B. Dembowski
"The Existentialist Prolegomena to a
Future Metaphysics", Federick
Sontag, Chicago 1969 : [recenzja]
Studia Philosophiae Christianae 7/1, 210-216
i docenia ich w p ływ na m yśl współczesną, zwłaszcza wśród analityków angielskich i wśród logistycznych pozytyw istów am erykańskich, bardzo żyw otnych spadkobierców „Koła W iedeńskiego”.
Na zakończenie trzeba dodać, iż w artość dzieła Coplestona w znacz nym stopniu powiększają uw agi krytyczne, jakim i autor kończy w iele rozdziałów sw ej pracy. Mamy w ięc do czynienia nie tylko z sum iennym referatem , ale rów nież m ożem y w czasie lektury wkroczyć głębiej w dy skusję w okół poważnych problem ów filozoficznych. Takimi uwagam i krytycznym i C. zakończył swoje przedstawienie poglądów Benthama, Spencera, Bradleya, McTaggarta, Warda (w I części), oraz R oyce’a, P earce’a, D ew eya i R ussella (w II części).
Istotną w artością dzieła są dobre przypisy i indeks osobowo-rze- czowy, oraz starannie zebrana bibliografia, krótka, lecz podstawowa i nieograniczająca się jedynie do literatury angielskiej.
I
B. Dem bow ski
Frederick Sontag, The Existentialist Prolegomena to a Future Meta physics, The U niversity of Chicago Press, Chicago 1969.
1. „Jedną ze sm utniejszych cech naszej epoki jest to, że jesteśm y postaw ieni w obec całkow icie niekoniecznej dychotom ii, rozbicia na dwa skrajne obozy: z jednej strony są ci, których cześć dla intelektualnej jasności i dyscyplina um ysłow a m oże być staw iana za wzór, ale nie chcą oni podejm ow ać innych problem ów, jak tylko m ałe i to często zgoła błache; w drugim obozie zaś są tacy, jak Toynbee i niektórzy egzystencjaliści. Ci podejmują w ielk ie i interesujące problemy, ale w taki sposób, iż pozytyw iści w skazują na nich, jako na żyw e dowody, że każdy w ysiłek tego rodzaju z góry skazany jest na niepowodzenie. Obie strony, świadom e błędów sw oich oponentów, idą do coraz dal szych skrajności: przepaść się rozszerza, a inteligentny laik pozosta w ion y pośrodku w krótce traci obie strony z oczu” 1 — te słow a W al tera K aufm anns, profesora filozofii U niw ersytetu w Princeton, w syn tetycznym skrócie określają sytuację, w jakiej znalazło się w ielu — czyż nie znakomita w iększość? — w spółczesnych m yślicieli filozoficz nych, oraz w p ływ jaki ta sytuacja w yw iera na przeciętnego inteligenta. Przypom inają się m elancholijne słow a rezygnacji w ypow iedziane przez śledzia w znanej fraszce Kotarbińskiego: „gdzie jasno, tam płytko; gdzie głęboko, tam ciem no”. Przyjm ując je za słuszne i uznając ich za
1 W alter Kaufm ann, E xistentialism from D ostoevsky to Sartre, Cle veland and N ew York*8, 1968, 51.
sadniczą prawdziwość, chcielibyśm y jednak raz jeszcze postaw ić pyta nie, czy rzeczywiście m yśl filozoficzna jest absolutnie skazana na trw a nie w tej sytuacji; to znaczy, czy nie można w dziedzinie zagadnień w ażnych i interesujących, gdzie „głęboko i ciem no”, tak uprawiać filo zofii, by zadość uczynić przynajmniej podstaw owym wym aganiom epistemologicznym, staw ianym przez m yślicieli z pierw szego obozu, tak by metafizyka, bo o nią przede w szystkim chodzi, naw et jeśliby nie była uznana za naukę sensu stricto, jednak by uznane i intersubiektyw nie uzasadnione były jej podstaw ow e twierdzenia?
2. Niedawno wydana nowa książka S o n ta g a 2 jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Jest ona bowiem jednym w ięcej wyrazem świadomości trudnej sytuacji, w jakiej znajduje się w spółczesna filozofia, tak często rozdarta na owe dwa skrajne obozy. Co jednak ważniejsze, jest także próbą przezwyciężenia tej dychotom ii, uważanej zresztą — jak w id zie liśm y — za niekonieczną rów nież przez cytow anego Kaufmanna.
Sontag sądzi, iż można podjąć próbę rozw iązyw ania — w sposób intersubiektywnie uzasadniony — w ielkich problem ów m etafizycznych staw ianych przez drugi obóz, na podstaw ie bazy em pirycznej ustalonej epistemologicznie poprawnie, tak iżby zadośćuczynić m ogła rygorystycz nym, a słusznym, wym ogom staw ianym przez m yślicieli z pierwszego obozu. Sontag tę bazę em piryczną spodziewa się znaleźć w analizach psychologicznych i stw ierdzeniach dokonanych przez egzystencjalistów od Kierkegaards do Sartre’a. Sądzi, że tym analizom — a zarazem w nioskom metafizycznym z nich w ydobyw anym — można nadać po prawną epistemologicznie formę. W obecnych „Prolegom enach” pragnie określić warunki, jakie należy w ypełnić, by uczynić m etafizykę m ożli w ą, epistemologicznie i m etodologicznie poprawną, opartą na em pirycz nych przesłankach dostarczonych przez egzystencjalizm .
Zewnętrzną rangę dzieła Sontaga podnosi fakt, iż zostało ono w y dane przez tak poważną instytucję, jaką jest The University of Chica
go P re s s; co jest tym ciekawsze, że obecnie W ydział Filozofii U n iver s i t y of Chicago w znacznej m ierze reprezentow any jest przez m yślicieli
należących do pierwszego obozu wzm iankow anej dychotomii. Konty nuują oni ostrożne, analityczne prace zainicjowane przez Koło W ie d eńskie i Wittgensteina. Natom iast książka Sontaga jest, jak w id zieli śm y, w yrazem przeciwnej opinii, że — m ianow icie — można i trzeba 2 Frederic Sontag jest także autorem innych rozpraw i artykułów tem atycznie związanych z om awianą pozycją, m. i.: D ivine Perfection: P ossib le Ideas of God, N ew York, 1953; Heidegger and the Problem of M etaphysics, Philosophy and Phenomenological Reaserch 24 (1964) 3, 410— 16; The Meaning of „Proof” In A n selm ’s ontological „Argument”,
Journal of Philosophy, 64 (1967) 15, 459—86; Heidegger, Time and God, Journal of Religion, 47 (1967) 4, 279—94; The Problem s of M etaphysics,
staw iać w ielk ie pytania m etafizyczne. Jest ona z jednej strony w y razem niesłabnącego (a może nawet pogłębiającego się jeszcze) zainte resowania się egzystencjalizm em w Ameryce P ó łn o cn ej3; z drugiej strony jest w yrazem przekonania, że wychodząc z analiz i stwierdzeń dokonanych przez egzystencjalistów można zbudować m etafizykę opar tą na bazie em pirycznej, która w praw dzie będzie innego rodzaju niż w naukach pozytywnych (12)4, jednak będzie w stanie oprzeć się kry tyce logiczno-pozytyw istycznej. Tak w ięc można w obec skrajnej dy chotomii zająć stanowisko środkowe, w którym nie rezygnując ze ści słości i intersubiektyw nego uzasadnienia stawia się w ielkie i interesu jące problemy.
Czy autor w ypełn ił tak śmiało postaw ione zadanie i do jakiego stop nia? Zobaczmy najpierw nieco dokładniej jak je staw ia i próbuje roz wiązać, zanim podamy naszą opinię w uwagach końcowych.
3. Omawiane dzieło składa się z dwóch części:
Część I — Rozwinięcie prolegom enów — zawiera następujące roz działy: 1. E gzystencjalistyczny prolegomenon do przyszłej m etafizyki (7—14), 2. Specyficzne cechy w szelk iego poznania metafizycznego (25—45), 3. D ośw iadczenie psychologiczne a m etafizyka (47—67), 4. M e tafizyka a życie literatury (69—113).
Część II — Początek n owej m e ta f izy k i — zawiera dalsze cztery roz działy zatytułowane: 5. Pochodzenie poznania abstrakcyjnego (117—129), 6. Problem y m etafizyki: nicość i czas (131— 164), 7. Tractatus M ethaphysi- co-Theologieus (-165—191), 8. Bóg i człowiek jako m etafizycy (193—208).
Ponadto w Prologu (1—4) autor określił sw oje zamierzenia, a w Epi logu (209—218) zebrał zasadnicze w nioski.
4. Tytuł dzieła dobrze określa jego charakter i zamierzenia. Autor nawiązuje do Prolegom enów Kanta. Pragnie dokonać „przekładu” tego dzieła przez zastąpienie podstaw owych term inów kaniow skich central nymi pojęciam i egzystencjaljzm u (2). Wychodzi od stwierdzenia, iż od czasów Kanta zachodnia m yśl teologiczna (a zarazem ogólnie cała m yśl chrześcijańska) pozbawiona została w łaściw ej i m ożliwej do przyjęcia bazy m etafizycznej (7). Stw ierdzenie to możem y przyjąć za słuszne przy najm niej w tym znaczeniu, iż od czasów Kanta w ielu m yślicieli uznało, 3 Dla ilustracji podaję tytu ły niektórych w ydanych ostatnio lub w zno w ionych dzieł: Soren Kierkegaard, The Concept of Dread, Princeton 1967; — Training in Christianity, Princeton, 1967; — Fear and Trem bl ing and The Sickness unto Death, Princeton 1968; Martin Heidegger, An Introduction to M etaphysics, Chicago 1961; — E xistence and Being, Chicago6 1968; Jean -Pau l Sartre, Being and Nothingness, N ew York3 1968. Warto także w spom nieć cytowaną w p rzy p .1 książkę Kaufmanna zawierającą w ybór pism następujących autorów: D ostojewski, K ierke gaard, N ietzsche, Rilke, Kafka, Jaspers, Heidegger, Sartre i Camus.
że nie m ożna traktować problem ów m etafizycznych m etodologicznie po praw nie i że nie można uprawiać teologii naturalnej w sposób w y sta r czająco uzasadniony. Stanowisko agnostyczne przez w ielu uznane zo stało za jedynie słuszne w tych dziedzinach. Inni natom iast przeciwnie nadal uprawiali m etafizyką i teologię naturalną, ale stała się ona w ich ujęciu na wzór Hegla oderwaną od egzystencjalnie ujm owanej rzeczy w istości logiczną analizą konieczności (bo czyż można m ieć em piryczny kontakt poznawczy z rzeczywistością? św iat dany w doświadczeniu to nie rzeczywistość. W ydawało się to oczyw iste po kaniow skim „przewro c ie kopernikańskim”). Ten w łaśnie logiczny byt konieczny, całkow icie
oderwany od rzeczywistości ludzkiego życia i przeżycia, stał się „jedy ną rzeczywistością — rzeczą w sobie”. Sontag wyraża przekonanie, że egzystencjalizm jest lekarstw em na ten stan rzeczy, bowiem , m im o braki języka w jakim jest w ypow iadany, trwa — w przeciw ieństw ie do wyżej wzm iankowanej filozofii typu heglow skiego — w bezpośrednim kon takcie z codzienną psychologiczną i em ocjonalną egzystencją zw ykłego człowieka (9). Wyraża nadzieję, iż gdyby ta cecha egzystencjalizm u m o gła zapewnić mocną, epistologiczną bazę dla nowej m etafizyki, można by się w tedy spodziewać, iż przekonaliby się o jej prawomocności na w et filozofow ie empiryści. Gdyby w ięc udało się stw orzyć psychologicz- no-em piryczną bazę dla m etafizyki, m ogłoby się to okazać — spodzie w a się Sontag — zdarzeniem o takiej wadze dla filozofii, jakiego nie b yło od czasu „kaniowskiego przewrotu kopernikańskiego” (9). Sontag, choć ostrożnie często powtarza owe „gdyby”, jednak jest przekonany, że zadanie to można w ypełnić, ponieważ można bronić słuszności dwóch tez podstawowych dla nowych prolegomenów: po pierwsze, że odrodzę n ie zarówno metafizyki konstruktyw nej, jak i filozoficznej teologii na turalnej opartej na m etafizyce, zależy od uprzednio zbudowanej psy chologii filozoficznej, uprawianej jako prawomocna dziedzina wiedzy; po drugie, że egzystencjaliści dokonali tego zadania, to znaczy dostar czyli wystarczających danych em pirycznych do zbudowania psychologii filozoficznej (10). Mówiąc o tych tezach Sontag zwraca uwagę na to, że dotychczasowe próby tworzenia m etafizyki opierały się w pewnym sensie na naukach szczegółowych, m etafizyka była jakim ś sw oistym uogólnieniem doświadczenia zewnętrznego, kosm ologicznego. Obecnie jednak literatura egzystencjalistyczna winna skłonić nas do szukania bazy dla metafizyki w doświadczeniu w ew nętrznym . W stępnym pyta niem winno być to, które postaw ił Sartre: „Czym musi być człowiek w sw ej wewnętrznej, psychologicznej, egzystencji, skoro przez niego przychodziły i ciągle przychodzą na świat m etafizyczne pytania?” (12). Zagadnieniem podstawowym stało się w ięc pytanie, czy i w jaki sposób psychologia introspekcyjna może być podstawą empiryczną dla speku la cji metafizycznych? Sontag dodaje: „jeżeli pytania m etafizyczne w y
-nastają bezpośrednio z natury człowieka, to możemy znaleźć tam pod staw ę em piryczną dla rozważań bardziej abstrakcyjnych” (12) i może się w reszcie okazać, że „możemy także znaleźć nową podstaw ę dla m e tafizyki, inną niż ta, którą dają nauki pozytyw ne” (12).
D alsze analizy doprowadzają Sontaga do czterech pytań, sform uło w anych na wzór kaniow skich pytań w jego Prolegomenach. Do tych pytań sprowadza się całe zagadnienie nowej m etafizyki: „1. Jak to jest m ożliw e, że pew ne (certain) doświadczenia psychologiczne są fundam en talne dla m etafizyki i teologii? 2. Jak to jest m ożliwe, że literatura ma znaczenie dla filozofii i teologii? 3. Jak to jest m ożliwe, że m etafizyka i teologia w yciągają ogólne w nioski z takiego m ateriału? 4. Jak to jest m ożliwe, że m etafizyka i teologia stają się system atyczne i w iarygod ne?” (44—5).
W iemy, że Kant dlatego nadawał sw ym pytaniom form ę typu „jak m ożliw e są sądy syntetyczne a priori?”, ponieważ uważał, że tego ro dzaju nauka, jak fizyk a new tonowska, której osnowę stanow iły w edług niego sądy syntetyczne a priori, jest faktem , na którym m ożna i trze ba się oprzeć — faktem , który należy przyjąć jako punkt w yjścia w fi lozofow aniu. N ie udaw adniał w ięc istnienia takich sądów. Natom iast najpierw w ykazyw ał oczywistą w edług niego konieczność uznania ich za istniejące, ze w zględu na fakt nauki, następnie odpowiadając na p y tanie, jak one są m ożliwe, badał i analizow ał ich strukturę.
Podobnie chce postępow ać Sontag, o czym świadczy forma staw ia nych przez niego pytań. W powtarzającej się bowiem formule: „jak to jest m ożliw e”, podkreśla on, iż jego zadaniem jest w yjaśnić pewną rze czyw istość faktycznie istniejącą. Tą rzeczywistością jest w edług niego doświadczenie psychologiczne, stw ierdzane przez egzystencjalistów — m ające, jako baza em piryczna, zasadnicze znaczenie dla m etafizyki i teologii naturalnej, opartej na m etafizyce.
5. Czym jednak jest m etafizyka w ujęciu Sontaga, w jakim znacze niu posługuje się on tym tak w ieloznacznym pojęciem, jaką znajduje specyficzną cechę poznania m etafizycznego?
Na te zasadnicze pytania m ają w łaśn ie odpowiedzieć Prolegom ena, Sontag chce bowiem w tym dziele określić postulow aną m etafizykę, jej punkt w yjścia, bazę em piryczną i metodę. Wychodzi od jednej z tra dycyjnych i bardzo ogólnikowych definicji: „m etafizyka jest to bada nie pierwszych zasad” (22). Nieco bliżej określa specyfikę m etafizycz nego poznania, gdy przeprowadza próbę w yodrębnienia w łaściw ego źródła tego poznania. Pisze: „gdy przystępujem y do rozważania źródeł poznania m etafizycznego, w łaściw e znaczenie tego terminu (to jest ta kie poznanie, które jest poza lub powyżej poznania procesów fizyk al nych) m ów i nam, że nie m oże ono pochodzić bezpośrednio z jakiego kolw iek studium otwartej struktury fizykalnej. Jego zasady i podsta
w ow e pojęcia nie mogą być nigdy w ydobyte z relacji zaobserw ow a nych zewnętrznie. Nie może być ono poznaniem zew nętrznym (fizykal nym) lecz wewnętrznym (m etafizykalnym ), poznaniem takim m ianow i cie, którego pochodzenie jest w ew nętrzne, różne od doświadczenia ze w nętrznego” (26).
Źródłem więc poznania m etafizycznego nie m oże być ani proste, ze w nętrzne doświadczenie przedm iotów fizykalnych, które jest źródłem nauk pozytywnych, ani analityczna w iedza a priori, będąca bazą logiki. Bazą metafizyki, jej em pirycznym źródłem, jest psychologia introspek- cyjna w tej jej części, która traktuje doświadczenie i stany psychiczne jako ogólne warunki (conditions) w łaściw e każdem u człow iekow i (26). M etafizyka proponowana przez Sontaga jest w ięc sw oistym uogólnie niem danych w introspekcji.
Bliższem u określeniu m etafizyki ma służyć analiza jej twierdzeń, jaką Sontag przeprowadza w sw ym dziele. N ajpierw przypomina znane odróżnienie między zdaniam i analitycznym i a syntetycznym i (27). Przy pomina, że prawo sprzeczności jest w spólną zasadą w szelkich twierdzeń analitycznych. Twierdzenia jednak syntetyczne, poszerzające naszą -wie dzę, wymagają innej zasady, choć nie m oże ona sprzeciwiać się prawu sprzeczności. Tą zasadą jest doświadczenie. Sontag odróżnia dwa ro dzaje w iedzy syntetycznej danej w doświadczeniu. Jeden pochodzi z na rastającego nagromadzenia -wrażeń zm ysłow ych i następujących po so bie doświadczeń. Drugi rodzaj w iedzy zdobywam y już w jednorazo w ym , poszczególnym, intensyw nym przeżyciu. N ie wchodząc bliżej w treść szczegółowej analizy twierdzeń syntetycznych przeprowadzonej przez Sontaga na str. 29—36 zwróćm y uw agę na to, iż w tym drugim rodzaju syntetycznej w iedzy doświadczalnej w idzi on m iejsce dla m e tafizyki. Odróżnia on bowiem psychologię eksperym entalną, jedną z nauk pozytywnych, której sądy syntetyczne są uogólnieniem mnogich dośw iadczeń i eksperymentów dokonywanym często przy pomocy m e tod statystycznych itp., od psychologii filozoficznej, opartej na syn te tycznych ujęciach niezależnych od nagrom adzonych doświadczeń em pi- rystycznych. Tu Sontag wprowadza p ojęcie intuicji (insight), zasadnicze d la jego metafizyki. Określa ją jako: „bezpośrednie i nagłe ujęcie ja k iejś istotnej struktury ludzkiej egzysten cji” (49—50). Taka m etafizycz n ie w ażna intuicja dokonywa się nie w jakim kolw iek doświadczeniu, lecz „jedynie w momentach osobistego kryzysu, gdy istota ludzka staje w obec jej ograniczenia. A w ięc najistotniejsze intuicje nie pochodzą z nagromadzenia em pirycznych doświadczeń” (48).
Zasługą egzystencjalistów, a zw łaszcza Kierkegaarda, jest zwrócenie u w agi na „przynajmniej dwa rodzaje doświadczenia, podstaw ow e dla w szelk iej psychologii filozoficznej, i m ające doniosłe znaczenie m eta fizyczne. Tymi doświadczeniami są przeżycia niepokoju i lęku ” (51).
„W związku z niepokojem i lękiem — pisze dalej Sontag — a konsek w en tn ie w zw iązku z w szelkim i stanam i psychicznym i w ogóle, spo dziew ałem się ustalić ich bezpośredniość i ich w ew nętrzną oczywistość, a m oże nawet i zewnętrzną, a w ten sposób stwierdzić, iż intuicje, które one mogą niekiedy tworzyć, m ają znaczenie m etafizyczne” (66). Osta tecznie m ożem y powiedzieć, że Sontag pragnie budować m etafizykę, jako ogólną teorię bytu, opierając ją na psychicznym przeżyciu, w k tó rym człow iek boleśnie (to cecha charakterystyczna egzystencjalizm u typu Kierkegaarda i Sartre’a) uświadam ia sobie swoją przygodność, a zarazem przygodność całej znanej mu rzeczyw istości. Tak w ięc m e tafizykę proponowaną przez Sontaga nazwać m ożemy m etafizyką przy godności. Przeżycie „niepokoju i lęku ” tak m ocno akcentowane i tak głęboko analizow ane od Kierkegaarda do Sartre’a ma być — jako źró dło „m etafizycznie doniosłej in tu icji” — wystarczającą bazą em pirycz ną dla tworzenia ogólnej teorii bytu, w której przygodność, niekoniecz- ność i ograniczenie będą podstaw owym i pojęciam i w yjaśniającym i rze czywistość.
6. Uwagi końcowe. Książkę Sontaga powinni poważnie potraktować ci w szyscy, którzy pragną dziś uprawiać m etafizykę system atyczną. Zbiera ona bowiem i porządkuje niem al to w szystko, czym mogą służyć m etafizyce stw ierdzenia i analizy psychologiczne dokonane przez egzy- stencjalistów . Filozofom uprawiającym m etafizykę tradycyjną w duchu św. Tomasza u łatw ić to może w yjście z pewnej społecznej izolacji, w ja kiej się niekiedy w brew sw ej w oli znaleźli. Pomoże im w ykazać życio w ą doniosłość i głęboką prawdziwość tego rodzaju rozważań nad na turą intelektu i w oli ludzkiej, które Maritain nazw ał „VI drogą”, a k tó re, podobnie jak rozważania egzystencjalistów nad „niepokojem i lę k iem ”, są stw ierdzeniem w łasnej niewystarczalności ontologicznej. Po może to wykazać, że m etafizyka św. Tomasza, a zwłaszcza jego „drogi”, obejm uje także w ew nętrzne, psychologiczne, argum enty augustyńskie, tak bardzo odpowiadające współczesnem u czło w iek o w i5, o czym św iad czy niesłabnąca popularność rozważań egzystencjalistycznych. Pogłębie nie rozważań w tej dziedzinie, w ysiłk i, by nadać im poprawną form ę m etodologiczną i epistem ologiczną, to jedyna droga, by nie tylko zm niej szyć rozdarcie, o jakim m ów ił cytow any przez nas w e w stępie K auf mann, lecz również, by w yprow adzić tradycyjną m etafizykę tom istycz- ną z jej stanu izolacji, by przybliżyć jej zagadnienia i próby rozwią zyw ania tych zagadnień zarówno do innych szkół filozoficznych, jak i do m entalności szerszego ogółu społecznego.
B. D em bow ski
5 Por.: A. Bogliolo SDB, O założeniach dróg, którymi św. Tomasz dowodzi istnienia Boga, [w]: Studia w filozofii Boga, pr. zb. pod red. bpa B. Bejze, W arszawa, ATK, 1968, 94.