• Nie Znaleziono Wyników

CZASOPISMO LEKARSKIE

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "CZASOPISMO LEKARSKIE"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

WARSZAWSKIE

CZASOPISMO LEKARSKIE

W Y C H O D Z I C O C Z W A R T E K

R E D A K T O R : Z Y G M U N T S R E B R N Y W Y D A W C Y : W IL H E L M K N A P P E i R E M IG J U S Z S T A N K IE W IC Z

A D R E S R E D A K C J I : Sienkiewicza 12 m. 28. A D R E S A D M I N I S T R A C J I : Zielna 47.

Nr. 3 W A R S Z A W A , 17 S T Y C Z N IA 1929 R . Rok VI

P R A C E O R Y G I N A L N E . R o z p r

Przyszłość wiedzy lekarskiej w świetle Prawa Stw orzenia1).

P o d a ł

Dr. Jerzy K U R C Z Y Ń S K 1 ( W a r s z a w a ) .

Był czas, gdy medycynę ujm ow ano prawie w yłącznie w płaszczyźnie religji. Dlatego też o me­

dycynie (w dzisiejszem tego słowa znaczeniu) w starożytnym Babilonie, Egipcie lub Palestynie często trudno nawet m ów ić jest to okres m edy­

cyny r e l i g i j n e j . Następuje potem i coraz w ię­

cej w zm aga się faza, kiedy w iedza lekarska jest jakby filozofją raczej, niż m edycyną. Jaskrawo uzew nętrznia się to zwłaszcza w czasach średnio­

wiecznej scholastyki jest to okres medycyny

„ f i l o l o g i c z n e j “. W reszcie w idać z historji wy­

raźnie, jak budowniczowie medycyny nowsi usu­

w ają z jej zakresu coraz bardziej to wszystko, co nie może im pomieścić się bezpośrednio w dzie­

dzinie doświadczenia. W rezultacie tego w iedza lekarska współczesna znajduje się całkowicie w obrębie nauki eksperymentalnej — jest to okres medycyny d o ś w i a d c z a l n e j .

Historja medycyny europejskiej w ykazuje za­

tem dobitnie, że m edycyna ta przeszła taką samą kolejność etapów swego dotychczasowego rozwoju, ja k ą odbywa rozwój poszczególnego osobnika ludzkiego. Człowiek wszak w dzieciństwie prom ie­

nieje wiarą, która w wieku m łodzieńczym ustępuje miejsca rozumowaniu (mowa o czynniku dom inu­

jącym w danym okresie), nadającem u z kolei w okresie dojrzałym ton doświadczeniu. Trzy są bowiem płaszczyzny wiedzy ludzkiej, właściwe trzem sferom jaźni człowieka: R e l i g j a , F i 1 o- z o f j a i N a u k a . I dlatego to każde zagadnienie—

a więc nic dziwnego, że i medycyna, jak wskazuje to jej historja — może być ujęte „religijnie“, „filo-

’) R e fe ra t, w y g ło s z o n y w 50-tą ro czn ic ę śm ierci J ó z e f a D i e t l a d n ia 6 p a ź d z ie r n ik a 1928 r. na IV Z je ź d z ie P o lsk ic h H is to ry k ó w i F ilo z o fó w M e d y c y n y w K ra k o w ie .

a w y.

zoficznie“ i „naukow o“, zależnie od rozwoju i wiei ku osobnika oraz od sfery jaźni, jak ą to zagadnie­

nie obejmuje. A toli nie należy mieszać trzech po­

wyższych pojęć (Religji, Filozofji i Nauki) z tern- pojęciami, które o dpow iadają współczesnej nauce r e l i g j i (t. j. systematów wierzeń religijnych), f i l o z o f j i (t. j. systematów filozoficznych) i n a u - k i (t. j. rezultatów doświadczalnego przyrodoznaw ­ stwa), gdyż popełni się wówczas ten sam błąd, który popełnił C o m t e, podchodząc do zjawiska od strony tylko formalnej.

Trzy są podstawowe elementy każdej nauki:

p r z e d m i o t , n a r z ę d z i e i m e t o d a badania.

Z przedm iotem zaś jest jaknajściślej związane od­

pow iadające mu narzędzie i metoda.

Jakiż jest przedmiot, narzędzie i metoda w s p ó ł c z e s n e j medycyny europejskiej?

Na pytanie, co jest przedmiotem medycyny, odpow iedzią będzie: c z ł o w i e k , t. j. jego struktu­

ra i własności oraz związane z tem w arunki utrzy­

m ania go przy życiu w zdrowiu.

Czy jednak człowiek jest przedmiotem m edy­

cyny współczesnej?

N ikt nie zaprzeczy, że dzisiejszy świat lekar­

ski wszystkiemi siłami dąży do tego, by medycyna rozwinęła się całkowicie w płaszczyźnie N a u k i , której dziedziną, jak to jej pionierzy sami słusznie stwierdzili, jest w yłącznie świat materjalny; z dru­

giej zaś strony, iż pisze on na pierwszej karcie każdego podręcznika lekarskiego, że „podstawo- wem zagadnieniem medycyny jest zjawisko ż y c ia ”.

Jeszcze do niedaw na nauka doświadczalna nie um iała odpow iedzieć, co to jest życie. O statnie jednak badania, zw łaszcza nad budow ą pierwiast­

ków, wykazały, że życie nie jest czemś materjal- nem, lecz wyraźnie czemś „transcendentalnem ”, rozwiewając tem samem dotychczasową halucy­

nację, iż życie m ożna będzie zmierzyć łokciem.

W ten sposób nauka, chociaż i dziś nie umie dać

odpow iedzi pozytywnej dla zagadki życia, jest już

wszakże w możności dać przynajmniej odpow iedź

negatywną: i s t o t a ż y c i a n i e w c h o d z i w z a ­

(2)

54 W ARSZAW SKIE CZASOPISMO

k r e s b a d a ń n a u k i , gdyż jej zakresem jest tylko świat materjalny.

I rzeczywiście, gdy uw ażnie spojrzeć na to, czem współczesny europejski świat naukowy się zajmuje, spostrzec nie trudno, że badania odby­

w ają sie w y ł ą c z n i e n a d o b ja w a m i ż y c i a , - - że przedmiotem medycyny dzisiejszej (pom im o iż pisze się i mówi, że „podstawowem zagadnieniem medycyny jest zjawisko ży cia“), f a k t y c z n y m jej przedmiotem jest m a te rja — jest t r u p , a nie c z ł o w i e k ż y w y .

M edycyna współczesna nie obejmuje całego przedm iotu wiedzy lekarskiej, t. j. człow ieka w je­

go całości, lecz ogranicza się ona do b ad a n ia jego części, t. j. jego p r z e j a w ó w biologicznych w materji. I to naukowcy dzisiejsi w inni sobie wreszcie jasno uprzytomnić, jeśli nie zamierzają utrzym ywać nadal siebie i innych w dotychczaso- wem swem złudzeniu, iż jakoby b ad ają coś więcej nad to.

W tem właśnie braniu części za całość tkwi przyczyna niepow odzeń i omyłek w rozw iązyw a­

niu podjętego przez kapłanów Eskulapa zadania.

W tem tkwi odpow iedź na to, dlaczego jedne działy medycyny, takie, jak anatomja, fizjologja, chem ja organizmu, parazytologja. chirurgja, rozwi­

ja ją się wspaniale i m ają przyszłość zapewnioną, gdy drugie, jak psychologja, psychjatrja, antropo- logja, biologja (we właściwem słowa tego znacze­

niu), terapja, pozostaw iają stale dużo do życzenia i skazane są na wielkie jeszcze perturbacje. W tem braniu części za całość (nieuśw iadomionem, zresztą, w szerszem środowisku uczonych) znajduje rów­

nież potwierdzenie swej słuszności odczuw ana co­

raz silniej potrzeba wprowadzenia do studjów le­

karskich f i l o z o f j i medycyny i poważniejszego traktow ania w ykładów p s y c h o l o g j i .

Co się tyczy narzędzia i metody badania, sto sowanych we współczesnej medycynie europejskiej, określenie ich jest znacznie prostsze i niewymaga- jące dłuższego dowodzenia: narzędziem jest i n t e ­ l e k t , a metodą e k s p e r y m e n t , czyli zupełnie odpow iadające dotychczasowemu jej przedmiotowi.

I dlatego to, dopóki badanie nie wykracza poza przedmiot (materję), dopóty powyższe narzę­

dzie (intelekt) i metoda (eksperyment) są wystar­

czające; z chw ilą zaś, gdy medycyna zabiera się do c z ł o w i e k a ż y w e g o , odrazu jej czegoś nie- dostaje, i w rezultacie — rodzą się ułom ne teorje i hipotezy, skazane ju ż w zarodku na to, by w przyszłości zostały obalone przez nowe.

T aka jest rzeczywistość dnia dzisiejszego.

Faktem jest, że świat lekarski stanął przed niewystarczalnością metody doświadczalnej i inte­

lektu przy posługiw aniu się w yłącznie niem i dla zbadania człowieka. I faktem jest to, że nadszedł czas, gdy dotychczasowa metoda i narzędzie będą m usiały być uzupełnione — chyba, że zagadnienie życia, jako wykraczające poza materję, zostanie wykreślone z planu oficjalnych dociekań lekarza.

To ostatnie praw dopodobnie nie nastąpi, czyli że dotychczasowe urzędowe narzędzie ludzkiego rozumu (intelekt) zostanie uzupełnione przez dru­

gie, t. j. przez i n t u i c j ę , a do eksperymentu bę­

dzie dodana s p e k u l a c j a — czyli, że w ten spo­

sób i przedm iot badania będzie m ógł być rozpatry-

LEKARSKIE — 3 17 stycznia 1929 r.

w any rzeczywiście całkowicie, a nietylko iluzorycz­

nie całkowicie, jak to jest dotychczas.

W y ła n ia się jednak tutaj trudność, polegająca na tem, że intuicji nie m ożna poddać „naukowej standaryzacji”, zwłaszcza, kiedy tej standaryzacji chcieliby podjąć się ci, którzy w sobie intuicji nie posiadają. I dlatego to w tym punkcie tkw ił i tkwi największy szkopuł, o który rozbiło się tyle już podobnych usiłowań, i który przez to światu naukow em u słusznie zaleca zawsze w ielką ostroż­

ność: pytanie bowiem, j a k a spekulacja i j a k a intuicja?

Przykład średniowiecznych elukubracyj de­

dukcyjnych jest w ystarczającą przecież nauką, na jakie to manowce, nieobliczalne w straty, zapro­

w adzić może dowolna spekulacja i intuicja uczu­

ciowa, pomimo, iż sama scholastyka stworzyła wszak logikę formalną. Świat naukow y wie o tem niebezpieczeństwie i dlatego słusznie bronił się dotychczas przed niepowołaną „m e tafizy k ą“, go­

dząc się m im o to na nią, jako na zło konieczne, tam, gdzie M etafizyki u n ik n ąć niesposób.

W ostatnich czasa ch coraz bardziej jest od­

czuw ana potrzeba uzupełnienia dotychczasowej metody przyrodoznawstwa, co w yraźnie ?aryso- wuje się dziś zw łaszcza w Niemczech. Stąd rodzi się przeto uzasadniona obawa, by spekulacja przy­

szłości nie była znowu dowolna, jak w średniowie­

czu. Zagadnienie wielkiej wagi i niew ątpliw ie trudne lecz do rozw iązania możliwe: akt bo­

wiem dociekania praw dy świadczy o możności jej znalezienia!

O tó ż przy w niknięciu w obecny stan wiedzy lekarskiej dziś już łatwo dojrzeć, że dotychczaso­

we indukcyjne dociekania naukowe nie mogą być już długo prow adzone tak, jak to się dzieje do

| dzisiaj, t. j. chaotycznie, bez myśli przewodniej, a zdane tylko na łaskę i niełaskę przypadku, gdyż wieża Babel w yników, powstałych z podobnych badań, zawali się w końcu, grzebiąc swych b u dow ­ niczych. Musi być zapalone wreszcie światło celo­

wości poszukiw ań. I tutaj chw ila dobrego zastano­

w ienia wystarczy, by zrozumieć, że spekulacja naukowa, ja k ą będzie się musiało do nauki wpro­

w adzić, nie może być dowolna, lecz musi być te- 1 e o 1 o g i c z n a, t. j. musi ona w ypływ ać z punktu w idzenia c e l o w o ś c i p o w s z e c h n e j .

To zagadnienie celowości powszechnej, w y­

czuwanej już przez starożytnych, zostało przecież przez umysł ludzki wreszcie rozw iązane. D okonał tego w wieku ubiegłym polski uczony, Józef H o e n e - W r o ń s k i , chociaż świat naukowy za­

chowuje się względem niego tak, jak w swoim czasie w zględem K o p e r n i k a . Przyjdzie jednak czas, kiedy i nauka zostanie ruszona z posad i zacznie obracać się w okół słońca Prawdy! A w te­

dy i przejście do M edycyny R acjonalnej, t. j. obej­

m ującej rzeczywiście całego człowieka, widoczne stanie się uczonym.

Św ięcim y dziś pam ięć również wielkiego Po­

l a k a — Józefa D i e t l a Swego hołdu dlań nie ogra­

niczajm y na słowach, lecz przejm ijm y się duchem

Jego — duchem wzniosłego m ęża nauki, który nie

unika trudów w dążeniu ku Prawdzie, i gorącego

patrjoty, który na pierwszem miejscu stawia p o ­

szanowanie i znajomość wartości skarbnicy myśli

(3)

17 stycznia 1929 r.

naszej narodowej. Sięgnijm y więc do niej i po­

znajm y to, co posiadamy.

D i e t l niejednokrotnie podkreślał, zwłaszcza j-ako rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, doniosłość myśli naukowej polskiej. G d y b y żyw był dziś, gdy O jc zyzn a zm artw ychpow stała, swym jasnym um y­

słem przejrzałby napew no i to, że o d r o d z e n i e m e d y c y n y , którego tak usilnie pragnął, jeśli bę- | dzie m iało na globie ziem skim nastąpić, rozpocznie się w łaśnie w Polsce! A lbow iem Polski przezna­

czeniem jest napraw iać błędy Z ac h o d u i W schodu.

Jeśli to odrodzenie będzie m iało nastąpić — poniew aż od ludzi zależy, czy oni zechcą go d o­

konać — zależy od tego, czy w gronie współczes­

nych uczonych są D i e t l o w i e żywi.

L icząc się więc z tem, że polski świat nauko- wy ma dostęp do poznania tego ujęcia celowości powszechnej i problem u rzeczywistości, jakie podał W r o ń s k i , a o co kusił się A r y s t o t e l e s , P y- j t a g o r a s , a z ostatnich L e i b n i t z , K a n t i S c h e 11 i n g, nie będę tu cytował P r a w a S t w o r z e n i a . O graniczę się jedynie do przy­

pom nienia, że w edług tego praw a przebiega rozwój wszelkiego zjawiska rzeczywistości. A więc, gdy będziem y obserwowali jakiekolw iek zjawisko w je- i go przebiegu, spostrzeżemy, że na początku z n ajd u ­ je się ono w stanie utajonego spoczynku, jakby ziar- ; no, które z chw ilą rozpoczęcia swego rozwoju ró ż­

nicuje się na 2 bieguny; te dochodzą do swego m aksym alnego rozbiegunow ania i z kolei zaczynają w zajem do siebie ciążyć, a z chwilą, gdy zetkną

j

55

się ze sobą, poczynają naw zajem w siebie przeni­

kać; odtąd to wzajem ne przenikanie i udzielanie sobie cech przeciwnych postępuje coraz dalej, aż do całkowitego ich harmonijnego zlania się w jed ­ no; z tą chw ilą przebiega etap końcowy: rodzi się jednostka, zakończona w swym całokształcie, jako owoc, jako nowe ziarno.

W id zim y więc, jak rośnie i powstaje z nasie­

nia kieł i korzonek, pień z g ałązkam i i korzeń główny z korzonkami bocznemi, liście na gałązkach i ciałka włośnikowe na w łośnikach, pyłki i zalążki, zalążnia zapłodniona i wreszcie nowe nasienie. Tę samą cykliczność widzimy w świecie zwierzęcym w postaci plem nika i jaja oraz mamy tak wiele m ów iącą wskazówkę, jak zasadnicze prawo bioge- netyczne H a e c k l a . To samo rozbiegunowanie musi istnieć w płaszczyźnie fizycznej, jako biegun dodatni i ujem ny elektryczny, magnetyczny, świetlny i wo- góle energetyczny. To samo prawo uczy, że czło­

wiek żywy składa się z 2 części: z p s y c h i z m u i o r g a n i z m u.

Znajom ość Prawa Stworzenia daje władzę odkrywania tego, jak odbył się przebieg rozwojowy tych zjawisk, które już są „owocem”, oraz jak od­

bywa się rozwój zjawisk bieżących1).

J) D r u k u ją c a rty k u ł n in ie js zy , ja k o z ac h ętę do s tu d jó w na d p ra c a m i w ie lk ie g o m y ślic ie la p o ls k ie g o , H o e n e - W r o n s k i e g o . z a zn a c za m y , że c o d o treści sam ej ro z p ra w y m a m y p e w n e za- s trze że nia, do któ ry c h p rzy s p o s o b n o śc i p o w ró c im y . (.Red.)

W ARSZAW SKIE CZASOPISMO LEKARSKIE — M 3

W y k ł a d y

O jam ach jaw nych w płucach gruźliczych (650 jam ow ych1)

P o d a ł

D r. K . D Ł U S K I b. d y re k to r S a n a to rju m w Z a k o p a n e m (W a rs z a w a ).

(C ią g d a ls z y — p . N r. I i 2).

Przechodzim y z kolei do C. T. wagi, etc, C. gorączkow a 37,6° — 39°— 40° i wyżej u 403 (62% ogółu), norm alna do 37° u 150 (około 23°/0),

P rze z skró ce n ie n a w z ó r francuski, za m ia s t chorzy z ja m a m i — ja m o w i (c a v e rn e u x ).

U W A G A . S króty: L a s e c z n ik K o c h a = tbc; C ie p ło ta = C;

T ę tn o = T .

G ó r n y p ła t o b ustr. — g, p ł. m n ie jsz y = < ;; w ię k ­ szy — > .

Presse M é d ic a le = Pr, M e d .

R e v u e de la T u b e rc u lo s e = R e v . T u b .;

W ie n . M e d . W o c h . = W . M . W . M e d iz . K lin ik = M e d . K lin ,;

P o lsk ie C z a s o p , L e k . = P . cz. lek.;

W a rs z . C z a s o p . L e k . = W a r . C z. Lek.;

B e iträg e zu r K lin ik d e r T u b e rk u lo se = Beitr.;

Z e its c h r. für T u b e r k u lo s e = Z e it. f. T ub ,;

S z tu c z n a o d m a = S. O ,;

O d m a s a m o is tn a = O , natur.;

R e g u la rn o ś ć = R .

U W A G A . P rzy k a ż d y m c y to w a n y m au to rze z n a jd u je się lic z b a w z ię ta z p iś m ie n n ic tw a w p o r z ą d k u a lfa b e ty c z n y m .

k l i n i c z n e .

w tem stale norm. u 137; u 13 chor. dopiero po spadku przy poprawie; podgor. do 37,6° u 45 (około 7°/0) i przeplatana norm. naprzem ian z podgor.

u 34 (przeszło 5%); niew iadom a u 18 (około 3°/0).

Zestaw m y liczby te z liczbam i „pogorszenie“ i „po­

lepszenie“. O kazuje się, że ciepłota gor. jest u 62%, pogorszenie zaś u 55% . R óżn ica 7% da się w y­

tłum aczyć tem, że gorączka p o p r z e d z a objawy rozpadu, i że grupa chorych o stanie zm iennym lub st.quo przechyla się z biegiem choroby w stronę poprawy lub pogorszenia. Co się tyczy różnicy

° 6 V 2 0/o m iędzy polepszeniem 29,4% i C. norm. 23%, tłum aczym y ją sobie tem, że C. trudniej spada przy poprawie płuc, niż się podnosi w razie ich pogorszenia. Nieraz spostrzegaliśmy zarysowującą się coraz wyraźniej poprawę p łu c t gdy C. pozo­

stawała czas jakiś podgorączkow a lub przeplatana.

Rzecz utarta w klinice, iż przyśpieszenie tętna w chorobach zakaźnych jest zjawiskiem, z nielicz- nemi w yjątkam i, niem al stałem, oraz, że na jego przyśpieszenie lub zwolnienie, na jego praw idło­

wość lub nieprawidłowość w różnych postaciach w pływ ają, oprócz samego zakażenia, inne czynniki częściowo natury fizjologicznej (sen lub trawienie), częściowo psychicznej (podniecenie, gniew etc.).

Jako objaw różnych złożonych czynności ustroju w stanie fizjologicznym, a tembardziej patologicz­

nym, tętno znajduje się w stanie równowagi nie­

stałej, bardziej chwiejnej, niż ciepłota — tak uczy

doświadczenie. Tętno podzieliliśm y na 4 grupy:

(4)

56 WARSZAW SKIE CZASOPISMO LEKARSKIE — A* 3 17 stycznia 1929 r.

1) normalne do 90 u 159 c h o r y c h (24 — 25%

ogółu); 2) 90 do 110

U

175 (27 — 28%); 3) 110 = 120 180 u 302 (46 -47%); 4) niew iadom e u 14 chor.

(2%). Powstr¿ymujemy się od obszerniejszych ko­

mentarzy, pozostawiając ocenę liczb czytelnikowi.

Tu tylko zaznaczymy, że zn ajdu ją się one mniej więcej w zgodzie z przebiegiem choroby i jego podanemi w Tabl. D. w ynikam i.

W spom nim y w paru słowach o w a d z e , która figuruje i słusznie w odpowiedniej rubryce na arku­

szach w yw iadow czych we wszystkich sanatorjach, klinikach i szpitalach i odegrywa w przebiegu cho­

roby, jak każdem u klinicyście wiadomo, odpow ied­

nią rolę. Pragniemy tylko zrobić m ałą uwagę, że wtedy waga odgrywa w iększą rolę, gdy wypro wadzamy przeciętną dla dużej liczby chorych, krańcowe zaś liczby in plus lub in minus uw ażam y tylko za ilustrację poszczególnych przypadków.

Pam iętać zawsze przytem należy o nielicznej gru­

pie „phtisiques gras“ ( D e b o v e Paryż), którzy przez nadm iar tłuszczu m ają wysoką wagę zupełnie w niezgodzie ze stanem choroby. T ablica E wska­

zuje nam, że u t r a t a nastąpiła u 298 (46% ogółu) od 1 do 16 (20) kg.; przeciętna, NB. m ożliw a tylko u 52 chorych, wynosi 1 kg. u reszty ważenie niemożliwe głównie z powodu stałego leżenia w łóżku; p r z y b y t e k u 195 (30%, ogółu) również od 1 do 16 (20) kg. NB. przeciętnej nie podajemy, gdyż przy ściślejszych obliczeniach okazuje się niem ożliw ą; bez zm iany u 31 chor. (4,7% og.)

n i e z n a n a u 126 (około 2^% ). R ozpatrując te liczby z pom inięciem naturalnie grupy „n i e- z n a n a “, m ożem y powiedzieć, że zn ajdu ją się one w zgodzie z liczbam i, dotyczącem i ciepłoty, jak też z w ynikam i liczbow em i przebiegu: polep­

szenie i pogorszenie.

B adania plw ociny na tbc i w ł spr. z rozmy­

słem przesunęliśm y na plan dalszy naszych roz­

ważań. Nic ciekawego nie przedstaw iają one, w ia­

domo bowiem, że „jam y — jak pow iada R o e p k e — będąc pożyw ką dla tbc — m ogą zakażać drogi od ­ prow adzające i inne części p łu c “. Przedstaw iają one nie sztuczne lecz naturalne podłoże dla ho­

dowli prątków K o c h a . Przedstaw iam y wyniki, dotyczące tylko 398 chor., w znacznej przewadze w sanatorjum, gdzie badania były prow adzone sy­

stematycznie i, w miarę potrzeby, nawet co parę dni. M am v u 339 chor. (85% ogółu z sanatorjum) tbc -{-; u 38 (9,6%) tbc = 0; niepewne w yniki u 21 (5 6%). W śród tych liczb, liczba 38 (9,6%) zwraca na siebie uwagę n i e o b e c n o ś c i ą tbc. św iad­

czącą o w yschnięciu i zarośnięciu jamy. Liczba ta zgadza się niem al w drobnych u łam kach z liczbą zarośniętych jam 9,8%.

Ciekawe przy badaniach plw ociny zachodzi zjawisko, a m ianowicie, przy schnięciu i zarastaniu jam laseczniki i wł spr. nie ustępują odrazu z pola w alki, jaką staczają z odpornością ustroju. Dzieje się to etapami, czyli innem i słowy, laseczniki zn i­

k ają przy jednem lub dwuch badaniach i znów

T A B L I C A F.

Liczba kobiet Liczba dzieci Pogorszenie St. quo Polepszenie

45 po 1 dziecku 28

(w tem 9 zgonów) 8 9 ( I wyleczenie od 18 — 19 lat)

30 po 2 dzieci 21

(5 zgonów) 1 8 (2 wyleczenia

10 i 20 lat) |

21

po 3 dzieci 17

(10 zgonów) 1 3 1

8 po 4 dzieci 4

(1 zgon) 1 3 (2 wyleczenia

20 25 lat) 1

8 po 5 dzieci 2 3 3

3 po 6 dzieci 2

(2 zgony) 0 1

4 po 7 — 8 dzieci 3

'3 zgony) 0 1

2 po 10 dzieci 1 0 1

1 po 13 dzieci 0 0 1

122 dodać 12 bez­

dzietnych wskutek poronień razem 134 kobiety

78 (30 zgonów)

14 30 (5 wyleczeń)

(5)

17 stycznia 1929 r, W ARSZAW SKIE CZASOPISMO LEKARSKIE — ^ 3 57

się u k a z u ją , ale to u k a z y w a n ie się w m iarę nast.

b a d a ń jest coraz rzadsze, aż w reszcie z n ik a ją na całe m iesiące i lata Ł). Z a u w a ży ć p r/y te m nale ży, że la se c zn ik i trz y m a ją się uporczyw iej, n iż w ł.

sprężyste, co, zresztą, zu p e łn ie n a tu raln e przy w s trzy m an iu się ro zp a d u i n astępcze m w y sy cha­

n iu ja m .

Przechodzim y do sprawy ciąży i porodów i zw iązku pom iędzy niem i a w ynikam i całego prze­

biegu leczenia. Z w racam y uwagę na tabl. F., liczby bowiem, w niej zawarte, są bardzo wymowne. K o­

m entarze id ą dalej.

W y n ik i na tabl F. m ogłyby na pierwszy rzut oka przem aw iać za ujem nym w pływ em ciąży i po­

rodów na tworzenie się jam i przebieg leczenia Tak nie jest w rzeczywistości. R ozpatrując bliżej przyczyny pow stania jam u każdej ze 134 kobiet, dochodzim y do nast. wniosków.

C iąża i porody pozostają bez w pływ u u 56 kob. (41,8% na 134), a to z tego powodu, że po­

gorszenie w płucach i tworzenie się jam zaczęło się minim. 3 lata aż do 18 i wyżej p o pierwszym lub dalszych porodach, a więc przyczynowo w ią­

zać ich niepodobna, co najwyżej, m ożna im przy­

pisywać jakiś bliżej nieokreślony w pływ pośredni.

T utaj odgryw ają pew ną rolę ostre choroby zakaźne, o których wyżej była mowa, lub — bez widocznej przyczyny— reinfekcja ostra albo powolna, o czem również była mowa wyżej. Pogorszenia, które m ożna b e z p o ś r e d n i o przypisywać ciąży i po­

rodom, sprow adzają się do liczby 44 (32,8%).

Zresztą, sprawa w p ł y w u ciąży i porodów na gruźlicę, poruszana ostatniemi czasy tak często w piśm iennictw ie specjalnem odbijająca się głoś- nem echem na Z ja zd a c h M iędzynarodow ych, m a ­ jąca dwa niezgodne m iędzy sobą obozy, jest sprawą z punktu w idzenia klinicznego mocno pow ikłaną — znajduje to swój wyraz w dziw nym niejednokrotnie przebiegu choroby.

Z liczb w tabl. F w idać, jak różny jest w pływ ciąży i porodów na ustrój kobiecy. W e źm y przy­

kłady. W śród 21 kob. z trojgiem dzieci mamy 17 pogorszeń (w tem 10 zgonów), 1 st. quo i tylko 3 polepszenia. Tymczasem wśród 8 kobiet z 5 dzieci m am y 3 p o l e p s z . , 3 st. quo i 2 pogorszenia. Bar­

dziej jeszcze uderza przebieg choroby u dw uch kobiet do 10 dzieci.

J e d n a z n ic h , w w ie k u 43 1. ż y ją c a w d o s ta tk u , k a rm iła 8 d z ie c i, k a żd e o k o ło 1 ro k u , i, g d y s tw ie rd z o n o d u ż ą ja m ę w pr. g ór. p ł„ s p ę d z iła 5 — 6 m ies. n a le c z e n iu w O tw o c k u ' p rzy p rz e b ie g u n a d e r p o m y ś ln y m , z w y n ik ie m : j a m a z a r o ś ­ n i ę t a (b a d . fiz. i R ö n t g e n w z u p e łn e j z g o d z ie ,) C . i T«

n o rm ., w a g a -f~. je d n e m s ło w e m , d u ż a p o p ra w a .

D r u g a . 38 1., w y ro b n ic a , c ię ż k o p ra c u je u z a m o ż n y c h w ło ś ­ c ian , źle o d ż y w ia n a , k a r m iła 9 d z ie c i 9 — 12 m ies., c z u ją c się

Z ro z m y s łe m u n ik a m y w y razu na stałe . P rz y p o m in a m y o p is a n e p rz e z nas (21 d ) b. c ie k a w e p r z y p a d k i. W 1 -m tbc*

u k a z a ły się p rzy n ie w ie lk im k a tarze w 6 la t p o w y le c z e n iu u le k k o ch o re g o i u k a z y w a ły się p rze z k ilk a n a ś c ie d n i i z n i k a ł y (1910), L ist o d o w e g o c h o re g o w 1924 r. g ło s i, że b a rd z o p r a ­ cu je (10 — 12 g o d z .) ja k o a d m in is tra to r d u że g o m a ją tk u , od 1910 r. a n i ra zu m e d o z n a w a ł n a jlż e js z e g o n ie d o m a g a n ia . — D r u g i le k k o ch o ry, u n ie g o r ó w n ie ż p rzy le k k im katarze u k a z u ją się tb c p rz e z k ilk a d n i — w ia d o m o ś ć p o 15 lata ch : stale p ra c u je z u p e łn ie z d ró w .

stale z u p e łn ie z d ro w ą . O s ta tn ie 10 d zie c k o , m a ją c e o b e cn ie 4 lata , k a rm iła 11 2 roku. Z a c h o r o w a ła p rz e d 3 1. p o d c z a s k a r ­ m ie n ia . P rz e b ie g p rze z p ie rw sze ]/-' ro ku p o w o ln y , ale chora nie ustaje w c ię żk ie j pracy i w k a rm ie n iu , i w c ią g u d ru g ie g o p ó łr o c z a s p ra w a k o lo s a ln ie się zao strza. W k o ń cu d ru g ie g o p ó łr o c z a z n a jd u ję d u że w ilg o tn e ja m y w gór. p ł. o b u p łu c , T . 140, C. 39 i o b ra z z u p e łn e g o w y n is zc ze n ia . B y ło b y ry zy k o w n e m w ią z a ć p rzy c zy n ę z a c h o ro w a n ia z 9 p o r o d a m i, a n a w e t 10-ym.

R a c z e j n a d m ia r p rac y p rzy n ę d z y fiz jo lo g ic z n e j b y ł c z y n n ik ie m d e c y d u ją c y m . Z a p e w n e d o o s ła b ie n ia u stro ju p rz y c z y n iło się k a rm ie n ie 10-go d z ie c k a i to w c ią g u 1 r., g d y ż p a c je n tk a p o j e d n y m roku k a rm ie n ia z a c z ę ła s ła b n ą ć , a c ię ż k ie j p rac y an i na c h w ilę nie p rz e ry w a ła — w o ln o p rz y p u s z c z a ć , że, g d y b y p o je d n y m roku p rz e r w a ła je i z a c z ę ła się le czy ć, ja k p ie rw s za w s p o m n ia n a p a c je n tk a , że w ó w c z a s c h o ro b a m o ż e b y się d a ła w strzy m ać, a w y n ik i le c ze n ia b y ły b y ró w n ie ż p o m y śln e .

O s o b n o jeszcze p arę s łó w o p a n i X , 44 lata, która m ia ła 1 3 d zie c i. P rz y b y ła w 1903 r. d o S a n at. ( Z a k o p ) , z m a łą ja m a śr. w ilg o tn ą pr. p ł. szczyt, któ ra tw o rz y ła się p o w o li (¿ . 1 ro k) przy n ie z ły m st. og. — L e c ze n ie 4 — 5 m ies. p o p r a w a st. og., w y sc h n ię c ie ja m y , C. i T. no rm ., w a g a -)-• P ° sana t, 16 m ies.

w m ia s te c z k u (g o sp . d o m o w e ) ( W ie lk o p o ls k a ), nast. p rz y ja z d d la o d p o c z y n k u d o p e n s jo n a tu w Z a k o p . B a d a n ie w y k a z u je : st.

og. i stan p łu c id e n ty c z n y ze s tane m w c h w ili o p u s z c ze n ia sanat.

Przykład ze stanowiska w pływ u ciąży na gruźlicę mówi sam za siebie, komentarze zbyteczne.

Natomiast na drugim biegunie fakt zachorowania na tbc płuc w parę mies. po pierwszej i jedynej ciąży (kob. 20 1.) z przebiegiem w krótkim czasie fatalnym. Sprawa więc bardzo pow ikłana.

Przechodząc z kolei do sprawy R (regular­

ność), przypom nim y w dwuch słowach teorję stwo­

rzoną przez M a r f a n a (44) przed 40 laty, a pu ­ szczoną leoi manu w świat przez franc. i niem k li­

nicystów. Brzmi ona, jak nast : kobieta, która za­

chorowała na gruźlicę płuc traci swój perjod, m łoda zaś dziewica nie będzie go m iała, skoro na gruź­

licę zachorowała. Pozwolim y sobie przypomnieć, że przed 18 laty poświęciliśmy obszerne studjum tej sprawie, (21c) dotyczące 300 kobiet (panien i m ężatek), w ykazując na licznych przykładach, że w ciężkiej tbc płuc, a nawet na kilk a dni przed zejściem R. może być prawidłowa, a więc teorja M a r f a n a nie może sobie rościć prawa obywatel­

stwa w klinice. To samo możemy pow iedzieć na podstawie niniejszego materjału. Z a łą c z o n a tabl.

stat. dotyczy (na 321) tylko 150 kobiet, co do k tó ­ rych można było żebrać w iadomości zupełnie pewne.

T A B L . G .

Panny i panie bezdzietne (zupełnie lub wskutek poronień).

R e g u l a r n o ś ć .

W i e k

10—20 21—30 31—40 41—50 51—60 1

N o rm a ln a

N ie m a

42 42 15

23 18 4

i

1

3 2

( 1 > 6 0 lat

100 ( > 6 6 $ ) R-j-

50 ( > 33%) R = 0

|

R a z e n 150

(6)

58 W ARSZAW SKIE CZASOPISMO LEKARSKIE — 3 17 stycznia 1929 r.

Liczby m ów ią same za siebie b. wyraziście, że na 150 kobiet 2/:$ (niezależnie od wieku) mają R. prawidłową.

A dalej kilka uwag. W niektórych tylko przy­

padkach, i to nielicznych, daje się stwierdzić teorja M a r i a n a . Na 23 kobiety w wieku od 10— 20 1.

tylko 5 panien w wieku 13— 16 1. z u p e ł n i e n i e u j r z a ł o m i e s i ą c z k i z powodu choroby. Pozo­

stałe 18 m iały prawidłowy perjod i u t r a c i ł y go podczas choroby w ciągu 4 — 12 mies. od chwili zachorowania. W yjątkow o dwie przestały mieć re­

gularność równocześnie niem al z początkiem cho­

roby, w tym w ypadku zgodnie z M a r i a n e m . Z drugiej znów strony w idzim y w tej dziedzinie takie zjawiska, jak trwanie perjodu przy idącem nieubłaganie naprzód pogorszeniu płuc, zupełnem wyczerpaniu ustroju u chorych, które, m ów iąc ję-

Z praktyki

Przyczynek do leczenia stanów obrzękowych.

P o d a ł

Jó ze f T Y P O G R A F (W a rs z a w a ).

C h o ry A . Z . lite rat, lat 44. D z ie d z ic z n ie nie o b c i ą ż o n y C ię żs zy c h c h o ró b nie p rz e c h o d z ił. Ja k o m ło d y c z ło w ie k w y r ó ż ­ n ia ł się d o s k o n a ły m s tane m z d ro w ia i w ie lk ą s iłą fiz y c z n ą . C h o ­ ró b w e n e ry cz n y ch nie p rz e c h o d z ił; p a lił i p i ł u m ia rk o w a n ie . W 35 ro ku ż y c ia p o c z ą ł p o raz p ie rw szy o d c z u w a ć d o le g liw o ś c i ser­

co w e, które p o le g a ły na b ó la c h o ce c h a c h d u szn ic y sercow ej i n a p a d a c h d u sz n o śc i n ie z a le żn y c h o d w y s iłk u fizy c zne g o . C h o ry le c z y ł się b a rd z o sta rann ie w kraju i z a g ra n ic ą . R o z p o ­ z n a n ie c h o ro b y p rze z p o s z c z e g ó ln y c h le k a rzy b y ło p rz e w a ż n ie b a rd z o o d m ie n n e . (Jln g in a pectoris, Asłhm a bronchiale, Hypertensio essentialis, Myodegeneratio cordis, Cholelithiasis, Neuralgia inłercostalis).

S to s o w a n ie n a jró ż n o ro d n ie js z y c h le ka rstw nie s p r a w ia ło n a o g ó ł c h o re m u w ięk sze j u lg i.

W c iąg u szeregu la t stan ch o re g o u le g a ł z n a c z n y m w a ­ h a n io m . B yły , n ie z a le żn ie zresztą o d le c z e n ia , d łu g o tr w a łe okresy, p o d c z a s któ ry c h ch ó ry c z u ł się d o s k o n a le . B y ły je d n a k i to d o ść często okresy, p o d c z a s któ ry c h ch o ry b y ł z u p e łn ie n ie z d o ln y do p racy ze w z g lę d u na silne b ó le w o k o licy serca, n ie s p o d z ie w a n a n a p a d y d u sz n o ś c i i stany z n a c zn e g o o s ła b ie n ia . C a ły p rz e b ie g c h o ­ ro b y b y ł b e zg o r ąc zk o w y . A p e ty t zaw sze b. d o b ry . S k ło n n o ś ć do za p a rc ia . S e n d o s k o n a ły , n a w e t z g ło w ą , nisko u m ie s zc z o n ą. W p o ­ ło w ie r. 1927 u k a z a ły się ob rzęk i k o ń c z y n d o i ych. W ó w c z a s w id z ia łe m ch o re g o p o raz p ie rw szy .

S tan je g o p r z e d s ta w ia ł się, ja k n a stęp u je : C h o ry silnej, t r a w id ło w e j b u d o w y , d o ść o tyły, w zro stu 168 cm ., w a g i 86 klg, K o śc ie c i m ięśn ie d o b rze ro zw in ię te, tk a n k a tłu s z c z o w a p o d s k ó rn a d o ść o b fita , z w ła s zc z a na b rz u c h u . S k óra i w id o c z n e b ło n y ślu zow e ró żo w e , z le k k im o d c ie n ie m s in a w y m . G r u c z o ły c h ło n n e n ie p o w ię k s z o n e . T arc zy ca zw y k ły c h ro z m ia ró w . N a k o ń c z y n a c h d o ln y c h , z w ła s zc z a w o k o lic y ko śc i p is z c ze lo w e j i w o k o lic y krz y żo w e j, d o ść z n a c z n y o b rzęk . N a tw arzy i na s to p a c h o b rzę ­ ku nie s tw ie rd za się.

N a r z ą d o d d y c h a n i a . K la tk a p ie rs io w a p r a w id ło w o ro zw in ię ta . O d g ło s o p u k o w y w szęd zie ja w n y . D o ln a g ran ic a p łu c z ty łu na X I-ym żeb rze , ru c h o m a d o ś ć d o b rze . W y- s łu c h o w o o d d e c h na c a łe j p rzestrzeni p ęc h e rzy k o w y , z w y ­ ją tk ie m d o ln e j części p ra w e g o p łu c a , g d zie z ty łu w y s łu c h u je się n ie lic z n e d ź w ię c z n e rz ę że n ia d ro b n o b a ń k o w e .

U k ł a d k r ą ż e n i a . Serce k s z ta łtu p r a w id ło w e g o , lew a g ran ica n a le w e j lin ji sutko w e j, p ra w a n a p ra w y m b rze g u most-

zykiem P e t e r a , przestały już żyć, a jeszcze nie umarły. Co więcej, zjawisko, notowane przeze mnie w cytowanej pracy, spostrzegałem i obecnie, a m ia­

nowicie, praw idłow y perjod aż do s a m e g o zgonu u panny 16 1. Wreszcie spostrzegamy i falowania w m iesiączkow aniu: znikanie poaczas pogorszenia i zjawianie się podczas polepszenia. U 4 takich panien 10—20 I., wśród 42 R. norm. aż do t— 2 mies. przed zgonem, przy wysokiej hekt. gor., T.

130 140, w stanach zupełnie beznadziejnych, w y­

łączających m ożność poprawy, a jednak ta czyn­

ność fizjologiczna była zupełnie praw idłow a. N a ­ turalnie, wszystkie 4 zm arły (2 wśród objaw ów skrobiawicy). Sprawa więc jest b. pow ikłana i nie da się wtłoczyć w żadne ramy dostępnych mi obecnie teoryj fizjologicznych.

(Dok. nast.)

prywatnej.

ka. T o n y czyste, m o c n e . D r u g i to n n a d tę tn ic ą g łó w n ą d o ść d źw ię c z n y . T ę tn o 100 na m in u tę , m ia ro w e , d o b rze w y p e łn io n e . C iśn ie n ie krw i 170 110. N a c z y n ia o b w o d o w e o b ja w ó w m ia ż ­ d ży c y nie w y k a z u ją .

J a m a b r z u s z n a . B rzu ch d u ży , z w is a ją c y . W ą tr o b a zn a c z n ie p o w ię k s z o n a , d o c h o d z i p ra w ie d o p ę p k a , tw a rd a , 0 g ła d k im b rze g u , z u p e łn ie nie b o le s n a n a ucisk . Ś le d z io n a n ie m a c a ln a . W ja m ie o trz e w n o w e j s tw ie rd za się o b ja w y o b e c ­ n o ści n ie z n a c z n e j ilo śc i w o ln e g o p ły n u .

U k ł a d n e r w o w y : z m ia n c h o ro b o w y c h nie w y k a z u je . B a d a n i e m o c z u . M o c z p rze zro czy sty , c. g. 1021, b ia łk a 1%^. O s a d m in im a ln y , z a w ie ra ją c y je d y n ie p o je d y ń c z e c ia łk a b ia łe i n ie lic zn e m o c za n y b e z p o s ta c io w e . W a łe c z k ó w , a n i k rw in e k c z e rw o n y c h nie stw ie rd z a się.

B a d a n i e k r w i na o d c z y n W a s s e r m a n n a d a ło w y n ik u je m n y .

A z o t n ie b ia łk o w y w s uro w icy krw i: 40 m gr. w 100 cm .'1.

Z d ję c ie re n tg e n o w sk ie p o tw ie r d z iło w s to sunk u d o serca w y n ik b a d a n ia k lin ic z n e g o .

P o w ią z a n ie s tw ie rd z o n y c h u ch o re g o o b ja w ó w w je d n ę c a ło ś ć n a tr a fia ło z n a c z n e tru d n o ś c i. O b ja w y c h o r o b o w « nie m o g ły z a le ż e ć o d n ie d o m o g i serca, serce b o w ie m n ie w y k a z y ­ w a ło o z n a k o s ła b ie n ia sw ej czy n n o ści, p o w ię k s z o n a w ą tro b a 1 ne rk i nie m ia ły cech z a s to in o w y c h , o b rzę k i nie w y s tą p iły , ja k zw y k le u c h o ry c h se rco w y c h na s to p a c h , le cz w y że j, n a p o d ­ u d z iu , p o z o s ta w ia ją c stopy p ra w ie w o ln e P rz e c iw k o se rco w e m u p o c h o d z e n iu o b r z ę k ó w p r z e m a w ia ła ró w n ie ż b e z s k u te c z n o ś ć p rz e tw o ró w n a p a rs tn ic y i s tro fantyn y, s to s o w a n y c h w d u ży c h d a w k a c h w e w s ze lk ic h m o ż liw y c h s p o s o b a c h ich p o d a w a n ia . Je że li zaś u ją ć s p ra w ę z p u n k tu w id z e n ia n e re k — n e fro za — ch o ry b y ł cze rw o n y , ru m ia n y , p o z o rn ie d o b rze w y g lą d a ł, nie m ia ł o b rzę k u na tw arzy , w y k a z y w a ł d u że c iśn ie n ie krw i i nie re a g o w a ł w c ale na d je tę b e z s o ln ^ . N ie m n ie js z e tru d n o ś c i p r z e d ­ s ta w ia ło w y ja ś n ie n ie p o w ię k s z e n ia w ą tro b y . K iły , k tó ra by n a j­

le p ie j m o g ła w y tło m a c z y ć c a ło k s z ta łt o b ja w ó w , ch o ry s ta n o w ­ czo nie p r z e c h o d z ił, a w ie lo k ro tn ie p o w ta rz a n e b a d a n ie krw i stale d a w a ło w y n ik u je m n y .

S to s u n k o w o n a jp r a w d o p o d o b n ie js z e w y d a je się r o z p o z n a ­ nie zro stó w o sie rd z io w y c h , które p r z e b ie g a ły n ie ty lk o że b e z ż a d n y c h o b ja w ó w k lin ic z n y c h , ale nie u w id a c z n ia ły się n a w e t na z d ję c iu re n tg e n o w sk ie m . Z ro s ty te, w o k o lic y u jśc ia d o ln e j ż y ły g łó w n e j, m o g ły u tru d n ia ć o d p ły w krw i z d o ln e j p o ło w y c ia ła , s p o w o d o w a ć z m ia n y , istn ie jąc e w w ą tro b ie i n e rk a c h , i d o p r o w a d z ić do o b rz ę k ó w .

W o b e c te go , że n a w e t s to s o w a n a d o ż y ln ie stro fanty n a w c a le nie w p ły w a ła n a w ie lk o ś ć d iu re z y , że w szystk ie ś r o d k i

(7)

17 stycznia 1929 r.

m o c z o p ę d n e (e u fillin a , te ac y lo n , m o c z n ik , ty re o id y n a i t. d .) d z ia ła ły b a rd z o s ła b o , a p o k ilk u d n ia c h s to s o w a n ia p rz e s ta w a ­ ły d z ia ła ć z u p e łn ie i d o p r o w a d z a ły p rz e w a ż n ie d o m d ło ś c i i w y m io tó w , i że o b rz ę k i p o m im o o g ra n ic z e n ia ilo ś c i p r z y jm o ­ w a n y c h p ły n ó w stale w zra sta ły , p o c z ą łe m w s trz y k iw a ć ch o re m u d o ży ln ie salirga n. P o k a ż d e m w s trzy k n ię ciu s alirg a n u d iu re za d o b o w a , w y n o s z ą c a p rze c ię tn ie o k o ło 500 c m .3, p o d n o s iła się d o 2,5 — 3,0 litró w . C h o ry z n o s ił w s trz y k iw a n ia d o s k o n a le . P o w ta r z a łe m je co 3— 4 d n i, i u d a ło się w ten s p o s ó b o b rzęk i, tak o p o rn e n a w s ze lk ie d o ty c h c z a s o w e le cze n ie , c a łk o w ic ie u s u ­ n ą ć . W d n iu w s trzy k n ię cia sa lirg a n u i d u że j d iu re zy m o c z z a ­ w ie r a ł z a le d w ie ś la d y b ia łk a , któ re g o ilo ść na d ru g i d zie ń je d n a k z n o w u z n a c zn ie się p o w ię k s z a ła , d o c h o d z ą c c za se m n a w e t d ó 9° od-

Chorego m am już pod swą opieką lekarską przeszło 11 > roku. Skłonność do obrzęków utrzy­

muje się przez cały czas bez zm iany. Nie chcąc wstrzykiwać salirganu bez przerwy przez tak długi czas, w ypróbow ałem wszystkie istniejące środki m oczopędne i nasercowe. Próby te jednak zawo­

dziły zupełnie, gdyż z chw ilą odstawienia salirganu obrzęki powiększały się bardzo szybko, ukazyw ał się płyn w jamie otrzewnowej, a samopoczucie i stan ogólny ulegały jednocześnie znacznemu po­

gorszeniu. Salirgan natomiast nie zaw iódł dotych­

czas ani razu. Efekt jego d ziałania od pierwszej chw ili wcale nie osłabł, i diureza po każdem wstrzyk­

nięciu stale wynosi około 2,5 litra, jak w dniu pierw­

59

szego wstrzyknięcia. Jest również godnem uwagi, że, pom im o dokonania już przeszło 100 wstrzyki- wań i pom imo utrzymującego się stale dużego b iał­

komoczu, ani razu nie wystąpiły żadne objawy szkodliwego działania ubocznego. W y łącznie obja- wowo-moczopędne działanie salirganu przy zupeł­

nym braku zadziałania na istotę sprawy chorobo­

wej również przem aw ia przeciwko kiłowemu po­

chodzeniu cierpienia (salirgan jest przetworem rtę­

ciowym).

Leczenie obrzęków u naszego chorego salir- ganem nasuwa z pozoru analogję do leczenia insuliną cukrzycy. Podobnie jak zastrzyknięcie insuliny usuwa chwilowo objawy cukrzycy, nie w pływ ając na samą sprawę chorobową, tak samo salirgan w naszym przypadku usuwa groźny objaw obrzęków, któreby szybko zgubiły chorego. R ów nież i działanie salir­

ganu okazuje się tak samo krótkotrwałe, jak insu­

liny, co zmusza do ciągłego pow tarzania wstrzy- kiwań.

W ten sposób wyłącznie dzięki nieprzerywa- nemu stosowaniu salirganu udaje się nam utrzy­

mać przy życiu i to w znośnym stanie tego tak ciężko chorego człowieka. Przypadek nasz dowo­

dzi, jak wielce skuteczne może być leczenie obja­

wowe salirganem nawet tych przewlekłych stanów obrzękowych, w których leczenie przyczynowe jest nie do przeprowadzenia.

W ARSZAW SKIE CZASOPISMO LEKARSKIE — J6 3

D Z I A Ł S P R A W O Z D A W C Z Y

pod kiarunkism M. GANTZA.

Streszczenia zbiorowe i poglądowe.

Djetetyka z punktu w idzenia równowagi jonów .

P o d a ł

B. G O L D S T E IN (W a rs z a w a ).

D je te ty k a a rów n ow ag a kwasowo-zasadowa.

N auka o odżyw ianiu czyli djetetyka zajmuje jedno z najw ażniejszych miejsc w dziedzinie le­

czenia oraz profilaktyki chorób.

Początki djetetyki sięgają praw dopodobnie czasów zam ierzchłych, u ludów bowiem pierw ot­

nych m ożna już zaobserwować pewne zasady w odżyw ianiu w sensie doboru i kolejności potraw.

Człowiek zdrowy przy jedzeniu względnie piciu kieruje się instynktem, który mu każe, czę­

stokroć bardzo trafnie, wybierać zpośród rozm ai­

tych rodzajów pożywienia te, które są dla niego najbardziej odpow iednie i pożyteczne.

Z jaw isko podobne, t. j. kierowanie się in­

stynktem, w idujem y niezbyt rzadko u chorych.

Chorzy częstokroć m ają niepokonany wstręt do jedzenia wogóle, w zględnie do poszczególnych rodzajów pożyw ienia i, rzeczywiście niekiedy trze­

ba przyznać, że te właśnie rodzaje pokarmów, które chory bezw iednie omija, byłyby d lań niepo­

żądane lub nawet szkodliwe.

Podobnie rzecz się ma z doświadczeniem chorego, który czysto empirycznie stwierdza, że

ten czy ów rodzaj pokarmów jest dla niego szkod­

liwy i w przyszłości go unika, lub też, odwrotnie, czuje się lepiej po danym pokarmie i, oczywiście, przyjmuje ten rodzaj pożyw ienia z przyjemnością i m ożliwie często.

Tak rzecz się ma, naprzykład, ze wstrętem do mięsa u chorych na mocznicę lub na niedo- kwaśność żołądka, którzy instynktownie unikają potraw mięsnych, czasem nawet m ają poprostu wstręt do mięsa.

Chorzy ze wrzodem żołądka, naprzykład, z dośw iadczenia unikają rzeczy kwaśnych, w iedzą bowiem, że po ich spożyciu w ystąpią u nich bóle.

Zjaw iska podobne możemy zaobserwować nawet u zwierząt. Zw ierzęta trawożerne, m. in.

bydło, chciwie liże sól kuchenną, albowiem po­

karm roślinny daje przewagę w ich ustroju solom potasowym. By wyrównać tę zachw ianą równo­

wagę, zwierzęta instynktem szukają chciwie soli kuchennej, by zaspokoić swój głód sodu.

Jednakże często też instynkt kieruje ustrój na drogę m ylną, przynajm niej tak się nam zdawać musi w chwili obecnej.

Tak, naprzykład, ! nie pochw alim y instynktu chorego na cukrzycę, który mu każe zjeść dużo węglowodanów i t.p.

Z darza się to zjawisko przeważnie w tych

stanach patologicznych, którym nie towarzyszą

dolegliwości wybitniejsze tuż po spożyciu danego

pokarmu, te bowiem w ystępują znacznie później.

(8)

60

U m ysł chorego nie w iąże tedy dolegliwości z o d ­ pow iednim pokarmem, i unikanie „em piryczne“

nie ma miejsca, tak, jak to się zdarza w przy pad­

ku bólów natychm iastowych (mięso we wrzodzie żo łądka).

Z czasem więc dobór pokarm ów dla osobni­

ków chorych stał się atrybutem lekarzy, tak, że djetetyka od najdaw niejszych czasów wchodzi w zakres lecznictwa, z początku ludowego, później zaś akademickiego.

Taksam o jak lecznictwo całe przez szereg wieków było oparte na empirji, tak i djetetyka b jła przez ten sam czas i nawet dłużej jeszcze czysto em piryczną gałęzią medycyny.

Dopiero z rozwojem fizjologji i chem ji fizjo­

logicznej m ożna było uzasadnić stosowanie takiej czy innej „djety“ u chorego.

Dotychczas jednakow oż djetetyka uw ażana jest za coś odrębnego od całokształtu leczenia i raczej m iała charakter profilaktyczny.

Przynajm niej starano się usunąć z jadłospisu te czy inne rodzaje pożywienia, uw ażając je za szkodliwe, dopiero zaś od niedaw na zaczęto sto­

sować leczenie djetetyczne czynne, t. j. podaw a­

nie określonych pokarm ów i napojów w celu wy­

w ołania efektu leczniczego.

Leczenie za pom ocą odpow iedniej djety czyli t. zw. djetoterapja stanowi obecnie część składo­

w ą terapji i to nawet część bardzo w ażną.

Do ostatnich atoli lat djetetyka opierała się na następujących zasadach, zaczerpniętych z fizjo­

logji normalnej:

1) Rów now adze pom iędzy głów nem i sk ła d ­ nikam i pożywienia, a więc białkam i, tłuszczami, w ęglow odanam i i solami, zm ianach w ustosunko­

w aniu się wzajem nem składników powyższych w zależności od zaburzenia ustroju.

2) W artości kaloryjnej danego pokarm u.

3) Stopniu strawności, t. j. ilości rzeczy­

wiście przyswajanych przez ustrój składników po­

karmu.

4) W p ły w ie poszczególnych rodzajów pokar­

mów na funkcje w ydalnicze (mocz, kał) oraz- wy- dzielnicze (gruczoły trawienne).

Stopniowo zaczęto zwracać uwagę także na czynniki ogólnoustrojowe, w miarę jak rozwijała się nowoczesna fizjologja i patologja hum oralna, a szczególnie chemja fizyczna.

Zaczęto się zastanawiać nad znaczeniem po­

szczególnych składników pożyw ienia dla objaśnie­

nia rozmaitych zjawisk fizyczno-chemicznych, za­

chodzących w ustroju zdrowym i chorym.

W zw iązku z oparciem fizjologji oraz n ajw aż­

niejszych zjawisk biologicznych na zasadach rów­

nowagi jonów zaczęto także w djetetyce zwracać uwagę na tę równowagę kwasowo-zasadową.

Dziś wiemy, że czynności tak ważne, jak oddychanie, pobudliw ość nerwowa, w ydalanie zbędnych składników przemiany materji opiera się na równowadze jonów.

Podtrzymywanie tej równowagi za pomocą środków farmakologicznych znane było i dawniej, lecz dopiero w ostatnich latach zaczęto stosować djetoterapję dla regulacji zjawisk fizyczno - che­

micznych.

Ż e jednak samo pojęcie równowagi kwasowo- zasadowej nie jest jeszcze ostatecznie ustalone,

17 stycznia 1929 r.

więc i djetetyka tego rodzaju jest narazie jeszcze w stadjum organizacji.

O p arcie djetetyki na eksperymentalnych za­

sadach fizyczno-chemicznych do dziś dnia nie zo­

stało jeszsze uskutecznione w olbrzymiej w iększo­

ści przypadków . Dzieje się to poniekąd dlatego, że samo określenia zaburzeń kwasowo-zasadowych nie zostało jeszcze dostatecznie ujęte w sposób jednolity.

M usim y się na razie zadow olić wytłomacze- niem d ziałania djety, już em pirycznie ustalonej dla tego czy innego cierpienia.

W raz z rozwojem patologji hum oralnej i za­

stosowaniem chem ji fizycznej w klinice coraz w ię­

cej schorzeń daje się sprowadzić do pewnego za­

burzenia fizyczno-chemicznego, które, jeżeli nie stanowi jedynej przyczyny tego cierpienia, to przy najm niej objaśnia rozmaite jego przejawy.

W konsekwencji leczenie nowoczesne opiera się po części na w yzyskaniu znajomości zaburzeń równowagi fizyczno - chemicznej, głów nie jonowej i odpow iedniem przeciw działaniu tym zaburzeniom .

Do tych samych mniej więcej celów zd ąża nowoczesna djetetyka, która, jak zwykle, stanowi dość obszerną gałęź terapji ogólnej.

W racając jeszcze raz do zagadnienia rów no­

wagi jonów, m usim y zaznaczyć, że jest ono dziś zbyt rozległe, ażeby je m ożna było omówić w tak ciasnych ramach choćby pobieżnie.

Z ajm ie m y się więc tutaj przedewszystkiem zagadnieniem równowagi jónów kwasowo-zasado­

wych i stosunkiem jej do djetetyki.

Z aburzenia równowagi jonów kwasowo-zasado­

wych sprow adzają się zasadniczo do 2 typów — do zakwaszenia i zalkalizow ania, do acydozy i alka- lozy, w zależności od tego, jaka grupa jonów uzy­

skuje przewagę: jony H czy O H .

Trudność nowa powstaje przy określeniu po­

jęcia acydozy i alkalozy z punktu w idzenia k li­

nicznego. D la jednych zakwaszenie w yraża się li tylko w w ydalaniu przez ustrój moczu o odczynie kwaśnym, dla innych acydoza oznacza zwiększenie się prężności C 0 2 w pęcherzykach płucnych Inni jeszcze rozum ieją pod nazw ą acydozy zmniejszenie się zasobu zasad (alkalirezerwa), wreszcie niektó­

rzy m a ją na myśli poprostu przesunięcie koncentra­

cji jonów wodorowych, t. zw.

Ph w

stronę kw aśną Ta rozbieżność poglądów utrudnia bardzo po­

rozumienie się pom iędzy poszczególnymi autorami, tembardziej, że, o ile jeszcze w rozw ażaniach teo­

retyczno - biologicznych m ożna przejść z jednego systemu na drugi, to w dziedzinie m edycyny kli­

nicznej trudno jest przełożyć obliczenia jednego autora na system drugiego.

Będziem y się starali sprawę tę naszkicować możliw ie schematycznie, om ijając wszelkie sprawy sporne lub niepewne.

A więc równowaga kwasowo-zasadowa ustroju uw arunkow ana jest istnieniem specjalnych substan- cyj, utrzym ujących stałość odczynu krwi, który jest niezbędny dla funkcyj życiowych ustroju.

C iała te odgryw ają w miarę potrzeby naprze- m ian to rolę kwasu, to zasady, łagodzą zbyt nagłe w ahania odczynu krwi, dając możność ustrojowi przystosowania się do zm ienionych warunków.

Z e w zględu na te ham ujące w ahania własno­

W ARSZAW SKIE CZASOPISMO LEKARSKIE — Ks 3

(9)

17 stycznia 1929 r.

ści nazw ano te ciała „h a m ulca m i”, „ciałam i bufo- row em i“ lub też „m oderatoram i“.

Do tych substancyj należą przedewszystkiem ciała białkow e amfoteryczne, jak czerwone ciałka krwi, zawierające hemoglobinę-amfolit.

Z asad n iczo są to sole słabych kwasów i moc­

nych zasad lub silnych kwasów i słabych zasad, a więc zw iązki, łatw o ulegające dyssocjacji.

Z systemów buforowych najbardziej rozpow­

szechniony jest system H 2 C O :1 i Na H C 0 3, który wyraża się w stosunkn dw utlenku węgla do dw u­

w ęglanu sodowego, oraz N a2 H P 0 1 i N a H 2 P 0 4, mono- i dwufosforany sodowe.

Z ab urze nia równowagi tego stosunku C 0 2 i Na H C 0 3, który zawsze odpow iada danem u P

h

» m ogą polegać na zm ianie zarówno licznika, jak i m ianow nika.

Zw iększenie licznika lub zmniejszenie m ia­

now nika spowoduje acydozę, odwrotnie — zm n ie j­

szenie licznika lub zwiększenie m ianow nika daje alkalozę.

Ustrój stara się każde zaburzenie równowagi wyrównać, a więc przy zw iększeniu się licznika zwiększa się odpow iednio i m ianow nik i odwrotnie.

M am y w tych razach do czynienia z acydozą, w zględnie z alkalozą, w yrów nanąlub skompensowaną.

O ile ustrój jest już niewydolny, powstają acydozy, wzgl. alkalozy niewyrównane. Z darza się to tylko w bardzo ciężkich stanach, graniczących ze śmiercią np. w gruźlicy rozpadowej.

W zależności od tego, czy zakłócenie równo wagi nastąpiło przez pierwotne zm iany w liczniku ( C 0 2-gaz) czy też w m ianow niku mówić się będzie o acydozie, względnie alkalozie gazowej lub nie- gazowej.

Ustrój reguluje swój P

h

drogą d w o jaką — przez płuca i przez nerki (inne środki regulacji są mniej ważne). Drogą płuc reguluje się ilość CO-,.

Przy nadm iernem zakwaszeniu zostaje podrażniony ośrodek oddechowy, zwiększa się ilość oddechów, więcej co2 w ypędza się z płuc, i ustrój pozbyw a się pewnej ilości zasobów kwasowych. O dw rotnie się rzecz ma przy nadmiernej alkalizacji.

Nerki regulują odczyn krwi przez w ydalanie zw iązków kwaśnych lub zasadowych, zależnie od potrzeby.

N iejednokrotnie zachodzi potrzeba przyjścia z pom ocą ustrojowi w jego dążeniu do w yrów nania zachw ianej równowagi jonów kwasowo-zasadowych.

O siągam y to najprościej przez podanie cho­

remu substancyj kwaśnych lub zasadowych.

W patologji ludzkiej najbardziej rozpowszech­

nione są kwasice czyli acydozy.

A cydozy gazowe obejm ują przedewszystkiem te stany patologiczne, w których chore są płuca.

W skutek zm niejszenie się bowiem powierzchni od­

dechowej płuc, regulacja jonów drogą oddechow ą ulega zaburzeniu. Nagromadzone w ustroju zasoby

co2 nie m ogą znaleźć sobie ujścia, i powstaje acy- doza gazowa (zwiększenie licznika), którą ustrój wyrównywa przez zatrzymanie odpow iedniej ilości N a H C O s, t. j. przez powiększenie m ianow nika.

W okresach terminalnych m echanizm regula­

cji zawodzi, i powstaje acydoza gazowa nieskom- pensowana.

N ależą tu: rozedma płuc, gruźlica, zapalenie płuc i t. p.

6f

W zatruciu m orfiną także występuje acydoza gazowa (porażenie ośrodka oddechowego).

O wiele więcej rozpowszechnione są kwasice niegazowe. W y stępują one w t. zw. stanach gło­

dowych t. j. w głodówce zwykłej lub też w cu­

krzycy przy głodzie w ęglowodanowym.

Rów nież przy podaniu soli amonowych lub soli ziem alkalicznych daje się zauważyć kwasica niegazowa.

Istnieją także kwasice poniekąd fizjologiczne, a więc towarzyszące dużej pracy mięśniowej lub w okolicach górskich (gazowa skompensowana). Ta ostatnia jest przez niektórych kwestjonowana.

Z pośród stanów chorobowych, połączonych z acydozą, należy wymienić: biegunki, wymioty dziecięce, ciążę fizjologiczną, a szczególnie patolo­

giczną (rzucawka, wymioty), uśpienia (głównie chloroformowe, lecz także eterowe i inne), żółtaczki (niedomoga wątroby), mocznica (niedomoga nerek), zaburzenia przem iany materji, prowadzące do w y­

padania szczawianów lub moczanów, osteomala- cja, niedomogi krążenia, wstrząs anafilaktyczny, wreszcie t zw. choroba wrzodowa.

Co d o alkalozy, to jest ona znacznie mniej

i

rozpowszechniona. W ystępuje w tężyczce, skurczu

odźw iernika (po wymiotowaniu dużych ilości kwa- j sów), w padaczce, niektórych postaciach migreny

; poniekąd także w stanach gorączkowych, w niedo- krewności złośliwej, rakach (?), po proteinoterapji lub naświetlaniu prom ieniam i R o e n t g e n a ,

i Jak w idzim y już z tego pobieżnego zestawie- j nia, zaburzenia równowagi kwasowo - zasadowej

przew ijają się przez całą niem al dziedzinę patolo­

gji. Należy więc przypuszczać, że wyrównanie

| tych zaburzeń może mieć pow ażny w pływ na prze­

bieg odpow iednich schorzeń, niekiedy nawet może ' decydujący.

Nie będziemy się tutaj zajm ow ali leczeniem

i

farmakologicznem tych zaburzeń, jeno leczeniem djetetycznem. O no bowiem, jako najm niej absor- I bujące chorego, w inno mieć na względzie wspo-

! m niane zaburzenia równowagi kwasowo-zasadowej,

j

i w miarę możności starać się o ich wyrównanie.

Z an im przystąpim y do przeglądu poszczegól­

nych schorzeń i ich leczenia djetetycznego, musimy om ów ić jeszcze jednę sprawę, stojącą w pewnym zw iązku z równowagą kwasowo-zasadową.

Chodzi mianowicie o t. zw. spółczynnik odde­

chowy czyli stosunek wydychanego C 0 2 do pobie­

ranego tlenu (CO., : 0 2).

Przy djecie czysto węglowodanowej (n. b. w w a­

runkach idealnych, od których abstrahujemy tutaj) spółczynnik ten równa się jedności.

Cząsteczka bowiem węglowodanowa potrzebuje tlenu tylko do spalania swej części węglowej, część zaś pozostała w ydala się w postaci wody (H 2 O).

Przy spalaniu białek i tłuszczów stosunek ten przesuwa się coraz więcej na niekorzyść C 0 2, to znaczy, że ustrój pobiera stosunkowo więcej tlenu, aniżeli oddaje C 0 2. Spółczynnik oddechowy wy­

nosi więc w przypadku białka 0,82, w przyp. tłusz­

czu ok. 0.7.

W przypadku spalania alkoholu spółczynnik ten wynosi tylko 0,67.

Zm niejszenie się spółczynnika oddechowego zależy tutaj od tego, że prócz tlenu do wytworze­

nia C O s ustrój pobiera przy oddychaniu także tlen

W ARSZAW SKIE CZASOPISMO LEKARSKIE — 3

Cytaty

Powiązane dokumenty

Regulamin określa zasady przyznawania dotacji w drodze otwartych konkursów ofert na realizację zadań w sferze pożytku publicznego w zakresie nabycia i/lub

•CB2 – obecne głównie w układzie odpornościowym: węzłach chłonnych, migdałkach, śledzionie, grasicy, leukocytach, szpiku kostnym, oraz pęcherzu moczowym,

Jacques Désideré Laval urodził się 18 września 1803 roku w małej wiosce Croth w dolinie Eure w północnej Francji (Normandia).. Był synem sołtysa, który był bogatym

• test oddechowy – opracowany przez walijską firmę Imspex, który w kilka sekund z 80% skutecznością ocenia ryzyko zakażenia SARS-CoV2, a przy powtórnych badaniach ocenia

Lekarz przestaje zatem być opiekunem cho- rego, wybierającym dla niego najlepsze metody dia- gnozowania i leczenia, a staje się funkcjonariuszem publicznym pilnującym

Program specjalizacji wy- wodzących się z chorób wewnętrznych (a także z pedia- trii i chirurgii) będzie się rozpoczynać od modułu pod- stawowego, po którego zakończeniu

Polski system organizacji pracy tych placówek, przez wielu ekspertów ochrony zdrowia zwany feudalnym, opiera się na obecności lekarzy specjalistów na oddziałach poza

Ten przykład pokazuje, jak daleko może być posunięta bezpieczna ingerencja w centralne struktury układu nerwowego oraz jak dużo można uzyskać, efektywnie stymulując coś,