• Nie Znaleziono Wyników

Semadeni Irena

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Semadeni Irena"

Copied!
66
0
0

Pełen tekst

(1)

1

(2)

u r i s £A W A K I U 5 CI TE C Z K I — jm m . ..w .

. ^ . d - . l C o n o ^ a J ^ a ...

I. Materiały dokumentacyjne 1/1 - relacja właściwa L /

I/2 - dokumenty (sensu stricto) dot. osoby relatora

I/3 - inne materiały dokumentacyjne dot. osoby relatora

II. Materiały uzupełniające relację V/

III. Inne materiały (zebrane przez „relatora”):

111/1-dot. rodziny relatora V

III/2 - dot. ogólnie okresu sprzed 1939 r.

III/3 - dot. ogólnie okresu okupacji (1939 -1 9 4 5 )

III/4 - dot. ogólnie okresu po 1945 r.

III/5 - in n e ... -—

IV.Korespondencja /

V. Wypisy ze źródeł [tzw.: „nazwiskowe karty informacyjne”] i /

VI. Fotografie

2

(3)

3

(4)

J - M U

Ir e n a S e m a d e n i-K o n o p a c k a (1 9 0 1 —1 9 8 4 )

U rodziła się 5 m a ja 1901 r. w Hołuzji (pow iat Sarny, północny W ołyń, n a granicy Polesia) jako jedyne dziecko inżyniera W ojciecha A ntoniego K onopackiego i K o n stan cji z Zaleskich (w rosyjskich dokum entach zam iast „W ojciech” pisano

„ A lb ert” ).

W ojciech A ntoni K onopacki był synem Józefa G ustaw a R ocha K onopackiego i Leopoldy z K onopackich. Jó zef G ustaw Roch Konopacki (używał im ienia G ustaw ) był synem A ntoniego K onopackiego i Ksawery z Teleżyńskich. L eopolda K ono­

packa była córką W ojciecha Konopackiego (właściciela K am ieniuch i W oronek) i K lotyldy z M oszyńskich. Irena p am iętała dobrze Leopoldę, zw aną b a b cią Połą, ja k również jej b r a ta M ariana, pow stańca z 1963 r., człowieka pełnego inicjatyw

(m .in . n a przełom ie stuleci m iał je d n ą z pierwszych taksów ek w W arszaw ie).

R o dzina W ojciecha A ntoniego Konopackiego w Hołuzji była b ard zo p a trio ty ­ czna, o poglądach postępow ych (wówczas mówiono: dem okratycznych), w alczyła z rusyfikacją. G dy Iren a m iała 4 łata, w związku z rew olucją 1905 r. jej ojcu nie udało się spłacić kolejnej ra ty pożyczki zaciągniętej w b a n k u w D orpacie i m a ją tek , będący od 1736 r. w posiadaniu rodziny K onopackich, został zlicytow any;

co gorsza, zgodnie z ówczesnym carskim praw odaw stw em , nie mógł go kupić Polak, przeszedł więc w ręce rosyjskie.

R o dzina przeniosła się do K onotopu (m iasto ok. 200 km n a pn.-w schód od Kijowa), gdzie ojciec pracow ał n a kolei. Później Irenę w ysłano do Moskwy, do gim nazjum z in te rn a te m d la dziewcząt-katoliczek (były to niem al w yłącznie Polki).

Przez 3 dni w tygodniu wszystkie lekcje odbyw ały się w yłącznie po rosyjsku (in ­ nego języka w te dni nie było wolno używać n a lekcji), a przez pozostałe 3 dni — wyłącznie po francusku. Zgodnie z ówczesnymi poglądam i o rozw ijaniu pam ięci, dziew czętom kazano uczyć się n a pam ięć ogrom nych fragm entów lite ra tu ry fra n ­ cuskiej: C orneille’a, R acine’a i innych.

27 k w ietnia 1917 r. w K onotopie um iera m atk a Ireny. W ojciech K onopacki m ieszka teraz z córką w Moskwie. Po rewolucji październikow ej s ta r a ją się o po ­ zwolenie n a pow rót do Polski. Irenę puszczono, jej o jca jako in ży n iera zatrzy m an o . Nigdy nie d o stał zgody władz bolszewickich n a wyjazd. N ato m iast Irenie ud ało się pojechać z W arszaw y do ojca do Moskwy dw ukrotnie: w roku 1934 i ponow nie w 1938 r. Złoty polski był wówczas tw ard ą w alutą, toteż In tu rist chętnie organizow ał tak ie wizyty. W ojciech K onopacki zawsze w kw estionariuszach podaw ał, że m a córkę w Polsce, nigdy się jej nie w yparł; dzięki tem u w izyty te okazały się możliwe.

N ato m iast po 1945 r. nigdy nie udało się jej, pom im o wielkich sta ra ń , ujrzeć ojca;

zdołała jed y n ie rozm aw iać z nim przez telefon. Zm arł w M oskwie 2 w rześnia 1953 r.

W 1919 r. Iren a K onopacka jako 18-letnia dziewczyna znalazła się sam a w W arszaw ie, w której nikogo nie znała. Była blondynką średniego w zrostu, o ty ­ powej kresowej tw arzy, z w yraźnie zarysow anym i kośćmi policzkowym i. Przez rok uczęszczała do klasy m atu raln ej w pryw atnym gim nazjum H. G apnerów ny.

M ieszkała n a Pow iślu przy ul. Elektrycznej, w dzielnicy biedoty. U trzym yw ała się z korepetycji z m atem aty k i (podstaw algebry nauczył ją ongiś jej ojciec; zrobił to ta k jasn o , że nigdy nie m iała z tym przedm iotem żadnych kłopotów ). Część

1

4

(5)

L l / l l

zarobionych n a korepetycjach pieniędzy m usiała z kolei przeznaczyć n a wzięcie korepetycji z łaciny, której nie uczyła się w Moskwie; m iała też zaległości w języku polskim i m usiała włożyć wiele wysiłku w pozbycie się rosyjskiego akcentu. W yso­

ko cenił j ą nauczyciel fizyki, W itold Pogorzelski, późniejszy profesor m atem aty k i n a Politechnice W arszawskiej i członek PAN; znajom ość ta okazała się isto tn a , gdy organizow ano ta jn e kom plety w czasie okupacji hitlerow skiej.

Po zd an iu m a tu ry w stąpiła n a Politechnikę, je d n ak szybko zorientow ała się, że nie p o d o ła ty m studiom finansowo. Zdecydowała się więc n a tań sze stu d ia w Państw ow ym In sty tu cie D entystycznym . G dy ukończyła je w lipcu 1925 r., prof. A lfred M eissner zaproponow ał jej, by została jego asy sten tk ą. Początkow o asystow ała w jego pry w atn y m gabinecie, a od października 1926 pracow ała u niego przez 6 la t w K linice C hirurgii Stom atologicznej. U w ażała zawsze profesora M eiss­

n e ra za swego m istrz a i całe życie propagow ała jego podejście do chirurgii szczę­

kowej.

W 1927 r. poślubiła T adeusza Sem adeniego, sędziego S ądu Okręgowego w W arszaw ie (potem w iceprokuratora Sądu A pelacyjnego), znanego działacza pły­

wackiego, syna W ładysław a Sem adeniego, p a sto ra su p erin ten d e n ta K ościoła E w an ­ gelicko-Reform owanego w Polsce i Heleny z H aberkantów (córki p a sto ra Ew angelic­

ko-A ugsburskiego). Ponieważ dyplom w ystaw iony był n a jej panieńskie nazw isko, całe życie w oficjalnych dokum entach używ ała podwójnego: Sem adeni-K onopacka, ówczesnym zw yczajem zaczynającego się od nazw iska męża; n a co dzień używ ała nazw iska Sem adeni. Rodzice W ładysław a Sem adeniego przybyli ze Szw ajcarii ok.

roku 1835. W ładysław i Tadeusz mieli obyw atelstw o szw ajcarskie do la t dw udzies­

tych, kiedy to zm ienili je n a polskie.

O d 1928 roku Iren a Sem adeni pracow ała dodatkow o jako stom atolog w B anku Polskim w W arszawie; p raca ta była bardzo dobrze p ła tn a , stanow iła najw ażniejszą część b u d ż etu rodzinnego.

W ażną rolę w jej życiu odegrała p raca w łatach 1932-1935 w ch arak terze lekarza w olontariusza (tzn. bez płacy) w Klinice Położnictw a i C horób K obiecych U niw ersytetu W arszawskiego. W zachowanym , odręcznym piśm ie datow anym 25.XI. 1949 kierow nik tej K liniki, prof. A dam Czyżewicz stw ierdza, że „prow adziła system atycznie specjalnie w Klinice urządzoną przychodnię d la osób ciężarnych, położnic i ginekologicznie chorych, a to w celu w ykazania, czy n a jro zm aitsze za­

biegi stom atologiczne m a ją jakiś wpływ n a przebieg ciąży w zględnie n a przebieg schorzeń n a rz ąd u rodnego kobiety. Spraw a ta , podów czas jeszcze sp o rn a, zo stała n a podstaw ie p racy D r Sem adeni Konopackiej definityw nie rozw iązana. Ze swej stro n y m ogę z przyjem nością zaznaczyć, że P an i D r Sem adeni K onopacka odznacza się obok dużego zam iłow ania do pracy w swoim zawodzie i obok niezm ordow anej pilności, nadzw yczaj ujm ującym odnoszeniem się do chorych, w ysokim ta k te m i serdecznym zajęciem się powierzonym i jej p acjen tam i.”

Do tych opublikow anych w 1937 r. wyników b a d ań (które objęły 276 ciężar­

nych), Iren a Sem adeni wróci po wojnie, obalając defitywnie dość rozpow szechnio­

ny wcześniej pogląd, że w przy p ad ku zaawansowanej ciąży nie należy u ciężarnej wykonywać żadnych krwawych zabiegów w obawie przed poronieniem . W ykazała

2

5

(6)

-L U 13

m . in., że — przy praw idłow ym zabiegu — poronienia m ożna się nie obaw iać, n a to m ia st groźne je st pozostaw ienie nieusuniętego zęba, k tó ry rozsiew a zarazki;

co więcej, stan y zapalne jam y ustnej zao strzają się w czasie połogu i b y w ają m iejs­

cem w yjścia zakażenia ogólnego.

M iała dwóch synów. Starszy, A llan A ndrzej (zwany „A lik” , „ Ję d re k ” lub

„B om ba” ), urodził się 17 kw ietnia 1928; drugi, Zbigniew W ładysław — 1 m a rc a 1934. Tego drugiego poro d u (cesarskie cięcie u prof. Czyżewicza) om al nie p rzy ­ p łaciła życiem.

Z bliżającą się w ojnę z Niem cam i oceniała bez iluzji, ja k osoba, k tó ra przeszła w Rosji czasy rewolucyjne. W iedziała, że potrzebne b ędą p o rządne b u ty i zapas jedzenia. Ju ż w sierpniu 1939 r. porcelana została zo stała solidnie zak o p an a w piwnicy. Dzieci swe wywiozła daleko n a W ołyń, do m a ją tk u Staw ki, leżącego pom iędzy L ubom lem a W łodzim ierzem W ołyńskim, będącego w p o siad an iu krew ­ nych jej m atk i, Zaleskich. Sam a została zm obilizow ana jako lekarz. P o 17 w rześnia jej oddział ro zp ad ł się. P rzed o stała się do Stawek, zorganizow ała ta m p arę kucyków (inne konie zarekw irow ałoby wojsko) i piechotą w yruszyła w drogę do W arszaw y (tylko 5-letni Zbyszek jechał n a wozie). Pierw szy etap — to d o jazd do B indugi i nocleg u znajom ych, Krzyżanowskich. Z Bindugi przep raw a przez Bug łodzią (a wóz z kucam i — brodem ) n a d ru g ą stronę do Dubienki; później p o d o b n a p rzep raw a przez W ieprz. R az n a szosie m inął ich p a tro l K rasnej A rm ii i raz n a noclegu byli rew idow ani przez bolszewików, poza tym podróż przebiegała bez przygód. Po trzech tygodniach, 6 października 1939 r. d otarli do W arszawy.

Tadeusz, m ąż Ireny, zgłosił n a początku wojny n a ochotnika do w ojska (w sto p n iu szeregowca). D ostał się do niewoli sowieckiej, gdzie w iarygodnie udaw ał chłopa ze Stawek, p o tem udało m u się uciec i dotrzeć do W arszawy.

P rzez całą okupację ciężar u trzy m an ia rodziny spadał głównie n a Irenę. T a­

deusz pracow ał dorywczo, zajm ow ał się dużo spraw am i konspiracyjnym i, m. in.

działał w D epartam encie Sprawiedliwości D elegatury R ząd u n a K ra j. W g ru d n iu 1943 r. przyw iózł ze Lwowa do W arszaw y Zofię R ap p po jej ucieczce z rąk G estapo, co opisane zostało w książce S. Jankow skiego („A g ato n a” ) Z fałszyw ym ausw eisem w prawdziwej W arszawie; była w o statn ich dniach ciąży i Tadeusz, czule do niej p rzy tu lo n y w pociągu, pow tarzał jej stale „Zosiu, poczekaj, poczekaj, jeszcze nie ro d ź ” . W m arcu 1944 r. został wiceprezesem R ady Program ow ej S tro n n ictw a P ra c y (jednego z czterech głównych stronnictw Polski Podziem nej — d em o k ra­

tycznego, antysanacyjnego, centrowo-chadeckiego ugrupow ania politycznego utw o ­ rzonego w 1937 r. p o d wpływem Paderewskiego; do władz SP należał m . in. J a n S tanisław Jankow ski, D elegat R ządu R P n a K raj).

Iren a początkow o kontynuow ała swą rozpoczęta jeszcze przed w ojną p ry w a tn ą p rak ty k ę w w ynajm ow anym gabinecie przy ul. Żurawiej 4. Okazało się to n ie p ra k ­ tyczne, więc rod zin a przeniosła się ze spółdzielczego m ieszkania przy ul. F a ła ta 6 n a M okotowie do w ynajętego m ieszkania w Śródmieściu przy ul. Noakowskiego 20 m. 3, naprzeciw ko Politechniki. Tam Iren a założyła p ry w atn y g ab in et sto m a ­ tologiczny, źródło u trz y m a n ia rodziny. M iała taki zw yczaj, że gdy p acjen t p y ta ł się, ile m a płacić, Iren a podaw ała staw kę zależną od swej oceny jego s ta n u finan-

3

6

(7)

M ą i I,

sowego (w p rzy p ad k u kobiety — przede w szystkim od jej pończoch); od niektórych osób nie b ra ła nic. G abinet był dobrym paraw anem dla działań konspiracyjnych;

chronił także przed wyłączeniam i prądu. Oprócz Ireny Sem adeni w gabinecie ty m przyjm ow ała pacjentów J a n in a Krzyżanow ska (wówczas „M aliszew ska” , żona

„W ilka” , k o m en d an ta AK w W ilnie, m atka Olgi K rzyżanow skiej, późniejszego w icem arszałka Sejm u z 1989 r.). W m ieszkaniu tym odbyw ało się też ta jn e n a ­ uczanie gim nazjum B atorego, n a które uczęszczał Alik.

L ato 1941 r. Iren a Sem adeni spędza w Zakopanem w ynajm ując pokój od góralki M arii K arpielowej (z dom u K rzeptowskiej) n a Skibówkach. W akacje te były przykryw ką do głównego celu przyjazdu. O tóż jakiś czas wcześniej p rzed o stał się z W ęgier n a n a rta c h przez T a try Janusz R udnicki, ta te rn ik , w ybitny działacz n arciarsk i (wiceprezes PZN ), przyjaciel Sem adenich. W Z akopanem u d a ł się do swej przedw ojennej znajom ej, nie wiedząc — jako przybysz — o jej w spółpracy z N iem cam i. Zadenuncjowany, aresztow any w pociągu w Szaflarach, trzy m an y był w w ięzieniu w Nowym Targu. Jego żona, K a tarzy n a s ta ra ła się w yciągnąć go sta m tą d , w ykorzystując znajom ości Karpielowej n a P o d h alu . Nie ud ało się to.

R udnicki zginął później w Oświęcimiu.

Przez długi czas Iren a Sem adeni była „ciotką cichociem nych” . O znaczało to, że w p o d an y m przez k u riera z Londynu term inie m iała pó ty przebyw ać w m ieszkaniu, dopóki nie zgłosi się skoczek z Anglii. H asłem było: „P rzybyw am ze Staw ek” . Skoczek taki najpierw odsypiał je d n ą lub dwie doby, a p o te m jego

„ciotka” m iała przez ok. 2 tygodni w prowadzać go w codzienne życie w ojennej W arszawy. Tylko niektórzy ze skoczków znali to m iasto przed w ojną, wszyscy je d ­ n ak m usieli się adaptow ać do zupełnie nowej sytuacji. Po tak im okresie w stępnym przechodzili do w ykonyw ania tego zadania, d la którego zostali zrzuceni. Iren a podlegała kom órce „E w a” kierowanej przez „ciocię A ntosię” (M ichalinę W iesze- niew ską). Przez m ieszkanie przy ul. Noakowskiego przewinęło się trz y n a stu skocz­

ków, m .in . „D żul” (zrzucony do Polski 4 m arca 1942 r.) i „Szary” (skok 16 wrześ­

n ia 1943 r.). K ilkadziesiąt lat później, n ad grobem Ireny Sem adeni-K onopackiej, 'Ze je d en z cichociem nych, w spom niany ju ż Stanisław Jankow ski („ A g ato n ” ), p o d ­

kreślając b o h aterstw o „ciotek” zwrócił uwagę, że przyjm ow ały do siebie do dom u zupełnie nieznane im osoby i narażały nie tylko siebie, lecz także m ęża i dzieci, k tó rzy w razie w ykrycia skoczka przez G estapo mogli być wszyscy w ysłani do Oświęcimia.

Iren a Sem adeni nieraz opow iadała n astęp u jącą historię d o cen ta H enryka Becka, którego zn ała z kliniki prof. Czyżewicza. Był to Zyd, o typow o sem ickich rysach i sposobie w ysław iania się. W czasie w ojny Beck znalazł się we Lwowie.

Opiekował się swym ojcem , k tó ry niezbyt dobrze orientow ał się w sytuacji. Po zajęcia Lwowa przez Niemców, nie chcąc, by ojciec m usiał nosić gw iazdę D aw i­

d a i doznaw ać upokorzeń, położył go jako chorego w szpitalu, w k tó ry m p ra ­ cował. Pew nego d n ia do szp itala weszli SS-m ani. G dy Beck zorientow ał się, że szu k ają Żydów i ich zabierają, w strzyknął ojcu przygotow aną up rzed n io truciznę.

Z tą chwilą uznał, że nie m a potrzeby dalej przebywać we Lwowie, i w yjechał do W arszawy. Zjawił się n a Noakowskiego 20, prosząc o pom oc. O przechow yw a-

4

7

(8)

-I-U I5

niu go w m ieszkaniu, przez k tó re przewijało się wiele osób, nie było mowy. Iren a Sem adeni doczekała zapadnięcia zm roku, bowiem w dzień Beck był zbyt łatw y do rozp o znan ia n a ulicy jako Żyd. W siadła z nim do zaciem nionego tra m w a ju , tak aby n ik t go nie widział, i zawiozła n a Grochów do swego krew nego, S tanisław a K onopackiego (b. wojewody wołyńskiego). N astępnego d n ia je d en z przyjaciół po ­ w iedział jej w sekrecie najnow szą wiadomość: Beck je st w W arszaw ie, w idziano go wczoraj wieczorem , ja k jechał tram w ajem n a Dworzec W schodni. N a Grochow ie Beck przebyw ał jak iś czas, p o tem znaleziono m u lepszą kryjówkę: pokój bez okien w cen tru m W arszawy, tru d n y do zauw ażenia w czasie rewizji. T am doczekał Pow ­ stan ia, gim nastykując się codziennie i sta ra ją c zachować d o b rą form ę. W 1945 r.

zaoferow ano m u katedrę n a Uniwersytecie Jagiellońskim . Zm arł n iestety w krótce potem .

N a 1 sierp n ia 1944 r. Iren a Sem adeni d o stała przydział do szp itala ZUS (róg Czerniakow skiej, Książęcej i R ozbrat). Za pseudonim przyjęła im ię swej m atki:

K onstancja. Po tygodniu D oktor K onstancja d o stała rozkaz przejścia do m ałego filialnego s zp itala zorganizowanego w tych dniach w pryw atnych m ieszkaniach przy ul. O krąg 4a. Była ta m jedynym stałym lekarzem. Do pom ocy m iała g ru p ę san i­

tariuszek, głównie harcerek, które przeszły konspiracyjne szkolenie.

T adeusz Sem adeni był w czasie pow stania sędzią specjalnego sądu orzekającego o winie i karze osób kolaborujących przedtem z N iem cam i. Ich syn, A llan A n­

drzej, 16-letni harcerz ze zgrupow ania „Golskiego” , wałczył w obronie P o litech ­ niki i awansował do obsługi karabinu maszynowego. T adeusz zginął 19 sierp n ia w czasie niem ieckiego a tak u n a Politechnikę. W pow stańczym nekrologu p o d an o , że poszedł z b u te lk ą benzyny n a czołg. Tegoż p o p o łu d n ia trafiony został Alik.

O trzy m ał w brzuch serię kul dum -dum z karabinu maszynowego; obok sta ł jego najbliższy przyjaciel A ntek M ączak, późniejszy profesor h istorii n a U W . Ałika wzięto do szp itala przy ul. Lwowskiej, gdzie zm arł w czasie operacji (operow ał go d r Zbigniew S. Lewicki, przyjaciel Tadeusza z AZS i świadek n a jego ślubie). C iała T adeusza Iren a nigdy nie znalazła m im o długotrw ałych, uporczyw ych poszukiw ań po wojnie; w iedziała, że znając dobrze jego uzębienie, rozpozna naw et szczątki.

Około 21 sierpnia, dowiedziawszy się o śmierci m ęża i syna, Ire n a przyszła n ocą do Śródm ieścia i wzięła do swego szp itala n a Czerniaków m łodszego syna, 10-letniego Zbyszka. W sierpniu w tym rejonie ciężkich walk nie było. Szpital otrzym yw ał dw a razy dziennie świeżą prasę pow stańczą, w niedzielę lżej ra n n i chodzili n a m szę połow ą o d p raw ianą przy gm achu kom endy przy ul. O krąg 2.

Niemiecki a ta k n a Czerniaków rozpoczął się w początk u września. Po opanow aniu Starego M iasta głównym ich celem stało się odcięcie Polaków od W isły, za k tó rą , n a Saskiej K ępie, od 14 w rześnia znajdow ały się wojska radzieckie i polski 1. pułk piechoty. B yła to o sta tn ia szansa d la Pow stania, dlatego walki były w yjątkow o zacięte. O bszar, n a k tó ry m działał szpital, podlegał dowódcy zgrupow ania, k p t.

„K rysce” .

Po zbom bardow aniu b u d y n k u przy ul. O krąg 4a szpital przeniesiono do piw nic przy O krąg 2. Był to wielki, bardzo solidnie zbudow any b u d y n ek bankowców, k tó ry sta ł m ocno pom im o w ybuchu dwóch bom b, niezliczonej liczby pocisków ,

5

8

(9)

- J'-U IG

w ybuchu „g o liata” w narożniku od strony ul. Czerniakowskiej i p o żaru w znie­

conego w celach obronnych przez powstańców. W połowie w rześnia pierścień sił niem ieckich zaciskał się. D oktor K o n stan cja operow ała ran n y ch niem al bez przerw y, dzień i noc. W yciągała odłam ki, szyła rany, am p uto w ała kończyny.

P rzesy p iała n a stojąco chwile pom iędzy ukończeniem jednej operacji i zdjęciem rannego a położeniem n a stole następnego. O d czasu zbom bardow ania b u d y n k u b ardzo w szystkim daw ał się we znaki pył; po każdym pocisku unosiły się tu m a n y i trz e b a było oddychać przez m okrą chustkę. Nigdy je d n ak nie zdarzyło się, by narzędzia nie były w ygotow ane do kolejnej operacji.

W o statn ich dniach niepodległego Czerniakowa szpital ew akuow ano do piw nic niedalekiego dom u przy ul. W ilanowskiej 18 (po w ojnie przem ianow aną n a ul.

G w ardzistów ). N ocą z 18 n a 19 w rześnia żołnierze R adosław a wycofywali się.

W iększość przeszła kanałam i n a M okotów, niektórzy próbow ali przepłynąć W isłę.

Część lżej ran n y ch poszła z nimi. D oktor K o n stan cja nakazała san itariu szk o m opuszczenie szp itala i u d anie się z wojskiem , sam a zaś zo stała z ran n y m i. O s­

ta tn i pow stańcy opuścili budynek o godz. 2 w nocy. 0 godz. 6 ra n o przyszli Niemcy. Nie wierzyli zapew nieniom , że to wszystko cywile (zresztą ludność cyw ilną z okolicznych domów rozstrzelano również, ciała ich leżały n a p o d w ó rk u m iędzy O krąg 4a a W ilanow ską 18). D om yślając się, co może n astąp ić, D oktor K o n stan cja um ieściła sy n a w jednej z pustych piwnic i zam knęła drzwi. M łody oficer SA w yciągnął białe rękawiczki i przystąpił do rozstrzeliw ania rannych. D o k to r K on­

stan cji kazał spraw dzać, czy trafieni żyją. R ozstrzelał ok. 110 osób. 17 ran n y ch przeżyło tę egzekucję; do niektórych piwnic Niemiec nie d o ta rł, pew nych ran n y ch D oktor K o n stan cja zakryła poduszkam i, niektórzy żyli m im o p o strz ału głowy. Po wyjściu tego oddziału i przyjściu innego oficera SS (A ustriaka) D o k tó r K o n sta n ­ cja zaczęła dom agać się ewakuacji pozostałych rannych. N iektórych rzeczywiście wyniesiono n a noszach (ale po w ojnie mówiono jej, że ich też gdzieś rozstrzelano).

Siedm iu ran n y ch nie zdążono ewuakuować. Przeniesiono ich n a O krąg 2, gdzie zostali ulokowani nie w piw nicach, ja k uprzednio, lecz luksusowo, n a p arterze.

Przez dw a tygodnie sam o tn a grupka ludzi żyła n a opustoszałym C zerniakow ie, ku zdum ieniu przechodzących czasem patro li niemieckich. W dzielnicy tej w ty m czasie n ik t bez specjalnego pozwolenia nie m iał praw a przebywać. D oktor K on­

stan c ja dokonała kilku w ypraw chcąc się czegoś dowiedzieć i zdobyć jedzenie (m. in.

raz doszła do ul. Czerwonego K rzyża). K ażdy jej pow rót wywoływał w zru szającą radość pozostaw ionych rannych.

W końcu nadeszła wiadom ość o kapitulacji Pow stania. D oktor K o n stan cja u d a ła się do siedziby G estapo w al. Szucha i ta m w ytargow ała sp ecjaln ą p rzep u stk ę u pow ażniającą j ą do ew akuacji rannych z Czerniakowa. Syna Zbyszka (z k tó ry m p rzed tem nie rozstaw ała się w ogóle) zostaw iła n a Lwowskiej, a sam a poszła n a plac Trzech K rzyży szukać silnych mężczyzn, którzy koniecznie chcieli się d o stać do zam kniętej strefy Czerniakowa. B rała ich n a sw oją p rzep u stk ę p o d w arunkiem , że w drodze pow rotnej w niosą jed n e nosze K siążęcą do góry. C ałą siódem kę ran n y ch ud ało się w te n sposób ewakuować i wszyscy dożyli szczęśliwie końca wojny. J e d n ą z ran n y ch była d ru h n a Ninka Bem ów na (później z m ęża D ym ecka), san itariu szk a ze

6

9

(10)

J-U/ł-

szp itala n a O krąg, osierocona po śmierci ojca (oficera A K ), k tó rą Iren a Sem adeni opiekow ała się później przez kilka miesięcy.

Przez kilka miesięcy po wojnie Irena Sem adeni zwykła m aw iać, że Pow stanie — to najszczęśliw szy okres w jej życiu. M iała takie uczucie pom im o s tra ty dwóch n a j­

bliższych osób i zagłady m iasta. Aby to zrozumieć, trzeb a wziąć p o d uwagę m . in.

fakt, że Pow stanie pozw alało odreagować poprzednie 4 la ta te rro ru i poniżenia.

Okazało się, że m ieszkanie przy ul. Noakowskiego 20 nie je st spalone. Iren a Sem adeni wzięła do kieszeni p arę kleszczy: jed n e do u suw ania zębów, drugie do ko­

rzeni. Były to kleszcze opracowane przez prof. M eissnera, zastępujące daw niejsze duże i kosztow ne zestawy. W iedziała, że m ając je przy sobie zawsze zarobi n a życie, naw et bez gab in etu . Po zab ran iu tylu rzeczy, ile zdołali unieść (w ty m fotografiii rodzinnych), 6 października 1944 r. (w p ią tą rocznicę po w ro tu ze Staw ek) poszli w tró jk ę (z N inką i Zbyszkiem) piechotą — ja k wszyscy — do D w orca Zachod­

niego. P rzep u stk a z G estapo pozwoliła im uniknąć obozu w Pruszkow ie. W czasie krótkiego p o b y tu u swych krew nych Duninów w O trębusach, Ire n a Sem adeni, k tó ra w czasie P o w stan ia straciła ok. 15 kg n a wadze, doszła do w niosku, że n a j­

lepiej doczekać końca wojny gdzieś n a wsi, gdzie będzie dość jed zen ia i wszyscy się odkarm ią. C ałą wojnę d b ała o zapew nienie rodzinie odpow iedniego, zdrowego pożyw ienia, w yznając filozofię, że z dwóch osób wziętych do obozu większe szanse przeżycia m a ta , k tó ra była lepiej przedtem odżyw iana.

W si bez d entysty oczywiście w Polsce nie brakowało; p y tan ie było, w jakiej okolicy je st d o b ra gleba i zarazem zdrowy k lim at. W ybór p ad ł n a wieś B rzuchania, 7 km o d M iechowa, w okolicy pagórkow atej, znanej z lessowych gleb. P rzybyli ta m w czwórkę, razem z teściową, H eleną Sem adeni. Iren a Sem adeni n a fotelu fryzjerskim , kręcąc nożną w iertarką, przyjm ow ała pacjentów . P o d koniec p o b y tu w B rzuchani jeździła naw et do technika do K rakow a zam aw iać korony. W arunki w B rzuchani były dość prym ityw ne (klepisko w chacie, noszenie w ody z dalekiej stu d n i, całą jesień błoto po kolana), ale jedzenia było w bród.

Iren a n am aw iała Kasię R udnicką, żonę w spom nianego wcześniej Ja n u sz a , by przeniosła się do nich n a wieś z córką A nką (w rodzinie A nka u w ażan a b yła za sta łą dziewczynę Alika). K asia jed n ak wolała pobyt u znajom ych w Krakowie.

D ecyzja t a okazała się fa ta ln a w skutkach: A nka zachorow ała n a gruźlicę. Rok później, ju ż w G dańsku, Irenie śniło się, że przyszła do niej A nka m ówiąc: „Będę w krótce w idziała Alika. Co m am m u powiedzieć?” . N astępnego ra n k a przyszedł telegram z wieścią o jej śmierci.

Po 17 stycznia 1945 r. Iren a Sem adeni u d ała się w drogę do W arszaw y (częś­

ciowo pieszo, częściowo podw ożona przez żołnierzy A rm ii Czerw onej). D o ta rła do R adom ia, gdzie dow iedziała się, że dom przy ul. Noakowskiego 20, pod o b n ie ja k wiele innych, został spalony po Pow staniu przez specjalne ekipy niem ieckie.

W róciła więc do B rzuchani, skąd w m arcu wszyscy stopniow o przenieśli się do Podkow y Leśnej koło W arszawy. Tam Iren a Sem adeni przyjm ow ała pacjentów w gabinecie Z. M arczewskiej-Iwanickiej. W lipcu zadecydowała, że do W arszaw y nie w raca, i p o jech ała n a zwiad do Gdańska.

N a jej dalsze decyzje duży wpływ m iały dwie w spom niane wcześniej w izyty w 7

10

(11)

J-Ulf

Moskwie. W ielogodzinne rozmowy Ireny z ojcem um ożliwiły jej pozn an ie realiów życia w k ra ju kom unistycznym . W przedw ojennej Polsce oczywiście znane były prześladow ania, jakich ludzie doznawali od bolszewików, m ało kto je d n a k w iedział, ja k n ap raw d ę się ta m żyje, co jest ważne, a co nie. O pow iadała m . in. że w w ielorodzinnym m ieszkaniu, gdzie żył jej ojciec, idąc do to alety trz e b a było b rać ze sobą żarówkę i nie zapom nieć przynieść jej z pow rotem . W ra m a ch jednej z ogólnych, odgórnie nakazanych akcji, W ojciech K onopacki m usiał zostaw ać po p racy w biurze i uczyć swych współpracowników tańców tow arzyskich (wcześniej surow o zakazanych) i dobrych m anier. Przew odniczka In tu ristu z wielkim p rze­

konaniem tłum aczyła, że budynek szkoły, tej do której chodziła Irena, został zbu­

dow any po rewolucji. Tak więc dzięki ty m dwóm w izytom w M oskwie Iren a Sem a­

deni m ogła w 1945 r. trzeźw o ocenić sytuację. Stw ierdziła, że możliwości pryw atnej p rak ty k i prędko się skończą, a godziwe życie może mieć ktoś zw iązany z uczelnią.

Z ostała ad iu n k tem i kierownikiem Kliniki Stom atologicznej Akadem ii Lekar­

skiej w G dańsku. K linika zajm ow ała b arak przy ul. D ębinki. Iren a Sem adeni pracow ała również n a pół e ta tu w szpitalu przy ul. Świerczewskiego, głównie po to, aby móc doglądać sw oją nie w stającą ju ż z łóżka teściową, d la której załatw iła ta m sep aratk ę i stałą opiekę pielęgniarską. Trzy razy w tygodniu przyjm ow ała też pacjentów w swym pry w atn y m m ieszkaniu przy ul. B atorego 4 m. 2 (n a przem ian ze w sp o m n ian ą ju ż J a n in ą K rzyżanow ską).

Iren a Sem adeni była św iadom a, że dyplom stom atologa to za m ało, aby aw an­

sować w hierarchii akademickiej. Pom im o ogrom nego obciążenia p ra c ą zaw odow ą zdecydow ała się ukończyć m edycynę. Zaliczono jej trzy la ta n a poczet studiów stom atologicznych i w 1946 r. przyjęto n a IV rok. Do la ta 1948 r. zaliczyła wszys­

tkie w ym agane zajęcia V roku oraz rozpoczęła zdaw anie 16 egzam inów dyplom o­

wych.

We w rześniu 1948 r. Iren a Sem adeni odkryła u siebie guz n a praw y m su tk u . P o b ran o próbkę, wynik b a d an ia był: rak. Po p a ru dniach od była się w ielogodzinna, rad y k aln a operacja. W ty m sam ym tygodniu, d n ia 24.XI. 1948 zm arła jej teściowa, H elena Sem adeni; Iren a nie b ra ła ju ż udziału w pogrzebie. Przez wiele dni po o pe­

racji s ta n chorej był bardzo ciężki: skrzepy, problem y z sercem; niek tó rzy sądzili, że ju ż z tego nie wyjdzie. G dy stan jej popraw ił się, przez wiele tygodni przebyw ała w In sty tu cie R adow ym w W arszawie n a naśw ietlaniach.

Po pow rocie do G dańska zdała pozostałe egzam iny dyplom ow e, a n astęp n ie ukończyła i o b roniła swą p racę doktorską „Schorzenia jam y ustn ej w okresie ciąży i połogu” . P ro m o to rem był kierownik Kliniki Chorób Kobiecych i Położnictw a prof.

H enryk G rom adzki (senior). D nia 1 czerwca 1950 R ad a W ydziału Lekarskiego AL w G d ań sk u n a d a ła jej stopień d o k to ra medycyny. P ry w a tn ą p rak ty k ę zakończyła definityw nie wcześniej, z m om entem operacji.

Jesien ią d o stała propozycję objęcia stanow iska zastępcy profesora i kierow nika K a te d ry C hirurgii Stom atologicznej Pom orskiej Akademii M edycznej w Szczecinie („ z astę p ca profesora” było stanow iskiem specyficznym d la owych czasów dotkliw e­

go b ra k u kadr; oznaczało pełnienie funkcji profesora bez p o siad an ia w ym aganych kwalifikacji). Iren a Sem adeni propozycję przyjęła i w listopadzie 1950 r. przy b y ła

8

11

(12)

-Uf 19

do Szczecina, przeniesiona służbowo przez M inistra Zdrowia.

O puszczała G dańsk bez żalu. M iała ta m wielu oddanych przyjaciół (do n a jb liż ­ szych należeli: prof. Stanisław W szelaki z żoną J a n in ą oraz d r Stanisław Pawłowski z żoną W andą), była w bardzo dobrych stosunkach z rek to rem W . C zar­

nockim i w ielom a innym i osobam i, ale doznała też niezaw inionych przykrości.

Należy w yraźnie zaznaczyć, że nie były to przykrości ze stro n y UB (choć stale czuła się zagrożona, bardziej zresztą ze względu n a okupacyjną działalność swego m ęża niż swoją). N atom iast boleśnie odczuła intrygi pew nych pop ieran y ch przez p a rtię stom atologów oraz nękanie U rzędu Skarbowego w G dańsku, k tó ry (realizu­

ją c politykę walki klasowej z wszelką p ry w atn ą działalnością) jeszcze w wiele la t po zlikw idow aniu przez n ią pryw atnej praktyki nasyłał jej do Szczecina kom ornika z pow odu niezapłacenia jakichś dodatkow ych dom iarów , orzeczonych w p a rę lat po definityw nym zap rzestan iu przyjm ow ania pacjentów . Jej stra ch p rzed U rzędem Skarbow ym był ta k silny, że w Szczecinie nigdy nie w yrobiła sobie pieczątki lekar­

skiej, to też nie m ogła w ystaw iać recept i w razie po trzeb y m u siała zw racać się do któregoś z lekarzy w Klinice.

P o K linice Stom atologicznej w G dańsku Iren a Sem adeni organizow ała od p o d ­ staw d ru g ą w Szczecinie. Początkowo K linika C hirurgii Stom atologocznej była dołączona do Kliniki Laryngologicznej (przy placu Unii Lubelskiej) i liczyła za­

ledwie kilka łóżek. Pracow ał ta m tylko jeden lekarz (S. Zelaźnik). A by zapew nić chorym n ależy tą opiekę, przez pierwsze tygodnie Iren a Sem adeni nocow ała w K lini­

ce, pełniąc w ten sposób stały dyżur. W 1952 r. K linika przeniosła się do obecnych pom ieszczeń w S zpitalu K linicznym II n a Pom orzanach i rozw inęła się stopniow o do pełnej Kliniki o 40 łóżkach, zapew niającej pom oc specjalistyczną chorym z trzech ówczesnych województw.

Po przeniesieniu do Szczecina głównym tem atem b a d a ń Ireny Sem adeni była prom ienica tw arzowo-szyjna; uwieńczone to zostało opublikow aniem m onografii n a te n te m a t (1955). P ra c a ta była b ra n a p od uwagę przez C e n tra ln ą K om isję Kw alifikacyjną, gdy w tym że roku n ad an o jej ty tu ł docenta. W lipcu 1955 r.

M inister Zdrow ia powołał j ą n a stanow isko sam odzielnego pracow nika nauki.

N astęp n y m większym dziełem, którem u poświęciła wiele pracy, była „T rau m a- tologia szczękowa” (1963), pierw sza książka z tej dziedziny w Polsce. M aszynopis jej był isto tn y m argum entem dla CK K przy nadaw aniu Irenie Sem adeni ty tu łu profesora nadzw yczajnego; 22.IX. 1961 Przew odniczący R ad y P a ń stw a pow ołał j ą n a to stanow isko.

O bok rozlicznych spraw organizacyjnych głów ną Jej tro sk ą było przygotow anie personelu lekarskiego, k tó ry m ógłby podjąć pracę w Klinice. Powoli ro sła o b sad a K liniki, w której najliczniejszą grupę stanow ią absolwenci pierw szego rocznika stom atologii PAM z roku 1953. W przedm ow ie do „T raum atologii Szczękowej”

Iren a Sem adeni dziękuje za w spółpracę następującym swoim w spółpracow nikom : K azim iera Budzińska-M ichałkiewicz, G e rtru d a C hrzanow ska, J a n in a G rudzińska, R egina K antorek, K ry sty n a Lem m , Stanisław Łazarski, Jerzy M alinowski, J a d ­ w iga M azurkiew icz, K ry sty n a Mojseowicz, K ry sty n a S o ń ta i B a rb a ra W ronowska.

Była p ro m o to rem w 10 ukończonych przew odach doktorskich, w ty m Jerzego Mali- 9

12

(13)

=r

nowskiego, obecnie profesora w PAM w Szczecinie. D oktoryzow ał się u niej również Jó zef K raszew ski z Wojskowego S zpitala Garnizonowego w Szczecinie, późniejszy profesor C en tru m K ształcenia Podyplom owego Wojskowej Akadem ii M edycznej w W arszawie.

P oza kierow aniem K liniką C hirurgii Stom atologicznej, Iren a Sem adeni pełniła w Szczecinie wiele różnych funkcji, wym ienionych tu w kolejności chronologicznej:

Pełnom ocnik m in istra do spraw stypendiów d la studentów O ddziału S to m ato lo ­ gicznego (od m a rc a 1952 r.), Kierownik P rzychodni C hirurgii Stom atologicznej w P rzyszpitalnej P rzychodni Specjalistycznej (od czerwca 1952 r.), K o n su ltan t W ojewódzki (od 1953 r.), Kierownik O ddziału Stom atologicznego (od sierpnia 1959 r.), członek Okręgowej Komisji K ontroli Zawodowej przy P rezy d iu m W R N (od g ru d n ia 1965 r.). B rała udział w nakazanej tej Kom isji przez M inisterstw o weryfikacji dyplom ów wszystkich bez w yjątku lekarzy woj. szczecińskiego (aby nik t nie czuł się urażony, jako pierw szy weryfikowany był dyplom re k to ra A kadem ii Me­

dycznej; w w yniku żm udnej pracy Komisji znaleziono jed en dyplom sfałszowany i m nóstw o uchybień form alnych). Była recenzentem w 4 przew odach hab ilitacy jn y ch (poza Szczecinem) i licznych doktorskich.

Iren a Sem adeni m iała organizm w yjątkowo silny i w ytrzym ały; do końca życia m iała wszystkie zęby bez plomby. Jednocześnie przez długie la ta tra p iły j ą p rze­

różne choroby. Osiem razy w życiu była operow ana p o d narkozą. Ok. ro k u 1942 przeszła dw a pow ażne atak i angina pectoris. O operacji gdańskiej była ju ż mowa.

W czasach szczecińskich serce dokuczało jej stale i była pew na, że nie dożyje em ery ­ tury. W drugiej połowie la t 60-tych powoli zaczęła się rozw ijać u niej cukrzyca, k tó ra przez la ta m iała później podkopyw ać jej zdrowie. W ty m sam ym czasie — również powoli i początkow o niezauw ażalnie — zanikać zaczęły nerw y w praw ej ręce. Lekarze nie potrafili definitywnie ustalić przyczyn tego zanikania; wskazywali n a wycięcie węzłów chłonnych 20 lat wcześniej i n a n aśw ietlan ia rentgenow skie, ale podejrzew ano też cukrzycę. D la Ireny Sem adeni, chirurga, stopniow o m alejąca spraw ność praw ej ręki była potężnym ciosem. Nie chciała zaakceptow ać tego faktu;

próbow ała ukryw ać to, co wszyscy widzieli. W latach 70-tych m iała tru d n o ści naw et ze złożeniem tą ręką podpisu. N auczyła się dobrze pisać lewą ręką.

Zim ą 1968/1969, w 68. roku życia, przeszła ciężkie zapalenie płuc i s ta n jej zdrow ia znacznie się pogorszył. Z ulgą przyjęła propozycję re k to ra PA M A d am a Krechowieckiego zwolnienia jej ze wszystkich zajęć dydaktycznych i o rg an iza­

cyjnych. Było to de facto przejście n a em eryturę, je d n ak z zachow aniem przez jeszcze 2 la ta pełnych poborów . Przeprow adziła się do W arszawy, do tego sam ego m ieszkania spółdzielczego, w którym spędziła pogodne la ta 1930-1939.

K ilkoro jej uczniów m iało w tym czasie stopień d oktora, n ik t je d n a k się jeszcze nie habilitow ał. Kierow nictw o Kliniki przejął a d iu n k t, jej były uczeń, d r Syl­

w ester Kowalik. Ukończywszy stu d ia stom atologiczne w 1954 r. został on asy sten ­ tem w Klinice C hirurgii Stom atologicznej. D ostał od Ireny Sem adeni pozwolenie jednoczesnego studiow ania m edycyny (takie poszerzenie w ykształcenia leżało w długofalow ym interesie Kliniki, bieżąco obciążało jed n ak innych pracow ników ). W latach 1957-1965 pracow ał on w Klinice Laryngologicznej u prof. J . Taniew skiego,

10

13

(14)

po czym wrócił do Kliniki C hirurgii Stom atologicznej. W roku 1967 opuścił K linikę i o b jął stanow isko o rd y n a to ra oddziału laryngologicznego w B rzegu n a d O d rą, skąd pow rócił w roku 1969 (później przez dwie kadencje był I sekretarzem K o m ite tu U czelnianego P Z P R przy Akademii Medycznej w Szczecinie).

Zbigniew Sem adeni zdał m a tu rę w 1951 r. w G dańsku i został p rzy jęty n a fizykę n a U niw ersytecie w Poznaniu. Został pracow nikiem naukow ym , n ajp ierw w K ated rze M atem atyki UAM, później w Instytucie M atem atycznym PAN. W 1967 r. przeniósł się do W arszawy. Do Szczecina przyjeżdżał często, ale nigdy ta m nie mieszkał. Iren a Sem adeni czuła się dość sam otnie. M iała niew ątpliw e pow ołanie do w ychowyw ania chłopców. W czasie okupacji opiekow ała się T adziem K onopackim , synem swego kuzyna znajdującego się w oflagu, J a n a K onopackiego.

Do Szczecina przybył do niej najpierw W ojtek Rodowicz, siero ta (b ra ta n e k J a n a Rodow icza, legendarnego „A nody” z „K am ieni n a szaniec” ), a kilka la t później J a ś Klim aszew ski (w nuk J a n a Konopackiego). O baj uczyli się w Szczecinie przez całą szkołę średnią, zdali m a tu rę i wyjechali studiow ać dalej.

Iren a Sem adeni trak to w ała Szczecin z wielką sym patią. N ależała do grupy pionierów tego m iasta, przybyła w czasach, gdy były ta m jeszcze zgliszcza, a sy tu acja niepew na. C zuła się w Szczecinie dobrze, była doceniana przez w ładze lekarskie i polityczne (m .in . gdy ok. 1966 r. poczuła się zagrożona od stro n y p a r­

tyjnej przez pew nego wpływowego członka P Z P R , kierow nictw o A kadem ii M edy­

cznej stanęło po jej stronie). Była d u m n a ze Złotego G ryfa, nad an eg o jej przez w ładze m ia sta (1958), a także ceniła bardzo odznakę „Za wzorow ą p racę w służbie zdrow ia” (1953).

K o n tak ty tow arzyskie utrzym yw ała niem al wyłącznie w sferach lekarskich.

Do najbliższych jej przyjaciół należeli: Lackorzyńscy i Drescherowie. M iała też doskonałe stosunki z Górnickim i i M urczyńskim i. W szyscy byli zresztą sąsiad a­

m i, mieszkali w rejonie ulic: W ojska Polskiego, Zalewskiego, Przybyszew skiego i T ra u g u tta . Z M urczyńskim i jeździła przez wiele lat codziennie o godz. 8 ran o sam ochodem re k to ra n a Pom orzany. B ardzo wysoko ceniła ch iru rg a prof. T . So­

kołowskiego.

O d polityki i p a rtii trzy m ała się całe życie z daleka. B yła w ierzącą katoliczką i g o rącą zw olenniczką m arszałka Piłsudzkiego.

Form alnie Iren a Sem adeni przeszła n a em ery tu rę d n ia 30.IX. 1971 r. Z tej okazji przy zn an o jej K rzyż K awalerski O rderu O drodzenia Polski. Później o trz y m a ła m. in. członkowstwo honorowe Polskiego Tow arzystw a Stom atologicznego oraz ty tu ł honorow y „Zasłużony Lekarz P R L ” . W ielkim szacunkiem darzyli j ą w etera­

ni zgrupow ania kpt. „K ryski” , a także cichociemni. W latach 80-tych przekazano jej z L ondynu K rzyż W alecznych, nadany jej przez polskie w ładze em igracyjne

d n ia 4 .IX. 1949.

Całe życie cechowała J ą niespożyta energia i wielka siła woli. P o trafiła pogodzić obow iązki z inten sy w n ą działalnością zawodową. P rzed w ojną, gdy było trzeb a, pełn iła w tow arzystw ie funkcję żony sędziego Sem adeniego, któ rej nie w ypadało przyznać się w pew nych kręgach do faktu, że p racu je zawodowo (a ty m bardziej do tego, że z arab ia więcej niż m ąż). Była przy tym bardzo kochającą żoną i czułą

11

14

(15)

m a tk ą . O trzy m ała nienagane wychowanie, m iała świadomość dziedzictw a k u ltu ry stareg o ro d u szlacheckiego i czuła się swobodnie w salonach; w iedziała też dobrze, co to bieda, głód i ciężka harówka.

P o trafiła zdobyć się n a taki wysiłek, do jakiego zdolni są tylko nieliczni: i wtedy, gdy jako 19-letnia m atu rzy stk a m usiała — oprócz norm alnego uczęszczania do szkoły — żyć z daw ania korepetycji i sam a brać korepetycje, i jak o D oktor K o n stan cja n a Czerniakowie, czy wreszcie w G dańsku, gdy m ając dom , pracę n a p ó łto ra e ta tu i p ry w a tn ą praktykę, znalazła dość sił n a ukończenie studiów m edycznych i zrobienie d o k to ratu . Stanowczo i energicznie w ym uszała posłuch i działanie ta m , gdzie to uw ażała za konieczne. Jed n a k w la ta ch 60-tych jej ocena podległych jej lekarzy budziła pew ne kontrowersje.

W dzieciństw ie m iała dużą, rozgałęzioną rodzinę, wiele ciotek, kuzynów i in ­ nych krew nych. P o d koniec jej życia, w w yniku wojen, prześladow ań, przypadków losowych i em igracji nie pozostał w k raju , poza synem i trz e m a w nuczkam i, praw ie nikt.

Całe życie lu b iła podróże. W spom inała swe przedw ojenne w yjazdy z m ężem , m. in. gdy tow arzyszyli polskim ekipom pływackim . C hodziła po górach, w 1957 r.

zdobyła brązow ą G órską O dznakę T urystyczną. Będąc n a em ery tu rze odb y ła wiele egzotycznych podróży (jako członek zorganizowanej gru p y lub sam a statk iem tow arow ym ). M iędzy innym i w ybrała się statk iem n a trzy m iesiące do Afryki, a tak że innym razem n a kilka tygodni n a M orze Śródziem ne (w trakcie tego rejsu m iała niespodziew aną okazję zwiedzać A lbanię). Zdarzyło się, że k a p ita n jednego ze statk ó w tow arow ych początkow o nie chciał wziąć n a pokład 80-łetniej tu ry stk i, przyznał je d n ak później, że najlepiej ze wszystkich zniosła sztorm n a Biskajach.

Do końca życia pom im o niespraw nej ręki, a później też słabnącego w zroku, cukrzycy i nadciśnienia, pozostała aktyw na, niezależna, dążąca do dom inacji. B yła członkiem zarząd u spółdzielni mieszkaniowej, w której m ieszkała, i działaczem ogródków działkowych. U praw iała ogródek ju ż wcześniej w Szczecinie; w W arsza­

wie pośw ięcała tem u wiele czasu i to niew ątpliw ie wpłynęło d o d atn io n a jej zdrowie.

D ożyła szczęśliwie w yboru Polaka n a papieża, a p o tem chwili, gdy jej praw nuczka u ro d ziła się w K linice n a Starynkiew icza, tej sam ej, gdzie ongiś o n a sam a była w olontariuszem u prof. Czyżewicza. Przez całe życie lu b iła książki; w o s ta t­

nim roku życia nauczyła się obsługiwać m agnetofon i w ypożyczała z In s ty tu tu N iew idom ych kasety z nagranym i utw oram i literackim i, k tó ry ch słuchała, gdy czytać ju ż nie była w stanie.

W m arcu 1984 r. u d a r mózgowy spowodował paraliż lewej strony. P o kilku tygodniach p o b y tu w Szpitalu Czerniakowskim zm arła 8 k w ietnia 1984 r., w wieku n iem al 83 la t, w 15 la t po opuszczeniu Szczecina. Pochow ana zo stała obok innych członków swej rodziny n a C m entarzu Ewangelicko-Reform owanym w W arszaw ie p rzy ul. Żytniej. N a pogrzebie Pom orską Akadem ię M edyczną reprezentow ał świe­

żo w y b ran y jej rek to r, prof. Sylwester Kowalik, n astęp ca Ireny Sem adeni w K linice C hirurgii Stom atologicznej. W bardzo ciepłych słowach w spom niał to, czego całe życie uczyła innych, czemu zawsze daw ała świadectwo swoim przykładem : dobro chorego m usi zawsze być n a pierw szym miejscu.

Zbigniew Semadeni

adres: ul. Fałata 6 m. 24, 1 2 02-534 Warszawa

telefon domowy: 49-03-71

e-mail: SEMADENI@MIMUW.EDU.PL

15

(16)

y-i . \ $

^ ^ (f YWfcu/^LO-iU ^

Z m A w <X\~

Ir e n a S e m a d e n i-K o n o p a c k a (1 9 0 1 —1 9 8 4 )

U rodziła się 5 m a ja 1901 r. w Hołuzji (pow iat Sarny, północny W ołyń, n a gran icy Polesia) jako jedyne dziecko inżyniera W ojciecha A ntoniego K onopackiego i K on stan cji z Zaleskich (w rosyjskich dokum entach zam iast „W ojciech” p isan o

„ A lb e rt” ). B yła to rodzina bardzo p atriotyczna, w alcząca z rusyfikacją, o p o ­ glądach postępow ych (wówczas mówiono: dem okratycznych). G dy Iren a m iała 4 la ta , w zw iązku z rew olucją 1905 r. jej ojcu nie ud ało się spłacić kolejnej ra ty pożyczki zaciągniętej w banku w Dorpacie i m a ją te k , będący od 1736 r. w p o siad a n iu rodziny K onopackich, został zlicytowany; co gorsza, zgodnie z ówczes­

nym carskim praw odaw stw em , nie mógł go kupić Polak, przeszedł więc w ręce rosyjskie.

R o d zin a przeniosła się do K onotopu (m iasto ok. 200 km n a pn.-w schód od K ijow a), gdzie ojciec pracow ał n a kolei. Później Irenę w ysłano do Moskwy, do g im n azju m z in te rn a te m d la dziewcząt-katoliczek (były to niem al w yłącznie Polki).

Przez 3 dni w tygo d n iu w szystkie lekcje odbyw ały się w yłącznie po rosyjsku (in ­ nego języka w te dni nie było wolno używać n a lekcji), a przez p o zo stałe 3 dni — w yłącznie po francusku. Zgodnie z ówczesnymi poglądam i o rozw ijaniu pam ięci, dziew czętom kazano uczyć się n a pam ięć ogrom nych fragm entów lite ra tu ry fra n ­ cuskiej: C orneille’a, R acine’a i innych.

27 k w ietn ia 1917 r. w K onotopie um iera m atk a Ireny. W ojciech K onopacki m ieszka teraz z córką w Moskwie. Po rewolucji październikow ej s ta r a ją się o p o ­ zwolenie n a pow rót do Polski. Irenę puszczono, jej o jca jako in ży n iera z atrzy m an o . N igdy nie d o stał zgody władz bolszewickich n a wyjazd. N a to m ia st Irenie udało się p o jech ać z W arszaw y do ojca do Moskwy dw ukrotnie: w ro k u 1934 i ponow nie w 1938 r. Złoty polski był wówczas tw ard ą w alutą, toteż In tu rist chętnie organizow ał takie wizyty. W ojciech Konopacki zawsze w kw estionariuszach p odaw ał, że m a córkę w Polsce, nigdy się jej nie w yparł; dzięki tem u w izyty te okazały się możliwe.

N ato m iast po 1945 r. nigdy nie udało się jej, pom im o wielkich s ta ra ń , ujrzeć ojca;

zdołała jed y n ie rozm aw iać z nim przez telefon. Zm arł w M oskwie 2 w rześnia 1953 r.

W 1919 r. Iren a K onopacka jako 18-letnia dziew czyna zn alazła się sam a w W arszaw ie, w której nikogo nie znała. Była blon d y n k ą średniego w zrostu, o ty ­ powej kresowej twarzy, z w yraźnie zarysowanym i kośćmi policzkow ym i. P rzez rok uczęszczała do klasy m atu raln ej w pryw atnym gim n azju m H. G apnerów ny.

M ieszkała n a Pow iślu przy ul. Elektrycznej, w dzielnicy biedoty. U trzy m y w ała się z korepetycji z m atem aty k i (podstaw algebry nauczył j ą ongiś jej ojciec; zrobił to ta k ja sn o , że nigdy nie m iała z tym przedm iotem żadnych kłopotów ). Część zarobionych n a korepetycjach pieniędzy m usiała z kolei przeznaczyć n a wzięcie ko­

repetycji z łaciny, której nie uczyła się w Moskwie; m iała też zaległości w języku polskim i m usiała włożyć wiele wysiłku w pozbycie się rosyjskiego ak cen tu . W ysoko cenił j ą nauczyciel fizyki, W itold Pogorzelski, późniejszy profesor m a te m a ty k i n a Politechnice W arszawskiej i członek PAN; znajom ość ta okazała się is to tn a , gdy organizow ano ta jn e kom plety w czasie okupacji hitlerow skiej.

Po zd an iu m a tu ry w stąpiła n a Politechnikę, jed n ak szybko zorientow ała się, że nie p o d o ła ty m stu dio m finansowo. Zdecydowała się więc n a tań sze s tu d ia w P aństw ow ym In sty tu cie D entystycznym . G dy ukończyła je w lipcu 1925 r.,

1

16

(17)

-L im

prof. A lfred M eissner zaproponow ał jej, by została jego asy sten tk ą. Początkow o a sy sto w ała w jego p ry w atn y m gabinecie, a od października 192G pracow ała u niego przez G lat w Klinice C hirurgii Stom atologicznej. U w ażała zawsze M eissnera za swego m istrz a i całe życie propagow ała jego podejście do chirurgii szczękowej.

W 1927 r. poślubiła T adeusza Sem adeniego, sędziego S ąd u Okręgowego w W arszaw ie (p o tem w icep ro k u rato ra Sądu A pelacyjnego), znanego działacza p ły ­ w ackiego, sy n a W ładysław a Sem adeniego, p a sto ra su p e rin te n d e n ta K ościoła E w an ­ gelicko-R eform ow anego w Polsce i Heleny z H aberkantów (córki p a sto ra Ew angelic­

ko-A ugsburskiego). Poniew aż dyplom wystaw iony był n a jej panieńskie nazw isko, całe życie w oficjalnych dokum entach używ ała podw ójnego: Sem adeni-K onopacka, ów czesnym zw yczajem zaczynającego się od nazw iska m ęża; n a co dzień używ ała n azw isk a Sem adeni. R odzice W ładysław a Sem adeniego przybyli ze Szw ajcarii ok.

ro k u 1835. W ładysław i Tadeusz mieli obyw atelstw o szw ajcarskie do la t dw udzies­

tych, kiedy to zm ienili je n a polskie.

O d 1928 ro k u Iren a Sem adeni pracow ała dodatkow o jak o sto m ato lo g w B an k u P o lsk im w W arszawie; p ra c a ta była bardzo dobrze p ła tn a , stan o w iła n ajw ażn iejszą część b u d ż e tu rodzinnego.

W ażn ą rolę w jej życiu o d eg rała p ra c a w latach 1932-1935 w c h arak terze lekarza w olontariusza (tzn . bez płacy) w Klinice Położnictw a i C horób K obiecych U n iw e rsy tetu W arszawskiego. W zachowanym , odręcznym piśm ie datow anym 25.X I. 1949 kierow nik tej K liniki, prof. A dam Czyżewicz stw ierdza, że „prow adziła sy stem aty czn ie specjalnie w Klinice urządzoną przychodnię d la osób ciężarnych, położnic i ginekologicznie chorych, a to w celu w ykazania, czy n a jro z m aitsz e za­

biegi stom atologiczne m a ją jakiś wpływ n a przebieg ciąży w zględnie n a przebieg schorzeń n a rz ą d u rodnego kobiety. Spraw a ta, podów czas jeszcze sp o rn a , zo stała n a p o d staw ie pracy D r Sem adeni Konopackiej definityw nie rozw iązana. Ze swej stro n y m ogę z przyjem nością zaznaczyć, że Pani D r Sem adeni K onopacka o d zn acza się obok dużego zam iłow ania do pracy w swoim zawodzie i obok niezm ordow anej pilności, nadzw yczaj ujm ującym odnoszeniem się do chorych, w ysokim ta k te m i serd eczn y m zajęciem się pow ierzonym i jej p acjen tam i.”

D o tych opublikow anych w 1937 r. wyników b a d a ń (k tó re objęły 276 ciężar­

nych), Ire n a Sem adeni wróci po wojnie, ob alając defityw nie dość rozpow szechnio­

ny wcześniej pogląd, że w p rzy p ad k u zaawansowanej ciąży nie należy u ciężarnej w ykonyw ać żadnych krw aw ych zabiegów w obawie p rzed poronieniem . W ykazała m. in ., że — p rzy praw idłow ym zabiegu — po ro n ien ia m o żn a się nie obaw iać, n a to m ia st groźne jest pozostaw ienie nieusuniętego zęba, k tó ry rozsiew a zarazki; co więcej, s ta n y zapalne jam y ustnej zao strz a ją się w czasie połogu i b y w a ją m iejscem w yjścia zakażenia ogólnego.

M iała dw óch synów. Starszy, A llan Andrzej (zw any „A łik” , „ Ję d re k ” lub

„ B o m b a ” ), urodził się 17 kw ietnia 1928; drugi, Zbigniew W ładysław — 1 m a rc a 1934. Tego drugiego p o ro d u (cesarskie cięcie u prof. Czyżew icza) om al nie p rz y ­ p łaciła życiem .

Z b liża ją cą się w ojnę z N iem cam i oceniała bez iluzji, ja k osoba, k tó ra przeszła w R osji czasy rew olucyjne. W iedziała, że po trzeb n e b ę d ą p o rząd n e b u ty i zap as jed zen ia. J u ż w sierpniu 1939 r. porcelana została z o sta ła solidnie z ak o p an a w

2

17

(18)

piwnicy. Dzieci swe wywiozła daleko n a W ołyń, do m a ją tk u Staw ki, leżącego pom iędzy Lubom iom a W łodzim ierzem W ołyńskim , będącego w po siad an iu krew ­ nych jej m atki, Zaleskich. S am a została zm obilizow ana jako lekarz. Po 17 w rześnia jej oddział rozpadł się. P rzed o stała się do Stawek, zorganizow ała tam p arę kucyków (in n e konie zarekwirowałoby wojsko) i piecłiotą w yruszyła w drogę do W arszaw y (tylko 5-łetni Zbyszek jechał n a wozie). Pierw szy e ta p — to dojazd do B indugi i nocleg u znajom ych, Krzyżanowskich. Z B indugi przepraw a przez Bug łodzią (a wóz z kucam i — brodem ) n a dru g ą stronę do D ubienki; później p o d o b n a przepraw a przez W ieprz. Raz n a szosie m inął icli p a tro l K rasnej A rm ii i raz n a noclegu byli rew idow ani przez bolszewików, poza tym podróż przebiegała bez przygód. Po trzech tygodniach, 6 października 1939 r. do tarli do W arszawy.

Tadeusz, m ąż Ireny, zgłosił n a początku w ojny n a ocłiotnika do w ojska (w sto p n iu szeregowca). D ostał się do niewoli sowieckiej, gdzie w iarygodnie udaw ał chłopa ze Stawek, p o tem udało m u się uciec i dotrzeć do W arszawy.

Przez całą okupację ciężar u trzy m an ia rodziny sp ad ał głównie n a Irenę. T a­

deusz pracował dorywczo, zajm ował się dużo spraw am i konspiracyjnym i, m. in.

działał w D epartam encie Sprawiedliwości D elegatury R ząd u n a K raj. W g ru d n iu 1943 r. przywiózł ze Lwowa do W arszawy Zofię R ap p po jej ucieczce z rąk G estap o , v co opisane zostało w książce S. Jankowskiego („ A g a to n a ” ) Z fałszyw ym ausweisem w prawdziwej W arszawie; była w o statn ich dniach ciąży i Tadeusz, czule do niej p rzy tu lo n y w pociągu, po w tarzał jej stale „Zosiu, poczekaj, poczekaj, jeszcze nie ro d ź ” . W m arcu 1944 r. został wiceprezesem R ad y Program ow ej S tro n n ictw a P rac y (jednego z czterech głównych stronnictw Polski Podziem nej — d em o k ra­

tycznego, antysanacyjnego, centrowo-chadeckiego ug ru p o w an ia politycznego utw o­

rzonego w 1937 r. p o d wpływem Paderewskiego; do w ładz SP należał m. in. J a n Stanisław Jankow ski, D elegat R ządu R P n a K raj).

Iren a początkowo kontynuow ała swą rozpoczęta jeszcze przed w o jn ą p ry w a tn ą p ra k ty k ę w w ynajm ow anym gabinecie przy ul. Żuraw iej 4. Okazało się to n ie p ra k ­ tyczne, więc rodzina przeniosła się ze spółdzielczego m ieszkania przy ul. F a ła ta 6 n a M okotowie do w ynajętego m ieszkania w Śródm ieściu przy ul. Noakowskiego 20 m. 3, naprzeciw ko Politechniki. Tam Iren a założyła p ry w atn y gab in et sto m a ­ tologiczny, źródło u trz y m a n ia rodziny. M iała tak i zw yczaj, że gdy pacjen t p y ta ł się, ile m a płacić, Iren a podaw ała staw kę zależną od swej oceny jego s ta n u fin an ­ sowego (w przy p ad k u kobiety — przede w szystkim od jej pończoch); o d niektórych osób nie b ra ła nic. G ab in et był dobrym paraw anem d la d ziałań konspiracyjnych;

chronił także przed w yłączeniam i prądu. O prócz Ireny Sem adeni w gabinecie ty m przyjm ow ała pacjentów J a n in a K rzyżanow ska (wówczas „M aliszew ska” , żona v

„W ilka” , ko m en d an ta AK w W ilnie, m atk a Olgi K rzyżanow skiej, późniejszego w icem arszałka Sejmu z 1989 r.). W m ieszkaniu ty m odbyw ało się też ta jn e n a ­ uczanie gim nazjum B atorego, n a które uczęszczał Alik.

L ato 1941 r. Iren a Sem adeni spędza w Zakopanem w ynajm ując pokój od góralki M arii Karpielowej (z dom u K rzeptow skiej) n a Skibówkach. W akacje te były przykryw ką do głównego celu przyjazdu. O tóż jakiś czas wcześniej p rzed o stał się z W ęgier n a n a rta c h przez T a try Janusz R udnicki, ta te rn ik , w ybitny działacz n arciarsk i (wiceprezes PZ N ), przyjaciel Sem adenich. W Zakopanem u d ał się do

3

18

(19)

swej przedw ojennej znajom ej, nie wiedząc — jako przybysz — o jej w spółpracy z N iem cam i. Zadenuncjowany, aresztow any w pociągu w Szaflarach, trzym any był w w ięzieniu w Nowym T argu. Jego żona, K a ta rz y n a s ta ra ła się w yciągnąć go s ta m tą d , w ykorzystując znajom ości Karpielowej n a P o d h alu . Nie udało się to.

R udnicki zginął później w Oświęcimiu.

P rzez długi czas Irena Sem adeni była „ciotką cichociem nych” . O znaczało to, że w podanym przez k u riera z L ondynu term inie m iała póty przebywać w m ieszkaniu, dopóki nie zgłosi się skoczek z Anglii. H asłem było: „Przybyw am ze S taw ek” . Skoczek taki n ajp ierw odsypiał je d n ą lu b dwie doby, a po tem jego

„cio tk a” m iała przez ok. 2 tygodni w prow adzać go w codzienne życie wojennej W arszaw y. Tylko niektórzy ze skoczków znali to m iasto p rzed w ojną, wszyscy je d ­ n ak m usieli się adaptow ać do zupełnie nowej sytuacji. P o tak im okresie w stępnym przechodzili do wykonywania tego zadania, d la którego zostali zrzuceni. Iren a p o d le g ała kom órce „Ew a” kierowanej przez „ciocię A ntosię” (M ichalinę W iesze- niew ską). Przez mieszkanie przy ul. Noakowskiego przew inęło się trz y n a stu skocz­

ków, m . in. „D żul” (zrzucony do Polski 4 m arca 1942 r.) i „S zary ” (skok 16 wrześ­

n ia 1943 r.). Kilkadziesiąt la t później, n ad grobem Ireny Sem adeni-K onopackiej, je d en z cichociem nych, w spom niany ju ż Stanisław Jankow ski („ A g ato n ” ), p o d ­ k reślając bo h aterstw o „ciotek” zwrócił uwagę, że przyjm ow ały do siebie do dom u zupełnie nieznane im osoby i n arażały nie tylko siebie, lecz także m ęża i dzieci, k tó rz y w razie wykrycia skoczka przez G estap o mogli być wszyscy wysłani do Ośw ięcim ia.

Ire n a Sem adeni nieraz opow iadała n a stę p u ją cą h isto rię d o cen ta H enryka Becka, którego znała z kliniki prof. Czyżewicza. Był to Zyd, o typow o semickich ry sach i sposobie w ysław iania się. W czasie wojny Beck znalazł się we Lwowie.

Opiekow ał się swym ojcem , k tó ry niezbyt dobrze orientow ał się w sytuacji. Po z ajęcia Lwowa przez Niemców, nie chcąc, by ojciec m usiał nosić gw iazdę D aw i­

d a i doznaw ać upokorzeń, położył go jako chorego w szp italu , w k tó ry m p ra ­ cował. Pew nego d nia do szp itala weszli SS-m ani. G dy Beck zorientow ał się, że szu k a ją Żydów i ich zabierają, w strzyknął o jcu przy g o to w an ą uprzednio truciznę.

Z tą chw ilą uznał, że nie m a potrzeb y dalej przebyw ać we Lwowie, i wyjechał do W arszaw y. Zjawił się n a Noakowskiego 20, prosząc o pom oc. O przechow yw a­

n iu go w m ieszkaniu, przez k tó re przew ijało się wiele osób, nie było mowy. Iren a S em adeni doczekała zapadnięcia zm roku, bow iem w dzień Beck był zbyt łatw y do ro z p o z n an ia n a ulicy jako Żyd. W siad ła z nim do zaciem nionego tra m w a ju , tak aby n ik t go nie widział, i zawiozła n a Grochów do swego krew nego, S tanisław a K onopackiego (b. wojewody wołyńskiego). N astępnego d n ia jed en z przyjaciół p o ­ w iedział jej w sekrecie najnow szą wiadomość: Beck je st w W arszaw ie, w idziano go w czoraj wieczorem , jak jechał tram w ajem n a Dworzec W schodni. N a Grochowie Beck przebyw ał jakiś czas, p o tem znaleziono m u lepszą kryjów kę: pokój bez okien w c e n tru m W arszawy, tru d n y do zauw ażenia w czasie rew izji. T am doczekał Pow ­ s ta n ia , gim nastykując się codziennie i s ta ra ją c zachować d o b rą form ę. W 1945 r.

zaoferow ano m u katedrę n a U niw ersytecie Jagiellońskim . Z m arł n iestety w krótce p o tem .

N a 1 sierp n ia 1944 r. Iren a Sem adeni d o stała przydział do szp itala ZUS (róg C zerniakow skiej, Książęcej i R o zb rat). Za pseudonim p rzy jęła im ię swej m atki:

4

19

Cytaty

Powiązane dokumenty

2. Warunków oferty promocyjnej nie można łączyć z innymi Promocjami, chyba, że warunki poszczególnych Promocji dopuszczają taką możliwość. Za decydującą o udziale w

Dobrze skakali też najmłodsi skoczkowie – Patryk Wątroba oraz Bartłomiej Klimowski – którzy uplasowali się w drugiej dziesiątce w klasyfikacji generalnej – podob- nie

C 1 - student nabywa wiedzę z zakresu ergonomii architektury we wnętrzu, zna zasady ergonomii projektowania poruszania się we wnętrzu, projektowania mebla i

Dane zawarte we wniosku mają charakter jednostronnego oświadczenia wnioskodawcy, które weryfikowane są w oparciu o formalne dokumenty przed zawarciem umowy najmu,

2. Warunków oferty promocyjnej nie można łączyć z innymi Promocjami, chyba, że warunki poszczególnych Promocji dopuszczają taką możliwość. Za decydującą o udziale w

Co polecam jeśli chodzi o wyjścia towarzyskie do różnych knajpek? Zawitaj do Saca Rolas, InFrancesinha na Francesinhę. Zajrzyj również do Foz na cappuccino z

Fizjoterapeuta to osoba posiadająca wykształcenie medyczne, która za pomocą różnych ćwiczeń ruchowych oraz zabiegów fizykoterapeutycznych przywraca sprawność ruchową,

mieszkalne, parter przeznaczony na rowerownię oraz pracownie, pozostałe kondygnacje zajmą mieszkania budynek lewej oficyny wzbogaci się o