• Nie Znaleziono Wyników

W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta w poszukiwaniu bliskości

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta w poszukiwaniu bliskości"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Narodowa Sieć Leczenia Zaburzeń Regulacji Emocji i Stresu Traumatycznego Dzieci i Młodzieży www.nslt.pl

Grażyna Lewko

„W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta – w poszukiwaniu bliskości

„Pisarz postępuje zaiste inaczej: on zwraca uwagę na nieświadomość własnej duszy, nasłuchuje, jakie tkwią w niej możliwości rozwoju i użycza im formy wyrazu artystycznego, zamiast tłumić je świadomą krytyką. A zatem pisarz sam dowiaduje się tego, czego inni muszą się nauczyć…

Nie musi on jednak formułować tych prawideł, ba, nie musi ich nawet jasno rozpoznawać;

wystarczy jeśli dzięki cierpliwości jego inteligencji znajdą one odzwierciedlenie w jego płodach literackich.”

(Z. Freud, „Obłęd i sny w Gradivie Wilhelma Jensena”)

„W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta to dzieło poruszające, przerażające, smutne, drażniące, rozpaczliwe. Można je czytać całe życie, znajdując w nim ciągle coś nowego w zależności od tego, w jakim momencie swojego życia jesteśmy, jaką dysponujemy wiedzą o sobie i o rzeczywistości. To książka o tym, że czegoś nie ma i bolesna próba skonstruowania czegoś, co dałoby poczucie sensu. Marcel Proust cierpiał od wczesnego dzieciństwa z powodu poważnej astmy, zmarł przedwcześnie z jej powodu. W liście do matki z grudnia 1902 roku pisał: „Prawda jest taka, że kiedy tylko poczuję się lepiej, Ty zaczynasz to wszystko niszczyć, aż znowu jest mi gorzej, bo nie możesz znieść takiego życia, które przynosi mi wyzdrowienie… To bardzo smutne, że nie mogę cieszyć się Twoją przychylnością i własnym zdrowiem.” (za: Alice Miller, „Bunt ciała” )

W swoim wielotomowym dziele, które pisał całe życie, daje wstrząsający opis przeżyć małego chłopca tęskniącego za bliskością z matką. To pragnienie, niemożliwe do zniesienia i do spełnienia wypełnia chłopca tak szczelnie, że każda jego myśl i czynność jest nim skażona. Wzrastająca tęsknota wiąże się z przerażeniem z powodu nieuchronnego gniewu matki, niezadowolonej ze

(2)

słabości syna. Gdy ból psychiczny i związana z nim bezradność stają się tak wielkie, że już nie można ich znieść, nagle znikają.

Marcel Proust pisze: „Naraz ucisk serca ustał, ogarnęło mnie szczęście takie, jak gdy silne lekarstwo zaczyna działać i odejmie nam ból, postanowiłem w tej chwili nie próbować już zasnąć bez ujrzenia mamy, postanowiłem uściskać ją za wszelką cenę, kiedy będzie szła się położyć, mimo, iż łączyło się to z oczywistością jej gniewu. Spokój , który wypływał z zakończenia moich męczarni, wprawiał mnie w nadzwyczajną radość, nie mniej niż oczekiwanie, pragnienie i obawa niebezpieczeństwa…

Wiedziałem, że postępek, na który się ważyłem, może mieć dla mnie ze strony rodziców konsekwencje najpoważniejsze, o wiele cięższe w istocie, niż mógł przypuszczać ktoś obcy: takie o jakich się mniema, że grożą za przewiny naprawdę hańbiące. Ale w systemie mojego wychowania porządek przestępstw był nie taki, jak u innych dzieci.”

Matka jest pożądana i budząca lęk jednocześnie, zbliżyć się do niej, to być ukaranym, a nie zbliżyć się, to cierpieć z powodu niewysłowionego braku. Czy istnieje dobre rozwiązanie?

„W poszukiwaniu straconego czasu” to próba poradzenia sobie z tym, że nie można żyć pełnią życia, ale też pragnie się tej pełni i nie chce się umrzeć. Zdania, będące swoistym dziełem sztuki, nad wyraz piękne, dotyczą literatury, muzyki, sztuki, która stała się dla bohatera obiektem przejściowym – matką i nie-matką, tak jak kocyk, czy róg pieluszki, który koi ból niemowlęcia w chwilowym rozstaniu z matką. W powieści matka pewnego dnia dostrzega smutek swojego syna, ale dla pocieszenia go czyta mu powieść George Sand, zupełnie dla chłopca niezrozumiałą.

Chłopiec słucha jedynie dźwięcznego głosu matki i pięknych zdań powieściopisarki. Zwykle czytano mu coś wybitnego, ale niezrozumiałego dla małego chłopca, który sam pozostawał niezrozumianym. To forma, nie treść, stawała się swoistym kontenerem, obiektem, który uspokaja i symuluje znaczenie.

Kiedy czas jest stracony? Kiedy zwykła krzątanina i codzienność traci swój sens? Kiedy dziecko nie może się bawić, a jego czas upływa, zdawać by się mogło na bezsensownym działaniu?

Kiedy życie zaczyna budzić w dziecku lęk? Jaki sens ma ten bezsens (pytanie zadane przez Alfreda Waltera)? Kiedy podejmiemy wysiłek, aby zrozumieć bezsens, jaki widzimy w zachowaniu dziecka zostajemy wynagrodzeni rozumieniem, pod warunkiem oczywiście, że rozumienie i widzenie tego, co pokazują nam dzieci, nie budzi w nas lęku. Dzieci opowiadają swój świat przeżyć w mniej lub bardziej symboliczny sposób – poprzez rysunki, zabawę, identyfikowanie się z postaciami bajek, wymyślaniem postaci.

Wiele dzieci, nawet bardzo małych, precyzyjnie odpowiada na pytanie, co jest ich kłopotem.

Niektóre mówią, że są niegrzeczne, albo, że mają kłopot z rodzicami, albo pokazują, że czują się

(3)

tak, jakby były i dzieckiem i matką jednocześnie. Inne pokazują w zabawie swoje sponiewieranie, opuszczenie, ból, psychiczną katastrofę i natarczywe jej powtarzanie, jakby chcąc magicznie spowodować, żeby się nie wydarzyła. Ale czasem dziecko jest nieobecne dla siebie samego.

W potocznej wiedzy osadziło się już przekonanie, że bardzo ważne jest wczesne dzieciństwo.

Wiedza ta jednak ma mniej lub bardziej ogólny i enigmatyczny charakter. Funkcjonuje w odszczepieniu i towarzyszy przekonaniu, że skoro nie pamięta się tego, co się w niemowlęctwie wydarzyło, to zapewne przeżycia niemowlęce – opuszczenia, zaniedbania, zabiegi medyczne, choroba matki lub ojca, albo emocjonalna nieobecność matki z powodu jej depresji poporodowej – nie mają wpływu na podejmowane decyzje życiowe, charakter nawiązywanych związków i nie- związków (mam poczucie, że bycie w związku – nie-związku jest w naszym kraju z wojenną historią dość powszechne). Pacjenci bywają zdumieni, gdy okazuje się, że pobyt w szpitalu we wczesnym niemowlęctwie ma istotne znaczenie w ich obecnym życiu i że ujawnia się to chociażby pod postacią mniej lub bardziej świadomego lęku przed opuszczeniem. Pamięć zdarzeń utożsamiana jest z pamięcią werbalną, a skoro niemowlę nie mówi, to zapewne nie pamięta dramatu swojego niemowlęctwa. Swego czasu istniały nawet pomysły, aby operacje niemowląt odbywały się bez znieczulenia.

Obecnie, mimo ewidentnych symptomów doświadczenia poważnej krzywdy w niemowlęctwie, trudno jest przekonać wielu dorosłych, że dziecku przydarzyło się coś, co przydarzyć się nie powinno. Uznaje się, że skoro dziecko nie może o tym opowiedzieć, to znaczy, że tego wydarzenia nie było. To tak, jakby uznać, że nie istnieje coś, czego nie możemy nazwać.

Rany psychiczne mają mniejszą wagę w świadomości społecznej niż rany fizyczne, a choroby dziecka nie są analizowane pod kątem symptomów dramatu psychicznego. Im trudniejsze doświadczenia w dzieciństwie, tym bardziej są one niepamiętane, nawet wówczas, gdy już mogły być zakodowane w pamięci werbalnej. Umysł chroni się przed trudnymi przeżyciami wypierając je, co pozwala żyć. Poza pamięcią werbalną istnieje jednak pamięć emocjonalna i pamięć naszego ciała.

Alice Miller pisze, że nasze ciało nie da się oszukać żadną manipulacją i pozorowaną troską, nasze ciało wie, jakiej troski i miłości potrzebuje. Marcel Proust w tomie „Czas odnaleziony” pisze:

„Moja pamięć i to pamięć mimowolna, zagubiła miłość do Albertyny. Wydaje się jednak, że istnieje pamięć mimowolna w członkach ciała, blada i jałowa imitacja tamtej, która żyje dłużej niczym pewne zwierzęta i niezdolne myśleć rośliny, żyjące dłużej niż człowiek. Nogi, ramiona są pełne zdrętwiałych wspomnień”

(4)

John Bowlby badał wczesne relacje matka – dziecko. Uznał, że w relacji z drugą osobą dziecko uzyskuje poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa. To poczucie pozwala mu na utrzymanie homeostazy w sytuacji dyskomfortu (homeostazy w takim znaczeniu, że dziecko nie ma poczucia psychicznego rozpadu – nie wie, co się z nim dzieje). Zapewne każdy z nas ma doświadczenie, że zidentyfikowanie i nazwanie uczucia przynosi ulgę. Dla dziecka bardzo trudnym doświadczeniem jest, gdy nie wie, co się z nim dzieje, jest wówczas skłonne do identyfikowania siebie jako złego, bądź do somatyzacji przeżywanych uczuć, jeśli budzą one lęk. Poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa ma ogromny wpływ na to, jak dziecko będzie regulować swoje stany psychiczne w przyszłości.

Aparat psychiczny małego dziecka jest niedojrzały i nie ma możliwości samodzielnego poradzenia sobie z uczuciami dnia codziennego. Lęki i niepokoje dziecka w normalnym rozwoju są przyjmowane przez matkę, opracowane przez nią na poziomie psychicznym i „oddane” dziecku tak, aby mogło je przeżyć.

Obserwacja analityczna niemowlęcia od momentu urodzenia pokazuje, jak bardzo niemowlę zależne jest od matki, od doświadczanych przez nią uczuć oraz od jej zdolności do radzenia sobie z niepokojem i umiejętności rozpoznawania uczuć niemowlęcia. Relacja matki i niemowlęcia nasycona jest różnorodnymi, silnymi uczuciami, zarówno matki jak i niemowlęcia. Matka i niemowlę stopniowo oswajają się ze swoją obecnością. Według Dany Birksted–Breen po porodzie matka traci fantazję na temat dziecka w obliczu realnego dziecka, traci również fantazję siebie jako matki, staje się bowiem realną matką. Taką, która nie tylko się opiekuje, karmi, rozumie, ale również taką, która zawodzi, nie rozumie i złości się, jest zmęczona. Po urodzeniu dziecka kobiety uświadamiają sobie, że już zawsze będą matką. Kobieta walczy z uczuciami dobrego i złego macierzyństwa. We wczesnych tygodniach po porodzie objawia się to wzmożoną wrażliwością kobiet na nawet zwykłe uwagi, które odbierane są jako krytyka.

Gdy w doświadczeniu kobiety nie było wystarczająco dobrej matki, ma poważny kłopot w byciu matką. Opieka nad niemowlęciem staje się za trudna. Dla niemowlęcia karmiąca pierś matki jest całym światem. Niemowlę w procesie rozwoju uczy się radzić sobie z tym, że pierś matki nie zawsze jest dostępna. Brak piersi – karmienia przeżywany jest przez nie jak prześladowanie.

Budzi rozpacz niemowlęcia, złość, rozdrażnienie. Matka może doświadczać poczucia winy, ze nie jest idealną matką, a niemowlę może budzić w niej złość z powodu bezwzględnego domagania się jej opieki.

Bardzo wczesne reakcje i nieświadome fantazje niemowlęcia opisała Melania Klein.

Donald Winnicott – brytyjski pediatra i psychoanalityk, który obserwował relacje matek i niemowląt, uważał, że warunkiem prawidłowego rozwoju jest oddana i reagująca na potrzeby

(5)

dziecka matka oraz, że niedostateczna opieka determinuje późniejszą psychopatologię.

Na początku drugiej wojny światowej, gdy rodzice rozstawali się z dziećmi, posyłając je samotne w bardziej w ich odczuciu bezpieczne miejsca, ostrzegał wspólnie z Emmanuelem Millerem i Johnem Bowlbym, że rozstania z rodzicami mają poważne konsekwencje dla przyszłego funkcjonowania i rozwoju aspołecznego zachowania, a konsekwencje ran psychicznych mogą być poważniejsze niż ran fizycznych w wyniku bombardowania.

Niemowlę bez matki nie istnieje – właściwie to wiemy, ale i nie wiemy. W normalnym procesie rozwoju matka chroni dziecko przed intensywnymi doznaniami zarówno ze środowiska, jak i emocjonalnymi. Pozwala to na integrację psychiczną różnych stanów ego dziecka. Podczas karmienia, opieki, dotyku, czułości tworzy się jego psychiczna skóra. Ta psychiczna skóra chroni nas w naszym życiu przed nadmiarem bodźców. Anastasia Nakov (w: Psychoanaliza współcześnie.

Nurt francuski. red. K. Walewska) pisze: „Obserwacja niemowląt pokazuje nam, w jaki sposób dobre doświadczenia ze środowiskiem utrwalają się i integrują w psychice dziecka i w jaki sposób od pierwszych tygodni życia są wykorzystywane w celach uspokajających, autoerotycznych i twórczych (…) W momentach wielkiej rozpaczy dziecko pozbawione

«wystarczająco dobrego» środowiska matczynego i wystawione na bombardowanie przez elementy beta, «rzeczy same w sobie», nieprzekształcone przez reverie matternelle, za jedyną możliwość uspokajającego wsparcia uznaje środowisko zewnętrzne – czy to dźwiękowe, wzrokowe, kinestetyczne czy proprioceptywne”. Dziecko pozbawione matczynego oparcia poszukuje bodźca , „rzeczy samej w sobie”, która zaczyna stanowić dla niego ukojenie.

W praktyce klinicznej może być to bolesne dłubanie w uchu, oku, przywieranie do dźwięku, a w obszarze obserwacji społecznych – niepokojąco duża ilość młodych i niemłodych ludzi ze słuchawkami na uszach i ze wzrokiem pozbawionym widzenia. Kim jest dziecko, dla którego ukojeniem – matką jest rzecz sama w sobie?

Anastasia Nakov pisze o nieobecności dla samego siebie. „W ten sposób nieobecność dla samego siebie staje się jedynie obecnością zbyt wypełniającego lęku. Uczucie pustki tak dekoncentrujące i trudne do zniesienia w przeciwprzeniesieniu jest jedynie ostateczną obroną, owocem procesu rozszczepienia, tą ostatnią barierą przeciwko niepojętemu cierpieniu, prześladowaniu, trudnemu do tolerowania podziałowi ja, groźbie rozpadu psychicznego, alienacji.”

I dalej: „Twórczość może być rozumiana jako pomyślna ewolucja dziecięcego cierpienia. Bez chęci profanacji i klasyfikowania można wymienić wielu artystów, z których w większości, jeśli nie wszystkim udało się zrobić «dobry użytek» z tego cierpienia. Niestety niekiedy zdolność psychiki do zawierania i transformowania cierpienia zostają przeciążone i artyści pogrążają się ostatecznie w szaleństwie lub śmierci (…) Wszyscy artyści tworzą doświadczenie, niekiedy tragiczne, ciągłej

(6)

oscylacji między twórczością – znakiem istnienia, życia oraz groźbą zguby i śmierci” (tamże).

Wspomniany na wstępie Marcel Proust, cierpiący z powodu poważnej astmy oskrzelowej, nie zdecydował się na rozwiązanie zależności od matki, umarł.

Franz Aleksander zauważył związek między doświadczeniem emocjonalnym, a funkcjonowaniem układu oddechowego. Doświadczenie społeczne przełożyło się w przypadku tej zależności na poziom językowy – na przykład zwrot „wstrzymać oddech ze strachu” czy „zatkało mnie z wrażenia”. Według Aleksandra – astma oskrzelowa wiąże się z nierozwiązaną zależnością od matki. Matka ma wrażenie, że zawsze wie dokładnie, jak się dziecko czuje, czy jest głodne, zmęczone, czy jest mu zimno, określa stan psychiczny dziecka nie na podstawie jego obserwacji, a na podstawie własnych odczuć i potrzeb. Czy nie można się udusić? Ale też, jeśli matka zawsze wie i jej wiedza jest moją wiedzą, to gdzie jest moja wiedza, może jej nie ma, nie wykształciła się, jeśli zbuntuję się przeciwko matce, to z czym zostanę, z jaką nieobecnością, przerażającą niewiedzą?

Owerbeck( za: K. Schier, „Bez tchu i bez słowa”) pisze: „Adekwatne spostrzeganie własnych potrzeb cielesnych i kontrola nad nimi są u tych pacjentów prawie niemożliwe”. Pacjentka prowadzona przez Didiera Anzieu (autora koncepcji „skórnego Ja”): „Zużywam tak mało powietrza, jak jest to tylko możliwe, po to, żeby jak najmniej zabrać moim rodzicom.

Ja muszę się udusić, żeby oni mogli oddychać”( za: K. Schier, „Bez tchu i bez słowa”).

Artykuł powstał w wyniku moich doświadczeń klinicznych i wynikających z nich refleksji dotyczącej konsekwencji rozumienia specyficznych doświadczeń dziecka z traumą psychiczną.

Moje obserwacje wskazują na zdumiewającą niemożność łączenia przeżyć dziecka z ich dramatycznym wyrazem w jego zachowaniu. Ta niemożność w moim odczuciu ma charakter głównie emocjonalny, bo na poziomie poznawczym zwykle wiemy, że przecież dziecko jest np. po bardzo poważnie obciążającym zabiegu, czy było świadkiem dramatycznych wydarzeń, więc pewnie „jakoś” to przeżywa na swój sposób. Można sądzić, że nieświadomie dążymy do zaprzeczenia, że traumatyczne wydarzenie miało miejsce i zostawiło niezatarty i niezacieralny ślad. Poszukujemy logiki, sensu, sprawiedliwości, chcemy wierzyć w nasz wpływ na nasze życie i wykluczyć rolę przypadku. Nie mamy jednak wpływu na to, w jakiej części świata się urodziliśmy, w jakiej rodzinie, z jakimi doświadczeniami, z jakim wyposażeniem biologicznym, czy podczas naszego życia wybuchnie wojna i czy pewnego dnia nie znajdziemy się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej godzinie.

Dysponujemy schematami poznawczymi, ułatwiającymi nam orientację w świecie, iluzjami, przekonaniami na temat nas samych i naszych rodziców, naszego dzieciństwa. Gdy dowiadujemy

(7)

się o krzywdzie dziecka nasze wyobrażenie o nas samych, naszych rodzicach, czy ważnych dla nas osobach może zadrżeć w posadach. Nieuchronne staje się pytanie, jakimi my jesteśmy rodzicami i czy rzeczywiście wszyscy byli tak mili i dobrzy w naszym dzieciństwie, jak chcielibyśmy o nich myśleć, czy my jesteśmy tak mili , dobrzy i starający się, jak lubimy o sobie myśleć.

Mechanizm zaprzeczenia, jego siła i często destrukcyjna moc, to temat na inny artykuł. Wydaje się jednak istotne, aby w społeczeństwie, które dużo, albo i nie dużo mówi o wojnie i powojennych przemianach można było mówić o ranach psychicznych naszych rodziców i konsekwencjach psychicznych tych ran dla naszych dzieci i ich dzieci. Rozumienie potrzeb psychicznych dziecka, jego podatności na zranienie, stworzenie warunków do integracji psychicznej jest możliwe jedynie wówczas, gdy jesteśmy obecni dla samych siebie, aby nie było tak, jak w wierszu Octavio Paz, tłumaczonym przez Anastasię Nakov: „Stworzył sobie twarz, za nią żył, zmarł, zmartwychwstał wiele razy. Jego twarz ma teraz zmarszczki tej twarzy, jego zmarszczki nie mają twarzy”.

Marcel Proust w „Czasie odnalezionym” pisze: „Ujęcie czasu, który się ulotnił, idea lat minionych i nie oderwanych od nas, miały zostać obecnie, jakem zmierzył, tak silnie wydobyte (...) kroki rodziców (…) natarczywe, metaliczne brzęczenie, czyli przeciągły, hałaśliwy i radosny dźwięk dzwonka, który mi zwiastował (…) że mama niedługo przyjdzie (…) Istniałem, kiedym go wtedy słyszał, czyli to, że słyszę i teraz, świadczy, że nie było nieciągłości, że ani przez chwilę nie przestałem istnieć, myśleć, być świadomym siebie...”.

Więc może jednak jest to dobre zakończenie.

Bohater Marcela Prousta odnalazł samego siebie, mógł uznać, że czas się zmienia i wyjść poza znieruchomiałość skądinąd nad wyraz pięknej formy. Już wiedział, że nawet najpiękniejszy pusty dzban jest tylko pustym dzbanem i żeby go napełnić trzeba wykonać ruch w kierunku zmiany.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Człowiek jest istotą, która tworzy sama siebie, jest zwierzęciem, jak mówi Kant, wyposażonym w rozum – animal rationabile, i ma się stać animal rationale..

Uczniowie pracują w parach i na hasło Otwartusia wpisują na listę jeden.. czasownik z zakończeniem „uje”, następnie na sygnał „wkoło” podają ją dalej, żaden wyraz

Powinna być ona traktowana jako wspólne wyzwanie stojące przed decydentami i instytucjami administracji publicznej, podmiotami działającymi w sektorze komercyjnym i w obszarze

Nie angażując się w tym miejscu w teoretyczne rozważania nad istotą stosowania prawa możemy powiedzieć na potrzeby omawianego zagadnienia, że jeśli wziąć

Przesłanie to jest wspólnym głosem Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej oraz Konferencji Episkopatu Polski.. Zostało one wypracowane w ramach prac

Dla bohaterki wyjazd ten równa się końcowi świata, gdyż wyjeżdżając traci ona całe swoje dzieciństwo i wszystko, co się z nim wiąże: pierwsze radości

Teoretyczny wstęp nakreśla zagadnienie w oparciu o definicję miasta autorstwa Tadeusza Sławka, następnie autorka skupia się na interpretacji obrazów Lwowa, Gliwic oraz Kra-

Nie tylko zapachy, lecz także smaki niejednokrotnie przyczyniają się do przywoływania autentycznych wspomnień autobiograficznych. Również w lite- raturze fachowej