WIELICZKA.
SKARBY ZIE M I POLSKIEJ.
W i e l i c z k a
je j s ta n obecny i h is to r ia
przez
B. D Y A K O W S K IE G O .
W A R S Z A W A .
N AKŁAD REDAKCY1 „PRZYJACIELA DZIECI” . 1909.
I.
O s o li k a m ie n n e j, j e j p o kła d a ch i żupach s o ln ych w ogóle.
„Ż u p y solne W ie lic z k i niem niej są znakomite, ja k p ira m id y egipskie, lecz użyteczniejsze. Są one chwalebną pam iątką pracow itości Polaków , a tamte ty r a n ii i próżności Egipcyanów . Te dziećmi ziem i na
zwać można, tam te w ia tró w . N ie w yró w n a ją one próżną wysokością swoją użytecznej tam tych głębo
k o ści".
Tem i słow y w yrażony je s t zachwyt nad W ie li
czką w opisie podróży pani de G eubriant do P o lski, przedsięw ziętej w w ieku X V II.
Słowa te można uważać za zupełnie słuszne. W ie liczka bowiem, choć na pie rw szy rz u t oka może się
wydać komu m n ie j im ponującą i zdumiewającą, niż p i
ra m id y, w rzeczyw istości jednak zasługuje na niem niejszy zachwyt, zarówno ze względu na ilość pracy lu d zkie j, w łożonej w tę je d yn ą w swoim rodzaju kopalnię, ja k i na w ie lk ą je j użyteczność.
N ie posiada ziem ia nasza złota, srebra, ani d ro g ich kam ieni, ale zato posiada ta k nieodzowne rzeczy codziennej potrzeby, ja k chleb i sól. Bez złota i sre
bra można się doskonale obejść, bez soli byłoby nam bardzo ciężko, bo, chociaż sama przez się nie je s t ona pokarmem, stanow i jednak nieodzowny dodatek do po
tra w i bez n ie j nie m oglibyśm y ich tra w ić należycie.
Sól nie je s t m inerałem rzadkim , znajduje się ona w bardzo w ie lu miejscowościach, ale ze w zględn na ogromne znaczenie dla ludzi, zalicza się słusznie do naturalnych bogactw każdego k ra ju .
A n to n i C zajkow ski, w ym ieniając płody, s p ła w ia ne W is łą , nie zapomina w y lic z y ć wśród nich i soli.
W isło ! t y niesiesz na tw o im przestw orze, Nasze ziarniste, pozłociste zboże,
I c y n k srebrzysty, i sól, i gips b ia ły , W apno i ja ja i świeże n a b ia ły ,
Święta Kunegunda, Królowa Polska, p rz y jm u je zlo ty pierścień, k tó ry znaleziono w kopalniach W ie lic z k i.
K ra j nasz należy do o b fic ie j zaopatrzonych w sól, zwaną kamienną dla tego, iż w ydobyw a się ją z ziem i w postaci w ie lk ic h kam ienistych b ry l.
Szczególnie bogate pokłady so li znajdują się w G alicyi. Ciągną się tam one d ługim pasem wzdłuż północnych stoków K a rp a t, na przestrzeni 80 m il geo
g raficznych, od w si Sól w Słodow ickiem , na południo- zachodzie od K ra ko w a , aż do Kossowa i K u t (na B u kow inie).
Z pokładów tych w y try s k a przeszło 600 źródeł słonych, a oprócz tego są tam liczne kopalnie soli, z k tó ry c h najgłośniejsze znajdują się w Bochni i W ie liczce w b lizkiem sąsiedztwie K rakow a.
Kopalnie te zresztą należą n ie ty lk o do najgłoś
niejszych w G a licyi i Polsce. Słyną one daleko i sze
roko w całym świecie, zarówno dla swego obszaru, ja k i dla w spaniałości robót podziemnych. Z achw yt cu
dzoziemca nad n iem i je s t zupełnie u sp ra w ie d liw io n y , niema bowiem na k u li ziem skiej d ru g ie j ko p a ln i soli, ró w n ie godnej widzenia, ja k W ie lic z k a .
Zanim p rzystą p im y do je j opisu m usim y pow ie
dzieć p ie rw e j parę słów o pokładach so li wogóle.
Sól je s t m inerałem rozpuszczalnym w wodzie
i dla tego na pow ierzchni ziemi może się znajdować jedynie w kra ja ch gorących a suchych i ubogich w deszcze, np. w stepach A z y i środkow ej i E uropy południow o wschodniej i innych.
Wszędzie in d z ie j sól zostaje prędko rozpuszczona przez deszcze i splókana z pow ierzchni.
Dla tego pokłady je j znajdują się, zazwyczaj w pewnej głębokości pod ziemią, p rz y k ry te m niej lub w ięcej grubą w a rstw ą g lin y , k tó ra nie dopuszcza do
nich w ody deszczowej i zabezpiecza sól w ten sposób od w ypłókania.
Dostawać się do nich mogą je d yn ie różne źródła podziemne, k tó re sącząc się przez te pokłady, rozpusz
czają część soli i następnie w ydostają się w różnych m iejscach na pow ierzchnię. Są to w łaśnie źródła sło
ne, k tó rych ty le w y try s k a u nas z północnych stoków K a rp a t.
Ze źródeł tych ludzie otrzym ają sól za pomocą w ygotow yw an ia je j na ogniu i dla tego sól, ta k o trz y mana, nazywa się warzoną albo warzonką.
Chcąc wydobyć sól kam ienną pokładów znaj
dujących się w ziemi, ludzie muszą przebić zew nętrz
ną w arstw ę g lin y , kopiąc w n ie j odpowiednio głębokie
9
otw ory, ja k b y studnie, zwane szybami. O tw oram i ty m i dostają się do pokładów soli, i w ydobyw ają stamtąd ten cenny m inerał w postaci m niejszych lub w iększych b rył.
Rozciągłość takich pokładów na długość i na sze
rokość bywa rozm aita w różnych miejscach. A i g ru bość m ają one nie wszędzie jednakową.
N ie ciągną się przytem zw ykle w głąb je d n o litą masą, lecz składają się zazwyczaj z k ilk u w a rstw , ja k b y p ię tr poprzedzielanych grubszem i lub cieńszemi pokładami g lin y . Odpowiednio do tego i kopalnia składa się zw ykle rów nież z k ilk u p ię tr.
W a rs tw y g lin y , przedzielające oddzielne p ię tra , m iew ają nieraz d zie s ią tk i m etrów grubości i zawie
ra ją w sobie często ogromne b ry ły soli, k tó rą górnicy w y b ie ra ją rów nież.
Po w yb ra n iu ta k ie j so li pow stają w g lin ie po
między glów nem i p ię tra m i tak zwane kom ory, rodzaj pieczar podziemnych, nieraz bardzo naw et znacznej w ielkości, liczących dzie sią tki m etrów na grubość, sze
rokość i wysokość.
W pokładach sól kam ienna nie w ystępuje n ig d y sama; znajdują się obok n ie j zawsze pewne inne mi-
IO
nerały, bez k tó ry c h soli nie spotykam y n ig d y. Do takich należy przedewszystkiem gips oraz zbliżony do niego z w ie lu własności in n y m inerał, zwany anhy
drytem . Są to s ta li towarzysze soli. Oprócz nich do
mieszane są jeszcze n ie któ re inne m inerały, szczegól
nie obficie w górnych warstw ach, gdzie bio rą one na
w et zw ykle liczebną przewagę nad solą. Z tego po
wodu górne p ię tra pokładów, ja k o zawierające m niej soli, należą do m niej cennych. Niem ieccy g ó rn icy przezw ali je „śm ie tn ikie m solnym ," dla tego, że za
gradzają drogę do czystej soli i że trzeba je uprzą
tnąć, ja k śmieci, żeby się do n ie j dostać.
Najcenniejsze są dolne p ię tra , zaw ierają bowiem sól na jo b ficie j i najczyściejszą, w najlepszym gatunku.
P okłady soli i kopalnie tego pożytecznego m ine
ra łu znajdujem y w w ie lu krajach, a wszędzie prze
platane są one w arstw am i g lin y , wszędzie, ja k o do
m ieszki, zaw ierają gips a n h y d ry t oraz n ie któ re inne m inerały.
Nasuwa się też odrazu pytanie, w ja k i sposób u tw o rz y ły się te pokłady soli, a także dlaczego w y stępują zawsze razem z g lin ą oraz pewnym i in n ym i m inerałam i.
Uczeni długo zastanaw iali się nad tą kwestyą, badali starannie pokłady soli w różnych kopalniach i wreszcie w y ja ś n ili należycie ich pow stanie i sposób utw orzenia się.
Wiadomo, że je ż e li do k w a rty wody (lOOO g ra mów czyli p ra w ie 21/ i funta) w rzucim y 350 gram ów (przeszło 3/ 4 funta naszego) soli, to cała ta sól ro z
puści się w n ie j zupełnie. Jeżeli jednak dodamy jeszcze trochę, to ta ilość, ja k a będzie po nad 350 gram ów, nie rozpuści się ju ż wcale i zostanie na dnie, woda bowiem może rozpuszczać w sobie sól ty lk o w ta k im stosunku, żeby je j znajdowało się nie więcej nad 300 części na 1000 części wody. T a k i roztw ór, zaw ierający możebnie najw iększą ilość soli, nazywa się nasyconym: chociażbyśmy do niego dodali ja k n a j
w ięcej soli, nie rozpuści się ju ż ani jedna je j szczypta.
Jeżeli ta k i nasycony ro z tw ó r soli w yle je m y na talerz lub m iskę i postaw im y na słońcu, żeby woda mogła ła tw o parować, to w krótce zm niejszy się w nim je j ilość, soli jednak zostanie ty le , co było, za dużo za
tem w stosunku do ilo ści wody; a że woda nie może n ig d y zawierać je j więcej po nad ilość nasycającą, cały więc ten nadm iar soli w y d z ie li się z roztw oru,
13
opadnie na dno i utw orzy n a n ie m cie n iu tką w arstew kę.
Im następnie woda będzie więcej parowała, tym w ię cej będzie osadzało się soli i tym grubsza je j w arstw a pozostanie na talerzu.
T akie zjaw iska osadzania się so li na dnie za
chodzą i w naturze, m ianow icie wszędzie tam, gdzie woda je s t nią nasycona. N ie stosuje się to n a tu ra l
nie, do mórz, ponieważ tam stratę w ody w sku te k pa
row a n ia p o kryw a sow icie o b fity je j dopływ ze w szyst
kich rzek, w lew ających się do morza. To też nie by
wa ono n ig d y nasycone solą i nie zawiera je j n ig d y nawet w ilo ści zbliżonej do 350 części na 1000.
Co innego jeziora, ubogie w dop ływ y i ta k zwa
ne laguny, to je s t zatoki zamknięte i odcięte od morza, zwłaszcza gdy leżą w klim a cie cieplejszym . T u ta j z powodu gorąca w lecie woda p aruje bardzo siln ie , a że dopływ ów je s t mało, zachodzi w ięc to samo, co w talerzu, w ystaw ionym na działanie słońca: ro z tw ó r staje się coraz gęściejszym, nasyca się stopniowo i na
stępnie zaczyna w ydzielać z siebie sól, k tó ra osiada wzdłuż brzegów i na dnie, tworząc na nim m niej lub w ięcej grubą w arstw ą. W raz z nią osiadają różne
13
inne m inerały, rozpuszczone w wodzie m o rskie j ja k gips, a n h yd ryt i t. d.
Jezior ta kich na ziem i znajduje się bardzo dużo.
Słynne je s t oddawna z wysychania morze M artw e, w którem woda doszła ju ż do takiego nasycenia solą, że żadne stw orzenie żyć w niem nie może. Bardzo dużo (do 2000) ta kich je z io r posiadają stepy A s tra chańskie, okalające od północy morze K a sp ijskie . Sta
nowią one dawne dno w ie lkie g o morza, k tó re pow o li wyschło, pozostawiając, jako ślad po sobie, te liczne je z io rk a , wysychające stopniowo ta k samo, ja k że ono niegdyś.
N a jw iększe wśród nich je s t je zio ro E łtoriskie, mające 250 k ilo m e tró w kw adratow ych (koło 5 m il) pow ierzchni. Na nim właśnie sprowadzono w sposób nadzwyczaj przekonyw ający tw orzenie się osadów sol
nych. W jeziorze tym co ro k na początku lata, osa
dza się na dnie cienka w arstew ka gipsu, k tó ry je st tru d n ie j rozpuszczalny od soli i dla tego w ydziela się p ie rw e j; petem w m iarę większego parowania, tw o rzy się na nim g ru b y pokład soli, osadzający się ju ż do je sie n i. Następnie, gdy pow ietrze się oziębi, parowa
nie się zmniejsza i osadzanie soli ustaje. A gdy p rz y j
1 4
dzie w iosna i skąpe do p ływ y je zio ra zostaną nieco o bficie j zaopatrzone w wodą, w le w a ją się one do nie
go, a w raz z nią przynoszą zawsze pewną ilość mułu g lin ia ste g o i piasku, któ re m i p rz y k ry w a ją pokłady solne, powstałe zeszłego lata.
P ow tarza się to wciąż w kó łk o ; co lato tw orzą się nowe pokłady soli oraz towarzyszących je j m ine
ra łó w rozpuszczalnych; co wiosna woda po kryw a je w arstw ą g lin y i piaskn. Jeżeli wiosna tr a fi się sucha, pokład g lin y może się wcale nie utw orzyć, i nowa le tn ia w arstw ą soli osiądzie w p ro st na dawnej. Gdy znowuż lato byw a mokre, sól nie osiądzie wcale albo osiądzie w nieznacznej ilości i wówczas w y tw o rz y się grubsza w arstw a g lin y . "W każdym razie w ody w je ziorze wciąż ubywa, aż wreszcie wyschnie ono zupeł
nie i przeistoczy się w m niej lub wiecej g ru b y pokład so li kam iennęj,
W ta k i sposób pow stały w szystkie pokłady tego m inerału, k ió re znajdują się na ziem i; i ta k samo tw orzą się wciąż nowe z istniejących obecnie je z io r słonych.
Jezioro E łto ń s k ie je s t jeszcze bardzo oddalone od zupełnego w yschnięcia; daw niej jednak było ono
*5
znacznie większe, ja k tego dowodzą duże pokłady so li kam iennej, poprzedzielane w arstw am i g lin y i znajdu
jące się w pobliżu jego brzegów. Morze M artw e po
sunęło się ju ż dalej i je s t znacznie więcej wyschnięte.
Co się tyczy W ie lic z k i, to uczeni przypuszczają, że pokłady je j pow stały nie z jezio ra , lecz z laguny c z y li zatoki, odciętej od morza, k tó re pokryw ało nie
gdyś całą nizinę u stóp K a rp a t, znajdowane bowiem w je j soli szczątki muszelek należą do gatunków m or
skich. Morze to od czasu do czasu w lew ało wodę słoną do laguny, a ciągłe parowanie zgęszczalo roz
tw ó r i w yw oływ ało tw orzenie się osadów soli na dnie.
B yło to możebne d zię ki temu, że w owych da
w nych czasach k lim a t zarówno u nas, ja k i w całej E uropie środkow ej, b y ł znacznie cieplejszy, ta k i m niej w ięcej, ja k dziś na południowych wybrzeżach morza K aspijskiego . Morze to w danej c h w ili posiada właśnie ta k ie p ra w ie zupełnie odcięte zatoki (np. A dży-D arja), na k tó ry c h dnie osadzają się co lato w a rs tw y so li ka
m iennej, przygotow ując nowe je j pokłady dla przyszłych czasów i przyszłych pokoleń.'
II.
W i e l i c z k a .
W ie lic z k a znajduje sit} na p o łudn iow y wschód od K rakow a, w odległości przeszło p ó łto re j m ili. W m ie j
scu tern od niepam iętnych czasów is tn ia ła osada zwana W ie lk ą Solą; była ona zresztą lich ą wioseczką, aż do końca X I I I w ., k ie d y została podniesioną do rzędu m iasta.
Dostać się można do W ie lic z k i k o le ją lub szosą, przez Podgórze, m iusto położone naprzeciwko K ra ko w a po d ru g ie j stronie W is ły . Jazda ko le ją trw a 40 m i
nut, końm i przeszło godzinę. Sposoby kom unikacyi są zresztą bardzo urozmaicone: jechać bowiem można
z Podgórza omnibusem, dorożką, albo k to chce podró
żować tanio, zw ykłym chłopskim wózkiem . Na wózek ta k i można się zabrać naw et za dw ie „s z ó s tk i11 (20 centów), je ż e li się jedzie do sp ó łki z in n ym i podróż
nym i, k tó ry c h w te d y gościnny w ła ścicie l wózka, na
b iera ja k jn a jw ię c e j.
Jazda taka nie należy do wygodnych: jeden bok ugniata nam najbliższy sąsiad, drugim uderzamy co c h w ila o tw a rd y brzeg półkoszka, przy łada szybszej jeździe wózek trzęsie nie m iło sie rn ie , zwłaszcza gdy się ma szczęście siedzieć nad osiam i. A le za to nie je s t tu duszno, ja k w wagonie lub omnibusie, i możemy d o w o li nasycić w zrok w id o ka m i o ko lic K rakow a, ota
czających go wzgórzy, wiosek, pól i lasków.
D roga zresztą nie p otrw a długo. N ie roztrzęsie- my jeszcza w zupełności kości, a ju ż oczom naszym ukaże się skromne, ale nie b rzyd kie miasteczko, oto
czone wzgórzam i i samo częściowo rozrzucone na wzgórzach. D o m ki przeważnie nie duże, drewniane, w znacznej części z ogródkam i. W yższe, piętrow e kam ienice ku p ią się w ry n k u . Po nad inne budynki strzela w górę wieżyca kościoła.
M iasto is to tn ie nie w ie lk ie : lic z y ty lk o 6300 m ie szkańców. Na mieszkańcach zaś w yraża się w y b itn ie jego górniczy charakter, z tych bowiem 6300 ludzi, 4200 należy do k o lo n ii kopalnianej: urzędników , do- zorcow i górn ikó w .
Chociaż W ie liczka is tn ie je od niepam iętnych cza
sów, bardzo je d n a k mało posiada osobliw ości dawnych i n ig d y nie posiadała ich w iele.
S kładały się na to dw ie przyczyny: z jednej stro n y obawa zbytniego obciążania g ru n tu , k tó ry je s t mocno podm inowany przez kopalnię, znajdującą się bezpośrednio pod miastem; z d ru g ie j zaś stro n y częste pożary, któ re naw iedzały m iasto— zwłaszcza daw niej.
W ydobyw anie so li w ciągu k ilk u w ieków , kopa
nie coraz to nowych k o ryta rzy, kom ór i szybów, w y tw o rz y ło olbrzym ie p u stki w kopalni i w sku te k tego w yw ołało ta k ie osadzanie się ziem i, że dziś m iasto le ży w k o tlin ie , gdy w edług dawnych k ro n ik , wznosiło się na wzgórzu, z którego roztaczał się piękny w id o k.
Te podziemne p u s tk i zapadały stę nieraz, pocią
gając za sobą od czasu do czasu zawalanie się domów
w mieście. S tanow iło to ostrzeżenie dla m ieszkańców, że cała W ie liczka może kiedyś runąć ta k w głąb k o palni. gdy pustek tych będzie w ięcej, albo gdy m iasto zabuduje się zbyt w ysokiem i i zbyt ciężkiem i domo
stwam i.
W y n ikie m tych obaw b y ły dawniejsze zakazy sta
w ia n ia w W ieliczce domów m urowanych, a także p ro je k t, k tó ry pow stał później, za panowania M a ry i T e re sy, żeby całe miasto przenieść nieco dalej, poza obręb kopalni.
Wobec ta kich obaw i zakazów, W ie lic z k a mogła się zabudowywać je d yn ie n ie w ie lk im i drew nianym i domkami, a i te niszczył bardzo często ogień. P raw ie w każdym w ie ku naw iedzały ją k ilk a k ro tn ie mniejsze iub większe pożary. N ajgroźniejsze zdarzyły się w la tach: 1473, 1622, 1698 i 1718.
N ic więc dziwnego, że W ie lic z k a nie posiada pra w ie wcale starożytnych budynków. Jedynym takim dawnym zabytkiem , k tó ry p rz e trw a ł do naszych cza
sów, je s t sta ry zamek, wzniesiony tu jeszcze przez K ró la chłopów 14. N iedyś obronny i w arow ny, otoczo
ny w ysokim murem, z czasem (w końcu w. X V I I I )
2 0
przebudowany został na. mieszkanie żupników c z y li za
rządów kopalni i siedzibą zarządu. M ieści też dziś w sobie urzędy i magazyny solne.
Jest to najstarożytnie jszy budynek w W ieliczce.
S tarożytny b y ł rów nież s ta ry kościół parafialny, ale ten został uszkodzony przez trzęsienie ziem i w r. 1787 i na jego m iejscu w zniesiony now y w r. 1804. C ieka
wa rzecz przytem , że musiano go budować dwa razy, p ie rw o tn a bowiem św ią tyn ia , chociaż bardzo piękna, okazała się za ciężką dla gru n tu w ie lic k ie g o ta k, iż trzeba było rozebrać i wznieść inną, znacznie lżejszą.
Oprócz tego są tu jeszcze dwa inne kościoły: św.
Sebastyana, oraz kościół przy klasztorze Ojców R e fo r
m atów, ufundowany w r. 1625, a przebudowany na nowo w r. 1718, więc jeszcze nie ta k bardzo sta ro żytny.
Z rzeczy nowszych na uwagę zasługuje muzeum salinarne, założone bardzo niedawno, bo w r. 1898 na pam iątkę 50 letniego jubileuszu cesarza Franciszka Jó
zefa. Zaw iera ono wszystko, co dotyczy kopalń w ie lickich , a więc okazy w ie lk ic h gatunków soli. znajdo
wanych tu ta j, narzędzia górnicze i różne inne przed
2T
m io ty, mające związek z tutejszem i solinam i, ja k n a j
dawniejsze z a b y tk i kopalni, plany, ry cin y, akta, ra chunki i pam iątki.
Z n a jd u je się tu m iędzy innem i słynny ró g g ó rn i
ków w ie lic k ic h , k tó ry złużył do picia w czasie różnych uroczystości.
Jest to ró g baw oli, o ku ty srebrnem i obręczami i podtrzym yw any przez klęczącą postać H erkulesa, w y robioną rów nież ze srebra. N a nim w y ry ty je s t ro k 1434, orzeł Z ygm untow ski, wąż Sforcyów, oraz h e rb y B onarów i Ogońozyków. Z n a k i te wskazują, iż róg ów ofiarow ał górnikom , w r. 1534 za panowania Z ygm unta I i Bony z domu Sforcyów, ówczesny żup
n ik — Seweryn Bonar, k tó ry też kazał umieścić na nim herby kró le w skie ; a obok nich swój w łasny i żony sw ojej, z domu K oście le ckie j, herbu Ogończyk.
P iękny ten ró g posiada swoją h isto ryę , bardzo przytem ciekawą. Dochowawszy się do naszych cza
sów, stal się on przedm iotem powszechnego podziwu:
posyłano go na różne w ystaw y (do K ra k o w a i W ie dnia), fotografow ano go, odrysow yw ano, róg zyskiw a ł
coraz większą sławę, ja k o nadzwyczaj p ię kn y i cenny zabytek.
Ta sława nie wyszła mu je d n a k na dobre, bo oto nagle po jednej w w ysta w (W ie d e ń s k ie j z r. 1873) róg gdzieś zaginął i d łu g i czas nie wiedziano nawet, gdzie się zapodział. Aż wreszcie pokazało się, że znaj
duje się w posiadaniu Rotszylda, głośnego bankiera w iedeńskiego, k tó ry go m ia ł nabyć za pośrednictwem jakiegoś antykw aryusza od jednego z urzędników sa li
narnych. Gdy R otszylda poproszono o z w ro t salinom skradzionego rogu, obiecał to uczynić, ale dopiero po sw ojej śm ierci. Tak się też stało; i obecnie ró g w ró c ił znów do W ie lic z k i.
Z innych rzeczy, godnych w idzenia, w a rto jeszcze wspomnieć parę ogrodów publicznych, oraz pom nik M ickiew icza, d łu ta rzeźbiarza Tadeusza B ło tn ickie g o z r. 1903.
N ajw iększą a to li i jedyną w swoim rodzaju oso
bliw ość tego m iasta stanow ią jego kopalnie, głośne żupy w ie lic k ie , k tó ry m m iasto zawdzięcza całą swą sławę, całe utrzym anie i cały dobrobyt mieszkańców.
O obejrzenie też salin chodzi przedewszystkiem każde
mu, k to przyjeżdża d o lW ie lic z k i.
23
M nóstwo osobliwości, dokonanych rę ką ludzką w g łę b i te j kopalni, w p ra w ia widza w ta k i zachwyt, że m im o w o li doznaje się w rażenia, ja k gdyby się było w ja k ie jś zaczarowanej k ra in ie . W ta k i sposób przed
staw ia W ie liczkę bardzo w ie lu autorów , k tó rzy opisali swe wrażenia z w ie lk ie m przejęciem się i zapałem.
A le n ie któ rzy autorow ie, zwłaszcza daw niejsi, opisując kopalnię, w spadali ju ż nie w zachwyt, ale w straszną przesadę, podając obok pra w d y b a jk i n a j- w ie ru tn ie jsze , k tó re potem p o w ta rza li jeden za d ru gim . Opowiadano naprzykład, że je s t to całe miasto podziemne, z domami i pałacami, że ludzie rodzą się tam i um ierają, nie opuszczając kopalai ani na chw ilę i nie widząc n ig d y ś w ia tła słonecznego, oraz tym podobne brednie.
Do ta k ic h autorów słusznie zastosować można d w uw iersz K rasickiego:
Stąd też jeden z drugim owczym bieży pędem, Skoro zełgał najpierw szy, wszyscy łg a li rzędem.
Tymczasem kopalnie w ie lic k ie są same przez się ta k piękne i zdumiewające, że nie potrzeba uciekać się
do przesady i bajek, aby w yra zić całą ich wspania
łość. A le z d ru g ie j stro n y potrzeba koniecznie zoba
czyć je samemu, żeby w yro b ić sobie o nich należyte pojącie, żeby zrozumieć wrażenie, ja k ie w yw ie ra k il- kogodzinny pobyt w te j podziemnej k ra in ie .
25
I I I .
S a l i n y .
(Ic h rozciągłość, sposoby w ydobywania s o li, gospodarka w kopalni).
Kopalnie rozciągają się tuż pod miastem w kszta ł
cie wydłużonej elipsy, z zachodu na wschód, przeszło na pół m ili (3800 m etrów ) wzdłuż i niecały k ilo m e tr (950 m etrów ) wszerz, w głąb zaś w ięcej niż na 400 m etrów.
Gdyby można było w ydźw ignąć całą tę masę soli
; i postaw ić ją pionowo w kie ru n ku długości, to byśm y .m ie li górę w kształcie w ie lk ie g o słupa, przewyższającą .wysokością p ó łto ra razy najw ynioślejsze szczyty
tatrzańskie, a w obwodzie mającego dwa k ilo m e try i pół, czyli trzecią cząść m ili.
Gdybyśm y zaś ro z b ili całą tą masą na slupy czw orograniaste, po 2 m e try (przeszło w zro st człow ie
ka) na wysokość, a po jednym na długość i szerokość, to byśmy o trz y m a li icb ty le , że staw iając jeden obok drugiego, m oglibyśm y opasać n iem i ziemią w dwu k ie runkach: wzdtuż ró w n ik a i wzdłuż jednego z p o łu d n i
ków — i jeszczeby ich zostało sporo.
Sól ta p rz y k ry ta je s t z w ierzchu niezbyt grubą w a rstw ą ziem i rodzajnej i grubszą, m iejscam i przeszło 30-m etrow ą w arstw ą żó łte j g lin y , oraz różnych iłó w . Pod niem i dopiero, na głąbokości praw ie 40 m etrów , zaczynają sią solonośne oraz pokłady m niej lub w ią- cej czystej soli, nie je d n o litą masą zresztą, ale prze
gradzaną w a rstw a m i g lin y . Ciągną sią one do głą b o kości kolo 400 metrów.
W pokładach tych znajdują sią trz y głów ne od
m iany soli: 1) zielona, ta k nazwana dla szaro-zielonko- w ej barw y, zanieczyszczona, g lin ą i anhydrytem i z tego powodu nienadająca sią na pokarm , 2) sól spiżowa, ciemno-szara, ró w n ie ż zanieczyszczona pias
kiem i g liną, ale nie w ta k im stopniu; nazwą m iała
2 7
otrzymać od tego, iż p ie rw si w y d o b y li ją z kopalni robotnicy, sprowadzeni ze Spiżu, albo, ja k chcą in n i, od tego, iż w mniejszych odłamach przy uderzauiu w ydaje dźw ięk podobny do spiżu; albo też wreszcie od łacińskiej nazwy „sa l spissum“ , co znaczy „sól zbita, tw a rd a " i 3) najlepsza i najczyszciejsza sól szybikową, barw y szarawej, nadająca się najlepiej do celów po
karm owych.
T rzy te odmiany rozłożone są w ta k i sposób, iż w górnych pokładach znajdujem y wyłącznie sól n a jg o r
szą, zieloną; w dolnych w szystkie trz y , poprzedzielane gliną, solaną, przyczem sól szybikow a leży zw ykle w arstw am i cienkiem i, po parę m etrów grubości, w a r
stw y spiżowe dochodzą do 6 m etrów , najgrubsze zaś są zielonej, mają bowiem 30 i 40 m etrów.
Cała ta olbrzym ia masa soli pocięta je s t mnó
stwem pionowych i poziomych ko ryta rzy. Pionowe, czyli szyby, w liczbie ośmiu, służą do spuszczania się w głąb kopalni, oraz do przewiewu pow ietrza; pozio
me, rozchodzą się po całej kopalni w najrozm aitszych kierunkach i w rozm aitej głębokości. Powstały one wr części w skutek w ydobyw ania w tych miejscach soli, wT części zaś zostały w yku te dla lepszego u trzym yw a
nia k o m u n ik a c ji podziemnej. K o ryta rze te są dość obszerne, mają m niej więcej po 2 m e try wszerz i na wysokość, ciągną się zaś na k ilo m e tro w ych przestrze
niach, czy to w skale solnej, czy też w pakladach g lin i iłó w . Ogólna ich długość w ynosi przeszło 109 k i lom etrów . Przecinając się jedne z d ru g im i, tw orzą one taką splątaną sieć, ta k i la b iry n t, że ty lk o g ó rn ik, do
kładnie obezwany z kopalnią, p o tra fi sobie z nim dać radę bez zbłądzenia. Z w y k ły zaś ś m ie rte ln ik, k tó ryb y się odważył zapuścić tam bez przew odnika, zgubiłby się w tym la b iry n c ie i napróżno by szukał z niego w yjścia .
Cala kopalnia zajmuje 7 p ię tr głów nych, c zyli po
ziomów, połączonych ze sobą w części pionow ym i szy
bami, w części zaś pochyłym i koryta rza m i, noszącymi nazwę pochylni. D la publiczności, chcącej zwiedzać kopalnię, dostępne są je d yn ie 3 górne pię tra . Do głębszych mają prawo wstępu je d y n ie górnicy, zajęci w ydobywaniem , czyli, ja k się tu m ówi... odbudo
wą sola.
Dużo la t się złożyło i dużo pracy lu d zkie j poszło na w ykucie ty łu chodników i ty le kom ór między nim i.
ile w id zim y d zisiaj, nie mało so li w ydobyto ju ż stam
2 9
tąd i w ypraw iono w św iat, a jednakże i dziś jeszcze kopalnia w ie lic k a zaw iera nieprzebrane skarby i czyn
ną będzie jeszcze całe szeregi lat.
W ydobyw anie czyli „odbudo w ę11 soli uskutecznia się w sposób d w o ja ki: albo za pomocą rozsadzania prochem albo też w bijaniem k lin ó w stalowych.
P rzedewszystkiem g ó rn ik obrębuje upatrzony ka
w ał ściany solnej, robiąc k ilo fa m i naokoło takiego oci- sku dwa głębokie w ręby pionowe i dwa poziome. Na
stępnie w ie rc i w tych zagłębieniach d ziu ry, na b ija je prochem, przew leka lo n t, zabija następnie o tw ó r tak zwaną „h a łd ą “ , t. j. ziemią iło w a tą i m iałem solnym, a potem zapala lont, przewleczony przez hałdę, i ucieka.
L o n t pali się wolno, aż is k ra dojdzie do prochu.
W ówczas następuje wybuch, k tó ry ' odryw a od ściany olbrzym ią b ry łę soli, zwaną „k ła p c ie m 11, a ważącą n ie raz do 40 centnarów metrycznych *) i w ięcej. Pęka on, padając na k ilk u m niejszych b ry ł, — czyli „ k r a chów11, któ re g ó rn ic y ro z b ija ją ostatecznie na jeszcze mniejsze k a w a łk i, odpowiednie do przewozu.
* ) '? C entnar metryczny^ (100 _ k ilo gram ów ) ^ odpowiada m n ie j więcej 6 pudom.
W nętrze k o p a ln i w W ieliczce za la t dawnych.
Łoskot, k tó ry pow staje przy ta kie m rozsadzaniu skai solnych, rozchodzi sią donośnem echem po całej kopalni, wstrząsając powałam i je j k o ry ta rz y i w yw o
łując zapadanie sią chodników lub komór, je ż e li w y buch był zrobiony bez należytej ostrożności.
Obok tego sposobu w ydobyw ania soli do dziś dnia zachował jeszcze dawniejszy, polegający na z b ija niu ścian za pomocą k lin ó w stalowych. I tu ta j n a j
p ie rw g ó rn ik otacza ławą solną czterema w rąbam i, a potem oddziela ,,kłapec“ w bijaniem k lin ó w stalowych z boku.
,,K łapcie“ otrzymane tyra sposobem b yw ają ró w nież nieraz o lb rzym ie j w ielkości i dochodzą do 200 centnarów „m e tryczn ych 11 w agi.
B ry ły odrywane przy dzieleniu „ k ła p c i“ czyli
„ ła w “ , noszą nazwą „b a łw a n ó w 1*. D aw niej m iew ały one k s z ta łt beczek, w tym celu, żeby ła tw ie j było je toczyć i dochodziły do o lb rzym ie j wielkości! po k ilk a i w iącej centnarów tak,_że aż zdumiewać sią potrzeba, ja k sobie dawano radą z ic łi w ydobywaniem w g łą b i ziem i, przy ówczesnych środkach przewozowych.
Dziś ro zb ija sią sól na niezbyt duże k a w a łk i czterdziestokilogram ow e, ta k ie bowiem kupcy najchąt-
32
n ie j nabywają. D robniejsze zaś okruchy górnicy tłu k ą i napełniają niem i mniejsze lub większe beczki zwane solów kam i i pólsolówkam i.
W ydobytą sól pakuje się do małych wózków i w agoników , któ re ciągną konie albo też pchają tak zwani wozacy, je ś li chodzi o przewiezienie ich na n ie zbyt w ie iką odległość. D la wózków i w agoników po
łożone są szyny w korytarzach, po których czy koń, czy człow iek może je ciągnąć i prędzej i ła tw ie j.
Oprócz tego są i wózki, poruszające się autom a
tycznie, same przez się po ta k zwanych pochylniach, czyli pochyłych galeryach łączących ukośnie różne po
ziomy. Pochylnie ta k ie mają dwa to ry i gdy po je d nym biegnie wózek pełny na dół, po d rugim jednocze
śnie sunie się do g ó ry wózek pusty, złączony z po
przednim .
Po pochylni można spuszczać „u ro b e k “ z m iejsc wyższych na niższe; po korytarzach poziomych muszą go zawsze ciągnąć konie łub ludzie.
Tak zaś czy owak, w ydobyta sól dowozi się do szybu pionowego, gdzie in n i robotnicy ła d u ją ją na windę, a maszyna parow a w yciąga do góry. Tam prze-
W ie lic z k a .—3. 33
kładają sól do wagonów kolejow ych i puszczają ją w św iat.
K a w a ły czterdziestokilygram ow e ładują się zaw
sze w p ro st do wagonów; mniejsze zaś o dłam ki albo rzuca się rów nież w p ro st do wagonów albo też m iele się w młynach solnych na proszek. Zależy to od celu, do ja kie g o sól ma służyć.
W ie lic z k a w ytw a rza sól do celu dw ojakiego: spo
żywczą i do fa b ryk. W w ie lk ic h c z te rd zie sto kilo g ra mowych bryłach sprzedaje się wyłącznie sól spożywczą i fabryczną w stanie m ia łk im albo w m niejszych nie- foremnych kaw ałkach. Zresztą wypuszcza się także i sproszkowaną sól spożywczą. Fabrycznej soli używa się g łów nie do w yrobu sody, po za tern i do n ie k tó rych innych celów przemysłowych. S oli fabrycznej nie puszcza się w ś w ia t w stanie czystym, lecz dodaje się do n ie j różnych domieszek (soli g la u b e rskie j, braun- sztajnu i t. p.), co nadaje je j smak g o rz k i i wogóle czyni ją niejadalną.
Oprócz tego w ysyła się także sól bydlęcą. Są to najgorsze, najm niej czysto odm iany soli, zanieczyszczo
ne jeszcze um yślnie róźnemi g o rzkie m i domieszkami.
Sól ta je s t znacznie tańsza od spożywczej, ale do je
dzenia nadaje się wyłącznie dla bydła. W ogóle je s t to najgorszy gatunek soli.
W ie lic z k a produkuje rocznie okrągło m ilio n cent
narów metrycznych, czyli około 6 m ilio n ó w pudów, a zatrudnia ogółem 1330 ludzi rob< tn ik ó w i urzęd
ników .
R obotnicy kopalnia ni noszą rozm aite nazwy, za
leżnie od czynności, k tó rą się zajmują. Do n a jw a żn ie j
szych należą: kopacze i kruszący, zatrudnien i p rzy „od- budow ie“ soli; oraz „ p ie c o w i" * ) — przy „pędzeniu"' to je s t kopaniu nowych chodników. D alej idą: wozacy, tragarze, czeladź do koni i in n i.
Robotam i k ie ru je w każdym oddziale urzędnik, zwany sztygarem; pomocnik jego nosi nazwę warcab- szego. Dozorcy, w ykonyw ający rozporządzenia przeło
żonych i p ilnujący ro botników , zowią się seniorami albo starejszym i.
Po za tem zatrudnien i są przy kopalni i ró żni rzem ieślnicy: cieśle, powroźnicy, rym arze i t. d.
Oprócz lu d zi pracuje też w salinach pewna ilość
* Piec— dawna nazwa chodnika.
35
koni. Jest ich tam obecnie szesnaście. M ają one w kopalni swoje stajnie i zazwyczaj nie opuszczają już podziemi do końca życia. Że jednak są dobrze od
żywiane i nie pracują nad silę, trzym a ją się przewa
żnie dobrze i pełnią służbę nieraz po kilkanaście lat.
Dziś koni używa się głów nie do ciągnienia wóz
ków z solą; daw niej pracow ały one także w kieratach, służących do wyciągania ludzi i soli z kopalni. Obec
nie zastępuje je w te j pracy maszyna parowa.
Praca w kopalni nie polega jedynie na samej t y l
ko „odbudowie** soli i wywożeniu je j na powierzchnię ziemi. Jest tam mnóstwo innych dodatkowych zajęć, niem niej ważnych i koniecznych dla praw idłow eg o biegu pracy w kopalni i dla zachowania się w należy
tym stanie.
Do takich bardzo ważnych czynności należy za
bezpieczanie sa lin od zawalenia się.
W id zie liśm y w yżej, że w skutek obaw przed taką katastrofą myślano nawet o przeniesieniu samego m ia
sta po za obręb kopalni.
Nie przyszło jednak de tego, a natom iast zw ró cono baczniejszą uwagę na wzmocnienie pował w ko
morach i korytarzach, żeby zapobiedz ich runięciu.
P ie rw o tn ie za dawnych czasów wydobywano sól, nie dbając wcale o podparcie wybranych pustek.
Z czasem jednak, gdy nagrom adziło sią ich więcej i gdy zaczęły się zdarzać zapadania się szybów, zapo
biegano temu za pomacą fila ró w z soli, które pozosta
wiano w pewnych odstępach, albo też za pomocą d re w nianych podpór c zyli kant. K anty ta k ie składają się z okrąglaków , układanych na salce w stosy, jedne po
dłużnie, drugie poprzecznie i podpierających w ten sposób sklepienie. Oprócz tego i samym powałom za
częto nadawać kształt w klęsły, sklepiony, ja ko lepiej znaczący ciśnienie, niż plaski.
W ciągu w ieków poszły w ten sposób do kopalni całe lasy na ka n ty do podpierania sklepień. P ełnią one i dziś jeszcze doskonale swą służbę, drzewo bo
wiem nasiąknięte solą przechowuje się znakomicie d łu g i czas i nie ła iw o ulega gniciu. T akie jednak podpory nie są wcale bezpieczne na wypadek ognia i pożaru, co zdarza się w ko p a ln i od czasu do czasu;
pociągnęły one za sobą zazwyczaj zapadanie się całych szybów.
Zresztą tam, gdzie ciśnienie górnych w a rstw je s t znaczne, k a n ty drew niane z czasem przestają być do
37
stateczne i trzeba je wzmacniać nowemi podpo
ram i.
Trzeba wreszcie wziąć dod uwagą, że w ciągu w ieków , od kie d y kopalnia je s t czynna, natw orzyło sią w n ie j ty le pustek, że nawet pomimo wszelkich starań obawa zapadnięcia sią z każdym dniem stawała sią co
raz groźniejszą.
N ie można dać zupełnie ścisłego pojącia o. ilości soli, w ybranej dotychczas z W ie lic z k i, początki bo
wiem kopalni giną w pomroce dziejow ej, ścisłe zaś zapisywanie zaczęło sią dopiero w wieku X IV . W y dobyto je j je d n a k niew ątpliw ie, z k ilk a s e t m ilionów centnarów m etrycznych.
Nie daje to a to li jeszcze dokładnego pojącia 0 w ielkości w szystkich pustek w kopalni, wybierano z nich bowiem nie samą ty lk o czystą sól, ale jeszcze g lin ą i towarzyszące soli m inerały. Ogólna pojemność w szystkich pustek przewyższa znacznie ilość w yd o b yte j soli i wynosi przeszło p ó łto ra m ilio n a m etrów sześcien
nych, w liczając w to zarówno kom ory, ja k szybv 1 d ro g i.
Ilość pustek wzrasta z każdym dniem, ponieważ kopalnia ciągle sią ro z w ija i ciągle w ydobyw ają z n ie j
nowe ilo ś c i soli. W zrasta więc ciągle niebezpieczeń
stw o zawalenia się i w szelkie podpieranie drew niane- mi kasteptam i mogą z czasem stać się niedosta
teczne.
Postanowiono więc chw ycić się radykalnego środka i zasypać część pustych kom órt oraz nieużywa
nych ju ż d z isia j szybów i k o ry ta rz y , żeby w ten spo
sób zmniejszyć niebezpieczeństwo run ię cia innych a ta k że u ła tw ić kopanie nowych.
T a kie zasypywanie pustych kom ór robiono i da
w n ie j, ale dorywczo. Do w ykonania tego planu na w ie lk ą sknlę przystąpiono dopiero w ostatnich k ilk u latach i zakupiono w ty m celu okoliczne wzgórza na północ od W ie lic z k i, o bfitujące w piaszczystą glinę, k tó ra nadaje się znakom icie do takiego zasypywania.
Następnie połączono ją z kopalnią za pomocą k o le jk i elektrycznej, k tó ra dowozi w ózki z g lin ą do poszcze
gólnych szybów; szybami ro b o tn icy spuszczają pełne w ózki w głąb, rozwożą je dc kom ór przeznaczonych na zasypanie i tam opróżniają.
Pracę rozpoczęto od zasypania p u stki, zwanej ka
morą Steinhausera, a mającej 25000 m etrów sześcien
nych pojemności i 35 m etrów wysokości. To znaczy,
39
że na wysokość m ógłby sią b y ł praw ie w n ie j zmie
ścić cały kościół M aryacki bez wież. Komorą tą nie ta k dawno jeszcze znali dobrze ■ goście zwiedzający W ie liczką : w n ie j bowiem palono sztuczne ognie, pusz
czano ra k ie ty i pokazywano w szybie, spuszczającym sią do niej tak zwaną „p ie k ie ln ą jazdą“ , to je s t zjeż
dżanie i wjeżdżanie górn ikó w na lin ie .
Dziś kom ora ta należy już do przeszłości: m ie j
sce soli, k tó rą w ydobyła stamtąd rąka przodków przed la ty, zająly glina i piasek, nasypane dłonią następnych pokoleń, dbałych o życie ludzkie i całość kopalni.
A le oprócz te j kom ory przeznaczonych je s t na zasypanie k ilk a s e t innych, sporo wiąc jeszcze la t u p ły nie, zanim ta praca zostanie ukończona, a tymczasem na miejsce zasypanych powstawać bądą wciąż inne i nowe.
W zm acniają wiąc ludzie kopalnią, żeby sią nie za w a liła , ale jednocześnie nie zapominają i o innym czynniku, k tó ry rów nież może sią stać niebezpiecznym, m ianow icie o wodzie.
Chociaż pokłady soli p rz y k ry te są grubą w arstw ą n ie p rze sią kliw e j g lin y , pewna jednakże ilość wody przedostaje sią do nich z p ow ierzchni przez szczeliny
w g lin ie i sączy sią ja k o podziemne źródło i s tru m yki.
Wodą tą odprowadza sią rynnam i i kanałam i do umyślnych zagłąbień, noszących nazwą rząpiów , to je s t studni, je ż e li są mniejsze albo też je z io r, je że li zajm ują wiąkszą przestrzeń. N adm iar wody w ypom pow uje sią z tych zbiorników na powierzchnią. D aw niej w ycią gały ją stamtąd konie w ia d ra m i, dziś podobnie ja k i przy w indzie, pracują tu pompy parowe.
Opanowanie takich sączących sią strum yków i usuwanie nadm iaru wody je s t rzeczą konieczną, cza
sami bowiem ta k i niepozorny strum yczek może sią przeistoczyć nagle w potężnie rwącą rzeką, ta k o b fitą w wodą, że g ro zi zalaniem i zniszczeniem całej k o palni.
T a k i wypadek zdarzył sią w r. 1858, kie d y woda zalała ju ż dwa p ię tra i ledw ie zdołano ją opanować przy pomocy pomp parowych, ra tu ją c w ten sposób W ie lic z k ą od zagłady.
N ie m niej ważną rzeczą je s t dbałość o utrzym a
nie świeżego pow ietrza w kopalni. W ta k głębokich podziemiach, w skutek braku przew iew u pow ietrze łatw o i prędko mogłoby uledz zanieczyszczeniu, unie-
4 1
m ożliw ie górnikom dłuższy pobyt w kopalni, narażająo ich na śmierć.
D la zapobieżenia temu, koniecznem je s t urządze
nie dobrej w entylacyi. Osiągnięto ją d zię ki znacznej liczbie szybów, z k tó ry c h jedne służą dla g ó rn ikó w i w ywożonej soli, inne wyłącznie dla przew iew u k o palni. Oprócz tego w korytarzach, bardziej oddalonych od głów nych szybów, umieszczone są w e n ty la to ry w kształcie m łyn kó w , poruszanych ręcznie. Urządzają one sztuczny przew iew pow ietrza i odświeżają je tam, gdzie nie w ystarcza działanie samych szybów. C iągły ten przewiem nie pozwala zarazem tem peraturze w korytarzach i komorach podnieść się zbyt wysoko. Ą D zię ki tym urządzeniom w kopalni panuje zawsze m niej więcej stała, dość łagodna tem peratura (11 do 12°R) i pow ietrze pozwalające górnikom pracować bez narażenia życia.
W y c ie c z k a do żup w ie lk ic h . IV .
Zwiedzanie Salin w ie lic k ic h je s t rzeczą nadzwy
czaj ciekawą i pouczającą. Mnóstwo też osób zja w ia się tu corocznie, żeby spuścić się w ich głębie i obejrzeć kopalnię. N ajw spaniale j w ygląda ona przy rzęsistem ośw ietleniu, kie d y ściany i slupy solne m i
gocą tysiącem błysków , od k tó ry c h tern groźniej i m roczniej o dbija czarna głębina dalszych nieo św ie tlo nych kom ór i k o ry ta rz y . K opalnia ro b i wówczas w ra żenie fantastycznego czarodziejskiego pałacu.
T akie o św ietlenie je s t rzeczą nadzwyczaj koszto
wną i dla tego można je urządzić je d yn ie w tedy, je żeli do udziału w wycieczce zgłosi się większa ilość
43
osób, kilk a d z ie s ią t albo parą set. K ilk a razy do roku, miądzy innem i na d ru g i dzień Zielonych Ś w iąt oraz w połow ie sierpnia, sam zarząd salin urządza wspaniałe zjazdy do kopalni, na któ re zjeżdza mnóstwo osób.
W czasie takich w ie lk ic h zjazdów urządza sią rząsistą ilum inacyą: o św ietla sią lam pionam i wszystkie ciekawsze i wiąksze komory, w n ie któ rych zapala sią ognie bengalskie, a gościom zwiedzającym kopalnią tow arzyszy wszędzie muzyka górnicza. Podnosi to ogro
mnie wrażenie, ja k ie spraw ia kopalnia, ale nawet i p rzy m niej rząsistem ośw ietleniu je st ona bardzo piękna i godna widzenia.
Przed spuszczeniem sią do kopalni goście nakła
dają czapki górnicze i długie białe koszule dla ochro
ny ubrań od pyłu solnego i k ro p li wody, ściekającej w niektórych miejscach ze sklepień.
Dostać sią do ko p a ln i można w sposób dw o ja ki:
windą parową albo też schodami.
Zjazd z pomocą w in d y parow ej odbywa sią szy
bem „A rc y k s ię c ia R u d o lfa ". Szyb ten został w ybudo
wany już w pierw szej połow ie X V I I w. za panowania Zygm unta I I I i przezwany b y ł „D a n iło w icze m " na cześć Jana D anilowicza, podskarbiego w ie lkie g o koronnego,
k tó ry położył w ie lk ie zasługi dla kopalni w ie lic k ic h , zwiedziw szy z niebezpieczeństwem życia w szystkie ich zakątki, podparłszy grożące zawaleniem się sklepienia i zasypawszy przepaście. W 1387 r. zmieniono nazwę tego Szybu na „A rc y k s ię c ia R u d o lfa "— na cześć ówcze
snego następcy tronu austryackiego.
Schody znajdują się w innym szybie, zwanym szybem „F ra n c is z k a ". Został on odbudowany w r.
1812 i znajduje się tuż obok poprzedniego. Ma 260 schodów, po których przejściu idzie się po 109 sto
pniach pochyłym chodnikiem , ciekawym z tego wzgle.- du, że na ścianach jego w idać tu i owdzie w ie lk ie pokłady soli. Po przebyciu tego chodnika pochyłego, podróżni znajdują się na poziomie pierwszego p ię tra w podszybiu „A rc y k s ię c ia R udolfa" i schodzą się tu z ty m i, k tó rzy spuścili się w indą parową.
D aw niej, gdy nie było w indy, goście spuszczali się na g ru b e j lin ie , okręconej na walcu, k tó ry w ruch w p ra w ia ły konie, zaprzężone do kieratu. Do lin y tej przytw ierdzone b y ły siedzenia sznurowe w rodzaju szlej, na k tó re sa d o w ili się podróżni, trzym ając się za
razem rękam i lin y dla tern większego bezpieczeństwa.
45
Na siedzeniach tych można było jednocześnie umieścić kilkanaście osób.
Pochód o tw ie ra ło dwu lub trzech chłopaków z kagańcami, a obok nich siedział g ó rn ik z laską w rę- ku, k tó rą u trzym yw a ł pionow y kie ru n e k lin y , pilnując, aby podróżni nie uderzali się o b o ki szybu.
Jazda taka zazwyczaj odbywała się bez żadnych wypadków, spraw iała jednak nadzwyczaj silne wrażenie, gdy się ta k spadało na lin ie w głąb przepaści, w y dającej się bezdenną.
Zjeżdżanie na lin ie było niegdyś najzw yklejszym sposobem spuszczania się do kopalni zarówno gości, ja k i g ó rn ik ó w . Dziś nie używa się go ju ż wcale, je d yn ie g ó r
nicy pokazują gościom czasami ten sposób, ja k o tak zwaną, jazdę p ie k ie ln ą ". Postaci g ó rn ikó w mknące w dół lub górę na sznurze z pochodniami w ręku, któ re m i o św ie tla ją mroczną głąb szybu, zdają się is to t
nie znikać w ja k ic h ś czeluściach piekielnych!
Ale i d zisiaj spuszczanie się do kopalni w w y godnej i bezpiecznej klatce w in d y spraw ia nadzwy
czaj silne w rażenie.
D la dania pojęcia o tern, przytaczam y tu opis
je d n e j z niedawnych wycieczek do słynnych żup w ie lic k ic h .
„S zybow y dał znak maszyniście, zamknęły się p rz w i w in d y naszej, mieszczącej ja k przepis każe, dziesięć osób i runęliśm y w dół, w bezdenną przepaść. Zjeżdżających pierw szy raz w życiu w pod
ziemia kopalni ogarnia uczucie bardzo podobne do lęku: w ydaje się, ja k b y oddanym się zostało nagłe na pastwę jakiegoś ż yw io łu w rogiego, k tó ry czyha tam w głębi, w śród k o ry ta rz y i lochów, tonących w wiecznym m roku, zdała od dnia, od ludzi, od św iata. Zapadamy się g łę b ie j i g łę b ie j i w każdą se
kundę zdaje się rwać nici, łączące nas z tym , co zo
stało wysoko w górze nad naszemi głow am i! Naraz—
ląd! ląd podziemny! W inda zw o ln iła biegu, zgrzytnęła przeciągle i osadziła nas na miejscu.
W y s ia d a m y — i odtąd rozpoczyna się długa wę
drów ka piesza po la b iry n c ie solnym, po krę tych i s tro mych schodkach, nad tajem niczem i przepaściami, wśród olbrzym ich ścian skalnych, wciąż niżej, aż ku o sta t
niemu p ię tru , dostępnemu dla tu ry s tó w ".
N ie każde pióro oddać p o tra fi to niezw ykle silne wrażenie, ja k ie w y w ie ra taka w ędrów ka po mrocznych
47
głąbiach salin w ie lic k ic h . M im o w o li przychodzą na myśl słowa K lem entyny z Tańskich Hofm anowej.
„W kopalniach W ie lic z k i wszystko odmienne, a wszystko jednostajne. Natura wszędzie ta k rozmaita, tu zawsze taż sama. Ś w ia tło słońca nigdy tu nie do
chodzi, pory nigdy się nie zmieniają. Czy na ziemi dzień jasny, czy noc ponura; czy wiosna lubym tchem w ionie, czy skw a r słoneczny dopieka, czy dżdże je sieni w skroś przejm ują, czy mróz ściął wszystko... tu zawsze głębokie ciemności, św iatłem ty lk o lamp i ka
gańców rozjaśnione; tu ciągle pow ietrze chłodne, czy
ste jednakowe. — Na ziemi ty le niezliczonych przed
m iotów ... tu jeden, wiecznie jeden: wszystko, co w i.
dzisz, czego się dotykasz, po czem stąpasz, je s t sól., bo ściany ogromne tych u lic długich, te fila ry wspa-.
niałe, te schody niezliczone, te stosy bałwanów i be
czek, te gó ry kru ch ó w — wszystko z s o li“ .
Na zwiedzenie kopalni poświęci się zw ykle naj
wyżej sześć godzin. Przez tak k ró tk i przeciąg czasu nie można natu ra ln ie obejrzeć dokładnie w szystkich szczegółów; w ystarcza on jednak, aby się zapoznać z naj ważniejszemi rzeczami.
W ysia d łszy z w indy, znajdujem y się na p ie rw
szym poziomie czyli piętrze zwanym „B e n o “ , a zagłę
bionym 66 m etrów pod ziemią.
Zaraz na w stępie w ita nas jeden z cudów w ie li
ckich, okazała ka p lica św. Antoniego, mająca 7V2 m etra długości, 6 szerokości i 5 wysokości. Została ona w y ku ta z je d n o lite j b ry ły soli, w początku w ieku X V I I I przez niewiadomego nazwiska artystę — górnika. A le n ie ty lk o ściany, ale i w szystkie części i ozdoby te j ka p licy — ołtarz, kolum ny, posągi św iętych i ambona—
w szystko to je s t w yku te z soli.
W rażenie, ja k ie spraw ia w idok te j ka p lic y , nie da się z niczem porównać: w g łę b i mamy przed sobą o łta rz z so li z M ęką Pańską, ozdobiony kolum nam i solnemi i postaciam i św iętych Klemensa i Stanisława, w y k u te m i rów nież z jednego ciosu; z so li też są duże fig u ry zakonników , klęczące na stopniach ołtarza. Po obu stronach od w ejścia mieszczą się boczne ołtarze z w izerunkam i św iętych K azim ierza i Franciszka, zaś naprzeciw głównego ołtarza ambona bardzo kunszto
w nie w yku ta z soli i ozdobiona postaciam i św iętych P io tra i Pawła.
W zagłębieniu je d n e j z bocznych ścian widać statuę A ugusta I I , w yrzeźbioną w jasnej przezroczystej
W ie lic z k a .—t.
soli na pam iątkę bytności tego k ró la w kopalni w ie li
ckie j. N iegdyś statuę tę przewieziono, ja ko oso b li
wość do W arszawy, ale w kró tce odesłano ją z p o w ro tem do W ie lic z k i, ponieważ w skutek pobytu na zmien- nem pow ietrzu zaczęła topnieć i z czasem m ogłaby była uledz zupełnemu zniszczeniu.
P iękną kaplicę Świętego Antoniego zarząd salin o tw o rz y ł w r. 1900 na w ystaw ie wszechświatowej w Paryżu, gdzie budziła powszechny zachwyt.
Ruszamy dalej dłu g im sznurem, poprzedzeni przez
„św iecznych", niosących latarnie. I oto po k ró tk ie j wędrówce now y fenomen: P rz y dźwiękach d zia rskie go mazura, granego przez towarzyszącą nam o rkie strę salinarną, schodzimy po stopniach do obszernej sali balow ej, ośw ietlonej rzęsiście sześciu w spaniałym i kryszta ło w ym i kandelabram i i mnóstwem lampionów.
Sala balowa w tych podziemiach! Któżby się m ógł tego spodziewać?
Tak, najpraw dziw sza, ale zarazem n a jo ry g in a l
niejsza sala balowa: o ścianach skalnych, wyłożonych w części drzewem, w części zaś murem sztucznym z soli, z ław kam i, biegnącemi wzdłuż ścian dia w yp o czynku pa r strudzonych, i wysoko uwieszoną galeryą
dla m uzyki. Niema w n ie j w praw dzie szkliste j fro te row anej posadzki, lecz zw ykła podłoga z desek, ale m iflio to sala ta byw ała w id o w n ią nie jednego balu, nie m niej ożywionego, niż bale na pow ierzchni, ale za to stokroć oryginalniejszego.
N ie odrazu tu zresztą znajdowała się sala balo
wa. Że w komorach, po w ybranej soli, urządzono kaplice, to rzecz zupełnie zrozum iała, ale kom uby p rzy
szło do g ło w y urządzać w podziemiach salę balową?
Kom ora ta powstała w połow ie w ie ku X V I I I po w ypróżnieniu pokładów soli zielonej, za inspektora. Łę- tow skiego z Ł ę tó w , i na je g o cześć została przezwana
„Ł ę to w e m “ . Wówczas nie ró żn iła się niczem od in nych kom ór. Na salę balow ą przerobiono ją dopiero w r. 1809, w czasie c h w ilo w e j okupacyi W ie lic z k i przez Rosyan, na życzenie rosyjskiego je n e ra ła Suwo- rowa. I odtąd pozostała salą balową, zachowując zre
sztą dawną nazwę.
P rze w ija m y się przez całą długość sali, aby od drugiego je j końca zapuścić się dalej, i oto w krótce w łu n ie ognia sztucznego o tw ie ra się przed nami wnętrze d ru g ie j kaplicy, nieporównanie obszerniejszej od tam tej, a urządzonej osta tn im i ju ż czasy (w r. 1897)
51
w je d n e j z pustych kom ór ku czci św ię te j K in g i, pa
tro n k i g ó rn ikó w w ie lickich .
O lbrzym ia tu kaplica ma 50 m etrów długości, przeszło 14 szerokości i 10 wysokości. C h a ra kte ry
styczną je j cechę stanow i a m fiteatralna budowa: Ż eby się dostać do w łaściw ej ka p licy, m usim y spuścić się po 46 ciosowych stopniach solnych, m ija ją c po drodze niższą platform ę przeznaczoną dla m uzyki.
Po praw ej stronie ka p licy na ścianie znajduje się piękna k ro p ie ln ica z soli, a nad nią płaskorzeźba, przedstawiająca Chrystusa pod krzyżem, cenny zaby
te k rzeźby z w ieków m inionych. D alej w idać ambonę z ciosu solnego, a w je j dolnej części pięknie odro
biona z bloków kam iennych podobizna baszt zamku w aw elskiego, ro b o ty g ó rn ika Józefa M arkow skiego.
W g łę b i obramowany ciosami kam iennym i znaj
duje się w ie lk i o łta rz z w izerunkiem św ię te j K une- gundy, a nad nim u g ó ry sym bol górniczy — dwa m ło tk i złożone na krzyż i korona cesarska. Kom orę o św ie tla ją 3 w ie lk ie kryształow e kandelabry i 4 m n ie j
sze św ieczniki. Tu odbywa się nabożeństwo k ilk a razy do roku -— w w ie lk ie uroczystości i w dni pa
m iątkow e.
N ie w y s ło w io n y m ajestat b ije od tego ołtarza, u kryte g o pod pow ierzchnią ziem i, od tych załomów, k tó ry c h w ie k u is ty m ro k został na ch w ilę przerw any.
A le ju ż łuna gaśnie, pod stropem ka p licy m rok gęstnieje na nowo— tłu m tu rystó w , poprzedzany la ta r
niam i, oddala się na kilkanaście m in u t dalszego pocho
du krę te m i drogam i i w net od szybu R udolfa schodzić zaczynamy na d ru g ie p ię tro kopalni.
Spuściwszy się po 160 stopniach na d ru g i po
ziom „Cesarza Franciszka", na głębokość 110 m etrów , znajdujem y się w je d n e j z najpiękn iejszych komór, noszącej nazwę „M ic h a lo w ic k ie j“ od ro tm is trz a w ojsk p o lskich M ichała Dana z M ichałow ic.
Nie ta k długo, ja k kaplica św ię te j K in g i, je s t zato „M ic h a ło w ic k a " bez porównania wyższa, ma bo
wiem 36 m etrów wysokości c z y li przewyższa nieco słynnę, zasypaną ju ż cbecnie komorę Steinhausera.
Długość je j w ynosi 28, szerokość zaś 18 m etrów , wo- góle za tem je s t ona przeszło dwa razy obszerniejsza
od kom ory św iętej K in g i. Żeby a to li ocenić nale
życie je j w ielkość, potrzeba patrzeć nie wzdłuż, ja k w ta m te j ka plicy, lecz w górę, ta k i je s t bowiem k ie runek największego je j w ym iaru.
53
Kom ora ta w te j postaci, ja k dzisiaj is tn ie je od r. 1761, przedtem je d n a k w ybierano z n ie j sól przez la t 4-4 (1417 — 1761), zanim opróżniono ją zu
pełnie.
N ajw iększą osobliwość te j kom ory stanow i o l
brzym ie rusztowanie ze słupek i belek, p raw dziw e a r
cydzieło sztu ki ciesielskiej, podpierające je j strop m niej więcej na wysokości dachu kościoła. Maryac- kiego. Ze strony pośrodku tego rusztow ania zwiesza się rów nież o lb rzym i św iecznik z soli k ry s z ta ło w e j o 200 świecach.
W te j c h w ili zionie ogniem cały ten św iecznik, św ia tło bengalskie rzuca oślepiający blask na bezm ier
ną czelność kom ory, a z u k ry ty c h gdzieś wysoko in strum entów o rk ie s try salinow ej p ły n ie do g łę b i p rz e j
mująca melodya narodowej pieśni p o lskiej.
Z niem ym podziwem ogarnia oko ten osobliw y w idok, poczem ruszamy w dalszą drogę n a jp ie rw cho
dnikiem rów nym — prostym , ja k strzała, potem przez most, rzucony nad jakąś przepaścią, a potem schodami w dól do obszernej, rów nież pustej kom ory Drozdo- w ic k ie j. Znowu płoną jaskraw e ognie, ośw ietlając głąb zam arłej kopalni.
W id o k kopalni w W ieliczce w daw niejszych latach.
W jednem m iejscu czytam y na ścianie napis w y ry ty ku pam ięci 500 letniego jubileuszu W szechnicy K ra ko w skie j.
I znów krążym y dalej w prawo i w lewo, ja k ie - miś chodnikam i, k tó ry c h ' kierunek w ik ła się i gubi;
ja kie m iś drogam i blędnemi, ku te m i w skale; mostami, zawieszanymi w pow ietrzu; schodami, k tó re pną się w górę
i
zbiegają w dół bez końca!I oto nowa g ro ta zaczarowana jakaś g ro ta z ba
śni! N ie im ponuje w praw dzie w ie lko ści mrocznych czeluści, ja k zwiedzane przed c h w ilą olbrzym ie kom ory, ale za to zda się być pełną życia i ognia, ta kie m i blaskam i, taką rozm aitością i grą barw d rg a ją je j ściany, utworzone z n a jpiękn iejszej kryszta ło w e j soli i ośw ietlone w te j c h w ili na nasze pow itanie.
Tu dopiero można puścić wodze ro zb u ja łe j fantazyi i w yobrazić sobie, że znajdujem y się naprawdę w pa
łacu w ładcy podziemnego państwa, że ściany te j g ro ty zrobione są z dyamentów i innych drogich kam ieni, i że lada ch w ila ukażą się tu ja kie ś w ro g ie moce i za
pyta ją nas, ja k ie m prawem w d a rliśm y się w tę zacza
rowaną kra in ę skarbów podziemnych.
Ta jedyna w swoim rodzaju kom ora w y k u ta zo
stała w pokładzie najosobliwszej i najpiękniejszej od
m iany soli, zwanej lodowatą, a została przezwana g ro tą kryształow ą dla cudownego blasku i g ry swoich ścian.
Sól, wydobywana z in n e j, służy do w yrobu różnych pam iątkow ych przedm iotów , k tó re ta k chętnie naby
w ają wszyscy, zwiedzający W ieliczkę.
G rota kryształow a znajduje się na d ru g im pozio
mie w odległości dwu k ilo m e tró w od szybu „A rc y k s ię c ia R udolfa1', k tó ry m spuściliśm y się do kopalni.
Z żalem opuszczamy tę cudowną grotę i idziem y dalej w dół schodami, łamiącemi się w zygzaki, wśród nieznanych, tajem niczych, a głów nych obszarów, i oto za chw ilę jesteśm y na trzecim poziomie kopalni, zwa
nym poziomem „A rc y k s ię c ia A lb re c h ta ", a zagłębionym na 135 m etrów pod ziemią.
I tam znów krążym y długo podziemnemi drogam i, bo zaledwie po u p ły w ie pół godziny zamajaczyło się przed nami w dali ja k ie ś słabe św iatełko, któ re rosło po
w o li, aż wreszcie oblało nas pełnym blaskiem i u jrz e liśm y ze zdumieniem budynek, p rzytu lo n y do ściany skalnej, typow y dworzec ko le i, a przed jego frontem w dw ie stro n y mknący to r kolejow y.
To „dw orzec h r. G ołuchow skiego", mieszczący się
57
w olb rzym ie j komorze, zwanej daw niej „W ałczynem ".
Kom ora ta ma 50 m etrów długości, 22 szerokoścPi 16 wysokości, powstała zaś w skutek w ybrania soli w r.
1652 i otzym ała nazwą od ówczesnego dzierżawcy, M acieja z W ałczyna W alczyńskiego. W u biegłym stu
leciu (w r. 1864) upiąkszono ją, zbudowano w niej centralny dworzec dla podziemnej k o le jk i konnej, liczą
cej obecnie 45 k ilo m e tró w długości i zmieniono je j nazwą na cześć Agenora b r. Gołuchowskiego, w ielce zasłużonego nam iestnika G alicyi. Tu możemy odpo
cząć i p o silić sią w obszernej restauracyi, mogącej po
mieścić koło 400 osób.
- Stąd szło sią daw niej do zasypanej ju ż dziś k o m ory „S te in h a u se ra ", gdzie goście o g lą d a li zw ykle
„p ie k ie ln ą jazdą" g ó rn ikó w . D ziś kom ora ta ju ż nie is tn ie je , ja k znikną w kró tce po nie j i n ie k tó re inne, cbłonąc w siebie g lin ą i piasek ze wzgórz okolicznych.