Jacek Kubiak
"Mickiewicz i naśladowcy : studium o
zjawisku epigonizmu w systemie
literatury romantycznej", Marta
Zielińska, indeks zestawiła Maria
Domańska, Warszawa 1984 :
[recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 77/1, 351-357
P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X V II , 1986, z. 1 P L I S S N 0031-0514
M a r t a Z i e l i ń s k a , MICKIEWICZ I NAŚLADOWCY. STUDIUM O ZJA WISKU EPIGONIZMU W SYSTEMIE LITERATURY ROMANTYCZNEJ. (Indeks zestaw iła M a r i a D o m a ń s k a ) W arszawa 1984. Państw ow y Instytut W ydaw niczy, ss. 248. „Historia i Teoria Literatury. Studia”. ([T.] 44. K om itet Redakcyjny: J ó z e f B a c h ó r z , M a r i a J a n i o n, J a c e k T r z n a d e l , M a r i a Ż m i g r o d z k a (redaktor naczelny). Polska Akademia Nauk. Instytut Badań L ite rackich.
Marta Zielińska ogląda rom antyzm nie z perspektyw y arcydzieł, jak to się zw ykle dzieje, lecz z punktu w idzenia utw orów niższego lo t u l. Uwaga autorki koncentruje się na pytaniu: co spraw iło, że mimo założeń estetycznych preferu jących oryginalność, indywidualizm , poetycką innow ację znajdujemy w literatu rze tego okresu tak w iele rzeczy wtórnych, niesam odzielnych, tak w iele zbanali- zowanych i stereotypow ych chw ytów . Na pierwszy plan w ysunęła się w ięc k w e stia „zaprogram owanych” w artystycznych doktrynach epoki oraz w „poezji w ie l k iej” m echanizm ów konw encjonalizacji, które zadecydow ały o w yjątkow ym zasię gu i trw ałości romantycznego epigoństwa. W poszukiwaniu czynników sprzyjają cych utrw alaniu się konw encji próbowała badaczka uchwycić również ówczesne reguły społecznego odbioru i funkcjonow ania arcydzieł (i literatury w ogóle).
Przewodnim hasłem porządkującym w yw ód czyni autorka wyobraźnię, nazwa ną „centralnym problemem” rom antyzmu. W yeksponowanie tego pojęcia, rozum ia nego jako szczególna w ładza poznawcza, „im aginatywna intuicja” (według przy toczonego w książce sform ułowania J. Starobinskiego), skupia uwagę na gnozeolo- gicznych w ątkach rom antycznego m yślenia. Wyobraźnia pozwalała przezwyciężyć odczuwany dotkliw ie przez w spółczesnych podział rzeczywistości na „świat w idzial ny i niew idzialny, pierw iastek ludzki i boski, podmiotowość i przedm iotowość (wnętrze — zewnętrzne), świadom ość i nieśw iadom ość, osobowość i św iat” (s. 25).
Taki punkt w yjścia im plikuje szereg zagadnień szczegółowych om ówionych w rozdziale Wyobraźnia i ję zy k . Skoro dostępne dzięki wyobraźni poznanie znaj duje w yraz w dziele poetyckim , to powstaje pytanie o adekwatność językow ego zapisu now ych doświadczeń. N iepow tarzalne, indywidualne doznania mają wyrazić się w języku, będącym tworem społecznym, uogólniającym wiedzę ponadjednostko- wą. Na tym , zdaniem badaczki, polegała immanentna sprzeczność estetyki rom an tycznej, sprzeczność, która na gruncie polskim ujawniła się szczególnie wyraźnie. Nastąpiło tu bowiem w pierwszej fazie nowego prądu ostre starcie z klasycyzm em , reprezentującym zupełnie inny stosunek do zadań poezji. Ustępująca doktryna, dysponując silnie skodyfikowanym i regułam i kształtowania wypow iedzi artystycz nej, zm ierzała m ianowicie do uogólnionego, stypizowanego opisu em pirycznie do stępnej rzeczyw istości.
1 R ecenzow ana praca jest poprawioną w ersją rozprawy doktorskiej napisanej pod kierunkiem M. J a n i o n i obronionej w 1982 roku. Recenzentam i byli M. M a c i e j e w s k i i R. P r z y b y l s k i . Autoreferat ukazał się w „Biuletynie P olo n istycznym ” 1983, z. 1—2.
3 5 2 R E C E N Z JE
Ta sytuacja w alki przyczyniła się do nasilenia się zjaw isk konw encjotw órczych po roku 1830. K iedy po upadku powstania zniknął aktyw ny przeciwnik artystycz ny, osłabła nieufność rom antyków w obec zagadnień w arsztatu, w m iejsce d ysk u sji o języku i stylu na pierwszy plan w ysun ęły się spory o idee. T ym czasem w ykształcona już nowa poetyka koncentrowała uwagę czytelników i n aśladow ców na indywidualnych, sem antycznie nacechow anych w łaściw ościach tekstu (odstęp stw a od poprawności, innowacje słow nikow e, jak dialektyzm y, orientalizm y, a ta k że oryginalna metaforyka). Twórcy min oru m gentium absolutyzowali niektóre, n a j bardziej rzucające się w oczy cechy rom antycznej m ow y poetyckiej, nie p od ej mując złożonej światopoglądowej i filozoficznej problem atyki arcydzieł. Tak jest np. — jak wskazuje badaczka — w balladach powstałych po w ystąpieniu M ickie wicza. Zgromadzone w nadmiarze prowincjonalizm y, zdrobnienia, charakterystycz ne struktury składniow e stanow ić m iały w ystarczającą porękę przynależności do zwycięskiego prądu.
Interesującym w ątkiem pierwszego rozdziału jest też om ów ienie reakcji k la syków na sonety autora S tep ó w akermańskich (podejmując form ę notowaną w tra dycyjnych poetykach norm atywnych, w targnął on zdecydowanie na teren obroń ców starych reguł) oraz w skazanie w szeregu w nikliw ych analiz, skoncentrow anych na zagadnieniach techniki artystycznej, zależności utw orów Józefa Łapsińskiego i Jana Nepomucena Kam ińskiego od krym skiego cyklu M ickiewicza. Tą drogą przybliżona zostaje w licznych cząstkowych konkluzjach odpowiedź na pytanie o fenom en „sonetom anii”, charakterystycznej dla literatury przedlistopadowej. J e den z ostatecznych w niosków brzmi: „rom antycy polscy, tworząc swój system e ste tyczny, rozpoczynali od w alki z silnie zakorzenionymi wzoram i klasycystycznym i. To spowodowało, że rozw ijali swój program »przeciwko« językow i (mając na m y śli racjonalistyczny język poezji klasycznej), ale i tym samym w o k ó ł niego, co ograniczało m ożliwość stworzenia w ramach nowej poetyki »czegoś zupełnie in ne- go«” (s. 93—94). Trafna to konstatacja i w zbogacająca znaną skądinąd tezę, że ro m antyzm dziedziczy świadomość gatunkową przeszłości *. Odnotować trzeba wszakże z żalem, że w tej partii książki nie skorzystano z rozprawy Ireneusza Opackiego o naśladowcach M ickiewiczowskich cyklów son etow ych ·. Autorka znalazłaby w niej, z jednej strony, ustalenia uderzająco zbieżne z tokiem w łasnego rozum owania, z drugiej zaś — propozycje odmiennych problem atyzacji oparte na szerszej bazie egzem plifikacyjnej.
Obraz opisanych dotychczas praw idłow ości zostaje uzupełniony w następnym rozdziale pracy, Poeta i czyte ln ik rom an tyczn y, przez analizę społecznego funkcjo nowania literatury w epoce. Podstaw ow ym w yznacznikiem ówczesnego stylu lektu ry była kategoria „przeżycia” — tak za Zygm untem Łempickim, polskim propaga torem Diltheya, sądzi badaczka. Czytanie odbywało się niejednokrotnie zbiorowo, w odpowiedniej scenerii i aurze. A le także bez tej oprawy, twierdzi Zielińska, św iat książek był dla odbiorców ważnym źródłem doświadczeń poznawczych i egzy stencjalnych doznań. Tak sam o zresztą, dodajmy, i dla ówczesnych bohaterów literack ich 4. C zytelnicy-naśladow cy, pragnąc te sw oje przeżycia utrwalić, sięgali, chcąc nie chcąc, do języka arcydzieł, powtarzając repertuar ich artystycznych środków i obrazów.
* Zob. Z. S t e f a n o w s k a , O przełom ow ości i przełomie romantyczn ym. „Teksty” 1972, z. 5, s. 29—30.
*1. O p a c k i , Z zagadnień cyklu sonetowego w polskim romantyzm ie. W: A. O p a c k a , I. O p a c k i , Ruch kon wencji. Szkice o poezji romantycznej. Kato w ice 1975.
4 Zob. M. P i w i ń s k a , Złe wychowanie. Fragm enty rom anty cznej biografii. Warszawa 1981, s. 68—80.
Innym źródłem konw encjonalizacji dostrzeżonym przez autorkę w perspekty w ie recepcji jest sw oiste dla om awianej epoki zatarcie granic m iędzy życiem a lite raturą. Poezja — jak wówczas zakładano — przedstawiając zindywidualizowany ogląd rzeczywistości i jednostkow e wrażenia, nie może istnieć w oderwaniu od sw ego twórcy. U patryw anie w dziele literackim dopełnienia, sw oistego kom enta rza do biografii nie skłaniało do pogłębionej lektury tekstów. Co w ięcej, trzeba „żyć tak, jak się pisze”, inaczej poezji groziłby fałsz, nie byłaby odsłanianiem prawd osiągalnych dzięki twórczej, natchnionej wyobraźni. Natom iast jeśli koleje życia pisarza układały się w schem at odpowiedni dla spiskowca, kochanka czy żołnierza, to płody jego im aginacji zyskiw ały autom atycznie w yższą rangę. Utwory naznaczonego przez los artysty krążące nie tylko w druku, ale i w obiegu sztam bu chow ym i ustnym nie m iały jednak przed sobą zadania arcydzieł — intelektual nej dyskusji nad problemami sw ego czasu i penetracji niedostępnych inną drogą rejestrów poznania, choć od w oływ ały się do chw ytów i m otyw ów wypracowanych przez literaturę w ysokiej próby. Funkcją produkcji niższego lotu było, jak dowodzi Zielińska, em anowanie takich czy innych stanów uczuciowych, powtarzanie w spo sób uproszczony form uł odkrytych przez w ieszczów. W ielkie dzieła dostarczały — co om awiana praca pokazuje m.in. na przykładzie „gustawom anii’ i epizodów z dziejów m iędzypow staniowej konspiracji — gotowych wzorców zachowań, sche m atów reakcji em ocjonalnych, budując poczucie środowiskowej, pokoleniowej czy w reszcie narodowej w ięzi.
Kolejne czynniki konw encjonalizacji ujawnia następny rozdział, R om antyzm
i mitologia. Czytamy tu: „Stereotypowość twórczości epigońskiej w yw iedziona była
[w poprzednich częściach książki] z w łaściw ości stylistycznych poezji w ielkiej, a konieczność i jednocześnie »bezkarność« jej funkcjonowania — z ukształtowanych pod w pływ em tej poezji stereotypow ych wzorów zachowania. Gdyby pozostać przy takim tłum aczeniu, powstałoby coś w rodzaju błędnego koła (...]” (s. 164). W poszukiwaniu praw idłowości szerszych niż tylko literackie sięga badaczka do rom antycznych koncepcji m itologii, przywołując przede w szystkim poglądy Schel- linga i F. Schlegla. Autorka traktuje przy tym tradycję m etodologiczną operującą pojęciem mitu jako całość, na równych prawach nawiązując do Eliadego i Cassi- rera, M alinow skiego i Barthes’a, F rye’a i innych. Tymczasem — jak czytamy w jed nej z now szych prac o Słowackim — rozmaite sposoby użycia tej kategorii nara stają, „krzyżując [się] bądź w ykluczając, w takim tem pie i w takich ilościach, iż w ydaje się niem ożliw e wręcz zrozum ienie osób, posługujących się tym terminem, a choćby samo zorientowanie się w kalejdoskopie jego znaczeń” 5. Takie nie różni cujące podejście w książce na tem at naśladowców M ickiewicza w ydaje się w pew nym sensie uprawnione, chodziło bowiem o przeprowadzenie w zględnie prostego szeregu twierdzeń: am bicją epoki było kreowanie nowej w ięzi społecznej poprzez zorganizow anie zbiorowej wyobraźni w okół nowej mitologii; wobec cząstkowości i wzajem nej sprzeczności rom antycznych m itów nie m ogło się to powieść, dopro w adziło jednak do powstania silnie spetryfikowanych konwencji, tworzących „nowy, sym boliczny język, nadbudowany nad naturalnym, który zachow yw ał sw oje w łaści w ości kom unikacyjne tak długo, jak długo rzeczywistość nie pozbawiała uznawa nego »m itycznego« schematu w alorów praw dy absolutnej” (s. 191).
W ywody podporządkowane takim ogólnym tezom uzupełniają niektóre z pod jętych w cześniej w ątków i przygotowują rozdział ostatni, Rom antyczne m it y i lite
racka ewolucja, w którym pojaw iają się rozważania o konsekwencjach upadku
powstania listopadowego dla narodowego m itotwórstwa oraz następuje próba na
5 M. C i e ś l a , Mityczna struktura w yobraźn i Słowackiego. W rocław 1979, s. 12.
354
R E C E N Z JEśw ietlenia „epigonotwórczych” okoliczności w ystąpienia drugiej generacji rom an tyków.
Obok zjawisk zauważonych i opisanych przez innych badaczy (zaostrzona cen zura, popularyzatorska funkcja literatury naśladow czej spowodowana ograniczo nym obiegiem arcydzieł) Zielińska wskazuje tutaj na pewne inne czynniki zuboża jące lekturę utworów wybitnych. Pokolenie „młodej piśm ienności w arszaw skiej” interpretowało m ianowicie teksty wieszcze głów nie jako apologię indywidualnego męczeństwa. Redukcja ta tłum aczyła się, jak sądzi badaczka, w spólnym dla w szyst kich debiutujących wówczas pisarzy kom pleksem nieuczestnictw a w powstaniu i tęsknotą za w ielkim , zbiorowym doświadczeniem patriotycznym . Tymczasem w rze czyw istości Królestwa Kongresowego lat czterdziestych narodowe uniesienie można było przeżyć jedynie w nielicznym spiskowym kółku lub w sam otności więziennej celi.
Jak widać z dotychczasowego streszczenia, tak pom yślane studium o epigo- nizmie romantycznym może nieco zaw ieść oczekiwania niektórych przynajmniej odbiorców. Niejeden historyk literatury spodziewać się będzie po takiej pozycji dziesiątków często nie znanych sobie nazwisk, w ydobytych z roczników X IX -w iecz- nej prasy lub z kart zapomnianych tom ików poezji. Szukać będzie, z jednej strony, obrazu krążenia i ew olucji m otyw ów , z drugiej natom iast — w izerunku codzien ności literackiej, czytelniczych upodobań szerokiej publiczności oraz tem atycznych i warsztatowych predylekcji szeregowych twórców. Omawiana tu książka w pełni oczekiwaniom takim nie odpowiada, przywołana bowiem w trakcie rozważań baza egzem plifikacyjna jest stosunkowo szczupła — mniej w ięcej dwadzieścia pisarskich sylw etek, najczęściej będących już uprzednio przedm iotem naukowego zaintereso wania. Ale też — trzeba to jasno powiedzieć — nie o tradycyjną dysertację cho dziło badaczce. Zamysłem jej było, jak w idzieliśm y, by przy użyciu wokabularza z pogranicza różnych dyscyplin (historii idei, teorii procesu historycznoliterackie go, historii i socjologii literatury i innych) odsłonić m echanizm y konw encjonaliza- cji, zarówno te tkwiące w estetycznych założeniach epoki, jak i te, które były odbiciem reguł społecznego funkcjonowania poezji. Pow stał zajm ujący przegląd problemów związanych z twórczością naśladowczą okresu, w którym po raz pierw szy pojawiła się ona w takim nasileniu, pisany z rozmachem i nęcący „system ow o- ścią” ujęcia.
Jednak taka system owa rekonstrukcja nie może, o czym Marta Zielińska w ie, być celem sam ym w sobie. Wypadnie nam w ięc wrócić do ostatniego rozdziału książki, który jest próbą zastosowania wypracowanej wcześniej „teorii” roman tyzmu. Celem staje się tu „naszkicowanie projektu historii literatury zgodnego z przedstawionym [...] m odelem system u rom antycznego, w którym podstawo\vym czynnikiem konwencjotwórczym byłaby zdolność poezji do przekształcania się w pro cesie odbioru w rozumiany absolutystycznie m it społeczny, czynnikiem zaś um ożli w iającym przełom estetyczny — w eryfikacja owego m itu w konfrontacji z rze czyw istością” (s. 193).
Rozważania koncentrują się tu na opisie skutków insurekcji 1830 r. dla lite rackiej ewolucji. N ajistotniejszym z nich były, w oczach badaczki, narodziny m e- sjanizmu. Przedlistopadowy romantyzm w ykreow ał m it indyw idualnego bohatera. Nadał on formę buntowi wobec dawnych norm społecznych i moralnych. Forma ta utrwalała się w powszechnej świadomości, kształtowała jednostkowe zachowania i wybory. Była żyw ym mitem, dowodem pokoleniowej w spólnoty młodych twór ców i czytelników, przygotowując budowę zbiorowego mitu politycznego: „silna potrzeba wspólnego, aktywnego potwierdzenia narodowej tożsam ości wyraźnie prze św iecała spoza maski romantycznych indyw idualistów {...]” (s. 197). Listopadowy zryw i jego upadek uaktyw nił w ięc jedynie i ukierunkow ał proces w pisany już przedtem w mechanizm literackich przemian. Takie sform ułow anie tezy o
znaczę-niu „rewolucji 29” uzupełnia w istotny sposób koncepcję „drugiego przełomu ro m antycznego” w ypracowaną przez O p ack iegoe oraz współgra z obserwacjami mo- nografistki M ickiewicza, widzącej w lirykach rzym skich dowód na to, że zmiany 0 charakterze m istyczno-religijnym nie były w yłącznie skutkiem „ewangelizacji nieszczęścia” po klęsce powstania, że b yły one raczej składnikiem logiki w ew nętrz nego rozwoju epoki 7.
W rozdziale ostatnim nie pojaw iają się jednak pytania, które w przyjętej przez autorkę perspektywie narzucać się w inny same. Zielińska — poza m arginal ną w zm ianką — nie stara się uchw ycić znaczenia lat 1846 i 1848 w rozwoju kul tury i literatury polskiej. A przecież w łaśn ie dopiero po tej dacie wchodzi nasz rom antyzm w zdecydowanie schyłkow ą fazę. Czy wydarzeniom Wiosny Ludów to
w arzyszyło jakieś szczególne uaktyw nienie m echanizm ów konwencjonalizacyjnych? Czy literatura podjęła wów czas próbę zapanowania nad nowym historycznym do świadczeniem ? Czy usiłow ała wprowadzić dziejowe zdarzenia w porządek m itologii narodowej i poetyckiej, jak stało się to z powstaniem listopadowym ? Jak odpo w iedziała np. na rabację? M ickiewicz w prelekcjach paryskich, podnosząc krytycz ne zastrzeżenia wobec skądinąd szacow anej w ysoko Nie-Boskiej komedii, m ówił m.in., że jej twórca „nie docenił charakteru ludu, chłopów słowiańskich w ogól ności. Na szczęście w szyscy bez w yjątku autorzy [...] cenią m oralne przymioty chłopa słow iańskiego. [···] ludu tego nie można by nigdy poruszyć i popchnąć do działania w im ię jakiejś krwiożerczej teorii. Nie można by go uzbroić, obiecując ziem ię i k rew ” 8. Mówiąc to, był paryski profesor reprezentantem szeroko rozpo w szechnionych poglądów. Tym czasem w marcu 1846 Krasiński zanotował w liście do Adama Sołtana: „Dożyliśmy pięknych dni w X IX wieku! Nieboskiej dożyliśmy na jaw ie!” 9 N iew iele jest w historii polskiej epizodów, w których — używ ając sform ułowania autorki recenzowanej książki — nastąpiłaby tak ostra weryfikacja m itu społecznego w konfrontacji z rzeczyw istością, jak w lutym 1846 w Galicji. Takim tropem należało chyba pójść, by analizując refleks wydarzeń 1846 r. choć by u Pola, U jejskiego czy G aszyńskiego, spojrzeć na Wiosnę Ludów i okres bez pośrednio po niej następujący jako na katalizator erozji lub — co też być może — skostnienia rom antycznych mitów.
Niepowodzenie powszechnej rew olucji oznaczało nie tylko klęskę haseł czyn nej w alki, tym dotkliwszą, że przecież intelektualny w ysiłek włożony w w yjaśnia nie źródeł dotychczasowych porażek dać m iał tym razem gwarancję sukcesu. Po ciągnęło ono za sobą uaktyw nienie się procesów rozsadzających system estetyczny 1 św iatopoglądow y polskiego romantyzmu, naruszony już przedtem przez rozkwit filozofii narodowej. Owymi procesami b yły przede w szystkim ekspansja powieści i w zrost rangi sztuk plastycznych. Tow arzyszyły temu coraz śm ielsze przejawy tendencji organicznikowskich, a niekiedy i lojalistycznych. Godziło to w uprzyw i lejow any status dziedzictwa w ieszczów, było — zdaniem niektórych — zagrożeniem dla zbiorowej świadom ości, a w ięc i przyszłego odrodzenia. Tak przynajmniej od czytał tę sytuację Julian Klaczko. Uznał on spuściznę w ielkich twórców za naj w yższy wzorzec estetyczny i etyczny, za gwaranta narodowej tożsamości. Koncepcję
β I. O p a c k i , „Ewangelija” i „nieszczęście”. W: Poezja romantycznych p rze
łomów. Wrocław 1972.
7 Zob. A. W i t k o w s k a , Mickiewicz. Sło wo i czyn. Wyd. 2. Warszawa 1983, s. 103— 104.
8 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wyd. Narodowe. T. 11. Warszawa 1953, s. 107. 9 Z. K r a s i ń s k i , Listy do A dam a Sołtana. Opracował i w stępem poprzedził Z. S u d o l s k i . Warszawa 1970, s. 489.
3 5 6 R E C E N Z JE
taką w yłożył w sw ych w ystąpieniach na łamach „Wiadomości Polskich”, czoło wego organu czartoryszczyków. Tworzyło to aurę wyrozum ienia i pobłażliwości dla pisai stwa miernego, byle tylko naw iązyw ało ono do norm stworzonych przez a r cydzieła 10.
Tendencja do petryfikacji tradycji — istotny czynnik epigonotwórczy — m iała oparcie w pew nych wątkach Χ ΙΧ -wiecznej filozofii. Chodzi tu o Heglowską tezę 0 końcu sztuki. Jej echem były poglądy Georga Gervinusa. Sądził on, że k lasyka weim arska stała się szczytowym punktem rozwoju literatury niem ieckiej. T w ór czość Goethego i Schillera była w zlotem porów nywalnym jedynie z doskonałością sztuki greckiej. Była ona św iadectw em niezwykłych sił, które w ezbrały w narodzie 1 które rozwinąć się mogą tylko w nowym , zjednoczonym państw ie niem ieckim n . Ten paralelizm sytuacji ojczyzny Fausta i ojczyzny Konrada, uwidoczniający się w zestawieniu poglądów Gervinusa, animatora „Deutsche Zeitung”, głównego pism a liberalnych N iem iec w dobie Wiosny budów, oraz jego młodszego, choć bardzo bliskiego redakcyjnego współpracownika, Juliana Klaczki, godny jest odnotowania. Przypomina m.in., że widzenie zagadnień estetycznych przez pryzmat politycznych realiów nie było w łaściw ością wyłącznie polską.
Jak w ięc widać, referowana tu dysertacja eksploatuje bardzo obfity m ateriał z założenia jedynie w yryw kow o, w zakresie, w jakim przystaje on do przyjętego obrazu „system u”. Przy takiej koncepcji pracy ryzyko powstania niedom ów ień w rodzaju w skazanych wyżej jest zawsze bardzo duże. Wszystko, co tu pow iedzia no, nie podważa jednak zdecydowanych w alorów omawianej książki. Przedstawiono w niej bowiem w ielostronnie mechanizmy konwencjonalizacji poezji romantycznej na różnych poziomach: od doktryn, przez praktykę pisarską, po społeczne funkcje sztuki słow a w epoce. Przedsięwzięcie tak zakrojone stawia przed badaczem w y sokie w ym agania. Musi on w ykazać się nie tylko analityczno-interpretacyjną w ra żliw ością i spostrzegawczością (których św iadectw a znajdujemy zwłaszcza w p ierw szych partiach omawianej książki), ale i rozległością metodologicznych horyzontów (dokum entowanych przez Zielińską w całości wywodów). N iedosyt w ynikający z fragm entaryczności rekonstrukcji nie zmienia faktu, że mamy do czynienia z po zycją, która długo figurować będzie na liście ważnych lektur teoretyka procesu historycznoliterackiego i historyka literatury.
Na zakończenie powiedzieć trzeba jednak o innym jeszcze niebezpieczeństwie stosowanej w Mickiewiczu i naśladowcach metody. W obszernym wstępie, a jeszcze wyraźniej w rozdziale R om antyzm i mitologia autorka buduje sw ą argumentację, odsyłając do w ielu — niekiedy dość odległych i m etodologicznie heterogennych — ujęć. Pow staje obawa, że nie w szystkie z nich zostały przem yślane do końca, że nie rozważono w szystkich oferowanych przez nie m ożliwości. Zobaczmy, w jaki sposób m onografistka problemu epigonizmu przywołuje koncepcje Jaussa. S tw ier dza ona ograniczoną tylko użyteczność estetyki recepcji do w łasnych wyw odów . Jaussa interesow ać ma bowiem jedynie „fenomen arcydzieła i jego historii, do prowadzającej je do stanu »klasyczności«”, przy pominięciu zagadnienia konw encjo nalizacji (s. 13— 14). Jest to prawdą o tyle, że tezy tego literaturoznawcy form ułowa ne są często na wysokim stopniu uogólnienia i nie zawsze nadają się do natych
10 Zob. Z. T r o j a n o w i c z o w a , Julian Klaczko — w spółtw órca polityki kul
turalnej Hotelu Lambert. „Pamiętnik L iteracki” 1978, z. 3. Zob. tej samej autorki: Ostatni spór romantyczny. Cyprian Norw id — Julian Klaczko. Warszawa 1981,
s. 52—74, 117— 153.
11 Zob. G. G. G e r V i n u s, Schriften zur Literatur. Hrsg. G. E r 1 e r. Berlin 1962, s. X X I—XXII, 307—314.
miastowej praktycznej aplikacji. Niem niej prace jego i jego zwolenników mogły chyba dostarczyć pożytecznych im pulsów.
Dla „recepcjonistów ” bowiem utwory tryw ialne i epigońskie, kicz i zjawiska pogranicza estetycznego są bardzo ważnym terenem naukowrej penetracji. W syn tetycznym szkicu om awiającym metodologiczne założenia tego kierunku czytamy, że zyska on dopiero w ówczas społeczną doniosłość, gdy zrezygnuje z selekcjonow a nia tekstów w edług utrwalonego kanonu klasyków i norm, gdy „przyjmie per spektyw ę publiczności czytającej dla w yłonienia kryteriów doboru materiału i skutkiem tego badać będzie rzeczyw iście czytaną literaturę [„den tatsächlich kon
sumierten Lesesto ff”]. Dopiero gdy badania przestaną wychodzić od norm »kultu
ralnie i literacko« dominującej w arstw y społecznej i staw iać w centrum w yłącznie »literaturę wysoką«, która normy te spełnia, dopiero w ów czas zacznie się nauka niedogmatyczna i »demokratyczna«” 12. Praktycznym spełnieniem tych postulatów są publikacje przedstaw icieli szkoły 1S.
Sam Jauss zresztą mówi o „sposobach recepcji nie ukierunkowanych na dzie ło”, nazwanych „czytaniem plurale ta n tu m ”, które neguje pojedynczy utwór, „aby czerpać podniety z rozpoczętej już wcześniej gry o znanych regułach i nie znanych jeszcze niespodziankach” 14. Być może spojrzenie na poezję naśladowczą z użyciem tej kategorii okazałoby się instruktywne. Mogłoby też uwolnić autorkę od am biw a- letnego stosunku do przedmiotu obserwacji. Zielińska odżegnuje się od deprecjo nowania epigonów jako artystów pozbawionych talentu, głosi, że byli oni zdeter m inowani datą urodzenia i debiutu (epigonos — 'później urodzony’), zachowuje jednak opozycję pisarstwa w ielkiego i m ałego, w ybitnego i miernego.
Natom iast perspektywa niezależna od „kanonu norm i k lasyków ” nadaje w y raźną jedność procesowi historycznoliterackiem u. Działalność czytelników-epigonów wprowadza estetyczne i św iatopoglądow e wynalazki utw orów m istrzowskich w sze roki społeczny obieg. Prowadzi do stabilizacji „horyzontu oczekiw ań” odbiorców, do zrównania go z „horyzontem” arcydzieła. Wtedy dopiero staje się m ożliwe nowe arcydzieło, otwarcie nowego etapu literackiej ew olucji. Może nawet nie tylko lite
rackiej? To w łaśnie w jakiejś mierze m.in. dzięki naśladowcom w ieszczów w ycho wało się pokolenie naśladowców belwederczyków — uczestnicy powstania r. 1863, pierwszego w Polsce narodowego ruchu o w zględnie szerokiej bazie społecznej. Pam iętajm y wszak, że w polszczyźnie do drugiej połowy X IX w. słow o „epigono w ie ” jest przede w szystkim im ieniem własnym . Byli to synow ie antycznych bohate rów poległych przy oblężeniu Teb, którzy pomścili ojców w następnej w yprawie 1S.
Jacek Kubiak
12 G. G r i m m , Finfiihrung in die Rezeptionsforschung. W zbiorze: Literatur
und Leser. Theorien und Modelle zur Rezeption literarischer Werke. Stuttgart 1975,
S. 12.
lł Chodzi przede w szystkim o obszerny zbiór pod redakcją H. R. Jaussa Die
nicht m ehr schönen Künste. Grenzphänomene des Ästhetischen (München 1963.
„Poetik und H erm eneutik” 3).
14 H. R. J a u s s , C zyte lnik jako instancja now ej historii literatury. Przełożyła K. K r z e m i e n i o w a . „Pamiętnik Literacki” 1980, z. 1, s. 336.
15 Zob. Epigonowie. W: Encyklopedia powszechna S. O r g e l b r a n d a . T. 8. Warszawa 1861, s. 336. W Słowniku B. L i n d e g o , Słowniku W ileńskim oraz w Słoumiku ję zyk a A dam a Mickiewicza hasła „epigon” brak. Najwcześniejsze z po danych w Słowniku W. D o r o s z e w s k i e g o przykładów użycia słowa w dzisiej szym znaczeniu pochodzą od Sienkiewicza.