E C H O
P A R Z N A
❖
<8>
<0 <g> <g> <jj> <■»
<s>
<s>
<s>
C Z A S O P I S M O P ER J OD YC ZNE
po św ięcon e rozszerzan iu cz ci świąt.
WANDY MALCZEWSKIEJ
K O ŚCIÓ Ł, P A R A F J A L N Y W P A R Z N I E .
P A R Z N O
P O W I A T P I O T R K O W S K I P o c z t a B e ł c h a t ó w
<s>
<s>
<» «<8><3><»
<s>
«>
❖
Z e s z y t 1. R o k 1 9 3 4 .
TREŚĆ ZESZYTU:
S tr.
Słowo w stęp n e ... 4
W rocznicę u ro d zin św ią t. W an d y ... 5
„W ici o g n is te ” ... 5
W y słu c h a n a p ro ś b a ... 6
W a n d a M alczew ska a dzieci ... 8
Z m oich w spom nień o W andzie M alczew skiej 9 Z ezn an ia i p odziękow ania za o trz y m a n e ła sk i 10 W iadom ości z P a r z n a ... 15
O fia r y ... 15
Rozpowszechniajmy „Echo /. Parzna” i zdobywajmy nowych czy
telników — przez to przyczynimy się do p rzy śp iesze n i procesu beatyfikacyjnego naszej rodaczki.
Każdą zapotrzebowaną ilość egz^mplarzy-administracja w ysyła pocztą.
R edakcja i A dm inistracja: Parzno p. B ełchatów , woj. Łódzkie, skrz. pocz. 24. — Ks. Dr. Leon Łomiński.
C ena zeszy tu — 30 g r., z p rz e s y łk ą pocztow ą 35.
K onto P . K. O. N r. 153,272.
ZA ZEZW OLENIEM WŁADZY DUCHOWNEJ R edaktor odpow iedzialny: Ks. Dr. Leon Łomiński.
D r u k a r n ia A rc h id ie c e z ja ln a , W a rs z a w a , K rak o w sk ie-P rzed m ieście 71.
Z e s z y t 1. P A R Z N O R o k 1 9 3 4 .
ECHO Z PARZNA
CZASOPISM O PERJO DYCZNE
POŚW IĘCONE ROZSZERZANIU CZCI ŚW IĄTOBLIW EJ
WANDY MALCZEWSKIEJ
WANDA JUSTYNA NEPOMUCENA MALCZEWSKA
urodź, w Radomiu 1822 r. 15 m aja, zm arła 1896 r. 26 w rześnia w Parznie. W r. 1870 dn. 15 sierpnia przyjęła III Zakon 0 0 . Ma- rjanó.w Białych, jako S iostra S tanisław a K ostka, M arja od św. Ho- stji. „N ajm ilszą i najpożyteczniejszą w izytą m oją było odw iedza
nie P an a Jezusa ukrytego w N ajśw . Sakram encie i P. Jezusa cier
piącego u chorych. D latego moim symbolem jest krzyż z Różań
cem, lekarstw o i pożyw ienie dla chorych!”
(Słowa W andy).
S Ł O W O W S T Ę P N E
G orliwy i zasłużony kaplan-m isjonarz, wydawca i autor licz
nych dziel, jak rów nież czasopism katolickich, a prżytem czciciel św iąt. W andy M alczew skiej, ks. A lo jzy M ajew ski, będąc w ostat
n im roku w P arznie, oświadczył, że bardzo byłoby poządanetn, aby w P arznie, u grobu świąt. W andy pow stało ognisko, skupiające w sobie i rozsyłające szerzej promienie czci dla W andy M a l
czew skiej.
Zachęceni inicjatyw ą ks. A l. M ajew skiego, podjęliśm y tą m yśl i przystą p iliśm y do pracy.
Z now ym rokiem 1934 robimy w stępny krok.
D rukujem y pierw szy num er „Echa z P a rzn a “, które m a być właściwie dalszym ciągiem „Echa pośm iertnego“ o świąt. W a n d zie, redagowanego p rze z ś. p. ks. prałata G. A ugustynika.
„Echo z P a rzn a u jest pism em poświęconem szerzeniu czci W a ndy M alczew skiej; podawać zatem będzie: wiadomości o jej życiu , laskach doznanych za jej przyczyn ą , o wycieczkach do jej grobu, wydawnictwach ukazujących się i t. p.
M am y nadzieję w Bogu, że nie będzie to num er pierw szy i ostatni. S zyb sze ukazanie się wydania następnego zależeć jed
n a k, w niem ałym stopniu, będzie od tych, dla których wyniesie
nie na ołtarze naszej rodaczki świąt, służebnicy W andy M alczew s k ie j — nie jest rzeczą obojętną.
R E D A K C J A .
5
W ROCZNICĘ URODZIN ŚWiĄT. WANDY
Sto jedenaście lat, Ja k cudny kw iat, W y kw itnął z ziem i N a ten świat!...
] zaczął szerzyć cudną woń, L u d o w i podał bratnią dłoń, Siejąc wśród chat oświaty siew!...
W onią sw ą gasi B oży gniew!..*
P olska to stokroć-śnieżnobiała, Po n a szych łanach się rozsiała
/ sieje Mlask N iebiańskich łask.
M iano Jej: W anda!...
T ytu ł: D ziewica!...
Cnota Jej: ziemię, Niebo zachw yca!...
Janina Marja Chojecka.
„ W i c i o g n i s t e ”
W ici ogniste ślem po całym kraju!...
Niech one lecą w dal, niech w coraz liczniejszych sercach ro z
niecają ogień miłości dla tej, która w szystkie bóle i troski n arodu w swem sercu skojarzyła, a którą pragniem y jak n ajprędzej wi
dzieć n a ołtarzach naszych! Niech one lecą w dal, niech gło szą sław ę W andy, Justyny, Nepomuceny M alczewskiej, cichej, kornej służebnicy Pańskiej, która w swem życiu nic wielkiego nie zrobiła, a jednak zdziałała bardzo wiele!...
Z działała bardzo wiele, bo potrafiła siać wkoło siebie nieoce
nione skarby serca swego, w spaniałe perły cichego sam ósaparcia, brylanty słodkich słów swoich...
Niech lecą w dal, niech do jej skrom nej trum ienki w P arz n ie;
rz u cą serca w szystkich rodaczek, by odd:iły hołd należny jej pracy, jej cnocie, jej pobożności, jej poświęceniu...
Niech lecą. Niech do jej stóp rzucą choćby serca tylko W and sam ych, jej imienniczek, na całym obszarze Rzeczypospolitej P o l
skiej żyjących, niech w ich sercach rozniecą p ragnienie cudu...
Niech "w nie w ieją to mocne prześw iadczenie, że ta m ożna p a tronka ich, wszystko u Boga, tak gorąco za życia um iłow anego, w yjednać może!
6
Niech jeden wielki hymn błagalny z ich serc popłynie, dom a
gający się u Stwórcy za jej przyczyną tego znaku widomego, który będzie niezaprzeczalnym dowodem jej świętości!...
Niech ten hymn przebije obłoki, niech w zruszy serce n a j
lepszego Ojca, niech je ku ziemi naszej skłoni, a wtedy za p rzy czyną W and samych, ziemia nasza ukochana, ta ziemia polska otrzym a: N ow ą Słodką, Przem ożną Orędowniczkę w Niebie!
Lecz aby się to stało, aby to pragnienie nasze ziściło się, trze
ba ją najpierw dać poznać w kraju!... T rzeba o niej mówić i p i
sać jak najwięcej.
Janina Marja Chojecka.
W y s ł u c h a n a p r o ś b a
Rodzina G. R. w P arznie należy chyba do najbiedniejszych.
Ojciec, człowiek staranny, pracą własnych rą k musi wyżywić żonę i czworo drobnych dzieci. M atka — kobieta religijnie i pobożnie wychowana w domu, w którym pam iętają dobrze postać świąt.
W andy. Przecież rodzice jej całowali z czcią, naw et m ar
twe ręce W andy, złożonej do trum ny. P am iętają dobrze i jej pogrzeb w spaniały i ten płacz szczery wszystkich biednych, -— któ
rym za życia swego niejedną łzę otarła w nieszczęściu, czy cho
robie.
Najmocniej jest przekonana, że tem czem była świąt. W anda za życia dla biednych i strapionych, została i nadal po śmierci.
W szak życie prow adziła święte, czyste, niewinne... W anda nasza, mówi nieraz owa niewiasta, zawsze mi pomoże, ile razy się do niej udam w swoich strapieniach i kłopotach.
Oto obrazek, stw ierdzający praw dziw ość tych słów:
Z araźliw a choroba, tyfus, który przechodził praw ie z chaty do chaty, nie ominął i tej ubogiej rodziny, m ieszkającej tuż za- wsią przy drodze, w skromnym, niewielkim domku. N ajstarszy ich syn, Zygmuś, chłopiec dw unastoletni, pierw szy zaczął niedo
magać. Lekarz, z pobliskiego miasteczka sprow adzony, orzekł i stw ierdził bezapelacyjnie tę ciężką i niebezpieczną chorobę.
G orączka z dnia na dzień w zrastała. Chłopiec czuł się codzień słabszym" — siły go opuszczały — choroba zdaw ała się nie do zniesienia i nie do zwyciężenia. Lekarz naw et zaczął w ątpić w ule
czenie swego małego pacjenta. Były chwile, kiedy dziecko traciło przytom ność, pokarm ów nie przyjm ow ało; głowa bezsilnie pochy-
T
łona na piersi i oczy błędnie utkwione w jeden punkt — zdaw ały się zwiastować rychły zgon. W tym też stanie p rz y ją ł ostatnie sa- kram enta św.
Kiedym odwiedził biednego Z ygm usia tego samego dnia, w jakiś czas potem, była już późna godzina wieczorna. W cho
d zą c do m ieszkania, oczom moim przedstaw ia się widok — na jed- nem łóżku sm acznym snem śpi troje dzieci: to dwaj braciszkowie chorego i najm łodsza siostrzyczka — przy stole siedzi z o p artą głow ą na dłoniach ojciec rodziny — i też już pogrążony we śnie, zmęczony całodzienną p ra c ą — z kominka wydostaje się czerwono- blade światło z niedopalonych jeszcze głow ni — tylko jedna m atka czuwa, choć ma za sobą już kilka niedospanych nocy w drugiej izdebce p rzy łóżku chorego klęczy na podłodze cała skulona i czołem zdaje się sięgająca podłogi — modli się, w ręku przesuw a paciorki koronki, czy różańca. Po przez łzy ptyn ? jej słow a w śród tej ciszy nocnej... Święta M ar jo M atko Boża, módl się za nami... P rzed fig u rą N iepokalanej na komodzie, błyska sła
be światełko czerwonej lam pki oliwnej, ośw ietlającej ra z po raz jaśniejszym prom ieniem bardzo b lad ą tw arzyczkę chorego dziecka i ręce wychudłe, w których w idnieje obrazek W andy M alczewskiej.
D la strapionej, biednej i cierpiącej matki, ona co takie czułe i tkli
we serce zaw sze miała dla biednych i chorych, i teraz została jedy
n ą i ostatnią nadzieją. W anda św iątobliw a i teraz jej pomoże swojem wstawiennictwem u Boga...
Z polecenia lekarza powiatowego następnego dnia zabrano chorego, naw półżywego chłopca do szpitala. Upłynęło od tego czasu chyba ze 3 tygodnie. . K tóregoś dnia o wczesnej godzinie rannej w krypcie W andy M alczewskiej klęczy jakaś niewiasta, u b ra n a ubogo, w zarzuconej chustce na głowie. M odli się g o rą co... nie widzi nic, co się wokoło niej dzieje... Po chwili w yciąga ręce, wstaje, podchodzi do trum ny, spowitej w wieńce i kwiaty, i "z rozrzew nieniem , obejm ując ją, całuje serdecznie: „Cóż tu ro bicie o tak wczesnej p o rz e ?“ — pytam się. „P rzy szłam , ojcze d u chow ny, podziękow ać W andzie M alczewskiej za now ą łaskę otrzy- m an ą“ — brzm iała odpowiedź.
Ks. L. Ł.
„W P a r z n le musi kied y ś p o w s t a ć dom p a ra fialn y i o c h r o n k a dla d ziec i im ie n ia Wan
dy M a lc ze w s k ie j. B ę d z i e t o n a j l e p s z y m u w i e c z n i e n i e m jej I m i e n i a i w y ra ź n y m d o w o d e m n a s z e j czci dla n i e j ” .
8
Wanda Malczewska a dzieci
Kościoła katolickiego zaw sze była jedna z najw iększych tro sk , troska o duszę dziecka. Toć i C hrystus P a n tak w yraźnie i do
bitnie wobec uczniów i rzesz, słuchających Jego boskich nauk, d a wał jasne dowody swej iście ojcowskiej troski o duszę dziecka.
W yróżniał ją i staw iał naw et jako wzór i ideał, do którego wszyscy wierni starać się winni dusze swoje upodabniać.
W idzim y też i w życiorysach świętych, ten ry s ^charakterystycz
ny, jak s ta ra ją się nieraz swóje zdolności, zdrowie i talent poświę
cać dzieciom, aby je wychować na chw alę Bożą.
Ten stosunek tak wzniosły, to poświęcenie się i tę troskliwą,, a tak czułą stru n ę w duszy swej dla dziecka, widzimy też w życiu św iąt. W andy. W P arz n ie pam iętają postać tą czcigodną już tylko- n ajstarsi ludzie, z pośród tych zaś niejedna już dziś siwem wło
sem okryta staruszka, nieraz podkreśla to, w spom inając Wandę- M alczew ską, jak to troskliw ie św iąt. W anda zajm ow ała się jej córką, ile razy pieściła ją na rękach swoich, a ju ż kiedy na wsi dow iedziała się o chorem jakiem dziecku, byw ała nieraz przy niem i codziennie, a nigdy nie przyszła z gołemi rękami. Zaw sze oprócz pociechy i serca ze sobą, choćby najskrom niejszy upom inek, p rz y niosła. W szystkie niem al życiorysy W andy M alczewskiej tak pięk
nie podkreślają, że wszędzie, gdzie przebyw ała, jak np. w Żytnie,.
Z agórzu, P arzn ie, zaw sze chętnie czas wolny w letnich miesiącach poświęcała katechizacji dzieci wiejskich.
Niewinne scrca dziecięce odczuwały to dobrze, że tkliw szym i większym uczuciem darzyła ich nieraz W anda M alczewska, niż m atka rodzona. To też nic dziwnego, jak stw ierd zają to jedno
głośnie wszyscy, którzy pam iętają w P arzn ie tą św iątobliw ą po
stać, że najczęściej widywali ją przechodzącą p rzez wieś, otoczoną praw ie zaw sze gro m ad k ą dzieci. U w agi te uzasadnić się d ad z ą łatwo na podstaw ie niezbitych i najw iarogodniejszych źródeł, t. j.
listów zachowanych po W andzie M alczewskiej. Listy te x) p isa ła do małej swej bratanicy Zofji (zam ieszkałej obecnie w Ł odzi), bę
dącej wówczas w szkole. Oto kilka myśli i zdań wyjętych z tych listów:
„P rz y nowo zaczętym •r.oku życzę Ci, kochana Zosieczko, że
byś go p rzepędziła szczęśliwie, na ch\yałę? Boską*, pociechę matce i rodzinie, i sta ra ła się dobrem spraw ow aniem wywdzięczyć s ta ra nia M ateczek (zakonnic), które tak gorliw ie p ra c u ją n ad Jw o je m wykształceniem, a z tow arzyszkam i, żebyś była u p rzejm ą i zgod
ną"... (L ist pisany w Żytnie 7 stycznia 1884 r.). ,W innym liście stro fu je m ałą Zosieńkę, jako najlepsza i kochająca m atka: „ B a r-
1) O dpisy (k o p je ) listó w z n a jd u ją się w re d a k c ji ,Ę c h a ”.
dzom s:ę zm artw iła, dowiedziawszy się od Mamy, żeś Ty dumna_
i zarozum iała. Z astanów się, moja d ro g a Zosiu, ze dum a jest głów nym grzechem , k.órym P. Bóg brzydzi się u możnych, a tem- bardziej u ubogich, a zarozum iałość to tam uje bardzo postęp w naukach, bo pow iad • ją, że zarozum iały nigdy m ądrym nie bę
dzie. M am w Bogu nadz.eję, moja Zosieczko, że się popraw isz.
C ałuję Cię najserdeczniej, polecając Cię opiece Boskiej. Z aw sze calem sercem koch ijęca ciotka W a n d a“ . (L ist pisany w P rzyrow ie, w klasztorze, w czerwcu 1884 r.). W innym jeszcze liście czytamy:
„ J a już jestem trzeci m esiąc w klasztorze; tęskno mi było za Ż y t- nem teraz po święt ch byłam tydzień, m yślałam , że dzieci już się odemnie odzwyczaiły, a tym czasem więcej płakały jak p rz y pierw szym w yjeździe“ .
Ju ż z tych kilku zdań widzimy ten przem iły i serdeczny iście m atczyny stosunek W andy M alczewskiej do dziecka. T aka była ona zawsze. Taką też p am iętają ją jeszcze w P arz n ie w ostatnich la
tach jej życ a.
M iłość w stosunku do dzicci płynęła w duszy W andy M al
czewskiej z miłości bliźniego, ta zaś swoje źródło główne m iała' z n ' w w tej wielkiej, w prost nadludzkiej, miłości Boga.
Ks. L. Ł.
Z moich wspomnień o Wandzie Malczewskiej
Kiedy byłam jeszcze bardzo młoda, m ieszkałam wówczas z ro
dzicam i, m ożna powiedzieć w najbliższem sąsiedztw ie Wandy~
M alczew skiej; często też mieliśmy możność nietylko obserwować, ale: naw et gościć ją w naszym skrom nym domu. Zaw sze prawie- otoczona dziećmi, m łodzieżą i starszem i. M ała, drobna postać p anny W andy, zaw sze była jakby otoczona aureolą świętości. Oczy jej duże, czarne, p rzy rozmow ie przeniknąć chciały duszę tego, z którym rozm aw iała. Temsft rozmowy rozpoczynał się często od sp raw codziennych, doczesnych — kończył się jednak praw ie za
wsze, czy to sentencją jak ąś m oralną, czy upom nieniem p ra w d zi
wie matczynem, czy wreszcie przypom nieniem pewnych praw d re- ligijnych. W rozmowie swojej niejako przykuw ała do siebie.
W szyscyśmy, przy wyjściu jej z domu, z najgłębszem pow ażaniem całowali ją w rękę, jako osobę czci najgo d n iejszą. Ile to razy wi
działam , jak W anda M alczew ska w godzinach popołudniow ych
10
przechodziła d ro g ą z jakiem ś zaw iniątkiem , czy koszykiem, śpie
s z ą c tam, gdzie nędza, głód czy też choroba w darła się do rodziny.
Ileż to ona godzin przesiedziała u łoża chorych, ile łez o tarła bliź
nim smoim. S ądząc z jej choćby ostatnich lat pobytu w P arznie.
m ożna napraw dę powiedzieć o niej: „przeszła p rzez życie, dobrze czyniąc". M iłość bliźniego tak uczynna w życiu świątobliwej W andy płynęła, niewątpliwie, z jej głębokiej i praw dziw ej poboż
ności. Zachowanie się jej w kościele obserwować było można dwa razy dziennie: podczas M szy świętej i wieczornej adoracji. Tak ja k św iątobliw a W anda m odliła się, nie widziałam nikogo d ru g ie
go w życiu swojem. M odlitw a jej w kościele to praw dziw a rozm o
w a duszy z Bogiem. Nic ją nie obchodziło co działo się wkoło n iej; od początku do końca była jakby w ekstazie religijnej. Była też pod tym względem najpiękniejszem zbudow aniem dla nas wszystkich, patrzących na nią. Życie W andy M alczewskiej było piękne, czyste, pobożne, tak ą też była i Jej śm ierć — zgasła w naj- większem uniesieniu religijnem : cicho i spokojnie.
Jej pogrzeb, to nie tyle pogrzeb był, ile raczej trium f i zwy-
■cięzki pochód bohatera-żołnierza. P am iętam , 37 lat temu, ten piękny, pogodny dzień jesienny, tłum y nieprzeliczone i kilku księ
ży tow arzyszyło orszakowi pogrzebowem u. W śród odgłosu pieśni żałobnych, m odlitw gorących, słyszało się, od czasu do czasu w y
razy: „praw dziw ie św ięta". Podczas egzorty wszyscy płakali.
P rz y słowach „W itaj Królowo“ ostatniem spojrzeniem p o żegna
liśmy trum nę ze szczątkam i św. W andy, na którą i słońce jesien
ne, jakoby na pożegnanie, jaśniejszy rzuciło prom ień. Nawet i brzozy nasze cm entarne zdaw ały się płakać czerw ienią całych ki- -ści, spuszczonych sm ętnie w dół po stracie tej „stokroci polskiej‘£.
Zofja W eselińska,
Z e z n a n i a i p o d z i ę k o w a n i a z a o t r z y m a n e ł a s k i
Z e zn a n ie E m ilji Śniadej ze wsi M agdalenów par. P arzno.
Ja niżej podpisana stw ierdzam , że znałam osobiście św iątobli
w ą W andę, byłam wówczas u państw a Siemieńskich w Żytnie za
11
niańkę. W anda M alczewska życie prow adziła bardzo świątobliwe,
•do kościoła chodziła dwa razy dziennie, pam iętam , że zimową po
r ą wieczorem w racała z kościoła z latarn ią w ręku. Byłam rów nież świadkiem naocznym jej cierpień, których doznaw ała podczas rozm yślań męki P ańskiej.
O dw iedziłam jeszcze sam a W andę św iątobliw ą w P arzn ie i tu i otrzym ałam na pam iątkę od niej książkę p. t. „U wielbienia
M a rji“ .
Zeznanie to jako autentyczne za nieum iejącą pisać Emilję v* Ś n ia d ą stw ierdza własnoręcznym podpisem
Ks. dr. Leon Łomiński adm inistrator par. P arzno.
P arzno 30/1V 1933
Z ezn a n ie Siostry M a rji Bernadetty, Felicjanki, przełożonej dom u w W idaw ie, złożone dn. 9 I X 1933 r. w P arznie.
W sąsiedztw ie naszego domu mieszka B. U., który od wojny światowej chory był na płuca. Z każdvm rokiem czuł się gorzej.
K onsyljum orzekło chorego za nieuleczalnego, a jeden z doktorów utrzym ywał, że pożyje jeszcze 2 godziny. Dowiedziawszy się o tem, p oszłam odwiedzić chorego, a rodzinę zrozpaczoną zachęciłam do modlitw y do N ajśw . Marji P anny z Lurd, której na dzień n astęp ny obchodził św iat cały 75-letnią rocznicę ukazania się. Chorego zachęciłam do ufności i prosiłam , by mocno wierzył, że M atka N ajśw . za przyczyną świąt, panny W andy go uzdrow i - - pod w a
runkiem , że po uzyskaniu zdrow ia będzie czcicielem M atki Najśw.
W w igilję uroczystości dnia tego rozpoczęłam nowennę do N. M. P anny za przyczyną świąt, panny W andy o zdrowie cho
rego.
W dniu następnym odwiedziłam znów chorego, a tenże oznaj
mił że dobrze się czuje i chciałby wstać. G orączka zu pełnie znikła, tylko pozostał brak sił. — W tydzień potem wstał z łóżka, a po dwóch tygodniach przy stąp ił do pracy — i do dnia dzisiejszego dobrze się czuje i dobrze w ygląda.
Łaskę otrzym aną za przyczyną świąt, panny W andy M alczew
skiej, ze łzam i wdzięczności, stw ierdzam własnoręcznym podpisem . S. M. B ernadetta Felicjanka.
P arzn o dn. 9/IX 1933 r.
W ładysław a H ibnerów na zeznaje wobec ks. dr. Leona Łomiń- skiego, adm inistratora p a ra fji P arzno, co następuje:
,,W r. 1931 we w rześniu zachorow ałam b. ciężko na nogę — kolano całe m iałam spuchnięte tak, że chodzić zupełnie nie mo-
■
■
głam . M atka moja udała się do świąt. W andy z g o rą cą m odlitwą o łaskę uzdrow ienia, w dniu, w którym M sza św. odpraw iała się w krypcie świąt. W andy (M szę św. odpraw ił J. E. Ks. Biskup Tom czak). Sam a zaś również m odliłam się gorąco tego dnia.
W sam o południe uczułam się zupełnie zdrow ą i z łóżka w sta
łam o własnych siłach, ku wielkiemu, oczywiście, zdziw ieniu wszyst- 1 kich domowników i mej matki, która wróciła po południu z ko
ścioła.
Za co do dziś składam serdeczne podziękow anie świąt. W an
dzie, :oraz p u b liczn i^ ogłaszam , że łaskę w yproszoną otrzyrriałam t
dzięki jej pośrednictw u. ,
Zeznanie to podpisuję w łasnoręcznie
W ładysław a Hibnerówna.
P arzno 9/V 1933 r.
Niegolew, wojew. Poznańskie.
Niniejszym stw ierdzam , że za przyczyną świątobliwej W andy M alczewskiej, syn mój ciężko chory na płuca odzyskał zupełne zdrowie. C horoba postępow ała tak szybko, iż zdaw ało się, że nie
ma już dla niego ratunku. W szystkie zabiegi doktorów nic nie po
m agały, gorączka stale była bardzo wysoka, a choroba płucna gw ałtow nie się rozw ijała. W tem ciężkiem zm artw ieniu udałam się do świątobliwej W andy, prosząc ją o uproszenie zdrow ia dla mego syna, obiecując zaraz jechać do jej grobu, do P arzna. Od tego dnia gorączka zaczęła opadać i choć choroba jeszcze długo trw ała, była już nadzieja uratow ania mego syna. T rzy lata spędził chory w sa- natorjum , dziś jednak jest zupełnie zdrów , a doktorzy utrzym ują, że w płucach naw et niema znaku, że kiedykolwiek chorował. Głę
boko wierzę, że jedynie świątobliwej W andzie zaw dzięczam jego cudowny pow rót do zdrowia. Za tę wielką łaskę, jak i za wiele in
nych, składam świątobliwej W andzie publiczne podziękowanie.
S taram się co rok, o ile tylko mogę, być u jej grobu, aby za powró- cons zdrowie dziecka dziękować i nadal polecać się jej opiece.
W anda Niegolewska.
Autentyczność podpisu stw ierdzam
r
Ks. dr. Leon Łomiński.
P arzno 12/IX 1933 r.
« Łódź, w lipcu 1933 r.
P ew nego dnia uczułam dotkliw y ból w kręgach szyi. Ból za
czął się posuwać, obejm ując część głowy. Zabiegi czynione przeze mnie nie odnosiły żadnego skutku.
12
13
P ani A ndrzejew ska, do której udałem się po radę, oznajm iła mi, że posiada płatki z kwiatów dekorujących grób świąt. W andy M alczewskiej w P arznie. Płatkam i temi obłożyła mi głowę, a sa ma zaczęła się m o d ić . Na drugi dzień byłem zdrow y, ból minął bezpowrotnie.
T ą d ro g ą składam podziękowanie z najgłębszą wdzięcznością Tobie, M arjo N iepokalana i tobie świąt. W ando za wstawiennictwo się za m ną.
Zyg. Stolarz.
Autentyczność podpisu, jak również praw dziw ość wypadku opisanego potwierdzam .
K s. dr. Leon Łom iński.
Z eznanie Klementyny. W ierzbow skiej.
Po stracie męża (kolejarza) zostałam w przykrej i ciężkiej sytuacji, bo słaba była nadzieja na uzyskanie emerytury. W tym czasie w padł mi do ręki kalendarz, gdzie był zam ieszczony krótki opis o świąt. W andzie M alczewskiej, i wskazówki, jak jechać na jej grób, więc pow iedziałam sobie, że o ile uzyskam em eryturę to latem pojadę do P arz n a. Oczywiście, że w krótkim czasie dosta
łam zaw iadom ienie, że choć m ała, ale jest przyznana em erytura, to też starałam się spełnić obietnicę, no i pojechałam na grób, by
łam szczęśliw ą niezm iernie, prosiłam o wiele jeszcze łask, a mię
dzy innemi o uleczenie oczu, dla których niema ziemskiego lekarza i o opiekę nad mojemi sierotam i, co też wkrótce spełniło się, bo św iąt. W anda zesłała mi takiego przyjaciela w osobie zacnej pani Zofji Guzkowej, która p rzy pomocy świąt. W andy wszelkiemi siła
mi opiekuje się mojemi dziećmi. Niezłomnie wierzę w opiekę św iąt. W andy M alczewskiej.
Ciechanow iec Podlaski, 17/12 1931 r.
K ■ W ierzbow ska.
W ielebny Ks. Rektorze!
Śmiem Szanow nem u i W ielebnemu Ks. Rektorowi przesłać te kilka słów, które przeżyw am od kilku miesięcy —; mianowicie.
B ędąc na rekolekcjach w kościele „W izy tek ” , z ust kazno- dzieji usłyszałam o W andzie M alczewskiej, by modlić się do niej i wtedy zaczęłam się bardzo gorąco modlić, „by spełniły się moje zam iary1', a byłam w poważnych kłopotach, i tak się to wszystko przychylnie ułożyło, że zaw dzięczam to w p ro st cudow i, doznałam bowiem tak bezinteresow nej pom ocy, tak zajęto się gorliw ie memi spraw am i, że to w prost przypisuje W andzie M alczewskiej i w my
ślach swych poczytuje ją za świętą, zaw sze z g o rą cą p ro śb ą na
ustach i z uwielbieniem zw racam się do niej. Cieszę się więc, że ona poczytyw aną będzie za świętą, że może ozdobi nasze ołtarze- i może niejedna jeszcze prośba w ysłuchaną przez nią będzie.
P roszę przy jąć wyrazy najgłębszego szacunku i pow ażania.
J. Ostrzycka.
W arszaw a, dnia 18/1 1933 r. j
P rze z pośrednictw o świątobliwej W andy M alczewskiej, na
szej patronki, dużo łask odebrałam — niektóre podaw ałam do K urji Biskupiej w Łodzi.
W tym roku uzyskałam łaskę w listopadzie (17-go 1933 ro- i ku). O pisuję przebieg tej spraw y: W yjechałam 22 lipca do Szczaw
nicy na kurację i do krewnych. Pow róciłam do P oznania 16-gO' października. Podczas mojej nieobecności m ieszkanie, które w y
najęte m iałem u osoby b. mi bliskiej, zostało zamienione na inne.
W łaścicielka zab rała i moje meble razem , aby nadal zam ieszkać ze mną.
Nie doniosła mi o tem, ponieważ nie chciała, żebym przeryw a
ła rozpoczętą kurację i nie chciała abym pakowaniem się męczyła.
D ow iedziałam się o wszystkiem podczas mojego pobytu u krew nych. Pokój był niestosowny, trzeba było albo szukać innego, a l
bo zamienić na inny. A że to p ora była spóźniona i zimno, a nie chciałam zryw ać stosunku z właścicielką, więc pozostałam w p rz e j
ściowym pokoju niesłonecznym i ciemnym 4 tygodnie. Oddałam, się pod opiekę świątobliwej W andy i oczekiwałam co będzie dalej.
Rozpoczęłam szukania pokoju — i znajom e moje zajęły się tem . Położenie moje było bez wyjścia.
Kilka dni pierwej przysłano mi książeczki o świątobliwej W andzie, więc m iałam ufność, że mnie nie opuści (książek tych nie spodziew ałam się). Rano 17 b. m. przyszła do mnie właścicielka z wiadomością, żebym się przeniosła do pokoju słonecznego i wy
godnego, bo zaszły zm iany w jej m ieszkaniu niespodziewane. T yl
ko za sp ra w ą świątobliwej W andy zmieniło się moje położenie.
W tym roku wiosną, daleka moja krew na była bez posady,, a że poniekąd zajm ow ałam się nią, więc szukałyśm y po
sady dla niej. T rudno było o posadę. Z bliskich krewnych nie m iała tutaj nikogo i jest sierotą. Zupełnie niespodziewanie d ostała posadę i dotąd pracuje. O ddałam ją opiece świątobliwej W andy, bo sierota była w rozpaczliw em położeniu.
W iele łask odebrałam przez św iątobliw ą Wandę,, rodzinę m oją bliską oddałam jej opiece. R odzina m oja m ieszka na wsi. W cześnie ojciec rodziny tej um arł, pozostało 5-cioro dzieci i żona. M ajątek mieli na Śląsku, ale po stronie niemieckiej. M u
siała go wdowa sprzedać i wynieść się do W ielkopolski do swej rodziny. Finansow e spraw y były pow ikłane i dlatego nie było h a r- monji w rodzinie. Obecnie syn za ją ł się interesam i i g o sp o d ar
stw em i wszystko się zmieniło na lepsze.
W anda Reków ska.
14
15-
W i a d o m o ś c i z P a r z n a
Pocieszającym jest objawem, że z coraz większą ufnością o różne łaski za przyczyną świąt. W andy zw racają się miejscowi parafjanie. N a ogólną liczbę M szy św., odprawionych w różnych intencjach „za przyczyną świąt. W andy" w P arznie, przy p ad a 75%
zamówionych p rzez p arafjan . Są to M sze św. z prośbą o laski różne, lub też podziękow ania za otrzym ane za przyczyną świąt.
W andy.
Również od czasu do czasu zw racają się listownie p o za m ie j- scowi czciciele W andy M alczewskiej, by w P arzn ie m ogła o d p ra wić się M sza św. w ich intencji.
K rypta świąt. W andy została odnowiona staraniem miejsco
wego księdza w listopadzie ub. roku.
Statystyka z roku ubiegłego wykazuje, że wogó-le pozamiejsco- wych w ciągu roku przybyło do grobu W andy Malczewskiej 516 osób; w tem 181 osoba w intencji uproszenia różnych łask, a 135 osób z podziękow aniem za otrzym ane łaski. Pew na osoba złożyła u trum ny świąt. W andy, jako votum, małe srebrne serduszko.
Z wycieczek jakie przybyły do P a rz n a w roku ubiegłym, m ia
nowicie: z W arszaw y, Piotrkow a, W olborza, Tom aszow a najlicz
niejszą była z Łodzi, licząca 103 osoby, i zorganizow ana staraniem ks. kan. S. Nowickiego, D yrektora Akcji Kat. w Łodzi.
O F I A R Y
N a przyśpieszenie beatyfikacji, pocztą do P arzna w roku ubiegłym, o f i a r ę p rzysła li: Trojanow ska ze Lwowa 3 zł.; Ede- rów na Jadw iga z Lubowia 5 zł.; Lewicka Ludm iła ze Lwowa 5 zł.;
Arkuszewski P rzem ysław 5 zł.; pew na osoba 8 zł.; M ukutow ska z W olsztyna 6 zł. 50 g r.; D roszyńska z T orunia 50 zł.
N A B Y Ć M O Ż N A W A D M I N I S T R A C J I „ E C H A ” N A S T Ę P U J Ą C E K S I Ą Ż K I :
1. Miłość Boga i O jczyzny — ks. G. A ugustynik 2. W idzenia i przepow iednie W andy Malczewskiej
przez ks. Alojzego M ajewskiego 3. W anda M alczewska — ks. Al. Majewski 4. Echa pośm iertne — ks. Al. M ajew ski
zł. 3 .0 0
>7 1.35 yy 1.10 tf 1.10”
16
5. Ku czci W andy Malczewskiej
p rzez Z. W ołowską, Jadw igę i Helenę Siem ieńską ,, 1.50 6. Nowenny do Trójcy św. o uproszenie rychłej
beatyfikacji W andy Malczewskiej 25 g r.
P rócz tego są obrazki i odkrytki z wizerunkiem świąt. W an
d y . K siążki o W andzie M alczewskiej można otrzym ać za zalicze
niem pocztowem w A dm inistracji „E c h a“ .
* * *
R edakcja prosi uprzejm ie o rozszerzanie w śród znajom ych
„ E c h a " i zjednyw anie coraz więcej czcicieli świąt. W andy. W ska- zanem by było przysyłać pocztą do Redakcji adresy tych osób, któ
re, albo łask jakichś doznały za przyczyny św iąt. W andy, albo też wogóle interesują się sp ra w ą beatyfikacji, lub też p ra g n ą poznać się bliżej z tą postacią czcigodną.
D ojazd do P ar zna. — Koleją najw ygodniej dojechać do P io tr
kowa, skąd autobusy co 2 godziny k u rsu ją do Bełchatowa. A uto
bus kosztuje 2 zł. Z Bełchatowa do P arz n a 8 kilom, dojeżdża się ju ż końmi lub taksówką. Z Łodzi najw ygodniej jechać przez P abjanice autobusem do Bełchatowa.
W a d m in ist ra c ji „ E C H A "
n a b y ć m o ż n a k s i ą ż k ą
MATKA BOŻA W KATAKUMBACH
w któ rej a u to r n a p o d sta w ie z e b ra n y ch n a jsta rsz y c h w iz e ru n k ó w M Bo
żej w sztu ce k a ta k u n ib o w e j (m a la r
stw o , rzeźba i m in ia tu ry ) w s k a z u je , że cześć i k u lt M atki N ajśw . is tn ia ł w ko ściele k a to lic k im ja ż w p ierw szy ch w ie k a c h e ry c h rz e ś c ija ń sk ie j. W yda
nie je s t ozdot ne i b o g ito ilu stro w a n e .
Cena egzemplarza zł. 3.—
W k ró tce ukaże się w druku utw ór sceniczny w 4-ch odsłonach
W ROCZNICE ŚMIERCI WANDY MALCZEWSKIEJ
Nabyć będzie m ożna w Administracji „ECHA“
Cena egzemplarza 50 gr*
R edakcja poleca utw ór ten sceniczny ;'ako łatw y do odegrania przez m łodzież w szkołach, stow arzyszen ach i t. p.