1
u r i s £A W A K I U 5 CI TE C Z K I — jm m . ..w .
. ^ . d - . l C o n o ^ a J ^ a ...
I. Materiały dokumentacyjne 1/1 - relacja właściwa L /
I/2 - dokumenty (sensu stricto) dot. osoby relatora
I/3 - inne materiały dokumentacyjne dot. osoby relatora
II. Materiały uzupełniające relację V/
III. Inne materiały (zebrane przez „relatora”):
111/1-dot. rodziny relatora V
III/2 - dot. ogólnie okresu sprzed 1939 r.
III/3 - dot. ogólnie okresu okupacji (1939 -1 9 4 5 )
III/4 - dot. ogólnie okresu po 1945 r.
III/5 - in n e ... -—
IV.Korespondencja /
V. Wypisy ze źródeł [tzw.: „nazwiskowe karty informacyjne”] i /
VI. Fotografie
2
3
J - M U
Ir e n a S e m a d e n i-K o n o p a c k a (1 9 0 1 —1 9 8 4 )
U rodziła się 5 m a ja 1901 r. w Hołuzji (pow iat Sarny, północny W ołyń, n a granicy Polesia) jako jedyne dziecko inżyniera W ojciecha A ntoniego K onopackiego i K o n stan cji z Zaleskich (w rosyjskich dokum entach zam iast „W ojciech” pisano
„ A lb ert” ).
W ojciech A ntoni K onopacki był synem Józefa G ustaw a R ocha K onopackiego i Leopoldy z K onopackich. Jó zef G ustaw Roch Konopacki (używał im ienia G ustaw ) był synem A ntoniego K onopackiego i Ksawery z Teleżyńskich. L eopolda K ono
packa była córką W ojciecha Konopackiego (właściciela K am ieniuch i W oronek) i K lotyldy z M oszyńskich. Irena p am iętała dobrze Leopoldę, zw aną b a b cią Połą, ja k również jej b r a ta M ariana, pow stańca z 1963 r., człowieka pełnego inicjatyw
(m .in . n a przełom ie stuleci m iał je d n ą z pierwszych taksów ek w W arszaw ie).
R o dzina W ojciecha A ntoniego Konopackiego w Hołuzji była b ard zo p a trio ty czna, o poglądach postępow ych (wówczas mówiono: dem okratycznych), w alczyła z rusyfikacją. G dy Iren a m iała 4 łata, w związku z rew olucją 1905 r. jej ojcu nie udało się spłacić kolejnej ra ty pożyczki zaciągniętej w b a n k u w D orpacie i m a ją tek , będący od 1736 r. w posiadaniu rodziny K onopackich, został zlicytow any;
co gorsza, zgodnie z ówczesnym carskim praw odaw stw em , nie mógł go kupić Polak, przeszedł więc w ręce rosyjskie.
R o dzina przeniosła się do K onotopu (m iasto ok. 200 km n a pn.-w schód od Kijowa), gdzie ojciec pracow ał n a kolei. Później Irenę w ysłano do Moskwy, do gim nazjum z in te rn a te m d la dziewcząt-katoliczek (były to niem al w yłącznie Polki).
Przez 3 dni w tygodniu wszystkie lekcje odbyw ały się w yłącznie po rosyjsku (in nego języka w te dni nie było wolno używać n a lekcji), a przez pozostałe 3 dni — wyłącznie po francusku. Zgodnie z ówczesnymi poglądam i o rozw ijaniu pam ięci, dziew czętom kazano uczyć się n a pam ięć ogrom nych fragm entów lite ra tu ry fra n cuskiej: C orneille’a, R acine’a i innych.
27 k w ietnia 1917 r. w K onotopie um iera m atk a Ireny. W ojciech K onopacki m ieszka teraz z córką w Moskwie. Po rewolucji październikow ej s ta r a ją się o po zwolenie n a pow rót do Polski. Irenę puszczono, jej o jca jako in ży n iera zatrzy m an o . Nigdy nie d o stał zgody władz bolszewickich n a wyjazd. N ato m iast Irenie ud ało się pojechać z W arszaw y do ojca do Moskwy dw ukrotnie: w roku 1934 i ponow nie w 1938 r. Złoty polski był wówczas tw ard ą w alutą, toteż In tu rist chętnie organizow ał tak ie wizyty. W ojciech K onopacki zawsze w kw estionariuszach podaw ał, że m a córkę w Polsce, nigdy się jej nie w yparł; dzięki tem u w izyty te okazały się możliwe.
N ato m iast po 1945 r. nigdy nie udało się jej, pom im o wielkich sta ra ń , ujrzeć ojca;
zdołała jed y n ie rozm aw iać z nim przez telefon. Zm arł w M oskwie 2 w rześnia 1953 r.
W 1919 r. Iren a K onopacka jako 18-letnia dziewczyna znalazła się sam a w W arszaw ie, w której nikogo nie znała. Była blondynką średniego w zrostu, o ty powej kresowej tw arzy, z w yraźnie zarysow anym i kośćmi policzkowym i. Przez rok uczęszczała do klasy m atu raln ej w pryw atnym gim nazjum H. G apnerów ny.
M ieszkała n a Pow iślu przy ul. Elektrycznej, w dzielnicy biedoty. U trzym yw ała się z korepetycji z m atem aty k i (podstaw algebry nauczył ją ongiś jej ojciec; zrobił to ta k jasn o , że nigdy nie m iała z tym przedm iotem żadnych kłopotów ). Część
1
4
L l / l l
zarobionych n a korepetycjach pieniędzy m usiała z kolei przeznaczyć n a wzięcie korepetycji z łaciny, której nie uczyła się w Moskwie; m iała też zaległości w języku polskim i m usiała włożyć wiele wysiłku w pozbycie się rosyjskiego akcentu. W yso
ko cenił j ą nauczyciel fizyki, W itold Pogorzelski, późniejszy profesor m atem aty k i n a Politechnice W arszawskiej i członek PAN; znajom ość ta okazała się isto tn a , gdy organizow ano ta jn e kom plety w czasie okupacji hitlerow skiej.
Po zd an iu m a tu ry w stąpiła n a Politechnikę, je d n ak szybko zorientow ała się, że nie p o d o ła ty m studiom finansowo. Zdecydowała się więc n a tań sze stu d ia w Państw ow ym In sty tu cie D entystycznym . G dy ukończyła je w lipcu 1925 r., prof. A lfred M eissner zaproponow ał jej, by została jego asy sten tk ą. Początkow o asystow ała w jego pry w atn y m gabinecie, a od października 1926 pracow ała u niego przez 6 la t w K linice C hirurgii Stom atologicznej. U w ażała zawsze profesora M eiss
n e ra za swego m istrz a i całe życie propagow ała jego podejście do chirurgii szczę
kowej.
W 1927 r. poślubiła T adeusza Sem adeniego, sędziego S ądu Okręgowego w W arszaw ie (potem w iceprokuratora Sądu A pelacyjnego), znanego działacza pły
wackiego, syna W ładysław a Sem adeniego, p a sto ra su p erin ten d e n ta K ościoła E w an gelicko-Reform owanego w Polsce i Heleny z H aberkantów (córki p a sto ra Ew angelic
ko-A ugsburskiego). Ponieważ dyplom w ystaw iony był n a jej panieńskie nazw isko, całe życie w oficjalnych dokum entach używ ała podwójnego: Sem adeni-K onopacka, ówczesnym zw yczajem zaczynającego się od nazw iska męża; n a co dzień używ ała nazw iska Sem adeni. Rodzice W ładysław a Sem adeniego przybyli ze Szw ajcarii ok.
roku 1835. W ładysław i Tadeusz mieli obyw atelstw o szw ajcarskie do la t dw udzies
tych, kiedy to zm ienili je n a polskie.
O d 1928 roku Iren a Sem adeni pracow ała dodatkow o jako stom atolog w B anku Polskim w W arszawie; p raca ta była bardzo dobrze p ła tn a , stanow iła najw ażniejszą część b u d ż etu rodzinnego.
W ażną rolę w jej życiu odegrała p raca w łatach 1932-1935 w ch arak terze lekarza w olontariusza (tzn. bez płacy) w Klinice Położnictw a i C horób K obiecych U niw ersytetu W arszawskiego. W zachowanym , odręcznym piśm ie datow anym 25.XI. 1949 kierow nik tej K liniki, prof. A dam Czyżewicz stw ierdza, że „prow adziła system atycznie specjalnie w Klinice urządzoną przychodnię d la osób ciężarnych, położnic i ginekologicznie chorych, a to w celu w ykazania, czy n a jro zm aitsze za
biegi stom atologiczne m a ją jakiś wpływ n a przebieg ciąży w zględnie n a przebieg schorzeń n a rz ąd u rodnego kobiety. Spraw a ta , podów czas jeszcze sp o rn a, zo stała n a podstaw ie p racy D r Sem adeni Konopackiej definityw nie rozw iązana. Ze swej stro n y m ogę z przyjem nością zaznaczyć, że P an i D r Sem adeni K onopacka odznacza się obok dużego zam iłow ania do pracy w swoim zawodzie i obok niezm ordow anej pilności, nadzw yczaj ujm ującym odnoszeniem się do chorych, w ysokim ta k te m i serdecznym zajęciem się powierzonym i jej p acjen tam i.”
Do tych opublikow anych w 1937 r. wyników b a d ań (które objęły 276 ciężar
nych), Iren a Sem adeni wróci po wojnie, obalając defitywnie dość rozpow szechnio
ny wcześniej pogląd, że w przy p ad ku zaawansowanej ciąży nie należy u ciężarnej wykonywać żadnych krwawych zabiegów w obawie przed poronieniem . W ykazała
2
5
-L U 13
m . in., że — przy praw idłow ym zabiegu — poronienia m ożna się nie obaw iać, n a to m ia st groźne je st pozostaw ienie nieusuniętego zęba, k tó ry rozsiew a zarazki;
co więcej, stan y zapalne jam y ustnej zao strzają się w czasie połogu i b y w ają m iejs
cem w yjścia zakażenia ogólnego.
M iała dwóch synów. Starszy, A llan A ndrzej (zwany „A lik” , „ Ję d re k ” lub
„B om ba” ), urodził się 17 kw ietnia 1928; drugi, Zbigniew W ładysław — 1 m a rc a 1934. Tego drugiego poro d u (cesarskie cięcie u prof. Czyżewicza) om al nie p rzy p łaciła życiem.
Z bliżającą się w ojnę z Niem cam i oceniała bez iluzji, ja k osoba, k tó ra przeszła w Rosji czasy rewolucyjne. W iedziała, że potrzebne b ędą p o rządne b u ty i zapas jedzenia. Ju ż w sierpniu 1939 r. porcelana została zo stała solidnie zak o p an a w piwnicy. Dzieci swe wywiozła daleko n a W ołyń, do m a ją tk u Staw ki, leżącego pom iędzy L ubom lem a W łodzim ierzem W ołyńskim, będącego w p o siad an iu krew nych jej m atk i, Zaleskich. Sam a została zm obilizow ana jako lekarz. P o 17 w rześnia jej oddział ro zp ad ł się. P rzed o stała się do Stawek, zorganizow ała ta m p arę kucyków (inne konie zarekw irow ałoby wojsko) i piechotą w yruszyła w drogę do W arszaw y (tylko 5-letni Zbyszek jechał n a wozie). Pierw szy etap — to d o jazd do B indugi i nocleg u znajom ych, Krzyżanowskich. Z Bindugi przep raw a przez Bug łodzią (a wóz z kucam i — brodem ) n a d ru g ą stronę do Dubienki; później p o d o b n a p rzep raw a przez W ieprz. R az n a szosie m inął ich p a tro l K rasnej A rm ii i raz n a noclegu byli rew idow ani przez bolszewików, poza tym podróż przebiegała bez przygód. Po trzech tygodniach, 6 października 1939 r. d otarli do W arszawy.
Tadeusz, m ąż Ireny, zgłosił n a początku wojny n a ochotnika do w ojska (w sto p n iu szeregowca). D ostał się do niewoli sowieckiej, gdzie w iarygodnie udaw ał chłopa ze Stawek, p o tem udało m u się uciec i dotrzeć do W arszawy.
P rzez całą okupację ciężar u trzy m an ia rodziny spadał głównie n a Irenę. T a
deusz pracow ał dorywczo, zajm ow ał się dużo spraw am i konspiracyjnym i, m. in.
działał w D epartam encie Sprawiedliwości D elegatury R ząd u n a K ra j. W g ru d n iu 1943 r. przyw iózł ze Lwowa do W arszaw y Zofię R ap p po jej ucieczce z rąk G estapo, co opisane zostało w książce S. Jankow skiego („A g ato n a” ) Z fałszyw ym ausw eisem w prawdziwej W arszawie; była w o statn ich dniach ciąży i Tadeusz, czule do niej p rzy tu lo n y w pociągu, pow tarzał jej stale „Zosiu, poczekaj, poczekaj, jeszcze nie ro d ź ” . W m arcu 1944 r. został wiceprezesem R ady Program ow ej S tro n n ictw a P ra c y (jednego z czterech głównych stronnictw Polski Podziem nej — d em o k ra
tycznego, antysanacyjnego, centrowo-chadeckiego ugrupow ania politycznego utw o rzonego w 1937 r. p o d wpływem Paderewskiego; do władz SP należał m . in. J a n S tanisław Jankow ski, D elegat R ządu R P n a K raj).
Iren a początkow o kontynuow ała swą rozpoczęta jeszcze przed w ojną p ry w a tn ą p rak ty k ę w w ynajm ow anym gabinecie przy ul. Żurawiej 4. Okazało się to n ie p ra k tyczne, więc rod zin a przeniosła się ze spółdzielczego m ieszkania przy ul. F a ła ta 6 n a M okotowie do w ynajętego m ieszkania w Śródmieściu przy ul. Noakowskiego 20 m. 3, naprzeciw ko Politechniki. Tam Iren a założyła p ry w atn y g ab in et sto m a tologiczny, źródło u trz y m a n ia rodziny. M iała taki zw yczaj, że gdy p acjen t p y ta ł się, ile m a płacić, Iren a podaw ała staw kę zależną od swej oceny jego s ta n u finan-
3
6
M ą i I,
sowego (w p rzy p ad k u kobiety — przede w szystkim od jej pończoch); od niektórych osób nie b ra ła nic. G abinet był dobrym paraw anem dla działań konspiracyjnych;
chronił także przed wyłączeniam i prądu. Oprócz Ireny Sem adeni w gabinecie ty m przyjm ow ała pacjentów J a n in a Krzyżanow ska (wówczas „M aliszew ska” , żona
„W ilka” , k o m en d an ta AK w W ilnie, m atka Olgi K rzyżanow skiej, późniejszego w icem arszałka Sejm u z 1989 r.). W m ieszkaniu tym odbyw ało się też ta jn e n a uczanie gim nazjum B atorego, n a które uczęszczał Alik.
L ato 1941 r. Iren a Sem adeni spędza w Zakopanem w ynajm ując pokój od góralki M arii K arpielowej (z dom u K rzeptowskiej) n a Skibówkach. W akacje te były przykryw ką do głównego celu przyjazdu. O tóż jakiś czas wcześniej p rzed o stał się z W ęgier n a n a rta c h przez T a try Janusz R udnicki, ta te rn ik , w ybitny działacz n arciarsk i (wiceprezes PZN ), przyjaciel Sem adenich. W Z akopanem u d a ł się do swej przedw ojennej znajom ej, nie wiedząc — jako przybysz — o jej w spółpracy z N iem cam i. Zadenuncjowany, aresztow any w pociągu w Szaflarach, trzy m an y był w w ięzieniu w Nowym Targu. Jego żona, K a tarzy n a s ta ra ła się w yciągnąć go sta m tą d , w ykorzystując znajom ości Karpielowej n a P o d h alu . Nie ud ało się to.
R udnicki zginął później w Oświęcimiu.
Przez długi czas Iren a Sem adeni była „ciotką cichociem nych” . O znaczało to, że w p o d an y m przez k u riera z Londynu term inie m iała pó ty przebyw ać w m ieszkaniu, dopóki nie zgłosi się skoczek z Anglii. H asłem było: „P rzybyw am ze Staw ek” . Skoczek taki najpierw odsypiał je d n ą lub dwie doby, a p o te m jego
„ciotka” m iała przez ok. 2 tygodni w prowadzać go w codzienne życie w ojennej W arszawy. Tylko niektórzy ze skoczków znali to m iasto przed w ojną, wszyscy je d n ak m usieli się adaptow ać do zupełnie nowej sytuacji. Po tak im okresie w stępnym przechodzili do w ykonyw ania tego zadania, d la którego zostali zrzuceni. Iren a podlegała kom órce „E w a” kierowanej przez „ciocię A ntosię” (M ichalinę W iesze- niew ską). Przez m ieszkanie przy ul. Noakowskiego przewinęło się trz y n a stu skocz
ków, m .in . „D żul” (zrzucony do Polski 4 m arca 1942 r.) i „Szary” (skok 16 wrześ
n ia 1943 r.). K ilkadziesiąt lat później, n ad grobem Ireny Sem adeni-K onopackiej, 'Ze je d en z cichociem nych, w spom niany ju ż Stanisław Jankow ski („ A g ato n ” ), p o d
kreślając b o h aterstw o „ciotek” zwrócił uwagę, że przyjm ow ały do siebie do dom u zupełnie nieznane im osoby i narażały nie tylko siebie, lecz także m ęża i dzieci, k tó rzy w razie w ykrycia skoczka przez G estapo mogli być wszyscy w ysłani do Oświęcimia.
Iren a Sem adeni nieraz opow iadała n astęp u jącą historię d o cen ta H enryka Becka, którego zn ała z kliniki prof. Czyżewicza. Był to Zyd, o typow o sem ickich rysach i sposobie w ysław iania się. W czasie w ojny Beck znalazł się we Lwowie.
Opiekował się swym ojcem , k tó ry niezbyt dobrze orientow ał się w sytuacji. Po zajęcia Lwowa przez Niemców, nie chcąc, by ojciec m usiał nosić gw iazdę D aw i
d a i doznaw ać upokorzeń, położył go jako chorego w szpitalu, w k tó ry m p ra cował. Pew nego d n ia do szp itala weszli SS-m ani. G dy Beck zorientow ał się, że szu k ają Żydów i ich zabierają, w strzyknął ojcu przygotow aną up rzed n io truciznę.
Z tą chwilą uznał, że nie m a potrzeby dalej przebywać we Lwowie, i w yjechał do W arszawy. Zjawił się n a Noakowskiego 20, prosząc o pom oc. O przechow yw a-
4
7
-I-U I5
niu go w m ieszkaniu, przez k tó re przewijało się wiele osób, nie było mowy. Iren a Sem adeni doczekała zapadnięcia zm roku, bowiem w dzień Beck był zbyt łatw y do rozp o znan ia n a ulicy jako Żyd. W siadła z nim do zaciem nionego tra m w a ju , tak aby n ik t go nie widział, i zawiozła n a Grochów do swego krew nego, S tanisław a K onopackiego (b. wojewody wołyńskiego). N astępnego d n ia je d en z przyjaciół po w iedział jej w sekrecie najnow szą wiadomość: Beck je st w W arszaw ie, w idziano go wczoraj wieczorem , ja k jechał tram w ajem n a Dworzec W schodni. N a Grochow ie Beck przebyw ał jak iś czas, p o tem znaleziono m u lepszą kryjówkę: pokój bez okien w cen tru m W arszawy, tru d n y do zauw ażenia w czasie rewizji. T am doczekał Pow stan ia, gim nastykując się codziennie i sta ra ją c zachować d o b rą form ę. W 1945 r.
zaoferow ano m u katedrę n a Uniwersytecie Jagiellońskim . Zm arł n iestety w krótce potem .
N a 1 sierp n ia 1944 r. Iren a Sem adeni d o stała przydział do szp itala ZUS (róg Czerniakow skiej, Książęcej i R ozbrat). Za pseudonim przyjęła im ię swej m atki:
K onstancja. Po tygodniu D oktor K onstancja d o stała rozkaz przejścia do m ałego filialnego s zp itala zorganizowanego w tych dniach w pryw atnych m ieszkaniach przy ul. O krąg 4a. Była ta m jedynym stałym lekarzem. Do pom ocy m iała g ru p ę san i
tariuszek, głównie harcerek, które przeszły konspiracyjne szkolenie.
T adeusz Sem adeni był w czasie pow stania sędzią specjalnego sądu orzekającego o winie i karze osób kolaborujących przedtem z N iem cam i. Ich syn, A llan A n
drzej, 16-letni harcerz ze zgrupow ania „Golskiego” , wałczył w obronie P o litech niki i awansował do obsługi karabinu maszynowego. T adeusz zginął 19 sierp n ia w czasie niem ieckiego a tak u n a Politechnikę. W pow stańczym nekrologu p o d an o , że poszedł z b u te lk ą benzyny n a czołg. Tegoż p o p o łu d n ia trafiony został Alik.
O trzy m ał w brzuch serię kul dum -dum z karabinu maszynowego; obok sta ł jego najbliższy przyjaciel A ntek M ączak, późniejszy profesor h istorii n a U W . Ałika wzięto do szp itala przy ul. Lwowskiej, gdzie zm arł w czasie operacji (operow ał go d r Zbigniew S. Lewicki, przyjaciel Tadeusza z AZS i świadek n a jego ślubie). C iała T adeusza Iren a nigdy nie znalazła m im o długotrw ałych, uporczyw ych poszukiw ań po wojnie; w iedziała, że znając dobrze jego uzębienie, rozpozna naw et szczątki.
Około 21 sierpnia, dowiedziawszy się o śmierci m ęża i syna, Ire n a przyszła n ocą do Śródm ieścia i wzięła do swego szp itala n a Czerniaków m łodszego syna, 10-letniego Zbyszka. W sierpniu w tym rejonie ciężkich walk nie było. Szpital otrzym yw ał dw a razy dziennie świeżą prasę pow stańczą, w niedzielę lżej ra n n i chodzili n a m szę połow ą o d p raw ianą przy gm achu kom endy przy ul. O krąg 2.
Niemiecki a ta k n a Czerniaków rozpoczął się w początk u września. Po opanow aniu Starego M iasta głównym ich celem stało się odcięcie Polaków od W isły, za k tó rą , n a Saskiej K ępie, od 14 w rześnia znajdow ały się wojska radzieckie i polski 1. pułk piechoty. B yła to o sta tn ia szansa d la Pow stania, dlatego walki były w yjątkow o zacięte. O bszar, n a k tó ry m działał szpital, podlegał dowódcy zgrupow ania, k p t.
„K rysce” .
Po zbom bardow aniu b u d y n k u przy ul. O krąg 4a szpital przeniesiono do piw nic przy O krąg 2. Był to wielki, bardzo solidnie zbudow any b u d y n ek bankowców, k tó ry sta ł m ocno pom im o w ybuchu dwóch bom b, niezliczonej liczby pocisków ,
5
8
- J'-U IG
w ybuchu „g o liata” w narożniku od strony ul. Czerniakowskiej i p o żaru w znie
conego w celach obronnych przez powstańców. W połowie w rześnia pierścień sił niem ieckich zaciskał się. D oktor K o n stan cja operow ała ran n y ch niem al bez przerw y, dzień i noc. W yciągała odłam ki, szyła rany, am p uto w ała kończyny.
P rzesy p iała n a stojąco chwile pom iędzy ukończeniem jednej operacji i zdjęciem rannego a położeniem n a stole następnego. O d czasu zbom bardow ania b u d y n k u b ardzo w szystkim daw ał się we znaki pył; po każdym pocisku unosiły się tu m a n y i trz e b a było oddychać przez m okrą chustkę. Nigdy je d n ak nie zdarzyło się, by narzędzia nie były w ygotow ane do kolejnej operacji.
W o statn ich dniach niepodległego Czerniakowa szpital ew akuow ano do piw nic niedalekiego dom u przy ul. W ilanowskiej 18 (po w ojnie przem ianow aną n a ul.
G w ardzistów ). N ocą z 18 n a 19 w rześnia żołnierze R adosław a wycofywali się.
W iększość przeszła kanałam i n a M okotów, niektórzy próbow ali przepłynąć W isłę.
Część lżej ran n y ch poszła z nimi. D oktor K o n stan cja nakazała san itariu szk o m opuszczenie szp itala i u d anie się z wojskiem , sam a zaś zo stała z ran n y m i. O s
ta tn i pow stańcy opuścili budynek o godz. 2 w nocy. 0 godz. 6 ra n o przyszli Niemcy. Nie wierzyli zapew nieniom , że to wszystko cywile (zresztą ludność cyw ilną z okolicznych domów rozstrzelano również, ciała ich leżały n a p o d w ó rk u m iędzy O krąg 4a a W ilanow ską 18). D om yślając się, co może n astąp ić, D oktor K o n stan cja um ieściła sy n a w jednej z pustych piwnic i zam knęła drzwi. M łody oficer SA w yciągnął białe rękawiczki i przystąpił do rozstrzeliw ania rannych. D o k to r K on
stan cji kazał spraw dzać, czy trafieni żyją. R ozstrzelał ok. 110 osób. 17 ran n y ch przeżyło tę egzekucję; do niektórych piwnic Niemiec nie d o ta rł, pew nych ran n y ch D oktor K o n stan cja zakryła poduszkam i, niektórzy żyli m im o p o strz ału głowy. Po wyjściu tego oddziału i przyjściu innego oficera SS (A ustriaka) D o k tó r K o n sta n cja zaczęła dom agać się ewakuacji pozostałych rannych. N iektórych rzeczywiście wyniesiono n a noszach (ale po w ojnie mówiono jej, że ich też gdzieś rozstrzelano).
Siedm iu ran n y ch nie zdążono ewuakuować. Przeniesiono ich n a O krąg 2, gdzie zostali ulokowani nie w piw nicach, ja k uprzednio, lecz luksusowo, n a p arterze.
Przez dw a tygodnie sam o tn a grupka ludzi żyła n a opustoszałym C zerniakow ie, ku zdum ieniu przechodzących czasem patro li niemieckich. W dzielnicy tej w ty m czasie n ik t bez specjalnego pozwolenia nie m iał praw a przebywać. D oktor K on
stan c ja dokonała kilku w ypraw chcąc się czegoś dowiedzieć i zdobyć jedzenie (m. in.
raz doszła do ul. Czerwonego K rzyża). K ażdy jej pow rót wywoływał w zru szającą radość pozostaw ionych rannych.
W końcu nadeszła wiadom ość o kapitulacji Pow stania. D oktor K o n stan cja u d a ła się do siedziby G estapo w al. Szucha i ta m w ytargow ała sp ecjaln ą p rzep u stk ę u pow ażniającą j ą do ew akuacji rannych z Czerniakowa. Syna Zbyszka (z k tó ry m p rzed tem nie rozstaw ała się w ogóle) zostaw iła n a Lwowskiej, a sam a poszła n a plac Trzech K rzyży szukać silnych mężczyzn, którzy koniecznie chcieli się d o stać do zam kniętej strefy Czerniakowa. B rała ich n a sw oją p rzep u stk ę p o d w arunkiem , że w drodze pow rotnej w niosą jed n e nosze K siążęcą do góry. C ałą siódem kę ran n y ch ud ało się w te n sposób ewakuować i wszyscy dożyli szczęśliwie końca wojny. J e d n ą z ran n y ch była d ru h n a Ninka Bem ów na (później z m ęża D ym ecka), san itariu szk a ze
6
9
J-U/ł-
szp itala n a O krąg, osierocona po śmierci ojca (oficera A K ), k tó rą Iren a Sem adeni opiekow ała się później przez kilka miesięcy.
Przez kilka miesięcy po wojnie Irena Sem adeni zwykła m aw iać, że Pow stanie — to najszczęśliw szy okres w jej życiu. M iała takie uczucie pom im o s tra ty dwóch n a j
bliższych osób i zagłady m iasta. Aby to zrozumieć, trzeb a wziąć p o d uwagę m . in.
fakt, że Pow stanie pozw alało odreagować poprzednie 4 la ta te rro ru i poniżenia.
Okazało się, że m ieszkanie przy ul. Noakowskiego 20 nie je st spalone. Iren a Sem adeni wzięła do kieszeni p arę kleszczy: jed n e do u suw ania zębów, drugie do ko
rzeni. Były to kleszcze opracowane przez prof. M eissnera, zastępujące daw niejsze duże i kosztow ne zestawy. W iedziała, że m ając je przy sobie zawsze zarobi n a życie, naw et bez gab in etu . Po zab ran iu tylu rzeczy, ile zdołali unieść (w ty m fotografiii rodzinnych), 6 października 1944 r. (w p ią tą rocznicę po w ro tu ze Staw ek) poszli w tró jk ę (z N inką i Zbyszkiem) piechotą — ja k wszyscy — do D w orca Zachod
niego. P rzep u stk a z G estapo pozwoliła im uniknąć obozu w Pruszkow ie. W czasie krótkiego p o b y tu u swych krew nych Duninów w O trębusach, Ire n a Sem adeni, k tó ra w czasie P o w stan ia straciła ok. 15 kg n a wadze, doszła do w niosku, że n a j
lepiej doczekać końca wojny gdzieś n a wsi, gdzie będzie dość jed zen ia i wszyscy się odkarm ią. C ałą wojnę d b ała o zapew nienie rodzinie odpow iedniego, zdrowego pożyw ienia, w yznając filozofię, że z dwóch osób wziętych do obozu większe szanse przeżycia m a ta , k tó ra była lepiej przedtem odżyw iana.
W si bez d entysty oczywiście w Polsce nie brakowało; p y tan ie było, w jakiej okolicy je st d o b ra gleba i zarazem zdrowy k lim at. W ybór p ad ł n a wieś B rzuchania, 7 km o d M iechowa, w okolicy pagórkow atej, znanej z lessowych gleb. P rzybyli ta m w czwórkę, razem z teściową, H eleną Sem adeni. Iren a Sem adeni n a fotelu fryzjerskim , kręcąc nożną w iertarką, przyjm ow ała pacjentów . P o d koniec p o b y tu w B rzuchani jeździła naw et do technika do K rakow a zam aw iać korony. W arunki w B rzuchani były dość prym ityw ne (klepisko w chacie, noszenie w ody z dalekiej stu d n i, całą jesień błoto po kolana), ale jedzenia było w bród.
Iren a n am aw iała Kasię R udnicką, żonę w spom nianego wcześniej Ja n u sz a , by przeniosła się do nich n a wieś z córką A nką (w rodzinie A nka u w ażan a b yła za sta łą dziewczynę Alika). K asia jed n ak wolała pobyt u znajom ych w Krakowie.
D ecyzja t a okazała się fa ta ln a w skutkach: A nka zachorow ała n a gruźlicę. Rok później, ju ż w G dańsku, Irenie śniło się, że przyszła do niej A nka m ówiąc: „Będę w krótce w idziała Alika. Co m am m u powiedzieć?” . N astępnego ra n k a przyszedł telegram z wieścią o jej śmierci.
Po 17 stycznia 1945 r. Iren a Sem adeni u d ała się w drogę do W arszaw y (częś
ciowo pieszo, częściowo podw ożona przez żołnierzy A rm ii Czerw onej). D o ta rła do R adom ia, gdzie dow iedziała się, że dom przy ul. Noakowskiego 20, pod o b n ie ja k wiele innych, został spalony po Pow staniu przez specjalne ekipy niem ieckie.
W róciła więc do B rzuchani, skąd w m arcu wszyscy stopniow o przenieśli się do Podkow y Leśnej koło W arszawy. Tam Iren a Sem adeni przyjm ow ała pacjentów w gabinecie Z. M arczewskiej-Iwanickiej. W lipcu zadecydowała, że do W arszaw y nie w raca, i p o jech ała n a zwiad do Gdańska.
N a jej dalsze decyzje duży wpływ m iały dwie w spom niane wcześniej w izyty w 7
10
J-Ulf
Moskwie. W ielogodzinne rozmowy Ireny z ojcem um ożliwiły jej pozn an ie realiów życia w k ra ju kom unistycznym . W przedw ojennej Polsce oczywiście znane były prześladow ania, jakich ludzie doznawali od bolszewików, m ało kto je d n a k w iedział, ja k n ap raw d ę się ta m żyje, co jest ważne, a co nie. O pow iadała m . in. że w w ielorodzinnym m ieszkaniu, gdzie żył jej ojciec, idąc do to alety trz e b a było b rać ze sobą żarówkę i nie zapom nieć przynieść jej z pow rotem . W ra m a ch jednej z ogólnych, odgórnie nakazanych akcji, W ojciech K onopacki m usiał zostaw ać po p racy w biurze i uczyć swych współpracowników tańców tow arzyskich (wcześniej surow o zakazanych) i dobrych m anier. Przew odniczka In tu ristu z wielkim p rze
konaniem tłum aczyła, że budynek szkoły, tej do której chodziła Irena, został zbu
dow any po rewolucji. Tak więc dzięki ty m dwóm w izytom w M oskwie Iren a Sem a
deni m ogła w 1945 r. trzeźw o ocenić sytuację. Stw ierdziła, że możliwości pryw atnej p rak ty k i prędko się skończą, a godziwe życie może mieć ktoś zw iązany z uczelnią.
Z ostała ad iu n k tem i kierownikiem Kliniki Stom atologicznej Akadem ii Lekar
skiej w G dańsku. K linika zajm ow ała b arak przy ul. D ębinki. Iren a Sem adeni pracow ała również n a pół e ta tu w szpitalu przy ul. Świerczewskiego, głównie po to, aby móc doglądać sw oją nie w stającą ju ż z łóżka teściową, d la której załatw iła ta m sep aratk ę i stałą opiekę pielęgniarską. Trzy razy w tygodniu przyjm ow ała też pacjentów w swym pry w atn y m m ieszkaniu przy ul. B atorego 4 m. 2 (n a przem ian ze w sp o m n ian ą ju ż J a n in ą K rzyżanow ską).
Iren a Sem adeni była św iadom a, że dyplom stom atologa to za m ało, aby aw an
sować w hierarchii akademickiej. Pom im o ogrom nego obciążenia p ra c ą zaw odow ą zdecydow ała się ukończyć m edycynę. Zaliczono jej trzy la ta n a poczet studiów stom atologicznych i w 1946 r. przyjęto n a IV rok. Do la ta 1948 r. zaliczyła wszys
tkie w ym agane zajęcia V roku oraz rozpoczęła zdaw anie 16 egzam inów dyplom o
wych.
We w rześniu 1948 r. Iren a Sem adeni odkryła u siebie guz n a praw y m su tk u . P o b ran o próbkę, wynik b a d an ia był: rak. Po p a ru dniach od była się w ielogodzinna, rad y k aln a operacja. W ty m sam ym tygodniu, d n ia 24.XI. 1948 zm arła jej teściowa, H elena Sem adeni; Iren a nie b ra ła ju ż udziału w pogrzebie. Przez wiele dni po o pe
racji s ta n chorej był bardzo ciężki: skrzepy, problem y z sercem; niek tó rzy sądzili, że ju ż z tego nie wyjdzie. G dy stan jej popraw ił się, przez wiele tygodni przebyw ała w In sty tu cie R adow ym w W arszawie n a naśw ietlaniach.
Po pow rocie do G dańska zdała pozostałe egzam iny dyplom ow e, a n astęp n ie ukończyła i o b roniła swą p racę doktorską „Schorzenia jam y ustn ej w okresie ciąży i połogu” . P ro m o to rem był kierownik Kliniki Chorób Kobiecych i Położnictw a prof.
H enryk G rom adzki (senior). D nia 1 czerwca 1950 R ad a W ydziału Lekarskiego AL w G d ań sk u n a d a ła jej stopień d o k to ra medycyny. P ry w a tn ą p rak ty k ę zakończyła definityw nie wcześniej, z m om entem operacji.
Jesien ią d o stała propozycję objęcia stanow iska zastępcy profesora i kierow nika K a te d ry C hirurgii Stom atologicznej Pom orskiej Akademii M edycznej w Szczecinie („ z astę p ca profesora” było stanow iskiem specyficznym d la owych czasów dotkliw e
go b ra k u kadr; oznaczało pełnienie funkcji profesora bez p o siad an ia w ym aganych kwalifikacji). Iren a Sem adeni propozycję przyjęła i w listopadzie 1950 r. przy b y ła
8
11
-Uf 19
do Szczecina, przeniesiona służbowo przez M inistra Zdrowia.
O puszczała G dańsk bez żalu. M iała ta m wielu oddanych przyjaciół (do n a jb liż szych należeli: prof. Stanisław W szelaki z żoną J a n in ą oraz d r Stanisław Pawłowski z żoną W andą), była w bardzo dobrych stosunkach z rek to rem W . C zar
nockim i w ielom a innym i osobam i, ale doznała też niezaw inionych przykrości.
Należy w yraźnie zaznaczyć, że nie były to przykrości ze stro n y UB (choć stale czuła się zagrożona, bardziej zresztą ze względu n a okupacyjną działalność swego m ęża niż swoją). N atom iast boleśnie odczuła intrygi pew nych pop ieran y ch przez p a rtię stom atologów oraz nękanie U rzędu Skarbowego w G dańsku, k tó ry (realizu
ją c politykę walki klasowej z wszelką p ry w atn ą działalnością) jeszcze w wiele la t po zlikw idow aniu przez n ią pryw atnej praktyki nasyłał jej do Szczecina kom ornika z pow odu niezapłacenia jakichś dodatkow ych dom iarów , orzeczonych w p a rę lat po definityw nym zap rzestan iu przyjm ow ania pacjentów . Jej stra ch p rzed U rzędem Skarbow ym był ta k silny, że w Szczecinie nigdy nie w yrobiła sobie pieczątki lekar
skiej, to też nie m ogła w ystaw iać recept i w razie po trzeb y m u siała zw racać się do któregoś z lekarzy w Klinice.
P o K linice Stom atologicznej w G dańsku Iren a Sem adeni organizow ała od p o d staw d ru g ą w Szczecinie. Początkowo K linika C hirurgii Stom atologocznej była dołączona do Kliniki Laryngologicznej (przy placu Unii Lubelskiej) i liczyła za
ledwie kilka łóżek. Pracow ał ta m tylko jeden lekarz (S. Zelaźnik). A by zapew nić chorym n ależy tą opiekę, przez pierwsze tygodnie Iren a Sem adeni nocow ała w K lini
ce, pełniąc w ten sposób stały dyżur. W 1952 r. K linika przeniosła się do obecnych pom ieszczeń w S zpitalu K linicznym II n a Pom orzanach i rozw inęła się stopniow o do pełnej Kliniki o 40 łóżkach, zapew niającej pom oc specjalistyczną chorym z trzech ówczesnych województw.
Po przeniesieniu do Szczecina głównym tem atem b a d a ń Ireny Sem adeni była prom ienica tw arzowo-szyjna; uwieńczone to zostało opublikow aniem m onografii n a te n te m a t (1955). P ra c a ta była b ra n a p od uwagę przez C e n tra ln ą K om isję Kw alifikacyjną, gdy w tym że roku n ad an o jej ty tu ł docenta. W lipcu 1955 r.
M inister Zdrow ia powołał j ą n a stanow isko sam odzielnego pracow nika nauki.
N astęp n y m większym dziełem, którem u poświęciła wiele pracy, była „T rau m a- tologia szczękowa” (1963), pierw sza książka z tej dziedziny w Polsce. M aszynopis jej był isto tn y m argum entem dla CK K przy nadaw aniu Irenie Sem adeni ty tu łu profesora nadzw yczajnego; 22.IX. 1961 Przew odniczący R ad y P a ń stw a pow ołał j ą n a to stanow isko.
O bok rozlicznych spraw organizacyjnych głów ną Jej tro sk ą było przygotow anie personelu lekarskiego, k tó ry m ógłby podjąć pracę w Klinice. Powoli ro sła o b sad a K liniki, w której najliczniejszą grupę stanow ią absolwenci pierw szego rocznika stom atologii PAM z roku 1953. W przedm ow ie do „T raum atologii Szczękowej”
Iren a Sem adeni dziękuje za w spółpracę następującym swoim w spółpracow nikom : K azim iera Budzińska-M ichałkiewicz, G e rtru d a C hrzanow ska, J a n in a G rudzińska, R egina K antorek, K ry sty n a Lem m , Stanisław Łazarski, Jerzy M alinowski, J a d w iga M azurkiew icz, K ry sty n a Mojseowicz, K ry sty n a S o ń ta i B a rb a ra W ronowska.
Była p ro m o to rem w 10 ukończonych przew odach doktorskich, w ty m Jerzego Mali- 9
12
=r