• Nie Znaleziono Wyników

Wieliczka : jej stan obecny i historya

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieliczka : jej stan obecny i historya"

Copied!
119
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

WIELICZKA.

(6)
(7)

SKARBY ZIE M I POLSKIEJ.

W i e l i c z k a

je j s ta n obecny i h is to r ia

przez

B. D Y A K O W S K IE G O .

W A R S Z A W A .

N AKŁAD REDAKCY1 „PRZYJACIELA DZIECI” . 1909.

(8)
(9)

I.

O s o li k a m ie n n e j, j e j p o kła d a ch i żupach s o ln ych w ogóle.

„Ż u p y solne W ie lic z k i niem niej są znakomite, ja k p ira m id y egipskie, lecz użyteczniejsze. Są one chwalebną pam iątką pracow itości Polaków , a tamte ty r a n ii i próżności Egipcyanów . Te dziećmi ziem i na­

zwać można, tam te w ia tró w . N ie w yró w n a ją one próżną wysokością swoją użytecznej tam tych głębo­

k o ści".

Tem i słow y w yrażony je s t zachwyt nad W ie li­

czką w opisie podróży pani de G eubriant do P o lski, przedsięw ziętej w w ieku X V II.

Słowa te można uważać za zupełnie słuszne. W ie ­ liczka bowiem, choć na pie rw szy rz u t oka może się

(10)

wydać komu m n ie j im ponującą i zdumiewającą, niż p i­

ra m id y, w rzeczyw istości jednak zasługuje na niem niejszy zachwyt, zarówno ze względu na ilość pracy lu d zkie j, w łożonej w tę je d yn ą w swoim rodzaju kopalnię, ja k i na w ie lk ą je j użyteczność.

N ie posiada ziem ia nasza złota, srebra, ani d ro ­ g ich kam ieni, ale zato posiada ta k nieodzowne rzeczy codziennej potrzeby, ja k chleb i sól. Bez złota i sre­

bra można się doskonale obejść, bez soli byłoby nam bardzo ciężko, bo, chociaż sama przez się nie je s t ona pokarmem, stanow i jednak nieodzowny dodatek do po­

tra w i bez n ie j nie m oglibyśm y ich tra w ić należycie.

Sól nie je s t m inerałem rzadkim , znajduje się ona w bardzo w ie lu miejscowościach, ale ze w zględn na ogromne znaczenie dla ludzi, zalicza się słusznie do naturalnych bogactw każdego k ra ju .

A n to n i C zajkow ski, w ym ieniając płody, s p ła w ia ­ ne W is łą , nie zapomina w y lic z y ć wśród nich i soli.

W isło ! t y niesiesz na tw o im przestw orze, Nasze ziarniste, pozłociste zboże,

I c y n k srebrzysty, i sól, i gips b ia ły , W apno i ja ja i świeże n a b ia ły ,

(11)

Święta Kunegunda, Królowa Polska, p rz y jm u je zlo ty pierścień, k tó ry znaleziono w kopalniach W ie lic z k i.

(12)

K ra j nasz należy do o b fic ie j zaopatrzonych w sól, zwaną kamienną dla tego, iż w ydobyw a się ją z ziem i w postaci w ie lk ic h kam ienistych b ry l.

Szczególnie bogate pokłady so li znajdują się w G alicyi. Ciągną się tam one d ługim pasem wzdłuż północnych stoków K a rp a t, na przestrzeni 80 m il geo­

g raficznych, od w si Sól w Słodow ickiem , na południo- zachodzie od K ra ko w a , aż do Kossowa i K u t (na B u ­ kow inie).

Z pokładów tych w y try s k a przeszło 600 źródeł słonych, a oprócz tego są tam liczne kopalnie soli, z k tó ry c h najgłośniejsze znajdują się w Bochni i W ie ­ liczce w b lizkiem sąsiedztwie K rakow a.

Kopalnie te zresztą należą n ie ty lk o do najgłoś­

niejszych w G a licyi i Polsce. Słyną one daleko i sze­

roko w całym świecie, zarówno dla swego obszaru, ja k i dla w spaniałości robót podziemnych. Z achw yt cu­

dzoziemca nad n iem i je s t zupełnie u sp ra w ie d liw io n y , niema bowiem na k u li ziem skiej d ru g ie j ko p a ln i soli, ró w n ie godnej widzenia, ja k W ie lic z k a .

Zanim p rzystą p im y do je j opisu m usim y pow ie­

dzieć p ie rw e j parę słów o pokładach so li wogóle.

Sól je s t m inerałem rozpuszczalnym w wodzie

(13)

i dla tego na pow ierzchni ziemi może się znajdować jedynie w kra ja ch gorących a suchych i ubogich w deszcze, np. w stepach A z y i środkow ej i E uropy południow o wschodniej i innych.

Wszędzie in d z ie j sól zostaje prędko rozpuszczona przez deszcze i splókana z pow ierzchni.

Dla tego pokłady je j znajdują się, zazwyczaj w pewnej głębokości pod ziemią, p rz y k ry te m niej lub w ięcej grubą w a rstw ą g lin y , k tó ra nie dopuszcza do

nich w ody deszczowej i zabezpiecza sól w ten sposób od w ypłókania.

Dostawać się do nich mogą je d yn ie różne źródła podziemne, k tó re sącząc się przez te pokłady, rozpusz­

czają część soli i następnie w ydostają się w różnych m iejscach na pow ierzchnię. Są to w łaśnie źródła sło­

ne, k tó rych ty le w y try s k a u nas z północnych stoków K a rp a t.

Ze źródeł tych ludzie otrzym ają sól za pomocą w ygotow yw an ia je j na ogniu i dla tego sól, ta k o trz y ­ mana, nazywa się warzoną albo warzonką.

Chcąc wydobyć sól kam ienną pokładów znaj­

dujących się w ziemi, ludzie muszą przebić zew nętrz­

ną w arstw ę g lin y , kopiąc w n ie j odpowiednio głębokie

9

(14)

otw ory, ja k b y studnie, zwane szybami. O tw oram i ty m i dostają się do pokładów soli, i w ydobyw ają stamtąd ten cenny m inerał w postaci m niejszych lub w iększych b rył.

Rozciągłość takich pokładów na długość i na sze­

rokość bywa rozm aita w różnych miejscach. A i g ru ­ bość m ają one nie wszędzie jednakową.

N ie ciągną się przytem zw ykle w głąb je d n o litą masą, lecz składają się zazwyczaj z k ilk u w a rstw , ja k b y p ię tr poprzedzielanych grubszem i lub cieńszemi pokładami g lin y . Odpowiednio do tego i kopalnia składa się zw ykle rów nież z k ilk u p ię tr.

W a rs tw y g lin y , przedzielające oddzielne p ię tra , m iew ają nieraz d zie s ią tk i m etrów grubości i zawie­

ra ją w sobie często ogromne b ry ły soli, k tó rą górnicy w y b ie ra ją rów nież.

Po w yb ra n iu ta k ie j so li pow stają w g lin ie po­

między glów nem i p ię tra m i tak zwane kom ory, rodzaj pieczar podziemnych, nieraz bardzo naw et znacznej w ielkości, liczących dzie sią tki m etrów na grubość, sze­

rokość i wysokość.

W pokładach sól kam ienna nie w ystępuje n ig d y sama; znajdują się obok n ie j zawsze pewne inne mi-

IO

(15)

nerały, bez k tó ry c h soli nie spotykam y n ig d y. Do takich należy przedewszystkiem gips oraz zbliżony do niego z w ie lu własności in n y m inerał, zwany anhy­

drytem . Są to s ta li towarzysze soli. Oprócz nich do­

mieszane są jeszcze n ie któ re inne m inerały, szczegól­

nie obficie w górnych warstw ach, gdzie bio rą one na­

w et zw ykle liczebną przewagę nad solą. Z tego po­

wodu górne p ię tra pokładów, ja k o zawierające m niej soli, należą do m niej cennych. Niem ieccy g ó rn icy przezw ali je „śm ie tn ikie m solnym ," dla tego, że za­

gradzają drogę do czystej soli i że trzeba je uprzą­

tnąć, ja k śmieci, żeby się do n ie j dostać.

Najcenniejsze są dolne p ię tra , zaw ierają bowiem sól na jo b ficie j i najczyściejszą, w najlepszym gatunku.

P okłady soli i kopalnie tego pożytecznego m ine­

ra łu znajdujem y w w ie lu krajach, a wszędzie prze­

platane są one w arstw am i g lin y , wszędzie, ja k o do­

m ieszki, zaw ierają gips a n h y d ry t oraz n ie któ re inne m inerały.

Nasuwa się też odrazu pytanie, w ja k i sposób u tw o rz y ły się te pokłady soli, a także dlaczego w y ­ stępują zawsze razem z g lin ą oraz pewnym i in n ym i m inerałam i.

(16)

Uczeni długo zastanaw iali się nad tą kwestyą, badali starannie pokłady soli w różnych kopalniach i wreszcie w y ja ś n ili należycie ich pow stanie i sposób utw orzenia się.

Wiadomo, że je ż e li do k w a rty wody (lOOO g ra ­ mów czyli p ra w ie 21/ i funta) w rzucim y 350 gram ów (przeszło 3/ 4 funta naszego) soli, to cała ta sól ro z­

puści się w n ie j zupełnie. Jeżeli jednak dodamy jeszcze trochę, to ta ilość, ja k a będzie po nad 350 gram ów, nie rozpuści się ju ż wcale i zostanie na dnie, woda bowiem może rozpuszczać w sobie sól ty lk o w ta k im stosunku, żeby je j znajdowało się nie więcej nad 300 części na 1000 części wody. T a k i roztw ór, zaw ierający możebnie najw iększą ilość soli, nazywa się nasyconym: chociażbyśmy do niego dodali ja k n a j­

w ięcej soli, nie rozpuści się ju ż ani jedna je j szczypta.

Jeżeli ta k i nasycony ro z tw ó r soli w yle je m y na talerz lub m iskę i postaw im y na słońcu, żeby woda mogła ła tw o parować, to w krótce zm niejszy się w nim je j ilość, soli jednak zostanie ty le , co było, za dużo za­

tem w stosunku do ilo ści wody; a że woda nie może n ig d y zawierać je j więcej po nad ilość nasycającą, cały więc ten nadm iar soli w y d z ie li się z roztw oru,

13

(17)

opadnie na dno i utw orzy n a n ie m cie n iu tką w arstew kę.

Im następnie woda będzie więcej parowała, tym w ię ­ cej będzie osadzało się soli i tym grubsza je j w arstw a pozostanie na talerzu.

T akie zjaw iska osadzania się so li na dnie za­

chodzą i w naturze, m ianow icie wszędzie tam, gdzie woda je s t nią nasycona. N ie stosuje się to n a tu ra l­

nie, do mórz, ponieważ tam stratę w ody w sku te k pa­

row a n ia p o kryw a sow icie o b fity je j dopływ ze w szyst­

kich rzek, w lew ających się do morza. To też nie by­

wa ono n ig d y nasycone solą i nie zawiera je j n ig d y nawet w ilo ści zbliżonej do 350 części na 1000.

Co innego jeziora, ubogie w dop ływ y i ta k zwa­

ne laguny, to je s t zatoki zamknięte i odcięte od morza, zwłaszcza gdy leżą w klim a cie cieplejszym . T u ta j z powodu gorąca w lecie woda p aruje bardzo siln ie , a że dopływ ów je s t mało, zachodzi w ięc to samo, co w talerzu, w ystaw ionym na działanie słońca: ro z tw ó r staje się coraz gęściejszym, nasyca się stopniowo i na­

stępnie zaczyna w ydzielać z siebie sól, k tó ra osiada wzdłuż brzegów i na dnie, tworząc na nim m niej lub w ięcej grubą w arstw ą. W raz z nią osiadają różne

13

(18)

inne m inerały, rozpuszczone w wodzie m o rskie j ja k gips, a n h yd ryt i t. d.

Jezior ta kich na ziem i znajduje się bardzo dużo.

Słynne je s t oddawna z wysychania morze M artw e, w którem woda doszła ju ż do takiego nasycenia solą, że żadne stw orzenie żyć w niem nie może. Bardzo dużo (do 2000) ta kich je z io r posiadają stepy A s tra ­ chańskie, okalające od północy morze K a sp ijskie . Sta­

nowią one dawne dno w ie lkie g o morza, k tó re pow o li wyschło, pozostawiając, jako ślad po sobie, te liczne je z io rk a , wysychające stopniowo ta k samo, ja k że ono niegdyś.

N a jw iększe wśród nich je s t je zio ro E łtoriskie, mające 250 k ilo m e tró w kw adratow ych (koło 5 m il) pow ierzchni. Na nim właśnie sprowadzono w sposób nadzwyczaj przekonyw ający tw orzenie się osadów sol­

nych. W jeziorze tym co ro k na początku lata, osa­

dza się na dnie cienka w arstew ka gipsu, k tó ry je st tru d n ie j rozpuszczalny od soli i dla tego w ydziela się p ie rw e j; petem w m iarę większego parowania, tw o rzy się na nim g ru b y pokład soli, osadzający się ju ż do je sie n i. Następnie, gdy pow ietrze się oziębi, parowa­

nie się zmniejsza i osadzanie soli ustaje. A gdy p rz y j­

1 4

(19)

dzie w iosna i skąpe do p ływ y je zio ra zostaną nieco o bficie j zaopatrzone w wodą, w le w a ją się one do nie­

go, a w raz z nią przynoszą zawsze pewną ilość mułu g lin ia ste g o i piasku, któ re m i p rz y k ry w a ją pokłady solne, powstałe zeszłego lata.

P ow tarza się to wciąż w kó łk o ; co lato tw orzą się nowe pokłady soli oraz towarzyszących je j m ine­

ra łó w rozpuszczalnych; co wiosna woda po kryw a je w arstw ą g lin y i piaskn. Jeżeli wiosna tr a fi się sucha, pokład g lin y może się wcale nie utw orzyć, i nowa le tn ia w arstw ą soli osiądzie w p ro st na dawnej. Gdy znowuż lato byw a mokre, sól nie osiądzie wcale albo osiądzie w nieznacznej ilości i wówczas w y tw o rz y się grubsza w arstw a g lin y . "W każdym razie w ody w je ­ ziorze wciąż ubywa, aż wreszcie wyschnie ono zupeł­

nie i przeistoczy się w m niej lub wiecej g ru b y pokład so li kam iennęj,

W ta k i sposób pow stały w szystkie pokłady tego m inerału, k ió re znajdują się na ziem i; i ta k samo tw orzą się wciąż nowe z istniejących obecnie je z io r słonych.

Jezioro E łto ń s k ie je s t jeszcze bardzo oddalone od zupełnego w yschnięcia; daw niej jednak było ono

*5

(20)

znacznie większe, ja k tego dowodzą duże pokłady so li kam iennej, poprzedzielane w arstw am i g lin y i znajdu­

jące się w pobliżu jego brzegów. Morze M artw e po­

sunęło się ju ż dalej i je s t znacznie więcej wyschnięte.

Co się tyczy W ie lic z k i, to uczeni przypuszczają, że pokłady je j pow stały nie z jezio ra , lecz z laguny c z y li zatoki, odciętej od morza, k tó re pokryw ało nie­

gdyś całą nizinę u stóp K a rp a t, znajdowane bowiem w je j soli szczątki muszelek należą do gatunków m or­

skich. Morze to od czasu do czasu w lew ało wodę słoną do laguny, a ciągłe parowanie zgęszczalo roz­

tw ó r i w yw oływ ało tw orzenie się osadów soli na dnie.

B yło to możebne d zię ki temu, że w owych da­

w nych czasach k lim a t zarówno u nas, ja k i w całej E uropie środkow ej, b y ł znacznie cieplejszy, ta k i m niej w ięcej, ja k dziś na południowych wybrzeżach morza K aspijskiego . Morze to w danej c h w ili posiada właśnie ta k ie p ra w ie zupełnie odcięte zatoki (np. A dży-D arja), na k tó ry c h dnie osadzają się co lato w a rs tw y so li ka­

m iennej, przygotow ując nowe je j pokłady dla przyszłych czasów i przyszłych pokoleń.'

(21)

II.

W i e l i c z k a .

W ie lic z k a znajduje sit} na p o łudn iow y wschód od K rakow a, w odległości przeszło p ó łto re j m ili. W m ie j­

scu tern od niepam iętnych czasów is tn ia ła osada zwana W ie lk ą Solą; była ona zresztą lich ą wioseczką, aż do końca X I I I w ., k ie d y została podniesioną do rzędu m iasta.

Dostać się można do W ie lic z k i k o le ją lub szosą, przez Podgórze, m iusto położone naprzeciwko K ra ko w a po d ru g ie j stronie W is ły . Jazda ko le ją trw a 40 m i­

nut, końm i przeszło godzinę. Sposoby kom unikacyi są zresztą bardzo urozmaicone: jechać bowiem można

(22)

z Podgórza omnibusem, dorożką, albo k to chce podró­

żować tanio, zw ykłym chłopskim wózkiem . Na wózek ta k i można się zabrać naw et za dw ie „s z ó s tk i11 (20 centów), je ż e li się jedzie do sp ó łki z in n ym i podróż­

nym i, k tó ry c h w te d y gościnny w ła ścicie l wózka, na­

b iera ja k jn a jw ię c e j.

Jazda taka nie należy do wygodnych: jeden bok ugniata nam najbliższy sąsiad, drugim uderzamy co c h w ila o tw a rd y brzeg półkoszka, przy łada szybszej jeździe wózek trzęsie nie m iło sie rn ie , zwłaszcza gdy się ma szczęście siedzieć nad osiam i. A le za to nie je s t tu duszno, ja k w wagonie lub omnibusie, i możemy d o w o li nasycić w zrok w id o ka m i o ko lic K rakow a, ota­

czających go wzgórzy, wiosek, pól i lasków.

D roga zresztą nie p otrw a długo. N ie roztrzęsie- my jeszcza w zupełności kości, a ju ż oczom naszym ukaże się skromne, ale nie b rzyd kie miasteczko, oto­

czone wzgórzam i i samo częściowo rozrzucone na wzgórzach. D o m ki przeważnie nie duże, drewniane, w znacznej części z ogródkam i. W yższe, piętrow e kam ienice ku p ią się w ry n k u . Po nad inne budynki strzela w górę wieżyca kościoła.

(23)

M iasto is to tn ie nie w ie lk ie : lic z y ty lk o 6300 m ie ­ szkańców. Na mieszkańcach zaś w yraża się w y b itn ie jego górniczy charakter, z tych bowiem 6300 ludzi, 4200 należy do k o lo n ii kopalnianej: urzędników , do- zorcow i górn ikó w .

Chociaż W ie liczka is tn ie je od niepam iętnych cza­

sów, bardzo je d n a k mało posiada osobliw ości dawnych i n ig d y nie posiadała ich w iele.

S kładały się na to dw ie przyczyny: z jednej stro n y obawa zbytniego obciążania g ru n tu , k tó ry je s t mocno podm inowany przez kopalnię, znajdującą się bezpośrednio pod miastem; z d ru g ie j zaś stro n y częste pożary, któ re naw iedzały m iasto— zwłaszcza daw niej.

W ydobyw anie so li w ciągu k ilk u w ieków , kopa­

nie coraz to nowych k o ryta rzy, kom ór i szybów, w y ­ tw o rz y ło olbrzym ie p u stki w kopalni i w sku te k tego w yw ołało ta k ie osadzanie się ziem i, że dziś m iasto le ­ ży w k o tlin ie , gdy w edług dawnych k ro n ik , wznosiło się na wzgórzu, z którego roztaczał się piękny w id o k.

Te podziemne p u s tk i zapadały stę nieraz, pocią­

gając za sobą od czasu do czasu zawalanie się domów

(24)

w mieście. S tanow iło to ostrzeżenie dla m ieszkańców, że cała W ie liczka może kiedyś runąć ta k w głąb k o ­ palni. gdy pustek tych będzie w ięcej, albo gdy m iasto zabuduje się zbyt w ysokiem i i zbyt ciężkiem i domo­

stwam i.

W y n ikie m tych obaw b y ły dawniejsze zakazy sta­

w ia n ia w W ieliczce domów m urowanych, a także p ro ­ je k t, k tó ry pow stał później, za panowania M a ry i T e re ­ sy, żeby całe miasto przenieść nieco dalej, poza obręb kopalni.

Wobec ta kich obaw i zakazów, W ie lic z k a mogła się zabudowywać je d yn ie n ie w ie lk im i drew nianym i domkami, a i te niszczył bardzo często ogień. P raw ie w każdym w ie ku naw iedzały ją k ilk a k ro tn ie mniejsze iub większe pożary. N ajgroźniejsze zdarzyły się w la ­ tach: 1473, 1622, 1698 i 1718.

N ic więc dziwnego, że W ie lic z k a nie posiada pra w ie wcale starożytnych budynków. Jedynym takim dawnym zabytkiem , k tó ry p rz e trw a ł do naszych cza­

sów, je s t sta ry zamek, wzniesiony tu jeszcze przez K ró la chłopów 14. N iedyś obronny i w arow ny, otoczo­

ny w ysokim murem, z czasem (w końcu w. X V I I I )

2 0

(25)

przebudowany został na. mieszkanie żupników c z y li za­

rządów kopalni i siedzibą zarządu. M ieści też dziś w sobie urzędy i magazyny solne.

Jest to najstarożytnie jszy budynek w W ieliczce.

S tarożytny b y ł rów nież s ta ry kościół parafialny, ale ten został uszkodzony przez trzęsienie ziem i w r. 1787 i na jego m iejscu w zniesiony now y w r. 1804. C ieka­

wa rzecz przytem , że musiano go budować dwa razy, p ie rw o tn a bowiem św ią tyn ia , chociaż bardzo piękna, okazała się za ciężką dla gru n tu w ie lic k ie g o ta k, iż trzeba było rozebrać i wznieść inną, znacznie lżejszą.

Oprócz tego są tu jeszcze dwa inne kościoły: św.

Sebastyana, oraz kościół przy klasztorze Ojców R e fo r­

m atów, ufundowany w r. 1625, a przebudowany na nowo w r. 1718, więc jeszcze nie ta k bardzo sta ro ­ żytny.

Z rzeczy nowszych na uwagę zasługuje muzeum salinarne, założone bardzo niedawno, bo w r. 1898 na pam iątkę 50 letniego jubileuszu cesarza Franciszka Jó­

zefa. Zaw iera ono wszystko, co dotyczy kopalń w ie ­ lickich , a więc okazy w ie lk ic h gatunków soli. znajdo­

wanych tu ta j, narzędzia górnicze i różne inne przed­

2T

(26)

m io ty, mające związek z tutejszem i solinam i, ja k n a j­

dawniejsze z a b y tk i kopalni, plany, ry cin y, akta, ra ­ chunki i pam iątki.

Z n a jd u je się tu m iędzy innem i słynny ró g g ó rn i­

ków w ie lic k ic h , k tó ry złużył do picia w czasie różnych uroczystości.

Jest to ró g baw oli, o ku ty srebrnem i obręczami i podtrzym yw any przez klęczącą postać H erkulesa, w y ­ robioną rów nież ze srebra. N a nim w y ry ty je s t ro k 1434, orzeł Z ygm untow ski, wąż Sforcyów, oraz h e rb y B onarów i Ogońozyków. Z n a k i te wskazują, iż róg ów ofiarow ał górnikom , w r. 1534 za panowania Z ygm unta I i Bony z domu Sforcyów, ówczesny żup­

n ik — Seweryn Bonar, k tó ry też kazał umieścić na nim herby kró le w skie ; a obok nich swój w łasny i żony sw ojej, z domu K oście le ckie j, herbu Ogończyk.

P iękny ten ró g posiada swoją h isto ryę , bardzo przytem ciekawą. Dochowawszy się do naszych cza­

sów, stal się on przedm iotem powszechnego podziwu:

posyłano go na różne w ystaw y (do K ra k o w a i W ie ­ dnia), fotografow ano go, odrysow yw ano, róg zyskiw a ł

(27)

coraz większą sławę, ja k o nadzwyczaj p ię kn y i cenny zabytek.

Ta sława nie wyszła mu je d n a k na dobre, bo oto nagle po jednej w w ysta w (W ie d e ń s k ie j z r. 1873) róg gdzieś zaginął i d łu g i czas nie wiedziano nawet, gdzie się zapodział. Aż wreszcie pokazało się, że znaj­

duje się w posiadaniu Rotszylda, głośnego bankiera w iedeńskiego, k tó ry go m ia ł nabyć za pośrednictwem jakiegoś antykw aryusza od jednego z urzędników sa li­

narnych. Gdy R otszylda poproszono o z w ro t salinom skradzionego rogu, obiecał to uczynić, ale dopiero po sw ojej śm ierci. Tak się też stało; i obecnie ró g w ró ­ c ił znów do W ie lic z k i.

Z innych rzeczy, godnych w idzenia, w a rto jeszcze wspomnieć parę ogrodów publicznych, oraz pom nik M ickiew icza, d łu ta rzeźbiarza Tadeusza B ło tn ickie g o z r. 1903.

N ajw iększą a to li i jedyną w swoim rodzaju oso­

bliw ość tego m iasta stanow ią jego kopalnie, głośne żupy w ie lic k ie , k tó ry m m iasto zawdzięcza całą swą sławę, całe utrzym anie i cały dobrobyt mieszkańców.

O obejrzenie też salin chodzi przedewszystkiem każde­

mu, k to przyjeżdża d o lW ie lic z k i.

23

(28)

M nóstwo osobliwości, dokonanych rę ką ludzką w g łę b i te j kopalni, w p ra w ia widza w ta k i zachwyt, że m im o w o li doznaje się w rażenia, ja k gdyby się było w ja k ie jś zaczarowanej k ra in ie . W ta k i sposób przed­

staw ia W ie liczkę bardzo w ie lu autorów , k tó rzy opisali swe wrażenia z w ie lk ie m przejęciem się i zapałem.

A le n ie któ rzy autorow ie, zwłaszcza daw niejsi, opisując kopalnię, w spadali ju ż nie w zachwyt, ale w straszną przesadę, podając obok pra w d y b a jk i n a j- w ie ru tn ie jsze , k tó re potem p o w ta rza li jeden za d ru ­ gim . Opowiadano naprzykład, że je s t to całe miasto podziemne, z domami i pałacami, że ludzie rodzą się tam i um ierają, nie opuszczając kopalai ani na chw ilę i nie widząc n ig d y ś w ia tła słonecznego, oraz tym podobne brednie.

Do ta k ic h autorów słusznie zastosować można d w uw iersz K rasickiego:

Stąd też jeden z drugim owczym bieży pędem, Skoro zełgał najpierw szy, wszyscy łg a li rzędem.

Tymczasem kopalnie w ie lic k ie są same przez się ta k piękne i zdumiewające, że nie potrzeba uciekać się

(29)

do przesady i bajek, aby w yra zić całą ich wspania­

łość. A le z d ru g ie j stro n y potrzeba koniecznie zoba­

czyć je samemu, żeby w yro b ić sobie o nich należyte pojącie, żeby zrozumieć wrażenie, ja k ie w yw ie ra k il- kogodzinny pobyt w te j podziemnej k ra in ie .

25

(30)

I I I .

S a l i n y .

(Ic h rozciągłość, sposoby w ydobywania s o li, gospodarka w kopalni).

Kopalnie rozciągają się tuż pod miastem w kszta ł­

cie wydłużonej elipsy, z zachodu na wschód, przeszło na pół m ili (3800 m etrów ) wzdłuż i niecały k ilo m e tr (950 m etrów ) wszerz, w głąb zaś w ięcej niż na 400 m etrów.

Gdyby można było w ydźw ignąć całą tę masę soli

; i postaw ić ją pionowo w kie ru n ku długości, to byśm y .m ie li górę w kształcie w ie lk ie g o słupa, przewyższającą .wysokością p ó łto ra razy najw ynioślejsze szczyty

(31)

tatrzańskie, a w obwodzie mającego dwa k ilo m e try i pół, czyli trzecią cząść m ili.

Gdybyśm y zaś ro z b ili całą tą masą na slupy czw orograniaste, po 2 m e try (przeszło w zro st człow ie­

ka) na wysokość, a po jednym na długość i szerokość, to byśmy o trz y m a li icb ty le , że staw iając jeden obok drugiego, m oglibyśm y opasać n iem i ziemią w dwu k ie ­ runkach: wzdtuż ró w n ik a i wzdłuż jednego z p o łu d n i­

ków — i jeszczeby ich zostało sporo.

Sól ta p rz y k ry ta je s t z w ierzchu niezbyt grubą w a rstw ą ziem i rodzajnej i grubszą, m iejscam i przeszło 30-m etrow ą w arstw ą żó łte j g lin y , oraz różnych iłó w . Pod niem i dopiero, na głąbokości praw ie 40 m etrów , zaczynają sią solonośne oraz pokłady m niej lub w ią- cej czystej soli, nie je d n o litą masą zresztą, ale prze­

gradzaną w a rstw a m i g lin y . Ciągną sią one do głą b o ­ kości kolo 400 metrów.

W pokładach tych znajdują sią trz y głów ne od­

m iany soli: 1) zielona, ta k nazwana dla szaro-zielonko- w ej barw y, zanieczyszczona, g lin ą i anhydrytem i z tego powodu nienadająca sią na pokarm , 2) sól spiżowa, ciemno-szara, ró w n ie ż zanieczyszczona pias­

kiem i g liną, ale nie w ta k im stopniu; nazwą m iała

2 7

(32)

otrzymać od tego, iż p ie rw si w y d o b y li ją z kopalni robotnicy, sprowadzeni ze Spiżu, albo, ja k chcą in n i, od tego, iż w mniejszych odłamach przy uderzauiu w ydaje dźw ięk podobny do spiżu; albo też wreszcie od łacińskiej nazwy „sa l spissum“ , co znaczy „sól zbita, tw a rd a " i 3) najlepsza i najczyszciejsza sól szybikową, barw y szarawej, nadająca się najlepiej do celów po­

karm owych.

T rzy te odmiany rozłożone są w ta k i sposób, iż w górnych pokładach znajdujem y wyłącznie sól n a jg o r­

szą, zieloną; w dolnych w szystkie trz y , poprzedzielane gliną, solaną, przyczem sól szybikow a leży zw ykle w arstw am i cienkiem i, po parę m etrów grubości, w a r­

stw y spiżowe dochodzą do 6 m etrów , najgrubsze zaś są zielonej, mają bowiem 30 i 40 m etrów.

Cała ta olbrzym ia masa soli pocięta je s t mnó­

stwem pionowych i poziomych ko ryta rzy. Pionowe, czyli szyby, w liczbie ośmiu, służą do spuszczania się w głąb kopalni, oraz do przewiewu pow ietrza; pozio­

me, rozchodzą się po całej kopalni w najrozm aitszych kierunkach i w rozm aitej głębokości. Powstały one wr części w skutek w ydobyw ania w tych miejscach soli, wT części zaś zostały w yku te dla lepszego u trzym yw a ­

(33)

nia k o m u n ik a c ji podziemnej. K o ryta rze te są dość obszerne, mają m niej więcej po 2 m e try wszerz i na wysokość, ciągną się zaś na k ilo m e tro w ych przestrze­

niach, czy to w skale solnej, czy też w pakladach g lin i iłó w . Ogólna ich długość w ynosi przeszło 109 k i ­ lom etrów . Przecinając się jedne z d ru g im i, tw orzą one taką splątaną sieć, ta k i la b iry n t, że ty lk o g ó rn ik, do­

kładnie obezwany z kopalnią, p o tra fi sobie z nim dać radę bez zbłądzenia. Z w y k ły zaś ś m ie rte ln ik, k tó ryb y się odważył zapuścić tam bez przew odnika, zgubiłby się w tym la b iry n c ie i napróżno by szukał z niego w yjścia .

Cala kopalnia zajmuje 7 p ię tr głów nych, c zyli po­

ziomów, połączonych ze sobą w części pionow ym i szy­

bami, w części zaś pochyłym i koryta rza m i, noszącymi nazwę pochylni. D la publiczności, chcącej zwiedzać kopalnię, dostępne są je d yn ie 3 górne pię tra . Do głębszych mają prawo wstępu je d y n ie górnicy, zajęci w ydobywaniem , czyli, ja k się tu m ówi... odbudo­

wą sola.

Dużo la t się złożyło i dużo pracy lu d zkie j poszło na w ykucie ty łu chodników i ty le kom ór między nim i.

ile w id zim y d zisiaj, nie mało so li w ydobyto ju ż stam­

2 9

(34)

tąd i w ypraw iono w św iat, a jednakże i dziś jeszcze kopalnia w ie lic k a zaw iera nieprzebrane skarby i czyn­

ną będzie jeszcze całe szeregi lat.

W ydobyw anie czyli „odbudo w ę11 soli uskutecznia się w sposób d w o ja ki: albo za pomocą rozsadzania prochem albo też w bijaniem k lin ó w stalowych.

P rzedewszystkiem g ó rn ik obrębuje upatrzony ka­

w ał ściany solnej, robiąc k ilo fa m i naokoło takiego oci- sku dwa głębokie w ręby pionowe i dwa poziome. Na­

stępnie w ie rc i w tych zagłębieniach d ziu ry, na b ija je prochem, przew leka lo n t, zabija następnie o tw ó r tak zwaną „h a łd ą “ , t. j. ziemią iło w a tą i m iałem solnym, a potem zapala lont, przewleczony przez hałdę, i ucieka.

L o n t pali się wolno, aż is k ra dojdzie do prochu.

W ówczas następuje wybuch, k tó ry ' odryw a od ściany olbrzym ią b ry łę soli, zwaną „k ła p c ie m 11, a ważącą n ie ­ raz do 40 centnarów metrycznych *) i w ięcej. Pęka on, padając na k ilk u m niejszych b ry ł, — czyli „ k r a ­ chów11, któ re g ó rn ic y ro z b ija ją ostatecznie na jeszcze mniejsze k a w a łk i, odpowiednie do przewozu.

* ) '? C entnar metryczny^ (100 _ k ilo gram ów ) ^ odpowiada m n ie j więcej 6 pudom.

(35)

W nętrze k o p a ln i w W ieliczce za la t dawnych.

(36)

Łoskot, k tó ry pow staje przy ta kie m rozsadzaniu skai solnych, rozchodzi sią donośnem echem po całej kopalni, wstrząsając powałam i je j k o ry ta rz y i w yw o­

łując zapadanie sią chodników lub komór, je ż e li w y ­ buch był zrobiony bez należytej ostrożności.

Obok tego sposobu w ydobyw ania soli do dziś dnia zachował jeszcze dawniejszy, polegający na z b ija ­ niu ścian za pomocą k lin ó w stalowych. I tu ta j n a j­

p ie rw g ó rn ik otacza ławą solną czterema w rąbam i, a potem oddziela ,,kłapec“ w bijaniem k lin ó w stalowych z boku.

,,K łapcie“ otrzymane tyra sposobem b yw ają ró w ­ nież nieraz o lb rzym ie j w ielkości i dochodzą do 200 centnarów „m e tryczn ych 11 w agi.

B ry ły odrywane przy dzieleniu „ k ła p c i“ czyli

„ ła w “ , noszą nazwą „b a łw a n ó w 1*. D aw niej m iew ały one k s z ta łt beczek, w tym celu, żeby ła tw ie j było je toczyć i dochodziły do o lb rzym ie j wielkości! po k ilk a i w iącej centnarów tak,_że aż zdumiewać sią potrzeba, ja k sobie dawano radą z ic łi w ydobywaniem w g łą b i ziem i, przy ówczesnych środkach przewozowych.

Dziś ro zb ija sią sól na niezbyt duże k a w a łk i czterdziestokilogram ow e, ta k ie bowiem kupcy najchąt-

32

(37)

n ie j nabywają. D robniejsze zaś okruchy górnicy tłu k ą i napełniają niem i mniejsze lub większe beczki zwane solów kam i i pólsolówkam i.

W ydobytą sól pakuje się do małych wózków i w agoników , któ re ciągną konie albo też pchają tak zwani wozacy, je ś li chodzi o przewiezienie ich na n ie ­ zbyt w ie iką odległość. D la wózków i w agoników po­

łożone są szyny w korytarzach, po których czy koń, czy człow iek może je ciągnąć i prędzej i ła tw ie j.

Oprócz tego są i wózki, poruszające się autom a­

tycznie, same przez się po ta k zwanych pochylniach, czyli pochyłych galeryach łączących ukośnie różne po­

ziomy. Pochylnie ta k ie mają dwa to ry i gdy po je d ­ nym biegnie wózek pełny na dół, po d rugim jednocze­

śnie sunie się do g ó ry wózek pusty, złączony z po­

przednim .

Po pochylni można spuszczać „u ro b e k “ z m iejsc wyższych na niższe; po korytarzach poziomych muszą go zawsze ciągnąć konie łub ludzie.

Tak zaś czy owak, w ydobyta sól dowozi się do szybu pionowego, gdzie in n i robotnicy ła d u ją ją na windę, a maszyna parow a w yciąga do góry. Tam prze-

W ie lic z k a .—3. 33

(38)

kładają sól do wagonów kolejow ych i puszczają ją w św iat.

K a w a ły czterdziestokilygram ow e ładują się zaw­

sze w p ro st do wagonów; mniejsze zaś o dłam ki albo rzuca się rów nież w p ro st do wagonów albo też m iele się w młynach solnych na proszek. Zależy to od celu, do ja kie g o sól ma służyć.

W ie lic z k a w ytw a rza sól do celu dw ojakiego: spo­

żywczą i do fa b ryk. W w ie lk ic h c z te rd zie sto kilo g ra ­ mowych bryłach sprzedaje się wyłącznie sól spożywczą i fabryczną w stanie m ia łk im albo w m niejszych nie- foremnych kaw ałkach. Zresztą wypuszcza się także i sproszkowaną sól spożywczą. Fabrycznej soli używa się g łów nie do w yrobu sody, po za tern i do n ie k tó ­ rych innych celów przemysłowych. S oli fabrycznej nie puszcza się w ś w ia t w stanie czystym, lecz dodaje się do n ie j różnych domieszek (soli g la u b e rskie j, braun- sztajnu i t. p.), co nadaje je j smak g o rz k i i wogóle czyni ją niejadalną.

Oprócz tego w ysyła się także sól bydlęcą. Są to najgorsze, najm niej czysto odm iany soli, zanieczyszczo­

ne jeszcze um yślnie róźnemi g o rzkie m i domieszkami.

Sól ta je s t znacznie tańsza od spożywczej, ale do je ­

(39)

dzenia nadaje się wyłącznie dla bydła. W ogóle je s t to najgorszy gatunek soli.

W ie lic z k a produkuje rocznie okrągło m ilio n cent­

narów metrycznych, czyli około 6 m ilio n ó w pudów, a zatrudnia ogółem 1330 ludzi rob< tn ik ó w i urzęd­

ników .

R obotnicy kopalnia ni noszą rozm aite nazwy, za­

leżnie od czynności, k tó rą się zajmują. Do n a jw a żn ie j­

szych należą: kopacze i kruszący, zatrudnien i p rzy „od- budow ie“ soli; oraz „ p ie c o w i" * ) — przy „pędzeniu"' to je s t kopaniu nowych chodników. D alej idą: wozacy, tragarze, czeladź do koni i in n i.

Robotam i k ie ru je w każdym oddziale urzędnik, zwany sztygarem; pomocnik jego nosi nazwę warcab- szego. Dozorcy, w ykonyw ający rozporządzenia przeło­

żonych i p ilnujący ro botników , zowią się seniorami albo starejszym i.

Po za tem zatrudnien i są przy kopalni i ró ­ żni rzem ieślnicy: cieśle, powroźnicy, rym arze i t. d.

Oprócz lu d zi pracuje też w salinach pewna ilość

* Piec— dawna nazwa chodnika.

35

(40)

koni. Jest ich tam obecnie szesnaście. M ają one w kopalni swoje stajnie i zazwyczaj nie opuszczają już podziemi do końca życia. Że jednak są dobrze od­

żywiane i nie pracują nad silę, trzym a ją się przewa­

żnie dobrze i pełnią służbę nieraz po kilkanaście lat.

Dziś koni używa się głów nie do ciągnienia wóz­

ków z solą; daw niej pracow ały one także w kieratach, służących do wyciągania ludzi i soli z kopalni. Obec­

nie zastępuje je w te j pracy maszyna parowa.

Praca w kopalni nie polega jedynie na samej t y l­

ko „odbudowie** soli i wywożeniu je j na powierzchnię ziemi. Jest tam mnóstwo innych dodatkowych zajęć, niem niej ważnych i koniecznych dla praw idłow eg o biegu pracy w kopalni i dla zachowania się w należy­

tym stanie.

Do takich bardzo ważnych czynności należy za­

bezpieczanie sa lin od zawalenia się.

W id zie liśm y w yżej, że w skutek obaw przed taką katastrofą myślano nawet o przeniesieniu samego m ia­

sta po za obręb kopalni.

Nie przyszło jednak de tego, a natom iast zw ró ­ cono baczniejszą uwagę na wzmocnienie pował w ko­

morach i korytarzach, żeby zapobiedz ich runięciu.

(41)

P ie rw o tn ie za dawnych czasów wydobywano sól, nie dbając wcale o podparcie wybranych pustek.

Z czasem jednak, gdy nagrom adziło sią ich więcej i gdy zaczęły się zdarzać zapadania się szybów, zapo­

biegano temu za pomacą fila ró w z soli, które pozosta­

wiano w pewnych odstępach, albo też za pomocą d re w ­ nianych podpór c zyli kant. K anty ta k ie składają się z okrąglaków , układanych na salce w stosy, jedne po­

dłużnie, drugie poprzecznie i podpierających w ten sposób sklepienie. Oprócz tego i samym powałom za­

częto nadawać kształt w klęsły, sklepiony, ja ko lepiej znaczący ciśnienie, niż plaski.

W ciągu w ieków poszły w ten sposób do kopalni całe lasy na ka n ty do podpierania sklepień. P ełnią one i dziś jeszcze doskonale swą służbę, drzewo bo­

wiem nasiąknięte solą przechowuje się znakomicie d łu g i czas i nie ła iw o ulega gniciu. T akie jednak podpory nie są wcale bezpieczne na wypadek ognia i pożaru, co zdarza się w ko p a ln i od czasu do czasu;

pociągnęły one za sobą zazwyczaj zapadanie się całych szybów.

Zresztą tam, gdzie ciśnienie górnych w a rstw je s t znaczne, k a n ty drew niane z czasem przestają być do­

37

(42)

stateczne i trzeba je wzmacniać nowemi podpo­

ram i.

Trzeba wreszcie wziąć dod uwagą, że w ciągu w ieków , od kie d y kopalnia je s t czynna, natw orzyło sią w n ie j ty le pustek, że nawet pomimo wszelkich starań obawa zapadnięcia sią z każdym dniem stawała sią co­

raz groźniejszą.

N ie można dać zupełnie ścisłego pojącia o. ilości soli, w ybranej dotychczas z W ie lic z k i, początki bo­

wiem kopalni giną w pomroce dziejow ej, ścisłe zaś zapisywanie zaczęło sią dopiero w wieku X IV . W y ­ dobyto je j je d n a k niew ątpliw ie, z k ilk a s e t m ilionów centnarów m etrycznych.

Nie daje to a to li jeszcze dokładnego pojącia 0 w ielkości w szystkich pustek w kopalni, wybierano z nich bowiem nie samą ty lk o czystą sól, ale jeszcze g lin ą i towarzyszące soli m inerały. Ogólna pojemność w szystkich pustek przewyższa znacznie ilość w yd o b yte j soli i wynosi przeszło p ó łto ra m ilio n a m etrów sześcien­

nych, w liczając w to zarówno kom ory, ja k szybv 1 d ro g i.

Ilość pustek wzrasta z każdym dniem, ponieważ kopalnia ciągle sią ro z w ija i ciągle w ydobyw ają z n ie j

(43)

nowe ilo ś c i soli. W zrasta więc ciągle niebezpieczeń­

stw o zawalenia się i w szelkie podpieranie drew niane- mi kasteptam i mogą z czasem stać się niedosta­

teczne.

Postanowiono więc chw ycić się radykalnego środka i zasypać część pustych kom órt oraz nieużywa­

nych ju ż d z isia j szybów i k o ry ta rz y , żeby w ten spo­

sób zmniejszyć niebezpieczeństwo run ię cia innych a ta k ­ że u ła tw ić kopanie nowych.

T a kie zasypywanie pustych kom ór robiono i da­

w n ie j, ale dorywczo. Do w ykonania tego planu na w ie lk ą sknlę przystąpiono dopiero w ostatnich k ilk u latach i zakupiono w ty m celu okoliczne wzgórza na północ od W ie lic z k i, o bfitujące w piaszczystą glinę, k tó ra nadaje się znakom icie do takiego zasypywania.

Następnie połączono ją z kopalnią za pomocą k o le jk i elektrycznej, k tó ra dowozi w ózki z g lin ą do poszcze­

gólnych szybów; szybami ro b o tn icy spuszczają pełne w ózki w głąb, rozwożą je dc kom ór przeznaczonych na zasypanie i tam opróżniają.

Pracę rozpoczęto od zasypania p u stki, zwanej ka­

morą Steinhausera, a mającej 25000 m etrów sześcien­

nych pojemności i 35 m etrów wysokości. To znaczy,

39

(44)

że na wysokość m ógłby sią b y ł praw ie w n ie j zmie­

ścić cały kościół M aryacki bez wież. Komorą tą nie ta k dawno jeszcze znali dobrze ■ goście zwiedzający W ie liczką : w n ie j bowiem palono sztuczne ognie, pusz­

czano ra k ie ty i pokazywano w szybie, spuszczającym sią do niej tak zwaną „p ie k ie ln ą jazdą“ , to je s t zjeż­

dżanie i wjeżdżanie górn ikó w na lin ie .

Dziś kom ora ta należy już do przeszłości: m ie j­

sce soli, k tó rą w ydobyła stamtąd rąka przodków przed la ty, zająly glina i piasek, nasypane dłonią następnych pokoleń, dbałych o życie ludzkie i całość kopalni.

A le oprócz te j kom ory przeznaczonych je s t na zasypanie k ilk a s e t innych, sporo wiąc jeszcze la t u p ły ­ nie, zanim ta praca zostanie ukończona, a tymczasem na miejsce zasypanych powstawać bądą wciąż inne i nowe.

W zm acniają wiąc ludzie kopalnią, żeby sią nie za w a liła , ale jednocześnie nie zapominają i o innym czynniku, k tó ry rów nież może sią stać niebezpiecznym, m ianow icie o wodzie.

Chociaż pokłady soli p rz y k ry te są grubą w arstw ą n ie p rze sią kliw e j g lin y , pewna jednakże ilość wody przedostaje sią do nich z p ow ierzchni przez szczeliny

(45)

w g lin ie i sączy sią ja k o podziemne źródło i s tru ­ m yki.

Wodą tą odprowadza sią rynnam i i kanałam i do umyślnych zagłąbień, noszących nazwą rząpiów , to je s t studni, je ż e li są mniejsze albo też je z io r, je że li zajm ują wiąkszą przestrzeń. N adm iar wody w ypom pow uje sią z tych zbiorników na powierzchnią. D aw niej w ycią ­ gały ją stamtąd konie w ia d ra m i, dziś podobnie ja k i przy w indzie, pracują tu pompy parowe.

Opanowanie takich sączących sią strum yków i usuwanie nadm iaru wody je s t rzeczą konieczną, cza­

sami bowiem ta k i niepozorny strum yczek może sią przeistoczyć nagle w potężnie rwącą rzeką, ta k o b fitą w wodą, że g ro zi zalaniem i zniszczeniem całej k o ­ palni.

T a k i wypadek zdarzył sią w r. 1858, kie d y woda zalała ju ż dwa p ię tra i ledw ie zdołano ją opanować przy pomocy pomp parowych, ra tu ją c w ten sposób W ie lic z k ą od zagłady.

N ie m niej ważną rzeczą je s t dbałość o utrzym a­

nie świeżego pow ietrza w kopalni. W ta k głębokich podziemiach, w skutek braku przew iew u pow ietrze łatw o i prędko mogłoby uledz zanieczyszczeniu, unie-

4 1

(46)

m ożliw ie górnikom dłuższy pobyt w kopalni, narażająo ich na śmierć.

D la zapobieżenia temu, koniecznem je s t urządze­

nie dobrej w entylacyi. Osiągnięto ją d zię ki znacznej liczbie szybów, z k tó ry c h jedne służą dla g ó rn ikó w i w ywożonej soli, inne wyłącznie dla przew iew u k o ­ palni. Oprócz tego w korytarzach, bardziej oddalonych od głów nych szybów, umieszczone są w e n ty la to ry w kształcie m łyn kó w , poruszanych ręcznie. Urządzają one sztuczny przew iew pow ietrza i odświeżają je tam, gdzie nie w ystarcza działanie samych szybów. C iągły ten przewiem nie pozwala zarazem tem peraturze w korytarzach i komorach podnieść się zbyt wysoko. Ą D zię ki tym urządzeniom w kopalni panuje zawsze m niej więcej stała, dość łagodna tem peratura (11 do 12°R) i pow ietrze pozwalające górnikom pracować bez narażenia życia.

(47)

W y c ie c z k a do żup w ie lk ic h . IV .

Zwiedzanie Salin w ie lic k ic h je s t rzeczą nadzwy­

czaj ciekawą i pouczającą. Mnóstwo też osób zja ­ w ia się tu corocznie, żeby spuścić się w ich głębie i obejrzeć kopalnię. N ajw spaniale j w ygląda ona przy rzęsistem ośw ietleniu, kie d y ściany i slupy solne m i­

gocą tysiącem błysków , od k tó ry c h tern groźniej i m roczniej o dbija czarna głębina dalszych nieo św ie tlo ­ nych kom ór i k o ry ta rz y . K opalnia ro b i wówczas w ra ­ żenie fantastycznego czarodziejskiego pałacu.

T akie o św ietlenie je s t rzeczą nadzwyczaj koszto­

wną i dla tego można je urządzić je d yn ie w tedy, je ­ żeli do udziału w wycieczce zgłosi się większa ilość

43

(48)

osób, kilk a d z ie s ią t albo parą set. K ilk a razy do roku, miądzy innem i na d ru g i dzień Zielonych Ś w iąt oraz w połow ie sierpnia, sam zarząd salin urządza wspaniałe zjazdy do kopalni, na któ re zjeżdza mnóstwo osób.

W czasie takich w ie lk ic h zjazdów urządza sią rząsistą ilum inacyą: o św ietla sią lam pionam i wszystkie ciekawsze i wiąksze komory, w n ie któ rych zapala sią ognie bengalskie, a gościom zwiedzającym kopalnią tow arzyszy wszędzie muzyka górnicza. Podnosi to ogro­

mnie wrażenie, ja k ie spraw ia kopalnia, ale nawet i p rzy m niej rząsistem ośw ietleniu je st ona bardzo piękna i godna widzenia.

Przed spuszczeniem sią do kopalni goście nakła­

dają czapki górnicze i długie białe koszule dla ochro­

ny ubrań od pyłu solnego i k ro p li wody, ściekającej w niektórych miejscach ze sklepień.

Dostać sią do ko p a ln i można w sposób dw o ja ki:

windą parową albo też schodami.

Zjazd z pomocą w in d y parow ej odbywa sią szy­

bem „A rc y k s ię c ia R u d o lfa ". Szyb ten został w ybudo­

wany już w pierw szej połow ie X V I I w. za panowania Zygm unta I I I i przezwany b y ł „D a n iło w icze m " na cześć Jana D anilowicza, podskarbiego w ie lkie g o koronnego,

(49)

k tó ry położył w ie lk ie zasługi dla kopalni w ie lic k ic h , zwiedziw szy z niebezpieczeństwem życia w szystkie ich zakątki, podparłszy grożące zawaleniem się sklepienia i zasypawszy przepaście. W 1387 r. zmieniono nazwę tego Szybu na „A rc y k s ię c ia R u d o lfa "— na cześć ówcze­

snego następcy tronu austryackiego.

Schody znajdują się w innym szybie, zwanym szybem „F ra n c is z k a ". Został on odbudowany w r.

1812 i znajduje się tuż obok poprzedniego. Ma 260 schodów, po których przejściu idzie się po 109 sto­

pniach pochyłym chodnikiem , ciekawym z tego wzgle.- du, że na ścianach jego w idać tu i owdzie w ie lk ie pokłady soli. Po przebyciu tego chodnika pochyłego, podróżni znajdują się na poziomie pierwszego p ię tra w podszybiu „A rc y k s ię c ia R udolfa" i schodzą się tu z ty m i, k tó rzy spuścili się w indą parową.

D aw niej, gdy nie było w indy, goście spuszczali się na g ru b e j lin ie , okręconej na walcu, k tó ry w ruch w p ra w ia ły konie, zaprzężone do kieratu. Do lin y tej przytw ierdzone b y ły siedzenia sznurowe w rodzaju szlej, na k tó re sa d o w ili się podróżni, trzym ając się za­

razem rękam i lin y dla tern większego bezpieczeństwa.

45

(50)

Na siedzeniach tych można było jednocześnie umieścić kilkanaście osób.

Pochód o tw ie ra ło dwu lub trzech chłopaków z kagańcami, a obok nich siedział g ó rn ik z laską w rę- ku, k tó rą u trzym yw a ł pionow y kie ru n e k lin y , pilnując, aby podróżni nie uderzali się o b o ki szybu.

Jazda taka zazwyczaj odbywała się bez żadnych wypadków, spraw iała jednak nadzwyczaj silne wrażenie, gdy się ta k spadało na lin ie w głąb przepaści, w y ­ dającej się bezdenną.

Zjeżdżanie na lin ie było niegdyś najzw yklejszym sposobem spuszczania się do kopalni zarówno gości, ja k i g ó rn ik ó w . Dziś nie używa się go ju ż wcale, je d yn ie g ó r­

nicy pokazują gościom czasami ten sposób, ja k o tak zwaną, jazdę p ie k ie ln ą ". Postaci g ó rn ikó w mknące w dół lub górę na sznurze z pochodniami w ręku, któ re m i o św ie tla ją mroczną głąb szybu, zdają się is to t­

nie znikać w ja k ic h ś czeluściach piekielnych!

Ale i d zisiaj spuszczanie się do kopalni w w y ­ godnej i bezpiecznej klatce w in d y spraw ia nadzwy­

czaj silne w rażenie.

D la dania pojęcia o tern, przytaczam y tu opis

(51)

je d n e j z niedawnych wycieczek do słynnych żup w ie ­ lic k ic h .

„S zybow y dał znak maszyniście, zamknęły się p rz w i w in d y naszej, mieszczącej ja k przepis każe, dziesięć osób i runęliśm y w dół, w bezdenną przepaść. Zjeżdżających pierw szy raz w życiu w pod­

ziemia kopalni ogarnia uczucie bardzo podobne do lęku: w ydaje się, ja k b y oddanym się zostało nagłe na pastwę jakiegoś ż yw io łu w rogiego, k tó ry czyha tam w głębi, w śród k o ry ta rz y i lochów, tonących w wiecznym m roku, zdała od dnia, od ludzi, od św iata. Zapadamy się g łę b ie j i g łę b ie j i w każdą se­

kundę zdaje się rwać nici, łączące nas z tym , co zo­

stało wysoko w górze nad naszemi głow am i! Naraz—

ląd! ląd podziemny! W inda zw o ln iła biegu, zgrzytnęła przeciągle i osadziła nas na miejscu.

W y s ia d a m y — i odtąd rozpoczyna się długa wę­

drów ka piesza po la b iry n c ie solnym, po krę tych i s tro ­ mych schodkach, nad tajem niczem i przepaściami, wśród olbrzym ich ścian skalnych, wciąż niżej, aż ku o sta t­

niemu p ię tru , dostępnemu dla tu ry s tó w ".

N ie każde pióro oddać p o tra fi to niezw ykle silne wrażenie, ja k ie w y w ie ra taka w ędrów ka po mrocznych

47

(52)

głąbiach salin w ie lic k ic h . M im o w o li przychodzą na myśl słowa K lem entyny z Tańskich Hofm anowej.

„W kopalniach W ie lic z k i wszystko odmienne, a wszystko jednostajne. Natura wszędzie ta k rozmaita, tu zawsze taż sama. Ś w ia tło słońca nigdy tu nie do­

chodzi, pory nigdy się nie zmieniają. Czy na ziemi dzień jasny, czy noc ponura; czy wiosna lubym tchem w ionie, czy skw a r słoneczny dopieka, czy dżdże je ­ sieni w skroś przejm ują, czy mróz ściął wszystko... tu zawsze głębokie ciemności, św iatłem ty lk o lamp i ka­

gańców rozjaśnione; tu ciągle pow ietrze chłodne, czy­

ste jednakowe. — Na ziemi ty le niezliczonych przed­

m iotów ... tu jeden, wiecznie jeden: wszystko, co w i.

dzisz, czego się dotykasz, po czem stąpasz, je s t sól., bo ściany ogromne tych u lic długich, te fila ry wspa-.

niałe, te schody niezliczone, te stosy bałwanów i be­

czek, te gó ry kru ch ó w — wszystko z s o li“ .

Na zwiedzenie kopalni poświęci się zw ykle naj­

wyżej sześć godzin. Przez tak k ró tk i przeciąg czasu nie można natu ra ln ie obejrzeć dokładnie w szystkich szczegółów; w ystarcza on jednak, aby się zapoznać z naj ważniejszemi rzeczami.

W ysia d łszy z w indy, znajdujem y się na p ie rw ­

(53)

szym poziomie czyli piętrze zwanym „B e n o “ , a zagłę­

bionym 66 m etrów pod ziemią.

Zaraz na w stępie w ita nas jeden z cudów w ie li­

ckich, okazała ka p lica św. Antoniego, mająca 7V2 m etra długości, 6 szerokości i 5 wysokości. Została ona w y ­ ku ta z je d n o lite j b ry ły soli, w początku w ieku X V I I I przez niewiadomego nazwiska artystę — górnika. A le n ie ty lk o ściany, ale i w szystkie części i ozdoby te j ka p licy — ołtarz, kolum ny, posągi św iętych i ambona—

w szystko to je s t w yku te z soli.

W rażenie, ja k ie spraw ia w idok te j ka p lic y , nie da się z niczem porównać: w g łę b i mamy przed sobą o łta rz z so li z M ęką Pańską, ozdobiony kolum nam i solnemi i postaciam i św iętych Klemensa i Stanisława, w y k u te m i rów nież z jednego ciosu; z so li też są duże fig u ry zakonników , klęczące na stopniach ołtarza. Po obu stronach od w ejścia mieszczą się boczne ołtarze z w izerunkam i św iętych K azim ierza i Franciszka, zaś naprzeciw głównego ołtarza ambona bardzo kunszto­

w nie w yku ta z soli i ozdobiona postaciam i św iętych P io tra i Pawła.

W zagłębieniu je d n e j z bocznych ścian widać statuę A ugusta I I , w yrzeźbioną w jasnej przezroczystej

W ie lic z k a .—t.

(54)

soli na pam iątkę bytności tego k ró la w kopalni w ie li­

ckie j. N iegdyś statuę tę przewieziono, ja ko oso b li­

wość do W arszawy, ale w kró tce odesłano ją z p o w ro ­ tem do W ie lic z k i, ponieważ w skutek pobytu na zmien- nem pow ietrzu zaczęła topnieć i z czasem m ogłaby była uledz zupełnemu zniszczeniu.

P iękną kaplicę Świętego Antoniego zarząd salin o tw o rz y ł w r. 1900 na w ystaw ie wszechświatowej w Paryżu, gdzie budziła powszechny zachwyt.

Ruszamy dalej dłu g im sznurem, poprzedzeni przez

„św iecznych", niosących latarnie. I oto po k ró tk ie j wędrówce now y fenomen: P rz y dźwiękach d zia rskie ­ go mazura, granego przez towarzyszącą nam o rkie strę salinarną, schodzimy po stopniach do obszernej sali balow ej, ośw ietlonej rzęsiście sześciu w spaniałym i kryszta ło w ym i kandelabram i i mnóstwem lampionów.

Sala balowa w tych podziemiach! Któżby się m ógł tego spodziewać?

Tak, najpraw dziw sza, ale zarazem n a jo ry g in a l­

niejsza sala balowa: o ścianach skalnych, wyłożonych w części drzewem, w części zaś murem sztucznym z soli, z ław kam i, biegnącemi wzdłuż ścian dia w yp o ­ czynku pa r strudzonych, i wysoko uwieszoną galeryą

(55)

dla m uzyki. Niema w n ie j w praw dzie szkliste j fro te ­ row anej posadzki, lecz zw ykła podłoga z desek, ale m iflio to sala ta byw ała w id o w n ią nie jednego balu, nie m niej ożywionego, niż bale na pow ierzchni, ale za to stokroć oryginalniejszego.

N ie odrazu tu zresztą znajdowała się sala balo­

wa. Że w komorach, po w ybranej soli, urządzono kaplice, to rzecz zupełnie zrozum iała, ale kom uby p rzy­

szło do g ło w y urządzać w podziemiach salę balową?

Kom ora ta powstała w połow ie w ie ku X V I I I po w ypróżnieniu pokładów soli zielonej, za inspektora. Łę- tow skiego z Ł ę tó w , i na je g o cześć została przezwana

„Ł ę to w e m “ . Wówczas nie ró żn iła się niczem od in ­ nych kom ór. Na salę balow ą przerobiono ją dopiero w r. 1809, w czasie c h w ilo w e j okupacyi W ie lic z k i przez Rosyan, na życzenie rosyjskiego je n e ra ła Suwo- rowa. I odtąd pozostała salą balową, zachowując zre­

sztą dawną nazwę.

P rze w ija m y się przez całą długość sali, aby od drugiego je j końca zapuścić się dalej, i oto w krótce w łu n ie ognia sztucznego o tw ie ra się przed nami wnętrze d ru g ie j kaplicy, nieporównanie obszerniejszej od tam tej, a urządzonej osta tn im i ju ż czasy (w r. 1897)

51

(56)

w je d n e j z pustych kom ór ku czci św ię te j K in g i, pa­

tro n k i g ó rn ikó w w ie lickich .

O lbrzym ia tu kaplica ma 50 m etrów długości, przeszło 14 szerokości i 10 wysokości. C h a ra kte ry­

styczną je j cechę stanow i a m fiteatralna budowa: Ż eby się dostać do w łaściw ej ka p licy, m usim y spuścić się po 46 ciosowych stopniach solnych, m ija ją c po drodze niższą platform ę przeznaczoną dla m uzyki.

Po praw ej stronie ka p licy na ścianie znajduje się piękna k ro p ie ln ica z soli, a nad nią płaskorzeźba, przedstawiająca Chrystusa pod krzyżem, cenny zaby­

te k rzeźby z w ieków m inionych. D alej w idać ambonę z ciosu solnego, a w je j dolnej części pięknie odro­

biona z bloków kam iennych podobizna baszt zamku w aw elskiego, ro b o ty g ó rn ika Józefa M arkow skiego.

W g łę b i obramowany ciosami kam iennym i znaj­

duje się w ie lk i o łta rz z w izerunkiem św ię te j K une- gundy, a nad nim u g ó ry sym bol górniczy — dwa m ło tk i złożone na krzyż i korona cesarska. Kom orę o św ie tla ją 3 w ie lk ie kryształow e kandelabry i 4 m n ie j­

sze św ieczniki. Tu odbywa się nabożeństwo k ilk a razy do roku -— w w ie lk ie uroczystości i w dni pa­

m iątkow e.

(57)

N ie w y s ło w io n y m ajestat b ije od tego ołtarza, u kryte g o pod pow ierzchnią ziem i, od tych załomów, k tó ry c h w ie k u is ty m ro k został na ch w ilę przerw any.

A le ju ż łuna gaśnie, pod stropem ka p licy m rok gęstnieje na nowo— tłu m tu rystó w , poprzedzany la ta r­

niam i, oddala się na kilkanaście m in u t dalszego pocho­

du krę te m i drogam i i w net od szybu R udolfa schodzić zaczynamy na d ru g ie p ię tro kopalni.

Spuściwszy się po 160 stopniach na d ru g i po­

ziom „Cesarza Franciszka", na głębokość 110 m etrów , znajdujem y się w je d n e j z najpiękn iejszych komór, noszącej nazwę „M ic h a lo w ic k ie j“ od ro tm is trz a w ojsk p o lskich M ichała Dana z M ichałow ic.

Nie ta k długo, ja k kaplica św ię te j K in g i, je s t zato „M ic h a ło w ic k a " bez porównania wyższa, ma bo­

wiem 36 m etrów wysokości c z y li przewyższa nieco słynnę, zasypaną ju ż cbecnie komorę Steinhausera.

Długość je j w ynosi 28, szerokość zaś 18 m etrów , wo- góle za tem je s t ona przeszło dwa razy obszerniejsza

od kom ory św iętej K in g i. Żeby a to li ocenić nale­

życie je j w ielkość, potrzeba patrzeć nie wzdłuż, ja k w ta m te j ka plicy, lecz w górę, ta k i je s t bowiem k ie ­ runek największego je j w ym iaru.

53

(58)

Kom ora ta w te j postaci, ja k dzisiaj is tn ie je od r. 1761, przedtem je d n a k w ybierano z n ie j sól przez la t 4-4 (1417 — 1761), zanim opróżniono ją zu­

pełnie.

N ajw iększą osobliwość te j kom ory stanow i o l­

brzym ie rusztowanie ze słupek i belek, p raw dziw e a r­

cydzieło sztu ki ciesielskiej, podpierające je j strop m niej więcej na wysokości dachu kościoła. Maryac- kiego. Ze strony pośrodku tego rusztow ania zwiesza się rów nież o lb rzym i św iecznik z soli k ry s z ta ło w e j o 200 świecach.

W te j c h w ili zionie ogniem cały ten św iecznik, św ia tło bengalskie rzuca oślepiający blask na bezm ier­

ną czelność kom ory, a z u k ry ty c h gdzieś wysoko in ­ strum entów o rk ie s try salinow ej p ły n ie do g łę b i p rz e j­

mująca melodya narodowej pieśni p o lskiej.

Z niem ym podziwem ogarnia oko ten osobliw y w idok, poczem ruszamy w dalszą drogę n a jp ie rw cho­

dnikiem rów nym — prostym , ja k strzała, potem przez most, rzucony nad jakąś przepaścią, a potem schodami w dól do obszernej, rów nież pustej kom ory Drozdo- w ic k ie j. Znowu płoną jaskraw e ognie, ośw ietlając głąb zam arłej kopalni.

(59)

W id o k kopalni w W ieliczce w daw niejszych latach.

(60)

W jednem m iejscu czytam y na ścianie napis w y ry ty ku pam ięci 500 letniego jubileuszu W szechnicy K ra ko w skie j.

I znów krążym y dalej w prawo i w lewo, ja k ie - miś chodnikam i, k tó ry c h ' kierunek w ik ła się i gubi;

ja kie m iś drogam i blędnemi, ku te m i w skale; mostami, zawieszanymi w pow ietrzu; schodami, k tó re pną się w górę

i

zbiegają w dół bez końca!

I oto nowa g ro ta zaczarowana jakaś g ro ta z ba­

śni! N ie im ponuje w praw dzie w ie lko ści mrocznych czeluści, ja k zwiedzane przed c h w ilą olbrzym ie kom ory, ale za to zda się być pełną życia i ognia, ta kie m i blaskam i, taką rozm aitością i grą barw d rg a ją je j ściany, utworzone z n a jpiękn iejszej kryszta ło w e j soli i ośw ietlone w te j c h w ili na nasze pow itanie.

Tu dopiero można puścić wodze ro zb u ja łe j fantazyi i w yobrazić sobie, że znajdujem y się naprawdę w pa­

łacu w ładcy podziemnego państwa, że ściany te j g ro ty zrobione są z dyamentów i innych drogich kam ieni, i że lada ch w ila ukażą się tu ja kie ś w ro g ie moce i za­

pyta ją nas, ja k ie m prawem w d a rliśm y się w tę zacza­

rowaną kra in ę skarbów podziemnych.

Ta jedyna w swoim rodzaju kom ora w y k u ta zo­

(61)

stała w pokładzie najosobliwszej i najpiękniejszej od­

m iany soli, zwanej lodowatą, a została przezwana g ro tą kryształow ą dla cudownego blasku i g ry swoich ścian.

Sól, wydobywana z in n e j, służy do w yrobu różnych pam iątkow ych przedm iotów , k tó re ta k chętnie naby­

w ają wszyscy, zwiedzający W ieliczkę.

G rota kryształow a znajduje się na d ru g im pozio­

mie w odległości dwu k ilo m e tró w od szybu „A rc y k s ię c ia R udolfa1', k tó ry m spuściliśm y się do kopalni.

Z żalem opuszczamy tę cudowną grotę i idziem y dalej w dół schodami, łamiącemi się w zygzaki, wśród nieznanych, tajem niczych, a głów nych obszarów, i oto za chw ilę jesteśm y na trzecim poziomie kopalni, zwa­

nym poziomem „A rc y k s ię c ia A lb re c h ta ", a zagłębionym na 135 m etrów pod ziemią.

I tam znów krążym y długo podziemnemi drogam i, bo zaledwie po u p ły w ie pół godziny zamajaczyło się przed nami w dali ja k ie ś słabe św iatełko, któ re rosło po­

w o li, aż wreszcie oblało nas pełnym blaskiem i u jrz e ­ liśm y ze zdumieniem budynek, p rzytu lo n y do ściany skalnej, typow y dworzec ko le i, a przed jego frontem w dw ie stro n y mknący to r kolejow y.

To „dw orzec h r. G ołuchow skiego", mieszczący się

57

(62)

w olb rzym ie j komorze, zwanej daw niej „W ałczynem ".

Kom ora ta ma 50 m etrów długości, 22 szerokoścPi 16 wysokości, powstała zaś w skutek w ybrania soli w r.

1652 i otzym ała nazwą od ówczesnego dzierżawcy, M acieja z W ałczyna W alczyńskiego. W u biegłym stu­

leciu (w r. 1864) upiąkszono ją, zbudowano w niej centralny dworzec dla podziemnej k o le jk i konnej, liczą­

cej obecnie 45 k ilo m e tró w długości i zmieniono je j nazwą na cześć Agenora b r. Gołuchowskiego, w ielce zasłużonego nam iestnika G alicyi. Tu możemy odpo­

cząć i p o silić sią w obszernej restauracyi, mogącej po­

mieścić koło 400 osób.

- Stąd szło sią daw niej do zasypanej ju ż dziś k o ­ m ory „S te in h a u se ra ", gdzie goście o g lą d a li zw ykle

„p ie k ie ln ą jazdą" g ó rn ikó w . D ziś kom ora ta ju ż nie is tn ie je , ja k znikną w kró tce po nie j i n ie k tó re inne, cbłonąc w siebie g lin ą i piasek ze wzgórz okolicznych.

Dość jednak wypoczynku. Znów ruszamy na­

przód i po krótkiej chw ili oczom naszym okazuje sią nowy cud: ciemna, szklista szyba podziemnego jeziora.

To słony staw „Przykos", którego spokojna, gładka

tafla odbija tysiączne błyski ogni, rozświetlających ciemną

głąb komory.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Liczbą pierwszą nazywamy liczbę naturalną, która ma dokładnie dwa różne dzielniki: 1 i samą

JednoczeĂnie, jak wskazujÈ wyniki badañ przeprowadzone przez autora pod koniec 2016 roku (omówione w dalszej czÚĂci artykuïu), potwierdzone szeregiem wywiadów eksperckich

Sejm krajow y galicyjski uchw alił w dniu 19 czerwca 1894 r.. Podczas tych wypadków spłonął gmach Akademji, w którym znajdowała się główna strażnica akademickiego

Ustawodawca przyjmuje jednak fikcję prawną (działającą ex tunc), że po upływie okresu próby w razie nieodwołania warunkowego zwolnienia, czego jednak nie

W związku z tym, celowym wydaje się przeprowadzenie badań nad zastosowaniem procesu sorpcji na wybranych sorbentach jako ekranu przenikania pestycydów do środowiska w

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje

Podstawą procesu edukacyjnego jest komunikacja w relacji nauczyciel – – student i to ona będzie przedmiotem dalszych rozważań, uporządkowa- nych za pomocą metafory