.,
: · Wojewódzki Dom Twórczości Ludowej w Gdańsku
I ... ' o - - ...
---========.:.:.====-====:::=======---· ~---==========-.:.====-==-===
u o
J ,·, ~w ó
D '7 /_. K I D C M T .i 6 R Cz
u .:) ~ C I Lu
Do
E T w G D Afi s
K Liu r
...
.:~ e s .l e ń p a ź d z , •'.) r n i _:.,. k1963
----==-=--··----:..===···=======.:-================. ·======· ====== .... _____ --- ... ---
str.
1. By było lepiej - Cz. Kalu!uy •.••••••..••• 1 2. Płonęły bagnetów ostrza - mon~aż poetycki
opr. J .Jokiel • • • • • • • • • • • 3
3.
Kwiaty dla nauczycieli - Eugenia Kochanowska... 234.
Zgaduj zgadula na XX-lecie Ludoweeo Wojska Polsk.37 5.
Odczytw
Klubie, Kawiarni, ~wietlicy ·-- Eugenia Kochanowska....
37
6c Taniec 11mazur0 i jego historia - J~ Reis • • • • • • .. • • 42 7. Q.11i z •••••••• ; .•••••••.•. w • • • • • • • ~ • • • - • • • • • " • • • • • • 4 3 8() Wybieramy sztuki di:) grania - WoL. . • • • • • • • • • • • • • • 45 9~ K~iążkiQ •• Książki<.~Książki ••••• ~... 46 10. Ciekawo~tki z różnych szufladek • • • o • • • • • • • • • • • • • • 49 11. Nasz kąjik językowy •••••• ••••••••••••••••••••o•••
50
12. Kronika•••••••••••••••••••••••••••·••••••••••••••52
13. Komunikaty •••••••••. ~ .•••••••• ., ••••••. o • • • • • • • • • ., 54 14. Z c,statniej chwili •.••••.. a • • • • • • • • • • • • • • • • • ~ . . . . 56
Czesław Kałużny
BY BYŁO LEPIEJ
- - - · • - ma _ _ ....,_ _ _ , _ _ _ _
/
rozważaniaprzed nowym rokiem kulturalno -
oświatowym/.Pogodne usposobienie, to lek na
ciśnienie-
przeczytałemw
żartobliwym
regulaminiepewnego sanatorium. Leczon.o
tuichc-rych ~a
zł~ytwysokie
ci§nienie.
Każdy, któ z c~ą dolegliwc·§cią sięzetkncll,
wie,żewielce niebezpieczna. I,
żenie leczy jej nawet
najżarliwsza zachętado pogodnego usposobieniae Wszelako nad
żartemtym
możnaby
przejśćspokojnie
1gdyby nie
dość częstepraktyki
przypominające wEpomnianą"metodę., -il
Na medycynie
sięnie znam - pnyznaj
ę -ale
O życiukulturalno-
oświatowym coś nie coś m?gę powiedzieć.
W tej
branży właśniestosuje
się
cztsto
terapię''pogodnego
uspoaobienia.tr_,- Zarówno wobec
wysókiego 1ciśnieniapotrzeb kulturalnych, nie
zawszezaspokajanych,
jale iwtedy, kiedy cim,ienie owe zbyt
słabe,ledwie dostrzegalne, gdy
wręc~brak nawyk6w i potrzeb kulturalnych.
Malo to §wietlic
ziejących stęchlizn~?- Pustych, zakurzonych, o brudnych oknach i zaplutych
podłogach.Gdzie
nawet pien kulawy- ..
rzadka zajrzy.
Dużotego i na nic zda
sięwytykanie palcem poszczegól- nych
przykladćw.~ Rz~cz jasna są i prawdziweogniska ~..ilt-ury;
sporeich. Dodajmy= mniaj jednak niż tych pierwszych. Znacznie mniej, ani-
\ żeli w referatach,przem6~ieniach
i wstatystyce.
Cóż, jednak rzec :; \owych "placówkach k-o"" -
:;tajniach zniewygodnymi
lawami, z wie~h ...ciem
słomy w&tkniętymw
ślepeokno; zi~ych
jakpsiarnie? Co powi~
dziać
o ich
użytkownikachi opiekunach - organizacjach
społecznych,radach narodowych i P.D.K.-ach -
ośrodkachinstrukcyjno metodycznych?
Zwłaszcza teraz~
po
XIII· Plenum KC PZPR ikiedy
zaczclł sięnowy rok·:
kulturalno-oświatowy. Najwyższy
chyba
czas przypomnioć, że"pogodnym usposobieniem"
niczego-sięnie
zmieni.A troska
zakładówpracy, rad narodowych i organizacji
społecznychnie
może ograniczać siętylko do produkcji.
Cała sfera współżycia między ludźmi,praca ideowo-wychowaw- cza, to
przecieżkapitalne sprawy. "Pogodne usposobienie" jako meto-
dausuwania trapi~cej
dolegliwości prędzejczy pót?liej bokiem wychodzi.
Na wsi -
choćbyw postaci ucieczki
młodzieżydo miast, gdzie lepsze wa-
runki
życia kulturalnego.A powszechnie wiadomo,
iżproblem to nieba-
gatelny dla nazzego rolnictwa. Wiele klopot6w trapi
naszą gospodarkęi zycie społeczne. Nie tylko na wsi. Zostańmy jednak przy wsi,gdzie najtrudniej, a istniejący stan wciąż bardzo niepokoi.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że piernik nic nie ma do wiatra- ka. Słowem - praca, produkcja i jej wyniki sobie, a warunki życia kul- turalnego sobie. Ale tylko na pierwszy rzut oka! I
w
dodatku niezbyt bystrego~ Wiadomo przecież, że rezultaty produkcyjne są uzależnioneod fachowości rolników, umiejętnego wykorzystania mechanizacji, podzia-
łu pracy, dobrej organizacji, słowem od kultury pracy. Ale też od ze-
społowo§ci działania / współżycie ludzi i kultura tego wsp6liycia 1 1 Od dostrzeżenia przez organizacje polityczne i społeczne, rady narodo- we oraz instytucje kulturalne wzoru rolnika nowoczesnego i konsekwent- nego wcielania tego wzorca w pracy codziennej. Nie sposób tego czynić • bez odpowiednich warunków życia kulturalnego.
Mam na myśli nie tylko świetlic·ę, klub czy dom kultury. Przytulną placówkę kulturalną, zachęcającą do zobaczenia programu telewizyjnego, przerzucenia czasopism albo do zabawy. Takie kulturalne miejsce to spra- wa ogromnie doniosła. Ale najważniejsza· jest treść życia kulturalnego.
A więc to:. co się czyta, ogląda, czego się słucha. Czy wszystko to zmu- sza do myślenia, uczy lepszej pracy, zachęca do mądrzejszego życia?
Czy t'eż ogranicza się do jałowizny i samej rozrywki. Chodzi więc o to, co podnosi kulturę poszczególnych osób i całej lokalnej społeczności.
Samo od.siadywanie programu telewizyjnego, bezmyślne picie kawy,czy wieczorki taneczne pogody jeszcze nie wróżą. Potrzebne są dyskusje nad
pożytecznym artykułem i ciekawą książką, nad interesującymi pozycjami programu telewizyjnego, filmem/ nie tylko fabularnym/ lub sztuką te~
atralną. Zwłaszcza zaś aktywny udział w różnych formach samokształce
nia i amatorskiego ruchu kulturalnego. Nade wszystko jednak potrzebne
są żywe rozmowy, te dotyczące aktualnych wydarzeń
w
życiu wsi.Tyczące się sedna zjawisk i procesów nurtujących społeczność lokalną.
A więc wszystko to, co uczy lepszych metod w rolnictwie i co pokazuje drogi zmian sytu~cji gospodarczej i społeczno-kulturalnej wsi. Co wiąże
sprawy wielkie, ogólne z życiem codziennym rolnika i jego rodziny. Po- trzebne są treści przełamujące bierność wobec mądrali ks-ztalconych na audycjach uwolnej Europyn. Ale też te, które pomagają
w
rozprawie z sob- kami, chytrusami, pyszałkami, kłótliwcami i wszelakimi nierobami. O ta- kie życie kulturalne nam chodzi. O ustawiczną walkę ze znieczulicą społeczną, z obojętnością wobec ludzkich spraw. Trosk poszczeg61nychmieszkańców wsi i problemów całej społeczności. Chodzi więc o wychowa- nie w zgodności słowa i czynu.
Nie~\ to sprawy proate, ani łatwe 1 wymagają aktywnego, systema- tycz::ag:,, zajmov.~nia. się prZ6Z powiatowe domy kult-:lry i powiatowe bi- bli\t>'t0ki :p-:ibliczne /ich zgodna wsp6lpraca 1/ A także przekonania zain- teresowanych władz i ogniw o ,cisłym związku efekt6w produkcyjnych i i spcłeczr..:-po,li tycznych z działalnością kulturalną. Wtedy i pomoc tych czy~~iklw r.ędzie częztsza i skuteczniejsza.
Najważniejsz.ym zaś warunki~m roz1tt1ju kult1.1ral:1ego wsi / i nie tyl- ko/ jest akty~n:i-ŚĆ ~a.'l!ycó zalr:teres.:,wanych, członków społeczności, i
c~zyw'iści.& działaczy kulturalno--oświatowych. Zaangażowanie ideowe tych
ich .. G .
ontatnich i npcrczyw~ praca. dy
tak
sit stanie, nie trzeba będzie przy-pomir-ać przysłowia ludowego: Narzekasz na w~trobf, że aż słychać w nie- bie, czyż or.a nie powinna na~zakać na ciebie? Wla~nie 1
X X X
PŁONJŁY
BAGNETÓW OSTRZA•••
/ montaż na pod~t:ł.uie tekstów
w.
Majakowskiego, A, Błoka, A. BezymiE~skiego./Narrato,r
Czas -
rzec::
niezwykle długowieczna były czasy
przeszły bajecznie
Ni klflch~
ni eposów
ani ~pcp~j
Męż,czyzna II Telegramem /strofo,
ulat-aj l
Płomienną wargą
przypadnij i
popij Z wezbranej rz&ki -
Kobieta To h~czy czas - strumieniami telegraf to
ser~e
z prawią we dw0j8
Narrator
Ten dramat
w ojczyźnie się naszej
rozegrał
Cz.y w
s~rcu
rozegrał się
moim?
Kobiet.a MilczEcc męl-r.a 011iczna parła
Krzyk ością wystawał z grdyki
K~zt~sily stłoczo~e w poprzek gardła Opuchłe ~t:1.ksówki i kościste bryki
Pierś wydeptalr kroki
Dokładniej niż g~~źlica
Drogę zmrokiem zarnitnęlo miasto
Mężczyzna II I gc..y
mimo wszystko uli-ca
przysio:r.d: ce:rkwi, co krtań przyparł ciasno,
Zdawało się:
i cherub6w ch6ralc niebiańskim
B6g ograbiony ~iecz kary niesie
A ulica przysi~~ła z wrzaskiem:
"Żreć chce zię ! fl
Kobii=-t_z
Mężczyzna
I Ja
tłustych
zwykłem od lat nienawidzieć
bom się za obiad
sprzedawał od dziecka
Wyuczą się
przycupną
w popisach przed damami
myślątka brzęczą w pozłacanej główce A ja
gad.alem tylko z domami
Rurociągi to moi jedyni rozmówcy.
Mężczyzna II
Słuchajcie I To pror-okuj e
w
natchnionej wściekłościdnia dzisiejszego - krzykowargi Zaratustra My
z twarzą jak snem od.gn.ieciona pościel
o zwisłych jak żyrandol ustach my
- leprozorium jeńcy
gdzie zarazę rozjątrzył złota brudny pazur - my jesteśmy czystsi niż całej Wenecji
w morzach i słońcach wymyty lazur!
Gdzie urywa się krótki wzrok ludzki
głodnych hord wyprzedzając krok w cierniowym wieńcu rewolucji
nadciąga szesn,g,ty rok
Kobieta Szum
który dotąd
drobną mżył ros~
teraz
powodzią falował
Kto taki długi?
Dosięgnął do okien?
\
\Mężczyzna
I
Po szybach
jakby walnęła pala
Mężczyźni
To -
z trzycalówek
otwarła ogień
cytadela
Piotra i Pawła
~ A potem -
poprzez miasto
i ponad - grom
Aurorowych kanonad
Narrator I ct.c
ledwo
rrzebrzmiał.a
Nad cytadelą
powstania
Precz z nimi !
odgłosów gra
groźna i zła -
Chór
podniósł się blask,
czerwony
znak Narrator
Męż0zyzr..a I Naprzód!
Mężczyzna II
Zaczynać szturm l
Ns.~rs.tor
Wpadli
Na parkiet !
- Pod •l~ty kaseton l Przed każdym stopniem,
pod każ dym mv.rem bili si~,
po eialach kadetów Jak pow6dź,
płynąc
pcmitdzy ściarami,
znów dę 2łt:łiagal!.
~ad każdą z ofiar
Mężczyźni
i
eksplodował
bejów dynami~
przed każdym wejście~,
przy katdej Eofi~.
gdzie hołdy
Jeiync-wladccm
kapiącym od złota,
W donośne krużga...,Jci,
w
sale koronne,grzmiąc b~ciskami,
waliła hołota
Narratc,~
A
w
Smolnymtłumy słuchając orędzia, głuszyły
piaśnią
komunikaty
\
\
IChór Pierwszy r~z
zamiast:
- to będzie ••• -
śpiewano:
- t.o jest
nasz ostatni
Narrato~
Do świtu
z::ist.alo
około godziny Na wsc'.1odzie
dźwignęły się
...
dłonie po'll!olne Towarzysz Pod\:-:>j ski
do maszyny, powied:.:;ial:
Jedziemy
- Smolny".
Zakoiczyl obstrzał Umi 1::ły kulo
cizw,:,r., . .:.ąc~ z&.ża1·cie
Plor:~ly
jak gwia.~dy
B!.edniały
gwiażdy niebieskie
na warcie.
C • .,.
.:s.r:1.y Wł ,?.CZ Or.
D:.aly śnieg.
Wicher dmie
Po całym bożym .świecie I
Mężezyz.na
II
Wicher krtci
Białym śniegiem,
Lód pod spodem chrzęści.
Slisko na lodzie,
Każdy przechodzie6
~lizga si~ - ach, nieszczę,niki
Kobieta I Od domu do domu Lina płynie.
Transparent na linie:
"Cala władza .Konstytua.ncio ! · "
Koł-iet,a. II
Staruszka dr~czy się, płacze,
Ni w ząb nie rozumie, co znaozy
-,
Takie plótnisko olbrzymie.
Myśli uparcie,
Ile by wyszło z tego owijaczy,
A chłopcy bosi, obdarci •••
Mężczy~.n.a I
Staruszka jak kwoka si~ grzebie ·
W
zaspie po~rodku ulicy.Kobieta III
- O Matko ~więta na niebie!
- Do grob".1 ·.1p~dzą bolszewi~y !
.Dmie wichrzy~ko crogie I Mróz ściska co sil ! A buriuj 1 za rogiem
No::; w kołnierzu akryl.
Mężo1,yzna I I
A to kto? - Z długim włosem,
Mruczy poa nosem:
- Zdrajcy I
- Rosja umiera Pewno to wieszcz -
Literat •••
A oto długopoły
Mężczyzna
II
Przez zaspy się kopie•••Czemuś dzisiaj niewesoły,
Towarzyszu popie?
Mężczyzna I
Pamiętasz, jak bywało,
Brzuchem parłeś w przód I krzyżem w krąg jaśniało
Brzuszysko na lud?
Kobieta I Paniusia nieci dalej I w karakułach druga:
- Myśmy płakali, płakali •••
Pośliznęła się
I - bęc, leży jak długa I
Hej, rusz się który
Ciągnij do góry!
Narrator Wicher wesoły, Zły i swawolny, Targa za poły,
Przechodniów kosi, Szarpie, miętosi
Plakat ogromny:
"Cala władza Konstytuancie I słowa przynosi:
Kobieta I
••• I Myśmy miały zebranie
. . .
1
11::-.bi.ata II '
O, w tamtym do~;; •
••• Omówiłyśmy -
Uchwaliłyśmy:
"
•••...
Dziesięć - godzina, dwadzieścia pięć - spanie •••
Kobieta I
...
I nie brać od nikogo taniej •••Kobieta 1i
••• Chodźmy do domu •••
Mężczyzna
III
Wiecz6r.
Ulica pustoszeje.
Ktot się wlecze.
Kuli sit•
Wiatr jwiszcze
8wieje•••
Kobieta I Biedny człowiecz$;
Chodźże tu, ohodt -
Pocałujemy si~·.~.
Kobietą II Chleba I
Mężezyz1la I Co będzie dalej?
Kobiety/
ch6~I
Zwievaj I
Czarne, czarne nieE ~.
Mężr'~::na III
Złość, smutraa złc-~ć
W pier~i się pali Czarna, świ~t~ złość i mrok
Towarz,ysz".l !
Wytęż wzrok -I
Mężc:zyzna
I
•••
•••
Mr6z,
towarzysze~ wściekłymr6~
Męż~ZYZ:'1a I I
A Wańka z Kat'ką hulać poszedł
N~:rre.~0;_r_
Ona ki E.-.renki nv:1 w i,r.,ńczos zo
Męż~zv·,na I Waniuszka tera~
sam
b~g~ty •••,Mt,;; ~~~-m.Nl I I
Był naszym, po.3zedł :iziś w· sołdaty I NR.rratcr
Wańka, burżuju
Moją pocałuj, spróbuj
I I
\
\
Wolność, wclność, wolność, ha!
Eeect, bez krzyi~
Mężcz--łyz~a I I Co tam Kat'ka z Ua.ńką ma Jakie, jakie sprawy mą?
C• ,
~
Tra - °t!l. - ta!
Męż~·z,yzna. III Wrzeszczy licha~z, sypie śnieg,
Wańka z Kat'ką sc,.;.:ną mknie Elektryczna latarenka
Na dyszelk~ •••
Patrzcie, h2.j •••
Płaszcz iołnierski na ramionach,
Gęba głupio wykrzywicna,
Kręci Wańka cza:rr.y wąs, Pod.śpiewuj ~ 9
Przygacluj ~ a o .
A ten Wańka - chl4'.:·p nie lada9
A ten Wańka pięknie ga1~ !
Gh-:.p:.ą Kat 'kę obE-j muj e, Zagad~J.j €' ••. ,
lkbt::.ta I
Przechyliła się de tyl-:.i,
Ząbki - perły zaświeciły •••
Mężczyz,'rla I
Ach, ty Katiu, moja Katiu, Mordeczk:> pyzata ....
Hężczy~na. III A na szyi twojej Kati~, Niezgojone noia cięcie.
A pod piersią twoją, Kat i u,
Swieże jakieś zadraśnięciF:.
_!:! ~ż c-N ~:1a I
Ech, dziewczę, p~ść się w taniec Ech, nóżki - malowanie!
Kobiet.a I
- - . , : .·~ . . , . . .
Koronkowe halki miała§ -
Miejże sobie, no~ je zdrowo I Oficerom dogadzałaś -
To dogadzaj im na novo I Ms;~czytni
Ech, dogódźże~ panienko I Ech,serce
w
piersi jęklo-1K0bi eta II Pomnisz, Katiu, oficera -
Nie wymigał się przed nożem•••
Zapomniałaś już - cholera?
Pami~ć ci osłabła może?
Męż~z.yf.ni
Ech, ech, oprzytomniej, Ech, przytulże się do mnie I
!2Pi~ta III Szare getry nakładałaś, Żarłaś mleczną czekolad~
I z junkrami rozj~żd.żałaś - Dzi~ sołdatom jesteś rada ?
~?. '7:._ZYŹ!'!i
Ech, ee~, pogrzesz z nami ! Ech, spadnie z duszy kamień
Mężczyzna III - Niewesolyś, towarzy~~~?
Czemu ci tak zrzedła mina?
Czemużeś się tak uciszył, · Czy to Kat~kę tak wspominasz?
M_~żr:z;rzn.a I - Bracia, mam ja w sercu ranę - Ja dziewczynę tę kochałem •••
Noce czarne, nieprzespa.ne
Z tą dziewczyną przepędzałem •••
I I I I
- Za ten płomień zadzierżysty.
Co się w oczach mienił,
Za to znamię jej ogniste Na prawym ramieniu
Zatraciłem ją ze wszystkim,
Nieszczęsny szaleniec •••
Mężczyzna I I A to, ścierwo, gadki prawi
Czyś ty baba, by się mazać?
- Całą duszę włosem na wierzch
Chciałbyś może nam pokazać?
- Trzeba sztorcem się postawie I w gc1.rśc wziąć się w takich razach
Mgżczyzna I I I
- Dzisiaj czasy nie po temu, By użalać się twej stracie!
Jeszcze dużo cięższe brzemię
Przyjdzie nam podźwigać, bracie Ch6r
Dać życie gotowiśmy
Za
Ojczyznę Rad!Narrator
Wokoło - ognie, ognie płomienie!
Przez rami Q - karabinów Rewolucyjny równaj krok!
Czujnie cię wroga śledzi wzrok
HQżcz;yzna I
Chwyć za karabin, lęk w sobie skrusz Kropniemy kulką w twiętą Ruś
W starodawną Chał u pianą Tęgoradą !
~ Ech, bez krzyia !
Narrato~
~wi t grudnia
pełen kopci i fusów
wstaje
nad Moskwą
gorączka tyfusu
Mężczyźni
Z żebraczej
ziemi
krzyk
czy słyszycie:
- Ja ziemię tę
Porzucić
można
kocham nad'życie
Kobiety
ziemi~
- gdzie puchem
porastał człowiek i tłuszczem
Mężczyzna I Ale
na której
od głodu puchłem
tej ziemi
już
nie opuszczę. I •
Narrator Przeciska się
przez pocisków nurt, Sztandarami
bitw~
owiewa, Z czerwonymi
razem
schodzi z g6r piosenka
bitewna.
\
Kobieta II Nie przycichła,
gdy z kulomiotów pruszylo nieustraszona
szla
w ołowianą śnieżycę:
Chór
tt A z nami Woroszyłow
pierwszy nasz oficer - cl:wat u
Narrator
Słuchają
działa,
wszystkimi śrubami
u -
cie -
kają
morskie czarownice kiedy sypie się z
Życie
.
gotowiśmy daćPośród
z gór ! :
za Ojczyznę Rad Nar~ator
pocisków i kul zamieci Moskwa
do rafa
a my na tej rafie my - wygłodzeni
my Z Leninem we łbie
Od boju
zziębnięci
i z naganem w łapie
Narrator
do pracy od pracy do szturmu w głodzie
w chłodzie
i
w
walcew
to, co vziflitak wrośli pazurem,
że krwią ociekały
palce
Mężczyzna
II
Widziałem miejsca,
gdzie r6żne balsamy u moich ust
rozkwitały same - Takie
traktujesz inaczej
Lecz ziemię
którą, wywalczył pi~ściami
i na wpół żywą
wyniańczył ;
Mężr.zyzna
Gd.zie z kulą wstawałeś
z bagnetem się kład.le,
gdzie krwi
wytoczyłeś kubeł
Ch6:r
Z taką ziemią
pójdziesz na radość
na życie
na tr--...td
i na zgt~b~
Odstc1Pi pobity wróg,
Pył tylko będzie się snuć Złaź z czołgu,
Broń do nóg,
Wspomnieli -
Na warsztat Do pracy
Wróć
Narrator
tego czeka orka,
nie dożęto nawet,
tamtego <-IP
piec hutniczy
i świt wstający
w
żarzeI poszli ,
pot ocierając r~kawem9
rozstawiwszy
na czatown.iach
straże.
~~~~~~
Wybuchy bomb
w
akwedukty Chór Uuuch, tyH ęż_ ł?)G:1'.'!.a II
Grzmi grom uderzeń dnieprostrojsk~ej ~achty
• • • Aaach • ·r,y
_Kgbiety
Echo się szerzy od Kiechty do Ochty
••• Oooch, ty
Kobieta I
Słyszysz Z~chodziei odgłos nowej klechdy
••• Eeech, ty!
Mężczyzna I
Trzymać się Hej, wszechświatowe Detrojty!
Chór
••• Ooo,j, ty l
K0bieta I I My was dwukrotną, trzykrotną nadwyżką !
Chór kobiet .... Wiisz go?
Męże-zyzna I Wybuchy bomb
w
akweduktyUch, ty!
Kobieta
Grzmi grom uderzeń dnieprostrojskiej wachty
Ach, ty I
sukinsyn, kamacinskij mużik
Zadarł nogę w gór~ i przez miasto
M,tż ~z;y:7,na I I
••• Dźwi~czy śpiewka, b~łalajk~ strunk\ brzęk Czarnobrewka, istna bajka, n::-żką w krąg
Tryndy bryndy, m6j wróbelku srebrnopióry Glosy gr~m~ niech przF-bija dźwięk bańdury
Od bańd:.irk:. ciarki ciurkiem, graj dla duszy!
B\/mb od.grcmy ćwierk cieniutki niech zagłuszy I
K;:-bięt,a
U
A przy wys~kim dalfikc - dom~
Słychać pieśń nową, szturmówkę gromu
Pieśń - eksplozjami grzmiącą skalpami
Pieśń - jak radosne życie na ziemi
- My świat prz~mo~y
walką slc'uszym I
- Long liw
Ktoście wy?
Myśmy
nowej wiary nosiciele,
do piękna z żelazną spieszymy paletą.
K:-~
Żehy miast nędzna ni~ E?pscila 7-ieleń, my w niebiosa miotamy ż~lazob~ton.
tlQ± ~zna II
Zwycięzcy
krvczymy milowymi krokami•
choć
JWiat
zgrzybiały z wściekłości si~ pieniA wszystkim
co są nam przeciwni, przypominamy
następujące zdarzenie Pewnego razu
na tęczę
Zamierzył się rewirowy:
- Dam ja ci robić tu z siebie franta
A tęcza wyrwała się
i ty~iąc~m lśnień kolorowych
roziskrzyła pi~ść policjanta
Czyż komuniści9 płaszczyć się
przei tym, co umrze?
Na3 ciepło miejsc wysiedzianych nie grzeje I To rewolu~ja
na~et na klasztornym murze
nakreśliła!
"Kto nie pra.c"..:.je. ter. nie je I "
Koh.i~ta II
To rewolu~j.a
odrzudł;i ty~h
co na wszystkie sposoby
walą~y slę świat opłakiwać są skorzy
Ona wie:
nadchodzi architekt nowy -
To my
miast jutrzejszych
.
iluminatorzy lIdziemy
nif?.wzruszenie
świata awangarda
K~bieta I Hej, clwud.ziestoletni
K:~z:1c= . .::ny mia.~t.om i wioskom:
dudniące
ciągnijl=e farb wiadra Na nowo się pomalujemy
Zalśnij, Moskwo!
l'!ężczyzna
I niechaj
ze szmat gazetowych
jakiś wyrodek rzuca się na nas
marząc» że cios śmiertEilny nam zad.all
Pamiętacie rzeź niewiniątek z rozkazu Heroda?
A młodość
jak żyła -
tak żyje nadal.
N.3.rrator KlQbem zdarzeń,
zgiełkien powszechnim
odpłynął dzień
w miarowe zmierzchanie.~
Dw6ch nas w pokoj~~
ja
i Lenin - na fotografii
La białej ścianie~
ja z własnej ochoty, nie jak na służciB,
składam raport z nowin.
Towarzyszu Leninie,
ten kawał roboty
będzie
zrobicny
i już ją się robi.
MS;ż.czyzna II Goimy
odzieNnny gołe piszczele, mocniej
ciągniemy
rud(J i WQgiel0
Mężczyzna III A obok tego
jest bardzo wiele paskudztwa
bredni -
jest na potęgę.
Kobieta I
Ciężko
odgryzać się, opędzać no dzień.
Kobieta II Bez ciebie .. - 4• - - . .. t·
nie wszyscy
kroku dotrzymali.
Mężczyzna I
Wzdłuż naszej ziemi,
a·i wokół,
chodzi bardzo
dużo
wszelkiej kanalii.
Kobieta III Cala się
typów
galeria
Kułacy i biurokraci, lizuchy,
sekciarze
pierś wypuczywszy
gromadzi.
i pijanice -
Kobieta I I
spacerują dumnie,
• znaczek przy piersi
raz po raz skubną.
Narrator
My
ukrócimy ich,to się rozumie, ale wszystkich
ukrócić
okropnie trud.no.
Towarzysz~ Leninie,
gdzie far.ryki dymią
i na pokrytej śniegiem
i zbożo.m
ziemi - przez twoje,
towarzyszu,
serce
i imię myślimy,
oddychamy,
walczymy,
X X X
żyjemy t "
KWIA'rY DLA NAUczrcIELI
P:-awie ćwierć milior„a r~u-.;;.czycil:"li r·.-::żr..ych spe·"jal:.oś~i c,bcr..o- dzi w r..at'zym kraj'J w Hst.-Jpadzie. ~11oje święt-:>,. A wraz z nimi ni'3- sko6czenie większa licz!a ucznićw~ rcdzic~w, były=h wychowanków -
whśJiwie ~"al.: ;q_,:,łe~z!.;ńst.w -i p":z~ :.-:;::_,;m·.~.'llęt-b.i, ktćre \·.rprcJ.wdzi'= są
\
pots1„t·ja.lnie młodzieżą ~:tud.!~~.iąrą. a1.0 jE.:;·z .. ~~-u- m· ~-;:::ą pc-:zalco.ć kil- ka lat zanim ujawnią swoje tale=ty. rozpojząwszy ~~~kę. \
Całe społecz~ństwo je,:;t ur:zuciow~ zaar.:.gc-.żowa.:ie w obchodzie te- go pięknego święta, ho każ1? rył kiE.dyś u.czniE:m ~Z~/ uczenr..icą i
każdy w zakB.mark3.ch swee;o s-:-:rca przer.:howuj e wdzięcz:r.ą par:1ięć przy- najmniej o jakimś jednym r.auczycielu, czy na.uczycielce. Nie zawsz€
jest to pamięć rzewna, al~ zawsze polączon~ z prz6kcnaniem, ie 6w
pedagog wpłynął na i:kształtowanie jakiejś bodaj cząstki, jakiejś
warstwy ~aszeg~ charakt~ru. I z~ to winniśmy m~ wdzię~zność i sza- cunek.
Postać nauczyciela łączy się wła~ciwie z całym naszym ±yciem,
życiP.m jakż9 podobnym do wcz'i.l toczącego się wartko
r-:>
drogach togładkich, to pełnych wyboi.
11Cl:,~tby się na nim ci~ża1• wiozło,
Wóz
w
biegu lekko niesie nasi Pogania wciąż, nie zlażąe z kozła Woźnica dziarski, stary czas.Na wóz siadamy rankiem, każąc, Choćby na zbity łeb, lecz gnać
I niewygody lekceważąc Wołamy: jazda ••• !
W południe brak już tej śmiałości,
Ze strachu zaczyn~y drżeć,
Przy każdym rowie~ pochyłości Krzyczymy: wolniej~ durniu, jedź l Już wieczór. Wóz ~i~ zwalnia biegu~
Niech sobie pędzi, dokąd chce.
Jedziemy, drzemiąc, do noclegu, A czas pogania konie swe."
I
A. Puszkin - tłum. J.Tuwim/W tym pierwszym okresie, kiedy to gna się przed siebie z pusto~
·tą młodości - na·cezyciel jest nieodstępnym niemal towarzyszem. Uczy1
tłumaczy, strofuje, przestrzega, lepi młodziutki umysł, kształtuje psychikę •••
W drugim okresie nastipuje zasadnicza zmiana. Dawny uczeń, daw- na uczennica, to dziś rodzice, którzy powierzają szkole swój najdroż
szy skarb i spokojnie ufają, że odbiorcą tego przekazu serca - tam w szkole - jest właściwy człowiek, który wprawdzie nosi inne imi~, inne nazwisko, aniżeli tamten z czasów ich dzieciństwa, 1le mimo wszystko to ten sam, ten sam ich dobry znajomy, niezawodny i wypróbo- wany przewo~ik po bezmiernych obszarach wiedzy - nauczyciel.
I
wreszcie t.rzeci okres. "Jedziemy drzemiąc do noclegu, a czas pogania konie swe ••• "W tym okresie mniej jest okazji do bezpośrednich zetknięć z nau- czycielem, więcej natomiast się o nim myśli, wracaj~e poprostu wspom- nieniami do czasów młodości. A młodość, najwcześniejsza, niepowrotna, owiana czarem świeżości to przede wszystkim szkoła.
Jak często wraca się do niej myślą, świadczą o tym wszystkie
tak licznie~ dzisiejszych czasach wydawane pamiftniki najróżniejszych
autor6v, niekoniecznie pisarzy, czasem ludzi nauki,
tów
z różnych dyscyplin~Na kartach ty~h p.amiętnik6w ożywają postacie zaslużony~h wycho- wawców pokoleń uczniowskich. A że nie zawsze proporcjonalny do owych
zasług jest s p o s ó b przedstawiania ich to już sprawa tempera- mentu pisarskiego autc,ra~ Zre:sztą c,wa nuta humoru, ktvraj nie szczę
dzcl r6żni mili kronikarze przeszłości, sp9lnia dużo pciżyt·ecz.niejsz.ą rolę od namaszczonej celebry~
Oto zasłużony dyrektor Wojciech Górski, wychowaw\~a zast~pów mło
dzieży~ z której wyszli tacy slaW!:1i i popularni później "Górale" j,k Stanisław Lorenz, historyk sztuki, dyrektor Muzeum Narodówego, jak świetny historyk literatury, Konrad Górski~ kompozytor, Jan Maklakie- wicz, znany i lubiany Wiech i inni. Wśród tych innych był rów~ież przyszły sławny karykaturzysta Jerzy Szwajcer - "Jotes''•
Wojciech Górski dbał o wpajanie w swoich pupilów zasad t.zw.
porządnego życia.
"Na jedną z tak zwanych wolnych godzin - opisuje felietonista Jan Kruszewski - przyszedł dyrektor Górski. Tematem wykładu była cier-
Pliwo§ć~ As·umpt dały poobrywane poprzedniego dnia rolety. Po należy
tym naświetleniu cnoty cierpliwości dyrektor powiedział:
- Nie posądzam was o umyślną chęć zrobienia mi szkody materialnej - oberwana sznury świadcz,ą o braku ~ierpliwości. A jakie budujące wy- niki może dać cierpliwość stwierdza przykład, kt6ry widziałem na
własne oczy. W jednym z cyrk6w zagranicznych produkował si~ człowiek
pozbawiony obu rąk, który n~gami nawlekał igl~.
Wykład przerwał wołny, prosząc dyrektora o udanie si~ do kance- \ larii dla załatwienia pewn~j sprawy. G6rski wyszedł, polecając za- chowanie ciszy~ W jedn~j chwili przy tablicy znalazł się Szwajcer.
Z kilku pociągnięć kredy powstała przepy~zna karykatura. Sędziwy pe- dagog przedstawiony został w str~ju adamowym bez rąk - palcami n6g
nawlekał igl~. Nie podaję zbyt charakterystycznych szczegółów rysun- ku, muszę jedynie wspomnieć o nieod.st~pnych okularach na kcńcu nosa.
Ledwo ostatnie posunięcie zostało wykonane, we drzwiach stanął nieoczekiwanie Górski. Długo przyglądał się złośliwej karykaturze, wreszcie rzekł:
- Szwajcer. Daruję ci te~ wybryk, ale pod jednym warunkiem: sią
dziesz zaraz, przerysujesz mi to na papier i przyniesiesz do kance- larii, bo to jest świetnie narysowane.
Nie każdy kiero\mik szkoły znalazłby podobne rozwiązanie."
Z takim talentem i jak byśmy dziś powiedzieli "hobby" nie zaw-
sze
szły wparze
u uczniów pracow~itość i pilność,a
raczej motna powiedzie~, że panował między nimi stały rozbrat.Z
takich wla,nie"gagatxów" rekrutowali się posiadacze strasznych dzienniczk6v.
"Pewien ucze6 niewesoły,
Przyniósł dziennik swój do szkoły.
Gdy go schować chciał w szufladzie,
Weszła matka:
_ "Pokaż matce! "
Nie ma rady. Pokazuje:
Kilka pałek, reszta -- dwóje •••
Matka, ojciec źli okropnie.
"Za co - mówią - te złe stopnie?
Za co wielka palka taka?
"Pierwsza pałka, to za ptaka.
Powiedziałem w klasie tak:
"Wiem, baobab - to jest ptak•••"
"Za to - ojciec się oburzy Nawet pałka to za dużo."
"Racja, ojcze, ale c6i 1·
Mniejszych stopni nie ma. już".
Pyta siostra: "Palka druga Czy to ptaka też zasługa?"
"Nie, to taka palka, która
Spadła na mnie przez kangura:
Napisałem o kangurze,
że to takie drzewo duże ••• "
"Jak ci nie wstyd - ojcieć na to~
A ta trzecia palka?
. n Za to,
Że nazw~lem mrówkojada
Rzeką, co do Wołgi wpada"
"No, -a czwarta ? - pyta
mama.
"Czwarta ••• prze.z hipopotama:
Podpowiedział ktoś mi źle, że
To jest gwiazda, a nie zwierzi"•
"Piąta ? 11
Mieliśmy przedwczoraj Z arytmetyki zada.nie;
Po godzinie lub półtorej Napisałem rozwiązanie.
Lecz się •• , ojcze, proszę nie dziw,
Że znów palka stąd wynika,
Bo mi w~rszla w od.powie,izi Jedna czwarta ••• robot!lika."
" No• na dzisiaj dość mam ciebie
Westchnął ojci6C - zostaw nas,
Weź swój dzifmnik, idź do siebie,
SpRĆ się pol6i~ bo jui czas.~
Synek poszedł spać z ochotą,
A gdy n~~ zapadła głu~ha,
Gdy zachrapał, t.aki oto
Przyśnił m~ się sen leniucha:
-· -
Wśród egzotycznej dzikiej nat~ry
kwitły liściaste żywe kangury •••
1,j- r
W kangurzym lesie kumkały żaby;
W gcrz e fr·""wały pstra baobaby •••
W puszczy poś.rodku rozstajny~h dróg
Leżał robotnik bez rąk i nSg.
Zbiegli sfę wszyscy zdj ęei li tcścią:
"Kto m~ trzy czws.rte - pytają -odciął?"
Gniewny baobab wyfrunął z gniazda
"Szukajmy wszyscy zbrodniarza.
J&zda!"
WnE;'t g-:, znajdzitim:r
Tr~:pią~ po ślad.zl-e
I uto,pimy go w Mrtwkojadzie Za k.; .. rę nocą wrzucimy go tam
Z nieba poświ cci ;;.,am hipopotam ••• '!
Ob:tdz,ih:. tt-czn:ta ~::norBl .•
Wstał, zawa(ził c stoliczek, Na Btoliczk~ zaś oi wczoraj
1eże.ł stras:z:r,.y te.!1 d:;;iA.r..niczek.
/''Str.s.szrq dzienn!.czek" S.Marszak ... tłum.
J. Minkiewicz/.
Postacie sławnych nauczycieli utrwaliły nie tylko ulotne felietony i wspom:~i~nia pisan.e n~jczęśc.i.E~j z okazji zjazdów ko-
leżeńskich. Niektórych p~dagogów, opromienionych chwalą niezwyk-
łej, niecodziennej śmierci, a przed tym pBłn~go samozaparcia
żywota, spowiła legenda poetycka. Tak jest z piękną postacią
"Starego doktcra" Janusza Korczr.tka, którego pisma pedagogiczne
.
'przeżywają dziś śwSj re~esans, a jego myśl wychowawczą wcielają
w życie liczne Domy Dziecka w naszym kraju.
" Gdyby wziąć wszystkie -uśmiechy dziecięciAI, uśmiechy kwiatóv i t'.Śmiechy ptakó\i',
uśmiech poety i uśmiech lekąrza -
powst.ałby wiersz o Januszu Korczaku.
Wiersz o człowieku, co w czasach ciemn.ości,
na obłąkanym z nienawiści ,wiec.ie,
miał jasne serce i miał jasne myśli,
wiersz o człowleku, co ukochał dzieci.
Ukochał dzieci, które świat dorosłych obdarzył chłodem, glod$m i przekl~ństwem,
co ciężko przeazly s'tłą króciutką d~Jff od urodzenia do śmierci męcz~ńskie-,j „
DziGci zaszczute, jak parszywe psiaki,
spuchnięte z glor.lu, z twa.r·z,ą ż6łto-sinc1,
ponurzy starzy pięcioletn:!. lud.zie - za takie dzieci Janusz Kor~zak zginął..
Nie za ojczyznę, za Boga" 7,a honor, ani za matkę, za ojca, z.~ brat~, ale za biedne zawszone b9.chory,
za najnędzniejsze z wazystki,ch stworz~ń Świata.
Oddał im chl~,b swój i mądrość i serce,
żył z nimi w hańbie i głodzie i
w
brudzie i zginął, kiedy mordow~no dzi~©ico nie zdążyły być podle, jak bdzieu.
/ Stefani.:i N$y/
Idee wychowawcze Dr Korczaka przejął w dużej mierze dyrektor Kazimierz Lisiecki, współczesny pedagog, ceniony niezwykle kierownik jednego z .podwarszawskich Domów DziB~ka., zw,:;,_ny popularnie "Dziadkiem".
Tu trzeba zrobić uwagę, że· 11 ceniony pow,:;z·echnie" nie znacźy bynaj- - mniej doceniany przez swoje~wladze zwierzchnie. I dlatego właśnie o zielone światło dla jego reformatorskiej dzialalń.ości, odbiegają~ej
od utartych szablonów I musiała walczyć pra.sa i li tera:tura. I trzeba
powiedzieć, że dwa utwory poświęcone· je:go osobie, "Wi~,;-i'i6rcż-~11 i
"Honorowy łobuz" Hariana Brandysa walnie przyczyniły się do pozcsta- wienia "Dziadkowi" wolnej ręki
w
jego makarenkowskich metodach wy- chowawczych./ew. przytoczyć fragment z "Honorowego lobuza"-strolll/
Literatura wspomnieniowa poświęcona czasom szkolnym r.ajcz~ści~j mówi· o nauczycielach bezimiennie. Tak wspomina swcich nauczycieli
Makuszyński
w "Bezgrzesznych latach"~ Parandowski w"Słone c znym
z.q- garze", Mic~al Rusinek w "Młodym wietrzett, Andrzejewski w "Książce dla Marcina", Jan Wiktor w ''Okruchach wspomn.ień'' i inni. Aż szkoda, że owej ciepłej nucie. płynącej z serca wezbraneg„ uczuciem dla pi6rw- szych przewodników po oceanach wiedzy - nie towarzyszy konkretne naz- wisko.Z tym większym zaintere~ow~niem czyta się wspomnienia znakomite- go rysownika i karyk~turzysty, J~rzego Zaruby, kt6ry lekkim pićrkicm kreśli plastyczn9 sylwet.ki swoićh wychowawców z okresu młodości spę
dzonej w Kije.de.
Oto niezrć-wnany ksiądz kanonik Olędzki, t.en sam kapitalny dusz- pasterz, którog-~ uwiecznił również inny Kljcwianin, Paustowski, na kartach swoich "Dalekich Lat" 6
. -
"Był -;~ csiem1ziesięciol~tn.i ol't·rzym9 posh~g-.lją~y się srebrr.ą
tabakierką, jako przyrząde:n d:" wpaja.nici. ~:.-.ót cł:!"'Z'?·ŚcijF1.ń;;:~i~~h i uez- niowskich. Posiada! bod.aj ż.13 :.t,?.j wi ększ~ k3.k·sz~ n::1 śvti~ ~i$, kt Ć:'."3 sta- le z sobą nosił do klasy ł żeby m:i " nie z.r::Jtleni li w szat!1i ". Uczył
niewiele, czas lekcji schodzlł !".,a drz~mce, nn opowie.da~iu dykteryj rut i na "wyrywaniu" z katechizm":.t'ł Zamiast stawiania złych 3topni bil po- Prostu tabakierą po łapacho Na plask - znaczyło źle, kantem - b~dzo źle. Właściwie stopnie uczniowie stawiali 80bie śami, kiedy ksiądz
Olędzki drzemał, Miał
o~,swegostałego
dryndziarza, który gowoził
\Po Kijowie od jednej szkoły do drugiej<· W czasie jazd.y trzymał go pa- rasolem za kołnierz , żeby nie wypaś6, a za każdy zbyt dotkliwy wstrząs dawał mu potężnego szturchańcac Utarło si~, że uczniowie,_znając dok- ładnie marszrutę jego wędrówek po szkołach, przypinali mu w czasie lekcji pod pelerynkę sutanny liściki miłosne do znajomych pensjonarek tej pensji, do której się bezpośrednio p~ r.aszej l~kc.ji ~dawał. Kie- dyś wszystko się wydało ł Awantura ! Krzycząc: " A łajdaki, pocztylio- na sobie ze mnie zrobili" p~ścił w ·ruch sw0ją tabakierę" •••
Nauczyciel~ to nie tylko wychowawca dzieci, sternik wielkiej nawy wypełnionej rozkrzyczanym drobiazgiem, czy gromadą rozhukanych wyrostków. To również psycholog, który delikatnie musi pod~hod.zić do trudnej sprawy dojrzewania i rozwiązywać często jakże zawiłe zatargi na tym tle między uczniem a jego domem rodzinnym. Zdarza się bowie= i tak, że młodzież brutalnie traktowana przez despotycznych rodzi~6v
pierwsze tajemnice swoich SP.~C powierz~ raczej wychowawcom
w
szkole •..
U~zennice ZWlasz~za - egzalt:)WW..e i sentymentalne podlotki - szuka-
ją zrozumienia u ukochanE:j "parJ. 11 ze swej klasy.
" Gdy pcd fart,uszki~m piersi znienacka wyrosnci, a w nich C·OJŚ pukać zaczni,e jak dziwny zegarek
gdy prze.~talo się darzyć r..aiwną miłością
na~czycielki & p~nę Felicję i Klarę -
gdy maj szesnas-ty w życiu zapachnie jaś~inam,
a dzieciństw·:> dogasa, jak świecy ogarek,'
wt~dy C> ja..1.c ~·ad największy - znagla się zac~yna jedyna i ps~miętna. wiosna pensjonarek.
Na ciężkim drzewie serca już rosną owoce
słów n~_jsł.oiszych., -.;.pojnych jak ez,erwone wino -
Miłość jesztiz~: nie przyszła - choć w gorące noce
zagląda
w
~ny błękitną twarzą Valentina.Jeszcze trzeba się pytać nieba, gwiazd i wiatru, gdzi~ jcaj czekać. któr*:·~.y na sp•:itka.nie wybieo?
- A mcżr9 nią jest właśnie t~n aktor z teatru 1 ·
co ma głos brzmiący słodziej niż m~lodia skrzypiec?
A może t~.n marynarz wysmukły i śniady,
którego c~dzień mo~a kolo Wilczej spotkać?
Albo pan w meloniku-~ jak l:a:rabf~a z ballady·
o oczach Cherułiina i u.s-tach PiaJ;>rota ?
W małych sercach fantazja dziwni~ ple~ie baj ki 1 w bohater6w z powieści przechodniów zamienia - Wieczorem na przechadzkę idą pensjonarki w tajemniczy tłum wędką zaxzucać spojrzenia.
Już miasto zaczarował blask łatani mglisty -
świetlna reklam~ kina ciemności rozdarła:
pójdą na. ~c,t,;,grafie popatrzeć artystów
i zachwyt ciepłą falą podpłynie do gardła •••
Potem na Mazowiecką pospi,3szą ciekawe,
zajrzą w okna ~ukierni - zdziwią się jak dzieci - bo oto przy stolikach piją czarną kawę
jak naj zwykłej si ludzie •• prawdziwi poeci.
Potem pójdą w Aleje pod drzewami marzyć,
w zbożnym skuphmiu słuchać ptasie~ rczho·.ror6w •••
I tutaj je dogo~i zgubiony towarzysz,
- b€zdomny smutek pustych dziewczę~ych wieczor6w •••
W parr..ym powi(?trzii mgli.stym srebrem się rozsnuje,
ciepł~rm maj owym desz--:;zem t.'!ich;itko z apla.cze -
Zdziwią Eię se.ro~ ~obi~ - i n~gle poczują,
że późno i że trzf-!ba już do domu wracać.
Szybkim k.r,::ki~m przeb:'.A~:l p!"M7. pcdw6rze mokre, jakby j~ąś tęsknotą gnSl1.1.!aJ b~zlmiA!mą ....
- Potem na g-5rz~ dług, przy otwartym oknie oczami łez _pelr.:ymi będą patrz~ć w ciemność.
/ "i'iiosna pensjona.rf.!k" E.fmryka Łazowertówna/
In..~ego rodzaju s~btelności wymaga nauczanie dorosłych. Ileż tu trzeba taktu, opan~wania i jaki~goś pozornie bezosobistego stosunku, aby dorosły ~.nalfa.beta; decyiu.j ąoy się przyjść w zaawansowanym wie- k~ do "dziecinnej szkółki e, ."1.ts cicz~wał ~pokorzi;lnia i śmieszności. Jak serdecznie bronić g:, trz&1-ia przed 1::T::lzącym f;ię w nim samym uczu- ciem wstyd.~.
•1 Ja, A~.-.na Żywic!, nie t.i.miah.m czytać
I nie umiałam pisać. Żyłam §Iepa.
Starej kobie~ic, ~-~~o mi do ręki.,
Jak iziecku, elementarz, zeszyt, plóro.
'·
Wstydu najadłam się, lecz nle ··żałuję.
Tera~ jut czytam d.03yć gladb:, .1:;:;iąf.ki,
Gazety. Przeit:zyta.łam °Faracr..a"
"Chaman, "Anielkę", "P;:uia Tadeusza''•
I powieść o tym, co się dzi~iaj dzieje.
Ty-tuł':4 nic p3.miętt-un, Goście mili
Wcho:!zą do izby mojej, cym przy świetle
Naftowej b.mpy zapragnęła na:r.az
Żyć życiem innych, być t~ i gdzie indziej,
PatrT~:ć, jak ryb~.k sie:ć zapuszcza w wod~, Jak słońce pali w piaskach pustyni,
Płak.g,ć nad lofl~m ludzi zmarłych dawno
Ci ludzie z książek - nigdy nie uwierzę.
WydaJe mi się, że ich dawno znałam,
Nieb'l nad nimi, jak po deszczu świeżeu.
Ja, A..~na Żywicl, ten list z serca piszę,
Z dalska przesyłając pozdrowienie
Ludowej władzy, która mnie z ciemności V--;prowa.dziła na światło 1 gdzie lud.zie
Równi 5ą pracą, g1.zie owoce z drzewa wspólne są, Lydlo, rola, traw pokosy I w bibliotece gminnej książki, które
Są niby kwiaty i F-ą jak owoce.
/M. Jastrun "Li~·:. AYJ . .ny Żywic!"/,,
O powszechnym w naszym kra.j:.t pędzie do ziobywania wiedzy nawet i w późnl·ejszym wieku można mówić nie tylko patstycznie• ale także i na
wesołe, jak to czyni Wie;j ław Brudziński w humore3ce 0U c zenni ca tJ,
"Kieiy mi ż~,...,;:,
J•-'W'łrli w dwa miesiąc~ p~ Śluci.e oświacJ.zzyła, że wzięła do zupa
d w i e kalafiory i że samoch6i jedzie właśni~ przez s z o s wstałem i stwierdzilc;m. że tak da.l~j być nie nnże„
'
- Mówi się dwa k~laficry i przeeiei kRidy tak wiP.
t. a s z o s a , a nie ten szos. To
- Ac~ to jest żak? - rzekła nieśmiało.
Zatkał,:, mnie„
- Tf:go nawet nie wie.sz ? Nie u~zyli cię tego w szkole? No, m6w - rzek-
łem łagodniej, widząc, że ma j~.J.ż łzy w oczach.
cr~zyli - odparła dc.ho - ale to już tak dawno •••
- N: a co przez w~jnę robiła,?
Prz'=z wojnę musiał.am pra.cowac w fabryce. A nasz majster przypomniał.a
...
sc,b!.e - zawsze m5wil szo5. A on był bardzo stary i wszystko wiedział.
Aha!
...
~ Od jutra pójdziesz do szkoły - rzekłem. Ile miałaś lat, jak wojna wybucr..la?
Czte1·n.aście -
No to zapiszę cię do siódmej klasy.