W Y D A W N I C T W O „ L I G I P R A C Y ”
Nr. 63
PIO TR DRZEW IECKI
O WYCHOWANIE G O S P O D A R C Z E
KONIECZNOŚĆ REFORMY SZKOLNEJ
W A R S Z A W A - - 1930
Z A K Ł A D Y G R A F I C Z N E E. I D - r a K. K O Z I A Ń S K I C H W W A R S Z A W I E
W Y D A W N I C T W O „ L I G I P R A C Y ”
Nr. 63
PIO TR DRZEWIECKI
O WYCHOWANIE G O S P O D A R C Z E
KONIECZNOŚĆ REFORMY SZKOLNEJ
W A R S Z A W A — 1930
ZA K Ł A D Y G R A F I C Z N E E . I D - i a K. K O Z I A Ń S K I C H W W A R S Z A W I E
kMO
WYCIĄG ZE STA TU TU TO W A R ZY STW A
L I G A P R A C Y
W A R S Z A W A , C Z A C K I E G O 5
T ow arzystw o pod n azw ą „LIGA PRACY“ ma na celu:
a) sze rz e n ie św iadom ości, że celow a i w y
dajna praca obyw ateli jest p odstaw ą ogólnej pom yślności narodu;
b) w zm ożenie w społeczeństw ie w ydajności pracy i popieranie praw idłow ej jej organizacji,
jako podstaw y dobra ogólnego.
U W A G A : T o w a r z y s t w o ' n ie ma n a celu o b r o n y i n t e r e s ó w j a k i e j k o l w i e k g r u p y s p o ł e c z n e j , g dy ż z a d a n i e m j e g o j e s t s z e r z e n ie ^ w e w s z y s t k i c h w a r s t w a c h s p o ł e c z n y c h z am iło
w a n i a do p r a c y , j a k o k o n i e c z n e j p o d s t a w y b yt u i p o m y ś ln e g o r o z w o j u n a r o d u .
K-n/A$G{,
$ , z /
Z A K Ł A D Y G R A F I C Z N E E.i D -r a K. K O Z I A Ń S K I C H W W A R S Z A W I E -
Szkodliwe Przesądy panujące w danem społeczeństwie p rz esąd y . są świadectwem światopoglądu i wykształcenia
jego ludności. W Polsce jak i wielu innych, społeczeństwach istnieją różne przesądy. Przesądy szkodę przynoszące winne być zwalczane.
Jak że często w Polsce n a uczynioną propozycję do
konania jak iejś pracy, słyszym y odpowiedź: „to m i się nie opłaci”.
J e s t to w yrazem panującego w Polsce poglądu, że raczej lepiej nie wykonyw ać żadnego w ysiłku, jeżeli re z u lta ty p ra c y nie będą sowicie opłacone. Pogląd te n jest niezm iernie szkodliwy ze stanow iska przy ro stu m ają tk u
narodowego.
P od ty m względem różnim y się znacznie od zam oż
nych narodów zachodm o-europejskich, k tó ry ch bogactw a są w ynikiem ich pracow itości i nagrom adzonych ta m owo
ców pracy od wieków. Nie posiadam y tej pracow itości i w skutek tego stanow im y n aró d ubogi, pomimo zam ieszki
w ania te ry to rju m bogato uposażonego przez przyrodę.
D latego za wielkie m arnotraw stw o uznać należy niepodejm ow anie w danym czasie żadnej pracy, ponieważ re z u lta ty jej nie w ydają się nam dostatecznie sowitem i.
Pouczającym przykładem je s t fa k t n a stę p u jąc y z ży cia pracow itych chińczyków. A nglik m ieszkający pod Pekinem , w yczytał szyld n a sklepie w śródm ieściu P e k in u :
„Tow ary d o starczam y bez o p ła ty do dom u” . Uw ażając iż obietnica t a je s t z b y t daleko sięgająca, d la jej spraw dzę-
— A —
nią, nab y ł anglik w ty m sklepie drobiazg za jednego pensa i polecił odesłać sobie do dom u, odległego o kilkanaście kilom etrów od sklepu. Kupiec chińczyk polecenie to po
tw ierdził, nadm ieniając, iż dziś jeszcze tow ar dostarczony będzie.
Zdziwiony tern anglik p y t a : „Gzy to p an u się opłaca ? W szak koszt dostaw y tej drobnostki przekroczy k ilk a k ro tn ie wartość to w a ru ” .
Na to kupiec chiński odpow iedział:,, Czynię ta k od la t wielu i doszedłem tern do bogactw a, k tó re m i zapew nia do
b ro b y t. Nie chciałbym powrócić do ubóstw a, a to nape- w noby nastąpiło, gdybym zaczął d ostaw y rozróżniać i tylko te zakupy klijentów dostarczać do dom u, k tó re m i się sowicie opłacają” .
F a k t te n ilu stru je stosunki zupełnie odm ienne od naszych. Przykładem tego też je s t niechęć rzem ieślników polskich dokonyw ania drobnych reparacji, g dy te, jak o b y się nie opłacają, choć takież sam e rep aracje w ykonują rzem ieślnicy n aprzykład w Niemczech, F ra n c ji, Szwajcarji, za drobne kw oty, wychodząc z założenia, iż każde obsłu
żenie klijentów się opłaca, gdyż powiększa ono ich grono, choć korzyści nie ujaw niają się n aty ch m iast. N iezm iernie ujem nym czynnikiem w dziedzinie „opłacania się p ra c y ” są zapomogi w ypłacane brezrobotnym .
O trzym yw anie ty c h zapomóg pow oduje, iż często na propozycję podjęcia danej pracy przez bezrobotnego, o ile płaca zaofiarow ana nie przekracza w dostatecznej d la niego mierze otrzym yw anej zapomogi, otrzym uje od niego odpowiedź: „ to m i się nie opłaci” .-
K oronki, będące wytworem p rac y kobiet w czasie wolnym od zajęć gospodarskich, stanow ią w pracow itych społeczeństwach, ja k Szw ajcarja, Belgja, Czechy, w y datną produkcję, będącą wyrazem um iejętnego w yzyskania
— 5 —
czasu przez ludność. P rodukcja t a podnosi d o brobyt ludności i m ają te k narodow y.
W Polsce też ogólnie w ypow iadany jest pogląd
„tego m i nie wypada”, gdy idzie o wykonanie jakiejkolw iek czynności, k tó rą zwykle spełnia niżej uposażony pracow nik.
W yręczanie się in n y m i w p racy, jest u nas powszechne i spotykane na każdym kroku, zarówno w sferach zam oż
nych, ja k i uboższych.
Pod ty m względem społeczeństwo polskie jest bardzo arystokratyczne w przeciw staw ieniu do społeczeństw z a chodnio-europejskich, a w najszerszej mierze do am ery kańskiego, które je s t społeczeństwem iście dem okratycz- nem, a wyraża się ta m przedew szystkiem w ty m ogólnym poglądzie, iż p raca nie hańbi człowieka, że na każdej p la cówce pracujący, jest człowiekiem godnym szacunku, k tórem u podaje się rękę ja k równemu.
„To do mnie nie należy”, mówi Polak, gdy widzi rzecz porzuconą lub zaniedbaną, a szkodę przynoszącą.
Ma naw et na swoje uspraw iedliw ienie zasadę, iż każda czynność w inna być spełniana przez tego, kom u została powierzona.
Pouczająca jest w tej m ierze odmienność poglądu szw ajcara, niem ca lub skandynaw czyka. G dy jadąc drogą, zauw aży leżący na niej kam ień, m ogący w y rzą
dzić szkodę, kam ień ominie, ale jednocześnie z e j
dzie z pojazdu i kam ień dla innych usunie. Ten jedynie pogląd zapew nia, iż urządzenia użyteczności publicznej są dobrze zachowane i przynoszą korzyść ogólną.
W skutek braku u nas tego poglądu, zaśm iecanie np. przez ludność m iejsc publicznych, a szczególnie miejsc zabaw, w Polsce odskakuje w sposób dla nas bardzo u jem n y od zwyczajów, np. skandynaw skich i duńskich.
Zw iedzając p a rę la t tem u w K openhadze, w ponie
działek zrana, obszerny p a rk zabaw ludowych, zdziw iony
byłem , gdy mi przew odnik pow iedział: „wczoraj w p a rk u ty m bawiło się conajm niej 100.000 łudzi, przepędzając tu ta j całą niedzielę” . Dałem w yraz zw ątpienia o praw dzi
wości tej wiadomości, nie widząc żadnego zgoła zaśm ie
cenia, a to tem bardziej, iż w p a rk u niem a restau racji, a rodziny przybyw ają ze swojemi p ro d u k ta m i.
W tedy otrzym ałem odpowiedź: „dzieci nasze przez rodziców w dom u i przez wychowawców w szkole są uczone, iż przedewszystkiem należy w m iejscu przebyw ania śmiecie usunąć, a tem bardziej nie zaśm iecać” .
W Polsce w tej dziedzinie panuje pow szechny p o g lą d :
„To do mnie nie należy” m ów ią to przew odnicy m łodzieży w szkole, a więc i uczniowie.
„Tego się nie uczyłem”, jost przyczyną z b y t szczupłego zakresu zatru d n ień i niebezpieczeństwa u tra c en ia zarobko
wania w razie bezrobocia w określonej dziedzinie.
[Pouczające są w ty m względzie am erykańskie w a
ru n k i zarobkow ania. W obec przyjętego ta m powszechnie zwyczaju wym awiania pracy z dnia na dzień, oraz nietrw a- łości zatrudnień, naw et w in sty tu c ja c h publicznych, każdy A m erykanin zawsze u tra c ić może dane zajęcie, a znajdzie nowe o ty le wcześniej, o ile posiada zdolność nabycia znajomości nietylko jednego zaw odu. W skutek tego A m erykanin całe życie się uczy i przechodzi od zawodu do zawodu, a b y z a s a d a : „tego się nie uczyłem” nie była powodem jego ubóstw a.
W końcu odpowiedź „na to nie mam czasu” jest zbyt często stosow aną u nas wym ówką.
Tym czasem w Polsce nie m a należytego zrozum ienia i um iejętności w ykorzystania czasu, k tó ry d la człowieka umiejącego z niego korzystać, stanow i najcenniejsze dobro, tern różniące się od innych dóbr, że raz niew ykorzy
stane i utracone nie może być już odzyskane. Czasu te ż nie m ożna magazynować.
Gdy podziw iam y ludzi w ybitnych, k tó rz y przyczynili się lub przyczyniają się w ydatnie do ogólnego postępu i gd y poznam y ich przebieg życia, to przekonam y się, że najw ażniejszym czynnikiem ich powodzenia było i jest um iejętność należytego w ykorzystania czasu.
W Polsce istnieje naw et pojęcie, „zabić czas“ . N ie
raz też usłyszeć m ożna z u s t ludzi, k tórzy nie um ieją wykorzystać swego wolnego czasu: „no i jakoś znowu udało nam się godzinkę zabić“ .
G dyby ludność polska posiadała um iejętność i zam i
łowanie do pożytecznego w ykorzystania czasu, ja k to m a m iejsce w przodujących państw ach zachodu, — n a w szyst
ko czas by się znalazł nie m ielibyśm y ani ty lu zaniedbań w naszem życiu i w naszych urządzeniach, ani wymówki
„na to nie mam czasu”.
B r a k w y r o b ie n ia W ty c h w arunkach Polska, bogato g o s p o d a rc z e g o . uposażona przez przyrodę, posiada lu d ność ubogą, m a licznych bezrobot
nych, a jednak pan u je w niej, ja k wyżej powiedziane, p ogląd n a p rac ę : ,,to m i się nie opłaca” ; „tego m i nie w y p ad a” ; „ to do m nie nie należy” ; „tego się nie uczy
łem ” ; „ n a to nie m am czasu” , będące wyrazem niskiej pracow itości i b rak u um iejętności pożytecznego wyzys
kania czasu.
JJest to wynikiem niedostatecznego w yrobienia go
spodarczego społeczeństwa polskiego, we w szystkich jego w arstw ach.
U w ydatnił to w sposób przekonyw ujący prof. Wł.
G rabski w swojej p rac y „W ychow anie gospodarcze sp o łeczeństw a” ,
^ Zdaniem prof. Grabskiego, w skutek niskiej pracow i
tości naszego wieśniaka, pomimo kolosalnej ilości dni i godzin wolnych od pracy n a w s i - - nie są pełone pola,
nie kopane przegony, nie czyszczone rowy, nie popraw iane drogi.
Dokładnie ośw ietlił też to dr. Tom asz L ulek, profesor uniw ersytetu Jagiellońskiego w swym referacie, wygło
szonym n a I zjeździe ekonomistów w P oznaniu w 1929 roku, a dotyczącym w ykształcenia gospodarczego w szkol
nictwie polskiem.
Zdaniem prof. dr. T .L ulka, szkoła średnia (gim nazjum ) nie daje swym uczniom żadnego w ykształcenia gospo
darczego, rozwija n ato m ia st wykształcenie literackie, oparte n a wpływach cywilizacji grecko-rzym skiej. T ym czasem t a sta ro ż y tn a cyw ilizacja b yła w ytw orem nielicz
nej w arstw y obyw ateli w olnych, k tó rz y żyli z p rac y n ie
wolników. W olni dla pracy mieli pogardę, żyjąc do statn io z owoców cudzego wysiłku. P lato n , rozw ażając wszech
stronnie zagadnienie urządzenia i adm inistrow ania p a ń stwem, lekceważył zupełnie czynniki gospodarcze, gdyż te były udziałem ludności zmuszonej do pracy.
D u c h pogardy i lekceważenia dla p racy , oraz obo
jętność dla zagadnień ekonom icznych, sączą się do t y siącznych dusz rzeszy m łodzieży szkół średnich, stw arzając z nich zastępy w ykształconych konsum entów . Tym czasem obecnie rozwój i dobrobyt państw dem okratycznych opiera się n a wysokiej produkcji, będącej dziełem całego społe
czeństwa, w którem w ykształcone sfery zajm u ją współ
działające i kierownicze stanow isko, czyli jest dziełem producentów .
[Zdaniem prof. T. L ulka, w ykształcenie m łodzieży w szkołach średnich odbyw a się ta k , ja k g d y b y d o ty ch czas istn iały do dyspozycji rzesze niew olników lub pod
danych, w skutek czego nie p o trzeb a m yśleć o produko
waniu, lecz tylko o konsum ow aniu. Młodzież przyzw y
czaja się do konsum cyjnego, a nie produkcyjnego sposobu m yślenia.
— 9 —
W rezultacie w Polsce szkoły nie podnoszą w społe
czeństwie pracow itości, będącej podstaw ą dobrobytu i bogactwa; nie w zbudzają też w nałodzieży entuzjazm u d la spraw gospodarczych; szkoły k ształcą głównie k a n d y datów n a urzędników , k tó rz y w stałem , choć skrom nem , uposażeniu i em eryturze pragną widzieć swoją karjerę.
Życie gospodarcze w ty c h w arunkach staje się udziałem , w znacznej m ierze, obcych, napływ ow ych żywiołów, k tó re się w Polsce bogacą, gdy ludność polska pozostaje ubogą.
(Poprawa w tej mierze s ta n u w Polsce rzeczy jest koniecznością d o b y obecnej.
Jeżeli społeczeństwo nie przyswoi sobie pracow itości i um iejętności w yzyskania czasu, ja k to się dzieje w przo
dujących państw ach, to dokonają tego coraz cięższe w a
ru n k i b y tu społeczeństwa polskiego, które przeżyw am y.
Od wieków działo się to w ubogiej Szw ajcarji i p rz e ludnionych Chinach i przyczyniło się do zaszczepienia w społeczeństwie um iejętności pracy spraw nej i w y
dajnej .
N ależałoby uczynić w Polsce w szystko, aby popraw a n astąp iła w skutek świadomej akcji społeczeństwa, a nie dopiero pod działaniem ciężkich w arunków b y tu i biedy.
Pom ocą tu ta j w inna być szkoła polska, kształcąca młodzież.
W Polsce jedynie ludność z pod b. zaboru niem iec
kiego, pod wiekowym wpływem niemieckiego Zwyczaju, więcej zapraw iona jest do pracy i do w yzyskania czasu.
W yrazem tego są nap isy spotykane n a szkołach lu dowych w Poznańskiem : „K aw ałek chleba nie spada z nieba, zapracow ać go trz e b a ” .
N iestety, te n pogląd nietylko nie jest udziałem całego polskiego społeczeństwa, ale jest naw et obawa,
— 10 —
iż szkolnictwo ludowe w pozostałych dzielnicach, a szcze
gólnie w Małopolsce, tej pepinierze e ta ty za c ji społeczeń
stw a polskiego, reprezentuje poglądy, k tó re w yrażone w analogicznym napisie b rzm iały b y : „N ie w ysilaj się w p ra c y , ustaw y socjalne Zabezpieczą ci d o brobyt i starość . Tern bardziej społeczeństwo m a praw o żądać, aby szkolnictwo polskie, u jęte obecnie w ręce pań stw a i oparte na ogólnych podatkach, stanęło n a wysokości swych zadań wychowawczych i zapraw iało młodzież nietylko do nauki, ale i do zam iłow ania w pracy.
Słusznie pisze prof. Wł. G rabski: „T rzeba się zatem zdobyć na otrząśnięcie się z dzisiejszego lekceważenia zagadnienia naszej siły gospodarczej, z niedocenianiem spraw y wychowania gospodarczego społeczeństwa i uznać to wychowanie za naczelny p o stu la t naszego działania publicznego podejmowanego w im ię P olski!”
K o n ieczn o ść W zniesienie społeczeństw a polskiego na re fo rm y wysokie w yżyny wytwórczości, zamożności szk o ln ej. i k u ltu ry , w inno być zadaniem doby
obecnej, a przedew szystkiem czynników wychowawczych, a więc wychowawców m łodzieży i szkoły publicznej.
Powyżej uzasadniałem ja k dalece szkoła średnia (gim
nazjum ) nie odpowiada w szystkim potrzebom społeczeń
stw a kształcąc uświadom ionych konsum entów , w tedy, gdy społeczeństwo w ym aga w ykształconych producentów .
W Polsce w 777 szkołach średnich (gim nazjach) kształci się przeszło 200.000 m łodzieży, otrzym ując w ykształcenie ogólne, w zawodowych zaś, dających pełne wykształcenie fachowe jedynie 56.000, a w d o k ształcają
cych szkołach zawodowych 95.000. J e s t to w ynikiem istnie- ącego w społeczeństwie polskiem powszechnego dążenia- jrodziców do oddaw ania dzieci do gim nazjów , w przekona
— 11 —
niu, iż to skuteczniej zabezpieczy im św ietlaną przyszłość, niż praca zawodowa, k tó ra uw ażana je s t za coś niż
szego.
N a m iędzynarodowym kongresie pedagogicznym w Ge
newie w roku 1929, p. Charles P ark er, prezes I n s ty tu tu dla nauczycieli szkół zawodowych w P lym outh, wypowie
dział następujące zdanie: „Nieszczęściem doby obecnej je s t często spotykane zjawisko, że wielu m łodych ludzi nie rozum iejąc godności pracy, nie bierze się do pracy fachow ej, ty lk o do biurow ej; w skutek tego prow adzi życie nader nędzne. P raca bowiem ręczna, dotychczas pogar
dzana, jest ich ostatniem źródłem, gdy wszystkie in n e zaw iodły” .
„N ałeży wypisać złotem i zgłoskami n a ścianach w szystkich szkół, nieśm iertelne słowa T hom as’a Carlyle’a:
„P raca m a w sobie szlachectwo i świętość wieczną i choćby człowiek żył w zupełnem osam otnieniu, posiadać może zawsze wiarę w wysokie swe powołanie, o ile p rac u je w ydajnie i prawdziwie. Tylko w próżniactw ie mieści się bowiem beznadziejność” .
S ta n dzisiejszy nie odpowiada isto tn y m potrzebom społeczeństwa, którego wytwórczość o p a rta na znajom ości zawodów stanow ić w inna główną podstaw ę d o b ro b y tu ludności. G im nazja stw arzają niepożądany nadm iar nie
fachow ych inteligentów , nie m ających w następstw ie możności w ykorzystania swej wiedzy. N adm iar te n obniża wysokość wynagrodzenia pracow nika inteligentnego nie
fachowego ta k dalece, iż ro botnicy fachowi, choć nie posiadający wcale w ykształcenia, opłacani są w społe
czeństwie znacznie wyżej, niż doktorzy filozofji, k tó rz y znuszeni są im ać się bylejakiej pracy.
Przyczynia to poważną s tr a tę środków w ydatkow a
nych n a w ykształcenie m łodzieży, a mogących być znacz
nie pożyteczniej użytem i.
— 12 —
Szkoda społeczna, ja k a tu ta j zachodzi jest wynikiem, nietylko nadm iernej liczby uczęszczających do szkół średnich w porów naniu ze szkołam i zawodowemi, lecz głównie przyjętego w obecnej szkole średniej program u nauczania, k tó ry sam w sobie nie daje naw et takiego w y
kształcenia, k tó re m ogłoby stanow ić podstaw ę do p ra c y fachow ej.
P rogram te n m ianowicie dąży jedynie do należytego przysposobienia wychow ańca szkoły średniej do studjów wyższych.
Chłopiec czy dziew czyna, w stępujący do polskiej szko
ły średniej, od pierwszej już klasy , k ształcony jest ta k , ja k b y był już niew ątpliw ym k a n d y d a te m n a d o k to ra filozofji, m edycyny, praw a, n a in ży n iera, a rc h ite k ta , profesora i t. d.
Tym czasem rzeczyw istość przew ażnie zadaje kłam
tej pewności i to ta k dalece, że jed y n ie niew ysoki procent w stępujących do szkoły średniej dochodzi do wyższego zakładu, gdyż kończy go jedynie około 11% w stępujących do szkoły średniej.
Przew ażna zaś część m łodzieży, k tó ra w stępuje do szkoły średniej, wyższych szkół nie kończy, bądź wcześniej ją opuszcza, bądź też, ukończyw szy szkołę średnią, n a niej swe w ykształcenie ogranicza.
G dy Zaś szkoła średnia żadnego w ykształcenia facho
wego nie daje, program ow y cel jej w znacznej m ierze nie je s t spełniony, a znaczny w y d atek stracony bez n ale
żytej korzyści dla społeczeństw a.
Szkoła średnia k stałci jedynie w znikom ej części k a n d y d ató w do szkoły w yższej, w pewnej części w swych klasach niższych k a n d y d ató w do szkół średnich zawodo
wych, a przew ażnie kształci niefachow yah inteligentów i półinteligentów .
— 13 —
Ozy w ty ch w arunkach głównym celem szkoły śred
niej może być przygotow yw anie uczniów do studjów wyż
szych, jeżeli jedynie około 11% w stępujących do szkoły średniej stu d ja wyższe kończy, a znaczna część uczniów nie otrzym uje należytych podstaw do korzystnej p ra c y w społeczeństwie ?
Społeczeństwo polskie jest z b y t ubogie, aby mogło tolerow ać ta k nieprzystosow any do życia i ta k ro zrz u tn y sposób kształcenia swej młodzieży.
W k raja ch gdzie szkolnictw em zajęło się oddaw na państw o, szkoły średnie (gim nazja) zorganizowane zostały przedew szystkiem dla kształcenia urzędników adm inistra- cyjnych dla państw a, program przew ażał tu r ta j hu m an i
styczny. S tąd dotychczas pozostał te n c h a ra k te r szkół średnich.
Zdolne są one kształcić jedynie młodzież n a u rzędni
ków. W Polsce zadanie to spełniają w szkodliwym nad m ia
rze. U jaw nia się to szczególnie w Małopolsce, gdzie szkoły średnie są w przew ażającej liczbie o ty p ie klasycznym , dającym w ykształcenie oderwane od gospodarczego życia współczesnego i przysposabiające raczej do życia e ta ty stycznego. W skutej tego prom ieniują na Polskę z M ałopol
ski ideje etatystyczne i socjalistyczne, a nie gospodarcze.
Ten system polski kształcenia młodzieży, odbiega zupełnie od p raktycznych zasad, k tó re przyśw iecają obecnie szkolnictw u w Stanach Zjednoczonych A m eryki P ółnocnej.
N a wysokie szczeble wzniosło się szkolnictw o p u bliczne w Stanach Zjednoczonych A m eryki Północnej, gdzie dąży przedew szystkiem do zaszczepiania w m łodzie
ży um iejętności zużytkow ania czasu i do podniesienia w niej w ydajności p rac y i spraw ności celem w yrobienia tak iej samodzielności młodzieży, dzięki której nie będzie ona nigdy ciężarem społeczeństwa, raczej jego podporą.
- 14 —
Tym czasem polskie zastęp y pozbaw ionych fachu wychowańców gimnazjów, inteligentów i półinteligentów , niepodsiadających um iejętności samodzielnego zarobko
w ania, — sta ją się ciężarem społeczeństwa. W yrazem tego są w zrastająca liczba szukających „ p o sad ” przeważnie w adm inistracji publicznej i w zrastająca ideologja, iż państw o obowiązane jest tu ta j okazać pomoc. S tą d te ż niezw ykła w iara w Polsce, iż jedynie ubezpieczenia so
cjalne m ogą zabezpieczyć b y t i starość ludności.
W ty c h w arunkach reform a szkoły średniej w Polsce staje się koniecznością.
Przedew szystkiem reform a szkoły średniej, niezmie- niając celu dotychczasowego, jakim je s t przygotow anie do studjów wyższych, w inna skierować znaczną część m łodzieży do wcześniej rozpoczynanych n a u k zawodo
wych.
Szkoła średnia w inna być przystosow ana do p r a k tycznych potrzeb społeczeństwa, jakim jest w ykształ
cenie w dostatecznej ilości ludzi zawodu, a nie n adm iaru inteligentów pozbaw ionych fachu. Celem szkoły winno być podniesienie wytwórczości społeczeństwa n a w szyst
k ich polach pracy. P o trzeb ą a k tu a ln ą społeczeństwa jest ograniczenie kształcenia m łodzieży n a urzędników i w zbu
dzenie w m łodzieży entuzjazm u dla spraw gospodarczych.
P rzyczyni się to też niew ątpliw ie do rozbudzenia ta k uśpionego w społeczeństwie polskiem ducha przedsię
biorczości, niezbędnego dla dorów nania P olski w do
ro b k u gospodarczym in n y m narodom .
Dotychczasowe zaniedbanie na tern polu przyczynia się do opanow ania przem ysłu i h a n d lu w Polsce przez żywioły narodowościowo obce, k tó re w Polsce się bogacą, gdy ludność polska pozostaje ubogą.
P ro je k t reform y szkoły średniej zm ierzającej w znacz
n ej m ierze do wspom nianego powyżej celu, opracowało
— 15 —
M inisterstw o Ośw iaty za M inistra Stanisław a G rab
skiego.
P ro je k t ten polega n a rozczłonkow aniu n a wzór szkół am erykańskich, szkoły średniej n a trz y części, stanow ią
cych każda program owo możliwie zakończoną całość i dających możność wychowańcom każdej części dalszego kontynuow ania w ykształcenia według wybranego zawodu ew. w stąpienia do szkoły wyższej.
P ro je k t te n przew idyw ał też ta k pożądany ty p szkoły
„liceum ” przygotow yw ującej młodzież do dalszej pracy zawodowej.
Jakkolw iek p ro je k t te n sp o tk ał się z opozycją p rze ważnie sfer nauczycielskich, to jednak dotyczy ta k ważnej m eljoracji w społeczeństwie, iż opinja co do te j reform y w inna być jaknajszerzej pogłębiona.
S z k o ł y p o w s z e c h n e nie pow inny ograniczać się jedynie do kształcenia um ysłu młodzieży, a dążyć jednocześnie do w yrobienia też w niej um iejętności w y
k o rzystania czasu i zamiłowania do pracy.
S z k o ł y z a w o d o w e , ucząc m etod p rac y fa chowej, w yrabiać w inny zm ysł gospodarności i sprawności, przyzw yczajając stale do porównywania kosztów włożonego nak ład u (w m aterjale i pracy) z w artością przedm iotu wykonanego. Nie jest bowiem dostateczne posiadać um iejętność w ykonyw ania jakiejkolw iek pracy, gdy praca ta będzie niespraw na i nieopłacająca się.
Jednocześnie wprowadzoną być w inna zasada d o- k ł a d n e j s e l e k c j i w stępujących do szkoły.
J e s t bowiem ważniejsze, słuszniejsze i korzystniejsze dokładne zbadanie kw alifikacji w stępujących do szkoły, niż ułatw ienie w stępu, a następnie utru d n ien ie przy ukończeniu.
K ażda szkoła w inna spraw dzić, czy k a n d y d a t, k tó ry choćby najchlubniej ukończył poprzednią szkołę, posiada
kw alifikacje właściwe dla danej szkoły i dla danego z a wodu. Zaniedbanie tego powoduje s tr a tę czasu, k a p ita łu dotkliw e zaw ody i rozczarow ania.
Stosowanie tu ta j b a d ań psychotechnicznych winno znaleźć szersze, niż dziś zastosowanie. Ocena bowiem in teligencji, drogą egzaminów spraw dzających jedynie zakres wiadomości nie jest dostateczn a i wcale nie m iarodajna.
Żadna też s z k o ł a n i e p o w i n n a d a w a ć , p o j e j u k o ń c z e n i u , j a k i c h k o l w i e k p r z y w i l e j ó w . Przyw ileje zyskiwać m ożna w społeczeń
stw ie jedynie zasługą, a nie przez ukończenie szkoły.
Objęcie jakiegokolwiek zajęcia po ukończeniu szkoły winno następow ać zarówno po zbadaniu k a n d y d a ta pod względem kwalifikacji, inteligencji i wiedzy niezbędnej n a danem stanow isku. P rz y zachow aniu ty c h w arunków młodzież garnąć się będzie do szkół po naukę, a nie po przyw ileje.
Wreszcie należałoby z m i e n i ć z a s a d ę p rz y ję tą w K o n sty tu cji polskiej b e z p ł a t n e g o n a u c z a n i a w szkołach państw ow ych, a pozostaw ić to jedynie dla szkół niższych ogólnych i zawodowych.
Ponoszenie bowiem przez państw o znacznych kosz
tów kształcenia młodzieży, stw arzając z nich niefachowych inteligentów i półinteligentów , nieum iejących następnie zarobkow ać, w tedy gdy b rak jest funduszów na elem en
ta rn e inw estycje niezbędne dla rozw oju życia gospodar
czego ja k np. n a utrzy m an ie i budowę dróg i t. p., — winno być uznane za politykę niewłaściwą, k tó ra wym aga bezwzględnie popraw y.
Spis w ydaw nictw
„ L I G I P R A C Y ”
Do nabycia w „L1DZĘ PRACY” W a r s z a w a , ul. C zackiego 3/5.
Tel. 235-44. Konto P. K. O. Nr. 7820.
ŻĄDAĆ TEŻ W E W SZYSTKICH K SIĘGARNIACH N r. Taylor. F. W. Zasady organizacji naulcowej zakładów
’przemysłowych”, przełożył Henryk M i e r z e j e w s k i , z przedmową A leksandra R otherta. W ydanie 3-cie, 1923, str. 80. Cena zł. 1.50.
Nr. 2. Thompson B. O. ,,System Taylora”, tłom aczył Aleksan
der R othert, 1925, str. 104. Cena zł. 3,00. w oprawie zł. 4.50.
Nr. 4. Lehman F. Dr. ,,Wychoivanie do pracy”, tłomaozenie z niemieckiego, 1923, str. 84. Cena zł. 1.50.
Nr. 5. Boihert A . ,,J a k i system płacy stosować w dzisiejszych warunkach?” W ydanie 2-gie, 1922, str. 50. Cena zł. 1.00.
Nr. 6. Böhm-Bawerk E. ,,Teorja w yzysku” (Rodbertus i Marx), przełożył z niemieckiego Zygmunt Straszewicz, w y
danie 3-cie, 1922, str. 16. Cena zł. 1.50.
Nr. 7. Straszewicz Z. ,,Od czego zależy bogactwo narodów”, w y
danie 3-cie, 1922, str. 16. Cena zł. 0.20
N r. 8. Prus Bolesław,,Świętować czy pracować?”, 1922, str. 8.
Cena zł. 0.10.
N r. 9. Casson H. N . ,,Z rozmyślań Am erykanina”, przekład K azimierza Oliwkiewicza, 1925, str. 40. Cena zł. 0.40.
Nr. 11. Straszewicz Z. ,,Najważniejsze zadanie szkoły”, w yda
nie 3-cie, 1922, str. 20. Cena zł. 0,25.
Nr. 12. Drewnowski S. K . ,,Płaca zarobkowa, wydajność pracy i dobrobyt robotnika”. W ydanie 2-gie, 1922, str. 32. Cena zł. 0.30.
N r. 15. Drzewiecki P. ,,(Jzynnihi, bez których niema poprawy”1 str. 8. Cena zł. 0.20
— 18 —
Nr. 17. Stmszewicz Z. „Rola przemysłu w niepodległej Polsce”.
W ydanie 2-gie, 1923, str. 16. Cena zł. 0.20.
Nr. 19. Drzewiecki P. „Sprawność wyższych uczelni w Polsce w świetle cyfr”, 1925, str. 12. Cena 0.50.
Nr. 20. Drzewiecki P. „Dlaczego książka polska jest dziś tak droga?”, 1924, str. 12. Cena zł. 0.10.
Nr. 24. Drzewiecki P. „Wzmożona praca polityczna orężem pań
stwa”, 1924, str. 8. Cena zł. 0.30.
Nr. 26. Drzewiecki P . „Lekceważenie dobra ogółu”, 1925, str. 8.
Cena 0.10.
Nr. 27. Straszewicz Z. „Zli idobrzy”, 1926, str. 8. Cena zł. 0.10.
Nr. 28. „O strajkach”, wydanie 3-cie, 1922, str. 16. Cena zł. 0.20.
Nr. 29. Plakat: „M ała wydajność pracy, strajki podcinają pro
dukcję krajową, wzmacniają wrogów”. F orm at 70 x 100 om.
Cena zł. 0.50.
Nr. 30. Straszewicz Z. „Największa zdobycz proletariatu”, 1925.
str. 12. Cena zł. :.10.
Nr. 31. „Anglicy o socjalizmie”, 1925, str. 16. Cena zł. 0.20.
Nr. 33. „Bolszewizm i socjalizm", 1922, str. 8. Cena zł. 0.10.
Nr. 34. „Ciekawe kartki”, str. 2, 4, 8. Cena kom pletu Nr. 1— 161
zł. 0.60. '
Nr. 35. ,Praca podstawą dobrobytu”, 1923, str. 209. Cena zł, 3.50.
Nr. 36. „ K u poprawie Rzeczypospolitej”, 1923, str. 234. Cena zł. 3.50.
UW A G A : N r. Nr. 35 36 stanow ią zbiór w ydaw nictw , Nr. N r. 1 5 6 1 7 , 8, 11, 12, 17, 28, 33, 34- ' '
Nr. 37. Tillinger T. „W ydajność pracy”, 1926, str. 86. Cena zł. 2.00, w oprawie zł. 3.50.
Nr. 38. Drzewiecki P. „Przedłużenie życia”, 1926, str. 8. Cena zł. 0.50.
Nr. 39. Drzewiecki P. „Podstawy prosperacji Stan. Zjedn. A m e
ryki Północnej”, 1926, str. 19. Cena zł. 0.40.
Nr. 41. Straszewicz Z. „K ryzys gospodarczy”, 1926, str. 8. Cena zł. 0.20.
Nr. 42. Drzewiecki P. „O podstawach pracy wydajnej w rolni
ctwie”, 1927, str. 8. Cena zł. 0.20.
Nr. 43. Tillinger T. „Podstawy psychologiczne wydajności pracy”, 1927, str. 96. Cena zł. 2.20, w oprawie zł. 3,70
Nr. 44. Taine H. „Głosowanie powszechne”, przełożył Zygm unt Straszewicz, 1927, str. 32. Cena zł. 0.60.
Nr. 45. Drzewiecki P. „Środki zapobieżenia klęsce mieszkanio
wej i bezrobociu”, 1927, str. 16. Cena zł. 0.40.
Nr. 46. Drzewiecki P. „Naukowa organizacja a współpraca”,- 1928, str. 8. Cena zł. 0.40.
Nr. 47. Drzewiecki P. „Ostrzeżenie przeciw błędnej drodze", 1928, str, 8. Cena zł. 0.40.
Nr. 48. Taylor Fr. W. „ Jak osiągnąć powodzenie?”, przełożył inż. J . Oberfeld, 1928, str. 28. Cena zł. 1.00.
Nr. 49. Michelin „Co daje metoda Taylora?”, przełożył inż.
J. Oberfeld, 1929, str. 21. Cena zł. 0.70.
— 19 —
Nr. 50. Simon Odette ,,0 'poradniciwie zawodoivem”, tfomaozenie z francuskiego, 1929, str. 208. Cena zł. 5.50.
Nr. 51. Drzewiecki P. „Polska na progu nowego dziesięciolecia”, 1929, str. 36. W yczerpane. Nowe wydanie w druku.
Nr. 52. „K asy Chorych w Polsce a marnotrawstwo”, 1929, str. 24.
Cena zl. 0.40.
Nr. 53 — 59.
Nr. 53. Cz. I.
Nr. 54. ,, II.
Nr. 55. ,, II I . Nr. 56. ,, IV.
Nr. 57. ,, V.
Nr. 58. ,, VI.
Nr. 59. ., V II.
Nr. 60.
Nr. 61.
Nr. 63.
Nr. 63.
Nr. 64.
Nr. 65.
Przem ysłgórniezo-kutniczy i metalowy . . 4.20 ,, mineralne . ... 2.40 chemiczny, farm . i kosmet. . . . 2.40 spożywczy ... 8.40 drzewny i papierniczy . . . . 3 . 6 0 włókienniczy i konfekcyjny . . 5.20 produktów zwierzęcycłi . . . . 1. 20 K ażda część stanowi odrębną całość.
Doullet Joseph „Moskwa bez maski”, tłomaczyła St.
Studnicka, 1930, str. 192. Cena zł. 5.50.
Nawrocki B. „Georg Stephenson — Król Parowo- zów”, (z cyklu „W olą i pracą” ) str. 67. Cena zł. 2.00.
Drzewiecki P. „Pouczające wzory” 1931, str. 24. Cena z zł. 1.00.
Drzewiecki P. „O wychowanie gospodarcze” Cena zł. 1.00.
Porto przesyłkiza pobraniem pocztowem zł. 150.
Nawrocki B. „Współpraca personelu w usuwaniu mar
notrawstwa” w druku.
Nawrocki B. „Powodzenie człowieka przeciętnego”
w druku.
Ą
Biblioteka Śląska w Katowicach Id: 0030000345977