• Nie Znaleziono Wyników

*\ó 37 (1273).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "*\ó 37 (1273)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

*\ó 37 (1273). W arszaw a, dnia 9 września 1906 r. Tom X X V .

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A U K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A ".

W W a r s z a w ie : rocznie mb. 8 , kwartalnie rub. 2.

Z p r ze s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. — T e l e f o n u 8 3 1 4 .

H. Po i n c a r e.

D R O G A M L E C Z N A A T E O R Y A C łA Z Ó W .1)

Rozw ażania, stanowiące przedm iot niniej­

szego artykułu, dotychczas nie ściągnęły na siebie dostatecznej u w a gi astronomów; m ó g ł­

bym przytoczyć zaledw ie dowcipną ideę lor­

da K elvin a , która odsłoniła nam nowe pole badań, lecz drogą przezeń w ytkn iętą nikt dotąd nie poszedł.

W ie m y w szyscy, jak wielu fizyk ów spół- czesnych przedstawia sobie budowę gazów . G a zy składają się z niezliczonej mnogości cząsteczek, ożyw ion ych w ielkiem i prędko­

ściami, a krzyżujących się ze sobą w e w szy­

stkich kierunkach. Cząsteczki te praw do­

podobnie działają na siebie z odległości, lecz działanie to m aleje znacznie ze w zro ­ stem odległości tak, że drogi przez nie opi­

sane można uważać za prostolinijne, chyba że jakaś cząsteczka przechodzi dość blisko obok innej: w tym przypadku wskutek przy-

x) P rzek ła d , z pew nem i skróceniami, z „B u lle- tin de la S ociete astronomique de F ra n ce14. 1906.

Z e s z y t k w ietn iow y.

ciągania w zajem nego lub odpychania odchy­

lają się one na prawo lub na lewo. N a z y ­ w am y to niekiedy uderzeniem, lecz nie na­

leży w yrazu tego rozumieć w zw ykłem zna­

czenia; nie jest bowiem konieczne, aby obie cząsteczki zetknęły się ze sobą, w ystarczy, b y zb liży ły się do siebie o tyle, aby p rzy cią ­ ganie wzajem ne zaczęło na nie działać. P r a ­ w a odchylenia, jakim ulegają, są.takie same, ja k g d y b y nastąpiło m iędzy niem i zderzenie istotne.

Zdaw ałoby się, że nieskoordynowane ude­

rzenia tego niezliczonego pyłu m ogą zrodzić tylk o chaos nierozw ikłany, przed którym analityk cofnąć się musi; lecz tu przychodzi nam na pomoc praw o liczb w ielkich, to n a j­

w yższe prawo przypadku. Z w ątpien ie m o ­ g ło b y nas ogarnąć wobec porządku p o ło ­ wicznego; lecz w chaosie zupełnym to pra­

w o statystyczne ustala coś w rodzaju po­

rządku średniego, w którym m yśl odnajduje wątek. Badanie tego średniego porządku stanowi właśnie teoryę cynetyczną gazów . D ow odzi nam ona, że prędkości cząsteczek są jednakowo rozmieszczone w e w szystkich kierunkach, że wielkość tych prędkości zm ie­

nia się od cząsteczki do cząsteczki, że nadto sama ta zmiana ulega prawu, zwanego pra­

wem Maxwella. P ra w o to pozwala nam zna­

leźć liczbę cząsteczek, ożyw ion ych taką lub

(2)

5 7 8 W S Z E C H Ś W IA T JM® 3y

inną prędkością. Skoro ty lk o gaz uchyli się od tego prawa, w zajem ne uderzenia cząste­

czek, zm ieniając kierunek oraz w ielkość ich prędkości, szybko sprowadzają g o do stanu, którem u praw o to jest w łaściwe. F iz y c y usiłowali z powodzeniem objaśnić w ten spo­

sób własności doświadczalne gazów , ńp. pra­

w o M ariottea.

R o zw a żm y teraz drogę mleczną. 1 tam dostrzegam y p y ł niezliczony, ale ziarnka te ­ g o pyłu nie są to ju ż atom y, lecz gw ia zd y;

ziarnka te poruszają się rów nież z w ielkiem i prędkościami oraz działają na siebie na od­

ległość, lecz działanie to jest tak słabe wobec znacznych odległości, że d rogi przez nie o p i­

sywane można uważać za lin ie proste. D w ie ja k iek olw iek g w ia z d y od czasu do czasu m o­

gą znaleźć się w dość bliskiej od siebie odle­

głości, b y drogi ich u legły zboczeniu, na p o ­ dobieństwo drogi kom ety w bliskości J o w i­

sza przechodzącej. Jednem słowem, w oczach olbrzym a, dla któregoby nasze słońca b y ły tem , czem są dla nas atomy, droga mleczna uchodziłaby za kulę gazow ą.

Taka jest idea przewodnia lorda K elvin a.

Co m am y wnioskować z teg o porównania?

W jakiej mierze jest ono ścisłe? W łaśn ie tę kw estyę chcielibyśm y zbadać, lecz zanim dojdziem y do jakiegoś stanow czego w n io ­ sku, już przeczuwam y, nie chcąc zg ó ry go przesądzać, że teorya cynetyczna gazów jest dla astronoma wzorem , którego nie może ślepo naśladować: wolno m u tylk o w swych rozważaniach szukać w niej natchnienia.

A ż do chwili obecnej mechanika nieba obierała sobie za w yłą c zn y przedm iot badań układ słoneczny oraz niektóre układy gw ia zd podw ójnych. C ofała się ona przed układem drogi m lecznej, bez w zględu na to, czy od­

słaniała nam grom ad y gw iazd, czy też m g ła ­ wice; bo w idziała tam tylk o panowanie cha­

osu. L ec z droga mleczna nie jest bardziej od gazu skomplikowana; m etody statystyczne, oparte na rachunku prawdopodobieństwa, a stosowane do gazów , m ogą przeto rów nież dobrze znaleźć zastosowanie do drogi m lecz­

nej. A le przedew szystkiem należy zdać so­

bie sprawę z podobieństw i różnic, ja k ie na­

stręczają dw ie te dziedziny zjawisk.

L o rd K e lv in usiłował określić w św ietle swej idei w ym ia ry drogi m lecznej. W tym celu znać trzeba liczbę g w ia zd w idzialnych

| dla naszych teleskopów; lecz wcale nie je ­ steśmy pewni, czy poza gw iazdam i w idzial- nemi nie u kryw ają się inne, których nie d o ­ strzegam y. G d yb y tak było istotnie, to licz­

by przez nas znalezione dałyby nam poję­

cie nie o w ym iarach drogi mlecznej, lecz o sprawności naszych narzędzi mierniczych.

L e c z nowa teorya odsłania nam nowe środki.

W samej rzeczy, znam y przecież ruchy g w ia zd najbliższych, m ożem y nadto w yrobić sobie pojęcie o wielkości i kierunkach ich prędkości. Jeśli idee przez nas w yłuszczone są ścisłe, to prędkości te pow in n y ulegać praw u M axw ella, a wartość średnia owych prędkości p o zw oli nam poznać to, co, że tak powiem , odpowiada temperaturze naszego gazu fikcyjnego. L ec z temperatura ta sama zależy od w ym iarów naszej kuli gazow ej.

Jak istotnie zachowuje się masa gazow a po­

zostawiona sama sobie w próżni, g d y je j ele­

m enty przyciągają się podług prawa N e w to ­ na? P rzy jm u je ona postać kulistą; nadto, wskutek ciążenia gęstość jej jest większa w środku, a ciśnienie rów nież wzrasta od po­

wierzchni ku środkowi wskutek ciężaru czę­

ści zew nętrznych przyciąganych przez śro­

dek: temperatura bowiem a ciśnienie są związane przez praw o adyabatyczne zupełnie ja k w kolejno po sobie następujących w ar­

stwach naszej atm osfery. N a samej po­

w ierzchni ciśnienie jest rów ne zeru, i tak sa­

mo ma się z temperaturą bezwzględną, t. j.

z prędkością cząsteczek.

W środku kuli gazow ej ciśnienie, a więc i temperatura, b yłoby tem znaczniejsze, im kula b yłab y większa, g d y ż ciśnienie pow ięk­

sza się przez ciężar wszystkich w arstw ko­

lejnych. M ożem y przypuścić, że znajdujem y się p raw ie w środku d rogi mlecznej, a obser­

w ując średnią prędkość własną gw iazd, po­

znam y to, co odpowiada tem peraturze środ­

kowej naszej kuli gazow ej oraz będziem y m ogli znaleźć je j promień.

M o żem y w yrob ić sobie pewne pojęcie o w yn iku przez następujące rozważania.

P r z y jm ijm y proste przypuszczenie, że droga mleczna jest kulista, i że masy są w niej ro z­

mieszczone w sposób jednorodny; wynika stąd, że g w ia z d y opisują elipsy spółśrodko- we. Jeśli przypuścim y nadto, że prędkość na pow ierzchni redukuje się do zera, to bę­

dziem y m o g li obliczyć prędkość w środku,

(3)

Ne 37 W S Z E C H Ś W IA T 579 posługując się równaniem sił żyw ych. Zna­

leźlibyśm y w ten sposób, że prędkość owa jest proporcyonalna do prom ienia kuli oraz do pierwiastku kw adratow ego z je j gęstości.

G d y b y masa tej kuli równała się masie słoń­

ca, a jej prom ień prom ieniow i orbity ziem ­ skiej, to prędkość ta (jak to łatw o w idzieć) rów nałaby się prędkości ziem i na jej orbicie.

L ec z w rozważanym przez nas przypadku masa słońca musiałaby być rozmieszczona w kuli o promieniu 1000 000 razy większym , g d y ż promień ten — to odległość gw iazd naj­

bliższych. Zatem, gęstość byłaby 1018 razy mniejsza, ponieważ jednak prędkości są to wielkości tego samego rzędu, to prom ień bę­

dzie tylko 109 razy większy, czy li 1000 razy w iększy od odległości g w ia zd najbliższych.

W yn ik a łob y stąd, że droga mleczna liczy około m iliarda gw iazd.

L ec z zarzuci nam kto, że h ypotezy te są dalekie od rzeczywistości. Nasamprzód, dro­

ga mleczna nie jest ku lista— do tego punktu jeszcze pow rócim y — następnie, teorya cy- netyczna gazów nie zgadza się z przypu­

szczeniem kuli jednorodnej. Istotnie, prze­

prow adzając rachunek ścisły zgodnie z tą teoryą, znajdziem y bez wątpienia w yn ik nie zupełnie zgodny z rzeczywistością; będzie on wszakże wielkością teg o samego rzędu, a w podobnem zagadnieniu dane są tak niepe­

wne, że rząd w ielkości to je d y n y cel, o który chodzić nam może.

W tem miejscu nasuwa się pewna uwaga:

w yn iki lorda K elvin a , które odnaleźliśm y przez rachunek przybliżony, zgadzają się z liczbami, do jakich doszli obserw atorow ie zapomocą teleskopów. W n ioskow ać stąd należy, że jesteśm y tuż koło praw dy, jeśli chodzi o drogę mleczną. L e c z uwaga ta po­

zwala nam rozwiązać inne jeszcze pytanie.

Są gw iazdy, które w idzim y, bo świecą; lecz czy istnieją g w ia zd y ciemne, krążące w prze­

strzeniach m iędzygw iazdow ych, a które przez długie jeszcze czasy pozostaną ukryte dla naszego wzroku? Otóż, m etoda lorda K e lvin a pozwala nam znaleźć całkow itą ilość gw iazd, w łączając w to i g w ia zd y ciemne, g d y b y istniały; ponieważ jednak liczba tym sposobem znaleziona daje się porównać z liczbą, jaką osiągam y zapomocą teleskopu, to wnioskować stąd należy, że niemasz ma- ;

teryi ciemnej, lub przynajm niej, że niema je j tyle, co m ateryi świecącej.

L ecz pójdziem y dalej; musimy jeszcze roz­

patrzyć kw estyę pod innym kątem. C zy w naszych rozważaniach droga mleczna ma być obrazem gazu właściwego? W iadom o, że Crookes w prow adził pojęcie czwartego stanu m ateryi, w którym g a zy pod w p ły ­ wem w ielk iego rozrzedzenia przestają się zachowywać ja k g a zy właściwe, przyjm ując natomiast postać m ateryi promienistej. C zyż­

by w ięc droga mleczna; ze w zględu na słabą jej gęstość m iała być obrazem m ateryi gazo­

w ej, czy też m ateryi promienistej. R ozp a­

trzenie t. zw. drogi średniej da nam odpo­

w iedź na to pytanie.

D rogę przebytą przez cząsteczkę gazow ą można uważać ja k o utworzoną z odcinków prostokreślnych, przeplatanych bardzo ma- łem i łukami, odpowiadaj ącemi kolejnym uderzeniom. Długość każdego takiego od­

cinka nazyw am y drogą średnią. N ie jest ona, ma się rozumieć, jednakowa dla w szy­

stkich odcinków i dla wszelkich gazów ; mo­

żem y wszakże w ziąć pewną średnią, i ją to właśnie nazwano drogą średnią. Jest ona tem większa, im mniejsza jest gęstość gazu.

Ma tery a jest promienista, jeśli droga średnia jest w iększa od w ym iarów naczynia, w któ- rem jest zawarte. Cząsteczka ma przeto szanse przebycia całego naczynia, nie ulega­

jąc uderzeniu. M aterya jest gazow a w p rz y ­ padku przeciwnym . W y n ik a stąd, że ta sa- j ma m aterya może być promienistą w małem naczyniu, a gazow a w wielkiem ; i może dla­

tego w rurce Crookesa próżnia musi być tem doskonalsza, im większa jest sama rurka.

Jakże więc ma się z drogą mleczną? Jestto masa gazu o gęstości bardzo małej, lecz w y ­ m iary je j są znaczne; czyż w ięc gw iazda ja ­ ka ma szanse przebycia całej przestrzeni masy, nie ulegając uderzeniu, t. j. nie prze­

chodząc w pobliżu innej gw ia zd y, któraby m ogła ją zboczyć z drogi? Co rozum iem y nadto przez w yraz „w pobliżu"? Jest on z konieczności nieco dow olny; przypuśćmy, że jestto odległość Neptuna od słońca, co przedstaw iałoby odchylenie rów ne praw ie 10 stopniom; w yobrażam y więc sobie każdą naszę gw iazdę, jako otoczoną kulą bezpie­

czeństwa o takim właśnie promieniu. C zy

(4)

580 "W S Z E C H Ś W IA T JMa 37 prosta będzie m ogła przejść przez te kule?

N a odległości średniej g w ia z d d rog i m lecz­

nej, prom ień tych kul będzie w id zian y pra­

w ie pod kątem dziesiątej części sekundy, a g w ia zd jest m iliard. U m ieśćm y na kuli niebieskiej m iliard m ałych k ó ł o prom ieniu jednej dziesiątej części sekundy. C zy są szanse, że te koła pokryją w ielką ilość razy kulę niebieską? D alecy jesteśm y od tego;

p o k ryją one zaledw ie 1/16000 część. A więc droga mleczna nie jest obrazem m ateryi g a ­ zow ej, lecz m ateryi prom ienistej Crookesa.

Tem nie mniej, poniew aż poprzednie nasze w nioski są na szczęście bardzo m ało ścisłe, nie potrzebujem y znacznie ich zmieniać.

L e c z w róćm y do drogi m lecznej. N ie jes t ona sferyczna i chętniej przedstaw ilibyśm y ją sobie w postaci tarczy spłaszczonej. Ja- snem jest wówczas, że masa, która bez pręd­

kości opuszcza powierzchnię w róci do środka z różnem i prędkościami, stosownie do tego, czy opuściła powierzchnię w sąsiedztwie środka tarczy, cz y też na jej brzegu; w dru­

g im przypadku prędkość byłab y znacznie większa.

Otóż, dotychczas przypuszczaliśm y, że pręd­

kości własne gw iazd, te, które obserwujem y m ożem y zestaw ić z prędkościam i, jakie osią­

g n ęły b y podobne masy, lecz to pociąga za sobą pewną trudność. Podaliśm y w y ż e j w ielkość w ym iarów drogi m lecznej oraz w y ­ prow adziliśm y ją z obserw ow anych prędko­

ści własnych. Prędkości te są to w ielkości teg o samego rzędu, co prędkość ziem i na or­

bicie; lecz ja k i w ym ia r m ierzyliśm y w ten sposób? Jestże to grubość, czy m oże pro­

m ień tarczy? Jestto bez w ątpienia coś po- j

średniego; ale w takim razie, co pow iedzieć m ożem y o samej grubości, lub o prom ieniu tarczy? N ie brak danych dla w ykonania rachunku; poprzestanę jednak na tem, że j w yk ażę m ożliwość oparcia rachunku, p rz y ­ najm niej przybliżonego, na w yczerpującem roztrząsaniu ruchów własnych.

A w te d y znajdziem y się wobec dwu hy- potez: albo g w ia z d y d ro g i mlecznej są o ż y ­ wione prędkościami, które w większości przypadków są rów n oległe do płaszczyzny d ro g i m lecznej; zresztą prędkości te są je d ­ nostajnie rozm ieszczone w e w szystkich k ie­

runkach rów nolegle do owej płaszczyzny.

Skoro tak, to obserwacya ruchów własnych

powinna nam odsłonić przeważanie-składo- w ych rów noległych do drogi mlecznej; ale to właśnie pozostaje do wykazania, g d y ż nie w iem , czy systematyczna dyskusya została przeprowadzona z tego punktu widzenia.

Z drugiej strony, podobna rów now aga m o­

g ła b y być tylk o czasowa, g d y ż wskutek ude­

rzeń, cząsteczki, to jest gw iazdy, nabędą z czasem znacznych prędkości w kierunku pro­

stopadłym do d rogi mlecznej i w yjd ą w resz­

cie z jej płaszczyzny tak, że cały układ dążyć będzie do fo rm y kulistej, jedynej figu ry rów n ow agi odosobnionej masy gazow ej.

A lb o cały układ jest ożyw ion y w spólnym ruchem obrotow ym , i dla tej właśnie p rz y ­ czyn y spłaszczony ja k ziemia, ja k Jowisz, ja k zresztą w szystkie ciała, które się obra­

cają. P o n iew aż jednak spłaszczenie jest znaczne, to ruch ob rotow y m oże być szybki.

T a k jest bez wątpienia, lecz musimy poro­

zum ieć się co do słowa „ s z y b k i G r ę s t o ś ć d rog i mlecznej jest 1025 razy mniejsza o d g ę -

j stości słońca, a prędkość obrotow a (^1025razy m niejsza od prędkości słońca rów now ażyłaby ją z punktu w idzenia spłaszczenia. Prędkość 1012 razy pow olniejsza od prędkości ziem i, t. j. trzydziesta część łuku o jednej sekun­

dzie na jeden w iek, będzie to ju ż obrót bar­

dzo szybki, praw ie zaszybki, aby m ożliw a b yła rów now aga stała.

W tem przypuszczeniu dostrzegalne ruchy własne ukażą się nam jako jednostajnie roz­

mieszczone, i nie m ogą ju ż przew ażać skła­

dow ych rów noległych do płaszczyzny drogi mlecznej. R u ch y te nic nam nie powiedzą o obrocie, g d y ż sami stanow im y część obra­

cającego się układu. Jeśli m gław ice spiral­

ne stanowią odmienne drogi mleczne, obce zupełnie naszej, to nie są one w ciągnięte .do tego obrotu; można b yłoby zatem zbadać ich ruchy własne. Praw da, że są one bardzo odległe; jeśli jakaś m gław ica ma w ym ia ry drogi mlecznej i jeśli je j pozorny prom ień w ynosi np. 20 ", to jej odległość jest 10000 ra zy większa od promienia drogi mlecznej.

N ie ma to jednak znaczenia, skoro w m gła ­ w icach tych szukamy w skazów ki nie co do ruchu postępow ego naszego układu, lecz co do je g o obrotu. W sza k g w ia zd y pozornie stałe odsłaniają nam obrót dzienny ziem i, ja k k o lw iek ich odległość jest ogromna. N a nieszczęście m ożliw y obrót drogi m lecznej,

(5)

M 37 W S Z E C H Ś W IA T 581 jakkolw iek b yłb y w zględ n ie szybki, jest

jeszcze bardzo pow oln y z absolutnego pun­

ktu widzenia; zresztą dane dotyczące m gła­

w ic z natury rzeczy nie m ogą być zbyt ścisłe.

Trzeba byłoby tysięcy lat obserwacyi, zanim dowiedzielibyśm y się czegoś.

Jalikolw iek by było, w św ietle tej drugiej h ypotezy figura d rogi mlecznej jest figurą o rów now adze ustalonej.

M e będę dłużej zastanawiał się nad w ar­

tością w zględną tych dwu hypotez, g d y ż jest jeszcze trzecia, może prawdopodobniej­

sza. W iadom o, że pośród m gławic, które nie są grom adam i gw iazd, m ożna rozróżnić kilka rodzin: m gła w ice nieforem ne, ja k ą je s t np. m gław ica Oryona; m gław ice planetarne oraz pierścieniowe; wreszcie m gław ice spi­

ralne. W id m a pierw szych dw u rodzin zo­

stały zbadane. Są one nie ciągłe; m gław ice te nie są zatem z gw iazd utworzone; zresztą ich rozmieszczenie na niebie zdaje sięzależeć od drogi mlecznej. N ależą one w każdym razie do układu, g d y ż okazują tendencyę bądź do oddalenia się, bądź przeciwnie, do zbliżenia się do niego. N atom iast m gław ice spiralne są naogół uważane, jako niezależne od d rogi mlecznej; przypuszczają, że są one na podobieństwo drogi m lecznej utworzone z mnóstwa gw iazd; że są to, jednem słowem, inne drogi mleczne, bardzo oddalone od na­

szej. N ajnow sze prace Stratonow a zdają się przem awiać za przypuszczeniem, że sama droga mleczna jest m gław icą spiralną, i to właśnie stanowi trzecią hypotezę, o której w yżej wspomniałem.

Jak w ytłu m aczyć te szczególne zjawiska w m gławicach spiralnych zachodzące, zbyt p raw idłow e i ścisłe, aby można je było zło­

żyć na karb przypadku? Przedew szystkiem , w ystarczy rzucić okiem na obraz którejk ol­

w iek z nich, b y dostrzedz, że masa się obra­

ca; można nawet zauw ażyć kierunek tego obrotu: w szystkie prom ienie spiralne są z g ię ­ te w tym samym kierunku. W idoczna, że skrzydło ruchome opóźnia się w zględem osi, i to właśnie określa kierunek obrotu. L ec z to jeszcze nie w szystko: jasnem jest, że m gła ­ w ic tych nie można upodobnić do gazu w spoczynku, ani nawet do gazu w równo- [ wadze względnej, pozostającego pod w p ły ­ wem jednostajnego ruchu obrotow ego; moż- !

na je tylko zestawić z gazem w ruchu usta­

wicznym , w którym panują prądy w e ­ wnętrzne.

Przypuśćm y np., że obrót jądra środko­

w ego jest szybki (wiadomo, co przez ten w y ­ raz rozum ieć należy), zb yt szybki dla rów no­

w a g i stałej. W te d y na równiku siła odśrod­

kowa przew yższy siłę ciążenia, i gw ia zd y błądzić zaczną po równiku, tworząc prądy rozbieżne; ale g d y zw rócim y uwagę, że ich moment obrotow y pozostaje stały, a promień w odzący wzrasta, ich prędkość kątow a usta­

w icznie się zmniejsza w m iarę tego, jak g w ia zd y się oddalają i dlatego właśnie skrzy­

dło ruchome się opóźnia.

W świetle tego przypuszczenia niema praw dziw ego ruchu stałego, jądro środkowe zatraca w ciąż m ateryę, która uchodzi, b y ju ż w ięcej nie wrócić, oraz — że tak powiem — stopniowo się w ypróżnia. L e c z m ożem y zmienić hypotezę. W miarę tego, ja k g w ia ­ zda się oddala, zatraca ona swą szybkość i wreszcie się zatrzym uje; ale w tej właśnie chwili podlega ciążeniu, które ją znowu spro­

wadza do jądra; w ten sposób w ytw arzają się prądy dośrodkowe. Jeśli zechcemy uciec się do porównania z wojskiem w szyku bo­

jow ym , które w yk on yw a obrót, to umieścić należy prądy dośrodkowe w pierw szym rzę­

dzie, zaś odśrodkowe w drugim . W samej rzeczy, ogólna siła odśrodkowa musi się ró ­ w n ow ażyć przez przyciąganie, ja k ie w arstw y środkowe skupienia w yw iera ją na w arstw y dalsze.

Zresztą po u p ływ ie pew n ego czasu zapa- now uje porządek stały. Pon iew aż skupienie się skręca, to przyciąganie, ja k ie skrzydło ruchome w yw iera na oś, dąży do zwolnienia jej ruchu, zaś oddziaływ anie tej ostatniej na pierwsze dąży do przyspieszenia ruchu sk rzy­

dła, które nie powiększa sw ego zwolnienia, tak, że ostatecznie w szystkie prom ienie za­

czynają się obracać z jednostajną szybkością.

M ożna w każdym razie przypuścić, że jądro obraca się szybciej od promieni.

Jedno wszakże pytanie pozostaje: dlaczego ow e roje dośrodkowe i odśrodkowe dążą do skoncentrowania się w promieniach, zamiast rozsiać się wszędzie? D laczego w reszcie pro­

m ienie rozm ieszczają się praw idłow o? Jeśli zachodzi ześrodkowanie, to wskutek p rz y ­

(6)

582 W S Z E C H Ś W IA T A!» 37 ciągania, jakie skupienia ju ż istniejące w y ­

w ierają na gw ia zd y, które opuszczają ją d ro w ich sąsiedztwie. Skoro ty lk o w y tw a rza się jakaś nierówność, to potęgu je się ona, pod w pływ em tej właśnie przyczyn y.

D laczego jednak prom ienie rozm ieszczają się praw idłow o? Jestto proces bardziej sub­

telny. Przypuśćm y, że niema ruchu obroto­

w ego, że w szystkie g w ia z d y znajdują się w dwu płaszczyznach prostopadłych, i że są sym etrycznie w zględ em nich rozmieszczone.

D zięk i sym etryi, niema przyczyn y, dla któ- rejb y w ys zły z tych płaszczyzn, lub dla któ- rejb y sym etrya się zmieniła. T a k i układ dałby nam rów now agę, lecz b yłab y to rów n o­

w aga niestała.

Jeśli natomiast zachodzi ruch obrotow y, to układ rów n ow agi b y łb y analogiczny do czterech k rzyw ych prom ieni rów nych sobie, i przecinających się pod kątem 90°; a jeś li nadto przyjm iem y, że obrót jest dość szybki, to rów now aga ta m ogłaby być stałą.

N ie m ogę zatrzym ać się specyalnie nad tą kwestyą. W ystarcza w ykazanie, że te fo r ­ m y spiralne dadzą się m oże kiedyś objaśnić przez prawo ciążenia oraz przez rozw ażania statystyczne, przypom inające teoryę cyne- tyczną gazów.

T o , co powiedziałem o prądach w ew n ętrz­

nych, wystarcza, b y wykazać, ja k ciekawe byłoby zbadanie systematyczne całokształtu ruchów własnych; lecz będzie to można przedsięw ziąć dopiero m oże za la t sto, g d y nastąpi drugie w ydanie m ap y nieba, i g d y się je zestawi z pierwszem , będącem obecnie

•w przygotow aniu.

N a zakończenie chciałbym zw rócić uw agę na jeszcze jedno pytanie, dotyczące wieku drogi mlecznej oraz m gław ic. G d y b y się p otw ierd ziły nasze przypuszczenia, to m o g li­

byśm y w yrob ić sobie o tem pewne pojęcie.

T en rodzaj rów n ow agi statycznej, którego wzoru dostarczają nam ga zy , m oże się ustalić dopiero wskutek w ielkiej ilości uderzeń. J e ­ żeli uderzenia te są rzadkie, to m oże ona na­

stąpić dopiero po u pływ ie bardzo dłu giego czasu; jeśli istotnie droga mleczna (lub p r z y ­ najmniej grom ady, które do niej należą), jeśli m gław ice stan ten osiągnęły, to dlatego, że są już bardzo stare; można nawet określić granicę niższą ich wieku. L e c z i granica

w yższa m oże być znaleziona; rów now aga ta nie jest ostateczna, i nie może trw ać w iecz­

nie. N asze m gław ice spiralne m ożnaby b y ło upodobnić do gazów w ruchu w iecznym po­

zostających. A le g a zy w ruchu są to ciała lepkie, a ich prędkości prędzej czy później maleją. T o , co w danym w ypadku odpow ia­

da lepkości, a co zależy od szans zderzenia się cząsteczek, jest bardzo słabem; porządek w ięc obecny trw ać m oże jeszcze przez czas niezm iernie długi, lecz nie ciągle. Zatem nasze drogi mleczne nie m ogą ż y ć w iecznie lub stać się nieskończenie staremi.

L e c z nie dość tego. R o zw ażm y naszę at­

m osferę: na je j krańcach panować musi tem­

peratura nieskończenie mała, a szybkość czą­

steczek jest tam bliska zera. Chodzi jednak ty lk o o szybkość średnią; wskutek uderzeń jed n a jakaś cząsteczka m oże nabyć (rzadko, co prawda) olbrzym ią szybkość, która ją w y ­ trąci z granic atm osfery, a skoro razby z niej w yszła, to nie w róciłaby więcej. Nasza at­

m osfera w ypróżn ia się nadzwyczaj powolnie.

I d roga m leczna od czasu do czasu traci ja ­ kąś gw iazdę przez działanie tego samego m e­

chanizmu, i to rów nież ogranicza czas je j trwania.

A zatem pew ne jest, że gdybyśm y w ten sposób ob liczyli w iek drogi mlecznej, to w y ­ p a d łyb y liczb y olbrzym ie. L ec z tu nastrę­

cza się trudność. N iek tórzy fizycy, opiera­

ją c się na innych rozważaniach, obliczają, że słońca m ogą m ieć tylko istnienie przem ija­

jące, około 50 m ilionów lat trwać m ogące;

nasze minimum w ypadłoby daleko większe.

C zy p rzyjąć zatem mamy, że ew olucya drogi m lecznej rozpoczęła się, g d y m aterya była jeszcze ciemna? L ecz w ja k i sposób g w ia zd y ją składające osiągnęły wszystkie jednocześ­

nie swój w iek m łodzieńczy, wiek, który trw ać ma tak krótko? A lb o też może dochodziły do tego stopniowo; może gw ia zd y, które w i­

dzim y, stanowią tylko znikomą mniejszość w obec tych, które zga sły lub które kiedyś zaświecą? L e c z ja k b y się to godziło z tem, co pow iedzieliśm y w yżej o nieistnieniu ma­

te ry i ciemnej, przynajm niej w znacznych ilościach? M usielibyśm y porzucić jednę z dwu h ypotez, i którą? N ie roszczę pretensyi do usunięcia tej trudności, ograniczam się do je j podkreślenia. Niech m i w ięc w olno bę­

dzie zakończyć w ielkim znakiem zapytania.

(7)

Mi 37 W S Z E C H Ś W IA T 583 Dobrze jest czasem podnosić kwestye, nawet

wówczas, g d y zdaje nam się, że do rozw ią­

zania ich jest jeszcze bardzo daleko.

P rzeło ży ł I . Faterson.

Pbo f. D e. L . Kn y.

W R A Ż L I W O Ś Ć W P A Ń S T W I E R O Ś L IN N E M .

(C iąg d a ls z y ).

Siła ciężkości działa praw ie zupełnie j e ­ dnakowo zarówno na powierzchni, ja k w e­

w nątrz gleby, nic tedy dziw nego, że nad­

ziemne i podziem ne części roślin praw ie zu- pełnie jednakow o przystosow ały się do je j działania. Św iatło natom iast może w y w ie ­ rać w p ły w swój w znacznie m niejszym za­

kresie. D la większości znajdujących się w glebie narządów, czy to korzeni, czy pę­

dów podziemnych, do czasu aż nie w ydosta­

ną się one na powierzchnię, czynnik ten nie ma żadnego znaczenia. N iezw y k le zato w a­

żny jest dla oryentacyi części nadziem­

nych.

K a żd y, kto chociaż trochę obserwuje swe otoczenie, w ie o tem dobrze, że większość roślin, po ustawieniu ich w pobliżu okna, zwraca się ku światłu; coprawda pęd ułanki (Fuchsia) czyni to bardzo energicznie, ogon ­ ki zaś liściowe palm nachylają się zaledwie trochę.

Często spostrzegam y u w ielu roślin (dość w ym ienić bratek (V iola altaica) i .słonecznik (Helianthus), że k w ia ty ich lub całe k w ia to­

stany skierowują się ku południowej stronie widnokręgu, dzięki czemu otrzym ują naj­

większą ilość światła. T e g o rodzaju narzą­

d y nazyw am y d o d a t n i o h e l i o t r o p i c z - n e m i . Przeciw staw iam y im o d j e m n i e h e l i o t r o p i c z n e ; tak pęd kiełka g o rc z y ­ cy białej, nachylający się do światła, w y k a ­ zuje dodatni, korzeń zaś odchylający się—

odjem ny heliotropizm .

M ogą tu jednak zachodzić pewne zmiany;

np. czepiające się podpór pędy bluszczu (He- dera H e lix ) w m łodości kierują się ku świa­

tłu, później zaś stając się odjem nie heliotro-

picznemi, starają się odsunąć jaknajdalej, przyciskają się przy tem do drzew lub mu­

rów. M a to dla nich w ielkie znaczenie;

wskutek bowiem tego ich korzenie czepne m ogą tem łatw iej przym ocować się do pod­

pory a z niemi i cała roślina. Podobne usłu­

g i heliotropizm odjem ny okazuje też wąsom łozy winnej oraz wielu innym pnącym się gatunkom.

Zupełnie odmiennie od ło d y g i korzeni, za­

chowują się blaszki większości liści, ustawia­

ją c się stale pod kątem prostym do najbar­

dziej natężonego światła dziennego (rozpro­

szonego); znaczny udział biorą w tem też ogonki ich, odpowiednio zginając się lub skręcając. W przeważającej ilości w yp a d ­ ków zbadanych dotychczas, ogonek liściow y z powodu swego heliotropizm u dodatniego przyczynia się do ustawienia blaszki zgruba, ta zaś ju ż sama wskutek sw ego h e l i o t r o ­ p i z m u p o p r z e c z n e g o , ustawia się da­

lej tak, aby zająć swe stałe położenie.

W pewnych wszakże stosunkowo mniej licz­

nych razach ustawienie liści przypisać nale­

ż y tylk o jej samej (Monstera deliciosa, B ego­

nia discolor), lub tylko ogonkow i.

W ie lk a ilość roślin krajów słonecznych ustawia liście swe, gw o li uchronienia ich od szkodliw ego działania zb y t natężonego na­

świetlenia, rów nolegle do prom ieni słońca, a więc zupełnie odpowiednio do południka.

W y ra źn ie w id zim y to np. u eukaliptusów z N ow ej Holandyi. Nasza flora europejska posiada rów nież takie t. zw. kom pasowe ro­

śliny, dość w ym ienić chociażby Lactuca sca- riola.

Obok w yżej wym ienionych, w rażliw ych na światło, spotykam y jednak rośliny o na­

rządach zachowujących się w zględem tego czynnika zupełnie obojętnie. Do takich przedewszystkiem musimy zaliczyć pasorzy- tującą na iglastych i liściastych drzewach jem iołę (Viscum album), której ło d y g i i g a ­ łęzie rozpierzchają się w e wszystkich kierun­

kach, oraz w iele grzyb ów niższych. G rzy b y niższe, ja k n p . sporysz (Claviceps purpurea) wykazują niekiedy bardzo w y b itn y h eliotro­

pizm dodatni.

B ardzo zaciekawiający jest fakt, że jeden i ten sam narząd, jak to ju ż w yżej zostało wspomniane, w rozm aitych stadyach swego

(8)

584 W S Z E C H Ś W IA T .Nś 37 rozw oju zachowuje się rozm aicie w zględ em

światła.

P ię k n y tego przykład, oprócz w ym ien io­

nego bluszczu, m am y na szypułkach kw iato- ] w ych płożącej się po skałach L in a ria Cym - bal aria; podczas kw itnięcia są one dodatnio, podczas ow ocowania natom iast— odjem nie heliotropiczne, dzięki czemu m ogą, uni­

kając światła, złożyć dojrzałe ow oce w szcze­

linach skał, i w ten sposób zapew nić im od­

pow iednie warunki dla przyszłego kiełko­

wania.

W szystkie zjaw iska heliotropiczne w znacz­

nym stopniu zależą od natężenia i jakości światła.. Jeżeli w pobliżu silnego źródła światła, np. lam py elektrycznej lukow ej, ustaw im y na rozm aitej odległości szereg h o­

dow li czystych pleśniaka (M ucor Pb ycom y- ces), którego owoconośne zakończenia strzęp­

ków wskutek rozw oju w ciemności, stoją zu­

pełnie prosto, to po pew nym czasie spostrze­

żem y bardzo ciekawą reakcyę. Owoconośnie dalej stojących hod ow li nachylą się ku św ia­

tłu, a blisko stojących odchylą się od niego, u ustawionych zaś na odległości średniej po­

łożenie ich nie zm ieni się praw ie zupełnie.

Jeden i ten sam ob jekt— m oże t e d y — zależ­

nie od natężenia oświetlenia w yk a zy w a ć heliotropizm dodatni lub odjem ny, albo też być pod tym w zględem zupełnie niem al obo­

jętn ym .

Co do jakości, to z pośród prom ieni w cho­

dzących w skład św iatła białego nie w szy­

stkie działają h eliotropicznie jednakow o.

W e d łu g badań W iesnera — prom ienie żółte są pod tym w zględem zupełnie nieczynne a naw et m ogą m iarkować w rażliw ość helio- tropiczną objektu na w p ły w św iatła innego koloru. C zerwone i pom arańczowe działają bardzo słabo; najsilniejsze zgięcia w yw o łu ją prom ienie z gran icy m ięd zy fioletow em i, a pozafioletow em i oraz pozaczerwone.

Zarówno, ja k w geotropicznych, tak i w heliotropicznych zgięciach niekoniecznie miejsce percepowania podn iety odpow iada miejscu w ystępow ania reakcyi.

U prosow atych (Paniceae) podnietę w y ­ czuwa w ierzchołek p ierw szego listka kiełka i stąd zostaje ona przeprowadzona do tej części pędu, do której p rzytw ierd zon y jest liść i która zw yk le w yk on yw a zgięcie. J e­

żeli ok ryjem y w ierzchołek ów nieprzezro­

czystą kapslą, pomim o najsilniejszego oświe­

tlenia, zgięcie n ig d y nie nastąpi.

Stałe położenie większości liści ogonko­

w ych, ja k to ju ż powiedziano w yżej, zostaje osiągnięte z jednej strony pod w pływ em do- [ statniego heliotropizm u. ogonka ustawiają­

cego blaszkę przybliżenie w odpowiedniem położeniu, z drugiej zaś strony współdziała tu, ostatecznie układając blaszkę, jej helio­

tropizm poprzeczny. Blaszki, ja k to można w ykazać zaciem niając je sztucznie, są w prze­

ważającej większości w yp ad ków bardzo w ra­

żliw e na kierunek padających na nie pro­

mieni.

Odebrane tu w rażenie w yw ołu je odpo­

w iednią reakcyę, lub w podstawowej części blaszki, jeżeli m am y do czynienia z liściem

„siedzącym ", lub też, ja k to byw a zw ykle, w ogonku, często w określonych nawet m iej­

scach, w yróżniających się sw ym kształtem a zw anych przez nas stawami.

W świeżo ogłoszonej, nadzwyczaj cieka­

w ej a znakom itej rozpraw ie swej o organach percepujących światło u roślin^ H aberlandt dobitnie w yjaśn ił, że podniety świetlne są w yczuw ane, jeżeli nie zawsze, to w przew a­

żającej większości, zapomocą naskórka g ó r ­ nej pow ierzchni liścia. W ew n ętrzn e i dolne tkanki są do tego wskutek w ielokrotnego odbicia i znacznego rozproszenia, jak rów nież pochłaniania przez zieleń heliotropicznie działających prom ieni, jaknajm niej odpo­

w iednie. N atom iast komórki naskórka brzu­

sznej powierzchni liścia, zawierając przezro­

czysty płyn oraz posiadając wypukłe błonki zew nętrzne, m ogą z łatwością spełniać zada­

nie soczewek skupiających. Taka ich czyn­

ność została istotnie w odpowiednich w arun­

kach stwierdzona zapomocą mikroskopu oraz zdjęć m ikrofotograficznych (rys. 4).

G dzie brak takich soczewkowato w y g ię ­ tych błonek górnych, kształt ten przybierają błon k i dolne, graniczące z niżej leżącemi k o ­ m órkam i, które ju ż zaw ierają ziarnka ziele­

ni; w obu wypadkach, m ogących kom bino­

w ać się ze sobą, wskutek przełam ywania i skupiania prom ieni wobec heliotropicznej rów n ow a g i musi być stale oświetlone pew ­ ne ty lk o miejsce błonki dolnej (rys. 4), przy- czem zmiana w położeniu blaszki musi spro­

w adzać zmianę i w tem oświetleniu w ten sposób, że zostaje oświetlona zupełnie inna

(9)

JM» 87 W S Z E C H Ś W IA T 585 część błonki. Dalej działa to zapewne na

protoplazm ę jako podnieta, i skutkiem tej ostatniej, zjaw ia się poruszenie, m ające na celu osiągnięcie oświetlenia pierwotnego.

O słuszności zdania, że przyczyną zgięć heliotropicznych jest istotnie w rażliw ość ko­

mórek naskórkowych na różnicę w oświetle­

niu ich błonek dolnych św iadczy bardzo pro-

Rys. 4.

Fotogram komórek naskórkowych liścia Antłra- rium M axim iliani, widzianych z góry. W idać, że wskutek w y że j wym ienionych warunków, skupione promienie oświetlają środek ich dol­

nych błonek.

ste doświadczenie Haberlandta, polegające na obserwacyi zachowania się liści pogrążo­

nych razem z ogonkam i w wodzie, której współczynnik załamania światła jest prawie taki sanij ja k soku kom órkow ego.

Jeżeli przypuszczenie pow yższe o znacze­

niu komórek soczew kow ych jest słuszne, w tych warunkach muszą one przestać speł­

niać swe zadanie i zgięć heliotropicznych obserw ow ać nie powinniśm y. Teoretyczne te spekulacye zostały stwierdzone w zupeł­

ności przez doświadczenie na liściach chm ie­

lu (Humulus Lupulus), nasturcyi (Tropaeo- lu m m ajus) oraz begonii.

Swobodnie poruszające się organizm y ro­

ślinne, np. p ły w k i w odorostów — odpowiada­

ją na podniety świetlne ruchami, t. zw. he- l i o t a k t y c z n e m i . Jeżeli do naczynia na­

lejem y w ody, zawierającej znaczną ilość zie­

lonych p ływ ek i ok ryjem y czarnym nieprze­

zroczystym papierem boki i dno je g o — to wszystkie p ły w k i zgrom adzą się na górnej powierzchni wody. P o zdjęciu okryw zoba­

czym y, że u g ó r y ciecz jest zabarwiona na zielono, reszta zaś jej — zupełnie bezbarwna i przezroczysta. Podobnie zachowują się też bezbarwne p ły w k i g rzyb k ów pasorzytujących

na zielonych roślinach wodnych. W danym razie reakeya m oże być jednak dw ojaka sto­

sownie do natężenia światła. H eliotropicz- nie dodatnie ruchy w słabem oświetleniu — stają się odjemnemi w silnem. Można to z łatwością stwierdzić, kiedy obserwuje się je przez mikroskop. Trzeba wszakże zaznaczyć, że nie zawsze w jednem i tem samem oświe­

tleniu następuje taka zmiana kierunku, znacz­

ny w p ły w w yw ierają tu rów nież inne czyn­

n ik i— temperatura, ilość tlenu w w odzie i t. d.

W iadom ości nasze w tym kierunku muszą być jeszcze rozszerzone, obecnie m ożem y tylko powiedzieć, że zjaw isko heliotaktyzm u ze względu zależności od natężenia i ilości światła jest zupełnie analogiczne zarówno w ogólności, ja k w szczegółach z heliotro- pizmem.

P oznaw szy wrażliwość i reagowanie roślin na działanie siły ciężkości i światła, nie bę­

dziem y się ju ż dziwili, kiedy wypadnie nam stwierdzić, że jako podniety m ogą na nie działać także inne postaci energii — ciepło i elektryczność, oraz takie czynniki ja k wo­

da płynąca lub parująca, dotykanie ciał sta­

łych, procesy chemiczne i t. d.

C i e p ł o p r o m i e n i u j ą c e , ja k w y k ry ł W iesner, w razie umiarkowanego natężenia, działa przyciągająco na kiełki rzeżuchy (Le- pidium sativum) i w yk i (Y icia sativa), W art- mann zaś stwierdził, że na nie w rażliw e są rów nież korzenie grochu i bobu. W niższej temperaturze podniesienie jej przyciąga, w w yższej odpycha. P o obcięciu w ierzchoł­

ka w rażliw ość nie niknie.

R u c h y t e r m o t a k t y c z ne z łatwością w yk on yw ają plazm odya rozm aitych śluzow- ców.

K aw ałek plazmodyum położony na pasku bibuły, której jeden koniec zanurzono w w o­

dzie o 7° 0., drugi zaś o 30° C. po pewnym przeciągu czasu, kiedy pow róci mu po pora­

nieniu w ra żliw o ś ć—zaczyna się przesuwać ku końcow i pogrążonemu w wodzie cieplej­

szej (Stahl). K orzen ie reagują też na p r ą ­ d y e l e k t r y c z n e . Podczas działania prą­

du słabszego zwracają się one ku biegunow i odjemnemu,— silniejszego ku dodatniemu.

N a swobodnie poruszające się organizm y prąd elektryczny działa tak, że ustawiają się rów nolegle do kierunku jego. U orzę-

(10)

586 W S Z E C H Ś W IA T JNTs 37 sków (Param aecium ) lub u ameb przedni ko­

niec ciała skierow uje się ku katodzie, u w i- ciow ców (Polystom a U ve lla ) ku anodzie.

W stosunku do działania drażniącego w il­

gotnych pow ierzchni korzenie i pędy zacho­

w u ją się zupełnie odmiennie, k ied y bow iem te ostatnie są na to przew ażnie zupełnie obo­

jętne, korzenie natomiast w yk azu ją w y b itn y h y d r o t r o p i z m dodatni (K n ig h t). Z ja w i­

sko to ła tw o daje się zdem onstrować, je ż e li zastosujem y się do w skazówek Sachsa. N a ­ pełn iw szy płaskie pudełko blaszane, którego dno stanowi siatka druciana, o oczkach śred­

nicy kilku m ilim etrów , w ilgotn em i trocinam i i zasadziwszy tam kiełki, zaw ieszam y je po­

ziomo. K o rzen ie rosną, i p rzeb iw szy po­

kład trocin, przez oczka siatki w ychodzą na- zew nątrz i zwisają ja k z w y k le pionowo. ! Zm ieniam y teraz położenie pudła, zaw iesza­

jąc je pod kątem 45°. D aje się w te d y spo- strzedz po pew n ym czasie bardzo ciekaw e j

zjaw isko: korzenie zwisające dotychczas p io­

nowo, skierow ują się ku w ilgo tn ej po­

w ierzchni trocin; w ierzchołki ich podnoszą się do g ó r y i wrastają z pow rotem w troci­

ny, przyczem natrafiw szy tam na odpow ied­

nie w arunki (jednostajną w ilgotność) znowu odchylają się pionowo. W sku tek takich czę­

stych zgięć, korzenie po pew nym czasie prze­

platają się z drutami siatki, przechodząc z jed nego oczka do drugiego.

H y d rotrop izm można obserw ow ać rów nież u swobodnie poruszających się plazm odyów śluzowcowych. Podczas okresu rozrastania się starają się one w yszukać podścieliska ja k n a jw ilg otn iejsze i pełzną ku nim (h y - d r o t a k t y z m d o d a t n i ) podczas ow oco­

w ania natomiast w ystępuje w nich h y d r o - t a k t y z m o d j e m n y , i skierow ują się one j

w ted y do m iejsc suchszych (S tah l). O rga­

nizm roślinny reaguje także na podrażnie- j nia w yw oływ a n e działaniem prądu w ody.

T a k w ierzch ołki korzeni zgin ają się w razie j

prądu słabszego przeciw niemu ( r e o t r o - p i z m d o d a t n i ) , przyczem w m iarę w zra- | stania szybkości prądu reakcyi w ystępu je coraz dobitniej, następnie zaś zaczyna sła­

bnąć, a w obec szybkości 500 mm na sekundę występuje w nich r e o t r o p i z m o d j e m n y . Obecność w ierzchołka tu rów n ież nie ma żadnego znaczenia, zgięcia reotropiczne za­

chodzą i po je g o obcięciu.

H yd rotrop izm i reotropizm są nadzwyczaj pożyteczne dla organizm ów roślinnych, pod ich bowiem działaniem m ogą one zaw sze skierow yw ać sw oje korzenie do w arstw g le ­ by n ajw ilgotniejszych i w ten sposób zabez­

pieczać się od braku wody.

W ych od ząc z założenia, że pożyteczną w skutkach swoich byłaby dla roślin w rażli­

wość na obecność szkodliwych lub niezbęd­

nych dla nich zw iązk ów chemicznych, stara­

no się ju ż oddawna zbadać korzenie ich pod ty m właśnie w zględem . Pom im o licznych poszukiwań nad c h e m o t r o p i z m e m ko­

rzeni, zdołano do ostatnich czasów stw ier­

dzić g o zaledwie w stosunku do ciał lotnych.

T len w olny, w odpowiedniej koncentracyi, w y w o łu je dodatnie zgięcia korzeni, czysty natom iast— odjemne. Ostatnie zachodzą też pod działaniem amoniaku, chloru, pary ete­

ru, naw et kiedy te g a zy są bardzo rozcień­

czone (M olisch).

W ostatnich czasach udało się jednak w y ­ kryć, że zw iązk i stałe, łatw iej lub trudniej rozpuszczające się w wodzie, stosownie do natury swej oraz koncentracyi, działają przyciągająco lub odpychająco na korzenie rosnące, decydująco działa przytem znacze­

nie ich dla organizm u jako substancyj od­

żyw czych lub trujących. N a leży wszakże od chem otropicznych odróżniać zgięcia, w y w o ­ łane jednotronnem uszkodzeniem lub zabi­

ciem tkanek przez trucizny. U pewnych innych narządów organizmu roślinnego, m ia­

now icie zarodników g rzy b ó w i pyłków k w ia ­ tow y ch , chem otropizm jest ju ż znany od­

dawna. Chem otropiczne reakcye u pyłk ów wTyw o łu ją pew nego rodzaju w ęglow odan y (cukry trzcin ow y i gronow y, dekstryna), w y ­ dzielane przez tkanki znamienia i szyjki, u zarodników zaś niektórych g rzy b ó w (Pe- nicillium , A spergillus, M ucor) fosforan y, so­

le am onowe oraz w yc ią g mięsny, jednem słow em ciała odżyw cze (M iyoshi).

W życiu ruchliw ych organizm ów niższych c h e m o t a k t y z m ma jeszcze większe zna­

czenie. P o pierw sze tylk o w rażliw ość na podniety chemiczne sprowadza u zarodni­

k o w ców skierowywanie się plem ników ku rodniom ; u paprotniaków w danym razie j działa g łó w n ie kwas ja b łk ow y, u mchów cu-

| kier trzcin o w y (P fe ffe r ). B akterye, jak to : ju ż wnosić można z rozmaitości warunków,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jest też bezpośrednio oczy- wiste, iż równanie (23) dla każdej wartości X przedstawia prostą, przechodzącą przez punkt przecięcia prostych (21): równanie (23) jest

Zna i rozumie w zaawansowanym stopniu poglądy na instytucje prawne z zakresu partycypacji publicznej w prawie ochrony środowiska oraz zasady funkcjonowania aparatu administracji

Na przykład niektóre zwierzęta w konkretnym okresie mają swój naturalny stan spoczynku, a młodzi właściciele często reagują wtedy paniką – zwierzę nie rusza się, nie je,

A Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem domu tego, ponieważ i on jest synem

Ustalając ranking województw w Polsce ze względu na poziom innowacyjno- ści opisywany przez cechy uwzględnione w badaniu, wykorzystano wchodzący w skład metod

Udowodni¢, »e RJXK z dziaªaniami podanymi na wykªadzie jest pier±- cieniem przemiennym z 1.. Udowodni¢, »e R[X] jest

Gdy dziecko idzie to przedszkola, zaczyna się nowy etap nie tylko dla niego, ale także dla Was kochani rodziców.. Zaczynacie zastanawiać się nad tym, czy

osobno da zawsze tylko jedną trzecią prawdy - a pdnię dojrzy tylko ten, kto zechce, pofatyguje się i przyjedzie naprawdę zainte- resowany krajem zwanym