• Nie Znaleziono Wyników

POLECAMY. TOTUS MONDUS-kronika towarzyska - str. 6 W KRĘGU EROSA...-Orfeusz zła-str.13 CZY JESTEŚCIE SZCZĘŚLIWI?-psychozabawa-str 27

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "POLECAMY. TOTUS MONDUS-kronika towarzyska - str. 6 W KRĘGU EROSA...-Orfeusz zła-str.13 CZY JESTEŚCIE SZCZĘŚLIWI?-psychozabawa-str 27"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

POLECAMY

• TOTUS MONDUS-kronika towarzyska - str. 6

• W KRĘGU EROSA...-Orfeusz zła-str.13

• CZY JESTEŚCIE SZCZĘŚLIWI?-psychozabawa-str 27

• HOROSKOP, KRZYŻÓWKA

(2)

W grudniu zapraszam?

Do Muzeum Pomorza Środkowego - Zamku Książąt Pomorskich na;

Jubileuszową wystawę artystyczną Mariana Zielińskiego

Marian Zieliński jest znanym w regionie twórcą, przedstawia na wystawie swoje malarstwo oraz prace obrazujące wnętrza różnych lokali, instytucji, których był autorem.

Godne to uczczenie jubileuszu znanego i cenionego artysty.

Spektakl pt. „Bestia teatru” oparty o teksty Witkacego w wykonaniu aktorów Słupskiego Teatru Dramatycznego wystawiany w Sali Ry­

cerskiej

Do Bałtyckiej Galerii Sztuki w Ustce na:

Wystawę będącą plonem dwóch plenerów „Ceramika dla archite­

ktury — Gronowo '88 i pleneru „Zapis w skórze - Krzynia

88

.

Do Słupskiego Teatru Dramatycznego na:

„Wierutną prawdę” Petera Mullera - cieszącą się popularnością, komedię kryminalną węgierskiego dramaturga, w reżyserii Pawła No­

wickiego i wykonaniu aktorów Słupskiego Teatru Dramatycznego Grudniowy koncert Słupskiej Orkiestry Kameralnej, w którego pro­

gramie będzie można wysłuchać:

„Koncert na obój i orkiestrę” G. P. Telemanna, jako solista wystąpi Krzysztof Wroniszewski

„Ich hebe genung” J. S. Bacha oraz „Symfonię D-dur” nr 102 J. Haydna. Jako solista wystąpi Józef Frakstein - bas.

Orkiestrą dyryguje Krzysztof Gałoński.

Do Państwowego Teatru Lalki „Tęcza” na:

Kolorowy i rozśpiewany spektakl Hanny Januszewskiej „Biwak z przy­

śpiewkami” w reżyserii Zofii Miklińskiej, w wykonaniu aktorów PTL

„Tęcza”

Do księgarni:

Na półkach jest jeszcze do nabycia wiele atrakcyjnych tytułów m.in.

współczesna proza polska, albumy i słowniki...

(3)

W numerze:

Kronika kulturalna

PO „TOTUS MUNDUS"

w SŁUPSKU - str. 3

TORFY - szpalta reportażu - str. 10

W KRĘGU EROSA - Orfeusz zta — str. 13

KRONIKA WYPADKU MIŁOSNEGO — bez tłumacza - str. 16

NOC OSTATNIEGO OBJAWIENIA - książka miesiąca - str. 19

FRZECZYTALIŚMY... - str. 20

ROCK HUDSON -prawda - str. 21

POWRÓT DO KORZENI - pamiętnik - str. 23

CZY JESTEŚCIE SZCZĘŚLIWI?

- psychozabawa - str. 25

SŁUPSKIE „WHO IS WHO"

- str. 27

INFORMATOR

KULTURALNY - czyli co, gdzie, kiedy? - str. 28

UFO NAD DARŁOWEM .- wydarzenia - str. 29

KRZYŻÓWKA HOROSKOP

Z REGIONU

O W pięknie odrestauro­

wanym obiekcie Gminnego Ośrodka Kultury w Kołczy- gtowach odbyta się wojewódz­

ka inauguracja nowego roku kulturalnego i sezonu arty­

stycznego 1988/89. Wręczo­

no odznaczenia osobom wy­

różniającym się w wielolet­

niej pracy w instytucjach i placówkach upowszechnia?

nla kultury. Wydarzeniem dnia było wręczenie nagród wojewody słupskiego za u- powszechnianie kultury przy­

znanych według nowej for­

muły (nagrody po 100 tys. zł).

Laureatami nagrody sq: Je­

rzy Bytnerowicz, jeden z naj­

bardziej znanych mieszkań­

ców Słupska, cieszący się wielkim szacunkiem i autory­

tetem wśród obywateli. Dru­

gim laureatem jest Stanisław Kadowski, dyrektor Miejsko- -Gminnego Ośrodka Kultury w Czarnem, animator ama­

torskiego ruchu artystyczne­

go w gminie.

9 Listopad 1988 upłynął w regionie tak jak w całym kraju pod znakiem obchodów 70-lecia odzyskania niepo­

dległości. W Słupskiem ob­

chody zainaugurowano uro­

czystym spotkaniem członków Koła Pierwszych Słupszczan z władzami miasta. Słupski Teatr Dramatyczny przygoto­

wał widowisko poetycko-mu­

zyczne, które 11 listopid'i po części oficjalnej, zjre- zentowane zostaio w kinie

„Milenium" oraz w dalszej części na starym rynku. O- prócz aktorów STD wystąpi­

ły dwie orkiestry dęte, chór akademicki WSP, Zespół SP nr 4 „Wesołe Nutki". Wizu­

alną stronę widowiska wzbo­

gaciły nadmarionety oraz fa­

jerwerki. Z okazji obchodów 70-lecia odzyskania niepo­

dległości zorganizowano o- kolicznościowe sesje popular­

nonaukowe (na WSP), wie­

czornice (Klub MPiK), wys­

tawy książek i fotogramów (WiMBP i filie biblioteczne).

W szkołach odhyły się oko­

licznościowe prelekcje dla młodzieży.

0 19 października 1988 r.

zainaugurowano w Słupsku kolejny Totus Mundus. Zapro­

szono do Słupska z kraju i zagranicy sceny , i. isforne".

„Niesforność" była głównym kryterium przy doborze ucze­

stników II Międ/v ici rodowego Biennale Teatrów, 45 spekta­

kli wystawiono w Ośrodku Teatralnym „Rondo", Słup­

skim Teatrze Dramatycznym, MOK i w klubie WSP oraz na ulicach miasta. Totus Mu­

ndus agit historionem — ca­

ły świat gra komedię; to na­

pis na frontonie Teatru Szeks­

pira w Stratfordzie. Ta ma­

ksyma przyświeca również Słupskiemu Festiwalowi.

© Słupski Teotr Dramaty­

czny przygotował spektakl pt.

„Noc Dziadów". To misterium poetyckie zmontował Woj­

ciech Jesionka z tekstów J.

Słowackiego, A. Mickiewicza, S. Wyspiańskiego, J. Tuwima, E. Zegadłowicza. Premiera widowiska odbyła się w O*

środku Teatralnym „Rondo",

# 9 października br. Te­

atr Lalki „Tęcza" w Słupsku zaprezentował w TV w pro.- gramie I spektakl „Alineczka i żołnierz". Autorstwo, sceno­

grafia, reżyseria i muzyka przygotowana przez twórców radzieckich z Bracka.

• W Wojewódzkiej i Miej­

skiej Bibliotece Publicznej w Słupsku zorganizowano se­

minarium poświęcone czytel­

nictwu czasopism wśród dzie­

ci i młodzieży. W semina­

rium wzięli udział bibliote­

karze z bibliotek województw zachodnich i północnych. Se­

minarium towarzyszyła wysta­

wa „Udział czasopism w kształtowaniu gustów czytel­

niczych dzieci i młodzieży"

zorganizowana w Fil i nr 8.

Wśród zaprezentowanych cza­

sopism znalazły się , Promy- czek" i „Światełko" dla dzie­

ci niewidomych, pisane broi­

łem.

i

(4)

Kronika kulłuraina

E

Z KRAJU I ZE ŚWIATA FILM

# Tygodnik „Film'1 rozpo­

czął. diuk uc-sismieiu Koma­

na Polańskiego „Roman", wydanego pzud laiy nu Za­

chodzie.

W Piotr Skizynecki, ,,naj­

większy aiugior świata , le­

gendarna juz dziś postać kra"

koy/skifj ,,Piwnicy pod Bara­

nami", jest. bahateienr peł­

nometrażowego dokumental­

nego filmu lomasza żygudly

„Przewodnik'. Film powstał w okresie stanu wojennego i dopiero teiaz zostat zwolnio­

ny do rozpovyszechniania wy­

łącznie w DKF-ach i kinach studyjnych.

MUZYKA

• Na liście bestsellerów

„New York l imes" znalazła s„ę najnowsza biogiana „/Tycie Johna Lennona ", której au­

torem- jest Albert Goldman, 62- letni były profesor Colum­

bia University. Zebrany mate­

ria! (1200 wywiadów; ukazał Lennona jako „niepohamo­

wanego, schizofreidalnego narkomana", będącego w do­

datku homoseksualistą i - być może zabójcą. Najkrót­

sza charakterystyka osobowo­

ści Lennona? Typ paranoi- dalriy, obłąkany, umysłowo chory. Biografia Lennona me jest - pierwszym tego typu dziełem Goldmana. NajwręK- szą do tej pory „stawę"

przyniosła mu biogiaha tlvi- sa Presleya zatytułowana „tl- vis".

<$> Ma 30 cm średnicy i

waży niecałe 4ü0 g. Powsta­

je prawie tak samo jak zwy­

kła płyta gramofonowa: na­

cięty acetat po niklowaniu umieszcza się w wannie gal­

wanicznej wypełnionej kwa­

sem chlorozfotawym i azota­

nem srebra. Dwadzieścia pięć godzin „pracy wanny, pięć godzin p.acy gaiwanizatoiü i oto jest „złota płyta . Cho­

ciaż złota na niej niewiele, zaledwie - 1 gram, w świeue show buisnessu nagroda ta

ma swoją cenę: podnosi pre­

stiż aitysty, przysparza mu popularności i dochodów. W Polsce „złotą płytę” przyzna- no po raz pieiwszy już w 1968 r. Otrzymał ją Czesław Niemen za debiutancki al­

bum „LDziwny jest ten świat".

Obecnie „złoty” limit wyno­

si: longplayów trzeba sprze­

dać do 130 tys., singli do 1Ü0 tys.

TEATR

<& Rozstrzygnięto ogó na-

polski konkurs na sztukę zwią­

zaną z 70-leciem odzyskan.u niepodległości zorganizowany przez Teatr Rozmaitości w Warszawie i Wydział Kultu­

ry Urzędu m. st. W wy, W konkursie zamkniętym I na­

grodę przyznano Henryków.

Bardijewskiemu za sz.ukę

„Zwiastowanie”, li nagrodę Jerzemu Przeidzieckiemu za

„Bunkier", III nagrodę — Boli danowi Drozdowskiemu za

„Raut". W konkursie ofwar tym I nagrody nie przyznano, li nagrodę otrzymał Karol Obidniak za sztukę „Z nie­

ba na ziemię", III nagiodę Joanna Gorczycka za „Wiel­

ką Polskę".

LITERATURA

«* Jedną z najciekawszych, a na pewno najpiękniej wy­

danych książek ostatnich mie­

sięcy był album „Atkctd' -

„Polska: naród a sztuka"

Marii i Bogdana Suchodol­

skich. Ostatnio uhonorowano ją tytułem Książki Roku Kul­

turalnego 1987/88.

£ Nakładem „Czytelnika”, w 50 tys. egz. ukazała się biografia józefa Piłsudskiego autorstwa profesora Andrze­

ja Garlickiego. Mimo wyso­

kiej ceny - 2.700 pozycja ia ma wszelkie podstawy ku te­

mu, aby stać się bestselle­

rem na polskim rynku księ­

garskim. Biografia J. Piłsud­

skiego w pierwszej weisji - jak pisze we wstępie profe­

sor Garlicki - była już go­

towa w 1972 r., jednakże na skutek różnych decyzji nie ujrzała światła dziennego,

ZMARLI

& Jan Świderski, proŁzsor.

wybitny aktor teciiainy, iii mowy i TV. Ważniejsze role to „Makbet”, „Głupi jakub ’, role charakterystyczne w sztu­

kach A. Fredry,

to Jan Himilsbach — lite­

rat (Moniclfo, Przepychanka, Łzy Soitysa). Aktor „natursz­

czyk” (filmy: Rejs, Trzeba za­

bić tę miłość i inne).

RÓŻNE

• W dniach 18.10-25.10 Trwały Dni Kultury RFN w w Polsce. Po raz pierwszy Re­

publika Federalna Niemiec gościła w Polsce ze swymi Dniami Kultury. Jest to do­

niesie wydarzenie d;a -stosun­

ków niemiecko-polskich. Dni Kultury odbywały się w War­

szawie Krakowie, Gdańsku, Wrociawiu, Poznaniu, Kato­

wicach i Citoizowie. Inaugu­

racją „Dni" był w/stęp zna nego w świecie Stuttgarter Bailet w Teatrze Wielkim — pokazano spektakl taneczny pt. „Przystanek zwany pożą­

daniem wg sztuki Tennessee Williamsa. W 1990 r._ planu je się urządzenie w RFN „Dni Kultury Polskiej”.

to Na Plenum Narodowej Rady Kultury ria Zamku Kró lewskim w Warszawie został przedstawiony projekt nowe­

go laportu o stanie kultury opracowany przez profesora Jeizego Adamskiego. Projekt nowego dokumentu szczegu Iowo omawia istniejące na­

dal niedociągnięcia np. w dziedzinie poligrafii czy upo­

wszechniania kultury oiaz przedłużające się lub pogłę­

biające zjawiska, które wpływają na „deprawację kulturalną” objawiającą się np. w emigracji zarobkowej młodzieży. Projekt nowego ra­

portu stwierdza, że podsta­

wowym obowiązkiem i zada­

niem NRK jest propagowanie nowoczesnego, szerokiego r- zumienia kultury jako ciągło­

ści tradycji narodowych i światowych oraz jako całości życia, działalności i twórczo­

ści ludzkiej,

2

(5)

Po „Totus Mundus” w Słupsku

rsS’isgasaaüac'SMsaai

Teatr winien być jeden — dobry.

Wszo kio podz'aly formalne typu: zawodo­

wy — amatorski, stołeczny — p.owincjonany, czy zagraniczny — polski, jeśli administracyj­

nie wartościują prezentacjo zespołów, to n e maja sensu. Teatr powinien posiaclcć wy­

soką świadomość artystycznego wyrazu, poi n'ć rolę inicjatora zbiorowej wyobraźni, in spiratora moralnych, intoiektuanych i este­

tycznych postaw społecznych.

Aie teatr jest również swoista. grq — za­

bawą i jak każda dynamiczna gia rządzi się zasadami łamiącymi zewnętrzna formy zachowań.

Teatr jest zabawą, ale jest to niezwykle odpowiedzialna zabawa - gra wywo.ująca ludzkie uczucia, często te najskrytsze. Nie­

dyskretne podglądanie życia i ujawnianie jego słabości, przyobleczone w niekonwen­

cjonalną formę sceniczną, dla której nie­

wystarczającym jest samo przedstawienie dialogów, „naraża" teatr na nietakt.

Myśli zapisane powyżej stanowią swoiste credo dla Teatralnego „Totus Mundus", któ­

re w miesiącu październiku po raz drugi zorganizowane zostało w Słupsku. Pomysło­

dawcami tej imprezy były: Teatr BUK z Ko­

szalina oraz Teatr STOP ze Słupska.

Ten drugi w sposób niezwykle żywiołowy zrealizował ów festiwal dwa lata temu. W tym roku było nieco inaczej. Entuzjastyczna młodość Teatru STOP i środowiska z nim związanego wyparta została z urzędu admi­

nistracyjnym urzędoleniem. Efekty - wystarczy się rozejrzeć ... a szkoda..,

Nazwa imprezy to fragment napisu umie­

szczonego na gmachu szekspirowskiego te­

atru „The Globe" w Stratfordzie, a brzmią­

cego w całości: „Totus mundus agit histo- rionem", a więc „cały św 'at gra komedię".

Tym razom po taz drugi w Słupsku (być może, że przy rozsądnych zmianach - nie ostatni). Wzięły udział w tym festiwalu te­

atry z różnych stron świata, a można nawet rzec - różnych kultur. Nie mam zamiaru przytaczać danych statystycznych, jedynie dla ciekawskich podam, iż w ciągu siedmiu dni wystąpiło siedemnaście różnorodnych ze­

społów teatralnych.

Największym zjawiskiem na skalę europej­

ską była niewątpliwie Anita Saij z Dance Lab z Kopenhagi. Aktorka, która z niespo­

tykaną swobodą i zdumiewającą równocześ­

nie magiczną koncentracją jednoczy taniec i teatr w perfekcyjnych obrazach scenicznych.

Spektakl „Sovrana ' zawiera wspomnienie o barokowej królowej, której przeznaczeniem - po tym jak zabiła swego niewidomego chło­

pca — było wieczne błądzenie pomiędzy światłem a ciemnością, hałasem a ciszą....

Obraz starej kobiety wyniesionej przez histo­

rię, aby powtórnie być przez nią pochłonię­

tą jako zarodek — jest wstrząsający. Publi­

czność słupska po raz pierwszy zetknęła się z tego rodzaju teatrem rytualnym o niezwy­

kłej dyscyplinie plastycznej oraz dużej eks­

presji aktorskiej. Był to dla nas wszystkich szok estetyczny. Przedstawienie wywodząc się z tradycji dawnego teatru chińskiego oraz japońskiego teatru NO i Kabuki, pozwala rozszerzyć ogólnie przyjmowane pojęcie tea- tiu, tak aby pomieściła się w nim również obrzędowa uroczystość „chłodnej Północy'.

3

(6)

Po „Totus Mundus” w Słupsku

Rzadko spotykane na scenach nastroje (dtugie bezruchy postaci, fragmentaryczne oś­

wietlenie, skromność planu gry pokazywane­

go w perspektywie płaskiej), zwiqzane sq ra­

czej z reiigiq. Przypominajq raczej luaowe i sakralne tańce szamanów. Cała ta atmo­

sfera rodem z ducha japońskich malowideł, przełożona na język współczesnej sceny, two­

rzy niezapomniane widowisko — misterium ży­

cia i śmierci.

Anita Saij nie tylko odnalazła dawne środki artystycznego wyrazu dramatycznej mimiki i symbolicznych gestów, ale potrafiła je tak zastosować, iż przetworzona na język linii i wykwintnej tonacji szarych płaszczyzn — eks­

presja, graniczqca czasem z karykaturę na­

brała waloru dzieła sztuki o wyjqtkowej spe­

cyfice.

Niezwykłość scenicznych obrazów „Sovrany"

wprowadziła widzów w stan zakłopotania, z powodu często umykajqcych znaczeń poszcze­

gólnych scen. Jako przykład posłużyć tu może obraz jakże czytelny w Skandynawii, a dla nas obcy — połykania przez królowę, wielkiej ryby, utożsamianej przez ludy „dalekiej Pół­

nocy" z duszq człowieka.

W kontekście fabularnym spektaklu, to uni­

cestwienie czyjegoś bytu jest uzasadnione.

W sferze filozoficznej, a raczej mitologicznej - na owe niebezpieczeństwo narażone sq szczególnie te ludy, które żyjq z rybołówstwa, to jest charakterystyczne dla wieiu wysepek Danii. Przytoczenie tego tematu w takiej for­

mie i potqczenie z filozoficznym kontekstem zabójstwa chłopca, oraz ujęcie go przez pry­

zmat osobistych przeżyć aktorki - dało su­

gestywny obraz wymagajqcy jednak pewnych odwołań. Bo przecież tradycje „połykania’’

owej anima nie sq zupełnie obce. Różne na­

tomiast mogq być jej wcielenia, tak jak to miało miejsce w głośnym filmie Masaki Ko- bayashiego — „Kwaidan, albo opowieści nie­

samowite" z 1965 roku. W tym filmowym zbiorze 4 japońskich nowel jednq — „Na dnie czarki’1 - reżyser poświęcił właśnie pro­

blemom unicestwiania duszy lub jej zranienia.

Spektakl „Sovrana” podobnie jak nowela Kobayashiego jest artystycznq wypowiedziq

0 tendencji pośredniczęcej między kilkoma kręgami kulturowymi. Sztuka wyrasta z od­

miennego pnia kulturowego. Dzięki jednak artystycznej próbie przekładu, staje się dla naszego widza coraz mniej niezrozumiała a przy tym nadal odmienna i zadziwiajqca. Jej ładunek emocjonalny jest tak silny, iż po­

budza wyobraźnię widza i zapisuje pod po­

wiekę niezapomniane wrażenia estetyczne.

Drugim wydarzeniem festiwalu była pre­

zentacja spektaklu francuskiego Teatru Cos­

mos Kolej z Lyonu zatytułowanego „Telesco­

pes". Do tej swobodnej adaptacji „Sanato­

rium pod klepsydrę" Bruno Schulza, podcho­

dziłem z dystansem. Obawiałem się, iż bę­

dzie to kolejna, powierzchowna inscenizacja prozy popularnego na Zachodzie pisarza.

Moje uprzedzenia były bezpodstawne. Wła­

dysław Znorko (Polak z pochodzenia) potra- łi) znakomicie uchwycić klimat żydowsko-ga- licyjskiego miasteczka które fascynowało au­

tora „Sklepów cynamonowych’’ swę brzydotę 1 zarazem chorobliwym pięknem. Przedstawie­

nie przenika lęk przed przyszłościę świata zabłękanego w okrutnej ciemności.

Spektakl pełen zaskakujęcych metafor, pul­

suje plastycznę dynamikę, płynnym rytmem i zmysłowościę, co nie jest bez znaczenia w twórczości Schulza. Nie jest to przedsta­

wienie aktorskie, w rodzaju innego teatru francuskiego - L’Ange Fou.

Zagubieni i wyalienowani bohaterowie, sq jakby wyjęci z jakiegoś snu, sprawiajęcego wrażenie dobrze nam znanego. Przebijają się do naszej wyobraźni ze swymi kompleksami, urazami z dzieciństwa i obsesjami wieku do­

rosłego - przez dymy widma pocięgów sta- nowięcych swoiste memento dla naszych cza­

sów.

Oryginalna poetyka „Telescopes" kładzie nacisk głównie na kompozycję całości głę­

boko osadzonę w materialności rzeczy, a jed­

nak nadajęcę najdrobniejszym przedmiotom i zjawiskom rzeczywistości subtelny urok spraw tajemnych i niesamowitych. Temu podporzęd- kowana jest muzyka z wyraźnymi motywami polskimi; scenografia - białe pnie brzóz, niepokojęce wielkie, stare okna, zakurzone

4

(7)

Po „Totus Mundus” w Słupsku

przedmioty codziennego użytku; dalej - świa­

tło, które oświetlało nikłym blaskiem wnętrze naszych snów i wreszcie raz jeszcze ów wy­

mowny leitmotiv całości - idące donikąd pociągi, zapowiadające bliską już zagładę ludzkości.

Zupełnie odmiennym teatrem był wspom­

niany zespół L'Ange Fou z Paryża, który za chwycił perfekcją aktorskiej realizacji spek­

taklu „Krucjata”. Dwoje aktorów: Steven Wa­

sson i Corinne Soum przedstawiło nam histo­

rię nieśmiałego, niezręcznego Anioła, który spotyka kobietę w dniu swoich urodzin i po­

rywa ją do siebie, by zadać odwieczne py­

tanie - „Kim jesteśmy?”. Odpowiedzi po­

szukuje w swej groteskowej pełnej scenicz­

nego wyrazu wyprawie.

Teatr ten, mimo iż wyraźnie korzysta z wzo­

rów francuskiej szkoły pantomimy — swą re­

alizację wzbogaca specyficznym ruchem, od­

biegającym od klasycznego teatru mimów.

Wykorzystuje również wartość znaczeniowa i muzyczną słowa, co jednak momentami cią­

ży nieco na uniwersalności formy, ze względu na istniejącą barierę językową. Przedstawia­

ne obrazy spektaklu są bardzo dynamiczne a cała rzecz dziejąca się jakby na przyspie­

szonej klatce filmowej jakiegoś starego kina, potrafi nakłonić widzów do współuczestnicze­

nia w przedstawieniu.

Pewną kontynuacją programu, jaki zapo­

czątkował Douglas Berkey z Nowego Jorku (przebywał w Polsce w 1986 roku na zapro­

szenie Teatrów BLIK i STOP), był występ ka­

nadyjskiego aktora Paula Wildbauma. Demo­

niczny rysunek aktora w czarnym trykocie, połączony na scenie z duchem wywiedzio­

nym z tradycji commedii delTarte, bufonady i błazenady — daje znakomity, efekt w pro­

gramie zatytułowanym „Variete”. Jest to per­

fekcyjny spektakl teatralny urzekający rzetel­

nością wykonania i swoistą magią aktorską.

Wildbaum buduje obrazy oparte na wyszu­

kanym humorze z precyzyjną i zaskakującą pointą, często bardzo ironiczną. Przedstawię nie charakteryzuje się odmiennymi nastroja­

mi, co wzbogaca jego dramaturgię.

W niektórych działaniach aktorskich biorą udział widzowie, uatrakcyjnia to zabawę i na­

daje występowi charakter szerokiej improwi­

zacji, konsekwentnie kontrolowanej przez ka­

nadyjskiego aktora.

Ponownie do Słupska zawitał Teatr STUDIO z Archangielska. Tym razom na festiwal.

Zespół Wiktora Panov/a przywiózł insceniza­

cję sztuki Mikołaja Erdmana — „Samobójca".

Spektakl zapuszcza nas głęboko w świat ne- powskiego mieszczanina. Posługując się pa­

radoksalną, w linii prostej z Gogola wywie­

dzioną metodą groteskowego uwznioślania

„maleńkiego człowieka”, Wiktor Panów po­

kazuje obraz porewolucyjnego społeczeństwa radzieckiego.

I tak jak u papy Gogola, przez satyrę i śmiech przebijały z dalszego planu łzy, smutek i ból żałosnego bytu.

Można by co prawda zastosować pewne skróty literackie, które zapewne wzmocniłyby całe przedstawienie, ale to już jest sprawa metody. Jedno jest pewne, to mianowicie, iż

„Samobójca” (ze wszystkich insenizacji jakie widziałem w Archangielsku) jest najbardziej

dojrzałym spektaklem tego teatru.

Prezentacje dwóch kolejnych zesplów: Grif- theater z Holandii oraz Teatru Revolver z Czechosłowacji, bąd też zagubiły się nieco w rozwiązaniach formalnych czy technicznych

— osłabiając tym samym wartość spektakli;

bądź też nie potrafiły odnaleźć odpowiednich środków przekładu na język sceniczny surre­

alistycznych tekstów lacąuea Preverta. Nie­

mniej oba te przedstawienia pozwalają nain zapoznać się z tendencjami artystycznymi, jakie dominują w tcmtych krajach.

A problem: czy to nam się podoba, czy też nie, ma naturo iście estetyczną i nie może ważyć na uzasadnionej obecności tych teatrów w Słupsku.

MIZAR

5

(8)

Po

„ToI js

Mundus" ■■■■■■■■■■

Kronika

towarzyska

SKURIOZOLEK

Jeśli chcesz mieć alibi na tydzień {tcutrai- ny) przed żoną, mężem, kochankiem(ą), sze­

fem i MO

nabądź drogą kupra SKURIOZOLEK czyli newspaper „tOT'JS MUNDUS ‘ — co w dosłownym tłumaczeniu oznacza: niecodzienny powielany nieoficjalny

miniorganik „CAŁEGO ŚWIATA”

DATA: 21 X 1988. Nr: spóźniony. NAKŁAD:

nieobliczalny. CENA: 99 zł PŁATNE: 100 zł.

Wydając bowiem resztę w kwocie 1 zl — do­

konamy pierwszego w dziejach PRL faktu podniesienia rangi „ZŁOTÓWKI .

WELCOME! BIENVENU! ZDRASTWUITIE! Wl TAJCIE! na II Międzynarodowym Biennale Te­

atrów Niesfornych.

Jako nieodrodne dzieci piurblagisty W,t,.a cego, przyjmując za swoje jego wyznanie wiary zawarte w Manifeście Czystej B.agi -

„każdy może tworzyć b/,e co i ma prawo być zadowolonym" — obiecujemy na lamach SKURIOZOLKA łgać, zmyś.ać, oszuk.wać, krę­

cić, naciągać, mistyfikować, nacierać, mam ć, manipulować, fałszować rzeczywistość w p ze- ciwieństwie do dziennikarz/ , Głosu Pomo­

rza”, „Zbliżeń i „Trybuny Ludu ’.

Fellinim Północy został okrzykn ęły za gra­

nicą Jerzy Zoń po prezentacjach spoktakś Teatru KTO w jego reżyseri:. Who is who Teatr KTO?

Istnieją 11 lat, po okresie b'ędów i wypa­

czeń znaleźli wreszcie własną drogę, c jest nią teatr artystyczny. Bronią się przed gorse­

tem administracyjnym, chcą pozostać grupą wolną, otwartą, choć są zawodowcami i dą.ą do profesjonalizmu. Klimatem KTO s ego commedii dell arte, chętnie posługuje s:ę gu - teską i włącza elementy cyrkowe. 3; c/:k, polityka i życie to jedno - sugerują nam aktorzy grający klownów. Założenie, że widz nie może się nudzić nie jest czczą doklara cją tego teatru. Poświadcza to dyscyplina

sztuki reżyserskiej i wykonawstwa, finczyjnośc i dobry smak realizacji. KTO dotykając sp a v najważniejszych potrafi bawić. Jerzy Zeń —

polsk Bob Fosse (moje!) w spektaklu „Do góry negarni” gloryfikuje śmiech jako pana­

ceum na całe zlo i jodyny środek służący wyzwoleniu człowieka. Chetn'e po raz du a zobaczymy Stanis'cwa Demsk ego i jego wspaniałych przyjaciół scenicznych.

*

Non caplsco - dlaczego vvw. n:s dobrał sobie w Słupsku, siedzibie producenta ck-.po rtowego obuwa, ani jednej pary na swoje nóżki? :)

*

Szukamy rezerw. Tymczasem Jerzy Zoń %'n dzi na trzech stołkach dyrektorskich: w KTO, teatrze jeleniogórskim i w „Przedstaw en u pożegnalnym”. Koniecznie zatestowaći

*

„STOP' — owcy mieli podczas swoich wy stępów przy ul. Zawadzkiego widownie na wysokim pez'emie. Nap awla rjc/ dach de kc:-7o o recko co nie spad i z zachv./tu na bruk!

Wiem, kto z sympatyków „STOP’-u zdewa- st: wal gazon Lwic owy. into rnacja p’a za z góry.

Wydarzcnem był popis mu t laureata - warszawsk.cj grup/ p:cv. z.bonej przez Ed­

warda Wojtaszka pn. Pracownia TEATR. W- dr'-w zachwyciła zwie.••zęza , Party’ura ‘ (mniej

„Caremcn'o”) - ulwór rczpiran/ r.a cżtfe rech aktorów oraz drwVe przestrzeń i św a- tło. Nie ma w nim tekstu .literackiego i fa buł/ cpowieści. Jego bel atprem jest szarość dn:c codziennego, scher' ety 'uś: podćaeyth be-wo nie , partyturze życ'a".

Prawdziwie- międzyna■ od owo berze dep r ro od dziś. Zaczyna Paul Wlldbcum z Ka­

nady. który znając tylko amtesk dala-I do celu bez asysty. Aktor o 100 twarzach i per­

fekcyjnym przygotowaniu jędz e stąd d>

Hong-Kongu.

PrzczarowV sve'eh fanów Czcrak-mk z Pracc.wn' TEATR no któ eeo koncert Hery ; w kdubie , Pod Samowara-! '. Gkazajo się.

is akurat n e miał pszy sebie per; ur.ii.

Ryba psuje się od głowy. Gdy uraiwn’-no, że ulubionym ko'orcm dyrektora festiwah: osi czerwień. personel zaczął nesić czerwone bu­

(9)

Po „Totus Mundus”

ty. Odkryłam, że dyrektor od urodzenia n!c lubi myśliwych. No i kto teraz odważy si?

strzelić do zajqca? Chyba samobójca. Wiktor!

Nu szto Ty? ")

*

Żona znanego basisty Basia P. tak kocha muzykę, że podczas spotkań klubowych zaw­

sze gia pierwsze skrzypce. 3)

*

Nowy dyrektor artystyczny Słupskiego Te­

atru Dramatycznego lako despotyczny ma narcha zabronił gwizdania w swoim teatrze.

Poddani znaleźli wyjście z sytuacji — awiżdżo na „TOTUS MUNDUS".

*

Andrzej wczoraj wracał do domu pod wia'r.

Bodzio wprost przeciwnie — szedł pod sa­

mowar. ’)

*

Informacja organizacyjna: z wszelkimi spra­

wami od dziś proszę zwracać się do !o'i (znak rozpoznawczy — urok osobisty i dwa zielone paznokcie), ponieważ somozwala s ą menażerem every boody. ■')

Więcej blag nie pamiętam

MIRA2 Legenda dla nie wtajemniczonych Czytel­

ników „Gryfa", żeby wszyscy mogli uśmiechnąć się do pomieszczonych w SKURIOZQLKU ża rtów:

') Stanisław Demski, aktor Teatru KTO po­

został nagle bez butów. Główna trudność przy zakupie sprawiał duży rozmiar nogi. W spektaklu grał Mussoliniego i często po wło­

sku powtarzał „non capisco" (nie rozumiem).

:) Dyrektorem przeglądu „TOTUS MUN­

DUS" był Ryszard Z a j q c. Natomiast Wi­

ktor Panów, szef Teatru Studio w Arehan- pielsku. po wystawieniu dramatu Erdmann

„Samobójca" — taki otrzymał przydomek. Bo­

wiem nie pierwsza to sztuka i nie jedyne jego przedsięwzięcie z dziedziny zakazanych.

•’) Basia P. czyli Barbara Pawiłojć z WDK jest współorganizatorka wielu imprez i wier nq biesiadniezkq.

') Chodzi o Andrzeja W i a t r a, reżysera światła w „Rondzie", równie sympatycznego (Bodzia) Bogdana Pobiedzińskiego z zespołu ..STOP", no i oczywiście o klub „Pod Samo­

warem”.

5) Mowa o Jolancie Krawczykiewicz z WDK.

Tuk oto zaczynał się drugi w dziejach Słu­

pska przegiqd teatrów n.esfornych. Rodzi się wyjqtkowo trudno, -trie dopracowany or­

ganizacyjno, prawic bez reklamy, jak na ironię swojej formuły hamowany w pomy­

słach przez „czynniki", w nCiwowci uirnosfe r/e. Stad też i do wydawania festiwalowej gazetki za na kto odpowiedniego komfortu. Je­

dyny numer, jaki ukazał się- drukujemy ku pamięć1 i na dowód, ża to co dzieje s>ę miedzy spektaklami i wokół, ten drugi ob cg festiwalowego życia pisze abie wkmnq hi­

storię. Bywa ona często ciekawsza od oficjal­

nego programu imprezy. Tym razem nie przy­

ćmiła głównego nu fu. nu- konkurowała na w l.. .leszcze raz okazało sio że najlepiej wychodzi improwiza ja przygotowana, ci przy- najmnej muszo, być l.u temu warunki,

Zwylde towarzyskie życie imprezy toczy się w biurze organizacyjnym, a rozkwita w noc­

nych k'ubach. Ciasny pokoik administracyjny w Ośrodku Teatralnym „Rondo", przypomi­

nający lodówkę, gdzie „warowała" najwier­

niej Teresa Pietrzak - nie sprzyjał przesia­

dywani. Leer oczywiście zagladał tam każ.dv z gości i osób jakkolwiek zwiqzariyfch z im­

preza Jedni załatw-ć sprawy, inni zos:ęgnqć istotnych in!ormacji, większość żeby wiedzieć co słychać i puśóć dymka. przev/ażnie z

„ekstra mocnych", bo te stały sic dyżurnymi papierosami tegorocznego „TOTUS MUNDUS".

Miejscem do swobodnych rozmów o sztuce i nie tylko, do odprężona po występach dla altystów, do odpo- cynku po nerwowej bie­

ganinie dla organizatorów, wreszcie do spo­

tkań dla wszystkich miała być kawiarnia „Ce­

chowa”. Ton miały iam nadawać tzw. impie- zy towarzyszące, np. program rewelacyjnego kabaretu „Koń Po'ski", recital Radostowu Ciocholewskiego, niedawnego laureata prze­

glądu piosenki aktorskiej... z reszty już zre­

zygnowano przed r ozpo rzędem „TOTUS MUNDUS", ponieważ p-zestrzennq „Cecho­

wa" dyrekcja WDK zamieniła, kn niezado­

woleniu „wykonawców” słupskiego festiwalu, na mniejszy, podzielony no dw.o sale, klub TPPR „Pod Samowarem". Pizy lym decyzja 0 podmianTe lokali redzta s'ę tak długo, że po pierwszym dniu przyszło rozejść się do domów. W druginr zaś ajenci, tak ponoć umówieni, oczekiwa'1 gości od osiemnastej.

Ci zjawili się ze zrczum ntych względów zna cziVe później, by d >Wedz'eć się że klub jest wynajęty do 23 cek Bez sensu! Spektakle kończyły się różnie —■ o 9, 10 i IV wieczór.

Potem aktorzy musieć rozchc.aktcryzować s:ę 1 przebrać, ekipy techniczno z o tyć uizqdze nia naglasniajqco-: wietlne i elementy deko-

;/

(10)

Po „Totus Mundus”

racji, organizatorzy dopilnować wszystkiego.

Jak wielkiego nakładu pracy kosztowała o- prawa niektórych przedstawień, niech świad- czq chociażby dwa przykłady. Po to, żeby przygotować scenę „Ronda” do występu Ani­

ty Saij z Danii, trzeba było całego dnia.

Chociaż przystqpiono do tego o godz. 8-mej rano, nie zdołano uporać się do zapowie­

dzianej 19-tej godziny rozpoczęcia spektaklu.

Specjalnym wymaganiom tancerki nie tyle nie mogli sprostać ludzie, co sprzęt kiepskiej jakości, jakim dysponuje WDK. Czekaliśmy więc jeszcze prawie godzinę na dworze.

Opłaciło się: oryginalny taniec „Sovrany"

okazał się wydarzeniem artystycznym. Sie­

dzieliśmy jednak niewygodnie, ściśnięci, po­

nadto wcześniej przeszyci chłodem. I o ile podobne niewygody nie przeszkadzają w od­

biorze Andrzeja Grabowskiego w „Audien­

cji V”, to celebrowane misterium Dunki, trwajqce ponad 3 godziny, potrzebuje sku­

pienia również u oglqdajqcych.

Möwiqc o salach, które służyły za sceny

„TOTUS MUNDUS”, błędem było organizo­

wanie kameralnych przecież w swojej isto­

cie występów Paula Wildbauma i Jana Pesz­

ka w Miejskim Ośrodku Kultury. Zresztq za­

wieziony tam ponownie po dwóch latach z tym samym „Scenariuszem dla nie istnieją­

cego, lecz możliwego aktora instrumentalne­

go" krakowski artysta nie ukrywał swego zde­

nerwowania. Chyba tylko serdeczność i tro­

ska dyrektora MOK Stanisława Turczyka

„ociepliła” w końcu atmosferę. Dziwić się należy, że nie wykorzystano w tym roku, co czyniono z powodzeniem przy poprzednich przeglqdach, przytulnej salki Teatru Lalki

„Tęcza". Zwłaszcza, że jej dodatkowq zaleta jest lokalizacja w centrum miasta. Rozmiesz­

czenie imprez od „Ronda" przy ul. Niedział­

kowskiego, poprzez dramatyczny przy Wało­

wej, po MOK przy Braci Gierymskich i WSP przy Arciszewskiego było poważnym manka­

mentem.

Wracajqc jednak do kłopotów technicznych, które przede wszystkim spadły na głowę An­

drzeja Wiatra i specjalisty od dźwięku Ta­

deusza Balika, dał się we znaki ostatni dzień

„TOTUS MUNDUS”, kiedy dowiedziano się.

że dekoracje teatru „Cosmos, Koiej" ważq 10 ton i nie wytrzymają ich stropy kościółka.

W ostatniej chwili trzeba było zmieniać pla­

ny spektakli - francuskq grupę przenoszqc do Teatru Dramatycznego, a w „Rondzie”

urzqdzac przedstawienie holenderskiego „Grif- theater".

Ale przenieśmy się do „bolszewika'', który w trzecim dniu wreszcie przypominał klub

festiwalowy. W sali w głębi, gdzie zawsze pa­

nuje klimat konferencyjny, za długimi sto­

łami, przy winie, szampanie, albo oranżadzie zasiadło mieszane towarzystwo z przewaga słuchaczy Bałtyckiego Uniwersytetu Ludowe­

go z Opaleń. Rej wodził jednakże Dima czyli Dymitr Utkin z Teatru Studio w Archangiel- sku, który okazał się znakomitym showmanem popisujqc s'ę w solowym śpiewie i inicjujqc wspólnie wykonywane me'odie. To wystarczy ło, żeby Waldemar Bochniarz z Lublina, przy­

były do Słupska z zamojskq grupa „Perfor­

mer" wziql swój saksofon i dał wspaniały koncert ballad i utworów bluesowych, który przerodził się w wieikq improwizację. Reszta akompaniowała głosem, klaskaniem, wybija­

niem taktów nożnie, ręcznie... Darek „rondo- wiec” zamienił mala czarnq na czerwone wytrawne. Herakliusz Lubomirski, perkusista z „Performeru" naśladował rytmicznie okrzy­

ki Indian. Nagle wszyscy okazali się muzy­

kalni. Bo taka orkiestra zdasza się jeden jedyny raz.

Nazajutrz doszły organizatorów słuchy, że

„Pod Samowarem” urzędowała hołota. Wie­

czór jednak znowu nabrał rumieńców. Tym razem przewodzili Czesi z zespołu „P.evol- ver", którzy wprawdzie przywieźli bardzo nie

udane przedstawienie (był to największy paf!

festiwalu, jak ktoś słusznie zauważył), ale potrafili rozbawić cale towarzystwo, rozkrę­

cając nawet tańce. Zwłaszcza podbił wszys­

tkich dowcipem i wdziękiem Frantisek Ve- ćera, z rozwichrzonq czuprynq i duszq, aktor z Ołomuńca. Następne dni również przecią­

gały się do późnej nocy, częściowo zmieniali się tylko bywalcy. Takiej szansy, żeby spo tkali się razem wszyscy nie było. Zespoły w większości zostały zakwaterowane w Ustce i nie każdy ryzykował późny powrót na wła­

sna rękę. Dima — mówiqc miedzy nami — urwał się ten jedyny raz, ryzykując więcej - bo swoje być lub nie w teatrze. Żelazna dyscyplina, jakq trzyma w zespole W.ktor Panów, nie dopuszczała takich spotkań. N e naszq sprawq oceniać czy słusznie, ale żal.

Całkowita swobodę miała jedynie urodziwa Larysa, bywajqc wszędzie gdzie chciała.

Z drugiej stiony - ciasny „Samowar’ n'e pomieściłby więcej osób. Nie był też przy gotowany, jeżeli chodzi o wybór c!ań i tun ków. „TOTUS MUNDUS”, był swo stym chrztem d‘a ma'żeństwa ajentów, którzy wi eli klub od niedawna. Nigdy przedtem nic p o­

wadzili podobnej dz'ałalności, a tym bar­

dziej nie musieli gościć szalonych artystów.

Powoli jednak „topnieli”, przekonuiac s o, że to nie banda szubrawców i huliganów, tylko nieco ekscentryczni, niekonwencjona'ni w sposobie bycia, potrafiący z obskórnego,

(11)

Po „Totus Mundus”

powiedzmy sobie szczerze, pomieszczenia wyczarować nastrojowy night-club, a przez to wspaniali ludzie, których nie obchodzi czy ktoś ma dolarowe ciuchy i układy z ,,górq", ale co ma do powiedzenia.

Władek Znorko, szef i reżyser teatru z Lyonu, powiedział mi, że dobrobyt zabija sztukę. On i jego zespół nie zarabiają na tym co robią i do tego nie dążą. Mimo, że idea i estetyka ich spektakli natrafia na trudny odbiór we Francji, konsekwentnie re­

alizują to ,co uważają za słuszne. Czarny szynel, przydługie włosy, piękna twarz o re­

gularnych rysach i mądre oczy, wyrażające to wszystko co mówi — refleksyjnie, z pewną zadumą, uważnie, a jednocześnie ujawnia jąc niecierpliwość i zachłanność życia. Taką postać Władka zapamiętam.

Sztuce, temu co aktualnie kreuje, podpo­

rządkowała całe swoje życie Anita Saij.

Żeby lepiej wyrażać siebie, obcięła do skó­

ry długie piękno włosy. Na codzień, aby nie szokować wyglądem ludzi, nosi turban z szala.

Ale na scenie pokazuje się bez okrycia, ta­

ka jaka jest. Ozdobą jej ciała jest wnętrze.

Albo ma coś pięknego w środku, albo nie...

Wspomniany Frantisek, dający upust swo­

jemu temperamentowi w wesołości, jest w gruncie rzeczy głęboko zasmuconym rzeczy­

wistością człowiekiem. Naprawdę interesuje go możliwość życia i tworzenia w wolnym od politycznych racji kraju, teatr wyzwolony z gorsetu administracyjnego, gdzie reszta podporządkowana jest postulatom artystycz­

nym. Mogłabym mnożyć te wspaniałe sylwe­

tki ludzi długo.

Dla równowagi - trochę rozczarowań. Otóż publiczność na występach „TOTUS MUNDUS"

stanowili właściwie sami swoi: zespoły in­

nych teatrów, organizatorzy i dosyć wąskie grono przyjaciół imprezy. Nie, nie, wcale nie optuję za tym, żeby do teatru chodzili wszyscy. Jest to oferta dla wybrańców, my­

ślę. że przez czterdzieści parę lat przeko­

naliśmy się, że nie ma co liczyć na awans kulturalny mas. Nie jestem też za uszczęśli­

wianiem na silę. Ale...

Skoro włożono tyle wysiłku i wydano pie­

niądze na imprezę, należało dać szansę. Za­

brakło właściwej reklamy dla chętnych i pro wokacji wobec wahających się, którzy nie mieli jeszcze okazji zasmakować teatru. Za­

walił tu WDK kompletnie — nie mnie do­

chodzić kto personalnie — propagandę te­

gorocznej imprezy i sprzedaż biletów. Nie­

sfornym teatrom muszą towarzyszyć niesforne metody działań, Mimo wszystko jednak nie

przestanę pytać — gdzie podziali się sti denci? Ich nieobecność na ,.TOTUS MUi' DUS" jest największym zdumieniem teę festiwalu. Poza studiującymi w WSP człoi kami zespołu ,,STOP", pojawiały się ni«

liczne osoby. Żeby zapełnić maleńki kit uczelniany na „Audiencji II" z Mikołaje Grabowskim, który objechał z tym spekt«

klef pół świata zdobywając uznanie, Jare Szroeder z kolegami wyciągali na pięć m nut przed rozpoczęciem ludzi z akademików Co wobec togo interesuje przyszłość nasz- kadry nauczycielskiej? Jak zamierzają wyr«

snąć na humanistów i inżynierów dusz lud:

kich, nie biorąc udziału w kulturalnym życii

„TOTUS MUNDUS" nie jest tutaj odosoł nionym przypadkiem. Nawet wewnątrz WS kultura nigdy nie wypuściła nawet liść Efemerydy, jakie zdarzyły się w ciągu ki kunastu lat, nie mają znaczenia. Boże, w dzisz i nie grzmisz! Najbardziej - dowodź fakty — rozwój kultury w uczelni czy wśró studentów obchodzi rektora. Prof, Hieronir Rybicki wspomaga bowiem chętnie i slower i pieniędzmi każdą inicjatywę, zaznaczają choć w ten sposób istnienie młodzieży aka demickiej w Słupsku. Korci mnie ieszcze zo pytać ilu nauczycieli, poza garstką stalyc twarzv, jak Jadwiga Miedzicwska czy Jerz Kuszn'ar, przychodziło i zachęciło swoic wychowanków do obejrzenia spektakli? Alb-- zainteresowało się chociaż czy ktoś na ni- chodzi?

Widać moia naiwność nie ma granic. Na ród nie sztukę ma w głowie. Rośnie społe czeństwo nowo bogackich. Dorobkiewiczów«

na handlu z Turcja na przykład. Sprzedawv ców w butikach. Spryciarzy bazujących nc kryzysie. Rozkwita inteligencja kształcona nc w-ideo- kiczu.

Stanisław Ignacy Witkiewicz przewidzia1 to wszystko i wolał nie dożyć. Być może nie skończyłby z sobą tragicznie, gdyby wiedział że Stanisław Midziewski. Mirosław Gliniecki i Jupi Pod'aszewski z Koszalina wpadnn na nieodpowiedzialny pomysł organizowania na Pomorzu Srodkoww-m ziazdu teatrów niesfor- nvch, wokół których skupia się podobni sza­

leńcy. chociażby Rysiu Skóra, będący wvsze- dzie i zawsze tam gdzie muzyko. Tosiu Fran­

czak, ojciec chrzestny stupskiej bohemy; do których zajrzy profesor, kompozytor i klezmer w jednej osobie Zdzichu Pawiloić i dołączy ze swoim otwartym sercem dla każdego Gu­

zik — Andrzej Guziński. Wszyscy, których łączy jedna do sztuki miłość święta.

MIROSŁAWA MIRECKA

Q

(12)

Szpalta reportażu

Torfy

Z Waldemarem Frankowskim, o którym Jerzy Ostrowski, znany powieściopisarz okre­

su międzywojennego zapewne napisałby, że wyglqd ma typowego Kaszuba, energię Frań cuza a wytrwałość i wiedzę Ho endra, stoimy w Redkowicach nad szeroko wijqcq się rzekq Łebq i kiwamy tylko głowami z politowania.

Dookoła, jak wzrokiem sięgnąć, bogactwo łqk, ziemi, a prawie wcale niewykorzystywa­

ne, marnotrawione. Zamiast połaci zielonych, soczystych traw — żółte rumiany, czerwono szczawy, mnóstwo innego z elska. Widok za­

niedbania i niedbalstwa. Jakby ta ziem a gospodarzy nie miała...

Ale pan Waldemar nie po to mnie tu przyprowadził, żeby pokazywać rumiany i szcza­

wy. Obrazki takich zaniedbań, braku gospo­

darności na trwałych użytkach zielonych w woj. słupskim oglgdałem już n'e raz. Przypro­

wadził mnie tu, bo chciał mi pokazać, jax na tych samych g ębach, przy tej samej rze­

ce, tylko po jej drugiej stronie, w sqsieaz- twie tego czerwonego szczawiu i innego ziel­

ska rośnie jego kapusta, buraki ćwikiowe, marchew. Kilkadziesiqt metrów dalej, bar­

dziej wśród łqk — gdzie Waldemar Frankow­

ski ma swoje pole torfowe — ponad 10 he­

ktarów — rośnie cebula, pory, ka'afior, ka­

pusta i marchew. Idziemy tam. Z jeszcze większym zdumieniem oglqdam to, co udało się stworzyć Frankowskiemu. Oglqdam i na­

dziwić się nie mogę. Wszędzie warzywa, m;ę- dzyrzędzia czarne, tylko qdzien:egdzie kepr nieuschniętego perzu. Żadnej lebiody, innych chwastów i zielska. Goluśko, jakby ktoś asfal­

towy dywanik zielonq liniq podzielił na rów­

ne paski.

Gospodarz widzi, żo jego pola robiq na mnie wrażenie, wykorzystuje to. - Patrz pan, tu wcale niepotrzebne były wielkie nakłady — mówi — melioracje. Potrzebne były tylko che ci do pracy, wiedza. Wiedza szczego'nie!

O tym, że dolina rzeki Łeby liczqca prew e 19 tys. hektarów lqk i pastwisk, w ponad 80 proc. o podłożu torfowym, ma specyi czne walory p edysponujqce jq nie tylko do up.a- wy traw, ale i innych roślin, do innego w/ko­

rzystania — mieszkańcy tych zemi wiedzieli od dawna. Hodowano tu spore ilości bydła, Potem gdzieś w połowie lat sześćdzies'qtych użytki te zaczęli nawet od nowa upraw ać, meliorować, budować na nich urządzenia na wadniajqce.

Pamiętam trochę tamte lata. Była to ogrom­

na akcja i za duże piemqdze. Na taki wjeż­

dżał ciężki sprzęt, ciężkie traktory z włelo- skibowymi pługami, kolejno lqka za łqkq, pastwisko za pastwisk:em przewracały s.aia dernię. Na świeżo w/oranej ziemi Dosano nowq trawę. Była potrzeba — prowadzony prace melioracyjne, czyszczono stare i kopa­

no ncwe rewy, budowano zastawki wodne, przepompownie. Chłop; — n'e chce.i tych in­

westycji. N e chcieli nowych up aw i melio­

racji. Bali się kosztów! Wieś w.edy nie była taka bogata, jak dziś. Chłcpi dali się w koń cu przekonać. Od nowa up owionę łąki m ały przysporzyć im większe korzyść1. I przysporzy­

ły, wydajność s'ana wzrosła z 40 do 103, a na niektórych lakach nawet do 120 kwintali z hektara.

Jednak z czasem gospodarka na trwałych użytkach zielonych stawała się coraz mniei efektywnc, coraz mniej wydajna coraz rm-t i potrzebna. Głównie przyczynq b/ł chaber Dia..

właściwego podejścia do torrów, brak wie dzy o możliwośeach ich wykorzystana tra­

ktowanie łqk dosłownie jako naturalnego źró­

dła pasz, nie wymagajqcego większej trosk1, prac, nakładów. Zan.ecioano melioracje, z - szczeniu u'egly na skutek zaniedbań zastaw ki i przepompownie. Trawom żałowano na wozów. Potem doszedł brak opłacalności ho­

(13)

Szpalta reportażu

dowli bydła. Okres największego zastoju przypada na lata 1981-1985. Wtedy najbar­

dziej spadło pogłowie bydła. Niemalże do minimum ograniczono gospodarkę na trwa­

łych użytkach zielonych, w pegeerach zanie­

chano jej prawie zupełnie. W PGR Smołdzi­

no, Główczyce, Charbrowo, Pogorszewo, Zdrzewno, Cewice pogłowie bydła, w porów naniu do roku 1980, spadło o 50 procent.

Plony siana w 1985 roku osiggnęły zaledw;e 35 kwintali z hektara. Przyczyny: meternrnn we nawożenie i koszenie łqk, absolutny brak zabiegów pielęgnacyjnych, brak konserwacji urządzeń wodnych. Niedocenianie znaczenia użytków zielonych.

*

26 czerwca 1986 rok. Na ścianach świetli­

cy Państwowego Przedsiębiorstwa Gospodar­

ki Rolnej i Usług Technicznych Nowej Wsi Lęborskiej plansze, wykresy, mapy. Za stola mi minister rolnictwa, leśnictwa i gospodo: - ki żywnościowej - Stanisław Zięba, I sekr-v- tarz KW PZPR w Słupsku - Zygmunt Czarza- sty, wojewoda słupski — Czesław Przewoźnik, dyrektorzy Wydziału Rolnictwa Urzędu Wn jewódzkiego WOPR w Strzelinie, gospodarze gminy, Tadeusz Zielke — gospodarz obiektu.

Podniosła atmosfera, podniosły moment.

Przełom w historii województwa. Wojewoda zapoznaje wszystkich z najnowszq koncepcję zagospodarowania doliny rzeki Łeby i lepsze­

go wykorzystania łqk. Słucham uważnie.

Wszyscy słuchają. Problem ten rozwiqzywany jest przez wojewódzka administrację od co najmniej kilku lat i jak dotqd bez skutku...

Co więc teraz nowego chce się zapropono­

wać i czy zostanie to przyjęte? Poprzednie programy nie spotkały się z powszechnym za­

interesowaniem rolników.

Program, który przedstawia wojewoda jest konkretny, sprawę stawia jednoznacznie, opra­

cowany przez wojewódzki zespół specjalistów przy współpracy naukowców z SGGW-AR w Warszawie oraz Instytutu Melioracji i Użyt­

ków Zielonych w Falantach, Zakłada do 1994 roku podwojenie dotychczasowej produkcji na trwałych użytkach zielonych. Plony zielonej masy z 1 ha — majq wynieść 400 kwintali, siana - 30 q. Pogłowie bydła powinno wzro­

snąć o przeszło 4,8 tysiąca sztuk, czyli o 24 procent...

Odważno zamierzenia. Ciekawe, jak chce się to osiągnąć?

W tym celu przeprowadzi się m in, melio­

racje na obszarze 1,9 tys. ha dotychczas nie objętych inwestycjami. Zrekultywuje 257 hektarów i wtórnie zagospodaruje ponod

5,5 tys. ha łąk. Zbuduje się co najmniej 1700 nowych stanowisk dla bydła, owczarnię nu 1500 matek, trzy suszarnie zieionsK..

A więc stawia się głównie na hodowlę i produkcie pasz. lo chyba najrozsądniejszy kierunek pizyszłycli zmian. Ale. czy jednak tylko krowy i owce mają zmienić dotychcza­

sowy krajobraz doliny izeki Łeby? S_q irine jeszcze propozycje. Szczegółowe badania na­

ukowców dowiodły, żc ponad 2 5 tys. ha gleb torfowych nadaje s;ę pod uprawę warzy'«

i kwiatów, — I ten kierunek produkcji ma być rozwijany. Na początek proponuje się zago­

spodarować w ten sposób około 100 hekta­

rów torfów w okolicach Leśnic pod Lębor­

kiem. Potem stopniowo będzie się zagospo­

darowywać torfy następne.

Minister 5. Zięba z zainteresowaniem słu­

cha tych propozycji. Nie może jednak po­

wstrzymać się od zadania zasadniczego py­

tania: za ile to wszystko? Ile będzie potrze­

ba na zrealizowanie tego wszystkiego pienię­

dzy i skąd zamierza się je wziąć?

Gospodarze są przygotowani na takie py­

tania. N e muszą się czerwienić i patrzeć wy­

czekująco. - Cały program będzie kosztował 3, w najgorszym przypadku 5 mld złotych.

Pieniądze uzyska się z kredytów bankowych

— z zasobów finansowych przedsiębiorstw rol­

nych, które program ten będą realizować.

Warzywa i kwiaty — będzie uprawiać się na torfach z udziałem firm zagranicznych, w ramach kooperacji. Zakupi s>ę całe techno­

logie, a zaciągnięty kredyt spłaci piodukcją eksportową.

Województwo ma własny, nowy i tani pro­

jekt obory do bydła. Sprawdzoną maszyn?

do kopania i czyszczenia rowów melioracyj­

nych, która zastąpi tysiące łopat. Ma dobre przykłady w hodowli.

W Państwowym Ośrodku Hodowli Zarodowej w Bobrownikach pomyślnie przebiega ekspe­

ryment z przeszczepem zarodków u krów. Je­

żeli powiedzie się, nGwet niezbyt dobre kro­

wy będą mogły, po wszczepieniu im odpo­

wiednich zarodków, uiodz:ć dobre cielęta.

Przebiegiem słupskiego eksperymentu intere­

suje się cały kraj.

Wreszcie to, co najbaidziej męczyło - wy­

jaśnienie problemu opłacalności hodowli, po­

parte konkretnymi przykładami. - Jeżeli pe­

geery osiągać będn takie wydajności siana i mleka jakie zakłeda program, a jest to możliwe nawet bez specjalnych nakfadów - wtedy wszystkim będzie oplacaio się gospo­

darować na łąkach.

11

(14)

Szpalta reportażu

Z Nowej Wsi Lęborskiej jedziemy do Wal­

demara Frankowskiego do Redkowic. Stam­

tąd do Żeiazkowa i Leśnic. Gospodarze chcą pokazać ministrowi, jak wyglądają dziś nie­

które zaniedbane użytki zielone i co można na nich robić. W Zelazkowie w gęstych cha­

szczach, wśród których trudno jest się mini­

strowi przecisnąć, pod zaledwie kilkucenty­

metrową warstwą mchu i darni, na obszarze okoto 500 hektarów leżą najlepsze w Polsce i całej Europie torfy sfangowe, nadające się do ogrodnictwa. Przez przeszło 30 lat były własnością Koszalińskiego Przedsiębiorstwa Produkcji Leśnej „LAS” i nic ono na nich nie zrobiło. Nie pozyskało nawet kilograma torfu i nie uchroniło cennego torfowiska przed de­

wastacją. Dziś należy ono już do PPGRiUT w Nowej Wsi Lęborskiej i prowadzi się na nim prace przygotowawcze. Przedsiębiorstwo będzie wydobywać torf i sprzedawać go o- grodnikom w kraju i za granicą. W pierw­

szym roku eksploatacji zamierza zarobić na eksporcie 30 tys. do'arow, docelowo rocznie po rozkręceniu interesu — 200 tys. dolarów.

W Leśnicach właścicielem około 200 he­

ktarów torfów, w większości zakrzaczonych, jest też przedsiębiorstwo państwowe z Nowei Wsi Lęborskiej. Jego dyrektor, Tadeusz Ziel- ke - młody, bardzo energiczny i mądry czło­

wiek, przejął je od Państwowego Gospodar­

stwa Rolnego w Cewicach. Po zrekultywowa­

niu zamierza uprawiać na nich warzywa i kwiaty.

Jestem naocznym świadkiem ogromnych prac jakie się tu prowadzi. Drzewa trzeba wyciąć, potem wyrwać korzenie, cały teren zniwelo­

wać, nawodnić. Część drzew i chaszczy już wycięto i wywieziono, po'e odpowiednio o- czyszczono i zmeliorowano. Cięcia prowadzi się dalej. Pracuje ciężki sprzęt, warcsą tra który, gwiżdżą piły motorowe.

Jeszcze kilka miesięcy t»mu nikt pewnie nawet nie myślał, że tu pod Leśnicami na bagnach powstanie mała „słupska Holandia'’.

A dziś, taki już rozmach roboty, przygotowań.

Jakie zaangażowanie. Gdyby we wszystkich gospodarstwach od razu przystąpiono do pra­

cy z takim zapałem...

Z wystąpienia I sekretarza KW PZPR Zy­

gmunta Czarzastego: „Partia będzie walczyć z biernością i niemożnością. W tej walce ani siły, ani zapału partii nie zabraknie. Na­

szym pieiwszoplanowym zadaniem jest zago- spodrowanie wszystkich trwałych użytków zie­

lonych. To jest nasz skarb, nasze zielone zło­

to. Chcemy gospodarować na łąkach dobrze, czerpać z nich duże korzyści”,

*

Początek października 1987 roku. Znowu jestem w Leśnicach. Przyjechałem sam, chcę się przekonać jak postępują prace na tor­

fach. Może po wyjeździe ministra i I sekre­

tarza stanęły? Nic podobnego. Robota nadal pali się tu ludziom w rękach. Na hoiyzoncie już nie 10 a 22 -lekultywoware hekuirv ba­

gien. Z dyrektorem Zinke rJ.:e>r-/ pu tym jeszcze czarnym dywaniku, poprzecinanym tylko rowami. Nie mogę nadziwić się pracy ludzi. Zaledwie ich garstka — dziesięciu czy dwunastu — a jaką wykonali już pracę? Pró­

buję przez chwilę zastanowić się nad kosz­

tami tego ogromnego przedsięwzięcia.

Czy rzeczywiście się opłaca? - pytam Ziel - kiego. Drogo kosztuje uprawa 1 ha normal­

nej łąki, A ile musi kosztować hektar upraw łąki porośniętej dzikim lasem?

Tadeusz Zielke udaje, że nie słyszy tego pytania. Cały czas zapatrzony jest w tę czar­

ną glebę, jaką mamy pod nogami. V/ pew­

nym momencie dziwnie zaczynają lśnić mu oczy. Wzruszył się. Bierze do garści trochę torfu i przytyka do ust.

- Czy zdaje sobie pan sprawę? — mówi — Czy wyobraża, że ta ziemia uczyni mnie i całą moją firmę bogatą? Czy widzi pan już te pola pełne czerwonych tulipanów i zie­

leniącej się cebuli?...

Zajeżdżam i do Redkowic do Frankowskie­

go. Pan Waldemar jest już po zbiorach ce­

buli. Wyrywa czerwone buraki i wycina ka­

pustę. Pytam o tegoroczne picny. — Cebuli zebrałem 450 kwintali z hektara, a w ubie­

głym roku miałem tyiko 400 kwintali — chwali się. — Marchwi będzie na pewno 600 kwin­

tali, a kapusty 800 kwintali z hektara.

- Hektar torfów — mówi Waldemar Fian- kowski w warzywnictwie może być odpowied­

nikiem 3 hektarów normalnych gleb. Może dać roczną produkcję wartości 1,6 min zło­

tych. Na torfach można uprawiać wszystko:

warzywa, trawy, groch, bobik, buraki pastew­

ne, rzepak, nawet pszenicę i konopie. Trzeba tylko wiedzieć co posiać i na jakich torfach, bo torfy są różne, i trzeba w edzieć jak je uprawiać. Ja gospodaruję na łąkach i bo­

gacę się kilkanaście lat, w Redkowicach |uż sześć lat. Na torfach gospodarował i bogacił się mój ojciec i dziadek. Dziś gospodarują jeszcze zięć i syn.

- Torfy, to nasze prawdziwe bogactwo, trzeba umieć je tylko wykorzystać.

ZBIGNIEW BA3iARZ-2YCH Reportaż z Konkursu Pobrzeża — 1986 r.

(15)

Literatura

Przypadek Geneta wprawia w osłupienie (od obrzydze­

nia po zachwyt) wielu czy­

telników śledzących uważnie przecież nie tylko literackie dokonania, ale i niezwyktq, ,,obnażajacq się" biografię tej twórczości. Bez pozna­

nia Genetowskiej egzystencji bylibyśmy ślepi na wpisane w tę literaturę osobliwości nie tylko erotyczne, bo jest

wybierał to co najgorsze, a ponieważ przekonał się, że największą zbrodnią nie jest czynić, ale głosić zło, pisze w więzieniu przerażające u- twory, które sq pochwałą zbrodni i podlegają karze.

To właśnie pozwoli mu wyr­

wać się z upodlenia, z nę­

dzy i więzienia. Jego książki są wydawane, czytane, jakiś reżyser odznaczony Legią

książek, a zwłaszcza ich wy­

danie — nie może być róż­

na, jest to skandal nad ska­

ndale (...) Tak jak to teraz jest napisane, jest to cloaca maxima — i co najwyżej ma- terlał dla psychiatry".

Zatrzymajmy się na mo­

ment przy Lechoniu, w jego bowiem reakcjach da się od­

naleźć to, co każdy musi w sobie pokonać w imię tole-

W KRĘGU EROSA

•••

ta jeden z pisarzy najbar­

dziej transgresyjnych i być może to stale „przechodzenie na drugą stronę", ten rytuał przekraczania jest najbardziej wstrząsającym przeżyciem w trakcie lektury tego, co ten - dla wielu genialny - Fran­

cuz napisał. Zdumien:u jego prozą zawdzięczamy wiele in­

teresujących sądów i komen­

tarzy, od nich też chciałbym rozpocząć „lekturę ' życia i twórczości Geneta.

Swoją słynną książkę o Ge- nccie, w której nazywa go świętym komediantem i mę­

czennikiem jean‘Paul Sartre rozpoczyna tak:

„Posłuchajcie teraz powia­

stki nadającej się do anto­

logii czarnego humoru: Pod­

rzutek okazujący od najmłod­

szych lat złe instynkty, okra­

da biedną chłopską rodzinę, która go zaadoptowała. Choć ukarany, brnie dalej, ucieka z poprawczaka, gdzie trzeba go umieścić, kradnie i łupi na całego, a na domiar złe­

go prostytuuje się. Nędznie żyje z żebractwa, skoków, śpi z każdym i zdradza wszy­

stkich, ale to mu nie wystar­

cza, postanawia się oddać złu z premedytacją, we wszy­

stkich okolicznościach będzie

Honorową wystawia w tea­

trze jedną z jego sztuk, któ­

ra nawołuje do mordu, pre­

zydent anuluje karę w.ęzie nia, na któro został skazany za swojo ostatnie przestęp­

stwa (...) Uznacie być może tę opowieść za nieprawdo­

podobną, a jednak to na­

prawdę przydarzyło się Ge- netowi".

Na zupełnie przeciwnym biegunie stoją wypowiedzi Jana Lechonia, który w swym emigracyjnym „Dzienniku” za­

notował takie wrażenia po lekturze „Dziennika złodzie­

ja": „to, że coś podobnego wyszło u Gallimarda, że jest dedykowane Sartreowi, że Sartre i Cocteau opiekują się Genetem - jest to, mó­

wiąc językiem brukowej pra­

sy, największa woda, która mogła spaść na młyn bol­

szewików. Naprawdę, że ca­

ła ta afera dowodzi zupeł­

nego, kloacznego smrodu kultury francuskiej. (...) Galii- mard Wydal go na pewno dlatego, że już nic poza tym łajnem nie jest w stanie tra­

fić do powonienia „kultural­

nych” Francuzów." (...) A gdy wydano „Oeuvres com­

pletes" Lechoń pisał: „Oce­

na społeczna i moralna tych

rancji i akceptacji odmien­

ności. Obnażanie się poza rolą społeczną narzucaną przez wychowujące społecze­

ństwo, szkolę i rodzinę, ob­

nażanie poszukujące nowej tożsamości, wyłamywanie się spod przyjętych wyobrażeń, konwencji - to nas najczęś­

ciej szokuje, oburza, każąc odrzucać to, co podważa nasz spokój, nasz ład i har­

monijne poczucie istnienia.

Ale to tylko jedna strona me­

dalu uprawianego przez Ge­

neta autobiografizmu. Ten artystyczny ekshibicjonizm go­

dzi w nasze „uporządkowa­

ne" życie erotyczne, a sam Genet - anarchista seksual­

ny, złodziej i pederasta - swą jawną spowiedzią od­

rzuca tajemnicę jaką każdy z nas otacza sferę przeżyć intymnych. Dlatego Lechoń tak ostro zareagował, sam bowiem takiej odwagi był pozbawiony. W tym oburze­

niu jest sporo hipokryzji, u- siłuje nam bowiem Lechoń wmówić, że jest tak cnotliwy jak to, o czym pisze. Sam był, jak zauważa Maria Da- nilewicz-Zielińska („Szkice o literaturze emigracyjnej")

„nieodporny na szantaże przygodnych partnerów ho­

13

(16)

Literatures

moseksualistów”. A więc ta manifestacja obrzydzenia by­

ła niczym więcej jak próbą utajnienia wiasnej biografii, własnych pragnień i przeżyć.

Przenosząc na inne p.ętro spór o üeneta ociwoiajmy się jeszcze do dwócn wypo­

wiedzi. Pierwszo - vVuoido Gombrowicza —nie dziwi nas swą akceptacją „bratniej du­

szy", ktoia z młodości także próbuje uczynić jeden z waż­

niejszych tematów swej pro­

zy. W jednym z wywiadów Gombrowicz mówi: „U üe­

neta jest inna rzecz, która wydaje mi się szczególnie pociągająca, to takt, ze mie­

sza on piękność z brzydotą.

Genet pokazał, żeby to tak nazwać, drugą stronę meda­

lu, znalazł potężne powią­

zania między aspektem po­

zytywnym piękna a jego as­

pektem ciemnym, czarnym . Nutomiast Małgorzata Czer­

mińska określa tekst Genela jako „jałowy, pusty i płaski (.,.)", a sam pisarz „grzęź­

nie tu w zupełnej jaiowosci, ponieważ grzęźnie w biologu, fizjologii".

Oczywistym jest, iż osta­

tecznie każdy z czytelników prozy Genefa sam wystawi autorowi „Uroczystości żało­

bnych" własny rachunek czło­

wieka z „normalnego świa­

ta". Do niego bowiem, a nie do złodziei i pederastów za­

adresował swój „Dziennik złodzieja" francuski autor, o którym, co jest najbardziej paradoksalne, pomimo stale uprawianego autobiografizmu w rzeczywistości zbyt wielu informacji nie mamy. Wia­

domym jest, iż urodził się w Paryżu (1910 rok) i jako po­

rzucone dziecko spędził dzie­

ciństwo w zakładach opie­

kuńczych, by ostatecznie zo­

stać adoptowanym przez wie­

śniaczą rodzinę z Morvan:

„nie mam ojca ani matki.

Bardzo wcześnie dowiedzia­

łem się o tym, że nie jestem Francuzem, że nie należę do rodzinnej wioski (wychowy­

wałem się w Masywie Cen­

tralnym). A dowiedziałem się o tym w głupi i śmieszny

sposób: nauczyciel zadał nam wypracowanie. Każdy z uczniów miał opisać swój ro­

dzinny dom. Mój opis uznał za najładniejszy, odczytał go nawet głośno. I wszyscy bar­

dzo się ze mnie śmiali. Po­

wiedzieli wtedy: przecież to nie jest jego rodzinny dom.

On jest znajdą. I wtedy zro­

biła się taka pustka. Naty­

chmiast poczułem się tak bardzo obcy. O, słowa „nie­

nawidzić Francji" nie są dość mocne, to jest w ogóle nic, musiałoby to być coś więcej niż „nienawidzić", „rzygać Francją11...".

Następnym etapem byl dom poprawczy, w którym zna.azł się „dzięki" uprawianemu złodziejskiemu procederowi, o czym tak pisze w „Dzienni­

ku złodzieja": „Fakt, że by­

łem podrzutkiem, przyn.ósi mi samotne dzieciństwo i młodość. Fakt, że byłem zło­

dziejem, kazał mi uwierzyć w wyjątkowość tego zawodu.

Cały czas powtarzałem sobie, że jestem potwornym wyjąt­

kiem. W istocie, moje upo­

dobanie do kradzieży i mo­

ja działalność w tej dziedzi­

nie wiązały się ściśle z ho­

moseksualizmem, wynurzały się z niego, on zaś utrzymy­

wał mnie w nadzwyczajnej, niezwykłej samotności. „Na­

tomiast w wywiadzie, który przeprowadził z nim zachod- niomemiecki pisarz I lubert Fichte dla „Die Zeit" Genet na pytanie kiedy uświadomił sobie erotyczną odmienność odpowiada: „Bardzo wcześ­

nie. Miałem najwyżej osiem, może dziesięć lat. W każ­

dym razie na wsi. I w za­

kładzie poprawczym w Met- tray, gdzie homoseksualizm był prześladowany. A!e, że nie było w ogóle dziewcząt, chłopcom pozostawało tylko jedno: przejściowy lub trwa­

ły homoseksualizm, Mogę powiedzieć, że w poprawcza­

ku czułem się naprawdę szczęśliwy".

I jeszcze jedna bardzo zna­

mienna wypowiedź pisarza:

„Skoro zostałem opuszczony przez rodzinę, wydawało mi

się normalne pogorszyć tę sytuację przez miłość do chło­

pców, a tę miłość pizez kia dzież, a kradzież pizez zbro­

dnię lub przez wspóinictw w zbrodni. W ten sposób od rzuciłem zdecydowanie św.at, który mnie odrzucił. Zdecy­

dowałem sio żyć z opu_z- czoną głową i postępować śladem mego przeznaczenia w stronę nocy, w przeciw.oń- stwie do was, i zawładnąć odwrotną stroną waszej pię­

kności".

Genet ujawniając nam głó­

wny motyw swego życia pia- gnie na ^swą szczerością jak­

by ostrzec przed trywiahza- c.jq, przed sprowadzeniem wszystkiego do obyczajowego skandalu, lo laczej dramat istnienia, dramat egzysten­

cji, to poddanie się losowi i błagalna modlitwa o to, by ios ten zawładnął nim całkowicie. Dlatego dalsze koleje jego życia muszą być właśnie takie: ucieka z do­

mu poprawczego, zaciąga się do Legii Cudzoziemskiej, z której dezerteruje. Staje się żebrakiem, uprawia prostytu­

cję. W latach 1932—1940 wędruje po Europie, odwie­

dza także Polskę, z której zostaje wydalony. Zawsze i w każdym kraju jest złodzie­

jem i homoseksualistą. Po powrocie do Francji zostaje zatrzymany i osadzony w wię­

zieniu. Od 1942 roku zaczy­

na pisać (w więzieniu w I re- snes). W 1945 roku zostaje skazany na dożywcie. Rok później m.in. Jean Cocteau, Andre Malraux, Picasso i )e- an-Paul Sartre podpisują pe­

tycję prosząc o ułaskawienie Geneta, Ówczesny prezydent Francji Vincent Auriol wyra­

ża zgodę. Resztę życia spę­

dza w wynajętych pokojach hotelowych, przestaje pisać i przez ponad ostatnich dwa­

dzieścia lat znajduje się pod wpływem narkotyków („wyci­

szają to, co mogłoby być przykre i pozwalają trwać temu, co przyjemne").

Tych kilka motywów swe­

go życia pizeniósł Genet do swej prozy, myliłby się jed-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dmowskiego 21, 23 Remont docieplenia elewacji wraz z wymianą balustrad balkonowych – ściana zachodnia oraz ściana szczytowa południowa.. Nieruchomość Remont

Kiedy dzieje się coś złego, wiele dzieci czuje się źle tylko przez krótką chwilę, ponieważ szybko zaczynają myśleć o czymś, co doda im otuchy.. Czasem, by poczuć się

5.. Nauczyciel wyjaśnia, że tematem lekcji będzie starość. Uczniowie zapoznają się z nimi, wybierają jeden, z którym się utożsamiają i przy nim zostają. Chętne

„Był sobie pies” to książka autorstwa W. Bruce’a Camerona, która doczekała się także ekranizacji. Opowiada o pewnym czworonogu, który w każdym swoim

jęta na kilka godzin przed jego planowanym rozpoczęciem. O dalszych działaniach dotyczących pracy Rady Nadzorczej oraz pozostałych organów samorządowych Spółdzielni,

Dziś, czy jest to niedziela czy dzień powszedni, co sekundę ktoś na świecie otwiera butelkę Moët &amp; Chandon, by spontanicznie cieszyć się życiem i łapać jego

Kubańska karta SIM z dostępem do Internetu 40 USD (w tym 10 USD do wykorzystania na rozmowy, SMS lub pakiety internetowe) Konsultacje przedwyjazdowe – porady i. układanie

Sołtys jako jednostka pomocnicza samorządu terytorialnego na szczeblu gminy jest organem, który ma jedną z najdłuższych tradycji w polskiej historii.. Od samego początku