si sie w ah a, a n am iętn ość kłuci;
n ie zgładzą żadne h am u lce y P raw a — w ew n ętrzn ey chuci — itd. ‘) W W itebsku gdzie b y łem w k o n w ik cie u Piarów ; tam y K n ia ź- nin do szk ół chodząc u J ezu itó w w stą p ił do tegoż Zakonu ( P r z y p . B y
268 W A C Ł A W BOROW Y
„Itd“ napisał Bykowski. Szkoda, że пае podał całego wiersza.
Ale i za to, co przytoczył, wiirmiiśmy mu wdzięczność. Cokolwiek
można powiedzieć krytycznego o działalności pisarskiej Bykow
skiego, zachowaniem tych wierszy Kmiażnina niewątpliwie się lite
raturze ojczystej z a słu ż y ł1).
III.
I n e d i t a z r ę k o p i s u nr 2223
Jak wiadomo, w ostatnim okresie żyd a Kniaźnin zebrał pra
wie wszystkie swoje utwory,
raz jeszcze je
przeredagował
i w zmienionym układzie przepisał. Tak powstały dwa tomy, wy
pełnione równym, ślicznym, drobniutkim maczkiem (po dwie ko
lumny na każdej stronicy), które dziś — w czerwony safian opraw
ne — mieszczą się jako rękopis nr 2223 w bibliotece Muzeum
Czartoryskich w Krakowie.
Znawcom drukowanych dzieł Kmaźniina wcale nie łatwo od
szukiwać dobrze nawet pamiętane utwory w tym niezwykłym auto
grafie — mimo że pedantyczny poeta nie poskąpił ii tutaj dokład
nego „pocztu rzeczy“. W szystko tu bowiem ugrupowane inaczej,
dawne przemieszane z nowym, wiersze kilka razy publikowane z zu
pełnie mie ogłaszanymi. Liryka, które w wydaniu zbiorowym 1787 r.
dzieliły się klasycznie na cztery księgi, tu rozrosły się do k siąg dwu
nastu 2). F. S. 'Dmochowski, który pierwszy z tego autografu korzy
stał dla siedmiołomowego wydania
D ziel
poety
(W arszawa
1828— 29), pozostawił (słusznie) dawne Liryka w dawnym układzie
czteroksięgowym, z ndednukowanych za ś utworzył nowy cykl pod ty
tułem O dy z pośmiertnych rękopisów wyjęte. Cykl ten podzielił Dmo
chowski także na cztery księgi i poszczególne.„ody“ w nim ponu
merował, ale ami ten układ, ani numeracja niic nie mają wspólnego
z intencjami Kmiaźmiina z lat pracy nad autografem-summariu-
szem *).
Niektóre utwory — ze względu na bardzo aktywną już wte
dy w Warszawie cenzurę carską — mógł Dmochowski drukować
tylko w skróceniu. Tak np. w wierszu Do Z gody, na sejm 1788
(u Dmochowskiego I 15, w autografie VI 4) trzeba było opuścić
cały ustęp o przewrotnym rządzie carskim (zakończenie strofy 6
i całe trzy strofy dalsze) :
') S erd eczn ie d zięk u ję p. Jan ow i M ichalskiem u, w ła ścicielo w i rę kopisu, który się zgodził, b ym w szy stk ie te w iersze z p am iętnika B y - k o w sk ieg ę o g ło sił (IV. B.).
s) M. i. i He j na ł zo sta ł tu w łą czo n y — jak o oda 1 k sięgi V III.
3) F. S. D m och ow sk i k orzystał i z in n ych rękopisów . Z am ieścił np.
K N IA Ż N IN IA N A 2 6 9
Jakim że ciosem n ie rozranił serca Stróż naszych sw ob ód i gorzki szyderca?
On n as na sieb ie rozburzył. C hytrze gin ą cy m podchlebny: On n am sąsiad y zachm urzył N a rozbór z sobą haniebny; I żeby d zieci z ich o jcem pok łócił, Styr pod sw ój ukaz i praw a p rzew rócił.
U śp iw szy ptaka sw obody, Skrzydła w przód u cią ł orlęce: Tu w b łęd a ch ciem nej n iezgod y O czy nam odjął i ręce;
A św ie tn y naród gdy zgubie przeznaczy, P o w lek ł nas w sty d em i chm urą rozpaczy.
P rzecież tę chm urę B óg zsu n ął Z upokorzonych na harde! Za ogn iem zem sty grom runął Na w z n io słe gm achy i tw ard e. O błok zaś jego w y ja śn ił nad zieję, Co się ku sy n o m W olności rozśm ieje.
W innych wierszach trzeba było robić przynaj mniej drobniej
sze poprawki. Tak <np. w zakończeniu strofy 5 ody D o Boga
(Dmoch. II 11; autogr. VII 14) nie można było wydrukować słów
K m azm na: „I na Ojczyzny zdrajcę“ ; trzeba je było zamienić
(przeinaczając rytm): „ N a niewdzięcznika1 ii zdrajcę“ ! Podobnie
w strofie następnej (ostatniej) „Lepsze od Ojców plemię“ zamie
nione zostało na: „Cnotliwsze plemię“. W wierszu D o Hiac. Fre
drą (Dmoch. IV 21; autogr. X 13), poświęconym porównaniu cza
sów rozbiorowych z czasam i „potopu“ za Jana Kazimierza dwu
wiersz :
W podobnym jak dziś opłakana stan ie P olska na sw o je czekała skonanie —
musiał być przerobiony i przybrał taką postać:'
N asza ojczyzn a w op łak an ym stan ie Już, ju ż na sw o je czek ała skonanie.
Trzeba też było usunąć słowa o elektorze pruskim, najwidocz
niej uznane za niedyplomatyczne :
A stary zdrajca, co zaw sze m ia ł kłam ać, U patrzył c h w ilę z h ołd u się w yłam ać.
Niektóre utwory trzeba było z powodów cenzuralnych całko
wicie pominąć, jak omówiony tu już H ejnał, jak wiersz Do ojczy
zny (aut. IX 16), wiersz N a rewolucją 1794 (aut. IX 13) ‘), Odę do
Tadeusza K ościuszką (aut. VIII 1 3 ) s) i; in. W yliczył te wiersze
ł ) O bydw a ogłoszon e d opiero w książce Wł. W łocha P o l s k a elegia
p a t r i o t y c z n a w e p o c e r o z b i o r ó w , K rak ów 1916, s. 126, 30.
2) U ry w ek z tej ody p rzytoczył z jak iegoś odpisu (O ssol. 551) Wł. J a n k ow sk i (F. 1). Kni aź ni n, Para. Lit. 1904, s. 374).
2 7 0 W A C Ł A W BOROWY
Ludwik Kalisz w swojej cennej pracy Liryka K niaźnina a poezja
klasyczna ( P am . Lit. 1924—25, s. 43).
Kalisz wymierni! też kiilka limych utworów pominiętych przez
Dmochowskiego i wyrazi! przekonywające przypuszczenie, że ich
pominięcie „należy uważać za prostą pomyłkę wydawcy“ : pomył
kę, która zresztą w mikro - к ali graficzny m lesie rękopisu nr 222 3
łatwo każdemu się mogła wydarzyć.
Od ogłoszenia pracy Kalisza minęło lat dwadzieścia trzy,
a inedita kmiaźniinowsikie (pozostały ineditami. Jest to duże zanied
banie. Cały autograf Kiniaźmima powinien być dokładnie zbadany *).
(A przy okazji, dodajmy, powinna być uporządkowana bibliogra
fia poety, dziwnie dotąd nieszczęśliwa 2).
Przykładowo1 podaję tu dwa wiersze, reprezentujące dwie gru
py pominięć Dmochowskiego,
jMarsza P olski (aut. VIII 11) nie
wątpliwie nie m ógł ogłosić z powodu trudności stawianych przez
cenzurę; komplementową odę D o St. Trembeckiego (aut. II 13)
opuści! pewno przypadkiem.
MARSZ PO L SK I W iara, do broni, honor i sław a! Ś w ięćm y rząd kraiu i sło w a boże. S łu ch ajm y króla: on stróżem praw a, On n am n ad p raw o kazać n ie m oże. C zerpaiąc ch w a łę z iasn ego źrzodła, Żyi z nam i, cnota P o la k ó w stara! P recz od nas zdrada, precz m y śli podła: N asza rzecz honor, nasza rzecz w iara. K to śm ie na w o ln e natrzeć pałasze? Czy sw óy, czy obcy nam go sprow adzi, N im on nam w yd rze sw ob od y nasze, Z b ezbożnym rodem ta broń go zgładzi. O yczyzno droga! O yczyzno m iła!
U fa y tym p iersiom w k ażd ey potrzebie. Ten oręż w ręku, ta w d u szy siła, Iedna jest tw oia, druga za ciebie!
') Ile z niego m ożna w yd ob yć dla ch arak terystyk i p oety, pokazał n ied aw n o na jed n ym p rzyk ład zie O d y d o w ą s ó w T adeusz M ik u lsk i w e w zorow ej m eto d y czn ie i pasjonująco napisanej rozpraw ie N a d t ek s t a mi
Kni aź ni na, I (W rocław 1947, P r a c e Wroct. T o w. N a u k . ) .
2) E streicher n ie w y m ie n ił W i e r s z y z 1783 — n aw et w su p lem en tach (u fam I n d e k s o w i a l f a b e t y c z n e m u do „d o d a t k ó w “ Es t r e i c h e r a , z e
s t a w i o n e m u przez M arię D em b ow sk ą-W od zin ow sk ą i w yd . na p o w ie
laczu w W arsz. 1942). A znam dw a egzem plarze tej książki: jed en jest u C zartoryskich w K rak ow ie, drugi b y ł (czy ocalał?) w B ib lio tece P u blicznej w W arszaw ie. N a jn iefo rtu n n iejsze są też przy op isie E r o t y k ó w
d yw agacje h isto ry czn o -lite ra ck ie E streichera (oczyw iście: s y n a ). K o r but, u k ład ając rozdział o K n iaźn in ie, okazał w ięcej chyba niż k ie d y k o lw iek indziej roztargnienia: n ie w sp om n iał w c a le o w y d a n iu w ile ń sk im P o e z y j z r. 1820, zaw artość w y d a n ia 1787— 88 źle opisał, n ie ostrzegł, że brak w n im n ie ty lk o erotyk ów z 1779 r., ale i w ielk iej czę ści W i e r s z y z 1783. J a k ież w d zięczn e zadanie dla p o lo n isty -b ib lio g ra fa , który b y się tym zainteresow ał!
K N IA Ż N IN IA N A -271 O DA DO ST A N . TREM BECKIEGO
Jako w O lim pskim igrzysku,
D okąd się G reczyn na okrzyk zgrom adzał, Srzodkiem d w uch rzędów w rza w y i nacisku, D uch sła w y m ęże w gon y w yp row ad zał.
O liw n a rózczka u m ety,
D la k tórey gon iec konia sw ego ściskał: T ym w ię c e y w sercach czyn iła p odniety, Im w ię c e y b iegło, a ied en ią zyskał.
Lecą d w a y na b ieg w ą tp liw y , Szm er i w o ła n ie w szęd y się rozlegnie. Iedni: Iow iszu! niech u ciecze siw y; H erkules! drudzy: kary niech u b iegnie.
Tym czasem d zielni ry w a le. G dy się k o ley n y m m iiaią poskokiem ; Z bliżeni razem ku w ytk n ion ej chw ale, K a ry *siwego w y ścig n ą ł półkrokiem .
A lfe ió w brzeg się rozlega,
Na w szy stk ich razem okrzyk i klaskanie; W idzą, że rów no ten i ó w dobiega, A le n ie w ied zą, kto w ie n ie c dostanie.
T rem becki! k ied y W arszaw a W róconym króla cieszy się obliczem ; Do m ety trudney, gd zie la u ry rw ie sław a, T ak ow y m ia łeś b ieg z N aru szew iczem .
M arsz P olski jest oczywiście jednym z wierszy napisanych
w entuzjazmie po konstytucji majowej. Hippiczne porównanie Trem
beckiego z Naruszewiczem, które wypełnia drugi utwór, wiąże się
prawdopodobnie z .podróżą
Stanisława
Augusta
na
Wołyń
w r. 1781. Jej zakończenie uczcił Naruszewicz rozwlekłym opisem
pt. P o dróż królewska do W iśniowca dnia 9 października zaczęta,
a dnia 8 grudnia zakończona R. P. 1781. Trembecki napisał krót
szy, ale równie komplementowy wiersz Do króla Stanisława A u gu
sta powracającego z podróży wołyńskiej roku 1781 ‘).
Odpowiedzią na odę Kniażnina jest niewątpliwie wiersz
Trembeckiego D o Fr. D . Kniażnina („Nieomylnego pewny będąc
zdania — ... — rozsądzasz muzy, mniemane rywalki“ itd.).
IV.
W i e r s z o w o l n o ś ć i i ii n.
Rękopis nr 2223 nie jest jedynym w bibliotece Muzeum Czar
toryskich zbiorem niewyzyskanych autografów Kmiaźniina. Znaj
duje się ich kiilka także w rbps nr 1962. Jest to niewielki zbiór drob
nych utworów literackich z otoczenia Czartoryskich, opatrzony na
*) In n y ty tu ł, m ian ow icie: N a p o w r ó t Kr ó l a JMci z Wi ś n i o wc a , n osi ten w iersz w e w czesn y m ręk op iśm ien n ym zbiorze u tw o ró w T rem 2 7 2 W A CŁA W BOROWY
obwolucie napisem: „Oda, Pieśń ii< Wfiersze od Przyjacieli. D o Xiężmy
Czartoryskiej Generałowej“. N a s. 47— 48 mieści się tu własnoręcz
nie prziez Kniaźnma wypisany (jego tak charakterystycznym p i
smem!) wiersz o Wolności.
o W OLNOŚCI
To m iłe życie, ta słodka chluba: „U żyw am m oiey w łasn ości!“
• T w oieć to dary, O yczyzno luba,
O m atko syn ów W olności! O w olności! tw eg o tch n ien ia K toż w sobie słodko n ie czuie? C zyliż w art człeka im ien ia, K to dla cieb ie k rw i żałuie? W y nas zapalcie, w y serca m ężne,
P rzod k ow ie nasi w spaniali! C zuło tę w oln ość ram ię p otężne,
K ied y ście za n ią k rew lali. O w oln ości etc.
Matko! to dziecię, roskosz jed yn a, C el tw o ich starań kochany: N a toż ty sw eg o hod u iesz syna, B y sm u tn e d źw igał kaydany?
O w o ln o ści etc.
Ty, k tórey w iern e zdobią słod ycze Cnota złączona i ch w ała,
Zrzuć z tego hań b y iarżm o spólnicze, Coś w o ln e serce m u dała.
O w o ln o ści etc.
Wy, których pow ab i drogie w d zięk i Są w aszych sw obod znam iona, M ożeż n ik czem n ik te y żądać ręki,
Co do w oln ości zrodzona? O w olności! tw eg o tch n ien ia Słodko w sobie ktoż n ie czuie? C zyliż człeka w a rt im ien ia, K to dla cieb ie k rw i żałuie?
Wiersz cło celniejszych utworów swego autora niewątpliwie
nie należy, zasługuje wszelako na uwagę jako dokument jego za
pału patriotycznego i wolnościowego.
Jest tu jeszcze osiem innych autografów Kniiażnima, niektóre
całkiem błahe, jak np. dwuwiersz:
Igraiąc z w iek iem M iłość pieszczona G łaszcze P o lsk ieg o A nakreona.