POLECAMY
• TOTUS MONDUS-kronika towarzyska - str. 6
• W KRĘGU EROSA...-Orfeusz zła-str.13
• CZY JESTEŚCIE SZCZĘŚLIWI?-psychozabawa-str 27
• HOROSKOP, KRZYŻÓWKA
W grudniu zapraszam?
Do Muzeum Pomorza Środkowego - Zamku Książąt Pomorskich na;
Jubileuszową wystawę artystyczną Mariana Zielińskiego
Marian Zieliński jest znanym w regionie twórcą, przedstawia na wystawie swoje malarstwo oraz prace obrazujące wnętrza różnych lokali, instytucji, których był autorem.
Godne to uczczenie jubileuszu znanego i cenionego artysty.
Spektakl pt. „Bestia teatru” oparty o teksty Witkacego w wykonaniu aktorów Słupskiego Teatru Dramatycznego wystawiany w Sali Ry
cerskiej
Do Bałtyckiej Galerii Sztuki w Ustce na:
Wystawę będącą plonem dwóch plenerów „Ceramika dla archite
ktury — Gronowo '88 i pleneru „Zapis w skórze - Krzynia
’88
.Do Słupskiego Teatru Dramatycznego na:
„Wierutną prawdę” Petera Mullera - cieszącą się popularnością, komedię kryminalną węgierskiego dramaturga, w reżyserii Pawła No
wickiego i wykonaniu aktorów Słupskiego Teatru Dramatycznego Grudniowy koncert Słupskiej Orkiestry Kameralnej, w którego pro
gramie będzie można wysłuchać:
„Koncert na obój i orkiestrę” G. P. Telemanna, jako solista wystąpi Krzysztof Wroniszewski
„Ich hebe genung” J. S. Bacha oraz „Symfonię D-dur” nr 102 J. Haydna. Jako solista wystąpi Józef Frakstein - bas.
Orkiestrą dyryguje Krzysztof Gałoński.
Do Państwowego Teatru Lalki „Tęcza” na:
Kolorowy i rozśpiewany spektakl Hanny Januszewskiej „Biwak z przy
śpiewkami” w reżyserii Zofii Miklińskiej, w wykonaniu aktorów PTL
„Tęcza”
Do księgarni:
Na półkach jest jeszcze do nabycia wiele atrakcyjnych tytułów m.in.
współczesna proza polska, albumy i słowniki...
W numerze:
Kronika kulturalna
PO „TOTUS MUNDUS"
w SŁUPSKU - str. 3
TORFY - szpalta reportażu - str. 10
W KRĘGU EROSA - Orfeusz zta — str. 13
KRONIKA WYPADKU MIŁOSNEGO — bez tłumacza - str. 16
NOC OSTATNIEGO OBJAWIENIA - książka miesiąca - str. 19
FRZECZYTALIŚMY... - str. 20
ROCK HUDSON -prawda - str. 21
POWRÓT DO KORZENI - pamiętnik - str. 23
CZY JESTEŚCIE SZCZĘŚLIWI?
- psychozabawa - str. 25
SŁUPSKIE „WHO IS WHO"
- str. 27
INFORMATOR
KULTURALNY - czyli co, gdzie, kiedy? - str. 28
UFO NAD DARŁOWEM .- wydarzenia - str. 29
KRZYŻÓWKA HOROSKOP
Z REGIONU
O W pięknie odrestauro
wanym obiekcie Gminnego Ośrodka Kultury w Kołczy- gtowach odbyta się wojewódz
ka inauguracja nowego roku kulturalnego i sezonu arty
stycznego 1988/89. Wręczo
no odznaczenia osobom wy
różniającym się w wielolet
niej pracy w instytucjach i placówkach upowszechnia?
nla kultury. Wydarzeniem dnia było wręczenie nagród wojewody słupskiego za u- powszechnianie kultury przy
znanych według nowej for
muły (nagrody po 100 tys. zł).
Laureatami nagrody sq: Je
rzy Bytnerowicz, jeden z naj
bardziej znanych mieszkań
ców Słupska, cieszący się wielkim szacunkiem i autory
tetem wśród obywateli. Dru
gim laureatem jest Stanisław Kadowski, dyrektor Miejsko- -Gminnego Ośrodka Kultury w Czarnem, animator ama
torskiego ruchu artystyczne
go w gminie.
9 Listopad 1988 upłynął w regionie tak jak w całym kraju pod znakiem obchodów 70-lecia odzyskania niepo
dległości. W Słupskiem ob
chody zainaugurowano uro
czystym spotkaniem członków Koła Pierwszych Słupszczan z władzami miasta. Słupski Teatr Dramatyczny przygoto
wał widowisko poetycko-mu
zyczne, które 11 listopid'i po części oficjalnej, zjre- zentowane zostaio w kinie
„Milenium" oraz w dalszej części na starym rynku. O- prócz aktorów STD wystąpi
ły dwie orkiestry dęte, chór akademicki WSP, Zespół SP nr 4 „Wesołe Nutki". Wizu
alną stronę widowiska wzbo
gaciły nadmarionety oraz fa
jerwerki. Z okazji obchodów 70-lecia odzyskania niepo
dległości zorganizowano o- kolicznościowe sesje popular
nonaukowe (na WSP), wie
czornice (Klub MPiK), wys
tawy książek i fotogramów (WiMBP i filie biblioteczne).
W szkołach odhyły się oko
licznościowe prelekcje dla młodzieży.
0 19 października 1988 r.
zainaugurowano w Słupsku kolejny Totus Mundus. Zapro
szono do Słupska z kraju i zagranicy sceny , i. isforne".
„Niesforność" była głównym kryterium przy doborze ucze
stników II Międ/v ici rodowego Biennale Teatrów, 45 spekta
kli wystawiono w Ośrodku Teatralnym „Rondo", Słup
skim Teatrze Dramatycznym, MOK i w klubie WSP oraz na ulicach miasta. Totus Mu
ndus agit historionem — ca
ły świat gra komedię; to na
pis na frontonie Teatru Szeks
pira w Stratfordzie. Ta ma
ksyma przyświeca również Słupskiemu Festiwalowi.
© Słupski Teotr Dramaty
czny przygotował spektakl pt.
„Noc Dziadów". To misterium poetyckie zmontował Woj
ciech Jesionka z tekstów J.
Słowackiego, A. Mickiewicza, S. Wyspiańskiego, J. Tuwima, E. Zegadłowicza. Premiera widowiska odbyła się w O*
środku Teatralnym „Rondo",
# 9 października br. Te
atr Lalki „Tęcza" w Słupsku zaprezentował w TV w pro.- gramie I spektakl „Alineczka i żołnierz". Autorstwo, sceno
grafia, reżyseria i muzyka przygotowana przez twórców radzieckich z Bracka.
• W Wojewódzkiej i Miej
skiej Bibliotece Publicznej w Słupsku zorganizowano se
minarium poświęcone czytel
nictwu czasopism wśród dzie
ci i młodzieży. W semina
rium wzięli udział bibliote
karze z bibliotek województw zachodnich i północnych. Se
minarium towarzyszyła wysta
wa „Udział czasopism w kształtowaniu gustów czytel
niczych dzieci i młodzieży"
zorganizowana w Fil i nr 8.
Wśród zaprezentowanych cza
sopism znalazły się , Promy- czek" i „Światełko" dla dzie
ci niewidomych, pisane broi
łem.
i
Kronika kulłuraina
EZ KRAJU I ZE ŚWIATA FILM
# Tygodnik „Film'1 rozpo
czął. diuk uc-sismieiu Koma
na Polańskiego „Roman", wydanego pzud laiy nu Za
chodzie.
W Piotr Skizynecki, ,,naj
większy aiugior świata , le
gendarna juz dziś postać kra"
koy/skifj ,,Piwnicy pod Bara
nami", jest. bahateienr peł
nometrażowego dokumental
nego filmu lomasza żygudly
„Przewodnik'. Film powstał w okresie stanu wojennego i dopiero teiaz zostat zwolnio
ny do rozpovyszechniania wy
łącznie w DKF-ach i kinach studyjnych.
MUZYKA
• Na liście bestsellerów
„New York l imes" znalazła s„ę najnowsza biogiana „/Tycie Johna Lennona ", której au
torem- jest Albert Goldman, 62- letni były profesor Colum
bia University. Zebrany mate
ria! (1200 wywiadów; ukazał Lennona jako „niepohamo
wanego, schizofreidalnego narkomana", będącego w do
datku homoseksualistą i - być może zabójcą. Najkrót
sza charakterystyka osobowo
ści Lennona? Typ paranoi- dalriy, obłąkany, umysłowo chory. Biografia Lennona me jest - pierwszym tego typu dziełem Goldmana. NajwręK- szą do tej pory „stawę"
przyniosła mu biogiaha tlvi- sa Presleya zatytułowana „tl- vis".
<$> Ma 30 cm średnicy i
waży niecałe 4ü0 g. Powsta
je prawie tak samo jak zwy
kła płyta gramofonowa: na
cięty acetat po niklowaniu umieszcza się w wannie gal
wanicznej wypełnionej kwa
sem chlorozfotawym i azota
nem srebra. Dwadzieścia pięć godzin „pracy wanny, pięć godzin p.acy gaiwanizatoiü i oto jest „złota płyta . Cho
ciaż złota na niej niewiele, zaledwie - 1 gram, w świeue show buisnessu nagroda ta
ma swoją cenę: podnosi pre
stiż aitysty, przysparza mu popularności i dochodów. W Polsce „złotą płytę” przyzna- no po raz pieiwszy już w 1968 r. Otrzymał ją Czesław Niemen za debiutancki al
bum „LDziwny jest ten świat".
Obecnie „złoty” limit wyno
si: longplayów trzeba sprze
dać do 130 tys., singli do 1Ü0 tys.
TEATR
<& Rozstrzygnięto ogó na-
polski konkurs na sztukę zwią
zaną z 70-leciem odzyskan.u niepodległości zorganizowany przez Teatr Rozmaitości w Warszawie i Wydział Kultu
ry Urzędu m. st. W wy, W konkursie zamkniętym I na
grodę przyznano Henryków.
Bardijewskiemu za sz.ukę
„Zwiastowanie”, li nagrodę Jerzemu Przeidzieckiemu za
„Bunkier", III nagrodę — Boli danowi Drozdowskiemu za
„Raut". W konkursie ofwar tym I nagrody nie przyznano, li nagrodę otrzymał Karol Obidniak za sztukę „Z nie
ba na ziemię", III nagiodę Joanna Gorczycka za „Wiel
ką Polskę".
LITERATURA
«* Jedną z najciekawszych, a na pewno najpiękniej wy
danych książek ostatnich mie
sięcy był album „Atkctd' -
„Polska: naród a sztuka"
Marii i Bogdana Suchodol
skich. Ostatnio uhonorowano ją tytułem Książki Roku Kul
turalnego 1987/88.
£ Nakładem „Czytelnika”, w 50 tys. egz. ukazała się biografia józefa Piłsudskiego autorstwa profesora Andrze
ja Garlickiego. Mimo wyso
kiej ceny - 2.700 pozycja ia ma wszelkie podstawy ku te
mu, aby stać się bestselle
rem na polskim rynku księ
garskim. Biografia J. Piłsud
skiego w pierwszej weisji - jak pisze we wstępie profe
sor Garlicki - była już go
towa w 1972 r., jednakże na skutek różnych decyzji nie ujrzała światła dziennego,
ZMARLI
& Jan Świderski, proŁzsor.
wybitny aktor teciiainy, iii mowy i TV. Ważniejsze role to „Makbet”, „Głupi jakub ’, role charakterystyczne w sztu
kach A. Fredry,
to Jan Himilsbach — lite
rat (Moniclfo, Przepychanka, Łzy Soitysa). Aktor „natursz
czyk” (filmy: Rejs, Trzeba za
bić tę miłość i inne).
RÓŻNE
• W dniach 18.10-25.10 Trwały Dni Kultury RFN w w Polsce. Po raz pierwszy Re
publika Federalna Niemiec gościła w Polsce ze swymi Dniami Kultury. Jest to do
niesie wydarzenie d;a -stosun
ków niemiecko-polskich. Dni Kultury odbywały się w War
szawie Krakowie, Gdańsku, Wrociawiu, Poznaniu, Kato
wicach i Citoizowie. Inaugu
racją „Dni" był w/stęp zna nego w świecie Stuttgarter Bailet w Teatrze Wielkim — pokazano spektakl taneczny pt. „Przystanek zwany pożą
daniem wg sztuki Tennessee Williamsa. W 1990 r._ planu je się urządzenie w RFN „Dni Kultury Polskiej”.
to Na Plenum Narodowej Rady Kultury ria Zamku Kró lewskim w Warszawie został przedstawiony projekt nowe
go laportu o stanie kultury opracowany przez profesora Jeizego Adamskiego. Projekt nowego dokumentu szczegu Iowo omawia istniejące na
dal niedociągnięcia np. w dziedzinie poligrafii czy upo
wszechniania kultury oiaz przedłużające się lub pogłę
biające zjawiska, które wpływają na „deprawację kulturalną” objawiającą się np. w emigracji zarobkowej młodzieży. Projekt nowego ra
portu stwierdza, że podsta
wowym obowiązkiem i zada
niem NRK jest propagowanie nowoczesnego, szerokiego r- zumienia kultury jako ciągło
ści tradycji narodowych i światowych oraz jako całości życia, działalności i twórczo
ści ludzkiej,
2
Po „Totus Mundus” w Słupsku
rsS’isgasaaüac'SMsaaiTeatr winien być jeden — dobry.
Wszo kio podz'aly formalne typu: zawodo
wy — amatorski, stołeczny — p.owincjonany, czy zagraniczny — polski, jeśli administracyj
nie wartościują prezentacjo zespołów, to n e maja sensu. Teatr powinien posiaclcć wy
soką świadomość artystycznego wyrazu, poi n'ć rolę inicjatora zbiorowej wyobraźni, in spiratora moralnych, intoiektuanych i este
tycznych postaw społecznych.
Aie teatr jest również swoista. grq — za
bawą i jak każda dynamiczna gia rządzi się zasadami łamiącymi zewnętrzna formy zachowań.
Teatr jest zabawą, ale jest to niezwykle odpowiedzialna zabawa - gra wywo.ująca ludzkie uczucia, często te najskrytsze. Nie
dyskretne podglądanie życia i ujawnianie jego słabości, przyobleczone w niekonwen
cjonalną formę sceniczną, dla której nie
wystarczającym jest samo przedstawienie dialogów, „naraża" teatr na nietakt.
Myśli zapisane powyżej stanowią swoiste credo dla Teatralnego „Totus Mundus", któ
re w miesiącu październiku po raz drugi zorganizowane zostało w Słupsku. Pomysło
dawcami tej imprezy były: Teatr BUK z Ko
szalina oraz Teatr STOP ze Słupska.
Ten drugi w sposób niezwykle żywiołowy zrealizował ów festiwal dwa lata temu. W tym roku było nieco inaczej. Entuzjastyczna młodość Teatru STOP i środowiska z nim związanego wyparta została z urzędu admi
nistracyjnym urzędoleniem. Efekty - wystarczy się rozejrzeć ... a szkoda..,
Nazwa imprezy to fragment napisu umie
szczonego na gmachu szekspirowskiego te
atru „The Globe" w Stratfordzie, a brzmią
cego w całości: „Totus mundus agit histo- rionem", a więc „cały św 'at gra komedię".
Tym razom po taz drugi w Słupsku (być może, że przy rozsądnych zmianach - nie ostatni). Wzięły udział w tym festiwalu te
atry z różnych stron świata, a można nawet rzec - różnych kultur. Nie mam zamiaru przytaczać danych statystycznych, jedynie dla ciekawskich podam, iż w ciągu siedmiu dni wystąpiło siedemnaście różnorodnych ze
społów teatralnych.
Największym zjawiskiem na skalę europej
ską była niewątpliwie Anita Saij z Dance Lab z Kopenhagi. Aktorka, która z niespo
tykaną swobodą i zdumiewającą równocześ
nie magiczną koncentracją jednoczy taniec i teatr w perfekcyjnych obrazach scenicznych.
Spektakl „Sovrana ' zawiera wspomnienie o barokowej królowej, której przeznaczeniem - po tym jak zabiła swego niewidomego chło
pca — było wieczne błądzenie pomiędzy światłem a ciemnością, hałasem a ciszą....
Obraz starej kobiety wyniesionej przez histo
rię, aby powtórnie być przez nią pochłonię
tą jako zarodek — jest wstrząsający. Publi
czność słupska po raz pierwszy zetknęła się z tego rodzaju teatrem rytualnym o niezwy
kłej dyscyplinie plastycznej oraz dużej eks
presji aktorskiej. Był to dla nas wszystkich szok estetyczny. Przedstawienie wywodząc się z tradycji dawnego teatru chińskiego oraz japońskiego teatru NO i Kabuki, pozwala rozszerzyć ogólnie przyjmowane pojęcie tea- tiu, tak aby pomieściła się w nim również obrzędowa uroczystość „chłodnej Północy'.
3
Po „Totus Mundus” w Słupsku
Rzadko spotykane na scenach nastroje (dtugie bezruchy postaci, fragmentaryczne oś
wietlenie, skromność planu gry pokazywane
go w perspektywie płaskiej), zwiqzane sq ra
czej z reiigiq. Przypominajq raczej luaowe i sakralne tańce szamanów. Cała ta atmo
sfera rodem z ducha japońskich malowideł, przełożona na język współczesnej sceny, two
rzy niezapomniane widowisko — misterium ży
cia i śmierci.
Anita Saij nie tylko odnalazła dawne środki artystycznego wyrazu dramatycznej mimiki i symbolicznych gestów, ale potrafiła je tak zastosować, iż przetworzona na język linii i wykwintnej tonacji szarych płaszczyzn — eks
presja, graniczqca czasem z karykaturę na
brała waloru dzieła sztuki o wyjqtkowej spe
cyfice.
Niezwykłość scenicznych obrazów „Sovrany"
wprowadziła widzów w stan zakłopotania, z powodu często umykajqcych znaczeń poszcze
gólnych scen. Jako przykład posłużyć tu może obraz jakże czytelny w Skandynawii, a dla nas obcy — połykania przez królowę, wielkiej ryby, utożsamianej przez ludy „dalekiej Pół
nocy" z duszq człowieka.
W kontekście fabularnym spektaklu, to uni
cestwienie czyjegoś bytu jest uzasadnione.
W sferze filozoficznej, a raczej mitologicznej - na owe niebezpieczeństwo narażone sq szczególnie te ludy, które żyjq z rybołówstwa, to jest charakterystyczne dla wieiu wysepek Danii. Przytoczenie tego tematu w takiej for
mie i potqczenie z filozoficznym kontekstem zabójstwa chłopca, oraz ujęcie go przez pry
zmat osobistych przeżyć aktorki - dało su
gestywny obraz wymagajqcy jednak pewnych odwołań. Bo przecież tradycje „połykania’’
owej anima nie sq zupełnie obce. Różne na
tomiast mogq być jej wcielenia, tak jak to miało miejsce w głośnym filmie Masaki Ko- bayashiego — „Kwaidan, albo opowieści nie
samowite" z 1965 roku. W tym filmowym zbiorze 4 japońskich nowel jednq — „Na dnie czarki’1 - reżyser poświęcił właśnie pro
blemom unicestwiania duszy lub jej zranienia.
Spektakl „Sovrana” podobnie jak nowela Kobayashiego jest artystycznq wypowiedziq
0 tendencji pośredniczęcej między kilkoma kręgami kulturowymi. Sztuka wyrasta z od
miennego pnia kulturowego. Dzięki jednak artystycznej próbie przekładu, staje się dla naszego widza coraz mniej niezrozumiała a przy tym nadal odmienna i zadziwiajqca. Jej ładunek emocjonalny jest tak silny, iż po
budza wyobraźnię widza i zapisuje pod po
wiekę niezapomniane wrażenia estetyczne.
Drugim wydarzeniem festiwalu była pre
zentacja spektaklu francuskiego Teatru Cos
mos Kolej z Lyonu zatytułowanego „Telesco
pes". Do tej swobodnej adaptacji „Sanato
rium pod klepsydrę" Bruno Schulza, podcho
dziłem z dystansem. Obawiałem się, iż bę
dzie to kolejna, powierzchowna inscenizacja prozy popularnego na Zachodzie pisarza.
Moje uprzedzenia były bezpodstawne. Wła
dysław Znorko (Polak z pochodzenia) potra- łi) znakomicie uchwycić klimat żydowsko-ga- licyjskiego miasteczka które fascynowało au
tora „Sklepów cynamonowych’’ swę brzydotę 1 zarazem chorobliwym pięknem. Przedstawie
nie przenika lęk przed przyszłościę świata zabłękanego w okrutnej ciemności.
Spektakl pełen zaskakujęcych metafor, pul
suje plastycznę dynamikę, płynnym rytmem i zmysłowościę, co nie jest bez znaczenia w twórczości Schulza. Nie jest to przedsta
wienie aktorskie, w rodzaju innego teatru francuskiego - L’Ange Fou.
Zagubieni i wyalienowani bohaterowie, sq jakby wyjęci z jakiegoś snu, sprawiajęcego wrażenie dobrze nam znanego. Przebijają się do naszej wyobraźni ze swymi kompleksami, urazami z dzieciństwa i obsesjami wieku do
rosłego - przez dymy widma pocięgów sta- nowięcych swoiste memento dla naszych cza
sów.
Oryginalna poetyka „Telescopes" kładzie nacisk głównie na kompozycję całości głę
boko osadzonę w materialności rzeczy, a jed
nak nadajęcę najdrobniejszym przedmiotom i zjawiskom rzeczywistości subtelny urok spraw tajemnych i niesamowitych. Temu podporzęd- kowana jest muzyka z wyraźnymi motywami polskimi; scenografia - białe pnie brzóz, niepokojęce wielkie, stare okna, zakurzone
4
Po „Totus Mundus” w Słupsku
przedmioty codziennego użytku; dalej - świa
tło, które oświetlało nikłym blaskiem wnętrze naszych snów i wreszcie raz jeszcze ów wy
mowny leitmotiv całości - idące donikąd pociągi, zapowiadające bliską już zagładę ludzkości.
Zupełnie odmiennym teatrem był wspom
niany zespół L'Ange Fou z Paryża, który za chwycił perfekcją aktorskiej realizacji spek
taklu „Krucjata”. Dwoje aktorów: Steven Wa
sson i Corinne Soum przedstawiło nam histo
rię nieśmiałego, niezręcznego Anioła, który spotyka kobietę w dniu swoich urodzin i po
rywa ją do siebie, by zadać odwieczne py
tanie - „Kim jesteśmy?”. Odpowiedzi po
szukuje w swej groteskowej pełnej scenicz
nego wyrazu wyprawie.
Teatr ten, mimo iż wyraźnie korzysta z wzo
rów francuskiej szkoły pantomimy — swą re
alizację wzbogaca specyficznym ruchem, od
biegającym od klasycznego teatru mimów.
Wykorzystuje również wartość znaczeniowa i muzyczną słowa, co jednak momentami cią
ży nieco na uniwersalności formy, ze względu na istniejącą barierę językową. Przedstawia
ne obrazy spektaklu są bardzo dynamiczne a cała rzecz dziejąca się jakby na przyspie
szonej klatce filmowej jakiegoś starego kina, potrafi nakłonić widzów do współuczestnicze
nia w przedstawieniu.
Pewną kontynuacją programu, jaki zapo
czątkował Douglas Berkey z Nowego Jorku (przebywał w Polsce w 1986 roku na zapro
szenie Teatrów BLIK i STOP), był występ ka
nadyjskiego aktora Paula Wildbauma. Demo
niczny rysunek aktora w czarnym trykocie, połączony na scenie z duchem wywiedzio
nym z tradycji commedii delTarte, bufonady i błazenady — daje znakomity, efekt w pro
gramie zatytułowanym „Variete”. Jest to per
fekcyjny spektakl teatralny urzekający rzetel
nością wykonania i swoistą magią aktorską.
Wildbaum buduje obrazy oparte na wyszu
kanym humorze z precyzyjną i zaskakującą pointą, często bardzo ironiczną. Przedstawię nie charakteryzuje się odmiennymi nastroja
mi, co wzbogaca jego dramaturgię.
W niektórych działaniach aktorskich biorą udział widzowie, uatrakcyjnia to zabawę i na
daje występowi charakter szerokiej improwi
zacji, konsekwentnie kontrolowanej przez ka
nadyjskiego aktora.
Ponownie do Słupska zawitał Teatr STUDIO z Archangielska. Tym razom na festiwal.
Zespół Wiktora Panov/a przywiózł insceniza
cję sztuki Mikołaja Erdmana — „Samobójca".
Spektakl zapuszcza nas głęboko w świat ne- powskiego mieszczanina. Posługując się pa
radoksalną, w linii prostej z Gogola wywie
dzioną metodą groteskowego uwznioślania
„maleńkiego człowieka”, Wiktor Panów po
kazuje obraz porewolucyjnego społeczeństwa radzieckiego.
I tak jak u papy Gogola, przez satyrę i śmiech przebijały z dalszego planu łzy, smutek i ból żałosnego bytu.
Można by co prawda zastosować pewne skróty literackie, które zapewne wzmocniłyby całe przedstawienie, ale to już jest sprawa metody. Jedno jest pewne, to mianowicie, iż
„Samobójca” (ze wszystkich insenizacji jakie widziałem w Archangielsku) jest najbardziej
dojrzałym spektaklem tego teatru.
Prezentacje dwóch kolejnych zesplów: Grif- theater z Holandii oraz Teatru Revolver z Czechosłowacji, bąd też zagubiły się nieco w rozwiązaniach formalnych czy technicznych
— osłabiając tym samym wartość spektakli;
bądź też nie potrafiły odnaleźć odpowiednich środków przekładu na język sceniczny surre
alistycznych tekstów lacąuea Preverta. Nie
mniej oba te przedstawienia pozwalają nain zapoznać się z tendencjami artystycznymi, jakie dominują w tcmtych krajach.
A problem: czy to nam się podoba, czy też nie, ma naturo iście estetyczną i nie może ważyć na uzasadnionej obecności tych teatrów w Słupsku.
MIZAR
5
Po
„ToI jsMundus" ■■■■■■■■■■
Kronika
towarzyska
SKURIOZOLEK
Jeśli chcesz mieć alibi na tydzień {tcutrai- ny) przed żoną, mężem, kochankiem(ą), sze
fem i MO
nabądź drogą kupra SKURIOZOLEK czyli newspaper „tOT'JS MUNDUS ‘ — co w dosłownym tłumaczeniu oznacza: niecodzienny powielany nieoficjalny
miniorganik „CAŁEGO ŚWIATA”
DATA: 21 X 1988. Nr: spóźniony. NAKŁAD:
nieobliczalny. CENA: 99 zł PŁATNE: 100 zł.
Wydając bowiem resztę w kwocie 1 zl — do
konamy pierwszego w dziejach PRL faktu podniesienia rangi „ZŁOTÓWKI .
WELCOME! BIENVENU! ZDRASTWUITIE! Wl TAJCIE! na II Międzynarodowym Biennale Te
atrów Niesfornych.
Jako nieodrodne dzieci piurblagisty W,t,.a cego, przyjmując za swoje jego wyznanie wiary zawarte w Manifeście Czystej B.agi -
„każdy może tworzyć b/,e co i ma prawo być zadowolonym" — obiecujemy na lamach SKURIOZOLKA łgać, zmyś.ać, oszuk.wać, krę
cić, naciągać, mistyfikować, nacierać, mam ć, manipulować, fałszować rzeczywistość w p ze- ciwieństwie do dziennikarz/ , Głosu Pomo
rza”, „Zbliżeń i „Trybuny Ludu ’.
Fellinim Północy został okrzykn ęły za gra
nicą Jerzy Zoń po prezentacjach spoktakś Teatru KTO w jego reżyseri:. Who is who Teatr KTO?
Istnieją 11 lat, po okresie b'ędów i wypa
czeń znaleźli wreszcie własną drogę, c jest nią teatr artystyczny. Bronią się przed gorse
tem administracyjnym, chcą pozostać grupą wolną, otwartą, choć są zawodowcami i dą.ą do profesjonalizmu. Klimatem KTO s ego commedii dell arte, chętnie posługuje s:ę gu - teską i włącza elementy cyrkowe. 3; c/:k, polityka i życie to jedno - sugerują nam aktorzy grający klownów. Założenie, że widz nie może się nudzić nie jest czczą doklara cją tego teatru. Poświadcza to dyscyplina
sztuki reżyserskiej i wykonawstwa, finczyjnośc i dobry smak realizacji. KTO dotykając sp a v najważniejszych potrafi bawić. Jerzy Zeń —
polsk Bob Fosse (moje!) w spektaklu „Do góry negarni” gloryfikuje śmiech jako pana
ceum na całe zlo i jodyny środek służący wyzwoleniu człowieka. Chetn'e po raz du a zobaczymy Stanis'cwa Demsk ego i jego wspaniałych przyjaciół scenicznych.
*
Non caplsco - dlaczego vvw. n:s dobrał sobie w Słupsku, siedzibie producenta ck-.po rtowego obuwa, ani jednej pary na swoje nóżki? :)
*
Szukamy rezerw. Tymczasem Jerzy Zoń %'n dzi na trzech stołkach dyrektorskich: w KTO, teatrze jeleniogórskim i w „Przedstaw en u pożegnalnym”. Koniecznie zatestowaći
*
„STOP' — owcy mieli podczas swoich wy stępów przy ul. Zawadzkiego widownie na wysokim pez'emie. Nap awla rjc/ dach de kc:-7o o recko co nie spad i z zachv./tu na bruk!
Wiem, kto z sympatyków „STOP’-u zdewa- st: wal gazon Lwic owy. into rnacja p’a za z góry.
Wydarzcnem był popis mu t laureata - warszawsk.cj grup/ p:cv. z.bonej przez Ed
warda Wojtaszka pn. Pracownia TEATR. W- dr'-w zachwyciła zwie.••zęza , Party’ura ‘ (mniej
„Caremcn'o”) - ulwór rczpiran/ r.a cżtfe rech aktorów oraz drwVe przestrzeń i św a- tło. Nie ma w nim tekstu .literackiego i fa buł/ cpowieści. Jego bel atprem jest szarość dn:c codziennego, scher' ety 'uś: podćaeyth be-wo nie , partyturze życ'a".
Prawdziwie- międzyna■ od owo berze dep r ro od dziś. Zaczyna Paul Wlldbcum z Ka
nady. który znając tylko amtesk dala-I do celu bez asysty. Aktor o 100 twarzach i per
fekcyjnym przygotowaniu jędz e stąd d>
Hong-Kongu.
PrzczarowV sve'eh fanów Czcrak-mk z Pracc.wn' TEATR no któ eeo koncert Hery ; w kdubie , Pod Samowara-! '. Gkazajo się.
is akurat n e miał pszy sebie per; ur.ii.
Ryba psuje się od głowy. Gdy uraiwn’-no, że ulubionym ko'orcm dyrektora festiwah: osi czerwień. personel zaczął nesić czerwone bu
Po „Totus Mundus”
ty. Odkryłam, że dyrektor od urodzenia n!c lubi myśliwych. No i kto teraz odważy si?
strzelić do zajqca? Chyba samobójca. Wiktor!
Nu szto Ty? ")
*
Żona znanego basisty Basia P. tak kocha muzykę, że podczas spotkań klubowych zaw
sze gia pierwsze skrzypce. 3)
*
Nowy dyrektor artystyczny Słupskiego Te
atru Dramatycznego lako despotyczny ma narcha zabronił gwizdania w swoim teatrze.
Poddani znaleźli wyjście z sytuacji — awiżdżo na „TOTUS MUNDUS".
*
Andrzej wczoraj wracał do domu pod wia'r.
Bodzio wprost przeciwnie — szedł pod sa
mowar. ’)
*
Informacja organizacyjna: z wszelkimi spra
wami od dziś proszę zwracać się do !o'i (znak rozpoznawczy — urok osobisty i dwa zielone paznokcie), ponieważ somozwala s ą menażerem every boody. ■')
Więcej blag nie pamiętam
MIRA2 Legenda dla nie wtajemniczonych Czytel
ników „Gryfa", żeby wszyscy mogli uśmiechnąć się do pomieszczonych w SKURIOZQLKU ża rtów:
') Stanisław Demski, aktor Teatru KTO po
został nagle bez butów. Główna trudność przy zakupie sprawiał duży rozmiar nogi. W spektaklu grał Mussoliniego i często po wło
sku powtarzał „non capisco" (nie rozumiem).
:) Dyrektorem przeglądu „TOTUS MUN
DUS" był Ryszard Z a j q c. Natomiast Wi
ktor Panów, szef Teatru Studio w Arehan- pielsku. po wystawieniu dramatu Erdmann
„Samobójca" — taki otrzymał przydomek. Bo
wiem nie pierwsza to sztuka i nie jedyne jego przedsięwzięcie z dziedziny zakazanych.
•’) Basia P. czyli Barbara Pawiłojć z WDK jest współorganizatorka wielu imprez i wier nq biesiadniezkq.
') Chodzi o Andrzeja W i a t r a, reżysera światła w „Rondzie", równie sympatycznego (Bodzia) Bogdana Pobiedzińskiego z zespołu ..STOP", no i oczywiście o klub „Pod Samo
warem”.
5) Mowa o Jolancie Krawczykiewicz z WDK.
Tuk oto zaczynał się drugi w dziejach Słu
pska przegiqd teatrów n.esfornych. Rodzi się wyjqtkowo trudno, -trie dopracowany or
ganizacyjno, prawic bez reklamy, jak na ironię swojej formuły hamowany w pomy
słach przez „czynniki", w nCiwowci uirnosfe r/e. Stad też i do wydawania festiwalowej gazetki za na kto odpowiedniego komfortu. Je
dyny numer, jaki ukazał się- drukujemy ku pamięć1 i na dowód, ża to co dzieje s>ę miedzy spektaklami i wokół, ten drugi ob cg festiwalowego życia pisze abie wkmnq hi
storię. Bywa ona często ciekawsza od oficjal
nego programu imprezy. Tym razem nie przy
ćmiła głównego nu fu. nu- konkurowała na w l.. .leszcze raz okazało sio że najlepiej wychodzi improwiza ja przygotowana, ci przy- najmnej muszo, być l.u temu warunki,
Zwylde towarzyskie życie imprezy toczy się w biurze organizacyjnym, a rozkwita w noc
nych k'ubach. Ciasny pokoik administracyjny w Ośrodku Teatralnym „Rondo", przypomi
nający lodówkę, gdzie „warowała" najwier
niej Teresa Pietrzak - nie sprzyjał przesia
dywani. Leer oczywiście zagladał tam każ.dv z gości i osób jakkolwiek zwiqzariyfch z im
preza Jedni załatw-ć sprawy, inni zos:ęgnqć istotnych in!ormacji, większość żeby wiedzieć co słychać i puśóć dymka. przev/ażnie z
„ekstra mocnych", bo te stały sic dyżurnymi papierosami tegorocznego „TOTUS MUNDUS".
Miejscem do swobodnych rozmów o sztuce i nie tylko, do odprężona po występach dla altystów, do odpo- cynku po nerwowej bie
ganinie dla organizatorów, wreszcie do spo
tkań dla wszystkich miała być kawiarnia „Ce
chowa”. Ton miały iam nadawać tzw. impie- zy towarzyszące, np. program rewelacyjnego kabaretu „Koń Po'ski", recital Radostowu Ciocholewskiego, niedawnego laureata prze
glądu piosenki aktorskiej... z reszty już zre
zygnowano przed r ozpo rzędem „TOTUS MUNDUS", ponieważ p-zestrzennq „Cecho
wa" dyrekcja WDK zamieniła, kn niezado
woleniu „wykonawców” słupskiego festiwalu, na mniejszy, podzielony no dw.o sale, klub TPPR „Pod Samowarem". Pizy lym decyzja 0 podmianTe lokali redzta s'ę tak długo, że po pierwszym dniu przyszło rozejść się do domów. W druginr zaś ajenci, tak ponoć umówieni, oczekiwa'1 gości od osiemnastej.
Ci zjawili się ze zrczum ntych względów zna cziVe później, by d >Wedz'eć się że klub jest wynajęty do 23 cek Bez sensu! Spektakle kończyły się różnie —■ o 9, 10 i IV wieczór.
Potem aktorzy musieć rozchc.aktcryzować s:ę 1 przebrać, ekipy techniczno z o tyć uizqdze nia naglasniajqco-: wietlne i elementy deko-
;/
Po „Totus Mundus”
racji, organizatorzy dopilnować wszystkiego.
Jak wielkiego nakładu pracy kosztowała o- prawa niektórych przedstawień, niech świad- czq chociażby dwa przykłady. Po to, żeby przygotować scenę „Ronda” do występu Ani
ty Saij z Danii, trzeba było całego dnia.
Chociaż przystqpiono do tego o godz. 8-mej rano, nie zdołano uporać się do zapowie
dzianej 19-tej godziny rozpoczęcia spektaklu.
Specjalnym wymaganiom tancerki nie tyle nie mogli sprostać ludzie, co sprzęt kiepskiej jakości, jakim dysponuje WDK. Czekaliśmy więc jeszcze prawie godzinę na dworze.
Opłaciło się: oryginalny taniec „Sovrany"
okazał się wydarzeniem artystycznym. Sie
dzieliśmy jednak niewygodnie, ściśnięci, po
nadto wcześniej przeszyci chłodem. I o ile podobne niewygody nie przeszkadzają w od
biorze Andrzeja Grabowskiego w „Audien
cji V”, to celebrowane misterium Dunki, trwajqce ponad 3 godziny, potrzebuje sku
pienia również u oglqdajqcych.
Möwiqc o salach, które służyły za sceny
„TOTUS MUNDUS”, błędem było organizo
wanie kameralnych przecież w swojej isto
cie występów Paula Wildbauma i Jana Pesz
ka w Miejskim Ośrodku Kultury. Zresztq za
wieziony tam ponownie po dwóch latach z tym samym „Scenariuszem dla nie istnieją
cego, lecz możliwego aktora instrumentalne
go" krakowski artysta nie ukrywał swego zde
nerwowania. Chyba tylko serdeczność i tro
ska dyrektora MOK Stanisława Turczyka
„ociepliła” w końcu atmosferę. Dziwić się należy, że nie wykorzystano w tym roku, co czyniono z powodzeniem przy poprzednich przeglqdach, przytulnej salki Teatru Lalki
„Tęcza". Zwłaszcza, że jej dodatkowq zaleta jest lokalizacja w centrum miasta. Rozmiesz
czenie imprez od „Ronda" przy ul. Niedział
kowskiego, poprzez dramatyczny przy Wało
wej, po MOK przy Braci Gierymskich i WSP przy Arciszewskiego było poważnym manka
mentem.
Wracajqc jednak do kłopotów technicznych, które przede wszystkim spadły na głowę An
drzeja Wiatra i specjalisty od dźwięku Ta
deusza Balika, dał się we znaki ostatni dzień
„TOTUS MUNDUS”, kiedy dowiedziano się.
że dekoracje teatru „Cosmos, Koiej" ważq 10 ton i nie wytrzymają ich stropy kościółka.
W ostatniej chwili trzeba było zmieniać pla
ny spektakli - francuskq grupę przenoszqc do Teatru Dramatycznego, a w „Rondzie”
urzqdzac przedstawienie holenderskiego „Grif- theater".
Ale przenieśmy się do „bolszewika'', który w trzecim dniu wreszcie przypominał klub
festiwalowy. W sali w głębi, gdzie zawsze pa
nuje klimat konferencyjny, za długimi sto
łami, przy winie, szampanie, albo oranżadzie zasiadło mieszane towarzystwo z przewaga słuchaczy Bałtyckiego Uniwersytetu Ludowe
go z Opaleń. Rej wodził jednakże Dima czyli Dymitr Utkin z Teatru Studio w Archangiel- sku, który okazał się znakomitym showmanem popisujqc s'ę w solowym śpiewie i inicjujqc wspólnie wykonywane me'odie. To wystarczy ło, żeby Waldemar Bochniarz z Lublina, przy
były do Słupska z zamojskq grupa „Perfor
mer" wziql swój saksofon i dał wspaniały koncert ballad i utworów bluesowych, który przerodził się w wieikq improwizację. Reszta akompaniowała głosem, klaskaniem, wybija
niem taktów nożnie, ręcznie... Darek „rondo- wiec” zamienił mala czarnq na czerwone wytrawne. Herakliusz Lubomirski, perkusista z „Performeru" naśladował rytmicznie okrzy
ki Indian. Nagle wszyscy okazali się muzy
kalni. Bo taka orkiestra zdasza się jeden jedyny raz.
Nazajutrz doszły organizatorów słuchy, że
„Pod Samowarem” urzędowała hołota. Wie
czór jednak znowu nabrał rumieńców. Tym razem przewodzili Czesi z zespołu „P.evol- ver", którzy wprawdzie przywieźli bardzo nie
udane przedstawienie (był to największy paf!
festiwalu, jak ktoś słusznie zauważył), ale potrafili rozbawić cale towarzystwo, rozkrę
cając nawet tańce. Zwłaszcza podbił wszys
tkich dowcipem i wdziękiem Frantisek Ve- ćera, z rozwichrzonq czuprynq i duszq, aktor z Ołomuńca. Następne dni również przecią
gały się do późnej nocy, częściowo zmieniali się tylko bywalcy. Takiej szansy, żeby spo tkali się razem wszyscy nie było. Zespoły w większości zostały zakwaterowane w Ustce i nie każdy ryzykował późny powrót na wła
sna rękę. Dima — mówiqc miedzy nami — urwał się ten jedyny raz, ryzykując więcej - bo swoje być lub nie w teatrze. Żelazna dyscyplina, jakq trzyma w zespole W.ktor Panów, nie dopuszczała takich spotkań. N e naszq sprawq oceniać czy słusznie, ale żal.
Całkowita swobodę miała jedynie urodziwa Larysa, bywajqc wszędzie gdzie chciała.
Z drugiej stiony - ciasny „Samowar’ n'e pomieściłby więcej osób. Nie był też przy gotowany, jeżeli chodzi o wybór c!ań i tun ków. „TOTUS MUNDUS”, był swo stym chrztem d‘a ma'żeństwa ajentów, którzy wi eli klub od niedawna. Nigdy przedtem nic p o
wadzili podobnej dz'ałalności, a tym bar
dziej nie musieli gościć szalonych artystów.
Powoli jednak „topnieli”, przekonuiac s o, że to nie banda szubrawców i huliganów, tylko nieco ekscentryczni, niekonwencjona'ni w sposobie bycia, potrafiący z obskórnego,
Po „Totus Mundus”
powiedzmy sobie szczerze, pomieszczenia wyczarować nastrojowy night-club, a przez to wspaniali ludzie, których nie obchodzi czy ktoś ma dolarowe ciuchy i układy z ,,górq", ale co ma do powiedzenia.
Władek Znorko, szef i reżyser teatru z Lyonu, powiedział mi, że dobrobyt zabija sztukę. On i jego zespół nie zarabiają na tym co robią i do tego nie dążą. Mimo, że idea i estetyka ich spektakli natrafia na trudny odbiór we Francji, konsekwentnie re
alizują to ,co uważają za słuszne. Czarny szynel, przydługie włosy, piękna twarz o re
gularnych rysach i mądre oczy, wyrażające to wszystko co mówi — refleksyjnie, z pewną zadumą, uważnie, a jednocześnie ujawnia jąc niecierpliwość i zachłanność życia. Taką postać Władka zapamiętam.
Sztuce, temu co aktualnie kreuje, podpo
rządkowała całe swoje życie Anita Saij.
Żeby lepiej wyrażać siebie, obcięła do skó
ry długie piękno włosy. Na codzień, aby nie szokować wyglądem ludzi, nosi turban z szala.
Ale na scenie pokazuje się bez okrycia, ta
ka jaka jest. Ozdobą jej ciała jest wnętrze.
Albo ma coś pięknego w środku, albo nie...
Wspomniany Frantisek, dający upust swo
jemu temperamentowi w wesołości, jest w gruncie rzeczy głęboko zasmuconym rzeczy
wistością człowiekiem. Naprawdę interesuje go możliwość życia i tworzenia w wolnym od politycznych racji kraju, teatr wyzwolony z gorsetu administracyjnego, gdzie reszta podporządkowana jest postulatom artystycz
nym. Mogłabym mnożyć te wspaniałe sylwe
tki ludzi długo.
Dla równowagi - trochę rozczarowań. Otóż publiczność na występach „TOTUS MUNDUS"
stanowili właściwie sami swoi: zespoły in
nych teatrów, organizatorzy i dosyć wąskie grono przyjaciół imprezy. Nie, nie, wcale nie optuję za tym, żeby do teatru chodzili wszyscy. Jest to oferta dla wybrańców, my
ślę. że przez czterdzieści parę lat przeko
naliśmy się, że nie ma co liczyć na awans kulturalny mas. Nie jestem też za uszczęśli
wianiem na silę. Ale...
Skoro włożono tyle wysiłku i wydano pie
niądze na imprezę, należało dać szansę. Za
brakło właściwej reklamy dla chętnych i pro wokacji wobec wahających się, którzy nie mieli jeszcze okazji zasmakować teatru. Za
walił tu WDK kompletnie — nie mnie do
chodzić kto personalnie — propagandę te
gorocznej imprezy i sprzedaż biletów. Nie
sfornym teatrom muszą towarzyszyć niesforne metody działań, Mimo wszystko jednak nie
przestanę pytać — gdzie podziali się sti denci? Ich nieobecność na ,.TOTUS MUi' DUS" jest największym zdumieniem teę festiwalu. Poza studiującymi w WSP człoi kami zespołu ,,STOP", pojawiały się ni«
liczne osoby. Żeby zapełnić maleńki kit uczelniany na „Audiencji II" z Mikołaje Grabowskim, który objechał z tym spekt«
klef pół świata zdobywając uznanie, Jare Szroeder z kolegami wyciągali na pięć m nut przed rozpoczęciem ludzi z akademików Co wobec togo interesuje przyszłość nasz- kadry nauczycielskiej? Jak zamierzają wyr«
snąć na humanistów i inżynierów dusz lud:
kich, nie biorąc udziału w kulturalnym życii
„TOTUS MUNDUS" nie jest tutaj odosoł nionym przypadkiem. Nawet wewnątrz WS kultura nigdy nie wypuściła nawet liść Efemerydy, jakie zdarzyły się w ciągu ki kunastu lat, nie mają znaczenia. Boże, w dzisz i nie grzmisz! Najbardziej - dowodź fakty — rozwój kultury w uczelni czy wśró studentów obchodzi rektora. Prof, Hieronir Rybicki wspomaga bowiem chętnie i slower i pieniędzmi każdą inicjatywę, zaznaczają choć w ten sposób istnienie młodzieży aka demickiej w Słupsku. Korci mnie ieszcze zo pytać ilu nauczycieli, poza garstką stalyc twarzv, jak Jadwiga Miedzicwska czy Jerz Kuszn'ar, przychodziło i zachęciło swoic wychowanków do obejrzenia spektakli? Alb-- zainteresowało się chociaż czy ktoś na ni- chodzi?
Widać moia naiwność nie ma granic. Na ród nie sztukę ma w głowie. Rośnie społe czeństwo nowo bogackich. Dorobkiewiczów«
na handlu z Turcja na przykład. Sprzedawv ców w butikach. Spryciarzy bazujących nc kryzysie. Rozkwita inteligencja kształcona nc w-ideo- kiczu.
Stanisław Ignacy Witkiewicz przewidzia1 to wszystko i wolał nie dożyć. Być może nie skończyłby z sobą tragicznie, gdyby wiedział że Stanisław Midziewski. Mirosław Gliniecki i Jupi Pod'aszewski z Koszalina wpadnn na nieodpowiedzialny pomysł organizowania na Pomorzu Srodkoww-m ziazdu teatrów niesfor- nvch, wokół których skupia się podobni sza
leńcy. chociażby Rysiu Skóra, będący wvsze- dzie i zawsze tam gdzie muzyko. Tosiu Fran
czak, ojciec chrzestny stupskiej bohemy; do których zajrzy profesor, kompozytor i klezmer w jednej osobie Zdzichu Pawiloić i dołączy ze swoim otwartym sercem dla każdego Gu
zik — Andrzej Guziński. Wszyscy, których łączy jedna do sztuki miłość święta.
MIROSŁAWA MIRECKA
Q
Szpalta reportażu
Torfy
Z Waldemarem Frankowskim, o którym Jerzy Ostrowski, znany powieściopisarz okre
su międzywojennego zapewne napisałby, że wyglqd ma typowego Kaszuba, energię Frań cuza a wytrwałość i wiedzę Ho endra, stoimy w Redkowicach nad szeroko wijqcq się rzekq Łebq i kiwamy tylko głowami z politowania.
Dookoła, jak wzrokiem sięgnąć, bogactwo łqk, ziemi, a prawie wcale niewykorzystywa
ne, marnotrawione. Zamiast połaci zielonych, soczystych traw — żółte rumiany, czerwono szczawy, mnóstwo innego z elska. Widok za
niedbania i niedbalstwa. Jakby ta ziem a gospodarzy nie miała...
Ale pan Waldemar nie po to mnie tu przyprowadził, żeby pokazywać rumiany i szcza
wy. Obrazki takich zaniedbań, braku gospo
darności na trwałych użytkach zielonych w woj. słupskim oglgdałem już n'e raz. Przypro
wadził mnie tu, bo chciał mi pokazać, jax na tych samych g ębach, przy tej samej rze
ce, tylko po jej drugiej stronie, w sqsieaz- twie tego czerwonego szczawiu i innego ziel
ska rośnie jego kapusta, buraki ćwikiowe, marchew. Kilkadziesiqt metrów dalej, bar
dziej wśród łqk — gdzie Waldemar Frankow
ski ma swoje pole torfowe — ponad 10 he
ktarów — rośnie cebula, pory, ka'afior, ka
pusta i marchew. Idziemy tam. Z jeszcze większym zdumieniem oglqdam to, co udało się stworzyć Frankowskiemu. Oglqdam i na
dziwić się nie mogę. Wszędzie warzywa, m;ę- dzyrzędzia czarne, tylko qdzien:egdzie kepr nieuschniętego perzu. Żadnej lebiody, innych chwastów i zielska. Goluśko, jakby ktoś asfal
towy dywanik zielonq liniq podzielił na rów
ne paski.
Gospodarz widzi, żo jego pola robiq na mnie wrażenie, wykorzystuje to. - Patrz pan, tu wcale niepotrzebne były wielkie nakłady — mówi — melioracje. Potrzebne były tylko che ci do pracy, wiedza. Wiedza szczego'nie!
O tym, że dolina rzeki Łeby liczqca prew e 19 tys. hektarów lqk i pastwisk, w ponad 80 proc. o podłożu torfowym, ma specyi czne walory p edysponujqce jq nie tylko do up.a- wy traw, ale i innych roślin, do innego w/ko
rzystania — mieszkańcy tych zemi wiedzieli od dawna. Hodowano tu spore ilości bydła, Potem gdzieś w połowie lat sześćdzies'qtych użytki te zaczęli nawet od nowa upraw ać, meliorować, budować na nich urządzenia na wadniajqce.
Pamiętam trochę tamte lata. Była to ogrom
na akcja i za duże piemqdze. Na taki wjeż
dżał ciężki sprzęt, ciężkie traktory z włelo- skibowymi pługami, kolejno lqka za łqkq, pastwisko za pastwisk:em przewracały s.aia dernię. Na świeżo w/oranej ziemi Dosano nowq trawę. Była potrzeba — prowadzony prace melioracyjne, czyszczono stare i kopa
no ncwe rewy, budowano zastawki wodne, przepompownie. Chłop; — n'e chce.i tych in
westycji. N e chcieli nowych up aw i melio
racji. Bali się kosztów! Wieś w.edy nie była taka bogata, jak dziś. Chłcpi dali się w koń cu przekonać. Od nowa up owionę łąki m ały przysporzyć im większe korzyść1. I przysporzy
ły, wydajność s'ana wzrosła z 40 do 103, a na niektórych lakach nawet do 120 kwintali z hektara.
Jednak z czasem gospodarka na trwałych użytkach zielonych stawała się coraz mniei efektywnc, coraz mniej wydajna coraz rm-t i potrzebna. Głównie przyczynq b/ł chaber Dia..
właściwego podejścia do torrów, brak wie dzy o możliwośeach ich wykorzystana tra
ktowanie łqk dosłownie jako naturalnego źró
dła pasz, nie wymagajqcego większej trosk1, prac, nakładów. Zan.ecioano melioracje, z - szczeniu u'egly na skutek zaniedbań zastaw ki i przepompownie. Trawom żałowano na wozów. Potem doszedł brak opłacalności ho
Szpalta reportażu
dowli bydła. Okres największego zastoju przypada na lata 1981-1985. Wtedy najbar
dziej spadło pogłowie bydła. Niemalże do minimum ograniczono gospodarkę na trwa
łych użytkach zielonych, w pegeerach zanie
chano jej prawie zupełnie. W PGR Smołdzi
no, Główczyce, Charbrowo, Pogorszewo, Zdrzewno, Cewice pogłowie bydła, w porów naniu do roku 1980, spadło o 50 procent.
Plony siana w 1985 roku osiggnęły zaledw;e 35 kwintali z hektara. Przyczyny: meternrnn we nawożenie i koszenie łqk, absolutny brak zabiegów pielęgnacyjnych, brak konserwacji urządzeń wodnych. Niedocenianie znaczenia użytków zielonych.
*
26 czerwca 1986 rok. Na ścianach świetli
cy Państwowego Przedsiębiorstwa Gospodar
ki Rolnej i Usług Technicznych Nowej Wsi Lęborskiej plansze, wykresy, mapy. Za stola mi minister rolnictwa, leśnictwa i gospodo: - ki żywnościowej - Stanisław Zięba, I sekr-v- tarz KW PZPR w Słupsku - Zygmunt Czarza- sty, wojewoda słupski — Czesław Przewoźnik, dyrektorzy Wydziału Rolnictwa Urzędu Wn jewódzkiego WOPR w Strzelinie, gospodarze gminy, Tadeusz Zielke — gospodarz obiektu.
Podniosła atmosfera, podniosły moment.
Przełom w historii województwa. Wojewoda zapoznaje wszystkich z najnowszq koncepcję zagospodarowania doliny rzeki Łeby i lepsze
go wykorzystania łqk. Słucham uważnie.
Wszyscy słuchają. Problem ten rozwiqzywany jest przez wojewódzka administrację od co najmniej kilku lat i jak dotqd bez skutku...
Co więc teraz nowego chce się zapropono
wać i czy zostanie to przyjęte? Poprzednie programy nie spotkały się z powszechnym za
interesowaniem rolników.
Program, który przedstawia wojewoda jest konkretny, sprawę stawia jednoznacznie, opra
cowany przez wojewódzki zespół specjalistów przy współpracy naukowców z SGGW-AR w Warszawie oraz Instytutu Melioracji i Użyt
ków Zielonych w Falantach, Zakłada do 1994 roku podwojenie dotychczasowej produkcji na trwałych użytkach zielonych. Plony zielonej masy z 1 ha — majq wynieść 400 kwintali, siana - 30 q. Pogłowie bydła powinno wzro
snąć o przeszło 4,8 tysiąca sztuk, czyli o 24 procent...
Odważno zamierzenia. Ciekawe, jak chce się to osiągnąć?
W tym celu przeprowadzi się m in, melio
racje na obszarze 1,9 tys. ha dotychczas nie objętych inwestycjami. Zrekultywuje 257 hektarów i wtórnie zagospodaruje ponod
5,5 tys. ha łąk. Zbuduje się co najmniej 1700 nowych stanowisk dla bydła, owczarnię nu 1500 matek, trzy suszarnie zieionsK..
A więc stawia się głównie na hodowlę i produkcie pasz. lo chyba najrozsądniejszy kierunek pizyszłycli zmian. Ale. czy jednak tylko krowy i owce mają zmienić dotychcza
sowy krajobraz doliny izeki Łeby? S_q irine jeszcze propozycje. Szczegółowe badania na
ukowców dowiodły, żc ponad 2 5 tys. ha gleb torfowych nadaje s;ę pod uprawę warzy'«
i kwiatów, — I ten kierunek produkcji ma być rozwijany. Na początek proponuje się zago
spodarować w ten sposób około 100 hekta
rów torfów w okolicach Leśnic pod Lębor
kiem. Potem stopniowo będzie się zagospo
darowywać torfy następne.
Minister 5. Zięba z zainteresowaniem słu
cha tych propozycji. Nie może jednak po
wstrzymać się od zadania zasadniczego py
tania: za ile to wszystko? Ile będzie potrze
ba na zrealizowanie tego wszystkiego pienię
dzy i skąd zamierza się je wziąć?
Gospodarze są przygotowani na takie py
tania. N e muszą się czerwienić i patrzeć wy
czekująco. - Cały program będzie kosztował 3, w najgorszym przypadku 5 mld złotych.
Pieniądze uzyska się z kredytów bankowych
— z zasobów finansowych przedsiębiorstw rol
nych, które program ten będą realizować.
Warzywa i kwiaty — będzie uprawiać się na torfach z udziałem firm zagranicznych, w ramach kooperacji. Zakupi s>ę całe techno
logie, a zaciągnięty kredyt spłaci piodukcją eksportową.
Województwo ma własny, nowy i tani pro
jekt obory do bydła. Sprawdzoną maszyn?
do kopania i czyszczenia rowów melioracyj
nych, która zastąpi tysiące łopat. Ma dobre przykłady w hodowli.
W Państwowym Ośrodku Hodowli Zarodowej w Bobrownikach pomyślnie przebiega ekspe
ryment z przeszczepem zarodków u krów. Je
żeli powiedzie się, nGwet niezbyt dobre kro
wy będą mogły, po wszczepieniu im odpo
wiednich zarodków, uiodz:ć dobre cielęta.
Przebiegiem słupskiego eksperymentu intere
suje się cały kraj.
Wreszcie to, co najbaidziej męczyło - wy
jaśnienie problemu opłacalności hodowli, po
parte konkretnymi przykładami. - Jeżeli pe
geery osiągać będn takie wydajności siana i mleka jakie zakłeda program, a jest to możliwe nawet bez specjalnych nakfadów - wtedy wszystkim będzie oplacaio się gospo
darować na łąkach.
11
Szpalta reportażu
Z Nowej Wsi Lęborskiej jedziemy do Wal
demara Frankowskiego do Redkowic. Stam
tąd do Żeiazkowa i Leśnic. Gospodarze chcą pokazać ministrowi, jak wyglądają dziś nie
które zaniedbane użytki zielone i co można na nich robić. W Zelazkowie w gęstych cha
szczach, wśród których trudno jest się mini
strowi przecisnąć, pod zaledwie kilkucenty
metrową warstwą mchu i darni, na obszarze okoto 500 hektarów leżą najlepsze w Polsce i całej Europie torfy sfangowe, nadające się do ogrodnictwa. Przez przeszło 30 lat były własnością Koszalińskiego Przedsiębiorstwa Produkcji Leśnej „LAS” i nic ono na nich nie zrobiło. Nie pozyskało nawet kilograma torfu i nie uchroniło cennego torfowiska przed de
wastacją. Dziś należy ono już do PPGRiUT w Nowej Wsi Lęborskiej i prowadzi się na nim prace przygotowawcze. Przedsiębiorstwo będzie wydobywać torf i sprzedawać go o- grodnikom w kraju i za granicą. W pierw
szym roku eksploatacji zamierza zarobić na eksporcie 30 tys. do'arow, docelowo rocznie po rozkręceniu interesu — 200 tys. dolarów.
W Leśnicach właścicielem około 200 he
ktarów torfów, w większości zakrzaczonych, jest też przedsiębiorstwo państwowe z Nowei Wsi Lęborskiej. Jego dyrektor, Tadeusz Ziel- ke - młody, bardzo energiczny i mądry czło
wiek, przejął je od Państwowego Gospodar
stwa Rolnego w Cewicach. Po zrekultywowa
niu zamierza uprawiać na nich warzywa i kwiaty.
Jestem naocznym świadkiem ogromnych prac jakie się tu prowadzi. Drzewa trzeba wyciąć, potem wyrwać korzenie, cały teren zniwelo
wać, nawodnić. Część drzew i chaszczy już wycięto i wywieziono, po'e odpowiednio o- czyszczono i zmeliorowano. Cięcia prowadzi się dalej. Pracuje ciężki sprzęt, warcsą tra który, gwiżdżą piły motorowe.
Jeszcze kilka miesięcy t»mu nikt pewnie nawet nie myślał, że tu pod Leśnicami na bagnach powstanie mała „słupska Holandia'’.
A dziś, taki już rozmach roboty, przygotowań.
Jakie zaangażowanie. Gdyby we wszystkich gospodarstwach od razu przystąpiono do pra
cy z takim zapałem...
Z wystąpienia I sekretarza KW PZPR Zy
gmunta Czarzastego: „Partia będzie walczyć z biernością i niemożnością. W tej walce ani siły, ani zapału partii nie zabraknie. Na
szym pieiwszoplanowym zadaniem jest zago- spodrowanie wszystkich trwałych użytków zie
lonych. To jest nasz skarb, nasze zielone zło
to. Chcemy gospodarować na łąkach dobrze, czerpać z nich duże korzyści”,
*
Początek października 1987 roku. Znowu jestem w Leśnicach. Przyjechałem sam, chcę się przekonać jak postępują prace na tor
fach. Może po wyjeździe ministra i I sekre
tarza stanęły? Nic podobnego. Robota nadal pali się tu ludziom w rękach. Na hoiyzoncie już nie 10 a 22 -lekultywoware hekuirv ba
gien. Z dyrektorem Zinke rJ.:e>r-/ pu tym jeszcze czarnym dywaniku, poprzecinanym tylko rowami. Nie mogę nadziwić się pracy ludzi. Zaledwie ich garstka — dziesięciu czy dwunastu — a jaką wykonali już pracę? Pró
buję przez chwilę zastanowić się nad kosz
tami tego ogromnego przedsięwzięcia.
Czy rzeczywiście się opłaca? - pytam Ziel - kiego. Drogo kosztuje uprawa 1 ha normal
nej łąki, A ile musi kosztować hektar upraw łąki porośniętej dzikim lasem?
Tadeusz Zielke udaje, że nie słyszy tego pytania. Cały czas zapatrzony jest w tę czar
ną glebę, jaką mamy pod nogami. V/ pew
nym momencie dziwnie zaczynają lśnić mu oczy. Wzruszył się. Bierze do garści trochę torfu i przytyka do ust.
- Czy zdaje sobie pan sprawę? — mówi — Czy wyobraża, że ta ziemia uczyni mnie i całą moją firmę bogatą? Czy widzi pan już te pola pełne czerwonych tulipanów i zie
leniącej się cebuli?...
Zajeżdżam i do Redkowic do Frankowskie
go. Pan Waldemar jest już po zbiorach ce
buli. Wyrywa czerwone buraki i wycina ka
pustę. Pytam o tegoroczne picny. — Cebuli zebrałem 450 kwintali z hektara, a w ubie
głym roku miałem tyiko 400 kwintali — chwali się. — Marchwi będzie na pewno 600 kwin
tali, a kapusty 800 kwintali z hektara.
- Hektar torfów — mówi Waldemar Fian- kowski w warzywnictwie może być odpowied
nikiem 3 hektarów normalnych gleb. Może dać roczną produkcję wartości 1,6 min zło
tych. Na torfach można uprawiać wszystko:
warzywa, trawy, groch, bobik, buraki pastew
ne, rzepak, nawet pszenicę i konopie. Trzeba tylko wiedzieć co posiać i na jakich torfach, bo torfy są różne, i trzeba w edzieć jak je uprawiać. Ja gospodaruję na łąkach i bo
gacę się kilkanaście lat, w Redkowicach |uż sześć lat. Na torfach gospodarował i bogacił się mój ojciec i dziadek. Dziś gospodarują jeszcze zięć i syn.
- Torfy, to nasze prawdziwe bogactwo, trzeba umieć je tylko wykorzystać.
ZBIGNIEW BA3iARZ-2YCH Reportaż z Konkursu Pobrzeża — 1986 r.
Literatura
Przypadek Geneta wprawia w osłupienie (od obrzydze
nia po zachwyt) wielu czy
telników śledzących uważnie przecież nie tylko literackie dokonania, ale i niezwyktq, ,,obnażajacq się" biografię tej twórczości. Bez pozna
nia Genetowskiej egzystencji bylibyśmy ślepi na wpisane w tę literaturę osobliwości nie tylko erotyczne, bo jest
wybierał to co najgorsze, a ponieważ przekonał się, że największą zbrodnią nie jest czynić, ale głosić zło, pisze w więzieniu przerażające u- twory, które sq pochwałą zbrodni i podlegają karze.
To właśnie pozwoli mu wyr
wać się z upodlenia, z nę
dzy i więzienia. Jego książki są wydawane, czytane, jakiś reżyser odznaczony Legią
książek, a zwłaszcza ich wy
danie — nie może być róż
na, jest to skandal nad ska
ndale (...) Tak jak to teraz jest napisane, jest to cloaca maxima — i co najwyżej ma- terlał dla psychiatry".
Zatrzymajmy się na mo
ment przy Lechoniu, w jego bowiem reakcjach da się od
naleźć to, co każdy musi w sobie pokonać w imię tole-
W KRĘGU EROSA
•••ta jeden z pisarzy najbar
dziej transgresyjnych i być może to stale „przechodzenie na drugą stronę", ten rytuał przekraczania jest najbardziej wstrząsającym przeżyciem w trakcie lektury tego, co ten - dla wielu genialny - Fran
cuz napisał. Zdumien:u jego prozą zawdzięczamy wiele in
teresujących sądów i komen
tarzy, od nich też chciałbym rozpocząć „lekturę ' życia i twórczości Geneta.
Swoją słynną książkę o Ge- nccie, w której nazywa go świętym komediantem i mę
czennikiem jean‘Paul Sartre rozpoczyna tak:
„Posłuchajcie teraz powia
stki nadającej się do anto
logii czarnego humoru: Pod
rzutek okazujący od najmłod
szych lat złe instynkty, okra
da biedną chłopską rodzinę, która go zaadoptowała. Choć ukarany, brnie dalej, ucieka z poprawczaka, gdzie trzeba go umieścić, kradnie i łupi na całego, a na domiar złe
go prostytuuje się. Nędznie żyje z żebractwa, skoków, śpi z każdym i zdradza wszy
stkich, ale to mu nie wystar
cza, postanawia się oddać złu z premedytacją, we wszy
stkich okolicznościach będzie
Honorową wystawia w tea
trze jedną z jego sztuk, któ
ra nawołuje do mordu, pre
zydent anuluje karę w.ęzie nia, na któro został skazany za swojo ostatnie przestęp
stwa (...) Uznacie być może tę opowieść za nieprawdo
podobną, a jednak to na
prawdę przydarzyło się Ge- netowi".
Na zupełnie przeciwnym biegunie stoją wypowiedzi Jana Lechonia, który w swym emigracyjnym „Dzienniku” za
notował takie wrażenia po lekturze „Dziennika złodzie
ja": „to, że coś podobnego wyszło u Gallimarda, że jest dedykowane Sartreowi, że Sartre i Cocteau opiekują się Genetem - jest to, mó
wiąc językiem brukowej pra
sy, największa woda, która mogła spaść na młyn bol
szewików. Naprawdę, że ca
ła ta afera dowodzi zupeł
nego, kloacznego smrodu kultury francuskiej. (...) Galii- mard Wydal go na pewno dlatego, że już nic poza tym łajnem nie jest w stanie tra
fić do powonienia „kultural
nych” Francuzów." (...) A gdy wydano „Oeuvres com
pletes" Lechoń pisał: „Oce
na społeczna i moralna tych
rancji i akceptacji odmien
ności. Obnażanie się poza rolą społeczną narzucaną przez wychowujące społecze
ństwo, szkolę i rodzinę, ob
nażanie poszukujące nowej tożsamości, wyłamywanie się spod przyjętych wyobrażeń, konwencji - to nas najczęś
ciej szokuje, oburza, każąc odrzucać to, co podważa nasz spokój, nasz ład i har
monijne poczucie istnienia.
Ale to tylko jedna strona me
dalu uprawianego przez Ge
neta autobiografizmu. Ten artystyczny ekshibicjonizm go
dzi w nasze „uporządkowa
ne" życie erotyczne, a sam Genet - anarchista seksual
ny, złodziej i pederasta - swą jawną spowiedzią od
rzuca tajemnicę jaką każdy z nas otacza sferę przeżyć intymnych. Dlatego Lechoń tak ostro zareagował, sam bowiem takiej odwagi był pozbawiony. W tym oburze
niu jest sporo hipokryzji, u- siłuje nam bowiem Lechoń wmówić, że jest tak cnotliwy jak to, o czym pisze. Sam był, jak zauważa Maria Da- nilewicz-Zielińska („Szkice o literaturze emigracyjnej")
„nieodporny na szantaże przygodnych partnerów ho
13
Literatures
moseksualistów”. A więc ta manifestacja obrzydzenia by
ła niczym więcej jak próbą utajnienia wiasnej biografii, własnych pragnień i przeżyć.
Przenosząc na inne p.ętro spór o üeneta ociwoiajmy się jeszcze do dwócn wypo
wiedzi. Pierwszo - vVuoido Gombrowicza —nie dziwi nas swą akceptacją „bratniej du
szy", ktoia z młodości także próbuje uczynić jeden z waż
niejszych tematów swej pro
zy. W jednym z wywiadów Gombrowicz mówi: „U üe
neta jest inna rzecz, która wydaje mi się szczególnie pociągająca, to takt, ze mie
sza on piękność z brzydotą.
Genet pokazał, żeby to tak nazwać, drugą stronę meda
lu, znalazł potężne powią
zania między aspektem po
zytywnym piękna a jego as
pektem ciemnym, czarnym . Nutomiast Małgorzata Czer
mińska określa tekst Genela jako „jałowy, pusty i płaski (.,.)", a sam pisarz „grzęź
nie tu w zupełnej jaiowosci, ponieważ grzęźnie w biologu, fizjologii".
Oczywistym jest, iż osta
tecznie każdy z czytelników prozy Genefa sam wystawi autorowi „Uroczystości żało
bnych" własny rachunek czło
wieka z „normalnego świa
ta". Do niego bowiem, a nie do złodziei i pederastów za
adresował swój „Dziennik złodzieja" francuski autor, o którym, co jest najbardziej paradoksalne, pomimo stale uprawianego autobiografizmu w rzeczywistości zbyt wielu informacji nie mamy. Wia
domym jest, iż urodził się w Paryżu (1910 rok) i jako po
rzucone dziecko spędził dzie
ciństwo w zakładach opie
kuńczych, by ostatecznie zo
stać adoptowanym przez wie
śniaczą rodzinę z Morvan:
„nie mam ojca ani matki.
Bardzo wcześnie dowiedzia
łem się o tym, że nie jestem Francuzem, że nie należę do rodzinnej wioski (wychowy
wałem się w Masywie Cen
tralnym). A dowiedziałem się o tym w głupi i śmieszny
sposób: nauczyciel zadał nam wypracowanie. Każdy z uczniów miał opisać swój ro
dzinny dom. Mój opis uznał za najładniejszy, odczytał go nawet głośno. I wszyscy bar
dzo się ze mnie śmiali. Po
wiedzieli wtedy: przecież to nie jest jego rodzinny dom.
On jest znajdą. I wtedy zro
biła się taka pustka. Naty
chmiast poczułem się tak bardzo obcy. O, słowa „nie
nawidzić Francji" nie są dość mocne, to jest w ogóle nic, musiałoby to być coś więcej niż „nienawidzić", „rzygać Francją11...".
Następnym etapem byl dom poprawczy, w którym zna.azł się „dzięki" uprawianemu złodziejskiemu procederowi, o czym tak pisze w „Dzienni
ku złodzieja": „Fakt, że by
łem podrzutkiem, przyn.ósi mi samotne dzieciństwo i młodość. Fakt, że byłem zło
dziejem, kazał mi uwierzyć w wyjątkowość tego zawodu.
Cały czas powtarzałem sobie, że jestem potwornym wyjąt
kiem. W istocie, moje upo
dobanie do kradzieży i mo
ja działalność w tej dziedzi
nie wiązały się ściśle z ho
moseksualizmem, wynurzały się z niego, on zaś utrzymy
wał mnie w nadzwyczajnej, niezwykłej samotności. „Na
tomiast w wywiadzie, który przeprowadził z nim zachod- niomemiecki pisarz I lubert Fichte dla „Die Zeit" Genet na pytanie kiedy uświadomił sobie erotyczną odmienność odpowiada: „Bardzo wcześ
nie. Miałem najwyżej osiem, może dziesięć lat. W każ
dym razie na wsi. I w za
kładzie poprawczym w Met- tray, gdzie homoseksualizm był prześladowany. A!e, że nie było w ogóle dziewcząt, chłopcom pozostawało tylko jedno: przejściowy lub trwa
ły homoseksualizm, Mogę powiedzieć, że w poprawcza
ku czułem się naprawdę szczęśliwy".
I jeszcze jedna bardzo zna
mienna wypowiedź pisarza:
„Skoro zostałem opuszczony przez rodzinę, wydawało mi
się normalne pogorszyć tę sytuację przez miłość do chło
pców, a tę miłość pizez kia dzież, a kradzież pizez zbro
dnię lub przez wspóinictw w zbrodni. W ten sposób od rzuciłem zdecydowanie św.at, który mnie odrzucił. Zdecy
dowałem sio żyć z opu_z- czoną głową i postępować śladem mego przeznaczenia w stronę nocy, w przeciw.oń- stwie do was, i zawładnąć odwrotną stroną waszej pię
kności".
Genet ujawniając nam głó
wny motyw swego życia pia- gnie na ^swą szczerością jak
by ostrzec przed trywiahza- c.jq, przed sprowadzeniem wszystkiego do obyczajowego skandalu, lo laczej dramat istnienia, dramat egzysten
cji, to poddanie się losowi i błagalna modlitwa o to, by ios ten zawładnął nim całkowicie. Dlatego dalsze koleje jego życia muszą być właśnie takie: ucieka z do
mu poprawczego, zaciąga się do Legii Cudzoziemskiej, z której dezerteruje. Staje się żebrakiem, uprawia prostytu
cję. W latach 1932—1940 wędruje po Europie, odwie
dza także Polskę, z której zostaje wydalony. Zawsze i w każdym kraju jest złodzie
jem i homoseksualistą. Po powrocie do Francji zostaje zatrzymany i osadzony w wię
zieniu. Od 1942 roku zaczy
na pisać (w więzieniu w I re- snes). W 1945 roku zostaje skazany na dożywcie. Rok później m.in. Jean Cocteau, Andre Malraux, Picasso i )e- an-Paul Sartre podpisują pe
tycję prosząc o ułaskawienie Geneta, Ówczesny prezydent Francji Vincent Auriol wyra
ża zgodę. Resztę życia spę
dza w wynajętych pokojach hotelowych, przestaje pisać i przez ponad ostatnich dwa
dzieścia lat znajduje się pod wpływem narkotyków („wyci
szają to, co mogłoby być przykre i pozwalają trwać temu, co przyjemne").
Tych kilka motywów swe
go życia pizeniósł Genet do swej prozy, myliłby się jed-